wtorek, 9 stycznia 2018

Przygoda 085 cz. I

Przygoda LXXXV

Opowieść wigilijna Clemonta cz. I


Pamiętniki Sereny:
- Nie ma co, to będą naprawdę cudowne święta! - zawołałam wesoło do Asha - Jak uważasz, kochanie?
- Jeżeli mnie pytasz, to dla mnie te święta już są cudowne - zachichotał delikatnie mój luby.
Trzymał on właśnie drabinkę, na której to właśnie stałam. Dzięki temu mogłam spokojnie i bez żadnych obaw zawiesić na ścianie restauracji „U Delii“ świąteczne ozdoby z jemioły, wstążek oraz ostrokrzewu.
- Chyba wiem, co on ma na myśli - zaśmiał się wesoło Gary Oak.
Młodzieniec trzymał właśnie drabinę, na której to stała May. Ona także wieszała ozdoby świąteczna.
Popatrzyłam w dół i domyśliłam się, o co chodzi, dlatego poprawiłam sobie lekko moją czerwoną spódniczkę.
- Jesteście obaj straszni dowcipni - powiedziałam, udając irytację.
- Tak, tylko Ash ma lepsze widoki niż ja - zaśmiał się wnuk słynnego uczonego - Pewnie dlatego, że May nie nosi spódniczek.
- Na całe moje szczęście - burknęła jego dziewczyna i lekko parsknęła śmiechem - Ale tak czy siak mam nadzieję, że nie zechcesz się zamienić z Ashem na dziewczyny.
- Jeszcze czego - zastrzegł sobie jej chłopak - W żadnym razie bym się na to nie zgodził.
- Ja również bym się na to nie zgodził - odpowiedział mu Ash - Bo przecież drugiej takiej Sereny nie ma na tym świecie i już nie będzie.
- Chyba że przeniesiesz się do jakiegoś alternatywnego świata - rzekł Clemont wesoło - Przypominam wam, że tam też żyją jakieś odpowiedniki Sereny.
Nasz drogi wynalazca trzymał właśnie drabinę, na której starała Dawn i wieszała ozdoby.
- Rzeczywiście, to prawda. Ale taka Serena jak moja jest tylko jedna jedyna - stwierdził z pewnością w głosie mój luby.
- Miło mi, że tak uważasz, Ash - uśmiechnęłam się do niego - Uwaga, schodzę na dół!
Powoli próbowałam to zrobić, ale nagle moja stopa zamiast na stopień trafiła na powietrze. Straciłam wówczas równowagę i z krzykiem spadłam w dół, jednak dzięki Bogu zamiast podłogi moje ciało spotkało się z dłońmi Asha, który złapał mnie w ostatniej chwili, zanim upadłam swoim tyłkiem na twarde deski, co z pewnością skończyłoby się dla mnie nader boleśnie.
- Uff! O mało włos! - zawołał mój chłopak - Musisz bardziej uważać, Sereno.
- Spokojnie, Ash. Przecież przy tobie nigdy nic złego mi się nie stanie - zachichotałam i czule pocałowałam go w policzek.
- W sumie racja - zachichotała Dawn, której w oczach nagle pojawiły się nagle figlarne iskierki - Uwaga, Clemiś! Lecę!
Następnie zeskoczyła ona z drabiny prosto w ramiona przerażonego jej zachowaniem Clemonta, który dosłownie w ostatniej chwili zdołał ją złapać, choć upadł przy tym tyłkiem na podłogę.
- Dawn, ty wariatko! - krzyknął oburzonym głosem wynalazca - Czy ty już kompletnie zwariowałaś?! Mogło ci się coś stać!
- Przy tobie, mój kochany? Nigdy w życiu - zaśmiała się panna Seroni tonem niewiniątka, po czym mocno wtuliła głowę w jego ramię.
Clemont zarumienił się lekko, a my wszyscy parsknęliśmy śmiechem. Nawet May miała z tego ubaw, choć jej na szczęście nie przyszło do głowy, aby skakać z drabiny. Po prostu zwyczajnie po niej zeszła.
- Naprawdę chyba wszyscy tu zaczynacie dziecinnieć zamiast dorastać - powiedziała z ironią w głosie.
Następnie sama parsknęła śmiechem i dodała:
- Ale mimo wszystko muszę przyznać, że jakoś trudno mi jest was nie lubić. Jesteście naprawdę bardzo zwariowani, lecz w tak pozytywny sposób. Tak pozytywny, że jakoś nie umiem się wyprzeć znajomości z wami, choć pewnie inna dziewczyna na moim miejscu już dawno by to zrobiła.
- Dokładnie tak - powiedziała wesoło Dawn, patrząc na nią - A wiesz może, dlaczego tak jest, May? Powiem ci. Mianowicie dlatego, że ty jesteś taką samą uroczą wariatką jak my.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał wesoło Piplup, podchodząc do swej trenerki.
- Istnieje taka możliwość - uśmiechnęła się panna Hameron - Ani tego nie potwierdzam, ani temu nie zaprzeczam.
- Dyplomatyczne wyjście - stwierdził dowcipnym tonem Gary - Wiesz co? Powinnaś zostać politykiem, bo naprawdę mówisz tak, jak na polityka przystało. Podlizujesz się wszystkim, aby nikogo nie urazić.
- Poważnie? Jakoś nie znalazłam w swojej osobie żadnych oznak, które by na to wskazywały, ale być może nie wiem jeszcze wszystkiego o sobie - zauważyła nieco zadziornie May.
- Podobno najtrudniej poznać jest siebie - powiedział Ash, wesoło się przy tym uśmiechając - Ale nie mam pewności, czy to rzeczywiście prawda.
- Myślę, że jest w tym sporo prawdy - rzekł Clemont, który posadził swoją ukochaną na podłodze - Ostatecznie w każdym z nas drzemie coś, czego istnienia nawet się nie spodziewamy.
- Co masz na myśli? - spytała Dawn.
- No wiesz... Chodzi o to, że czasami posiadamy w sobie pewne cechy, o których istnieniu nie mamy zielonego pojęcia i dowiadujemy się o nich dopiero wtedy, gdy nadchodzi odpowiednia chwila. Przykładowo nie wiemy o tym, że być może posiadamy w sobie wielką odwagę aż do chwili, kiedy przyjdzie nam jej użyć.
- Albo wręcz przeciwnie, kochanie. Człowiek może się okazać wielkim tchórzem i to też wychodzi na jaw, gdy nadejdzie godzina próby.
- Owszem, choć ja tam wolę tę pierwszą opcję niż drugą.
- Ja także.
Oboje zaśmiali się do siebie, a ja popatrzyłam na Asha.
- Odnoszę wrażenie, że nasza kochana Dawn stała się nieco filozofem przy Clemoncie - powiedziałam.
- Być może, choć jeśli chodzi o mnie, to ona zawsze była po części filozofem - stwierdził dowcipnie mój luby.
- Pika-pi! Pika-chu! - zgodził się z nim Pikachu, który właśnie układał jakieś dekoracje razem z Buneary.
Pokemonka zapiszczała uroczo i objęła mocno za szyję elektrycznego gryzonia, a ten zarumienił się na całym pyszczku.
- Miłość rośnie wokół nas - zażartowałam sobie, patrząc na ten widok - Musisz jednak przyznać, że to są prawdziwe słodziaki.
- To prawda, nie zaprzeczam - pokiwał wesoło głową Ash - Słodziaki pierwsza klasa. Aż miło popatrzeć.
- Na prawdziwą miłość zawsze jest miło popatrzeć. W każdym razie dla mnie to naprawdę uroczy widok.
- Dla mnie również.
- Wiem, Ash. Wiem o tym.
Wtuliłam się w niego mocno i uśmiechnęłam delikatnie, zaś on objął mnie czule i delikatnie pieścił palcami moje włosy. Nawijał je sobie lekko na palec, co nawiasem mówiąc strasznie lubiłam.


Chwilę później do pokoju weszła Delia.
- Pięknie, kochani! To naprawdę piękne - stwierdziła, mając na twarzy wyraz prawdziwego zachwytu.
Rozejrzała się dookoła, po czym zawołała:
- Kochani, jesteś po prostu wspaniali! Nawet nie wiecie, jak bardzo! Ta sala cudownie wygląda! Muszę wam wszystkim pogratulować, moi drodzy. Macie prawdziwy talent.
- Cieszę się, że tak mówisz, mamo - powiedział wesoło Ash z dumą w głosie - Staraliśmy się najlepiej, jak to tylko możliwe.
- I widać to wyraźnie - stwierdziła kobieta czułym głosem - Nie będę ukrywać, że jestem pod wrażeniem, synku. Ty i twoi przyjaciele spisaliście się na medal. Gratuluję wam! Jesteście po prostu najlepsi!
Następnie podeszła do nas i z uśmiechem objęła mnie oraz Asha.
- Dziękuję wam. Naprawdę dziękuję. Ta sala ma w sobie świąteczny nastrój, o który mi chodziło.
- Czyli wszystko jest takie, jakie być powinno, prawda? - spytał jej syn.
- Dokładnie - pokiwała głową Delia - Postaraliście się wszyscy. To już nie jest jakaś tam zwykła sala. To jest dzieło sztuki!
- Ale prawdziwe dzieło sztuki pokażemy dopiero podczas przyjęcia z okazji Sylwestra - zaśmiał się Ash.
- Tak, wtedy to dopiero damy czadu - potwierdziła wesoło Dawn - Już się tego nie mogę doczekać.
- Tak, jak my wszyscy - stwierdził Gary, śmiejąc się lekko - To będzie super imprezka. Przebije ona wszystkie inne dotychczasowe imprezy, jakie miały dotąd miejsce w Alabastii.
- No, już nie przesadzajmy - odezwała się May tonem znawcy - To ja odpowiadam przed panią Ketchum za organizację tej zabawy, więc nie mam zamiaru narobić problemów. Ten lokal musi być cały, kiedy już skończy się zabawa sylwestrowa. Nie wolno nam go w żadnym razie uszkodzić.
- Właśnie... Mam tylko jedną restaurację - zaśmiała się Delia - Ale też nie róbcie ze mnie jakieś konserwatystki. Może i jestem dorosła, jednak umiem się dobrze bawić, nawet w sposób nieco szalony.
- Tak, pamiętam - zachichotałam.
Nigdy nie zapomniałam tego, jak ona i Steven Meyer stoczyli kiedyś ze mną, Ashem oraz jeszcze paroma osobami wojnę na łaskotki tuż po tym, jak nakryliśmy tę uroczą parkę w piżamach siedzącą w jednym łóżku. Delia (podobnie jak również ojciec Clemonta i Bonnie) dowiodła wtedy, że umie się dobrze bawić i to jeszcze w taki sposób, jakby sama była dzieckiem. Tego samego także dowiódł jej ukochany. Oboje są dorośli, ale mimo tego umieją też tak dobrze rozrabiać, że można by pomyśleć, iż są parką dużych dzieciaków. No cóż... To tylko dodaje im uroku, a w każdym razie ja tak uważam.

***


Został nam już tylko tydzień do świąt, dlatego postanowiliśmy bardzo dokładnie się do nich przygotować. Mieliśmy ku temu niezłą motywację, ponieważ w tym roku z okazji Bożego Narodzenia do Alabastii postanowili przyjechać Norman i Caroline Hameron, a prócz tego Johanna Seroni, Josh Ketchum z Cindy Armstrong i jej córką Taylor, Steven Meyer oraz profesor Augustine Sycamore. Ponoć mieli też przyjechać John Scribbler razem z Maggie Ravenshop i jej bratem Thomasem. Tak więc zabawa zapowiadała się naprawdę przednia, zaś my wszyscy przygotowywaliśmy się na nią z sercami pełnymi radości. Chcieliśmy bardzo miło spędzić ten czas zupełnie tak, jak poprzednie święta, a nawet jeszcze lepiej. Podobnie, jak w zeszłym roku, tak i teraz profesor Samuel Oak zaprosił nad do swego pięknego domu (a właściwie willi), abyśmy mogli spędzić święta w jednym, wielkim gronie.
- To będą wspaniałe święta - powiedział Ash, kiedy już zbieraliśmy się do wyjścia po zakończeniu zmiany - Jestem tego pewien.
- Jeszcze trochę i wcale nie byłyby one takie cudowne - zauważyłam smutno.
Przypomniałam sobie właśnie niedawno przeżytą smutną przygodę, podczas której mój luby został uwięziony w świecie snów i mało brakowało, a utkwiłby tam na zawsze. A wszystko to okazało się być intrygą Malamara, który połączył swoje siły z tajemniczą istotą z zaświatów nazywaną przez naszego drogiego Mewtwo Złem. Nie wiedzieliśmy, kim lub czym ono jest, ale za to wiedzieliśmy, że to coś lub ten ktoś sprzymierzył się z Malamarem, naszym odwiecznym wrogiem, który poprzysiągł sobie zabić nas, jednak najpierw postanowił odebrać nam wszystko, co oboje kochamy. Szczególnie wielką nienawiścią darzy on właśnie Asha, a po części również i mnie, bo także naraziłam mu się kilka razy pomagając mojemu chłopakowi w walce z intrygami tego podłego łotra, a potem wraz z Ashem niszcząc wszystkie jaja Malamara, które zniosła mu jego żona. Spaliliśmy je we dwoje - ja i mój luby - dzięki czemu ta podła rasa już nigdy więcej nie miała zagrozić Ziemi swoimi podłymi planami. W tym samym pożarze zginęła także podła żona naszego wroga, samica Malamara, podobnie jak i on pochodząca z kosmosu. O ile więc ten nędznik już wcześniej miał powody, aby nas nienawidzić i chcieć zniszczyć, to teraz posiadał on już tych powodów znacznie więcej. Wcześniej nienawidził Asha i mnie, a obecnie, wskutek ostatnich wydarzeń, jego nienawiść znacznie wzrosła. Nie sądziłam, że to możliwe, a jednak... Ten Pokemon potwór wiedział doskonale, iż nie zdoła już zaludnić Ziemi takimi stworami jak on, które to posiadają mnóstwo nienawiści w sobie i moce o wiele potężniejsze niż Malamary z tej planety. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo jego ostatnia nadzieja zginęła na Pływającej Wyspie. Teraz więc chciał się tylko zemścić na nas za to, że przeszkodziliśmy w jego planach, a także zabiliśmy mu żonę i dzieci. Czy on naprawdę ich kochał, trudno mi powiedzieć. Być może po prostu widział w nich ostatnią nadzieję na to, aby zrealizować swe podłe plany, a my mu to wszystko odebraliśmy. Miał więc powody do nienawiści wobec nas, choć jest możliwe, że również kochał swoje dzieci i swoją żoneczkę, jednak ja osobiście podejrzewam, iż jego uczucia wyłącznie były skupione na realizacji tego nikczemnego planu, który my zniweczyliśmy. Jeżeli więc cierpiał on z powodu śmierci swojej żony oraz potomstwa, to tylko i wyłącznie dlatego, że teraz już nie mógł zrealizować swoich planów, dlatego też obecnie darzył nas jeszcze większą nienawiścią niż przedtem. Wiedział, iż już mu nic nie zostało poza zemstą, więc był gotów poświęcić wszystko, aby ją zrealizować, nawet własną duszę zaprzedając ją Złu, kimkolwiek lub też czymkolwiek ono było.
No właśnie! Zło! Ono mnie niepokoiło. Naprawdę bardzo niepokoiło. Nie mieliśmy przecież pewności, kiedy ono znowu zaatakuje i czy dalej będzie wspierać Malamara w jego działaniach. Mewtwo, który nas ocalił z ostatniej, niezbyt miłej przygody i pomógł nam pokonać to paskudztwo, nie chciał nam powiedzieć zbyt wiele. Wyjawił nam tylko, że Zło było istotą z czystego zła oraz wszelkich ludzkich wad. Potężną istotą stworzoną przez pierwszych ludzi swoją podłością. Czymś w rodzaju widma, jednak o wiele potężniejszym, bo widma same nie umiały przybrać ludzkiej postaci, Zło zaś umiało. Dodał też, iż tak naprawdę, to Złem nazywał go on sam, a także ów tajemniczy przyjaciel, który niedawno nas ocalił. Zło zaś tak naprawdę nie nazywa się Zło. W taki sposób nazywa go Mewtwo i tak z całą pewnością nazwaliby go ludzie, gdyby go tylko poznali. Naprawdę nosi on inne imię, a właściwie to wiele imion i to jedno mroczniejsze od drugiego. Bez względu jednak na to, jakie nosi imię, pewne było dla nas to, że musimy się strzec tego łajdaka. Póki co pokonaliśmy go, a Ash został uratowany i zwycięstwo znowu było nasze, ale prawdę mówiąc, to niewiele brakowało, aby stało się inaczej.
Jeszcze jedna tylko zagadka dręczyła nas wszystkim. Kto tak naprawdę pokonał Zło? Mewtwo powiedział, że to nie on ani jego moce. Kto więc to zrobił? Nie mieliśmy pojęcia, a nasz dzielny, pokemoni przyjaciel nie chciał nam tego wyznać.


- Są pewne tajemnice, których nie mogę wam wyznać, przynajmniej nie teraz - rzekł smutnym głosem Mewtwo, gdy wieczorem tego samego dnia, kiedy pokonaliśmy Zło, rozmawiał z nami - Jeszcze nie nadszedł ten czas, kochani.
Posmutnieliśmy, słysząc te słowa i przez chwilę próbowaliśmy jeszcze namówić go, aby zmienił zdanie, ale on był uparty.
- Przykro mi, przyjaciele, lecz ten sekret nie należy do mnie - odparł Mewtwo, gdy dalej go próbowaliśmy przekonać do zmiany zdania - To jest sekret, który nie powinienem poznać, a jednak go poznałem, chociaż nie planowałem tego. Osoba, której ten sekret dotyczy zaufała mi i prosiła mnie usilnie, abym tego nigdy nikomu nie wyznał. Obiecałem to tej osobie, a ja jestem honorowy, podobnie jak i wy, dlatego zachowam ten sekret do czasu, aż będzie wolno mi go wyznać.
- A czy nadejdzie taka chwila? - zapytałam go.
- Spokojnie, jeszcze nadejdzie - uśmiechnął się delikatnie Mewtwo - Musicie tylko cierpliwie na to poczekać. On nadejdzie szybciej niż byście sobie tego mogli życzyć. Przyjdzie niespodziewanie, a wy będziecie z tego powodu bardzo niezadowoleni, bo wtedy znowu przyjdzie wam zwalczyć Zło, lecz czy wam się to uda, to już jest inna kwestia. Wierzę jednak, że tak będzie.
- Czy Zło można pokonać? - zapytał Ash.
- Pika-pika-chu? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Można pokonać i owszem - skinął lekko głową Pokemon - Wszystko i wszystkich można pokonać, trzeba tylko wiedzieć jak. Osoba, która wtedy przepędziła Zło wiedziała, jak to zrobić.
- Ale go nie zabiła.
- Nie, Ash. Nie zabiła Zła.
- Dlaczego?
- Sama nie może tego dokonać. Nie w taki sposób.
- A w jaki?
- Ten sposób należy również do sekretu, który mi powierzono i którego jeszcze wyznać mi nie wolno. Jeszcze nie teraz. Wszystkiego się dowiecie w swoim czasie. Musicie tylko nauczyć się cierpliwie czekać.
- Kiedyś właśnie to przychodziło mi najtrudniej - zachichotał Ash - Ale myślę, że opanowałem naprawdę dobrze tę sztukę.
- Ja również tak myślę - potwierdził Mewtwo - Wytrzymacie więc w tej niepewności jeszcze jakiś czas. Potem wszystkiego się dowiecie i nie będzie już więcej tajemnic między nami. Ale na razie jeszcze nie czas, przyjaciele. Jeszcze nie czas, aby odkryć te tajemnice.
Następnie popatrzył na nas, a jego twarz rozjaśnił delikatny uśmiech pełen przyjaźni.
- Będzie dobrze, kochani. Zobaczycie. Wszystkie sekrety zostaną wam wyjawione i wówczas już nie będzie trzeba zadawać pytań, jednak na razie musicie poprzestać na tej wiedzy, którą posiadacie, choć jest ona niewielka.
Dotknął delikatnie dłońmi naszych ramion i powiedział:
- Do zobaczenia, przyjaciele. Ruszam ścigać Malamara. Nie jest on już osłabiony, bo choć Zło zostało poskromione, to dodało mu ono mocy, przez co jest on ponownie silny. Jego kolejna intryga będzie być może jeszcze okrutniejsza niż ostatnia. Musimy być na to przygotowani, a najlepiej zabić tego łotra nim on zabije nas.
- Czy uda ci się to? - spytałam.
- Nie wiem, przyjaciele. Być może tak, a być może nie. Ten łotr umie się doskonale ukryć na tej planecie. Jego moce sprawiają, że służą mu ludzie i Pokemony, którzy potem ukrywają go przede mną. Ale zapewniam was, że dopadnę tego nędznika i pozbawię życia, choćby to miało być ostatnie, co zrobię w życiu. To moja misja, podobnie jak waszą jest walka o to, aby tego zła mniej było na świecie. Kontynuujcie ją, a ja będę kontynuował swoją.
Po tych słowach Mewtwo powoli poleciał w górę, pomachał nam ręką i uśmiechając się dodał:
- Bądźcie zdrowi, przyjaciele. I życzę wam Wesołych Świąt!
Następnie odleciał w kierunku zachodzącego słońca, ku swojej misji.
- Wesołych Świąt, Mewtwo! - zawołaliśmy za nim.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie tego wydarzenia, które miało miejsce zaledwie parę dni temu. Powoli zaczęłam jednak powracać do teraźniejszości, w której kończyłam się przebierać w swoje szatni, a gdy już to zrobiłam, to wyszłam do Asha.
- Jestem gotowa, kochanie - powiedziałam.
- To dobrze, bo ja również - uśmiechnął się czule Ash - Korzystajmy z wolnych chwil, jakie mamy, bo potem w święta będziemy mieli huk roboty.
- Fakt. W końcu dom profesora Oaka też trzeba będzie przygotować do świąt Bożego Narodzenia - zgodziłam się z nim - Ale przecież nie ma się co przejmować. Nie będziemy w tej pracy sami. Wszyscy nasi przyjaciele będą nam pomagać.
- Wiem o tym, ale tak czy inaczej praca nas nie minie.
- Nie mów mi, że tego żałujesz.
- Spokojnie, nie zamierzam tego mówić.
- To dobrze, bo nie lubię, jak kłamiesz.
- Ej! Czy ja kiedykolwiek kłamałem?
Spojrzałam na niego z ironią w oczach, a mój luby się nieco zmieszał.
- No, dobra... Czasami może mijam się z prawdą i to nawet celowo, ale wiesz... Praca detektywa tego nieraz wymaga. Nie możemy przecież mówić wszystkim prawdy, prawda?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu, wskakując na ramię swego trenera.
Parsknęłam śmiechem, słysząc tę argumentację.
- Tak, to prawda. Czasami warto jest skłamać, choć najlepiej jest tego unikać.
- Ale czasami inaczej się nie da - rzekł Ash.
- Zgadza się - potwierdziłam - Czasami nie można inaczej.

***


Po wyjściu z restauracji poszliśmy razem na miasto, aby pospacerować. Nasz spokój został zakłócony przez Macy, która ponownie (a konkretnie to już chyba po raz setny) chciała upewnić się, że Ash jest cały i zdrowy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wszystko z tobą dobrze - trajkotała ta zwariowana dziewucha, kiedy nas spotkała - Miałam nadzieję, że was dzisiaj spotkam. Chciałam wiedzieć, iż naprawdę masz się już lepiej.
- Macy, proszę cię - zaśmiał się Ash - Naprawdę cieszy mnie twoja troska o moją osobę, ale przecież nie musisz codziennie sprawdzać, czy ja żyję. Jestem cały i zdrowy, a żyć będę jeszcze przez długie lata. Jeszcze się nacieszysz moją obecnością.
- Oby tylko niezbyt często, ponieważ w takim wypadku ja będę bardzo niepocieszona - mruknęłam pod nosem.
Macy albo tego nie usłyszała, albo też nie chciała tego usłyszeć, gdyż uśmiechała się do Asha i powiedziała:
- Jesteś naprawdę uroczy, wiesz? Mam nadzieję, że dotrzymasz danego mi słowa i będziesz żyć długo oraz szczęśliwie.
- Ja również mam taką nadzieję - zaśmiał się mój ukochany - Wiem, że chciałaś mnie odwiedzić w szpitalu, ale cię nie wpuszczono.
- No tak - dziewczyna pokiwała potakująco głową - Bardzo chciałam, ale przyszłam wtedy, kiedy czuwali nad tobą twoi rodzice i nie chcieli mnie oni wpuścić mówiąc, żebym ci nie przeszkadzała. No, a jak tam wróciłam następnego dnia, to już się wybudziłeś i wyszedłeś ze szpitala.
- Tak... Serenie udało się mnie wybudzić.
- Poważnie? Ona to zrobiła? A nie lekarze?
- A co?! Wątpisz w to? - mruknęłam złośliwie, kładąc sobie ręce po bokach i patrząc na nią groźnie.
Macy zmierzyła mnie ironicznym wzrokiem.
- Powiedzmy, iż mam pewne wątpliwości, co do twoich umiejętności jako pielęgniarki, ale niech tam! Ważne, że Ash jest cały i zdrowy.
- Tak... Tu się z tobą zgodzę. To najważniejsze.
Dziewczyna zachichotała wesoło.
- Muszę koniecznie napisać na blogu potwierdzenie tego, że jesteś z całą pewnością zdrowy i twemu życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
- Nie wiedziałem, że mu w ogóle coś zagrażało - zauważył dowcipnie Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał jego starter.
Macy jednak nie zwróciła uwagi na ich złośliwość, a jedynie zaczęła coś trajkotać i pobiegła szybko przed siebie, mówiąc, ile to ona musi jeszcze zrobić.
- Niesamowita osóbka - stwierdził wesoło mój ukochany.
- Aż za bardzo - dodałam z kpiną.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.

***



Po spotkaniu z Macy, ja i Ash spędziliśmy bardzo miłe popołudnie, podczas którego zjeżdżaliśmy razem na sankach po zboczu, jeździliśmy na łyżwach po zamarzniętym jeziorze, rzucaliśmy się śnieżkami i w ogóle robiliśmy wszyscy, co ludziom w naszym wieku zwykle robić nie wypada, ale mimo wszystko sprawia im to niesamowitą przyjemność, bo dzięki temu czują się bardziej radośni i beztroscy, jak również szczęśliwi. W zabawach tych towarzyszyli nam nasi wierni przyjaciele, czyli Pikachu, Buneary oraz Pancham. Braixena wolałam nie wypuszczać z pokeballa do tych zabaw, gdyż jest Pokemonem ognistym, a co za tym idzie śnieg raczej mu nie służy. Moja Sylveon z kolei była obecnie w laboratorium profesora Sycamore’a, ale nawet gdyby znajdowała się w moim towarzystwie, to jednak wolałaby pewnie siedzieć w pokeballu, gdzie jest jej ciepło i bardzo przytulnie niż brodzić w śniegu. Także może nawet lepiej, że nie przebywała obecnie w Alabastii.
W każdym razie ja i Ash oraz nasi podopieczni bawiliśmy się po prostu doskonale zarówno na śniegu, jak i na lodowisku, choć z tym ostatnim to miałam pewne problemy, ponieważ nadal nie jeżdżę jak profesjonalistka, także wiele razy upadałam na tyłek, to jednak zawsze Ash mnie podnosił i tłumaczył, jak powinnam jeździć, aby się nie przewrócić. Muszę jednak przyznać, że tak naprawdę nie tyle upadałam na swoje pośladki, co raczej w ramiona mojego chłopaka, który zawsze robił, co mógł, żeby mnie złapać. Muszę się przyznać, że niekiedy robiłam to celowo, aby poczuć to, co wtedy czuję, kiedy trzyma mnie on w swoich silnych, męskich ramionach, czyli wielką radość i mocno bijące serce, jak również gorąc na całym ciele. To było niesamowicie przyjemne uczucie, cudowne wręcz, którego nie dało się porównać z niczym innym, co znam. Więc chyba nikogo, kto czyta obecnie moje pamiętniki nie zdziwi wcale fakt, że czasami celowo tak robiłam, aby wpaść w jego objęcia, nieprawdaż?
Tak czy inaczej Ash nie miał do mnie żalu, że jako uczennica jazdy na lodzie nie robiłam wcale wielkich postępów, ponieważ jemu również bardzo się podobało, iż może mnie często obejmować oraz całować, bo praktycznie przy każdej okazji, kiedy tylko lądowałam w jego ramionach, to jedno z nas kradło drugiemu buziaka.
- Wiesz co, kochanie? Zaczynam myśleć, że ty robisz to specjalnie - rzekł po chwili Ash.
- Niby co? - spytałam, robiąc minę niewiniątka.
- To, że ciągle na mnie wpadasz i ślizgasz się mało profesjonalnie.
- Mało profesjonalnie? Wiesz, bardzo ciekawie się wyrażasz, Ash. No i jeszcze sugerujesz mi, że jestem cwaną bestią, która celowo udaje fajtłapę.
- A nie mam racji?
Spojrzałam na niego enigmatycznie.
- Może masz, a może nie masz? A skąd niby taki wniosek, że ja coś takiego robię?
- Ponieważ odnoszę wrażenie, że lubisz wpadać w moje ramiona.
Zaśmiałam się i opuściłam mu wesoło czapkę na oczy.
- Straszny z ciebie zarozumialec!
- Być może, ale za to niesamowicie słodki - odparł na to mój luby.
- Serio? A niby kto ci to powiedział?
- Ty sama.
- Naprawdę? Nie przypominam sobie.
- Kłamczucha.
Ash objął mnie mocno w pasie, po czym pocałował mnie w usta. Ja zaś zarzuciła mu ręce za szyję i oddałam mu pocałunek. Płatki śniegu powoli spadły z nieba na nasze postacie, a wokół nas śmigali po lodzie Pikachu z Buneary oraz śmiejący się bardzo wesoło Pancham. Spojrzałam w niebo i poczułam, jak śnieg spada mi na czoło, policzki i usta. Nagle, nie wiedzieć czemu parsknęłam śmiechem.
- Czemu się śmiejesz, Sereno? - zapytał mnie Ash.
- Nie wiem... Po prostu jestem szczęśliwa, kochanie.
Mój luby popatrzył na mnie czule i rzekł:
- Jesteś totalną wariatką, Sereno.
- Ty również jesteś wariatem - odgryzłam mu się.
- Nigdy nie mówiłem, że jest inaczej.
- Rzeczywiście.
Następnie objęliśmy się czule i zaczęliśmy śmigać po lodzie razem z naszymi Pokemonami piszczącymi z zachwytu.

***


Nie wiem, jak długo byliśmy na lodowisku, ale w końcu poczuliśmy się oboje strasznie głodni, dlatego powróciliśmy do domu, aby przygotować sobie obiad. Zjedliśmy razem naleśniki, a prócz tego też upiekłam pyszne Pokeptysie dla naszych podopiecznych oraz kilka dla Asha, który po prostu przepadał za moimi łakociami, nawet tymi przygotowanymi specjalnie dla Pokemonów. Cóż... Najwidoczniej moja kuchnia mu smakuje. Tym lepiej. Zawsze przez żołądek do serca jakoś do niego dotrę, gdyby coś było nie tak.
Potem z wycieczki po mieście powrócili pozostali członkowie naszej drużyny, a pod wieczór zrobiła to również Delia Ketchum, która była bardzo szczęśliwa, ponieważ zadzwonił do niej Steven Meyer, żeby potwierdzić swoje przybycie do Alabastii na Boże Narodzenie.
- Spędzimy razem wesołe święta! - zawołała radośnie Bonnie - Och, to będzie po prostu super Gwiazdka!
- Zgadza się! - powiedział Clemont - Te święta będą bardzo wesołe.
- Już drugi raz spędzasz je w Alabastii - zauważyła Dawn - Nie tęsknisz czasem za Kalos?
- Czasami tęsknię, ale tutaj mam nieco więcej bliskich mi osób niż tam - odpowiedział jej chłopak - Dlatego, jeżeli miałbym już wybierać, to jednak wolę spędzać święta w Alabastii.
- Rozumiem cię - panna Seroni pokiwała głową - Mam nadzieję, że tym razem też będzie cudownie, jak w zeszłym roku.
- Na pewno będzie jeszcze lepiej - rzekł pewnym tonem Max - A w każdym razie ja w to wierzę.
- Wiara to połowa sukcesu - zaśmiałam się.
- Oczywiście - pokiwał głową Ash - Zawsze to powtarzam.
- Wiemy, nie dajesz nam o tym zapomnieć - zaśmiała się Dawn.
- Mam nadzieję, że nie będziesz znowu chciał wyjechać do Lumiose tak, jak w zeszłym roku - rzekła nagle Bonnie do swego brata.
Spojrzeliśmy na nią zdumieni jej słowami.
- Wyjechać do Lumiose? - zapytałam.
- A tak, tak - pokiwała głową dziewczynką - Bo widzicie... W ostatnie święta mój brat chciał się wymknąć na dzień lub dwa do Lumiose. Zupełnie jednak nie wiem, po co. Twierdził, że musi załatwić tam coś ważnego, ale kiedy zaczęłam go o to pytać, nagle szybko zmienił zdanie i postanowił nie jechać.
- To prawda, Clemont? - zapytałam - Tak było?
- Tak - potwierdził wynalazca - Tak właśnie było.
Spojrzeliśmy na niego bardzo zdumieni tym, co właśnie usłyszeliśmy. To nas zaskoczyło, gdyż nie wiedzieliśmy, dlaczego on tak postąpił i bardzo chcieliśmy się tego dowiedzieć, jednak Clemont nie wyglądał na specjalnie rozmowną osobą, a w każdym razie daleko mu było do zwierzeń.
- Clemont, powiedz nam, proszę, dlaczego w zeszłym roku tak bardzo chciałeś pojechać do Lumiose i to jeszcze w same święta? - poprosił go Ash przyjaznym tonem.
Nasz drogi wynalazca pokręcił jednak przecząco głową, po czym rzekł smutnym tonem:
- Po pierwsze nie było to w same święta, a po drugie nie chcę wam o tym mówić.
- Dlaczego? - spytała Dawn.
- No właśnie, Clemont! Dlaczego? - dodała Bonnie, którą tajemniczość brata jeszcze bardziej zaintrygowała.
- De-ne-ne?! - zapiszczał Dedenne.
- Wybaczcie, ale to są moje prywatne sprawy i nie uważam, abym miał się wam z nich zwierzać - odrzekł na to Clemont.
- Nie chcesz nam tego powiedzieć? - zdziwiła się Dawn - Nawet mnie? Swojej dziewczynie?
- Przykro mi, ale nie mogę ci tego powiedzieć - powiedział ponurym głosem jej chłopak - To jest moja prywatna sprawa.
- Obiecaliśmy sobie, jak zaczęliśmy ze sobą chodzić, że nie będziemy mieć przed sobą tajemnic - panna Seroni nadal naciskała - Ash i Serena ich między sobą nie mają.
- No, nie byłabym tego taka pewna - stwierdziłam dowcipnym tonem, próbując jakoś rozładować napięcie.
Ash popatrzył na mnie z udawaną złością, z kolei zaś Max i Bonnie parsknęli śmiechem. Niestety, Clemont wcale się nie zaśmiał. Najwidoczniej sprawa, która go dręczyła, odebrała mu wszelką radość. Wyraźnie związane z nią wspomnienia dalekie były od przyjemnych. Tylko co to mogło być?
- Clemont, powiedz nam! - zawołał po chwili Max - Przecież my sobie wszystko mówimy! Jesteśmy jedną i zgraną drużyną!
- Właśnie! - poparła go Bonnie - Powinniśmy mówić sobie wszystko o wszystkim, braciszku.
- Clemont... Proszę... - dodała błagalnym tonem Dawn.
Jej ukochany spojrzał na nią ze smutkiem w oczach, po czym delikatnie ścisnął jej dłoń i rzekł:
- Bardzo mi przykro, ale muszę wam odmówić.
- Ale dlaczego? - zapytała jego dziewczyna, a jej oczy zrosiły się łzami.
- Ponieważ nie czuję się jeszcze na siłach, aby to zrobić. Może innym razem, ale jeszcze nie teraz.


Dawn zrobiła złą minę, która jednak szybko ustąpiła miejsca smutkowi. Wyraźnie bolało ją to, iż jej chłopak nie jest z nią do końca szczery i zataja przed nią fakty, które miały dla niego ogromne znaczenie. Całkowicie ją w tej sprawie rozumiałam. W końcu kocha ona Clemonta i chce być z nim już na zawsze, a w przyszłości nawet założyć z nim rodzinę. Wobec tego oboje powinni sobie mówić naprawdę wszystko, chociaż w praktyce raczej nie jest to możliwe i właśnie o tym się przekonaliśmy, kiedy widzieliśmy, jak nasz przyjaciel nie potrafi powiedzieć ukochanej, z jakiego to powodu planował on rok temu wyprawę do Lumiose i to jeszcze w okolicach poprzednich świąt Bożego Narodzenia. Jednak dlaczego nie chciał tego zrobić, tego nie rozumiałam.
Zaczęłam wówczas główkować nad tym wszystkim tak, jak zwykle to robił Ash. Co prawda rozwiązywanie zagadek zawsze lepiej mu wychodziło niż mnie, w końcu to on zawsze był Holmesem, zaś ja Watsonem, jednak przecież nie jestem taką idiotką, aby nie umieć się uczyć od niego i również wyciągać należy wnioski z tego, co widzę i słyszę. Dlatego też spróbowałam co nieco pogłówkować. Myślałam nad tym, ale wnioski, jakie wyciągnęłam, nie były raczej mądre, ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć to, że przecież nie posiadałam w sumie żadnych danych poza jednym - Clemont chciał z jakiegoś powodu odwiedzić Lumiose właśnie w Boże Narodzenie lub jego okolicach. Dlaczego? Musiało to mieć jakieś znaczenie dla niego, pewnie znaczenie bardzo emocjonalne. Tylko jakie? Pewnie chodziło tutaj o jakieś wydarzenie z przeszłości. Ale jakież to mogło być wydarzenie? No cóż... Zapewne dość bolesne, skoro zaraz posmutniał, kiedy tylko o tym mu przypominano. I z pewnością miało ono jakiś związek ze świętami Bożego Narodzenia. Tylko tyle wiedziałam, nic więcej, choć dla dobrego detektywa to i tak dobrze, jak na początek.
- No dobrze, nie męczcie już biednego Clemonta - zwróciła nam uwagę Delia Ketchum - Przecież on nie ma wcale obowiązku spowiadać się wam ze wszystkiego, co robi. Jak zechce, to sam wam powie, a na razie lepiej już przestańcie go męczyć.
Clemont popatrzył z wdzięcznością na mamę Asha, a Bonnie zrobiła wyraźnie nadąsaną minę, ponieważ chciała wziąć brata na spytki. Z kolei Dawn i Max byli wyraźnie zawiedzenie. Ash nie okazywał raczej żadnych emocji widocznie uważając, podobnie jak i jego mama, że jeśli nasz drogi przyjaciel zechce nam wyznać prawdę, to sam to zrobi i to bez żadnego naciskania z naszej strony. Ja natomiast postanowiłam porozmawiać z moim chłopakiem na osobności o moich przemyśleniach. Ciekawiło mnie, co też on o nich powie.

***


Gdy już siedzieliśmy sami we dwoje w jego (lub też raczej w naszym pokoju) i opowiedziałam mu o wszystkich wnioskach, do jakich doszłam, rzekł on:
- Muszę powiedzieć, że naprawdę jestem z ciebie dumny. Kiedy tylko uwierzysz w siebie, możesz dojść do wielu mądrych wniosków na temat swój i innych osób. Tylko musisz posiadać wiarę w swoje siły, bo jeżeli nie wierzysz w siebie i próbujesz wmówić sobie i innym, że nic nie potrafisz.
- Ech... Ash, to nie jest wcale takie proste - westchnęłam smutno - Ja nie jestem tobą. Ty zawsze miałeś wiarę w siebie, a ja nie.
- Może i tak, jednak też musisz pamiętać o tym, że mnie również życie nie rozpieszczało, bo w kilku aspektach moje losy zdecydowanie dalekie były od takich, które można nazwać radosnymi. Może nie tak bardzo jak twoje, ale zawsze, więc myślę, że jestem cię w stanie zrozumieć.
- Myślę, Ash, że kto jak kto, ale właśnie ty najlepiej mnie rozumiesz ze wszystkich ludzi na tym świecie.
Mój luby uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Przez grzeczność nie będę zaprzeczać. Tak czy inaczej, wracając do głównego tematu, od którego to zaczęła się nasza rozmowa, to muszę ci powiedzieć, że wyciągnęłaś naprawdę ciekawe wnioski na temat Clemonta i jego tajemnicy. Coś już wiemy, ale niestety to wciąż za mało, aby wszystko odkryć.
- Ale my to odkryjemy, prawda?
- Prawdę mówiąc mam wątpliwości, czy w ogóle powinniśmy to robić.
Spojrzałam na niego zdumiona tymi słowami.
- A to dlaczego?
- Dlatego, że to jest jego prywatna sprawa i nie powinniśmy się do niej mieszać.
- Wiesz... Nie myślałam o tym w taki sposób. Bo widzisz, kiedy widzę, że mój przyjaciel cierpi muszę mu pomóc bez względu na to, czy on tego chce, czy też nie.
- Ja mam podobnie, kochanie, ale może w tym wypadku jednak oboje powinniśmy posłuchać mojej mamy i nie naciskać na Clemonta?
- A kto tutaj mówi o naciskaniu? - stwierdziłam dowcipnym tonem - Przecież nie musimy go wcale o nic wypytywać. Wystarczy tylko, żebyśmy razem poprowadzili małe śledztwo w tej sprawie.
- Ale niby w jaki sposób? Sugerujesz śledzenie go?
- Niekoniecznie. Spróbujmy dowiedzieć się od jego ojca oraz profesora Sycamore’a, czy coś wiedzą.
- A jeśli nie wiedzą?
- Wtedy to możemy zacząć go śledzić.
Ash popatrzył na mnie z lekką ironią i zachichotał delikatnie.
- Jesteś strasznie uparta, wiesz o tym?
- Przyganiał kocioł garnkowi. A ty sam niby jaki jesteś?
Nagle do pokoju weszła Latias. Uśmiechnęła się do nas wesoło, ledwie nas zobaczyła.
- O co chodzi? - spytałam ją.
Pokemonka w ludzkim ciele pokazywała dalej na migi to, co chciała nam powiedzieć.
- Telefon do nas? A kto dzwoni? - spytał Ash.
Latias odpowiedziała mu.
- John Scribbler? Ależ oczywiście, że chętnie z nim porozmawiam! Już tam idę!
Następnie Ash pobiegł szybko na dół, a ja zbiegłam za nim. Chwilę później oboje znaleźliśmy się przed aparatem telefonicznym, na którego to małym ekranie ujrzeliśmy dobrze nam znaną twarz znanego pisarza.
- Witajcie, kochani! - zawołał wesoło Scribbler - Miło mi was znowu widzieć.
- My również się cieszymy z tego, że cię widzimy - odpowiedział mu wesoło Ash - Co tam u ciebie?
- Na szczęście wszyscy zdrowi, a zawodowo rozwijam się właściwie - odparł wesoło mężczyzna - Mam tylko nadzieję, że u was jest tak samo.
Chciałam mu już powiedzieć o tym, jaki problem mamy z Clemontem, jednak uznałam, iż nie powinnam mu zawracać głowę cudzymi problemami, a poza tym to była sprawa naszego drogiego wynalazcy i nie mieliśmy prawa o niej plotkować.
- Dziękuję. U nas też nie ma żadnych problemów - rzekłam po chwili namysłu - Zresztą wszystkiego się dowiesz, kiedy już przyjedziesz tutaj na święta.
- Mam nadzieję, że to, co zobaczę, będzie naprawdę zgodne z tym, co mi mówisz - odparł wesoło Scribbler - Nie żebym cię posądzał o kłamstwa, moja słodka, ale wiesz... Kobiety to zdolne aktorki i to od chwili urodzenia, więc ty także możesz czasem zmyślać. Mam takie jakieś dziwne uczucie, że teraz być może coś przede mną ukrywasz i to coś bardzo smutnego.
Ash delikatnie uśmiechnął się, spoglądając na mnie.
- Być może jesteś bystrzejszy niż myślisz - powiedział po chwili.
- Nie tak znowu bystry jak Sherlock Ash - odparł pisarz.
- Ale na pewno jesteś równie bystry, co Henry Willow - dodałam.
John Scribbler machnął dość lekceważąco ręką na moje wspomnienie stworzonego przez siebie detektywa.
- Weź mi nawet o nim nie przypominaj. Ten koleś chwilami naprawdę strasznie mnie wkurza.
- Niby czym? - zdziwiłam się.
- Choćby tym, że wiecznie ingeruje w moje życie - odparł pisarz - Nie mogę się ani na chwilę od niego uwolnić, kiedy piszę swoje książki. Zawsze neguje on moje pomysły i narzuca mi tę swoją sztukę dedukcji ani trochę nie przejmując się tym, co ja mam do powiedzenia w tej sprawie.
Załamana przewróciłam lekko oczami. Niestety, nasz John Scribbler ma lekkiego bzika polegającego na tym, iż tak bardzo wyobraził on sobie stworzonego przez siebie detektywa, że zaczął wierzyć w to, iż on naprawdę istnieje. Być może rzeczywiście była to i jest choroba bardzo wielu pisarzy, którzy traktowali stworzone przez siebie postacie jak autentyczne osoby wpływające ciągle na ich życie, jednak to było naprawdę dziwne i chwilami nie bardzo wiedziałam, jak mam rozumieć takie zachowanie, ale tak czy siak sympatia do tego człowieka była o wiele większa niż ewentualny lęk przed jego drobnym, nikomu nie zagrażającym dziwactwem.


- Rozumiem cię... To może być dla ciebie kłopotliwe - powiedziałam głośno.
- Gorzej! Ten człowiek w ogóle nie umie z nikim współpracować, a w każdym bądź razie na pewno nie ze mną - rzekł Scribbler ponurym tonem, ale zaraz się rozpromienił - No dobra. Nieważne. Przecież nie zadzwoniłem do was po to, aby was zanudzać moimi problemami.
- Ale wiesz, że możesz to zrobić, jakby co - odparł Ash.
- Dziękuję za pozwolenie, ale na razie z niego nie skorzystam - zaśmiał się do niego pisarz - Chodzi tutaj o coś innego, moi drodzy. Mianowicie moja kochana Maggie napisała swoje nowe dzieło. To jest naprawdę świetne opowiadanie i to do tego jeszcze świąteczne.
- O! To ciekawe! - zawołałam wyraźnie zaintrygowana tym, co właśnie usłyszałam - A co to za dzieło?
- No właśnie! Co to za dzieło? - dodał Ash, który również był bardzo zainteresowany wyjaśnieniami pisarza.
- To, moi kochani osobista wariacja mojej drogiej dziewczyny na temat „Opowieści wigilijnej“ Charlesa Dickensa - zaśmiał się wesoło Scribbler - Oczywiście z udziałem waszych szacownych osób. Wiecie przecież, że ona bardzo lubi pisać dzieła o waszych, oczywiście fikcyjnych i wymyślonych przez siebie przygodach.
- Ty również tak masz - zauważyłam wesoło.
- Wiem, ale cóż... Ja tam ograniczam się jedynie do przygód Sherlocka Asha i doktor Sereny Watson - odparł literat - Ona z kolei więcej puszcza wodze fantazji, chociaż może to i lepiej. W końcu oboje nie możemy pisać o tym samym, prawda? Tak czy siak Maggie napisała swoje opowiadanie i bardzo chce, abyście je przeczytali przed naszym przybyciem do Alabastii.
- A dlaczego przed? - spytałam.
- Ponieważ bardzo liczy na recenzję od was - wyjaśnił nam pisarz - O ile oczywiście nie jest to żaden problem.
- Problem? A niby jaki? - zapytałam wesoło - Dla mnie żaden, a dla ciebie, Ash?
- Dla mnie również - zaśmiał się mój ukochany - Więc bardzo chętnie przeczytamy to opowiadanie.
- Super! Zaraz wyślę wam to opowiadanie na maila. Myślę, że tak za około dziesięć minut powinniście je otrzymać.
Pisarz był wyraźnie uradowany tym, że się zgodziliśmy przeczytać oraz ocenić to opowiadanie, natomiast my byliśmy szczęśliwi z tego powodu, iż możemy sprawić mu radość. Jemu i Maggie. Prócz tego nie ukrywam, że oboje z Ashem chcieliśmy koniecznie się dowiedzieć tego, co też panna Ravenshop znowu wymyśliła na nasz temat. Jej fantazje w tej sprawie były naprawdę urocze, chociaż nieco zwariowane, ale przez to miały one w sobie jeszcze więcej magii. Tym bardziej chcieliśmy je poznać.


C.D.N.







5 komentarzy:

  1. Stary, weź mnie naucz pisać takie świetne dialogi! One są po prostu genialne! Te rozmowy między Sereną i jej przyjaciółmi są takie naturalne i choć lubią się ze sobą droczyć, to robią to na poziomie, tak żeby nikogo nie skrytykować ani nie urazić. Nie komentują złośliwie swojego wyglądu, zachowania czy intelektu, jak to często robią ludzie, kiedy się ze sobą przekomarzają. A tu nie padają żadne obraźliwe podteksty. Widać, że oni naprawdę się szanują i potrafią żartować z siebie na poziomie, a przy tym ich zachowania potrafią być naprawdę zabawne. Choć May ma pewne skłonności do krytyki, bo zachowuje się najbardziej poważnie i lubi to niekiedy manifestować. A najbardziej to z tego, co pamiętam, lubi krytykować swojego brata, wobec którego potrafi być złośliwa, bo nieraz mu dogryzała, ale i on nie pozostawał jej dłużny. Clemont i Bonnie bardziej się szanują, a przecież też są rodzeństwem w różnym wieku i obojga płci. Tyle, że Clemont nie jest zdolny do krytyki, dlatego pobłaża swojej siostrze, kiedy zdarzy jej się go za coś skrytykować. A Delia to bardzo fajna, życzliwa i ciepła osoba, która potrafi pochwalić i zmotywować do działania. I zapowiadają się naprawdę fajne święta, skoro ma przyjechać tyle gości. Fajnie jest mieć tylu fantastycznych znajomych, z którymi można wspaniale spędzić czas. A Malamar jeszcze nie został pokonany przez drużynę Asha, tylko stracił żonę i jaja, przez co obdarzył Asha i Serenę straszliwą nienawiścią. A oni przecież musieli do tego doprowadzić, żeby ocalić Ziemię przed inwazją z Kosmosu. A zło w Twoich opowiadań jest nikczemną istotą, która pomagała Malamarowi w realizacji jego niecnych planów? Mewtwo potrafi przewidywać przyszłość, skoro zapewniał Asha i Serenę, że na pewno dowiedzą się, kto pokonał Zło? A Serena ma rację z tym, że kłamstwa powinno się unikać, ale nie zawsze się da, zwłaszcza w pracy detektywa. Macy to jedna z licznych wielbicielek Asha, do tego upierdliwa, namolna i irytująca. :) Serenę wyjątkowo drażni swoim przymilaniem się do Asha. Jego też to irytuje, bo wyraźnie próbował ją zbyć, podchodząc ironicznie do całej sprawy, z której ona robi taką sensację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie? Aż tak Ci się podobało to, co napisałem? To jest po prostu zwykły, przyjemny dialog między przyjaciółmi, którzy się czubią, ale się strasznie lubią. To normalne zachowanie zaczerpnięte z życia i dobrych bajek i filmów, które lubię oglądać. Tak, May bywa nieco taka krytyczna i złośliwa, zwłaszcza wobec Maxa, który nie pozostaje jej dłużny, ale nie jest wredna ani zarozumiała i umie się dobrze bawić. Tak, Clemont i Bonnie się szanują mimo różnic wieku, Bonnie bywa czasami złośliwa i wredna wobec brata, ale kocha go nad życie i chce dla niego jak najlepiej. On zaś jej pobłaża często nazbyt mocno i raczej rzadko ją krytykuje, choć jeśli już, to robi to dość ostro, ale i tak potem żałuje tego, że użył takiego tonu. Tak, Delia właśnie tak sympatyczną i ciepłą osobą jest i praktycznie wszyscy przyjaciele Asha ją za to uwielbiają :) Tak, Zło to jest potężna istota z czasów stworzenia świata, ale nie nazywa się naprawdę Złem, to Mewtwo ją tak nazywa, bo jego imię jest wręcz niewymawialne w języku ludzi. Nie, Mewtwo nie zna przyszłości, po prostu jego przyjaciel, który mu pomaga walczyć ze Złem wie doskonale, iż kiedyś powie Ashowi i Serenie prawdę, ale jeszcze nie pora na to. Tak, w pracy detektywa trudno jest unikać kłamstw, czasami są one wymagane :) He he he - oj tak, Macy to dość zwariowana fanka Asha i założycielka jego fan-clubu, która działa Serenie na nerwy, a i sam Ash niekiedy ma jej serdecznie dość, ale cóż... Taka jest cena sławy :)

      Usuń
  2. Ash i Serena mają w sobie dużo dziecięcej radości i dobrze, bo dzięki temu mogą cieszyć się życiem w pełniejszej mierze. :) Ile Serena ma tych Pokemonów? I jakie zwierzę przypomina Pancham? Serena potrafi być naprawdę zabawna, skoro celowo traciła równowagę na lodowisku, żeby Ash ją łapał, bo tak jej się to podobało xD Ależ oni wspaniale spędzają ze sobą czas. Zazdroszczę im tego. Też bym chciał poznać taką wspaniałą osobę do wspólnego spędzania czasu. A możesz mi przypomnieć, gdzie znajduje się Lumiose? Bo Alabastia i Kalos leżą na terenie Ameryki Północnej, tak? Trochę mi się mylą te wszystkie nazwy, a wiem, że trochę ich było. Ja chyba wiem, dlaczego Clemont chciał wybrać się przed świętami do Lumiose. To pewnie miało jakoś związek z jego zmarłą matką, za którą tęskni. A nie chce o tym mówić, ponieważ sprawia mu to ból. A Bonnie jej pewnie nie pamięta. I oni nie powinni tak na niego naciskać, tylko uszanować to, że chce pewne sprawy zachować w sekrecie. Przecież nie musi im się ze wszystkiego zwierzać, tym bardziej że to jego prywatna sprawa. A Dawn to już w ogóle bardzo emocjonalnie do tego podeszła, skoro tak się zasmuciła, że omal się nie popłakała. Oni w ogóle nie mają dla niego zrozumienia i poszanowania dla jego tajemnic i prywatności. A Bonnie oczywiście musiała wszystko wypaplać. I to jest właśnie jeden z powodów, przez które za żadne skarby świata nie chciałbym posiadać młodszej siostry xD Delia podeszła bardzo mądrze do sprawy, mówiąc im że Clemont nie musi im się spowiadać z całego swojego życia i wszystkiego, co robi. W końcu każdy ma prawo do prywatności. Serena potrafi wyciągać mądre i logiczne wnioski, tylko wciąż brakuje jej wiary w siebie i swoje możliwości. Ash też ma mądre podejście do sprawy, skoro uznał, że nie powinni się do tego mieszać, bo przecież Clemont mógłby mieć im za złe takie wściubianie nosa w nieswoje sprawy. Takie coś bywa naprawdę denerwujące. Ash posiada w domu telefon, który ukazuje twarz dzwoniącego? A John ma naprawdę zabawne dziwactwa, skoro uwierzył w to, że wymyślona przez niego postać istnieje naprawdę. :) Zaraz, to te wszystkie fikcyjne opowiadania, jakie przeczytałem, były autorstwa Maggie? A John opisuje jedynie przygody Asha w roli Sherlocka? Ash i Serena naprawdę lubią opowieści Maggie i są bardzo ciekawi, co tym razem wymyśliła. Z kolei ona koniecznie chce jak najszybciej poznać ich zdanie na ten temat. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, Ash i Serena mają w sobie dużo dzięcięcej radości, co sprawia, że tak dobrze się rozumieją i umieją się cieszyć życiem w pełni :) Serena ma kilka Pokemonów, ostatnio przybył jej kolejny, więc w sumie ma ich tak z pięć. Pachnam przypomina małą pandę. Tak, Serena potrafi być zabawna i nieco zalotna, ale lubi, jak Ash ją trzyma w swoich ramionach :) Ja też im tego zazdroszczę i to bardzo. Pytaj śmiało, nie krępuj się - pytania są oznaką zainteresowania. Lumiose to miasto w regionie Kalos, który jest przy Francji. W sumie Lumiose jest stolicą tego regionu. Alabastia z kolei jest w regionie Kanto, który jest w Ameryce Północnej. No, powiem Ci, że jesteś blisko, ale nie o to chodzi. Ale jesteś blisko, bo to wiąże się ze śmiercią kogoś. Bonnie nie znała swej mamy, bo ta zmarła wydając ją na świat. Ale jest do niej bardzo podobna. Clemont zresztą także i tak samo, jak mama nosi okulary. Tak, przyjaciele nie powinni naciskać, ale Ash i Serena poprowadzą małe śledztwo w tej sprawie i dobrze zrobią, bo dzięki temu pomogą Clemontowi. Ale to wszystko wyjdzie na jaw później. Dawn jest wrażliwa, choć ma też temperament i wolałaby, aby jej chłopak nie miał przed nią tajemnic. A Bonnie cóż... Zawsze była gadułą i to jeszcze do tego dość wścibską, ale też jest kochaną dziewczynką, tylko to dzieciak i często najpierw działa, a potem myśli. Taki wiek :) Na serio nie chciałbyś mieć takiej słodkiej siostrzyczki, swatającej Cię z każdą ładną panią, która jej się spodoba i która tak się słodko z Tobą droczy? xD No cóż, Delia jest mądrą i wrażliwą kobietą, dlatego tak podeszła do całej sprawy i uważa, że wszyscy mają prawo do tajemnic :) Tak, to opowiadanien jest jeszcze z okresu, gdy Serenie nieraz jeszcze brakowało pewności siebie, choć obecnie też jej się to zdarza, ale na mniejszą skalę. Ash ma mądre podejście, ale też i szacunek do przyjaciół, dlatego tak uznał, choć potem ostatecznie poprowadzi sprawę sekretu Clemonta, na czym Clemont jednak dobrze wyjdzie. Ale tego się dowiesz w swoim czasie :) Nie tylko Ash - we wszystkich regionach są takie ścienne telefony, które mają w sobie kamerkę i widać rozmówcę i rozmówca Ciebie widzi. Ale to są takie telefony tylko do powieszenia na ścianie. Tak, John ma swoje dziwactwa, ale nie tylko on traktował stworzonych przez siebie detektywów jak postacie prawdziwe - innym autorom przed nim też to się zdarzało i to tak, że czasami mówili, iż ich detektyw działa im na nerwy tak, jakby był prawdziwy xD Tak, to były opowiadania autorstwa Maggie, choć John był cenzorem i konsultantem w tej sprawie, bo oceniał dzieła i podrzucał Maggie różne pomysły. Ale on sam pisze kryminały o Henrym Willow oraz kilka opowiadań o Ashu w roli Sherlocka Holmesa :) Pewnie, że Ash i Serena są tych dzieł ciekawi, bo są ciekawe i warte poznania. Maggie chce poznać ich zdanie jak najszybciej, bo jest ciekawa, czy jej to dzieło wyszło :)

      Usuń
  3. Opowiadanie zaczyna się ciekawie i to bardzo. Na początku nasi przyjaciele przygotowują restaurację Delii Ketchum do przyjęcia świątecznego i rozwieszają wszędzie bożonarodzeniowe dekoracje. Serena "przez przypadek" spada z drabiny prosto w ramiona Asha, co robi również zazdrosna o to Dawn i niby przypadkiem spada z drabiny prosto w ramiona swojego ukochanego Clemonta, jednak ten nie reaguje na to aż takim entuzjazmem jak Ash łapiący Serenę. Potem podobne sceny dzieją się na lodowisku między tą drugą parą, kiedy to dziewczyna niby specjalnie wpada na swojego ukochanego, żeby choć przez chwilę być w jego ramionach jeszcze odrobinkę dłużej niż jest to przewidziane w czasie. :) Oczywiście nie mogło też zabraknąć upierdliwej do szpiku kości Macy, która jedynie rozbawia swoim bezkrytycznym uwielbieniem dla Asha. :)
    Tego samego dnia podczas kolacji dowiadujemy się, że w poprzednie święta Clemont miał zamiar wyjechać na dwa-trzy dni do Lumiose, jednak z jakiegoś powodu w końcu tego nie zrobił. Mimo nacisków ze strony przyjaciół i ukochanej Dawn nie ma zamiaru (przynajmniej na razie) zdradzać powodów swojego postępowania. Myślę podobnie jak Ash, Serena i Delia Ketchum, że jeśli Clemont będzie chciał opowiedzieć przyjaciołom o powodach swojej wyprawy do Lumiose, to zrobi to w odpowiednim dla siebie czasie.
    W nocy, gdy Ash i Serena leżą już w łóżku, otrzymują telefon od Johna Scribblera, który zwierza im się ze swoich problemów z Henrym Willow, który wciąż wtrąca się w jego twórczość. Jest oczywiście także radosny powód kontaktu Scribblera z naszymi bohaterami, a mianowicie jest to wariacja na temat "Opowieści wigilijnej", którą napisała jego ukochana Maggie Ravenshop i którą to pisarz wysyła naszym bohaterom w formie mailowej. Ash wyraża entuzjazm i zaciekawienie na temat historii i oczywiście obiecuje ją przeczytać. Jak wygląda ta wariacja i co się w niej będzie działo? Jakie przygody spotkają naszych bohaterów? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdą się w kolejnych częściach tej fascynującej przygody, której już teraz wystawiam bardzo wysoką ocenę 1000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...