Idealny świat cz. III
Pamiętniki Sereny c.d:
Minęło kilka dni od wydarzeń poprzednio przeze mnie opisanych. W tym samym czasie miały miejsce bardzo różne sytuacje, które należy tutaj wspomnieć, aby cała historia była jak najbardziej zrozumiała.
A więc tak... Przede wszystkim zima rozpoczęła się na dobre, ponieważ już spadł śnieg i w ogóle zaczęło się robić zimno. Na całe szczęście nasze tyrolskie stroje były dość ciepłe, aby nas ogrzać. Prócz tego mój chłopak zadbał już o to, aby nie było mi zimno tak w dzień, jak i w nocy. Ale to już jest nasza prywatna sprawa i raczej rozpisywać się o nich tutaj nie będę. Wystarczy, iż o nich wspomniałam.
Prócz śniegu do miasteczka, w którym przebywaliśmy spadła też jakaś wielka mania na robienie zakupów świątecznych. Gdzie byśmy nie wyszli, tam zaraz się pojawiali ludzie biegający z paczkami oraz innymi siatkami pełnymi jedzenia i prezentów. Uznaliśmy z Ashem, że powinniśmy zacząć kupować już prezenty dla naszych bliskich i przyjaciół, bo przecież potem może nie być okazji, aby to zrobić. W końcu Boże Narodzenie już zbliżało się coraz większymi krokami, więc musieliśmy się pospieszyć.
- Trochę tych prezentów mamy do kupienia - powiedziałam - W końcu prezenty dla mojej matuli, dla twoich rodziców, dla naszych przyjaciół (a trochę ich mamy), więc cóż... Trochę się wykosztujemy.
- E tam, wykosztujemy! - zaśmiał się wesoło Ash - No i co z tego? Przecież mamy dość pieniędzy, aby sobie na to pozwolić! A nasi przyjaciele niech wiedzą, że o nich myślimy nawet za granicą. Oni z pewnością już coś dla nas kupują.
- Pewnie tak.
Zrobiliśmy więc zakupy i nabyliśmy prezenty dla naszych bliskich, jednocześnie przygotowując się do dalszego ciągu śledztwa, które już od kilku dni prowadziliśmy w sprawie tych tajemniczych zajść, zakrawających wręcz na udział zjawisk nadprzyrodzonych. Nie wiedzieliśmy, jak mamy sobie to wyjaśnić, ale to również budziło nasz wielki niepokój, a im bardziej byliśmy zaniepokojeni, to tym bardziej chcieliśmy ją wyjaśnić. Mieliśmy nawet pewną poszlakę, ale niezbyt pewną, o której zaczęliśmy rozmyślać na jakieś dwa dni przed naszymi świątecznymi zakupami.
- Szkoda, że nie posunęliśmy się do przodu z tą sprawą kryminalną - powiedziałam wtedy, zaczynając rozmowę, od której wszystko się zaczęło.
- Wiem, ale jak chcesz prowadzić śledztwo w tej sprawie? Przecież wiesz doskonale, że nie posiadamy żadnych poszlak. Dzwoniliśmy już do profesora Oaka, do profesora Rowana i innych uczonych, do których tylko mieliśmy numery. Żaden z nich nie potwierdził jednak przypuszczeń, aby jakikolwiek Pokemon posiadał taką moc psychiczną, aby móc nią człowieka doprowadzić do szaleństwa.
- Tak, ale Cullen Calix powiedział, że jego zdaniem jest tylko jeden Pokemon, który mógłby tego dokonać, pamiętasz?
- A tak. Pamiętam, Unown. Potwierdził to również Spencer Hale, ale obaj są zdania, że mimo wszystko to mało możliwe, aby ktokolwiek mógł odnaleźć te Pokemony. Przecież one zaginęły wraz z końcem tej przygody jego córki Molly. Spencer zaś długo ich poszukiwał, ale mimo wszystko nie zdołał ich znaleźć.
- Wiesz... To, że on nie znalazł Unown, to przecież nie oznacza, iż nikt inny tego nie dokonał.
- To prawda, Sereno. Masz rację, ale przecież mimo wszystko niby czemu ktoś miałby przybyć do Bawarii z Unown, aby mścić się za krzywdy Lisy?
- Sama już nie wiem, Ash. To wszystko jest bez sensu. Ale doskonale wiesz, że z tego wszystkiego, co oni nam mówili, to tylko Unown byłyby w stanie dokonać takiego czynu. Może jeszcze Mewtwo, ale jakoś nie widzę go w takiej roli.
- Ja również. Ech... To wszystko jest po prostu głupie.
- Raczej przerażające. Poza tym dobrze wiesz, że już dwóch kolejnych prześladowców Lisy dołączyło do kolegi w domu bez klamek.
Była to prawda, gdyż w ciągu tych kilka dni kolejnych dwóch kolesi, którzy prześladowali naszą biedną dziewczynę również postradali zmysły wskutek jakiegoś tajemniczego wydarzenia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt niczego nie widział i nikt niczego nie zauważył, jak zwykle zresztą. Bo niby czego się mogliśmy spodziewać? Że ktoś będzie czuwał? Że będzie ostrożniejszy? Musieliby się chyba urodzić jeszcze raz, aby to zrobić.
Chcieliśmy porozmawiać z rodzinami poszkodowanych, ale nie było to możliwe, ponieważ nie znaliśmy niemieckiego, a i policja jakoś nie kwapiła się do skorzystania z naszej pomocy. John i Maggie pośredniczyli nam w rozmowach z prowadzącymi tą sprawę Helgą Sinclar i jej partnerem, ale nie udzielili nam zbyt wielu informacji, gdyż oficjalnie nie mogli nic mówić. Dowiedli tego, kiedy po trzecim tajemniczym ataku na prześladowców Lisy poszliśmy na miejscowy posterunek, a tam Helga, gdy tylko John przekazał naszą prośbę, wyzwała nas po niemiecku w taki sposób, że jak zapytałam Scribblera, co ona mówi, ten odrzekł:
- Lepiej, żebyś nie wiedziała.
Tak czy inaczej niczego się nie dowiedzieliśmy na posterunku, więc wyszliśmy oburzeni, ale nie uszliśmy zbyt daleko, ponieważ chwilę później dogoniła nas Helga.
- Hej! Zaczekajcie! Zaczekajcie!
Odwróciliśmy się za siebie i zauważyliśmy, jak biegnie za nami Helga cała zdyszana. Dobiegła do nas, po czym pochyliła się lekko, złapała dłońmi za kolana i zaczęła powoli łapać oddech.
- Jak to dobrze, że was złapałam - powiedziała w języku wspólnym dla regionów - Bo muszę z wami porozmawiać.
- Porozmawiać? Wydawało mi się, że już to zrobiłaś - rzucił złośliwie Ash.
- No właśnie - dodałam oburzona - Na posterunku powiedziałaś nam już dosyć.
- Wybaczcie, ale nie miałam innego wyjścia - rzekła Helga - Proszę, zrozumcie mnie. Przecież tam byli moi szefowie. Nie mogłam się przed nim zdradzić, że korzystam z pomocy nastolatków, nawet bardzo uzdolnionych. Tutaj nie są regiony, żeby można było sobie na to pozwolić i musicie to zrozumieć.
- Naprawdę doskonale to rozumiemy. Te twoje pokazówki mają na celu ukrycie prawdy - powiedziałam z wyraźną kpiną w głosie - No, ale niech ci będzie. Co odkryliście?
- To, że Lisa nie ma z tym nic wspólnego. Ma ona alibi na czas każdej nocy, w której jeden z jej prześladowców tracił zmysły. Była ona w domu dziecka i nie opuszczała go. Kilku świadków widziało ją w nocy, jak śpi w swoim łóżku, jak idzie do łazienki i w ogóle. Tak czy owak to naprawdę nieciekawa sytuacja. Zdrowi oraz silni młodzieńcy kładą się spać do łóżek normalni, a budzą się szaleni i bredzą coś od rzeczy o jakimś potworze. Tylko, że nie ma śladów włamania ani nic takiego.
- A więc jak to wyjaśnić? Przecież oni nie tracą zmysłów bez powodów - powiedziała Maggie - Coś musi to wywoływać.
- Coś... albo ktoś - rzekł John, zastanawiając się lekko - Bo równie dobrze to może być człowiek.
- Albo Pokemon - zauważyła Helga i spojrzała na Asha - Odkryłeś coś w tej sprawie?
- Tylko jedną rzecz - odpowiedział jej Ash - Żaden Pokemon nie jest w stanie tego dokonać.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, potwierdzając jego słowa.
- Poza jednym, ale jego od kilku dobrych lat nikt nie widział i zachodzi podejrzenie, że już nie zobaczy - dodałam.
- Bune-bune! - zapiszczał potwierdzająco Buneary.
- Poważnie? A jaki to Pokemon? - spytała Helga.
- Unown - wyjaśniłam.
- Unown? Coś o tych Pokemonach słyszałam. Ale nigdy żadnego nie spotkałam.
- Nic dziwnego. Ostatni raz widziała je (jakoś tak chyba) sześć lat temu pewna dziewczynka Molly Hale - wyjaśnił jej Ash - No i ja też je widziałem oraz kilku moich przyjaciół i zapewniam cię, że te Pokemony są ostatnimi Pokemonami, które chciałabyś poznać. To straszne bestie. Umieją czytać w myślach i spełniać ludzkie marzenia.
- Też mi straszna rzecz - rzuciła Helga.
- Nie mówiłabyś tak, gdybyś je zobaczyła w akcji. Spełniają marzenia i to w taki sposób, że człowiek chętnie poddaje się ich mocy, ale często te moce wymykają się spod kontroli, zaś konsekwencje tego są niekiedy po prostu straszne. Ostatnim razem, kiedy widziałem je w akcji, to o mały włos całe miasto nie zostało przez nie zniszczone. Gdyby teraz ktoś je znalazł, to mogłoby być jeszcze gorzej.
- Rozumiem. Ale wiesz... Być może ktoś teraz ma jednak te Pokemony przy sobie i...
- I teraz wykorzystuje ich moce, aby mścić się na tych gościach? Ale jeśli tak, to... Brr... Wolę nie myśleć, co się może stać, jeśli ich moc nagle wymknie się spod kontroli. Spencer Hale, nasz przyjaciel i słynny uczony jest zdania, że marzenia ludzkie są zbyt silne i zbyt wielkie, aby człowiek mógł zapanować nad nimi, kiedy otrzyma moc Unown do ich spełnienia. Prędzej czy później ich moc musi się obrócić przeciwko niemu, a przypadek jego córki jest tego najlepszym dowodem.
- A więc jak? Uważasz, że Lisa lub też może Lapitch mogą mieć tego Pokemona?
- Wątpię. To ostatecznie tylko nastolatki, które nigdy nie ruszały się z Bawarii. Niby skąd nagle mieliby mieć Pokemony?
- Dobre pytanie. Ale mimo wszystko jakimś cudem mogliby je zdobyć i wtedy...
- Ona ma rację - powiedziała Maggie - Istnieje przecież możliwość, że jakimś sposobem Lapitch lub też Lisa znaleźli Unown, którym się zajęli i wtedy...
- Tak, ale żeby zaatakować tych wszystkich drani, to któreś z nich musiałoby wiedzieć, co Unown potrafią - zauważyłam.
- To nie byłoby wcale takie trudne - rzekł Ash - Szybko by to odkryli. Unown ujawniają swoją moc, kiedy odkrywają czyjeś pragnienia. Podobno szczególnie działają one wtedy, gdy widzą ludzi cierpiących.
- Zgadza się - powiedział John Scribbler - Ponieważ ludzie cierpiący są najbardziej podatni na taką magię spełniającą życzenia. Takich, którym to nigdy nie spełniono żadnego życzenia, którzy cierpią i nie mają wielkich nadziei na poprawę swego losu, łatwo skrzywdzić poprzez danie im tego, czego pragną, a potem obrócenie tego przeciwko nim.
Ash nie wyglądał na specjalnie przekonanego teorią o Unown, ale też nie był osobą, która odrzuci jakąś teorię bez sprawdzenia jej.
- Jakoś naprawdę nie jestem pewien tego, czy macie rację, ale warto sprawdzić, czy to może sprawka Unown. Teraz tylko pytanie, które z nich używa tej mocy? Lapitch czy Lisa?
- Ja stawiam na Lapitcha - powiedziała Maggie.
- Nie, odpada - stwierdził John - Widziałaś go przecież w akcji. To jest raczej taka osoba, która by takim łajdakom dała po gębie, ale nie bawiła w straszenie ich.
- Tak, rzeczywiście - pokiwała lekko głową jego dziewczyna - A więc wobec tego Lisa. Tylko jak to sprawdzić?
- Jest tylko jeden sposób - stwierdził Ash - Musimy poszukać Unown u Lapitcha i Lisy.
- Ale jak? Jak te Pokemony wyglądają? - spytała Helga.
- Jak dziwne literki jakieś starożytnego alfabetu - odpowiedział jej mój chłopak - Ale mogą też ukrywać się w innej postaci.
- Jakiej? - spytał John.
- Drewnianych tabliczek z tajemniczymi symbolami. Tam, gdzie będą te tabliczki, tam będą Unown.
To wszystko zaplanowaliśmy sobie na dzień przed naszymi zakupami, o których napisałam wcześniej. Dodam, że Helga Sinclair podjęła się misji przeszukania domu Lapitcha w celu odszukania u niego owych tabliczek, o których mówił jej Ash, ale niczego nie osiągnęła. Zadzwoniła do nas, do naszego domku poza miastem (dostała numer do niego od Johna Scibblera) i powiedziała, że niczego nie osiągnęła.
- Może więc są one u Lisy? - powiedziałam podczas naszej rozmowy telefonicznej.
- Ja się tam wolę nie pchać - odparła Helga - Jeśli Lisa mnie zobaczy, to może się przestraszyć, a wtedy może dzięki mocy Unown stać się wręcz nieobliczalna. Lepiej więc, żeby odwiedzili ją przyjaciele. Bo was chyba ma za przyjaciół, prawda?
- Tak, ona ma nas za przyjaciół i staramy się być jej przyjaciółmi - odpowiedział Ash - Więc może faktycznie będzie lepiej, jeśli to właśnie my ją odwiedzimy. Nie będzie się niczego obawiać.
- A więc odwiedźcie ją i dajcie mi znać, co odkryliście - rzekła Helga - I pamiętajcie, żeby być ostrożnymi. Ja zaś będę miała oko na ostatniego z tych prześladowców Lisy. Może uchronimy go przed losem poprzedników.
- Szczerze mówiąc mało by mnie przyjęło, gdyby jednak podzielił ich los - powiedziałam mściwym tonem.
- Ja również, ale pamiętajcie, że jestem przecież policjantką i muszę przestrzegać prawa.
- Pamiętamy i spokojnie. Będziemy ostrożni.
***
To wszystko miało miejsce na dzień przed zakupami świątecznymi, jakie rozpoczęliśmy. Kupowaliśmy prezenty dla wielu osób, ponieważ nie zostało nam na to zbyt wiele czasu i woleliśmy być gotowi zawczasu niż potem kupować wszystko wtedy, gdy będą mega kolejki i mało produktów do zakupienia.
Nie wiem, jak dużo czasu nam to zajęło, jednak udało nam się kupić wszystko, co chcieliśmy. Dziękować losowi na zakupach towarzyszyli nam John i Maggie, dlatego mogliśmy jakoś się dogadać ze sprzedawcami lub zapytać ich o to czy tamto, bo inaczej byśmy byli chyba skazani na język migowy, o ile oczywiście ktoś by go rozumiał.
Gdy wyszliśmy już z ostatniego sklepu, to Maggie powiedziała:
- Ciekawi mnie tylko, co też kupiliście dla nas.
- To tajemnica. Nie możemy wam powiedzieć, bo inaczej nie będzie tak przyjemnie, gdy już rozpakujecie prezent.
- Mów za siebie. Mnie by tam było przyjemnie wiedzieć, czy spodoba mi się wasz prezent, czy nie - zaśmiał się Scribbler i jego luba lekko trąciła go ręką w ramię.
- Z pewnością wasze prezenty nam się spodobają. Oby tylko wam się spodobały prezenty od nas - powiedziała.
- A co nam kupiliście? - spytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Tajemnica państwowa - zaśmiała się Maggie i zrobiła ręką taki znak, jakby zapinała sobie usta na zamek błyskawiczny.
- I słusznie. Nie ma co sobie psuć niespodzianki - zaśmiał się mój luby, a Pikachu i Buneary zapiszczeli wesoło.
Ten jakże przyjemny nastrój przerwało nam niestety spotkanie z osobą, której się tutaj nie spodziewaliśmy. Był nią Lapitch w towarzystwie Bruna. Chłopak właśnie odgarniał śnieg przed gankiem jednego domu, gdy nagle nas zobaczył i zawołał po angielsku:
- Hej, wy tam!
Zatrzymaliśmy się i zobaczyliśmy go.
- O! Dzień dobry, Lapitch! - odpowiedziałam mu przyjaźnie w tym samym języku.
- No, ja nie wiem, czy taki dobry - burknął chłopak.
- A to niby czemu? - zapytał zdumiony Ash, podchodząc do chłopaka wraz z nami.
- Pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Ty się jeszcze pytasz, czemu?! To jest po prostu świństwo to, co mi zrobiliście! - zawołał Lapitch, wściekle odgarniając śnieg z ganku.
- Wybacz, ale nie rozumiem. Co my takiego ci zrobiliśmy?
- Właśnie. Byłbyś uprzejmy wyrażać się jaśniej? - spytał John.
- Jaśniej? Nie ma sprawy. Będę więc mówił jaśniej - warknął Lapitch, opierając się o szuflę - Co wy sobie wyobrażacie, co?! Policja chodzi mi po domu, robi rewizje i wmawia mi, że ja niby przywiozłem do Bawarii jakieś Pokemony, które umieją człowiekowi zrobić z mózgu papkę.
- Ach, o tym mówisz - powiedział Ash, nerwowo masując się po karku - Helga już u ciebie była?
- Tak, wyobraź sobie, że była - rzucił wściekle Lapitch - Już raz u mnie policja węszyła, ale teraz Helga zjawiła się drugi raz i szperała mi po kątach, dając sąsiadom powód do plotek. Rodzice potem mnie maglowali, a ojciec pomstował na Lisę mówiąc, że przez nią mam podobno same problemy.
- A masz? - spytałam.
- Ash, nawet tak nie mów! - chłopak był wyraźnie oburzony takim sposobem myślenia - Jeśli mam problemy, to na pewno nie przez Lisę! Ona jest biedna i nieszczęśliwa, ale to moja jedyna przyjaciółka...
- Coś mi mówi, że ty ją wcale nie traktujesz tylko jak przyjaciółki, mam rację? - spytała Maggie z uśmiechem na twarzy.
Lapitch westchnął delikatnie i odparł:
- Tak, to prawda. Ona jest mi nie tylko przyjaciółką. Dlatego też tym bardziej jestem oburzony, że wciągacie ją w to wszystko. Ona nie ma z całą tą sprawą ataków na swoich prześladowców nic wspólnego!
- A ty masz? - spytał Ash.
- Nie, ja też nie mam i dziwi mnie, że możesz w to wierzyć - rzucił Lapitch, po czym wrócił do odśnieżania.
- Słuchaj, czy ty naprawdę musisz tak harować? - zapytał mój chłopak, patrząc na to wszystko - Ta operacja jest dość trudna do przeprowadzenia i dlatego tyle kosztuje, to prawda, ale mimo wszystko mnie stać na to, żeby pokryć jej koszta.
Lapitch spojrzał na niego dumnym wzrokiem i rzekł:
- Ja nie jestem jeszcze tak biedny, żeby nie móc wspomóc finansowo swojej ukochanej! Sam zarobię na jej operację!
- Odśnieżając ganki?
- Lepsze to niż bezczynność!
- Posłuchaj - powiedziałam spokojnym tonem - Zanim ty na tym swoim fachu zarobisz tyle, ile trzeba, będzie już dawno po wszystkim.
- Wiem, że fundacja zbiera pieniądze. Trochę to trwa. Ale ja się chcę dołożyć i przyspieszyć jej operację.
- Ale przecież my możemy ci pomóc. Ash i ja mamy dość pieniędzy, żeby...
- Nie! Nie potrzeba mi waszej łaski! Poza tym nie miałbym z czego wam oddać.
- Ale nie musiałbyś oddawać.
- O! Proszę! Widzicie ich! Bankierzy się znaleźli! - warknął na nas syn szewca i dziko zaczął odgarniać śnieg - Sam sobie poradzę. Razem z Lisą zawsze musieliśmy sobie sami radzić z każdym problemem. Tak już zawsze było i tak już zawsze będzie.
Widzieliśmy, że nic tutaj nie zdziałamy, dlatego daliśmy sobie spokój z przekonywaniem Lapitcha i poszliśmy do naszego domku.
- Jaka szkoda, że nie wiemy, jak się nazywa ta fundacja, która zbiera pieniądze dla Lisy - powiedział po chwili Ash, gdy już byliśmy dostatecznie daleko od Lapitcha - Bym przysłał na nią pieniądze i po sprawie.
- Niestety, Lapitch nam tego nie powie, a szefowa domu dziecka też nie jest zbyt chętna do pomocy - zauważyłam smutno - Chociaż... Może warto spróbować jeszcze raz z nią porozmawiać?
- Spróbować nie zaszkodzi, ale czy to coś da, to ja nie wiem.
- Ja też nie, ale musimy spróbować.
***
Oczywiście spróbowaliśmy, gdyż jeszcze tego samego dnia ja i Ash wybraliśmy się razem z Pikachu i Buneary do domu dziecka, którego to dyrektorka przyjęła nas, mając na twarzy bardzo przygnębioną minę.
- Miło mi, że przyszliście... Teraz to naprawdę bardzo smutna sytuacja panuje i już nie wiem, co mam zrobić - powiedziała, sadzając nas w swoim gabinecie i częstując nas gorącą czekoladą.
- A co się stało? - spytałam, powoli popijając swój napój.
- Ech... To po prostu straszne - odparła dyrektorka załamanym głosem - Zbieranie pieniędzy idzie całkiem dobrze, ale jest problem. Chodzi o to, że wczoraj ponownie zbadano Lisę. Biedna dziewczyna ma operacyjnego guza mózgu, ale dość trudnego do usunięcia.
- To przecież już wiemy - powiedział Ash, powoli pijąc kakao - Bo z tego właśnie powodu zbiera się pieniądze na opłacenie specjalnego sprzętu do operacji.
- Tak, zgadza się, ale nie to jest najgorsze - odpowiedziała dyrektorka, załamując ręce.
- A co jest najgorsze? - spytałam.
- Pika-pika? Bune-bune? - dodali Pikachu i Buneary.
- To, że żaden z naszych lekarzy nie ma dość odwagi, aby ryzykować operację Lisy.
- Jak to?! - zawołaliśmy przerażeni i oburzeni, zaś nasze Pokemony zapiszczały tym samym tonem.
- Tak to - pokiwała smutno głową kobieta - Niestety, ten jej guz jest umieszczony w dość trudnym miejscu. Nie znam szczegółów, ale mówili mi o tym, że miały miejsce już podobne przypadki i tylko trzy zakończyły się powodzeniem. Szpital musiał sprawdzić, jakich posiadają chirurgów.
- I co? Sprawdzili? - zapytał Ash.
- Tak, ale żaden nie ma dość odwagi, aby tak ryzykować. Żaden z nich nigdy tego nie operował - odpowiedziała dyrektorka.
- Ale operacja jest możliwa? - spytałam.
- Tak, jest jak najbardziej możliwa, ale dość trudna i wymaga, jak oni to powiedzieli... profesjonalnej ręki. Problem tylko w tym, że oni takiej nie posiadają. Szukają, ale ten guz jest umieszczony w takim miejscu, iż wielu z nich nie chce ryzykować. No i jeszcze brak sprzętu robi swoje.
- To jest zwykła wymówka, aby nie operować biednej dziewczyny! - zawołałam oburzona - Do czego zmierza ten świat?! Jakby była bogata, to by nie robili tylu ceregieli!
- Być może - stwierdziła smutnym głosem dyrektorka - Tak więc, jak widzicie, moi kochani, nawet jeżeli zbierzemy pieniądze, to może istnieć problem z przeprowadzeniem operacji.
- A czy Lisa... Wie o tym? - zapytałam.
- Nie, skądże - odpowiedziała mi kobieta - W życiu bym jej tego nie powiedziała. Przecież ta dziewczyna już i tak jest załamana. Po co mam jej dokładać problemów?
- Słusznie. Należy mówić prawdę, ale mimo wszystko nie należy z tym przesadzać - powiedziałam smutnym tonem - Zwłaszcza, że ona ma oprócz guza mózgu jeszcze jakąś chorobę... A właśnie, co jej dolega?
- Lekarze nazywają to Zespołem Aspergera. To jest taki rodzaj autyzmu dziecięcego, ale ponoć łagodniejsza forma niż sam autyzm.
- Rozumiem - rzekł Ash, kiwając smutno głową - Coś słyszałem o tej chorobie. Podobno ludzie, którzy na nią cierpi są aspołeczni i mają problem z nawiązywaniem kontaktów z innymi, ale za to posiadają oni zdolność przyswaja sobie wiedzy, jednak w sposób niekonwencjonalny.
- Tak, to prawda - potwierdziła dyrektorka - Lisa ma coś takiego, że nie umie się zbytnio dogadać z rówieśnikami (poza Lapitchem, oczywiście), ale za to posiada ogromną wiedzę na temat tego, co przeczyta. Wiecie, że zna na pamięć całą pierwszą część „Fausta“?
- Poważnie? - zapytałam zaszokowana - Jak się jej nauczyła?
- Nie mam pojęcia. Po prostu się nauczyła i tyle. Normalnie jest dość małomówna, ale jeśli widzi, że ma rozmówcę, który naprawdę interesuje się tym, o czym ona mówi, to od razu się rozkręca.
- Tak, zauważyliśmy - zachichotał delikatnie Ash - To naprawdę urocza dziewczyna, ale mimo wszystko outsiderka.
- Wiem. Psycholog szkolny jej pomaga jak może, ale mimo wszystko nie jest w stanie w pełni rozwiązać problemu Lisy.
- Bo tu trzeba profesjonalisty, a nie szkolnego psychologa - zauważył Ash.
- Może i tak, ale szkolny psycholog jest dobrej myśli.
- Jasne... Gada tak, bo nie chce pokazać, że w rzeczywistości jest do niczego.
- Bardzo możliwe. Tak czy inaczej na razie skupiamy się na sprawie operacji. To teraz nasz priorytet. Resztę załatwimy później.
- Racja. Wszystko po kolei. Możemy teraz zobaczyć Lisę?
- Oczywiście, jeśli chcecie. Ona was lubi, więc z pewnością chętnie z wami porozmawia.
Po tej rozmowie dyrektorka zabrała nas do pokoju Lisy, która siedziała właśnie na łóżku i czytała książkę. Musiałam przyznać, że nie słyszałam zbyt wiele o jej chorobie, ale ponoć osoby o tej przypadłości mają tendencję nawet do agresji. Jeśli więc Lisa posiada gdzieś tutaj Unown, to z pewnością może mieć możliwość wyładować swoją złość na innych z ich pomocą. Czy to jednak było możliwe? Wtedy tego nie wiedziałam.
- Liso, masz gości - powiedziała dyrektorka po angielsku.
Dziewczyna początkowo nie zwróciła na nią uwagi, najwidoczniej bardzo zaabsorbowana lekturą, kiedy jednak dyrektorka powtórzyła swoją prośbę i nawet dotknęła jej ramienia, wtedy dopiero Lisa zwróciła na nią uwagę. Spojrzała na nią nieco zła, że jej przerwano czytać, ale dość szybko uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Mam gości? - spytała Lisa po angielsku.
- Tak.
- Przepraszam, ale tak bardzo zaczytałam się w tej lekturze, że... Pani na pewno rozumie. O! Ash! Serena! Jak się macie?!
- Jak się macie?! Jak się macie?! - zaskrzeczała papuga Amadeus po angielsku, siedząca właśnie na żerdzi zwisającej z sufitu.
Dziewczyna zachichotała delikatnie, słysząc jego słowa. Widać było wyraźnie, że wizyty u psychologa szkolnego odnosiły jakieś skutki. Na tyle, iż umiała się ona cieszyć, choć ja podejrzewałam, że to być może był skutek tego, iż miała przy sobie kilka osób, które ją kochały. Nie jestem pewna, ale być może nawet w przypadku autyzmu miłość potrafi zdziałać cuda.
Lisa popatrzyła na nas i powiedziała:
- Wiecie... Czytam właśnie Dickensa... w oryginale. Bardzo pięknie pisze. Czytaliście Dickensa?
- Tak, kilka książek - odpowiedziałam jej przyjaźnie - A szczególnie lubię „Davida Copperfielda“. A ty?
- Właśnie go czytam - powiedziała Lisa, po czym wstała, podeszła do Amadeusa i zaczęła go głaskać - David miał bardzo smutne dzieciństwo. Ojciec zmarł przed jego narodzinami, mama wyszła ponownie za mąż za podłego człowieka, potem zaś ten człowiek wpędził ją do grobu, a Davida posłał do okrutnej pracy... Na szczęście potem David uciekł do ciotki, która go adoptowała i mógł zacząć normalnie żyć... I wiecie? Właśnie zakochał się w Dorze nie widząc tego, że jego przyjaciółka z dzieciństwa Agnes już od dawna go kocha. Głupek jeden. Ciekawi mnie, kiedy się zorientuje w tym uczuciu, jeśli w ogóle to zrobi.
Mówiąc to wszystko Lisa wcale na nas nie patrzyła, tylko karmiła ona Amadeusa jakimiś ziarenkami dla ptaków, które wyjęła z kieszeni swojej sukienki. Już wcześniej podczas rozmów ze mną i Ashem zdarzało się jej to, że patrzyła w inne miejsce niż to, w którym się znajdowaliśmy, ale dopiero teraz zwróciliśmy na to uwagę.
- To jedno z objawów jej choroby - szepnęła do nas dyrektorka - Unika wzroku rozmówcy. Często tak ma, chociaż ostatnio jakby lepiej sobie z tym radzi. Myślę, że to zasługa Lapitcha.
- Długo go zna? - spytałam.
- Od dziesiątego roku życia. On i jego rodzice wprowadzili się tutaj tak pięć lat temu. Lapitch obronił Lisę przed łobuzami i tak się zaczęła ich przyjaźń.
- Aha... A Lisa lgnie do niego?
- Bardzo. Jest jej najbliższą osobą.
- A kiedy wykryto w niej ten Zespół... jak mu tam?
- Zespół Aspergera? Tak jakoś rok temu.
- A wcześniej nie miała takich objawów?
- Miała, ale wszyscy myśleli, że to jakieś nieszkodliwe dziwactwa. A zresztą ja tu pracuję dopiero od pięciu lat. Moja poprzedniczka niespecjalnie zajmowała się Lisą uważając, że jest to po prostu stuknięta dziewczynka i nie warto sobie nią głowy zawracać.
- Parszywa jędza - syknęłam z gniewem.
- A więc pani i Lapitch znacie ją od pięciu lat? - spytał Ash - A czy wcześniej ktoś ją chciał adoptować?
- Parę osób, ale jak odkryli jej dziwne zachowanie, to dość szybko rezygnowali.
- A czy pani, odkrywszy jej zachowanie, posłała ją może szkolnego psychologa?
- O tak. Nauczyciele zwrócili mi na to uwagę. Moja poprzedniczka lekceważyła ich porady w tej sprawie mówiąc, że tu jest dość dzieci, aby się nimi zajmować i nie będzie skupiać się na jednej małej wariatce, jak też ją raczyła nazwać.
Wściekła powiedziałam tak wulgarne słowo, że aż mój luby zasłonił mi usta dłonią, aby przypadkiem Lisa tego nie usłyszała. Ta jednak chyba była zbyt zajęta karmieniem swej papugi, aby usłyszeć cokolwiek innego wokół siebie.
- Dosadne określenie, ale prawdziwa - rzekła dyrektorka - Niestety, to sama prawda. Biedna Lisa. Jednak po operacji zamierzam wystarać się dla niej o porządnego psychologa. Ten szkolny może tam sobie gadać, co chce. Jakoś pięć lat ją leczy i wciąż nie wyleczył.
- Czyli co? Zero efektów? - spytałam.
- Nie, efekty tam jakieś były i to nawet niezłe, jednak odkąd te gnojki zaczęły prześladować Lisę, efekty minęły, ale Lapitch się stara. To bardzo dobry chłopiec. Wiele dla niej robi.
- Lapitch jest kochany - odezwała się nagle Lisa, patrząc dalej na swą papugę - Wiecie, ja go bardzo kocham. Chciałabym, żeby się ze mną ożenił.
- Kiedyś na pewno to zrobi - powiedziałam wzruszonym głosem - Możesz być tego pewna.
Lisa spojrzała na mnie uważnie i uśmiechnęła się lekko.
- Tak myślisz?
- Jestem pewna.
Dyrektorka uśmiechnęła się do nas i powiedziała:
- Przepraszam, ale niestety muszę was opuścić. Mam swoje obowiązki. Pogadajcie z nią trochę, jeśli nie macie nic przeciwko temu.
Ponieważ nie mieliśmy, to porozmawialiśmy trochę z Lisą, a właściwie to ona gadała i gadała, zaś my słuchaliśmy i musieliśmy przyznać, że jej wiedza na temat literatury światowej była ogromna. Ale Ash przypomniał mi po cichu, iż nasz najważniejszy powód wizyty tutaj był zupełnie inny, więc niedługo potem wstał i zaproponował:
- Liso... Może przejdziemy się trochę po dworze i mi wyrecytujesz co lepsze kawałki z „Fausta“?
Dziewczynka nie miała nic przeciwko temu, więc zabrała Amadeusa i razem z nim zeszła na dół, a Ash do niej dołączył.
- Przeszukajcie jej pokój - szepnął do mnie mój luby, zostawiając mi do pomocy Pikachu i Buneary.
Lisa nie zwróciła uwagi na to, że nie wychodzę z jej pokoju, gdyż była zajęta tłumaczeniem Ashowi, co wie na temat wyżej wzmiankowanej sztuki Goethego, zaś ja spokojnie odczekałam, aż sobie pójdą, po czym z pomocą Pokemonów zaczęłam szperać w jej rzeczach. Pamiętałam, co wcześniej mi mówił Ash o tabliczkach z dziwnymi symbolami, dlatego też właśnie tego szukałam, ale pomimo moich usilnych starań niczego takiego nie znalazłam. Znalazłam jedynie kilka różnych rzeczy, w tym niewielkie kwadratowe kawałki tektury, które razem tworzyły piękny obraz. To było widocznie coś w rodzaju puzzli, ale takich, które nie są łączone ze sobą. Oprócz tego w pokoju znalazłam tylko kilkanaście książek, parę płyt gramofonowych, lalkę i różne inne drobiazgi.
- Ech, kochani... to bez sensu - powiedziałam załamana po pół godzinie poszukiwań - Szukamy i szukamy, a tu nic. Może więc teoria z Unown jest beznadziejna, a to wszystko nie ma nic wspólnego z Pokemonami?
- Pika-pika? Bune-bune? - zapiszczeli smętnie Pikachu i Buneary.
- Nie ma co. Posprzątajmy tutaj zanim Lisa wróci.
Szybko zrobiliśmy tak, jak powiedziałam i ułożyliśmy każdy przedmiot na jego miejscu, aby dziewczyna przypadkiem nie zorientowała się tym, że jej pokój przeszukiwano. Wolałam, żeby Lisa nam ufała, bo jeżeli przestanie to robić, to możemy stracić do niej dostęp, a to może tylko zaszkodzić nam i naszemu śledztwu.
- No i jak? Znalazłaś coś? - zapytał mnie Ash, gdy już wracaliśmy do domu.
- Nie. Żadnych tekturowych tabliczek nie odnalazłam. To bez sensu. Moja teoria więc bierze w łeb. To nie może być Lisa i nie mogą być żadne Unown.
Była po prostu załamana tym, że okazało się, iż nie mam racji, a do tego jeszcze cała sprawa ani trochę nie zostaje wyjaśniona.
- Spokojnie, tylko bez paniki - powiedział do mnie Ash - Czy jesteś absolutnie pewna, że wszystko dokładnie sprawdziłaś?
- Wszystko. Dokładnie przeszukałam cały pokój. Pikachu i Buneary pomagali mi w tym.
Oba Pokemony zapiszczały delikatnie, kiwając potakująco głowami.
- To wobec tego dziwne... Co mogło wywołać atak szaleństwa u trzech chłopaków, jak dotąd całkowicie zdrowych psychicznie? I jeszcze do tego oni wszyscy są prześladowcami Lisy.
- Może to czysty przypadek?
- Może, ale szczerze mówiąc, ja w takie przypadki nie wierzę i raczej nie będę wierzyć.
Zasmucona wsunęłam ręce do kieszeni mojej sukienki, bo mi zaczęły marznąć, aż tu nagle poczułam, że w jednej z owych kieszeni mam coś, co bynajmniej nie jest chusteczką do nosa. Zdumiona i bardzo zaniepokojona jednocześnie wyjęłam to coś i przyjrzałam się temu.
- Ale numer! - zawołałam.
- Co tam znalazłaś? - zapytał Ash, zatrzymując się i patrząc na mnie uważnie.
Pikachu i Buneary także to zrobili, uważnie mi się przyglądając.
- To jeden z elementów puzzli Lisy - wyjaśniłam - Musiałam go włożyć do swojej kieszeni, ale to trochę dziwne. Nie przypominam sobie, abym to robiła. To musiał być jakiś mimowolny odruch.
Ash wziął ode mnie fragment puzzla i obejrzał go sobie.
- Ciekawy odruch u detektywa... Wsadzić nie swoją rzecz do swojej kieszeni - zaśmiał się mój luby.
- Ha ha ha. Ale śmieszne - mruknęłam złośliwie - To co? Wracamy i oddajemy go jej?
- Nie... Jeszcze nie. Chciałbym go najpierw sobie obejrzeć.
- Przecież już go oglądasz.
- Chodziło mi o dokładniejsze oględziny.
- A niby po co? Co ty widzisz w tym takiego ciekawego? To przecież zwyczajny puzzel.
- Nie taki znowu zwyczajny. Normalnie puzzle nie są kwadratowe i mają bolce oraz dziurki, aby je łączyć ze sobą w jeden obrazek. Tutaj zaś jakoś tego nie ma.
- Może to jakiś nietypowy rodzaj puzzli?
Ash popatrzył na ów kwadracik z uśmiechem na twarzy i rzekł:
- Coś mi mówi, że nawet bardzo nietypowy. Ale to odkryjemy dopiero w domu. Wiesz, co ci powiem, Sereno? Być może właśnie zrobiłaś jedną z najmądrzejszych rzeczy w całym swoim życiu, a wiele mądrych rzeczy już zrobiłaś i na pewno wiele jeszcze zrobisz.
- Dziękuję za komplement - zaśmiałam się wesoło - A która rzecz, jaką zrobiłam w moim życiu, twoim zdaniem jest najmądrzejsza?
- To oczywiste. Związanie się mną.
Naciągnęłam mu lekko czapkę na oczy i zaśmiałam się.
- Chwalipięta.
Opowiadanie Maggie Ravenshop c.d:
Ash rano obudził się w niesamowicie dobrym humorze i to jeszcze takim, jakiego to już dawno nie miał. Przyczyną takiego stanu rzeczy była oczywiście naga kobieca postać śpiąca słodko obok niego. Ash czule na nią spojrzał i pomyślał sobie, że nigdy jeszcze nie przeżył czegoś tak bardzo cudownego, jak bliskość z tą dziewczyną, czy jednak mógłby jej zaufać, ale tak całkowicie? Przecież przekonał się i to w sposób nader bolesny, że płeć piękna leci na niego tylko i wyłącznie z powodu jego pochodzenia. Przecież gdyby nie miał był bratankiem Wielkiego Brata, to nawet nie zwróciłyby na niego uwagę. Ale Serena... Być może ona jest jednak inna. Bardzo by tego chciał, ponieważ odkąd tylko ją znał, miał do niej wielką słabość.
Tymczasem Serena powoli się zaczęła budzić. Otworzyła oczy, lekko się przeciągnęła, mrucząc przy tym, po czym usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. Dopiero wówczas zauważyła Asha.
- O Boże! - zawołała - Co ja tu robię?!
- Ty powinnaś to wiedzieć najlepiej - odpowiedział jej Ash z lekkim uśmiechem na twarzy - W końcu sama tu przyszłaś z własnej woli.
- Ja? No, tak... Z pewnością, ponieważ nie wierzę, że mógłbyś podle skorzystać z okazji, gdy ja jestem nieprzytomna, ale... Miałabym aż taką odwagę, aby to zrobić?
- A tak, miałaś. A tu jest dowód.
To mówiąc Ash podał dziewczynie do ręki kartkę, na której ujrzała ona swoją własną deklarację napisaną przed tym, co zrobiła z chłopakiem i co ze snem nie miało wiele wspólnego. Serena spojrzała czule na Asha, lekko się zarumieniła i spytała:
- Nieźle mi odwaliło, co nie?
- Trochę, ale nie mogę powiedzieć, żeby było beznadziejnie.
- Dziękuję za słowa pociechy. Zrobisz mi coś do picia?
- Jasne. Nie widzę przeciwwskazań.
To mówiąc Ash powoli wstał, ubrał się i zszedł na dół. Zauważył wtedy, że jego salon wygląda tak, jakby przeszło przez niego stado dzikich Pokemonów. Wokół walały się butelki po alkoholu oraz talerze z resztkami jedzenia, jak również kolorowe konfetti i inne takie rzeczy, jakie zwykle są na imprezach. Wszystkie uczestniczki zabawy spały w różnych miejscach. Dawn spała na kanapie na waleta razem z May, mając tuż przed nosem jej skarpetki. Alexa spała w fotelu, trzymając nogi na Iris, która z kolei spała tuż pod nią. Misty zaś leżała na plecach na stole z głową za kantem stołu i chrapała niemiłosiernie. Ash popatrzył najpierw na to wszystko, a potem na swego wiernego Mister Mime’a, który próbował z Pikachu jakoś to ogarnąć.
- Ech... Niezła zabawa tu była - zachichotał chłopak.
Misty powoli otworzyła oczy, a jej głowa, wciąż wisząca poza stołem popatrzyła na Asha i spytała:
- A ty co tak zwisasz jak frędzel z sufitu? Chodzisz po ścianach?
- Lepiej spytaj, czemu ty leżysz na stole - zaśmiał się zapytany - I nie mnie o to pytaj, tylko swoje koleżanki.
Misty powoli podniosła się i złapała za głowę.
- Matko święta! Moja głowa! Nie no, ja ostatni raz brałam udział w tych waszych imprezach! Więcej z wami nie piję!
- Ona zawsze tak mówi - mruknęła Iris, nie otwierając nawet oczu - A potem pierwsza do zabawy.
Dawn powoli się obudziła i ziewnęła głośno, po czym pierwsze, co zobaczyła, to stopy May przed swoją twarzą.
- O Boże! Wykręciło mi nogi! - zawołała przerażona i zaczęła masować palce koleżanki - I jeszcze straciłam czucie w prawej stopie!
- To moja stopa i co więcej lewa - mruknęła May, powoli się budząc i patrząc z ironią na koleżankę.
Dawn zachichotała delikatnie i usiadła na kanapie.
- Matko, moja łepetyna! Braciszku, masz coś na ból głowy?
- Tak, teraz to „braciszku“, a wcześniej, jak ci mówiłem: „Nie pij tyle“, to mi mówiłaś: „Nie będziesz mną rządził, sztywniaku“.
- Ja tak powiedziałam? - jęknęła Dawn - O rany! To musiałam nieźle odlecieć. Ale przynajmniej zabawa była dobra. A gdzie Serena?
- W mojej sypialni - odparł Ash.
Dawn spojrzała na niego i zaśmiała się wesoło.
- No wreszcie, braciszku! No wreszcie! A ja myślałam, że ty się już nigdy nie zdeklarujesz!
- Od łóżka do miłości dość daleka droga - mruknęła Iris, siadając na podłodze i masując sobie czoło dłonią - Rany, ale boli! Poranki po takich zabawach są najgorsze! A przy okazji, czy dobrze słyszałam? Ash wreszcie zrobił to z Sereną?
- Nie zdziwiłabym się, gdyby tej nocy zrobił to z nami wszystkimi - rzuciła Alexa, powoli wstając z fotela.
- Nie miałby tyle siły - mruknęła Iris.
- Chyba raczej my byśmy nie miały, bo zapewniam cię, że on miałby - stwierdziła May.
Ash nie poszedł tego dnia do pracy. Spędził za to kilka godzin robiąc dziewczynom kompresy oraz herbatki ziołowe podawane wraz z lekami na ból głowy. Imprezowiczki przyjmowały to wszystko ochoczo, jednak nasz bohater miał pełne ręce roboty, próbując jakoś pomóc wszystkim swoim gościom. Pomagała mu w tym dzielnie Serena, która jako jedyna nie miała kaca. Ash był jej za to niewymownie wdzięczny czując, że bez niej by sobie nie dał rady.
Dopiero tak po południu wszystkie pannice powoli wyszły, dziękując swojemu gospodarzowi za gościnę, a także życząc powodzenia jemu oraz Serenie. Sama Serena natomiast została jeszcze trochę, aby pomóc Mister Mime’owi zrobić obiad dla Asha, a potem, gdy Ash poprosił ją, żeby zjadła go razem z nim, oczywiście to zrobiła ciesząc się, że może chociaż trochę dłużej posiedzieć w jego towarzystwie.
Po wszystkim Serena popatrzyła na Asha w taki sposób, jakby chciała mu coś powiedzieć, ale nie zdobyła się na dość odwagi, aby to zrobić, więc po prostu uśmiechnęła się do niego delikatnie i rzekła:
- Dziękuję, że jesteś taki, jaki jesteś.
Po tych słowach ucałowała go czule w usta i odeszła szczęśliwa jak jeszcze nigdy, a sam Ash nie bardzo wiedział, jak ma to wszystko rozumieć.
Następnego dnia przyszedł do pracy uśmiechnięty na twarzy, aby zająć się swoją pracą, a prócz tego, żeby poczytać dalszy ciąg powieści, jaką odebrał Bonnie. Wiedział jednak, że posiadania książek bez pieczątki może się dlań źle skończyć, dlatego był bardzo ostrożny w tej sprawie i robił wszystko, aby nikt nie zobaczył tego, jaką lekturę właśnie pożera. A sama lektura była naprawdę zajmująca i to o wiele bardziej niż te wszystkie nudne raporty do wypełnienia. Prócz tego nasz bohater szybko zorientował się, że ta oto książka ma o wiele ciekawszą fabułę niż jej poprawny politycznie odpowiednik. Było w niej przede wszystkim o wiele więcej historii świata, a także innych istotnych oraz ciekawych faktów. Lektura była niesamowicie wciągająca i Ash nie mógł oderwać od niej wzroku pomimo uważnego wzroku Wielkiego Brata na ścianie gabinetu. Na szczęście samo czytanie książek nie było zakazane, a przecież nikomu nie przyszłoby do głowy, aby sprawdzać, czy tak ważna osobistość jak on może czytać książkę poprawną politycznie, czy też nie.
Lekturę przerwało Ashowi pukanie do drzwi. Młodzieniec oderwał się od książki i dla pewności schował ją do biurka, po czym powiedział:
- Wejść!
Do gabinetu wszedł Max bardzo zadowolony.
- Szefuńciu, jakaś panna do ciebie przyszła - zameldował - I do tego bardzo ładna, o miodowych włosach.
Ash już wiedział, o kogo chodzi, dlatego też uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- Dobrze, niech wejdzie.
- Domyślałem się, że ją wpuścisz, szefuńciu - zachichotał lekko Max, poprawiając sobie palcem okulary - W końcu ty, szefie, miałbyś nie przyjąć przepięknej kobiety u siebie? Musiałbyś się chyba jeszcze raz urodzić, aby tak zrobić. A co? Udała się impreza?
- Aż za bardzo, ale już wpuść tę panią, aby nie musiała czekać.
- Racja. Damom nie wypada kazać czekać. Już ją wpuszczam.
Max chichocząc wyszedł, po czym weszła do pokoju Serena. Lekko ukłoniła się Ashowi i powiedziała:
- Witaj.
- Serena! Miło mi cię widzieć! - zawołał radośnie Ash - Naprawdę się cieszę, że przyszłaś.
- Ja też się cieszę, że ty się cieszysz... To znaczy... Ja też się cieszę, że mogę cię zobaczyć - powiedziała Serena nieśmiałym tonem.
Ash podszedł do niej i delikatnie położył jej dłoń na ramieniu.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakoś dziwnie.
- Nie no... Wszystko jest dobrze... Tylko, że...
- Tylko, że co?
- Widzisz... Chodzi o to, co zaszło między nami.
Zasmucony Ash powoli puścił jej ramię i powiedział smutno:
- Rozumiem. Żałujesz tego, co się stało.
- Nie! Broń Boże! - zaprotestowała Serena - Wręcz przeciwnie! To było po prostu najcudowniejsze przeżycie w całym moim życiu! I chcę ci także podziękować, że byłeś wtedy delikatny. Bo wiesz... Ja wtedy... No, bo ja wcześniej nigdy...
- Wiem, zauważyłem plamkę krwi na pościeli.
- Jesteś zawiedziony?
- Przeciwnie. Jestem bardzo zadowolony. Jeszcze nigdy...
- Nigdy nie spałeś z dziewicą?
- Nie.
Serena uśmiechnęła się delikatnie.
- To jestem zaszczycona. Bo widzisz... Ja od dawna... Naprawdę od dawna... Zanim zacząłeś tu pracować... Ja... Ale boję się, że stracisz do mnie szacunek.
- Dlaczego?
- Bo w końcu pijana wskoczyłam ci do łóżka. Proszę, nie myśl tylko, że ja przez alkohol... że tylko przez alkohol to zrobiłam. Naprawdę już od dawna tego chciałam i alkohol jedynie dodał mi odwagi. Ale nie myśl sobie, że jestem łatwa. Przeciwnie... Jestem raczej nieśmiała w tej kwestii i cóż... Gdyby nie ta zabawa, to...
- Rozumiem - powiedział Ash i patrzył uważnie na dziewczynę - Długo się już znamy. Pamiętam, jak taka malutka biegałaś razem z moją siostrą i pomagałaś mi opatrzyć jej stłuczone kolano.
- Tak... Tak się poznaliśmy.
- Właśnie. Cieszę się, że mi to powiedziałaś, bo wiesz... Ja również od tamtej chwili bardzo cię lubię... A nawet więcej niż lubię. Dużo więcej niż lubię. Tylko... Tylko, że się bałem...
- Bałeś się angażować?
- Tak. Bo w końcu jestem tym, kim jestem i trudno mi uwierzyć, że jakakolwiek kobieta mogłaby mnie pokochać dla mnie samego, a nie dla mojej pozycji społecznej.
- Rozumiem. Wobec mnie też masz takie wątpliwości?
- Nie, przeciwnie. Ty jesteś ostatnią osobą, którą bym o to posądził.
- Ale wcześniej nie umiałeś mi tego powiedzieć. Więc jednak miałeś wątpliwości.
- Raczej niepewność, czy taka cudowna dziewczyna jak ty, mogłaby pokochać kogoś takiego jak ja.
- Bez nadziei na polepszenie swego bytu? - Serena wyglądała na lekko oburzoną - Tak, masz rację. Nie ma takiej opcji. Ja mam do ciebie wielką słabość, bo pociągasz mnie w mundurze i ze swoją pozycją.
- Sereno... Ja nie...
- Dość, Ash! - zawołała Serena - Ile lat się znamy?! Jak mogłeś choćby przez chwilę pomyśleć, że czuję coś do ciebie tylko dlatego, że jesteś tym, kim jesteś, a nie dlatego, że jesteś człowiekiem, który już od dziecinnych lat zdobył moje serce?! Jak możesz porównywać mnie do innych?!
- Sereno, zrozum mnie... Ja tyle razy się sparzyłem... Ja nie wiem już, co mam myśleć.
- Rozumiem. Tak, to wszystko wyjaśnia. Nie ma sprawy, Ash. Ja się nie gniewam.
Po tych słowach dziewczyna wyszła z gabinetu. Ash przez chwilę miał wątpliwości, co powinien zrobić, ale w końcu wybiegł za nią. Dość szybko ją odnalazł na korytarzu, gdzie właśnie zaszedł jej drogę Gary.
- Ślicznotko moja... Czy nasz kontroler cię odtrącił? Nie przejmuj się. Ja jestem jeszcze wolny - powiedział bezczelnym tonem młodzieniec.
- Daj mi spokój. Nie mam nastroju - odparła Serena.
- Wszystkie tak mówią, ale potem ja je pocieszam i zmieniają zdanie - mówił dalej strażak bezczelnie pewnym siebie tonem.
- Ja nie jestem „inne“, więc odczep się!
- A co? Tylko urzędnicy ci imponują?! A zwykli strażacy to już za niskie progi?
- Nie o tym mówię. Po prostu nie mam dzisiaj nastroju na randki.
- Może jednak dasz się przekonać? Jestem pewien, że możesz mnie polubić, jeśli tylko dasz mi szansę.
To mówiąc złapał ją w objęcia i próbował pocałować. Serena pisnęła i próbowała mu się wyrwać.
- Puszczaj mnie! Zostaw! Nie chcę cię!
- Wszystkie tak mówią, a potem nie chcą mnie zostawić i sam je muszę wykopywać!
- Powiedziałam, żebyś mnie zostawił!
- Weź już nie bądź taka wstydliwa! May mówiła mi, co wyprawiałaś z Ashem! Nie zgrywaj więc świętej! W czym ja jestem niby gorszy od niego?!
Ash nie wytrzymał nerwowo. Podbiegł i oderwał Gary’ego od Sereny, po czym zawołał:
- Kazała, żebyś ją puścił!
- A to co?! Obrońca się znalazł?! - zakpił sobie strażak - Uważasz, że jesteś lepszy ode mnie, paniczyku?!
To mówiąc zaatakował pięścią Asha, ale ten szybko się uchylił i sam zaaplikował mu tak mocny cios, że jego przeciwnik aż upadł na ziemię. Następnie nasz bohater przytulił czule Serenę i wyprowadził ją z budynku. Gary patrzył na to wściekłym wzrokiem, masując sobie obolałą szczękę.
- Zapłacisz mi za to, paniczyku. Przysięgam. Jeszcze mi za to zapłacisz - pomstował na niego.
Tymczasem Ash wyprowadził Serenę, która powoli odzyskiwała spokój ducha.
- Przepraszam cię, Sereno. Przepraszam. Ja naprawdę nie chciałem, żebyś tak to zrozumiała. Ja po prostu...
- Nie, to ja cię przepraszam - powiedziała dziewczyna - Ja nie mam prawa cię oceniać. Miałeś powody, aby tak uważać. A poza tym... Dziękuję ci. Gdyby nie ty...
- Spokojnie, już po wszystkim. On cię więcej nie tknie.
Serena przytuliła się do niego i splotła swoją prawą dłoń z jego lewą dłonią, mówiąc:
- Jesteś dla mnie taki dobry, Ash. Dziękuję ci. Dziękuję.
Następnie pocałowała go czule w usta i odbiegła. Bratanek Wielkiego Brata wpatrywał się w nią jeszcze długo, po czym poczuł, że w jego lewej dłoni coś się znajduje. Powoli spojrzał na to. Tym czymś była złożona w czworo karteczka. Rozłożył ją i zobaczył napisane na niej tylko dwa słowa: „KOCHAM CIĘ“.
C.D.N.
Ashowi bardzo się spodobał seks z Sereną, choć w rzeczywistości pewnie nigdy by się nie przespał z pijaną dziewczyną, bo potem czułby się podle, że ją wykorzystał. I on ją zna już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz zawarli prawdziwą znajomość, lądując razem w łóżku. :) A ona po przebudzeniu się była w szoku, bo odzyskała trzeźwy umysł xD I nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co się właściwie wydarzyło. A jej przyjaciółki zrobiły z salonu Asha pobojowisko. xD Mister Mime to Pokemon przypominający klowna? Dobrze pamiętam? Pozostałe dziewczyny się tak upiły, że dostały mega kaca xD Dawn spodobało się to, że Ash przespał się z Sereną. Najwyraźniej liczy na to, że będą razem xD A Iris ma niestety rację z tym, że od łóżka do miłości często jest daleka droga, choć wcale tak być nie powinno. Prawdziwy seks jest tylko wtedy, gdy uprawia się go z ukochaną osobą, a nie z przypadkową. Ash jako dobry gospodarz postanowił pomóc swoim gościom w dojściu do siebie po balandze xD Mime gotuje dla Asha? To musi być naprawdę wyjątkowo zdolny Pokemon. :) A Serenie spędzanie czasu z Ashem sprawia przyjemność. Widać, że on jej się naprawdę podoba i staje się przy nim coraz śmielsza. Wcale nie żałuje tego, że spędziła z nim noc po pijanemu, nawet jeśli był to jej pierwszy raz. Asha zadziwia jej zachowanie, bo nie jest pewien tego, co ona właściwie o nim myśli. Powieść o hrabim naprawdę go wciągnęła. Okazała się ciekawsza od sfałszowanej wersji. Giovanni najwyraźniej nie chce, aby obywatele Kalos znali historie i wiedzieli zbyt dużo o świecie, skoro tak fałszuje książki. Ash naprawdę ucieszył się odwiedzinami Sereny. I to był rzeczywiście jej pierwszy raz, a mimo to nie żałuje, że zrobiła to po pijanemu, chociaż już dawno chciała się z nim przespać. I przyjaźni się z Dawn od dzieciństwa. Już wtedy Ash jej się podobał, choć on o tym nie wiedział. Gary też jest nią zainteresowany, ale ona na pewno go nie polubi, skoro jest taki bezczelny. Gotów byłby nawet ją zgwałcić, ale na szczęście Ash w porę zaingerował. Gary go nie znosi, bo zazdrości mu pozycji. Ale serio dziwnie się czyta o nim w takiej roli. Przecież on w rzeczywistości wcale taki nie jest. Ash dał mu nauczkę, choć on zapewne będzie próbował się na nim odegrać. Serena ostatecznie postanowiła wyznać Ashowi miłość na piśmie. Oby tylko potraktował ją poważnie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że Ashowi bardzo się podobał seks z Sereną, bo przecież już od dawna coś do niej czuł. Pewnie, że nie przespałby się z pijaną dziewczyną, źle by się z tym czuł, ale to było za jej zgodą i to ich tylko zbliżyło do siebie i to bardzo :) Oj tak, dziewczyny rzeczywiście zrobiły po prostu pobojowisko i trzeba to teraz sprzątać, ale za to teraz dostały wielkiego kaca i mają za swoje xD Dobrze pamiętasz - Mister Mime to jest właśnie Pokemon przypominający clowna. A pewnie, że Dawn liczyła na to, że jej starszy brat i jej najlepsza przyjaciółka zwiążą się ze sobą, choć oczywiście Iris trochę racji ma, ale u Asha i Sereny to i tak zawsze była prawdziwa miłość. W każdej historii o nich łączy ich prawdziwe uczucie. Mime rzeczywiście posiada kilka talentów, zwłaszcza, że miał wielką możliwość rozwijać w sobie talenty. W realnym świecie Delia posiada takiego Pokemona i on jej sprząta, pomaga w ogrodzie i kuchni i tu jest podobnie. Przy Ashu Serena rzeczywiście stała się śmielsza, a że go zawsze kochała, to wiadomo, że nie będzie żałować spędzonej z nim nocy - zwłaszcza, że to przecież z nim zawsze chciała stracić niewinność :) Giovanni poprzez fałszowanie faktów wpływa na umysły nowego pokolenia, chcąc zadbać o to, aby kult jego osoby i jego władza były niezachwiane. Ash początkowo nie bardzo wiedział, jak miał odbierać zachowanie swojej ukochanej, ale w końcu uwierzył w szczerość jej uczuć i do tego obronił ją przed Garym. On wyjątkowo gra tutaj taką rolę, ponieważ potrzebowałem rywala we właściwym wieku dla Asha - to też nawiązanie do czasów, w których Ash i Gary się nie cierpieli i Gary był wobec Asha chamski i wredny i bawiło go wkurzanie swego rywala i przechwałki. Potem dojrzał i się zmienił, a nawet zaprzyjaźnił z Ashem.
Usuń