Przygoda LXXXIII
Poszukiwacze zaginionego skarbu cz. I
Opowiadanie to dedykuję Anonimowemu Fanowi oraz Lokiemu27, którzy
swoimi pomysłami zainspirowali mnie do napisania tego opowiadania.
Pamiętniki Sereny:
- Nie, Ash! Nie będziesz mną rządzić! - krzyknęłam rozjuszona niczym stado Beedrilli.
Takim właśnie krzykiem dałam jasno do zrozumienia memu drogiemu chłopakowi, że może zapomnieć o wydawaniu mi poleceń w kwestii tego, kiedy i gdzie mam pojechać oraz w jakim celu mogę to robić. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałam, że on ma rację i zdecydowanie lepiej bym na tym wyszła, gdybym posłuchała jego zakazu i zrezygnowała z tego wyjazdu. Niestety, nikt nie ma wglądu w swą przyszłość, oczywiście poza Madame Sybillą, która notabene także ostrzegała mnie, abym dała sobie spokój z tym wyjazdem, bo może mnie to drogo kosztować, ale ja wtedy byłam nieźle wzburzona, więc wszelkie rady od kogokolwiek przyjmowałam jako próbę rządzenia moją osobą. Na swoje wytłumaczenie mogę powiedzieć jedynie tyle, iż miałam tzw. kobiece dni, przez co chodziłam nabuzowana jak Jessie z Zespołu R po przedawkowaniu porażek w jej życiu. Co miesiąc zdarzały mi się podobne przypadki, jednak nigdy nie byłam taka wredna jak wtedy. Dlaczego właśnie teraz tak się musiało stać, nie mam pojęcia. Wiem jednak jedno - wpakowałam siebie i swoje dwie serdeczne przyjaciółki w niezłe tarapaty, a wszystko to dlatego, że koniecznie chciałam postawić na swoim. Choć oczywiście, gdyby Ash mówił do mnie innym tonem, to może...
Ale chwileczkę... Chyba zaczynam opowiadać historię od końca. Ech, to jest najwyraźniej dowód na to, że wciąż jestem nieźle tym wszystkim zdenerwowana. Muszę zatem się jakoś uspokoić i spróbować zacząć moją opowieść od nowa, bez żadnego, zbędnego tłumaczenia się.
Były to ostatnie dni listopada, a więc tak niecały tydzień po tym, jak powróciliśmy po naszej ostatniej przygodzie do Alabastii. Mieliśmy podczas tego wyjazdu wypocząć, a zamiast tego ja i Ash napracowaliśmy się za wszystkie czasy, zaś Brock i Misty dzielnie nam w tym pomagali. Nie powiem, żeby to było coś złego, bo w końcu znowu zadbaliśmy o to, aby tego zła mniej sobie siedziało na świecie, a prócz tego przeżyliśmy ciekawe przygody, co też jest bardzo ważne, zwłaszcza wtedy, kiedy jest się bardzo młodym, pełnym wigoru i chęci życia. Kiedy więc powróciliśmy do naszej kochanej Alabastii, to sądziłam, iż teraz będziemy mogli się spodziewać kolejnych zagadek do rozwiązania. Niestety, zarówno ja, jak i również Ash przeliczyliśmy się w swoich oczekiwaniach, ponieważ zagadek nie było ani na lekarstwo. Porucznik Jenny oraz sierżant Bob doskonale radzili sobie ze sprawami, jakie im się trafiły i nie potrzebowali naszej pomocy. Jednym słowem, mieliśmy przymusowy urlop. Ash czuł się z tym okropnie, jednak trzymał fason i nic o tym nie mówił. Ja nieco gorzej to znosiłam. Może to zabrzmi głupio, ale strasznie polubiłam te nasze przygody detektywistyczne i ten dreszczyk emocji, który nam wtedy towarzyszy. Gdy więc przez kilka dni pod rząd w mieście panował spokój, to nagle poczułam, że zaczynam bzikować. Matka, gdy jej o tym powiedziałam podczas naszej rozmowy telefonicznej, miała oczywiście na ten temat własne zdanie.
- Kochanie, nigdy się tak nie zachowywałaś. Zawsze w waszym duecie detektywów to ty byłaś ta roztropna i nie szukająca kłopotów, a Ash się ciągle palił do nowych przygód.
- Teraz też się pali, jednak udaje, że jest inaczej - odpowiedziałam jej - Ale ja tam swoje wiem. Widzę wyraźnie, iż go pali, aby się złapać nowego zadania. Brakuje mu jakieś porządnej zagadki do rozwiązania.
- Tak uważasz? - zaśmiała się mama - Być może, ale czy tobie też tego brakuje?
- Owszem! Denerwuje mnie ta bezczynność. Mam takie przeczucie, że coś się szykuje, coś bardzo niedobrego, zaś my nie robimy nic, aby temu zapobiec. Normalnie rozrywa mnie to od środka. Denerwuje się, ponieważ nie wiem, co mam robić, a do tego jeszcze z tych nerwów brzuch mnie boli. Dlatego mam złe samopoczucie i... Co cię tak bawi?
Mama dusiła się ze śmiechu, kiedy usłyszała moje tłumaczenia.
- Kochanie... To nie jest żaden pęd ku przygodzie. Ty masz po prostu masz TE DNI.
- Serio? Przecież jeszcze się nie zaczęło.
- No to masz zapowiedź TYCH DNI, skarbie. Dlatego tak bzikujesz,ale spokojnie... Przyjdzie to, a wtedy poczujesz się lepiej.
- Czyżby, mamo? W te dni zwykle moje samopoczucie jest dalekie od przyjemnego.
- Spokojnie, skarbie, to tylko kilka dni i wszystko minie jak ręką odjął. Pierwszy dzień jest zwykle najgorszy. Oczywiście również sama zapowiedź też daje się we znaki, ale nie masz się czym przejmować. Jak za kilka lat wyjdziesz za mąż i urodzisz dzieci, to nie będziesz miała nawet czasu na to, aby mieć takie wyskoki podczas kobiecych dni.
- Poważnie? Mam rozumieć, że mówisz to z autopsji, tak?
- Być może - mama uśmiechnęła się do mnie tajemniczo - Głowa do góry, córeczko i zrób coś dla mnie.
- Co takiego?
- Bądź litościwa dla Asha, dobrze? Nie chcę, żeby on oberwał dlatego, że ty masz wyskoki.
Prawdopodobnie przez tą „zapowiedź kobiecych dni“ poczułam w tej chwili, jak się coś we mnie gotuje. Spokój mojej mamy tylko mnie irytował, a jej uśmiech na twarzy działał na mnie jak czerwona płachta na byka.
- Uważasz więc, że jestem agresywna, tak?! Że mogę zrobić krzywdę mojemu chłopakowi, bo nie umiem nad sobą zapanować?!
- Ależ skąd, kochanie. Tylko mówię, żebyś nie złościła się tak bardzo. Ja wiem, że w te dni łatwiej się kobiecie zdenerwować, ale nie popadajmy w paranoję.
- Może ty popadasz w paranoję, ale ja na pewno nie!
Mama wybuchła śmiechem, gdy zobaczyła moje zachowanie.
- Jesteś taka urocza, kiedy się złościsz, wiesz? Kocham cię, córeczko.
Jej szczerość i uśmiech były tak szczerze, że z miejsca przestałam się na nią złościć.
- Ja ciebie też kocham, mamo.
- Trzymaj się, Sereno. Tylko pamiętaj, nie daj się zbyt mocno we znaki Ashowi. Pewnie już przywykł do twoich wyskoków, ale mimo wszystko...
- Obiecuję być delikatna, mamo - powiedziałam.
Następnie pożegnałyśmy się i odłożyłam słuchawkę na widełki.
- Ech... Biedny Ash... Nawet nie wie, co go czeka - jęknęłam załamana - Muszę go uprzedzić, żeby wiedział z góry, co mnie czeka. Chociaż lepiej zrobi, jeśli po prostu nie będzie tego dnia mnie drażnić. Wtedy oboje łatwiej to przetrwamy.
***
Uprzedziłam mojego chłopaka o całej sytuacji, a ten obiecał być wobec mnie wyrozumiały i nie robić mi żadnych problemów z powodu tego, iż przez około kilka dni będę taka lekko niedysponowana, oczywiście nie w sensie dosłownym, ale zawsze. Niestety łatwiej jest powiedzieć niż zrobić. W tym wypadku mój ukochany nie wiedział nawet, co go czeka. Co prawda już niejeden raz miałam kobiece dni i on już doskonale wiedział, czego się może po mnie spodziewać. Mimo wszystko wiedza ta wcale nie uchroniła go przed narażaniem mi się.
Muszę tutaj wyjaśnić pewną rzecz, która mogła wyniknąć z powodu moich słów. Mianowicie chodzi tu o to, że mogliście pomyśleć, iż jestem niezłą zołzą, a wręcz agresywną wariatką, gdy dopada mnie ta przypadłość. Nie jest tak, ale po prostu pierwszego dnia tej przypadłości zawsze gorzej się czuję. Podobna rzecz ma miejsce wtedy, kiedy następuje tzw. zapowiedź tych dni. Wtedy brzuch mnie boli, a ja sama jestem niesamowicie podatna na gniew. Na całe szczęście dzięki temu, że ja i Ash już od jakiegoś czasu robimy to, co ze snem nie ma raczej zbyt wiele wspólnego, moje bóle są o zdecydowanie mniejsze niż przedtem, chociaż nie utraciłam ich całkowicie. Z tego właśnie powodu miałam różne bziki, kiedy mnie te dni spotykały. Na całe szczęście konsekwencje tych moich odchyłów od normy nie były nigdy groźne dla naszego życia. Tym razem miało być inaczej, ale może skończę spoilerować, tylko zacznę mówić do rzeczy.
Uprzedziłam więc, jak już wcześniej napisałam, Asha o moim stanie zdrowia, dlatego też mój ukochany stwierdził, że musi wobec mnie być naprawdę cierpliwy i nie prowokować mnie. Problem tylko polegał na tym, że często byle co mogło wywołać w mojej skromnej osobie gniew podczas tych dni. Tym razem też tak było.
Wszystko zaczęło się o poranku. Wiedziałam, że proces zamiany mojej osoby w zołzę został rozpoczęty, na całe szczęście byłam na to wszystko przygotowana, ponieważ w innym przypadku Ash miałby niezłą plamę krwi w łóżku, czego w żadnym razie na pewno by sobie nie życzył. Oszczędziłam mu tego dzięki przygotowaniu się do tej sytuacji, jednak niestety nie byłam gotowa na to, że od rana dopadną mnie nieprzyjemne myśli i to takie, jakbym wstała z łóżka lewą nogą.
- Ech... Nie ma to jak być kobietą - powiedziałam z lekką złością - Naprawdę my to mamy cudowne życie.
- UUUAAAA! Mówiłaś coś, Sereno? - zapytał Ash, budząc się i lekko przeciągając.
- Nic, co mogłoby cię zainteresować - odparłam z lekką irytacją.
Nie chciałam być wobec niego niemiła, ponieważ jednak tego oto dnia moje samopoczucie po prostu było do bani, to widok jego roześmianej buźki od samego rana mnie nieco zdenerwował.
- Oj, widzę wyraźnie, że ktoś jest tutaj w niezbyt dobrym humorze - rzekł na to mój luby, całując mnie w policzek.
Normalnie wtedy bardzo mocno wtuliłabym się w niego, ale tym razem było inaczej. Lekko odepchnęłam go od siebie, po czym mruknęłam:
- Weź się nie podlizuj, dobra?!
- O co ci chodzi, Sereno? Coś ty taka nie w sosie?
- A jaka mam niby być? W ketchupie? - burknęłam na to, cytując jego własną wypowiedź.
Ash zachichotał delikatnie.
- Ano tak! Zapomniałem! Mówiłaś mi o tym. Zaczęło się, prawda?
- Tak, zaczęło się... Dlatego też bądź tak uprzejmy i nie drażnij mnie niepotrzebnie.
- Przepraszam, Sereno. Nie chcę cię prowokować, dlatego zrobię tak, jak o to prosisz.
Popatrzyłam na niego z uśmiechem, po czym położyłam mu dłoń na dłoni i rzekłam:
- Ja też cię przepraszam, Ash. Naprawdę przepraszam. Nie chciałam cię wyzywać. To po prostu... No, sam rozumiesz. Kobieca przypadłość.
- Spokojnie, ja wszystko rozumiem i się nie gniewam. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Damy sobie radę.
Wtuliłam się w niego mocno mając nadzieję, że on ma rację i naprawdę nic złego nie może wyniknąć z mojej małej, kobiecej przypadłości.
***
Niestety, tym razem Ash nie miał racji. Wszyscy nasi przyjaciele mieli nieprzyjemność się przekonać o tym, jak bardzo mój ukochany się mylił. Ledwie bowiem zeszłam na śniadanie, a już dałam im się we znaki, kiedy Bonnie niechcący, próbując sięgnąć po butelkę mleka, niechcący potrąciła moją szklankę z sokiem i wylała płyn na obrus.
- Ojej, strasznie cię przepraszam - powiedziała dziewczynka.
- Czy ty nie możesz uważać, co robisz?! - zawołałam na nią gniewnie - Masz już dziesięć lat, a zachowujesz się gorzej niż roczny dzieciak!
- Przepraszam cię, Sereno - jęknęła Bonnie wręcz przerażona moim zachowaniem.
Dedenne zaskoczony i wyraźnie przestraszony schował się na głowie swojej trenerki.
- O co ci chodzi? Czemu tak na nią krzyczysz? - zapytał Max bardzo zdumiony.
- A ty czego się odzywasz?! Obrońca się znalazł! Normalnie drzecie ze sobą koty, a teraz to nagle ją bronisz, co?! - zawołała groźnie, aż okularnik niemalże ze strachu nie schował się pod stołem.
- Sereno, co cię napadło? - spytała Dawn.
- Pip-lu-li? - zaćwierkał Piplup.
- Właśnie! Nie zachowujesz się normalnie - dodał Clemont.
- Spokojnie, kochani. Nic jej nie jest - powiedział Ash z uśmiechem, po czym dodał szeptem: - Ona ma TE DNI.
- Jakie dni? - spytała Bonnie.
- Aha! Rozumiem - zawołała Dawn - To wiele wyjaśnia.
- Już wszystko jasne - powiedziała Delia Ketchum, patrząc na mnie z uśmiechem - Spokojnie, Sereno. W razie czego pomogę ci. Brzuch cię boli?
- Nie, proszę pani. Tylko trochę... Mam złe samopoczucie - odparłam już o wiele spokojniejszym tonem.
- Rozumiem, skarbie. Nie przejmuj się tym. To przecież żaden wstyd - rzekła moja przyszła teściowa - Wiesz, jeżeli chcesz, to możesz mieć dzisiaj wolne od pracy. Nie mamy dzisiaj wielkiego ruchu.
Propozycja Delia Ketchum była na tyle kusząca, że z miejsca na nią przystałam. Dlatego właśnie po śniadaniu, gdy inni poszli do restauracji, ja zostałam w domu.
- Na pewno nie chcesz iść z nami? - spytał Clemont.
- Właśnie... Może jednak pójdziesz? Trochę się rozerwiesz - dodała wesoło Bonnie.
- Nie, dziękuję. Jesteście kochani, ale zrozumcie... W takim stanie, w jakim jestem dzisiaj, to prędzej ja kogoś rozerwę.
Przyjaciele uśmiechnęli się do mnie przyjaźnie, a Ash podszedł i czule pocałował mnie w policzek.
- Trzymaj się, Serena. Widzimy się później - powiedział.
Ten gest był dla mnie bardzo miły, dlatego też podziękowałam mu za to i obiecałam, że później będę już w o wiele lepszym nastroju, tylko musi cierpliwie poczekać. Na razie zaś samotność dobrze mi zrobi, choć prawdę mówiąc wcale nie byłam samotna - w domu pozostał jeszcze Mister Mime, ale z nim raczej trudno jest o czymkolwiek porozmawiać. Wszak nie zna on migowego, a jedynie nawija w swoim własnym języku, którego za nic w świecie nie jestem w stanie zrozumieć.
Szybko się przekonałam, że niestety samotność zdecydowanie mi nie służy. Praktycznie na nic nie miałam ochoty. Próbowałam poczytać książkę, ale szybko mnie to zmęczyło. Chciałam też obejrzeć program w telewizji, jednak prędko zaczął mnie on irytować, dlatego zła wyłączyłam to grające pudło i padłam na kanapę załamana.
- Ech... Ja już mam tego dość! Co się ze mną w ogóle dzieje?! Nigdy mi tak nie odbijało, jak właśnie dzisiaj! - narzekałam głośno sama na siebie - Owszem, zawsze w te dni mam gorsze samopoczucie, ale nie aż tak. Teraz naprawdę nieźle przeginam. Po prostu super!
Spojrzałam na Mister Mime’a, który właśnie zamiatał salon.
- A ty co się gapisz?! - krzyknęłam na niego.
Pokemon przerażony szybko wrócił do swoich zajęć, a ja z miejsca pożałowałam swego zachowania.
- Och, przepraszam cię! Nie powinnam była krzyczeć. Co się ze mną dzieje?! To po prostu niesprawiedliwe!
Załamana wstałam z kanapy i poszłam na górę, do pokoju Asha. Gdy już się tam znalazłam, to usiadłam na łóżku, po czym spojrzałam w kierunku zdjęcia stojącego na nocnej szafce. Przedstawiało ono mnie i mego chłopaka objętych czule do siebie. Normalnie zdjęcie to potrafiło wywołać w moim sercu wzruszenie. Tym razem też tak było, lecz niestety, już chwilę potem zastąpił je gniew.
- To jest po prostu niesprawiedliwe! - krzyknęłam wściekle - Dlaczego chłopakom to się nie zdarza, co?! Tylko nas, biedne dziewczyny, spotyka taka dolegliwość! To jest zwyczajnie nie w porządku!
Następnie usiadłam po turecku i spojrzałam na postać Asha widniejącą na zdjęciu.
- Tak, słyszysz mnie?! To jest niesprawiedliwe! Ty nie masz żadnych zmartwień! Żadnych, a już na pewno nie takich, jakie ja mam! Ty jesteś po prostu szczęściarzem! To ty posiadasz talent do rozwiązywania zagadek i to ciebie wszyscy pamiętają jako wielkiego detektywa! I to na ciebie spływa cała sława, a ja co?! Kim jestem?! Tylko dodatkiem do twego boku! Twoim cieniem! Niczym się przy tobie nie wyróżniam! Nigdy też nie wybijam się ponad przeciętność! A wiesz, dlaczego?! Bo ty mi na to nie pozwalasz! Jesteś zazdrosny! Zwyczajnie mnie powstrzymujesz przed rozwijaniem się, bo się boisz, że będę lepsza od ciebie!
Następnie złapałam za zdjęcie i cisnęłam je na podłogę. Na szczęście był na niej gruby dywan, więc szkło od ramki się nie rozbiło.
- Boże... Co ja wyprawiam?! - jęknęłam zła sama na siebie.
Powoli i niemalże z czcią podniosłam zdjęcie i położyłam je ponownie na nocnej szafce.
- Przepraszam cię, Ash... Dobrze, że tego nie widzisz. Uznałabyś swoją dziewczynę za wariatkę. I miałbyś rację, ponieważ dzisiaj jestem kompletną wariatką. Nie wiem w sumie, dlaczego... Widocznie raz na jakiś czas musi mi podczas TYCH DNI odbijać.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Chwilę później usłyszałam, jak Mister Mime je otwiera, a następnie padają słowa:
- Dzień dobry. Mam list polecony do panny Sereny Evans.
Na dźwięk mojego nazwiska szybko zbiegłam na sam dół, wołając:
- To ja! Ja jestem Serena Evans!
Listonosz, którym był młody mężczyzna o czarnych włosach i szarych oczach, z Pidgeyem siedzącym mu na ramieniu, powiedział:
- To bardzo dobrze, bo mam polecony do ciebie. Proszę... Oto on.
Odebrałam od niego list bardzo zaintrygowana.
- Dziękuję.
- Proszę pokwitować.
Pokwitowałam i ponownie mu podziękowałam. On odparł, że to nic takiego, a następnie wskoczył na siodełko swego roweru i odjechał. Ja zaś przyjrzałam się uważnie kopercie listu, który otrzymałam.
- Hmm... Nie ma nadawcy... - powiedziałam sama do siebie - Stempel wydaje się nie pochodzić z Kanto, choć tu mogę się mylić. W każdym razie na pewno nie jest z Kalos. Znam doskonale tamtejszy stempel.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że poza Mister Mimem nikogo przy mnie nie ma.
- Ech... No, tak... Przecież wszyscy są w pracy. Gadam sama do siebie i mam zaniki pamięci. Coraz lepiej.
Powoli otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej list, który natychmiast zaczęłam czytać.
Szanowna Panno Evans,
Mam wielką przyjemność poinformować Panią, że zajęła Pani pierwsze miejsce w konkursie na najlepszą rymowankę reklamującą naszą pastę do zębów „Błysk“. Gratulujemy więc Pani bardzo serdecznie i zapraszamy do odebrania nagrody, którą to jest wycieczka statkiem na Wyspę Ogden oraz darmowy pobyt w tamtejszym kurorcie przez tydzień. Może Pani zabrać ze sobą jedną lub dwie osoby towarzyszące, najlepiej płci żeńskiej, choć nie ma takiego wymogu.
Proszę się pospieszyć z podjęciem decyzji. Wynajęty przez nas statek o nazwie „Jutrzenka"“ będzie czekał dnia 29 listopada 2006 roku do godziny 12:00 w południe w porcie niedaleko Alabastii. Jeśli się Pani nie zgłosi, to wówczas uznamy, iż nie jest Pani zainteresowana naszą wycieczką.
Serdecznie pozdrawiam i liczę, że jednak zechce Pani wziąć udział w naszej wycieczce.
Dominique Vidoque
Dyrektor do spraw marketingu firmy „Błysk“.
PS. Jeżeli się Pani zdecyduje, to proszę przynieść ze sobą ten list na statek oraz dowód tożsamości potwierdzający, iż jest Pani tym, za kogo się podaje. W innym wypadku niestety nie będzie mogła Pani wziąć udział w naszej wycieczce.
- To bardzo interesujące - powiedziałam sama do siebie - Hmm... Firma „Błysk“? Nie przypominam sobie, abym...
Nagle uderzyłam się dłonią w czoło.
- Ano tak! Faktycznie! Jak mogłam o tym zapomnieć?! Przecież ja i Ash wysyłaliśmy rymowankę na slogan reklamowy do tej firmy. Był taki konkurs w gazecie. Ale super! Nie sądziłam, że wygramy i wysłaliśmy go tylko tak dla zabawy, a tu proszę! Jaka niespodzianka!
Uśmiechnęłam się zadowolona sama do siebie, a następnie złapałam w objęcie Mister Mime’a, po czym uścisnęłam go mocno.
- Super! Ale się Ash ucieszy, kiedy mu o tym powiem! - zawołałam radośnie.
***
Jednak niestety Ash nie ucieszył się wcale na wieść o tym, że wygrałam ten konkurs. Był wręcz bardzo zaintrygowany tą wygraną, co mnie bardzo uraziło, jednak starałam się nie denerwować, ponieważ zdecydowanie byłam zbyt szczęśliwa, dlatego też powiedziałam:
- Och, ty niedowiarku! Czy to tak trudno ci uwierzyć w to, że mogę wygrać jakiś konkurs?
- Ależ nie... Wcale to nie jest trudne do uwierzenia, ale... Masz jeszcze ten list i kopertę?
- Tak... A co?
- Możesz mi je pokazać?
Byłam zdumiona jego zachowaniem. Zamiast skakać ze mną z radości z tego powodu, to jeszcze on robił problemy. Nie rozumiałam go, ale co tam! Czy facetów w ogóle można zrozumieć?
Podałam Ashowi to, o co mnie poprosił, on zaś obejrzał to sobie bardzo dokładnie przez lupę.
- Szukasz odcisków palców? - spytałam.
- Owszem, ale tylko na liście. Na kopercie ich szukać nie ma sensu.
- A to niby czemu?
- Ponieważ koperty dotykało wiele osób, łącznie z tobą i pracownikami poczty oraz osobą, która to wysyłała. Ale list to co innego. Nie licząc twoich odcisków palców znajdują się tam na pewno jeszcze odciski tych osób, które go pisały. Bardzo mnie ciekawi tożsamość tej osoby.
- Możesz zatem poprosić Maxa, żeby poszukał jakiś danych na jego temat.
- Jego? Skąd wiesz, że to mężczyzna?
- Bo ma na imię Dominique.
- Zapominasz chyba, że po francusku to imię może być równie dobrze męskie, jak i żeńskie.
Byłam zła, że Ash mnie poprawia, jednak jeszcze bardziej byłam zła na siebie samą, iż jakoś sama tego nie zauważyłam, ale nie powiedziałam tego głośno.
- Nie zapomniałam o tym, ale chciałam sprawdzić, czy ty to wiesz - powiedziałam, chcąc się jakoś wytłumaczyć.
Ash popatrzyłam na mnie ironicznie i lekko zachichotał.
- Tak, oczywiście. Jakżebym śmiał w to wątpić.
Jego chichot tylko mnie zirytował, dlatego też zacisnęłam dłoń w pięść i warknęłam na niego:
- Ashu Ketchum... Prowokuj mnie dalej, a naprawdę zaraz zobaczysz, do czego jestem zdolna.
Mój luby popatrzył mi w oczy ze smutkiem, westchnął i rzekł:
- No, dobrze... Przepraszam cię, Sereno. Nie chciałem, aby moje słowa zabrzmiały jak kpiny, bo to nie były żadne kpiny. Tak czy siak cieszę się, że wygrałaś ten konkurs, ale bardzo mnie niepokoi to zaproszenie.
- A to niby czemu?
- Sam nie wiem... Nie umiem jakoś tego uzasadnić. Po prostu mnie to niepokoi. Właściwie to skąd oni wiedzieli, że tutaj mieszkasz? O ile dobrze wiem, jesteś jeszcze zameldowana w Vaniville w Kalos.
- Tak, ale mam tymczasowy meldunek również tutaj. Zapomniałeś, że Delia mi go załatwiła?
- Nie zapomniałem tego, ale jaki podałaś adres korespondencyjny, gdy wysyłałaś tę rymowankę?
- Ten, pod którym obecnie się znajdujemy.
- Jesteś tego pewna?
- Czy to przesłuchanie?! - zawołałam z gniewem, biorąc się pod boki.
- Przepraszam... Chcę tylko wiedzieć - odparł Ash.
Westchnęłam głęboko, aby nie wybuchnąć na niego gniewem, po czym odparłam na to ponuro:
- Tak, jestem tego pewna. Podałam ten adres.
- Rozumiem. Ale dlaczego piszą do ciebie, skoro oboje wysyłaliśmy im tę rymowankę?
- No... Bo w sumie to mogłam zapomnieć napisać w liście, że razem ją wymyśliliśmy. Wydaje mi się, że chyba napisałam tylko moje nazwisko pod naszym wierszykiem.
- Aha... Tak, to wiele wyjaśnia.
Z głosu Asha bił lekki smutek lub nawet żal. Widocznie mój ukochany nie był zadowolony, że przypisałam sobie całą zasługę za coś, co oboje stworzyliśmy, ale cóż... Przecież mogłam wziąć ze sobą na tę wycieczkę kogo tylko zechcę. A więc czemu nie miałabym wziąć jego? Powiedziałam mu to, a on odparł:
- Spokojnie, kochanie. Jeszcze niczego nie planuj. Najpierw muszę się przyjrzeć temu listowi.
- Ale wyjazd jest już jutro!
- Nie bój się, kochanie... Do tego czasu odzyskasz swój list, a na razie muszę go pożyczyć od ciebie.
- Pożyczyć?
- Na kilka godzin. Potem ci go oddam.
Nie rozumiałam, po co mu ten list, jednak skoro tak bardzo mu na tym zależało, to uznałam, że niech tak będzie. Pozwoliłam mu wziąć ten list, a on wziął go ze sobą, wskoczył szybko na swój motor i pojechał nim gdzieś, oczywiście w towarzystwie wiernego Pikachu.
Wrócił dopiero po dwóch godzinach. Z miejsca go wówczas zapytałam, czy ma list. On mi go oddał, po czym powiedział:
- Osobiście odradzam ci płynąć gdziekolwiek tym statkiem.
- A to niby czemu? - zapytałam nieco poirytowana.
- Ponieważ ja i porucznik Jenny mamy poważne obawy co do tego listu.
- Słucham?! Zaniosłeś ten list na policję?
- Tak, zaniosłem.
- A wolno wiedzieć, po co?
- A chociażby po to, aby sprawdzić, czyje odciski palców się na nim znajdują, nie licząc twoich.
- I twoich też.
- A nie! Bo ja dotykałem go przez rękawiczki. Zapomniałaś?
Zacisnęłam dłoń w pięść ze złości.
- Tak, rzeczywiście. No, dobrze. Powiedz mi tylko, co za podejrzenia chodzą ci po głowie, że aż musiałeś korzystać z pomocy policji?
- Nic takiego. Tylko tyle, iż czuję tutaj jakiś przekręt.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, popierając go.
- Przekręt? - spytałam zdumiona - A niby jaki?
- Nie wiem... Ale nie sądzisz, że lepiej jest to dokładniej sprawdzić zamiast pchać się na własne życzenie w paszczę Aerodactyla?
- Jaką paszczę? Jakiego Aerodactyla? Ash, ty naprawdę już dostajesz niezłej paranoi przez ten swój zawód!
- Mój zawód? - spytał mnie zdziwiony mój luby - Przecież ty także ten zawód wykonujesz. Zapomniałaś o tym?
- Nie, nie zapomniałam, po prostu pamiętam doskonale o tym, aby nie popaść w paranoję i wszędzie widzieć spiski na swoje życie.
Mówiłam to z goryczą i gniewem. Ash bez trudu to wyczuł, ponieważ jego twarz przybrała smutny widok, a następnie rzekł:
- Przepraszam cię, Sereno... Przepraszam za to, że chcę cię chronić.
Zacisnęłam pięść ze złości, a mój umysł ogarnęła wściekłość.
- Chcesz mnie chronić, tak?! Zupełnie jak moja kochana mamusia! Ona też mnie wiecznie chciała chronić! I sam doskonale wiesz, jak ona to robiła! Wpędziła mnie przez to w kompleksy! To przez nią stałam się przerażoną dziewczyną bojącą się żyć! Chcesz, żebym znowu taka była? Chcesz tego?!
Ash popatrzył na mnie nieco przerażony.
- Ależ spokojnie, Sereno. Ja wcale tego nie chcę. Po prostu... Martwię się o ciebie.
- Ona mówiła mi to samo, kiedy po latach mi się tłumaczyła ze swego zachowania.
- Sereno, twoja matka może cię i skrzywdziła...
- Może?! Na pewno!
- Ale przecież nie zrobiła to specjalnie, a poza tym nieświadomie nam pomogła się spotkać. To dzięki niej jesteśmy razem.
Pod wpływem tego argumentu uspokoiłam się nieco i powiedziałam smutnym tonem:
- Może i tak, ale proszę cię, nie chroń mnie wbrew mojej woli, dobrze? Nie jestem przecież kaleką ani nie jestem upośledzona umysłowo, aby mnie trzeba było chronić za wszelką cenę przed światem, bo ten mnie skrzywdzi.
- Rozumiem, Sereno, ale mimo wszystko...
- Nie ma żadnego „mimo wszystko“! Daj mi już spokój, Ash! Ja chcę wybrać się na tę wycieczkę i to zrobię!
- Nawet jeśli to będzie zagrażać twojemu życiu?
- Nawet wtedy.
- Wybacz, ale nie mogę ci na to pozwolić. Pikachu także nie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo jego starter.
Poczułam, jak ogarnia mnie gniew i choć w głębi serca wcale tego nie chciałam, to popatrzyłam na nich obu zła jak Beedrill, po czym zawołałam:
- Dość tego, Ashu Ketchum! Ja dobrze wiem, że możesz mieć paranoję z powodu swojego zawodu, ale teraz już przesadziłeś!
- Sereno, ja...
Nie dałam jednak mu dojść do słowa.
- Nie, Ash! Nie będziesz mną rządzić! Nie będziesz mi mówić, dokąd mam płynąć, a dokąd nie! Możesz sobie zrzędzić, ale ja i tak popłynę na tę wycieczkę, zatem zapomnij o tym, że możesz mnie przekonać do zmiany zdania!
- Sereno...
- Nie przekonasz mnie, Ash! Nie będziesz mnie chronić wbrew mojej woli, rozumiesz?!
Ash i Pikachu wpatrywali się w moją postać ponurym wzrokiem, po czym pierwszy z nich powiedział:
- Skoro tak stawiasz sprawę, to proszę bardzo... Widać, że masz dzisiaj TE DNI, bo naprawdę ci odbija. Normalnie się tak nie zachowujesz.
Chciałam go walnąć, ale szybko porzuciłam tę myśl. Nie chciałam być przecież agresywna. W ogóle te wszystkie słowa, które wypuściłam z mojej głupiej japy były żałosne i szybko ich pożałowałam, ale wtedy byłam zbyt dumna na to, aby się do tego przyznać.
Chwilę później Ash i Pikachu poszli do pokoju na górze, a następnie z niego dobiegła mnie dzika gra skrzypiec. Mój luby, chcąc się wyładować po tym, jak na niego nakrzyczałam, zaczął grać utwór Nikolaja Rimskiego-Korsakowa o nazwie „Lot trzmiela“, pochodzący (jeśli się nie mylę) z baletu „Baśń o carze Sałtanie“. Po sposobie, w jakim to Ash wygrywał tę melodię domyślałam się, że raczej nie ma on dobrego humoru, a wręcz jest nieźle wkurzony.
- Phi... Obrażalski - powiedziałam do siebie - A ja chciałam go wziąć ze sobą na tę wycieczkę. A guzik z pętelką, Ash! Nie zamierzam ci niczego proponować! Jeszcze sam będziesz tego żałować!
***
Teraz, gdy o tym myślę, to dochodzę do wniosku, jaka byłam głupia i lekkomyślna. A wszystko przez te moje kobiece przypadłości, a prócz tego jeszcze moją głupią dumę. Po mojej małej sprzeczce z Ashem postanowiłam zaprosić na wycieczkę jakieś moje dwie przyjaciółki. Jedynie May i Dawn wyraziły zgodę. Obie nie ukrywały przy tym, że podzielają zdanie Asha w sprawie tej wycieczki. Uważały, iż cała ta wyprawa brzmi dość podejrzanie, a przynajmniej Dawn tak mówiła, gdyż May z kolei miała nieco mieszane uczucia w tym względzie i sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Darowała sobie jednak komentarze w stylu mojego chłopaka, na całe szczęście, bo nie wiem, czy bym je zniosła.
Tak czy inaczej wieczorem, gdy szłam spać, zastałam Asha w pokoju, jak siedział smutno i wpatrywał się w nasze zdjęcie. Kiedy mnie zobaczył, to na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech, a on sam powiedział:
- Witaj... Ładnie wyglądasz.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego.
Następnie powoli usiadłam na łóżku, mówiąc:
- Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam. Nie powinnam tego robić. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej, ale...
- Nie musisz mi się tłumaczyć, Sereno - odparł na to Ash - Ja wiem doskonale, że przez TE DNI musisz być gorsza niż jesteś normalnie. To jest niestety chyba nieuniknione.
- Być może... Ale mam nadzieję, że rozumiesz jedną ważną rzecz.
- Jaką?
- Że mnie nie zatrzymasz. Ja jutro płynę na Wyspę Ogden.
- I naprawdę nic cię nie przekona do zmiany zdania?
- Przykro mi, ale nie.
- Dobrze, niech tak będzie, ale jak wpadniesz w tarapaty, to potem nie mów mi, że cię nie ostrzegałam.
Zaśmiałam się lekko, po czym położyłam się na łóżku.
- A będziesz za mną tęsknić, gdy mnie nie będzie?
- Też pytanie - parsknął śmiechem mój chłopak, kładąc się obok mnie - Będę tęsknić i to jeszcze mocniej, niż ci się wydaje.
- Mam nadzieję - dodałam wesoło.
Następnie pozwoliłam mu, żeby mnie przytulił do siebie i zasnęłam bardzo zadowolona, że jakoś znaleźliśmy wspólny język.
Oczywiście pewnie ktoś zapyta, dlaczego uparłam się, żeby płynąć na Wyspę Ogden? No, cóż... Z jednej strony to była ciekawość, a z drugiej po prostu moja głupia duma, która kazała mi przeć do przodu, ponieważ, jeżeli zostanę, to tylko dowiodę, że Ash może mną rządzić. Nie chciałam, aby miał takie przeczucie, iż może wydawać mi rozkazy. O nie! W żadnym razie nie mogłam na to pozwolić. On musiał wiedzieć, iż jestem osobą niezależną i kiedy chcę gdzieś popłynąć, to po prostu to zrobię.
Teraz, z perspektywy czasu widzę, jaka byłam głupia, a moja duma była w dużej mierze motywowana przez moją kobiecą przypadłość. Pewnie bez niej umiałabym racjonalnie wszystko ocenić. Jednak przez nie było mi o wiele trudniej myśleć. Dlatego właśnie skończyło się to właśnie tak, jak się skończyło, czyli mało przyjemnie. Gdyby nie Ash... Wolę nie myśleć, co by się mogło wtedy stać.
***
Następnego dnia spakowałam się i po śniadaniu ruszyłam w drogę do portu, aby z niego wejść na pokład statku „Jutrzenka“, którym miałam ruszyć w drogę. Razem ze mną wyruszyć miały też May i Dawn. Obie były już spakowane i gotowe do drogi. Zjadłyśmy więc razem posiłek z naszą drużyną w domu Delii Ketchum, po czym pożegnałyśmy Asha i całą resztę. Mój luby był bardzo smutny i zaniepokojony.
- Naprawdę nie powinnaś tego robić, Sereno - powiedział detektyw z Alabastii - Porucznik Jenny jeszcze nie wie, do kogo należą odciski palców znalezione na liście, ale z pewnością dzisiaj mi o tym powie.
- Nie mogę czekać na wiadomości w tej sprawie - stwierdziłam smutno - Naprawdę muszę już iść. Statek będzie niedługo odpływać, a ja muszę być na miejscu, gdy to się stanie.
- Skoro tak, to trudno... Do zobaczenia - powiedział mój luby.
Następnie objął mnie on mocno do siebie, pogłaskał powoli me włosy, a następnie złączył moje usta ze swoimi.
- Do zobaczenia, kochanie. Mam nadzieję, że szybko powrócisz tu cała i zdrowa.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, wskakując mu na ramię.
Ash uśmiechnął się delikatnie, po czym spojrzał na May i Dawn.
- Dbajcie o Serenę - powiedział - I pilnujcie, żeby nie pakowała się w jakieś kłopoty.
- Spokojnie, będziemy jej pilnować - odparła wesoło Dawn.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał wesoło Piplup, siedzący wręcz na głowie swojej trenerki.
- Choć na twoim miejscu to ja bym jej sprawiła niezłe lanie i wybiła jej z głowy takie pomysły - dodała May.
- Niech by tylko on spróbował - zaśmiałam się wesoło - Zobaczyłby, na co mnie stać.
- Coś mi mówi, że rzeczywiście bym to zobaczył - zachichotał lekko mój luby - Ale w sumie to bardzo kusząca propozycja, May. Może jeszcze z niej skorzystam, kto wie?
- Spróbuj tylko - pogroziłam mu palcem.
Byłam zadowolona, że pogodził się on z tym, że nie muszę go wiecznie słuchać i robić jedynie to, co on pochwala. Widziałam wyraźnie, iż wolałby, abym została w domu, ale cóż... Nie mogąc przeforsować swojej decyzji, pogodził się z moją i odpuścił. Zadowolona z takiego stanu rzeczy powoli pożegnałam wszystkich moich przyjaciół, a następnie razem z May i Dawn ruszyłam w kierunku portu.
- Wiesz... A może mimo wszystko jeszcze zmienisz zdanie? - zapytała mnie panna Seroni, ściskając w objęciach swego Piplupa - Przecież Ash ma rację. Ta cała sprawa jest naprawdę podejrzana.
- Mam nadzieję, że się mylisz - odezwała się panna Hameron - Ja tam wolę nie pchać się w samo niebezpieczeństwo.
- Więc czemu płyniesz ze mną, skoro masz takie obawy? - spytałam.
- Bo nie chcę pozwolić na to, abyś płynęła sama - odparła na to May - Skoro szukać guza, to proszę bardzo, ale znajdź go w naszym towarzystwie, a może na coś ci się jeszcze przydamy.
- Właśnie tak! - zawołała wesoło Dawn - Przyjaciółki powinny trzymać się razem, prawda?
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup.
Na takiej oto rozmowie minął nam czas. Później May i Dawn zaczęły razem rozmawiać ze sobą, a ja wspominałam, jak na chwilę przed tym, nim poszłam się pożegnać z przyjaciółmi do restauracji „U Delii“ spotkałam Madame Sybillę. Kobieta próbowała mi powiedzieć, że powinnam dać sobie spokój z wyjazdem, jednak jej mówienie zagadkami zdenerwowało mnie na tyle, że uciekłam nie chcąc nawet słuchać argumentów kobiety. Teraz żałuję, iż tak postąpiłam, ale wiadomo... Mądry człowiek po szkodzie.
Wracając do rzeczywistości, to ja, May i Dawn szłyśmy przed siebie w kierunku portu, a kiedy już tam byłyśmy, to z miejsca zaczęłyśmy szukać statku „Jutrzenka“. Znalezienie go nie było na szczęście wcale trudne. Był to bardzo piękny, biały okręt wycieczkowy wyglądający naprawdę okazale. Podeszliśmy do miejsca, w którym był on zakotwiczony. Tam zaś zaczepił nas jeden mężczyzna w mundurze marynarskim.
- Panienki do kogo? - zapytał nas nieznajomy.
- Jestem Serena Evans i mam płynąć tym statkiem na wycieczkę na Wyspę Ogden - odpowiedziałam mu.
- Rozumiem. A więc jesteś w sprawie wycieczki sponsorowanej przez firmę „Błysk“?
- Dokładnie tak.
- Czy masz list od przedstawicieli tej firmy?
- Tak, mam.
- Pokaż, proszę.
Pokazałam go. Mężczyzna obejrzał list sobie dokładnie, po czym rzekł:
- Wszystko się zgadza. A dowód tożsamości?
- Proszę - pokazałam mu legitymację detektywa.
- O! No, proszę! To ty jesteś asystentką Sherlocka Asha?
- Właśnie tak.
- Doskonale. A te panie to osoby towarzyszące?
- Dokładnie tak.
- Świetnie. A zatem zapraszam na pokład. Kajuta nr. 5 jest do waszej dyspozycji.
Następnie odsunął się od wejścia i zasalutował nam wesoło. W zamian obdarzyłyśmy go przyjemnym uśmiechem, po czym powoli weszliśmy na pokład statku, po którym kręciło się już wiele osób obojga płci w różnym wieku. Powoli przeszliśmy przez tłum owych ludzi, aż dotarliśmy do kajuty nr. 5, która została nam przydzielona. Ledwie tam się znalazłyśmy, a zaraz ulokowaliśmy się na naszych łóżkach.
- Tu jest po prostu super - powiedziałam wesoło.
- Owszem, niczego sobie - dodała May z uśmiechem - Choć widziałam już lepsze statki.
- Zauważyłyście coś ciekawego? - spytała Dawn.
- Co takiego? - zapytałam.
- Wiecie... Nigdzie tutaj nie ma żadnej osoby w wieku podobnym do naszego - rzekła moja najlepsza przyjaciółka - Wszyscy inni pasażerowie, których mijaliśmy, są już dorośli. Tylko my tu jesteśmy nastolatkami.
- Może się mylisz? Może niektórzy nastolatkowie są nieco wyrośnięci - zauważyłam.
- Być może - powiedziała panna Seroni - Mimo wszystko to mnie nieco niepokoi.
- Ech, gadanie! - zawołała May - Nawet nie mów mi tego wszystkiego, bo za chwilę zwariuję od świadomości, że być może cała nasza zwariowana trójka właśnie wpakowała się w niezłe kłopoty.
- A co, jeśli mam rację?
- Może i masz rację, Dawn, ale... Ja naprawdę wolę o tym teraz nie myśleć. Już zaczynam przekonywać samą siebie do tego, że ani ty, ani Ash wcale nie jesteście pechowi i nie ściągacie mi pecha na głowę, a tu nagle słyszę coś takiego. Musisz mnie straszyć?
- To nie jest straszenie cię, May, a jedynie racjonalne spojrzenie na całą sytuację.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał Piplup, wpatrując się w swoją trenerkę.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć o tym, co powiedziała mi moja przyjaciółka. W końcu miała ona rację, bo sama poczyniłam podobną obserwację. Jednak mimo wszystko miałam wielką nadzieję, że myli się w tej sprawie. Dopiero wtedy Ash będzie sobie ze mnie szydził i mówił: „A nie mówiłem“, gdy się okaże, że jednak miał rację.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha:
Decyzja Sereny o tym, że mimo wszystko popłynie ona „Jutrzenką“ na Wyspę Ogden bardzo mnie zasmuciła. Czułem, iż w tym wszystkim jest coś bardzo niepokojącego, ale nie umiałem sobie tego racjonalnie wytłumaczyć i wiedziałam, że to tylko moje przeczucie, nic więcej. Mimo wszystko bałem się o nią, dlatego też postanowiłem robić, co tylko mogę, aby jakoś ją od tego odwieźć. Gdy jednak poniosłem porażkę w tej sprawie, to nie miałem innego wyboru, jak tylko pogodzić się z tą sytuacją.
- Serena nie jest dzieckiem i sama o sobie musi decydować - mówiłem ponuro do Pikachu - Prawda, stary? Nie powinniśmy więc jej do niczego zmuszać. Naprawdę ona ma już siedemnaście lat i powinna chyba mieć dość rozsądku, aby wiedzieć, co robi.
Pogłaskałem delikatnie mojego startera za uszami, mówiąc:
- Trudno... A więc popłynęła. Skoro tak być musi, to niech tak będzie. Ale wolę się mylić. Wiem, że to głupio zabrzmi, jednak chciałbym się mylić co do moich podejrzeń. Serena może być w wielkim niebezpieczeństwie. Nie chcę jej na to narażać. Wolę więc nie mieć racji, ale coś mi mówi, że jednak mam.
Spojrzałem na Pikachu i dodałem:
- Ciężko jest mieć tak zawsze rację prawda?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał mój starter.
- No, właśnie.
Następnie pogłaskałem go znowu po łebku i powoli wstałem, aby zająć się swoimi obowiązkami, ale niestety, moje myśli wciąż krążyły wokół niej. Praktycznie rzecz ujmując, to nie umiałem na niczym innym się skupić i myślałem tylko o tym, czy wszystko z nią w porządku. Chciałam nawet za pomocą laleczek od Latias skontaktować się z Sereną, ale szybko sobie to darowałem, bo przecież w ten sposób dałbym jej satysfakcję, a tego przecież nie chcę. Jeśli ona ma jakieś problemy, niech sama mnie poprosi o pomoc. Chociaż... Co będzie, jeśli to okaże się niemożliwe?
Takie oto myśli krążyły mi po głowie, kiedy zajmowałem się swoimi obowiązkami w restauracji „U Delii“. Na całe szczęście, pomimo mojego zamyślenia nie upuściłem żadnego talerza ani też nie pomyliłem żadnego zamówienia. Wszystko było w porządku, jeśli chodzi o moje obowiązki, ale w moim sercu panował prawdziwy niepokój. W głowie zaś krążyły mi setki myśli pełne przerażających myśli na temat losu, jaki może spotkać Serenę. Gdy zaś praca na ten dzień się skończyła, to zadowolony poszedłem z moim wiernym Pikachu na spacer. Szedłem sobie spokojnie, rozmyślając przy tym o wszystkim, co miało miejsce tego dnia. Po drodze wstąpiłem oczywiście na posterunek policji, aby sprawdzić, czy już wiedzą coś o tych odciskach palców. Niestety wiadomości nie były pomyślne.
- Jeszcze nie wiemy - powiedział do mnie Bob, który mnie przyjął - Nasi specjaliści sprawdzili naszą bazę danych. Koleś nie jest przestępcą z Alabastii. Musimy poszukać go w innych miastach. Możliwe, że też to jest jakiś drań z innego regionu.
- Tego się właśnie obawiałem - odparłem smutno.
- Wiesz, Ash... Nie powinieneś niepotrzebnie siać paniki - rzekł na to policjant, uśmiechając się do mnie przyjaźnie - Być może to, że nie mamy tych odcisków palców w swojej bazie danych oznacza po prostu, iż koleś jest niewinny, a Serenie z jego strony nic nie grozi.
- Może masz rację... - westchnąłem głęboko - No, cóż... Dziękuję ci bardzo, przyjacielu. Bardzo ci dziękuję.
Następnie pożegnałem go i wyszedłem z posterunku w towarzystwie mego wiernego Pikachu.
- Może Bob ma rację - stwierdziłem smutno - Może niepotrzebnie się wszystkim przejmuję? Może naprawdę Serenie nic nie grozi? Może i ona ma rację, gdy mi mówiła, że ja tylko szukam dziury w całym?
- Pika-pika! - pisnął smętnie Pikachu.
- Sam nie wiem, co mam o tym myśleć. Chcę być spokojny, a jednak się niepokoję. To wszystko jest naprawdę głupie.
- Hej, Ash!
Jakaś kobieta mnie wołała na ulicy. Odwróciłem się w poszukiwaniu miejsca, skąd dobiegał mnie jej głos i zauważyłem wtedy stojącą na drugiej stronie ulicy Maren. Była jak zwykle ubrana w swój pomarańczowy strój i czapkę z daszkiem.
- Witaj, Maren! - zawołałem wesoło, podchodząc do niej - Co ty tutaj robisz? Myślałem, że wypłynęłaś z Alabastii zanim my z Sereną, Misty i Brockiem tu wróciliśmy.
- Bo tak było... Po tej awanturze z Poketydą, w której to brali udział Dawn i spółka, zostałam na jakiś czas tutaj, a potem pojechałam odwiedzić Herberta Jonesa.
- Poważnie? Czyli jest coś między wami? - zachichotałem.
Maren zarumieniła się lekko, gdy to usłyszała.
- Nie mam pojęcia, do czego nawiązujesz. Chyba, że chodziło ci o przyjaźń, bo jeśli tak, to wiedz, iż masz rację. Przyjaźnimy się.
- Akurat nie o przyjaźń mi chodzi, ale niech ci będzie. Co tam u niego słychać?
Dziewczyna nagle posmutniała, gdy wspomniałem detektywa.
- Ja właśnie w tej sprawie. Posłuchaj... Gdzie tu można na spokojnie pogadać? Nie lubię opowiadać na stojąco.
- Najlepsza jest chyba kawiarnia „Pod Różą“ - odpowiedziałem bardzo przejęty tonem, jaki nagle przybrała moja przyjaciółka - Ale co się stało? Co z panem Jonesem?
- Opowiem ci wszystko, jak znajdziemy tą kawiarnię - rzekła Maren.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
O matko, dzieje się tutaj i to naprawdę sporo. :) A wszystko zaczyna się od tego, że Serena ma TE DNI i wszystko ją drażni, nawet najmniejszy drobiazg potrafi wywoływać u niej ogromne ataki gniewu, a nawet furii, co szybko uświadamia jej Grace. Początkowo dziewczyna nie przyjmuje tego do wiadomości, jednak szybko zaczyna przyznawać rację mamie. Przed spotkaniem z Ashem uprzedza go, że może być lekko rozdrażniona, co chłopak przyjmuje ze zrozumieniem. Niedługo potem ma tego demonstrację, gdyż Serena wydziera się na Bonnie gdy ta przypadkowo rozlewa naczynie z mlekiem, a Max ją broni, więc i jemu się obrywa. Na szczęście Delia i Dawn wszystko w mig pojmują, a ta pierwsza wręcz proponuje Serenie wolny dzień. Dziewczyna wraca więc do domu i tam się niemiłosiernie nudzi. Wszystko ją drażni, nawet książki i telewizja, niestety obrywa też niechcący Mr Mime.
OdpowiedzUsuńNagle przychodzi do niej przesyłka - okazuje się nią być zawiadomienie o zwycięstwie w konkursie na rymowankę reklamującą produkty firmy "Błysk" oraz zaproszenie na wycieczkę statkiem na Wyspę Ogden z dwiema osobami towarzyszącymi. Uradowana dziewczyna pokazuje list Ashowi, jednak ten jest sceptycznie do tego nastawiony i nieufnie. Jest również zawiedziony, gdyż on wspólnie z Sereną napisał tą rymowankę na konkurs, a pod pracą podpisała się jedynie ona sama.
Mimo wszystko podchodzi do całej tej akcji z wycieczką dość nieufnie i zanosi list na policję, czym wywołuje ogromną wściekłość Sereny, która nie ma zamiaru rezygnować z wycieczki, mimo iż Ash próbuje jej tego zdecydowanie zabronić. Wywiązuje się między nimi ogromna awantura, jednak po kilku godzinach udaje im się dojść do zgody. Na drugi dzień Serena wraz z Dawn i May wyjeżdża na wyspę Ogden. Jest zaskoczona, że tylko one trzy są nastoletnimi pasażerkami statku, pozostali są dorośli. Nie widzą w tym jednak nic podejrzanego.
W tym samym czasie w Alabastii Ash idzie na posterunek dowiedzieć się czegoś na temat listu, jednak niestety wciąż nic nie wiadomo. W drodze powrotnej spotyka Maren, która wróciła właśnie od Herberta Jonesa (na moje oko między nimi coś jest, ale to się zapewne jeszcze okaże). I właśnie w jego sprawie ma zamiar porozmawiać z Ashem...
Rozdział bardzo ciekawy i wierzę, że dalej będzie tak samo ciekawy, drogi Kronikarzu. :)
Ocena: 1000000000000000000/10 :)