Przygoda LXXXIV
Wielkie przebudzenie cz. V
Opowieść Asha c.d:
Sprawa prowadzona przeze mnie i Serenę została wreszcie pozytywnie zakończona. Prawdziwy morderca został złapany, z kolei niewinna panna Cecylie została wypuszczona na wolność. Dziewczyna była w szoku, kiedy się dowiedziała, kto zabił ich ojca.
- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała załamanym głosem - Boże... Mój własny brat... Zabił naszego ojca. Jak on mógł?
- Cierpienie, którego zaznamy w dzieciństwie często tak właśnie działa - powiedziałem filozoficznym tonem.
Razem z Sereną i Pikachu poszedłem odebrać Cecylie z posterunku policji. Mieliśmy ją potem odprowadzić do domu.
- Niestety tak właśnie jest - powiedziała smutno dziewczyna, kiwając ponuro głową - Naprawdę nie rozumiem, dlaczego byłam taka żałosna, gdy byłam dzieckiem. Dokuczałam mu, robiłam wiele głupich rzeczy, broiłam i zwalałam winę na niego. On obrywał za mnie kary i teraz chciał się na mnie za to zemścić. Kto by pomyślał, że po latach to wszystko, co nabroiłam wróci do mnie ze zdwojoną siłą?
- To jest samo życie, moja droga - stwierdziła Serena - Ale nie ma co gadać... Nasze winy często wracają do nas po latach i kara, choć spóźniona, często nas spotyka. Mówią też, że zemsta, im dłużej odwlekana, tym lepiej smakuje.
- Tak... Ciekawe, czy jemu smakowała? - spytała smutno Cecylie.
- Pewnie tak. Kiedy go zabierali, był bardzo zadowolony - odparłem na to ponuro - Bardzo mi przykro.
- Mnie również - dodała Serena.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Mnie też przykro - stwierdziła pana McNair - Bardzo tego żałuję. Nie powinnam była nigdy się tak żałośnie zachowywać. Jednak byłam wtedy dzieckiem. Robiłam wszystko, aby mu to zrekompensować. Widocznie to było dla niego za mało.
- Najwidoczniej - powiedziała przykrym głosem moja dziewczyna - To naprawdę okropna sytuacja. Bardzo ci współczuję.
- Dziękuję wam - Cecylie położyła jej dłoń na ramieniu - To naprawdę bardzo miłe z twojej strony. I z twojej strony także, Ash. Rozumiem. Nie ma co gadać. Jednego dnia straciłam ojca i brata. Nie wiem, jak ja sobie z tym wszystkim poradzę.
- Poradzisz sobie, ponieważ jesteś silna i odważna. Ja w ciebie wierzę - stwierdziłem, patrząc na nią z delikatnym uśmiechem.
- Ja również w ciebie wierzę - dodała przyjaznym tonem Serena - Zobaczysz... Będzie dobrze. Nie zapomnij, żeby zawsze w siebie wierzyć. Tylko w ten sposób osiągniesz zwycięstwo. Mój chłopak powtarza, że wiara w siebie to jest połowa sukcesu.
Po tych słowach spojrzała na mnie wesoło. Ja zaś uśmiechnąłem się do niej rozkosznie i powiedziałem:
- Tak, to prawda. Tak właśnie mówię. A potem dodaję, że druga połowa sukcesu to jest determinacja w dążeniu do swojego celu.
Cecylie uśmiechnęła się delikatnie, po czym uściskała mnie, Serenę oraz Pikachu.
- Dziękuję wam, kochani. Dziękuję. Ocaliliście mi życie i moje dobre imię. Nigdy nie zapomnę wam tego wszystkiego, co dla mnie zrobiliście.
Następnie odeszła powoli do swojego domu, odwracając się do nas na chwilę i pomachała lekko ręką.
- Trzymajcie się - pożegnała nas.
Chwilę później zniknęła w drzwiach, a ja spojrzałem na Serenę.
- Ech... Nie ma co... Naprawdę przykra sprawa - powiedziałem.
- Tak... Ale ocaliliśmy niewinną dziewczynę przed więzieniem. To jest zawsze pocieszająca myśl, że zrobiliśmy coś dobrego dla tego świata.
- Tak... Znowu walczyliśmy o to, aby tego zła mniej było na świecie i wygraliśmy. To znaczy... Tego no... Właściwie to nie „znowu“, tylko po raz pierwszy walczyliśmy. Strasznie cię przepraszam. Zapomniałem, że to tak naprawdę nasza pierwsza sprawa.
- Nic nie szkodzi, Ash, ja się nie gniewam - powiedziała Serena, czule dotykając mojego policzka - Spokojnie. Ale wiesz co? Dotąd tylko pisałam o naszych zagadkach, a teraz proszę... Oboje rozwiązaliśmy zagadkę, a podczas śledztwa wykazaliśmy się pomysłowością... A raczej tylko ty się nią wykazałeś, bo ja...
- Sereno, znowu umniejszasz swoje zasługi. Pomogłaś mi bardziej niż myślisz - stwierdziłem zupełnie szczerze - Zapewniam cię, że pomogłaś mi, kochanie. Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo mi pomogłaś.
- Naprawdę tak uważasz?
- Tak, właśnie tak uważam.
Popatrzyliśmy sobie w oczy, a następnie Serena objęła mnie mocno do siebie i pocałowała mnie w usta.
- Kocham cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Ja ciebie też kocham, Sereno - uśmiechnąłem się do niej, gładząc jej policzek.
Objąłem ją czule do siebie i powoli ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy już do mojego domu, kiedy nagle zobaczyliśmy pewien drewniany domek.
- O! Sauna! - zawołała wesoło Serena - W takim mróz musi mieć wielu klientów.
- Niekoniecznie - zaśmiałem się do niej - Chociaż zawsze możemy to sprawdzić. Co o tym sądzisz?
Pikachu zapiszczał wesoło. Bardzo mu ten pomysł odpowiadał, gdyż zdążył on już nieco przemarznąć, podobnie zresztą jak i my. Serena mocno się we mnie wtuliła i powiedziała:
- Doskonały pomysł... Jestem za. Chodźmy!
***
Poszliśmy razem do sauny i wynajęliśmy sobie osobną salę. Kobieta pracująca tam popatrzyła na nas uważnie, po czym dodała:
- Macie godzinę. Tylko żadnych psot, jeśli łaska.
- Jakich psot? - spytałem tonem niewiniątka.
- Już wy dobrze wiecie, jakich - mruknęła kobieta.
Serena zarumieniła się delikatnie, a ja parsknąłem śmiechem.
- Proszę pani. Przecież są z nami Pokemony.
- Owszem i właśnie dlatego liczę na to, że będziecie grzeczni.
Następnie życzyła nam miłego dnia, a my poszliśmy do szatni. Tam zaś zdjęliśmy ciuchy, owinęliśmy swoje ciała ręcznikami, po czym usiedliśmy sobie wesoło razem z naszymi Pokemonami. Pikachu oraz Fennekin bardzo wygodnie usiedli sobie wygodnie pod ławeczką, piszcząc zadowoleni.
- Im też musiało być zimno na dworze - zaśmiałem się.
- Nie inaczej - dodała wesoło Serena - Ale nie tylko oni. Ja też nieźle przemarzłam.
- A myślisz, że ja nie? - zachichotałem wesoło - Uwierz mi, było mi zimno na tym dworze i to strasznie. Jak dobrze, że wypatrzyliśmy tę saunę. Przynajmniej się w niej rozgrzejemy.
- Bardzo nam to pomoże, Ash - stwierdziła moja dziewczyna - Chociaż mnie tam wystarczyłoby, żebyś mnie mocno przytulił do siebie. Też byłoby mi ciepło.
- Rozumiem. A teraz mogę cię przytulić? - spytałem.
- Jeszcze pytasz?
Zaśmiałem się delikatnie i objąłem ją bardzo czule. Głaskałem powoli jej włoski, rozkoszując się ich długością oraz miękkością. To było po prostu cudowne. Pomyślałem sobie wówczas, że moje życie jednak nie jest takie złe. Wiedziałem, iż to wszystko, w co dotychczas wierzyłem, okazało się być nieprawdą, lecz jednak nie było tak źle. Znalazłem swoje szczęście w prawdziwym świecie i wszystko zaczęło mi się nareszcie porządnie układać. Zaczynałem nareszcie szczęśliwie żyć.
Powoli poczułem, jak od tego gorąca ogarnia mnie lekkie zmęczenie i zanim się obejrzałem, to oczy mi się zamknęły. Wówczas znowu usłyszałem czyiś głos, jak mnie nawołuje. Wiedziałem, że znam ten głos, jednak nie umiałem go zidentyfikować. Miałem tylko świadomość, iż jest mi on znany, ale do kogo należy, nie miałem pojęcia. Nim się obejrzałem sauna zniknęła mi z oczu, zaś ja sam siedziałem na kamieniu na łące. Potem nagle niebo pociemniało, a tuż przede mną wyrosła góra. To właśnie z niej dobiegał mnie ów głos. Przerażony wstałem i zawołałem głośno:
- Kim jesteś! Dlaczego mnie wołasz?! Czego chcesz?!
Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, a ten sam głos ciągle tylko mnie nawoływał. To było naprawdę dziwne i przerażające zarazem. Gdzie ja w ogóle byłem? Dlaczego tutaj byłem? I czemu ja to widziałem?
Nagle na górze ujrzałem jakaś postać. Przyjrzałem się jej i zauważyłem wówczas, że to jest Serena. Zaraz za nią stanęła druga postać. Mrok się zaczął lekko rozjaśniać, a ja zobaczyłem, że jest to Misty. Widziałem je obie wyraźnie, choć one zdawały się mnie nie widzieć wcale a wcale. Spojrzałem dokładnie w kierunku obu dziewczyn, a wtedy ujrzałem, że na twarzy mojej przyjaciółki maluje się nienawiść. Zaszła ona Serenę od tyłu i zrobiła ruch rękami, jakby chciała jej coś zrobić.
- Boże! Sereno, uważaj! - krzyknąłem.
Moja ukochana mnie jednak nie słyszała. Zamiast tego stała i patrzyła przed siebie. Wówczas to Misty popchnęła ją mocno, a ona z krzykiem runęła w dół. Chwilę później Serena upadła na ziemię tuż obok mnie. Z jej ust leciała krew. Początkowo sparaliżowało mnie ze strachu. Potem w końcu się ocknąłem, podszedłem do mojej ukochanej i dotknąłem powoli jej szyi, aby sprawdzić, czy wyczuwam puls. Nie wyczułem go.
- Nie... Sereno! Nie! - krzyknąłem.
Spojrzałem w górę i zauważyłem Misty, patrzącą na mnie ponurym wzrokiem.
- Jak mogłaś?! Jak mogłaś?!
Nagle góra zniknęła mi z oczu, podobnie jak Misty. Po krótkiej chwili góra zmieniła się w wielki, humanoidalny cień, a rudowłosa zmieniła się w ogromne, czerwone oczy, którymi ta postać patrzyła na mnie ponuro.
- Dlaczego mi to robisz?! Dlaczego mnie prześladujesz?! - zawołałem.
Nie usłyszałem odpowiedzi, a ponura postać ruszyła w moją stronę, próbując mnie pochłonąć.
***
Ocknąłem się nagle czując, że ktoś mnie szarpie za rękę. Tym kimś był Pikachu. Popatrzyłem na niego, oddychając z ulgą.
- Och, mój przyjacielu... Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. Miałem właśnie straszny sen. Od tego upału mnie zmroczyło. Już myślałem, że to prawda.
Nagle rozejrzałem się dookoła siebie i zauważyłem, że nie ma przy mnie Sereny.
- O Boże! Gdzie jest Serena?! Gdzie Fennekin?!
Pikachu zapiszczał nie bardzo wiedząc, co ma odpowiedzieć. Pokazał mi tylko coś na migi. Na całe szczęście pamiętałem z moich snów, jak mam zrozumieć to, co on do mówi.
- A niech mnie! Wyszła?! A kiedy?!
- Pika-pika! Pika-chu!
- Niedawno?! To może jeszcze ją znajdę!
Szybko pobiegłem do szatni, tam zaś założyłem na siebie moje ubranie i wybiegłem z sauny rozglądając się dookoła. Pikachu biegł za mną, aby mi pomóc.
- Serena! Serena, gdzieś jesteś?! - wołałem, składając dłonie w trąbkę!
- Pika-pika! - piszczał Pikachu.
Niestety nigdzie jej nie było.
- Musiała odejść daleko - powiedziałem i spojrzałem na niego - Jesteś pewien, że to było kilka minut, a nie kilkanaście?
Pokemon rozłożył bezradnie ręce.
- I po co ja niemądry pytam? - mruknąłem gniewnie - Ech! Panikuję pewnie niepotrzebnie. Założę się, że Serena wróciła do domu, a mnie się śnią jakieś głupie sny. Chyba muszę odwiedzić jakiegoś psychiatrę, gdyż z moją głową jest coraz gorzej. Chodź, Pikachu. Idziemy do domu.
Nagle mój Pokemon zauważył coś, co zwróciło jego uwagę. Zaczął piszczeć i pokazywać na to łapką.
- Co się stało, Pikachu?
On dalej pokazywał i piszczał przy tym. To, co mi wskazywał, to były ślady typowych butów Sereny. Musiała tędy niedawno przechodzić. Jednak nie prowadziły one wcale w kierunku domu, ale w kierunku gór. Nagle przypomniałem sobie sen, który widziałem przed chwilą.
- Boże! Tylko nie to! - wrzasnąłem ze strachu.
Następnie ruszyłem biegiem przed siebie, a Pikachu pognał za mną, piszcząc przy tym bojowo.
Biegliśmy obaj przed siebie, kierując się śladami, jakie pozostawiła po sobie Serena. Nie wiedzieliśmy, dokąd ona idzie ani po co, jednak mieliśmy nadzieję, że zdążymy na czas, zanim dojdzie do tragedii.
- Serena! Serena, gdzie jesteś?! - krzyczałem.
Nikt mi jednak nie odpowiedział. Czyżby moja luba mnie nie słyszała? A może nie chciała słyszeć lub nie mogła mi odpowiedzieć? Nie wiedziałem tego, ale miałem przeczucie, że zaraz stanie się coś strasznego, dlatego też pędziłem najszybciej, jak to tylko było możliwe.
W końcu dobiegłem do jakiegoś miejsca w górach, które wydawało mi się dziwnie znajome. Poznałem je doskonale, choć widziałem je tylko we śnie i z zupełnie innej perspektywy.
- Boże... To jest to miejsce! - zawołałem - Żeby tylko nie...
Nagle zauważyłem Serenę stojącą do mnie tyłem i idącą przed siebie.
- Serena, wracaj! - krzyknąłem przerażony.
Ona jednak mnie nie słyszała. Ruszyłem więc biegiem w jej stronę krzycząc do niej, aby się zatrzymała. Nic to jednak nie dało, ona szła dalej w ogóle na mnie nie zwracając uwagi, jakby była w jakimś transie. Czułem, że zaraz stanie się coś złego, więc musiałem jak najszybciej ją dogonić, ale im bardziej chciałem tego dokonać, tym wolniej biegłem. Nie wiem, czy było to spowodowane zmęczeniem, czy też może magią, ale wiem, że strasznie się bałem. Nie o siebie, ale o moją dziewczynę.
- Sereno! Dokąd idziesz?! Sereno, wracaj! - krzyczałem przerażony.
- Pika-pika! - piszczał głośno Pikachu.
Serena nagle weszła na coś, co przypominało mi kamienne schody i zaczęła iść po nich w górę. Byłem już coraz bardziej zmęczony gnaniem za nią, mimo tego przezwyciężyłem ostre ukłucie, jakie czułem w piersi i biegłem dalej przed siebie, próbując jakoś ją dogonić. Dalej nawoływałem Serenę, ale ona szła dalej przed siebie, nie zwracając na nic wokół siebie uwagi. Bałem się, że jest w transie i ktoś każe jej zrobić coś strasznego. Tylko co i dlaczego? Nie miałem pojęcia, ale wiedziałem, że to nie wróży niczego dobrego.
W końcu wbiegłem na samą górę kamiennych schodów. Tam zaś stała Serena. Przed nią ziała ciemna, ponura przepaść.
- Serena! Cofnij się! Nie podchodź do krawędzi! - krzyknąłem.
Nagle przede mną stanęła Misty i uśmiechnęła się podle.
- Nic z tego, kochasiu - powiedziała okrutnie - Ona jest w transie. Nic nie słyszy poza moimi poleceniami.
- Twoimi? O czym ty mówisz? - zawołałem przerażony.
- O tym, że mam już tego dość! - krzyknęła rudowłosa - Ciągle tylko z nią spędzasz czas i to ją kochasz! Jak mogłeś?! Ja jestem przecież tysiąc razy lepsza od niej! To ja zajmowałam się razem z twoją matką twoją nic nie wartą osobą przez te wszystkie lata! A ty nie umiesz tego docenić, tylko latasz za tą głupią laską!
- Ja ją kocham, Misty! - krzyknąłem.
- A ja kocham ciebie - mruknęła Misty - Nie możemy cię mieć obie, więc jedna z nas musi odejść.
Chwilę później podeszła ona do Sereny. Wiedziałem, co chce zrobić. To samo zobaczyłem w mojej wizji, lecz teraz to nie był już sen, ale prawda. Przerażony ruszyłem biegiem w kierunku Misty, aby ją powstrzymać, ale ona wypuściła z pokeballa swojego Staryu, który zaatakował mnie wodnym atakiem. Upadłem na ziemię, ale nie zamierzałem się poddać.
- Pikachu, atak piorunem! - krzyknąłem.
Mój Pokemon strzelił elektrycznością w kierunku swego przeciwnika i znokautował go. Ja zaś szybko się pozbierałem i ruszyłem w kierunku mojej ukochanej, aby ją ocalić, jednak nie zdążyłem tego zrobić. Na moich oczach Misty popchnęła bowiem Serenę, która to z krzykiem zleciała w przepaść. Poczułem wówczas, jak moje ciało rozdziera okrutny ból, jakby właśnie ktoś wyrwał mi z piersi serce. Spojrzałem w dół, ale nie ujrzałem tam ciała mojej ukochanej, gdyż w wąwozie było zbyt ciemno.
- Sereno! Nie!
Upadłem na kolana i załamany opadłem dłońmi na ziemię. Zacząłem płakać czując, że moje serce pęka właśnie z bólu na tysiąc kawałków. To już był koniec. Moje najgorsze sny spełniły się. Moje życie, ledwie je zacząłem, nagle stało się okrutnym koszmarem. Straciłem wszystko, o co dotychczas walczyłem. A wszystko przez tę rudą, podłą...
Ta Misty, pomyślałem. Ta niegodziwa, podła intrygantka... Zapłaci mi za to! Nie pozwolę na to, aby żyła ona sobie spokojnie po tym wszystkim, co zrobiła.
- Ty.. Ty... Ty podła... Niegodziwa... Ohydna...
Nie dokończyłem, ponieważ zabrakło mi słów na wyrażenie tego, co mi zrobiła. Zresztą żadne słowa nie oddadzą w pełni tego, jak bardzo mnie ona skrzywdziła. Dlatego też darowałem sobie słowa i po prostu skoczyłem na nią. Ona zaczęła się ze mną szarpać, a już chwilę później powaliła mnie na ziemię i zaczęła dusić. Namacałem jej brzuch nogami i kopnąłem ją z całej siły. Ruda morderczyni poleciała za siebie, po czym runęła w dół w tę samą przepaść, do której zepchnęła Serenę. Zginęła niemalże tak samo, jak kapłanka Kali, o której to kiedyś śniłem. Historia właśnie się powtórzyła, a raczej wydarzyła naprawdę, bo wcześniej była wytworem wyobraźni.
Załamany usiadłem i dotknąłem powoli swojej szyi, masując ją sobie.
- Boże... Serena... Nie... Nie... NIE!
Wrzasnąłem i upadłem na ziemię, uderzając o nią pięściami. W jednej chwili straciłem wszystko, co miało dla mnie jakąkolwiek wartość. I za co? Za co? Dlaczego właśnie mnie to musiało spotkać?! Dlaczego?!
***
Pamiętniki Sereny c.d:
Red poprowadził nas do wielkiego, starego domu poza miastem. Nie był to jednak taki sobie zwyczajny domek, ale prawdziwa posiadłość, jakie budowano pod koniec XIX w i na początku XX. Musiałam przyznać, że wyglądała ona naprawdę pięknie. Była cała biała, z czerwonym dachem i wieloma oknami. Niestety urok ten psuł bardzo smutny fakt, że była ona zrujnowana. Z wielu miejsc odpadł tynk, okiennice były nie pozamykane i trzaskały pod wpływem wiatru, zaś z dachu odpadło wiele dachówek.
- O ja cię piko! - zawołała Dawn - To tutaj ukrył się ten Beheeyem?
- Właśnie tak - pokiwał głową Red, patrząc na nią uważnie - Chodźcie za mną.
- Chwileczkę! - moja przyszła szwagierka nie wyglądała specjalnie na przekonaną - A niby czemu mamy tam iść?
- No, właśnie! - dodał Clemont - A niby skąd mamy wiedzieć, że tutaj znajduje się Beheeyem? A może celowo nas wprowadzasz w błąd, aby nas wszystkich zabić?
Latias nic nie mówiła, jednakże jej spojrzenie także wyrażało poważne wątpliwości.
Red popatrzył na nas z kpiną w oczach.
- A niby czemu chciałbym was zabić, co? - spytał, celowo przy tym przeciągając słowa - Myślicie sobie, że mam jakiś cel w tym, aby was zabić? Nie, nie mam w tym żadnego celu.
- Skąd mamy wiedzieć, że mówisz prawdę? - zapytałam.
- A jaką masz pewność, iż ja nie mówię prawdy? - odparł na to nieco zadziornym tonem - Poza tym o co wam chodzi? Czy to ja chcę ratować waszego kumpla? Nie! To wy tego chcecie! Dlatego chodźcie ze mną, jeśli chcecie mu pomóc albo zostańcie tutaj. Mnie tam wszystko jedno, co się z nim stanie. Ja chcę mu pomóc, a wy mi taką niewdzięczność serwujecie.
To mówiąc Red urażony tonem ruszył w kierunku domu. Spojrzałam na moich przyjaciół nie wiedząc, co mam zrobić. Cała ta sprawa pachniała mi podstępem, ale niby jak powinniśmy postąpić? Przecież Ash potrzebował pomocy. Może to była ostatnia szansa, aby mu pomóc? W końcu ruszyłam za Redem. Dawn i Clemont zrobili podobnie, choć również mieli naprawdę poważne wątpliwości, czy postępują słusznie. Latias jako jedyna nie ruszyła się z miejsca. Widocznie ten dom zbyt mocno ją przerażał, więc została na zewnątrz. W sumie nie dziwiłam się jej. Sama miałam na to ochotę i gdyby nie chęć ratowania Asha, to pewnie też tak bym postąpiła.
Weszliśmy powoli do posiadłości, dokąd powoli wszedł Red. Otoczył nas wówczas pewien półmrok, który ledwie tylko rozjaśniał blask słońca wpadający przez okiennice.
- Gdzie jest Beheeyem? - spytałam.
- Spokojnie, on się zaraz pokaże - odpowiedział Red.
- Nie pogrywaj sobie z nami, koleś! - zawołała Dawn, biorąc się pod boki - Gdzie jest ten Pokemon?
- Pip-lu-li?! - zaćwierkał groźnie jej Piplup, machając przy tym swoimi skrzydełkami.
- Tutaj - uśmiechnął się nasz przewodnik, po czym wskazał palcem na jakiś ciemny kąt.
Spojrzeliśmy tam i zauważyliśmy, że stoi w tym miejscu Beheeyem patrzący na nas takim mrocznym, jakby nie obecnym wzrokiem.
- Ach, tutaj jesteś! - zawołałam, podbiegając do niego - Nareszcie cię znaleźliśmy! Nie myśl sobie, że nam zwiejesz! Musisz teraz naprawić to, co zrobiłeś!
Ten patrzył na mnie dziwnie, jakby w ogóle nie rozumiał tego, co do niego mówię.
- On jest jakiś taki dziwny - powiedziałam zdumiona, patrząc na moich przyjaciół.
Clemont z Dawn i Piplupem podbiegli do mnie i spojrzeli uważnie na Pokemona.
- A niech mnie! To prawda! - zawołał wynalazca, poprawiając sobie okulary na nosie - Wygląda, jakby był nieprzytomny.
- Albo w transie - dodała Dawn.
- Pip-lu-pip! - pisnął Piplup.
- W transie?! - spytałam zdziwiona.
Zerknęliśmy na niego ponownie i zauważyliśmy, że rzeczywiście ten Pokemon patrzył w naszym kierunku wręcz nieprzytomnie, jakby był on zaspany lub też zahipnotyzowany. Podzieliłam się swoimi spostrzeżeniami z moimi przyjaciółmi.
- Ale to przecież niemożliwe! - zawołał Clemont - Pokemony o takich mocach, jak jego nie można zahipnotyzować.
- Jednak można, jeśli ma się jakieś potężne moce - odparł na to Red.
- Ale jak to? - zapytałam zdumiona.
- To jest bardzo proste - powiedział Red, przechadzając się po pokoju - Naprawdę proste. Wystarczy mieć tylko moce psychiczne nie z tego świata.
- Nie z tego świata? - spytała Dawn.
- Pip? - zaćwierkał Piplup.
Nagle zaczęłam powoli wszystko rozumieć.
- Malamar! - zawołałam, zaciskając pięść ze złości - To on go musiał zahipnotyzować! Tylko on ma takie moce, aby to zrobić!
- Malamar?! - krzyknęli przerażeni moi przyjaciele.
- Mala-mar! - usłyszeliśmy nagle czyiś nienawistny głos.
Spojrzeliśmy w górę i zauważyliśmy, że na żyrandolu zasiada jakiś Pokemon. Bez trudu go rozpoznaliśmy zanim on jeszcze upadł na podłogę.
- Malamar! - wrzasnęłam - Powinnam była się domyślić, że to twoja sprawka!
Pokemon zachichotał podle, wyraźnie ubawiony moimi słowami.
- Powinnaś, a jednak się nie domyśliłaś - zakpił sobie Red - Cóż... Nie zawsze można wszystko przewidzieć, prawda? Nawet będąc Sereną Watson!
- Jesteś w zmowie z tym potworem?! - krzyknęła Dawn.
- A i owszem, jestem - pokiwał głową młodzieniec, uśmiechając się ironicznie.
- Ty draniu! - zawołała moja przyjaciółka i ruszyła w jego kierunku.
Ten jednak zrobił ruch ręką, a tym samym odepchnął ją od siebie mocą, jaka kryła się w jego dłoni. Clemont i ja szybko podnieśliśmy ją. Piplup zaś ćwierkał przerażony.
- Jak możesz?! - wrzasnęła Dawn - Jak możesz mu pomagać?!
- Właśnie! Ty nędzny kłamco! - krzyknęłam.
- Ja? Kłamca? - zaśmiał się do mnie Red - Przecież ja was wcale nie okłamałem. Zważaj więc na swoje słowa, bo mylisz ich pojęcia. Obiecałem was, że tutaj was przyprowadzę i pomogę znaleźć Beheeyema, ale nic nie mówiłem o tym, iż pozwolę wam odejść.
- Myślisz, że będziemy czekać na twoje pozwolenie? - mruknęła Dawn - Sami stąd wyjdziemy!
- Nie radzę - zaśmiał się Red.
Następnie zamknął on drzwi wzrokiem, a potem wszystkie okiennice i w ten sposób zostaliśmy odcięci.
- Już chcecie nas opuścić? - zaśmiał się podły człowieczek - Czyżby nie zależało wam już na waszym przyjacielu?
Następnie zaczął on machać dłońmi, a następnie ujrzeliśmy przed sobą obraz Asha stojącego na skale i płaczącego z rozpaczy.
- Sereno! Sereno! - krzyczał - Ledwie cię odzyskałem, a już muszę cię tracić! Dlaczego?!
Następnie zobaczyłam, jak moja matka krzyczy na Asha.
- To wszystko twoja wina! Gdybyś pozwolił jej odejść, to do niczego by nie doszło! To ty ją zabiłeś! Ty zabiłeś moją córkę!
- Co to ma być?! - krzyknęłam przerażona i zdumiona zarazem - Co ty nam ukazujesz?
- To jest sen, który Beheeyem zesłał na Asha Ketchuma - powiedział okrutnym głosem - Śniło mu się, że jego wszystkie dotychczasowe przygody były tylko wizją senną, a dopiero teraz zaczyna żyć. Z trudem przyszło mu się z tym pogodzić, ale się pogodził i zaczął być szczęśliwy. Gdy już był w pełni szczęśliwy, to co zrobiliśmy? Odebraliśmy mu to. Teraz musi on żyć ze świadomością, że przez niego nie żyje jego ukochana Serena. Będzie wolał śmierć niż życie, zaś my z przyjemnością mu ją damy, ale najpierw niech trochę pocierpi.
Malamar zachichotał podle, zaś Red powoli podszedł do mnie i zaczął chodzić wokół nas, mówiąc:
- Czy wyobrażasz sobie większe cierpienie niż mieć wszystko, o czym marzysz, a potem to stracić? To dopiero jest ból. Nareszcie Ash poczuje to, co czuł Malamar, kiedy stracił on wszystkich bliskich wtedy, na pływającej wyspie.
Popatrzył na mnie i dodał:
- Zabiliście ich, Sereno... Zabiliście jego żonę i dzieci... Biedne, małe, niewinne Malamary. Jak wy mogliście? Jak wy mieliście serce, aby zrobić coś tak potwornego? Spalić biedne, małe niewinne Pokemony. Popełniliście zbrodnię, dlatego też powinniście się liczyć z tym, że teraz czeka was za nią okrutna zemsta z jego strony.
- Ale co ciebie to obchodzi?! - krzyknęła Dawn.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał Piplup, przybierając groźną pozę.
- Właśnie! - dodałam - Czemu mu pomagasz?! Przecież on chce z całej ludzkości uczynić niewolników! Dlaczego stajesz po jego stronie!
Red parsknął śmiechem, słysząc moje argumenty.
- A kto wam powiedział, że jestem człowiekiem?
Następnie jego postać dokonała transformacji i naszym oczom ukazał się przerażający widok. Postać młodzieńca zmieniła się w humanoidalny cień z wielkimi, czerwonymi oczami. Dawn przerażona wtuliła się mocno w Clemonta, a ja sama, choć nie byłam ułomkiem, poczułam w sercu ból.
- Jestem Złem w najgorszej możliwej postaci - powiedział do nas Red czy kim on tam był - Jestem Złem w czystej jego formie. Jestem istotą, która istniała na tym świecie zanim wy się na nim zjawiliście. Wasi przodkowie stworzyli mnie swoją podłością i egoizmem. Ich negatywne cechy dały mi pożywkę i dają mi ją dalej. Malamar po ostatniej walce z Mewtwo był tak słaby, że ledwie żył. Trafił wówczas na tereny pod wodą, którymi to rządzą takie moce, jak moje. Zaprzedał mi wówczas swą duszę, abym go wsparł w jego zemście, bo czuł, że sam tego nie zdoła dokonać. Pomogłem mu więc zahipnotyzować Beheeyema i zmusić go, aby zaatakował Asha Ketchuma, zamykając go na zawsze w świecie snów.
Red zaczął krążyć wokół nas i dodał:
- Ale nie na tym koniec jego zemsty. Jeszcze zostaliście wy, przyjaciele i pomocnicy Ketchuma. Przeciwnicy jego planów. Dzisiaj zostaniecie za to ukarani w najgorszy możliwy sposób. Staniecie się niewolnikami Malamara i będziecie pierwszymi żołnierzami w jego nowym imperium!
- Chyba śnisz! - krzyknęła Dawn.
- Nigdy się na to nie zgodzimy! - dodał Clemont.
- Pip-lu-pip! Pip-pip-pip! - ćwierkał bojowo Piplup, szykując się do walki.
- Wolę śmierć niż być twoją niewolnicą! - zawołałam.
Malamar zachichotał podle i zamruczał coś w swoim języku.
- To się da załatwić - przetłumaczył Red - Jak sobie życzysz, Sereno. Twoje życie i twoja wola.
Po tych słowach Red zaczął tworzyć w dłoniach jakąś mroczną, ognistą kulę, kiedy nagle coś uderzyło w niego i powaliło na ziemię. Malamar i my spojrzeliśmy w kierunku, skąd wyleciał ten pocisk. Zobaczyliśmy wówczas wielką dziurę, jaka powstała w ścianie, a przez nią przeszli Max i Bonnie, a chwilę później Latias w ludzkiej postaci.
- Ktoś nas wzywał?! - zapytała wesoło panna Meyer.
- Przybywamy z pomocą! - zawołał młody Hameron.
Latias nic nie mówiła, ale miała bojową minę, która mówiła sama za siebie.
- Max! Bonnie! Latias! - krzyknęliśmy zaskoczeni ich obecnością.
- Skąd wy się tu wzięliście?! - zawołałam zdumiona.
- Latias nas tutaj sprowadziła - odpowiedziała Bonnie - Przeczuwała jakieś nieszczęście i pognała do miasta, aby nas wezwać. Miała szczęście, że postanowiliśmy iść waszym tropem.
- Śledziliście nas?! - krzyknął Clemont.
- Owszem, ale w słusznej sprawie - odpowiedział Max - Dzięki temu zdołaliśmy przybyć wam z pomocą.
- Co prawda zgubiliśmy się w tym lesie... - przerwała mu Bonnie.
- Ale Latias nas znalazła i tu zaprowadziła - dokończył za nią młody Hameron.
- Właśnie - pokiwała głową panna Meyer - Choć nie zgubilibyśmy się, gdyby ktoś tu (nie powiem, kto) uważniej czytał wasze ślady na ziemi.
- Ej, nie zwalaj wszystkiego na mnie - mruknął Max - Ty sama też byś mogła lepiej je czytać.
Bardzo ucieszyliśmy się na widok całej trójki, choć prawdę mówiąc nie wiedzieliśmy, co oni mogą nam teraz pomóc. Red także chyba to wiedział, ponieważ zachichotał podle.
- No, proszę. Dwoje dzieciaków. Ciekawe, co mi chcecie zrobić?
- My nic - zaśmiał się Max - Ale on ci dołoży.
- Jaki on?
- Ten on - odparła Bonnie.
Chwilę później przez dziurę wszedł Mewtwo.
- Witajcie - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Mewtwo! - krzyknęliśmy radośnie.
- Spotkaliśmy go pędzącego w tę stronę - wyjaśniła Bonnie - Tropił Malamara. Gdy się dowiedział, że tu jesteście, to natychmiast tu przybył.
- Jak zwykle ratujesz nas z opresji! - zawołałam.
- Taka moja dola - odpowiedział Pokemon - Dobrze, a teraz się z wami policzę, łajdacy!
Następnie cisnął on kolejną kulą w Malamara, jednak Red go zasłonił i przyjął pocisk na siebie.
- Uciekaj! - wrzasnął mroczny cień do swego wspólnika.
Pokemon, choć zwykle w takich sytuacjach stawał do walki, tym razem rzucił się do ucieczki. Mewtwo próbował go gonić, ale Red zastąpił mu drogę i zaczął w niego ciskać mrocznymi kulami. Cała nasza grupa ruszyła więc sama za Pokemonem.
- Stój, Malamar! - zawołała Bonnie.
- Nie uciekniesz nam! - dodałam.
Malamar zachichotał podle i już po chwili strop zwalił nam się na głowy. W ostatniej chwili odskoczyliśmy do tyłu, jednak droga do naszego uciekiniera została zamknięta. Szybko zaczęliśmy ją odgrzebywać, w czym pomogło nam ramię Aipoma ukryte w plecaku Clemonta. Niestety, kiedy już odgrzebaliśmy cały gruz, podłego Pokemona nie było. Zniknął on gdzieś w ciemności domu, który prawdopodobnie opuścił.
- Niech to! - wrzasnął Max - Znowu nam się wymknął!
- Wracajmy szybko do Mewtwo! Może potrzebuje on naszej pomocy! - zawołałam.
- Racja! - poparła mnie Dawn.
- Pip-lu-pip! - zgodził się z nią Piplup.
Następnie pobiegliśmy w kierunku pokoju, w którym wciąż toczyła się walka naszego wybawcy z naszym prześladowcą. Ten bez większego trudu niestety łapał pociski Mewtwo i odrzucał je w jego stronę. Nasz przyjaciel uderzony kilkoma takimi pociskami upadł na podłogę, jednak szybko się pozbierał, choć było widać, że jest osłabiony.
- Pożegnaj się z tym padołem! - krzyknął Red.
Wówczas Mewtwo znienacka cisnął w niego kolejną kulą, tym razem trafiając go prosto między oczy. Wówczas to stało się coś dziwnego. Cień zaryczał groźnie, a następnie rozpłynął się w powietrzu i już nie było po nim śladu.
Chwilę później leżący na podłodze Beheeyem stanął i spojrzał na nas wyraźnie zdumiony naszą obecnością.
- Spokojnie, przyjacielu - powiedział do niego Mewtwo - Już nie jesteś w transie hipnotycznym. Nasz wróg zahipnotyzował cię, ale na szczęście jesteś już wolny.
Odetchnęliśmy z ulgą, widząc to wszystko.
- Dziękujemy ci, Mewtwo! - zawołałam.
- Tak! Uratowałeś nam życie! - dodała wesoło Dawn.
- I pokonałeś podły cień! - pisnęła Bonnie.
- Ne-ne-ne! Pip-lu-li! - piszczeli Dedenne i Piplup.
- Przykro mi, ale mylicie się - odpowiedział na to ponuro Mewtwo.
- Ale jak to? - zapytał zdumiony Clemont - Przecież widzieliśmy, jak go zabiłeś.
- Nie zabiłem go - odparł Pokemon - Zła nie da się tak po prostu zabić. Ja w każdym razie tego nie potrafię. A jeśli nawet, to tym razem ktoś inny nad nim zapanował.
- Ktoś inny? - spytałam zdumiona - Kto taki?
Mewtwo pokręcił przecząco głową.
- Nie czas teraz o tym mówić. A poza tym dałem tej osobie słowo, że zachowa anonimowość, przynajmniej na razie. Nie pytajcie mnie o więcej, bo i tak wam nic nie powiem. No, a prócz tego Ash teraz potrzebuje waszej pomocy. To chyba jest ważniejsze niż wiedza na ten temat.
Przyznaliśmy mu rację, choć bardzo nas intrygowało, czym jest Zło i kto nad nim zapanował oraz jak to zrobił. Ale te pytania miały jeszcze na długo pozostać bez odpowiedzi.
***
Zabraliśmy Beheeyema do szpitala, w którym on leżał. Pokemon był bardzo smutny, kiedy się dowiedział, co zrobił będąc w transie i ledwie tam przybyliśmy, a usiadł na piersi Asha i rzucił w kierunku jego twarzy jakimś proszkiem. Chwilę później mój luby poruszył ręką, a następnie otworzył powoli oczy.
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - spytał.
Następnie popatrzył na mnie i zawołał:
- Serena?! To ty żyjesz?! To Misty cię nie zabiła?
- Och, Ash!
Złapałam go mocno za szyję i zaczęłam całować jego twarz zachłannie i szalenie, jakbym nie widziała go co najmniej tysiąc lat, jeżeli nie więcej. Moje serce biło jak szalone z radości i wszystko inne straciło dla mnie od razu znaczenie. Liczyło się już dla mnie tylko to, że on był cały i zdrowy.
- Kochanie moje! Najdroższy! Wróciłeś do nas! - wołałam w przerwach między pocałunkami.
- Tak, wróciłem, ale... Jak to możliwe, że ty żyjesz?! - zdziwił się Ash.
Następnie popatrzył na całą resztę naszej drużyny.
- Clemont! Bonnie! Max! Dawn! To wy... Istniejecie naprawdę?!
- Tak, Ash! - zaśmiała się radośnie Bonnie.
- Zawsze istnieliśmy - dodał Max.
- Miałeś koszmarny sen zesłany przez tego oto Beheeyema - wyjaśnił Clemont, wskazując na Pokemona, który siedział obok nas.
- Ale jego zahipnotyzował Malamar, który chciał cię zniszczyć w ten sposób - dodała Dawn - Na szczęście wróciłeś do nas, braciszku!
Następnie panna Seroni również rzuciła się bratu na szyję i zaczęła go zachłannie całować i ściskać. Ash poczerwieniał na twarzy od rumieńców wywołanych buziakami od nas. Długo jeszcze patrzył on na nas, po czym bardzo mocno uściskał nas obie.
- Wy żyjecie! I ja też! Pikachu, przyjacielu! Wróciłem do was!
- Pika-pi! - pisnął radośnie Pokemon i skoczył mu w objęcia.
Chwilę później do sali wpadali kolejno Delia, Josh, profesor Oak, Gary, May, Melody, Tracey, Iris, Cilan, Misty, Brock i Latias. Wszyscy radośnie mocno ściskali Asha, a ten patrzył na nich wzruszony bardziej niż kiedykolwiek.
- Niesamowite! To naprawdę wy! Błagam! Powiedzcie, że to nie jest sen! Nie chcę znowu śnić! Misty, dogadaj coś Brockowi!
- A niby czemu mnie? - zdziwił się Brock, po czym nagle oczy zrobiły mu się maślane na widok ładnej pielęgniarki.
- Nawet o tym nie myśl! - zawołała Misty, łapiąc go za ucho.
- Tak, to naprawdę wy! - śmiał się radośnie Ash - Cilan! Rzuć mi jakiś wykład o metrze! Jakikolwiek!
- Byleby krótki - mruknęła Dawn.
Cilan zaczął coś gadać, ale ledwie wypowiedział kilka zdań, a już Iris zasłoniła mu usta dłonią, mrucząc:
- Wybacz, dzieciaku, ale nie będę przez twoje kaprysy załatwiać sobie bólu głowy!
- Teraz wiem, że to wy! - chichotał Ash - Melody, zagraj coś, proszę!
Melody uśmiechnęła się do niego i zagrała mu coś na muszli. Potem pozostali przyjaciele uraczyli go typowymi dla siebie gadkami, a mój luby już nie miał wątpliwości, że naprawdę wrócił do życia.
- Och, synku! Tak się o ciebie baliśmy! - wołała Delia, ściskając syna - Baliśmy się, że już nigdy się nie obudzisz.
- To prawda, ale na szczęście wróciłeś do nas - dodał Josh - Ale swoją drogą ciekawe, to czemu uważałeś, że twoi przyjaciele nie istnieją?
- I czemu sądziłeś, że zabiłam Serenę? - spytała Misty.
Ash zachichotał delikatnie.
- To dłuższa historia.
KONIEC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Kolejna przygoda z cyklu obcowania z czarną magią. Główni Bohaterowie: Ash, Serena, Clemont i Dawn. Ich przeciwnikami są: nieobliczalny i podstępny Malamar, kosmiczny Pokemon oraz… tajemnicze Zło, początkowo pod postacią Reda. Początek znów mamy sielankowy, bohaterowie sobie miło spacerują, aż trafiają na Pokemona Beheeyama. W anime Ash, Iris i Cilan mieli już do czynienia z tym stworkiem, posiada on groźną umiejętność więzienia innych w świecie snów. W normalnych okolicznościach jest na to rada, lecz tym razem atak jest wyjątkowo perfidny. Ash budzi się rzekomo po 7 latach pobytu w śpiączce. Poza Misty i Sereną inni przyjaciele nie istnieją. Jest załamany i nie wie co jest prawdą. Powoli godzi się z otaczająca go rzeczywistością. Stara się ponownie zbliżyć do Sereny, która okazuje się mieć talent literacki. Spisała ona wszystkie, teoretycznie fikcyjne przygody Asha (które znamy z poprzednich opowiadań). Chłopak usilnie stara się na nowo związać z ukochaną, akceptując przy tym fakt, że nie jest ona do końca taka, jak w jego śnie, jednak najważniejsze i najpiękniejsze swoje cechy ma takie same. Ostatecznie Ash zaznaje szczęścia, lecz tylko po to, aby zaraz je stracić. Po wspólnie rozwiązanej zagadce, nawiązującej do przygód Herkulesa Poirot, Serena ginie. Ash strasznie cierpi, jednak okazuje się to być jedynie upiornym snem. W prawdziwym zaś świecie przyjaciele robią, co mogą, aby go obudzić. W końcu zachęcona przez Josha i przyjaciół Serena postanawia odnaleźć winowajcę, Beheeyama. Jednak przyjaciele nie puszczają jej samej na taką wyprawę. Clemont, Dawn i Latias idą z Nią. Podczas poszukiwań pomoc ofiarowuje im pewien chłopak imieniem Red. Fanom Pokemonów jest on dobrze znany – to odpowiednik Asha z gier i mangi. Tutaj jego osoba jest niezwykle złowroga i otacza go mroczna aura, co wyczuwają wszyscy. Niemniej przyjmują jego pomoc, co okazuje się być wejściem w paszczę lwa. W opuszczonym domu, gdzie znajduje się kryjówka Beheeyama, czyha na nich stary wróg – Malamar. Po ostatniej walce z Mewtwo był on na skraju śmierci, lecz Red, który okazuje się być czystym Złem, dodał mu sił, czyniąc w ten sposób z niego swego sługę i wspólnika. Gdy bohaterowi myślą, że czeka Ich koniec zjawia się Mewtwo, poprzedzony przez Maxa i Bonnie oraz Latias, która jako jedyna nie weszła do domu i mogła dzięki temu wezwać pomoc. Zły walczy z Legendarnym Pokemonem, umożliwiając ucieczkę Malamarowi. Gdy wydaje się że zwycięży, to nagle, na skutek ataku Mewtwo oraz co ważniejsze interwencji nieznanej osoby, znika. Bardzo udany i mroczny odcinek, przyjemna początkowa rozmowa małego Asha z mamą i ciekawość własnej tożsamości. Senna wizja też była całkiem udana, chłopak od początku musiał budować swoje życie, a gdy wreszcie osiąga sukces, dochodzi do tragedii. Dobrze przemyślana i jakże perfidna intryga Malamara i Zła, które w swej prawdziwej postaci prześladowało Asha w jego snach. Mamy więc kolejnego nieznanego i okrutnego Wroga, a także wzmiankę o osobie, która go poskromiła. Detektywi zaś mają kolejną zagadkę do rozwikłania, zaś ich ciekawość pobudził Mewtwo, który posiada większą wiedzę na ten temat, lecz zobowiązał się dochować tajemnicy. Ogólnie więc przygoda była super, zaś za doskonałe wykorzystanie teorii śpiączki, uroczej scenki pocałunku ukazanej w ostatnim odcinku sezonu XYZ (tylko z lepszym finałem), scenek łóżkowych w sennej wizji oraz za wspaniałe przedstawienie mojego pomysły ze Złem, nie mogę dać innej oceny, jak 11/10 :)
OdpowiedzUsuńZarówno ta część, jak i całe opowiadanie ogromnie mi się spodobało. Zakończyłeś tą historię w iście mistrzowski sposób. Ash i Serena rozwiązali swoją zagadkę kryminalną i winni zostali ukarani, a niewinna Cecylia została wypuszczona na wolność.
OdpowiedzUsuńNasi detektywi po zakończeniu sprawy wrócili do domu, jednak po drodze natrafili na saunę, do której postanowili wejść i tam się zrelaksować. Ash zapada jednak w sen, w którym widzi jak Misty spycha z klifu jego ukochaną, doprowadzając w ten sposób do jej śmierci. Na szczęście chłopak szybko budzi się ze swojego snu, który niestety szybko okazuje się być rzeczywistością. Po jego przebudzeniu okazuje się, że Serena zniknęła i poszła w kierunku góry. Chłopak próbuje ją zatrzymać, jednak ona go nie słyszy, gdyż jest w transie, w który wprowadziła ją zazdrosna Misty. Mimo wszelkich zabiegów Asha Serena niestety spada ze skały i ginie.
W tym samym czasie Serena i jej przyjaciele wraz z tajemniczym osobnikiem o imieniu Red docierają do kryjówki Beeheyma, który to okazuje się być w transie. Został w niego wprowadzony przez Malamara, który jak się okazuje, chce w ten sposób zemścić się na Ashu za zabicie jego dzieci. Niestety, okazuje się także, że Red jest po stronie złego Pokemona i okazuje się być Złem w czystej postaci. Na szczęście z pomocą naszym przyjaciołom przybywa Mewtwo, który staje do walki ze Złym, co niestety umożliwia ucieczkę Malamarowi. Legendarny Pokemon wychodzi ze swojej walki zwycięsko, po czym ekipa naszych przyjaciół zabiera Beeheyma do szpitala, w którym leży Ash i Pokemon zdejmuje czar snu z naszego detektywa. Wszystko na szczęście kończy się dobrze, więc ocena tego opowiadania nie może być inna, jak 10000000000000/10 :)