sobota, 13 stycznia 2018

Przygoda 105 cz. V

Przygoda CV

Ostatnia jednogini cz. V


Bonnie z miejsca podzieliła się swoim odkrycie z Clemontem i Sereną, ale niestety cała ich trójka, pomimo silnego wytężania umysłów nie była w stanie odkryć, o co mogło chodzić dziwnemu kotu. Sprawa zatem wyglądała raczej nie wesoło, delikatnie mówiąc. Załamana tym faktem Serena spędzała czas z adorującym ją Ashem lub też w samotności myśląc o tym wszystkim, co powinna zrobić. Wiedziała, że rozwiązanie zagadki jest bliżej niż myśli, ale mimo wszystko nie potrafiła go odnaleźć.
Pewnego razu stała na wieży wpatrując się w horyzont przed sobą, na którym to majaczyła właśnie postać księcia Asha, powracającego z kolejnej wyprawy na kolejnego smoka.
- Piękny stąd widok, prawda? - usłyszała za sobą czyjś ponury głos.
To był król Giovanni.
Serena ukłoniła mu się i powiedziała:
- Tak, panie. Wspaniały.
- Wspanialszy niż ci się wydaje - rzekł władca - Jest jedyny w swoim rodzaju.
- Spójrz, panie! Twój syn powraca!
- Ash? - Giovanni machnął obojętnie ręką - To nie jest mój syn. Ani Dawn nie jest moją córką. Jakiś wieśniak zostawił mi chłopca pod drzwiami mego zamku, a z kolei dziewczynkę kilka lat później znaleźliśmy porzuconą w lesie. Moja żona nie mogła dać mi dzieci, więc przygarnąłem je sądząc, że będą mi osłodą na stare lata. Na początku mnie to bawiło, ale odkąd zmarła Delia, nic już nie daje mi radości... Nic poza jedną rzeczą.
- Jaką?
Giovanni spojrzał groźnie na Serenę i rzekł:
- Nie kpij sobie ze mnie. Ja dobrze wiem, po co tutaj przybyłaś. Wiem dobrze, co te puste oczy, jakie posiadasz oznaczają. Wiem doskonale, kim jesteś i czego chcesz. Proszę, weź to sobie lub zgiń próbując mi to odebrać, ale nie kpij sobie ze mnie!
- Mój panie... - Serena przybrała dostojny ton - W całym twoim zamku ani w całym twoim królestwie nie ma niczego, czego bym pragnęła! Pozwól mi odejść i nie kontynuować tej dziwnej rozmowy.
- To musisz być ty! - zawołał Giovanni - Nie mogłem się pomylić! Nie w tej sprawie! Ja wiem dobrze, że jesteś tym, kim jesteś! Jesteś ostatnim jednorożcem! Ostatnią jednoroginią w całym Kalos!
Serena zatrzymała się przerażona, słysząc te słowa, a król podszedł do niej, złapał ją za rękę i poprowadził ją blisko krawędzi wieży, na której stali.
- Spójrz w to morze! Widzisz, jakie ono jest piękne? Czy widzisz te pieniące się fale? Czy wiesz może, czym są te fale? Nie ma takich drugich fal na całym świecie. A czy wiesz, dlaczego? Bo to nie są zwykłe fale. To są jednorożce zaklęte na moje polecenie przez Oaka.
Serena przerażona westchnęła, a Giovanni uśmiechnął się podle.
- Tak, to właśnie twoi rodacy. Są moimi więźniami. Oni wszyscy są moi! Nawet nie wiesz, jakie piękne są jednorożce w morskich topielach! Gdy tylko zobaczyłem pierwszego jednorożca wiedziałem, że muszę mieć je wszystkie. Dlatego też Oak stworzył Czerwonego Taurosa, aby je wszystkie zgromadził w tym oto miejscu. Lubię wieczorami wychodzić i patrzeć na nie. To jedno sprawia mi wielką przyjemność. Mogę wpatrywać się w nie godzinami wiedząc, że jednorożce... Moje jednorożce są tutaj i zostaną tu na zawsze, aby cieszyć moje oczy tym pięknem, którego nie posiada żaden inny władca! A ty już niedługo dołączysz do mojej kolekcji!
Giovanni spojrzał na Serenę, która westchnęła przerażona, wołając:
- Mój panie... Ja nie wiem, o czym ty mówisz!
- Nie udawaj! Sam zrzucę cię za chwilę do tego morza, jeśli spróbujesz mnie znowu okłamać!
- Błagam cię, panie! Ja nie rozumiem, o czym ty mówisz!
Król spojrzał na nią ponurym wzrokiem i rzekł:
- To musisz być ty. Nie mogłem się aż tak bardzo pomylić. Tak, to musisz być ty! Nie możesz wiecznie ukrywać się w tej ludzkiej postaci! W końcu będziesz musiała przybrać swoje prawdziwe oblicze!
Następnie uśmiechnął się podle i rzekł:
- I to nastąpi prędzej czy później. Spokojnie. To nic, że zaprzeczasz oczywistym faktom. To nic, że próbujesz mnie zwieść. To wszystko nic nie znaczy. Zaczekam na rozwój zdarzeń. Koniec będzie taki sam, jak zawsze, a więc zaczekam.
To mówiąc ukłonił się ironicznie Serenie i odszedł.
- On jest szalony! Szalony! - zawołała przerażona Jednorogini, padając na kolana i ukrywając twarz w dłoniach.
- Sereno! Sereno!
To była Bonnie, która właśnie do niej przybiegła. Była cała uradowana.
- Sereno, posłuchaj! Zegar! Clemont znalazł zegar! Chodź!

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Ash miał pewien pomysł, w jaki sposób zamknąć usta tym wszystkim żałosnym osobom, które teraz kpiły sobie z Hansa. Wymagało to jednak zgody samego zainteresowanego, dlatego ja i Ash przyszliśmy do niego, aby przedstawić mu swój plan. Hans zareagował początkowo na ten koncept z typową dla niego obojętnością.
- Nie obchodzi mnie, co ci idioci o mnie wygadują - powiedział - To wszystko nie ma najmniejszego znaczenia.
- Ale z pewnością rani to twojego ojca i kuzynkę - zauważył Ash.
- Mój ojciec ma swoją firmę, którą zawsze bardziej się zajmował niż mną - rzekł Hans - A co do Agathe, to faktycznie... Pewnie ją to rani, ale cóż... Musicie jej wyjaśnić, że nie powinna się tym wszystkim przejmować.
- Jednak ona się przejmuje - zauważyłam - Cierpi z powodu tego, co się dzieje. Twój ojciec także. Poza tym twoje cierpienie i twoja bierność w tej sprawie daje satysfakcję tym żałosnym idiotom. Nie sądzisz zatem, że powinieneś na to jakoś zareagować?
- Realizując wasz plan niby zamknę im usta?
- Owszem - Ash uśmiechnął się przewrotnie - Zamkniesz im usta w bardzo skuteczny sposób. Poza tym zobaczą, że wciąż posiadasz ogromne powodzenie u kobiet pomimo swojej choroby. Nabiorą do ciebie szacunku, a twój ojciec i Agathe przestaną być obiektami drwin. Zastanów się więc, czy nie warto skorzystać z takiej okazji.
Hans myślał przez dłuższą chwilę nad tym, co mu zaproponowaliśmy, po czym rzekł:
- Zgoda. Niech będzie. To jak chcesz to zrobić?
Ash uśmiechnął się do niego wesoło i opowiedział mu dokładnie cały swój plan. Ja zaś zatarłam ręce z radości wiedząc, że to jest iście szatański, ale genialny pomysł.
- Jedno mnie tylko zastanawia - powiedział po chwili Hans - Jak wy doszliście do tego, że to ja sam piszę do siebie te listy?
- Ach, to było elementarne - zaśmiał się Ash - Po prostu drogą dedukcji i logicznego myślenia. Prócz tego mała rada ode mnie. Jak następnym razem będziesz chciał innych nabrać, to nie pisz listów na tych samych kartkach, na jakich potem dajesz przyjaciołom numer telefonu. Pokazałeś nam list napisany na kartce wyrwanej z zeszytu, który miałeś przy sobie. Potem na kartce z tego samego zeszytu dałeś mi swój numer telefonu z autografem. Zdradziła cię kartka i charakter pisma.
Hans uśmiechnął się dowcipnie do mojego chłopaka, mówiąc:
- Geniusz dedukcji z ciebie. Albo po prostu spostrzegawcza bestia.
- Dlaczego się w to bawiłeś? - zapytałam - Dlaczego pisałeś sam do siebie listy?
- Nie jestem do końca pewien. Chciałem poprawić sobie humor w te ostatnie dni, które mi pozostały. Chciałem poczuć się lepiej. Wreszcie chyba chciałem się przed innymi pochwalić, że posiadam tajemniczą wielbicielkę. Kilka z tych listów pokazałem kolegom, którzy byli nimi wręcz zachwyceni. Resztę zaś zachowałem dla siebie.
- A ten list od tajemniczej nieznajomej? - spytał Ash - Pisze w nim, że jest zafascynowana twoją twórczością. O czym ona mówi?
- O tym blogu z opowiadaniami miłosnymi, który prowadzę.
Oboje byliśmy tym nieźle zdumieni.
- Ten blog jest twój?! - zawołałam.
- Tak, a co? Mistrz dedukcji tego nie odkrył? - zaśmiał się z kpiną Hans - Cóż... To prawda, jest on mój, ale nikt o tym nie wie. Nikt poza wami i tą tajemniczą osobą, która napisała ten list.
- Nie wiesz, kto to może być?
- Nie mam pojęcia. A zresztą to teraz bez znaczenia. Lepiej omówmy nasz plan działania.
Więc omówiliśmy go jeszcze raz i to dokładnie.

***


Opowiadanie Maggie Ravenshop c.d:
Clemont z Bonnie i lady Sereną powoli podeszli do wielkiego, starego zegara stojącego w kącie jednej z komnat i obejrzeli go sobie dokładnie. Był to wielki zegar z kurantem, jednak już od dawien dawna rozbity i nie bijący godziny.
- To musi chodzić o ten zegar - powiedział Clemont - W całym zamku nie ma bowiem innego zegara.
- Ale przecież on nie chodzi - zauważyła Serena - W jaki sposób ma on wybić właściwy czas?
- To dobre pytanie - rzekła Bonnie - Wielka szkoda, że kot nie raczył mówić jaśniej.
Nagle rozległ się czyjś dziki, szalony śmiech. Przyjaciele rozejrzeli się dookoła chcąc sprawdzić, kto go z siebie wydaje i zobaczyli nagle przed sobą jakieś starego, niemalże wyschniętego kościotrupa leżącego sobie nad kominkiem. To on zanosił się śmiechem. Widocznie był to jeszcze jeden z efektów magii Oaka.
- Przestań się śmiać! - zawołał oburzony Clemont - Denerwujesz nas tylko!
- Poważnie? - zachichotał szkielet - A to ciekawe, bo ja z kolei jestem bardzo zadowolony.
- Clemont, czy ty to widzisz? - spytała nagle Bonnie - On mówi! Kiedy czaszka przemówi... Tak mówiła ta wskazówka Meowtha. I teraz to właśnie czaszka przemówiła!
- Rzeczywiście! - rzekła Serena - Proszę cię, o mój wielki szkielecie! Powiedz nam, czy wiesz, jak dotrzeć do Czerwonego Taurosa?
- Wiem. Oczywiście, że wiem - zaśmiał się szkielet - Ale wam tego nie powiem.
- Dlaczego?
- Bo nie mam dzisiaj dość dobrego nastroju. Przyjdźcie innego dnia, to może wtedy wam powiem. Dzisiaj jakoś mi się nie chce.
Clemont próbował nastraszyć go czarami, ale nic to nie dało, dlatego po krótkiej rozmowie z Bonnie wpadł na lepszy pomysł.
- Daj mi wodę - powiedział czarodziej po chwili - Może uda mi się je przemienić w wino.
Dziewczynka zaśmiała się radośnie i pobiegła do kuchni po karafkę z wodą.
- Wino? - szkielet wyraźnie był bardzo zainteresowany tym, co właśnie usłyszał - Powiedziałeś wino?
- A tak, wino - uśmiechnął się do niego Clemont - Nie inaczej. Moimi czarami przemienię tę wodę w wino. Oczywiście wiadomo, że nie wyjdzie z tego żaden dobry rocznik, tylko raczej zwykły cienkusz, ale mimo wszystko powinno ci smakować.
Następnie czarodziej wziął do ręki podaną mu przez Bonnie karafkę wody i wypowiedział zaklęcie. Chwilę później zawartość owego przedmiotu zamieniło się z wody w lekko czerwonawy napitek.
- No cóż... Tak myślałem, że kiepskie z tego wyjdzie wino, ale mimo wszystko powinno mu smakować.
- Nieważne, jaki to ma smak ani też zapach! - zawołał nagle szkielet, wyciągając kościstą rękę w kierunku Clemonta - Proszę cię, daj mi się go napić! Już dawno nie czułem smaku wina!
- Przecież nie masz już żołądka - zauważyła złośliwie Bonnie.
- Ale nie przeszkadza mi to pić. Dajcie mi, proszę! Dajcie mi się napić! Błagam was!
- Dam ci całą karafkę, jeśli tylko powiesz nam, jak mamy się dostać do Czerwonego Taurosa - rzekł Clemont.
Szkielet uśmiechnął się do nich i powiedział:
- Ależ to proste. Musicie przejść przez zegar.
- Jak to? - spytała Serena - A co z wybiciem właściwej godziny?
- Aby się dostać do Czerwonego Taurosa musicie otworzyć przejście w zegarze - powiedział szkielet - Ten zegar nie bije, bo od dawna jest już popsuty. Ale spokojnie. Wystarczy tylko, że ustawcie na cyferblacie godzinę 12:30, a wówczas otworzycie przejście. Zegar ma ustawioną 12:00, gdyż o tej godzinie zmarła królowa Delia. Po jej śmierci załamany król rozbił go i od tego czasu stoi. Ale cóż... Jeśli tylko ustawicie na nim właściwą godzinę, otworzycie przejście do tunelu, a w nim czeka już Czerwony Tauros. A teraz dajcie wino!
Clemont podał mu karafkę, którą szkielet pochwycił łapczywie i wlał w swe usta całą jej zawartość.
- Ach! To był dopiero smak! To było wino! - zaśmiał się zadowolony.
- A więc każdy ma już to, co chciał - rzekł Clemont - To teraz tylko zostaje nam iść do tunelu.
- O nie! - zaśmiał się szkielet - Tego nie zrobicie, moi kochani.
- A kto nam tego zabroni? Może ty? - zapytała Bonnie, biorąc się pod boki.
- A nie... Oni.
Chwilę później przed nimi pojawili się Jessie i James z kuszami w dłoniach. Wyszli oni nie wiadomo skąd, ale widać było, iż nie zawahają się użyć swojej broni. Przerażeni przyjaciele uskoczyli w kierunku wyjścia z komnaty, gdy nagle stanęli w nich kolejni żołdacy.
- Nigdzie nie pójdziecie - powiedziała Jessie, podchodząc do naszych bohaterów - Chyba, że do króla, bo ma on z wami do pomówienia.
Żołdacy wzięli pomiędzy siebie Serenę, Clemonta i Bonnie, po czym ruszyli z nimi w kierunku sali tronowej. Wtedy jednak, gdy przechodzili obok jednego korytarza, ktoś złapał Bonnie za rękę i wciągnął ją do niego. Na szczęście żaden z żołdaków tego nie zauważył, zaś sama dziewczynka, choć lekko pisnęła, to jednak nie zdołała zwrócić na siebie uwagi Jessie i Jamesa, gdyż szybko położono jej dłoń na ustach.
- Nie krzycz, to ja - powiedział jakiś znajomy głos.
Dziewczynka spojrzała na swego wybawcę i uśmiechnęła się.
- Max? Co ty tutaj robisz?
- Przybywam na pomoc moim przyjaciołom i jak widać dobrze robię, bo wpakowaliście się w nie lada tarapaty.
- Tak, niestety, ale skąd się tutaj wziąłeś?
- Nie ma nigdzie takiego budynku, do którego bym nie mógł się dostać - zaśmiał się dumnie Max - Ale tak czy siak lepiej mi powiedz, co tam u was słychać.
- Niestety, źle się tutaj dzieje. Jak widzisz, złapali nas strażnicy. Król już wie, że Serena to jednorożec. Musimy szybko działać.
- Spokojnie, mamy już na to sposób. Tylko przydałby się nam róg od Gary’ego.
- Róg? Mam go tutaj - powiedziała Bonnie i pokazała go - Clemont go upuścił, gdy zamieniał wodę w wino. Podniosłam go więc z ziemi, ale nie miałam możliwości, żeby mu go oddać. Ale jak widzę, dobrze się stało.
- Doskonale - uśmiechnął się Max - Spokojnie... Ponieważ mamy róg, to możemy działać.

***


Serena i Clemont zostali zaprowadzeni do sali tronowej przed oblicze króla Giovanniego. Okrutny władca patrzył na nich bardzo zadowolonym wzrokiem, uśmiechając się w podły sposób.
- A więc jednak - powiedział - Więc jednak miałem rację. Moi wierni żołdacy nie bez powodu was obserwowali. Miałem więc dobre przeczucie. A zatem już odkryliście, jak dostać się do Czerwonego Taurosa? Brawo! Jesteście bardziej domyślni niż myślałem. Jaka szkoda, że nie na wiele się wam to przyda.
To mówiąc zszedł z tronu i podszedł do Sereny, mówiąc:
- A teraz, moja droga chyba nie będziesz już próbować mi wmówić, że jesteś człowiekiem, prawda? Jesteś jednorożcem. Ostatnim jednorożcem na świecie. Ostatnim elementem mojej kolekcji!
To mówiąc złapał dziewczynę za podbródek i rzekł:
- Magu! Żądam, abyś teraz przywrócił jej prawdziwą postać! A potem Czerwony Tauros zagna ją do morza, gdzie magia zamieni ją w morską falę.
- Nie ma mowy! - zawołał Clemont - Nigdy tego dla ciebie nie zrobię! Nie licz na to, łajdaku!
- Och, naprawdę? - zaśmiał się podły władca - Myślę sobie, że jednak to zrobisz.
- A ja myślę, że nie zrobię.
- A ja myślę, że jednak zrobisz. Wystarczy tylko, że użyję wobec ciebie odpowiednich argumentów.
- Argumentów? A niby to jakich?
- A takich.
To mówiąc pokazał on dłonią na korytarz, przez który to weszło kilku żołdaków prowadzących związanych Asha i Dawn. Serena i Clemont, gdy ich tylko ujrzeli bliskie sobie osoby w takiej sytuacji, jęknęli przerażeni.
- Na nic się nie zgadzaj! - krzyknęła Dawn - On i tak nas zabije!
- Nigdy nie pozwolę sobie na to, aby być kartą przetargową w podłych gierkach mojego ojca - rzekł Ash poważnym tonem - Jestem książę Ash i jeśli chcecie mnie zabić, to...
Giovanni podszedł do niego i spoliczkował go wściekle, aż ten upadł na posadzkę.
- ASH! - krzyknęła Serena.
- Nie jesteś wcale żadnym księciem! - zawołał podły władca wściekłym głosem - Jesteś chłopskim bachorem, którego mi podrzucono! Nie liczysz więc chyba na to, że będę się wahał, aby poderżnąć ci gardło, jeśli będziesz stał mi na drodze! Twojej siostrzyczce zaś, której prawdziwe pochodzenie chyba tylko gwiazdy na niebie znają, również to zrobię, jeśli będzie trzeba.
To mówiąc spojrzał na czarodzieja i rzekł:
- Chyba sam rozumiesz, magu, że nie zawaham się zrobić to, co wam zapowiedziałem. Więc jak? Zmienisz ją z powrotem?
- Niby w kogo? - zapytał Ash, który powoli z pomocą Dawn podniósł się z podłogi.
- Nie wiesz? - zakpił sobie Giovanni - To nie jest żadna kobieta, tylko jednorożec. Twoja luba jest jednoroginią. Czyżby nie powiedziała ci tego? Nie? Oj, wielka szkoda. To czeka was poważna rozmowa. Chociaż w sumie nie wiem, czy będziecie mieli ku niej okazję. A więc jak, mój czarodzieju? Będziesz czarować czy mam cię do tego zmusić?
To mówiąc podszedł do Dawn, wyjął zza pasa nóż i przyłożył jej ostrze do gardła.
- Nic dla niego nie rób! - krzyknęła dziewczyna.
- Decyduj się, czarodzieju - syknął Giovanni.
Clemont wiedział, że nie ma wyboru. Podniósł więc powoli obie ręce w górę i wypowiedział powoli słowa zaklęcia.
- Serena! - krzyknął Ash.
- ASH! - odkrzyknęła jego ukochana.
Chwilę później upadła ona na czworaka, a następnie jej postać otoczyła się jasną poświatą. Ciało jej wydłużyło się, ubranie jej zniknęło, a ona sama urosła w górę, aż w końcu zamieniła się w pięknego Rapidasha z wielkim rogiem na czole.
- Tak! Ostatni jednorożec! - zawołał radośnie Giovanni.
Wtem za oknem dało się słyszeć jakieś dziwne, głośne dźwięki. Król zaraz zapomniał o wszystkim innym, tylko podbiegł do okna, aby zobaczyć, co się stało.
- Co wy tam wyprawiacie?! - wrzasnął.
W tej samej chwili trafiła go strzała, która utkwiła mu w ramieniu. Król upadł na posadzkę, a następnie przez okno wpadł do komnaty lecący na wielkim Fletchinderze Kapitan Gary z kuszą w dłoni.
- Gary! - zawołał radośnie Clemont.
- Tak, to ja, przyjacielu! - odpowiedział mu wesoło zbójca, po czym wymierzył z kuszy, którą to miał ponownie nabitą w kierunku czarodzieja i strzelił.
Strzała trafiła w żołdaka stojącego tuż za Clemontem. Jednocześnie na zewnątrz rozległy się coraz głośniejsze odgłosy walki. Clemont podbiegł szybko do okna i zobaczył, że ludzie Gary’ego z May na czele lecąc na latających Pokemonach atakują mury zamkowe i ostrzeliwują z kusz i łuków żołdaków króla, którzy to próbują bezskutecznie ich zestrzelić, co jednak im się nie udawało.
Gary tymczasem doskoczył do Asha i Dawn, których co prawda nie znał, ale mimo wszystko widząc ich związanych domyślił się, że to muszą być przyjaciele jego przyjaciół, a więc należy ich też uwolnić. Ash, ledwie tylko został uwolniony doskoczył do Jednorogini, po czym wydobył miecz i zaczął walczyć u boku Gary’ego. Jessie i James zaś przerażeni widząc to wszystko rzucili się do ucieczki, zabierając ze sobą swego króla. a pozostali żołdacy dość szybko zostali posiekani na kawałki.
Na zewnątrz walka równie szybko się toczyła i dość szybko wszyscy żołdacy zostali wybici, a po chwili przez okno wkroczyła do sali May.
- Witajcie - powiedziała zadowolona - Jak widać, przyszliśmy w samą porę.
- Clemont! - zawołała Bonnie, wbiegając do sali przez drzwi.
Za nią szedł Max, który ściskał w dłoni róg Gary’ego i patrzył wręcz z uśmiechem na twarzy, jak dziewczynka wpada w objęcia brata.
Wszyscy zwrócili oczy na Jednoroginię, która zarżała przyjaźnie do nich i uśmiechnęła się delikatnie do Asha i Dawn.
- A więc jednak - rzekł Ash - A więc jednak jesteś tym, kim mówił mój ojciec.
- Tak, jestem - odpowiedziała mu Serena - Lecz czy to zmienia twoje uczucia?
- Nie... To nieważne, kim jesteś. Jednorożcem, nimfą, syrenką czy też czarodziejką. Kocham cię i tego nic już nigdy nie zmieni. Kochałem cię w ludzkiej postaci, więc będę kochał w innej.
- Póki co musimy zająć się czymś innym - rzekł Clemont - Zamek jest nasz, więc możemy swobodnie zakończyć naszą misję.
- O jakiej misji mówicie? - spytała Dawn.
- Wyjaśnimy ci później - powiedział czarodziej - Musimy najpierw iść. Czerwony Tauros i nasze przeznaczenie na nas czekają.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Następnego dnia o poranku, kiedy to wszyscy szli do szkoły zauważyli przed domem Hansa, który zawsze mijali idąc w kierunku owego przybytku wiedzy, że tam stoi nasz drogi sportowiec w towarzystwie jakieś uroczej i bardzo pięknej dziewczyny o kasztanowych włosach. Oboje rozmawiali ze sobą czule, a do tego jeszcze się całowali. To był dopiero niezwykły dla nich widok.
- Niesamowite! To wprost nie do wiary! A więc on ma dziewczynę?! - powtarzali sobie wszyscy złośliwcy, którzy jeszcze wczoraj na mieście i wszędzie, gdzie się dało rozgłaszali głupie plotki na temat Hansa.
- A co wy myśleliście? - zaśmiałam się, podchodząc do nich razem z Hansem - Przecież chyba nie uwierzyliście w takie brednie o tym, że sam pisze do siebie listy.
- To musi być jakaś mistyfikacja! - zawołał największy sceptyk.
- Poważnie? - zaśmiał się Ash - Przyznaj się, sam byś taką chciał mieć, ale nie ma możliwości, bo ta jest zajęta.
Tymczasem piękność o kasztanowych włosach ponownie pocałowała Hansa w usta, po czym bardzo zadowolona, udając, że robi to dyskretnie, podała mu niewielką, zwiniętą kartkę papieru. Mimo jej dyskrecji zebrani w grupie ludzie zauważyli to, a Hans tylko uśmiechnął się do nich złośliwie i gdy piękna ruda panna machając mu wesoło ręką poszła sobie, powąchał zadowolony kartkę i też zaczął machać dziewczynie.
- To do zobaczenia wieczorem! - zawołała.
- Do zobaczenia! - odkrzyknął jej luby.
- Niesamowite! Zostawiła mu liścik! Widzieliście?! A więc to nie on pisał je, tylko jakaś pannica! I to jaka ładna! A jakie ma piękne włosy! A widzieliście jej nogi?! A ta kiecka... Szał!
Oczywiście w tym zdumionym tłumie było sporo sceptyków, ale tym nie przejęliśmy się, ponieważ byli oni w mniejszości. Wszyscy oni patrzyli w szoku na Hansa, a kilku podbiegło do niego i zaczęło go wypytywać o tę niunię, jak ją nazywali. Hans zaś opowiedział im, że już długo się z nią spotyka, a wcześniej prowadzili ożywioną korespondencję i teraz, kiedy dowiedziała się o jego chorobie, przyjechała, aby go odwiedzić i spędzić z nim jego ostatnie chwile. Wszyscy faceci zaczęli się dopytywać, czy z tym rakiem to jest prawda i czy może Hans im dać numer tej dziewczyny, bo chcieliby z nią porozmawiać i może zapoznać się z nią, ponieważ jego już nie będzie, bo w końcu co mu będzie szkodziło, gdy umrze odstąpić taką ślicznotkę kolegom.
Ja i Ash dusiliśmy się wręcz w duchu ze śmiechu z tego zbiegowiska. Najwięksi sceptycy wciąż nie wierzyli, ale ponieważ byli w mniejszości, to tylko odeszli zgrzytając zębami. Jedna tylko osoba stała w miejscu i patrzyła na całą tę scenę przygnębiona. Była to Mako.
- Coś się stało? - spytałam, podchodząc do niej.
Zauważyłam wówczas, że dziewczyna płacze. Na mój widok szybko otarła jednak łzy i odparła:
- Nie, nic... To tylko wiatr mi zawiał w oczy i... I tego... Ja już muszę iść! Wybaczcie! Spóźnię się na lekcje!
To mówiąc pobiegła szybko w kierunku szkoły, dość prędko znikając nam z oczu.
- Rozumiesz coś z tego? - spytałam zdumiona - Ona wyglądała, jakby cały ten widok wywołał w niej zazdrość i rozpacz.
- Zazdrość i rozpacz, mówisz? - spytał Ash i nagle uderzył się w czoło - Boże! Jaki ja jestem głupi!
- Co się stało? - zapytałam, a stojący obok mnie Pikachu i Buneary zapiszczeli pytająco.
- Wszystko - odpowiedział mi Ash - Popełniłem poważny błąd, jednak można go jeszcze naprawić.
- Jaki błąd? O czym ty mówisz?
Wtem podeszła do nas idąca w kierunku szkoły panna Martina Trapp.
- Ash! Serena! Witajcie, moi kochani! Pikachu, Buneary! Was też miło widzieć. Co tu robicie?
- A podziwialiśmy Hansa i jego dziewczynę - odpowiedziałam wesoło.
- Naprawdę? To on ma dziewczynę?
- A tak i to bardzo ładną. Od dawna się spotykają.
- Ciekawe. Ale tak czy siak dobrze, że was widzę. Wybaczcie, że to tak długo trwało, jednak miałam swoje sprawy i wcześniej nie mogłam. Ale już wszystko sprawdziłam i już wiem, kto napisał ten jeden, wyjątkowy list do Hansa. To jest...
Ash uprzedził ją i sam powiedział jej imię. Zdumienie nauczycielki sięgnęło zenitu.
- Jak ty to, u diabła, odgadłeś?
- Mniejsza z tym - odpowiedział jej mój luby - Lepiej już chodźmy do szkoły. Pora naprawić skutki mojej pomyłki.

***


Opowiadanie Maggie Ravenshop c.d:
Jednorogini w towarzystwie Clemonta, Bonnie, Maxa, Dawn i Asha powoli udała się w kierunku starego zegara. Gdy już się tam znaleźli, to potem zadowolony Clemont powoli ustawił wskazówki na cyferblacie tak, aby pokazywały one godzinę 12:30. Wówczas to powoli tylna część zegara wraz z przylegającą doń ścianą uchyliła się lekko, otwierając przejście do podziemnego tunelu.
- Doskonale. A teraz za mną! - powiedział Clemont i przeszedł przez owe wejścia do środka.
Za nim weszli pozostali wraz z Jednorogini. Rozejrzeli się dookoła i ujrzeli przed sobą długi i ciemny, ledwie tylko oświetlony światłem bijącym z komnaty światłem korytarz.
- Ciemno tutaj - powiedział Ash.
- Spokojnie, mój brat oświetli ciemności - powiedziała Bonnie, patrząc na Clemonta - Prawda, braciszku?
- Oczywiście - uśmiechnął się Clemont.
Wziął on kilka drągów, potem rzucił czar i drągi zapłonęły ogniem, zamieniając się w pochodnie.
- Dokąd teraz? - spytała Jednorogini.
- Chyba naprzód - zasugerował Max - Tylko co nas tam czeka?
- Moje przeznaczenie - odpowiedziała mu Jednorogini.
- I wieczna rozłąka z tymi, którzy cię kochają - rzekła Dawn, patrząc załamana na Asha.
Jej brat ponuro opuścił głowę w dół i powoli wraz z innymi ruszył przed siebie.
Tunel, przez który szli nasi bohaterowie zdawał się wręcz nie mieć końca. Powoli stawiali oni swoje kroki i robili to ostrożnie, nie spodziewali się bowiem niczego dobrego tutaj zaznać. Mieli uszy i oczy otwarte.
- Słyszę szum morza! - powiedziała nagle Dawn.
- Widocznie jesteśmy już blisko brzegu - odpowiedział jej Ash - Tylko gdzie jest...?
Nie zdążył dokończyć, gdyż nagle rozległ się ryk, od którego zatrząsł się cały tunel. Naszym bohaterom wypadły z rąk pochodnie, ale nie były one już im potrzebne, ponieważ blask, jaki ujrzeli aż nadto oświetlał ciemności.
Przed nimi stał Czerwony Tauros prychający groźnie z nozdrzy ogniem i dymem. Na jego widok Jednorogini zarżała przerażona i zaczęła machać kopytami, stając dęba.
- To on! - zawołała - To on!
- Nie wolno ci się bać! Nie wolno ci się bać! - zawołał Clemont - Tylko odwagą możesz go pokonać!
Niestety, było już za późno. Czerwony Tauros bowiem skoczył na nią, a Jednorogini odskoczyła na bok i rzuciła się do ucieczki. Wybiegła z końca tunelu prosto na plażę, a potwór pognał jej śladem. Przyjaciele Jednorogini szybko pobiegli za nią i zauważyli, jak Czerwony Tauros znowu zagradza drogę pięknej klaczy, po czym spycha ją w kierunku morza.
- Zrób coś! - wrzasnął Ash do Clemonta.
- Nie mogę! Tylko ona jest w stanie pokonać Czerwonego Taurosa! - zawołał do niego czarodziej.
- Ale sama nie da sobie rady! - krzyknęła Dawn.
- Nie, ponieważ potrzebuje naszego wsparcia! - odparł Clemont.
Ash złapał za miecz i dobiegł do Jednorogini, stając pomiędzy nią a Taurosem.
- Nie bój się! Pomogę ci! - zawołał - Idź precz, bestio! Idź precz!
Stwór jednak nie zamierzał go słuchać, więc książę musiał uderzyć go kilka razy mieczem. Ten zaryczał gniewnie i rzucił się na niego, podrzucając go rogami w górę. Ash jednak był zwinny, więc wskoczył na jego grzbiet i zaczął go ujeżdżać.
- Zrób coś! On sam nie da mu rady! - zawołała Bonnie, podbiegając do Jednorogini.
- Ale co mam zrobić?!
- Słyszałaś! Tylko odwagą możesz go pokonać!
- Ale ja nie mam odwagi.
- Masz! Ja w ciebie wierzę! My w ciebie wierzymy! Wszyscy w ciebie wierzymy!


Max, Dawn i Clemont zaczęli jedno po drugim powtarzać okrzyki wiary w Jednoroginię, podobnie jak też i Ash, wciąż trzymający się grzbietu Czerwonego Taurosa. Jednorogini zamknęła więc oczy i natarła rogiem na swego przeciwnika. Jej róg wbił się przeciwnikowi w czoło pomiędzy jego rogi, a Tauros zaryczał z bólu, zrzucając z siebie Asha. Ten nie należał wszak do ułomków, dlatego też szybko się pozbierał i podniósł miecz, aby walczyć, było to jednak zbędne, ponieważ teraz to Jednorogini spychała Czerwonego Taurosa w kierunku morza. Już po chwili bestię zalały fale, a on sam został przez nie pochłonięty. Wówczas z wody wystrzeliło światło, wielka światłość niczym o poranku, po czym rozległy się odgłosy rżenia i z morza zaczęły wybiegać jednorożce. Ku zdumieniu zebranych tam przyjaciół cała plaża szybko została nimi zapełniona.
Wtem z zamku dało się słyszeć głośny ryk. Wszyscy spojrzeli w górę i ujrzeli na jednej z wież Giovanniego, wrzeszczącego niczym ranny zwierz.
- Ostatni! Wiedziałem dobrze, że to był ostatni jednorożec!
Krzycząc to przechylił się niebezpiecznie, po czym zleciał z murów prosto do morza, w którym odmętach zniknął na zawsze.
- Ojcze! - zawołał załamany Ash, jednak szybko zrezygnował z próby ratowania tego chorego człowieka.
Dawn tymczasem spojrzała czule na Clemonta i uściskała go radośnie, podobnie jak Bonnie Maxa.
- Udało się! Udało! - wołały dziewczyny.
- Wszystkie jednorożce są teraz wolne! - zawołał Clemont - Mogą powrócić do siebie.
- I my też jesteśmy wolni - zaśmiał się Max - Król umarł. Niech żyje król! Wiwat król Ash!
Wszyscy zaczęli wiwatować na cześć nowego króla, który wszak nie był wcale szczęśliwy.
- Co ci jest, braciszku? - spytała Dawn - Nie cieszysz się?
- Cieszę, ale to zwycięstwo jest też i moją przegraną - rzekł smutno książę - Drogo okupiona została moja korona. Straciłem ojca, a także moją ukochaną, której nie wolno mi będzie poślubić.
To mówiąc spojrzał on na Jednoroginię rozmawiającą właśnie z dwoma jednorożcami. To byli jej rodzice, którzy wyjaśniali jej, dlaczego zniknęli. Okazało się, że wiedząc o Czerwonym Taurosie pozwolili mu się złapać, wykorzystując do tego stare, pradawne zaklęcie polegające na tym, że za cenę czyjegoś życia lub wolności inna osoba ma być chroniona. To dzięki temu Czerwony Tauros nigdy nie zdołał wejść do lasu, w którym mieszkała Jednorogini. Dopóki tam żyła, była bezpieczna. Ale czy mogła tam zostawić i porzucić bliskich na pastwę losu?
Jednorogini rozmawiała z nimi przez chwilę, zaś wszystkie jednorożce jeden po drugim zaczęły już znikać. Widocznie powracały one do swoich dawnych domów, których tak długo nie było dane im widzieć. Bohaterka naszej opowieści szła jakiś czas z rodzicami, po czym nagle odwróciła się i zawróciła, biegnąc w kierunku przyjaciół.
- Chcesz się pożegnać? - spytał Clemont.
- Nie... Chcę cię prosić, abyś jeszcze raz użył swojej magii na mnie.
- Jakże to? - zdziwił się mag - Dlaczego?
- Ponieważ znalazłam swoje przeznaczenie i wiem, że jest ono inne niż dotychczas myślałam. Moja misja wykonana, ale moje miejsce jest tutaj. Ja to wiem.
- Chcesz być znowu człowiekiem? - spytał Max.
- Ale przecież... Wiesz chyba, że stracisz w ten sposób nieśmiertelność. Zestarzejesz się i umrzesz - powiedział Clemont.
- Wolę to niż żyć wieczność bez tego, kogo pokochało moje serce - rzekła Jednorogini, patrząc na Asha, który załamany szedł przed siebie plażą z opuszczoną głową.
Clemont uśmiechnął się delikatnie, podwinął rękawy i rzucił zaklęcie. Chwilę później zamiast Jednorogini stała przed nimi ta sama młoda kobietą, którą znali od kilku tygodni. Młodą, przepiękną blondynką o niebieskich oczach w błękitnej sukni.
- Serena! - zawołała radośnie Bonnie, obejmując ją.
- Witaj, kochanie - dodała czule Dawn, też ją przytulając.
Serena uśmiechnęła się do nich, po czym spojrzała na stojących na wzgórzu rodziców, którzy to pokiwali lekko głowami potakująco. Dziewczyna spojrzała czule na Asha i krzycząc radośnie ruszyła biegiem w jego stronę.
- Serena? - zdziwił się książę.
Chwilę później jego ukochana skoczyła mu w objęcia i ucałowała go radośnie, a on ze łzami w oczach przycisnął ją mocno do serca, oddając jej pocałunki.
- Moja najdroższa! Moja jedyna! Tyś moja?!
- Twoja! Już na zawsze twoja!
Stojący na wzgórzu rodzice Jednorogini zarżeli bardzo radośnie, a Max z Bonnie, Clemontem i Dawn zaczęli bardzo głośno wiwatować, podobnie jak obserwujący to wszystko z wieży Gary i May oraz ich zbóje.
- Wiwat król Ash! Wiwat królowa Serena! - krzyczała radośnie Bonnie.
Clemont uśmiechnął się do Dawn i czule ją pocałował, a tej nawet nie przyszło do głowy, aby mu tego bronić.
- A może tak pójdziemy w ich ślady, co? - zaśmiał się wesoło Max, przysuwając się do Bonnie.
Ta zaś odepchnęła go na piasek i pokazała mu język.
- To miało znaczyć tak czy nie?
- To miało znaczyć, że buziaka dostaniesz, jak mnie złapiesz!
Już po chwili kolejna zakochana para ganiała się radośnie po plaży, a nad zamkiem unosił się szczery, radosny śmiech, jakiego dawno tutaj nie słyszano.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Wieczorem tego samego dnia ja oraz Ash w towarzystwie Pikachu i Buneary poszliśmy w kierunku domu Hansa. Tam zaś już czekali na nas sam zainteresowany w towarzystwie Agathe i Michaela.
- Doskonale. Już prawie wszyscy są - powiedział mój chłopak.
- Prawie? - spytał Hans - Tylko jeszcze kogo mamy oczekiwać?
- Jeszcze tylko dwie osoby przyjdą - rzekł Ash - Spokojnie, wszystko się zaraz wyjaśni.
Hans poprawił na sobie szlafrok, który miał zarzucony na ubranie.
- A jest twój ojciec? - spytałam.
- Nie, spokojnie. Nie ma go - odpowiedział Hans - A pielęgniarka sobie poszła. Wróci dopiero rano.
- Tym lepiej - mój chłopak uśmiechnął się zadowolony.
Chwilę później do pokoju weszły panna Trapp i Mako.
- Po co nas tutaj wezwaliście? - spytała dziewczyna - Mówiłam wam, że nie chcę oglądać tej panienki Hansa!
- Spokojnie, nie będziesz musiała tego robić - zaśmiał się wesoło Ash - Zwłaszcza, że ona tak naprawdę nie istnieje.
Mako zrobiła wielkie oczy ze zdumienia.
- Jak to?
- Tak to - odpowiedział mój chłopak - Ona nie istnieje, za to istniejesz ty, tajemnicza autorka listu do Hansa.
Hans spojrzał na Mako zdumiony i zawołał:
- To byłaś ty?! Ty napisałaś do mnie ten list?
Mako milczała, a Agathe i Michael patrzyli na nią nieźle zaszokowani tym, co właśnie usłyszeli.
- Tak, to właśnie ona była tajemniczą wielbicielką twojego bloga z opowiadaniami o prawdziwej miłości - powiedział Ash, chodząc powoli po pokoju - To właśnie ona zachwycona nimi bardzo chciała poznać ich autora. W końcu go odkryła, a gdy dowiedziała się, że to ty, to wiedziała, iż poznała twoje nieznane nikomu oblicze. Kochała cię od dawna, a kiedy dowiedziała się, że jesteś jej podobny pod względem romantyzmu, też postanowiła być romantyczna i wysłała ci ten list. Nie wiedziała, że jesteś chory ani że sam piszesz listy do siebie, aby się podnieść na duchu.
- Ale jak się ona o tym dowiedziała? - spytała Agathe.
- Skąd wiedziała, że autor tego bloga to Hans? - dodał Michael.
- To dobre pytanie - rzekłam - Myślę jednak, że sama zainteresowana powinna nam na nie odpowiedzieć.
Mako spojrzała na Hansa i powiedziała:
- Korzystałam raz w kafejce internetowej z komputera, który ty przed chwilą opuściłeś. Niechcący wyświetliła mi się wtedy historia tych stron, na które wchodziłeś. W tym również strona tego bloga. Gdy weszłam na niego okazało się, że się nie wylogowałeś z bloga i można było zajrzeć do jego ustawień. Wtedy to zrozumiałam, że skoro znasz hasło do niego i wrzucasz tam jakieś pliki, to musisz być ich autorem.
- Bystra jesteś - uśmiechnął się Hans - I to, co pisałaś w liście, to jest prawdą?
- Tak - pokiwała głową Mako - Kocham cię. Kocham cię od dawna i chcę być z tobą.
- Ale ja nie mam przyszłości przed sobą. Został mi najwyżej miesiąc życia, może trochę więcej.
- Więc wezmę, ile mam i będę się tym cieszyć - rzekła Mako.
- A czy ty wiesz, jak bardzo będziesz potem cierpieć?
- Jeśli tak, jak teraz muszę cierpieć wiedząc o twej chorobie, to nie jest to dla mnie nic nowego.
Hans powoli wstał i podszedł do dziewczyny, mówiąc:
- Mako... Moja słodka, kochana Mako... Zastanów się. Ze mną nie ma przyszłości. Ja jestem już tylko wrakiem. Ja...
Dziewczyna nie dała mu dokończyć, ponieważ rzuciła mu się na szyję i zachłannie go pocałowała. Zdumiony Hans objął ją i oddał jej pocałunek.
- Piękny widok - powiedziała wzruszona Agathe i ścisnęła dłoń swego chłopaka.
- O tak - uśmiechnął się jej luby, odwzajemniając ruch ręki.
- Zaraz! - zawołała panna Trapp - A ta rzekoma dziewczyna Hansa?
- To moja przyjaciółka, Scarlett - uśmiechnął się doń wesoło Ash - Jest całkiem zdolną aktorką. Przypadkiem ją tutaj spotkałem i pomyślałem, że pomoże nam odegrać małą komedyjkę przed paroma osobami. I udało się.
- Tak i to aż za bardzo - dodałam dość ironicznie - O mały włos nie zniszczyliśmy pięknego związku.
- Spokojnie, Sereno - zaśmiała się Agathe - Sherlock Ash zawsze łączy zakochane pary, ale nigdy ich nie dzieli.
- Tak, to prawda - rzekł nieskromnym tonem Ash - Przez grzeczność nie będę zaprzeczał. Bo tak kochające się pary są piękne oraz wyjątkowe w dzisiejszych czasach. Są jak jednorożce. Wszyscy o nich mówią, ale mało kto je tak naprawdę widział, jeśli w ogóle.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Mako myśląc, że oto właśnie widzę jednego z ostatnich jednorożców tego świata.


KONIEC






















5 komentarzy:

  1. Ash i Dawn nie są dziećmi Giovanniego tylko sierotami, które przygarnął wraz z żoną? I zapewne nic o tym nie wiedzą, uważając ich za swoich prawdziwych rodziców? I Giovanni uwięził jednorożce tylko po to, żeby je podziwiać? To znaczy, że one zostały przemienione w fale, które tak bardzo mu się podobają? On jest naprawdę szalony. I domyślił się, że Serena jest ostatnim jednorożcem w Kalos, który nie został przez niego uwięziony. A skąd Clemont wiedział, że ożywiony szkielet zechce napić się wina? A Max najwyraźniej zjawił się w zamku w najodpowiedniejszym momencie, skoro Serena i jej przyjaciele zostali przyłapani na gorącym uczynku przez ludzi Giovanniego, któremu z pewnością bardzo nie spodoba się to, że oni myszkowali przy zegarze upamiętniającym śmierć jego żony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, Ash i Dawn wcale nie są dziećmi Giovanniego tylko sierotami, które przygarnął wraz z żoną. Podobnie rzecz się miała w bajce - książę Lir był jedynie adoptowanym synem króla Haggarda, ale tak samo, jak w moim opowiadaniu nie zdawał sobie z tego sprawy, choć coś podejrzewał w tej sprawie. Tak, Giovanni uwięził jednorożce tylko dlatego, że podobały mu się i chciał je zawsze podziwiać, gdy tylko wyjrzy przez okno. W oryginale też tak było i tak samo, jak i tutaj domyślił się, kim jest rzekoma lady Amaltea. Po oczach, które były inne niż oczy ludzi odgadł, że coś jest nie tak i dalsza obserwacja jej osoby tylko potwierdziła jego podejrzenia, a potem postanowił ją uwięzić wtedy, gdy już ta odzyska swoją prawdziwą postać. Tak, to prawda - król był szalony i tutaj też tak jest. Clemont w sumie tego nie wiedział, po prostu skojarzył ze sobą słowa zagadki i fakty, które odkryli. Wątek z zegarem też rozwinąłem, bo w bajce zegar jest stary i czasami się porusza, gdy ktoś pamięta o nakręceniu go, ale to się rzadko zdarzało i nigdy nie pokazywał właściwej godziny. W bajce król ich nie uwięził - próbował ich złapać, gdy odkryli jego sekret, to uciekli przez zegar i Lir dołączył do nich i choć odkrył prawdę o lady Amaltei, poszedł z nimi i im pomógł, choć czarodziej Schmendrick zapowiedział, że jeśli ona stanie się znowu jednorożcem, to straci ludzkie uczucie do niego. I tak się niestety stało, choć nie do końca, bo wciąż go kochała, lecz nie umiała żyć jako ludzka kobieta i wolała być tym, kim jest. Ja oczywiście musiałem to zmienić. Przy okazji banici w zakończeniu tej historii też odegrali pozytywną i ważną rolę.

      Usuń
  2. Serena nie była ostatnim jednorożcem w Kalos, tylko na świecie? To znaczy, że Giovanni zdołał uwięzić wszystkie żyjące jednorożce? I jednak one zostały zmienione w fale, które tak mu się podobały. Czym różniły się od zwykłych fal? I on naprawdę byłby gotów zabić swoje przybrane dzieci? Co za podły i nikczemny człowiek. Fletchinder to jaki Pokemon? Gary przybył na czas, aby dopomóc swoim znajomym w rozprawieniu się z królem. I okazało się, że jego jego banda uzyskała przewagę nad żołnierzami króla, z którymi szybko się rozprawiła. To dzięki rogowi Max zdołał wezwać swych kompanów na pomoc. Ash nie ma zamiaru przestać kochać Sereny, choć okazało się, że nie jest człowiekiem, tylko jednorożcem. I zdołała pokonać Taurosa, mimo iż tak bardzo się go bała, ale dzięki wsparciu przyjaciół uwierzyła w siebie. W ten sposób uwolniła swoich pobratymców. A Giovanni zapewne sam zrzucił się z murów zamku do morza, zrozpaczony widokiem uwolnionych jednorożców, które odzyskały swoje prawdziwe postacie. I wśród nich Jednorogini odnalazła swoich rodziców, którzy poświęcili się, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. I jednorożce są wiecznie młode i nieśmiertelne? A Jednorogini zdecydowała się zrezygnować ze swojej postaci i wiecznego życia, aby być z Ashem. Jej rodzice zdołali to zaakceptować, choć przez to ją stracili, ale mimo to umieli cieszyć się jej szczęściem. To naprawdę ładna historia ze szczęśliwym zakończeniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W bajce sugerują, że bohaterka jest ostatnim jednorożcem na świecie, więc prawdopodobnie król uwięził wszystkie jednorożce świata. W końcu co to za trudność dla jego wiernego sługi? W bajce jednorożce były uwięzione w morzu i chyba stały się czymś w rodzaju morskich fal, u mnie zaś z całą pewnością były zamienione w fale. Różniły się od innych fal tym, że jako fale przybierały swoją prawdziwą postać galopującą przez wodę i pośród niej. Dla króla to był przepiękny widok dający mu poczucie bycia kimś. I pewnie, że nie zawahałby się zabić swoje przybrane dzieci, co to dla niego? Tak - w mojej wersji Max sprowadza pomoc i banici pomogli naszym bohaterom, a ci dokończyli swoją misję. Fletchinder to wielki Pokemon ptak właśnie z regionu Kalos. Tak, walka była groźna, ale udało się. Jednorożce są nieśmiertelne i wiecznie młode, ale Serena wybrała życie śmiertelniczki, aby być ze swoim ukochanym. Choć oryginał kończy się inaczej, to nie wyobrażałem sobie innego zakończenia. I jak widzę, spodobało Ci się :)

      Usuń
  3. Takie fantasy to jednak nie moja bajka i przyznam się że bardzo męczyłem się czytając to opowiadanie. Co rusz znajdowałem coś co musiałem sprawdzić, bo mi najzwyczajniej nie pasowało do całości, jak również co jakiś czas przerywałem lekturę, bo uznałem, że to co właśnie przeczytałem nie ma sensu, ale wiesz co... Może tym razem pomówmy tylko o pozytywach. Tak jak z Hansem i Mako, biorę tyle ile dają.
    Podobała mi się bardzo rola Meowtha w opowiadaniu Meggie, niby czekałem aż wywinie coś niegodziwego, a tu się naprawdę miło zaskoczyłem. Fajnie widzieć że postać jednak negatywna, dostaje dość pozytywną i pomocną rolę.
    Podoba mi się również dobranie postaci do ról (może poza Sereną i nie wiedziałem że Ash jest zoofilem) w opowiadaniu Meggie, bo naprawdę byłem w stanie uwierzyć w te role, dzięki temu choć trochę pozytywów wyciągnąłem z tej lektury.
    Zaś co do wydarzeń w Bawarii (jakieś może konkrety bo Bawaria jest duża i zróżnicowana) to Mako chwyciła mnie za serduszko, wydawała się najbardziej szczera i rzeczywista. Widziałem w niej poniekąd swój obraz oraz to jak uczy się na błędach. Właśnie to błędy są jej mocną stroną, bo popełnia je, bolą ja ale i wyciąga z nich jakąś naukę, widać że to żywa, czujaca postać. Takie to by się chciało przytulić.

    Daję temu stworzeniu imię 7, albowiem taką wystawiam temu ocenę.

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...