piątek, 22 grudnia 2017

Przygoda 040 cz. III

Przygoda XL

Sprawa skradzionego klarnetu cz. III


Ponieważ realizacja planu Asha wymagała bycia przez nas w miejscu pracy, dlatego musieliśmy poczekać z jego realizacją do następnego dnia. Wieczór spędziliśmy więc oglądając jakieś filmy na DVD, a także jedząc kolację razem z Delią. Kobieta była tak załamana tym, że jej syn nie może sobie przypomnieć swojej własnej matki, iż popłakała się i szybko zniknęła w swojej sypialni, roniąc łzy w samotności.
- Bardzo mi przykro - powiedział Ash, kiedy Delia wybiegła z jadalni.
Położyłam mu dłoń na ramieniu.
- To nie twoja wina.
- Mimo wszystko źle się z tym czuję.
Posmutniałam, bo mnie również nie było zbyt dobrze z tym, co się tutaj działo.
Po kolacji poszliśmy spać. Z powodu mającej mieć miejsce w nocy burzy cała nasza drużyna nie spała w domku na drzewie, tylko wymościła sobie posłania w salonie. Natomiast ja i Ash jak zwykle spaliśmy we dwoje jego pokoju, chociaż tym razem, nie chcąc go zranić i pamiętając o smutnym fakcie, iż on wciąż mnie nie pamięta, rozłożyłam memu chłopakowi hamak, a sama położyłam się do łóżka. Co prawda chciałam zrobić odwrotnie, ale Ash nie wyraził na to zgody.
- Nie mogę pozwolić na to, żeby dziewczyna gnieździła się na hamaku, podczas gdy ja będę leżał w wygodnym łóżku.
Uśmiechnęłam się do niego wesoło.
- Pod tym względem, jak widzę, jesteś zawsze taki sam, czy z pamięcią czy bez. Zawsze rycerski wobec kobiet.
- A wyobrażasz sobie, żeby mogło być inaczej? - zapytał mój chłopak.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i pocałowałam czule w policzek.
- Nie, nie wyobrażam tego sobie.
Po tej krótkiej, aczkolwiek naprawdę przyjemnej dla mnie rozmowie, położyłam się spać, zaś Ash uczynił to samo. W nocy jednak nie mogłam spokojnie zasnąć. Miałam nieprzyjemne sny o tym, jak mój luby obrywa raz za razem ciężkimi przedmiotami, po czym zapada w śpiączkę, a kiedy się z niej budzi, to nie poznaje mnie, tylko pozwala się uwieść najpierw Macy, a później Miette, a potem jeszcze jakieś innej pannicy. Nie mogąc tego znieść wybudziłam się z krzykiem i rozejrzałam dookoła. Za oknem była burza, deszcz ze śniegiem spadał z nieba, natomiast Asha nie było w pobliżu.
- Ash... Ash... - powiedziałam prawie szeptem, nie będąc w stanie ze strachu wydusić z siebie ani jednego słowa na głos.
Zawsze panicznie bałam się piorunów. Zresztą podobno większość dziewczyn tak ma i to nawet, kiedy dorosną. Coś sprawia, iż nasza płeć nie lubi błyskawic i nas one przerażają. Pamiętam dobrze, jak na Letnim Obozie Pokemonów po cichu uciekałam do pokoju, gdzie spał Ash - tak się złożyło, iż chłopcy lubili mu dokuczać, więc profesor Oak załatwił mu osobny pokój z dala od innych. Mogłam więc swobodnie się do niego przekraść, wsunąć się pod kołdrę jego łóżka i spać mocno wtulona do torsu mojego obecnego chłopaka. On nie miał nigdy nic przeciwko temu. Nawiasem mówiąc to dość zabawne, jak wcześniej zaczęłam chodzić z moim chłopakiem do łóżka. He he he! Oczywiście wtedy nie byliśmy jeszcze parą, a ja nie miałam żadnych zdrożnych rzeczy w głowie, ale przecież mimo to można śmiało powiedzieć, że wcześnie zaczęliśmy ze sobą sypiać.
Teraz jednak zdecydowanie nie było mi do śmiechu, a gdy już zabłysło oraz zagrzmiało za oknem, przerażona zasłoniłam sobie mocno swoją głowę rękami, wołając:
- ASH!
Chwilę później mój chłopak wszedł do pokoju z przerażoną miną.
- Serena? Co się stało? - zapytał.
- Ash!
Wyciągnęłam do niego ręce niczym małe i bezbronne dziecko, zaś on usiadł na łóżku obok mojej osoby, bardzo mocno mnie do siebie przytulając. Pogłaskał potem delikatnie moje włosy i czule przy tym mruczał.
- Pamiętasz więc... - powiedziałam zachwycona.
- Co takiego? - spytał mój luby.
- Że uwielbiam, gdy mi pieścisz włosy palcami.
Ash popatrzył na mnie uważnie.
- Nie pamiętałem. Po prostu czułem, że... Tak powinienem zrobić, ale gdybyś mnie zapytała, dlaczego tak czuję, nie umiałbym znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Spojrzałam mu w oczy uważnie głaszcząc delikatnie jego włosy, zaś on posmutniał.
- Przepraszam cię.
- Za co mnie przepraszasz, kochanie? - zapytałam.
- Za to, że nie pamiętam niczego z naszej przyszłości - odpowiedział mój ukochany.
- Przecież to nie twoja wina.
- Wiem... Ale mimo wszystko czuję się winny.
Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem, a wtedy zagrzmiało bardzo mocno, zaś ja zachłannie się wtuliłam w mego chłopaka.
- Ash.... Proszę, pomóż mi...
- W czym, kochanie? - zapytał Ash, dalej głaszcząc mi włosy palcem.
- Boję się burzy... Nie mogę spać, kiedy tak błyska.... Ash, pomóż mi! Pomóż mi, bo oszaleję!
- Ale jak, kochanie? Jak?
- A tak...
To mówiąc podniosłam powoli ręce w górę, czekając na jego reakcję. Byłam ciekawa, czy on sobie przypomni, co ten gest oznacza. Przypomniał sobie, bo mimo pewnego wahania zdjął ze mnie nocną koszulkę odsłaniając swoim oczom mój... Jak to on dowcipnie mówi... Ciałokształt.
Ash spojrzał na mnie uważnie, po czym w oczach zaszkliły mu się łzy.
- O co chodzi, skarbie? - zapytałam zdumiona.
- Nic... Tylko... Jesteś taka piękna.
Uśmiechnęłam się do niego czule.
- Wiele razy mi to już mówiłeś - stwierdziłam zalotnym tonem.
- No właśnie! A ja tego nie pamiętam! - jęknął Ash - Niczego wciąż nie pamiętam. Tylko jakieś drobne, nic nie znaczące szczegóły! Musisz się z tym czuć okropnie.
- Może... Ale w takich chwilach jak ta łatwo o tym zapominam.
To mówiąc przytuliłam go mocno do swoich piersi, w które on zaczął się lekko tulić i płakać. Chwilę później wziął moją twarz w dłonie i złożył na niej cudowne oraz niesamowicie zachłanne pocałunki. Zachwycona tym wszystkim pociągnęłam go mocno w swoją stronę tak, abyśmy już po chwili przenieśli się w stronę siódmego nieba.
- Nie myśl teraz o niczym, Ash... Nie myśl o niczym... Po prostu czuj - wyszeptałam.
Spełnił moją prośbę, dzięki czemu już chwilę później i ja przestałam myśleć.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn:
Na rano mój brat został ze swoją dziewczyną w domu, zaś resztą z nas poszła do pracy, żeby móc zarabiać uczciwie na swoją pensję, jaką to co miesiąc otrzymywaliśmy od Delii Ketchum, a przy okazji również wykonać zadanie, jakie powierzył nam Ash. Mieliśmy nadzieję, że nam się to uda, bo ostatecznie przecież było ono dość ryzykowne. Misty obiecała nam w tym pomóc, jednak zawsze istniało ryzyko, iż coś stanie nam na drodze, dlatego miałam duszę na ramieniu, zaś za Clemonta nie mogę ręczyć, czy nie było z nim podobnie.
Zajęliśmy się jak zwykle pracą, a kiedy nadeszła koniec naszej zmiany, Moniqueu poszła do szafki, aby się przebrać w swój codzienny strój.
Ponieważ Serena nie raczyła o tym wspomnieć w swoich pamiętnikach muszę rzecz, iż owo dziewczynisko, które obserwowaliśmy, było całkiem niską posiadaczką jasnozielonych włosów oraz oczu podobnej barwy. Jej kudły były bardzo niedbale ułożone i praktycznie rzecz ujmując chyba nigdy nie widziały grzebienia ani szczotki.
No, ale lepiej już powrócę do mojej opowieści.
- Dobra, Misty. Teraz twoja kolej - powiedziałam.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko do mnie, po czym odparła:
- To naprawdę ryzykowny plan, ale cóż... Skoro ma mi to pomóc, to go lepiej wykonajmy. Jednak mimo wszystko uważam, że twój brat, z pamięcią czy bez, jest zawsze tak samo irytujący z tymi swoimi głupimi pomysłami.
- Nie nazwałbym go głupim, raczej dość ryzykownym, ale jak to mówi Ash, kto nie ryzykuje, ten nic nie zyskuje - rzekł Clemont.
- No właśnie, Misty... A poza tym chcesz być uniewinniona czy nie? - dodałam.
- Oczywiście, że chcę - mruknęła moja przyjaciółka.
- Wobec tego przestań już zrzędzić i bierz się do dzieła. W końcu tu o twoją wolność chodzi, nie o moją - zauważyłam i spojrzałam na Clemonta - Czy Max i Bonnie obserwują Chrisa?
- Naturalnie. Tak, jak im Ash kazał - odpowiedział mi chłopak.
- Wobec tego do roboty! - zarządziłam.
- Jesteś równie przemądrzała, co ten twój braciszek - jęknęła załamana Misty.
Mimo tego podeszła do Monique i zaczęła z nią rozmawiać. Zagadała ją w jakieś dość błahej sprawie, po czym odciągnęła od szatni. Kiedy więc się upewniliśmy, że nasza panna jest w bezpiecznej odległości, przeszliśmy do akcji.
- Doskonale... Clemont, do dzieła! - powiedziałam.
- Ja nie mogę tam wejść - rzekł nagle chłopak.
Spojrzałam na niego zdumiona i spytałam:
- A to niby czemu?
- Bo to damska szatnia.
Zasłoniłam sobie oczy dłonią i rzuciłam:
- Głupszego tekstu chyba w życiu nie słyszałam, wiesz?
- Może to i głupi tekst... Ale co, jak nas przyłapią?
- Jak będziemy tu ciągle stać i gadać, to nas przyłapią. Ruszaj się!
- Dobra... W końcu beze mnie się nie uda.
Chwilę później weszliśmy oboje do szatni, po czym Clemont założył na dłonie białe, gumowe rękawiczki, a potem wyjął z kieszeni swego stroju stetoskop, założył go na szyję i nasłuchując z wielką uwagą zaczął powoli majstrować przy kłódce od szafki Monique. W ten oto sposób, przy bardzo uważnym słuchaniu mógł on rozpoznać, kiedy bębenek od kłódki natrafi na odpowiednią cyfrę, będącą częścią szyfru. Nie było to łatwe, dlatego trwało dość długo.
- Clemont, pospiesz się! - jęknęłam załamana.
- Wynalazcy ani kasiarza nie wolno nigdy poganiać - mruknął chłopak, po czym kontynuował swoją pracę.



W końcu otworzył on kłódkę i szafka panny Monique stała przed nami otworem.
- Doskonale. Możemy brać się do dzieła! - powiedziałam, zacierając radośnie ręce.
- Tylko pospiesz się, kochana Dawn - rzekł Clemont, zdejmując z uszu stetoskop - Ta dziewczyna może w każdej chwili wrócić.
Przejrzałam dokładnie wszystkie rzeczy, jakie miała w swojej szafce Monique. Oczywiście, zgodnie z przewidywaniami Asha, oprócz ubrań były tam jeszcze różne małe drobiazgi, jak i również zdjęcia Chrisa oklejone małymi, czerwonymi serduszkami wyciętymi z papieru.
- Ta zielonowłosa wariatka ma wyraźnie hopla na punkcie tego durnia z klarnetem - zauważyłam nieco złośliwym tonem.
- Dobra, Dawn! Rób szybko zdjęcia i spadamy stąd - rzekł Clemont, rozglądając się dookoła.
Szybko wyjęłam aparat fotograficzny i cyknęłam parę zdjęć, po czym szybko schowałam swój sprzęt szpiegowski.
- Doskonale... Możemy uciekać.
Clemont szybko zamknął szafkę, po czym nałożył kłódkę, zamknął ją i zadowolony wymknął się razem ze mną z szatni.
- Świetnie.. Zadanie wykonane - powiedziałam.
- Oby to coś pomogło - zauważył Clemont, po czym uśmiechnął się do mnie wesoło - A nawiasem mówiąc przyjemnie mi się z tobą współpracuje, wiesz?
- Mnie z tobą także - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Musisz przyznać, że całkiem niezła z nas ekipa.
- Owszem... Bardzo zgrana.
Uścisnęliśmy sobie radośnie dłonie, po czym zachichotaliśmy wesoło.
- A przez chwilę się bałem, że będzie z nami kiepsko - rzekł Clemont.
- Owszem... Ja miałam duszę na ramieniu - zachichotałam, ocierając sobie pot z czoła - Ale tak czy inaczej Ash ma rację. Czasami bez ryzyka nie ma dobrej zabawy.
Mój towarzysz popatrzył na mnie uważnie, po czym pocałował mnie czule w policzek.
- Clemont! - zawołałam zdumiona, ale zarazem zachwycona.
- Oj, wybacz... - zarumienił się chłopak - Ja naprawdę... Sam nie wiem, co mnie napadło.
Popatrzyłam na niego uważnie i odparłam z uśmiechem na twarzy:
- Ja też nie wiem, co cię napadło, ale nie zaszkodzi, jeżeli częściej do tego dojdzie.

***


Pamiętniki Sereny c.d.
Kiedy zostaliśmy sami w domu, a nasi przyjaciele poszli do pracy, ja i Ash usiedliśmy w salonie, po czym obejrzeliśmy sobie film „Kopalnie króla Salomona“ z 1985 roku. Nie był on o miłości, choć wątku miłosnego także w nim nie zabrakło, jednak zdecydowanie więcej w nim było akcji oraz przygód niż romansów. Tak czy siak bardzo mi się podobał, natomiast Ash również musiał przyznać, że był on po prostu doskonały. Po raz kolejny doszło do tego, iż mój luby zaczął powoli przypominać sobie wszystko, co zapomniał, a mianowicie kilka tekstów z filmu - doskonale je pamiętał i zacytował i to zanim postacie filmowe je wypowiedziały. Uśmiechnęłam się zadowolona, kiedy byłam tego świadkiem. Wiedziałam, iż to oznacza, że jest na bardzo dobrej drodze do całkowitego odzyskania pamięci.
Po seansie filmowym poszliśmy odwiedzić profesora Oaka. Uznałam, iż dzięki tej wizycie mój luby szybciej odzyska pamięć, zwłaszcza, jak na własne oczy zobaczy swoje Pokemony. Rzeczywiście, wizyta u słynnego uczonego pomogła nieco mojemu chłopakowi. Same stworki bardzo, ale to bardzo się ucieszyły na widok swego trenera, łasiły do niego oraz poprawiły mu humor. Ash oczywiście nie odzyskał przy nich wspomnień, ale też mogę z ręką na sercu powiedzieć, iż ta wizyta wywarła na niego bardzo dobry wpływ.
Od profesora Oaka zadzwoniliśmy do restauracji „U Delii“. Odebrała jedna z kelnerek. Poprosiliśmy, aby podała nam Dawn, o ile ona jeszcze jest w pracy. Była i już po chwili stanęła przed ekranem aparatu telefonicznego.
- Cześć, Dawn! No i jak wam poszło? - zapytałam.
- Doskonale wręcz. Zrobiłam zdjęcia tego, co było w szafce Monique i pokażemy wam, jak wrócimy, co tam było. A jest tego zdecydowanie sporo - powiedziała moja przyszła szwagierka.
- Mam nadzieję, że zdjęcia wyszły wam wyraźne i będą one mogły spokojnie posłużyć za dowód w sądzie - rzekł Ash.
- To już zobaczymy na miejscu. Muszę tylko wywołać film, wtedy sam ocenisz co i jak - uśmiechnęła się do brata Dawn - W razie czego zrobiłam kilka zdjęć jednego przedmiotu, żeby mieć pewność, że wszystko zostało zrobione jak należy.
- Jakbyśmy mieli aparat cyfrowy, to byśmy dali zdjęcia na komputer i już po sprawie - powiedziałam.
- Tak, tylko że go nie mamy, ale spokojnie... Jeszcze kupimy - rzekła na to moja przyjaciółka - Będzie dobrze. Idziemy z Clemontem wywołać te zdjęcia i będziemy je mieli. Mam tylko nadzieję, że one ci pomogą.
- Siostrzyczko... Gdyby mi one nie miały pomóc, to bym cię nie prosił, abyś je robiła - uśmiechnął się Ash - A czy Max i Bonnie obserwują dalej Chrisa?
- Ależ naturalnie, braciszku. Nie ma dwóch zdań - odpowiedziała mu wesoło jego siostra - Tylko, że jak dotąd raczej nie zrobił nic, co by mogło potwierdzać nasze przypuszczenia o jego winie.
- Nic nie szkodzi. Jeśli jest winny, to się z tym zdradzi.
- Obyś miał rację. Dobra, ja już kończę, bo mamy z Clemontem coś do załatwienia.
Dawn odłożyła słuchawkę, a ekran się wyłączył.



Popatrzyłam zachwycona na Asha i powiedziałam wesoło:
- Widzisz, skarbie? Może nieco utraciłeś pamięć, ale za to nadal masz doskonałe pomysły.
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie i pogłaskał powoli mój policzek palcem.
- Wielka szkoda, że nie pamiętam innych moich pomysłów, a przede wszystkich tych dobrych, bo tych złych nie warto pamiętać.
Zachichotałam delikatnie.
- Prawdę mówiąc twoich dobrych pomysłów było tak dużo, że trudno je wszystkie razem zliczyć, skarbie.
Ash wpatrywał się we mnie uważnie, a gdy wróciliśmy do domu, to powiedział:
- Wiesz co, Sereno? Przyszedł mi właśnie do głowy kolejny bardzo dobry pomysł. Chodźmy na sanki, a potem na łyżwy.
Zachichotałam lekko, słysząc tę jakże uroczą dla mnie propozycję i od razu zapytałam dość dowcipnym tonem:
- Nie za starzy na to jesteśmy?
- Na to nie można być za starym. Zwłaszcza, gdy się jest zakochanym - odparł mój chłopak.
- Słucham?
Ash jednak nie dał mi dojść do słowa, ponieważ pociągnął mnie za rękę w swoją stronę, po czym oboje ponownie narzuciliśmy na siebie kurtki, czapki i szaliki (które to notabene właśnie przed chwilą z siebie zdjęliśmy), następnie wybiegliśmy radośnie na dwór, a tuż z nami zrobili to też wierni Pikachu, Fennekim oraz Pancham.
Znaleźliśmy w garażu stare sanki, z którymi weszliśmy na pagórek, po czym usiadł z przodu, a ja za nim, mocno go obejmując od tyłu. Pikachu i Pancham zepchnęli nas wesoło z górki, po czym zjechaliśmy na sam dół, wrzeszcząc przy tym z radości.
- Ale zabawa! - zawołałam wesoło.
- Chcesz jeszcze? - zapytał Ash.
- No jasne!
Wspięliśmy się ponownie na pagórek i jeszcze kilka razy zjechaliśmy sobie z niego, natomiast nasze Pokemony robiły to samo, choć jako środka transportu użyły własnych brzuszków.
Następnie, gdy nam się ta zabawa znudziła, założyliśmy łyżwy i oboje zaczęliśmy na nich radośnie jeździć. Ponieważ nie byłam zbyt dobra w tej sztuce, to trzymaliśmy się za ręce, żebym w razie upadku mogła łatwo się podnieść z lodu. Jeździliśmy tak razem, robiąc różne piruety oraz inne takie. Zabawa była przednia i nie chciało się nam jej kończyć, jednak musieliśmy w końcu to zrobić, gdyż nasze brzuchy zaczęły żądać od nas obiadu, więc musieliśmy spełnić ich żądanie, aby nie umrzeć z głodu.
- Chyba powinniśmy wracać - powiedziałam wesoło, tuląc się mocno do Asha - W brzuchach nam burczy.
- Owszem... Pora już na obiad - zachichotał mój chłopak - Ale zanim tam pójdziemy muszę ci coś powiedzieć.
- Co, kochanie? - zapytałam, uważnie patrząc mu w oczy.
- Widzisz, Sereno... Wiele myślałem o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło, a także o tobie i chcę, abyś wiedziała, że... Z pamięcią czy bez... Kocham cię. Tak, wiem to doskonale. Do niedawno jeszcze miałem pewne wątpliwości, jakie uczucia do ciebie żywię, ale... Teraz już tego nie mam. Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham i chcę cię prosić o rękę, kiedy oboje będziemy już pełnoletni.
Patrzyłam uważnie na Asha. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą o ślubie oraz wspólnej przyszłości. Poruszaliśmy ze sobą wiele tematów, ale o tym jeszcze nie wspominaliśmy. Jakoś wcześniej nigdy nie zdobyłam się na taką śmiałość wobec mego ukochanego, aby z nim o tym pomówić.
- Ash... Kochanie... Czy ty na pewno wiesz, co mówisz? - zapytałam.
- Wiem doskonale... Mimo utraty pamięci zacząłem rozumieć bardzo wiele rzeczy... Szło mi to powoli jak krew z nosa, ale udało mi się.
- A więc co zrozumiałeś?
- Przede wszystkim to, że nie umiem bez ciebie wytrwać... Mimo tego, że cię nie pamiętałem, pamiętałem twój uśmiech i twoje oczy. Nikt nie ma takich oczu jak ty.
- A jakie mam oczy?
- Jak niebo w pogodę.
- Wiele dziewczyn ma takie oczy.
- Nie ma drugiej takiej pary oczu jak twoje, Serenko... Mówię bardzo poważnie. Ani drugiego takiego uśmiechu. Nikt tak się nie uśmiecha jak ty, najdroższa.
- A w jaki sposób ja się uśmiecham? - zapytałam.
Ash powoli pogłaskał dłonią moją twarz, po czym powiedział:
- Jak słońce, które pokonuje zimę każdej wiosny... Jak radość, która pokonuje smutek. Jak dzień, który pokonuje noc. Jak szczęście uśmiecha się do człowieka, kiedy obdarza go swoimi łaskami. Jak sama miłość w swojej ludzkiej postaci może się uśmiechać wtedy, gdy spotyka osobę, której odda swoje serce.
Wzruszona patrzyłam w jego oczy, kiedy mi to mówił. Nie ujrzałam w nich ani krztyny fałszu czy kłamstwa.
- Ash... To jest piękne.
- Nie, Sereno... To ty jesteś piękna i twoja miłość do mnie jest piękna. Moje słowa nawet w połowie nie oddają tego, co do ciebie czuję. Mimo braku pamięci doskonale się przy tobie czuję. Tak, jakbyśmy oboje się znali od lat.
- Bo tak jest - zachichotałam.
- Niestety, tego nie mogę sobie przypomnieć - odparł Ash - Ale to bez znaczenia, bo przyszłość jest przed nami.
- A jak będzie ona wyglądać twoim zdaniem? - spytałam wesoło.
- Myślałem o tym. Wiesz... Ciekawi mnie, czy gdy oboje dorośniemy... To zechcesz za mnie wyjść?
Jego pytanie wywołało w mej głowie lekki szok.
- Ash... Nie mogę ci obiecać, że...
- Ja też nie... Ale na tę chwilę mogę powiedzieć, że chcę założyć z tobą rodzinę.
Poczułam, jak w oczach szklą mi się łzy wywołane szczęściem, jakie na mnie właśnie spadło.
- Ash... Boże... Czy ty naprawdę tego chcesz? - zapytałam.
- Tak.
- Och, Ash!
Rzuciłam mu się mocno na szyję, aż oboje upadliśmy na lód, następnie zaczęłam go zachłannie całować po całej twarzy.
- Tak, Ash! Tak! Wyjdę za ciebie! Urodzę twoje dzieci! Zobaczysz, jak będziemy szczęśliwi!
- Chcę chłopczyka i dziewczynkę - zaśmiał się Ash.
- Ale chłopczyk musi być starszy - odparłam.
- A to czemu?
- Bo ma się on opiekować swoją siostrzyczką tak, jak ty opiekujesz się mną.
- Dobrze... Zrobię, co w mojej mocy, żeby twoje życzenie się spełniło.
- A ja, żeby twoje się spełniło.
Nasze usta zostały złączone w cudownym pocałunku, który trwał około minutę. Gdy go przerwaliśmy ponownie zaburczało nam w brzuchach.
- He he he... Chyba powinniśmy już iść zrobić sobie obiad, bo inaczej padniemy z głodu - powiedziałam.
- Właśnie, a wtedy nici z naszych planów - dodał mój luby.

***


Zdjęcia zrobione przez Dawn oraz Clemonta okazały się być bardzo wyraźne, dlatego Ash był bardzo zadowolony, kiedy je zobaczył. Oglądał je bardzo uważnie, a zwłaszcza zdjęcia, które pokazywały nam wyraźnie, iż Monique miała ogromną słabość do Chrisa.
- Doskonale... Po prostu doskonale - powiedział, uśmiechając się - Sam bym tego lepiej nie zrobił. Wiedziałem, że mogę na was liczyć.
- Więc co? Pomogliśmy? - zapytała Dawn.
- Jeszcze jak - pokiwał głową z radością jej brat - Ale mam nadzieję, że nasza paniusia się w niczym nie zorientowała?
- W żadnym razie - powiedział Clemont - Misty ją skutecznie zagadała i był spokój, choć przyznaję, że miałem niezłego stracha.
- Nie tylko ty - dodała Dawn.
- Świetnie, ale powiedzcie mi, proszę... Po co ta cała heca? - zapytała Misty.
- Zaraz się tego dowiesz - rzekł Ash - Najpierw mi jednak powiedz, co dokładnie miało miejsce w dniu, kiedy znaleziono w twojej szafce klarnet Chrisa?
Misty usiadła na krześle, po czym zaczęła nam opowiadać z bardzo dużą dokładnością, co wtedy się wydarzyło. Wysłuchaliśmy jej uważnie, a mój luby dokładnie wszystko notował w swojej głowie. Kiedy nasza ruda przyjaciółka zakończyła swoją historię, Ash zaczął powoli zastanawiać się nad tym wszystkim.
- Hmm... To bardzo ważne... Jak ona to zrobiła? Jak? - zaczął mówić.
- Co zrobiła i kto? - zapytała Bonnie.
- Spokojnie... Wyjaśnię wam, jak sam to zrozumiem - odpowiedział jej Ash - A jak wam poszło?
- Nijak... Ten gość nawet nie kopnął żadnego bezpańskiego Pokemona - mruknął Max.
- A więc, jak widzisz, brakuje nam jakichkolwiek dowodów na niego - dodała jego młodsza o dwa lata towarzyszka.
- Poza tym on nie miał jak podłożyć Misty do szafki ten swój klarnet - rzekł Clemont - W ogóle brakowało mu ku temu możliwości. Poza tym nie zna szyfru do jej kłódki. Monique też go nie zna.
- Nigdy wam nie mówiłem, że ona go zna - uśmiechnął się Ash - Mam pewną teorię... Ale muszę ją sobie najpierw dobrze przemyśleć. Dajcie mi pół godziny, dobrze?
Ponieważ pomysł ten wydawał się nam dobry, to wyraziliśmy na niego zgodę, po czym Ash odszedł do swojego pokoju. Po pół godzinie wrócił on bardzo zadowolony i powiedział:
- Mam już rozwiązanie zagadki.
Spojrzeliśmy na niego podnieconym wzrokiem.
- No i jak? Kto ukradł ten przeklęty klarnet, a potem mi go podłożył?! - zawołała Misty.
Ash uśmiechnął się do niej przyjaźnie, po czym usiadł na krześle i rzekł:
- Spokojnie, Misty. Wiem już, kto i w jaki sposób dokonał tego czynu, ale udowodnienie tego, to niestety inna sprawa. Być może jednak możemy jeszcze wygrać, ale potrzebuję waszej pomocy.
- Wszystko, co chcesz, tylko powiedz, o co chodzi.
- Opowiedz, Ash! Proszę! - zawołała Bonnie.
- De-de-ne! - zapiszczał jej Denne.
- Pika-pika-chu! - dodał Pikachu.
Słynny detektyw z Alabastii uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym wyjaśnił nam dokładnie wnioski, do których doszedł.

***


Następnego dnia zanim rozpoczęliśmy pracę Ash wezwał porucznik Jenny i sierżanta Boba, żeby w ich obecności wyjaśnić całą sprawę, którą ostatnio prowadził. Mój ukochany miał na sobie strój Sherlocka Holmesa, zaś Pikachu ubrany w podobny kostium siedział mu na ramieniu, kiedy jego trener chodził wzdłuż i wszerz po szatni damskiej, w której to wszyscy się zebraliśmy, aby wysłuchać rozwiązania tej zagadki.
- Jak dobrze wiecie, moja droga przyjaciółka Misty nie dawno została oskarżona o kradzież klarnetu jednego z pracowników tej restauracji, Chrisa Adamsa - zaczął Ash.
- Została oskarżona, ponieważ znaleziono w jej szafce z ubraniami mój klarnet! - zawołał Chris.
- Ucisz się! - warknęła na niego Melody.
Twarz Asha została rozjaśniona niesamowicie przyjemnym uśmiechem, po czym zaczął on mówić:
- Właśnie to mnie od samego początku dziwiło. Powiedzcie mi... Jaki złodziej zostawia dowód przeciwko sobie pomiędzy własnymi ubraniami? Tam, gdzie wszyscy mogą go znaleźć?
- Najciemniej jest pod latarnią - powiedziała Monique, powoli pijąc herbatę z kubka, który ściskała w swych dłoniach.
Ash uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny.
- To możliwe... Ale przecież w szafce bardzo łatwo można było taki klarnet znaleźć. Ten fakt budzi poważne wątpliwości, nie sądzicie? A prócz tego jest jeszcze jedna rzecz. Po co niby Misty miałaby kraść ten przedmiot Chrisowi?
- To akurat bardzo proste... Drażni ją moja gra na nim, więc zrobiła mi na złość - rzekł poszkodowany.
- Być może... Ale tu znowu wracamy do punktu wyjścia - mówił dalej detektyw - Skoro go ukradła, żeby ci zrobić na złość, jak mówisz, to czemu nie wyrzuciła klarnetu na śmietnik albo w jakieś inne miejsce? Czemu jako kryjówki użyła swojej szafki, gdzie przecież każdy mógł go łatwo znaleźć? Misty nie jest mistrzynią zbrodni, ale na pewno nie jest również idiotką. Dobrze wiedziała, jak może się coś takiego dla niej skończyć. A więc po co tyle ryzykowała? Żeby zrobić Chrisowi na złość?
Przez chwilę Ash milczał, a następnie mówił dalej:
- A może winien jest ktoś inny? Może komuś zależało na tym, żeby pogrążyć Misty i jej się stąd pozbyć?
- Ale komu? - zapytała Melody.
- I dlaczego? - dodał Brock.
- No właśnie! - uśmiechnął się do nich Ash - To bardzo interesujące pytania... Ale i na nie znalazłem odpowiedź. Był ktoś, kogo wyraźnie Misty drażniła. Mógłby więc chcieć ją zniszczyć.
Podszedł do Chrisa, po czym powiedział:
- Może był to chłopak, któremu Misty bardzo dokuczała z powodu jego słabości do klarnetu oraz gry na nim? I któremu panna Macroft wyraźnie dała kosza, nie ukrywając przy tym swej niechęci do niego?
Rudy chłopak popatrzył uważnie na Asha i parsknął śmiechem.
- Słucham? Że to niby ja zrobiłem? Tobie to chyba odbiło!
- Niejeden mi tak mówił, a potem okazał się być winny temu, co mu zarzucałem - odrzekł Ash z uśmiechem na twarzy - A może zaprzeczysz, że miałeś powody, aby życzyć Misty jak najgorzej? Żeby ją zniszczyć?
Chłopak poczerwieniał na twarzy z gniewu oraz wstydu nie wiedząc przez chwilę, co miałby mu odpowiedzieć.
- No dobrze... Powiedzmy, że miałbym swoje powody, ale na pewno nie mógłbym jej zniszczyć. Przecież ja ją uwielbiam!
- Ale nic o niej nie wiesz! - zawołałam.
- Możliwe, ale ja... Jakby to ująć... Mam bzika na jej punkcie... A raczej miałem, bo po tym, jak ukradła mój klarnet czuję do niej tylko niechęć.
Ash uśmiechnął się do niego z wyraźną kpiną, po czym ponownie zaczął chodzić po pomieszczeniu i mówił:
- Podejrzewałem przez pewien czas Chrisa o chęć zemsty na Misty i na pewno nie ja jeden tak miałem, jednak mimo to nie on jest winowajcą.
- Nie on? - zapytał Brock.
- Więc kto? - spytała Melody.
Ash popatrzył na mnie, Clemonta, Dawn, Maxa, Bonnie oraz Misty, którzy znaliśmy już prawdę, uśmiechnął się ponownie, po czym rzekł:
- Jest tutaj w tym pokoju jeszcze jedna osoba, która żywi niechęć do Misty. Osoba, która nie cierpi jej za sposób, w jaki traktowała ona Chrisa. Jest to bardzo podstępna i niesamowicie przebiegła osóbka, a zarazem też dziewczyna niesamowicie zabujana w Chrisie. Tak bardzo, że robiła mu po cichu zdjęcia oraz oklejała je serduszkami. Mam rację... Monique?
Dziewczyna spojrzała na niego zdumionym wzrokiem.
- Nie rozumiem, o czym mówisz.
- Nie rozumiesz? Założę się, że jakbyśmy otworzyli twoją szafkę, to znaleźlibyśmy w niej zdjęcia Chrisa wyklejone serduszkami, mam rację? - mówił z uśmiechem Ash - One chyba mówią same za siebie. To ty ukradłaś Chrisowi jego klarnet. Nie było to wcale trudne, bo on często kładzie go w różne miejsca i zostawia na chwilę bez... że tak powiem... opieki.
- Ukraść może było i łatwo, ale podrzucić Misty dowodu zbrodni to już nie - powiedziałam poważnym tonem - Ale Monique znalazła również i na to wyjście z sytuacji.
- Kiedy przebierałam się przed wyjściem z pracy zaczepiłaś mnie i zagadałaś - powiedziała Misty do oskarżonej - Miałaś klarnet schowany w bezpiecznym miejscu, ale musiałaś ukryć go w mojej szafce. Żeby to zrobić, potrzebowałaś szyfru do mojej kłódki. Ale mogłaś znaleźć też inny sposób.
- Postradałaś zmysły, tak jak ten twój przyjaciel - mruknęła Monique, powoli wstając z ławki, na której siedziała.
- SIADAJ! - krzyknął sierżant Bob, nie dając dziewczynie wyjść.


Pannica była zmuszona go posłuchać, ale spojrzała na porucznik Jenny i zapytała:
- Naprawdę muszę tego wysłuchiwać?
- Owszem, musisz - odparła jej policjantka - Zwłaszcza, że to, co mówi Ash brzmi bardzo interesująco.
- Raczej głupio - warknęła Monique.
- Przeciwnie... Bardzo mądrze - stwierdziła Jenny - Mówcie dalej.
- Dziękuję - Ash ukłonił się lekko pani porucznik - Misty, mów dalej, co później miało miejsce?
- Monique zagadała mnie, a potem, niby to przypadkowo potrąciła - mówiła dalej Misty - Akurat wtedy, gdy trzymałam kłódkę od swojej szafki w dłoni. Upuściłam ją i wtedy przeszłaś do działania.
- Niby jakiego? - zapytała Monique.
- Pochyliłaś się i podałaś mi ją - odpowiedziała Misty - Nie wiedziałam jednak, że to była kłódka od twojej szafki. Zamknęłam nią swoją szafkę, a ty zostałaś chwilę dłużej w szatni korzystając z tego, że nikogo tam nie ma. A wtedy otworzyłaś swoją kłódkę, bo znałaś do niej szyfr, po czym schowałaś w mojej szafce klarnet Chrisa, potem nałożyłaś na szafkę moją kłódkę i po sprawie.
- To są jakieś brednie! - zawołała Monique - To, co opowiadasz jest bez sensu!
- Przeciwnie... To ma wiele sensu - uśmiechnął się złośliwie Ash - W ten sposób pozbyłaś się Misty Macroft, która nie tylko, że poniżała swoim zachowaniem obiekt twoich westchnień, ale przy okazji także pozbyłaś się rywalki. Chris bowiem przestał obdarzać ją swoim zainteresowaniem, ty zaś mogłaś się przy nim swobodnie zakręcić.
- Więc to nie Misty?! - zawołał Chris, nie mogąc wyjść z podziwu.
- Ależ oczywiście, że nie... Winną kradzieży klarnetu jest twoja cicha wielbicielka - powiedziała z uśmiechem Dawn.
- Nie macie na to żadnych dowodów! - zawołała Monique, zrywając się z ławki.
- Przeciwnie, mam dowód i to poważny - rzekł Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał groźnie Pikachu.
- Niby jaki? - zapytała Monique.
- Zostawiłaś odciski palców na kłódce Misty - odparł detektyw.
- Niemożliwe! Po wszystkim wytarłam je...
Monique ugryzła się w język, ale było już za późno, żeby się wycofać z tego, co powiedziała.
- Chusteczką? - zachichotał Ash - Ano tak... Rzeczywiście... Zupełnie o tym zapomniałem. Dzięki za przypomnienie.
- Ty... Ty... Ty...
Monique patrzyła na mego chłopaka wzrokiem bazyliszka. Z jej twarzy kipiała nie tyle wściekłość, co wręcz furia. Wyglądała tak, jakby opętał ją jakiś demon.
- Ty wstrętny szpiclu! - wrzasnęła dziewucha.
Następnie złapała ona kubek, z którego przed chwilą piła herbatę, po czym cisnęła nim w Asha. Miała cela, gdyż trafiła go prosto w czoło. Mój ukochany osunął się na ziemię. Wszyscy krzyknęliśmy przerażeni, widząc to wszystko. Monique ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych, jednak została złapała przez Boba i Jenny.
- Nie tak łatwo, panienko! - zawołał sierżant.
- Jesteś aresztowana, Monique! - dodała chwile później pani porucznik, kiedy jej pomocnik nałożył dziewczynie kajdanki - Odpowiesz za kradzież, składanie fałszywych zeznań, obciążanie niewinnej osoby swoimi czynami, a także za uszkodzenie ciała Asha Ketchuma.
Chris popatrzył uważnie w oczy Monique.
- Naprawdę to zrobiłaś? Dlaczego? - zapytał.
- Bo cię kocham... Ale ty wolałeś tą rudą kretynkę niż mnie... Jesteś równie żałosny, co ona! - zawołała w odpowiedzi dziewczyna.
- Wyprowadź ją, Bob! - powiedziała Jenny.
W międzyczasie, gdy to wszystko miała, podbiegłam do Asha, po czym pomogła mu się pozbierać z podłogi. Na szczęście cios kubkiem go tylko lekko oszołomił.
- Wszystko w porządku, Ash? - zapytałam.
- Spokojnie, kochanie. To tylko guz. Obrywałem już mocniej po głowie - uśmiechnął się mój luby - Choćby wtedy, gdy Malamar tą swoją intrygą...
Pisnęłam w szoku, słysząc jego słowa.
- Słucham? Jaki Malamar? - zapytałam, nie dając mu dokończyć.
- No, jak to jaki? No, ten wredny Pokemon, który to...
- Ash! - Dawn podbiegła do brata - Przecież my nic ci nie mówiliśmy o Malamarze, odkąd miałeś ten wypadek i straciłeś pamięć. Skąd wiesz, że...
Mój luby położył sobie dłoń na głowie, po czym powiedział:
- Chwileczkę... No tak... Rzeczywiście... Masz rację, Dawn...
Następnie spojrzał na mnie i zawołał:
- Sereno... Ja wróciłem! Ja wszystko pamiętam! Odzyskałem pamięć!
- Ash! To cudownie! - rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam go całować tak zachłannie, że aż Pikachu spadł z ramienia swego trenera.
- Niesamowite, braciszku! Tak się za tobą stęskniliśmy! - dodała Dawn, obejmując mocno Asha i też go całując.
Detektyw z Alabastii zarumienił się zawstydzony nieco tym sposobem, jak okazywaliśmy mu swoją radość z jego powrotu.
- A nie mówiłam, żeby walnąć go ponownie w tę jego dyńkę, a odzyska wszystkie wspomnienia? - zachichotała Misty - I co? Od początku miałam rację, tylko mnie oczywiście nikt nigdy nie słucha.
- CICHO BĄDŹ! - wrzasnęłyśmy na nią jednocześnie ja i Dawn.
Bonnie oraz Max podskakiwali z radości razem z Pikachu. Dedenne stał obok nich i piszczał z radości. Melody wyściskała i pocałowała Asha w policzek, Brock zaś poklepał go radośnie po ramieniu. Wszyscy byliśmy bardzo uradowani tym wszystkim, co właśnie miało miejsce.
- Musimy powiedzieć twojej mamie o tym, że już jesteś sobą! - pisnęła mała Bonnie.
- Ale się ona ucieszy - dodałam.
- Równie mocno, co i my! - zaśmiała się Dawn.
- Pika-pika! - pisnął wesoło Pikachu.
- Ja również bardzo się cieszę, że wróciłem do was... Ale powiem wam, że naprawdę bardzo się postaraliście przez ten cały czas, gdy miałem zaniki pamięci, żeby mi pomóc - powiedział Ash.
Spojrzałam na niego zdumiona.
- To ty pamiętasz, co się działo odkąd straciłeś pamięć i ją odzyskałeś?
- Owszem, kochanie - powiedział mój luby - Czemu miałbym tego nie pamięć?
- I pamiętasz, o czym mówiliśmy wczoraj na lodowisku?
Ash uśmiechnął się do mnie czule.
- Doskonale to pamiętam...
Następnie lekko pochylił się i szepnął mi na uszko:
- Chłopiec będzie pierwszy.
Zachichotałam jak mała dziewczynka, gdy usłyszałam te jakże piękne dla mnie słowa. Cieszyłam się, że Ash nie zapomniał wcale tego, o czym rozmawialiśmy we dwoje. Ten temat miał dla mnie wielkie znaczenie, więc moja radość była po prostu ogromna.
Tymczasem Chris podszedł powoli do Misty i powiedział:
- Wiesz... Skoro się okazało, że jednak jesteś niewinna... To może by tak... W ramach przeprosin...
- Co w ramach przeprosin? - spytała moja rudowłosa przyjaciółka.
- Dasz się zaprosić na kolację?
- Słucham?
Twarz Misty wyglądała tak, jakby dziewczyna usłyszała właśnie z ust tego durnia co najmniej oświadczyny.
- A więc mam rozumieć, że do niedawna jeszcze oskarżałeś mnie o kradzież swojego ukochanego klarnetu, a teraz nagle zmieniasz nastawienie do mnie o 180 stopni i zapraszasz mnie na kolację?
- Dokładnie! - zawołał Chris tonem, jakby nie wyczuł gniewu w głosie dziewczyny - To co? Zgadzasz się?
Misty powoli wstała z ławki, po czym powiedziała:
- Jedną chwileczkę...
Następnie wyszła do kuchni i wróciła z patelnią w ręku.
- A ona ci po co? Ash już odzyskał pamięć! - zawołałam w szoku.
- To nie na Asha, tylko na tego durnia - powiedziała Misty - Żeby mu wybić z głowy takie pomysły.
Chris uśmiechnął się głupkowato, po czym pisnął przeraźliwie jak baba i wybiegł przerażony z szatni. Misty zaś ruszyła za nim.
- Ej! Tylko nie połam tej patelni, bo moja matka potrąci ci za nią z pensji! - zawołał za nią Ash.
- Nawet jeśli, to ja nie będę żałować! - odkrzyknęła Misty, znikając w pościgu za Chrisem.
Melody parsknęła śmiechem, gdy rudowłosa to powiedziała.
- Założę się o dychę, że gość nie zdąży uciec i oberwie.
- Trzymam zakład - powiedział Brock z uśmiechem na twarzy.
Chwilę później dało się słyszeć głośny brzdęk oraz wrzask Chrisa.
- A nie mówiłam? - zapytała Melody, wyciągając rękę w kierunku szefa kuchni restauracji.
- Owszem, mówiłaś - zaśmiał się Brock i podał jej dziesięć dolców.
- Jesteś o dyszkę biedniejszy - zachichotała Dawn.
- Możliwe, ale jakoś wcale tego nie żałuję - odpowiedział jej wesoło przyjaciel.

***



Następnego dnia była niedziela i wieczorem miało miejsce przyjęcie połączone z występem scenicznym dla gości. Zespół The Brock Stones zagrał kilka niesamowicie skocznych kawałków. Wśród członków orkiestry znajdował się Chris Adams z głową owiniętą bandażem (był to, rzecz jasna efekt spotkania bliskiego stopnia z patelnią Misty).
Jedną piosenkę osobiście zaśpiewał Ash. Wyszedł on na scenę ubrany w garnitur, po czym radośnie podszedł do mikrofonu i rzekł:
- Panie i panowie... Chciałbym państwu zaśpiewać piosenkę na cześć pewnej bardzo ważnej dla mnie osoby. Dla kogoś, kto ostatnio okazał mi wielką troskę i czułość, jak również cierpliwość niemalże anielską. Panie i panowie... Tym kimś jest moja dziewczyna... Serena Evans.
To mówiąc wskazał on dłonią na mnie, a po chwili cała restauracja zaczęła głośno klaskać na moją cześć. Uśmiechnęłam się do nich radośnie i delikatnie zarumieniłam na twarzy. Tymczasem orkiestra zaczęła grać, zaś Ash zaśpiewał wesoło:

Największy wdzięk i szyk,
Największy smak i dryg,
Całuje cudnie w mig.
Serena! Serena!
Na flecie pięknie gra,
Sukienek tysiąc ma.
Malutki nos, milutki głos.
Po prostu: wielki los!

Serena! Ach, co za czar!
Serena! Strach jaki żar!
Wszędzie słychać tylko gwar: Serena!
Każdy chłopiec do niej mruga.
No, bo gdzież jest taka druga?
Serena! Dziewczyna ma.
Serena! Jedyna ma!
To cudna będzie para,
Złączone serca dwa.
Serena! Serena i ja!

Gdy przygoda skończy się,
Czy mama chce, czy nie,
Przywita w domu mnie
Serena! Serena!
Zawołam: „W lewo patrz!
W ramiona moje skacz!“.
Już czuję jak całuje tak,
Że tchu mi całkiem brak!

Serena! Ach, co za czar!
Serena! Strach jaki żar!
Wszędzie słychać tylko gwar: Serena!
Każdy chłopiec do niej mruga.
No, bo gdzież jest taka druga?
Serena! Dziewczyna ma.
Serena! Jedyna ma!
To cudna będzie para
Złączone serca dwa.
Serena! Serena i ja!

Piosenka była na tyle piękna i do tego tak doskonale zaśpiewana, że wszyscy nagrodzili ją oklaskami, ja także, zwłaszcza, iż Ash wykonywał ją na moją cześć.
Po tym występie mój chłopak zszedł ze sceny i nastąpiła mała przerwa przed kolejną piosenką. Poszłam podziękować Ashowi za ten przeuroczy (a w każdym razie dla mnie) występ. Poszedł on na zaplecze, więc również skierowałam tam swoje kroki. Usłyszałam jednak, że rozmawia on właśnie z kimś. Zatrzymałam się więc, aby nie przeszkadzać.
- Chciałam ci serdecznie podziękować za pomoc - usłyszałam dobrze mi znany głos.
To Misty, pomyślałam sobie.
Postanowiłam posłuchać, o czym będą mówić. Wiem, że nie było to zbyt grzeczne z mojej strony, ale cóż... To było silniejsze ode mnie.
- Nie ma za co. Ty to samo byś zrobiła na moim miejscu - rzekł Ash.
Misty milczała przez chwilę, po czym zapytała:
- Ash... Powiedz mi... Czemu mi pomogłeś?
- Jak to, czemu? Przecież jesteś moją przyjaciółką - odpowiedział jej mój chłopak.
Dziewczyna głośno westchnęła, słysząc jego słowa.
- Tak... Zawsze tylko przyjaciółką.
- Nie rozumiem - powiedział Ash.
- Nie musisz. Przyjaciółka tutaj wystarczy. Musi wystarczyć.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że... Leczę się obecnie z pewnej choroby... Na którą to cierpię już od bardzo dawna.
- Od jak dawna?
- Od prawie sześciu lat.
- I jak ci idzie?
- Nieźle... Ale jeszcze potrzebuję trochę czasu, żeby się całkowicie z tego wyleczyć.
Ash westchnął głęboko, po czym powiedział:
- Nie będę przed tobą udawał i powiem ci, że domyślam się, o jakiej chorobie mówisz. Muszę też dodać, że gdybyś nie odeszła cztery lata temu z drużyny, to być może dzisiaj nie musiałabyś się leczyć z tej choroby.
- Powiedz, jakie to ma teraz dla nas znaczenie, Ash? - zapytała Misty - Przecież nie odejdziesz od Sereny. Za bardzo ją kochasz. A w każdym ona za bardzo kocha ciebie.
- Skąd to wiesz?
- Bo mam oczy! Bo widzę, jak ona na ciebie patrzy! Jak się uśmiecha, gdy tylko cię zobaczy po choćby chwili twej nieobecności! Jak naśladuje niektóre twoje ruchy! Jak kiedyś o mało nie wyrwała mi wszystkich kudłów z głowy, kiedy próbowałam się do ciebie przystawiać! Ona cię kocha tak mocno, jak ja nigdy nie byłabym w stanie cię pokochać.
- Ale czemu? Dlaczego jej miłość jest aż tak wielka? Dlaczego wybrała właśnie mnie?
- Bo byłeś pierwszą osobą, na której ona mogła zawsze polegać. Byłeś jedyną osobą, która w pełni umiała ją zrozumieć. Bo byłeś zawsze sobą, a jednocześnie wyjątkowym pod każdym względem chłopakiem. Dlatego cię kocha. I dlatego to, co kiedykolwiek do ciebie czułam, nawet w połowie nie jest tak silne, jak jej uczucie do ciebie. Nie mam prawa z nią rywalizować, jak również nie chcę tego. Dbaj o nią, Ash. Dbaj o Serenę, bo drugiej takiej nie znajdziesz.
- Ja nie chcę szukać drugiej. Wystarczy mi ona.
- Oby zawsze tak było, Ash. Oby zawsze tak było.
Następnie Misty wyszła z zaplecza, a ja odczekałam chwilę i wyszłam ze swojej kryjówki udając, że niczego nie słyszałam.
- Serena! - zawołał Ash, uśmiechając się na mój widok.
- Podobała mi się twoja piosenka - powiedziałam wesołym tonem.
- Cieszy mnie to, kochanie.
Ash objął mocno do siebie mą osobę i pogłaskał powoli moje włoski, bawiąc się nimi czule.
- Chciałem ci przez tę piosenkę pokazać, jak wiele dla mnie znaczy twoja osoba. Zwłaszcza po tym, co ostatnio dla mnie zrobiłaś.
- Ty zrobiłbyś to samo na moim miejscu - uśmiechnęłam się do Asha.
Mój chłopak lekko zachichotał.
- A wiesz, co było w tym wszystkim najlepsze?
- No co?
- Że mogłem ponownie się w tobie zakochać.
Następnie pocałował me czoło i usta.
- Wiesz... Muszę ci powiedzieć, że sprawa skradzionego klarnetu była naprawdę trudna do rozwikłania. W życiu bym nie wpadła na ten numer z kłódkami.
- Ja do teraz nie wiem, jak mi się to udało, ale się udało - rzekł Ash - I wiesz co? To tylko dowodzi, że żadna sprawa nie powinna być przez nas lekceważona.
- Co racja, to racja - uśmiechnęłam się do mego chłopaka.
Ash spojrzał na mnie uważnie.
- Wiesz co, Sereno? Mam do ciebie wielką prośbę.
- Jaką? - zapytałam.
- Gdybyś tylko kiedykolwiek zauważyła, że traktuję jakąś sprawę zbyt lekceważąco i uważam ją za zbyt prostą... Zbyt łatwą dla tak wspaniałego i wielkiego detektywa jak ja, to powiedz mi wtedy tylko jedno słowo.
- Jakie?
- Klarnet.
- Klarnet?
- Tak. Będę ci za to bardzo wdzięczny.
- Masz moje słowo, że tak zrobię - zachichotałam - A wiesz co? Jenny wspominała mi, że być może jutro będzie miała ona dla nas nową sprawę. Chodzi podobno o kradzież jakiś ważnych weksli czy czegoś tam.
Ash machnął lekceważąco ręką.
- E tam! To będzie pewnie prosta sprawa! Na góra jedną dobę.
- Klarnet - powiedziałam poważnym tonem, choć w sumie, to chciało mi się śmiać.
Mój luby zmieszał się lekko, poprawił sobie kołnierzyk koszuli i rzekł:
- Masz rację, Sereno... Lepiej nie oceniać po pozorach.


KONIEC


























Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...