wtorek, 9 stycznia 2018

Przygoda 084 cz. IV

Przygoda LXXXIV

Wielkie przebudzenie cz. IV


Pamiętniki Sereny c.d:
Mimo swoich jakże optymistycznych myśli wiedziałam doskonale, że mam naprawdę bardzo nikłe szanse na to, aby pomóc mojemu ukochanemu. Przecież ten podstępny Beheeyem mógł być gdziekolwiek, ale wiedziałam doskonale, że nie wolno mi przerwać moich poszukiwań. Muszę znaleźć tego drania i spróbować go złapać, choć prawdę mówiąc nie miałam pojęcia, w jaki sposób to niby zrobię. Ostatecznie przecież widziałam wyraźnie, że jeden jego ruch potrafił sprawdzić, iż człowiek zapadał na coś w rodzaju śpiączki, z którego trudno było go wybudzić. Nie chciałam popaść w taki stan, jednak musiałam coś zrobić. Gdybym porzuciła mojego ukochanego w potrzebie, to już nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Wszyscy nasi przyjaciele, gdy tylko dowiedzieli się o stanie Asha, przychodzili do nas, aby go odwiedzić. Wiedzieli oczywiście bardzo dobrze, że cokolwiek mu powiedzą, to on ich nie usłyszy, jednak musieli do niego zajrzeć. W końcu tak postępują przyjaciele. Więc oprócz Clemonta i Dawn przyszli go odwiedzić Max, Bonnie, May, Gary, Misty, Brock, Iris, Cilan, Latias, Melody i Tracey. Każde z nich chciało wiedzieć, jak się czuje Ash, każde z nich równie mocno się o niego martwiło, a prócz tego każde z nich postanowiło czuwać nad nim. Gdy zaś dowiedzieli się o tym, co zamierzam, chcieli mi pomóc.
- Nie mogę się na to zgodzić - powiedziałam stanowczym tonem - Ten Beheeyem to jest niezwykle groźny przeciwnik, nie chcę więc nikogo z was narażać na niebezpieczeństwo związane z tym groźnym Pokemonem.
- Ale chyba nie chcesz iść tam sama? - spytała May.
- Właśnie, Sereno! - dodała Gary - Przecież nie możesz szukać sama tego Pokemona. To zbyt ryzykowne.
- Przeze mnie Ash wpadł w kłopoty i ja go teraz z nich wyciągnę - powiedziałam pewnym tonem.
- Ale nie możesz iść sama - dodała stanowczo Dawn - Ja tam idę z tobą czy tego chcesz, czy nie.
- Ja również - rzekł Clemont, podchodząc do nas - Cała nasza trójka towarzyszyła Ashowi w tej niemiłej przygodzie. Musimy mu teraz pomóc wszyscy razem.
Popatrzyłam na nich uśmiechnięta i powiedziałam:
- No, dobrze... Nie mogę wam tego zabronić, ponieważ i tak pójdziecie za mną i będziecie chcieli mi pomóc. Mimo wszystko muszę prosić resztę z was, aby została z Ashem i czuwała przy nim.
Przyjaciele chórem zaczęli protestować przeciwko tej decyzji, jednak ja byłam nieugięta. Oświadczyłam im nawet, że jeśli będzie trzeba, poproszę o pomoc Bulbasaura Asha każąc mu ich wszystkich uśpić, jeśli będą mi się sprzeciwiać. W końcu oni ustąpili, choć wyraźnie nie sprawiło im to wcale przyjemności.
- Musisz tylko uważać na siebie Sereno w sposób podwójny - rzekł po chwili Cilan.
- Albo nawet potrójnie - dodała Iris - Nawet nie wiesz, Sereno, jaki to niebezpieczny Pokemon. Doskonale pamiętam, jak ja, Ash i Cilan kiedyś go spotkaliśmy na swojej drodze. Udawał naszego przyjaciela i zesłał na nas przyjemny sen, z którego nie mogliśmy się wybudzić, a wszystko po to, aby jego trener mógł nas okraść.
- Na całe szczęście ten nędzny złodziejaszek i jego Beheeyem trafili za swoje czyny do więzienia, jednak ktoś może kontynuować ich działalność - zauważył zielonowłosy.
- Wygląda na to, że właśnie ją kontynuuje - rzekła May - Brr... Mam ciarki na plecach, jak sobie o tym pomyślę. Biedny Ash... Co on musi teraz przeżywać.
- Właśnie - dodał Gary, zaciskając pięść i wygrażając nią - Niech ja tylko dorwę tego drania! Kości mu poobijam.
- Obawiam się, że z tym będziemy musieli się jeszcze przez jakiś czas wstrzymać - powiedział Tracey - Nie mamy pewności, czy ten Beheeyem działał na własną rękę, czy też może pracuje on dla kogoś. Musimy się tego dowiedzieć.
- Dokładnie tak - zgodził się z nim Brock - I musimy zmusić go, aby odczynił urok, który rzucił na Asha.
- A jeśli nie zechce tego zrobić? - spytała Misty.
- To wtedy my już go przekonamy, żeby to zrobił - stwierdziła Melody, zaciskając dłoń w pięść - Odrobina perswazji, a zrobi wszystko, co tylko mu każemy.
- To może nie być takie proste - powiedział Tracey, kładąc jej dłoń na ramieniu - Musimy działać rozważnie. Żadnych pochopnych kroków.
Latias pokiwała delikatnie głową i pokazała na migi, że chce iść z nami szukać tego Beheeyema. Nie chciałam się na to zgodzić, ale Brock nagle uznał, że to dobry pomysł.
- Moim zdaniem ona powinna z wami iść - rzekł nasz przyjaciel - To w końcu nie jest pierwsza lepsza osoba. Nie zapominajmy wszyscy, kim ona jest i co potrafi. Jej moce mogą nam się tutaj przydać.
Musiałam przyznać mu rację, chociaż to oznaczało, że Latias będzie się narażać z powodu moich pomysłów na spacerowanie po lesie. Nie chciałam jej na to narażać, jednak ostatecznie darowałam sobie wszelkie perswazje, gdyż nie tylko one nie pomagały, ale prócz tego wszyscy nasi przyjaciele podzielali zdanie mitycznej Pokemonki w tej sprawie. Cóż więc było robić? Musiałam więc przed nimi skapitulować. Miałam tylko wielką nadzieję, że jej pomoc naprawdę się przyda, a ona sama nie wpadnie w żadne tarapaty.

***


Opowieść Asha c.d:
Po odejściu z lotniska poszliśmy całą naszą grupą do kawiarni „Pod Różą“. Na szczęście istniała ona w rzeczywistości, a nie tylko w moim śnie. Chociaż to miejsce było prawdziwe, pomyślałem sobie. Tak wiele miejsc i tak wiele osób istniało jedynie w moim śnie, ale to miejsce znajdowało się w świecie rzeczywistym. Cieszyłem się, choć również bardzo mnie bolało, że więcej nie odwiedzę tego miejsca z Clemontem, Bonnie, Dawn i innymi. Co z tego, iż na tym świecie byli Serena, Misty i Gary, skoro pozostali nie istnieli? Tak, Serena istniała naprawdę i bardzo mnie kochała, podobnie jak ja ją, co stanowiło dla mnie swego rodzaju pociechę, lecz czy mogłem nie smucić się z tego powodu, że reszta moich wiernych kompanów okazała się być jedynie wytworem mojej wyobraźni. Bolała mnie też świadomość tego wszystkiego, jak również bolało mnie to, że już nigdy ich nie zobaczę.
Z takimi oto myślałem zasiadłem sobie do stolika przed kawiarnią, a chwilę później zrobili to moi przyjaciele. Popatrzyłem na nich z lekkim uśmiechem czując, że być może choć trochę zdołam odzyskać to, co miało miejsce w moich snach, a co było mi tak miłe.
- Zamówmy sobie coś - zaproponowałem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, popierając moją decyzję.
- Dobrze, tylko co? - spytała Serena.
- Może Berti-Lody? - rzuciłem bez namysłu.
Przyjaciele spojrzeli na mnie zdumieni.
- Że niby co? - zapytała Misty.
- Ach, wybaczcie mi... Zapomniałem, że te lody to także wytwór mojej wyobraźni. A szkoda... Mówię wam, to był naprawdę wspaniały przysmak. Nie ma drugiego takiego przysmaku.
Uśmiechnąłem się do nich przyjacielsko, a po chwili podeszła do nas kelnerka pytając, czego sobie życzymy. Zamówiliśmy więc takie lody, jakie były w menu, po czym zaczęliśmy je jeść.
- Nad czym tak myślisz, Ash? - zapytał mnie Gary, gdy już wcinaliśmy ten przysmak.
- O tej sprawie, którą się zajmowaliśmy wczoraj z Sereną - wyjaśniłem.
- Ach, o tej! - powiedział młody Oak - Opowiadaliście nam o niej, gdy tu szliśmy. Szybko się zakończyła, prawda?
- Tak, aż za bardzo - potwierdziłem - Nie będę ukrywać, że to budzi mój niepokój. Moim zdaniem to źle.
- Ash jest zdania, że cała ta sprawa powinna być poprowadzona o wiele dokładniej - zauważyła Serena.
- Właśnie takiego jestem zdania - zgodziłem się z nią - Nie będę wam ukrywał, że dla mnie ta sprawa wcale nie wygląda tak, jak to próbują nam to wmówić policjanci z porucznik Jenny na czele.
- Rozumiem, ale masz jakieś dowody na potwierdzenie swojej tezy? - spytała Misty.
- Nie, nie mam i w tym tkwi właśnie mój problem.
- Nie obraź się, ale nie pomyślałem o tym, że szukasz tylko dziury w całym?
Popatrzyłem na nią groźnie.
- Co niby chcesz przez to powiedzieć?
- To, że może usilnie próbujesz przywrócić do swojego życia sytuację z twego snu, kiedy byłeś wielkim detektywem i coś znaczyłeś na tym świecie?
- Aha... A więc uważasz, że ja teraz nic nie znaczę?
- Wcale tak nie uważam, ale po prostu naprawdę zaczynasz już mocno przesadzać, przynajmniej ja tak uważam.
- Jak dla mnie Ash ma rację - powiedziała Serena, stając po mojej stronie - Ta sprawa została za szybko zakończona.
- Może i tak, lecz co z tego? - wzruszyła ramiona Misty - Co nas może obchodzić sprawa tej rozpuszczonej pannicy z dobrego domu? Przecież sam mówiłeś, Ash, że nie przypadła ci do gustu.
- Owszem, nie przypadła mi do gusty, ani trochę, jednak to nie może wcale zaważyć na mojej ocenie całej sytuacji - odpowiedziałem jej - A cała sytuacja wcale nie wygląda ciekawie. Wręcz przeciwnie, wygląda ona dość ponuro. Ja czuję, że panna Cecylie McNair jest niewinna.
- Ale potrafisz to udowodnić? Nie, nie potrafisz, więc po co się tym zajmować? - rzuciła Misty.
- Po to, żeby niewinna dziewczyna nie poszła siedzieć za coś, czego nie zrobiła - odpowiedziałem jej coraz bardziej zdenerwowany.
Serena położyła mi dłoń na mojej dłoni.
- Ash, nie unoś się. Misty ma swoje racje, a ty swoje - powiedziała smutnym głosem - Nie oczekuj od niej, że cię zrozumie tak od razu.
- Ja tam w ogóle nie oczekuję od tej pannicy zrozumienia, jednak mimo wszystko nie jest mi przyjemnie, gdy ona mi sugeruje, że jestem wariatem.
Misty popatrzyła na mnie złowrogo.
- Wcale ci tego nie sugeruję, ty głupi zarozumialcze! Po prostu masz talent do robienia ze wszystkiego wielkiego halo.
- A ty niby skąd możesz to wiedzieć, co? - zapytałem ją złym tonem - Przecież mnie nie znasz za dobrze.
Dziewczyna przymknęła się, kiedy usłyszała moje słowa i przez chwilę się nie odzywała, a ja tymczasem zacząłem powoli jeść lody.
- Po prostu cała ta sprawa moim zdaniem powinna być jeszcze raz zbadana. Naprawdę powinna.
- Zgadzam się z tobą - dodała Serena - Ale może nie mówmy o tym wszystkim, tylko weźmy się do dzieła?
- Hmm... A w sumie czemu nie? - zaśmiałem się, masując sobie lekko podbródek - Że też mnie coś takiego nie przyszło wcale do głowy? Tylko czy policja zechce nas wpuścić na miejsce zbrodni?
- Wiesz, zawsze możemy powiedzieć, że przysyła nas Jenny - rzekła Misty.
- Tak, a oni zadzwonią do wyżej wspomnianej osoby, a ta powie, że do nikogo nie dzwoniła i niby co wtedy zrobimy?
Rudowłosa pomyślała przez chwilę.
- Masz rację. To jest mało realny plan. Ale wiesz... Możemy zawsze się przebrać i powiedzieć, że jesteśmy z gazety albo coś...
Miałem ochotę palnąć ją za te jej głupie pomysły, kiedy to nagle Gary zawołał wesoło:
- A wiesz co? To wcale nie jest takie głupie. Możemy udawać, że ja i Misty pracowników miejscowej gazety. Ja wyglądam całkiem dorośle, więc łatwiej będzie mi udawać.
- Tak? A jak zażądają dowodów na to, co mówisz, to co wtedy? Niby jak udowodnisz, że jesteś dziennikarzem? - spytałem ironicznie.
- Spokojnie, już ja wiem, co mam robić. Założysz się o to, że nie będą sprawdzać naszych dokumentów? - spytał wesoło Gary Oak.
Popatrzyliśmy na niego uważnie i pomyśleliśmy przez chwilę.
- To może mieć sens - powiedziała Serena - Policja opuściła już dom McNaira, bo w końcu mają już winnego i nie chcą prowadzić dalej tego śledztwa. Ale dziennikarze śledczy to już inna sprawa.
- Właśnie - dodała wesoło wnuk mego mentora - To jest właśnie bardzo dobry pomysł. Ja zagadam z Misty tego całego Tressiliana i tego... Jak mu tam... paniczyka Patricka, a wy tymczasem obejrzycie sobie to mieszkanie.
- W sumie to jest dobry pomysł - zgodziła się Serena - A ty co o tym myślisz, Ash?
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Uśmiechnąłem się do nich wesoło.
- Myślę, że ten pomysł ma swoje zalety. Więcej wam powiem! To się może udać! Chodźmy się więc przygotować!

***


Wróciliśmy do mojego domu, w którym zastaliśmy moją mamę oraz mamę Sereny. Oczywiście ta ostatnia nie była wcale zachwycona z tego, że jej córka pozostała dla mnie w Alabastii. Nawet próbowała uraczyć ją jakąś tam swoją mądrą gadką, jednak moja ukochana wcale się tym nie przejęła, ponieważ miała o wiele poważniejszą sprawę do załatwienia, a mianowicie pomaganie mi w śledztwie.
Gary i Misty przebrali się w stroje pożyczone ode mnie i od Sereny. Kilka zmienionych ciuchów, a prócz tego też niewielki bloczek do pisania razem z kilkoma ołówkami sprawiło, że wyglądali oni na osoby, za które się podawali, a przynajmniej swoim zdaniem.
- Musimy wypaść jak najbardziej przekonująco - rzekł Gary - Mam nadzieję, że nie wsypiecie nas jakimś głupim tekstem.
- My?! My mielibyśmy was wsypać? - zdziwiłem się - Też coś! To już prędzej czepiaj się panny genialnej.
- Że słucham?! - zawołała oburzona Misty, nakładając sobie na głowę beret - A niby czemu ma się ktoś mnie czepiać, co?!
- Ponieważ twoja genialność jest daleka od genialności w sensie, który wszyscy znamy.
Rudowłosa spojrzała na mnie groźnie i mruknęła coś pod nosem, czego na całe szczęście nie zrozumieliśmy. Woleliśmy w sumie tego nie wiedzieć, ponieważ zdecydowanie było to dalekie od przyjemnych słów.
Tak czy inaczej, gdy się już przygotowaliśmy do dzieła, to ruszyliśmy potem zadowoleni w kierunku willi pana McNaira. Następnie, gdy tam się znaleźliśmy, zapukaliśmy do drzwi. Otworzył nam Tressilian.
- Słucham państwa? - zapytał nas - Czego państwo sobie życzycie? Nie dość już namieszaliście w tej sprawie?
- Może i namieszaliśmy, ale sprawa jeszcze nie została zakończona - odpowiedziałem mu wesołym tonem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Poważnie? - zdziwił się kamerdyner - To nie wiesz, młodzieńcze, że twoja przyjaciółka z policji zamknęła już tę sprawę?
- Ona może tak, ale nie oni.
Następnie pokazałem palcem na Gary’ego i Misty.
- A ci to kto? - zdziwił się Tressilian.
- To są nasi przyjaciele, dziennikarze śledczy - wyjaśniłem - Oni nie wierzą w wyjaśnienia policji. Dlatego też chcą poprowadzić je ponownie, a my chcemy im pomóc.
- W jaki sposób?
- Oni pana przesłuchają i być może wyciągną z pana słów właściwe wnioski, które pomogą nam udowodnić niewinności panny McNair, a my z Sereną i Pikachu tymczasem rozejrzymy się tu trochę - odpowiedziałem.
- No... Chyba, że pan wierzy w winę panienki Cecylie - dodała nieco złośliwym tonem Serena.
Wiedzieliśmy, że trafiliśmy na podatny grunt, ponieważ kamerdyner nie wierzył w winę córki swego pana. Dlatego też zgodził się na wszystko, aby tylko jej pomóc. Co prawda chcieliśmy początkowo rozegrać przed nim i Patrickiem małe przedstawienie polegające na odwróceniu jego uwagi, aby nie zauważył, jak przeszukujemy dom, ale młodzieńca nie było w domu, zaś kamerdynera łatwo urobiliśmy, dlatego nie musieliśmy realizować naszego pierwotnego planu.
Mężczyzna pozwolił nam obejrzeć gabinet swojego pana, a tymczasem Gary i Misty zadawali mu pytania.
- Purrloin leżał gdzieś tutaj - powiedziałem - Tressilian wspomniał, że gdzieś tutaj jest tajne przejście. Ponoć w każdym pokoju jest takie, ale on nie pamięta, w jakich dokładnie miejscach one są. Nigdy nie musiał ich używać, więc pewnie nigdy ich nie poznał.
- A więc morderca wszedł przez to przejście - rzekła Serena, patrząc zaintrygowana na regał z książkami - Tylko gdzie ono jest? Czyżby tutaj? Za tym regałem?
- Moim zdaniem tak - potwierdziłem - Purrloin leżał gdzieś tu, a więc drań musiał zostać przez niego zaatakowany i odrzucony do tego miejsca. Pikachu... Zaatakuj mnie.
- Pika? - zdziwił się mój starter.
- Oczywiście nie tak naprawdę. Wiesz... Tak na niby.
Pikachu na szczęście zrozumiał, o co mi chodzi, ponieważ skoczył na mnie, a ja zasłoniłem się ręką i odrzuciłem go. Mój przyjaciel wylądował niedaleko tego miejsca, w którym został znaleziony Purrloin.
- Tak chyba było - powiedziałem zadowolony.
- Ale wiesz, że policji to nie przekona? - rzuciła Serena.
- Wiem o tym, ale spokojnie... To potwierdza moją tezę - odparłem na to zadowolony - Morderca wszedł tutaj. Tylko jak?
Zacząłem sięgać po książki na regale, jednak nic to nie dało. W końcu złapałem za niewielką, szarą figurkę. Ledwie za nią szarpnąłem, a regał się odsunął na bok i ukazał nam ponury i ciemny tunel.
- Świetnie... A więc już wiemy, gdzie jest przejście w tym pokoju! - zawołałem zadowolony.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, piszcząc radośnie.
- Ale co dalej? - zapytała Serena - To jeszcze nie wyjaśnia, kto zabił.
- Może i nie, ale spokojnie... Sprawdzimy to.
Następnie popatrzyłem na Serenę.
- Masz Fennekina?
- Tak, mam. A co? Chcesz użyć jego węchu?
Uśmiechnąłem się do niej wesoło.
- Owszem, właśnie tak. Mam bowiem pewien plan, ale potrzebuję do jego realizacji doskonałego węchu, a taki posiada twój starter.


Serena zaśmiała się radośnie. Widocznie bardzo ją cieszyło, że może być mi znowu potrzebna, po czym wypuściła z pokeballa swego Fennekina, który zapiszczał radośnie.
- Dobrze, Fennekin - powiedziałem zadowolony - A teraz poszukaj w tym tunelu pewnego zapachu. Nie jest to zapach ani mój, ani też Sereny. Niedawno ktoś tu przechodził. Być może więc jeszcze jego zapach się tutaj znajduje. Spróbuj go znaleźć.
Fennekin zadowolony wszedł do tunelu, przyłożył swój nos do podłogi i zaczął węszyć.
- Wiesz... Nie wiem, czy to coś da - powiedziała Serena, podchodząc do mnie - On nawet nie wie, jakiego zapachu ma szukać.
- Tak, to prawda, ale jest duża nadzieja, że zaprowadzi nas do pokoju, z którego przyszedł morderca.
- Nieco naciągany pomysł, ale zobaczymy.
Moja luba miała w sumie sporo racji, jednak wiedziałam doskonale, że musimy złapać się każdej okazji, jaka nam się trafiła. Ale niestety Fennekin nie wiedział czego szukać, więc niczego nie mógł znaleźć.
- Ech... To po prostu koszmar - jęknąłem załamany - Miałaś rację. On nawet nie wie, czego szukać.
Jednak szybko odzyskałem wiarę w siebie.
- Spokojnie, mam pewien pomysł. Chodźmy, stary.
Zabrałem Fennekina i Serenę do pokoju najpierw Cecylie, a potem do pokoju Patricka. Wzięliśmy z nich poduszki z łóżek.
- Każda z nich pachnie kimś innym - powiedziałem - Jedna panną McNair, a druga jej bratem. Powąchaj to, Fennekin. Jeden z tych zapachów może być w tym tunelu. Jeśli tak, to chcę wiedzieć, który.
- A jeśli żaden z nich? - zapytała zaniepokojonym głosem Serena.
- Wtedy zaczniemy się martwić - uciąłem temat.
Fennekin powąchał delikatnie obie poduszki, po czym zaczął szukać zapachu w tunelu. W końcu znalazł jeden z nich, a następnie zapiszczał delikatnie.
- Widzisz, Sereno?! Już złapał trop! - zawołałem wesoło - Biegnijmy za nim, Sereno! Biegnijmy!
Pognaliśmy oboje tunelem za Fennekinem. Pikachu biegł tuż obok nas, piszcząc bardzo zadowolony. Następnie pobiegliśmy schodami na górę, a następnie trafiliśmy do wielkiej ściany. Popchnęliśmy ją i odsunęła się ona, zaś my znaleźliśmy się w pokoju młodego McNaira.
- To pokój Patricka! - zawołała Serena, rozglądając się dookoła.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- W rzeczy samej - powiedziałem zadowolony - A więc sprawa zaczyna się powoli wyjaśniać.
Fennekin i Pikachu zaczęli uważnie chodzić po pokoju i rozglądać się po nim. Zaś starter mojej dziewczyny zaczął wąchać dywan.
- A więc to on zabił ojca? - spytała Serena.
- Bardzo możliwe - odpowiedziałem.
- Ale przecież nie miał motywu! Ojciec chciał mu coś zapisać, a nie go wydziedziczyć, jak to sobie zaplanował! Patrick nie miał więc powodu, aby go zabijać i fałszować testament na swoją niekorzyść.
- Tak... To słaby punkt mojej teorii. Ale on był w tym tunelu! Fennekin to poświadczy.
- Może, ale co z tego? Napastnik został podrapany na twarzy przez Purrloina.
- Przecież nie wiemy, czy został podrapany po twarzy.
- Nie, ale to najbardziej prawdopodobne.
- Może... Tak czy siak masz rację, że on nie miał motywu. Jednak... Co tam znalazłeś, Fennekin?
Zdziwiłem się, gdy nagle Pokemon Sereny zaczął wąchać dywan. Jego zachowanie bardzo mnie zaintrygowało. Chciałem koniecznie dowiedzieć się, co takiego go teraz przyciągnęło. Dlatego powoli podszedłem, ukląkłem i zacząłem wąchać.
- Pachnie jakby... Alkoholem.
- Alkoholem? - zdziwiła się Serena.
- Tak. Może nawet szampanem - dodałem, wstając z dywanu - Tak... To by wiele wyjaśniało. Patrick McNair zastrzelił ojca, po czym wrócił tutaj i wystrzelił z szampana, aby sfałszować czas zabójstwa.
- Dobrze, ale co nam to daje? Przecież wciąż nie mamy na to dowodów - powiedziała moja dziewczyna - Poza tym brakuje nam motywu Patricka, a bez tego Jenny nam nie uwierzy.
- Chyba masz rację - pokiwałem smętnie głową - To naprawdę robi się coraz trudniejsze. Wiesz co? Zamiast rozwiązać tę sprawę tylko jeszcze bardziej ją zagmatwaliśmy.

***


Załamani poszliśmy wszyscy do domu, gdzie usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy rozważać to, co już wiemy.
- Sprawa brzmi naprawdę zagadkowo - powiedział Gary - Tak czy siak wiemy już więcej niż ostatnio.
- Niestety Tressilian nie wyjaśnił nam niczego sensownego - dodała Misty.
- Może powiedziałby nam coś mającego sens, gdybyś nie zadawała mu głupich pytań? - warknął na nią młody Oak.
- A niby jakie pytania, które zadawałam, uważasz za głupie?
- A choćby takie, co robił tydzień temu wieczorem i czy nie wie, czy jego pan nie brał może udziału w jakiś akcjach giełdowych powiązanych z firmą „Masters“.
- A niby co w tym pytaniu głupiego, co?
- To, że nie mają one najmniejszego sensu i w żadnym razie nie są one powiązane z naszą sprawą.
Załamany pokręciłem głową, opuszczając ją na swoje dłonie. Misty w moich snach była pomysłowa, a tutaj niestety, w tym świecie więcej nam przeszkadzała niż pomagała. To zdecydowanie nie była przyjemna odmiana. Brakowało mi starej, dobre mi znanej rudowłosej. Nawet jej złość byłaby mi teraz przyjemna, gdyby tak zaczęła mówić do rzeczy zamiast bredzić trzy po trzy jakieś bzdury.
- To wszystko jest bez sensu - powiedziałem - Po co Patrick miałby fałszować testament na swoją niekorzyść? Zwłaszcza, że przecież podobno ojciec chciał mu coś zapisać. To nie ma sensu!
- Pewnie nie ma - jęknęła Serena - Ale spokojnie... Pomyślmy, to może znajdziemy w tym sens. Jak mawiał Sherlock Holmes... Jeśli usuniemy... Nie! Nie usuniemy! Jeśli się pozbędziemy... Nie, to też nie tak szło. Jeśli...
- Jeśli odrzucimy to, co niemożliwe, wówczas to, co zostanie, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą - wyjaśniłem jej ten cytat.
- Ach, tak... Rzeczywiście, tak to szło.
Zaczęliśmy więc główkować, jednak nic sensownego wcale nam nie przychodziło do głowy. Różne myśli krążyły mi po głowie, ale z żadnej z nich nie mogłem wykrzesać najmniejszej nawet myśli, którą to mógłbym przemienić w coś sensownego. Patrick przecież nie miał motywu. Mówił przecież, że ojciec miał zmienić zapis tak, aby to on dostał połowę majątku ojca. Chociaż... Może kłamał? Może wcale nie mówił nam prawdy? Może wcale tak nie było? Tak! To by miało sens! Wtedy miałby motyw, aby zabić ojca. Ale niby jak go sfałszował? Co musiał zrobić, aby... Chociaż... Nagle coś mi przyszło do głowy.
Podzieliłem się z moimi przyjaciółmi moimi nowymi koncepcjami i dodałem:
- Słuchajcie, mam pewną teorię, choć brzmi ona nieco szalenie.
- Nieważne... Mów - powiedział Gary.
- Właśnie - dodała Serena - Mów śmiało. Jaka to teoria?
Pomyślałem przez chwilę, po czym zacząłem mówić:
- Drań nie wiedział, jaki dokładnie ma być testament ojca. Wiedział jedynie, że ma otrzymać jakieś grosze, a siostra wielki majątek. Wpadł więc na szalony pomysł. Wziął z gabinetu ojca i zapieczętował ją. Potem włamał się do domu adwokata, wykradł mu testament, a następnie umieścił zamiast niego kopertę z czystą kartką papieru... W domu przeczytał testament i wpadł na szatański pomysł. Przepisał go słowo po słowie, a oryginał spalił. Gdy doszło do odczytania testamentu podstępem zamienił kopertę z kartką na kopertę z fałszywym testamentem. Wiedział, że taką podróbkę policja łatwo odkryje i uzna siostrę za winną zabójstwa oraz fałszerstwa.
- Dobra teoria, ale ma jeden minus - zauważyła Misty - Jak dokonał podmianki?
Wysiliłem swoją pamięć i zauważyłem nagle, jak Grace wpada na moją mamę, niechcący wytrącając jej tacę z ciastkami.
- Strasznie cię przepraszam, droga Delio! - zawołała kobieta, po czym pomagała jej zbierać - Ja niechcący.
- Niechcący... No, jasne! - krzyknąłem bardzo zachwycony - Teraz już wszystko jasne! Tak to było! On wtedy na niego wpadł! Jak ja mogłem o tym zapomnieć?! Wpadł na niego, a kiedy ten upuścił kopertę, to drań ją podmienił! Wszystko jest jasne!
Zadowolony złapałem mocno Serenę w objęcia i ucałowałem ją.
- Mam rozwiązanie zagadki - wołałam radośnie - Mamo! Dzwoń do porucznik Jenny! Musimy wreszcie zakończyć tę sprawę!

***


Wyjaśniłem przez telefon porucznik Jenny wszystko, co odkryłem. Policjantka początkowo sceptycznie podchodziła do moich rewelacji, jednak powiedziałem jej, że można z łatwością sprawdzić, czy oszalałem, czy też może mówię prawdę. Musimy jednak przyjechać do domu pana McNaira i przesłuchać jeszcze raz Patricka. Policjantka wyraziła na to zgodę, dlatego też pojechała tam ze mną razem ze mną, Sereną i Pikachu.
Młody dziedzic majątku McNaira był bardzo zdumiony, gdy tylko nas zobaczył.
- Znowu przyjechaliście tutaj szukać tropów? - zdziwił się - Tressilian mówił mi, że byliście tu i szukaliście dowodów niewinności mojej siostry. Znaleźliście je?
- Właśnie w tym celu tu przybyliśmy - odpowiedziałem mu.
Młodzieniec zgodził się i już po chwili siedzieliśmy razem w salonie razem z nim oraz Tressilianem, który głaskał siedzącego mu na kolanach Purrloina.
- Czy macie dowód niewinności panienki? - spytał kamerdyner wręcz przejętym tonem.
- Daj już lepiej spokój, Tressilian - mruknął gniewnie Patrick - Musisz się wreszcie z tym pogodzić. Moja siostra zabiła naszego ojca.
- Przykro mi, ale mylisz się, mój drogi przyjacielu - powiedziałem z uśmiechem na twarzy - Nie zabiła go i posiadam niepodważalny dowód na to, że mam rację.
- Niby jaki?
- Mianowicie taki, że morderca został przyłapany na gorącym uczynku przez obecnego tutaj Pokemona.
- Ale przecież on nie widział twarzy napastnika i nie zdążył mu się przyjrzeć - zauważył Tressilian.
- Owszem, ale za to go podrapał i to mocno - rzekłem z uśmiechem - Myślałem początkowo, że zrobił to on na twarzy napastnika, jednak szybko zrozumiałem, jak bardzo się mylę.
Podszedłem do Patricka i powiedziałem:
- Możesz na chwilę wstać?
Ten uczynił to.
- Proszę, choć nie rozumiem, po co ci to. A więc o co chodzi?
- O to!
Następnie złapałem za krótki rękaw jego koszulki i podciągnąłem ją mocno w górę. Na jego lewym ramieniu znajdowały się ślady po pazurach Purrloina.
- Boże! - krzyknął przerażony Tressilian - To panicz?!
- Właśnie tak - uśmiechnąłem się zadowolony - To panicz Patrick zabił swego ojca. Zadrapanie mówi samo za siebie.
- To bzdura! - krzyknął wściekłym tonem młody McNair - Ten głupi Pokemon podrapał mnie jakiś czas temu! To wcale nie dowodzi mojej winy!
- Nie, ale twój charakter pisma i owszem - odparłem.
- Jaki charakter pisma?
- Ależ to jest proste. Pisałeś fałszywą wersję testamentu swojego ojca ręcznie. Myślałeś, że nie poznamy, iż to jest twoje pismo? Dobry grafolog porówna próbki twego pisma i testament. Z pewnością odkryje prawdę. Jeśli jesteś niewinny, nie masz się czego bać.
Patrick spojrzał na mnie wściekle i ryknął:
- Ty... ty.... Ty szpiclu!
Następnie drań skoczył mi do gardła. W ostatniej chwili Jenny i Serena odciągnęli go ode mnie, a drań został zakuty w kajdanki.
- Ta nędzna kreatura kpiła sobie ze mnie od dziecka! - krzyczał Patrick jak w amoku - Poniżała mnie, szydziła i ukradła miłość ojca! I za to miała dostać jego majątek?! Wróciłem do tatusia licząc na to, że po zawale szybko dostanie następnego i kopnie w kalendarz, zaś ja przez ten czas zdążę sobie zyskać jego miłość, a on zapisze mi swoją firmę. Ale nie! On nie zamierzał mi zapisać nic ponad nędzne ochłapy! Musiałem to zrobić! Musiałem!
- Będziesz się tłumaczyć prokuratorowi! - warknęła na niego Jenny, po czym wyprowadziła go z pokoju.
Tressilian załamany patrzył na nas i na Purrloina, głaszcząc go powoli po łebku, aby go uspokoić po tym, co przed chwilą miało miejsce.
- Panicz Patrick... Kto by pomyślał? Nigdy bym go nie podejrzewał.
- Nienawiść przez lata tylko wzrasta - powiedziałem smutno - A jeśli nic jej nie zastąpi, to może przynieść tylko trujące owoce.
- Tak... Bardzo trujące - rzekła smutno Serena.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał smętnie Pikachu.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Razem z Clemontem, Dawn i Latias poszłam do lasu, aby spróbować poszukać Beheeyema, który tak urządził mego ukochanego. Byłam strasznie przejęta. Naprawdę przejęta. Wiedziałam, jak bardzo wiele zależało od tego, czy go znajdziemy, czy też nie. Miałam nadzieję, że go znajdziemy i szybko to nastąpi, bo inaczej Ash już na zawsze pozostanie pogrążony w głębokim śnie. Zupełnie nie zastanawiałam się nad tym, co już zrobimy, kiedy go znajdziemy. Przecież ten drań mógł uśpić nas wszystkich. To jednak jakoś wcale mnie nie obchodziło. Kochałam Asha i musiałam go uratować, nawet jeśli miałabym spać całą wieczność.
Dość szybko dotarliśmy do miejsca, od którego zaczęła się ta ponura sprawa.
- To tutaj - powiedziałam - To tutaj ten drań zaatakował Asha. Musimy sprawdzić, dokąd poszedł po tym wszystkim.
Następnie wyjęłam lupę, którą pożyczyłam z plecaka mojego chłopaka i zaczęłam badać ziemię. Znalazłam na niej odciski doskonale pasujące do Beheeyema. Latias pomogła mi je rozpoznać, ponieważ sama bym tego nie zrobiła.
- Dzięki, Latias! - zawołałam radośnie - Naprawdę jesteś super. Wiesz co? Cieszę się, że zgodziłam się wziąć cię na tę wyprawę. Kiepsko byśmy wyglądali bez ciebie.
Latias uśmiechnęła się do mnie delikatnie i pogłaskała dłonią moją twarz w sposób bardzo czuły i przyjacielski.
- Pewnie masz rację, jednak przecież zawsze moglibyśmy wypróbować mój wykrywacz śladów Pokemonów - zauważył Clemont.
- Pokażesz go nam innym razem, dobrze? - mruknęła Dawn - Teraz mamy szukać tego Pokemona, który tak zaprawił mojego brata.
Jej chłopak zaśmiał się delikatnie.
- Wybacz, czasami zupełnie zapominam o tym, co mamy robić - rzekł przepraszającym tonem - No, dobrze. A więc bierzmy się do dzieła.
Chwilę później zaczęliśmy iść tropem Beheeyema. Pomagały mi w tym przede wszystkim lupa, lampka w plecaku Clemonta (taka ustawiona na ramieniu Aipoma), a prócz tego doskonały wzrok i spostrzegawczość Latias, która najlepiej obeznana w tym temacie poprowadziła nas śladami tego nikczemnego Pokemona.
Szliśmy tak chyba przez pół godziny, kiedy nagle Clemont rozejrzał się dookoła i powiedział:
- Czy nie wydaje się wam, że to miejsce jest dziwnie znajome?
Rozejrzeliśmy się dookoła i szybko zrozumieliśmy, że on ma rację.
- Niestety, to prawda - powiedziała wręcz załamanym głosem Dawn - Wróciliśmy do miejsca, skąd wyruszyliśmy!
- O nie! Kręcimy się w kółko! - krzyknęłam przerażona - Latias, jak ty nas prowadzisz?!
Dziewczyna przerażona zaczęła nam pokazywać coś na migi.
- Jesteś pewna, że tak właśnie prowadzą ślady? - spytałam.
- To oznacza, iż ten drań wiedział, że będziemy go szukać! - zawołał Clemont, uderzając pięścią w swoją dłoń - Celowo zostawił on ślady w taki sposób, aby nas wywieść w pole.
- Ale co dalej? Jak opuścił to miejsce nie zostawiając śladów innych niż te? - spytała Dawn.
- Mógł skakać po drzewach - odparłam, patrząc w górę - Ale w takim razie to my raczej go znajdziemy.
- Może i znajdziecie - usłyszeliśmy za sobą jakiś głos.
Spojrzeliśmy przed siebie i zauważyliśmy jakiegoś młodzieńca. To był chłopak mający tak około tyle samo lat, co ja. Nosił on niebieskie dżinsy, czerwono-czarną koszulkę oraz czapkę z daszkiem barwy czerwonej z białymi znakami. Jego włosy miały barwę hebanu, podobnie jak również i oczy, które jednak nie budziły mojego zaufania, gdyż zawierały w sobie coś wręcz złowrogiego. Latias zadrżała  na sam jego widok, a i ja też poczułam z powodu jego obecności wyraźny strach.
- Kim jesteś? - spytałam.
- Nazywam się Red - rzekł młodzieniec głosem spokojnym, choć dość złowrogim - Niechcący słyszałem waszą rozmowę i wiem, jak wam pomóc.
- Tak? A niby jak? - spytała buńczucznie Dawn.
Najwidoczniej nie dowierzała ona temu kolesiowi. Ja też nie miałam wobec niego ani trochę zaufania.
- Wiem, dokąd on poszedł - rzekł Red, powoli wypuszczając słowa z ust - Udał się do tego starego domu za lasem. Tam ma on swoją kryjówkę. Chodźcie, zaprowadzę was.
- Skąd mamy wiedzieć, że mówisz prawdę? - zapytała panna Seroni - Może tylko chcesz nas oszukać i zakpić sobie z nas?
- Właśnie! Jak możemy ci zaufać? Przecież nawet cię nie znamy! - dodałam gniewnie.
Red uśmiechnął się do nas ironicznie, a w jego oczach pojawił się złowrogi błysk.
- Jeśli chcecie ocalić swego przyjaciela, to pójdziecie za mną albo też do końca życia będziecie patrzeć, jak on śpi i pomstować na siebie, że nie skorzystaliście z okazji, aby go ocalić.
Te słowa dalekie były od przyjaznych, jednak czułam, że on może mieć rację. Spojrzałam na Clemonta, Dawn oraz Latias. Cała trójka była równie mocno przerażona, co ja, jednakże czekała na moją decyzję. Ode mnie więc wszystko zależało. Nie byłam pewna, jak mam postąpić, ale za to doskonale wiedziałam, że muszę podjąć odpowiednią decyzję.
- Dobrze... Idziemy z tobą - powiedziałam.
- Doskonale - uśmiechnął się Red - Uwierzcie mi, to wam się opłaci.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. Zakończenie rodem z Polsatu, ale sam rozdział bardzo ciekawy i sporo się w nim dzieje. Serena postanawia odszukać Pokemona, który wprowadził Asha w stan snu. Chce dokonać tego samotnie, jednak przyjaciele nie mają zamiaru jej na to pozwolić i aż tak narażać się na niebezpieczeństwo i postanawiają chociaż w jakiejś części jej towarzyszyć. Chcąc nie chcąc dziewczyna się zgadza i ekipa poszukiwawcza w składzie: Serena, Clemont, Dawn i Latias wyrusza na poszukiwania tajemniczego Beeheyma (mam nadzieję, że dobrze przeliterowałam nazwę :) )
    Tymczasem w świecie snu Ash dalej rozwiązuje zagadkę tajemniczej śmierci pana McNaira. Wraz z Sereną, Misty i Garym idą wpierw do kawiarni "Pod Różą" na lody i tam zastanawiają się nad całą sprawą. Oczywiście Ash nie wierzy w winę córki ofiary, więc postanawia jeszcze raz dokładnie zbadać całą sprawę. Decydują się odegrać mistyfikację, w której Misty i Gary zagrają rolę dziennikarzy śledczych, którzy zajmą lokaja pana McNaira, a w tym czasie Ash i Serena dokładnie przeszukają i obejrzą miejsce zbrodni.
    Oczywiście po powrocie do domu matka Sereny nie jest zadowolona z pozostania córki w Alabastii, ale ta się już tym nie przejmuje i wreszcie postanawia żyć tak jak ona chce.
    Później cała ekipa wybiera się do domu McNaira i tam Ash i Serena z pomocą Fennekina dokładnie przeszukują miejsce zbrodni. Odkrywają ukryte przejście, z którego dobiega zapach... Patricka McNaira. Wydaje się to być niemożliwe, ale to on okazuje się być winny. Okazuje się, że chciał doprowadzić do śmierci ojca, by ten nie zdążył przepisać całego majątku siostrze Patricka, a temu zostawić jedynie jakieś grosze. W tym celu podmienił również testament ojca u adwokata. Oczywiście od razu zostaje aresztowany.
    W tym samym czasie Serena, Clemont, Dawn i Latias poszukują śladów Beeheyma, który zaatakował Asha, ale oczywiście nie mogą ich znaleźć i ciągle kręcą się w kółko. Nagle z pomocą przychodzi im tajemniczy Red, który przypadkiem słyszał ich rozmowę i wie, jak im pomóc. Mimo początkowych wątpliwości Serena decyduje się mu zaufać i przyjąć jego pomoc. Jak to się zakończy? Kim jest tajemniczy osobnik? Czy Serenie i przyjaciołom uda się uratować Asha? Odpowiedź na te i pozostałe pytania znajdziemy w kolejnej, ostatniej już części tej fantastycznej przygody. Ogólna ocena: 100000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...