Upadek mistrza cz. IV
Pamiętniki Sereny c.d:
Mieliśmy bardzo ciekawe nowiny dla aspirant Jenny, dlatego też, kiedy tylko przyszliśmy do Centrum Pokemon, zaraz zadzwoniliśmy na policję, aby przekazać jej te wiadomości. Mieliśmy szczęście, ponieważ dziewczyna była wtedy obecna na posterunku.
- Witajcie, kochani! - zawołała radośnie, kiedy się ukazała na ekranie telefonu - Miło was znowu widzieć. Czy macie może jakieś wiadomości dla mnie?
- Jak najbardziej - odpowiedział jej Ash - Mamy szklankę z odciskami palców Anthony’ego Lessarda.
Policjantka była wręcz wniebowzięta, gdy to usłyszała.
- Wspaniale! Doskonale! Zaraz do was jadę! Muszę mieć te odciski!
- Powiedz mi tylko jedno, Jenny - powiedziałam - Dlaczego niby nie mogłaś oficjalnie jechać do Lessarda i nie poprosić go o odciski? Musiałby je nam dać, bo przecież jest podejrzanym.
- Niby tak, ale czy wtedy mielibyście taką wielką frajdę i akcję jak w filmach kryminalnych? - spytała wesoło panna aspirant.
- Zależy, co uważasz za frajdę - odparłam z lekką ironią - Ale tak czy siak mamy to, czego chcieliśmy, choć zdecydowanie wizyta w domu Lessarda nie była wcale tak przyjemna, jak ci się wydaje.
- A co? Był agresywny?
- Delikatnie mówiąc.
- Nie spodziewałam się po nim niczego innego, ale wiem, że doskonale sobie umiecie dać radę z takimi przeciwnościami. No dobra, nie ważne. Najważniejsze jest to, że mamy cel naszej akcji. Poczekajcie na mnie, zaraz przyjadę!
Po tych słowach rozłączyła się. Popatrzyłam na Asha.
- Słyszałeś ją? „NASZEJ“ akcji. Co za bezczelność... Normalnie mówi tak, jakby ona brała czynny udział w tej misji.
- A nie bierze? - spytał mój luby.
- Owszem, bierze, ale przecież to MY dwoje pojechaliśmy do tego gościa, a nie ona.
- Wiem, ale co to za różnica? Ważne jest to, że wszystko jak na razie nam się udaje.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- No... W sumie masz rację. Ważne, że cel został osiągnięty, choć było dość groźnie – zauważyłam - Kiedy ten koleś chciał cię uderzyć, to naprawdę bardzo się przestraszyłam.
Jakieś pół godziny później przyjechała Jenny, która to zabrała od nas szklankę Lessarda z jego odciskami palców.
- Teraz tylko porównać odciski do tych na dmuchawce i będziemy go mieli! - zawołała radośnie pani aspirant.
- A macie już tego, który strzelał z dmuchawki? - zapytałam.
- Murtona? Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu. Złapiemy go, a on wtedy wszystko nam wyśpiewa - powiedziała radośnie policjantka, lekko nam salutując - Dziękuję wam za pomoc. Dalsze śledztwo powinno potoczyć się bardzo szybko.
Po tych słowach wyszła z pokoju, a my zostaliśmy w nim z Misty, Brockiem i Alexą, którzy przyszli nas odwiedzić. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać na temat tej sprawy.
- A jeżeli się mylimy? Jeśli Anthony Lessard jest niewinny? - zapytał Brock - Nie możemy przecież aresztować niewinnego.
- Wydaje mi się, że Brock ma rację i on może być winny - powiedziała ponuro Misty - Pamiętam go jeszcze dobrze, chociaż widzieliśmy się ostatni raz siedem lat temu. Dobrze sobie zapamiętałam tego pana i wiem, że nie wzbudził on we mnie żadnych pozytywnych uczuć. No, może później, jednak początkowo to miałam ochotę mu przyłożyć.
- Nie tylko ty - zaśmiał się Brock - Jednak nasze przeczucia to za mało, aby go skazać.
- Sądzisz, Ash, że na tej dmuchawce naprawdę są jego odciski palców? - zapytała po chwili Alexa.
- Pika-pika-chu? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Ash westchnął głęboko, powoli pijąc herbatę.
- Myślę, że prawie na pewno tam są.
- W sumie racja... Skoro ją kupił, to dziwne by było, gdyby nie zostawił tam swoich odcisków - stwierdziłam.
- Ale po co on miałby ją kupować? W jakim celu? - Misty te pytania wyraźnie nie dawały spokoju.
- Nie wiem, ale to wszystko idzie nam za łatwo - odparł na to detektyw z Alabastii - Zbyt szybko zdobywamy dowody winny. Śledztwo tego rodzaju zawsze budzi mój niepokój.
- Moim zdaniem szukasz tylko dziury w całym - zaśmiała się Alexa - Choć niewykluczone, że masz rację, ale ja tam nie widzę w tym wszystkim niczego podejrzanego.
- A ja widzę i to sporo - powiedział nagle Brock.
Spojrzeliśmy na niego uważnie, bardzo zaciekawieni tym jego stwierdzeniem.
- Co takiego? - spytałam.
- Widzicie... To być może nie ma większego znaczenia, ale razem z panem Lennoxem oraz siostrą Joy badałem dokładnie wszystkie Pokemony, które zostały zaprawione środkami dopingującymi.
- No i co? - dopytywałam się.
- Otóż cała sprawa wygląda tak... Organizm Pokemonów zawiera bardzo dużą dawką tych środków w formie płynnej, ale te strzałki są bardzo malutkie. Nawet zanurzone w tym płynie nie mają możliwości pochłonąć tak wielką dawkę tego środka, aby powaliła ona Pokemona aż na łopatki. Raczej tylko wzmocniłaby jego agresję. Owszem, jest to dość silny środek, ale na strzałce zmieściłaby się tylko mała dawka, a ona nie powali Pokemona. Powali go jedynie taka dawka, która będzie przedawkowaniem.
- Więc jaki stąd wniosek? - spytała Misty.
- Moim zdaniem ktoś podał Pokemonom ten środek o wiele wcześniej, a strzałki miały nas zmylić. Poza tym nie wiem, czy z tej odległości, z jakiej zostały wystrzelone, dosięgłyby ofiary. Gość musiałby mieć bardzo mocne płuca, choć to nie jest niemożliwe. Ale uważam, że sam środek musiano podać im wcześniej.
Ash pomasował sobie podbródek i uśmiechnął się delikatnie.
- Brock... Być może właśnie odkryłeś dowód niewinności Lessarda.
- Niby w jaki sposób? - zapytała Alexa.
- No właśnie - dodała rudowłosa - Przecież to, że nie strzałki je tak załatwiły, to jeszcze nie znaczy, że on nie ma z tym nic wspólnego.
- W sumie racja, ale mimo wszystko ten trop, który podał nam Brock, należy dokładnie zbadać - mówił dalej Ash wyraźnie zachwyconym głosem - Czy mówiłeś o tym doktorowi Lennoxowi?
- Tak, godzinę temu - odpowiedział Brock - On uważa, że to możliwe, jednak nie ma pojęcia, w jaki sposób Pokemony miałyby otrzymać ten środek.
- Spokojnie... Do tego też dojdziemy - powiedział detektyw z Alabastii - Ale jak na razie odpocznijmy sobie. Dość się dzisiaj napracowaliśmy.
- Całkowicie się z tobą zgadzam - poparła go Alexa.
Pikachu i Helioptile, głośno ziewając, pokazali nam, iż mają dokładnie takie samo zdanie w tej sprawie.
Następny dzień przyniósł nam wiele zmian. Przede wszystkim Jenny doniosła nam o tym, że złapano Davida Murtona w jego kryjówce. Policja zastawiła na niego kocioł, słusznie wychodząc z założenia, iż ten łajdak tam wróci. Mieli rację, bo wrócił i wpadł w zasadzkę. Początkowo próbował się wyłgać od winy, ale kiedy pokazano mu filmik, na którym widać go wyraźnie z dmuchawką w dłoniach, to przestał kłamać.
- Twierdzi, że jakiś facet go wynajął w barze - powiedziała Jenny do nas na zakończenie swojej rewelacji - Nie wie, jak on wyglądał, bo miał kapelusz z takim rondem, że cień opadał mu na oczy. To zresztą było późnym wieczorem, kiedy bar oświetlały już jedynie nikłe światło. Typowo filmowe zagranie, ale spokojnie! Ten fakt bynajmniej mnie nie zmylił! Nasz drogi pan Lessard uwielbia bary i pasuje do nich doskonale.
- A co z odciskami palców? - spytał Ash - Sprawdziliście je?
- Owszem. Sprawdziliśmy i wiecie co? - Jenny była coraz bardziej podniecona - Jest to nas drogi Anthony Lessard.
- Wiedziałem - rzekł mój ukochany, lekko się przy tym uśmiechając.
- Ja też to wiedziałam - powiedziała policjantka - Z największą przyjemnością zaraz aresztuję tego drania i zamknę swoje śledztwo.
- A co, jeśli on jest niewinny? - zapytałam.
- Nie ma takiej możliwości - odparła na to nasza pani aspirant - On jest winny jak dwa razy dwa. Nie ma gadania. Cieszę się, że mi pomogliście w śledztwie. To był dla mnie wielki zaszczyt.
Następnie zasalutowała nam i ruszyła w kierunku wyjścia. Spojrzałam na Asha, który stał spokojnie, nic nie robiąc ani też nie protestując przeciwko takiej decyzji. Nie rozumiałam tego. Ja czułam, że Anthony Lessard jest niewinny, zaś mój chłopak zachowywał się tak, jakby wierzył w jego winę, choć sam przecież mi mówił, że w to wątpi. Nie rozumiałam tego.
Pobiegłam szybko do Jenny i zawołałam:
- Proszę, nie zamykaj go! On jest niewinny!
Policjantka popatrzyła na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Kochana Sereno... On jest winny, a wszystkie dowody tylko na to wskazują. Nikt inny nie mógł tego zrobić. On miał motyw, miał możliwość, na dmuchawce są jego odciski. Wszystko jest jasne.
- Nie dla mnie.
Jenny pogłaskała mnie dłonią po twarzy niemalże z politowaniem.
- Spokojnie. Nie możesz mieć zawsze racji, kochanie.
Następnie powoli ruszyła w kierunku wyjścia. Chciałam już biec za nią i coś jej powiedzieć, ale ostatecznie sobie darowałam czując, że i tak nie przemówię jej do rozsądku i nie zmuszę do myślenia. Zobaczyłam jeszcze, jak policjantka wpada niechcący na doktora Lennoxa.
- Przepraszam bardzo, moja droga - uśmiechnął się do niej lekarz.
Policjantka z miejsca zmieniła się nie do poznania. Jej twarz zaczęła kipieć gniewem, a sama policjantka krzyknęła:
- Daj mi spokój, człowieku! Chyba już ci wyraźnie mówiłam, żebyś więcej na mnie nie wpadał!
- Przecież nie zrobiłem tego specjalnie, kochanie.
- Może i nie, ale na drugi raz zejdź mi z drogi, kiedy mnie zobaczysz! I nie mów do mnie „kochanie”!
Następnie Jenny wyszła z Centrum, a ja stałam długo jeszcze zdumiona tą całą sceną. O co tu chodziło? Dlaczego tak naskoczyła na pana Lennoxa? Uznałam jednak, że to pewnie bez żadnego znaczenia, więc wzruszyłam lekko ramionami i wróciłam do mojego ukochanego, który stał przy naszym pokoju oparty o ścianę razem ze swym wiernym Pikachu.
- Ty... Ty... - wydyszałam gniewnie, patrząc na niego.
- No co? - spytał detektyw z Alabastii.
- Nie zrobiłeś nic, aby jej przeszkodzić.
- A niby czemu miałbym to zrobić?
- Jak to, czemu? Przecież ty jesteś słynnym detektywem! Sherlockiem Ashem! Rozwiązujesz zagadki detektywistyczne! Niby czemu miałbyś siedzieć bezczynnie i pozwolić Jenny aresztować niewinną osobę?!
- Naprawdę uważasz, że on jest niewinny?
- A ty uważasz coś wręcz przeciwnego?
- Być może.
Ash patrzył na mnie enigmatycznie, co mnie nieźle zirytowało, a moja irytacja wzrosła jeszcze mocniej, kiedy zaczął się uśmiechać.
- Kochana Serenko... Czy ty naprawdę uważasz, że Anthony Lessard jest niewinny? - zapytał mnie po chwili.
- Oczywiście. Ty też w to wierzysz - odpowiedziałam mu.
- A niby czemu tak uważasz?
- Ponieważ byłeś wyraźnie zainteresowany teoriami Brocka, które powiedział nam poprzedniego dnia.
- Brawo, Sereno... Brawo... Widzę, że naprawdę doskonale rozwijasz się w kierunku detektywistycznym.
Nie wytrzymałam nerwowo, widząc ten głupawy uśmieszek na twarzy Asha. Złapałam go za ramiona i zawołałam:
- Proszę cię! Przestań się wygłupiać! Tu chodzi o życie!
- Spokojnie, Sereno - detektyw szybko oswobodził się z mego uścisku - Tylko spokojnie, kochanie. Przecież nic złego mu nie zrobią. Dostanie pewnie wyrok w zawiasach.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Nie wiem. A zresztą co mnie to obchodzi? Ten człowiek to żałosny śmieć. I pomyśleć, że kiedyś go podziwiałem.
Spojrzałam na niego uważnie. Puściłam go i zawołałam:
- Ach, tu cię boli! Uraziło cię to, że człowiek, którego kiedyś podziwiałeś, nagle się stoczył i dlatego postanowiłeś mieć go w nosie, tak?
- Nie w nosie, ale on jest naprawdę żałosną kreaturą - powiedział Ash, coraz bardziej złym tonem - Widziałaś sama, jak on się wczoraj zachował. O mało nas nie uderzył.
- To prawda, ale czy to czyni z niego intryganta?
- Szczerze mówiąc uważam, że jest zbyt prymitywny, aby się do czegoś takiego posunąć. Mimo to nie mam nic przeciwko temu, żeby policja go na pewien czas aresztowała. Może dzięki temu się czegoś nauczy. A poza tym prawdziwy winowajca, jeżeli on istnieje, z pewnością teraz poczuje się bezpieczny i popełni jakiś błąd. A wtedy go złapiemy. O ile on istnieje, bo przecież tego nie wiemy.
Nie wierzyłam w to, co słyszę. Ash bez najmniejszego nawet wahania był gotów posłać niewinnego człowieka do więzienia, aby tylko poczuć się dzięki temu lepiej? To naprawdę dziwne i w ogóle do niego nie pasowało. Wiedziałam, że w moim ukochanym na pewno zwycięży dobro, ale tak czy siak musi on jeszcze pogniewać się na Anthony’ego Lessarda. Oby tylko nie gniewał się zbyt długo, bo inaczej mogą wyjść z tego tylko problemy.
***
Anthony Lessard został aresztowany jeszcze tego samego dnia. Rzecz jasna twierdził on, że jest niewinny, ale jak się mogłam spodziewać, nikt na posterunku mu nie uwierzył. Alexa natomiast nie ukrywała swego pewnego rodzaju zachwytu.
- Ja wiem, że to może nieco podłe z mojej strony, ale tak czy inaczej jestem pewna, iż będę miała dzięki temu naprawdę dobry materiał do swojego artykułu - powiedziała.
- Ależ to nie jest wcale podłe z twojej strony, Alexo - odparłam z lekkim uśmiechem na twarzy - Po prostu musisz pracować, a to jest właśnie twoja praca. Pisanie o tym, co jest ciekawe.
- Masz rację, Sereno - uśmiechnęła się bardzo zadowolona z takiego osądu dziennikarka - Nie pogniewacie się więc chyba, jeżeli pójdę z Helioptilem do mojego pokoju, aby napisać artykuł.
Oczywiście ani ja, ani Ash nie mieliśmy nic przeciwko temu, dlatego też nasza przyjaciółka poszła do swojego pokoju zająć się swoimi sprawami.
- Nie ma co gadać... Anthony Lessard posiedzi sobie do czasu procesu - powiedziałam smutno - Chyba, że wpłaci kaucję.
- Być może wpłaci - uśmiechnął się Ash - Tak czy inaczej to teraz jest bez znaczenia. Aspirant Jenny zakończyła swoją sprawę i mimo całej dawki sympatii, jaką do nas posiada raczej nie jest zbyt chętna do tego, abyśmy kontynuowali śledztwo. Zresztą trudno jej się dziwić. Zakończyła sprawę, złapała winnego i co? Nagle my się zjawiamy i wszystko jej psujemy. Chyba rozumiesz, że może być wkurzona. Zresztą nie mamy pewności, czy ona nie ma racji.
- Niby tak, ale mimo wszystko...
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę - powiedział Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu.
Drzwi się otworzyły, a do naszego pokoju powoli weszła jakaś dziewczyna. Z łatwością ją rozpoznaliśmy. To była Rebecca Lessard.
- Witaj, Ash - rzekła smutno dziewczyna - Możemy porozmawiać?
- Owszem, ale o czym? - spytał mój chłopak.
Rebecca podeszła do nas i powiedziała prosto z mostu:
- Aresztowano dzisiaj mojego ojca. Oskarżają go o wywołanie tego całego zamieszania z Pokemonami na zawodach. Wiecie, tego z dopingiem.
- Wiemy, o co chodzi - rzekł Ash z lekkim uśmiechem na twarzy - Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Myślę, że maczałeś palce w aresztowaniu mojego ojca.
- Poważnie? Niby czemu tak uważasz?
- Proszę cię! Przestań się wygłupiać, Ashu Ketchum! A może wolisz, żebym cię nazywała Sherlockiem Ashem?! O tak, ja doskonale wiem, kim jesteś! Jesteś Mistrzem Pokemon Ligi Kalos i słynnym detektywem.
Byliśmy zdumieni, gdy to usłyszeli. Skąd ona niby miała to wiedzieć? Widząc nasze miny Rebecca uśmiechnęła się ironicznie.
- Chcecie zapytać, skąd ja to niby wiem? No cóż... Jeżeli chcesz zachować incognito, to lepiej załóż perukę i zapuść zarost, bo w innym przypadku z łatwością cię poznają. Podziękuj za to swoim przyjaciołom dziennikarzom oraz tym, którzy nagrywali relacje na żywo z Mistrzostw Ligi Kalos.
Ash parsknął delikatnym śmiechem.
- No dobrze... Jak widzę, przed tobą nic nie można ukryć.
- Owszem - powiedziała panna Lessard - Od razu cię poznałam, kiedy wczoraj przyszedłeś ze swoją dziewczyną i tą drugą paniusią, dziennikarką. Ojciec był zaś zbyt pijany, żeby cię poznać, poza tym ostatnio nie ogląda telewizji.
- Domyślam się - powiedziałam ponuro - A więc poznałaś Asha?
- No oczywiście... Pamiętam go doskonale, choć ostatni raz widzieliśmy się siedem lat temu. Uważnie śledziłam twoją karierę trenera Pokemonów, a z gazet dowiedziałam się bardzo wiele o twoim nowym zajęciu. Trudno ci jest zachować incognito, zwłaszcza, że gazeta „Kanto Express“ dużo pisze o twoich śledztwach. Wiem, iż jesteś naprawdę zdolnym detektywem, dlatego też chcę cię prosić, abyś ocalił mojego ojca.
- Twojego ojca? - uśmiechnął się z ironią Ash - A niby czemu? Po tym, co wczoraj zrobił? Nie sądzisz, że więzienie by dobrze na niego wpłynęło?
- Bardzo możliwe, ale ja nie chcę go tam oglądać.
- Masz zbyt miękkie serduszko.
Rebecca załamana opuściła głowę w dół.
- Tak, ponieważ to jest mój ojciec. Kocham go pomimo tego, co on zrobił. Nie umiem go nie kochać. Poza tym ja wiem, że on w głębi serca nie jest zły. Tylko musi dostać szansę.
- Szansę? A czy on chce ją dostać?
- Pika-pika? - dodał pytająco Pikachu.
Rebecca pokiwała smutno głową, kiedy to usłyszała.
- Wiem, jaki on jest. Oprócz mojej matki nikt nie wie, co on potrafi zrobić... Ale jestem pewna, że on jest niewinny. Nikogo nie skrzywdził poza samym sobą. Proszę cię, Ash! Masz przecież przyjaciół w policji! Wykorzystaj to i pomóż mu! Błagam cię!
- Tak, Ash! Pomóż mu! Przecież to bardzo dobrze wiesz, że on jest niewinny! - zawołałam załamana, popierając dziewczynę.
Pikachu również dołączyć do tych błagań, wypowiadając je oczywiście w swoim własnym języku.
Ash westchnął głęboko.
- No dobrze... Niech będzie. Zgadzam się. Zrobię, co mogę.
Obie z Rebeccą pisnęłyśmy radośnie i klasnęłyśmy dziko w dłonie, po czym uściskałyśmy mocno mego chłopaka, obsypując jego twarz pocałunkami.
- Och, już dobrze, dobrze... Przestańcie, bo mnie udusicie - zachichotał mój chłopak, rumieniąc się.
***
Ash razem ze mną oraz Pikachu pojechał zaraz po tej rozmowie na posterunek policji, ale niestety, komendant nawet nie chciał słyszeć o tym, żebyśmy mogli przesłuchać Anthony’ego Lessarda.
- Ta sprawa została zamknięta - powiedział groźnym tonem - Poza tym już dzisiaj go przesłuchiwaliśmy! Niby po co chcecie z nim gadać? I o czym?
- Wujku, proszę cię... - odezwała się Jenny, podchodząc do nas - Oni przecież mi pomogli. Razem z nimi rozwiązałam tę zagadkę. Bez nich bym sobie nie poradziła. Proszę, zgódź się na ich prośbę.
Zaskoczyła mnie jej reakcja. Widocznie zdążyła sobie to wszystko przemyśleć i uznała, że lepiej będzie dla niej, jeśli nie zlekceważy wszelkich wątpliwości w tej sprawie, a tych było kilka.
Komendant westchnął załamany.
- No już dobrze... Jenny, zaprowadź ich do naszego delikwenta. Niech sobie z nim porozmawiają, skoro tak bardzo tego chcą.
Po tonie jego głosu bez trudu domyśliłam się, że nie jest on tym wszystkim zachwycony, ale ostatecznie pozwolił nam działać, a to najważniejsze, dlatego też skorzystaliśmy z okazji i poszliśmy w kierunku aresztu. Jenny zaprowadziła nas tam, a potem została przed drzwiami, my zaś weszliśmy do środka.
- Dzień dobry, panie Lessard - powiedział Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Mężczyzna powoli spojrzał w naszym kierunku.
- No proszę... Młodzi dziennikarze... Co was tu sprowadza? Nie będę udzielać żadnych wywiadów.
- Nie przyszliśmy tu po wywiad, proszę pana - odparł mój chłopak - Chcemy pana przesłuchać w sprawie tej sprawy, o którą pana oskarżają.
- A niby czemu chcecie mnie przesłuchać? Jesteście z policji?
- Prawie. My jesteśmy detektywami. Sherlock Ash i Serena Evans oraz nasz wierny Pikachu.
Bokser wpatrywał się w nas uważnie, po czym zachichotał:
- Tak! Teraz cię poznaję, mój chłopcze! Trener z Alabastii! Młody i zdolny! Oddałeś mi swojego Pokemona na trening. Kiedy to było? Chyba siedem... Tak, dokładnie tak! Siedem lat temu!
- Ma pan dobrą pamięć - powiedział Ash - Cieszę się, że tak właśnie jest, bo może przypomni pan sobie coś, co ocali przed więzieniem.
- Czemu mam wam to mówić?
- Bo pańska córka na to liczy - odparłam.
Spojrzał na nas zdumiony i wtedy właśnie jego twarz zmieniła się z obojętnej na poważną oraz wyraźnie zainteresowaną tym, co mówimy.
- Rebecca? A co ona ma do tego? - zapytał.
- Ona przyszła do nas prosić, abyśmy pana ratowali - odpowiedział detektyw z Alabastii - Przyznam się panu szczerze, że nie chciałem tego zrobić, bo po tym przedstawieniu, które pan po pijanemu odstawił przed nami, naprawdę zniechęcił mnie pan do siebie. Do tego wszystkiego doszły opowieści na pana temat. Niezbyt mi się one spodobały. Przyznam się, że byłem gotów pozwolić panu tutaj zgnić, aby pańska córka mogła sobie od pana odpocząć i nie musieć się już więcej za pana wstydzić. Ale niestety... Mam widocznie zbyt miękkie serce.
Anthony Lessard słuchał uważnie wypowiedzi Asha, który mówił dalej bardzo ponurym tonem:
- Jest pan żałosny. Pije pan, wyżywa na innych, krzywdzi swoją córkę, nie dba o nikogo i użala się nad sobą. Jednak mimo wszystko pana córka wciąż pana kocha. Więcej panu powiem... Ona wierzy w pańską niewinność. Skoro ona pana nie potępia, to kim ja jestem, aby to zrobić? Nie mogę... Choć czuję do pańskiego zachowania niechęć, to nie mogę panu nie pomóc. Nie mogę zawieść pana córki. Ona w pana wierzy. Ona jedyna...
- Właśnie... Nie sądzi pan chyba, że dla niej warto by się zmienić? - zapytałam smutnym i lekko gniewnym głosem.
Anthony Lessard westchnął głęboko, po czym powiedział:
- Dobrze, a więc co chcecie wiedzieć?
- Czy ta dmuchawka należała do pana? - zapytał mój luby.
- Tak. Sam ją kupiłem.
- Po co?
- Chciałem ją podarować w prezencie mojej córce. Ma niedługo urodziny.
- Skąd wzięła się w rękach tego złodziejaszka?
- Nie tak dawno było w moim domu małe włamanie. Policja nikogo jednak nie złapała. Teraz domyślam się, kim on był.
- Widzi pan... To bardzo ważne - uśmiechnął się lekko Ash - Ale proszę mi powiedzieć... Co pan robił w chwili, gdy doszło do ataków na Pokemony?
- Byłem w lesie. Spacerowałem sobie.
- Nie oglądał pan zawodów w telewizji?
- Nie... Nie lubię je oglądać po tym, jak mnie wyrzucili z klubu.
- Rozumiem. A więc nie ma pan alibi?
- Przykro mi, ale nie mam.
- No cóż... To na razie wszystko. Dziękuję panu.
Ash pożegnał mężczyznę i ruszył w kierunku wyjścia z celi. Przed wyjściem odwrócił się w stronę Anthony’ego Lessarda, mówiąc:
- Niech pan walczy do samego końca... Tak jak kiedyś na ringu pan i pana Pokemony. Niech pan walczy... Jeżeli nie dla siebie, to dla swej córki.
- Ale jak ja mam walczyć? - spytał mężczyzna - Przecież nikt mi nie wierzy... Nikt poza Rebeccą.
- No i nami - uśmiechnął się detektyw z Alabastii - A to nie jest byle co, zapewniam pana.
Następnie wyszliśmy z celi i ruszyliśmy razem z Jenny w kierunku wyjścia z posterunku. Opowiedzieliśmy jej dokładnie, czego się dowiedzieliśmy od naszego podejrzanego. Policjantka nie była jednak pod wrażeniem tych odkryć.
- Mnie opowiadał podobne bajki. Naprawdę w nie wierzycie?
- Myślę, że on może mówić prawdę - powiedział Ash - Ostatecznie nie jest on raczej typem intryganta, który by coś takiego zaplanował. Poza tym zostają nam jeszcze podejrzenia Brocka.
- Wiem, mówiłeś mi już o tym. No, ale jeżeli nie przez te strzałki, to w jaki sposób podano Pokemonom końską dawkę środków dopingujących?
- Nie wiem, ale być może ma z tym coś wspólnego siostra Joy? Mogła ją podać im w karmie - zauważyłam - A może doktor Lennox?
Jenny aż się zatrzymała, ledwie usłyszała to nazwisko.
- Ten człowiek jest zbyt żałosny, aby móc cokolwiek uknuć.
- Doktor Lennox? - spytałam zdumiona - A czemu tak mówisz?
- Bo... Bo... Znam go trochę - odparła policjantka zmieszanym tonem - Może nawet więcej niż trochę. Tak czy inaczej nie wierzę, żeby był on zdolny do czegoś złego. Nie dlatego, że jest dobry, ale raczej dlatego, że jest zbyt żałosny.
Następnie odeszła bez słowa wyjaśnień.
- O co jej chodzi? - zdziwił się Ash.
- Nie wiem, ale z całą pewnością ma to coś wspólnego z ich sprzeczką - odpowiedziałam.
Ash spojrzał na mnie zaintrygowanymi moimi słowami.
- Jaką sprzeczką? - zapytał.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Ach, prawda! Przecież wy o niczym nie wiecie! - zawołałam.
Następnie opowiedziałam im, co widziałam chwilę po tym, jak Jenny nas odwiedziła w Centrum Pokemon. Ash wysłuchał mnie uważnie, po czym uściskał mnie i ucałował w oba policzki.
- Sereno, jesteś genialna! To ma sens! To może być to!
Następnie radośnie wybiegł on szybko z posterunku.
Spojrzałam na Pikachu, który był równie tym wszystkim zdumiony, co i ja.
- Rozumiesz coś z tego? - spytałam.
- Pika-pika-chu! - pokręcił przecząco łebkiem Pokemon.
- Ja też nie - odparłam.
Następnie oboje pobiegliśmy za Ashem, który to poszedł z nami do Centrum, a stamtąd zadzwonił on z najbliższego aparatu telefonicznego. Na jego ekranie ukazał się nam Max.
- Cześć, Ash! Witaj, Serena! Siemanko, Pikachu! Co robicie?!
- Prowadzimy takie małe śledztwo - powiedział wesoło Ash na widok naszego przyjaciela.
W tle ekranu widziałam Bonnie biegnącą właśnie dziko po kuchni za swym Dedenne oraz Mudkipem i Treecko.
- Jakieś problemy? - spytałam dowcipnie.
- Nie, skąd... To tylko mój nowy Pokemon oswaja się z nowym miejscem - odpowiedział nam wesoło Max.
- Pozdrów ich ode mnie! - zawołała Bonnie, nie przestając oczywiście biegać za Pokemonami.
- Słyszeliście? Macie pozdrowienia od naszej przyjaciółki - zaśmiał się Max, po czym spoważniał - No dobrze, a więc co was sprowadza?
- Chodzi o pewne zadanie dla hakera - powiedział Ash.
Chłopak w okularach zamienił się w słuch.
- Mów... - rzucił tonem, który wskazywał, że aż pali się do działania.
- Potrzebuję danych na temat pewnej osoby, która to mnie interesuje. Poszukaj wszystkich informacje o tym człowieku.
Następnie podał jego nazwisko, a zaraz potem kolejne.
- Spoko, zrobi się. Czego konkretnie mam się dowiedzieć?
- Jego stan cywilny i rodzina.
- Rozumiem. Na kiedy ci tego potrzeba? Na dzisiaj? Na jutro?
- Na wczoraj.
Max parsknął śmiechem.
- Rozumiem więc, że sprawa jest bardzo poważna, skoro tak mówisz, prawda?
- Nadzwyczaj poważna, mój przyjacielu - uśmiechnął się do niego detektyw z Alabastii.
- Wobec tego możesz na mnie liczyć! - zawołał Max bojowym tonem, wręcz nam salutując.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Obudziłam się przywiązana do kolumny w ruinach. Do sąsiednich kolumn byli przywiązani moi przyjaciele: Gary, May i Clemont. Niedaleko zaś leżał na piasku skrępowany Piplup.
- Co się tutaj dzieje?! - zawołałam przerażona - Dlaczego jesteśmy związani?!
- Nie wiem! - odpowiedziała mi May - Jakaś kreatura się tu pojawiła i nas związała.
- Ale nie wiemy, kim ona jest i czego chce - dodał Gary.
- Chociaż coś mi mówi, że zaraz nam to ona sama powie - rzekł na to nieco złośliwie Clemont.
- Dokładnie tak!
Spojrzeliśmy w kierunku osoby, która wypowiedziała te słowa, a wówczas zauważyliśmy przed sobą już niemłodą, jednak jeszcze całkiem ładną kobietę o zielonej skórze. Wyglądała jak człowiek, ale jej ciało pewne cechy morskiej istoty: włosy przypominały wodorosty, na szyi miała skrzela, zaś palce od dłoni miała złączone ze sobą błoną pławną, a jej nogi stanowiły macki ośmiornicy. Za ubiór kobiecie służyła zielona suknia. Obok niej pływało kilka Sharpedo.
- Witajcie, moi kochani - rzekła istota bardzo przymilnym tonem, który jednak był daleki od prawdziwego - Strasznie się cieszę, że mogliście tutaj przyjść, a raczej przypłynąć. Naprawdę bardzo mi miło. Dzięki temu mogę zrealizować swój plan.
- Jaki plan?! - zawołała May.
- I kim ty w ogóle jesteś?! - dodałam.
Istota parsknęła podłym śmiechem, gdy ją o to zapytałam.
- Chętnie wam to powiem, kochani. Jestem Morgana, morska wiedźma. Do waszych usług... A raczej do własnych, bo to wy mi posłużycie, a nie ja wam.
- Jakoś wcale mnie to nie dziwi - rzucił Gary.
- Bystrzak z ciebie - zaśmiała się podle Morgana, dotykając go jedną z macek po twarzy - Cóż... Nie będę zaprzeczać, że mam własne plany względem waszych osób, a ta głupia smarkula, Atalanta, niechcący mi w tym pomogła.
- Atalanta?! - zawołałam - Więc ona o wszystkim wie?
Wiedźma spojrzała na mnie z kpiną w oczach.
- Ty chyba naprawdę nie umiesz słuchać tego, co się do ciebie mówi, mój drogi - powiedziała złośliwie - Przecież mówię wyraźnie, że ta mała niechcący mi pomogła. Owszem, jest niekiedy wredna, nawet bardzo wredna, ale w takim czymś wziąć świadomie udział... To nie w jej stylu. Jednak mimo wszystko niechcący mi pomogła. Zobaczcie... Jesteście teraz w moich rękach.
- Czego od nas chcesz?! - krzyknęła May.
- Już wam mówię - odparła na to wiedźma - Mam pewną bliską sobie osobę, która jednak skonała, lecz nie do końca. Nie umarła ona całkowicie, lecz nie była w stanie znowu żyć, jak dawniej. Oddałam więc tej osobie energię jednego z moich ulubionych Sharpedo, ale to niestety za mało. Ta istota potrzebuje więcej energii, a kto ma więcej energii niż ludzie? Jednak złapać ludzi nie jest wcale tak łatwo. To muszą być koniecznie młodzi ludzie, jeszcze nie dorośli, bo oni mają najwięcej energii. Aż tu nagle zjawia się u mnie Atalanta i mówi mi, co planujecie i że potrzebuje mojej pomocy, abyście to mogli zrealizować. A więc wam pomogłam, lecz za moją pomoc niestety się płaci. Teraz właśnie nadeszła pora zapłaty!
Chwilę później wyjęła ona z dłoni medalion w kształcie muszli.
- Zabiorę wam waszą energię życiową... Dzięki niej mój pan będzie mógł się narodzić.
- Twój pan? - spytał Gary.
- Jaki pan? - dodał Clemont.
- Ten, który jest mi bliższy niż ktokolwiek inny na tym świecie - powiedziała ponurym głosem Morgana - On jest moim panem! Moim życiem! Moim sensem istnienia! Ale żyć nie może, niestety... Jednak z waszą pomocą mogę to zmienić! Tylko po co ja wam to wszystko mówię? Wam i tak już ta wiedza na nic się nie przyda, bo przecież będziecie za chwilę martwi jak wodorosty z morskich głębin.
Po tych słowach podpłynęła do nas i nasmarowała każdemu z nas czoło jakąś zieloną mazią. Wyrywaliśmy się, szarpaliśmy, ale nic nam to nie dało, ponieważ nasze więzy były zbyt mocne. Nie mieliśmy najmniejszych szans na to, aby je zerwać.
- Co ty robisz? - spytałam.
- To sprawi, że wasza energia przejdzie do tej muszli i będzie mojego pana! Dzięki niej on powróci do życia i będziemy żyć oboje! Na zawsze!
Następnie wymamrotała ona coś pod nosem, a muszla wisząca na jej szyi zaczęła nagle mienić się światłem coraz bardziej i mocniej pulsującym. Chwilę później poczułam, jak ze mnie zaczyna uchodzić siła. Czułam się coraz słabsza, coraz bardziej zmęczona. Spojrzałam na moich przyjaciół, którzy nagle jakby też zaczęli powoli słabnąć.
- Tak! Tak! TAK! - krzyczała radośnie Morgana zadowolonym tonem - Już niedługo umrzecie, a cała wasza energia będzie należeć do mego pana!
- Ty... Ty podła... wiedźmo - wydyszałam gniewnie.
- Przykro mi, ślicznotko - zaśmiała się podła istota - Trzeba następnym razem uważać, co pijesz i od kogo to dostajesz!
Nagle zrzedła jej mina, gdyż coś ją mocno uderzyło, jakiś błękitny promień. W wyniku tego upadła na dno, a nasze połączenie z muszlą zostało przerwane. Morgana była wściekła.
- O nie! Nic z tego! - krzyknęła, zbierając się z ziemi i rozglądając dookoła - Co się tu dzieje? Kto tu jest?!
Spojrzałam zmęczonym głosem, a następnie zauważyłam płynących w naszą stronę Adelę i Nicka. Razem z nimi płynęły różne wodne Pokemony. Pośród nich był Lapras niegdyś należący do mojego brata, a obecnie żyjący w tych terenach, aby móc spotykać się z nami.
- Witajcie, kochani! - zawołał radośnie Nik.
- Przybywamy z pomocą! - dodała wesoło Adela - Mam tylko nadzieję, że nie przeszkadzamy w zabawie.
- Wręcz przeciwnie - zaśmiała się May - Przybyliście w samą porę.
- Wy nędzne kanalie! - krzyknęła Morgana - Możecie sobie robić, co chcecie! Adelo, nie przeszkodzisz mi! Mój pan narodzi się na nowo, a ty nie możesz nic na to poradzić!
- Żebyś się nie zdziwiła! - krzyknęła syrenka.
Laprasa i inne Pokemony strzeliły w Morganę swoimi mocami, jednak ta w ostatniej chwili przed nimi uskoczyła.
- Wybaczcie, ale będę musiała uciekać! Żegnam was, głupcy!
Następnie ruszyła przed siebie. Lapras i inne Pokemony ruszyły szybko za nią, ale wtedy nagle skoczyło na nie całe stado Sharpedo, które zajęły je walką.
- Ona ucieka! - krzyknęła Adela.
Chwilę później jej mąż szybko zaczął nas rozwiązywać, a ona skoczyła w kierunku wiedźmy. Zaczęła się z nią dziko szarpać, próbując jakoś jej wyrwać muszlę. Ja tymczasem słabłam coraz mocniej i powoli zamykały mi się oczy. W końcu jednak syrenka wyrwała muszlę wiedźmie. Ta zaś upadła na piach, a wtedy energia wyleciała z niej i trafiała ona po kolei w ciała Gary’ego, May i Clemonta. Moja energia nie powróciła do mojego ciała, ponieważ wiedźma złapała za muszlę i zamknęła ją.
- Ty paskudna syreno! - wrzasnęła wiedźma - Nie odbierzesz mi tego! Nie odbierzesz!
Następnie uderzyła Adelę macką w głowę tak mocno, że ją ogłuszyła. Syrenka opadła nieprzytomna na dno oceanu. Gary, Clemont i May, którzy właśnie zostali rozwiązani i odzyskali swe siły, ruszyli jej na pomoc. Ja jako jedyna z całej tej gromady nie miała siły płynąć w jej stronę. Padłam jedynie na kolana czując, jak brak energii zaczyna mi odbierać wszystkie umiejętności. Morgana tymczasem złapała się grzbietu jednego z Sharpedo, po czym szybko zniknęła nam z oczu... Razem z moją energią życiową.
- Dawn! - krzyknął Clemont, podpływając do mnie i łapiąc mnie w objęcia - Ona traci siły!
- Musimy coś zrobić! - dodała May przerażonym głosem.
Ja tymczasem spojrzałam na Clemonta i zmęczona straciłam przytomność.
Obudziłam się dopiero na łodzi Maren. Poczułam wówczas świeże powietrze w płucach, które bynajmniej mi nie szkodziło. Dotknęłam dłonią swojej szyi... Nie było już tam skrzeli. Byłam człowiekiem.
- Co się stało? - spytałam zmęczona.
Clemont złapał moją rękę i bardzo czule ją pocałował. Obok mnie stali moi przyjaciele, a wraz z nimi w ludzkiej postaci Nik i Adela.
- Wszystko dobrze? - spytała May.
- Nie wydaje mi się, aby było dobrze - dodał Gary.
- Ten amulet zabrał jej wiele energii - powiedziała smutno Adela - Musi ją jak najszybciej odzyskać.
- Spokojnie, odwieziemy ją do domu i zobaczycie, jak szybko wróci do siebie! - zawołała Maren, stojąc za sterem.
- Skąd wiedzieliście, że jesteśmy w niebezpieczeństwie? - spytała po chwili May.
- Atalanta opowiedziała mi o wszystkim - wyjaśniła Adela - Gdy tylko się dowiedziałam, kto dał jej eliksir dla was, przeraziłam się. Znam Morganę i wiem, że to osoba groźna dla otoczenia i lepiej trzymać się od niej z daleka. Przymusiłam więc siostrę, aby mi powiedziała, gdzie popłynęliście i ruszyliśmy wam z Nikiem na pomoc.
- Przybyliście w samą porę - zaśmiał się Gary, masując sobie spocone czoło, po czym nagle spoważniał - Ale czego chce od ciebie Morgana? Dlaczego ukradła nam energię?
- Ględziła coś o swoim panu - powiedziałam spokojnie, zmęczonym głosem - O kim ona może mówić?
- Nie mam pojęcia - Adela rozłożyła bezradnie ręce - Wiem tylko tyle, że lepiej mieć się na baczności.
- Zdecydowanie lepiej - pokiwał głową Clemont - I lepiej, żeby Ash się o tym dowiedział, kiedy tu wróci.
Ścisnęłam dłoń mojego chłopaka i uśmiechnęłam się doń czule.
- Tak... On musi o tym wiedzieć, gdy wróci. Ale na razie odpocznijmy sobie. I jeszcze jedno.
- Co takiego?
- Masz szlaban na podwodne wycieczki! Ciebie to także dotyczy, Gary Oaku!
Gary i Clemont zachichotali lekko, zaś ja poczułam, że pomimo utraty wielu dawek energii znowu zaczynam się czuć cudownie.
***
Pamiętniki Sereny c.d:
Wszyscy zebraliśmy się w pokoju salonie Centrum Pokemon. Był już wieczór i ludzie w większości siedzieli w swoich pokojach. Ci zaś, którzy zajmowali salon, zostali grzecznie wyproszeni przez policję, która miała względem salonu własne plany. Usiedli tam bowiem Misty, Brock, Flint Wandstorf, doktor Lennox, siostra Joy, Alexa, Anthony Lessard, Rebecca, Jenny, trzech jej policjantów, a także Ash, Pikachu i ja. Ash ubrany w swój strój detektywa przechadzał się po pokoju, a gdy już byliśmy gotowi, zaczął mówić:
- Bardzo się cieszę, że wszyscy tutaj przybyliście, bo sprawa, którą chcę wam przedstawić, nie może czekać. Wezwałem was wszystkich, aby wam powiedzieć, iż rozwiązałem sprawę ataku na Pokemony podczas zawodów. Długo się nad tym głowiłem, długo myślałem i próbowałem znaleźć różne motywy, dla których ktoś miałby to zrobić. W końcu je znalazłem.
- Jakie to motywy? - spytała Misty.
- Zaraz się dowiesz - odpowiedział jej Ash, po czym kontynuował: - To była naprawdę skomplikowana sprawa. Ktoś zadał sobie tyle trudu, aby móc zwalić winę na Anthony’ego Lessarda. Prawie mu się to udało, chociaż tak po prawdzie dowody, które sfabrykował przeciwko byłem bokserowi były żałosne. Przecież pan Anthony, nawet gdyby był winien, to nie pozostawiłby dmuchawki ze swoimi odciskami palców na miejscu przestępstwa i to jeszcze w taki sposób, żebyśmy ją mogli znaleźć.
- Ta dmuchawka należała do mnie, przyznaję - powiedział Lessard - Ale mi ją niedawno skradziono. To miał być prezent dla mojej córki. Ona to lubi.
- To prawda, nie zaprzeczam. Bardzo mnie interesują tropikalne, starożytne kultury - odparła dziewczyna.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Zastanawiało mnie, komu tak bardzo mogło zależeć na tym, żeby zwalić winę na Lessarda? Na pewno nie złodziejowi, chociaż on miał za zadanie zostawić dmuchawkę tak, aby policja ją znalazła i posądziła o to naszego ex-boksera, który na dodatek jeszcze publicznie zapowiedział panu burmistrzowi, że się na nim odegra. Dla całego świata pan Lessard był winny, ale... nie dla jego córki. Ona jedyna wierzyła w jego niewinność i jakimś cudem przekonała mnie do niej. Ja zaś początkowo miałem w tej sprawie sporo wątpliwości i nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. W końcu jednak uwierzyłem Rebecce i zacząłem szukać motywów, jakie by miał ktoś, aby wrobić tego człowieka. Kto to mógł być?
- Musiał mieć dostęp do naszych Pokemonów, żeby móc je potem zaprawić dopingiem - wtrącił Brock.
- Ale jak im podał doping? - spytała Joy.
- W jedzeniu - odpowiedziałam - A konkretnie, to w ich karmie. Wstrzyknął środki dopingujące do karmy, a dmuchawka zawierała tylko niewielką dawkę tych samych środków.
- Chwileczkę! - zawołała aspirant Jenny - Czy to oznacza, że one były tym zaprawione zanim dostały strzałkami?
- Dokładnie tak - potwierdził Ash - Teraz pytanie, kto to mógł zrobić? Może pewna policjantka, która chce zyskać sławę rozwiązując niezwykle skomplikowaną sprawę?
Aspirant Jenny chciała już coś powiedzieć, jednak mój luby nie przejął się tym i spojrzał na Flinta.
- Może trener, który chciał pozbyć się konkurencji wiedząc, że nie ma szans na wygraną?
- No wiesz, chłopcze?! Jak możesz?! - jęknął pan Wandstorf.
Ash uśmiechnął się i spojrzał na doktora Lennoxa.
- A może pan doktor? Miał wszelkie ku temu możliwości, a poza tym miał też motyw.
Lennox parsknął śmiechem.
- Słucham?! To śmieszne! Niby jaki ja miałbym mieć motyw?
- Ależ bardzo prosty - odparł Ash - Mój przyjaciel sprawdził pana koneksje rodzinne. Jest pan ojcem aspirant Jenny. Ona jednak pana nie cierpi, gdyż kiedyś, gdy była mała, porzucił pan jej matkę dla innej. Nigdy panu tego nie wybaczyła. A pan żałował swojej decyzji i chciał się pogodzić z córką. Ona jednak nie chciała pana znać.
- I nadal nie chcę! - zawołała policjantka gniewnym tonem - Nie obchodzi mnie, czy przez ten czas się zmienił! Niech zniknie z mojego życia raz na zawsze!
Doktor chciał już coś powiedzieć, ale załamany zasłonił sobie twarz dłońmi, zaś Ash bezlitośnie mówił dalej.
- Jaki więc pomysł wymyślić? Może taki, aby stworzyć Jenny zagadkę, którą ona rozwiąże i zyska sławę jako genialny śledczy? Wspaniały plan, ale szkoda, że przy okazji chciał pan wrobić niewinnego człowieka!
Lennox spojrzał na niego groźnie.
- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! Przysięgam! Kocham moją córkę, ale nie złamię dla niej prawa! Ani dla niej, ani dla nikogo!
Sherlock Ash uśmiechnął się lekko.
- Wierzę panu... Wierzę, ponieważ wiem, kto jest winien.
- Co?! Więc to nie on?! - krzyknęła zdumiona Misty.
- Nie on... Doktor Lennox jest zdolnym lekarzem i zna się też nieco na chemii, ale nie na tyle, aby móc stworzyć coś tak paskudnego, jak środek dopingujący. Tu trzeba było lepszych umiejętności chemicznych. Mój drogi przyjaciel Max oprócz danych o panu doktorze zdobył dla mnie informacje o kimś jeszcze. No i co się okazało? Że ten ktoś był w szkole wręcz doskonały z przedmiotów ścisłych, a najwięcej właśnie z chemii. Ten ktoś miał też inny, o wiele większy motyw, jak również i sposobność, aby móc dokonać tego czynu. Był do tego tak wspaniałą oraz miłą osobą, że nikt go nawet nie podejrzewał. Jednak jego motywem była zazdrość. Mam rację... Siostro Joy?
Pielęgniarka spojrzała zdumiona na mojego chłopaka. Parsknęła śmiechem i spytała ironicznie:
- Ja? Chyba żartujesz.
- Przeciwnie, jestem jak najbardziej poważny - odpowiedział jej Ash - Mam również powody, aby tak uważać. Przed naszą rozmową tutaj poszedłem do pana Anthony’ego Lessarda i zapytałem go o panią. On zaś powiedział mi, że swego czasu łączyło was uczucie. To było tak zaraz po odejściu jego żony. Liczyłaś, iż on się rozwiedzie i zwiąże z tobą. Ale niestety... On nie chciał ponownego ożenku. Dla niego znajomość z tobą była jedynie zwykłą odskocznią od rutyny. Wściekłaś się i postanowiłaś się na nim przy okazji odegrać. Sama zatem stworzyłaś środek dopingujący z pomocą różnych środków, które to wcześniej kupiłaś pewnie przez Internet. Miałaś możliwość, żeby zaprawić karmę dla Pokemonów, bo przecież karmisz nasze Pokemony, a do tego jesteś miła oraz bardzo urocza. Nikt by cię nie podejrzewał. Nikt poza mną.
- Czy to prawda, Joy?! - zawołał Brock.
Wyglądał wyraźnie na załamanego tym faktem, bo dla niego każda Joy jest wyjątkowa i wspaniała, a tu proszę, jaka niemiła niespodzianka.
- Nie! To są zwykłe brednie! - krzyknęła oburzona pielęgniarka - On kłamie!
- Naprawdę?! - uśmiechnął się złośliwie Ash - Wybacz mi, ale niestety mówię prawdę i mam na to dowody. Dzisiaj, jakieś kilka godzin temu, na moją prośbę Misty zajęła cię rozmową, zaś Alexa przez ten czas zabrała ci z szafki w twoim pokoju pamiętnik. Pamiętnik, o którym wiedział Anthony Lessard. Sama mu przez nierozwagę kiedyś o nim powiedziałaś. Podczas rozmowy ze mną zasugerował, że możesz dalej go mieć i dalej w nim pisać. Miał rację, wszystko w nim napisałaś, łącznie z twoim uczucie do Anthony’ego Lessarda. Prócz tego miałaś tam dosyć uroczą wyklejankę ze zdjęciem ojca Rebecci.
- No właśnie - uśmiechnęła się złośliwie dziennikarka - Pamiętnik stanowi doskonały dowód dla policji, Joy. Sądzę, że kiedy zbadają go fachowcy, to już będą wiedzieli wszystko.
- Moim zdaniem nie będzie trzeba chyba sprowadzać fachowców - zaśmiał się lekko detektyw z Alabastii - To mówi samo za siebie.
To mówiąc wyjął on z kieszeni swojego detektywistycznego płaszcza kawałek tektury z wyklejonymi na niej zdjęciami Anthony’ego Lessarda. Wszystkie były podziurawione szpilką.
- Jeśli to nie dowodzi psychozy, to ja nie wiem czego.
Joy spojrzała groźnie na Asha, po czym wysyczała:
- Ty... Ty...
Następnie rzuciła się do ucieczki, ale policjanci od Jenny szybko ją schwytali i zakuli w kajdanki.
- Kochałam cię! Rozumiesz mnie?! Kochałam! - krzyczała wręcz w amoku pielęgniarka, patrząc przy tym wściekle na Anthony’ego Lessarda - A ty co?! Ty mnie odtrąciłeś! Ze mną tak się nie pogrywa, rozumiesz?! Nie ze mną!
- Zabrać ją! - zawołała Jenny do swoich ludzi.
Kiedy ci wyprowadzili podejrzaną, policjantka spojrzała Lessarda i rzekła:
- No cóż... W takiej sytuacji jest pan wolny, panie Lessard. Niech pan lepiej podziękuję tym młodym, zdolnym ludziom za pomoc.
Następnie spojrzała na nas.
- Cóż... Okazało się, że nie jestem tak dobrym detektywem, jak myślałam. Za bardzo wzorowałam się na moich ulubionych filmach sensacyjnych, a za mało korzystałam z własnego rozumu.
- Nie przejmuj się - próbował ją pocieszyć Ash - Ja czasami również za bardzo polegam na kryminałach. A już zwłaszcza na tych klasycznych. Sherlock Holmes, Herkules Poirot czy panna Jane Marple... Chyba za dobrze znam przygody ich wszystkich, a za mało mam życiowego doświadczenia.
- Być może, ale mimo wszystko, to ty rozwiązałeś tę zagadkę - stwierdziła policjantka - A ja nie... Bawiłam się w brawurowe akcje zamiast poszukać motywu dla przestępcy... Prócz tego za szybko chciałam zakończyć sprawę i o mało nie zniszczyłam tym ludzkiego życia.
- Moje życie sam sobie zniszczyłem - rzekł smutnym tonem Anthony Lessard - Ale pobyt w celi pomógł mi to zrozumieć. Miałem tam bardzo wiele czasu na przemyślenie sobie wielu spraw.
- I co postanowiłeś? - spytał doktor Lennox.
- Właśnie... Co pan postanowił? - dodał Flint.
- Postanawiam rzucić picie i to raz na zawsze - odparł zapytany - Nie będzie to łatwe, ale jestem pewien, że mi się uda i zacznę znowu trenować siebie i moje Pokemony. Zobaczycie! Będziecie ze mnie dumni!
- Ja już jestem, tato - rzekła wzruszonym głosem Rebecca, po czym spojrzała na mnie i na Asha - Dziękuję wam. Bardzo wam dziękuję, że mi uwierzyliście.
- Nie ma za co - odpowiedział wesoło detektyw.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Prawdę mówiąc podejrzewałem początkowo pana, panie doktorze - rzekł po chwili mój chłopak - Ale szybko zrozumiałem, że pan nie mógł tego zrobić, gdyż co prawda jest pan doskonałym lekarzem i nawet niezłym chemikiem, lecz tutaj trzeba było zaawansowanej wiedzy chemicznej, aby stworzyć środki dopingujące. A pan się na tym nie zna. Pana specjalnością jest przede wszystkim chirurgia i leczenie złamanych kości, siniaków i innych obrażeń. Na chemii zaś zna się pan owszem, całkiem dobrze, lecz nie tak dobrze, jak siostra Joy.
- Tak, to prawda. Ale właściwie skąd ty to wiesz? - spytał Lennox.
- Max dobrze pana sprawdził.
- Ech... Chyba nawet za dobrze, ale to nawet lepiej, bo dzięki temu mogliście sprawdzić też Joy.
- O tak! I udało się nam - powiedziałam wesoło - Jenny... Może chcesz coś powiedzieć swojemu ojcu?
Policjantka spojrzała na Lennoxa i ponuro odparła:
- Przez chwilę i ja byłam pewna, że jesteś winny... Ale zrozumiałam, że nie byłbyś do tego zdolny.
- Córeczko... Więc jak? Między nami zgoda?
Lennox wyciągnął dłoń do córki, ale ta mu jej nie uścisnęła.
- Jeszcze bardzo wiele rzeczy musi się zmienić, żebyś mógł otrzymać moje wybaczenie. Ale nie bój się... Jesteś na dobrej drodze do tego.
Następnie spojrzała na mego chłopaka.
- Dziękuję ci, Ash. Gdyby nie ty... Nie chcę myśleć o tym, że mogłam skazać niewinnego człowieka na więzienie. Ocaliłeś pana Lessarda.
- O nie, Jenny - uśmiechnął się Ash - To ty go ocaliłaś.
- Jak to?
- Tak to. To twoje śledztwo. Ty je prowadziłaś i ty je zakończyłaś. Ja jedynie ci w tym pomagałem. Możesz w raporcie napisać, że to twój sukces. Może dzięki temu zaczną cię w policji traktować poważniej.
- No, a ty, Ash?
- Co ja? Ja jestem na urlopie i odpoczywam od zagadek - zaśmiał się wesoło Ash - Zagadkę rozwiązałaś ty i to dzięki swojej błyskotliwości, a także wielkiej znajomości filmów sensacyjnych. Ja ci w tym tylko trochę pomogłem.
- Ładne mi trochę - zaśmiała się Jenny.
Chwilę później wszyscy zachichotaliśmy wesoło.
- Jak to dobrze, że wszystko się dobrze skończyło - powiedziałam.
- Nie całkiem - Alexa wskazała palcem na Brocka, który wręcz zanosił się łzami.
- Och, taka wspaniała dziewczyna! Siostra Joy! Właśnie siostra Joy! Jeden z najcudowniejszych aniołów świecie okazała się być przestępczynią! Takie piękno, a takie zło w sobie skrywało! Chyba już nigdy nie zaufam żadnej siostrze Joy!
- Ech, a on znowu swoje! - jęknęła załamanym głosem Misty, gdy Flint zaczął pocieszać syna.
- No popatrz... A ty się bałaś, że coś jest z nim nie tak - zachichotał Ash razem z Pikachu.
Parsknęłam lekko śmiechem.
- Miałeś jak zwykle rację. Rzeczywiście wszystko wraca do normy.
KONIEC
Historia rozwiązała się nie tak jak się spodziewałam, nawet mimo iż już słabo pamiętam tą historię. :) Anthony Lessard okazał się niewinny, a to siostra Joy okazała się główną winowajczynią i to przez nią pokemony padały jak muchy.
OdpowiedzUsuńMimo pierwotnych podejrzeń padających na Anthony'ego Lessarda i jego aresztowaniu - wszystkie dowody wszak wskazywały na niego - Ash i Serena dzięki Maxowi docierają do informacji, że siostra Joy niegdyś kochała się w Lessardzie ale on ją odrzucił więc teraz postanowiła się zemścić właśnie w ten sposób wsadzając go do więzienia. Na szczęście zemsta jej nie wyszła i Lessard mógł wrócić do domu i zacząć odbudowywać relacje z córką, tak bardzo nadszarpnięte przez jego problemy z alkoholem.
Tymczasem Dawn i spółka zostają porwani przez wiedźmę Morgane, która znowu ma chrapkę na władzę, na szczęście z pomocą przychodzą im Adela i jej ukochany i uwalniają ich. :)
Podsumowując, historia bardzo ale to bardzo ciekawa i bardzo mi się podobała. :) Daję mocne 1000000000000000000000/10. ;)