Przygoda XXXI
Śledztwo w przedszkolu cz. I
- Muszę przyznać, że jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem, jak doskonale rozwiązałeś sprawę prześladowania Dianthy, Ash - powiedział profesor Augustine Sycamore, siedząc razem z nami w pokoju gościnnym swojego laboratorium.
- Ja zaś muszę uczciwie przyznać, że nie wykazałem się podczas tego śledztwa jakąś specjalną inteligencją i pomysłowością - odpowiedział mu na to skromnie mój chłopak - To, że złapaliśmy tego przestępcę na gorącym uczynku, jest przede wszystkim zasługą moich dzielnych przyjaciół, a już zwłaszcza Clemonta i Maxa. To ich zdolności pomogły mi zakończyć całą tę sprawę i odnieść sukces.
- Nie chcę się chwalić, ale to rzeczywiście prawda - poparł jego słowa młody Hameron z uśmiechem dumy na twarzy.
- Max ma niesamowite zdolności komputerowe, a ja, nie chwaląc się, jestem całkiem dobry z techniki, co razem daje naprawdę bardzo pozytywne wyniki naszej współpracy - dodał skromnie Clemont, delikatnie się przy tym rumieniąc.
- A wszystko to dla dobra naszej sprawy - zgodziła się z nim Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał wesoło Piplup.
- Waszej sprawy? A czy wolno zapytać, o jaką sprawę chodzi? - spytał zainteresowany słowami mojej przyjaciółki profesor Sycamore.
- Nie wie pan? - zapytała go panna Seroni nieco dowcipnym głosem - Sereno, powiedz panu profesorowi, jaka jest sprawa, o którą walczymy.
Uśmiechnęłam się radośnie do uczonego i powoli popijając herbatę z filiżanki odpowiedziałam:
- Widzi pan, panie profesorze... Cała nasza drużyna swoją działalnością detektywistyczną dąży do to, żeby tego zła mniej było na świecie.
- A także o to, żeby zło, którego nie da się zniszczyć, zostało należycie ukarane - dokończył myśl przewodnią naszej drużyny Ash.
- O tak! Sama bym lepiej tego nie powiedziała - pokiwałam głową na znak potwierdzenia.
Profesor Augustine Sycamore uśmiechnął się do nas delikatnie.
- Aż trudno mi w to uwierzyć, ile potrafi zdziałać grupa młodych ludzi, których łączy ze sobą wspólna sprawa.
- Zapomniał pan dodać „grupa młodych i bardzo uzdolnionych ludzi“ - zaśmiał się Max.
- Skromności to zawsze ci brakowało, co nie? - zaśmiała się ironicznie Bonnie, która właśnie pożerała z tacy na stole jedno ciastko za drugim.
- A tobie nie brak apetytu - odpowiedział jej Clemont nieco karcącym tonem - Mówiłem ci już wiele razy, że nie powinnaś tak łapczywie jeść.
- Przecież pan profesor sam powiedział, że mogę zjeść tyle, ile tylko sama zechcę - mruknęła dziewczynka.
- Nie mówi się z pełnymi ustami - skarcił ją delikatnie jej starszy brat - A poza tym nawet jeśli ktoś tak mówi, to dobre wychowanie nakazuje, żebyś się nie obżerała na jego oczach.
- Spokojnie, Clemont. Mam jeszcze sporo tych ciastek i brak mi gości, których mógłbym nimi częstować - zaśmiał się wesoło uczony.
- Mimo wszystko uważam, że moja siostra powinna jednak nauczyć się dobrych manier - stwierdził poważnym tonem młody Meyer - A mój dobry kolega, Max, powinien nabrać nieco skromności.
Panicz Hameron zrobił nieco naburmuszoną minę i odparł:
- Skromność, kochasiu, jest cechą ludzi małych, ja zaś należę do osób może i niskich, a prócz tego okularników, jednak duchem jestem naprawdę wielki, że nie wspomnę już o tym, iż gdy się rozkręcę...
- To nie ma przebacz. Tak, wiemy! - jęknęli jednocześnie Ash i Dawn, kończąc myśl swego kolegi.
- No właśnie, przyjaciele - odparł Max, czyszcząc sobie lekko szkiełka okularów koszulką.
- Tak, skromność zawsze była obca naszemu młodemu przyjacielowi - zaśmiał się do nas Ash - Pamiętam doskonale, jak go poznałem. Przygoda ta jasno dowodzi, że mam rację co do Maxa.
- A jak się poznaliście? - zapytała Alexa z zainteresowaniem w głosie.
- No co, Pikachu? Mamy im opowiedzieć tę historię? - spytał mój luby swego Pokemona, który siedział mu na ramieniu.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie elektryczny gryzoń.
Jego trener pogłaskał go lekko za uszami, po czym zaczął opowiadać.
- Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy to po powrocie z regionu Johto na pewien czas wróciłem do domu, potem jednak ruszyłem w swoją kolejną podróż, tym razem do regionu Hoenn.
- Ach, Hoenn! - zawołał z uśmiechem i lekko nostalgicznym tonem profesor Sycamore - Cóż to za piękne miejsce! A te jeziora... No, po prostu bajka... To miejsce zachwycające pod każdym względem. Byłem tam bardzo dawno temu, lecz wciąż nie mogę wyjść spod wrażenia, jakie to miejsce na mnie wywarło... Ale wybacz mi, mój przyjacielu, przerwałem ci. Opowiadaj dalej.
Ash uśmiechnął się do niego delikatnie, po czym kontynuował swoją historię:
- A więc, jak już mówiłem, wyruszyłem do Hoenn i gdy już tam byłem, to skierowałem swe kroki do profesora Bircha, aby poprosić go o pomoc, bo niestety mój biedny Pikachu uległ poważnemu wypadkowi.
- Pika-pika - zapiszczał smętnie Pokemon na samo wspomnienie tego wydarzenia.
- A co mu się stało? - zapytałam przejętym tonem.
- Nie pamiętam dokładnie, w jaki sposób do tego doszło, ale biedny Pikachu został przyciągnięty przez taki ogromny magnez, który zbyt mocno naładował go elektrycznością, wskutek czego mój drogi przyjaciel ciężko zachorował. Miał gorączkę, tracił poczucie rzeczywistości i nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Dotarłem zatem do profesora Nicodemusa Bircha prosząc go o pomoc, ten zaś spróbował wyładować nadmiar elektryczności z mojego Pokemona za pomocą jakieś swojej maszyny. Ale niestety maszyna wybuchła, a Pikachu zdziczał jeszcze bardziej i zaczął przede mną uciekać, po czym zniknął gdzieś w lesie. Razem z profesorem prędko ruszyłem na jego poszukiwania, a w tym samym czasie do laboratorium Bircha dotarła May Hameron, starsza siostra Maxa, która właśnie rozpoczęła swoją podróż trenerki Pokemonów. Dowiedziała się, że profesora nie ma w domu, ale postanowiła na niego nie czekać, tylko go znaleźć. Udało jej się to i oboje pomogli mi ocalić Pikachu przed upadkiem w przepaść. Mój przyjaciel odzyskał już wtedy świadomość, ale nadal był chory. Wtedy właśnie do akcji wkroczył Zespół R, który nie wiedząc nic o chorobie Pikachu chciał go porwać za pomocą jakiegoś robot. Maszyna ta złapała mojego dzielnego kompana i zaczęła z niego wysysać energię elektryczną, która to strzelała na wszystkie strony, niechcący spalając rower May.
- Podobny los spotkał wcześniej rower Misty, a później również i mój - zachichotała Dawn, słuchając tej opowieści.
- Tak, nasz Pikachu ma wielki talent do niszczenia cudzych rowerów, jak również doprowadzania do tego, że potem jego trener zaprzyjaźnia się z właścicielkami owych zniszczonych pojazdów - zażartowała sobie Alexa - Ale mów dalej, Ash.
- Zespół R nie wiedział, że oddał nam w ten sposób wielką przysługę - kontynuował swoją opowieść mój chłopak - Bo widzicie... Ich maszyna zabrała Pikachu nadmiar energii elektrycznej, dzięki czemu mój przyjaciel odzyskał zdrowie, poraził prądem naszych wrogów, którzy znowu błysnęli i wszystko się dobrze skończyło.
- Poza żywotem roweru mojej siostry, który to niestety zakończył się wręcz fatalnie - zachichotał Max.
- Tak, to prawda - zgodził się z nim Ash - Ale wracając już do mojej opowieści, to po pozbyciu się nadmiaru energii odprowadziłem Pikachu do profesora Bircha i czuwałem przy nim. U tego uczonego miałem możliwość porozmawiać z May i poznać ją nieco. Dziewczyna powiedziała mi, że nie ma do mnie żalu za zniszczony rower, bo w końcu chodzić piechotą też jest przyjemnie, ale miło by jej było, gdyby mogła ze mną podróżować.
- No proszę... Jeden dzień cię tylko zna i już chce z tobą podróżować - zachichotała wesoło Alexa - Ty to dopiero masz powodzenie.
Ash parsknął śmiechem, gdy tylko usłyszał te słowa.
- E tam, powodzenie... Po prostu oboje się polubiliśmy... Poza tym ona ruszała w podróż po Hoenn, ja ruszałem w podróż po tym samym terenie, więc mogliśmy wędrować razem. Poza tym miło jest podróżować z kimś.
- Dobrze, już dobrze, stary... Nie udawaj, że nie cieszyło cię, że możesz podróżować z uroczą dziewczyną. W końcu cicha woda brzegi rwie - śmiała się wesoło Alexa.
- Wiadomo, Ash już od dziecka przyciągał do siebie wszystko, co było płci przeciwnej. Jestem tego najlepszym dowodem - zaśmiałam się.
Może byłam nieco złośliwa, ale miałam ku temu swoje powodu. Jak to już kiedyś zaznaczyłam, co powtórzę teraz z naciskiem, nie jestem i nigdy nie zamierzam być zazdrosna o poprzednie przygody miłosne Asha, lecz musiałam się na nim odegrać za to, iż nigdy nie wspominał o tym, żeby łączyło go z May coś więcej niż tylko przyjaźń. Choć z drugiej strony on mógł ją tylko lubić, ona zaś mogła się w nim bujać. Ostatecznie takie rzeczy jak nieodwzajemniona miłość też się dzieją na tym świecie. Tak czy inaczej musiałam mu nieco dogryźć. W końcu obiecaliśmy sobie szczerość, a takie zatajanie przez niego faktów niezbyt mi się podobało.
- Och, proszę was... Sereno, Alexo... Zapewniam was, że mnie i May łączyła zawsze tylko przyjaźń - mówił mój chłopak.
- Pika-pika - zapiszczał potwierdzająco Pikachu.
- Ty się lepiej nie odzywaj! Dużo na ten temat wiesz - powiedziałam do Pokemona żartobliwym tonem - A ty, mój drogi, lepiej opowiadaj, co było dalej, bo jeszcze nie dotarłeś do momentu, jak poznałeś Maxa.
- No właśnie, już wam mówię - uśmiechnął się mój chłopak - A więc po dwóch dniach podróży ja i May dotarliśmy do miasta Petalburg. Tam zaś moja towarzyszka wędrówki powiedziała mi, że musi załatwić jakieś swoje sprawy, więc rozdzieliliśmy się. Ona poszła zrobić to, co miała zrobić, a ja zajrzałem do miejscowej Sali. Zastałem tam Maxa, który to, jak się okazało, bardzo dobrze mnie znał.
- A skąd cię znał? - zdziwiła się Bonnie.
- Z telewizji - odpowiedział jej Max - Widziałem Asha, jak występował w Srebrnej Konferencji Ligi Johto. Odpadł w drugiej rundzie...
- Ale przypominam ci, że to była runda finałowa i mało kto zaszedł tak wysoko. Tylko najlepsi - odparł nieco urażonym tonem mój chłopak.
- Dokładnie to samo mówiłeś mi, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy - zachichotał Max.
- Tak, a ty mi sugerowałeś, że na moim miejscu zdecydowanie lepiej byś sobie poradził, a przy okazji jeszcze próbowałeś mi wmówić, że niby jesteś Liderem Sali w Petalburgu.
- Wiesz co, Max?! Jak mogłeś tak bezczelnie kłamać? - zapytała lekko oburzona Bonnie.
- No dobra, może kłamałem, ale przecież Ash nie musiał mi wierzyć - zachichotał Max, słysząc te wyrzuty.
- Nie musiałem, ale uwierzyłem i nawet chciałem z tobą walczyć na Pokemony, lecz zamiast tego obaj zaczęliśmy się kłócić - opowiadał dalej Ash - Kłótnię przerwał nam Norman Hameron, prawdziwy Lider Sali, który przyszedł zobaczyć kolejnego wyzywającego. Wraz z nim przyszły również jego żona Caroline oraz May. Wyszło wówczas na jaw, że moja towarzyszka podróży jest córką państwa Hameron, a Max to jej młodszy brat. Zawarłem więc znajomość z całą tą jakże uroczą rodzinką, później zaś, po takiej małej nawalance z Zespołem R, który napadł na Salę w Petalburgu i porwał May jej startera, ruszyłem w dalszą drogę, May zaś postanowiła towarzyszyć mi w niej, podobnie jak i Max, który otrzymał na to zgodę rodziców.
- Ale nie rozumiem. Czemu chciałeś podróżować z Ashem, skoro ty i on ciągle się kłóciliście? - zapytała Dawn.
- Dobre pytanie - zachichotał młody Hameron - Muszę przyznać, że byłem taki niemiły wobec Asha, bo zżerała mnie zazdrość, że on może być już trenerem, a ja nie. Ale kiedy zobaczyłem, jak pokonuje Zespół R, to poczułem do niego coś na kształt szacunku, który z czasem zaczął rosnąć we mnie i cóż... Obecnie jesteśmy serdecznymi przyjaciółmi.
- To prawda, Max. Nie zaprzeczam - zaśmiał się Ash, czochrając lekko chłopakowi jego bujną, czarną czuprynę.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Potem dołączył do nas Brock, którego przypadkiem spotkaliśmy i we czwórkę przeżyliśmy wiele naprawdę niesamowitych przygód - dokończył swoją opowieść Ash - Cieszę się, że teraz znowu podróżujesz ze mną, Max.
- Ja też mam powody do radości - zachichotał wesoło młody Hameron - Przypominają mi się stare, dobre czasy.
- Mnie również. Tyle, że wtedy nie byłeś trenerem Pokemonów, a teraz nim jesteś.
- Wiem i jestem z tego bardzo dumny. Wreszcie jestem dorosły.
Zachichotaliśmy wszyscy, gdy usłyszeliśmy jego słowa.
- No, do dorosłości to ci nieco jeszcze brakuje, mój drogi, ale nie bój się, Max. Wszystko w swoim czasie - powiedziała przyjaznym tonem Alexa - Jeszcze zatęsknisz za czasami, gdy byłeś dzieckiem.
- A ty za nimi tęsknisz? - spytał Max.
- Niekiedy tak.
Rozmowa toczyła się dalej, a wszyscy z nieukrywaną przyjemnością zajadaliśmy drugie śniadanie, które stanowiły ciastka i inne łakocie, jakimi częstował nas profesor Augustine Sycamore. Tę jakże przyjemną atmosferę przerwało pojawienie się Cosette, jednej z pomocnic uczonego.
- Panie profesorze... Dzwonili z tego Centrum Pokemon, gdzie zostawił pan Garchompa. Mówili, że jest on już zdrowy i może go pan odebrać.
- O! To dobrze. Dziękuję ci, Cosette. Dzisiaj jeszcze pojadę po niego - odpowiedział profesor.
- Garchompa? - zapytał zaintrygowany Ash, gdy pracownica uczonego wyszła - A co się z nim stało?
- Spokojnie, wszystko już z nim dobrze - odpowiedział mu uczony - Po prostu Garchomp zachorował na jakąś dziwną chorobę i nie wiedzieliśmy, co mu jest. Odstawiłem go więc do Centrum Pokemon w Pariniville.
- Czemu akurat tam? - zapytałam zdziwiona.
- Bo tutaj nie umieli tego wyleczyć, a w Pariniville przebywał akurat pewien uczony, który jak się okazało, wie wszystko o tej chorobie.
- Ale czy na pewno wie wszystko o niej? - spytałam zaniepokojona.
- Naturalnie. Sam mi to powiedział, kiedy tylko zadzwoniłem do niego i poprosiłem o pomoc. Ledwo podałem mu objawy, na jakie cierpi biedny Garchomp, a on od razu stwierdził, co biedakowi dolega. Przywiozłem mu więc pacjenta, żeby się nim zaopiekował, sam natomiast wróciłem do moich obowiązków i czekałem na wiadomości o mym podopiecznym.
- Chwileczkę... A czy tu chodzi o tego Garchompa, którego poznaliśmy w zeszłym roku? - zapytała Bonnie.
- Właśnie o tego samego - uśmiechnął się uczony.
- A jak go poznaliście? - spytała Dawn.
- Widzisz! To cała historia! - pisnęła radośnie Bonnie, że ktoś się nią wreszcie zainteresował i zaczęła opowiadać: - Bo widzisz, Zespół R tu się zjawił, żeby porwać Froakiego za pomocą jednej takiej ohydnej obroży, ale założyli ją przez pomyłkę Garchompowi, ten zaś przez nią całkiem zdziczał i zaatakował całe miasto.
- Na szczęście Ash pobiegł za nim na Wieżę Pryzmatu razem z Pikachu oraz Froakiem i uratował Garchompa, zdejmując z niego tę obrożę - dodał gwoli wyjaśnień Clemont.
- Wszystko zaś nagrała telewizja, a ja obejrzałam to w wiadomościach razem z mamą i cóż... Rozpoznałam Asha jako mego kochanego przyjaciela z dzieciństwa - dokończyłam opowieści.
- Rozumiem. Więc tak to wyglądało - uśmiechnęła się delikatnie Dawn - Nie miałam o tym pojęcia.
- Jak to nie miałaś pojęcia? Przecież już ci to kiedyś opowiadałam.
- Owszem, ale ja nie pamiętałam, jaki Pokemon was połączył.
- Właściwie to połączył nas szereg zbiegów okoliczności, do którego wiele osób się przyczyniło: Zespół R, Garchomp, telewizyjna reporterka, a nawet moja mama.
- Jak to? - zapytał zdziwiony moimi słowami Max.
- No, bo gdyby moja mama nie zawołała mnie, żebym obejrzała z nią telewizję i wieczorne wiadomości, to być może do dzisiaj nie spotkałabym Asha.
Mój chłopak czule położył mi dłoń na dłoni, uśmiechając się przy tym do mnie z miłością.
- Wobec tego podziękowania za istnienie naszego związku należą się również twojej mamie - zażartował sobie.
- Pika-pika. Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Clemont zastanowił się przez chwilę.
- Profesorze, muszę pana o coś zapytać. Czy to miasto, do którego pan jedzie po Garchompa, naprawdę nazywa się Pariniville?
- Tak.. A czemu pytasz?
Młody Meyer spojrzał na nas uważnie, po czym odpowiedział:
- Bo przypomniało mi się, że w tym mieście znajduje się przedszkole prowadzone przez naszą dobrą znajomą, Penelopy.
Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie tej kobiety. Doskonale ją pamiętałam. Wyzwała Asha na pojedynek i postawiła mu warunek, że jeśli ona wygra, to chłopak pójdzie z nią tam, gdzie ona zechce. Przeraziłam się, bo pomyślałam sobie, iż Penelopy chce zaprosić obiekt moich westchnień w ten dość niezwykły sposób na randkę. Kobieta wygrała i Ash musiał pójść z nią, tak jak to obiecał. Szczęśliwie zabrał nas ze sobą, a wówczas okazało się, że Penelopy to przedszkolanka i chciała tylko, żeby jakiś trener pomógł jej w opiece nad powierzonymi jej dzieciakami, a przy okazji pouczył ich o Pokemonach. Nie muszę chyba mówić, że odetchnęłam z ulgą, gdy tylko to odkryłam.
- Słuchajcie, mam pewien pomysł! - zawołałam, klaszcząc w dłonie - Skoro już tutaj jesteśmy, to możemy skorzystamy z okazji i odwiedzimy Penelopy przed naszym powrotem do Kanto?
- To jest doskonały pomysł i bardzo mi się on podoba! - zawołał Ash głosem pełnym radości - A ty co o tym sądzisz, Pikachu?
Jego Pokemon nie miał nic przeciwko temu, podobnie jak i cała nasza drużyna, chociaż Clemont nieco oponował, bo chociaż sam chciał ponownie zobaczyć Penelopy, to jednak zaczął nam dowodzić, że przecież wczoraj prowadzona przez nas sprawa została zakończona i dzisiaj mieliśmy wracać do domu, do naszych obowiązków. Nikt go jednak nie poparł.
- Braciszku! To przecież tylko jeden dzień! Możemy go wykorzystać, żeby odwiedzić Penelopy! - zawołała Bonnie, a jej Dedenne pisnął prosząco - Proszę, braciszku! Jedźmy tam! Tak chciałabym znów zobaczyć Penelopy.
Clemont nie potrafił odmówić takiej prośbie swojej małej siostrzyczki, więc mimo początkowych obiekcji w końcu wyraził zgodę.
- A więc decyzja została podjęta! - zawołał wesoło Ash i popatrzył na profesora - Mam nadzieję, że możemy na pana liczyć.
- Oczywiście, że tak, mój drogi chłopcze! - odpowiedział mu radośnie uczony - Zabiorę was do waszej przyjaciółki, a wieczorem odwiozę was z powrotem do Lumiose.
- Super! - krzyknął radośnie Ash, podskakując z radości.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie jego Pokemon.
***
Ponieważ samochodem zdecydowanie jedzie się znacznie szybciej niż chodzi piechotą, to tak w około godzinę dojechaliśmy wszyscy na miejsce. Profesor Sycamore podwiózł nas jak najbliżej przedszkola, po czym obiecał, że wieczorem zabierze całą naszą paczkę do Lumiose.
- Trzymamy pana za słowo, profesorze! - zażartowała sobie Bonnie, wesoło wyskakując z pojazdu uczonego.
- Alexa, nie idziesz z nami? - zapytał Ash, gdy już wszyscy poszliśmy śladem naszej małej przyjaciółki.
- Niestety, nie mogę. Mam swoje obowiązki. Obiecałam redaktorowi naczelnemu, że dostarczę mu dzisiaj artykuł zawierający relacje na żywo z waszego ostatniego śledztwa - odpowiedziała dziennikarka - Muszę go więc zanieść osobiście, a ponieważ naczelny przebywa obecnie w tej okolicy, to poprosił, żebym właśnie tutaj mu dostarczyła swoje wypociny, aby mógł on dokonać ich korekty. Ostatecznie musi przecież wszystko ocenić zanim coś wydrukuje, a kiedy już wróci do swojego domu w Lumiose, to może być za późno, żeby wszystko przygotować. Chce więc, żebym dostarczyła mu mój artykuł.
- Rozumiemy. No cóż... Szkoda, ale zobaczymy się jeszcze dzisiaj, co nie? - spytał mój chłopak z nadzieją w głosie.
- Masz to jak w banku, Ash - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy Alexa - Wieczorem zabiorę się z wami i profesorem do Lumiose.
- Wobec tego życzę wam wszystkim bardzo dobrej zabawy - zawołał Augustine Sycamore, po czym odjechał ciężarówką, którą nas podwiózł, a potem miał nią zabrać Garchompa z powrotem do Lumiose.
Nasza szóstka pożegnała Alexę życząc jej powodzenie w rozmowie z redaktorem naczelnym, a następnie udaliśmy się w kierunku przedszkola prowadzonego przez pannę Penelopy. Stanowił go duży i całkiem okazały budynek otoczony żywopłotem. Prawdę mówiąc przypominał mi on wiejską rezydencję szlachecką z XIX wieku i niewykluczone, że tym właśnie kiedyś był do chwili, gdy jakiś traf sprawił, iż dostał się on w ręce państwa i został przerobiony na przedszkole. Chociaż prawdę mówiąc nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia.
Weszliśmy na teren budynku, po czym zadzwoniliśmy do jego drzwi. Chwilę później otworzyły się one, a w progu stanęła niska, korpulentna kobieta o siwych włosach i binoklach naciśniętych na nos, ubrana w beżowe ubranie typowe dla starszych pań.
- Słucham, w czym mogę służyć? - zapytała kobieta.
- Dzień dobry, panie Beegee - powiedział z uśmiechem na twarzy mój luby, zdejmując czapkę i kłaniając się grzecznie - Pamięta nas może pani? Jestem Ash Ketchum, a to moi przyjaciele. Byliśmy tu w zeszły roku tak pod koniec wakacji.
- Bawiliśmy się z pani podopiecznymi - dodałam, mając przy tym sporą nadzieję, iż kobieta nas nie zapomniała.
Pani Beegee, bo takie nazwisko ona nosi, zdjęła z nosa swoje binokle, lekko przeczyściła je chusteczkę, po czym nałożyła sobie na nos i przyjrzała się nam uważnie.
- Ach, no tak! Już cię poznaję! Młody i bardzo dzielny trener ze swoim bohaterskim Pikachu - powiedziała kobieta, a na jej twarzy zawitał radosny uśmiech - Już was sobie przypominam. Co tu robicie w tych stronach?
- Przebywaliśmy akurat w pobliżu i pomyśleliśmy sobie, że wpadniemy odwiedzić starych przyjaciół - odpowiedział jej Ash - O ile oczywiście oni mają dla nas czas.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Ależ oczywiście, moi kochani. Wejdźcie, proszę - odparła na to pani Beegee i uśmiechnęła się, wpuszczając nas do środka.
Oczywiście skwapliwie skorzystaliśmy z jej zaproszenia i już po chwili weszliśmy do środka.
- Przepraszam, ale czy zastaliśmy Penelopy? - zapytałam.
- Owszem, jest tutaj. Na pewno bardzo się ucieszy, gdy was zobaczy - odpowiedziała mi staruszka.
To mówiąc zaprowadziła nas ona do pomieszczenia, w którym dzieci bawiły się właśnie w najlepsze pod czujnym okiem swojej opiekunki, nią zaś była wysoka, młoda kobieta w o jasno-różowych włosach i niebieskich oczach. Miała ona na sobie biały podkoszulek oraz różowe dżinsy. Przy niej siedział biały Pokemon przypominający kota lub też lisa z dużymi, białymi czułkami - Sylveon.
- Penelopy, przyprowadziłam ci gości - powiedziała pani Beegee, kiedy weszła z nami do sali.
Młoda kobieta odwróciła się w naszą stronę, po czym obdarzyła nas wszystkich promiennym uśmiechem.
- Ash! Serena! Miło was znowu widzieć! - zawołała.
- Ciebie również, Penelopy - powiedział Ash - Witaj, Sylveon.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał siedzący na jego ramieniu Ash.
Kobieta podbiegła do nas i przywitała się z nami.
- Dawno was nie widziałam. Już myślałem, że zapomnieliście o nas, a tu proszę, jaka niespodzianka! Witaj, Clemont, mój ty słodki przystojniaku! Bonnie, maleńka! Aleś ty wyrosła przez ten rok! A wy to kto?
- Och, wybacz. Zapomniałem przedstawić - uśmiechnął się wesoło Ash - To jest młodsza, przyrodnia siostra, Dawn Seroni.
- Bardzo mi miło cię poznać, Penelopy - powiedziała Dawn, lekko przy tym dygając.
- A to jest Max Hameron, mój przyjaciel, z którym to podróżowałem kiedyś po regionie Hoenn - dokończył prezentacji lider naszej drużyny.
- Cieszę się, że mogę panią wreszcie poznać - powiedział Max, lekko poprawiając sobie okulary na nosie.
- Was również miło poznać. Powiedzcie mi, co was sprowadza w moje skromne progi? - zapytała Penelopy.
- Jak już to powiedziałem pani Beegee, byliśmy wszyscy w okolicy i pomyśleliśmy, że cię odwiedzimy, o ile oczywiście nie masz nic przeciwko temu - odparł na to Ash.
Oczywiście nasza przyjaciółka powiedziała, że bardzo ją cieszy nasza wizyta, a przy okazji, jeśli zechcemy pobawić się z jej podopiecznymi, to będzie nam za to szczerze zobowiązana, bo w końcu cała nasza drużyna ma niesamowite podejście do dzieci. Rzecz jasna nie odmówiliśmy jej.
- Dzieci, wyjdźmy wszyscy na dwór! - zawołała Penelopy, klaszcząc w dłonie - Będziemy się dzisiaj bawić z Pokemonami.
Wiadomość tę dzieciaczki przywitały z wręcz euforią, którą to wyraziły ogromnym krzykiem radości.
- Super! A z jakimi?! - zapytał jeden chłopiec.
- Dowiecie się na dworze. Chodźcie - powiedziała pani Beegee.
Maluchom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, dlatego wybiegły wszystkie tłumnie na dwór, a my powoli wyszliśmy za nimi.
- Pozwólcie, że wam kogoś przedstawię - rzekła Penelopy, kiedy już opuściliśmy wnętrze przedszkola - To jest trener Pokemonów Ash Ketchum i jego przyjaciele, Serena, Dawn, Clemont, Bonnie i Max. Przywitajcie się z nimi. Pewnie niektórzy z was już ich znają.
Rzeczywiście, kilkoro dzieci pamiętało nas z naszej wizyty rok temu, większość jednak nie znała naszej drużyny. Powodem tego był fakt, iż duża część dzieciaków była tu nowa i w ogóle jeszcze nie miała możliwości, aby nas poznać. Jednak szybko polubili oni całą naszą szóstkę, a już zwłaszcza wtedy, kiedy wypuściliśmy swoje Pokemony z ich pokeballi. Po krótkiej chwili rozpoczęła się więc naprawdę radosna zabawa.
Asha z miejsca został obskoczony przez dzieciaki, które to koniecznie chciały wiedzieć, jak można bawić się z Pikachu, ale w taki sposób, żeby ten ich nie poraził prądem. Mój chłopak tonem starszego i sympatycznego brata tłumaczył całej grupie małych i uroczych rozrabiaków, jak należy to robić. Pokazał im również, że Pikachu uwielbia mizianie po ogonku, dlatego już wkrótce wszystkie dzieciaki ustawiły się w kolejce, aby móc popieścić startera swego idola.
Niektórym dzieciom spodobali się też Fletchinder i Frogadier, dlatego Ash musiał im opowiedzieć co nieco również na ich temat, a prócz tego pokazać, jak należy się z nimi bawić.
Ja zaś tłumaczyłam dzieciom, jak czesać futerko mojego Fennekina. Kilka dziewczynek od razu zaczęło kolejno pożyczać ode mnie szczotkę, żeby to zrobić. Inne zaś bawiły się radośnie w taniec z moim Panchamem, który bardzo zadowolony brykał z podopiecznymi przedszkola.
Niedaleko mnie siedziała Dawn. Opowiadała ona kilku dziewczynkom o swoim ulubieńcu, Piplupie, którego już sam widok wzbudził powszechny zachwyt, co malec oczywiście przywitał z radością, gdyż bardzo lubił być w centrum uwagi, do czego zresztą przywykł w czasach, kiedy jego trenerka była koordynatorką Pokemonów.
Clemont pokazał dzieciom swojego Chespina i Luxraya, które bardzo im się spodobały. Bonnie zaś pozwalała dzieciom karmić swojego Dedenne, a także poczęstowała też karmą Sylveon, która czując zapach łakoci dla Pokemonów nie mogła się oprzeć, żeby podejść do dziewczynki i słodkim piskiem poprosić o możliwość spróbowania tego smakołyku.
Max natomiast pokazywał kilku chłopcom Mudkipa i jego możliwości ataków wodnych, co wyraźnie przypadło do gustów wszystkim przyszłym trenerom Pokemonów.
Mówiąc więc tak w wielkim skrócie zabawa była naprawdę przednia, a żadne z nas się nie nudziło. Nie wiedzieliśmy jednak, że nawet tutaj, w tym jakże uroczym miejscu, czekała nas mała praca do wykonania.
Wszystko zaczęło się z chwilą, gdy ja, Ash i Penelopy, pozostawiwszy resztę naszej kompanii i dzieci pod opieką pani Beegee poszliśmy na mały spacer po okolicy. Przedszkolanka była wyraźnie z jakiegoś powodu smutna i kiedy mój chłopak zapytał ją, o co chodzi, odpowiedziała, iż chętnie nam to wyjaśni, ale nie tutaj. Wyszliśmy więc na mały spacerek, podczas którego kobieta wyłuszczyła nam, na czym polega jej problem.
- Widzicie... Wczoraj jeden z moich podopiecznych, o imieniu Kendall, zgubił swoją ulubioną zabawkę i nie może jej znaleźć.
- A gdzie ją zgubił? - spytałam zaintrygowana tymi słowami.
- Myślę, że gdzieś na terenie przedszkola - odpowiedziała Penelopy - Pamiętam doskonale, że gdy przyszedł, to miał ją ze sobą, a potem wracając do domu jego pluszak zniknął.
- Przeszukaliście przedszkole? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- I to bardzo dokładnie, ale niestety nie znaleźliśmy jej. Kendall jest zrozpaczony. Nie chcę się bawić, a od rana chodzi przygnębiony. Obiecałam mu, że znajdę tę zabawkę, ale mam dziwne wrażenie, iż go zawiodę.
- Syl-vion! - zapiszczał smutno jej Pokemon.
Gdy kobieta opowiadała nam o tym wszystkim przypomniałam sobie, że widziałam w przedszkolu jakiegoś smutnego chłopca, który nie chciał się bawić z innymi dziećmi, ale nie zwróciłam na niego większej uwagi zajęta opowiadaniem maluchom o moich Pokemonach. Teraz zaś czułam się z tego powodu bardzo przygnębiona.
- Wiesz co, Penelopy? Tak sobie właśnie myślę, że masz dziś naprawdę wyjątkowe szczęście - powiedziałam radosnym tonem.
- A to czemu? - spytała kobieta, którą wyraźnie dziwiła moja euforia.
- Bo widzisz... Ash już od jakiegoś czasu zajmuje się rozwiązywaniem zagadek detektywistycznych. Udało mu się nawet wsadzić do więzienia kilku naprawdę groźnych przestępców.
- Eee tam... Nie ma o czym opowiadać, Sereno... To były dość proste sprawy - odpowiedziała mi skromnie mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał lekko zawstydzony Pikachu.
- A ja myślę, że jest o czym opowiadać, zaś te zagadki wcale nie były takie proste, jak to Ash opowiada - mówiłam dalej bardzo radosnym tonem - Uwierz mi, Penelopy, niektóre z tych spraw były naprawdę poważne, ale mój chłopak łatwo sobie z nimi poradził.
- Twój chłopak? - zdziwiła się przedszkolanka - Chcesz powiedzieć, że ty i Ash jesteście parą?
- Tak. Od maja tego roku - powiedziałam z dumą w głosie, łapiąc czule za rękę mego ukochanego.
- Potwierdzam z prawdziwą przyjemnością - zaśmiał się Ash, ściskając delikatnie moją dłoń.
- I wy naprawdę rozwiązujecie razem zagadki detektywistyczne? - nie mogła wyjść ze zdumienia Penelopy.
- Owszem, rozwiązujemy je i muszę przyznać, że całkiem nieźle nam to wychodzi - mówiłam dalej dumnym oraz poważnym tonem.
- Nie tak dawno przyjechaliśmy do Kalos, żeby rozwiązać taką jedną zagadkę w pewnym miejscu zwanym Zamkiem Bitew - powiedział Ash ze sporym uśmiechem na twarzy - A ponieważ zagadka została już przez naszą drużynę rozwiązana, to cóż... Zamierzaliśmy właśnie wracać do domu, gdy dowiedzieliśmy się, że mamy wręcz niesamowitą okazję, aby cię odwiedzić.
- Toteż skorzystaliśmy z tej okazji i tu jesteśmy - dodałam.
- I chętnie pomożemy ci rozwiązać twój problem - rzekł mój luby.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco jego Pokemon.
Penelopy rozpromieniła się, gdy to usłyszała.
- To po prostu wspaniałe! Kendall będzie wniebowzięty, kiedy mu o tym powiem.
- Jestem tego pewna - odpowiedziałam z uśmiechem.
Chwilę później usłyszeliśmy jakiś głośny trzask oraz dziki łomot, jakby coś ciężkiego spadło właśnie na ziemię. Obejrzeliśmy się szybko za siebie, lecz nie zobaczyliśmy niczego poza dużym drzewem otoczonym krzakami.
- Co to było? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Penelopy.
- Ash, a ty jak myślisz? - zapytałam nieco przerażona, łapiąc mojego chłopaka za rękę.
Ten zastanowił się przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem. A zresztą, co to ma za znaczenie? Chodźmy już lepiej rozwiązać naszą nową zagadkę.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło jego Pikachu.
- Masz rację. Chodźmy - powiedziałam.
Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy, także już po chwili wróciliśmy do przedszkola, gdzie dzieci wesoło się bawiły z naszymi Pokemonami.
- No dobrze, dzieciaki. A teraz ma być spokój, ponieważ chcę wam coś ogłosić! - zawołała Penelopy.
Dzieciaki jednak nie usłyszały jej, ponieważ gwar był zdecydowanie za duży, żeby mogły zwrócić one na cokolwiek uwagę.
- Hej, dzieci! - krzyknęła głośniej Penelopy.
Niestety, efekt był nadal zerowy.
- Chyba trzeba inaczej do tego podejść - powiedział Ash.
Rozłoszczona postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zagwizdałam głośno na palcach. Dźwięk ten dotarł do uszu wszystkich malców, które od razu przerwały swoje zajęcie i spojrzały na nas zaintrygowane.
- Teraz możesz mówić - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję, Sereno - odparła Penelopy, po czym zaczęła mówić - Moi kochani... Chciałam wam coś oznajmić. Coś, co jest bardzo ważne. Otóż jak wiecie, Kendall wczoraj zgubił swoją ulubioną zabawkę, czyli pluszowego Froakiego. Chciałabym więc, żeby tu podszedł, ponieważ musimy mu coś powiedzieć.
Chwilę później podszedł do nas mały chłopiec w wieku około sześciu, może siedmiu lat, posiadacz czarnych włosów, niebieskich oczu oraz ledwo widocznych piegów na nosku. Ubrany był on w zielone spodenki, brązową koszulkę, adidasy i błękitną czapkę z daszkiem.
- To ty jesteś Kendall? - zapytał mój chłopak z uśmiechem na twarzy, pochylając się lekko nad chłopcem - Miło mi cię poznać. Ja jestem Sherlock Ash, a to mój przyjaciel i partner, Pikachu.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pokemon.
- Miło mi - odpowiedział smutnym głosem chłopiec.
- Pani Penelopy powiedziała nam, że zginęła twoja ulubiona zabawka. Chcemy ci pomóc ją znaleźć. Wiesz, kim są detektywi?
Kendall pokręcił przecząco głową.
- Widzisz... Oni zajmują się szukaniem różnych zaginionych rzeczy i rozwiązywaniem zagadek - wyjaśnił mu mój luby - Tym właśnie zajmują się detektywi, a ja jestem detektywem i z największą przyjemnością pomogę ci znaleźć twoją zabawkę.
Chłopak spojrzał na niego uważnie swoimi dużymi i jakże uroczymi oczami, w których tliła się wyraźna radość połączona z nadzieją. Pamiętam doskonale, jak pewna dziewczynka dziewięć lat temu patrzyła tak samo na swojego kolegę, gdy ten ofiarował jej swoją pomoc i pomógł wydostać się z lasu. To jakże urocze dziecko potem dorosło, stało się kobietą, a obecnie pomagało owemu koledze, teraz już młodzieńcowi rozwiązywać niezwykle trudne zagadki detektywistyczne.
- Pomożesz mi więc znaleźć mojego Froakiego? - zapytał zdumionym głosem chłopiec.
- Oczywiście, że ci pomogę - zaśmiał się wesoło Ash, a jego Pikachu potwierdził to słodkim piskiem.
Rozmowę przerwał nam nagły przyjazd jakiegoś małego chłopca na hulajnodze. Wyglądem przypominał on naszego klienta (jak nazywałam w myślach Kendalla), z tym, że był od niego starszy, jego oczy miały brązową barwę, zaś ubrania posiadały inne kolory. Prócz tego ów chłopiec nosił na głowie dużą, wełnianą czapkę, która chwilami opadała mu na oczy, przez co musiał on ją sobie nieraz poprawiać.
- Pani Penelopy! - zawołał radośnie chłopiec - Mama przysłała mnie, żebym przywiózł pani nieco łakoci. Sama je robiła.
To mówiąc nasz niespodziewany gość podszedł do przedszkolanki trzymając w ręku koszyk z przysmakami dla kobiety.
- Dziękuję. Podziękuj, proszę, swojej mamie. Powiedz jej ode mnie, że jest bardzo miła - odpowiedziała chłopcu Penelopy.
- A czy Kendall dalej płacze po swojej maskotce? - zapytał smutnym głosem chłopiec.
- Niestety tak, chociaż tak właściwie to już tego nie robi, bo pojawił się ktoś, kto nam pomoże.
- Kto?
Wtedy wzrok chłopca skupił się na nas. Mały człowiek przyjrzał się nam bardzo uważnie, po czym zawołał głośno:
- ASH!
Następnie bez słowa wyjaśnień rzucił się radośnie w kierunku mojego chłopaka i objął go mocno za kolana, gdyż wzrostem sięgał mu zaledwie do pasa.
- Ash! Tak się cieszę, że cię widzę! Bardzo za tobą tęskniłem! - wołał wesoło chłopak.
- Dziękuję... To miło z twojej strony... Ale w sumie, to skąd ty mnie znasz?
Chłopiec popatrzył na niego uważnie.
- Jak to? Nie pamiętasz mnie? Razem z tobą i Froakiem uwolniliśmy Pikachu i Silveon z rąk Zespołu R, a ja dzięki tobie nie boję się już w ogóle Pokemonów.
Ashowi pod wpływem tych wyjaśnień coś zaświtało w głowie.
- Zaraz... Ty jesteś Randall?!
- Pamiętasz mnie?!
- No pewnie, że tak! Stary, ty nawet nie wiesz, jak ja się cieszę, że cię widzę! - zawołał Ash, ściskając mocno chłopca.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, zeskakując wesoło z ramienia Asha i podbiegając do Randalla.
- Pikachu! Ciebie również miło widzieć! - zawołał wesoło chłopiec - A gdzie jest Froakie?! Chciałbym go znowu zobaczyć!
- Gdzieś tu powinien być. Chwilka... - zastanowił się Ash, rozglądając dookoła.
Dość szybko zauważyliśmy Pokemona, który właśnie skakał radośnie wokół kilku dzieci z przedszkola, popisując się swoimi umiejętnościami. Gdy Ash go zawołał, to Frogadier podskoczył i szybko stanął obok niego. Kiedy zaś zobaczył Randalla, radośnie polizał go po twarzy.
- He he he! Hej! Czemu ten Pokemon mnie liże? - zdziwił się chłopiec, chichocząc przy tym radośnie.
- Nie poznajesz go? To twój dawny przyjaciel, z którym uwolniliśmy razem Silveon - odpowiedziałam.
- Froakie?! - wykrzyknął zdumiony chłopiec - Ale on się zmienił!
- Bo widzisz, teraz to jest Frogadier, czyli taki Froakie po ewolucji - odpowiedział mu wesoło mój ukochany - Jak widzisz, on bardzo dobrze cię pamięta.
- Jej! Ale fajnie! - krzyknął podnieconym głosem Randall, głaszcząc po głowie Pokemona, który był jego wzrostu, a nawet nieco wyższy od niego.
Frogadier wydał z siebie kilka radosnych odgłosów dowodzących, że on również bardzo się cieszy z możliwości ponownego widzenia swojego dawnego przyjaciela.
- Wiesz co, Randall?! Ash obiecał mi, że pomoże mi znaleźć mojego Froakiego! - zawołał radośnie Kendall, podbiegając do nas.
- Poważnie?! To może być pewien, że go znajdzie, bo Ash to super gość - zawołał wesoło Randall.
- Zaraz... To wy się znacie? - zapytałam zdumiona, widząc rozmowę obu chłopców.
- Oczywiście. To mój młodszy brat - odpowiedział mi wesoło Randall, obejmując „naszego klienta“ ręką.
- To teraz już wiem, dlaczego jesteście obaj tak do siebie podobni - zachichotałam.
- Tak, to wiele wyjaśnia - dodał Ash - Ale dosyć gadania, pora brać się do pracy. Zostaliśmy właśnie wynajęci przez pana Kendalla do odnalezienia jego zabawki.
- Super! Mam nadzieję, że ją znajdziecie, bo mój brat bardzo ją kocha - powiedział głosem pełnym nadziei Randall.
- Spokojnie, stary. Zobaczysz, że ją znajdziemy - rzekł Ash bojowym tonem.
Znam już doskonale ten jego sposób mówienia. Umiał on nim zawsze podnieść na duchu mnie i innych ludzi, a zwłaszcza dzieci, które często tak bardzo potrzebują wsparcia starszych. Pamiętam do dziś, jak takim samym tonem zachęcał mnie do tego, żebym za nic w świecie się nie poddawała, tylko walczyła. Miało to miejsce dziewięć lat temu podczas Letniego Obozu Pokemonów profesora Oaka, ale słowa te były dla mnie wciąż naprawdę aktualne.
- Poczekajcie, przyjaciele. Muszę się tylko przygotować i biorę się do dzieła - zawołał wesołym głosem Ash.
Zachichotałam lekko, gdy usłyszałam jego słowa, ponieważ doskonale wiedziałam, jak te jego przygotowania wyglądają. Mój luby po prostu zdjął z siebie plecak, wyjął z niego swoją brązową pelerynę w lekką kratę oraz charakterystyczną czapkę. Następnie nałożył to potem na siebie, a potem ubrał Pikachu w miniaturową wersję owego kostiumu, różniącą się od tej dużej tym, iż była ona koloru zielonego.
- Doskonale, przyjaciele! Jestem teraz gotowy, żeby poszukać twojej zaginionej zabawki, Kendall!
- Pi-pika-chu!
Obaj bracia nie mogli wręcz wyjść z podziwu, kiedy tylko zobaczyli ową transformację Asha w detektywa. Wyraźnie im ona zaimponowała, ja zaś delikatnie westchnęłam czując, że mój chłopak po prostu się zwyczajnie popisuje korzystając z tego, iż ma przed sobą wierną publiczność. Ale nie miałam do niego o to żalu. W końcu naprawdę posiada wielki talent, więc może mieć również w sobie nieco próżności.
- No proszę, mój kochany braciszek nie marnuje tu czasu, jak widzę - powiedziała nieco zadziornym tonem Dawn, podchodząc do nas - Musi on pracować nawet wtedy, kiedy ma urlop.
- Proszę cię, nie bądź złośliwa - odpowiedział jej starszy brat - Wiesz doskonale, że kiedy jakaś ciekawa sprawa się nam szykuje, to ja po prostu muszę ją rozwiązać.
- W medycynie ma to swoją nazwę, Ash. Wiesz o tym? - zapytała nieco złośliwym tonem Dawn - Brzmi ona pracoholizm.
- Mów sobie, co chcesz, ja już obiecałem Kendallowi i jego bratu, że im pomogę, więc nie zamierzam się teraz wycofać - odparł na to detektyw z Alabastii.
- A kim ty jesteś? - zapytał Randall zaintrygowanym tonem, patrząc w kierunku mojej najlepszej przyjaciółki.
- Ach, wybacz. Zapomniałem, że wy się nie znacie - zachichotał Ash - To moja młodsza siostra Dawn.
- Młodsza tylko o trzy lata i nie musisz tego ciągle akcentować, wiesz? - mruknęła nieco zadziornie dziewczyna i podeszła do obu braci, mówiąc: - Jestem Dawn, miło mi was poznać.
Chłopcy radośnie uścisnęli jej dłoń. Widocznie śliczna siostra ich idola bardzo im przypadła do gustu.
- Hej! Kendall! Chodź wreszcie się ze mną pobawić! - zawołała jakaś dziewczynka, podbiegając do nas.
Była to przedstawicielka płci pięknej o brązowych włosach upiętych w dwie kitki i szarych oczach. Na sobie miała zieloną sukienkę i małe, białe rękawiczki. Widząc, jak Kendall rozmawia z Dawn zachowała się ona dość niezwykle, bo złapała chłopca za rękę i zaczęła go mocno ciągnąć w swoją stronę.
- Kendall! Obiecałeś mi pomóc zbudować zamek z piasku!
- No wiem, obiecałem ci to - odpowiedział jej chłopiec - Ale to może za chwilę...
- Nie za chwilę, ale teraz! Obiecałeś, więc się nie wymiguj!
- No dobrze, już dobrze. Idę z tobą - mruknął niechętnie nasz klient, po czym spojrzał na Asha - Ale czy obiecujesz mi, Ash, że znajdziesz mojego Froakiego?
- Obiecuję, przyjacielu! - zawołał wesoło mój chłopak.
Słysząc te słowa Kendall przestał się opierać i poszedł za dziewczynką, która wyraźnie była bardzo uradowana z tego powodu, że oboje oddalili się jak najdalej od Dawn, na którą mała patrzyła bardzo niechętnie.
- Ale ta pannica jest o niego zazdrosna - zaśmiałam się, widząc całą tę sytuację.
- Zazdrosna? - zapytał zdumiony Ash, patrząc na mnie.
- Pika-pika? - dodał jego Pikachu.
Westchnęłam głęboko, słysząc te słowa i pokiwałam lekko głową, po czym odpowiedziałam:
- Och, chłopcy! Czy wy naprawdę nie widzicie tego, że ona wyraźnie bardzo lubi naszego Kendalla i nie chce, żeby kręciły się przy nim inne dziewczyny? To jest przecież aż nadto widoczne.
- W sumie Serena ma rację. Najwyraźniej ta mała panienka uznała mnie za swoją rywalkę, skoro tak szybko porwała stąd Kendalla - zaśmiała się Dawn.
- Tak, Alice jest bardzo o niego zazdrosna - rzekł poważnym głosem Randall - Ona i mój brat znają się już od dawna i oboje bardzo lubią ze sobą przebywać, ale wiecie... Kendall ciągle nosi ze sobą tę swoją maskotkę i jakoś tak sobie myślę, że chyba bardziej ją woli od Alice, co jest przecież głupie.
- Też tak uważam, ale skoro twój brat prosił nas, żebyśmy znaleźli jego pluszowego Froakiego, to przecież nie możemy go zawieść - powiedział Ash, wyjmując z plecaka lupę - Bierzmy się zatem do dzieła!
***
Chwilę później cała nasza drużyna została powiadomiona o tym, że poszukiwania pluszowego Froakiego to kolejna sprawa, którą Ash podjął się rozwiązać. Oczywiście nie spodobało się to Clemontowi, podobnie jak też i nasze poprzednie śledztwo.
- No jasne! Teraz znowu będziemy musieli przedłużyć nasz pobyt tutaj, a biedna pani Ketchum czeka tam na nas w Alabastii, aż w końcu wrócimy, my zaś zamiast powrócić do swoich obowiązków, to ciągle bawimy się w poszukiwaczy zaginionych zabawek.
- Clemont, jesteś po prostu bez serca! - pisnęła bardzo urażonym tonem Bonnie, zaś jej Dedenne zapiszczał na znak, że całkowicie zgadza się z tym zdaniem.
Również Dawn była oburzona słowami chłopaka.
- Jak ty mogłeś coś takiego w ogóle powiedzieć, Clemont?! Przecież biedny Kendall liczy na naszą pomoc, wierzy w nasze możliwości, a ty tak po prostu sobie mówisz, że tracimy tu niepotrzebnie czas?! A może jeszcze uważasz, że zajmujemy się głupotami, co?!
Młody Meyer, jak wiadomo, miał od dawna słabość do naszej uroczej koleżanki o niebieskich włosach, dlatego słysząc jej pełne oburzenia słowa zmieszał się tylko i powiedział:
- He he he. Nie, Dawn. Ja wcale tego nie powiedziałem. Chodziło mi jedynie o to, że nasze obowiązki...
- Zapominasz chyba, drogi Clemoncie, że przede wszystkim jesteśmy detektywami i naszym podstawowym obowiązkiem jako detektywów jest pomaganie tym, którzy są w potrzebie! - wysyczała coraz bardziej urażonym tonem panna Seroni.
Clemont cały poczerwieniał na twarzy ze wstydu.
- Ja naprawdę nie miałem nic złego na myśli. Ja po prostu...
- Po prostu jesteś bez serca, braciszku! - wysyczała urażonym tonem Bonnie, biorąc się dłońmi za boki.
- Właśnie! Nie wiem, jak możesz uważać, że tracimy tutaj czas, kiedy razem robimy coś pożytecznego! - dodała Dawn, powtarzając przy tym gest swojej małej przyjaciółki.
Nasz wynalazca poczuł się zakłopotany. Pomyślałam sobie wówczas, że choć zdecydowanie żaden z niego materiał na pantoflarza, ale nie umie on, pod wpływem podwójnego nacisku ze strony swojej uroczej młodszej siostry oraz swojej ukochanej postąpić inaczej, jak tylko przyznać, że mylił się i to bardzo, a reszta naszej kompanii ma rację.
- Wobec tego bierzmy się do poszukiwań, bo już chyba najwyższa na nie pora! - zawołał bojowym tonem Max.
Ash popatrzył na niego z uśmiechem na twarzy, po czym stanął na jakimś kamieniu i powiedział uroczystym tonem:
- Słuchajcie, drogie dzieci! Jak na pewno wszyscy wiecie, jeden z was stracił wczoraj swą ukochaną maskotkę, pluszowego Froakiego. Wczorajsze poszukiwania prowadzone przez panią Penelopy nic nie dały, a zatem chcę was wszystkich poprosić o pomoc. Pomóżcie, proszę, swojemu koledze. Ja jestem Sherlock Ash, detektyw, który obiecał znaleźć zaginioną maskotkę waszego przyjaciela. Niestety, nie zdołam tego zrobić sam. Dlatego też chcę was prosić, żebyście mi w tym pomogli. Każdy z was niech przeszuka inną część przedszkola. Żeby wam było przyjemniej, szukajcie parami, a jeżeli któreś z was znajdzie maskotkę, to niech powiadomi o tym panią Penelopy albo mnie.
- Takie poszukiwania mogą być bardzo dobrą zabawą - dodałam, stając obok mojego chłopaka - Przy okazji pamiętajcie także, że pomagając innym sprawiacie, że świat staje się lepszy, nawet jeśli ta pomoc jest niewielka.
- Niezła przemowa, kochanie - szepnął do mnie po cichu Ash.
- Dziękuję. Twoja też była niezgorsza - odpowiedziałam mu.
- Więc jak, drogie dzieci? Będziecie razem z nami szukać maskotki? - zapytał radosnym głosem Ash.
- Pika-pika?! Pika-chu?! - pisnął bojowym tonem Pikachu, wskakując radośnie na ramię swego trenera.
- Tak! - odpowiedziały chórem dzieci.
- Nie słyszę! - rzekł Ash, nadstawiając ucha.
- TAK! - krzyknęły dzieciaki.
- No, teraz słyszałem! A więc zacznijmy poszukiwania!
- Pi-pika-chu!
Ash zeskoczył z kamienia i uśmiechnął się do mnie.
- Zanim mnie ktoś uprzedzi, chcesz być moją parą?
Zachichotałam wesoło, kiedy zadał mi on to pytanie. Ach, że też jemu nigdy nie przechodzi ochota na żarty, pomyślałam sobie.
Głośno natomiast odpowiedziałam:
- Będzie to dla mnie prawdziwy zaszczyt, panie detektywie.
Wypowiadając te słowa delikatnie dygnęłam przed nim, a on radośnie przytulił mnie.
- Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć. A zatem, kochani, ruszajmy na poszukiwania.
- A czy ja mogę iść z wami? - zapytał Randall, podchodząc do nas - Bo ja nie mam swojej pary.
- Oczywiście, że możesz - uśmiechnęłam się wesoło.
- Nie mam nic przeciwko temu - dodał Ash.
- Pika-pika-chu! - poparł jego zdanie Pikachu.
Nie muszę tutaj chyba dodawać, że słysząc naszą odpowiedź chłopiec bardzo się ucieszył i z tym większą ochotą ruszył z nami na poszukiwania.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Witaj uroczy Autorze :)
OdpowiedzUsuńKolejna sprawa detektywistyczna naszej grupy przyjaciół wydaje się być lekka, łatwa i przyjemna. Odszukanie maskotki Froakiego należącej do małego Kendalla wydaje się być całkiem proste, ale takie nie jest, gdyż maskotki nie ma w całym przedszkolu. Czy naszym detektywom uda się ją odnaleźć?
Swoją drogą, mam pewne podejrzenia, że to ta mała dziewczynka Alice, tak bardzo zauroczona Kendallem, ma coś wspólnego z ukryciem jego maskotki. Wszak wydaje się być zazdrosna o chłopca, więc mogła w sumie to zrobić, by Kendall zajął się tylko i wyłącznie nią. :)
Oczywiście nie mogło tu zabraknąć naszych starych znajomych w postaci Randalla i jego Froakiego, oraz sympatycznej przedszkolanki, pani Penelopy. :)
Bardzo ciekawa historia, a zakończenie naprawdę intrygujące. Jestem ciekawa, co się wydarzy dalej. :)
Ogólna ocena: 10/10 :)
Wow! Ale piszę się Sylveon. Ten youtuber na pewno by się na ciebie obraził ;p
OdpowiedzUsuń