Sprawa porwanego Laprasa cz. I
- Sereno, chodź tu szybko! Zobacz! Spadł śnieg! - zawołał Ash, kiedy wstał ze swego łóżka i podszedł do okna.
- Pika-chu! - zapiszczał jego Pokemon, wskakując na parapet.
- Poważnie? Muszę to zobaczyć! - pisnęłam z radością.
Powoli oraz bardzo ostrożnie, ponieważ wciąż byłam jeszcze obolała po ostatniej przygodzie, podniosłam się z mego łóżka, a następnie delikatnie podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Rzeczywiście, Ash miał rację. Cała okolica była przykryta piękną, uroczą, puchową kołderką w kolorze bieli, a z nieba delikatnie spadały płatki śniegu.
- A więc do naszej kochanej Alabastii przybyła wreszcie zima, skarbie - powiedziałam z uśmiechem radości na twarzy.
Ash spojrzał mi w oczy i odparł:
- Na to wygląda. Najwyższa na nią pora. W końcu jest już 15 grudnia.
Tak, rzeczywiście taka data wtedy była. Tego właśnie dnia leżeliśmy z Ashem w szpitalu po ostatnich wydarzeniach, które miały miejsce kilka dni wcześniej, kiedy to pomogliśmy policji aresztować pewną bandę złodziei znaną jako Gang Czarnego Tulipana. Jednak naszej drogiej porucznik Jenny takie zwycięstwo nie wystarczyło. Chciała ona także dopaść szefową tejże bandy, którą okazała się być Domino vel 009 vel Czarny Tulipan, czołowa agentka organizacji przestępczej Rocket. Żeby ją złapać porucznik Jenny wykorzystała Scarlett, dawną przyjaciółkę Asha oraz zastępczynię Domino, namawiając ją do tego, żeby pomogła nam ona ująć swoją panią pryncypał. Scarlett, jako że również wpadła w nasze ręce, nie miała większego wyboru. Albo by nam pomogła, albo poszłaby do paki nawet na kilka lat, tak samo jak jej kumple. W przypadku współpracy z policją mogła natomiast śmiało liczyć na wyrok w zawiasach, a ewentualnie o wiele mniejszy niż ten, który otrzymali pozostali członkowie Gangu Czarnego Tulipana. Niestety, ta jędza Domino okazała się być o wiele lepszym przeciwnikiem niż moglibyśmy przypuszczać. Nie dość, że sama jedna załatwiła cały oddział policjantów porucznik Jenny, to jeszcze próbowała zastrzelić Asha, ale na całe szczęście w ostatniej chwili zepchnęłam go z linii strzału, przez co sama przyjęłam kulę przeznaczoną dla niego. Mój ukochany, widząc mnie ranną, rzucił się w pościg za Domino, która zaczęła uciekać. Stoczył z nią wówczas zacięty pojedynek na szpady. Niestety, parszywa agentka 009 nie uznawała żadnych zasad fair play, dlatego walczyła wykorzystując przy tym zwinność, różne skoki i uniki, a przede wszystkim całą swoją bezwzględność. Wskutek tej walki Ash został ranny w policzek, a ostrze jego szpady uległo zniszczeniu. Mój luby zginąłby wówczas niechybnie, gdyby z pomocą nie przyszła mu Scarlett. Dzięki niej Domino przegrała i oberwała dość solidny łomot, ale niewiele nam z tego przyszło, gdyż i tak uciekła, podobnie zresztą jak jej zastępczyni, którą Ash, ze względu na dawne czasy oraz to, że ocaliła mu puścił wolno, o czym jednak nie powiedział nikomu prócz mnie. Oboje zaś zachowaliśmy ten sekret dla siebie, ponieważ wiedzieliśmy doskonale, iż takie coś kwalifikuje się na pomaganie przestępcom, a nie chcieliśmy, żeby porucznik Jenny straciła do nas zaufanie przez jedną taką sytuację.
Tak więc nasza drużyna detektywistyczna po raz pierwszy nie odniosła pełnego zwycięstwa nad swoim wrogiem. Co prawda mieliśmy już podobne sytuacje w przeszłości, jak choćby ta przygoda z Malamarem, kiedy Dawn została otruta, a Ash z trudem zdobył dla niej lekarstwo. Wtedy to zginęła bliska nam przyjaciółka, Meloetta, która została zabita przez tego nędznego Pokemona z kosmosu, który sam oczywiście zwiał, gdy sytuacja obróciła się na jego niekorzyść. Ash poprzysiągł sobie wówczas, że dopadnie Malamara, a ten zapłaci mu za to wszystko, co zrobił. Jak dotąd jednak ten łajdak wciąż pozostawał wśród żywych, ale przecież co się odwlecze, to nie uciecze, jak mówi przysłowie.
Mimo wszystko nasz sukces w tamtej wyżej wspomnianej sprawie był zdecydowanie o wiele większy niż obecnie, gdyż teraz nasze zwycięstwo praktycznie nic nam nie dawało. Co prawda Gang Czarnego Tulipana został aresztowany, zaś my sami zadaliśmy w ten sposób kolejny cios organizacji Rocket, ale co z tego, skoro szefowa tej bandy i tak nam uciekła, w dodatku eliminując mnie z pracy detektywa i to na przynajmniej kilka ładnych dni? Zresztą mniejsza tu już o moją skromną osobę. Bardziej smucił mnie fakt, iż Ash tym razem ledwie wywinął się śmierci i praktycznie rzecz ujmując tylko cud ocalił mu życie. Cud o kasztanowych włosach, zielonych oczach oraz noszący imię Scarlett.
Po otrzymanym postrzale byłam nieprzytomna przez dwa dni, ponoć tylko raz na jakiś czas się budząc, a następnie znowu zasypiając. Oczywiście nic z tego wszystkiego nie pamiętałam, ale Ash mi o tym opowiedział. Jego obrażenia były zdecydowanie mniejsze niż moje, lecz i on musiał pozostać w szpitalu na jakiś czas, by mu opatrzony ranę na policzku oraz by mi mógł oddać swoją krew, gdyż ja sporo swojej straciłam, zanim mnie zoperowano. Całe szczęście, że oboje z moim ukochanym mamy takie same grupy krwi: 0 RH +. Dzięki temu kiedyś mogłam wspomóc go swoją krwią, a teraz on zrobił to samo ze swoją.
Myśląc o tym wszystkim spojrzałam Ashowi w oczy, po czym bardzo delikatnie dotknęłam czule dłonią jego prawy policzek, na którym to wciąż znajdował się delikatny opatrunek.
- Boli cię? - zapytałam.
- Nie. Na początku mnie bolało, ale teraz już nie - odpowiedział mój chłopak.
- To dobrze. Mam nadzieję, że szybko ci się to zagoi.
- Wątpię. Lekarze mówią, że zostanie mi po tym blizna.
Zasmuciły mnie te słowa.
- Oby nie. Masz takie piękne policzki.
- Mam rozumieć, że z blizną na jednym z nich będę dla ciebie o wiele mniej atrakcyjny? - zażartował sobie Ash.
- Wiesz, że nie to mam na myśli. Po prostu takie coś będzie mi ciągle przypominać o tej niemiłej przygodzie.
- Ale dla mnie będzie powodem do chluby.
- Och, Ash! - zawołałam.
Następnie bardzo mocno się w niego wtuliłam, a on objął mnie mocno do siebie i pogłaskał palcami moje włosy. Przyznam, że bardzo lubię, kiedy to robi.
- Sereno, moja maleńka. Mam do ciebie wielką prośbę - powiedział po chwili mój luby.
- Jaką? - zapytałam.
- Nigdy więcej nie obcinaj włosów.
Spojrzałam na niego zdumiona.
- Czemu teraz o tym mówisz?
- Nie wiem. Po prostu nagle mi się przypomniało, jak je sobie kiedyś obcięłaś na krótko.
- Wyglądałam wtedy brzydko, co?
- Przeciwnie, Sereno. Wyglądałaś bardzo uroczo, ale powiedzmy sobie szczerze. Z długimi wyglądasz o wiele piękniej.
To mówiąc Ash delikatnie gładził palcami moje włosy, mrucząc przy tym delikatnie.
- Moja dziewczyna. Moja mała, Różowa Panienka z włosami koloru dojrzałego miodu i oczami barwy nieba w pogodę - powiedział.
Wzruszona dotknęłam jego włosów, mierzwiąc mu je lekko.
- Mój chłopak. Mój duży, Błękitny Chłopiec z włosami barwy hebanu i oczami koloru orzechowej czekolady.
Po tych słowach pocałowaliśmy się czule, a Pikachu zapiszczał wesoło, widząc to wszystko.
***
Ponieważ obrażenia Asha były o wiele mniejsze niż moje, został on już następnego dnia po wyżej przytoczonej rozmowie wypisany ze szpitala. Niestety, ja musiałam w nim jeszcze pozostać przez przynajmniej kilka dni. Bardzo mnie to zasmuciło, ponieważ obecność Asha obok mnie działała na mą osobę niezwykle kojąco, jednak mój ukochany powiedział:
- Nie bój się, Sereno. Wpadnę do ciebie po pracy, tak po południu. Albo wieczorem. W każdym razie na pewno zrobię to wtedy, kiedy będzie to nam obojgu pasować.
- Mnie tam pasuje zawsze - odpowiedziałam, ściskając go za rękę.
- Domyślam się - rzekł z uśmiechem Ash - Mnie niestety nie bardzo, ale spokojnie. Poleżysz tu sobie trochę, wypoczniesz i zobaczysz, że szybko wydobrzejesz, a gdy już to zrobisz, to wrócisz do pracy, gdzie będziemy się codziennie spotykać. Póki co natomiast masz tutaj wszystko, co potrzeba do dobrej rekonwalescencji. Książkę, gramofon, a prócz tego też moją skromną osobę, która będzie cię odwiedzać.
Te słowa pocieszyły mnie, może niezbyt mocno, ale zawsze, dzięki czemu miło spędziłam dzień. Jednak czasu na czytanie to ja nie miałam zbyt wiele, ponieważ już od samego rana złożono mi sporo wizyt. Jako pierwsza odwiedziła mnie Delia, z którą potem Ash poszedł do pracy.
- No i jak się czujesz, moje kochanie? - zapytała mnie pani Ketchum z nieukrywaną troską w głosie.
- Dobrze, choć żałuję, że nie mogę wyjść i pobawić się na śniegu jak inni - odpowiedziałam.
- Spokojnie, na to jeszcze przyjdzie czas, kochanie. Śnieg tak szybko nie stopnieje, zapewniam cię - powiedziała Delia.
Następną wizytę, jaką miałam, była wizyta mojej mamy. Jak zwykle zachowywała się ona na poziomie. Widać było, iż się niepokoi o mój stan zdrowia, ale zgodnie ze swoim zwyczajem robiła wszystko, żeby mi tego nie okazać.
- A karmią cię tu chociaż dobrze? - zapytała.
- Oczywiście, mamo. Nie narzekam - odpowiedziałam.
- To dobrze. Ale pani Ketchum kazała ci przekazać, że jakby coś, to ona może ci przesyłać posiłki ze swojej restauracji.
Zachichotałam wesoło, gdy usłyszałam te słowa.
- Tak, dziękuję. Jeszcze pomyślę nad tym. Póki co nie musi się ona fatygować.
- To żadna fatyga, Sereno.
- Wiem, po prostu pani Ketchum jest miła.
- Miła? Nie powiedziałabym. Raczej podlizuje się ona swojej przyszłej synowej - zachichotała moja mama.
Ach, ta moja kochana rodzicielka. Zawsze taka sama. Albo śmiertelnie poważna, albo sypie żartami jak z rękawa. Wszystko po to, aby nie pokazać mi, jak bardzo się o mnie niepokoi.
- Myślisz, że jej uprzejmość jest jedynie chęcią sprawienia, abym ją bardziej lubiła? - zapytałam.
- Możliwe, Sereno. W końcu będziesz za jakiś czas żoną jej syna. Pani Ketchum robi więc wszystko, żebyś ją lubiła - odparła na to moja mama - Przy okazji sama cię lubi, czemu wcale się nie dziwię, bo ciebie trudno nie lubić.
- Dziękuję za komplement. Czy te słowa oznaczają, że teraz ty mi się podlizujesz?
- Ja? A niby czemu? Ja nie mam powodów, żeby to robić.
- A szkoda.
- Ja też żałuję.
Teraz obie parsknęłyśmy śmiechem.
Dalsza rozmowa wyglądała podobnie, dlatego nie będę jej przytaczać. Później wizytę złożyli mi Clemont i Max, którzy wybierali się do profesora Oaka.
- Mówię ci, Sereno! To będzie cud nowoczesnej techniki! Zobaczysz! - mówił Max bardzo podnieconym głosem - Będziesz nim zachwycona, gdy już je ukończymy!
- Nie wątpię. A ile zaliczyliście już wybuchów na tej swojej drodze do sukcesu? - zapytałam niewinnym tonem.
Clemont zarumienił się lekko, po czym powiedział:
- Pięć.
- W sumie to sześć, ale ten ostatni był delikatny, więc się nie liczy - dodał gwoli wyjaśnienia Max.
Zachichotałam wesoło, słysząc te słowa. Och, ci chłopcy. Oni dwaj są po prostu kochani, naprawdę. Umieli mnie rozbawić tą swoją słabością do nauki, choć w tej sprawie Clemont zawsze będzie przerastał Maxa.
Później odwiedziły mnie Dawn i Bonnie. Przyniosły mi nieco łakoci, którymi się we trójkę uraczyłyśmy.
- Smuci mnie bardzo, że Ash tu nie przyszedł. Nie widziałyście go? - zapytałam, gdy graliśmy po chwili w Piotrusia.
- Mój brat poszedł pogadać z Misty, która ma podobno do niego jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę - powiedziała Dawn.
- Jak na mój gust, to ona chce go poderwać - pisnęła Bonnie.
- De-de-ne! - dodał jej Pokemon.
Nie wzięłam oczywiście tych słów na poważnie. Co prawda dobrze wiedziałem, że Misty dalej ma wyraźną słabość do Asha, jednak po naszej ostatniej rywalizacji o jego względy dała sobie spokój z próbą odbicia mi go, choć niekiedy przebąkiwała w rozmowach ze mną, że nie wie, co on we mnie widzi. Przestałam jednak na to reagować, ponieważ bardzo dobrze wiedziałam, że Misty ma po prostu taki nieco zadziorny charakter, dlatego też musi od czasu do czasu komuś lekko dogadać. Zresztą i tak ogromną większość swego talentu na tworzenie złośliwych docinków poświęcała ona na dogryzanie Brockowi, który najwięcej padał ofiarą jej złośliwości.
- Bonnie, przestałabyś gadać głupoty! - powiedziała Dawn karcącym tonem, po czym spojrzała na mnie - Misty dostała wczoraj jakiś list ze swoich rodzinnych stron i niewykluczone, że dotyczy on czegoś, co będzie wymagało interwencji detektywa.
- Detektywa, powiadasz? A nie wiesz może, Dawn, o co tam chodzi? - zapytałam zaintrygowana jej słowami.
- Przykro mi, ale nie.
- Szkoda.
- A ja nie żałuję. Wolę nie wtykać nosa w nieswoje sprawy.
- Ja tam to lubię robić - powiedziała Bonnie - Przecież muszę w końcu znaleźć odpowiednią żonę dla mojego brata, a to wymaga wtykania nosa w cudze sprawy.
Zachichotałam wesoło, kiedy dziewczynka to powiedziała. Oczywiście ona miała taki charakter, że uwielbiała wiedzieć wszystko o wszystkim, ale mimo tego była naprawdę uroczą i przemiłą osóbką, także trudno mi było jej nie lubić. Wiedziałam też, że Clemont, pomimo tego, iż jego siostra nie raz przynosiła mu wstyd, to kochał ją ponad wszystko. Zresztą ona jego też, bo przecież gdyby było inaczej, to czy szukałaby mu żony?
Kiedy już obie dziewczyny poszły, to zarazem udostępniły one miejsce przy moim łóżku Cilanowi i Iris.
- Właściwie to chyba powinnam natrzeć ci uszu za to, że tak narażałaś na niebezpieczeństwo życie swoje, Cilana i Maxa, ale mimo wszystko moja radość na widok ciebie całej i żywej jest tak wielka, że nie mam nawet ochoty cię wyzwać - powiedziała Mulatka na dzień dobry.
- Miło mi to słyszeć - odparłam z uśmiechem - Cilan, mam nadzieję, że nie masz do mnie pretensji za tamtą przygodę?
- Nie, w żadnym razie. Ale było by mi bardzo miło, gdybyś tak odtąd raczyła słuchać moich dobrych rad i już nigdy nie narażała niepotrzebnie swego życia na niebezpieczeństwo.
- Jasne. Już ja to widzę, jak Serena słucha twoich rad - mruknęła Iris - Ja też ich przecież nigdy nie słucham i jakoś dobrze na tym wychodzę.
- Raczej powiedziałbym, że masz za swoje - odciął się jej Cilan.
- Lepiej za swoje niż za cudze - odparła na to Mulatka.
Z nimi też miałam ubaw po pachy.
Później odwiedziły mnie Melody i Latias, żeby dodać mi nieco otuchy.
- Zobaczysz, że będzie dobrze, Sereno - powiedziała ta pierwsza - Już niedługo cię wypiszą i wszyscy razem wytarzamy się w śniegu.
Latias pokazała coś na migi.
- Cieszę się, że tak uważasz, Latias - odpowiedziałam jej z uśmiechem na twarzy - Wy wszyscy podnosicie mnie na duchu.
Wieczorem przyszedł z wizytą Ash w towarzystwie Brocka i Misty.
- No proszę, pierwszy skład twojej drużyny się kłania - powiedziałam dowcipnym tonem do mego chłopaka, gdy zobaczyłam całą trójkę.
- Wybacz mi, Sereno, że nie przyszedłem wcześniej, ale Misty miała do mnie pewną sprawę i cóż... Sama rozumiesz - rzekł Ash.
- Pika-pika - poparł go Pikachu.
- Całą winę za taki, a nie inny stan rzeczy biorę na siebie - powiedziała jego rudowłosa przyjaciółka.
- Czyli tak z 40%, bo więcej na pewno nie weźmiesz - odparł Brock, po czym on i Ash zachichotali.
Misty trąciła za to łokciem w brzuch szefa kuchni restauracji „U Delii“.
- Dowcipniś się znalazł. Nie myśl sobie tylko, że jak jesteś doskonałym kucharzem, jedynym i niezastąpionym, to ci wszystko wolno - mruknęła.
- Naprawdę jestem jedyny i niezastąpiony? - zapytał żartobliwie Brock.
Misty położyła sobie dłoń na czole i pokiwała załamana głową.
- Panie, daj mi siłę!
Naszą małą pogawędkę przerwało nagłe wtargnięcie jakieś osoby do sali. Była to dziewczyna w brązowych włosach zapiętych w dwa warkocze, ubrana w żółtą bluzkę, czerwoną spódnicę oraz brązowe rajstopy.
- Och, Ash! Nareszcie cię znalazłam! Cały dzień ganiam za tobą po całym mieście!
- Cześć, Macy - powiedział lekko załamanym tonem mój chłopak, na widok swojej wielbicielki.
- Pika-pika! - zapiszczał równie załamany Pikachu.
- No pięknie! Jeszcze jej tu brakowało! - jęknęła Misty, siadając obok mnie na łóżku - No to cyrk mamy w komplecie!
- Cyrk? - zapytałam zdumiona.
- No tak... Mieliśmy dotychczas prawie cały zespół. Brakowało nam tu jeszcze tylko irytującego clowna, ale jak widzę już go mamy.
Popatrzyłam złym wzrokiem na Macy i dodałam:
- Masz rację. Rzeczywiście mamy już komplet artystów.
- No to zostaje nam tylko otwierać przedstawienie.
- Owszem.
Macy albo nie słyszała tych naszych złośliwości, albo zwyczajnie nie zwracała na to, co mówimy najmniejszej uwagi, ponieważ była wciąż zajęta zalecaniem się do Asha, który najwyraźniej miał wielką ochotę uciec od niej na koniec świata, o czym ewidentnie świadczyła jego bardzo przerażona, a przynajmniej dość zmieszana mina.
- A w ogóle to powiedz mi, czemu ganiałaś za mną po całym mieście? - zapytał po chwili Ash.
- Właśnie! Sama jestem tego ciekawa - powiedziałam groźnym tonem.
Macy popatrzyła na mnie z kpiną w oczach, po czym spojrzała na mego chłopaka i powiedziała:
- Wiesz, Ash... Dowiedziałam się od mojego dobrze poinformowanego źródła, że miałeś niedawno mały wypadek i przebywasz w szpitalu.
- Ciekawe, co to za dobrze poinformowane źródło? - spytała Misty.
- Nie mam pojęcia, ale bardzo chętnie bym je udusiła gołymi rękami - odparłam po cichu.
- A ja pomogę ci ukryć zwłoki, gdy już to zrobisz - dodała rudowłosa.
Tymczasem Macy trajkotała dalej.
- No, ale kiedy udało mi się w końcu przybyć do szpitala, to ciebie już w nim nie było, bo zostałeś wypisany. Wobec tego zaczęłam cię szukać po mieście, ale dopiero teraz udało mi się ciebie znaleźć.
- Jak widzę musisz być naprawdę bardzo zdeterminowana, żeby aż tak uparcie dążyć do celu - powiedział Brock.
- Owszem, nawet nie wiesz, jak bardzo - odparła na to Macy, po czym znowu spojrzała na Asha - Bardzo chciałam się dowiedzieć szczegółów, w jaki sposób trafiłeś do szpitala.
- No, to dość długa opowieść, ale sprowadza się do tego, iż zostałem ranny podczas akcji policyjnej skierowanej przeciwko pewnemu bandycie - wyjaśnił Ash.
- Pika-pika - poparł go Pikachu.
- Ale to chyba nic poważnego, prawda? - spytała Macy.
- Nie. Zdecydowanie nic poważnego. Gorzej oberwała Serena.
Fanka mego chłopaka machnęła lekceważąco ręką.
- E tam, ona! Mniejsza o nią.
- Że słucham?! - zawołałam oburzona.
- Macy, ty jędzo! Ty chyba w ogóle nie masz wyczucia, że o empatii to ja już nie wspomnę! - krzyknęła Misty, równie mocno zdenerwowana, co ja - Serena została bardzo poważnie ranna, a Ash musiał jej oddać swoją krew, żeby przeżyła!
- Naprawdę, Ash?! Zrobiłeś to?! - zapytała podnieconym głosem Macy, patrząc na mojego chłopaka tym swoim cielęcym wyrazem twarzy.
Mój luby uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Owszem, nie chwaląc się zrobiłem to, ale ona kiedyś to samo zrobiła dla mnie i widzisz...
Dziewczyna nie dała mu dojść do słowa, bo zaraz złapała go mocno za obie dłonie i zawołała:
- Naprawdę, Ash?! To cudownie! Ja wiedziałem, że jesteś prawdziwym bohaterem, ale teraz naprawdę mnie zaskoczyłeś! Wspaniały z ciebie facet i każda dziewczyna chciałaby cię mieć za swego rycerza!
- Właśnie, każda... I w tym problem - mruknęłam do Misty.
Oczywiście nawiedzona fanka mego ukochanego nawet nie zwróciła na to uwagi. W ogóle zachowywała się ona chwilami tak, jakby mnie tu wcale nie było, co zresztą nie było dla mnie żadną nowością, bo zwykle tak robiła, ale nie zmieniało to faktu, że bardzo mnie to irytowało. Ogólnie rzecz biorąc zachowanie tej pannicy zawsze działało mi na nerwy, a już najbardziej ta jej głupota. Tak, właśnie głupota połączona z brakiem empatii, jak również też egoizmem, który kazał tej pannicy ignorować moją osobę oraz zalecać się do mojego ukochanego, co właśnie bezczelnie robiła. Chyba zapomniała, iż Ash jest zajęty, albo też doskonale o tym pamiętała, jednak nie brała tego na poważnie. Osobiście uważam, że najprawdopodobniej ten jej mikroskopijny móżdżek nie pozwalał na to, aby przyjęła ona pewne niemiłe dla niej fakty do wiadomości.
Na całe szczęście dla mnie chwilę później weszła do sali pielęgniarka i wyprosiła Macy mówiąc, że na tej sali nie może przebywać zbyt wiele osób naraz. Fanka mojego chłopaka oczywiście nie chciała przyjąć tego faktu do wiadomości i upierała się, aby zostać na miejscu, a kiedy wreszcie zgodziła się wyjść, to chciała namówić Asha do wyjścia z nią. Nie rozumiała przy tym, dlaczego obiekt jej westchnień woli pozostać ze swoją ukochaną. No cóż... Ogólnie Macy sprawiała wrażenie osoby, dla której to nawet obsługa cepa stanowiłaby poważny problem, a co dopiero przyjęcie do wiadomości tak prozaicznego faktu, że Ash ma dziewczynę i to ja nią jestem.
W końcu jednak moja biedna rywalka musiała pogodzić się ze swoją przegraną i wyjść z sali, ale zanim to zrobiła, to powiedziała:
- No dobra, to ja już muszę iść, kochanie, żeby opowiedzieć wszystkim członkom fanklubu o twoim bohaterstwie, ale bądź spokojny, bo jeszcze się spotkamy.
- I tego się właśnie boję - jęknął Ash, gdy Macy już wyszła.
Pielęgniarka, widząc to, odetchnęła z ulgą, iż pozbyła się wreszcie tej wrednej pannicy, po czym dodała, że chce mnie zbadać i dla mego własnego zdrowia lepiej będzie, jeśli na sali pozostanie tylko jedna osoba. Poprosiłam więc ją, aby był to mój chłopak.
- O! Moja piękna, śliczna panno! A może ja mógłbym pozostać przy tobie?! - zawołał Brock, robiąc maślane oczy i łapiąc pielęgniarkę za ręce.
- Słucham? - zdziwiła się kobieta.
Wówczas do akcji wkroczyła Misty, która złapała swego przyjaciela za ucho i odciągnęła go od obiektu jego westchnień.
- Mam lepszy pomysł, Casanovo. Może spędzisz nieco czasu przy mnie i moim wałku do ciasta?!
To mówiąc wyprowadziła Brocka z sali i zostaliśmy w niej jedynie ja, Ash oraz pielęgniarka. Ta ostatnia zbadała mnie, dała mi leki oraz pozwoliła memu chłopakowi ze mną zostać na godzinę, góra dwie. Kiedy już wyszła, to mogliśmy sobie swobodnie porozmawiać.
- Słuchaj, Ash, bo coś mnie nurtuje - powiedziałam - Dawn mówiła mi, że Misty prosiła cię o pomoc w jakieś sprawie. Podobno dostała jakiś list z rodzinnej Azurii czy coś.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Ach, ta nasza kochana Dawn. Zapomniałem, że ona zawsze wszystko musi wiedzieć.
- Jak się podsłuchuje, to się wie.
- Też prawda... No cóż... I tak sam bym ci to powiedział.
- Wobec tego opowiadaj, jak to tam było? - spytałam.
Mój chłopak usiadł więc wygodnie na krześle, Pikachu usadowił się na moich kolanach, a jego trener zaczął wyjaśniać.
***
Kiedy ja i moi przyjaciele kończyliśmy swoją zmianę, a ja wybierałem się właśnie do ciebie, podeszła do mnie Misty i zapytała:
- Ash, mogę cię prosić na słówko?
Popatrzyłem na nią zdumiony, gdy to powiedziała. Rzadko kiedy moja rudowłosa przyjaciółka miała do mnie sprawę, a jeszcze rzadziej zwracała się ona do mnie w aż tak wyszukany sposób. No cóż... Odparłem więc na to, że mam nadzieję, iż to będzie coś krótkiego, ponieważ właśnie wybieram się do ciebie.
- Wiem, że masz obowiązki wobec swojej dziewczyny, ale jeżeli mogę prosić, to odłóż na później odwiedziny u niej i przypomnij sobie, że oprócz dziewczyny masz jeszcze przyjaciół - powiedziała Misty.
- Nigdy o tym nie zapomniałem.
- Odniosłam inne wrażenie.
- No dobrze... O co chodzi?
- Dostałam list z Azurii.
- No i co w związku z tym?
- W związku z tym mam do ciebie prośbę.
- Jaką prośbę?
- To już dłuższa opowieść. Jeśli mogę cię prosić, to usiądźmy w jakimś spokojnym miejscu, a tam ci wszystko wyjaśnię.
Niezbyt mi się ten pomysł spodobał, ale ostatecznie przecież Misty jest moją przyjaciółką i to w dodatku pierwszą, która ze mną podróżowała, więc ostatecznie przystałem na jej propozycję. Poszliśmy razem do kawiarni „Pod Różą“, gdzie usiedliśmy, zamówiliśmy sobie lody i dopiero wówczas nasza serdeczna kumpela przeszła do wyjaśnień.
- Ash, na pewno pamiętasz moje trzy starsze siostry.
Uśmiechnąłem się delikatnie na samo ich wspomnienie.
- No pewnie, że pamiętam. Sensacyjne Siostry Macroft! Trudno ich nie pamiętać.
Misty prychnęła z kpiną, widząc moją reakcję.
- Sensacyjne Siostry Macroft... Też mi coś... Ciekawe, dla kogo są one takie sensacyjne? Chyba dla siebie samych, bo dla mnie to na pewno nie.
Zachichotałem słysząc jej słowa, po czym odparłem:
- Są gusta i guściki, więc nie będę się tu wypowiadał w tej sprawie, ale wiesz... Nie musisz być wobec nich wredna. Ostatecznie zaopiekowały się one tobą, gdy wasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
- Pika-pika. Pika-chu! - dodał Pikachu.
- To prawda, nie przeczę, że to zrobiły, ale przy okazji doprowadzają mnie czasami do szału - odpowiedziała mi Misty - Nie znasz ich tak dobrze jak ja, więc nie wiesz, w jaki sposób one potrafią mi dokuczyć, Ash. Odkąd tylko pamiętam, to zawsze nazywały mnie małą i traktowały jak dziecko. Cud, że w ogóle pozwoliły mi na moją podróż trenerki Pokemonów. Zawsze mi powtarzały, że jestem za mała i nie mam dość talentu, żeby czegokolwiek dokonać. Po prostu załamać się można.
- Musiało cię to wpędzać w kompleksy.
- Gorzej, Ash! Ja po prostu chwilami mam wielką ochotę rozerwać je na strzępy! Jedną po drugiej! I nie zrobiłabym tego szybko, o nie! Ja bym to zrobiła powoli, żeby bardziej je bolało!
Misty przez chwilę dyszała z gniewu, po czym wzięła głęboki wdech i dodała:
- No, ale mniejsza. Ostatecznie są one przecież, jak to powiedziałeś, moimi siostrami i pomimo tego, że czasami działają mi na one nerwy... No, może nie „czasami“, ale wręcz bardzo często, to jednak są one moją jedyną rodziną i kocham je.
- I dlatego właśnie ich problemy są twoimi problemami.
- Otóż to.
Muszę ci tutaj wyjaśnić, kochana Sereno, że widziałem siostry Misty tylko raz czy dwa razy i to już dosyć dawno. W przeciwieństwie do niej nie podchodziły one zbyt poważnie do stanowiska Liderek Sali, bo zamiast tego wolały występować w wodnych pokazach razem ze swoimi Pokemonami, z którymi prezentują najróżniejsze sztuczki. Pewnego dnia, a było to wtedy, kiedy skończyłem podróżować po regionie Johto, siostry Misty zadzwoniły do niej mówiąc, że wygrały one wycieczkę dookoła świata, wobec tego ktoś musi je zastąpić na stanowisku Liderek Sali w Azurii. Więc Misty opuściła naszą drużynę i więcej do niej nie wróciła. Od czasu do czasu jednak moja przyjaciółka znowu podróżuje, tak jak obecnie i wtedy jej siostry zastępują ją na stanowisku Liderki, ale nie specjalnie im się to podoba.
To tak gwoli wyjaśnień, teraz zaś przejdę do opowieści właściwej.
- No więc... O co chodzi? Kiedy tu szliśmy wspominałaś coś o tym, że dostałaś list ze swego rodzinnego miasta.
Misty pokiwała twierdząco głową, po czym powoli wyjęła z kieszeni swoich spodenek złożony na czworo list, a następnie podała mi go.
- Masz. Przeczytaj to, a zrozumiesz.
Muszę przyznać, że naprawdę bardzo mi się podobało zaufanie, którym obdarza mnie Misty, pozwalając mi przeczytać list do siebie. Rozłożyłem go więc i zacząłem czytać.
Kochana Siostrzyczko,
Wiemy, że nie mamy zbyt dobrych relacji ze sobą, ale wiedz, iż zawsze posiadamy do Ciebie ogromny sentyment, a także bardzo dużo miłości. W końcu zawsze będziesz naszą młodszą siostrą i nic tego nigdy nie zmieni. Ale lepiej już przejdziemy do rzeczy.
Otóż pamiętamy doskonale Twojego serdecznego przyjaciela, Asha Ketchuma z Alabastii. Wiemy, że został on Mistrzem Pokemon Ligi Kalos, a także prywatnym detektywem. Czytaliśmy w gazecie artykuły na temat kilku prowadzonych przez niego spraw. Pisała je niejaka Alexa. Być może znasz ją, choć możesz też i nie znać. Ale nieważne, to teraz bez znaczenia. Chodzi nam właśnie o Asha. O ile dobrze wiem, to na chwilę obecną przebywasz w Alabastii i masz wciąż stały kontakt ze swoim starym przyjacielem, prawda? Mamy nadzieję, że tak jest, bo sprawa, o którą chcemy cię prosić, dotyczy właśnie jego.
Na pewno pamiętasz doskonale naszego ulubieńca, Laprasa, którego to mamy od dwóch lat. Otóż wyobraź sobie, że stała się rzecz straszna. Ktoś uprowadził go kilka dni temu. Policja już szuka naszego pieszczocha, ale niestety wciąż nie może go znaleźć. Boimy się, że może ona nic nie zdziałać. Słyszałyśmy, że Ash rozwiązuje zagadki i do tego zawsze mu się wszystko udaje. Być może więc byłby on w stanie rozwiązać nasz problem.
Jeśli zatem możesz, to sprowadź do Azurii Sherlocka Asha. Jeśli jednak to niemożliwe, to powiadom nas o tym, bardzo Cię prosimy.
Całujemy Cię i pozdrawiamy serdecznie.
Twoje siostry
Daisy, Violet i Lily.
PS. Prawdę mówiąc, Misty, to tylko ja, Violet, piszę teraz do Ciebie ten list. Daisy i Lily nie pochwalają mojego pomysłu i uważają, że należy całą sprawę zostawić policji. Ja jednak bardzo się boję o naszego Laprasa, stąd właśnie mój list. Jeśli możesz, przybądź do nas razem z Ashem.
Kiedy skończyłem czytać spojrzałem uważnie w oczy naszej drogiej Misty, która po chwili zapytała:
- No i co na powiesz?
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
- Prawdę mówiąc taki wyjazd może potrwać nawet kilka dni, a ja nie chciałbym na tak długo opuszczać Sereny.
Misty posmutniała na twarzy, kiedy to powiedziałem.
- Rozumiem. No cóż... Napiszę więc do sióstr, żeby same sobie radziły ze swoimi problemami.
Złapałem ją za rękę.
- Zaczekaj... Nie ma co się spieszyć. Przecież za chwilę porozmawiam z moją ukochaną, niech ona zadecyduje. Ostatecznie jestem jej to winien za tę ostatnią dyskrecję.
- Sama sobie na nią zasłużyła tym swoim flirtem z aktorem, który się potem okazał szantażystą i na dobitkę mordercą - mruknęła na to Misty.
- Możliwe, ale mimo to liczę się z jej zdaniem.
- I bardzo dobrze. No cóż... Skoro tak, to zapytaj ją, a potem powiedz mi, co postanowiłeś.
***
Ash zakończył swoją opowieść i popatrzył na mnie uważnie.
- Chciałbym ciebie zapytać, co o tym wszystkim sądzisz, najdroższa.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym złapałam mocno i czule jego dłoń w swoją i powiedziałam:
- Muszę ci powiedzieć, że to naprawdę bardzo miło z twojej strony, że pytasz mnie o zdanie w tej sprawie. Uważam jednak, iż powinieneś jechać do Azurii i rozwiązać tę zagadkę.
- Ale wiesz... Ja mogę wyjadę nawet na kilka dni, a nie chciałbym cię zostawić na tak długi czas.
- Dziękuję ci, Ash... To dobrze o tobie świadczy, kochanie, jednak nie jestem małym dzieckiem. Dam sobie radę.
Mój ukochany popatrzył mi w oczy.
- Czy czujesz się na tyle dobrze, żeby pojechać tam ze mną?
- Niestety nie, najdroższy... Zresztą o to już lepiej zapytaj lekarzy, Ash - odparłam - W końcu oni wiedzą lepiej, jaki jest mój stan zdrowia.
- W sumie co racja, to racja... Więc będę musiał jechać tam bez ciebie, kochanie. Niezbyt mi to jednak odpowiada.
Ścisnęłam czule jego dłoń, po czym odpowiedziałam:
- Dam sobie radę, kochanie. Zobaczysz... A gdy wrócisz, wszystko mi opowiesz.
Ash oczywiście nie miał nic przeciwko temu, więc gdy już upewnił się, że może zostawić mnie samą na dwa, trzy dni (bo tyle czasu, jego zdaniem miało potrwać rozwiązanie przez niego zagadki), pocałował czule moje usta i obiecał, że wszystko mi opowie, gdy już wróci.
***
Następnego dnia mój luby przyszedł do mnie z radością wymalowaną na twarz. Na jego ramieniu spoczywał wierny Pikachu.
- Witaj, maleńka - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pokemon.
- Więc jak? Jedziesz? - spytałam.
- Owszem. Jadę... Szkoda, że nie możesz jechać ze mną, ale nie bój się. Wszystko ci opowiem, jak wrócę. Masz na to moje słowo.
- No, a ja cię będę za nie trzymać.
Ash usiadł na krześle obok mnie, po czym dodał:
- Jadę tam razem z Misty, Traceym i Melody. Uparli się, żeby pojechać ze mną. Brock w sumie także chciał, ale za dużo ma obowiązków w kuchni, więc cóż... Jedziemy bez niego. Podwiezie nas profesor Oak.
- Profesor? - zdziwiłam się.
- Tak. Mój szacowny mentor zabiera nas do Azurii, ponieważ sam ma tam jakąś sprawę do załatwienia, więc mu po drodze.
- Rozumiem. To dlatego jedzie z wami Tracey. Przecież towarzyszy on zazwyczaj profesorowi w jego podróżach. Ale czemu Melody jedzie?
- Bo chce zobaczyć najsłynniejszą Salę wodnych Pokemonów w całym Kanto.
- No... W sumie druga taka okazja może się szybko nie powtórzyć - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Pika-pika - zgodził się ze mną Pikachu.
Ash zachichotał, widząc to.
- Co za zgodność panuje między wami. No, a właśnie... Profesor prosił, aby ci to przekazać.
To mówiąc mój luby wręczył mi radośnie pokeball, z którego chwilkę potem wyskoczył jakiś stworek.
- Fennekin! - zawołałam.
Pokemon, widząc mnie zapiszczał wesoło, po czym czule przytulił on swój pyszczek do mej twarzy.
- O! Mój kochany Fennekin! Mój malutki! Tak się cieszę, że cię widzę! - zawołałam, radośnie go do siebie przytulając.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Miałem nadzieję, że jego obecność poprawi ci nieco humor.
- I dobrze myślałeś, mój skarbie - odpowiedziałam, ściskając mocno jego dłoń.
Mój ukochany uśmiechnął się do mnie czule, a następnie delikatnie i z miłością pocałował mnie w usta.
- Nie lubię rozstawać się z tobą na tak długi czas, ale wiesz co? Miej to przy sobie cały czas, a nigdy nie będziesz samotna.
Wypowiadając te słowa Ash włożył w moje ręce jedną z laleczek, które stworzyła dla nas kiedyś Latias. Była to urocza szmacianka przypominająca wyglądem mojego ukochanego. Drugą taką posiadał mój luby, z tym, że ta jego wyglądała jak ja.
- Pamiętasz, że dzięki nim możemy się komunikować na odległość? - zapytał mnie mój chłopak.
- Owszem, kochanie. Doskonale to pamiętam - odparłam - Cieszę się, że będziemy się mogli wieczorem zobaczyć.
- Na pewno tak będzie. Tylko musisz ją trzymać cały czas w swoich dłoniach - przypomniał mi Ash.
- Pamiętam o tym doskonale, moje kochanie. No, leć już... Przyjaciele na ciebie czekają.
Mój ukochany popatrzył na mnie smutnym wzrokiem, który wskazywał na to, że niechętnie wyjeżdża z miasta beze mnie, po czym pochylił się nade mną, aby ofiarować mi długi pocałunek na pożegnanie, który ja oczywiście przyjęłam.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam.
Pikachu wskoczył mu na ramię, zaś Ash razem z nim skierował się ku wyjściu, jeszcze przez chwilę odwracając się w moją stronę i patrząc mi w oczy z miłością. Potem jednak wyszedł z sali, a ja wyjrzałam przez okno, żeby zobaczyć, jak wsiada on do jeepa wraz Misty, Melody i Traceym oraz profesorem Oakiem, który usadowił się za kierownicą. Przed odjazdem mój ukochany długo machał mi ręką na pożegnanie, dopóki nie zniknął mi on ostatecznie za horyzontem razem z całą resztą swojej kompanii. Poczułam wówczas, jak po policzku ściekają mi łzy, szybko je jednak sobie otarłam, nie chcąc, żeby mój Pokemon je zobaczył.
- No cóż, Fennekin... Zostaliśmy sami. Ash pojechał... A ja już za nim tęsknię - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Fenne-kin! - zapiszczał mój Pokemon.
Popatrzyłam na niego czule, po czym wzięłam go na ręce i przytuliłam mocno do serca czując, że coraz większe strumienie łez wyciekają z moich oczu.
***
Asha nie było w Alabastii przez dwa dni. Przez cały ten czas oboje komunikowaliśmy się za pomocą tych laleczek stworzonych przez Latias, zaś wieczorem każde z nas trzymało swoją lalkę w dłoniach, dzięki czemu mogliśmy się nawet zobaczyć, a nie tylko słyszeć. Jak wiadomo moc tych szmacianek działała tak, że kiedy jedno z nas trzymało w dłoniach swoją lalkę, to mogło przekazywać wiadomości drugiemu, oczywiście tylko pod warunkiem, że to drugie miało własną lalkę w pobliżu swej osoby. Gdy zaś komunikowaliśmy się w chwili, gdy każde z nas trzymały lalki, to mogliśmy się nie tylko słyszeć, ale i widzieć.
Trzeciego dnia od wyjazdu mój ukochany powrócił do miasta bardzo z siebie zadowolony. Gdy już był w Alabastii, to najpierw poszedł przywitać się ze swoją mamą oraz resztą naszej kompanii, a następnie pobiegł do mnie wtedy, kiedy lekarze skończyli mnie badać i mój ukochany mógł swobodnie ze mną porozmawiać.
- Ash! - zawołałam radośnie, kiedy go zobaczyłam.
- Serena! - krzyknął Ash na mój widok.
- Pika-pi-pi! - zapiszczał wesoło jego Pikachu.
Mój ukochany podbiegł do mnie i złapał mnie mocno w swoje objęcia. Wówczas to zachłannie się w niego wtuliłam, czując przy tym bicie serca mojego ukochanego, co nie było akurat niczym dziwnym, skoro moje ucho spoczywało na jego piersi. Przez całą moją osobę przechodziła euforia, gdy mogłam znowu się przytulić do Asha. Jego ubranie pachniało śniegiem oraz świeżym powietrzem, w dodatku spadały z niego delikatnie płatki białego puchu, co dodawało uroku całej tej sytuacji.
- Pachniesz zimą - powiedziałam.
- No tak, rzeczywiście - zachichotał Ash, kiedy już wypuścił mnie z objęć oraz zaczął zdejmować kurtkę i czapkę.
Kiedy już to zrobił, powiesił te części swojej garderoby na wieszaku, mówiąc przy tym:
- Powiadam ci, Sereno, na dworze panuje lekki mróz, który co prawda szczypie delikatnie w skórę, ale za to jest bardzo przyjemny.
- Ponoć w Alabastii nigdy nie ma wielkich mrozów - zauważyłam.
- To prawda, a przynajmniej ja nie przypominam sobie, ażeby były tu kiedyś takowe - odparł na to mój luby, po czym usiadł na krześle obok mego łóżka - Działo się coś ciekawego pod moją nieobecność?
- Same ciekawe rzeczy - zachichotałam, siadając po turecku na pościeli - Moja mama i twoja mama odwiedzały mnie codziennie oraz umilały pobyt tutaj. Cilan i Iris znowu się ze sobą lekko posprzeczali, Bonnie zaś zdążyła poprosić pielęgniarkę z tego szpitala, żeby wyszła za jej brata... Mówię ci, było na co popatrzeć.
- No, to rzeczywiście dużo się tu działo - śmiał się wesoło Ash - A tak na poważnie, miało tu miejsce coś naprawdę ważnego?
- Właściwie to nie. Jedynie Jenny raz wpadła do mnie z wizytą, aby mi powiedzieć, że Gang Czarnego Tulipana jest nadal pod kluczem i oczekuje obecnie na proces sądowy. Dostaną niezły wyrok za te swoje akcje.
- Mam nadzieję - powiedział Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał groźnie Pikachu.
- Fenne-kin! - dodał mój stworek.
- A więc doskonale... Nic dodać, nic ująć - rzekł Ash.
- Tak, właściwie to nie mam ci czego opowiadać, ale zdaje się, że ty za to miałeś mi opowiedzieć o tej sprawie, dla której wyjechałeś do Azurii - przypomniałam.
Mój luby uśmiechnął się do mnie czule.
- No tak, rzeczywiście. A więc od czego mam zacząć?
- Najlepiej od początku.
Ash lekko trącił mnie palcem w nos.
- Jesteś bardzo dowcipna, wiesz o tym? - zapytał dowcipnym tonem.
- Wiem. Między innymi dlatego jesteśmy parą - odpowiedziałam mu.
- To prawda, nie zaprzeczam. A więc dobrze... Zacznę od momentu, w którym widzieliśmy się ostatni raz, czyli dwa dni temu.
***
Podróż jeepem do Azurii trwała około dwóch, może trzech godzin. Nie jestem tego całkowicie pewien, ale ostatecznie nie ma to żadnego znaczenia dla całej sprawy. Powiem ci więc jedynie tyle, że sama podróż minęła nam całkiem przyjemne na miłych rozmowach, a także na opowiadaniu sobie nawzajem różnych żartów. Gdy zaś dojechaliśmy na miejsce, profesor Oak wypuścił nas przed Salą, a sam pojechał załatwić własne sprawy.
- Życzę wam powodzenia, kochani! - zawołał uczony, kiedy już zbierał się do odjazdu - Pamiętajcie, że za dwa dni chcę wracać do domu, więc jeśli przez ten czas uwiniecie się z tą zagadką, to mogę was podwieźć.
- Panie profesorze... My bardzo chcemy szybko rozwiązać tę zagadkę, ale to już zależy od detektywistycznych umiejętności naszego kochanego detektywa - powiedziała Melody żartobliwym tonem.
- To prawda i pamiętajcie, proszę, że artystów i detektywów nie należy poganiać - stwierdziłem dowcipnym tonem - W końcu muszę na spokojnie przeprowadzić całe śledztwo.
- Dobrze, ale nie zaszkodzi, jeśli będziesz się przy tym również sprężał - dodała Misty.
- W razie, gdyby mnie pan potrzebował, panie profesorze, to proszę dać mi znać, a przyjdę panu pomóc - powiedział Tracey.
Uczony oczywiście stwierdził, że jeśli dojdzie do takiej sytuacji, to go wówczas wezwie, po czym pojechał przed siebie, my zaś stanęliśmy przed drzwiami Sali.
- Niesamowite. Tak dawno tu nie byłem. Wydaje mi się, jakby to było całe wieki temu - powiedziałem, lekko wzdychając.
- To prawda, długo cię tu nie było - odparła na to Misty - Myślę jednak, że powinieneś być zadowolony z pobytu tutaj, podobnie jak i poprzednim razem.
- A co było poprzednim razem? - spytał Tracey.
- Ostatnim razem moje siostry obskakiwały Asha w taki sposób, jakby w życiu nie widziały przystojnego faceta - mruknęła moja kumpela.
- Weź już przestań, Misty... - zachichotałem, rumieniąc się - Naprawdę sądzisz, że jestem przystojny?
Moja rudowłosa przyjaciółka dała mi tzw. liścia w potylicę.
- No co?! Tylko pytam - zachichotałem.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Po tej rozmowie weszliśmy razem do środka Sali. Muszę przyznać, że jest ona naprawdę piękna. Nie posiadam niestety talentu do opisywania wnętrz budynków, więc muszę tutaj poprzestać jedynie na stwierdzeniu, że to wspaniałe miejsce. Najlepsza jest oczywiście główna sala, gdzie toczą się walki Pokemonów, chociaż ostatnimi czasy ma to miejsce coraz rzadziej. Więcej za to odbywa się tam teraz pokazów wodnych Pokemonów. Starsze siostry Misty, znane powszechnie jako Sensacyjne Siostry Macroft, dają w niej pokazy dla publiczności. One i ich stworki są po prostu doskonałe. Nie ma co, takie pokazy są niesamowite. Miło jest na nie popatrzeć.
Miałem kiedyś możliwość zobaczyć jeden z nich. Mogę więc śmiało powiedzieć, że każda z sióstr specjalizuje się innej dziedzinie. Daisy zwykle podczas przedstawień gra rolę księżniczki, Violet syreny (chociaż czasami postać tę odgrywa Misty), a Lily zazwyczaj gra role męskie, takie jak książę. Naprawdę cała trójka Sensacyjnych Sióstr doskonale wie, co robi i umie odegrać dla publiczności niesamowite przedstawienia. Musimy kiedyś je razem zobaczyć, Sereno, bo są tego warte.
Skoro już mowa o siostrach Misty, to muszę zauważyć, że każda z nic jest całkowicie odrębną osobowością, różniącą się od pozostałych zarówno wyglądem, jak i charakterem.
Daisy jest najstarsza z całej trójki. To wysoka blondynka o długich, złotych włosach i zielonych oczach. Ma wesoły, przyjemny charakter, ale bywa nieco roztrzepana. Z całej trójki to najwięcej ona przebywa w Sali, chociaż jako Liderka niezbyt się sprawdza, bo nie lubi walczyć z trenerami Pokemonów, woli zamiast tego wręczać im Odznakę Kaskady w zamian za drobne przysługi. Ponoć jednemu gościowi dała ją tylko dlatego, że pomógł on jej siostrzyczkom posprzątać całą Salę. Daisy jednak, pomimo kilku wad, ma bardzo przyjemną osobowość i dużą wyobraźnię. Zwykle to ona pisze scenariusze wszystkich przedstawień, które potem w trójkę wystawiają.
Violet to średnia z Sensacyjnych Sióstr. Ma długie, puszyste, ciemno-niebieskie włosy i brązowe oczy. Wydaje się być najpoważniejsza i zarazem najbardziej odpowiedzialna z całej trójki. Zarazem często droczy się ona z Misty, chociaż zdecydowanie mniej niż Lily, która uwielbia nazywać moją przyjaciółkę „małą“ lub „dzieciakiem“, co bardzo ją drażni. W sumie Violet jest najbardziej zabiegana z całej trójki Sensacyjnych Sióstr i jeżeli chodzi o sprawy administracyjne czy takie tam, to ona zawsze się nimi zajmuje.
Lily jest najmłodszą z całego trio, a od Misty jest starsza o zaledwie dwa lub trzy lata, nie jestem do końca pewien. Zresztą to nie ma znaczenia. Dziewczyna posiada różowe włosy, o wiele mniej puszyste niż jej siostry, a prócz tego ma całkiem urocze, niebieskie oczy, nawet podobne do twoich, chociaż jej mają nieco ciemniejszą barwę, poza tym twoje mi się bardziej podobają. Przyznam ci się, że Lily wydaje się być najbardziej złośliwą ze wszystkich sióstr Macroft. To ona najwięcej dokucza Misty i jest również nieco próżna. Posiada taką trochę jakby męską urodę, co podobno sprawia, że ma mało adoratorów, a to wpędza ją w kompleksy. Tak słyszałem.
Misty jest młodszą siostrą tych panienek. Jako jedyna nie ma imienia po kwiatach, jednak przyczyny takiego stanu rzeczy są mi zupełnie obce. Zresztą to bez znaczenia. Przejdę lepiej do rzeczy.
Kiedy weszliśmy do Sali zastaliśmy jednego z jej pracowników, który siedział właśnie w swojej dyżurce. Był to młody mężczyzna o brązowych włosach, zielonych oczach oraz całkiem miłym usposobienia. Wiekiem był niewiele ode mnie starszy.
- Panienka Misty! - zawołał wesoło - Nareszcie panienka wróciła do domu!
- Tylko tymczasowo, Jack - odparła mu z uśmiechem na twarzy Misty - Mam swoje obowiązki na świecie i niedługo ponownie się nimi zajmę, ale mniejsza o to. Czy moje siostry są na Sali?
- Panna Daisy jest, rozmawia właśnie z oficer Jenny. Pozostałych pań nie ma - odpowiedział jej Jack.
- Rozumiem. Wobec tego musimy koniecznie porozmawiać z Daisy. Gdzie ona jest?
- W głównej sali.
Poszliśmy do miejsca, które wskazał nam Jack i zastaliśmy tam Daisy. Ubrana była w białe bikini oraz czepek tego samego koloru, a przez ramiona miała przewieszony ręcznik. Obok niej stała oficer Jenny. Obie panie były tak pochłonięte rozmową, że nawet nas nie zauważyły.
- Kiedy powiadam pani, pani inspektor, że ja naprawdę nic na ten temat nie wiem - gadała Daisy jak najęta.
- A więc nie umie pani powiedzieć, kto napisał ten anonim? - zapytała Jenny, pokazując jej kartkę papieru.
- Naprawdę nie umiem - odpowiedziała policjantce dziewczyna - Mogę powiedzieć jedynie tyle, że moje siostry pojechały pod adres, który jest tu napisany, żeby sprawdzić, czy to, co jest tu napisane, to prawda.
- Czy wie pani, że takie zachowanie jest skrajnie nieodpowiedzialne?! - zapytała pani inspektor - Przecież równie dobrze może tam na pani siostry czekać jakaś zasadzka!
Daisy złapała się dłońmi za policzki.
- Sądzi pani, że to możliwe?
Jenny, widząc jej reakcję, pokręciła tylko załamana głową. Widocznie nie widziała w życiu jeszcze większej idiotki. Nie chciałbym być złośliwy, ale muszę przyznać, że zachowanie Daisy zdawało się tylko potwierdzać te wszystkie złośliwe dowcipy o blondynkach, jakie krążą po świecie.
- Proszę pani... Pani albo pani siostry powinnyście zawiadomić policję o tym, co miało miejsce, ponieważ takie działanie może nas was sprowadzić kłopoty. Co będzie, jeśli panny Violet i Lily zostaną porwane?
- Porwane! Tylko nie to! - jęknęła załamana Daisy, łapiąc się mocno za policzki.
Nagle dziewczyna spostrzegła nas. Radośnie podbiegła w naszą stronę, po czym objęła mocno do siebie swoją siostrę.
- Misty, kochanie! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię znowu widzę! Jak to dobrze, że Violet do ciebie napisała! Przyznam ci się, że początkowo nie byłam chętna temu, żeby cię tu sprowadzać w tej sprawie, ale Violet uparła się, bo w końcu sprawa dotyczy nas wszystkich i raczej wszystkie powinnyśmy sobie z nią poradzić. Zresztą to teraz nieważne! Ważne, że tu jesteś! Wyobraź sobie, kochanie, że niedawno miało tu miejsce coś bardzo okropnego, prawdziwa tragedia, ale właściwie, to po co ja ci to wszystko mówię?! Przecież Violet na pewno ci o wszystkim pisała, więc co ja tu będę się wysilać? O! Widzę, że przyjechali z tobą przyjaciele. Cześć, Ash!
- Witaj, Daisy - powiedziałem.
- Miło cię znowu widzieć, przystojniaczku - rzekła dziewczyna, patrząc na mnie uważnie - Naprawdę wypiękniałeś od naszego ostatniego spotkania. Mówię serio.
- Oj tam... Przesadzasz - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Jesteś zbyt skromny, naprawdę - powiedziała Daisy, po czym objęła mnie mocno za szyję i czule pocałowała w oba policzki.
Poczułem, że czerwienię na całej twarzy, a Misty zamruczała gniewnie.
- Przepraszam, Daisy... - powiedziała.
- Ja się nie gniewam - odparła jej siostra.
Misty westchnęła głęboko, jakby powstrzymywała się od powiedzenia na głos kilku nieprzyjemnych słów i rzekła:
- Słuchaj, naprawdę miło mi, że dobrze pamiętasz Asha, Daisy, chociaż wcześniej, kiedy nie był sławnym detektywem, mało się nim interesowałaś (podobnie zresztą jak Violet i Lily), ale widzisz... On jest...
- Niesamowicie przystojny?! To już sama odkryłam! - chichotała Daisy niczym mała dziewczynka - Przystojniaczku... Jak już będziesz miał wolne od obowiązków, to wybierzesz się ze mną na kawę?
- Eee... Tego no... Jakby to ująć, Daisy... - nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć - Jako przyjaciele możemy pójść razem wszędzie. Czemu nie? Ja tam nie widzę przeszkód, ale to już, jak sama zauważyłaś, kiedy będę już miał wolne obowiązków.
- Pika-pika-chu! - poparł mnie mój Pokemon.
- Mówisz, że jako przyjaciele? Ano tak, masz rację! Przecież jesteśmy dobrymi znajomymi, więc możemy iść razem wszędzie, co nie? - chichotała dalej Daisy - Ale przecież kumple mogą także iść na randkę, prawda?
- Randkę? W żadnym razie! Co to, to nie, kochana! Zagalopowałaś się trochę - powiedziała Misty bardzo poważnym tonem - Muszę cię zasmucić, ale Ash ma już dziewczynę. Co prawda leży ona teraz w szpitalu, bo miała mały wypadek, jednak nie zmienia to faktu, że ten przystojniaczek, jak go nazywasz, jest już zajęty.
To mówiąc spojrzała na mnie groźnym wzrokiem, który przestraszył nie tylko moją osobę, ale i Pikachu.
- A ty, Casanovo, lepiej nie bierz przykładu z Brocka i nie rób z siebie słomianego wdowca.
- Ej! Po pierwsze to nie wdowca, a po drugie doskonale pamiętam, że mam dziewczynę - odparłem lekko oburzonym tonem.
- Jakoś nie wyglądasz mi na kogoś, kto o tym pamięta.
- Kiedy ja mówię poważnie.
- Pika-pika! - zapiszczał w mojej obronie Pikachu.
- Pikachu! Słodziaku! Nawet nie wiesz, jak miło mi cię znowu widzieć - powiedziała Daisy, łapiąc mocno mojego Pokemona w objęcia i delikatnie całując go w policzki.
Mój stworek, podobnie jak wcześniej ja, również lekko się zarumienił, a tymczasem Daisy dalej trajkotała coś o randce ze mną.
- Ej! Czy do ciebie coś nie dotarło?! - przerwała jej słowotok Misty - Przecież powiedziałam ci już, że Ash ma dziewczynę!
Jej starsza siostra, słysząc to, złapała się mocno za serce, jakby właśnie miała umrzeć z rozpaczy na samą myśl o tym, iż jestem zajęty.
- O Boże! Naprawdę?! Ash ma już dziewczynę? O nie! Tylko nie to! Dlaczego wszyscy fajni faceci są już zajęci?!
To mówiąc dziewczyna opadła na kolana i zaczęła płakać. Szybko się jednak pozbierała, mówiąc:
- No trudno. Nic nie szkodzi. Nie ten, to inny. Chociaż taki chłopak jak Ash zdarza się raz na milion.
- Pozwól, że ci przedstawię. To są Tracey i Melody, nasi przyjaciele - powiedziała Misty, próbując jakoś tymi słowami przywrócić swoją starszą siostrę do realnego świata.
- Tracey’ego już znam - burknęła Daisy niezadowolona z tego, że ktoś przerywa jej rozważania.
- Ano tak! Zapomniałem. Tak czy siak przybyliśmy tu, bo Violet pisała do mnie w sprawie porwania Laprasa.
Daisy uśmiechnęła się, gdy moja przyjaciółka jej o tym wspomniała.
- No cóż... Dobrze, że jesteście, ale też w sumie nie wiem, czy może nie trudziliście się na próżno, bo widzisz... Lapras się już znalazł.
Spojrzeliśmy zdumieni na pannę Daisy Macroft, po czym zapytałem:
- Jak to? O czym ty mówisz?
Dziewczyna ponownie zachichotała, po czym odparła:
- Widzicie, to cała historia. Dość długa zresztą.
- Postaraj się więc, siostruniu, w miarę swoich możliwości skrócić ją do minimum - mruknęła Misty.
Daisy pokiwała głową na znak zgody, po czym zaczął mówić:
- Jak już dobrze o tym wiecie kilka dni temu porwano nam naszego kochanego Laprasa. Jest on naszą maskotką, a także ulubieńcem wszystkich widzów. To na jego występy ludzie najwięcej przychodzą.
- Tak, rzeczywiście. Lapras jest doskonale wytrenowanym Pokemonem - powiedziała Misty.
- Tak, więc chyba nie muszę wspominać, że jego zaginięcie było dla nas bardzo bolesne - mówiła dalej jej starsza siostra - No cóż, taka właśnie sytuacja wynikła. Powiadomiliśmy o niej inspektor Jenny, ale niestety jej poszukiwania nic nie dały.
- Trudno liczyć na to, że efekty pojawią się od razu, panno Macroft - powiedziała bardzo poważnym tonem policjantka, podchodząc do nas - Nie może pani oczekiwać, że od razu znajdzie się wasz Pokemon. Poszukiwania są jednak bardzo trudne. W końcu nawet nie wiemy, jak ci złodzieje zabrali stąd Laprasa.
Spojrzałem uważnie na basen, po czym spytałem:
- Proszę mi powiedzieć... Czy Lapras pływał nocą w tym basenie?
- Tak... Inne Pokemony zwykle nocują w pokeballach, ale ten niestety nie - odpowiedziała mi Daisy.
- A to czemu? - spytała Melody.
Misty uśmiechnęła się do niej delikatnie, po czym odpowiedziała:
- Widzicie, przyjaciele... Lapras bardzo nie lubi siedzieć w pokeballu. Rzadko kiedy go więc w nim umieszczamy. Robimy to najrzadziej, jak to tylko możliwe.
- Rozumiem. W sumie nawet jestem w stanie zrozumieć, że Lapras nie lubi siedzieć w pokeballu - zaśmiałem się delikatnie, głaszcząc po główce mojego Pokemona - Sam znam takiego stworka, który również tego nie lubi. Prawda, Pikachu?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło mój przyjaciel.
- No właśnie. A więc Lapras pływał spokojnie w nocy w tym basenie? - zapytałem po chwili.
- Nie inaczej - odparła Daisy.
- To była wręcz zachęta dla złodzieja - powiedziała inspektor Jenny niemalże karcącym tonem - Dziwi mnie jednak, że ten Pokemon nie zaczął piszczeć z przerażenia, kiedy pojawili się złodzieje.
- Faktycznie, to bardzo podejrzane - rzekła Daisy - Ostatecznie Lapras powinien zacząć głośno piszczeć, gdyby zobaczył włamywaczy.
- Mógł ich nie usłyszeć - zauważyła Melody.
Daisy pokręciła przecząco głową.
- To wykluczone, kochana. On jest bardzo czujny... Raz, gdy przyszłam tu w nocy, usłyszał moje kroki i obudził się, po czym wesoło mnie powitał. Złodziei więc musiałby ich usłyszeć i zaalarmować całą Salę.
- A umiałby tak głośno piszczeć? - zapytał Tracey.
Misty uśmiechnęła się do niego wesoło.
- Możesz być pewien, przyjacielu, że jak on zacznie głośno piszczeć, to cała Sala go usłyszy.
- Wobec tego czemu Lapras nie piszczał? - spytała Melody.
Daisy rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia. Ale to przecież jest bez znaczenia, bo nasz kochany pieszczoch się odnalazł.
- Jak? - zapytałem.
Dziewczyna podała mi do ręki kartkę, którą wcześniej trzymała Jenny. Przeczytałem jej treść, która brzmiała następująco:
Wasz porwany Pokemon znajduje się w domu na ulicy Wodnej 15 na obrzeżach miasta. Przebywa on w małym oczku wodnym w ogrodzie domu. Wokół oczka jest zbudowana spora szopa. Tam właśnie znajduje się wasza zguba.
Popatrzyłem uważnie na Daisy oraz Jenny.
- Skąd pewność, że autor tego listu nie kłamie?
- Bardzo rozsądne pytanie, mój chłopcze - powiedziała policjantka z nieukrywaną dumą w głosie - Widzę, że masz w swojej głowie więcej oleju niż niejeden dorosły.
To mówiąc wymownie spojrzała na Daisy, która była wręcz zdumiona jej zarzutami.
- O co pani chodzi? Nie ja tam pojechałam, tylko moje siostry!
- Nieważne. Poczekamy na nie i wtedy porozmawiamy.
Nie wiedząc, co mam o tym wszystkim myśleć, usiadłem na jednym z miejsc dla widzów, po czym zacząłem się zastanawiać. Obok mnie usiedli Misty, Tracey i Melody.
- Nic z tego wszystkiego nie rozumiem - powiedziałem.
- Nie martw się, Ash, bo ja też nie - odpowiedziała Misty - Ja to zawsze wiedziałam, że moje siostry są dziwaczne, a zwłaszcza Daisy, ale naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek dojdzie do czegoś takiego.
- Można by powiedzieć, że ledwo ciebie zabrakło, a cała Sala stanęła na głowie - stwierdziła żartobliwie Melody.
Nasza przyjaciółka popatrzyła jej w oczy i pokiwała delikatnie głową:
- A żebyś wiedziała, moja droga... Żebyś wiedziała.
- Ash... Myślę, że ta sprawa jest bardzo zagadkowa - stwierdził Tracey.
- Dzięki, stary. Tyle to i ja wiem - powiedziałem nieco może złośliwym tonem.
- Nie musisz być taki niemiły tylko dlatego, że jesteś zły.
- Nie jestem wcale zły, Tracey, tylko załamany. A dlaczego? A dlatego, że ledwie tu przyjechałem, a już muszę pakować manatki.
- Niekoniecznie - odparł na to mój przyjaciel - Tak mi się wydaje, że cała ta sprawa z listem wymaga wyjaśnienia. Nie jesteś ciekawy, kto napisał ten anonim?
- Jestem tego bardzo ciekaw. Tylko jak to odkryć?
- Pika-pika. Pika-chu!
Uśmiechnąłem się delikatnie do Pikachu za to, że podnosi mnie on na duchu, po czym pogłaskałem powoli go za uszami.
- Ech... Mój ty stary, dobry kompanie. Coś mi mówi, że trafiła nam się sprawa, której możemy nie rozwiązać.
Melody lekko trąciła mnie w głowę ręką.
- Ej! A to za co było?!
- Za poddawanie się! - odparła dziewczyna.
- Hej! Ja się wcale nie poddaję! Po prostu to wszystko mnie denerwuje! Przyjeżdżam, a tu mi mówią, że moja obecność jest zbędna. Do tego jedna zagadka niby zostaje rozwiązana, a na jej miejsce pojawia się kolejna.
- Możliwe, że pojawi się tu ich więcej - stwierdziła Misty - O ile znam moje siostry, to tak właśnie będzie.
Chwilę później do sali z basenem wkroczyły Violet i Lily. Poznałem je obie pomimo tego, iż już dawno ich nie widziałem. Zresztą panny Macroft mają to do siebie, że trudno je zapomnieć, gdy się je pozna. Tak to już jest z niektórymi ludźmi. Możesz ich widzieć tylko raz w życiu, jednak nigdy nie zapomnisz ani ich, ani wrażenia, które na tobie wywarli. Sensacyjne Siostry należą właśnie do takich osób.
- Pani inspektor! Pani nadal tutaj?! - zapytała Lily.
- Już wróciłyśmy - dodała Violet uradowanym głosem - Znaleźliśmy Laprasa pod adresem wskazanym przez ten anonim. A jednak jego autor nie kłamał.
- No proszę. I w środku nie czekała na was zasadzka? - zapytała Jenny.
- Żadna zasadzka, no co pani? Czekał tam na nas nasz kochany Lapras - powiedziała Lily zadowolonym tonem.
- I nie tylko on - dodała Violet.
- Co to znaczy? - spytała policjantka zaniepokojonym tonem.
Nim siostry zdążyły jej odpowiedzieć na to pytanie dostrzegły one nas. Uśmiechnęły się na nasz widok.
- Siostrzyczko! Dziecinko nasza kochana! Jesteś nareszcie! Cieszę się, że cię znowu widzę, dzieciaku! - zawołała radośnie Violet, bardzo mocno obejmując do siebie Misty.
Siostra popatrzyła na nią groźnie.
- Chyba już milion razy wam mówiłam, żebyście się tak nigdy do mnie nie zwracały! - zawołała moja przyjaciółka.
- Och, nasza kochana dzidzia jest obraźliwa - zachichotała złośliwie Lily - No, ale za to przywiozła tu ze sobą aż dwóch przystojniaków.
Miała oczywiście na myśli mnie i Tracey’ego.
- Bardzo nam miło, że tak pochlebnie o nas mówicie, ale... - zaczął mój przyjaciel.
- Ale przyjechaliśmy tutaj w bardzo ważnym celu - dokończyłem jego wypowiedź.
- Nie inaczej - powiedziała Misty bardzo poważnym tonem - Może więc zechcecie przestać gadać o bzdurach i powiecie coś, co ma sens?
- Spokojnie, zaraz wam to wszystko wyjaśnimy - odpowiedziała Violet - Ale może przedstawisz nam swoich kompanów? Asha i Tracey’ego to już znamy. A ta panna to kto?
- To nasza przyjaciółka Melody - rzekła gniewnie jej młodsza siostra - Zadowolone? Czy teraz powiecie nam, o co chodzi?
- Właśnie! Co jeszcze czekało na was w domu pod tym adresem?
Viola posmutniała na samo wspomnienie tego wydarzenia. Widocznie rozmowa o tym nie sprawiała jej przyjemności, ale musiała w końcu nam to powiedzieć.
- Widzicie... Oprócz Laprasa w tym domu czekał na nas trup.
Popatrzyliśmy wszyscy na nią uważnie. Przez chwilę pomyślałem, że Violet sobie żartuje, jednak szybko zrozumiałem, że mówi ona najzupełniej poważnie. Zresztą z takich spraw lepiej sobie nie żartować.
- Trup? - spytałem.
- Pika-pika?! - zapiszczał przerażony Pikachu.
- Tak... Trup. W tym domu ktoś kogoś zamordował.
- Ale kto i kogo? - zapytała inspektor Jenny.
- Nie wiemy, kto jest za to odpowiedzialny, ale za to wiemy, kto został zabity - odpowiedziała Viola.
Lily niemalże się popłakała, kiedy to sobie przypomniała. Mimo tego z trudem zdołała wykrzesać z siebie nazwisko ofiary:
- To trenerka Laprasa. Jennifer Bayton.
C.D.N.
Miło znowu wrócić do regionu Kanto i do Azurii chociaż na chwilę i przypomnieć sobie Sensacyjne Siostry Macroft. :) Niestety tym razem jest to powód dość nieprzyjemny, mianowicie porwanie ich ukochanego Laprasa, a jak się dowiadujemy na koniec, także zabójstwo jego trenerki Jennifer Bayton. Pokemon się znajduje, ale siostry znajdują trupa. Przyznam szczerze, zakończyłeś w ciekawy sposób. :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle nie mogło się obyć bez Brocka i Misty oraz ich słodkich przekomarzanek podczas prób poderwania przez chłopaka kolejnej dziewczyny. Aż mi się przypomniał słynny cytat z jednego z odcinków anime: "Siostro Joy czy mogłabyś przejrzeć moje pokemony?" A Misty na to: "A może ja tak ciebie przejrzę?" czy jakoś tak to brzmiało, w każdym razie sens tych słów idealnie oddałeś i myślę, że trochę się nimi inspirowałeś przy pisaniu tej historii. :)
I czy tylko mnie wkurza Macy i jej irytujące zachowanie w stosunku do Asha? Czy ta dziewczyna się kiedyś odczepi? :)
Ogólna ocenka: 10/10 :)