Idealny świat cz. IV
Ash powrócił do swego biura, jednak nie mógł się za bardzo skupić na swoich obowiązkach, więc wyszedł z pracy wcześniej tłumacząc się tym, że jest niedysponowany. Nikt nie przeszkadzał mu w tym z tego powodu, iż był bratankiem Wielkiego Brata, a z taką osobą raczej nikt nie chciał zadzierać. Nikt poza Garym, który czuł tego dnia, że nienawidzi tego młodzieńca i w głowie już układał sobie, co z nim zrobi, gdy tylko zyska ku temu okazję.
Tymczasem nasz bohater wrócił spokojnie do domu rozmyślając o tym wszystkim, co go spotkało. Wiedział doskonale, że Serena zawsze była mu bardzo bliska i chciał z nią być już od dawna, jednak mimo wszystko miał pewne obawy, iż jego uczucia do niej nie są odwzajemnione, a jeśli już, to tylko i wyłącznie ze względu na jego pochodzenie i zajmowaną pozycję społeczną. Być może nie było to zbyt fair względem tej jakże wspaniałej dziewczyny, która przecież wcale nie zasługiwała na taką ocenę, ale mimo wszystko wrodzona ostrożność nakazywała mu nie ufać nikomu. Pomimo tego czuł, że kto jak kto, ale właśnie Serenie w pełni może zaufać, gdy mu mówi oraz pisze, iż go kocha. Tak, ona jest osobą, która zawsze mówi to, co naprawdę czuje. Nie kłamałaby w takich sprawach, chociaż z drugiej strony niczego w tym świecie nie można być pewnym. Niczego poza Wielkim Bratem. Tylko on jest jedną i jedyną pewną sprawą na tym świecie. On i jego poglądy, które z całą pewnością były jedynymi słusznymi poglądami na świecie. Tak w każdym razie go uczono od najmłodszych lat, a Ash jak dotąd nie miał żadnego powodu, aby myśleć inaczej. Żadnego poza tą książką, którą właśnie czytał. Gdy to robił, to łatwo dostrzegał, jak inna jest wersja poprawna politycznie od tej, z jaką właśnie się zapoznał. Różnica między nimi jest taka, jak pomiędzy górą a pagórkiem. Przede wszystkim ta wersja nielegalna ma o wiele bardziej ciekawą fabułę i mniej polityki w sobie, z kolei ta legalna była chwilami (co dopiero teraz Ash dostrzegł) nudna jak flaki z olejem oraz mająca zbyt wiele pochwał na temat systemu, który przecież jeszcze nie istniał w XIX wieku. Dlaczego tak było, Ash tego nie rozumiał.
Z takimi oto myślami Ash powoli powrócił do swojego domu. Choć zwykle tego nie robił, to teraz zerknął on delikatnie na sąsiedni ogródek i zobaczył na nim pannę Bonnie, którą nie tak dawno przyłapał z nielegalną książką. Dziewczynka biegała sobie wesoło po ogródku za swoim małym Dedenne, śmiejąc się przy tym radośnie. A więc ta mała mieszkała w jego sąsiedztwie? Ciekawe, czemu wcześniej jej tu nie zauważył? Chyba, że ona mieszka tu od niedawna.
Dziewczynka bawiła się radośnie ze swoim Dedenne, po czym nagle dostrzegła ona Asha. Popatrzyła na niego nieco zdumiona, a następnie lekko mu się ukłoniła i powiedziała przyjaznym głosem, pełnym szacunku:
- Dzień dobry, panie Ketchum!
- Dzień dobry, Bonnie - odpowiedział jej Ash i uśmiechnął się do niej delikatnie - Nie wiedziałem, że jesteśmy sąsiadami.
- Od niedawna. Mieszka tutaj mój starszy brat, Clemont.
- Rozumiem. I przyjechałaś do niego na wakacje?
- Nie do końca - odpowiedziała mu dziewczynka i nagle jakby tak posmutniała - Bo wie pan... Tego no...
- Tak? - Ash oparł się lekko o błot i uważnie wpatrywał się w swoją rozmówczynię.
- Chodzi o to, że moi rodzice... Znaczy rodzice moi i Clemonta... To oni... Oni...
- Umarli?
- Nie... To znaczy... TAK! Umarli! Umarli i zostałam sama na świecie i mój brat się mną zajął. On jest taki kochany.
- Bonnie! Ile razy cię prosiłem, żebyś nie rozmawiała z nieznajomymi, co?! - zawołał gniewnym tonem jakiś młodzieniec, który właśnie wybiegł z domu, na terenie którego przebywała dziewczynka.
Młodzieniec ten był niesamowicie podobny do Bonnie. Był tak samo, jak i ona posiadaczem blond włosów oraz ciemno-niebieskich oczu. Ubrany był w niebieski kombinezon mechanika z kilkoma plamami smaru. Na nosie nosił okulary, a jego twarz wyrażała delikatną złość skierowaną w kierunku siostry.
- Ale pan Ash to wcale nie jest żaden obcy - odpowiedziała mu Bonnie wesołym głosem - To przecież jest nasz sąsiad. Nie poznajesz go? To pan Ketchum.
- Wiem, kim on jest - odpowiedział jej Clemont i delikatnie się ukłonił Ashowi - Przepraszam pana bardzo, że Bonnie zajęła panu czas. Mam tylko nadzieję, że pana nie zanudziła.
- Spokojnie, panie Meyer. Nie musi się pan przejmować. Pana siostra to jest naprawdę bardzo miła osoba, a do tego także niesamowicie urocza rozmówczyni.
- Słyszałeś? Jestem dla niego urocza! - pisnęła Bonnie, delikatnie się przy tym rumieniąc.
- Miło mi, że pan tak uważa, ale mimo wszystko lepiej już będzie, jeśli skończymy tę rozmowę. Pan ma na pewno swoje sprawy na głowie, a my mamy swoje. Nie będziemy zatem panu przeszkadzać, a i również musimy się zająć tym, co mamy zrobić.
- Ale ja bym chciała jeszcze porozmawiać z panem. Pan jest taki miły, że mnie pan słucha... W przeciwieństwie do niektórych - te ostatnie słowa rzuciła złośliwie w kierunku brata.
Clemont spojrzał na nią groźnie, po czym powoli zabrał on ze sobą siostrę, uśmiechając się przepraszająco do Asha. Chwilę później rodzeństwo zniknęło w domu.
- Ciekawe, co też ona miała na myśli, gdy mówiła o swoich rodzicach? - zapytał sam siebie Ash, lekko masując sobie przy tym podbródek - Czyżby to, co myślę? A jeśli tak, to oznacza, że rodzice panicza Meyera i jego siostrzyczka musieli sobie nieźle podziałać dla Oportunistów. Ostatecznie przecież za byle co nie skazuje się nikogo na śmierć lub do obozu pracy. A zresztą co mnie to obchodzi? Póki sami nie łamią prawa, to mają prawo żyć tak, jak im się podoba.
Po tych słowach Ash powoli wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. W domu zaś przywitał się ze swoimi Pokemonami, zjadł obiad, po czym usiadł w fotelu i zaczął czytać książkę, którą na szczęście nie zapomniał zabrać z biurka swego gabinetu. Czytał ją z zapartym tchem, a jednocześnie myślami co jakiś czas powracał do Sereny i kartki, którą mu ona zostawiła. Czy to wyznanie było szczere? Czy naprawdę czuła do niego coś więcej niż tylko przyjaźń? Czy nie mówiła tak jedynie z poczucia obowiązku po tym, co między nimi zaszło? Nie, to niemożliwe. Kto jak kto, ale Serena była ostatnią osobą, którą można było o coś takiego posądzić. Prędzej już on sam mógłby czuć jakiś obowiązek spotykania się z nią po tym, jak wylądowali razem w łóżku. Sęk w tym, że on od dawna chciał się z nią spotykać i teraz miał taką możliwość. I nie chciał wcale tego robić z poczucia obowiązku, ale z porywu serca, o ile oczywiście w tym głupim świecie coś takiego jeszcze istniało.
Ash długo czytał książkę, będąc coraz bardziej nią zachwycony, ale jego myśli były również skupione na innej osobie. Na Serenie. Ciekawiło go, czy ona też by chciała poczytać tę książkę razem z nim? Czy by polubiła ją? Czy też może brzydziła się takimi książkami, które nie przeszły przez cenzurę? Prawdę mówiąc sam Ash dziwił się sam sobie, że był zdolny do czegoś, co było przecież jawnym łamaniem prawa. Mimo wszystko nie potrafił oderwać się od powieści, dlatego zaczytywał się w niej dalej i choć wiedział, że jest to jawnym łamaniem prawa, to mimo wszystko nie potrafił przestać jej czytać.
Czytał tak długo, aż w końcu zmęczony poczuł, że zaraz zaśnie nad tą powieścią. Spojrzał wówczas na zegarek i zobaczył, iż wskazuje on godzinę 23:00. Parsknął śmiechem, widząc tę godzinę. Jeszcze nigdy żadna lektura tak go nie pochłonęła, jak ta. Ale przecież nie może czytać całą noc. Musi się też wyspać. Dlatego schował książkę do sejfu i udał się na spoczynek, a w nocy śniło mu się, że jest hrabią Monte Christo mszczącym się właśnie za krzywdy swoich bliskich, w czym pomagają mu wierny sługa Pikachu oraz przepiękna księżniczka Serena.
***
Następnego dnia Ash jak zwykle wstał z łóżka, zjadł śniadanie i udał się do pracy, jednak tym razem był on o wiele radośniejszy niż ostatnio. Główną tego przyczyną były jego sny, jakie miał z udziałem Sereny, do której swoich uczuć był całkowicie pewny. Naprawdę ta dziewczyna była po prostu cudowna, a ten sen go w tym utwierdził. Wiedział, że musi się z nią jeszcze zobaczyć. Dlatego tuż przed pójściem do pracy zadzwonił do niej i porozmawiał z nią.
- Sereno... Nie daje mi spokoju to, o czym ostatnim razem ze sobą rozmawialiśmy - powiedział - Tak bardzo, że pomogło mi to zrozumieć coś, co prawdę mówiąc już dawno wiedziałem, ale bałem się tego z powodów, o których ci mówiłem.
- Wiem, jakie to powody, Ash - odpowiedziała mu smutnym głosem Serena - I nie chcę, żebyś się całe życie bał. Możesz mi nie wierzyć, jeśli nie chcesz, ale moje uczucia względem ciebie są szczere. To, co ci mówiłam jest prawdą, podobnie jak to, co ci napisałam na karteczce. Strasznie mi na tobie zależy. Od dawna. Od pierwszej chwili, gdy się spotkaliśmy. Kochałam cię jeszcze zanim zostałeś tym, kim jesteś. Wiem, że możesz mi nie wierzyć, ale to prawda.
- Ależ ja ci wierzę, Sereno - rzekł Ash, patrząc na jej postać widniejącą na ekranie telefonu - Wierzę ci tym bardziej, że moje uczucia do ciebie są takie same.
Serena spojrzała na niego uważnie i spytała:
- Czy mówisz to zupełnie poważnie?
- Najzupełniej, Sereno. Podobnie jak ty, tak też i ja jestem szczery w sprawie uczuć. Zwłaszcza wobec ciebie.
Dziewczyna spojrzała na swego rozmówcę i uśmiechnęła się do niego bardzo czule.
- Ash... Ty nawet nie wiesz, jak bardzo długo czekałam na te słowa. Bardzo długo...
- Wiem, Sereno. Zbyt długo musiałaś na nie czekać, ale już więcej nie musisz. Chcę cię kochać i być przez ciebie kochany.
Serena uśmiechała się do niego od ucha do ucha, po czym rzekła:
- Będę u ciebie dzisiaj wieczorem.
- A ja będę na ciebie czekał - padła odpowiedź.
- I nie wrócę do domu na noc.
- Nawet bym cię nie wypuścił.
- Mam taką nadzieję - zaśmiała się radośnie dziewczyna i dodała: - Do zobaczenia, Ash... Mój chłopaku.
- Do zobaczenia, Sereno... Moja dziewczyno - odpowiedział jej czule Ash, czując, że właśnie jego serce bije mu jak szalone.
Rozmowa została zakończona, zaś Ash radośnie odłożył słuchawkę i pognał do pracy szczęśliwy jak nigdy. Nawet pomachał wesoło ręką Bonnie, która bawiła się właśnie w ogrodzie, po czym, gdy tylko dotarł do miejsca pracy, zasiadł radośnie przy swoim biurku i zajął się swoimi obowiązkami. Nie przejmował się niczym, a zwłaszcza Garym, który z zazdrością patrzył na jego radość domyślając się jej przyczyn, co oczywiście jeszcze bardziej go denerwowało i pomstował na niego w myślach. Ash jednak nie zwracał na niego uwagi, tylko zadowolony wykonywał swoje obowiązki, a po ich zakończeniu powrócił do domu i wraz ze swoimi Pokemonami przygotował smakowitą kolację dla Sereny.
- Powinna tutaj zaraz być - powiedział, spoglądając na zegarek i nie mogąc się już jej doczekać.
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi.
- Oho! To chyba nasz gość.
Po tych słowach Ash powoli podszedł do drzwi i otworzył je, a w nich ujrzał Serenę radosną i uśmiechniętą, ubraną w różową sukienkę z dość dużym dekoltem, z rozpuszczonymi włosami, które zawsze go zachwycały.
- Witaj... Tak się cieszę, że jesteś. Wyglądasz cudownie - rzekł do niej Ash zachwycony.
- Ty też niczego sobie - odpowiedziała mu czule dziewczyna, po czym weszła do środka.
Ash zaprowadził ją do salonu, gdzie czekała na nich kolacja.
- Zobacz, przygotowałem to dla nas. Jesteś głodna?
- Trochę - odparła słodko Serena.
- Więc co? Jemy? - spytał jej luby.
- Tak... Ale potem!
Po tych słowach Serena rzuciła się na szyję Ashowi i pocałowała go zachłannie. Zdumiony młodzieniec objął ją zachłannie do siebie, ściskając palcami to miejsce, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę.
- Co w ciebie wstąpiło, kochanie? - spytał wesoło Ash - Co cię opętało, aniołeczku?
- Ty, kochanie. To ty mnie opętałeś - odparła na to Serena zalotnym tonem - I nie chcę być tylko i wyłącznie grzeczną dziewczynką. Chyba, że wolisz mnie jako nieśmiałą oraz bardzo cnotliwą...
Ash zacisnął mocniej palce na miejscu, gdzie jej plecy kończyły swoją szlachetną nazwę, spojrzał jej w oczy i powiedział:
- W życiu! Wolę cię taką!
- To korzystaj, dopóki tego chcę! - rzekła Serena.
Chwilę później szli do jego sypialni, zrzucając z siebie nawzajem ubrania, a już minutę później robili to, co ze snem nie ma wiele wspólnego. Oboje byli przy tym niesamowicie szczęśliwi jak jeszcze nigdy przedtem. To, co ich ogarnęło, dodawało im sił oraz chęci życia. Było więcej warte niż wszystko, cokolwiek wcześniej miało dla nich znaczenie.
Gdy już skończyli to robić, to odpoczęli trochę i zeszli na dół zjeść kolację. Ash miał na sobie tylko spodnie, a Serena tylko jego białą koszulę zapinaną na guziki. Oboje jedli siedząc na dywanie i śmiali się przy tym radośnie. Ash pomyślał natomiast sobie, że jego współpracownicy ze straży pożarnej byliby bardzo zdumieni, widząc to uosobienie wszelkich cnót i praworządności (jak go czasem nazywali) w takiej oto sytuacji i być może robiliby na ten temat złośliwe plotki. Jednak, tak prawdę mówiąc wcale go to nie obchodziło. W każdym razie nie teraz, gdy miał przy sobie cudowną dziewczynę, na którą tak długo czekał.
***
Minęło kilka dni, podczas których Ash spotykał się z Sereną, a ona zostawała u niego na noc. Te chwile z nią były dla niego jak prawdziwy raj na ziemi. Był szczęśliwy i okazywał to swojej ukochanej tak, jak tylko umiał najlepiej, a ona była szczęśliwa widząc, że umie dać mu tak wielkie szczęście, jakie on daje jej, bo była całkowicie pewna tego, iż oboje są ze sobą tak samo szczęśliwi.
Kilka dni po wyżej opisanych wydarzeniach Ash obudził się i usiadł na łóżku, dostrzegając siedzącą obok niego nagą Serenę, która trzymała w ręku książkę. Ku przerażeniu naszego bohatera, była to ta sama książka, którą on odebrał Bonnie.
- Sereno! - jęknął przerażony Ash, widząc to wszystko.
Dziewczyna odwróciła się do niego i uśmiechnęła się czule.
- Witaj, kochanie - powiedziała bardzo słodkim głosem - Wybacz mi, że pożyczyłam sobie książkę z twojego stolika, ale... Chciałam wiedzieć, co czytasz.
Ash uderzył się ze złością w czoło otwartą dłonią. Jak on mógł być tak głupi, że zostawił tę książkę na nocnym stoliku? Nie spodziewał się jednak, iż Serena będzie tak wścibska, aby przeglądać jego prywatne rzeczy bez jego wiedzy. Przerażony nie wiedział, czego może się po niej spodziewać.
- Sereno... Ja... Ja... - Ash nie wiedział, co ma powiedzieć.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego bardzo czule i odłożyła książkę na łóżko, po czym na czworakach podeszła w jego stronę, mówiąc:
- Kochanie... Spokojnie. Ja wiem, czego się boisz, ale nie musisz się obawiać. Ja nikomu nie powiem.
- Przecież dobrze wiesz, że Wielki Brat patrzy i...
Serena spojrzała z pogardą na zdjęcie Giovanniego wiszące na ścianie i powiedziała:
- On? No i co z tego? Nie wahałeś się okazywać mi swoją miłość w najpiękniejszy na świecie sposób tuż pod jego zdjęciem.
- Bo nie robię nic złego. Ale ta książka... - Ash mówił szeptem - Ona może nas zniszczyć. Nie wolno ci jej czytać. Ja też nie powinienem. Jeśli w którymś ze zdjęć Wielkiego Brata jest kamera i podsłuch...
- W żadnych nigdy ich nie było - odpowiedziała mu Serena - To tylko sposób na zastraszenie ludzi i namówienie ich do tego, aby szpiegowali siebie nawzajem.
Ash popatrzył zdumiony na Serenę. Jej słowa były dla niego bardzo dziwne i niezrozumiałe. Co też ona mówiła? I skąd to niby wiedziała? I co będzie, jeśli się myli i Wielki Brat już niedługo się o nią upomni za to, co powiedziała? Przecież już samo słuchanie takich rzeczy jest przestępstwem, a mówienie o nich to zbrodnia. Co będzie, jeśli Serena odpowie za to, jakie słowa padły z jej ust? Ash nie przeżyłby tego, gdyby tak się stało. Już by wolał po stokroć sam dać się zamknąć w obozie pracy niż pozwolić jej tam skonać.
- Sereno... Skąd ty niby to wszystko wiesz? - spytał Ash - I jaką masz pewność, że jest tak, jak mówisz?
- Dowiesz się w swoim czasie, kochanie - uśmiechnęła się do niego Serena i pocałowała go czule w usta - A na razie zapomnij o tym wszystkim i jeszcze raz pokaż mi, jak bardzo mnie kochasz.
Ash chciał coś dodać, ale cudowny smak słodkich ust Sereny odebrał mu rozum, a jej naga postać sprawiła, iż nie chciał myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, aby zabrać ją do raju, co oczywiście za chwilę uczynił.
***
Ash siedząc w pracy długo myślał o słowach Sereny. Zastanawiał się nie tylko nad tym, skąd jego ukochana o tym wie, ale również i o tym, co to wszystko oznaczało. Wszak zawsze on słyszał, iż przynajmniej w jednym zdjęciu lub też portrecie Wielkiego Brata, które to wszyscy ludzie musieli posiadać w swoim domu, znajdowały się kamera i podsłuch, że dzięki temu ludzie mają poczucie, iż są obserwowani, a więc nie będą mogli popełniać przestępstw.
- Zrozum mnie, chłopcze, to dla ich dobra - mówił mu kiedyś Wielki Brat, gdy Ash go o to zapytał - Ludzie myślą, że w każdym z tych zdjęć jest coś, dzięki czemu ja, Wielki Brat, mogę ich obserwować i pilnować. To sprawia, że boją się złamać jakiekolwiek moje prawo. To sprawia, że są mi posłuszni.
- A w ilu z tych zdjęć jest podsłuch lub kamera? - spytał Ash, patrząc uważnie na stryja.
Ten uśmiechnął się do niego ironicznie i odparł:
- Mogę ci powiedzieć, że przynajmniej w jednym z nich. Każdy pokój w każdym domu ma moje zdjęcie, ale tylko jedno lub dwa posiada takie właśnie urządzenie.
- Czy te w moim domu także?
- Oczywiście, mój chłopcze. No, bo chyba nie sądzisz, że inaczej bym potraktował mojego bratanka niż wszystkich ludzi w tym państwie? I tak jesteś traktowany w wielu sprawach ulgowo jako mój bratanek i zarazem następca. Nie możesz jednak liczyć na to, że to, co dotyczy wszystkich, nie może dotyczyć ciebie.
- Nie, stryju. Masz rację. Nie mogę na coś takiego liczyć. Rozumiem to doskonale.
Ash wtedy to rozumiał, a przynajmniej myślał, że to rozumie. Mimo wszystko zawsze przerażało go to, jak ludzie mogą ciężko kończyć za to, że należą do Oportunistów. Nigdy nie był w obozie pracy, nie odwiedził tego miejsca i nie wiedział, jak tam jest, ale jego stryj zawsze mu powtarzał, że jednokrotne złamanie prawa nie jest zbrodnią, ale kolejne i owszem i muszą być surowiej ukarane. Dlatego śmiercią lub obozem pracy było karane już kolejne przewinienie, zazwyczaj trzecie z kolei, więc Ash uważał, iż Wielki Brat jest sprawiedliwy tak długo darowując winowajcom ich przewiny. Teraz jednak zaczął powoli w to wątpić, zwłaszcza, jak sobie pomyślał, że za takie same przewiny mogłaby trafić do obozu pracy Serena lub mała Bonnie, którą w ciągu ostatnich kilku dni zdążył polubić po odbyciu z nią kilku przyjemnych rozmów. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby te dwie urocze istoty miały zginąć jak pospolite przestępczynie. Nie, z pewnością stryj im odpuści, jeśli tylko go o to poprosi. Chociaż... Czy aby na pewno? Czy aby na pewno okaże im litość? Zwłaszcza, że nigdy nie okazał jej nikomu?
Tego samego dnia, w którym Ash miał takie właśnie myśli, dostał wezwanie, iż straż pożarna rusza na kolejną akcję. On, jako kontroler ich pracy musiał być przy tym obecny, aby pilnować, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurą. Ash widział już wiele takich akcji, ale im więcej ich widział, tym więcej budziły w nim one niechęci. Znosił je jednak jako swój obowiązek mówiąc sobie, że przecież winowajcy muszą ponieść karę, a Oportuniści chcą rozpętać chaos w całym Kanto, z czego skorzystają tylko wrogowie tego regionu. Dlatego też wszyscy agenci Oportunistów muszą być karani jak najsurowiej i zgodnie z panującymi zasadami, bo inaczej cały kraj na tym ucierpi. Czy jednak działalność małej dziewczynki, która chciała tylko poczytać książkę (notabene bardzo ciekawą i pouczającą zarazem) mogła zaszkodzić całemu Kanto? Czy kilka słów jednej dziewczyny, być może wypowiedziane w gniewie mogły wywołać chaos w całym kraju? Ash już zaczął mieć poważne wątpliwości w tej sprawie, podobnie jak i w tym, czy w ogóle takie działania, jakie podejmuje Wielki Brat są aby na pewno sprawiedliwe.
Oczywiście Ash z nikim nie podzielił się tymi oto myślami, nawet z Maxem, który bardzo go lubił i był mu niesamowicie oddany. Ash uważał, że im mniej osób wie o tym, co on czuje, tym lepiej dla niego i dla tych osób. Poza tym nie miał całkowitej pewności, że Max jest mu oddany. Być może to wszystko było tylko jego grą, wywołaną tym, że był on bratankiem Wielkiego Brata. A może był on szpiegiem Gary’ego, który to wyraźnie od samego początku jego pobytu tutaj życzył mu jak najgorzej? Ash nie chciał się przekonywać o słuszności tych podejrzeń, dlatego też milczał, co zresztą nakazywał mu zdrowy rozsądek i w milczeniu obserwował wszystko, co się działo.
Przebieg akcji straży pożarnej wyglądał tak samo, jak zawsze. Strażacy przyjechali pod dom delikwenta (tym razem był nim wysoki, zielonowłosy gość w stroju kelnera), zapukali do jego drzwi, a gdy im otworzył, zapytali:
- Obywatel Cilan?
- Tak, a o co chodzi?
Wówczas naprzód występował kapitan straży pożarnej, czyli Surge, wysoki mężczyzna o brązowo-złotych włosach i takich samych oczach.
- Kapitan Surge, dowódca straży pożarnej. Mamy nakaz rewizji.
- A niby w jakim celu macie tutaj dokonywać rewizji? - zapytał Cilan.
- A w takim celu, że dostaliśmy donos o tym, iż posiadacie w swoim domu przedmioty niepoprawne polityczne.
Cilan zbladł na twarzy, gdy tylko to usłyszał, a Surge uśmiechnął się podle. Podobnie jak Ash doskonale już wiedział, że podejrzany musi być winien, inaczej by się nie przestraszył.
- Spokojnie, obywatelu - powiedział ironicznym głosem Surge - Jeśli jesteś niewinny, to nie masz się czego obawiać.
Następnie jego ludzie szybko wparowali do środka, a Ash wraz z nimi, uważnie wszystko obserwując. Musiał pilnować, aby cała akcja odbyła się zgodnie z procedurami. Gdyby coś było przeprowadzone nie tak, jak być powinno, to wówczas musiał on interweniować. Nic jednak takiego się nie stało, ponieważ strażacy przeszukali dom zgodnie z regulaminem, po czym wydobyli z niego kilka książek bez pieczątek, kilkanaście płyt również bez pieczątek, jak i również parę ulotek z hasłami Oportunistów.
- No proszę... Jak widzę masz jednak powody, obywatelu, aby się bać - rzekł złośliwym głosem Surge.
Cilan nawet nie próbował się bronić. Dobrze wiedział, że to bezcelowe i jego wszelkie próby załatwienia tej sprawy bez żadnych konsekwencji prawnych jest niemożliwe. Uznał więc, iż lepiej będzie, jeżeli zachowa on milczenie zamiast prowokować swoich oprawców.
Tymczasem strażacy złożyli powoli wszystkie nielegalne przedmioty w ogrodzie, ułożyli z nich stos, po czym wydobyli sikawki, wycelowali je i skierowali prosto na te nielegalne książki, płyty oraz ulotki, a następnie z sikawek wytrysnął ogień, który ogarnął wszystkie te przedmioty i w ciągu kilku minut zamienił je w kupę popiołu. Cilan patrzył na to załamanym wzrokiem, a strażacy z satysfakcją. Kapitan Surge zaś spojrzał uważnie na winowajcę i rzekł:
- To już twoje drugie przewinienie, obywatelu. Widzę, że poprzednie niczego cię nie nauczyło. Tym gorzej dla ciebie, gdyż tym razem będzie cię ono kosztować wszystko, co posiadasz w tym mieście. Masz więc dobę na opuszczenie tego domu oraz całej Alabastii. I uprzedzam cię, że następnym razem nie będziemy tacy pobłażliwi. Kolejne twoje przewinienie skończy się obozem pracy. Zapamiętaj to sobie. Tylko i wyłącznie naszej łasce masz do zawdzięczenia, że nie zostajesz aresztowany.
Surge, wypowiadając te słowa uśmiechnął się podle, po czym wsiadł na swój wóz strażacki i odjechał nim wraz z wszystkimi swoimi ludźmi oraz Ashem, który niechętnie przyglądał się temu wszystkiemu.
- Żal ci tego idioty? - spytał Gary, który siedział obok Asha.
Nasz bohater popatrzył uważnie na swego rozmówcę, widząc w jego oczach pogardę oraz kpinę.
- No powiedz, Ash... Żal ci tego idioty Cilana? - dopytywał się Gary.
- Idiotów nigdy mi nie jest żal. Co najwyżej tych, którzy przez nich cierpią - odpowiedział mu ponuro jego rozmówca, po czym pogrążył się w swoich myślach.
Gary zachichotał złośliwie i napił się z piersiówki.
- Trudna robota. Ale za to jaka przyjemna, prawda?
- Dla kogo przyjemna, dla tego przyjemna - odburknął Ash i powoli przesiadł się w inne miejsce.
***
Ash siedział tego samego przygnębiony przy swoim biurku i rozmyślał o tym wszystkim, co się stało. Ten widok, jakim były akcje straży pożarnej nigdy nie sprawiał mu przyjemności, ale teraz napawał go jeszcze większym smutkiem niż kiedykolwiek przedtem. Co prawda był zdania, że Cilan był idiotą posiadając te wszystkie nielegalne rzeczy, choć już raz z ich powodu musiał zapłacić wysoką karę. Tak, ten człowiek zdecydowanie był idiotą, czy jednak można było go z tego powodu tak mocno karać? Nie uważał, że tak powinno być. Nie sądził, że to jest sprawiedliwe. Słyszał już wiele razy, iż prawo nie zawsze jest równe sprawiedliwości, ale ostatnio coraz częściej przychodziło mu na myśl, że prawo regionu Kanto właśnie należy do tej kategorii praw, które nie ma zbyt wiele wspólnego ze sprawiedliwością. Asha naszło również uczucie, co by zrobił, gdyby tak nagle musiał osobiście asystować w karaniu Sereny lub Bonnie. Nie, tego by nie zniósł. Jedną z nich kochał ponad życie, drugą bardzo polubił i czuł, że pomimo swojego młodego wieku jest ona niezwykle mądrą osobą oraz bardziej dojrzałą niż normalnie są osoby takie, jak ona. I co? Miała by ona wraz ze swoim bratem (który wyraźnie kochał ją ponad wszystko) trafić do obozu pracy lub też może zginąć? Nie, tego by nie zniósł.
Dlatego właśnie przeraził się on wtedy, gdy Max przyszedł do niego z nowinkami, które dotyczyły bezpośrednio właśnie Bonnie i jej brata.
- Szefuńciu, słyszałeś ostatnie nowiny? - spytał.
- A o jakich nowinach mówisz? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie Ash.
- Aha, czyli nie słyszałeś - zaśmiał się wesoło Max - To nie wiesz nic o tym, że był donos na twoich sąsiadów?
Ash zadrżał, kiedy to usłyszał.
- O których sąsiadach mówisz? - zapytał.
- No, o tych po twojej prawej stronie. O tym młodym wynalazcy i jego siostrzyczce. Recydywistach.
Nasz bohater poczuł, że oto spełniają się jego najgorsze obawy. A więc jednak... Działalność tej małej naraziła ją i jej starszego brata na poważne niebezpieczeństwo. A może to jej brat za wszystko odpowiadał? Nieważne. To teraz bez znaczenia. Ktokolwiek tu zawinił, ta mała nie zasługuje na ciężką karę, a z pewnością taka ją czeka, bo przecież Max sam powiedział, że to recydywiści. Clemont musiał parę razy narazić się władzom. Kolejna wpadka i tym razem wyrok może być tylko jeden - jak najbardziej surowy.
Ash wiedział jednak, że pomimo swoich obaw nie może się z niczym zdradzić, bo inaczej sam może podpisać na siebie wyrok, czego przecież nie chciał. Dlatego też starał się on zachować kamienną twarz, kiedy zapytał Maxa:
- Chcesz powiedzieć, że moi sąsiedzi należą do Oportunistów?
- Tego nie wiem, ale wiem, iż był na nich donos - odpowiedział mu Max.
- Ale wiesz, że taki donos może być fałszywy, prawda?
- Tak, wiem o tym. Dlatego musimy to sprawdzić, ale coś mi mówi, że donos jest prawdziwy, bo w końcu to recydywiści, jak ci już mówiłem.
- Czyli już wcześniej byli karani?
- Tak, byli. Byli już wcześniej karani i naprawdę mam dość dziwne wrażenie, że tym razem też coś przeskrobali.
- Jeden donos jeszcze niczego nie dowodzi.
- Dlatego zrobimy im jutro nalot i się wszystkiego dowiemy. Ale tak szczerze mówiąc, to trochę mi ich żal. Zwłaszcza tej małej. No, bo żeby ona musiała cierpieć z powodu przewinień braciszka? To niesprawiedliwe.
- Tak, Max... To jest niesprawiedliwe, że wina jednej osoby często doprowadza do cierpienia innych osób. To jest bardzo niesprawiedliwe. Ale świat nigdy nie był i nie był sprawiedliwy, a ten, kto uważa inaczej jest po prostu idiotą.
- Pewnie masz rację, szefie. Ale sorki, już ci nie przeszkadzam. Chyba szef ma do napisania raport.
- A tak, mam. Właśnie się za niego zabrałem.
- To ja nie przeszkadzam i też wracam do swojej pracy.
Po tych słowach Max wyszedł z gabinetu Asha, pozostawiając szefa jego własnym myślom, a myśli te nie były wcale wesołe. Wręcz przeciwnie, były one po prostu przygnębiające. Nasz bohater zaczął wtedy zdawać sobie sprawę z tego, że jego najgorsze obawy się właśnie sprawdziły. Biedna mała Bonnie była zagrożona, podobnie jak jej starszy brat. Co teraz miał zrobić Ash? Przecież ich lubił, a nawet szanował. Jak mógłby teraz tak po prostu pozwolić na to, aby oboje zginęli? Bo przecież to właśnie im groziło. A jednocześnie jak mógł pozwolić sobie na to, aby tak mocno złamać prawo swego stryja? Ale z drugiej strony przecież już dawno sobie na to pozwolił, jednak mimo wszystko tamto złamanie prawa nie było wcale takie wielkie. To, co teraz planował zrobić było o wiele gorsze. To było jawne pomaganie przestępcom. Za takie coś groziła śmierć, a Ash nie chciał młodo umierać. Mimo wszystko nie chciał też, aby umierała dziewczynka i jej brat, których on polubił. Nie! Na to pozwolić nie można!
Ash wiedział już, co musi zrobić. Powoli wyszedł ze swojego gabinetu, zabierając ze sobą kartkę papieru oraz długopis. Poszedł do toalety, zamknął się w jednej z kabin, po czym zaczął powoli pisać wiadomość do Clemonta i Bonnie.
Ktoś na was doniósł. Jutro zamierzają zrobić wam rewizję w domu. Jeśli macie coś, co może was zniszczyć, lepiej szybko się tego pozbądźcie, bo inaczej nie ręczę za wasze życie.
Życzliwy.
Przeczytał jeszcze raz swoją wiadomość i uśmiechnął się delikatnie. Był pewien, że nikt nie zdoła domyślić się po tej wiadomości jej autora, a w każdym razie taką miał nadzieję. A zresztą, nawet jeśli ktoś miałby się tego domyślić, to trudno... On już się nie wycofa.
Ash powoli wyszedł z kabiny, odpiął od pasa pokeball z Pidgeyem, którego miał zawsze na wypadek, gdyby chciał komuś wysłać wiadomość naprawdę pilną, a jednocześnie nie mógł opuścić stanowiska pracy. Teraz właśnie nadeszła taka sytuacja.
Młodzieniec powoli przywiązał do nogi swojego Pokemona kartkę i rzekł poważnym tonem:
- Zanieś tę wiadomość do Clemonta i Bonnie, do naszych sąsiadów. Rozumiesz? A potem zostań w ogrodzie mojego domu i czekaj tam na mnie. Zrozumiałeś?
Pokemon pokiwał potakująco łebkiem, a Ash uśmiechnął się bardzo zadowolony. Wolał, aby Pokemon nie wracał tutaj. Nie chciał bowiem, żeby ktokolwiek zauważył, iż wysyłał on tego dnia jakikolwiek list, bo przecież to mogłoby go powiązać ze sprawą Clemonta i Bonnie. Lepiej więc, aby nikt nie wiedział, że Ash korzystał dzisiaj z Pokemona. Więc niech stworek pozostanie w ogrodzie, gdzie będzie bezpieczny i przy okazji nie ściągnie kłopotów na swego trenera.
- A więc leć. Tylko szybko - rzekł Ash do Pidgeya, otwierając mu okno w łazience.
Pokemon machnął skrzydłami i wyleciał przez okno w kierunku ulicy, na której mieszkał jego trener.
***
Jak się można było tego domyślać, już następnego dnia, zgodnie z zapowiedzią Maxa doszło do rewizji w domu słynnego wynalazcy i jego młodszej siostry. Ash oczywiście brał w niej udział, uważnie obserwując wszystkie poczynania strażaków. Chciał on mieć pewność, że nie mają oni żadnych dowodów przeciwko rodzeństwu Meyer, dlatego z wielką uwagą przyglądał się wszystkiemu i uśmiechnął się w duchu widząc, że strażacy niczego nie odnaleźli. A zatem Clemont otrzymał jego ostrzeżenie na czas. Tym lepiej, bo dzięki temu uniknął strasznego losu, który mu niewątpliwie groził. Ash miał wielką ochotę śmiać się z radości, jednak nie mógł sobie na to pozwolić, ponieważ w ten sposób zdradziłby się niepotrzebnie, a prócz tego Gary Oak uważnie go obserwował, w sposób wyraźnie nieprzyjemny. Czy on się czego domyślał? Trudno było zgadnąć. Jedno było pewne - Gary był wściekły, podobnie jak i Surge, który to cisnął swój kask strażaka na ziemię, pomstując przy tym na cały świat.
- No cóż, panie kapitanie... - powiedział z ironią w głosie Clemont - Jak pan widzi, nie można za bardzo ufać anonimowym donosom. Z tego nigdy nic dobrego nie wychodzi.
Surge podniósł sobie swój hełm z ziemi i popatrzył groźnym wzrokiem na wynalazcę, po czym wysyczał:
- Uważaj, młodzieńcze... Uważaj, ponieważ ze mnie nie można sobie tak bezkarnie kpić.
- Ja nie kpię, tylko stwierdzam fakty - odparł wynalazca.
- Co racja, to racja - stwierdził Ash ponurym tonem urzędnika - Nie ma co, donos był fałszywy. Nie takie rzeczy się już nam zdarzały.
- Racja - Surge uspokoił się lekko, po czym delikatnie ukłonił się przed rodzeństwu, mówiąc: - Proszę zatem o wybaczenie... Najwidoczniej musiała tu zajść jakaś pomyłka, proszę pana. Żegnam pana... I panienkę także.
Kapitan wypowiedział powoli i wściekle te słowa, po czym wsiadł on powoli do wozu strażackiego wraz ze swoimi ludźmi i Ashem, który wsiadał jako ostatni do pojazdu.
O ile kapitan Surge był niesamowicie poirytowany, to o tyle Ash był bardzo zadowolony z tego wszystkiego. Musiał on jednak skrywać swoje uczucia, aby przypadkiem nikt go nie zdemaskował, a już na pewno nie ten łajdak Gary, który tylko czekał na okazję zniszczenia swego rywala. Ash nie zamierzał dawać mu ku temu okazji doskonale wiedząc, jak wiele może mu wtedy grozić.
Po powrocie do bazy Ash powoli zasiadł za biurkiem i powoli zajął się pisaniem raportu, zaś Gary rzucał w duchu gromy na jego osobę. Łotr ten niestety zauważył przez okno podczas przerwy na posiłek lecącego Pidgeya z przywiązaną do jego nogi kartką. Wiedział doskonale, że Ash posiada takiego Pokemona i do czego go używa, ale wtedy nie skojarzył niczego. Teraz jednak już wiedział bez najmniejszych wątpliwości, po co Ash wysłał to swojej ptaszysko z listem w środku dnia. Ten cwaniaczek musiał ostrzec Clemonta i Bonnie. Ciekawe więc, co też powie na to ich przełożony, kiedy się o tym dowie?
Zadowolony z siebie Gary poszedł do gabinetu Surge’a i zapukał do jego drzwi.
- Wejść! - zawołał szef straży pożarnej.
Gary powoli wszedł do środka i popatrzył na kapitana.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogę zająć panu chwilę?
- Oczywiście - odpowiedział mu ponuro szef straży pożarnej i wskazał gościowi krzesło - Co cię sprowadza, przyjacielu?
- Chodzi mi o tego naszego delikwenta, Meyera.
- Tego, co go dzisiaj odwiedziliśmy? - spytał kapitan - I czego się o nim dowiedziałeś?
- Tego, że nie ulega żadnej wątpliwości, iż on i jego siostra zostali w porę ostrzeżeni.
Surge parsknął ironicznym śmiechem, gdy to usłyszał.
- Tylko tyle? - zapytał z kpiną - Wyobraź sobie, że ja sam również doszedłem do takich wniosków. Nie odkryłeś więc niczego nowego.
- Przeciwnie, odkryłem.
Surge spojrzał na niego zaintrygowany tymi słowami.
- Poważnie? A co takiego odkryłeś?
- To, że wiem, kto ostrzegł tych dwoje recydywistów.
- No i? Kto ich ostrzegł?
- Ash Ketchum.
Kapitan straży pożarnej popatrzył na swego rozmówcę uważnie, nie do końca wiedząc, co ma o tym myśleć, po czym nagle wybuchł śmiechem, co jeszcze bardziej rozdrażniło Gary’ego.
- Pan się może śmiać, ale to sama prawda! Widziałem jego Pidgeya jak leciał gdzieś wczoraj z jakąś wiadomością. Musiał lecieć z ostrzeżeniem do Meyerów.
- Takiego samego Pokemona posiada wielu ludzi. Skąd wiesz, że to był właśnie Pokemon Ketchuma?
- Bo bardzo dobrze pamiętam, jak on wygląda. I to był właśnie ten sam Pokemon, panie kapitanie. Musi pan zamknąć tego zdrajcę Ketchuma zanim będzie za późno!
Surge śmiał się do rozpuku, słysząc słowa Gary’ego.
- Ja dobrze wiem, o co ci chodzi - powiedział po chwili.
- Tak? A o co? - spytał Gary.
- A o to, żeby pozbyć rywala do ręki i wdzięków jego dziewczyny.
Gary spojrzał na kapitana groźnym wzrokiem i rzekł:
- Zapewniam pana, że przemawia przeze mnie jedynie patriotyzm, a nie chęć zemsty.
- Bardzo mi przykro, ale wszystko wskazuje na to, że robisz to tylko i wyłącznie z powodów prywatnych.
- Ale ja...
- Posłuchaj więc, co ci powiem, młodzieńcze - odrzekł podłym głosem Surge - Ash Ketchum jest bratankiem Wielkiego Brata, a do tego naszym genialnym pracownikiem. Dlatego też nie życzę sobie, abyś opowiadał takie rzeczy o takim człowiekiem.
- Ale panie kapitanie...
- Milcz! Tylko ze względu na twoje dotychczasowe zasługi nie każę cię wysłać do obozu pracy! Ale jeżeli jeszcze raz zaczniesz mi opowiadać takie brednie, to spełnię swoje groźby!
- Panie kapitanie...
- Dosyć! A teraz wynoś się! Nie życzę sobie słyszeć podobnych rzeczy. Idź precz!
Gary widział, że nic tutaj nie zdziała, dlatego zły powolnym krokiem wyszedł z gabinetu, a kiedy był już poza nim, to ze złości cisnął kaskiem strażackim o ziemię.
Ash jakiś czas później wybrał się na łąkę poza miastem, aby tam miło spędzić czas z Sereną, przy której czuł się naprawdę szczęśliwy. To przy niej zapominał o tym, co złe, a prócz tego nie dręczyły go wcale wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobił. W jej obecności wiedział doskonale, iż postąpił słusznie, bo przecież równie dobrze to jego ukochana mogła być na miejscu Bonnie i Clemonta. I co wtedy? Czy pozwoliłby jej zginąć? Tak po prostu? Nie! Nigdy w życiu! Nawet za milion lat nie zdobyłby się on na coś takiego, gdyż zbyt mocno ją kochał.
Siedział więc na łące na kocu tuż obok niej, tej jedynej, wspaniałej dziewczyny, która uśmiechała się do niego delikatnie i czule.
- Właściwie nie rozumiem, dlaczego wybrałaś właśnie to miejsce na nasze spotkanie - powiedział po chwili.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego uroczo i odpowiedziała mu:
- To bardzo proste. W takim miejscu nikt nas nie podsłucha.
- Podsłucha? A co? Chcesz prowadzić rozmowy na nielegalne tematy? - spytał Ash na wpół żartobliwie.
- Być może - odpowiedziała tajemniczo Serena.
Jej luby zachichotał odbierając to wszystko za żart, ale jego ukochana nie żartowała, gdyż chwilę później przybrała poważną minę i zapytała:
- Powiedz mi, Ash... To ty ostrzegłeś Clemonta i Bonnie, prawda?
Nasz bohater spojrzał na nią uważnie i wyraźnie zaniepokojony tym pytaniem.
- Nie rozumiem, o czym mówisz.
- Owszem, rozumiesz. To twój Pidgey przyniósł mu ostrzeżenie. Gdyby nie był twój, nie ukryłby się po wszystkim na terenie twojej posesji. Bonnie widziała, jak znika w twoim ogrodzie. A Clemont, gdy mu to powiedziała, bez trudu połączył ze sobą fakty. Powiedz mi więc, proszę... Czy to prawda?
Ash widział, że nie ma sensu zaprzeczać, dlatego pokiwał lekko głową na znak potwierdzenia.
- Tak myślałam - odpowiedziała mu Serena i uśmiechnęła się doń czule - Chcę ci za to podziękować. Ocaliłeś w ten sposób naprawdę wspaniałych ludzi.
- Sereno... Złamałem w ten sposób prawo.
- Prawo okrutnego tyrana, które to prawo powinno być zawsze łamane - odezwał się czyiś męski głos.
Ash obejrzał się za siebie i zauważył, że podchodzi do nich wysoki człowiek w wieku około sześćdziesięciu lat, siwawy, o ciemnych oczach, ubrany w czarny strój. Ketchum bez trudu go rozpoznał. To był Samuel Oak, przywódca Oportunistów.
- TY! - zawołał Ash, zrywając się z miejsca.
Następnie spojrzał na Serenę i rzekł:
- Wiedziałaś o tym! Dlatego chciałaś tu przyjść!
- Proszę cię, Ash, wysłuchaj go! - jęknęła Serena - On chce ci pomóc.
- Ja nie potrzebuję pomocy!
- Tak uważasz, braciszku? - odezwał się kolejny, znajomy głos.
Zza drzew, które rosły wokół łąki wyszła nagle Dawn w towarzystwie Clemonta. Oboje podeszli do zakochanej pary, zaś Ash przyglądał im się uważnie.
- A więc wy również należycie do Oportunistów? Ty także, siostro?! - zapytał zdumiony młodzieniec.
- Oczywiście - odpowiedziała mu wesoło Dawn - A myślałeś, że tak sama z siebie stałam się nagle imprezowiczką? Nie... To moja przykrywka dla mojej prawdziwej działalności. Dzięki temu nikt z wrogów nie traktuje mnie na poważnie i nie wie, co robię dla mojego chłopaka i jego wiernych przyjaciół... Dla naszych wiernych przyjaciół.
To mówiąc chwyciła Clemonta za rękę i spojrzała na niego czule.
- A więc otaczają mnie sami przestępcy - wysyczał wściekle Ash.
- A ty sam kim jesteś? - spytał Clemont - Ostrzegając mnie złamałeś prawo. Teraz jesteś jednym z nas, czy ci się to podoba, czy nie.
- Czytasz także zakazaną książkę - przypomniała Serena - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jest to zgodne z prawem.
Ash załamany nie miał jak odeprzeć tych argumentów, z kolei Oak rzekł do niego:
- Możemy ci się wydawać przestępcami, ale chcemy jedynie walczyć o lepszy, idealny świat, którego to nie zdołał stworzyć Wielki Brat, a prawdę mówiąc nigdy nie chciał go stworzyć. Walczymy o lepszy świat dla nas wszystkich.
- Walczycie o twój świat, Oak! - warknął wściekle Ash - Bo o mój na pewno nie! Widziałem działalność straży pożarnej już wiele razy i wiem, do czego oni są zdolni! Wasza opozycja sprawia, że ludzie trafiają do obozów pracy lub tracą cały swój dobytek, a nieraz i życie! Swoimi poczynaniami doprowadzacie do tylu tragedii!
- MY?! - zawołała Dawn oburzona - To nasz stryj, a nie my do tego doprowadzamy! To z jego polecenia powstało prawo, które pozwala na takie zbrodnie!
- Ale wy swoim działaniem drażnicie go tylko! Na co wy liczycie?! Że uświadomicie ludzkość?! - mówił dalej Ash - Nie zdołacie tego zrobić, nie w taki sposób! Nie wydając sfabrykowaną literaturę!
- Sfabrykowaną?! - spytał Clemont - To twój stryj taką wydaje, nie my! My z kolei wydajemy prawdziwe książki, prawdziwe filmy i prawdziwe piosenki! My zaś pokazujemy prawdę, którą cenzura próbuje ukryć poprzez głupie i żałosne fałszywki wychwalające Wielkiego Brata i jego system! Nie mów, że czytając oryginalnego „Hrabiego Monte Christo“ nie dostrzegłeś tego!
- Jak myślisz, czy w starożytności znali Wielkiego Brata? - spytał Oak - Czy w średniowieczu znali jego poglądy? A może w renesansie? W dobie oświecenia? Nie! A jednak mimo to wszystkie dzieła poprawne politycznie nawiązują do niego, nawet te, które nie mają prawa go znać, bo powstały długo przed nim. Nie widzisz tego?
- Ja widzę tu jedynie bandę szaleńców, która drażni swym działaniem kolosa! - odpowiedział mu poirytowany Ash - To, co mówicie o książkach brzmi sensownie, lecz czego wy ode mnie oczekujecie? Że poprę was w waszych działaniach? Że obalę brata mego ojca?
- Mordercę swego ojca, powiedz raczej - rzekł Clemont.
Ash spojrzał na niego zdumiony, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- Jak to?
- Tak to. Giovanni zabił twojego ojca.
- Nie... To nieprawda! Ojciec zginął zabity przez bandytów takich, jak wy!
- Kolejne kłamstwa naszego stryja - powiedziała Dawn - On chciał, abyśmy w to wierzyli, ale Clemont otworzył mi oczy w tej sprawie.
- Jeśli nam nie wierzysz, zapytaj o to kapitan Jenny - odparł Oak - Jak myślisz, czemu tak nagle szybko z posterunkowej awansowała na zastępcę szefa policji, a potem na samego szefa i to już niedługo po prowadzeniu śledztwa w sprawie śmierci twojego ojca? Bo sfałszowała ona dowody w tej sprawie, aby nikt nie powiązał śmierci Josha Ketchuma z Wielkim Bratem.
- Kłamiesz, Oak! - zawołał Ash - Mój stryj jest łajdakiem, ale czegoś takiego by nie zrobił!
- Przyciśnij Jenny, a sama ci powie, jak było - odpowiedział mu jego rozmówca - Przekonasz się, że mówię prawdę.
Ash załamany czuł w głębi serca, iż ten człowiek nie okłamuje go. On mówił prawdę, co było dla naszego bohatera przerażające. Zrozpaczony Ash opadł na ziemię, złapał się za głowę i płacząc jęknął:
- Nie! To niemożliwe! On mnie wychował! On był mi jak ojciec! On... Dlaczego?! Dlaczego miałby to zrobić?! Nienawidzę go! I nienawidzę was!
- Skoro nas nienawidzisz, to czemu tylu ocaliłeś? - zapytała smutno Serena, podchodząc do niego i biorąc czule jego twarz w dłonie - Zrozum, proszę... Nie chcemy cię skrzywdzić. Chcemy tylko, żebyś poznał prawdę. Nawet, jeśli ma cię ona zaboleć.
- Nie musisz dla nas pracować - powiedział Oak - Ale prawdę musisz poznać zanim będzie za późno. Zanim Wielki Brat i ciebie przeciągnie na swoją stronę.
Ash załamany zerwał się z miejsca i popatrzył na nich wszystkich, mówiąc:
- Sprawdzę to, o czym mi mówicie. I wiedzcie, że jeżeli kłamiecie, to wszyscy zgnijecie w obozie pracy!
Następnie ruszył biegiem przed siebie, nie zatrzymany przez nikogo.
Serena zaś roniła łzy, widząc jego cierpienie.
Pamiętniki Sereny c.d:
Wraz z Ashem w naszym domku zaczęliśmy bardzo dokładnie oglądać ów tajemniczy kawałek puzzli, który to niechcący schowałam do swojej kieszeni. Położyliśmy go na stole i obejrzeliśmy przez lupę ze wszystkich stron.
- Cóż... Sama nie wiem - powiedziałam po chwili oględzin - Nie mam właściwie pojęcia, co ja powinnam tutaj widzieć. Kawałek puzzli, jak wiele innych. Nic nadzwyczajnego.
- Tak sądzisz? - spytał mój chłopak - Może i tak, ale mimo wszystko jest w nim coś intrygującego.
- Co takiego? - spytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Powąchaj - rzekł Ash, podsuwając mi ów przedmiot pod nos.
Spełniłam jego życzenie, jednak nie poczułam niczego, co mogłoby mnie zaniepokoić.
- Nic nie czuję.
- Przeciwnie. Czujesz wszystko, tylko nie zdajesz sobie sprawy z tego, co to może być. Spróbuj jeszcze raz.
Pomimo już lekkiej irytacji tym wszystkim powąchałam ów przedmiot jeszcze raz, ale tym razem intensywniej i nagle zaczęłam rozumieć.
- Czekaj... Chyba coś czuję - powiedziałam - To pachnie jak... Sama nie wiem... Jakby jakiś olej... Terpentyna czy coś...
- Blisko, blisko - zaśmiał się wesoło Ash - Tak pachną farbki olejne.
- Ano tak! Rzeczywiście! - zawołałam, uderzając się dłonią w czoło - Masz rację! Tak pachną farbki do malowania! I wiesz co? Widziałam w pokoju Lisy takie pudełko farbek. Ale nie rozumiem...
- A ja wręcz przeciwnie - rzekł Ash zadowolonym głosem - Zaczynam już powoli rozumieć wiele spraw.
- To masz farta, bo ja ani w ząb nic z tego nie rozumiem - odparłam.
- Spokojnie, zaraz wszystko zrozumiesz.
Po tych słowach Ash pobiegł do łazienki, a po chwili powrócił z owym kawałkiem puzzli, który był cały mokry.
- Robiłeś mu prysznic? - spytałam zdumiona.
- Pika-pika? Bune-bune? - zapiszczały równie zdziwione, co ja nasze Pokemony.
- Nie, ja tylko go umyłem. Trochę się naszorowałem, ale udało mi się. Zobacz, co teraz tutaj widać.
Ash pokazał mi ten kawałek puzzli i wtedy zauważyłam, że po umyciu go nie widniał na nim już fragment obrazka tylko niewielki czarny znak, przypominający spiralę Archimedesa lub coś podobnego.
- A niech mnie! - zawołałam.
- Pika! Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał zaniepokojony Pikachu, który najwyraźniej wiedział, co to oznacza.
Sama Buneary chyba także rozpoznała ów znak, gdyż schowała się za plecami swojego ukochanego.
- Czy to... Czy to jest... Unown? - spytałam.
- Tak... To jest jeden z kwadracików ukrywających w sobie Unown - odpowiedział mi Ash - Tylko raz w życiu widziałem coś takiego. Wtedy, gdy Molly rozpętała z ich pomocą zamieszanie w Greenfield.
- A więc chcesz powiedzieć, że teraz Lisa robi to samo?
- Tak. Tylko nie wiem, czy robi to świadomie.
- Chyba świadomie, skoro pomalowała to sobie farbą, aby nikt się nie zorientował, co to jest.
- Jeśli to ona pomalowała - odparł Ash.
Chciałam już go zapytać, o co mu chodzi, gdy nagle kawałek tekturki zaczął migać jasno-niebieskim światłem. Pikachu i Buneary odskoczyli na bok, a Ash odciągnął mnie od tego zjawiska. Chwilę później zaś z tego światła wysunęło się coś dziwnego - coś, co wyglądało, jak oko narysowane za pomocą hieroglifów. Oko to popatrzyło na nas, po czym zapiszczało i odleciało w swoją stronę, bez trudu przenikając przez drzwi naszego domu.
- Co to było? - spytałam przerażona - Czy to... jeden z Unown?
- Tak... To jeden z nich - odpowiedział mi Ash.
Buneary zapiszczała przerażona i wtuliła się mocno w Pikachu, który objął ją czule.
- Co to znaczy, Ash? - spytałam - Gdzie on poleciał?
- Nie wiem, ale obawiam się, że właśnie znowu się zaczęło.
- Co się zaczęło?
- Nieszczęście, które może zgubić nas wszystkich. Z mocą Unown nie można igrać, zaś ten, kto korzysta z nich, prędzej czy później ściągnie na siebie nieszczęście.
- Chcesz powiedzieć, że Lisa...
- Tak, Sereno. Lisa znalazła się właśnie w poważnych tarapatach.
- I chyba nie tylko ona.
Ash przybrał bardzo ponurą miną.
- Z pewnością, Sereno. Z pewnością nie tylko ona.
C.D.N.
Ash nie potrafi się skupić na pracy, bo cały czas jego myśli krążą wokół Sereny. :) I tylko Gary ma w sobie na tyle odwagi, żeby mu się sprzeciwiać. Inni obawiają się mu podpaść, przez wzgląd na jego pokrewieństwo z Giovannim. I okazuje się, że Serena wcale nie jest mu obojętna. Jest naprawdę ostrożny i nieufny, ale bardzo by chciał, żeby Serena szczerze go pokochała. I jeszcze się okazało, że Bonnie jest jego sąsiadką, ponieważ wprowadziła się do swojego brata, mieszkającego tuż obok. Ash skomplementował Bonnie tak, że aż się zarumieniła xD A Clemont najwyraźniej nie chce z nim rozmawiać z obawy przed zabieraniem mu czasu. Ash wysnuł wnioski, że ich rodzice zapewne zostali skazani na śmierć za spiskowanie przeciwko Giovanniemu. A prawdziwa wersja historii hrabiego bardzo mu się spodobała. O wiele bardziej niż sfałszowana. Trudno się zatem dziwić, że pochłonęła go tak bardzo, iż nie potrafił się od niej oderwać. A sen o Serenie utwierdził go w sprawie uczuć, jakie do niej żywił. Widać, że na poważnie się w niej zakochał i postanowił uwierzyć w to, że jej uczucia wobec niego są szczere. I bardzo uradowała go zapowiedziana wizyta Sereny, jak i to, że zdołał jej wyznać swoje uczucia względem niej. Do tego postanowił nie przejmować się Garym, a to źle, bo przez to straci czujność, co on zapewne podle wykorzysta. Gary zazdrości mu tego, że Serena jest jego dziewczyną, bo sam chciałby ją mieć. I oczywiście Serena przyszła do niego głównie po to, żeby spędzić z nim namiętną noc. xD Ash w pracy uchodzi za usposobienie wszelkich cnót i praworządności, a w rzeczywistości przeleciał niezliczoną ilość kobiet. xD Ale na pewno z żadną z nich nie był tak szczęśliwy jak z Sereną, skoro połączyła ich prawdziwa miłość i zaczęli się ze sobą spotykać tak na poważnie. I okazało się, że ona gardzi Giovannim, więc Ash nie musi się obawiać, że doniesie mu o posiadanej książce. On jest przekonany o tym, że w zdjęciach Giovanniego rzeczywiście są ukryte kamery. Serena zapewne należy do konspiracji, tak samo jak Bonnie, a zapewne także i Clemont. Asha zaczyna powoli ogarniać zwątpienie we właściwe postępowanie swego stryja. Nie ufa nawet Maxowi, choć ma w nim oddanego pomocnika. Gary'emu podobają się aresztowania i zsyłanie do obozów, co Ash w głębi duszy potępia i jest temu przeciwny.
OdpowiedzUsuńInternowanie Cilana wzbudziło w Ashu wielkie przygnębienie, ponieważ uznał, że takie wyroki nie są sprawiedliwe. Do tego bardzo polubił Bonnie i nie zniósłby tego, gdyby miała zostać aresztowana za posiadanie nielegalnej książki, więc na pewno cieszy się z tego, że jej ją odebrał. Niestety, okazało się, że ona i jej brat rzeczywiście uchodzą za recydywistów. Max również uważa, że takie postępowanie jest niesprawiedliwe, przynajmniej w przypadku Bonnie. Ash postanowił ostrzec ją i Clemonta przed przeprowadzeniem rewizji w ich domu. Pidgey to nie stworek, tylko ptak. I w dodatku całkiem ładny xD Ash ocalił Clemonta i Bonnie wysyłając im to ostrzeżenie, bo dzięki temu zdołali ukryć wszystkie nielegalne rzeczy, jakie mieli w posiadaniu. Surge'owi nie spodobało się to, że nie dało się nic na nich znaleźć, bo najwyraźniej lubi wydawać nakazy aresztowania. Niestety, Gary zdołał się domyślić, że Ash dopomógł podejrzanym. Surge jest kapitanem straży, a Gary? Zwykłym strażakiem? Bo Ash jest urzędnikiem zajmującym się spisywaniem raportów z działalności straży, które przekazuje Giovanniemu, tak? Surge'owi jednak trudno uwierzyć w to, żeby Ash mógł być zamieszany w sprawę Meyerów. Od razu przejrzał pobudki, którymi kieruje się Gary rzucając oskarżenie na Asha. Naprawdę dziwnie się czyta o Surge'u chwalącym Asha, skoro w poprzednich opowiadaniach był on jego wrogiem, choć w tym zapewne również wkrótce się nim stanie. A Serena domyśliła się, że to Ash wysłał Meyerom ostrzeżenie, bo Bonnie rozpoznała jego Pidgweya. Okazało się, że Serena dobrze ich zna. I nie tylko ich, ale również samego przywódcę oportunistów, z którym postanowiła zapoznać Asha. Co więcej okazało się, że do jego organizacji należy również Dawn, która została dziewczyną Clemonta, co zaskoczyło Asha, bo tego się przecież po niej nie spodziewał. Ona jest naprawdę sprytna, skoro imprezuje, by nikt nie podejrzewał ją o działalność spiskową. A Oak naprawdę wierzy w to, że zdoła stworzyć idealny świat? Przecież żaden człowiek nie jest w stanie tego dokonać. Widać jest z niego niepoprawny marzyciel i idealista. Ash wkurzył się, że Serena i Dawn należą do jego organizacji i jeszcze postanowiły go z nim zapoznać, ponieważ uważa go za zwykłego przestępcę. I ma rację, że przez ich działalność wielu ludzi straciło wolność, dobytek i życie. I jeszcze się okazało, że Giovanni zamordował własnego brata, a ojca Asha i Dawn. Ash sam przyznał, że to łajdak, choć nie przypuszczał, że posunąłby się do takiej zbrodni. I nie sądzę, aby on był w stanie skazać ich na pobyt w obozie pracy, nawet gdyby go okłamali, zwłaszcza, że wśród nich są dwie najbliższe mu osoby, czyli Serena i Dawn. I powiem Ci, że to opowiadanie podoba mi się najbardziej ze wszystkich, jakie do tej pory przeczytałem, a to dlatego, że jest bardzo ciekawe i nieprzewidywalne. Nigdy nie słyszałem o tej historii. Czy wszystkie postacie, które się w nim pojawiają, mają swoje odpowiedniki w książce, na podstawie której napisałeś to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńZgadza się, Asha bardzo przygnębiło to wszystko, co widzi i do tego coraz bardziej zaczyna widzieć zło w postępowaniu swojego stryja i uważa jego wyroki za zbyt surowe wobec ludzi. Dlatego też nie był w stanie wydać Bonnie i jej brata i dlatego też ich ostrzegł przez swojego Pidgeya i zdążył w samą porę, a to dlatego, że Max go powiadomił o donosie na nich. Surge i Gary po prostu są oddani systemowi, zwłaszcza, że mają z tego korzyści i do tego bawi ich krzywdzenie ludzi. Surge jest kapitanem straży, a Gary rzeczywiście jest zwykłym strażakiem, a Ash z kolei spisuje raportu z działalności straży i przekazuje je stryjowi. Surge chwilowo jeszcze wierzy w to, że Ash to oddany ich sprawie człowiek, a poza tym nie miałby odwagi bez dowodów oskarżyć bratanka Wielkiego Brata i przy okazji uważa, że Gary to wszystko robi ze zwykłej zazdrości o Serenę. Ta zaś odgadła, co zrobił Ash i dlatego zorganizowała jego spotkanie z Oakiem. W sumie Oak to wizjoner, ale nie głupiec, słowa o świecie idealnym są po prostu przenośnią, chodzi o uwolnienie Kanto od dyktatury Wielkiego Brata i zaprowadzenie sprawiedliwych rządów. Dawn to podjęła trochę działalność podobną do działalności Don Diego de La Vegi - udawał on miłośnika zabaw i książek, aby nikt nie powiązał jego osoby z osobą Zorro :) Ash faktycznie trochę racji ma, że przez organizację Oaka i jej działalność Wielki Brat tylko podnosi represje wobec ludzi, ale oni przecież walczą o słuszną sprawę. Zgadza się, w tej historii Giovanni zamordował swojego brata, a ojca Asha i Dawn. Gdy Ash odkryje prawdę, już nic nie będzie go trzymać przy stryju. Poważnie aż tak Ci się spodobało to opowiadanie? Ja się wzorowałem na trzech dziełach. Pierwsze to powieść "ROK 1984" i tam jest kraj rządzony przez Wielkiego Brata, a społeczeństwo przez sprytną politykę partii jest w większości tak zdegenerowane, że nie posiada woli i sensu walki. Druga to powieść "451 STOPNI FAHRENHEITA", gdzie książki są zakazane i straż pożarna je pali, a społeczeństwo jest degenerowane przez mass media i głupkowate filmy oraz seriale. W obu powieściach bohater zaczął bunt przeciwko systemowi i w pierwszej miał ukochaną będącą jego inspiracją do buntu, w drugiej zaś bohatera do myślenia rozmowy z mądrą nastolatką. I trzecie źródło mojej inspiracji to jest komiks z Kaczorem Donaldem łączący fabułą wątki z obu tych powieści - tam Kaczogrodem rządził Wielki Wuj (Sknerus), a straż pożarna niszczyła wszystko związane z muzyką, a Donald i jego wredny kuzyn Goguś byli strażakami i kochali się w Daisy, która (jak się okazało) należała do ruchu oporu i zachęciła Donalda do słuchania muzyki, a gdy Goguś to odkrył z zazdrości złożył na niego donos, ale ocalił go Diodak (wódz opozycji) i potem obaj załatwili Wielkiego Wuja i to tak, że ten polubił muzykę i zalegalizował ją i straż pożarna została rozwiązana, a Donald i Daisy zostali parą. Głównie wzorowałem się na komiksie, ale też na tych dwóch powieściach i rzeczywiście, większości postaci posiada swoje odpowiedniki w dziełach wyżej wymienionych.
Usuń