Pomoc potrzebna od zaraz cz. III
Kiedy Josh poszedł poszukać Cindy w redakcji „Kanto Express“, to ja i mój chłopak skierowaliśmy swoje kroki w kierunku posterunku policji, gdzie postanowiliśmy porozmawiać z inspektor Jenny. Nie było to jednak łatwe, ponieważ ta wyszła i musieliśmy około godziny czekać na nią, aż wróci. Gdy już to zrobiła, Ash powoli podszedł do niej.
- Dzień dobry, pani inspektor. Jestem Ash Ketchum znany też jako Sherlock Ash. Chciałbym z panią pomówić.
Policjantka uśmiechnęła się do niego.
- Pamiętam cię, mój chłopcze. Widzieliśmy się ostatni raz jakoś tak półtora roku temu, kiedy to próbowałeś badać sprawę śmierci pani Arabelli Mitage. Niestety, wtedy musiałam z wielką przykrością odmówić twojej prośbie o kontynuowaniu śledztwa, ale cóż... Dzisiaj jest inaczej. Wiesz, że twoi przyjaciele byli u mnie dzisiaj po informacje?
- Wiem, w końcu sam ich tu przysłałem.
- To bardzo dobrze, bo już się bałem, że Alexa mnie wykiwała. Już w szkole robiła mi niezłe numery.
- Chodziliście razem do szkoły? - zdziwiłam się.
- Tylko przez kilka klas, ale mniejsza o szczegóły. To co tam dla mnie macie?
Poszliśmy do gabinetu kobiety, po czym położyliśmy na jej biurku mały dyktafon, na który to nagraliśmy rozmowę doktora Strangera i jego tajemniczego wspólnika. Jenny wysłuchała jej uważnie, po czym zapytała:
- No cóż... Brzmi to naprawdę ciekawie... A wolno wiedzieć, w jaki sposób weszliście w posiadanie tego nagrania?
Zarumieniliśmy się z Ashem, po czym wiedząc, że kłamstwa nic nie pomogą, opowiedzieliśmy zgodnie z prawdą historię zdobycia nagrania tej rozmowy. Policjantka spojrzała na nas uważnie i rzekła:
- Zdajecie sobie chyba sprawę z tego, że sposób, w jaki weszliście w posiadanie tego dowodu jest zdecydowanie niezbyt zgodny z prawem?
- Owszem, zdajemy - odparł na to Ash bardzo odważnym tonem.
- I zdajecie sobie również sprawę z tego, że mogłabym was teraz za to aresztować, a wręcz powinnam to zrobić?
- Z tego również zdajemy sobie sprawę, pani inspektor.
Kobieta mierzyła nas przez chwilę bardzo groźnym spojrzeniem, po czym z delikatnym uśmiechem na twarzy powiedziała:
- Wobec tego nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko wymyślić dla mego szefa jakąś naprawdę dobrą bajeczkę, która uzasadni, w jaki sposób to zdobyłam. Zresztą mój szef także bardzo nie lubi pana Mitage, a więc powinien przyjąć do wiadomości fakt, że mamy dowód przeciwko niemu.
- Poprawka... Na razie mamy dowody na doktora, a nie na męża pani Arabelli - poprawiłam ją.
Jenny uśmiechnęła się do mnie wesoło.
- To nieistotne. Ważne, że mamy go w garści i gość już się nam nie wywinie. Porozmawiam z moim przełożonym, a potem pojadę aresztować tego gościa. A wy, kochani, lepiej wracajcie do domu i pilnujcie pani Cindy Armstrong. Coś mi mówi, że ktoś może zechcieć ją uciszyć. Przy okazji spróbujcie się od niej dowiedzieć, gdzie ona ukryła te dane, które ukradła z komputera Josepha Mitage’a.
- No, ale chyba pani jej nie aresztuje za niezbyt legalne zdobycie tych wiadomości, co? - spytałam z obawą w głosie.
- Spokojnie, co najwyżej otrzyma ona ode mnie upomnienie i na tym poprzestanę. W końcu nie będę karać osoby, która pomogła ująć takiego ptaszka. Nawet jeżeli dla dobra sprawy mocno nagięła prszepisy prawa. No dobra, zmykajcie już. Ja muszę lecieć do szefa. Ten doktor postanowił jutro stąd wybyć, a może nawet jeszcze dzisiaj to zrobi. Zamierzam mu w tym przeszkodzić.
Bardzo nas ta wiadomość ucieszyła, więc wróciliśmy do domu, gdzie czekaliśmy na powrót Josha Ketchuma. W końcu on nastąpił, ale niestety wieści, jakie przyniósł ze sobą mężczyzna nie były wcale pomyślne.
- W redakcji powiedzieli, że wyszła wcześniej, a potem zniknęła - zaczął mówić Josh, kiedy już usiadł w fotelu, żeby odsapnąć - Obszedłem całe miasto, ale niestety nigdzie jej nie znalazłem. Nie wiem, co mam robić. Po prostu przepadła jak kamień w wodę.
Wściekły Ash uderzył pięścią o swoją dłoń.
- Akurat przepadła! Założę się, że to sprawka Josepha Mitage’a! Tylko on miał powód, żeby chcieć wykończyć Cindy.
- Pewnie ją zabił, a ciało gdzieś ukrył - powiedziałam.
Mój chłopak pokręcił jednak przecząco głową.
- Nie byłbym tego taki pewien. Być może zachował ją przy życiu, aby mu powiedziała, gdzie też ukryła kompromitujące go dane. Oczywiście to tylko moje przypuszczenie i mogę się w tej sprawie mylić.
- A jak sądzisz? Masz rację czy nie? - spytałam.
Ash usiadł na krześle i spojrzał na mnie oraz na ojca:
- Wyobraźcie sobie, że jesteście osobą, o której rozmawiamy. Robicie to, co on, czyli porywacie Cindy. Jaki jest wasz następny ruch?
Pomyśleliśmy przez chwilę, po czym Josh powiedział:
- Wycisnąć z naszego więźnia, gdzie ukryła ona dane.
- A potem staram się je odzyskać - dodałam.
Ash pokiwał głową z uśmiechem na twarzy.
- Właśnie tak. Jeśli Cindy nie puści pary z ust, będzie żyła.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Póki nic nie mówi, jej życie ma dla porywaczy wartość, bo zabicie jej nic im nie da. Jeśli jednak powie to, co chcą wiedzieć, oni sprawdzą, czy wiadomości przez nią podane są prawdziwe, a gdy to zrobią, zabiją ją bez skrupułów. Cindy za długo żyje, aby tego nie wiedziała. Musi więc liczyć się z tym, że dopóki milczy, jej życie jest na wagę złota. Chociaż jeśli ona nic nie powie, to pewnie Mitage i tak spróbuje zdobyć obciążające go dane.
- Czyli spodziewasz się, synu, że możemy mieć tutaj nieproszonych gości? - zapytał Josh.
Ash pokiwał głową zadowolony, iż jego ojciec domyślił się, do czego on zmierza.
- Dokładnie tak, tato. Musimy być więc na to przygotowani. Trzeba uprzedzić resztę, że ludzie Mitage’a zechcą sami poszukać danych.
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy i już po chwili cała reszta naszej drużyny została uprzedzona o tym, co może się stać. Mała Taylor dostała ataku płaczu na wieść, że jej mamusia została uprowadzona, jednak szybko podniosła się na duchu, gdy Ash powiedział:
- Zrobimy wszystko, by ją uwolnić! Zobaczysz, że już niedługo będzie znowu tutaj z nami.
Chociaż słowa te nie miały jakiegoś większego pokrycia w naszych możliwościach, to jednak panna Armstrong bardzo chciała wierzyć, że się spełnią, a więc mimo obaw była szczęśliwa. My zaś byliśmy raczej bardzo niespokojni, gdyż nie mieliśmy pojęcia, co nam przyniesie następny dzień i czy do niego w ogóle dotrwamy.
***
W nocy obudził mnie Ash. Był on w piżamie i szlafroku, a w rękach trzymał latarkę i swoją szpadę, którą niedawno naprawił dzięki życzliwości kilku Pokemonów z gór.
- Co się stało? - spytałam.
- Przyszli tutaj - rzekł mój chłopak.
Nie musiał mi nawet tłumaczyć, kogo ma na myśli, doskonale się tego domyślałam. Powoli wstałam z łóżka, zarzuciłam szlafrok i razem z Ashem wychyliłam się z pokoju. Ciche, acz wyraźne dźwięki dobiegające do nas z dołu (nasze pokoje były bowiem na piętrze) dowodziły wyraźnie, że ludzie wyraźnie grasowali po gabinecie pani Armstrong, prawdopodobnie czegoś tam szukając.
- Musimy ich zaskoczyć - powiedział mój luby.
- Idę z tobą - postanowiłam.
- I ja także - dodał Josh, stając obok nas.
Reszta pozostała na miejscach, aby przy okazji pilnować Taylor, żeby przypadkiem nie wpadła ona w ręce naszych nocnych gości. Zeszliśmy po schodach na dół, gdyż nasze pokoje były na piętrze, po czym Ash wparował do gabinetu Cindy.
- Rzućcie to! - zawołał, błyszcząc im latarką po oczach.
Bandyci w liczbie dwóch jednak nie zamierzali słuchać jego poleceń i cisnęli w niego czymś, przez co Ash upadł na ziemię. Bandyci rzucili się do ucieczki, jednak na ich drodze stanęliśmy ja i Josh.
- Wybieracie się gdzieś? - zapytał mój przyszły teść.
Jeden z bandytów wyjął pistolet i krzyknął:
- Zejdź mi z drogi, bo rozwalę ci łeb!
- Doprawdy? - zakpił sobie z niego mój przyszły teść.
Chwilę później uderzył on mocno bandytę pięścią prosto w szczękę, powalając go w ten sposób na ziemię. Jego kompan ruszył na Josha, ale w tej samej chwili Ash przyłożył mu ostrze szpady do pleców.
- Rusz się tylko, a nadzieję cię na rożen! - zawołał mój chłopak.
Jego ojciec tymczasem podniósł szybko broń z podłogi, którą upuścił znokautowany przez niego bandyta i zawołał:
- Obaj grzecznie pod ścianę! No już!
Nasi nieproszeni goście nie mieli wyboru i poddali się. Wezwałam natychmiast policję, która bardzo szybko przybyła na miejsce. Inspektor Jenny z uśmiechem wysłuchała aresztowała obu bandytów oraz wysłuchała bardzo dokładnie naszych zeznań.
- Nieźle sobie poradziliście - powiedziała - Jednak coś mi mówi, że te cwaniaczki nie zechcą zdradzić, kto ich tu przysłał. Jak dotąd jeszcze nie odpowiedzieli na żadne moje pytanie, chociaż... Może na dołku zmiękną.
- Śmiem mocno w to wątpić - rzekł na to Josh Ketchum - Znam takich typów. Oni tak łatwo nie wsypują swoich szefów.
- Możliwe... Ale to się jeszcze może zmienić. Tak czy inaczej gratuluję wam udanej akcji. Chociaż wam się dzisiaj coś udało.
- A co? Szanowna pani miała gorszy dzień? - spytał pan Ketchum.
Jenny pokiwała głową.
- A żeby pan wiedział. Ten doktor Stranger... Ech...
- Wymknął się pani? - spytałam.
- W pewnym sensie. Nie żyje.
Przerażeni spojrzeliśmy na nią.
- Jak to, nie żyje?! - zawołałam.
- Widzicie... Kiedy w końcu dostałam od swojego szefa pozwolenie, żeby aresztować tego drania, pojechałam po niego, ale w gabinecie już go nie było. Poszłam do jego domu, ale tam znalazłam tylko jego ciało. Ktoś wcześniej niż ja złożył mu wizytę i udusił go sznurem od zasłon.
- Od jego własnych zasłon? - zapytał Ash.
Jenny potwierdziła.
- Właśnie tak. Och, coś mi mówi, że ci goście nie zamierzają odpuścić. Najpierw to zabójstwo, teraz jeszcze to włamanie... Niewątpliwie chcą oni odzyskać te dane, które zdobyła Cindy Armstrong.
- Musimy więc ich uprzedzić! - zawołałam.
- Ale jak mamy to zrobić? - spytała Jenny.
Nie otrzymała jednak odpowiedzi na to pytanie, gdyż sami jeszcze jej nie znaliśmy.
***
Następnego dnia Cindy się nie znalazła, co było zresztą dość łatwe do przewidzenia. Nie mieliśmy już wątpliwości, że to Joseph Mitage zlecił jej porwanie, bo chociaż jego ludzie nie puścili pary z ust, to jednak wszystko było dla nas zupełnie oczywiste.
- Pewnie ją trzyma u siebie w swoim domu - powiedział Max.
- Więc musimy ją uwolnić! - zawołała Bonnie.
- De-de-ne! - zapiszczał jej Pokemon.
Alexa pokręciła przecząco głową.
- Niestety, to niemożliwe. Żeby tego oficjalnie dokonać musielibyśmy mieć nakaz rewizji, a żaden prokurator go nie podpisze bez dowodów. Zaś włamanie do jego domu odpada. To w końcu on ma pójść siedzieć, nie my.
- Jedynym dowodem byłyby te dane, które Cindy zdobyła na Mitage’a - zauważyłam.
- Niestety nie mamy pojęcia, gdzie one są - dodała Dawn.
Ash zastanowił się przez chwilę.
- Może Taylor to wie? - zasugerował.
- Myślisz, Ash, że Cindy powierzyłaby tak ważną tajemnicę swojemu małemu dziecku? - zdziwił się Clemont.
- Jakie znowu małe dziecko?! Ona jest niewiele młodsza ode mnie, a ja jestem już prawie dorosła! - zauważyła Bonnie oburzonym tonem.
Jej starszy brat czule pogłaskał ją po główce.
- Ależ oczywiście, my to wiemy, ale widzisz... Nie wszyscy traktują ośmiolatki tak poważnie jak my.
Ash powoli podniósł się z fotela.
- Jest jedyny sposób, aby to sprawdzić. Chodź, Sereno. Mam pewien pomysł.
Poszliśmy do pokoju Taylor, która jednak nie bardzo miała ochotę, żeby z nami rozmawiać. Wyraźnie była naburmuszona.
- Nie lubię was! - powiedziała.
- O! A to czemu? - spytałam.
- Bo jesteście kłamczuchy! - warknęła dziewczynka - Mieliście oboje uwolnić moją mamę i co?! Nadal jej nie ma!
To mówiąc panna Armstrong odwróciła się do nas plecami.
Ash zachichotał widząc tę sytuację.
- Słuchaj, Taylor... Żeby ją znaleźć, potrzebujemy czasu oraz twojej pomocy.
Dziewczynka spojrzała na niego uważnie.
- Mojej? A jak mam wam pomóc?
- Już mówię... Widzisz... Twoja mama schowała w tym domu coś, co może mieć ogromną wartość dla tego, kto ją porwał. Jeżeli to znajdziemy, będziemy ją mogli uwolnić - mówił do dziewczynki ojcowskim tonem Ash.
Mała panna Armstrong słuchała go bardzo uważnie.
- Powiedz mi, proszę... Czy twoja mama mówiła ci o czymś, co chce schować przed złymi ludźmi? - zapytałam.
Dziewczynka zastanowiła się przez chwilę.
- Tak... Mówiła mi o czymś takim... Mówiła, że to skarb. Bardzo dużo wart.
Nastawialiśmy oboje uszu.
- Powiedz nam, Taylor... Czy nie wiesz może, o jakim skarbie mówiła twoja mama? - spytałam dziewczynkę.
- Nie wiem. Mama mi nie mówiła. Opowiadała tylko tyle, że to skarb wart bardzo wiele - odparła na to zapytana.
Ash pomyślał przez chwilę.
- No dobrze, a mówiła ci, gdzie on jest schowany?
- Tak, ale zapomniałam.
Mój chłopak wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- No błagam cię, Taylor! Jak mogłaś zapomnieć o czymś tak bardzo ważnym?! - zawołał.
Dziewczynka spojrzała na niego groźnie, biorąc się rękami pod boki:
- A co?! Nie wolno mi zapomnieć?! Ty pewnie wszystko, co ci mówią, pamiętasz!
- A żebyś wiedziała, że pamiętam!
- Widzisz, a ja nie pamiętam!
- Och, Taylor! Jesteś po prostu.... Jesteś po prostu... Niemożliwa!
- A ty jesteś głupi!
Wściekły Ash wyszedł z pokoju. Popatrzyłam załamana na Taylor i poszłam za nim.
- Ty to masz podejście do dzieci, nie ma co - powiedziałam z ironią.
- Wybacz, ale nerwy mi puściły. Jej matce grozi niebezpieczeństwo, a ona ma zaniki pamięci.
- W jej wieku wolno nie pamiętać wszystkiego.
- Możliwe, jednak tym razem ta mała przeszła samą siebie.
Wróciliśmy do reszty kompani, żeby im powiedzieć o naszej porażce. Wszyscy byli nią zawiedzeni.
- Żebyśmy tylko wiedzieli, co teraz planuje nasz nieprzyjaciel. Ale jak możemy się tego dowiedzieć? - zastanawiałam się na głos.
Josh Ketchum zachichotał wesoło.
- Coś mi mówi, że będę znał odpowiedź na to pytanie.
***
Jakoś tak pół godziny później Pikachu Asha i Raichu Josha z pomocą Noiverna (którego użyczyła nam Alexa) weszli na dach posiadłości pana Josepha Mitage, po czym zapchali jego komin wrzucając do niego różne śmierci, przez co do domu wpadło sporo kurzu. Ponieważ właściciela nie było, kamerdyner sam posłał po kominiarza.
- Dobra, teraz nasza kolej! - powiedział Josh z uśmiechem na twarzy.
Kwadrans później do posiadłości zaczęli się zbliżać kominiarz i jego pomocnik. Choć plan pana Ketchuma był nieco brutalny, to musieliśmy go zastosować. Ash oraz Pikachu zastąpili im drogę, tymczasem ja czekałam w ukryciu, aby w odpowiednim momencie wkroczyć do akcji.
- Wybaczcie, proszę, ale będziemy musieli prosić was o odstąpienie nam swojej robótki - rzekł mój chłopak.
- Że co proszę? - spytał kominiarz.
- Zbyt skomplikowanie mówię? No dobrze, powiem inaczej. Musicie pan i pański pomocnik oddać nam swoje uniformy.
- A jeżeli nie zechcemy tego zrobić? - zapytał mały kominiarczyk dość bojowym tonem.
- Cóż... Wtedy będę zmuszony zastosować odpowiednie argumenty, które was przekonają do zmiany decyzji.
W tej samej chwili wypuściłam z pokeballa swój argument, którym był Pancham. Pokemon skoczył od tyłu na ludzi i dwoma silnymi ciosami w kark ogłuszył mężczyznę i chłopca.
- Słodkich snów - powiedział Ash.
- Ash, czy to naprawdę było konieczne? - zapytałam nieco załamanym tonem.
- Cel uświęca środki, jak to powiedział przed laty wielki Machiavelli - stwierdził Josh Ketchum - A teraz lepiej zabierzmy te śpiące królewny z drogi, bo jeszcze ktoś nas zobaczy.
Posiadłość naszego przeciwnika znajdowała się na obrzeżach miasta, więc mieliśmy większą możliwość, że unikniemy ewentualnych świadków naszej zbrodniczej działalności, chociaż oczywiście ryzyko zawsze istniało, dlatego szybko zaciągnęliśmy obu ogłuszonych w krzaki, rozebraliśmy ich z uniformów, związaliśmy i zakneblowaliśmy, zaś Josh i Ash przebrali się w zdobyte w ten sposób stroje.
- Leży jak ulał - rzekł mój chłopak.
- Owszem, żeby tylko reszta wypadła jak należy - dodał jego ojciec.
Uśmiechnęłam się wesoło, po czym złapałam się za guzik przy mojej spódniczce.
- Co ty robisz? - spytał Ash.
- Łapię się za guzik na szczęście - odpowiedziałam.
Mój luby zachichotał, słysząc te słowa.
- Strasznie jesteś dowcipna, wiesz? No dobra, chodźmy już!
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu, wskakując mu na ramię.
- Czekajcie! - zawołałam - Jeszcze charakteryzacja... Mały makijaż i obaj będziecie wyglądać jak prawdziwi kominiarze.
- Ona ma rację. Musimy zadbać o nasze twarze - rzekł Josh poważnym tonem - Bo wiesz... Jak na kominiarzy mamy zbyt czyste buźki.
Jego syn przyznał mu rację, więc pozwolił, abym im obu oraz Pikachu wysmarowała nieco twarze sadzą startą z policzków obu prawdziwych kominiarzy, po czym zadowoleni ojciec i syn poszli do domu. Ja zostałam przy naszych więźniach pilnując ich razem z Noivernem, Panchamem oraz Raichu, a oni odgrywali swoje przedstawienie.
Oby im się udało. Oby im się udało, myślałam w duchu.
Po jakiś czterdziestu minutach w końcu obaj wrócili cali i zdrowi.
- No i jak? Udało się? - zapytałam.
- Nie miało prawa się nie udać - odpowiedział mi Ash dumnym tonem, a wciąż siedzący mu na ramieniu Pikachu zapiszczał wesoło.
- A co wy tak długo tam robiliście?
- Pracowaliśmy, kochana przyszła synowo - zaśmiał się wesoło Josh - Ja czyściłem komin od środka, zaś Ash siedział na dachu robiąc to samo.Podczas czyszczenia podłożyłem pluskwę w niewidocznym miejscu na kominku.
- Dobrze, że to draństwo jest akurat w gabinecie tego drania, inaczej cały nasz trud byłby bezcelowy - odparł mój chłopak - A teraz zostaje nam tylko czekać na powrót tego kolesia Mitage’a.
- I oczywiście modlić się o to, żeby wynalazek Clemonta zadziałał jak należy - dodałam.
Ash popatrzył na mnie z politowaniem.
- Moja ukochana... A czy one kiedyś nie działały jak należy?
Pikachu zaczął powoli liczyć na łapkach odpowiedź na to pytanie.
- To znowu było pytanie retoryczne! - warknął w jego stronę Ash.
Pokemon zachichotał.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Kiedy mój tata, mój brat oraz moja przyszła bratowa ruszyli na akcję, my zajmowaliśmy się z nudów własnymi sprawami. Próbowaliśmy grać w karty, jednak nie byliśmy w stanie skupić swoich myśli na grze, ponieważ cała nasza uwaga poświęcona była nieszczęsnym losem Cindy Armstrong. Mieliśmy nadzieję, że nic się jej nie stało, jednak nasze obawy były o wiele większe niż zdrowy rozsądek, dlatego w każdej chwili mogła wybuchnąć między nami panika.
Jakąś godzinę po wyjściu mojego brata przyszła do nas Taylor.
- Wiecie... Ja sobie coś przypomniałam.
- Doprawdy? A co takiego? - zapytałam.
- Bo widzicie... Ja już wiem, gdzie mamusia schowała ten skarb.
Natychmiast ja i Clemont (gdyż tylko my byliśmy wtedy w salonie), spojrzeliśmy na nią uważnie.
- Poważnie? A więc gdzie on jest? - zapytał mój przyjaciel.
- Powiem wam pod warunkiem, że przeprosicie ode mnie Asha. Ja nie chciałam być dla niego taka niemiła - powiedziała dziewczynka.
Warunek łatwy do spełnienia, więc obiecaliśmy go wykonać.
- Bo widzicie... Ja go nawet lubię, bardzo lubię, tylko jego tatuś chce mi zabrać mamusię, więc powinnam go normalnie nie lubić, ale...
Clemont przerwał ten słowotok.
- Taylor, spokojnie... Sama opowiesz to wszystko Ashowi, jak wróci, ale powiedz nam, proszę, gdzie jest ten skarb?
- To może ocalić twojej mamie życie - dodałam poważnym tonem.
Dziewczynka patrzyła na nas uważnie, jakby rozważała w głowie sens naszych słów, po czym rzekła:
- Jest na strychu ukryty w takiej belce, która ma wielką dziurę.
- Bardzo wielką? - spytałam.
- Taką, jak moja dłoń.
Ja i Clemont natychmiast pognaliśmy na górę i weszliśmy na strych. Zaczęliśmy uważnie się rozglądać, o którą belkę chodzić może naszej małej przyjaciółce. Na suficie było pełno belek stropowych, ale żadna z nich nie miała dziury... Dopiero po długich poszukiwaniach wypatrzyliśmy w końcu jedną, która ją posiadała.
- Jest! - zawołał Clemont.
On jako pierwszy dostrzegł cel naszych poszukiwań.
- Brawo, Clemont! Jesteś wielki! - zawołałam.
Chłopak zarumienił się lekko i zachichotał.
- Dziękuję, a ty bardzo miła - odparł.
- Później powiemy sobie komplementy. Chodźmy.
- Masz rację. Misja jest najważniejsze.
Clemont i ja podeszliśmy do belki, po czym chłopak wsunął rękę do środka.
- Nic tutaj nie ma... - powiedział, ale chwilę później dodał: - Chociaż nie... Czekaj... Coś namacałem. Już to mam. Zaraz to wyjmę.
Chwilę później trzymał on w ręku coś małego i poręcznego.
- Co to jest? - spytałam.
- To mi wygląda jak twardy dysk - rzekł chłopak - Dla pewności lepiej chodźmy do Maxa.
Nasz przyjaciel potwierdził te przypuszczenia. Szybko wezwaliśmy Alexę i Bonnie, po czym na ich oczach włączyliśmy laptopa, do którego wcześniej wmontowaliśmy ów dysk. Gdy już komputer odpalił, mogliśmy dostać się do wnętrza tajemniczego skarbu i znaleźć długo poszukiwane dane. Alexa patrzyła na nie zachwycona.
- Niesamowite! - powiedziała - Tu jest wszystko o działalności tego drania! Współpraca z nielegalnymi handlarzami Pokemonów! Przekupstwo urzędników państwowych! Sfałszowane wybory i jeszcze inne matactwa! Wszystko czarno na białym. Dowody podane jak na tacy. Z tego już drań się nie wykręci.
- Nie ma co gadać! Idziemy do inspektor Jenny! - powiedział Clemont - Musi ona dostać te dane, bo tylko z ich pomocą będzie mogła aresztować tego łajdaka.
- Racja! Nie ma co zwlekać! - dodałam.
Pamiętniki Sereny c.d:
Kiedy wróciliśmy do domu Cindy nasi przyjaciele zbierali się już do odejścia. Zaintrygowani tym wydarzeniem zapytaliśmy ich oczywiście o powody takiego zachowania.
- Znaleźliśmy skarb pani Armstrong - odpowiedziała Dawn.
- Z pomocą małej Taylor - dodał Clemont.
- Wreszcie sobie przypomniała, gdzie jej mama to schowała - rzekła Bonnie.
Ucieszyła nas bardzo ta nowina, dlatego oczywiście pogratulowaliśmy dziewczynce, która z uwagą popatrzyła na znaleziony przez nas twardy dysk.
- Co? I to ma być ten skarb, którego tak szukaliście?! Ale brzydactwo bez wartości! - stwierdziła mała istotka.
Ash uśmiechnął się do niej wesoło.
- Wręcz przeciwnie, Taylor. To ma większą wartość niż możesz sobie wyobrazić.
Dziewczynka nie bardzo chciała mu uwierzyła, ale to nie miało teraz znaczenia, więc pojechaliśmy do inspektor Jenny, której przedstawiliśmy twardy dysk oraz zawarte w nim dane. Policjantka była nimi zachwycona, gdy już się z nimi zapoznała.
- Doskonale! To po prostu niesamowite! Dowody podane jak na tacy! - wołała kobieta radosnym głosem - Z tego to się już gość w żaden sposób nie wytłumaczy!
- No dobrze, tylko jak my się wytłumaczymy z posiadania tego dysku? - spytałam.
Policjantka machnęła na to ręką.
- To bez znaczenia. Biorę ten problem na siebie. Wy zaś wracajcie do domu i czekajcie na wiadomość ode mnie. Muszę pokazać te dane szefowi oraz zdobyć nakaz aresztowania od prokuratora. Może być trudno z tym ostatnim, ale wierzę, że sobie poradzimy.
Ponieważ nie zostało nam nic innego, jak tylko posłuchać tej porady, wróciliśmy do domu i tam zajęliśmy się nasłuchem gabinetu pana Mitage. Przez jakiś czas nie usłyszeliśmy nic wartego uwagi, potem jednak miała miejsce następująca rozmowa:
- I jak nasz drogi gość, Bernardzie? - zapytał ktoś, kto widocznie był Josephem Mitage.
- Dalej siedzi w piwnicy, proszę pana - odparł na to jego rozmówca.
- Poznaję ten głos. To kamerdyner! - powiedział Josh Ketchum.
- Nagrywasz to, mam nadzieję? - spytałam Clemonta.
Ten uśmiechnął się do mnie z lekkim politowaniem na znak, że to pytanie nieco go obraża, więc zamknęłam buzię i już nie przeszkadzałam.
- Czy powiedziała już to, co chcemy wiedzieć? - zapytał Mitage.
- Jeszcze nie. Jest strasznie uparta - odpowiedział kamerdyner - Może używamy złych argumentów?
- Może... Ale tak czy inaczej nie możemy jej zabić dopóki nie powie nam, gdzie ukryła skradziony mi twardy dysk z komputera. Dopiero wtedy każesz naszym ludziom zakopać ją w ogrodzie.
- Obawiam się, że ona wie, w jaki sposób myślimy i dlatego nic nam nie mówi.
- Bernardzie, mój drogi przyjacielu... Sam przed chwilą powiedziałeś, że używamy złych argumentów. Jeżeli więc użyjemy odpowiednich, to jej nastawienie ulegnie zmianie bez względu na to, czy zdaje sobie ona sprawę z tego, co zamierzamy z nią zrobić, czy też nie.
- Ale nie wiem, jak mam to zrobić. Wszystkie nasze groźby wobec niej wyśmiała.
- Rusz głową. Kogo ona kocha najbardziej nad życie?
Bernard podle zachichotał.
- Tę swoją uroczą córeczkę.
- No właśnie. Musimy zatem zadbać o to, żeby dostała się ona w nasze ręce.
- To jest raczej trudne, bo w domu Cindy Armstrong czatują teraz ci detektywi. Już dwóch naszych ludzi przez nich siedzi.
- Spokojnie. Przecież nie będą czatować w tym domu całe swoje życie. W końcu z niego wyjdą, a wtedy my przejdziemy do działania.
- W jaki sposób?
- O tym się jeszcze pomyśli. Poza tym... Mamy czas... Mamy mnóstwo czasu, a nasi przeciwnicy nie mają przeciwko nam żadnych dowodów. Ten zdrajca, doktor Stranger, mógłby co nieco o nas powiedzieć, ale nie zdoła tego zrobić, bo tam, dokąd się udał, już raczej nie można mówić. A co do tej małej Armstrong, to porwiesz ją wtedy, gdy tych detektywów nie będzie w pobliżu.
- Tylko, że oni prawie zawsze są w jej pobliżu.
- Wobec tego niech jeden z naszych ludzi obserwuje dom i spróbuje porwać tę smarkulę, gdy ich akurat nie będzie.
- Chyba znam odpowiedniego do tej roli człowieka.
- Świetnie. Wobec tego niech on działa.
Rozmowa się zakończyła, a Ash popatrzył na nas uważnie.
- No i co ty na to? - spytałam.
- Teraz to ja mam pewien plan... Jest on dość ryzykowny, ale może się udać - odpowiedział mi mój ukochany.
Zgodnie z planem Asha następnego dnia wyszliśmy z domu prawie wszyscy, jedynie Max i Bonnie zostali razem z Taylor. Wiedzieliśmy, że ewentualny porywacz uzna to za doskonałą okazję da siebie i wtedy też zaatakuje. Nie spodziewał się jednak, że w domu czeka na niego zasadzka w postaci naszych Pokemonów. Te zaś znienacka zaatakowały tego łotra oraz bardzo mocno go poturbowały. Kiedy wróciliśmy do domu, ten podlec leżał już na ziemi, rzucając w naszą stronę przekleństwa.
- A fe! Jakie brzydkie słowa! - zachichotałam, kneblując mu usta.
- I to jeszcze przy kobietach! Wstydziłbyś się! - dodała Alexa, wesoło przy tym chichocząc.
- No właśnie - parsknęła śmiechem Dawn.
- Doskonale! Faza pierwsza naszego planu powiodła się - powiedział z dumą w głosie Ash.
- Teraz kolej na fazę druga - dodał Josh.
Mężczyzna szybko przebrał się w strój złapanego przez nas bandyty, po czym wykorzystując syntezator głosu (który na szczęście zabrał ze sobą na naszą wyprawę) przez krótkofalówkę skontaktował się z Bernardem.
- Mam tę małą, szefie!
Mówił on głosem naszego napastnika, więc kamerdyner pana Mitage dał się nabrać.
- Doskonale. Przywieź ją ze sobą tak, jak to było ustalone.
- Mam jeszcze coś lepszego, szefie - rzekł Josh Ketchum - Złapałem tego szczeniaka, Sherlocka Asha i jego dziewczynę. Oboje wrócili po coś do domu, przez co wpadli w moją zasadzkę.
- Świetnie! Tym lepiej! Przywieź ich tu wszystkich!
- Niby jak mam to zrobić? Sam?
- No dobra, podeślę dwóch ludzi pod dom tej Armstrong, ale pospiesz się! Nikt nie może was zauważyć!
- Zrozumiałem. Będę czekał.
Następnie rozłączył się i spojrzał na nas.
- Mamy kilka minut. Szybko!
Ja i Ash potargaliśmy sobie nieco włosy oraz ubrania, żeby wyglądać realistycznie, po czym nasi przyjaciele związali nas mocno i zakneblowali. Josh zaś nałożył sobie kominiarkę na oczy, żeby nie zostać rozpoznanym. Pod ubraniem ukrył syntezator głosu, zaś nasi przyjaciele pochowali się w bezpiecznym miejscu. Ponieważ nie chcieliśmy narażać małej Taylor na niebezpieczeństwo, to Bonnie odegrała jej rolę, oczywiście w odpowiedniej charakteryzacji i również związana.
Gdy dwaj ludzie Mitage’a przyjechali samochodem i dali oni Joshowi znak przez krótkofalówkę, ten odparł, że jest gotowy, po czym wyszedł z nami oraz Bonnie, wsadził nas do auta, po czym ruszyli w drogę.
- Był jakiś problem? - spytał jeden z ludzi.
- W żadnym razie. Łatwo podszedłem te szczeniaki - odparł Josh.
- To dobrze... Teraz będziemy mieli w garści tę całą Armstrong - dodał drugi człowiek naszego wroga.
Udawaliśmy nieprzytomnych, więc nie widzieliśmy, dokąd jedziemy, ale to stało się zbędne, gdyż zdawaliśmy sobie sprawę, jaki jest cel naszej podróży. Szybko go osiągnęliśmy, a kiedy to się już stało, Josh Ketchum i jego dwaj „koledzy“ zabrali nas do gabinetu.
- Przypilnuj ich, a my zawołamy szefa! - zawołali bandyci, wychodząc zadowoleni z pokoju.
Ponieważ mieliśmy chwilkę czasu Josh lekko poluzował nasze więzy, żebyśmy w odpowiednim momencie mogli wkroczyć do akcji.
Chwilę później do gabinetu wszedł Joseph Mitage w towarzystwie swoich dwóch ludzi, który przed chwilą po niego poszli. Mężczyzna był bardzo z siebie zadowolony.
- No proszę... Aż trzy zdobycze za jednym razem. Nieźle... Ocuć ich!
Josh ochlapał nam twarze wodą z karafki. Powoli udawaliśmy, że się budzimy.
- I jak się spało? - zapytał podłym głosem wdowiec po pani Arabelli.
- Całkiem nieźle, bardzo dziękuję - odpowiedział złośliwie Ash - Pan Joseph Mitage, jak sądzę?
- We własnej osobie, drogi chłopcze - uśmiechnął się do niego podle mężczyzna - Widzę, że wiesz, kim ja jestem.
- Owszem, wiem, jak i również wiem to, że to pan zamordował swoją żonę półtora roku temu.
- Wiemy również, czemu pan to zrobił - dodałam - Dowiedziała się o prawdy o pańskich machlojkach.
- Na przyjęciu pokłóciła się o to z panem - zaczął mówić Ash - Pan zaś z trudem zdołał ją uspokoić, w czym pomógł panu doktor Stranger, którego pan zmusił, żeby ten ją zahipnotyzował. Co było dalej, mogę się już tylko domyślać.
Pan Mitage zaśmiał się, po czym wesoło zaklaskał w dłonie.
- Brawo! Z ciebie naprawdę jest wspaniały detektyw. Wielka szkoda, że nie zrobisz już nic z wiedzą o tym, co mi właśnie wyłuszczyłeś.
- A może oddamy mu tę przysługę i powiemy mu, jak pan zabił swoją żonę, szefie? - zapytał Josh złośliwym tonem.
Mitage zachichotał podle.
- W sumie to czemu nie? Oni i tak już nikomu o tym nie powiedzą. Chyba, że aniołkom w niebie.
Następnie podszedł do nas, pochylił się lekko w naszą stronę i zaczął mówić:
- Wtedy na tym przyjęciu moja kochana żoneczka oświadczyła mi, że odejdzie ode mnie, a jeśli nie zaprzestanę swojej nieuczciwej działalności, to powie o tym wszystkim na policji. Musiałem więc dopilnować, żeby tego nie zrobiła. Już wcześniej ta jędza coś podejrzewała, ale milczała, bo nie miała dowodów na mnie. Ale teraz miała już pewność, że słusznie mnie podejrzewa. Mogła mi zniszczyć reputację mówiąc o tym głośno. Musiałem ją uciszyć. Doktor Stranger ją zahipnotyzował i powiedział jej, że kiedy usłyszy słowo „BRAWO“ ma rozebrać się do naga, stanąć na balkonie i skoczyć i powiedział też, żeby się przy tym nie bała, bo tam, gdzie skoczy, będzie basen. Potem wyciągnął ją z transu, jednak w jej podświadomości zostało jego polecenie. Gdy więc zadzwoniłem do niej przed godziną 8:00 rano i powiedziałem słowo „BRAWO“, to wykonała ona wszystkie moje polecenie. Ale niestety, ta idiotka szykując się do skoku, tak jakby została przez swoją podświadomość wyrwana z transu, krzyknęła i spadła wskutek utracenia równowagi. No cóż... Ten wrzask mógł popsuć wszystko, na całe szczęście policja szybko umorzyła śledztwo.
- Ale Cindy Armstrong nie dawała za wygraną, prawda? - zapytał Ash - Podstępem włamała się ona do pańskiego domu i zabrała twardy dysk z komputera, na którym były dowody pańskiej działalności.
- Owszem, ale ona już nic nikomu o tym nie powie. Wy zresztą też nie - rzekł Mitage i spojrzał na Josha - Przeszukałeś dom?
- Nie miałem na to czasu, poza tym nie wiedziałem, gdzie mam szukać - odparł mężczyzna.
- Nieważne... Mamy tę małą, więc jej mamusia na pewno zechce nam powiedzieć, gdzie jest ten dysk. A potem wykończymy je obie. Na razie zaś zabierzemy się za was.
Jeden z ludzi Mitage’a wymierzył w skroń Asha pistolet.
- Macie jakieś ostatnie życzenia? - zapytał biznesmen.
- Owszem, jedno - odpowiedział Ash - Niech pański człowiek... Ten, który właśnie we mnie mierzy, powie głośno AU!
- Słucham? - zdziwił się Mitage.
- Bo zaraz oberwie prosto w szczękę, aż pogubi zęby.
Biznesmen wybuchnął śmiechem.
- Widzę, mój drogi chłopcze, że nawet w drodze do krainy ciemności nie opuszcza cię poczucie humoru. Tym lepiej. Będzie ci dzięki temu o wiele weselej na tamtym świecie.
Następnie nasz wróg spojrzał na swego człowieka, który mierzy w nas z pistoletu.
- Kończ z nim, a potem załatw jego niunię!
Bandyta miał już pociągnąć za spust swojej broni, kiedy nagle Josh Ketchum zadał mu bardzo mocny cios pięścią prosto w szczękę, powalając go nieprzytomnego na ziemię. To samo zrobił z jego kolegą.
- Co to ma znaczyć?! - wrzasnął Mitage, widząc jego zachowanie.
- Niespodzianka! - zawołał Josh, zrywając kominiarkę.
W tej samej chwili ja, Ash oraz Bonnie zrzuciliśmy z siebie więzy i szybko stanęliśmy na równe nogi w pozycji bojowej.
- To koniec, kolego! - zawołał ojciec mojego chłopaka.
Joseph Mitage był w szoku. Przyjrzał się uważnie naszej przyjaciółce, co tylko spotęgowało jego zdumienie.
- Zaraz! Ty nie jesteś Taylor Armstrong! - wrzasnął mężczyzna.
- A nie jestem! - zawołała dziewczyna, po czym złapała za wiszący na jej szyi gwizdek i dmuchnęła w niego z całych sił.
Chwilę później w domu rozległ się głośny huk. To policja wparowała do środka posiadłości, pokonując jednego po drugim ludzi pana Mitage.
- To pułapka! Od początku to zaplanowaliście! - wrzasnął mężczyzna.
- Otóż to - zaśmiał się Ash.
Mitage ruszył biegiem w kierunku drzwi, ale tam drogę zastąpił mu Pikachu, który to wściekle poraził go prądem. Mężczyzna sparaliżowany z bólu upadł na ziemię, zaś Pokemon skoczył radośnie w ramiona swojego trenera.
- Pikachu, przyjacielu! Przybyłeś w samą porę! - zawołał Ash, tuląc do siebie swego startera.
- Pika-pi! Pika-pi! - piszczał wesoło Pikachu.
Josh zajął się tymczasem Josephem Mitage, którego związał. Chwilę później do pokoju wkroczyło kilku policjantów z inspektor Jenny na czele.
- Josephie Mitage! Jest pan aresztowany za zabójstwo swojej żony, zlecenie zabójstwa doktora Strangera, porwanie Cindy Armstrong oraz inne liczne przestępstwa takie jak korupcja i nielegalny handel Pokemonami - powiedziała funkcjonariuszka.
- Nie próbuj się nawet wymigiwać, ty nędzny łajdaku - dodał groźnie Josh - Mamy twardy dysk z twojego komputera, a on mówi sam za siebie.
- Może na te ostatnie zarzuty znajdziecie dowody, ale zabójstwa żony mi nie udowodnicie! Ani zlecenia zabójstwa tego przygłupa Strangera!
- Przeciwnie - uśmiechnął się Ash i wyjął z kieszeni dyktafon - Nie tak dawno sam pan o tym wszystkim grzecznie opowiedział.
Mitage patrzył na niego w szoku, po czym popatrzył na Josha:
- A ty... Jak zdołałeś udawać mojego pracownika?
- Syntezator głosu - rzekł ojciec mego ukochanego.
- Zawsze wam mówiłem, że nauka jest niesamowita - zaśmiał się Ash.
Biznesmen zrozumiał, iż przegrał, więc potulnie pozwolił na to, żeby pani inspektor zabrała go ze sobą na posterunek. Policjanci Jenny natomiast odnaleźli uwięzioną w piwnicy posiadłości Mitage’a Cindy Armstrong, a więc wszelkie niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
- Naprawdę nie wiem, jak wam dziękować, przyjaciele - powiedziała pani Armstrong dzień później, gdy cała nasza drużyna zbierała się powoli do odejścia.
- Prawdę mówiąc powinna pani podziękować mojemu ojcu... W końcu to dzięki jego pomysłowości i odwadze udało się nam wydostać panią z ich rąk - rzekł Ash.
Słysząc to Josh zachichotał lekko i pokręcił przecząco głową.
- Muszę zaprotestować. To prawda. Wymyśliłem sposób, jak podłożyć podsłuch do gabinetu Mitage’a, ale ostatni plan, który zrealizowaliśmy jest dziełem Asha.
- Jego realizacja zaś to już zasługa nas wszystkich - rzekła z dumą w głosie mała Bonnie - Choć chyba przede wszystkim moja, bo ostatecznie to ja dmuchnęłam w gwizdek.
- Natomiast Alexa powiadomiła Jenny o naszym planie i ustaliła ten szczegół z gwizdkiem - dodałam.
- To prawda - rzekła dziennikarka z Kalos - Dzięki temu policja mogła wkroczyć do akcji w odpowiednim momencie, gdy gość już przyznał się do wszystkiego.
- Ale to wynalazki Clemonta pomogły nam nagrać niezbędne dowody - dodała Dawn.
Młody Meyer zarumienił się lekko.
- Nie chcę być chwalipiętą, ale to prawda. Cieszy mnie, że kilka moich wynalazków na coś się jednak tutaj przydało, zwłaszcza pluskwy oraz ten wspaniały syntezator głosu.
- Od dzisiaj, stary, zabieraj te cacka na wszystkie misje! - rzekł wesoło Ash, obejmując go po przyjacielsku i lekko czochrając mu włosy.
- Nie zapominajcie też, że to nasza dzielna Dawn znalazła skarb tego domu - zachichotałam wesoło.
- Zrobiłam to razem z Clemontem - dodała panna Seroni.
- Wobec tego jeszcze jeden punkt dla niego - powiedział Ash - No, a Max pomagał nam otworzyć oraz przeszukać twardy dysk, na którym były wszystkie niezbędne dane.
- I nie zapominajcie o Serenie i jej zdolnościach do robienia makijażu - pisnęła radośnie Bonnie.
- A tak, o niej też nie możemy zapomnieć - zaśmiał się mój ukochany - Odpowiednio nas ucharakteryzowała wtedy, gdy udawaliśmy kominiarzy.
- Wniosek zatem jest jeden - odparł na to jego ojciec - Cała wasza drużyna wykorzystała w tej sprawie swoje umiejętności i to zwycięstwo jest zasługą każdego z was. Ash, Serena, Clemont, Dawn, Bonnie, Max, no i oczywiście Alexa... Wy wszyscy macie swój spory udział w rozwikłaniu tej sprawy.
- Nie zapominajcie też o małej Taylor - przypominałam im - W końcu to ona nam powiedziała, gdzie jest skarb. Bez niej by się nie udało.
- Popieram - powiedział Ash, rozglądając się uważnie wokół siebie - A tak przy okazji, to gdzie jest nasza mała bohaterka?
Cindy Armstrong uśmiechnęła się do nas i zawołała swą córkę, której wszyscy złożyliśmy gratulacje. Mała Taylor, słysząc nasze pochwały, lekko się zarumieniła i wesoło zachichotała, po czym powiedziała:
- Nie musicie mi dziękować. Ja po prostu zrobiłam tylko to, co każdy zrobiłby na moim miejscu.
- Jaka jesteś skromna - parsknął śmiechem Ash.
Miał on powód do śmiechu, bo dziewczynka, wypowiadając te słowa, miała bardzo napuszoną minę. Panna Armstrong jednak nie uznała tego za zabawne, gdyż naburmuszyła się i powiedziała:
- A ty jesteś głupkiem!
- TAYLOR! - zawołała oburzonym tonem jej matka.
Ash uśmiechnął się delikatnie do Cindy.
- Nie bądź na nią zła, proszę. Po prostu my mamy już taką przyjaźń, że musimy ciągle ze sobą wojować, ale się bardzo lubimy.
- No właśnie, Cindy! - dodała Dawn - Ja mam z Ashem tak samo jak Taylor. Naszą relacje można opisać następująco... Ja cię ko... Ale nogą.
- Ja cię lu... ale wodą! - zaśmiał się Ash.
- Ja cię ści... ale drzwiami... Taka miłość między nami! - zawołali już jednocześnie, po czym przybili sobie piątkę.
- Oboje jesteście głupkami - powiedziała Taylor i lekko się do obojga uśmiechnęła - Ale i tak was lubię, choć wasz tata próbuje mi zabrać mamę.
Cindy i Josh zarumienili się mocno na twarzach, ledwie to usłyszeli.
- No wiesz, moja droga... Ja i twoja mama po prostu... - zaczął pan Ketchum.
- Bardzo się lubimy - dodała pani Armstrong.
- Tak jak Ash i Dawn? - spytała jej córka.
Teraz wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Coś w tym rodzaju - powiedział Josh.
- A skoro tak, to w porządku! - odparła dziewczynka.
Mieliśmy z powodu tej rozmowy sporo powodów do śmiechu, dlatego z tym większą przykrością pożegnaliśmy panią Armstrong i jej córkę, a także pana Ketchuma i Alexę, którzy postanowili zostać jeszcze jakiś czas w Melastii. Pierwsze z nich chciało zawrzeć nieco bliższą znajomość z Cindy, a drugie napisać artykuł na temat prowadzonej przez nas niedawno sprawy, póki jest ona świeża. A więc cała drużyna Sherlocka Asha musiała bez tych dwóch osobników ruszyć w powrotną drogę do Alabastii.
Nim jednak do tego doszło, Josh poprosił syna do osobnego pokoju na męską rozmowę.
- Proszę was tylko, żebyście nie podsłuchiwali pod drzwiami - rzekł mężczyzna.
- Ależ spokojnie, proszę pana. Na pewno nie będziemy tego robić - zaśmiałam się i puściłam lekko oczko Ashowi.
Ten zaś wesoło dotknął swojej kieszeni, w której to miał on schowaną pluskwę. Szybko pobiegliśmy do osobnego pokoju, gdzie Clemont szybko nastawił swój wynalazek.
- Obiecywaliśmy nie podsłuchiwać pod drzwiami... - powiedziałam.
- Ale nie wspominaliśmy nic o tym urządzeniu - dodała Dawn.
Clemont szybko nastawił swój wynalazek, po czym wszyscy wesoło rozpoczęliśmy nasłuch.
- Słuchaj, synu... Zauważyłem, że ty i Serena... - zaczął rozmowę pan Ketchum.
- Co ja i Serena, tato? - spytał Ash, udając zdumienie.
- No wiesz... Oboje razem we dwoje... Śpicie w jednym łóżku.
- Ach, o to ci chodzi! My już od dawna tak robimy.
- No właśnie... I z tego powodu, zanim zapomnę... Chciałbym z tobą porozmawiać.
- A więc rozmawiajmy.
- Widzisz, synu... Muszę pomówić z tobą bardzo poważnie o pewnych sprawach, które każdy chłopak w twoim wieku wiedzieć powinien. Przede wszystkim o tych sprawach... Co zaczynają się i kończą na literę „s“.
Ash zachichotał wesoło, po czym spytał:
- No dobrze. To co byś chciał wiedzieć, tato?
Wszyscy zaczęliśmy dusić się ze śmiechu, kiedy to usłyszeliśmy.
- Bardzo śmieszne, synu. Bardzo śmieszne - rzekł Josh Ketchum, po czym zaczął poważną rozmowę na jakże poważny temat ze swoim synem.
KONIEC
A więc jednak! Ten Joseph Mitage od początku mi tu śmierdział i jak widzę miałam dobrego nosa do tego gagatka. Ale żeby tak doprowadzić własną żonę do "samobójstwa" i jeszcze te wszystkie machlojki, które ujawnił twardy dysk zdobyty przez Cindy i ukryty też przez nią ("skarb" jak to się celnie wyraziła mała Taylor). Myślał, że się drań wywinie, a tu guzik z pętelką. :)
OdpowiedzUsuńNareszcie pojawiły się tutaj wynalazki Clemonta, które nie wybuchły w pięć minut po ich uruchomieniu, a wręcz przydały się w śledztwie i to bardzo, chociażby sprytnie założona w domu Mitage'a pluskwa. Muszę przyznać, że nasz przyjaciel się mocno rozwija, tak jak i jego relacja z Dawn. Cieszę się, że zdecydowałeś się ich połączyć, oboje bardzo do siebie pasują. :)
Muszę przyznać, że z początku denerwowała mnie ta mała zazdrośnica Taylor, ale z czasem ją polubiłam. W sumie gdyby nie ona, to nasi przyjaciele nie znaleźliby dysku i cała sprawa nie zostałaby rozwiązana. :)
Chwilami w historii było naprawdę groźnie, jednak na szczęście wszystko dobrze się skończyło i bandyci trafili tam gdzie ich miejsce, czyli za kratki. :)
Jednak najbardziej rozwaliła mnie ta końcowa "męska rozmowa" ojca z synem, czyli Josha i Asha. Ten pierwszy myślał, że Ash nic nie wie o TYCH SPRAWACH, jednak okazało się, że wie całkiem sporo, bo potem przeszli do prawdziwie męskiej rozmowy o męskich sprawach. :)
Ogólna ocena: 1000000/10 :)