wtorek, 9 stycznia 2018

Przygoda 085 cz. III

Przygoda LXXXV

Opowieść wigilijna Clemonta cz. III


Pamiętniki Sereny c.d:
Opowiadanie Maggie przeczytaliśmy oboje wręcz z zapartym tchem i musieliśmy przyznać, że było ono naprawdę bardzo ciekawe i godne tego aby je nazwać świetnym, a nawet jeszcze lepiej. Powiem wprost, historia Asha Scrooge’a bardzo mi się spodobała, podobnie jak mojemu chłopakowi, choć on początkowo był do niej nieco sceptycznie nastawiony.
- W sumie nie wiem, czemu to właśnie mnie Maggie przydzieliła rolę Scrooge’a - powiedział, kiedy skończyliśmy czytać - Przecież ja nawet nie jestem do niego podobny.
Popatrzyłam na mojego ukochanego bardzo dowcipnym wzrokiem i stwierdziłam wesoło:
- Jeśli chodzi o mnie, to bardzo mi go przypominasz. Zwłaszcza tym swoim marudzeniem.
- Przecież ja wcale nie marudzę! - obruszył się Ash.
- Właśnie, że marudzisz i to jeszcze w tej chwili - odparłam żartobliwie - Więc, jak sam widzisz, doskonale pasujesz do tej postaci.
Mój luby popatrzył na mnie i przyciągnął mnie mocno w swoją stronę, mówiąc przy tym:
- Jesteś naprawdę strasznie zadziorna.
- Za to mnie w końcu kochasz, prawda?
- Owszem, za to także.
Pocałowaliśmy się potem radośnie i resztę wieczoru, a także całą noc spędziliśmy bardzo przyjemnie w taki sposób, aby sobie nawzajem okazać, jak się nawzajem uwielbiamy. Chyba nie muszę wdawać się w szczegóły, ponieważ zakładam, że wszystko jest tutaj dla każdego jasne.
Tak czy inaczej rano zeszliśmy wszyscy na śniadanie, które zjedliśmy w naszym wesołym gronie. Oczywiście atmosfera nie była aż tak cudowna, jakbyśmy tego chcieli, a to wszystko przez Clemonta. Chłopak był bowiem niesamowicie ponury i nawet kilka żartów rzuconych przez Bonnie i Dawn nie poprawiły mu humoru. Poczułam się okropnie widząc go tak bardzo przygnębionego. Asha również wcale nie cieszyła taka sytuacja i próbował jakoś zagadać swego przyjaciela, aby nakierować jego myśli na inny temat. Opowiedział mu więc co nieco o swoich zwariowanych snach, jakie miał ostatnio w nocy.
- Mówię ci, to było naprawdę niesamowite - zaśmiał się mój luby, dalej snując swoją anegdotę - Po prostu leciałem w powietrzu jak ptak, ale bez skrzydeł. To było niesamowite, podziwiać te wszystkie gwiazdy i móc się wznieć tak wysoko, że można ich było nawet dotknąć. Ale potem, nagle... zupełnie niespodziewanie, spadłem na ziemię i w sumie nie wiem, dlaczego. Obudziłem się i widzę, iż Serena śpi obok mnie, słodko przy tym chrapiąc...
- Ej! Ja wcale nie chrapię! - zawołałam z lekką złością.
- Chrapiesz, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy - zaśmiał się wesoło mój luby - Poza tym, jak ja także śpię, to tego nie zauważam. Choć muszę przyznać, że najwięcej to mruczysz przez sen i mówisz.
- Mówię? A co takiego?
- Wolałbym tego nie wyjawiać przy dzieciach.
Bonnie i Max rozejrzeli się dookoła.
- Jakich dzieciach? - spytał panicz Hameron.
- Właśnie! Ja tu nie widzę żadnych dzieci! - dodała panienka Meyer.
Parsknęliśmy wszyscy śmiechem, słysząc ich wypowiedzi. Mieliśmy przy tym nadzieję, że te drobne żarty jakoś poprawią humor Clemontowi, ale niestety, chociaż przez chwilę się uśmiechnął, to potem i tak znów był ponury, co mnie przygnębiło. Naprawdę już nie wiedziałam, co mam robić. Ash też przeżywał prawdziwe katusze mogąc tylko bezsilnie patrząc na to, jak jego wierny przyjaciel jest bardzo smutny z jakiegoś powodu, a my nie mamy pojęcia, jaki to powód, ponieważ on nie chce go nam wyjawić.
Ja i Ash domyślaliśmy się, że może to mieć coś wspólnego z tym, o czym poprzednia z nim rozmawialiśmy, jednak nie mieliśmy pojęcia, co to takiego jest, zaś nasz drogi przyjaciel nabrał wody w usta i wyraźnie uparł się, aby cierpieć w milczeniu.
- Jak sobie chcesz - mruknęła Bonnie, mając już dosyć proszenia brata o to, żeby nam się zwierzył - Jak zechcesz nam coś powiedzieć, to wiesz, gdzie nas szukać.
Dziewczynka była wyraźnie obrażona na niego, ponieważ uważała, że Clemont może jej zawsze powiedzieć wszystko, a tu się okazało, iż wcale tak nie jest. Co do mnie, to nie uważałam, żeby Bonnie była odpowiednim powiernikiem jakiejkolwiek tajemnicy, ale mnie również naprawdę bardzo denerwowało zachowanie Clemonta, który przecież mógł zawsze wszystko nam powiedzieć, a teraz z jakiegoś powodu uważał, że jest inaczej.
- Moim zdaniem to musi być coś, czego on się wstydzi - zauważył Ash, gdy mieliśmy przerwę w pracy - Zdecydowanie nie jest to coś, co mógłby nam swobodnie powiedzieć, bo inaczej już dawno by nam się zwierzył.
- Co więc możemy zrobić? - zapytałam załamanym głosem.
- Nie mam pojęcia - mój luby rozłożył bezradnie ręce - Przecież nie zmusimy go do zwierzeń. Serum prawdy też raczej odpada, chociaż może, gdybym tak poprosił Jenny...
Popatrzyłam na niego groźnie, a on zachichotał lekko.
- Dobrze, już dobrze... Z tym serum to ja żartowałem. Przecież nigdy bym mu tego nie zrobił.
- Wiem o tym, skarbie - uśmiechnęłam się delikatnie - Mimo wszystko zachowanie Clemonta naprawdę jest dziwne. Może powinniśmy go śledzić?
- Śledzić go? A niby po co?
- No, nie wiem... W sumie nie pomyślałam, po co mielibyśmy to robić. Moim zdaniem on może się czymś zdradzić i jeśli będziemy go uważnie obserwować, to wtedy odkryjemy jego sekret.
Ash pomyślał przez chwilę.
- A wiesz co? To wcale nie jest taki głupi pomysł. Przeciwnie, to jest bardzo dobry pomysł.
- Dziękuję za uznanie - uśmiechnęłam się.
Mój luby objął mnie czule do siebie i pocałował delikatnie w policzek.
- Jesteś po prostu niezrównana, Sereno! To jest właśnie rozwiązanie naszych problemów. Wiesz co? Myślę sobie, że Clemont po tym, jak dzisiaj znowu próbowaliśmy zmusić go do zwierzeń, zechce zająć się tą sprawą, która go tak dręczy. Zajmie się nią, dopóki jest ona świeżo w jego pamięci. Wówczas, jeżeli będziemy go śledzić, to być może odkryjemy to, co przed nami ukrywa.
- No, a jeśli nie odkryjemy?
Ash wyraźnie posmutniał.
- Wtedy będziemy musieli albo sobie odpuścić, albo też poprowadzić śledztwo nie mając praktycznie żadnych poszlak.
Osobiście skłaniałam się ku tej drugiej opcji, bo przecież kapitulacja nie leżała w naszej naturze, a wręcz przeciwnie, była ona zawsze czymś, co zdecydowanie każde z nas potępiało. Ostatecznie moim oraz Asha mottem jest hasło „Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz“ i to właśnie zamierzaliśmy zrobić.
- A więc postanowione - powiedziałam wesoło - Spróbujemy śledzić Clemonta, ale tak, żeby nas nie widział - Choć to może być nieco trudne. A raczej na pewno to będzie trudne.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Być może, kochanie, będzie to łatwiejsze niż ci się wydaje.
- Czemu tak sądzisz? - zapytałam zaintrygowana wyraźnie widząc, że ma on jakiś plan.
Nie myliłam się, bo już za chwilę dzielny detektyw z Alabastii rzekł:
- Ponieważ właśnie przyszedł mi do głowy pewien pomysł...

***


Opowiadanie Maggie Ravenshop c.d:
Ash Scrooge długo jeszcze stał przy oknie, wpatrując się uważnie w ulicę, nad którą do niedawna lewitowały zjawy istot już dawno zmarłych, które chciały czynić dobro, lecz utraciły tę możliwość i teraz już nie mogły tego w żaden sposób naprawić, a w każdym razie nic na to nie wskazywało. Nasz bohater bardzo długo zastanawiał się nad tym wszystkim, co przeżył i o tym, co spotkało jego wiernego przyjaciela (i prawdę mówiąc jedynego przyjaciela), jak również o tym, co się może z nim stać. Zaczął też powoli rozumieć, że jego również spotka taki los, jeśli się nie zmieni.
Ale właściwie dlaczego on miał się zmieniać? Czy zrobił komuś coś złego? Marley i owszem, naprawdę kilka razy poważnie skrzywdził innych ludzi, choćby tych biedaków, których eksmitował prosto na ulicę za to, że nie mieli za co zapłacić mu czynszu. Ale on przecież nigdy tak nie postąpił. Niby więc czemu miałby się zmieniać? Gary Marley został potępiony za to, że skrzywdził kilku ludzi, a nie dlatego, że był naprawdę dobrym kupcem i umiał prowadzić interesy w porządny sposób, nie licząc się przy tym wcale z żadnym darmozjadem. Za to przecież nie mógł teraz iść do piekła ani być skazanym na wieczne potępienie. W żadnym razie! To musiała być jedynie kara za to, iż skrzywdził tamtych biedaków, zaś cała reszta jego przewinień zdecydowanie nie istniała albo też istniała jedynie w wyobraźni biednego Gary’ego Marleya, który to po swojej śmierci zbzikował znacznie mocniej aniżeli kiedykolwiek przedtem.
Zatem wniosek jest tylko jeden... On sam, Ash Scrooge nie musi się zmieniać, bo przecież nie zrobił nic złego, co by zasługiwało na potępienie ze strony Najwyższego. Dlatego nie musi się zmieniać. Marley zwyczajnie chciał go nastraszyć albo też żałował swojego życia i chciał na nim wymóc również przemianę osobowości. Proste jak drut, nie trzeba zatem niczego wyjaśniać ani zmieniać.
Z takimi oto myślami, bardzo zresztą uspokajającymi, Ash położył się powoli do swojego łóżka i uśmiechnął się do Pikachu, mówiąc:
- Śpij spokojnie, mój przyjacielu. A jak przyjdą tu jakieś duchy, to je przepędzisz i po sprawie.
Pikachu popatrzył na niego zachwycony, po czym powoli wyłożył się w swoim koszyku, zwinął w kłębek i zasnął. Scrooge zaś zgasił świeczkę, a następnie zadowolony położył się pogrążając w świecie snów.
Spał długo i bardzo spokojnie nie wiedząc, jak długo to robił. Gdy się obudził, było jeszcze ciemno. Spojrzał wtedy na zegar wiszący na ścianie. Zauważył na nic coś, co go zaniepokoiło.
- Kiedy poszedłem spać, było tak około dziesiątej w nocy, a teraz jest prawie północ? Jak to jest możliwe? Chyba, że to jest dwunasta w południe, a ze słońcem coś się stało.
Aby to sprawdzić, Ash wstał z łóżka i podszedł do okna. Sprawdził widok zza niego, jednak wcale on mu się nie spodobał. Tym widokiem była bowiem ulica Alabastii cała pogrążona we śnie. Nie było na niej nikogo, a przecież, gdyby to był dzień, to pewnie ludzie krążyliby po ulicach zajęci jak zwykle swoimi sprawami. Tak jednak nie było, gdyż ulice były zupełnie puste.
- Co tu się dzieje? - zapytał zdumiony Scrooge.
Poczuł, że sprawa jest coraz bardziej tajemnicza. Nie mógł przecież spać zaledwie kilka minut, bo z pewnością by to poczuł. Wtedy byłby raczej niewyspany, a tymczasem czuł się wypoczęty tak, jak powinien się czuć każdy, kto się wyspał. Więc chyba rzeczywiście przespał całą dobę, ale to przecież niemożliwe. Załamany kupiec spojrzał na koszyk, w którym spał Pikachu. Rzecz jasna spał on sobie spokojnie i niczym się nie przejmował.
- Ech, ty to masz dobrze - mruknął pod nosem - Po prostu sobie tutaj śpisz, a ja co? Chyba najlepiej pójdę za twoim przykładem i wrócę do łóżka. Ostatecznie przecież i tak jest noc.
Zadowolony położył się na swoim łóżku, a następnie usłyszał bicie zegara. Wówczas przypomniał sobie to, co powiedział mu Marley, czyli to, że właśnie punktualnie o północy zjawi się tutaj duch. Zaczął więc powoli odliczać bicia zegarów jedno po drugim, aż w końcu nastąpiło dwunaste.
- I nic się nie stało - zaśmiał się zadowolony Scrooge - Tak myślałem. Mój drogi przyjaciel próbował mnie tylko nastraszyć i pewnie zabawić się moim kosztem, choć to trochę dziwne, bo nigdy nie robił sobie z niczego żartów. Ale chyba zawsze musi być ten pierwszy raz.
Nagle coś szarpnęło kotarą od łóżka, która się odsłoniła i Ash Scrooge zauważył dość wysoką, kobiecą postać o rudych włosach i zielonych oczach stojącą naprzeciwko niego. Miała ona na sobie białą szatę podobną do stroju Rzymianki, zaś od jej postaci bił jasny blask. W dłoni trzymała wielkie i długie narzędzie przypominające gasidło do świec, a jej głowę zdobił spory wieniec laurowy.
- Pora wstawać, skąpcze - mruknęła dziewczyna - Dość się już dzisiaj naspałeś.


Ash popatrzył uważnie na rudowłosą.
- Kim ty jesteś? Czy jesteś może jednym z duchów, których przyjście mi zapowiedziano?
- Tak - odparła nieznajoma - Za życia nazywałam się Misty Macroft, a obecnie jestem Duchem Przeszłych Świąt.
- Jak dawno przeszłych?
- Nie tak znowu dawno. Mówię o twoich własnych świętach Bożego Narodzenia.
- Moich własnych?
- Dokładnie tak.
- Przecież ja nie obchodzę świąt.
- Wiem i w tym tkwi właśnie problem. Mimo wszystko póki życia, póty nadziei, jak to mówią, więc i dla ciebie jest jeszcze nadzieja.
- Nadzieja? Niby na co?
- Na to, abyś się zmienił.
- Daruj, ale nie zamierzam tego robić.
- A to niby dlaczego?
- Ponieważ nie muszę się zmieniać.
- Tak uważasz?
- Owszem, właśnie tak uważam.
- A dlaczego?
- A choćby dlatego, że ostatnio po wizycie mojego drogiego przyjaciela Marleya stałem się bardzo wierzący.
- Dobre chociaż i to - prychnęła z kpiną w głosie Misty - Ale niby co to ma do rzeczy?
- A mianowicie to, że przekonałem się, iż duchy istnieją, a więc istnieje też Bóg, a On wszak nie skazuje na potępienie ludzi, którzy nie zrobili nic złego.
- A twoim zdaniem nie zrobiłeś nigdy nic złego?
- Nie, nie zrobiłem.
- A więc jesteś głupcem.
- Nie wydaje mi się.
Misty popatrzyła na niego groźnie, a następnie z jej postaci zaczął bić jasny blask, ogromna poświata oślepiają go. Ash zasłonił sobie szybko oczy i zapytał:
- Co cię do mnie sprowadza?
- Twoje dobro - odpowiedział mu duch.
- Daruj mi... Nie chcę być niemiły, ale najbardziej by mi pomogła teraz duża dawka zdrowego snu.
- A więc twoje nawrócenie.
- Nawrócenie? Nie muszę się nawracać. Przecież jestem wierzącym w Boga człowiekiem.
- Wielu wierzy w Boga... Ale nie każdy, kto w Niego wierzy, w pełni rozumie Jego przesłanie.
- A jakie jest Jego przesłanie?
- Pomaganie innym ludziom i miłosierdzie wobec nich. Za brak tego wszystkiego człowieka może spotkać los Marleya.
Ash poczuł, że krew mu zamiera w żyłach, a jednocześnie blask bijący z postaci, która z nim rozmawiała oślepiał go cały czas. Zauważył wówczas gasidło do świec w ręku zjawy.
- Naciągnij, proszę, swoją czapkę na oczy... Proszę, zakryj swój blask - poprosił pokornym tonem.
Misty spojrzała na niego groźnie, a jej blask stał się jeszcze większy.
- Jakże to? Już chcesz zgasić moje światło? Czy nie dość ci, że jesteś jednym z tych, którzy sprawili, że to paskudne narzędzie w ogóle powstało?
- Wybacz mi, nie chciałem cię urazić - Scrooge poczuł nagle, iż jest mu głupio, czego nigdy dotychczas nie czuł - Wybacz mi, proszę... Po prostu to światło... Oślepia mnie. Nie mogę na ciebie patrzeć.
Duch westchnął głęboko, po czym stłumił nieco swój blask i stał się już normalną osobą, na którą można było swobodnie patrzeć. Ash odetchnął z ulgą i rzekł:
- Mówisz, że sprowadza cię moje nawrócenie.
- Tak, to prawda - potwierdziła Misty.
- Dlaczego chcesz mi pomóc?
- Powiem ci szczerze... Gdyby to ode mnie zależało, to skończyłbyś w łańcuchach jak Marley... Ale nie wolno mi traktować w ten sposób ludzi, dla których jest jeszcze nadzieja.
Następnie powoli podeszła ona do Asha i złapała go mocno za rękę i pociągnęła w swoją stronę.
- Hej, chwileczkę! - zawołał Scrooge - Co ty wyprawiasz?!
- Idziesz ze mną, mój przyjacielu... Zabieram cię na wyprawę - odparła Misty tonem takim, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Scrooge złapał szybko szlafrok i nałożył go na siebie.
- W podróż?! W jaką znowu podróż?! I dlaczego w taki mróz?! Ja nie chcę się nigdzie wybierać! Na dworze jest zimno!
- Jeśli ze mną nie pójdziesz, to tam, gdzie trafisz po śmierci, będzie ci aż nadto ciepło.
Ash złapał się za serce i spojrzał na nią przerażony.
- O nie! Chcesz mi powiedzieć, że istnieje piekło? I ja do niego trafię?
- Jeżeli pójdziesz ze mną, to nie - powiedziała Misty z uśmiechem na twarzy widząc, że przekonuje do siebie Scrooge’a - Jednak tak szczerze, to muszę zauważyć, iż twoje dotychczasowe życie to już było piekło, ale były w nim elementy również piękne, dlatego warto, abyś je sobie wszystkie po kolei przypomniał. Wszystkie szczegóły twego życia, które mają znaczenie na dla tego, co się teraz dzieje.
Następnie podeszła do niego i złapała go za rękę.
- Chodź ze mną.
- Ale... Dokąd?
- W podróż.
- To już mówiłaś. Ale dokąd?
- Do przeszłości.
- Nie mam zamiaru oglądać mojej przeszłości! Zbyt dobrze ją znam!
- Chyba jednak tak nie do końca - mruknął duch - Lepiej idź ze mną dobrowolnie, bo mam pozwolenie na to, aby cię uderzyć tym gasidłem, jeśli będziesz stawiać mi opór.
Scrooge popatrzył na twarz ducha i widział po nim wyraźnie, że ten nie żartuje. Przestraszyło go to jeszcze mocniej, więc przerażony krzyknął:
- Nie! Ja się nie zgadzam! Żadnych takich! Pikachu! Pikachu, obudź się wreszcie, ty leniu!
Pokemon już dawno nie spał, jednak widok ducha tak go przeraził, że postanowił udawać, iż śpi i nic nie widzi, ale pod wpływem słów swojego opiekuna ostatecznie uznał, iż udawanie pogrążonego we śnie stworka nic nie da, więc przerażony szybko zeskoczył z koszyka i zaatakował piorunem ducha. Elektryczny atak jednak przeszedł przez Misty jak przez mgłę, nie robiąc jej przy tym żadnej krzywdy. Widząc to Pikachu pisnął przerażony i skoczył szybko na ramię Asha.
- Tchórz - mruknął gniewnie Scrooge.
Zrozumiał, iż stracił właśnie jedynego swojego obrońcę, a co za tym idzie chyba jednak będzie musiał iść z Misty, choć wcale tego nie chciał.
- Nie traćmy już dłużej czasu - powiedział duch poważnym tonem - Musimy już iść. Mamy wiele do zobaczenia, a niewiele czasu.
Następnie złapała Asha za rękę i pociągnęła go przed siebie w kierunku okna.
- Nie! - krzyknął przerażony Scrooge - Ja jestem śmiertelnikiem! Nie umiem latać! Spadnę na ziemię i zginę!
- Spokojnie. Wystarczę, że dotknę twojego serca i nic ci się nie stanie.
To mówiąc Misty położyła prawą dłoń na sercu Scrooge’a, który stał się wtedy osobą podobną do niej. Następnie złożyła rękę na piersi Pikachu, aby i ten mógł się z nimi udać w tę podróż. Chwilę później całe otoczenie się zmieniło. Mieszkanie Scrooge’a zniknęło, a on sam razem z Pikachu i Misty znaleźli się nad zamarzniętymi jeziorem. Wokół było zimno, jednak żaden z naszych bohaterów nie poczuł zimna, gdyż wcale nie pochodzili z tych czasów.
- Co to jest? - spytał zdumiony Ash, rozglądając się dookoła - Jakbym znał to miejsce.
- Znasz je doskonale - powiedziała Misty, zaś jej twarz rozjaśniona została delikatnym uśmiechem - Przyjrzyj mu się bardzo dobrze. Poznajesz to miejsce?
- Czy poznaję?! Ależ naturalnie, że poznaję! To jest miejsce, w którym przyszedłem na świat! Tutaj się wychowałem!
Pikachu zeskoczył z ramienia Asha i zdumiony dotknął łapką śniegu, jednak łapka przeszła mu przez zaspę na wylot, nie robiąc w niej dziury. Zdumiony spojrzał na ducha, żądając w ten sposób wyjaśnienie tej kwestii.
- To tylko cienie tego, co było kiedyś - wyjaśniła mu Misty - Widma przeszłości. Nie możemy niczego tu dotknąć, niczego wziąć do ręki, ani też nie mamy na nic wpływu.
- Nie mamy wpływu? - spytał Ash - To oznacza, że...
- Że nie możemy zmienić tego, co już raz się wydarzyło - wyjaśniła mu rudowłosa zjawa - Musisz więc ze spokojem podejść do tego, co zobaczysz, ponieważ już nie zmienisz przeszłości.
Chwilę później nasi podróżnicy zauważyli, jak na zamarznięte jezioro wbiega jakaś urocza dziewczynka o niebieskich włosach i takich samych oczach. Była ona ubrana w kożuszek, spod którego to wystawała jej błękitna sukienka. Dziewczynka miała przymocowane do swych nóg łyżwy i zaczęła wesoło jeździć po lodzie.


- Dawn! Nie jeździj za daleko! To jest niebezpieczne! - dało się słyszeć jakiś głośny krzyk.
Ash, Pikachu i duch spojrzeli w kierunku, skąd on dobiegł, po czym zauważyli jakiegoś czarnowłosego chłopca o brązowych oczach, ubranego w kożuch i śniegowe buty. Był on starszy od dziewczynki i patrzył na nią zaniepokojonym wzrokiem.
- Poznajesz może tego chłopca? - spytała Misty, patrząc na Scrooge’a.
Zapytany wpatrywał się w dziecko jak zahipnotyzowany. Potem zaś jego oczy zaszkliły się od łez.
- Tak... Poznaję go - odpowiedział powoli Scrooge - Ten chłopiec to... To ja.
Następnie wytarł sobie powoli oczy dłonią.
- Co się stało? - spytał duch.
- Nic takiego... Coś mi wpadło do oka - uśmiechnął się ironicznie Ash, lekko poprawiając sobie na głowie szlafmycę - Po prostu tak dawno temu to przeżyłem, że już zapomniałem, iż to miało miejsce.
- Poważnie? - zapytała Misty - Zapomniałeś? A nie powinieneś. Nigdy nie powinieneś o tym zapominać.
Potem popatrzyli uważnie na małego Asha, nawołującego śmigającą po lodzie małą dziewczynkę.
- Braciszku! Spokojnie! Nic mi się nie stanie! - wołała radośnie.
- To Dawn... Moja młodsza siostra - rzekł smutnym głosem Scrooge - Boże... Jak żywa... Zupełnie tak ją zapamiętałem.
Chwilę później Dawn śmigając dalej po lodzie straciła równowagę i przewróciła się na lód, który pękł pod jej ciężarem, a ona sama wylądowała po pasie w lodowatej wodzie.
- Boże, Dawn! - wrzasnął przerażony mały Ash.
Następnie szybko skoczył na lód, zaczął się po nim ostrożnie ślizgać, po czym padł na zamarznięte podłoże, złapał dziewczynkę za ręce i zaczął ją ciągnąć do siebie.
- Spokojnie, siostrzyczko... Spokojnie... Wyciągnę cię z tego.
- Ash... Nie puszczaj mnie... - pisnęła przerażona Dawn.
- Nie bój się... Wszystko będzie dobrze...
- Wierzę ci...
Ash uklęknął na lodzie i zaczął mocno ciągnąć dziewczynkę za ręce, patrząc na nią przerażonym wzrokiem. Bał się, że za chwilę lód pod nim także pęknie, ale nie zamierzał z tego powodu zrezygnować. Wolał bowiem sam utonąć niż zostawić siostrę w niebezpieczeństwie. Ciągnął ją za ręce raz za razem, coraz mocniej i mocniej, aż wreszcie wyciągnął dziewczynkę z wody. Odetchnął wtedy z ulgą, po czym powoli zabrał ją ze sobą na brzeg.
- Boże kochany, Dawn! Coś tu najlepszego zrobiła?! - zawołał chłopak - Przecież mogłaś utonąć! Dlaczego ty nigdy mnie nie słuchasz?!
Dawn zaczęła płakać, po czym objęła mocno swego starszego brata za szyję i wtuliła się w niego zachłannie.
- Przepraszam, braciszku! Przepraszam! Ja nie chciałam! Tam było tak zimno! Strasznie się bałam!
Ash obejmował do siebie dziewczynkę i powoli głaskał jej włosy.
- Spokojnie... Wszystko będzie dobrze... Zobaczysz. Najważniejsze, że żyjesz.
- Kocham cię, Ash!
- Ja ciebie też kocham, mała Dawn. Ale chodźmy już stąd, bo jeszcze zamarzniesz mi tutaj. Musisz się przebrać. Ech, piękne nam się zaczynają te święta, nie ma co.
Następnie chłopiec objął mocno do siebie swoją siostrzyczkę i potem zabrał ją ze sobą do domu.
- Pamiętam teraz to wydarzenie - powiedział smutnym głosem Scrooge - Moja mała siostrzyczka o mało wtedy nie utonęła. Gdybym wtedy jej nie pomógł, to na Boże Narodzenie dostałbym naprawdę bardzo piękny prezent od losu.
- Ale ocaliłeś ją, a twoja siostra pokochała cię ponad życie - zauważyła Misty - Wcześniej mieliście różne problemy i sprzeczki, jednak od tej chwili już nigdy ich między wami nie było, zaś Dawn zawsze cię słuchała oraz kochała ponad wszystko.
- Tak, to prawda... I ja ją kochałem... Była dla mnie wszystkim.
Misty uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Coś się stało? - spytała, widząc jego smutną minę.
- Nie, nic... Tylko przypomniało mi się teraz, że wczoraj wpadł na mnie pewien chłopiec, bardzo podobny do mnie samego z tych oto wspomnień. Śpiewał kolędy z kolegami i koleżankami. Bardzo żałuję, że nic mu wtedy nie dałem.
- Ależ dałeś mu, przyjacielu... Piorun od twojego Pikachu. Byłeś więc aż nadto hojny - zakpiła sobie Misty.
Ash Scrooge poczuł, jak na sercu ciąży jakiś ciężar. Może rzeczywiście popełnił coś, co było godne potępienia? Może faktycznie nie był taki bez skazy, jak myślał? Może faktycznie kogoś skrzywdził?
- Zobaczmy inne święta - przerwał jego rozmyślania duch.
Chwilę później znaleźli się oni w jakimś budynku. Po sali, w której to właśnie stali Scrooge wywnioskował, że stoją obecnie w opuszczonej klasie.
- Poznajesz ten budynek? - zapytała Misty.
- Tak - pokiwał głową jej kupiec - To moja stara szkoła.
- Dlaczego ta klasa jest pusta?
- Ponieważ są święta. Wszyscy uczniowie wyjechali do domu.
- Nie wszyscy. Jeden pozostał.
- Ach, prawda... Pozostał... Biedny i smutny chłopiec, którego ojciec odtrącił od siebie.
Scrooge z Pikachu i duchem popatrzyli na jedną z ławek i wówczas zauważyli, że siedzi przy niej ten sam chłopiec, którego wcześniej widzieli. Czytał on książkę, a z oczu ciekły mu łzy.
- Dlaczego nie wróciłeś do domu? - zapytała Misty.
- Ojciec mnie znienawidził po śmierci matki - rzekł smutno Scrooge - Za bardzo mu ją przypominałem. Poza tym uważał, że to przeze mnie ona nie żyje. Umarła wydając mnie na świat, więc dla niego ja ją zabiłem. Moja obecność w domu budziła w nim złe wspomnienia. Oczywiście wtedy tego nie rozumiałem, ale teraz już tak. Mama Dawn była jego drugą żoną. Bardzo kochała nie tylko Dawn, lecz także i mnie. Niestety, nie umiała wywrzeć na niego odpowiedniego wpływu. Nie przeciwstawiła się, gdy ojciec za karę za to, że Dawn o mało nie utonęła, będąc pod moją opieką, wysłał mnie tutaj i nie chciał mnie zabrać do domu na święta.
Pikachu zeskoczył z ramienia swojego opiekuna, po czym usiadła na ławce i popatrzył uważnie, jaką książkę czyta chłopiec.
- To są „Przypadki Robinsona Crusoe“ - rzucił Scrooge do Pokemona - Dobrze pamiętam, że właśnie ją wtedy czytałem. To była moja ulubiona książka.
- Zobaczmy inne święta - rzekł duch.
Pikachu wskoczył ponownie na ramię Scrooge’a, a chwilę później nasi podróżnicy znowu przenieśli się w czasie. Znowu byli oni w tej samej sali szkolnej, ale tym razem mały Ash był nieco starszy. Nie siedział w ławce, lecz chodził nerwowo po klasie, mrucząc coś pod nosem. Scrooge spojrzał na niego ze smutkiem w oczach, po czym spojrzał na drzwi.
Wtem do pomieszczenia wpadła mała dziewuszka, znacznie młodsza od chłopca. Podróżnicy już ją znali. To była Dawn, ta sama urocza istotka, która kochała Asha ponad wszystko, chociaż kiedyś nie chciała go słuchać i często robiła mu na złość.
- Och, Dawn! Przyjechała po mnie! - zawołał wzruszony Scrooge.
Podbiegł, aby złapać dziewczynkę w objęcia, ale ta przebiegła przez niego jak przez mgłę i pomknęła dalej.
- Zapomniałem, że ona mnie nie widzi - jęknął kupiec ze smutkiem w głosie.
Panna Scrooge tymczasem, widząc swego starszego brata, podbiegła z piskiem radości do niego i rzuciła mu się zachłannie na szyję, a następnie zaczęła okrywać jego twarz pocałunkami, wołając:
- Mój kochany, cudowny braciszek!
Następnie stanęła przed nim i wesoło zawołała:
- Przyjechałam, żeby cię zabrać do domu, Ash! Tak, właśnie tak! Do domu, braciszku! Do domu!


- Dawn! Moja maleńka Dawn! Do domu?
- Tak, właśnie tak, braciszku! - chichotała dziewuszka - Do domu! Już na zawsze do domu!
- Ale przecież... Tata wcale mnie tam nie chce - rzekł smutno chłopiec, opuszczając głowę na dół.
Jego siostrzyczka jednak uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym ponownie zachichotała i odparła:
- Ależ nie, braciszku! W domu jest teraz jak w niebie! Tata się zmienił! Mama się z nim mocno pokłóciła i powiedziała, że zabierze mnie i odejdzie, jeśli on się nie zmieni! I on się zmienił! Jest już miły, dobry, kochany... Jak anioł... Już nie wyzywa mnie o byle co i dlatego też, kiedy ostatnio kładł mnie spać, nabrałam odwagi i spytałam, czy możesz wrócić do domu. A on powiedział, że tak, a mama bardzo się ucieszyła i dodała też, że zaraz rano wysyłają powóz po ciebie. No i wysłali, ale ja postanowiłam jechać tym powozem, żeby cię jak najszybciej zobaczyć! I mama mówiła mi, że nigdy już do tej szkoły nie wrócisz, a tatuś się na to zgodził. No i mama także mówiła, iż zostaniesz z nami na zawsze i potem będziesz pracować tam, gdzie chciałeś. Mówiła też, że już jesteś mężczyzną i do tego przystojnym.
Ash zarumienił się lekko, a Dawn zachichotała wesoło, dodając:
- Miała rację. Jesteś bardzo przystojny. Chętnie sama bym się z tobą ożeniła.
- Chyba wyszła za mąż - zaśmiał się jej brat.
- Tak, wyszła za mąż - chichotała dalej dziewuszka - Ale mama mówi, że niestety nie mogę zostać twoją żoną, bo jesteś moim bratem, a brat nie może poślubić siostry. Szkoda.
- Pewnie, że szkoda, ale cóż... Prawo na to nie pozwala - zaśmiał się do niej Ash.
Dawn popatrzyła na niego bardzo wesoło, a z jej oczu strzelały radosne iskierki.
- Wiem, ale ja i tak będę cię zawsze kochać. A teraz jesteś mężczyzną i spędzisz z nami święta! I będziemy razem szczęśliwi! Ach, jacy będziemy szczęśliwi!
- Moja mała Dawn... Moja słodka... Wiesz... Jesteś już dorosłą i piękną kobietą.
Dziewczynka ponownie zachichotała, po czym objęła mocno brata za szyję i próbowała go pocałować w czoło. Była na to jednak za mała, więc zaśmiała się, stanęła na palcach i dopięła swego. Potem bardzo zadowolona z osiągniętego sukcesu złapała brata za rękę i pobiegła z nim, a on szedł przed siebie zachwycony, że będzie mógł opuścić to miejsce już na zawsze.
Scrooge podbiegł szybko z Pikachu do okna szkoły i wyjrzał przez nie. Zobaczył wtedy, jak jego młodsza wersja wsiada do powozu wraz z Dawn i oboje odjeżdżają, zaś dziewczynka czule kładzie główkę na jego ramieniu, a on mocno ją obejmuje.
- Zawsze była krucha i delikatna - powiedziała smutnym głosem Misty - Niczym pyłek, którego pierwszy lepszy podmuch wiatru może porwać ze sobą. Ale miała dobre serce.
- To prawda - rzekł smutnym głosem Scrooge - Nie zamierzam wcale zaprzeczać.
- Wyszła za mąż i umarła przy porodzie - mówiła dalej Misty - Wydała na świat dziecko.
- Syna.
- Racja... Jest nim twój siostrzeniec, Tracey.
- Morderca.
- Słucham?
- Zabił swoją matkę, a moją siostrę. Gdyby się nie narodził, to ona by dalej żyła. To przez niego ona nie żyje! Przez niego!
Misty popatrzyła na Scrooge’a groźnym wzrokiem, po czym uderzyła go w głowę swoim gasidłem do świec.
- Au! A to za co było?! - jęknął kupiec, masując sobie obolałą głowę.
- Za gadanie głupot! - zawołała groźnym głosem Misty - Naprawdę nie rozumiem tego, jak możesz mieć serce i opowiadać takie rzeczy! Przecież twoja siostra była taka szczęśliwa, mogąc wydać dziecko na świat. Cieszyło ją to i dawało radość oraz sens życia.
- Ale też zabrało jej życie.
- Niestety, takie rzeczy też się dzieją na tym świecie. Nie mamy na to zawsze wpływu. Nie jest nam dane wskrzesić zmarłych. Jedyne, co możemy zrobić, to w miarę możliwości ratować im życie, a gdy nie jest to możliwe, to zostaje nam jedynie wspierać tych, którzy nam zostali. Bóg tego chce.
- Bóg?! Przecież On odebrał mi moją siostrę! Niby czemu mam więc słuchać Jego poleceń i robić to, czego On chce?!
- Choćby dlatego, że twoja siostra by tego chciała.
Duch popatrzył uważnie na swojego rozmówcę, po czym rzekł bardzo poważnym tonem:
- Jeśli kiedykolwiek kochałeś swoją siostrę i była to miłość szczera, to znajdziesz w swoim sercu teraz miłość do jej syna. Nie dla siebie samego, ale dla niej. Dla Dawn, a wiesz dlaczego? Bo ona zawsze cię kochała i była wobec ciebie lojalna. A ty co zrobiłeś? Jak możesz się nazywać jej bratem i tak traktować jej jedynego syna? Czy nie rozumiesz tego, że krzywdzisz ją oraz pamięć o niej, postępując w taki sposób?!
Scrooge nie wiedział, co ma powiedzieć. Zaś Misty powoli wzięła go za rękę i rzekła spokojniejszym tonem:
- Zobaczmy inne święta.
Chwilę później pomieszczenie się zmieniło. Przed nimi stanęła sala w pięknym sklepiku. Tam zaś stało biurko, przy którym siedzieli razem dwaj chłopcy. Jednym z nich był Ash jako nastolatek, a drugim młodzieniec o brązowych włosach, zielonych oczach, z delikatnym nosem oraz niewielkim zarostem.
- Toż to Ritchie! - zawołał radośnie Scrooge - Niesamowite! Jak żywy! Takim go właśnie zapamiętałem.
Chwilę później do pokoju wbiegł wysoki, starszy mężczyzna o siwych włosach, jasnych oczach i wesołym wyrazie twarzy.
- Juhu! Ash! Ritchie! Dość już tej pracy na dzisiaj! - zawołał - Przecież to już jest Boże Narodzenie! Koniec, kochani. Wystarczy już tego! Trzeba szykować przyjęcie!
- Och! To przecież Samuel Fezziwig! - zawołał radośnie Ash Scrooge - Boże... To naprawdę on! Nie sądziłem, że jeszcze go zobaczę! Mój dawny pryncypał. To u niego pierwszy raz uczyłem się fachu!
Fezziwig śmiał się tymczasem tak, jakby opętała go wielka radość, po czym dodał:
- Szykujcie się, chłopcy! Przygotujcie wszystko! Najpierw zamknijcie sklep i to szybciej nim doliczę do dziesięciu!
Chłopcy oczywiście bardzo zadowoleni ruszyli wykonać zadanie, po czym zanim ich pracodawca doliczył do dziesięciu, to sklep był zamknięty, a oni sami zabrali się za dekorowanie sali i ustawianie wszystkiego tak, aby było gotowe i zapięte na ostatni guzik, kiedy goście już przyjdą, a nastąpiło to jakieś pół godziny potem. Najpierw przyszła pani Fezziwig razem z córką May. Potem przyszło kilku krewnych i znajomych powiązanych ze sklepem i jego właścicielem.


- Doskonale! - klasnął radośnie w dłonie pan Samuel Fezziwig - Teraz możemy już zacząć przyjęcie!
Następnie złapał za skrzypce i zaczął radośnie na nich grać. Już po chwili wszystkie paru rzuciły radośnie się w tany. Rozpoczęło się przyjęcie i było ono naprawdę wspaniałe. Ludzie tańczyli, śpiewali wesołe piosenki, a pani Fezziwig dobrała się do stołu z jedzeniem, po czym zaczęła z wielkim apetytem zajadać najlepsze przekąski, zanim ktoś inny to zrobi.
- Kochanie, nie zapominaj, że jesteś na diecie - przypomniał jej mąż.
- Ale przecież muszę skądś brać na nią siłę - odparła jego żona.
- Ach, tak. Rozumiem - zaśmiał się delikatnie pan Fezziwig - No, już dobrze, moi kochani. Lepiej zjedzcie coś, zanim ona was uprzedzi. I przy okazji... Pamiętajcie, że ona jest na diecie.
Następnie parsknął śmiechem i zaczął rozmawiać z gośćmi, a orkiestra ponownie zaczęła przygrywać na skrzypcach, w czym wtórował im radośnie sam gospodarz przyjęcia.
Scrooge patrzył zachwycony na tę zabawę i uśmiechał się wesoło, a chwilami sam radośnie podrygiwał w rytm muzyki. Kątem oka dostrzegł tańczących ze sobą Ritchiego i May. Uśmiechnął się delikatnie na ten jakże piękny widok, który był niezwykle przyjemny dla jego oka. Potem spojrzał w kierunku drzwi.
Chwilę później weszła przez nie jakaś wręcz prześliczna dziewczyna o niebieskich oczach, delikatnym nosie, różowych wargach i bardzo długich, pięknych włosach barwy dojrzałego miodu.
- Serena - powiedział cicho Scrooge wzruszonym głosem.
Następnie patrzył, jak dziewczyna wpada w objęcia May, obie ściskają się razem i chichoczą wesoło, po czym podchodzi ona do młodego Asha, który kłania jej się nisko i prosi ją do tańca.
- Boże, jaka ona była wtedy piękna - rzekł smutno Scrooge, obserwując uważnie swoją młodszą wersję, jak tańczy z Sereną - Była ona przyjaciółką panny Fezziwig i często tutaj przychodziła. Niby do niej, ale tak naprawdę przychodziła zobaczyć się ze mną. Wspaniała dziewczyna.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Tak, to prawda - zgodziła się z nim Misty - To anioł, nie kobieta. A twój pracodawca to też człowiek wyjątkowy. Bo zobacz... Ile on wydał na to przyjęcie? Pewnie niewiele, jednakże popatrz, jak bardzo uszczęśliwił tych wszystkich ludzi. I to za marne grosze.
- Nie rozumiesz, duchu! - zawołał Scrooge oburzonym tonem - Nie chodzi o to, ile pieniędzy na to wydał, ale ile serca w to włożył. On przecież był w tej pracy drugi po Bogu. Mógł uczynić nasze życie szczęśliwym lub nieszczęśliwym. Dbał o nas, sprawiał, że mieliśmy zawsze radość na ustach, gdy przychodziliśmy do pracy. On sprawiał, iż życie miało sens. Jakie to ma znaczenie, ile na to wydawał pieniędzy?
Nagle Scrooge zmieszał się, jakby był zdumiony własnymi słowami i zamilkł w pół słowa.
- Co się stało? - spytała Misty.
- Nic takiego... Chciałbym teraz powiedzieć coś memu pracownikowi... Coś miłego... Podziękować mu za to, że tak bardzo skrupulatnie dba o moje księgi rachunkowe... Tylko tyle. Nic więcej.
Duch popatrzył na niego uważnie, uśmiechnął się delikatnie, po czym rzekł:
- Ruszajmy dalej.
Następnie zabrał wędrowców do samotnego parku, po którym chodziła razem jakaś para. Scrooge od razu ich rozpoznał. To było jego młodsze ja w towarzystwie Sereny.
- Nie chcę tego oglądać! - zawołał nasz bohater - Proszę cię, zabierz mnie stąd!
Misty była jednak nieugięta.
- Musisz to zobaczyć. To bardzo ważne.
- Nie, nie mogę! Proszę, nie każ mi na to patrzeć.
- Przykro mi... PATRZ!
Następnie siłą obróciła mu głowę w kierunku idącej pary. Pikachu zaś zeskoczył z ramienia swego opiekuna i też uważnie zaczął obserwować to, co się działo.
- Wiesz... Mam coś dla ciebie, Sereno - rzekł Ash podnieconym tonem - Chciałem ci to dać w domu, ale najlepiej będzie, jeśli zrobię to tutaj.
- Co to takiego? - spytała zaintrygowana Serena.
- Podpowiem ci. To jest małe, okrągłe i ze złota. I jest w nim nasza wspólna przyszłość.
- Pierścionek?!
Serena była zachwycona na samą myśl o tym, jednak mina jej zrzedła, kiedy Ash wyciągnął z kieszeni monetę i pokazał jej.
- Nie! To mój pierwszy, samodzielny zarobek! Idzie mi coraz lepiej! Niedługo będę mógł się wybić ponad innych i przestanę być nędzarzem, jak ci wszyscy Fezziwigowie i Evansowie! Ja będę kimś i ty także! Będziemy wielcy! Zdobędę ogromny majątek, a wówczas to cały świat będzie wtedy u naszych stóp!
- Zamilcz, ty bezmyślny młokosie! - krzyknął Ash Scrooge, wyraźnie bardzo zdenerwowany na swoje młodsze ja.
Ale młody Ash nie mógł go usłyszeć, podobnie jak i Serena, w której oczach pojawiły się łzy.


- Czemu płaczesz, najdroższa? - zdziwił się Ash - Nie cieszy cię mój sukces?
- Bardzo cieszy, ale boli mnie to, co właśnie zobaczyłam.
- Dlaczego?
- Ponieważ wiem już, co ma dla ciebie największe znaczenie.
- Nigdy tego przed tobą nie ukrywałem, najdroższa! Wiesz dobrze, jaki jest świat. Potępia i gnębi on biednych, a więc jedynym sposobem, aby nie być wśród tych, których to spotyka, jest pomnażanie bogactwa, które potem zapewnia byt.
- Moim zdaniem za bardzo obawiasz się świata, Ash. Bardzo boli mnie to, podobnie jak fakt, że inna kobieta zajęła moje miejsce w twoim sercu.
- Niby kto?
- Mamona. Tak, dobrze słyszysz. Mówię o tym złotym cielcu... O tym bóstwie, które tak czcisz.
Ash popatrzył na nią z lekkim gniewem.
- Oto jest wdzięczność ludzka! Gdy jesteś biedny, gardzą tobą, a kiedy już zaczynasz się dorabiać pieniędzy, uważają cię za nędznika! Co ty masz przeciwko temu, aby być bogatą?
- Nic nie mam, Ash, ale boli mnie to, co spotkało ciebie - wyjaśniła mu smutno Serena - Jesteś bardzo nieszczęśliwy, bo wszędzie widzisz zło, zaś twoje szlachetne zamiary ograniczyły się do jednego... robienia majątku.
- I co z tego? Nie zmieniło to moich uczuć do ciebie.
- Możesz tak myśleć, ale wiem jedno... Ty mnie już nie kochasz, Ashu Scrooge. A jeżeli nawet, to nie tak, jak kiedyś. Długo nad tym myślałam i wiem już, że mogę cię zwolnić z danego mi słowa, iż poprosisz mnie o rękę, kiedy już będziesz w stanie zapewnić nam byt. Teraz jesteś w stanie mi go zapewnić, ale nie jesteś już w stanie dać mi tak wielkiej miłości, co kiedyś. Dlatego jestem gotowa zwolnić cię z tej obietnicy, o której mówimy.
- Nie! Błagam, tylko nie to! - krzyknął przerażony Scrooge.
- Czy kiedykolwiek prosiłem cię o to? - zapytał Ash z przeszłości.
- Słowami nigdy.
- Więc skąd takie przypuszczenie, że tego chcę?
- Bo widzę wyraźnie, co się dzieje. Twoje zachowanie mówi samo za siebie. Odkąd zmarła twoja macocha, a po niej twój ojciec wmówiłeś sobie, że to twoja wina.
- Bo moja! Oni przecież umarli przeze mnie, ponieważ nie miałem dość pieniędzy, żeby opłacić dobrych lekarzy dla nich. Nigdy więcej do tego nie dojdzie. Odtąd będę zawsze bogaty, aby chronić tych, których kocham.
- Problem w tym, że ty już nikogo nie kochasz. Nawet twoja siostra nie jest już ci tak bliska, jak mamona. Ja też nie jestem.
- Przemów do niej! Przeproś ją! Dlaczego nic nie mówisz?! - krzyczał załamanym głosem Scrooge w stronę swego dawnego ja, płacząc wręcz przy tym.
- Twoje podejrzenia są wyłącznie czystą fantazją - rzekł po chwili Ash z przeszłości.
- Być może, ale ja wiem, że postępuję słusznie - odparła na to Serena smutnym głosem - Do dzisiaj łudziłam się, iż coś dla ciebie znaczę, jednak widzę teraz wyraźnie, że tak nie jest. Powiedz mi, czy gdybyś mnie poznał teraz, czy zwróciłbyś na mnie uwagę? Czy próbowałbyś zdobyć moje serce?
- Zdajesz się w to wątpić.
- Bo to prawda. Nie zrobiłbyś tego, gdyż nie mam już dla ciebie takiej wartości, co kiedyś. A gdybyś nawet, kierując się dumą i honorem, ożenił się ze mną, to żałowałbyś tego do końca życia. Dlatego też zwracam ci dane mi niegdyś słowo, że poprosisz mnie o rękę, gdy się dorobisz. Zaczynasz być coraz bardziej zamożny i pewnie niedługo byś spełnił swoją obietnicę, lecz wiem, iż miałbyś o to żal do siebie oraz mnie. Dlatego odchodzę. Oby życie, które sobie obrałeś, dało ci szczęście. Żegnaj, Ash... Odchodzę. Robię to w imię miłości do człowieka, którym kiedyś byłeś. Jeszcze będziesz mi za to wdzięczny.
Po tych słowach Serena powoli ruszyła przed siebie, zostawiając Asha za sobą.
- Biegnij za nią! Zatrzymaj ją! Nie daj jej odejść! - krzyczał Scrooge na swoją młodszą wersję - Błagam, zrób coś! Nie pozwól jej odejść! Walcz o nią! Dlaczego nic nie robisz?!
Młody Ash przez chwilę wydawał się mieć wielką ochotę, aby pobiec za ukochaną, potem jednak zmienił zdanie i odszedł swoją drogą.
Pikachu opuścił smutno łepek, a Ash spojrzał na Misty i zawołał:
- Nie pokazuj mi już nic więcej! Błagam, zabierz mnie do domu! Czy znajdujesz rozkosz w torturowaniu mnie?!
Duch patrzył na niego smutno z mieszanką pogardy i współczucia, po czym odparł:
- Zobaczymy jeszcze jedne święta.
- Nie! Żadnych więcej nowych wizji! Nie zniosę tego dłużej!
- Musisz znieść... Dla własnego dobra.
Następnie wzięła ona Scrooge’a za rękę i przenieśli się do pięknego salonu w jakimś domu udekorowanym ozdobami świątecznymi. Wówczas nasz bohater zauważył fotel przed kominkiem, w którym siedzi Serena. Nie była już nastoletnią panną, ale dorosłą kobietą z kilkoma zmarszczkami na twarzy. Czytała ona jakąś książkę, lecz chwilę później odłożyła ją i poszła do jadalni, gdyż zawołała ją jakaś dziewczyna, niezwykle do niej podobna. Obok niej stał młodzieniec, starszy o kilka lat od swojej siostry. Oboje byli dziećmi Sereny. Cała trójka nakryła razem do stołu, po czym zaczekali na przybycie mężczyzny, którym to okazał się być mąż Sereny, pan Augustine Sycamore. Ucałował on czule żonę w policzek, uściskał swoje nastoletnie dzieci, a potem cała grupka, po krótkie rozmowie zasiadła do stołu.
- Wyobraź sobie, kochana Sereno, że dzisiaj widziałem twojego starego znajomego - rzekł Augustine do żony.
- Znajomego? Niby kogo? - zdziwiła się jego małżonka.
- Spróbuj zgadnąć.
- Nigdy nie zgadnę... Chociaż... Czekaj, chyba już wiem! Chodzi ci o Asha Scrooge’a?
- Dokładnie tak. Widziałem go, jak przechodziłem tuż obok tego jego sklepu. Ponoć jego wspólnik umarł. Biedny Scrooge. Teraz nawet w święta będzie sam.
Serena westchnęła bardzo głęboko, po czym korzystając z tego, że jej mąż rozmawia z ich dziećmi wyjęła powoli zza dekoltu medalion, spojrzała na niego i otworzyła. Scrooge zajrzał jej przez ramię i zauważył, że znajduje się w nim nie miniatura męża, ale niewielkie zdjęcie Asha. Serena długo się wpatrywała w ten jakże piękny dla niej widok, po czym zamknęła medalion i ponuro wróciła do posiłku.
- Duchu, dość tego! - krzyknął Scrooge - Zabierz mnie stąd! Dłużej już tego nie wytrzymam! Czy zadawanie mi bólu sprawia ci przyjemność?!
- To są widma twojej przeszłości i tego, co się z nią wiąże - odparła na to na ponuro Misty - To są twoje własne wspomnienia. Nie wiń mnie za to, że są takie, a nie inne. Zmienić ich już nie możesz, jednak zawsze możesz wyciągnąć z nich jakieś wnioski i zmienić siebie.
- Daj mi spokój! Pikachu, przepędź ją!
Pokemon bał się jednak podejść do ducha, więc Scrooge sam skoczył na dziewczynę, ale ta stała się przeźroczysta i nie mógł on jej dosięgnąć pięściami. W dodatku bił od niej ogromny blask, a do tego jej twarz nagle zaczęła się zmieniać i zamieniać się w twarze osób, które wcześniej ukazała Scrooge’owi: w twarze Dawn, Fezziwiga, Ritchiego, May i Sereny. Widok ten jeszcze bardziej załamał i zdenerwował Asha. Złapał więc za gasidło i wcisnął je duchowi na głowę. Nic mu to jednak nie dało, ponieważ blask bił coraz mocniej, wręcz oślepiając go.

***


Pamiętniki Sereny:
Plan Asha był naprawdę bardzo błyskotliwy i niezwykle pomysłowy. Dawn wyciągnęła Clemonta na randkę i razem pochodzili po mieście, a tymczasem my zaczęliśmy ich bardzo uważnie śledzić, przy okazji również podsłuchując, o czym oni mówią. Nasi zakochani zaś usiedli sobie na ławce w parku i rozmawiali, ale niestety, podczas tej wymiany zdań nie padło ani jedno słowo, które wyjaśniałoby choćby w najmniejszym stopniu to dziwne zachowanie naszego przyjaciela. Pomimo tego, że Dawn próbowała na kilka sposobów wycisnąć z Clemonta te informacje, to i tak niczego nam się nie udało odkryć, ponieważ chłopak milczał. Plan więc się nie powiódł.
Oczywiście Sherlock Ash nie byłby sobą, gdyby coś takiego miałoby go powstrzymać przed rozwiązaniem zagadki. Dlatego też postanowił on spróbować jeszcze raz śledzić Clemonta i to z pomocą Latias, która będąc niewidzialną mogła bez trudu spełnić naszą prośbę i dowiedzieć się czegoś o młodym Meyerze.
Wszystko zaczęło się od tego, że nasz przyjaciel spóźnił się do pracy i to długo, bo niecałą godzinę. Wzbudziło to oczywiście nasze podejrzenia, ponieważ on zawsze był punktualny. Co mogło być tego przyczyną? Latias, kiedy tylko powróciła do restauracji (a zrobiła to niedługo po Clemoncie), wyjaśniła nam, że nasz przyjaciel był u profesora Oaka.
- U niego? - zdziwił się Ash - O tak wczesnej porze? Ciekawe, w jakim celu.
- Jak nie pójdziemy i nie spytamy, to się nie dowiemy - stwierdziłam wesoło i dowcipnie.
Ash musiał przyznać mi rację, dlatego zaraz po pracy poszliśmy oboje (nie licząc wiernego Pikachu) do słynnego uczonego. Pan profesor bardzo radośnie nas przyjął, rzecz jasna razem z Traceym.
- Co was do mnie sprowadza, kochani? - spytał uczony.
- Chodzi o Clemonta - wyjaśnił mu Ash - Mamy z nim pewien problem.
- A raczej to on ma problem, a my chcemy go przekonać, aby nam się zwierzył z tego problemu, ale nie udaje nam się to - dodałam.
Oboje opowiedzieliśmy dokładnie naszemu mentorowi, o co chodzi. Ten wysłuchał nas cierpliwie, po czym odparł:
- Clemont był dzisiaj rano u mnie, to prawda. Chciał się przenieść na chwilę do Lumiose, więc mu to umożliwiłem.
Ash popatrzył na profesora wyraźnie zaintrygowany.
- Do Lumiose? - zapytał.
- Tak, właśnie do Lumiose - padła odpowiedź - Wiecie, za pomocą tej machiny otwierającej portal w różnych miejscach na tej planecie.
- I w jakim dokładnie fragmencie Lumiose on chciał się znaleźć?
- Tracey ustawiał z nim współrzędne. Powinien wiedzieć.
Uczony zawołał swego pomocnika, mówić:
- Słuchaj, Tracey... Oni proszą cię o wyjaśnienie, gdzie dzisiaj rano Clemont przebywał w Kalos.
- W Kalos? Zaraz wam to powiem - Tracey podbiegł szybko do wyżej wspomnianej maszyny, sprawdził na niej to, czego szukaliśmy.
- Tak, Tracey? - zapytał zaniepokojony Ash.
- Chodzi o to miejsce, do którego kazał mi, żebym go przeniósł - rzekł nasz przyjaciel.
- Tak? I co?
- Tam jest tylko pustkowie. Jakieś drzewa tam rosną, ale poza tym nic. Clemont siedział tam tylko kilka minut, położył kilka kwiatów na śniegu i odszedł, a następnie wrócił tutaj.
Tracey patrzył na nas zaintrygowany.
- Rozumiecie coś z tego? Bo ja nie bardzo.
Niestety, my również nie rozumieliśmy.


C.D.N.






5 komentarzy:

  1. Serena stwierdziła, że Ash jest taki jak Scrooge, choć gdyby rzeczywiście taki był, to nie chciałaby z nim mieć absolutnie nic wspólnego. W końcu trudno, aby ktokolwiek chciał się zadawać z takim zgorzkniałym i zrzędliwym ponurakiem, który tylko wszystkich wokół krytykuje i ocenia w bardzo negatywny sposób. A Clemont jest naprawdę przygnębiony, choć nie wiadomo, co jest tego powodem, bo przecież wcześniej tak się nie zachowywał. Nic dziwnego, że Ash i Serena zaczynają się o niego martwić, skoro nie wiedzą nawet, co mu właściwie dolega. A Jenny to jakaś wróżka, która potrafi przyrządzić coś na kształt Veritaserum? xD Serena wpadła na pomysł, żeby go śledzić, co spotkało się z aprobatą Asha. Zobaczymy, co też z tego wyniknie. :) Ale mimo wszystko uważam, że nie powinni oni chodzić za Clemontem i Dawn, żeby podsłuchiwać ich rozmowę, bo przecież oni mogli rozmawiać na tematy nieprzeznaczone dla niczyich uszu. Ale wiadomo, że Ash i Serena łatwo się nie poddają i byle co nie zniechęci ich do działania. I okazało się, że Clemont zostawił kwiaty na jakimś samotnym grobie znajdującym się pod drzewami. Ciekaw jestem, kto tam został pochowany i kim ten ktoś był dla Clemonta, skoro on tak bardzo smuci się na myśl o nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he he - wiesz, Serena w sumie tylko żartowała, iż Ash przypomina Scrooge'a, bo tak narzeka, ale nie mówiła tego na poważnie. I masz rację, że nie byłaby z nim, gdyby był jak Scrooge. Nie, Jenny to jest policjantka - w każdym mieście w każdym regionie jest jakaś policjantka Jenny. Wszystkie są do siebie łudząco podobne, mają takie samo imię i są ze sobą spokrewnione. Podobnie sprawa się ma z siostrami Joy - pielęgniarkami z Centrum Pokemon :) Widzę, że masz w sobie coś z detektywa, bo domyślasz się już, kogo odwiedza Clemont, ale cóż... Motywy jego działania jeszcze nie są Ci znane, ale spokojnie, odkryjesz je :) W sumie masz rację, że Ash i Serena nie powinni podsłuchiwać rozmowy Clemonta i Dawn, ale chcą poznać prawdę i nie zamierzają się w tej sprawie poddać. Zresztą oni nigdy się nie poddają, to nie leży w ich naturze :)

      Usuń
  2. Scrooge stwierdził, że nie zostanie potępiony, bo jego zdaniem traktuje innych lepiej niż Marley. A prawda jest taka, że on po prostu nie chce się zmieniać, bo wmawia sobie, że najlepiej będzie, jeśli wszystko pozostanie tak, jak jest. Po prostu nie chce się zdobyć na żaden wysiłek, bo nie widzi w tym sensu i uważa, że dobrze postępuje i nie zasługuje na żadną karę. A jestem ciekaw w jaki sposób Misty po śmierci została Duchem Przeszłych Świąt. Ależ ten Scrooge jest marudny. Wiecznie tylko narzeka. I nie chce wracać do przeszłości, bo to przecież ona go takim ukształtowała. A Misty zachowuje się z godnością i opanowaniem, choć w rzeczywistości jest narwana i szybko traci panowanie nad sobą. xD Misty postanowiła zabrać Asha do miejsca jego urodzenia, przenosząc go w przeszłość. I on w dzieciństwie uratował swoją siostrę przed utonięciem, dzięki czemu ich relacje znacznie się polepszyły, bo ona zaczęła się go we wszystkim słuchać, uznawszy go za swój autorytet. I Ash zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia, bo zrozumiał że źle postąpił, ukarawszy chłopca, który na niego wpadł. Myślę, że tym chłopcem okaże się Max. :) A matka Asha zmarła przy porodzie, tak samo, jak matka Tracey'ego. Ojciec Asha obwiniał go o śmierć swojej pierwszej żony, tak jak Ash obwinia Tracey'ego o śmierć siostry. Nic dziwnego, że Ash tak znienawidził święta, skoro ma takie złe wspomnienia. Jak ojciec mógł pozostawić go w szkole, skoro wszystkie dzieci wróciły do domów? Jak mógł go tak odtrącać? Dobrze, że przynajmniej miał dobrą i kochającą macochę. I widać, że Ash i Dawn byli bardzo kochającym się rodzeńswtem, choć kiedyś Dawn lubiła mu robić na złość, chociażby z tym lodowiskiem. Ale po tym, co się stało, zmieniła do niego nastawienie, bo zrozumiała, że powinna być mu posłuszna, skoro był od niej starszy i mądrzejszy. To znaczy, że Ash większość świąt spędził w szkole, bo ojciec wolał, aby przebywał w domu jak najmniej? I wobec Dawn też był wredny i jej nie szanował? Nic dziwnego, że żona w końcu zaczęła mu się stawiać, skoro tak źle traktował swoje dzieci. A Dawn była bardzo wesoła i radosna. Naprawdę urocza z niej osóbka. :) Misty spróbowała wyjaśnić Ashowi to, że nie powinien chować urazy do Tracey'ego i obwiniać go o śmierć Dawn, bo przecież on w niczym nie zawinił. Ale Scrooge nie potrafi tego zrozumieć, uważając go za mordercę swojej ukochanej siostry, przez co tak bardzo go nienawidzi. A Ritchie i Samuel to też postacie z rzeczywistego świata, czy to Maggie ich wymyśliła? Fezziwig to naprawdę wesoły i radosny gość. A jego żona była żarłoczna. :) I pojawiła się też Serena, dawna miłość Asha. Fezziwig naprawdę potrafił uszczęśliwić ludzi i chciał to robić, bo sprawiało mu to radość. Potrafił zadbać o swoich pracowników, toteż wszyscy bardzo go szanowali i lubili. A Ash zrozumiał, że nie docenia swojego pracownika, który jest przecież bardzo skrupulatny i obowiązkowy. I Ash dobrze wie, jak źle postąpił mówiąc Serenie o tym, jak bardzo chce się wzbogacić. Ona zrozumiała wtedy, że dla niego zarabianie pieniędzy jest ważniejsze od innych ludzi, skoro nazwał swoich pracodawców nędzarzami, wyrażając się o nich z taką pogardą. Tego się po nim nie spodziewała. Liczyła na to, że on jej się oświadczy, a nie postanowi gonić za bogactwem. To właśnie ją do niego zniechęciło. A on po prostu obwiniał się o śmierć swoich bliskich, bo nie było go stać na opłacenie dobrych lekarzy, dlatego postanowił się wzbogacić, aby na przyszłość nie dopuścić do takich sytuacji. Problem w tym, że po śmierci Dawn jego jedynym krewnym pozostał znienawidzony Tracey. A po latach Ash zrozumiał, że stracił Serenę przez swoją głupotę i to chyba boli go najbardziej, bo przecież mógł być z nią szczęśliwy, gdyby wszystkiego nie schrzanił. Do tego nie potrafił zawalczyć o jej miłość. Po prostu ją sobie darował. Serena ułożyła sobie życie, wychodząc za mąż, a on pozostał samotny. Ale pozostał jej pierwszą miłością. Nigdy o nim nie zapomniała. W końcu Ash stracił panowanie nad sobą i spróbował przepędzić Misty. A Pikachu okazał się tchórzliwy, bo nie potrafił tego zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Scrooge początkowo, po odejściu Marleya, zlekceważył jego rady i uznał, że nie musi się zmieniać, bo przecież co on niby złego robi? Ale tu się myli, co duchy mu uświadomią. I tak, jest marudny, ale czy Ty też byś chciał w nocy się włóczyć po zakamarkach swojej przeszłości? A zwłaszcza, gdy jest ona nie miła? To zagadka, jak Misty po śmierci stała się Duchem Przeszłych Świąt :) Wiesz, w książce Dickensa wiele spraw o przeszłości Scrooge'a nie jest wyjaśnionych. Pewne sprawy wyjaśniono, inne nie i czasami filmy pewne wątki rozwijają i ja też to zrobiłem, aby lepiej zrozumieć jego postać. A wątek z ocaleniem siostry na lodzie zapożyczyłem z bajki "STRAŻNICY MARZEŃ", gdzie Jack Frost stał się tym, kim się stał, bo zginął ratując siostrę na lodzie, na który przez głupotę weszła. I uznałem, że dobrze podkreśli, czemu Ash i Dawn tak bardzo mocno się kochali i czemu siostra Scrooge'a była mu aż tak oddana :) Tak, Ash po podruży do przeszłości zaczyna pewnych spraw żałować i czuć wyrzuty sumienia. A nie, Maxowi powierzyłem w tej historii inną rolę i dowiesz się niedługo, jaką. Tak, jak widzisz, błędy ojców przechodzą na synów, bo ojciec Scrooge'a obwiniał syna o śmierć swej żony, a jego matki, a Scrooge obwiniał siostrzeńca o śmierć jego mamy, a swojej siostry. Powtarza te same błędy wyniesione z domu. I tak, święta w większości spędził Scrooge z dala od domu, w szkole z internatem, bo ojciec nie chciał go widzieć. I wobec Dawn też bywał chamski, ale nie aż tak. W sumie w książce nie wyjaśnia się, czemu ojciec tak odsuwał się od Ebenezera i czemu nagle się zmienił. W jednej wersji mówią, że to dlatego, że znienawidził syna po tym, jak jego żona zmarła wydając go na świat. A czemu się nagle zmienił? To już mój pomysł i myślę, że dobrze on usadnia tę zmianę. A Samuel to profesor Samuel Oak, mentor Asha. On tu gra Feezwiga, który był idealnym pracodawcą lubiącym swoich pracowników i lubiącym dawać im radość w święta. A Ritchie to też postać z anime, przyjaciel Asha z kilku odcinków i tutaj gra rolę jego przyjaciela z czasów pracy z młodych lat. W sumie w książce to Bella była już oficjalnie narzeczoną Scrooge'a i zwróciła mu słowo z pierścionkiem, ale ja to nieco zmieniłem, przy okazji podkreślając, czemu on się tak zmienił - bo nie chciał być już biedny i nie mieć na lekarza dla swoich bliskich. Znaczy wtedy, gdy ukochana z nim zerwała, to siostra Scrooge'a prawdopodobnie jeszcze żyła. Ale to nie zmieniało faktu, że już wtedy pieniądz i jego potęga mu uderzyły do głowy, co zraziło do niego Serenę. Ale o ile w oryginale Bella przestała potem kochać Ebenezera i była szczęśliwa ze swą rodziną, o tyle tutaj nigdy nie przestała go kochać i cierpiała z powodu tego, kim się stał. W bajce z 2001 roku tak kochała, że została starą panną i nigdy nie wyszła za mąż i potem spotkała się ukochanym, gdy ten się już zmienił i oboje znowu się zeszli. Do tego w tej bajce Bella mówi głosem Kate Winslet i ładnie ten glos brzmi :) A Ash dopiero teraz widzi, jak bardzo ją zranił i ból z tego powodu jest tak wielki, że przegnał ducha, budząc się potem we własnym domu, gdzie... już czeka kolejny duch. A Pikachu cóż... i tak by jej nie przepędził swoimi mocami, więc się jej bał xD

      Usuń
  3. Kolejna część jest po prostu mistrzowska i do tego bardzo wzruszająca. Mamy tutaj trochę pomieszania świata realnego ze światem w opowieści Maggie Ravenshop, ale myślę, że to nawet dobrze, bo sama jestem w sumie ciekawa, jaką tajemnicę skrywa Clemont.
    Ash i Serena postanawiają śledzić swojego przyjaciela, który zachowuje się dość dziwnie od kilku dni. W wyniku swojego śledztwa dowiadują się, iż przy pomocy profesora Oaka i jego asystenta Tracey'a wybrał się on na pustkowie w pobliżu Lumiose, gdzie pozostawił na śniegu kilka kwiatów, po czym wrócił.
    Tymczasem w opowiadaniu Maggie Asha Scrooge'a odwiedza Duch Przeszłych Świąt pod postacią Misty Macroft. Mimo początkowego sprzeciwu Scrooge'a zabiera go ona w podróż do przeszłości i pokazuje mu wydarzenia, które spowodowały, że stał się takim zgorzkniałym starcem nienawidzącym świąt.
    Najpierw udają się w podróż do dzieciństwa Scrooge'a, kiedy Ash ratuje swoją młodszą siostrzyczkę Dawn przed utonięciem w skutym lodem jeziorze, po którym to wydarzeniu stali się oni sobie bliżsi niż kiedykolwiek wcześniej. Niestety ojciec postanowił rozdzielić rodzeństwo i wysłał Asha do szkoły z internatem. Obwiniał go za śmierć swojej pierwszej żony, która umarła wydając Asha na świat (matka Dawn jest jego drugą małżonką). W kolejnym wspomnieniu okazuje się, że ojciec Asha nie chciał go widzieć nawet w święta, przez co chłopak został sam na Boże Narodzenie w szkole. Gdy Ash był już starszy, jego ojciec nieco się zmienił i zaprosił swojego syna na święta, o czym informuje go z radością jego młodsza siostrzyczka, która przyjechała do szkoły, by zabrać go do domu na Gwiazdkę.
    Pod wpływem tego wspomnienia Ash się wzrusza i dowiadujemy się, że niestety jego siostra zmarła przy porodzie wydając na świat jego siostrzeńca Tracey'a, za co Scrooge go nienawidzi, gdyż uważa, że ten chłopak zabrał mu siostrę i gdyby ten się nie urodził, Dawn by żyła. Nie zauważa przy tym niestety, że powiela w ten sposób zachowanie swojego ojca, który jego też przecież obwiniał za śmierć swojej żony, a matki Asha.
    W kolejnym wspomnieniu widzimy jak młody Ash Scrooge spędza święta w towarzystwie swojego pryncypała Samuela Fezziwiga, u którego uczył się fachu kupca. Spotyka wtedy Serenę Evans, która z wzajemnością była w nim zakochana. Jednak jak krucha była to miłość, przekonujemy się w kolejnym wspomnieniu, gdy Ash podczas spotkania ze swoją ukochaną chwali się pierwszym zarobionym pieniądzem i z pogardą wyraża się o wszystkich biedakach. Dziewczyna wtedy widzi, że dla Scrooge'a istnieje już tylko mamona i to właśnie pieniądz jest jego prawdziwą miłością, a nie ona sama, więc decyduje się porzucić Asha, do czego starsza wersja Scrooge'a stara się nie dopuścić. Niestety, jednak nic nie jest w stanie odwrócić zdarzeń w tym wspomnieniu, co wprowadza Asha w ogromną rozpacz i chce już wracać do domu, jednak Duch ma dla niego jeszcze jedno wspomnienie. Pokazuje mu Serenę jako już dojrzałą kobietę, która siedzi przy kominiku i tuli do siebie swoje nastoletnie już dzieci, a potem wymienia czułości ze swoim mężem, Augustinem Sycamorem. W rozmowie z nim wspomina Scrooge'a i jest mu jej żal, że jej dawny ukochany skończył jako samotnik nienawidzący świąt. Dopiero teraz Ash widzi, jak bardzo ją zranił. Ból z tego powodu jest tak ogromny, że przegania on ducha i budzi się we własnym domu. Co będzie dalej? Jakie wspomnienia pokaże mu kolejny Duch? I czy w końcu uda się rozwiązać tajemnicę Clemonta? O tym dowiemy się już w kolejnej części, a tymczasem tą oceniam na 100000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...