wtorek, 9 stycznia 2018

Przygoda 082 cz. V

Przygoda LXXXII

Prawdziwa przyjaźń cz. V


Pamiętniki Sereny c.d:
Roślina niezbędna nam do wyleczenia Pikachu rosła wysoko w górach, na samych skałach. Dzięki pomocy Mewtwo, który uniósł mojego chłopaka za pomocą swojej mocy tam, gdzie trzeba, zerwanie tej rośliny było bardzo proste. Potem zostało nam już tylko powrócić do siebie i ocalić naszego kochanego Pikachu. Wezwaliśmy w tym celu Giratinę, po czym otworzyła ona portal. Pożegnaliśmy wówczas Klaudiusza i Tybalta, którzy życzyli nam powodzenia, a następnie weszliśmy przez otwarte drzwi do naszego świata.
- Powodzenia, przyjaciela! Niech was Bóg prowadzi - pożegnał nas Klaudiusz.
Chwilę później wylądowaliśmy w Centrum Pokemon, w tej części, na której znajdował się szpital. Zastaliśmy tam bardzo nieprzyjemny widok. Brock z doktorem Lennoxem biegali przerażeni i próbowali stworzyć coś z pomocą probówek pełnych różnych, dziwnych płynów.
- Witajcie - powiedziałam.
Ci spojrzeli na nas i uśmiechnęli się.
- Jesteście nareszcie! - zawołał Brock - To dobrze, bo naprawdę robi się coraz bardziej niebezpiecznie.
- Macie lekarstwo? - spytał Lennox.
- Tak, ale o jakim niebezpieczeństwie mówisz? - zapytał Ash.
Obaj lekarze spojrzeli na nas załamanym wzrokiem.
- O nie! - jęknęła Rebecca - Nie chcecie mi chyba powiedzieć, że...
- Spokojnie, on jeszcze nie umarł, ale jest już tego bliski - odparł Brock - Pikachu dzisiaj się ocknął i dostał szału. Biegał po Centrum, wybiegł ze szpitala i ugryzł jednego chłopaka w rękę.
- O Boże! Ale chyba nic mu się nie stało, prawda, Brock? - spytałam, zasłaniając sobie z przerażenia usta.
- Mam nadzieję, że nie - powiedziała Alexa.
- Spokojnie, ale musimy mu podać szczepionkę - rzekł doktor Lennox - Obawiamy się jednak, że nie mamy leku odpowiedniego do wyleczenia go.
- Więc co zrobimy? - spytała Rebecca.
Ash spojrzał na kwiat, który trzymał.
- Mam lekarstwo! Musimy tylko wycisnąć z tego sok i podać go jako szczepionkę.
- Och... Szkoda, że macie jedynie jeden kwiat - rzekł Lennox - Pikachu, gryząc tego biednego chłopca, mógł go zarazić wścieklizną Pokemonów. Bardzo się boję takiej możliwości.
- Spokojnie, nie panikujmy - powiedział Brock.
- No, właśnie. Sami mówicie, że to mogło się stać - zauważyła Alexa - Zaś „mogło“ nie oznacza, iż „musiało“, nieprawdaż?
Jej słowa niosły ze sobą nadzieję, ale jakoś w to nie wierzyłam. Byłam za bardzo przerażona ostatnimi wydarzeniami. Ash podobnie, lecz pomimo to dał obu lekarzom kwiat. Z niego szybko wyciśnięto soki, zebrano go do strzykawki i zamierzano podać Pikachu.
Ja i Ash pobiegliśmy szybko do naszego elektrycznego przyjaciela, który leżał właśnie na łóżku przykuty do niego pasami. Był przytomny, ale spokojny. To więc oznaczało agonię, a zatem niewielu już mu czasu zostało zgodnie z tym, co mówił nam Brock.
Przy łóżku Pikachu stali Flint, Misty oraz Anthony. Wszyscy mieli na dłoniach gumowe rękawiczki, co oznaczało, że musieli ich użyć, aby jakoś pochwycić zdziczałego Pokemona.
- Jesteście! - zawołała Misty - Baliśmy się już...
- Nie kończ! - przerwałam jej - Proszę cię, tylko nie kończ. Już dość się tym wszystkim denerwowaliśmy!
- Tak czy inaczej przybyliście na czas - powiedział Flint Wandstorf - Przed paroma minutami jeszcze nieźle dziczał.
- Wiem, Brock nam mówił - wyjaśnił mu Ash - Ale spokojnie. Zaraz go wyleczymy.
- Oby tak było - Flint pokiwał smutno głową.
- Mam wielką nadzieję, że tak będzie - dodał Anthony.
Chwilę później do sali weszli Brock i doktor Lennox. Ten pierwszy miał w ręku strzykawkę.
- Spokojnie, Pikachu. Zaraz cię wyleczymy - rzekł nasz przyjaciel.
Pokemon powoli otworzył oczy i spojrzał na nas uważnie, po czym uśmiechnął się ledwie dostrzegł swego trenera.
- Witaj, Pikachu - powiedział Ash wzruszonym głosem.
Podbiegł do łóżka i oparł się o nie dłońmi.
- Spokojnie, stary. Już niedługo będziesz zdrowy.


Brock pochylił się nad Pikachu, żeby dać mu zastrzyk, jednak nagle Pokemon odtrącił go łapką i zaczął coś piszczeć.
- Co się stało, Pikachu? - zapytał nasz przyjaciel.
Podeszliśmy powoli do niego.
- O co chodzi? - spytał Ash przejętym tonem.
Pokemon zaczął coś pokazywać łapkami na migi, choć bardzo trudno mu to szło. Był bowiem strasznie osłabiony i ledwie piszczał.
- Zaraz! Czy chcesz, abyśmy dali szczepionkę temu biednemu chłopcu, którego ugryzłeś w rękę? - zapytał mój luby, rozumiejąc, o co chodzi.
- Pika! Pika-pi! Pika-chu! - piszczał Pikachu, kiwając łebkiem.
- Naprawdę tego chcesz?
- Ale przecież ty umrzesz, jeśli zaraz nie weźmiesz tego lekarstwa! - zawołałam przerażona.
Stworek uśmiechnął się do mnie delikatnie i znowu pokazał nam coś na migi.
- Mówi, że jego życie nie będzie miało dla niego żadnej wartości, jeśli ten chłopiec umrze - przetłumaczył Ash.
Ja to samo zrozumiałam, choć naprawdę byłam przerażona faktem, że jeśli pomożemy chłopcu, to wówczas Pikachu umrze. Jednak czy mogliśmy skazać biedaka na śmierć? A zatem tak źle i tak niedobrze. Cokolwiek nie zdecydujemy, ktoś będzie cierpiał.
W końcu Ash, bo długiej chwili namysłu, postanowił:
- Uszanujmy wolę Pikachu. Dajmy zastrzyk temu chłopcu.
- Jesteś tego pewien? - spytał Brock - Przecież on umrze bez tego leku.
- Wiem, ale co możemy zrobić? - jęknął mój luby - On go nie przyjmie.
- Niestety... Nie chce mieć na sumieniu tego chłopca - rzekła Misty wzruszonym tonem.
- Cóż za poświęcenie - jęknął zachwycony Anthony Lessard.
- Niesamowite - dodał Flint Wandstorf wzruszonym tonem i spojrzał na swego pierworodnego - Synu... Idź zrób to, o co cię prosi ten Pokemon.
Brock westchnął głęboko. Sam uwielbiał Pikachu, ale co miał zrobić? Musieliśmy ratować tego biednego chłopca, bo inaczej on by umarł, zaś naszemu Pikachu i tak byśmy nie pomogli wbrew jego woli. Dlatego nasz przyjaciel poszedł do innej sali, na której leżał chłopiec i jemu dał zastrzyk ratujący mu żywot. Natomiast Ash załamany wybiegł, po czym oparł się o ścianę i zaczął płakać. Podeszłam do niego, aby mu pomóc.
- Postąpiłeś słusznie - powiedziałam.
- Wiem, ale co z tego, skoro tym samym skazałem Pikachu na śmierć? - łkał zrozpaczony detektyw - On zaraz umrze i to na moich oczach.
- Poproś o pomoc Giratinę. Niech znów otworzy portal. Zdobędziemy nowe lekarstwo.
- Już za późno. Nie mamy tyle czasu. On umrze.
- Niekoniecznie.
Odwróciliśmy się, aby zobaczyć, kto to mówi. Była to wysoka, młoda pielęgniarka z maseczką na twarzy. Gdy ją zdjęła, to ku swojemu zdumieniu zobaczyliśmy...
- Cleo?! - zawołaliśmy.
- Tak, to właśnie ja - powiedziała dziewczyna - Spokojnie. Nie chcę z wami walczyć. Nie tym razem. Wiem o wszystkim i jest okropnie głupio, że przeszkadzałam ci w tej misji, ale nie wiedziałam...
- A właściwie, to skąd ty się wzięłaś w tamtym wymiarze? - zapytał Ash bardzo zaintrygowany tym zagadnieniem.
- Domino powiedziała mi, że tam jesteś.
- A skąd ona wiedziała...
Ash przerwał, bo nagle wszystko zaczęło do niego docierać.
- To ona zaraziła Pikachu tym wirusem! Prawda?!
- Tak, niestety - potwierdziła Cleo ponurym głosem - Liczyła ona na to, że pójdziesz szukać rośliny tam, gdzie ona rośnie, a już od dawna krążą legendy o innym wymiarze, w którym takie właśnie rośliny można znaleźć i w którym Pokemony zapanowały nad ludźmi. Liczyła na to, że Pokemony zabiją cię, gdy tylko się tam pojawisz. Albo też uwiężą cię i zrobią z ciebie niewolnika. Mnie zaś tam posłała, aby mieć pewność, iż nigdy tutaj już nie wrócisz.
- Jak się dostałaś do tamtego świata?
- Arlekin zbudował urządzenie do otwierania portalu. Pomimo swego idiotycznego zachowania jest naprawdę geniuszem.
- Rozumiem. A więc tak tam przybyłaś i wróciłaś?
Następnie spojrzał na nią, mówiąc:
- Ale wszystko na próżno. Lekarstwo przepadło.
- Niekoniecznie - uśmiechnęła się Cleo - Zobaczcie.
To mówiąc pokazała nam ona strzykawkę z takim samym płynem, jaki przed chwilą oddaliśmy temu choremu chłopcy.
- Co?! Skąd to wzięłaś?! - zawołałam zdumiona.
- Domino nie powiedziała mi początkowo, po co poszedłeś do tego świata. Kiedy się tego dowiedziałam, postanowiłam tam wrócić na chwilę i dać ci lekarstwo dla Pikachu. Przed kilkoma minutami wróciłam z innego wymiaru i proszę... Przygotowałam to, gdy nikt nie patrzył.
- Jak mam ci zaufać, Cleo? - zapytał Ash bardzo podejrzliwym tonem - Przecież chcesz mnie zabić.
- To prawda. Chcę cię zabić, ale nie chcę zabijać niewinnych - odparła panna Winter dumnym tonem - Daj to swemu przyjacielowi, tylko szybko, zanim skona na zawsze.
Detektyw z Alabastii wahał się przez moment i nic dziwnego. Przecież Cleo Winter jest jego wrogiem. Czemu nagle miała mu pomagać? Jednak z drugiej strony to także niezwykle honorowa i można było polegać na jej słowie. Ostatecznie więc postanowiliśmy jej zaufać i wzięliśmy od niej lek. Pobiegliśmy z nim do Pikachu i poprosiliśmy doktora Lennoxa (obecnego na sali), aby podał to naszemu choremu przyjacielowi. Lekarz był bardzo zdziwiony, skąd mamy nagle drugą porcję lekarstwa, jednak nie zadawał zbędnych pytań, tylko natychmiast zrobił Pikachu zastrzyk. Pokemon pisnął delikatnie, uśmiechnął się zadowolony, po czym dotknął łapką dłoni Asha.
- Pika-pi! Pika-chu! zapiszczał głucho.
Następnie zamknął oczy i zasnął.
- Musi odpocząć - powiedział Lennox - Rano z pewnością poczuje się lepiej.
- Oby miał pan rację - odparł Ash, patrząc załamany na swego startera - Oby miał pan rację.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Po wyżej opisanych wydarzeniach Bonnie poczuła się urażona do tego stopnia, że nie odzywała się do Maxa przez następne pół dnia. Max również odpłacał jej pięknym za nadobne, a prócz tego był jeszcze zły i na nas za to, że wpadliśmy na tak idiotyczny pomysł jak proszenie Bonnie o uczenie go zachowania podczas randki z dziewczyną. Jedyny plus z tego wszystkiego był taki, iż nasz drogi przyjaciel postanowił nie umawiać się na randkę z Rachel.
- Mam już serdecznie dość wszystkich bab i to na bardzo długi czas! - zawołał gniewnie pod koniec dnia - Naprawdę! Mam już ich po dziurki w nosie, a już na pewno mam serdecznie dość zapraszania ich na randki i inne takie! Poważnie mówię! Widać, że to całe randkowanie to nie jest dla mnie! Muszę sobie od tego odpocząć. Poza tym Rachel prawdopodobnie jest taka sama, jak Bonnie... W ogóle wszystkie baby są takie same!
- Wypraszam sobie, panie znawco - mruknęła na to May.
Chłopak nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.
- Nie będę zapraszał tej pannicy na randkę. Zaś co do Bonnie, to niech się lepiej do mnie nie zbliża, bo jeszcze zrobię jej krzywdę! Poniżyła mnie publicznie! Nie daruję jej tego!
- Wiesz, nie chcę stawać po jej stronie, ale ty się jej odwdzięczyłeś tym samym - zauważyłam.
- A co miałem zrobić? Pozwolić, aby ta smarkula weszła mi na głowę?!
- No, w sumie to jest w tym jakaś sprawiedliwość - zaśmiał się na to Gary Oak.
- Poza tym mojej siostrze się należało, bo przeciągnęła strunę - rzekł Clemont - Myślę, że taka nauczka dobrze jej zrobi.
Max podziękował mojemu chłopakowi za wsparcie, ale ja czułam, że całą sprawę trzeba jakoś załagodzić i to w miarę moich możliwości szybko. Poszłam więc z Clemontem oraz moją mamą, aby porozmawiać z Bonnie. Dziewczynka jednak nie chciała z nami rozmawiać.
- On mnie obraził! - wołała wściekła - Ośmieszył przy wszystkich! Nie zamierzam mu tego darować!
- Wiesz, nie chcę stawać po jego stronie, ale ty też nie zachowałaś się wobec niego fair - powiedziałam pojednawczym tonem.
Clemont nie owijał jednak w bawełnę.
- Powiedzmy to sobie wprost, Bonnie. Przesadziłaś. Zasłużyłaś sobie na takie traktowanie.
Jego siostra spojrzała mu groźnie w oczy.
- Co?! Chcesz powiedzieć, że zasłużyłam sobie na to, że on mnie oblał zupą?!
- Oczywiście, że tak - mój chłopak widocznie nie zamierzał się wcale patyczkować ze swoją rozkapryszoną siostrzyczką - Przesadziłaś i to bardzo poważnie. Prawdę mówiąc czekałem na to, aż on straci nad sobą kontrolę. Sam się dziwię, że zrobił to tak późno.
Urażona Bonnie wzięła się pod boki i zawołała:
- Ach tak?! Więc uważasz, że on postąpił słusznie?!
- Oczywiście! - odparł na to Clemont - Zachowałaś się wobec niego po prostu żałośnie. Celowo go prowokowałaś, jakbyś chciała się na nim wyżyć! Powiedz mi, za co?! Co on ci takiego zrobił, że tak się nad nim pastwiłaś?!
Dziewczynka chciała mu coś odpowiedzieć, ale zamiast tego zaczęła płakać.
- Ach, jaki ty jesteś głupi!
Po tych słowach uciekła ona w kąt pokoju, w którym rozmawialiśmy i rozpłakała się na całego.
- Poczekaj, Clemont. Ja z nią porozmawiam - zgłosiła się moja mama.
Następnie podeszła do dziewczynki, czule dotknęła jej głowy, po czym zapytała:
- Podoba ci się Max, prawda?
Mała spojrzała na nią zdumiona oczami pełnymi łez, ale bynajmniej nie protestowała.
- Tak - wychlipała, kiwając przy tym główką.
- I bardzo go lubisz, prawda?
- Tak.
- Więc czemu mu tego nie powiesz?
- Bo on... Bo on... Lubi ciągle... Tę głupią Cleo! - pisnęła mała Bonnie, jeszcze mocniej płacząc - A ja chcę, żeby lubił mnie!
- Rozumiem, ale nie będzie cię lubił, jeśli będziesz wobec niego taka wredna - zauważyła moja mama z wręcz anielskim spokojem w swym głosie - Zobaczysz, Bonnie. Wszystko będzie dobrze i jeszcze będzie cię on lubił, ale musisz najpierw dać się lubić.
- Ale jak, proszę pani?
- Spokojnie. Wszystko przyjdzie z czasem. Nie spiesz się. Masz jeszcze całe życie przed sobą.
Następnie moja mama przytuliła Bonnie mocno do siebie i pozwoliła, aby ta wypłakała jej się w ramię. Uśmiechnęłam się na ten widok, który był naprawdę uroczy.
- Dobrze, a teraz idź umyj oczka i siądź z nami do kolacji. A jutro rano przeprosisz Maxa.
- A czemu nie teraz? - spytała Bonnie.
- Bo teraz jest za bardzo na ciebie zły i mógłby nie przyjąć przeprosin. Musisz dać mu czas, aby ochłonął.
Dziewczynka uznała, że to bardzo dobry pomysł, więc postanowiła tak właśnie zrobić. Rzuciła się mojej mamie na szyję i zaczęła jej dziękować za wszystko.
Nieco później do domu weszła Delia razem z Latias i Mister Mimem. Cała trójka miała siatki pełne zakupów, głównie spożywczych.
- Czy coś mnie ominęło, kochani? - spytała kobieta z uśmiechem na twarzy - Widzę, że było sporo łez, ale teraz chyba wszystko jest w porządku, prawda?
- Tak. Wszystko już jest w porządku - odpowiedziała jej moja mama, przytulając do siebie Bonnie.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Ash nie chciał opuścić sali, w której spał jego Pikachu, dlatego Brock z doktorem Lennoxem ustawili mu tam polówkę, aby mógł sobie odpocząć. Biedak długo siedział przy łóżku swego startera, a gdy zmęczony w końcu opadł na polówkę, to zasnął jak kamień. Ja zaś, choć na polówce nie było zbyt wygodnie, położyłam się obok niego i mocno się do niego przytuliłam. Może było to ostatnie miejsce, w którym bym chciała spać, ale czego się nie robi w imię miłości? Poza tym sama również bardzo lubiłam Pikachu, w końcu był on naszym przyjacielem. Przeżyliśmy razem wiele niesamowitych przygód, które nas połączyły. Stworzyliśmy niezwykle zgraną drużynę. Jak moglibyśmy teraz oboje się nie niepokoić o jego los? Poza tym pewnie sama nie byłabym w stanie zasnąć w łóżku nie mając pewności, czy Pikachu ma się dobrze. Rzecz jasna Brock i pan Lennox zapewnili nas, że wszystko jest w porządku, ale co z tego? Naszego lęku to nie zmieniało.
Rano obudził nas delikatny pisk oraz lekkie trącenie w ramię. Powoli otworzyliśmy razem z Ashem oczy, aby zobaczyć, co jest tego przyczyną, kiedy nagle zauważyliśmy Pikachu. Był on uśmiechnięty oraz wyglądał jak okaz zdrowia.
- Pikachu? - spytał mój ukochany, powoli siadając na polówce - Czy... Czy czujesz się już lepiej?
- Pika-pi! Pika-chu! - pisnął Pokemon głosem pełnym wigoru.
- Och, Pikachu! - krzyknął radośnie Ash.
- Pika-pi! - zapiszczał stworek.
Następnie skoczył radośnie w objęcia swego trenera, który objął go do siebie zachłannie.
Patrzyłam na ten widok niesamowicie wzruszona, a moje serce biło jak szalone. To była wręcz przepiękna scena. Taka wzruszająca, jak na jakimś filmie, choć o wiele bardziej cudowna, pewnie dlatego, że miała miejsce na żywo.
- Och, Pikachu! - zawołałam radośnie - Tak się cieszę, że już wszystko jest w porządku.
Pokemon popatrzył na mnie wesoło i wskoczył mi potem w ramiona, piszcząc przy tym radośnie.
- Żyjesz i masz się dobrze! - wołałam szczęśliwa - A tak się o ciebie baliśmy! Nasz kochany Pikachu! Dzięki Bogu, że wszystko już dobrze.
Następnie zaczęłam głośno krzyczeć:
- Chodźcie tutaj wszyscy! Pikachu wyzdrowiał! Ma się już dobrze! Już nam nie umrze!
Chwilę później do sali wbiegli Brock, Misty, doktor Lennox, Alexa, Rebecca, Anthony i Flint. Wszyscy byli początkowo zdumieni, czemu tak strasznie krzyczę, ale kiedy zobaczyli zdrowego Pikachu, to już nie musieli o nic pytać. Zaczęli mocno ściskać Pokemona, gratulować mu powrotu do zdrowia itd. Zapanowała powszechna radość.
Nagle zauważyłam stojącą w drzwiach sali jakąś pielęgniarkę. Mimo maseczki na twarzy od razu ją poznałam. Trąciłam w ramię Asha, który spojrzał w tamtym kierunku. On również poznał nieznajomą. Korzystając z tego, że wszyscy zajmowali się Pikachu, podeszliśmy do pielęgniarki, a Ash powiedział do niej:
- Dziękujemy ci, Cleo. Ocaliłaś mojego przyjaciela.
Panna Winter (bo to ona była) zdjęła maseczkę z twarzy i rzekła:
- Nie mogłam postąpić inaczej. To przecież niewinna osoba. Nie mogła cierpieć przez intrygi Domino. Ona tym razem zdecydowanie przesadziła.
- Będzie jeszcze niejeden raz tak przesadzać - powiedziałam - Czemu tego nie widzisz? Ona jest zła!
- Wiem o tym, Sereno - odparła Cleo - Jednak muszę zakończyć moją misję. Muszę się zemścić. Muszę pomścić śmierć siostry.
- Czyli... Czyli nadal chcesz mnie zabić? - zapytał smutno Ash.
- Tak, chcę - kiwnęła głową nasza rozmówczyni - Choć moje uczucia do ciebie nie są wcale jednoznaczne.
- Co to znaczy?
- Nieważne... To bez znaczenia. Ważne, że są one niejednoznaczne i to mi wszystko utrudnia. Ja jednak wykonam swoje zadanie. Ocaliłam twojego Pikachu, ale to niczego między nami nie zmienia, Ash. Ocaliłabym każdego Pokemona w potrzebie bez względu na to, czy należałby do ciebie, czy też do kogoś innego.
- Nie dasz sobie nic wytłumaczyć?
- Nie chcę słuchać twoich kłamstw.
- To nie są kłamstwa.
- Daj sobie spokój, Ash. Zabiłeś moją siostrę i musisz za to zapłacić. I zapłacisz, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie nadszedł czas zapłaty. Ciesz się swym chwilowym sukcesem, ponieważ następnym razem, gdy się spotkamy, odetnę ci głowę.
Po tych słowach Cleo Winter powoli poszła przed siebie i zniknęła nam z oczu. Patrzyliśmy z Ashem na jej odchodzącą postać, mając wielki smutek w oczach.
- Ona już chyba nigdy się nie zmieni - powiedziałam.
- Być może - westchnął mój luby - Chociaż może kiedyś ją do siebie przekonam.
- Sądzisz, że to jest możliwe?
- Nie wiem, ale zrobię wszystko, aby tak było.
Następnie wróciliśmy do naszych przyjaciół, który właśnie radośnie podrzucali Pikachu w górę ciesząc się z jego powrotu do zdrowia.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Następnego dnia po tych wydarzeniach nasza mała Bonnie, tuż przed rozpoczęciem swojej pracy, przyszła do salonu z bardzo smutną minką na twarzy. Trzymała ręce z tyłu. Widocznie miała w nich coś ukrytego, co nie chciała, aby inni widzieli.
- Hej, Max... Jak się czujesz? - zapytała dziewczynka.
- Tak sobie - burknął niechętnie okularnik.
Bonnie spojrzała na moją mamę, która dała jej delikatnie znak rękami, aby kontynuowała ona dalej. Mała westchnęła głęboko i rzekła smutno:
- Wiesz... Naprawdę strasznie mi głupio z powodu tego, co się stało wczoraj. Nie powinnam się wobec ciebie tak zachowywać.
- Miło mi, że wreszcie to zauważyłaś - mruknął niechętnie Max.
Bonnie nie dała się zniechęcić i mówiła dalej:
- Wiesz, naprawdę źle mi z tym. Nie powinnam cię tak traktować. To było głupie i żałosne. Strasznie cię za to przepraszam. Obiecuję ci, że nigdy więcej się tak nie zachowam...
- Oczywiście, że nie zachowasz się tak więcej, bo nie będziesz miała ku temu okazji - stwierdził ponuro obiekt jej westchnień - Nie zamierzam cię więcej zabierać na randki.
Dziewuszka patrzyła na niego smutno.
- Wiem, że nie zasłużyłam sobie na to, ale gdybyś jednak chciał iść ze mną dzisiaj po pracy na spacer i na Berti-Lody... Ja oczywiście zrozumiem, jeśli mi odmówisz, ale... Może byś się tak mimo wszystko zgodził? W końcu nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Max spojrzał na nas uważnie, oczekując chyba jakieś podpowiedzi, a my kiwnęliśmy potakująco głowami, aby go zachęcić do tego, aby zgodził się na propozycję dziewczynki.
- May, a jak ty uważasz? Zgodzić się? - zapytał chłopiec swojej starszej siostry, która wraz ze swoim chłopakiem jadła dzisiaj u nas śniadanie.
Dziewczyna oczywiście odpowiedziała mu następująco:
- Decyzja należy do ciebie. Nie możemy decydować za ciebie, jednak ja uważam, że powinieneś się zgodzić. Owszem, Bonnie nieźle nabroiła i masz prawo być na nią zły, ale...
- Ale już nie przesadzaj z tym złoszczeniem się na nią, dobra? - spytał wesoło Gary - W końcu każdy zasługuje na drugą szansę.
- No, właśnie, a poza tym szkoda by było, gdybyś miał złamać serce mojej małej siostrzyczce - uśmiechnął się Clemont - Chyba już dostała ona wystarczającą nauczkę.
- Też tak uważam - poparłam jego zdanie.
Mój Piplup również tak uważał. Latias i moja mama natomiast wesoło i delikatnie pokiwały głowami.
- Właśnie, Max - uśmiechnęła się Delia Ketchum - Zgódź się, proszę.
- A pan co uważa, panie Ketchum? - spytał Max mojego ojca.
Tata parsknął delikatnie śmiechem.
- Wiesz, chłopie... Siedzę właśnie w towarzystwie obu moich byłych żon i jem tutaj dzięki ich łaskawości sobie śniadanie... Narobiłem niezłego zamieszania w ich życiu, rozrabiając przy tym jak jakiś dzieciak, zaś jeden z efektów tego siedzi sobie właśnie przy tym stole.
Ja, May i Latias parsknęłyśmy śmiechem, zaś mama trąciła tatę przez ramię.
- Josh, mógłbyś nie mówić takich rzeczy przy dzieciach.
- Co? Przecież nie gorszę chyba nikogo - zaśmiał się wesoło mój ojciec - Poza tym mówiąc o rozrabianiu miałem na myśli moje dwa śluby i dwa rozwody, więc nie wiem, o czym mówisz, ale wnioskuję z tego, że to chyba ty masz jakieś brudne myśli.
Zaśmialiśmy się wszyscy, słysząc jego słowa, które rozbawiły nas do łez. Naprawdę mój ojciec umiał tak rozśmieszać, kiedy tylko chciał, a chciał bardzo często. Dlatego też niejeden raz mieliśmy przy nim niezły ubaw.
- No dobrze... Tak czy inaczej nie sądzę, abym był odpowiednią osobę do dawania ci rad w kwestii wybaczania innym - mówił dalej mój ojciec - Tak czy siak jednego jestem pewien. Jeśli nie spróbujesz i nie dasz szansy osobie, która cię zawiodła, to nie dowiesz się, czy ona jest tej szansy warty.
Max spojrzał na Bonnie, ta natomiast zrobiła do niego wręcz maślane oczy, po czym dodała:
- Wiesz... Pomyślałam sobie, że może chciałbyś... Ja wiem, że lubisz, więc postanowiłam... Tego no...
To mówiąc wyjęła ona zza swoich pleców spory talerz pełen ciastek i podsunęła go Maxowi pod nos.
- Proszę... Upiekłam je specjalnie dla ciebie.
- Eee... Mam rozumieć, że to jest łapówka? - spytał nasz przyjaciel.
- Nie... To jest poczęstunek dla ciebie - zaśmiała się Bonnie - Jeśli je zechcesz, to będzie mi miło. Jeśli nie, to trudno, ale ja cię i tak dalej będę lubić.
Max popatrzył na Bonnie podejrzliwym wzrokiem i spytał:
- Sama je upiekłaś?
- No pewnie, że tak - pokiwała głową dziewczynka.
O mało razem z May nie udusiłyśmy się ze śmiechu. Ciastka bowiem upiekły na spółkę moja mama i pani Ketchum, a Bonnie jedynie im w tym asystowała, ale cóż... Nasz drogi okularnik nie musiał o tym wiedzieć.
- No, dobrze... Wezmę je - rzekł Max wielkodusznym tonem.
Następnie zabrał talerzyk i zaczął wcinać ciastka.
- Umm! Jakie one pyszne! Są po prostu wspaniałe! Wprost cudowne! Nie wiedziałem, że masz taki talent.
Bonnie uśmiechała się do niego wesoło.
- Więc zechcesz dziś iść ze mną na lody?
- Nie widzę przeszkód. To znaczy TAK - zaśmiał się chłopiec.
Dziewczynka podskoczyła radośnie i klasnęła w dłonie.
- Super! Nie mogę się już tego doczekać.
Max popatrzył na nią, a potem na stół.
- Oj, chyba zabrakło mleka.
Już miał wstać i sobie go przynieść, kiedy Bonnie go uprzedziła i w te pędy przyniosła mu butelkę wyżej wspomnianego płynu, po czym nalała mu go do szklanki.
- Proszę. Ciastka najlepiej jeść z mlekiem.
Max uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Miło mi to słyszeć. A czy byłabyś tak uprzejma i podała mi słoik z marmoladą? Bo sam nie sięgnę.
Dziewczynka szybko spełniła jego prośbę i wykonała też szereg innych czynności, o jakie tylko poprosił ją jej obiekt westchnień. Widząc uśmiech pełen satysfakcji na twarzy swego przyjaciela uznałam, że on musi jeszcze wyrównać rachunki, zanim całkowicie pogodzi się z Bonnie. Miałam tylko nadzieję, że nie przekroczy pewnych granic.
- Ale ten mój brat jest mściwy - szepnęła mi na ucho May.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziałam dziewczynie - Bonnie wyjdzie to na zdrowie. Poza tym szybko mu się znudzi jej usługiwanie.
- Skąd taki wniosek?
- Bo Max nie należy do osób, które dadzą się zagłaskać na śmierć.
- Poważnie? Odnoszę inne wrażenie.
- Spokojnie. To tylko tak na początku. Potem mu przejdzie, jestem tego pewna.
Na tej jakże miłej rozmowie upłynęło nam śniadanie, a ja doszłam do wniosku, że znowu w tym domu jest normalnie. Przynajmniej na tyle, na ile to było możliwe.

***



Pamiętniki Sereny c.d:
Gdy już upewniliśmy się, że nie tylko Pikachu, ale też ugryziony przez niego chłopiec jest już zdrowy, to postanowiliśmy wrócić do domu. Brock i Misty oczywiście razem z nami zamierzali tam się udać, chociaż doktor Lennox próbował namówić Brocka, aby pozostał z nim, to ten odmówił.
- Moje miejsce jest w Alabastii, a przynajmniej jak na razie - rzekł nasz przyjaciel - Być może to kiedyś ulegnie zmianie, ale jeszcze nie teraz. Jak na razie mi bardzo dobrze tam, gdzie pracuję. Poza tym doskonale sobie pan poradzi, bo wreszcie przysłali panu nową siostrę Joy, która nie jest wcale nienormalną psychopatką.
- No, tego nie możemy powiedzieć z całą pewnością - zaśmiał się pan Lennox - Być może potrzeba będzie poprowadzić śledztwo w tej sprawie.
- Śledztwo? Czy ktoś tutaj mówi o śledztwie? - spytała aspirant Jenny, wchodząc do pokoju - Spokojnie, sprawdziłam na wasze życzenie tę siostrę Joy. Nie ma niczego złego w swoich aktach.
- Ale wiesz, że to jeszcze o niczym nie świadczy, prawda? - spytał Ash.
- Wiem, w końcu niejeden raz taki ktoś, kto nie ma nic złego w aktach okazuje się być niezłym draniem - powiedziała policjantka - Pamiętam, że widziałam niedawno w jednym takim filmie...
Nie dokończyła zdania, gdyż się zarumieniła na całej twarzy.
- Wybaczcie. Gadam bzdury. Mam nadzieję, że ta siostra Joy będzie już normalna. W razie czego będę mieć na nią oko... Razem z moim ojcem.
- Aha... Czyli już się pogodziliście? - spytała wesoło Misty.
- Zaimponował mi on tym, jak pod waszą nieobecność dbał o waszego Pikachu - odparła aspirant Jenny, patrząc na doktora Lennoxa - Oczywiście nie od razu zapomnę mu te wszystkie smutne chwile, które to przez niego przeżyłam, ale... Przemyślałam sobie wiele spraw i doszłam do wniosku, że nie można żyć wiecznie złością. Z tego są tylko same problemy, a poza tym rodzi się z tego tylko cierpienie. Dlatego postanowiłam dać szansę mojego ojcu.
- A ja postanowiłam dać szansę sobie samemu - dodał doktor Lennox, przytulając delikatnie córkę - Mam nadzieję, że mądrze ją wykorzystam.
- Skoro Anthony Lessard umiał ją wykorzystać, więc pan tym bardziej - uśmiechnął się do niego Ash.
- No, nie chwal dnia przed zachodem słońca. W końcu może mu się jeszcze odmienić na gorsze - zauważyła Misty.
- Nie, nie odmieni mu się - rzekł na to mój luby.
- Skąd to wiesz?
- Nie wiem. Po prostu wiem. Mam takie przeczucie.
- Rozumiem. No cóż, Sherlocku Ashu... Mam nadzieję, że nie jest ono błędne.
- A tak przy okazji! - zawołała nagle Jenny - Burmistrz dzisiaj ze mną rozmawiał. On rozumie doskonale, że masz swoje obowiązki i musisz do nich wracać, ale ma nadzieję, iż może zgodzisz się objąć funkcję głównego sędziego podczas następnych zawodów Pokemonów typu walczących, które mają mieć miejsce już jutro. Specjalnych zawodów.
Ash popatrzył na mnie, potem na Brocka i Misty, a następnie rzekł:
- Przykro mi, Jenny, ale muszę odmówić.
- Dlaczego? - zdziwiła się policjantka.
- Wiesz... W ciągu ostatnich kilku dni wydarzyło się coś, co na zawsze odmieniło moje podejście do walk. Nie na tyle, abym miał z nich całkowicie rezygnować, jednak... To jest nieco skomplikowane. Gdybym miał ci o tym wszystkim opowiedzieć, pewnie byś mi nie uwierzyła.
- Może bym i uwierzyła - uśmiechnęła się Jenny.
- Być może, jednak wolę jak na razie odpocząć sobie od walk podczas trudnych zagadek do rozwiązania.
- Jak chcesz, ale gdybyś zmienił zdanie, to pamiętaj, że nasz drogi pan burmistrz jest twoim fanem i zawsze chętnie umożliwi ci sędziowanie w jakiś zawodach na terenie jego miasta.
- Bardzo miło mi to słyszeć. Być może kiedyś skorzystam z tej okazji, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie czas na to.
Po tych słowach Ash uścisnął dłoń doktorowi i jego córce, która nam przyjaźnie zasalutowała, a my odpowiedzieliśmy jej tym samym gestem. Następnie ruszyliśmy przed siebie w kierunku wyjścia z Centrum Pokemon. Tam spotkaliśmy zaś Anthony’ego Lessarda i Rebeccę.



- Chcemy wam jeszcze raz podziękować za pomoc - powiedział znany bokser - Nawet nie wiecie, jak wielką mi oddaliście przysługę.
- Pana córka nam się odwdzięczyła za to swoją pomocą podczas naszej poprzedniej przygody - odparł Ash z uśmiechem na twarzy.
- Wiem, mówiła mi ona o tym - uśmiechnął się bokser - Nigdy bym nie pomyślał, że takie coś może się wydarzyć naprawdę. Inne wymiary i inne światy w tym wymiarze.
- Cóż... Na tym świecie są rzeczy, które nawet filozofom się nie śniły - zażartowałam sobie.
- Dokładnie tak - powiedział Lessard - Też bym nie pomyślał, że kilka dni temu będę jeszcze pił na umór, a później rzucę to i będę dbał o chorego Pikachu. Gdyby mi ktoś to powiedział, to pewnie bym go wyśmiał, a teraz... No, cóż... Życie jest pełne niespodzianek.
- Tak czy inaczej jestem szczęśliwy, że zdołaliśmy panu pomóc - rzekł Ash zadowolonym tonem.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Oby tylko więcej nie wracał pan do picia - dodała Misty - Ale proszę pamiętać, że ma pan do kogo żyć.
- Jeśli nie do siebie, to dla pana wspaniałej córki - rzekł Brock.
- Spokojnie, teraz już nigdy o tym nie zapomnę - uśmiechnął się do nas mężczyzna, obejmując córkę i całując ją w czoło - Nie doceniałem tego, jaki mam skarb przy sobie, ale cóż... Tym razem będę to robił.
- A wy ceńcie się nawzajem - powiedziała wesoło Rebecca - Wszyscy dowiedliście, jak bardzo ważna jest dla was przyjaźń. To, co was łączy, to jest prawdziwa przyjaźń. Nigdy o tym nie zapomnijcie, proszę.
- Nigdy nie zapomnimy - obiecałam w imieniu swoim i wszystkich innych.
Uścisnęliśmy wszyscy dłonie słynnego boksera i jego córki, po czym razem ruszyliśmy przed siebie.
- Musicie więc nam opowiedzieć, jak tam było w tym innym wymiarze - rzekła po chwili Misty - Bardzo żałuję, że nie mogłam z wami iść.
- My też, ale ktoś musiał zastępować siostrę Joy w jej obowiązkach - przypomniałam.
- Owszem, a ty się nadałaś do tego doskonale - powiedział Brock.
- Jak mi miło, że to doceniasz - zachichotała rudowłosa - Może jeszcze kiedyś zaczniesz doceniać mnie z innej strony.
- Jakiej? - Brock spojrzał na nią uważnie.
Dziewczyna zarumieniła się lekko.
- A nieważne... Tak tylko sobie gadam.
Ja i Ash zachichotaliśmy delikatnie, widząc tę scenę. Oboje doskonale wiedzieliśmy, o co chodzi, ale nie pisnęliśmy pary z ust. Skoro tak wolą, to niech tak będzie. Sami muszą zdecydować, kiedy w końcu wyznają sobie nawzajem to, co do siebie czują.
- O czym teraz myślisz, Ash? - spytałam, widząc nagle zamyśloną minę mojego chłopaka.
- Pika-pi? Pika-chu? - zapiszczał Pikachu.
- O tym, czy Klaudiusz dotrzyma danego słowa i uwolni wszystkich ludzi z niewoli oraz odda im równe prawa, co Pokemonom - odparł mi na to mój luby.
- Na pewno tak będzie - uśmiechnęłam się do niego - Klaudiusz jest osobą honorową i zawsze dotrzymuje danego słowa.
- Wiem, ale nie zaszkodzi to sprawdzić - stwierdził Ash.
Ledwie to powiedział, a już doskonale wiedziałam, o co mu chodzi.

***


Wezwana ponownie Giratina otworzyła nam obojgu portal do innego wymiaru, przez który potem ja, Ash i Pikachu przeszliśmy. Trafiliśmy na ziemie leżące niedaleko miasta. Nie wiedzieliśmy, co mogło się tam zmienić od czasów naszej ostatniej wizyty, ale bardzo szybko to odkryliśmy, kiedy usłyszeliśmy radosne okrzyki. Zainteresowani nimi weszliśmy przez bramą do środka. W samym mieście natomiast zastaliśmy całe tłumy Pokemonów i ludzi, którzy ramię w ramię wiwatowali, skandując imię króla Klaudiusza. Co prawda krzyczeli głównie ludzie, ale też wiele Pokemonów wyraźnie również było zadowolonych z takiego obrotu sytuacji.
Szliśmy przez ulice miasta, jednak nikt nas nie zatrzymał ani nawet nie próbował aresztować. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku, lecz chcieliśmy mieć całkowitą pewność.
W końcu dotarliśmy do zamku królewskiego. Tam zaś strażnicy na sam nasz widok zasalutowali nam i wprowadzili nas do środka. Chwilę później natknęliśmy się na Tybalta w galowym mundurze.
- Witajcie! - zawołał radośnie Pokemon, podbiegając do nas - Miło mi was znowu widzieć.
- Witaj, Tybalcie. Co się tu dzieje? - spytałam zdumiona.
- Właśnie... Dlaczego na ulicy jest taki gwar? - dodał Ash.
- Ponieważ na tronie zasiadł król Klaudiusz - odpowiedział Tybalt - Praktycznie wszyscy mieli już dość rządów Malcolma, a zwłaszcza ludzie, chociaż i wiele Pokemonów uważało go za zbyt okrutnego. Teraz jednak na tronie zasiadł Klaudiusz, którego lud kocha i ustanowił on, że ludzie odtąd są wolni i równi nam w prawach.
- Ale podobno ludzie są tu znienawidzeni - powiedziałam zdumiona.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
- Ach! A więc to jest ten Pikachu, dla którego tak się oboje narażaliście - powiedział Pokemon, witając naszego kompana - Miło mi cię poznać, mój przyjacielu. Ale wracając do tego, co powiedziałaś, Sereno, to rzeczywiście, większość z nas wierzyła w plotki rozsiewane przez Jagona. Jednak dzisiaj Klaudiusz zjawił się na rynku i wygłosił tak płomienną mowę, że nie tylko Pokemony uznały go za swego władcę, lecz również przekonały się one do wszystkich jego poglądów. Zniszczono łańcuchy i uwolniono dzisiaj ludzi. Nie ma już tutaj niewolników!
- Żałujesz tego? - spytał Ash.
- Nie... Nie żałuję - uśmiechnął się do nas kapitan Tybalt - Prawdę mówiąc początkowo jakoś nie wierzyłem w to, że ludzie mogą być dobrzy i wierzyłem w różne brednie, jak większość z nas tutaj. Jednakże też wiele Pokemonów było za tym, aby uwolnić ludzi, a jeszcze inni za tym, aby ich  niewolę uczynić łagodniejszą, bo tylko miłością można zniszczyć zło w ludzkich sercach. Jeszcze inni chcieli zachować taki stan, jaki jest. To byli burzyciele. Buntowali oni poddanych, kiedy tylko Wielki Książę próbował jakiekolwiek próby reform. Nie było ich wielu, ale niestety mieli oni siłę argumentów. Zawsze na naradzie przypominali, jak bardzo cierpieliśmy przez ludzi i cóż... Swoimi argumentami często porywali innych, zwłaszcza ten głupi, bezmyślny tłum, który nie tak dawno pomstował na was, a teraz wiwatuje na wszą cześć. Żałosne.
- Klaudiusz mówił nam część tego, co mówisz ty - rzekł Ash - Ale nie powiedział nam wszystkiego. Teraz już wszystko rozumiem.
- Czyli radość poddanych z reform nie jest szczera? - spytałam smutna.
- Ależ nie... Jest ona szczera, tylko... Widzicie, nie wszyscy wiwatujący na cześć reformy się tak naprawdę cieszą. Jedynie wydaje im się tylko, że się cieszą, ale prawda jest taka, iż sami nie wiedzą, co mają o tym myśleć. Na całe szczęście wielu wiwatuje naprawdę. Tak czy siak Klaudiusz dobrze wiedział, że w Radzie ma zbyt wielu przeciwników uwolnienia ludzi, bo nawet ci, co byli za ludźmi, to w większości chcieli tylko złagodzić im dolę, a nie uwolnić. Na całe szczęście wiedział on, co zrobić. Wyszedł na rynek i przemówił do ludu. Ten zaś zawsze go podziwiał (nie licząc tych, którzy są skrajnymi przeciwnikami rasy ludzkiej) i cóż... Przekonał ich. Skoro zaś lud tak chce, Rada nie może nic zrobić. Reforma została wprowadzona, a imię Klaudiusza jest obecnie wielbione.
- Przebiegłe - zaśmiałam się - A gdzie jest Klaudiusz?
- Siedzi teraz w swojej komnacie. Nie ma ochoty świętować, w końcu przecież umarł jego brat. Cieszy go możliwość wprowadzenia swoich idei w życie, ale... Nie tak chciał to osiągnąć.
- Zaprowadzisz nas do niego?
- Dobrze.


Pokemon zaprowadził nas do Klaudiusza, który siedział właśnie wraz z Arielem w swojej komnacie. Gdy mały książę nas zobaczył, to natychmiast przytulił się kolejno do mnie i do Asha. Objęliśmy go do siebie wzruszeni tym powitaniem.
- Witaj, przyjacielu - powiedział mój luby, głaszcząc czule stworka po główce - Miło mi cię znowu widzieć.
- Tak się bałem, że już was nigdy więcej nie zobaczę - pisnął radośnie Ariel - Ale wy przyszliście. Nawet nie wiecie, jak się cieszę. Mam nadzieję, że teraz z nami zostaniecie.
Niestety nie mogliśmy mu tego obiecać, co z miejsca wyjaśniliśmy mu. Książę posmutniał, ale szybko odzyskał dobry humor.
- No, ale chyba jeszcze nas odwiedzicie, prawda?
- Oczywiście, że tak - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash - Z wielką przyjemnością jeszcze to zrobimy, jak tylko znajdziemy czas.
Klaudiusz podszedł do nas, uśmiechając się delikatnie.
- Zakładam, że wiecie już o wszystkim - powiedział.
- Tak, wiemy - odparł mój ukochany.
- Jesteśmy ci wdzięczni, że uwolniłeś ludzi - dodałam wzruszona - To naprawdę znaczy dla nas bardzo wiele. Więcej niż myślisz.
- Domyślam się - uśmiechnął się delikatnie Klaudiusz - Powinienem być szczęśliwy, ale z jakiegoś powodu nie potrafię. Chyba wciąż boli mnie śmierć mojego brata.
- Rozumiemy. W końcu twój sukces zbiegł się jednocześnie z wielkim bólem, jaki cię spotkał - rzekł smutnym głosem Ash.
- To prawda - pokiwał głową król - To nie było wcale dla mnie miłe obejmować koronę w taki sposób, ale skoro tak trzeba, to trudno... Wiem, że mój brat był długo wrogiem rasy ludzkiej. Potem, kiedy wy się zjawiliście u nas, to wszystko uległo zmianie. Ja wiem, że chciał on, aby wprowadzono reformę, którą teraz ja wprowadziłem. Mam wielką nadzieję, iż mój starszy brat tam, gdzie teraz jest, patrzy na nas i jest szczęśliwy z tego, co zrobiłem.
Potem spojrzał na Pikachu.
- A więc to jest ten Pokemon, dla którego się tak poświęcałeś - rzekł Klaudiusz, patrząc na Asha - Miło mi cię poznać. Cieszy mnie, że udało się ciebie uratować. Mój drogi, kochany Pikachu. Masz wiernego, prawdziwego przyjaciela, który dla ciebie narażał swoje życie. Mam tylko nadzieję, że to doceniasz.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Miło mi to słyszeć - zaśmiał się do niego król - No cóż... Nigdy nie zapomnij tego, co dla ciebie dzisiaj zrobił Ash. Ja zaś ze swej strony zadbam o to, aby na zawsze już w naszym świecie przetrwała pamięć o bohaterstwie Asha Ketchuma i jego przyjaciół.
Wzruszyły nas jego słowa, które były po prostu piękne. Czuliśmy, że znowu zadbaliśmy o to, aby tego zła mniej było na świecie, a prócz tego zdobyliśmy nowych przyjaciół i przywróciliśmy sprawiedliwość w jeszcze jednym świecie. Niezły bilans, jak na wakacje od zagadek.
Chwilę później patrzyłam, jak Ash wesoło biega po komnacie razem z Pikachu i Arielem, bawiąc się nimi radośnie. Przypomniałam sobie wówczas uroczą piosenkę z pewnej bajki poznaną przeze mnie w dzieciństwie. Zanuciłam sobie cicho jej słowa:

Nie zdradzi nas,
Czy mróz, czy sztorm,
Mocna jak głaz
Przyjacielska dłoń.
Wśród spienionych fal
Światłem jest we mgle.
Prowadzi w dal
Ciebie i mnie.



KONIEC















4 komentarze:

  1. Kolejna niesamowita przygoda, tym razem w innym wymiarze. Zacznijmy jednak od początku, który jest właściwie kontynuacją i epilogiem poprzedniego epizodu. Przyjaciele świętują szczęśliwą rezygnację z nałogu przez Anthony’ego Lessarda i jego mocne postanowienie walki z nim. Mając wsparcie kochającej córki oraz silną wolę, jest on w stanie tego dokonać. Przy okazji planuje wrócić do sportu. Przy tej okazji Ash z Sereną dają próbkę swych muzycznych zdolności. Spory plus za piosenkę znaną z „Władcy Pierścieni” (rozdział „Gospoda Pod Rozbrykanym Kucykiem„). Na prośbę przyjaciół wyjaśniają, w jaki sposób zainteresowali się tego typu występami. Mamy kolejną ładną retrospekcję z wydarzeń z Kalos i padającą w niej rozmowę. Serena wyjaśniła swej promotorce, dlaczego rezygnuje z udziału w występach i jakie wnioski wyciągnęła z życia w świecie sławy. Kobieta ta (nie wiadomo, czy to Aria, czy sama Palermo, charakterem jest pośrodku) choć jest zawiedziona Jej postawą, to jednak życzy szczęścia Jej samej i Ashowi. Pojawia się również w tym wspomnieniu Shauna, która rzecz jasna cieszy się z wyboru Sereny, lecz sama nie widzi nic złego w swoim dotychczasowym podejściu. Później zaś, pomagając jednej dziewczynie przy zbiórce pieniędzy na szczytny cel, nasi przyjaciele uświadamiają sobie, że dobrze się czują przy tego typu występach. Jak widać rezygnacja ze świata wielkiej sławy i zaszczytów, nie musi oznaczać wyrzeczenia się publicznych występów artystycznych. Niestety, w czasie teraźniejszym na naszych bohaterów pada kolejny dotkliwy cios. Pikachu został zarażony groźnym wirusem i grozi mu śmierć. Utrata najwierniejszego stworka, pierwszego Pokemona i najlepszego przyjaciela doprowadza Asha do rozpaczy. Szanse ocalenia elektrycznego stworka są nikłe, bez cudu się nie obejdzie. A Jego imię to… Mewtwo. Legendarny Pokemon pojawił się jak zwykle niespodziewanie, ku radości Naszych detektywów. Zawsze oznacza to jakąś szansę na ocalenie, jednak przy okazji przeżycia ciekawej i niebezpiecznej przygody. Uniwersalny lek na wszystkie choroby, tak ludzi jak i Pokemonów, okazuje się istnieć, jednak w innym wymiarze, gdzie ludzie są niewolnikami inteligentnych Pokemonów i traktowani są wrogo. Ash i Serena wraz z ciekawską Alexą oraz Rebeccą (która potajemnie poszła za Nimi) dzięki mocy Giratiny dostają się do tego świata. Świata będącego mieszanką „Planety Małp” z dziełami Szekspira („Makbet„, „Hamlet„, „Otello„, „Romeo i Julia„, „Burza” i „Tytus Andronikus„) oczywiście zamiast Małp mamy inteligentne Pokemony. Mamy też nawiązanie do „Tajemnicy Izby„, sam się jednak tego nie domyśliłem, bo za słabo znam ten film (choć widziane fragmentu zrobiły na mnie pozytywne wrażenie) – autor dopiero mi wyznał, że inspirował się też tym filmem. Niemniej tym bardziej się cieszę, że po raz kolejny autor udowodnił szerokość źródeł inspiracji. Uratowany przez Naszych bohaterów mały Torchik imieniem Ariel okazuje się później być księciem. Władca tej krainy i stryj Ariela nie wierzy w bezinteresowność Naszych Detektywów, są w końcu ludźmi. Niechęć do nich podsyca kapłan Jagon (idealne połączenie Szekspirowskiego Jagona z dr. Zaiusem z „Planety Małp„). Niemniej na drodze Sądu Bożego Ash i przyjaciele mogą udowodnić szczerość swych intencji. Pomaga w tym też pewne porównanie do jedynego człowieka, który wzbudzał wśród tutejszych Pokemonów szacunek. W walce na arenie nasi bohaterowie wygrywają pojedynki z ludzkimi przeciwnikami i oszczędzają ich (pomimo tego, że walka miała toczyć się na śmierć i życie). Tym czynem udowodnili, że mówią prawdę, więc król Ich ułaskawił, czym dał możliwość uratowania Pikachu. Doszło przy tym do kilku nie przewidzianych okoliczności. Ash został nieoczekiwanie zaatakowany przez nieoczekiwanego przeciwnika – Cleo, siostrę łowczyni J. Nikt nie wiedział, jak ona się tam dostała – sama Cleo w spokojnej rozmowie pod koniec opowiadania wyjaśniła, że za pomocą wynalazku Arlekina i na polecenie Domino.

    OdpowiedzUsuń
  2. C.D.
    Lecz gorszą intrygę szykował kapłan Jago. Niezadowolony, że ludzie zdobyli przychylność króla oraz tym, że ten planował znieść niewolnictwo ludzi, chciał za wszelką cenę do tego nie dopuścić. Zamierzał zabić podstępnie króla Malcolma oraz jego brata i księcia Ariela, a potem wrobić w to Asha i jego przyjaciół. Sam z ciężkim sercem objąłby tron, ukarał sprawców i zaprowadził „sprawiedliwe” rządy. Jego plany podsłuchała Serena i z pomocą Rebecci uciekła, aby poinformować Asha. Choć nie udało się zapobiec zabójstwu króla, to niecne plany Jagona wyszły na jaw, zaś on sam padł ofiarą zmutowanego Aerodactyla. Potwór ten był efektem jego eksperymentów, Jagon bowiem był nędznym hipokrytą. Potępiał ludzi, którzy wykonywali na Nim eksperymenty w laboratorium, a sam dokonywał podobnych, nawet gorszych rzeczy. Tak więc zginął od własnego potwora. Gdy ten chciał zaatakować Naszych przyjaciół oraz księcia Ariela i jego ojca, to pojawił się Mewtwo. Ten przed wyruszeniem Asha do tego świata obiecał zjawić się, gdy będą potrzebować Jego pomocy. Kiedy drużyna Ketchuma wraca z lekarstwem do swojego świata, to okazuje się, że Pikachu zaraził chorobą jednego chłopca, którego w napadzie szału (ostatnie stadium choroby) ugryzł. Gdy powoli umierał, to odmówił przyjęcia leku. Wolał, aby Ash podał je temu chłopcu. Mimo wielkiej rozpaczy nasz bohater uszanował wolę swego startera. Kiedy wszelka nadzieja wydaje się znikać bezpowrotnie, to okazuje się, że ktoś jeszcze zdobył lekarstwo. Tym kimś była Cleo. Wzruszona poświęceniem Asha i rozumiejąc, jaka była jego misja postanawia tym razem pomóc swemu przeciwnikowi. Po części z dawnej sympatii, a z drugiej strony z poczucia honoru. Domino bowiem doprowadziła do choroby Pikachu. Tak nędznych sztuczek honorowa Cleo znieść nie mogła. Chciała pomścić siostrę, lecz nie kosztem niewinnych istot. Trener z Alabastii nie kryje wdzięczności i wyraża nadzieję, że w końcu przekona dziewczynę, iż mówi prawdę odnośnie śmierci J. Przerywnikiem od tej niesamowitej przygody jest opowieść podjęta przez Dawn. Ta kuruje się po przygodzie w morskich głębinach, zaś później wraz przyjaciółmi i swoją mamą stara się przygotować Maxa do randki. Z bólem, ale udaje się osiągnąć pewne efekty. Próbą generalną, przed zaproszeniem młodej kelnerki Rachel, ma być udawana randka z Bonnie. Ta sama bardzo lubi Maxa, lecz jest zła, że ten nie chce się nią zainteresować jako dziewczyną. Daje chłopcu nieźle w kość, lecz ten o dziwo długo zachowuje cierpliwość. W końcu jednak nie wytrzymuje. Wydaje się, że obraził się na Bonnie na dobre. Przyjaciele mają podzielone zdania. Uważają, że Max zbyt ostro potraktował dziewczynkę, lecz Clemont staje w obronie przyjaciela uznając, iż jego siostra nieco przesadziła. Tak czy inaczej Max daje sobie spokój z Rachel, a dzięki drobnym zabiegom przyjaciół godzi się z Bonnie. Z kolei Ash, dokonując następnej wizyty w równoległy świecie, zauważa pozytywne zmiany. Klaudiusz, jako nowy Władca doprowadza do uwolnienia ludzi oraz do pokoju między nimi a Pokemonami. Mimo nielicznych przeciwników takiego stanu rzeczy, większość mieszkańców cieszy się z decyzji Króla. Zapowiada to naprawdę dobrą przyszłość, zaś Ash i jego przyjaciele zostają bohaterami tego świata.

    OdpowiedzUsuń
  3. C.D.
    Podsumowując, kolejna świetna, pięcioczęściowa przygoda, którą czyta się jednym tchem. Małą przerwę i wytchnienie od głównej akcji, daje nam zabawna opowieść Dawn o próbie uczynienia z Maxa małego dżentelmena i przygotowania go do randki z dziewczyną. Miło zaskoczyła mnie postać Cleo. Choć pojawiła się nieoczekiwanie i jak zwykle chciała zabić Asha, to poznawszy jego misję i motywy tym razem mu pomaga i ratuje Pikachu. Wciąż zatem jest nadzieja na nawrócenie tej w gruncie rzeczy dobrej osoby. Stworki z innego wymiaru i sam ten świat był kolejnym dobrym motywem. Umiejętne nawiązanie tak do Szekspira (imiona postaci i intryga Jagona), a także „Planety Małp” i „Tajemnicy Izby” oraz „Władcy Pierścieni” bardzo mi się podobało. Mimo wielu źródeł inspiracji nie ma tu żadnego chaosu. Do gustu przypadła mi też retrospekcja z Kalos oraz decyzja Sereny o rezygnacji z udziału w artystyczny występach. Wreszcie pojawienie się Mewtwo, będącego moim ulubionym Pokemonem. Jak zwykle jego przybycie jest nieoczekiwane i niesie ze sobą zapowiedź super przygody, zaś interweniuje wtedy kiedy trzeba. Tak więc, Kronikarzu, kolejna dobra robota. 10/10. I rzecz jasna, czekam na kolejną przygodę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo miłe zakończenie tej naprawdę emocjonującej historii. Ashowi i Serenie udaje się zdobyć lekarstwo dla Pikachu, więc wracają oni do swojego wymiaru. Gdy przybywają na miejsce, okazuje się, że z Pokemonem jest naprawdę kiepsko i lekarstwo przybyło dosłownie w ostatniej chwili. Niestety, stworek ugryzł również jakiegoś chłopca i istnieje zagrożenie, że tamten zaraził się wścieklizną Pokemonów.
    Gdy Brock ma podać Pikachu lekarstwo, ten nagle odmawia, prosząc Brocka by ten podał lekarstwo ugryzionemu chłopcu. To bardzo szlachetne z jego strony. Mimo wahania Brock decyduje się spełnić prośbę Pokemona, czym ratuje chłopcu życie. Jednak sam Pikachu jest nadal zagrożony. Nagle pojawia się Cleo Winter, która przynosi drugą porcję lekarstwa dla Pikachu. Przy okazji wyjawia, że to Domino zatruła Pikachu, chcąc zwabić Asha do krainy gdzie rośnie lekarstwo, by tam Cleo mogła go dopaść i dopełnić zemsty, a to wszystko przy pomocy maszyny Arlekina. Jednak mimo tego, iż pomogła Ashowi, nie rezygnuje z zemsty za śmierć swojej siostry, jednak postanawia nieco odwlec ją w czasie.
    W tym samym czasie Max i Bonnie mają za sobą niezłą scysję. To sprawia, że chłopcu odechciewa się randki z Rachel i chodzi cały naburmuszony, co nie podoba się Bonnie. Jednak krótka rozmowa z mamą Dawn wyjawia nam prawdziwe powody zachowania dziewczynki - podoba jej się Max i bardzo go lubi, więc dlatego tak się zachowywała. Na drugi dzień postanawia go przeprosić i przekupia go ciastkami, po czym zaprasza na lody, na co chłopiec po chwili się zgadza i od razu wykorzystuje dobroduszność Bonnie, by mu usługiwała. :) Nie ma co, wygodnicki chłopiec z tego Maxa. :)
    Cieszy mnie miłe zakończenie oraz oczywiście wyzdrowienie Pikachu. Z radością będę czytać dalsze historie. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...