Idealny świat cz. II
Po rozmowie z Helgą poszliśmy do swojego domu, rozmyślając o tym wszystkim, o czym ona nam powiedziała.
- No i co sądzisz, Sereno, o tej całej sprawie? - spytał mnie Ash, kiedy już byliśmy w salonie.
- Właściwie to sama nie wiem - odpowiedziałam mu - W końcu mam za mało danych w tej sprawie, aby cokolwiek powiedzieć. Być może Helga ma rację i ktoś naprawdę ściągnął tu jakiegoś Pokemona typu psychicznego.
- Tak, to jest możliwe, tylko jakiego i po co? I jeszcze jedno... Czy to możliwe, aby ktoś postradał zmysły od ataku takiego Pokemona?
- A skąd ja mam to wiedzieć, Ash? Przecież nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. A poza tym pewnie cała ta sprawa ma bardziej prozaiczne wyjaśnienie niż myślimy.
- Na przykład jakie?
- Na przykład takie, że gościu się czegoś naćpał i po prostu ma teraz zwidy. Wziął za dużo i zwariował. To przecież jest możliwe, prawda?
Ash zastanawiał się nad tym, co właśnie mu powiedziałam.
- Tak, masz rację. To jest możliwe, ale mimo wszystko ta cała sprawa budzi mój niepokój.
- Mój także, ale przecież nie będziemy robić rabanu z powodu utraty zmysłów przez jednego śmiecia, mam rację?
Mój chłopak spojrzał na mnie uważnie.
- Śmiecia? - spytał.
- A tak, śmiecia - powiedziałam, kiwając lekko głową - Chyba zgodzisz się ze mną, że ten gość, to po prostu zwykły śmieć. Bo niby jak nazwiesz człowieka, który tak traktuje biedną dziewczynę tylko dlatego, że jest lekko opóźniona w rozwoju psychicznym? Taki człowiek to jest dla mnie zwykły śmieć i tyle!
- Dla mnie także i jego los wcale mnie nie przejmuje.
- A więc co cię tak przejmuje? Bo, że coś cię przejmuje, to widzę to wyraźnie.
- Przejmuje mnie to, co się stało i kiedy to się stało. A także boję się, czy to się nie powtórzy.
Spojrzałam na niego zaniepokojona.
- Chcesz powiedzieć, że to może się powtórzyć?
- Tak... Może, ale nie musi. To jest ostatecznie tylko moja hipoteza, ale opiera się na oczywistym fakcie.
- Mianowicie jakim?
- Mianowicie takim, że Lisę prześladuje czterech łajdaków, czy raczej prześladowało, bo chwilo się od niej odczepili. Prześladowało ją czterech łajdaków i nagle jeden z nich traci zmysły. Być może to czysty przypadek, a być może coś znacznie poważniejszego.
- Masz na myśli zemstę za jej krzywdy?
- Otóż to.
Zaniepokojona usiadłam naprzeciwko Asha i powiedziałam:
- Ale kto i dlaczego to robi? Z miłości do niej? A może raczej z chęci skrzywdzenia ją jeszcze bardziej?
Ash rozłożył bezradnie ręce.
- Nie mam pojęcia, choć ja bym stawiał na to pierwsze.
- Że z miłości?
- Właśnie.
- Dobrze, ale wobec tego kto? Lapitch? Tylko on jeden przychodzi mi do głowy.
- Tak, on bardzo kocha Lisę. To jest aż nadto widoczne. I jest też dość nerwowy. Mógłby chcieć w ten sposób wymierzyć sprawiedliwość, chociaż z drugiej strony taki ktoś prędzej walnie winowajcę pięścią prosto w zęby niż obmyśli intrygę.
- No, nie załóż się. Ludzka psychika często nas zaskakuje.
- Oj tak, wiem coś o tym. Ale nie sądzę, żeby to był on.
- Jeśli nie on, to kto? Sama Lisa?
- To możliwe... Ale możliwe jest też to, że to rodzice Lisy lub jedno z nich chce pomścić krzywdy córki.
- Jacy rodzice? Przecież ona nie ma rodziców.
- Wiem, lecz powiedzmy, że z jakiegoś powodu nie mogą przyznać się do dziecka, ale mimo to kochają je i dowiedziawszy się o tym, co je spotyka chcą się zemścić.
Ash po wypowiedzeniu tych słów machnął lekko ręką ze złości i rzekł:
- Ech, co ja gadam, Sereno?! To przecież brzmi jak scenariusz jakiegoś bardzo kiepskiego filmu! Przecież my nawet nie wiemy, czy mamy rację i czy to rzeczywiście zemsta kogokolwiek.
- Cóż... Póki nie pojawią się nowe ofiary, możemy tylko gdybać. Ale ty uważasz, że się pojawią, prawda?
- Tak, ale to tylko moje przypuszczenie. Mogę się mylić.
Popatrzyłam na Asha uważnie i z delikatną ironią powiedziałam:
- Kiedy tak mówisz, to zwykle potem się okazuje, że masz rację.
Mój ukochany parsknął śmiechem.
- Tak sądzisz?
- Ja tak nie sądzę. Ja to wiem. Mówi mi to doświadczenie wspólnej pracy z tobą.
Ash znowu machnął ręką na to wszystko.
- Nieważne. W ciągu najbliższych kilku dni cała sprawa się wyjaśni, zaś my będziemy się śmiali z tych moich przeczuć. Zajmijmy się więc może czymś innym. Jakieś propozycje?
- Tak. Pamiętasz, że Maggie napisała pierwszą część swojego nowego opowiadania?
- Ano tak, rzeczywiście. Na prośbę Hansa, któremu spodobały się jej poprzednie dzieła, które Maggie mu dała do przeczytania.
- No właśnie. Może więc zamiast kalkulować, to po prostu poczytamy sobie to opowiadanie?
- Nie mam nic przeciwko temu, kochanie.
Przysłuchujący się naszej rozmowie Pikachu i Buneary zapiszczeli na znak, że podzielają jego zdanie.
Opowiadanie Maggie Ravenshop:
Rok 1984 był naprawdę niezwykłym rokiem w historii regionu Kanto. Wtedy to właśnie cały region stanął przed wielkimi zmianami, które miały już na zawsze go zmienić. Oczywiście zmiany nie nastąpiły od razu, lecz po kolei i na spokojnie, bez większego pośpiechu ze strony reformatorów. Był on naprawdę szczęśliwy dla jednych, a nieszczęśliwy dla drugich. Ale komu przyniósł on szczęście, a komu nie, tego dowiecie się w trakcie lektury tego oto dzieła.
Żeby jednak w pełni zrozumieć wszystko, co się będzie działo, należy przybliżyć czytelnikowi ogólny chociaż obraz sytuacji, jaka wtedy panowała w regionie Kanto. A zatem zaczynajmy.
Po wielkiej wojnie, która to miała miejsce w latach czterdziestych XX wieku, na całym świecie wrzało. Nic już nie mogło być takie, jakie było kiedyś. Zaczęto wprowadzać liczne zmiany zarówno w świecie kulturalnym, jak i społecznym oraz politycznym w ogóle. Każdy region był przez ową wojnę naprawdę bardzo zubożały, wielu ludzi nie miało pracy ani dachu nad głową, bezrobocie kwitło, a wiele produktów było niedostępnych dla ludzi, nie wspominając już o tym, iż podczas wojny zginęło wielu młodych ludzi, którzy mogliby wspomagać swoje rodziny pracą swoich rąk oraz umysłów. Jednym słowem, regiony stanęły po prostu na głowie. Cóż zatem można było zrobić, aby zapanowała znowu radosna sytuacja z czasów, gdy jeszcze nie wybuchła wojna?
Takie właśnie pytanie dręczyło wszystkich polityków tamtych czasów. Ci próbowali na wszelkie możliwe sposoby przeprowadzić reformy, które mają przywrócić porządek, zwalczyć bezrobocie oraz bezdomność. Niestety, to była naprawdę trudna, a wręcz może i syzyfowa praca, ponieważ regiony, a szczególnie Kanto były strasznie wyniszczone. Wojna, która wybuchła w pełni zasługiwała na nazwę wojny totalnej, ponieważ opuszczające region wojska wroga niszczyły wszystko, co tylko mogły zniszczyć. Dlatego też musiano wiele domów odbudowywać od podstaw, podobnie też się sprawa miała praktycznie ze wszystkim: z ziemią, z pracą, z gospodarką itd. Trzeba było wszystko zaczynać od podstaw. Politycy głosili, iż uda im się dokonać napraw, ale potrzebują na nie czasu. Sęk był w tym, że naprawa regionu trwała i trwała, a efektów jakoś nie było widać. Lud domagał się efektów, a politycy czasu, aby te efekty wprowadzić. Jednak mieszkańcy regionu mieli już dość obietnic bez pokrycia, podobnie jak i kolejnych próśb o więcej czasu. Nie chcieli już czekać. Chcieli efektów i domagali się ich już teraz, a ponieważ ich nie widziano, to pojawiało się niezadowolenie przejawiane poprzez strajki i burdy uliczne. Rósł szaber oraz zabójstwa i to nawet dla najmniejszych sum pieniędzy, a policja i wojsko nie były w stanie sobie z nimi poradzić.
W takiej sytuacji politycy zaczęli powoli drżeć, ponieważ spodziewali się oni, jak przystało zresztą na ludzi umiejących logicznie myśleć, że taka sytuacja, im bardziej będzie się przedłużać, może zaowocować pojawieniem się człowiekiem w stylu Napoleona czy Hitlera, który może wykorzystać całą tę sytuację do zdobycia władzy. Ostatecznie przecież prawdą jest to, że dyktatorzy najwięcej mają szansę na zdobycie władzy wtedy, kiedy panuje anarchia. Dlatego też mylą się anarchiści, kiedy uważają, że anarchia jest stanem błogosławionym, gdyż nie ma w niej żadnej władzy, która mogłaby rządzić i że taki stan posiada siłę utrzymać się na zawsze. Są to ich dwa podstawowe błędy, gdyż żaden człek rozumny nigdy nie nazwie anarchii stanem błogosławionym, a poza tym historia świata wielokrotnie dowiodła już, że kiedy panuje anarchia, to panuje w niej bezprawie, a wraz z nią przemoc i bezkarność wobec zła. Prędzej czy później musi wówczas dojść do sytuacji, w której przebiegła jednostka, obiecując ludziom porządek i sprawiedliwość, a także wykazując bezwzględność wobec tych, którzy tych ludzi krzywdzą, pozyskają sobie władzę legalnie i formalnie. Prócz tego pamiętać należy, co również zresztą historia wiele razy dowiodła, że taka jednostka raz zdobywszy władzę, nie zechce jej oddać. Prócz tego, jeśli owa jednostka jest sprytna, to zadba już o to, aby jej obecność w polityce była niezbędna, a wówczas nawet, jeśli publicznie zrezygnuje ze swojej władzy, to lud i tak odda mu tę władzę ponownie, ponieważ będzie czuć, że tej jednostki wciąż potrzebuje. Tak czynił Oktawian August, który był jednym z najbardziej przebiegłych polityków tego świata, a za jego przykładem szli inni potężni władcy, którzy umieli wykorzystać anarchię panującą w swoim kraju.
Historia świata wiele może nas nauczyć. Oktawian August wykorzystał anarchię po wojnie domowej, którą to toczył on z Markiem Antoniuszem i zdobywał raz za razem coraz większą władzę, że wkrótce nieoficjalnie był najwyższą osobą w całym Rzymie. Napoleon Bonaparte wykorzystał chaos we Francji po upadku najwyższych przywódców Wielkiej Rewolucji, aby zostać cesarzem. Adolf Hitler wykorzystał natomiast chaos w Niemczech, jaki panował po I wojnie światowej, aby zostać kanclerzem i nieoficjalnie dyktatorem Niemiec. Idąc ich wzorem pewien podstępny polityk regionu Kanto również postanowił zdobyć najwyższą władzę i udało mu się to. Ten polityk nazywał się Giuseppe Giovanni, później jednak zasłynął pod innym imieniem - Wielki Brat.
Kim jest ten człowiek, który to w ciągu zaledwie dwóch lat zdobył tak wielką władzę w całym Kanto? Otóż jest on synem emigrantów z Włoch, człowiekiem wysokim, szczupłym, o czarnych włosach i bardzo ponurych, czarnych oczach. Od dziecka zetknął się z naprawdę wielką biedą, która to gnębiła nie tylko jego, ale też i jego bliskich. Bieda owa była tak potężna, że niekiedy musiał jeść śnieg, a kilka razy jako dziecko miał on procesy o kradzież chleba lub innych wiktuałów. Jako dorosły człowiek zaś trafił do więzienia za kradzież z włamaniem. Odsiedział kilka lat i wyszedł, a na wolności znowu popełnił przestępstwo, ale tym razem również połączone z dotkliwym pobiciem ofiary kradzieży. Ofiara nieomal wyzionęła ducha i Giovanniemu groziło dożywocie, gdyby nie to, że udało mu się dostać do wojska i to jeszcze w chwili, kiedy bardzo potrzebowano żołnierzy, gdyż armia Kanto poniosło poważne straty podczas walk, które to straty musiała w jakiś sposób sobie zrekompensować poprzez kolejny pobór do wojska. Ponieważ podczas wojny zawsze wszystkie inne sprawy schodzą na dalszy plan, tak było i tym razem. Giuseppe Giovanni uniknął aresztowania i jako żołnierz trafił na front. W wojsku oczywiście nie było mu cudownie, zaś dowódca potrafił kilka razy narazić się swemu podwładnemu skazując go za niesubordynację na upokarzającą pracę w kuchni przy myciu garów, co dla człowieka tak bardzo ambitnego jak on musiało być wręcz upokorzeniem większym niż gdyby go zastrzelono podczas bitwy. Dlatego też nikogo za pewne nie zdziwi, że pewnego dnia, w trakcie potyczki jego dowódca zginął od kuli, która trafiła go w głowę. Co było najciekawsze, kula trafiła go od tyłu, a stał on przodem do wrogów. Kto więc go trafił? Czy był to pocisk z karabinu Giovanniego? Tego nigdy się już nie dowiedziano.
Podczas wojny Giovanni wykazał się wielką odwagą walcząc zaciekle na pierwszej linii frontu. Walczył on niezwykle zaciekle, jego odwaga i charyzma porywały innych za sobą, a jego waleczne czyny były stawiane innym za przykład do naśladowania. Swoją szaleńczą odwagą, wykazywaną zwłaszcza po tajemniczej śmierci swego dowódcy, zdobył wielki szacunek oficerów wojska Kanto, a także głównodowodzącego, co sprawiło, że dość szybko awansował i dwa razy został odznaczony. Ledwie się to stało, a wówczas jego pozycja w wojsku zmieniała się na coraz lepszą i zapewne dalej by tak było, gdyby wojna się nie skończyła. Paradoksalnie to właśnie wojna stanowiła najmilszy okres w życiu przyszłego Wielkiego Brata. Jej zakończenie równało się zaś dla Giovanniego powrotem do swojej biedy. Co prawda jego łupy wojenne oraz renta wojskowa, którą zdobył podstępem dzięki drobnym oszustwom, zapewniały mu znacznie lepszą przyszłość, ale to wszystko zostało przyćmione przez pewien bardzo smutny fakt, że cała jego rodzina zginęła zabita przez nieprzyjaciół.
Jak już wcześniej wspominaliśmy, Giuseppe Giovanni był naprawdę ambitnym człowiekiem. Podobno im bardziej człowieka przyciśnie bieda, tym bardziej chce się on z tej biedy wybić. A im bardziej pragnie to zrobić, to tym bardziej rośnie jego ambicja. Wzrost ambicji z kolei wywołuje także wzrost bezwzględności w dążeniu do celu. Krótko więc mówiąc, od biedy zwykle człowiek staje się Machiavellim. Tak też było w przypadku naszego bohatera, który bardzo szybko urósł w wielkie ambicje, które to zamierzał wykorzystać do zdobycia władzy. Ponieważ był bohaterem wojennym (i to jeszcze kilkakrotnie odznaczonym) wygraną w wyborach miał jak w banku i rzeczywiście, wygrał i został członkiem parlamentu. Jego ambicje sięgały jednak znacznie więcej, dlatego też wykorzystał fakt, iż jako polityk zarobił naprawdę bardzo wiele i licznymi akcjami charytatywnymi pozyskiwał on sobie zwolenników. Często też stawał pośrodku placu i krzycząc głośno na polityków dowodził, iż większość z nich nie chce wcale poprawić los ludu regionu Kanto, a jedynie napchać własne kieszenie pieniędzmi z podatków, które zdarli z biedoty tego regionu. Jego działalność doprowadziła do tego, że wniesiono przeciwko niemu wotum nieufności, a gdy ono przeszło, to wyrzucono go z parlamentu, ale zbyt wielu ludzi go kochało, dlatego też wymuszono na parlamencie ponowne przyjęcie go w poczet członków władz Kanto. A on realizował skutecznie swoją politykę. Chciał on piąć się wyżej, do samego rządu, czyli rady głowy państwa. Aby zdobyć stanowisko, o którym mowa, założył swoją partię i pozyskiwał sobie coraz większe poparcie dla swego stronnictwa coraz częstszymi akcjami charytatywnymi. Nic więc chyba dziwnego, że już wkrótce, gdy odbyły się wybory, został on członkiem rządu, a niedługo potem znalazł się w najbliższym otoczeniu prezydenta. Czegóż chcieć więcej?
Każdy inny człowiek z pewnością poprzestałby na tym sukcesie, ale nie on. O nie! Giuseppe Giovanni był człowiekiem, który chciał więcej i więcej. Tym razem też tak było, ponieważ zaczął myśleć o byciu samemu głową państwa. Jak należało się za to zabrać, to wiedział on już doskonale. Będąc jedną z osób działających w najbliższym otoczeniu głowy państwa wiedział o nim więcej niż powinien. Dlatego też bez trudu zdobył on wiele informacji na temat głowy państwa i podstępem upublicznił je. Wskutek tego przywódca Kanto został ośmieszony, a prócz tego musiał zrezygnować ze swego stanowiska. Ponieważ jednak zawsze w takich sytuacjach wybiera się nową głowę państwa, tym razem też tak było. A kogo miano wybrać, jak nie właśnie Giovanniego, człowieka tak nieskalanego i godnego szacunku?
W ten oto sposób, w ciągu zaledwie dwóch lat Giovanni stał się głową państwa, jednak jego kadencja mogła trwać tylko pięć lat. Przez ten czas skutecznie nasz bohater zaczął się rozwijać jako polityk i prowadzić dalej swoje akcje charytatywne itp. będące wszakże tylko i wyłącznie zwykłą pokazówką, o czym, niestety biedny lud nie wiedział. Gdy pięć lat minęło, to wówczas biedny lud zaczął się domagać zmiany konstytucji, aby można było ponownie wybrać pana Giovanniego na głowę państwa. Oczywiście parlament, obawiający się, że w ten oto sposób jego kompetencje zostaną zmniejszone, a prócz tego bojąc się imperialnych zapędów bohatera naszej opowieści, skutecznie bojkotował ten projekt, chociaż i w parlamencie byli zwolennicy przeprowadzenia nowelizacji konstytucji. Tak się jednak nie stało i wszelkie wnioski w tym kierunku zostały odrzucone przez większość parlamentarną. To z kolei nie podobało się ludowi, który na stanowisku głowy państwa chciał widzieć tylko i wyłącznie Giuseppe Giovanniego. Zatem niezadowolenie społeczne rosło coraz bardziej, a efekt tego mógł być tylko jeden.
Pewnej dnia doszło do zamachu stanu. Członkowie parlamentu, którzy to należeli do zwolenników Giovanniego i członków jego partii, z pomocą partyjnych bojówek wtargnęli do parlamentu z bronią w ręku i bez pardonu wymordowali wszystkich opozycjonistów. Prócz tego wojsko aresztowało każdego członka rządu, który to nie należał do zwolenników nowelizacji konstytucji. Ogłoszono też wszem i wobec, że na głowę państwa próbowano zrobić zamach, a zamieszani w to byli członkowie zarówno parlamentu, jak i rządu. Lud rzecz jasna w to uwierzył, a poza tym, dzięki działalności partii Giovanniego nie miał zaufania do żadnej innej partii w tym kraju, więc takie coś, jak zamach na dobrego i szlachetnego pana prezydenta zorganizowany przez opozycję było ludu aż nadto prawdopodobne. Dlatego też przyjął on bez gadania fakt wprowadzenia w Kanto stanu wyjątkowego, który to miał trwać aż do chwili, kiedy to zostanie odkryte, kto i dlaczego należał do tego spisku. Oczywiście parlament i rząd zostały rozwiązane, a nowych wyborów jeszcze nie przeprowadzono, choć prawdę mówiąc nikt jakoś nie kwapił się, aby to zrobić.
Dość szybko posypały się czystki w celu wyleczenia tego biednego kraju poprzez pozbycia się z nich jednostek podejrzanych politycznie. Lud to wszystko popierał, ponieważ uderzały one jedynie w elity, które lud miał w głębokim poważaniu. Właściwie, to im więcej ich zginęło, to tym lepiej dla nich było. Ogłoszono też wysokie pieniężne dla denuncjatorów, którzy dowiodą, iż ktoś należy do osób chcących skrzywdzić umiłowaną głowę państwa. Ludzie zatem bez żadnych skrupułów zaczęli donosić na swoich zamożniejszych sąsiadów i zagarniali w ten sposób cały ich dobytek, a do tego jeszcze bardziej miłowali oni ukochaną głowę swego państwa.
Giovanni zaś działał dalej i był bardzo zadowolony z odniesionego przez siebie sukcesu. Już nic nie stało mu na przeszkodzie, aby ogłosić się panem całego Kanto z władzą niczym nieograniczoną. Konstytucja została nowelizowana w taki sposób, że wszystkie partie zostały zdelegalizowane poza jedną - partią Giovanniego. Parlament oraz rząd jako instytucja zostały całkowicie usunięte i zastąpiono je radą prezydencką, wybieraną przez... samego Giovanniego, który to przyjął zaszczytny tytuł Wielkiego Brata z władzą przez nikogo nieograniczoną. Od tej chwili Giuseppe Giovanni stał się odpowiedzialny tylko i wyłącznie przed Bogiem i historią, co zamierzał skwapliwie wykorzystać. No i oczywiście to zrobił.
Jego działalność szybko zdobyła sobie wielu przeciwników, głównie u inteligencji chcącej powrotu dawnych czasów. Ciemny lud z kolei niewiele się tym wszystkim przejmował. Dzięki zalegalizowaniu narkotyków, jak i również zmniejszeniu cen na nie, podobnie jak i dzięki zmniejszeniu cen na alkohol biedota zawsze miała możliwość zaszaleć po pracy i w oparach narkotykowych i przy pełnych butelkach znajdowała ukojenie od ciężkiej pracy. Dlatego nie przejmowała się zbytnio swoją dola. Jednak to spotkało w większości ludzi najbiedniejszych, którzy wcale nie mieli czasu ani chęci do przypominania sobie dawnych czasów. Ci zaś, którzy mieli na to czas i chęć bardzo często narzekali na obecny system. Giovanni zaś doskonale wiedział o tym wszystkim i wiedział również, że jedyne, co może zrobić, to zadbać o wychowanie nowego pokolenia.
Tylko jak się za to zabrać? Wielki Brat doskonale już o tym wiedział. Wszystkie książki z całego Kanto zostały skonfiskowane i przepisywane na nowo, ale w taki sposób, aby były one poprawne politycznie. Pisano w nich teraz o tym, jakie to złe czasy panowały kiedyś, zaś główni bohaterowie powieści stawali się ludźmi podobnymi do Wielkiego Brata o podobnych poglądach, które były jedynymi słusznymi poglądami. Nie tylko książki to spotkało - filmy i muzykę również, a także podręczniki szkolne. Wszystkie te dzieła zostały wznowione i opatrzone specjalną pieczątką dowodzącą poprawności politycznej. Ponieważ jednak ludzie należący do opozycji przemycali sobie z zagranicy oryginalne wersje książek, filmów czy płyt z muzyką, zaczęto więc na nie polować. Zajmowali się tym członkowie straży pożarnej, których głównym zadaniem było polowanie na wszelkie dzieła niepoprawne politycznie i niszczenie ich przez spalenie. Ludzie przyłapani na posiadaniu takich dzieł musieli płacić wysokich kar pieniężnych, a w przypadku ponownego przyłapaniu ich na tym, mieli trafiać do więzienia, z którego wychodzili po zwykle dłuższym czasie. Trzecie zaś przyłapanie na posiadaniu niepoprawnych politycznie dzieł kończyło się wyrokiem śmierci.
Działalność propagandowa partii polegała nie tylko na tworzeniu na nowo dzieł poprawnych politycznie, ale też na podnoszeniu kultu Wielkiego Brata. Dzieci od najmłodszych lat zaczęto uczyć w szkołach miłości do głowy państwa, uczono ich na pamięć biografii tego jakże wspaniałego człowieka, a prócz tego zadbano o to, aby opozycja nigdy nie była niczego pewna. W tym celu rozwieszano wszędzie plakaty lub obrazy z wizerunkiem Giovanniego i napisem „Wielki Brat patrzy - zachowuj się więc poprawnie“, jak również głoszono, że z każdego z tych plakatów i obrazów może (choć nie musi) za pomocą specjalnych kamer patrzeć Wielki Brat. Więcej nawet... Zdjęcie lub też portret Giovanniego było praktycznie w każdym domu, w każdym mieszkaniu. Było to obowiązkiem każdego obywatela, posiadać u siebie podobiznę Wielkiego Brata. Głoszono, iż w każdym z nich znajduje się urządzenie, za pomocą którego Wielki Brat obserwuje ludzi będących przed jego podobizną. Nikt nie miał pewności, że jest to prawdą ani też pewności, iż to nie jest prawdą. Ludzie więc bali się rozmawiać o czymś, co jest niepoprawne politycznie, a prócz tego drżeli na samą myśl, że ich czyny zostaną źle zrozumiane i Wielki Brat uzna je za wrogie państwu, a wówczas aresztuje go policja, a on sam albo zostanie zabity, albo długi czas spędzi w więzieniu, z którego nie wiadomo, czy wyjdzie.
Oczywiście w takim świecie istniała również opozycja. Zwykle to bez trudu ją dławiono, jednak znalazła się też jedna, potężna wprost opozycja. Nazywano ich potocznie Oportunistami, a na ich czele stał jeden z dawnych zwolenników politycznych Giovanniego, Samuel Oak. Rzeczywiście, był on niegdyś bliskim współpracownikiem Wielkiego Brata i wspierał go w jego działaniach, ale tylko do czasu. Jego brak wiary w demokrację był na tyle prawdziwy, że czynnie wspierał on działalność swego przywódcy, jednak widząc wyraźnie coraz bardziej rosnący apodyktyczny charakter swojego wodza, przejawiający się poprzez wzrastającą cenzurę oraz okrutne metody jej wprowadzania, Samuel Oak zaczął krytykować pewne metody działania Wielkiego Brata. W przypadku innej osoby już sama krytyka byłaby wręcz zbrodnią polityczną nie do wybaczenia, jednak wobec członka partii głowa państwa okazała daleko posuniętą cierpliwość. Nie wiązała się ona jednak z dobrocią serca, a jedynie zwyczajnym pragmatyzmem. Wielki Brat bowiem wychodził z założenia, że jeśli ma działać, to potrzebuje zwolenników, a nie zdobędzie ich usuwając ze swego otoczenia wszystkich dotychczasowych współpracowników, którzy tym tylko mu zawinili, że nie rozumieją ogromu jego rozumnej działalności. W tej sytuacji więc próbował on przekonać do siebie Oaka, a gdy jego działalność tylko bardziej nastawiała tego człowieka przeciwko niemu, to uznał w końcu, iż nic z niego nie będzie i nakazał go zlikwidować. Jednak nie z Samuelem Oakiem takie numery, dlatego chyba nikogo nie zaskoczy fakt, że ów polityk uciekł i ukrył się w bezpiecznym miejscu, aby poprowadzić działalność opozycyjną przeciwko Wielkiemu Bratu. Jego działalność polegała głównie na tym, że jego ludzie sprowadzali podstępem z zagranicy oryginalne wydanie książek, filmów i płyt, a prócz tego jeszcze udostępniali je ludziom godnym zaufania. Dzięki temu wiara w Wielkiego Brata była stopniowo zachwiana, a jego kult mógłby w końcu upaść. Oczywiście, Giovanni doskonale sobie z tego wszystkiego zdawał sprawę i zamierzał zwalczać bezwzględnie zwalczać tych, co ośmielili się podważać sens istnienia kultu jego osoby.
Tak właśnie wyglądała w skrócie sytuacja polityczna tamtych czasów, aż do roku 1984, od którego zaczyna się nasza opowieść.
***
Straż pożarna była w Kanto jednym z najważniejszych urzędów. W ich bowiem rękach spoczywała odpowiedzialność za to, aby opozycja, a już zwłaszcza Oportuniści nie zdołali urosnąć w siłę i byli stopniowo jeden po drugim niszczeni. Gdy tylko członkowie straży otrzymywali donos, to zaraz przyjeżdżali we wskazane miejsce i dokonywali rewizji, a kiedy znajdowali tam coś niepoprawnego politycznie, to cóż... Palono te rzeczy przed domem winowajcy, który zgodnie z tym, o czym wcześniej mówiliśmy musiał albo płacić grzywnę, albo szedł do więzienia, albo musiał spodziewać się wyroku śmierci.
Oczywiście w straży pożarnej nie byli tylko dzielni strażacy walecznie zwalczający w trudzie i znoju wszelkie przejawy opozycji. Byli tam też ludzie pracujący w kancelarii, zajmującej się notowaniem tego, co należało notować. Takim oto człowiekiem był główny bohater naszej historii, czyli Ash Ketchum. Ów młody człowiek, czarnowłosy, z brązowymi oczami, o wysokim wzroście i bardzo przystojnej fizjonomii, był bratankiem samego Wielkiego Brata. On i jego młodsza siostra, niebieskowłosa panna Dawn, posiadaczka niebieskich oczu, a także też lekkiego, zadziornego noska byli wręcz oczkiem w głowie swojego stryja. Ich ojciec był przyrodnim bratem Wielkiego Brata, który zginął zabity przez jakiś bandytów. Dlatego wielkie nadzieje Giovanni pokładał w tej dwójce. Wiedział on doskonale, że swojej władzy nie zabierze ze sobą do grobu i musi ją kiedyś komuś przekazać, a komu miał ją przekazać, jak nie najbliższej rodzinie? I to jeszcze tak dobrze rokującej?
Dawn nie zajmowała się sprawami politycznymi. Raczej zajmowała się działalnością charytatywną, co też jej stryj jak najbardziej pochwalał, gdyż doskonale wiedział, że dzięki temu rośnie jego popularność, a przecież na tym mu zależało najbardziej. Prócz tego panna Dawn korzystała z życia w różny sposób, jednak zachowując przy tym dobry smak.
Jej starszy brat z kolei, jako przewidywany na następcę swego stryja piastował urząd Najwyższego Kontrolera Działalności Straży Pożarnej w samej stolicy Kanto, czyli Wertanii. Młodzieniec miał obowiązek jeździć na każdą akcję i obserwować, a prócz tego spisywać z tego raport i składać go swojemu stryjowi. Gdyby zaś zobaczył jakieś nadużycia czy łamanie zasad działalności owej instytucji, to musiał natychmiast powiadomić Wielkiego Brata. Należało to do jego obowiązków i Ash skwapliwie z niego korzystał, gdyż uczono go od zawsze o tym, jaki nieomylny jest jego stryj, a co za tym idzie nie mógł pozwolić na to, aby swoją działalności niekompetentni urzędnicy przynosili wstyd głowie państwa. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że za błędy rąk zawsze odpowiada głowa. Chciał więc tego uniknąć i zadbać o to, żeby nigdy do tego nie doszło, aby ktoś mógł wątpić w uczciwość i porządność urzędników państwowych. Gdyby zaś znaleźli się urzędnicy, którzy by swoim zachowaniem podważali nieomylność Wielkiego Brata, to musiał ich bezwzględnie zniszczyć, co też robił.
Oczywiście Ash Ketchum nie należał z racji swego stanowiska do osób lubianych, ale za to bardzo szanowanych oraz traktowanych z wyraźnym lękiem, ponieważ już kilku urzędników wskutek swoich nadużyć straciło przez niego stanowiska. Inni zaś, nie chcieli iść w ich ślady, dlatego trzeba było zachowywać się uczciwie lub też oszukiwać tak, aby nikt się o tym nie dowiedział, co jednak było trudne do przeprowadzenia, gdyż ostatecznie przecież Ash Ketchum należał do ludzi, których trudno było oszukać. Był on bowiem człowiekiem skrupulatnym, zawsze porządnie traktującym swoje obowiązki i nie skupiającym się na czymś innym.
Ash zawsze punktualnie przychodził do pracy i punktualnie z niej wychodził. Jako człowiek skrupulatny wszystkie swe obowiązki wykonywał tak, jak tego od niego oczekiwał Wielki Brat. A on sam mógł być z tego dumny. Jednak prawdę mówiąc nie był. Wciąż bowiem był zdania, że robi jeszcze za mało dla dobra Kanto, że mógłby zrobić jeszcze więcej. Jego mottem było hasło „Wielki Brat ma zawsze rację“, zaś drugie, dodatkowe motto stanowiły słowa: „Muszę robić dla tego kraju jeszcze więcej“. I robił, co tylko mógł, aby wprowadzać je w życie, rzadko korzystając z urlopów czy innych przyjemności w życiu.
Jego całkowitym przeciwieństwem był niejaki Gary, młodzieniec w tym samym wieku, co Ash i o dość podobnym do niego wyglądzie, z tym, że włosy miał brązowe, a nos nieco zadarty. Ten człowiek pracował jako oficer w straży pożarnej i był osobą, która nigdy nie odmawia sobie przyjemności, kiedy tylko może z niej skorzystać. Chodził do szkoły do tej samej klasy, co Ash, jednak mimo wszystko nie osiągnął tak wspaniałych wyników, jak jego szacowny kolega, co zrodziło w jego sercu zazdrość oraz wielką niechęć do Asha, któremu wolał jednak nie podskakiwać wiedząc, kim on jest dla Wielkiego Brata. Mimo wszystko czasem nie umiał sobie odmówić lekkiego podroczenia się z „Panem Estetą“ i „Paniczykiem“, jak nazywał Asha ze względu na jego zamiłowanie do estetyki, jak również bardzo porządnego wykonywania obowiązków.
- Jak się masz, mój drogi panie kontrolerze? - zaśmiał się wesoło Gary, podchodząc po pracy do Asha, który właśnie kończył swoje urzędowanie - Czy twój raport na temat naszych poczynań jest dostatecznie poprawny?
- Oczywiście, jak zawsze - odpowiedział mu Ash niechętnym tonem.
Doskonale wiedział, że ten młodzieniec z największą przyjemnością utopiłby go w łyżce wody, ale nie chciał on robić sobie z niego wroga. Co prawda mógłby on bez trudu go zniszczyć za pomocą jakiegoś fałszywego raportu, ale Ash nie zdobył się na to. Jako człowiek głęboko uczciwy nie umiałby żyć ze świadomością, iż zniszczył dla prywatnej zemsty jakiegoś człowieka, nawet tak podłą gnidę, jak Gary. Gdyby tylko Gary złamał jakieś zasady lub też źle wykonywał swoje obowiązki, to co innego. Ale niestety, tak wcale nie było, ponieważ zawsze skrupulatnie wszystkim się zajmował, więc jak tu można go wykończyć?
- Domyślam się, że jak zawsze, drogi przyjacielu - uśmiechnął się do niego podle Gary - Przecież obaj dobrze wiemy, że ty jesteś nieomylny, podobnie jak i Wielki Brat. Liczę na to, iż za wiele lat, gdy sam zostaniesz Wielkim Bratem, o mnie nie zapomnisz.
- Z pewnością nie zapomnę - rzucił mu Ash i już chciał sobie pójść, gdy nagle Gary zastąpił mu drogę.
- Przyjacielu, pozwól sobie dać małą radę.
- Jaką?
- Przyjacielską. Bo widzisz... Ty to zawsze jesteś taki uczciwy i taki wrażliwy, jakbyś co najmniej do jakiegoś zboru się zapisał. Powiedz mi, tak zupełnie szczerze. Należysz do Jehowów?
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy?
- Ponieważ jak ostatnio paliliśmy rzeczy tego gościa, któremu potem wlepiliśmy mandat dwustu tysięcy dolarów jakoś dziwnie się zachowywałeś i dziwnie patrzyłeś na to wszystko. Jakbyś żałował, że to w ogóle robimy.
- Nie żałowałem tego człowieka. Żal mi było jedynie tego, że musimy być tacy brutalni.
- A musimy, paniczyku - zaśmiał się podle Gary - A musimy, a wiesz może, dlaczego? Bo to jest walka o nasze przetrwanie, rozumiesz mnie?! Każdy przywódca musi walczyć z opozycją, a w naszym przypadku musimy walczyć jeszcze mocniej niż inni. Widzisz, bo to było tak, że rewolucja francuska wprowadziła gilotynę i to był wielki postęp wobec kata z toporem czy mieczem, co nie? Ale gilotyn było mało, przepustowość niewielka, więc rewolucja upadła, bo nie wykończyli wszystkich wrogów państwa. U nas będzie inaczej. U nas bowiem przepustowość jest taka, że zanim Wielki Brat zapanuje nad światem, to żaden wróg Wielkiego Brata i jego kultu po tym świecie chodził nie będzie.
- Do czego zmierzasz? - spytał Ash.
- A do tego, że nie można się nigdy cackać, paniczyku! - zawołał gromkim głosem Gary - Dlatego też my musimy być bezwzględni, żeby inni bezwzględnie nas nie wykończyli. Bo albo my ich zniszczymy, albo to oni nas zniszczą. Zapytaj swojego stryja, jak to wygląda, jeśli masz wątpliwości. Przekonasz się, że mówię prawdę.
Ash nie zamierzał kontynuować tej rozmowy, dlatego też lekko ukłonił głowę Gary’emu i poszedł sobie, a jego oponent jeszcze przez krótki czas wpatrywał się w niego, mówiąc sam do siebie.
- Inteligencik się znalazł... Humanista przeklęty. Ja ci jeszcze pokażę humanizm, paniczyku. Już ja ci pokażę.
***
Ash wracał do domu spokojnym, powolnym krokiem, nie zamierzając się spieszyć. Wiedział, że nie ma do czego, ponieważ w domu czekało na niego to samo, co zawsze, czyli pustka oraz samotność. Poza jego kilkoma wiernymi Pokemonami z Pikachu na czele nigdy nie miał on nikogo, kogo nazwałby swoją „drugą połową“. Oczywiście nie można powiedzieć, aby narzekał na brak powodzenia u płci pięknej. Wręcz przeciwnie, cieszył się u kobiet wielkim powodzeniem, ale czuł, iż to powodzenie jest spowodowane przede wszystkim tym, kim jest z pochodzenia, nie zaś temu, jakim jest człowiekiem. Bo przecież chyba nie bez znaczenia był tutaj fakt, iż jest on bratankiem samego Wielkiego Brata i piastuje dość ważne stanowisko w straży pożarnej. Ash był tego całkowicie pewien, jak i również tego, iż nie posiadałby takiego powodzenia, gdyby tak był po prostu zwykłym, szarym obywatelem. Dlatego nasz bohater, choć skwapliwie korzystał ze swojego powodzenia u kobiet, to jednak nigdy z żadną nie związał się na stałe. Jako człowiek na wskroś uczciwym, brzydził się on wszelkimi przejawami fałszu i zakłamania, dlatego też, chociaż umiał korzystać z życia, to nigdy nie posuwał się on dalej poza zwykły romans. Dlatego też jedyne osoby, do których mógłby wracać do domu, były jego wierne Pokemony, jak zawsze czekające na niego i witające go serdecznie, gdy tylko przestąpił próg domu.
Myśląc o tym wszystkim nasz bohater szedł dalej przed siebie w milczeniu. Nagle jego rozważania o wszystkim i o niczym przerwało mocne uderzenie, które to nagle spotkało go ze strony jakieś nieznanej mu osoby. Owa osoba wpadła na niego z impetem, przebiegając jednocześnie przez drogę. Ash upadł na chodnik na wskutek tego zderzenia, po czym popatrzył na nią sprawczynię tego incydentu. Była nią dziewczynka w wieku może jedenastu lat, blondynka o ciemno-niebieskich oczach, ubrana w różową sukienkę i buty tej samej barwy. Miała ona przez ramię przewieszoną żółtą torbę, z której wypadła jej jakaś książka.
- Mogłabyś trochę uważać, moja droga - powiedział gniewnym tonem Ash.
Dziewczynka przerażona spojrzała na niego i podniosła się szybko z ziemi, otrzepując z kurzu sukienkę.
- Strasznie pana przepraszam. Ja nie chciałam... Ja z pośpiechu tak...
- Z tego pośpiechu, to kiedyś samochód cię potrąci i będziesz miała za swoje - mruknął Ash, również podnosząc się z ziemi.
Nagle dostrzegł leżącą na ziemi książkę. Podniósł ją i spojrzał na jej okładkę.
- Hej! Proszę mi to oddać! To moje! - zawołała dziewczynka, wyraźnie zaniepokojonym tonem.
Ton ten wzbudził podejrzenia w Ashu. Jeśli ta mała była przelękniona, ledwie wziął on książkę do ręki, to znaczy, że musi coś ukrywać. Dlatego zaczął on przyglądać się książce.
- Proszę mi to oddać! - pisnęła dziewczynka.
- Coś się tak denerwujesz? - zapytał Ash, lekko wyszczerzając zęby w złośliwym uśmiechu - A może chcesz coś przede mną ukryć, mała? Zaraz zobaczymy, co takiego.
Mała już chciała wyraźnie dać dyla, ale chłopak złapał ją za rękę i przytrzymał, aby mu nie uciekła. Kiedy było trzeba, miał on żelazny uścisk, a z takiego uścisku nikt mu się jeszcze nigdy nie wyrwał. Dziewczynka też próbowała tego dokonać, ale jej się to nie udało. Ash tymczasem otworzył książkę i od razu rzuciło mu się w oczy to, co tam zobaczył. A raczej, czego nie zobaczył, a nie zobaczył tam pieczątki poprawności politycznej.
- No proszę, panienko. Teraz już rozumiem, czemu to chciałaś uciec - powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy do dziewczynki - Twojej książki brakuje pieczątki.
- Zwykłe niedopatrzenie - rzuciła dziewczynka.
- Doprawdy? I z tego powodu próbujesz uciekać?
Mała natychmiast się uspokoiła i spojrzała na niego uważnie.
- Ja uciekać? A niby kiedy chciałam uciekać?
- Spryciula z ciebie. Jak się nazywasz?
- Bonnie Meyer.
- Posłuchaj mnie uważnie, Bonnie Meyer. Posiadanie takich książek jest nielegalne. Wiesz o tym, prawda? Chyba każdy o tym wie.
- Ja nie wiem. Jestem tu nowa... Przyjechałam z Kalos parę dni temu i ta książka pochodzi z moich rodzinnych stron.
Było to kłamstwo szyte naprawdę grubymi nićmi i Ash doskonale o tym wiedział, jednak mimo wszystko żal mu się zrobiło dziewczynki, bo ostatecznie przecież była ona młoda, głupia i niedoświadczona. Robiono jej wodę z mózgu i wmawiano nienawiść do systemu i Wielkiego Brata, a także wciskano książki fałszowane za granicą i rozsyłane potem między ludzi przez opozycję dowodzoną przez Samuela Oaka.
Aby zrozumieć sposób myślenia Asha Ketchuma musimy wyjaśnić, iż jak większość urzędników młodego pokolenia święcie wierzył on w to, że tylko książki posiadające pieczątkę poprawności politycznej są prawdziwe, a te bez niej są fałszowane przez agentów Oportunistów. Nie zdawał sobie sprawy z tego, iż tak naprawdę jest odwrotnie, ponieważ tak, jak większość młodego pokolenia ulegał, niestety indoktrynacji ze strony władz, która to indoktrynacja była tym większa, że należał on do partii i był urzędnikiem państwowym. Dlatego właśnie jego myśli wyglądały tak, a nie inaczej.
- Błagam pana, proszę mi uwierzyć! Ja nie chcę nikomu szkodzić! - zawołała Bonnie wręcz płaczliwym tonem.
Ash wpatrywał się w nią i poczuł, że mięknie mu serce. W końcu ta mała, gdy prosiła tak bardzo przypominała mu jego młodszą siostrę, kiedy była w jej wieku. Jak mógłby skrzywdzić tak uroczą istotkę? Przecież sama z pewnością niczego takiego, jak dołączenie do opozycji by nie wymyśliła. Musi być narzędziem w rękach jakiś dorosłych osób, a być może po prostu nieświadomie przenosiła komuś książkę bez pieczątki. Choć w to ostatnie, tak prawdę mówiąc trudno było uwierzyć, bo przecież mała wyraźnie się bała zdemaskowania, a zatem musiała wiedzieć, co robi. Ale czy w pełni zdawała sobie z tego sprawę, to już inna kwestia. Wszak ich system miał za zadanie wychowywać, a co to będzie niby za wychowanie, jak mała trafi do poprawczaka, skąd praktycznie nikt nigdy jeszcze nie wyszedł naprawdę jako porządny obywatel? Zatem może lepiej będzie dać małej szansę? W każdym razie na pewno nie zaszkodzi. Bo ostatecznie, co taki dzieciak jak ona może zrobić? Jak może zagrozić państwu?
- Posłuchaj mnie uważnie, Bonnie - rzekł po chwili namysłu Ash - Jesteś jeszcze młoda i nie zdajesz sobie sprawy ze wszystkiego, co się dzieje na tym świecie. Dlatego ten jeden raz ci daruję, rozumiesz? Książki tej ci oczywiście nie oddam, ale pozwolę ci pójść i nie będę też spisywał raportu z tej sprawy. Musisz mi jednak obiecać, że więcej nie będziesz mieszać się w nic, co jest nielegalne.
- Obiecuję to panu. Słowo honoru! - zawołała Bonnie, podnosząc do góry dwa palce lewej ręki.
Ash podejrzewał, że dziewczynka mówi mu teraz tylko to, co on chce usłyszeć, jednak mimo wszystko była tak uroczo przekonująca, że po prostu trudno mu było się jej oprzeć, dlatego też udawał, iż jej wierzy i puścił ją wolno. Dziewczynka bardzo szybko zniknęła za horyzontem, a nasz bohater zauważył, że wciąż trzyma w ręku jej książkę. Schował ją więc do swojej torby z zamiarem spalenia jej, gdy tylko wróci do domu.
Młody Ketchum powoli powrócił do swojego miejsca zamieszkania, którym był piękny oraz elegancko urządzony domek na przedmieściach Wertanii. Wszedł do środka i zaraz obskoczyły go jego Pokemony na czele z wiernym Pikachu. Każdego z nich Ash czule pogłaskał, po czym nakarmił je, zdjął mundur, ubrał się w cywilny strój, po czym usiadł w fotelu, aby obejrzeć książkę, którą odebrał Bonnie. Było to grube tomisko w sztywnej okładce barwy fioletowej, z jakimś dość wysokim jegomościem na okładce. Jegomość miał cylinder, elegancki strój, długi płaszcz i laseczkę w dłoni. Sprawiał on wrażenie dżentelmena z pierwszej połowy XIX wieku. Pod postacią widniał dużymi literami tytuł powieści, który to brzmiał „Hrabia Monte Christo“. Ash uśmiechnął się lekko, ponieważ dobrze znał tę książkę. Ciekawiło go jednak, w jaki sposób wersja „sfałszowana“ (jak ją nazywał w myślach) różni się ona od wersji poprawnej politycznie. Dlatego też zaczął ją z ciekawości czytać. Nie spodziewał się, iż zmiany spotkają go już na samym początku. Zamiast odpowiednika Wielkiego Brata spotkał się on w książce z jakimś tajemniczym Napoleonem Bonaparte, a prócz tego pewne szczegóły życia głównego bohatera były zupełnie inne niż on je dotychczas znał. Bardzo go to zaskoczyło i chciał wiedzieć, ile jeszcze jest tych zmian. Czytał tak przez godzinę, potem drugą, że nawet zapomniał o posiłku, aż nagle z lektury wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi.
- Ciekawe, kto to może być o tej porze? - zapytał sam siebie Ash.
Schował szybko książkę między innymi książkami w swej biblioteczce, po czym podszedł do drzwi i zapytał:
- Kto tam?
- Swoi! - odpowiedział mu dziewczęcy głos, który od razu rozpoznał.
- Właź, siostrzyczko! - zawołał wesoło, otwierając drzwi.
Chwilę później do domu Asha wparowała bardzo urocza dziewczyna o ciemno-niebieskich włosach i oczach tej samej barwy, ubrana w czarno-różową sukienkę. W jednej ręce trzymała szampana, a w drugiej kieliszek, z którego właśnie się napiła.
- Mój kochany braciszek! - zawołała wesoło i ucałowała go czule w oba policzki - Przygarniesz mnie i moje towarzystwo?
- Jakie towarzystwo? - zdziwił się Ash.
- Swojskie. Tylko parę moich koleżanek.
- No dobrze.
- Dzięki, jesteś kochany! - zawołała Dawn i ponownie ucałowała Asha - Dziewczyny, wchodzić!
Już po chwili do domu Asha wparowało kilka dziewczyn w podobnym wieku, co jego siostra. Były to jej najlepsze koleżanki, czyli Misty, May, Iris, Alexa i Serena. Ta ostatnia weszła jako ostatnia i jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Asha, który to uśmiechnął się do niej delikatnie, ponieważ miodowowłosa panna o niebieskich oczach, zawsze ubierająca się skromnie i będącą najcichszą w całej tej kompanii osobą, bardzo mu się podobała, ale pamiętaj doskonale, iż kobiety w nim pociąga zawsze tylko i wyłącznie jego pozycja, a nie osobowość, to postanowił nie robić sobie wielkich nadziei w tym kierunku.
- Cześć, Sereno - powiedział przyjaznym głosem.
- Cześć, Ash - odpowiedziała mu dziewczyna, uśmiechając się doń delikatnie i płonąc rumieńcem.
Ash popatrzył na Serenę i poczuł, że serce zaczyna mu mocniej bić na jej widok. Szybko jednak się skarcił za tak głupie myśli. Przecież taka cudna dziewczyna jak ona, to może mieć lepszych facetów niż on i to na pęczki. Bo niby dlaczego miałby się jej podobać ktoś taki, jak on? I jeszcze do tego czemu niby miałaby nie lecieć na niego tylko dlatego, że jest on sławny? W końcu tyle razy spotykał się on z takimi dziewczynami, które chciały się kręcić koło niego tylko z powodu tego, kim był i nic poza tym. Niby więc czemu miałby nagle uważać, że Serena jest inna? Niby z jakiego to powodu miałby tak uważać? Choć oczywiście miał taką nadzieję, ale te nadzieje były tylko i wyłącznie nadziejami bez żadnego pokrycia w prawdzie.
Tymczasem Dawn rozkręciła już imprezę na całego, tańcząc wesoło wraz z May na stole, ku uciesze Iris, Misty i Alexy (klaszczących w dłonie).
- Czy wolno wiedzieć, co się dzieje? - spytał Ash Serenę.
- Och, wybacz. To wieczór panieński May - wyjaśniła mu zapytana - Zrobiłyśmy z tej okazji babski wieczorek, ale trochę za mocno Dawn i May sobie wypiły, więc postanowiły nagle zmienić lokal i... Sam rozumiesz.
- I uznały, że u mnie jest najlepsza zabawa?
- Tak, bo w końcu one wszystkie mają do ciebie słabość.
Nie miałyby jej, gdybym nie był tym, kim jestem, pomyślał sobie Ash, ale głośno tego nie powiedział. Chwilę później Dawn zeskoczyła ze stołu i nieomal tratując swojego wiernego Piplupa (który od nadmiaru szampana wpadł jej pod nogi), podbiegła do brata i zawołała:
- Zatańcz dla nas, braciszku!
- Słucham?! - zdziwił się Ash.
- No, zatańcz coś dla siostrzyczki, proszę! - zawołała Dawn, robiąc przy tym słodką minkę.
- Nie ma mowy! - rzekł oburzony młodzieniec - Nie będę odwalał dla was striptizu!
- I tak wszystkie moje koleżanki wiedzą, jak wyglądasz bez ubrania - rzuciła złośliwie Dawn, która doskonale wiedziała, że jej brat przespał się już ze wszystkimi jej koleżankami, jakie tylko mu przedstawiła (wyłączając Serenę, która to była zbyt skromna i zbyt nieśmiała, aby jakoś rozwinąć ich znajomość w taki sposób).
- Ale zapomnij o rozbieraniu się! - zawołał oburzony Ash.
- Spokojnie. Ja chcę tylko, żebyś zatańczył i zaśpiewał dla nas. Nic więcej.
- Zapomnij o tym, Dawn. Nie zgadzam się.
- Proszę, braciszku... Zrób to dla siostrzyczki. Proszę...
Ash popatrzył na dziewczynę i uśmiechnął się delikatnie.
- Wiesz dobrze, ty przechero wstrętna, że niczego nie jestem ci w stanie odmówić, gdy tak mnie prosisz. No dobrze, niech ci będzie.
- Juupi! - zawołała Dawn, a Serena klasnęła radośnie w dłonie, gdyż mimo nieśmiałości jej również udzielił się wesoły nastrój.
Już po chwili nasz bohater stał na stole i śpiewał wesoło piosenkę, wyginając się przy tym niczym Elvis Presley. Dziewczyny piszczały wręcz z emocji i oczywiście piły coraz więcej, także więc impreza rozkręciła się na całego.
- Ktoś dzwoni do drzwi! - zawołała Serena do Asha, przekrzykując dobrą zabawę.
- Dobrze, zobaczę zaraz, kto to taki - rzekł Ash i podszedł do drzwi, po czym otworzył je.
W progu stał jego pomocnik z pracy, Max Hameron, młody nastolatek o seledynowych włosach, czarnych oczach i okularach nasadzonych mocno na nos. Uśmiechnął się on do Asha i powiedział:
- Cześć, szefuńciu. Zapomniałeś raportów do Wielkiego Brata, więc ci je przyniosłem.
- Dzięki, Max. Jesteś super - odpowiedział mu Ash, biorąc od niego raporty - Co ja bym bez ciebie począł?
- Pewnie byś pogubił się w tym całym bałaganie - odpowiedział mu nieskromnie Max - No dobra, to ja już idę, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Hej, a co tam tak wesoło?
- A nic. Tylko mam tam sześć pijanych w sztok lasek, które to mają wieczór panieński jednej z nich.
- Serio? - Maxowi aż oczy się zabłyszczały, gdy to usłyszał - To ja tam muszę iść!
Ash zatrzymał go jednak.
- Hej, przyjacielu! Chyba mówiłeś, że się spieszysz!
- Tak, ale nie aż tak bardzo, aby nie pomóc szefowi z tym problemem.
- A czy ja mówiłem, że to jest problem?
- Nie musiał szef. Ja umiem czytać między wierszami.
- Oczywiście. Spadaj do domu, bo już późno.
- Ale szef nie da sobie radę z nimi wszystkimi! Potrzebuje szef pomocy prawdziwego zawodowca!
- Aha! I mam rozumieć, że to ty nim jesteś?
- Nie chwaląc się jam ci to!
- Jasne, już ci wierzę. A poza tym jesteś jeszcze nieletni i chyba nie powinieneś... broić.
- Powie szef, że miałem pomroczność jasną i będzie po problemie.
- Dobra, spadaj! Widzimy się jutro w pracy!
To mówiąc Ash zamknął chłopakowi drzwi przed nosem, potem zaś spojrzał wesoło na dziewczyny, które najwidoczniej nie chciały czekać na zawodowego tancerza i same po kolei zaczęły tańczyć na stole, zrzucając z siebie część ubrań. Nawet Serena, chociaż zazwyczaj nieśmiała, w końcu dołączyła do zabawy, gdyż Dawn przekonała ją do wypicia kilku kieliszków szampana. Jako, iż Serena nie była osobą trunkową, to alkohol w małej ilości dość szybko uderzył jej do głowy, także nim Ash się obejrzał, tańczyła ona na stole z innymi, ale straciła równowagę i wpadła prosto w objęcia Asha, który w ostatniej chwili złapał ją na ręce.
- Chyba powinnaś się już położyć, Sereno - powiedział młodzieniec poważnym tonem.
- Oj tak, mój ty bohaterze - zaśmiała się dziewczyna - Możesz mnie zanieść do łózia?
Ash uśmiechnął się i zaniósł ją na górę do swojej sypialni, ale ledwie położył ją na łóżko, a dziewczyna złapała go mocno, przyciągnęła do siebie i pocałowała namiętnie w usta. Nasz bohater był tym wszystkim bardzo zdumiony, jednak nie odmówił pocałunku, choć gdy już dobiegł on końca, to powiedział:
- Posłuchaj... Lepiej przestańmy, zanim posuniemy się za daleko.
- Ale ja mam dość bycia grzeczną i nieśmiałą! - zawołała Serena, a po jej głosie było widać, że nie jest trzeźwa - Chcę być wreszcie szczęśliwa! I z tobą, mój ty słodziaku! Rozumiesz?! Z tobą!
- Tak, a na rano powiesz, że podle wykorzystałem sytuację.
- Nie powiem. A zresztą...
To mówiąc wzięła do ręki kartkę i napisała na niej następujące słowa:
Oświadczam uroczyście, iż to, co zrobiłam z Ashem Ketchumem tej nocy zrobiłam tylko z własnej, nieprzymuszonej przez nikogo woli i Ash nie wykorzystał mnie podle, tylko po prostu nie mógł mi się oprzeć.
Serena Evans.
- Może być? - spytała, gdy pokazała mu już oświadczenie.
Ash był tym tak ubawiony, że nie umiał się nie uśmiechnąć, ani tym bardziej odmówić tego, o co Serena prosiła, gdyż za bardzo dziewczyna mu się podobała, aby miał to zrobić. Bał się tylko, że rano będzie ona nie tylko żałować ich zbliżenia, ale do tego na zawsze zerwie z nim wszystkie relacje. Jednak nie umiał zbyt długo o tym myśleć czując na swoich ustach cudowny smak ust Sereny, który to smak całkowicie odebrał mu zdolność myślenia.
C.D.N.
Ciekawie się rozpoczyna ta historia. Mamy w niej trochę faktów i postaci historycznych. I widzę, że w niej bohaterowie posiadają swoje prawdziwe imiona i nazwiska. Giovanni jest bardzo ambitnym, walecznym, charyzmatycznym i odważnym człowiekiem o trudnej przeszłości, skoro spędził kilka lat w więzieniu, a potem w wojsku. I prawdopodobnie zastrzelił swojego dowódcę za upokorzenia, jakich od niego doznał. Mimo to potrafił pozyskać szacunek i podziw wśród wojska swoją zuchwałą odwagą i determinacją, dzięki czemu awansował na oficera. Do tego jest przebiegły, skoro potrafił sobie zapewnić pewien dostatek przez dopuszczenie się kilku oszustw. Potem został politykiem, dzięki czemu znacznie się wzbogacił. Do tego przeprowadzał akcje charytatywne tylko po to, żeby pozyskać zwolenników. W rzeczywistości jest bowiem bezwzględnym i żądnym władzy egoistą, któremu wcale nie zależy na pomaganiu innym. Oni stanowią dla niego jedynie środek do osiągania celów. Zamarzyło mu się zostanie prezydentem, żeby tylko pozyskać jak największą władzę w Kanto. A że był bardzo inteligentnym i sprytnym człowiekiem, to zdołał zapewnić sobie przychylność obywateli i ośmieszyć prezydenta po to, aby zająć jego miejsce. Po upływie jego kadencji, ludność ponownie chciała go wybrać na prezydenta, ale parlament nie wyraził na to zgody w obawie przed utratą wpływu na rządy. I tak doszło do wybuchu krwawej rewolucji, która doprowadziła do obalenia parlamentu i rządu. Giovanni wprowadził swoją tyranię, dzięki poparciu większości obywateli, którzy widzieli w nim dobrego i szlachetnego człowieka. Następnie pozbył się swoich wszystkich przeciwników, zyskując pełnię władzy nad regionem. Do tego usunął wszystkie partie poza swoją, która skupiała jego największych zwolenników. Powołał również radę prezydencką, której członków sam wybierał. Ale okazało się, że inteligencja nie popierała jego samodzielnych i niczym nieograniczonych rządów. I nic dziwnego, skoro zalegalizował sprzedaż narkotyków. Okazało się, że jego rządy wcale nie były takie wspaniałe, co światlejsi ludzie potrafili dostrzec. Do tego wprowadził cenzurę i propagandę swoich rządów i przekonań. Wprowadził też kary śmierci za posiadanie nielegalnych filmów czy literatury. Zaczął też zastraszać ludzi i otaczać swoją osobę kultem, zupełnie jak Lenin czy Stalin, wprowadzając rządy totalitarne. Ludzie naprawdę zaczęli się go bać. Jednak powstała przeciw niemu silna opozycja z Samuelem Oakiem na czele. On ze zwolennika Giovanniego stał się jego zagorzałym przeciwnikiem, organizując przemyt nielegalnych rzeczy. Tylko muszę Ci zwrócić uwagę na pewną rzecz. Otóż w czasach, w których rozgrywa się ta opowieść, nie znano jeszcze płyt CD. Wtedy muzykę nagrywano na płyty winylowe i słuchano ich na gramofonach. Policję Giovanniego stanowi straż pożarna. Ojciec Asha i Dawn nie żyje, ale stryj bardzo ich ceni. Ash popiera działalność swego stryja i gorliwie mu pomaga. Zajmuje się nadużyciami wśród urzędników. Jest bardzo punktualny, skuteczny i obowiązkowy, więc jego stryj naprawdę może na nim polegać. Do tego jest pracoholikiem, zupełnie jak ten koń w "Folwarku zwierzęcym", który miał identyczne motta. I bardzo nie lubi się z Garym, chociaż jest uczciwy, dlatego nie zamierza pozbawiać go stanowiska w straży. Do tego nie podobają mu się brutalne metody, jakie wykorzystuje straż pożarna, choć robi to przecież z rozkazu Giovanniego. Gary popiera brutalne metody, które sam zapewne stosuje podczas, gdy Ash jest im przeciwny.
OdpowiedzUsuńTak - bohaterowie tutaj noszą swoje prawdziwe imiona i nazwiska. A sam Giovanni posiada tutaj pewne elementy biografii Hitlera: służba w wojsku, pobyt w więzieniu, skuteczna działalność polityczna, wygrana w wyborach oraz zamach stanu i to krwawy (noc długich noży). Dodaj jeszcze do tego zdelegalizowanie wszystkich partii politycznych poza swoją i jeszcze kult swojej osoby. Choć z Lenina i Stalina też sporo posiada. Zresztą Stalina też nazywano Wielkim Bratem, zwłaszcza po napisaniu przez Orwella powieści "ROK 1984", gdzie mamy wizję Anglii rządzonej przez partię przypominającą bolszewików i z tajemniczym przywódcą zwanym Wielkim Bratem. A że Orwell w swoich powieściach antyutopijnych szykanował właśnie stalinizm, to potem wielu zaczęło nazywać Stalina Wielkim Bratem. Giovanni chyba doskonale pasuje do takiej roli. A przy okazji w oryginalnej powieści "ROK 1984" był też rzekomo ruch oporu wobec władzy i jej przywódca o nazwisku Goldstein, ale jak wynika z kontekstu, najprawdopodobniej był tylko wymysłem partii, aby mieć na kogo zwalać winę w razie czego. Sugerowano, że Goldstein był dawniej przyjacielem i współpracownikiem Wielkiego Brata, ale potem go zdradził i dąży obecnie do jego upadku. Podobnie było w "FOLWARKU ZWIERZĘCYM", knury Napoleon i Snowball przejęły władzę i potem się o nią biły i ten pierwszy przegnał tego drugiego, a potem w razie jakiś problemów zawsze jego czynił winnym wszystkich nieszczęść spadających na Folwark, co skutkowało. Tu wykorzystałem podobny motyw i chyba dobrze mi wyszedł. I cieszę się, że zwróciłeś mi uwagę na fakt, że w 1984 roku jeszcze nie było płyt CD. Umknęło mi to i poprawię ten szczegół. A Gary tu wyjątkowo gra gnidę, z kolei Ash jest tu osobą oddaną stryjowi, ale nie popierającą terroru i uważającą, że lepiej jest postępować łagodnie. Wierzy w słuszność postępowania Wielkiego Brata, ale też wolał raczej politykę łagodniejszą. A zauważ, po co Wielki Brat zalegizował narkotyki i zmniejszył ceny na alkohol. Aby ludzie biedniejsi i prości się mieli jak cieszyć życiem i wyszaleć po ciężkiej pracy i stracili powód do buntu, więc teraz praktycznie inteligencja się buntuje widząc pełnię jego podłości. Reszta się boi lub nie widzi zła w jego polityce lub ma ją gdzieś, skoro mogą swobodnie pić i ćpać. Straż pożarna pełni tu podobną funkcję, co w powieści antyutopijnej będącej moją inspirację. Czyli w pewnym sensie policja oczyszczająca kraj z elementów antypaństwowych. Oczyszczająca ogniem, rzecz jasna. I dobrze zauważyłeś - Ash myśli podobnie jak koń Boxer z "FOLWARKU ZWIERZĘCEGO". Ale w przeciwieństwie do niego umie myśleć samodzielnie, co potem odegra ważną rolę w historii.
UsuńGary popiera politykę terroru i sam ją stosuje. Ash natomiast jest jej przeciwny, ale mimo to uważa stryja za nieomylnego, wychodząc z założenia, że tak być musi. Giovanni posiada duże zdolności przywódcze, ale nie umie ich w pełni wykorzystać, skoro narzuca swoją władzę siłą, stosując terror na masową skalę. No tak, dla niektórych główny sens życia to alkohol i narkotyki. Tacy nie stanowią dla władzy żadnego zagrożenia, bo nie myślą o żadnych zmianach. Giovanni uczynił ze straży pożarnej swoją milicję, która zajmuje się prześladowaniem tych, którzy ośmielają mu się sprzeciwiać. I widzę, że Ashowi doskwiera samotność, dlatego jest tak wielkim pracoholikiem. Praca dla stryja stanowi jedyny sens jego życia. I odczuwa dumę z tego, że on powierzył mu tak odpowiedzialne stanowisko na czele swojej straży. I do tego jest rozpustny, skoro bawi się w przelotne romanse. Nie to, co w rzeczywistości, bo przecież on tak naprawdę sypia tylko z Sereną, więc o żadnej rozwiązłości nie może być mowy. xD Ale mimo to w tej historii jest uczciwym człowiekiem, skoro nie daje kobietom żadnych nadziei, poza przygodnym seksem bez zobowiązań. Pewnie z góry je uprzedza, aby na nic więcej nie liczyły. Do tego posiada kilka wiernych Pokemonów i siostrę, która zapewne jest mu najbliższą osobą. A Bonnie zapewne weszła w posiadanie nielegalnej książki, dlatego tak się obawiała, kiedy Ash wziął ją do ręki. Ona niestety, nie potrafi ukrywać swoich emocji, przez co można z niej czytać jak z otwartej książki. Ale mimo to potrafi kłamać, choć Ash nie dał się na to nabrać. I jest przekonany o tym, że to opozycja fałszuje książki, a nie partia zwolenników jego stryja. Jednak postanowił nie skazywać Bonnie na pobyt w poprawczaku przez doniesienie na nią, bo uznał że jest niegroźna. A ile Pokemonów on posiada? I okazało się, że tą nielegalną książką jest słynna powieść Dumasa. Ciekawe. :) Ash nie wie, kim był Napoleon Bonaparte? W sfałszowanej wersji przerobiono go na Wielkiego Brata? Nic dziwnego, że Asha tak zaciekawiła i pochłonęła ta powieść, skoro losy głównego bohatera są w niej zupełnie inne niż w tej wersji, którą znał. I uradowała go wizyta siostry. Dawn posiada aż 5 bliskich przyjaciółek. I oczywiście Serena od razu przypadła mu do gustu. :) Okazała się skromną, cichą, nieśmiałą i spokojną dziewczyną, i to chyba najbardziej mu się w niej spodobało. On jednak uważa, że istnieją mężczyźni znacznie lepsi od niego i że ona na niego nie zasługuje, co oznacza że również jest skromny. Poza tym obawia się, że ona może na niego lecieć tylko dlatego, że jest kimś wysoko postawionym, bo tak było w przypadku innych kobiet, z którymi obcował. Dawn jest zwariowana i energiczna. Od razu potrafiła rozkręcić imprezę na całego. Tylko wpadła i już rozrabia. xD I okazało się, że wszystkie jej przyjaciołki mają słabość do Asha, a on jest przekonany, że swoje powodzenie u kobiet zawdzięcza tylko i wyłącznie swojej pozycji. Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że naprawdę może podobać się kobietom. I nawet Piplup się upił? Zaraz, od kiedy to Pokemony mogą pić alkohol? xD Ash w tej historii jest naprawdę strasznym rozpustnikiem, skoro zdążył już zaciągnąć do łóżka wszystkie koleżanki swojej siostry xD Oczywiście z jednym wyjątkiem, którym jest Serena. Ash obraził Dawn, ale ona nic sobie z tego nie zrobiła xD I okazuje się, że on też potrafi być wesoły i zabawny xD A Max pracuje u niego na stanowisku pomocnika i uważa, że bez niego by sobie nie poradził. Ash stwierdził, że ma u siebie sześć pijanych lasek, choć Serena na pewno wcale nie jest pijana, bo ona raczej nie należy do tych, które dużo piją, ale on najwyraźniej mierzy wszystkich jedną miarą. Max jest naprawdę zabawny. Fajne teksty rzuca. xD O nie, jednak Serena też się upiła, choć zapewne nie na tyle, żeby rozbierać się przy Ashu xD Ale stała się na tyle odważna, że pocałowała Asha i to w namiętny sposób. Do tego zaciągnęła go do łóżka, a on oczywiście nie umiał jej odmówić. Ale numer! Ta historia staje się coraz ciekawsza! :)
OdpowiedzUsuńGiovanni to zdecydowanie taki typ, który pasuje idealnie do roli dyktatora pokroju Hitlera czy Stalina. Tu wyjątkowo Gary gra czarny charakter i do tego popiera politykę terroru i bardzo chętnie sam ją stosuje wobec przeciwników. Ash z kolei jest oddany stryjowi i uważa go za właściwego człowieka na właściwym miejscu, ale terror to jest coś ponad jego siły. Giovanni to kanalia, dlatego stosuje terror bez wahania, aby zamknąć usta wszystkim oponentom swojej władzym. A ludziom prymitywnym zamyka usta dając im możliwość stosowania używek wiedząc, że tacy po otrzymaniu tego, czego chcą będą siedzieć cicho. Straż pożarna to faktycznie w rzeczywistości milicja do zastraszania społeczeństwa. Ash rzeczywiście z powodu samotności stał się pracoholikiem i zgadza się, nie wierzy w to, że jakaś go może kochać dla niego samego i wdaje się w przelotne romanse. I z góry stawia jasno sprawę swym kochankom. A tak, w rzeczywistości kocha Serenę i sypia tylko z nią :) Tak, Bonnie posiadała nielegalną książkę i dlatego tak się przestraszyła Asha, ale ten puścił ją wolno ze względu na jej młody wiek. I tak, on wierzy w to, że to opozycja fałszuje książki, a nie na odwrót, bo tak mu wpajano od dziecka. Ile Ash ma tu Pokemonów? Kilka, ale w historii pojawią się trzy. He he he - moja ulubiona powieść Dumasa, jakoś nie mogłem się oprzeć xD Zgadza się, Wielki Brat rozsiewał swój kult poprzez np. fałszowanie fabuły książek zastępując w nich wielkich przywódców i ich ideologie na postacie wzorowane na nim i jego ideologię. Wobec tych, którzy nie znali oryginałów (a po wojnie było ich pełno), taka metoda działała. Ale Ash teraz pozna oryginał i będzie w wielkim szoku. Widzę, że humorystyczna wstawka do opowieści Ci się podoba :) Pewnie, że już wszystkie przyjaciółki swej siostry Ash zaliczył, a teraz oddała mu się Serena, która go skrycie kocha i to z wzajemnością :) Dawn jest urocza i energiczna, do tego rzuca żartami i jak tu jej nie lubić? Taką siostrę to byś pewnie chciał mieć :) He he he - normalnie Pokemony mogą pić alkoholu, a w każdym razie nie było jeszcze takiego przypadku, ale tutaj się dzieją różne zwariowane rzeczy xD Max jest jego pomocnikiem i posiada podobne podejście do Asha, co w realu - jest mu oddany i podziwia go oraz lubi dobre żarty oraz płeć piękną i rzuca nieraz żarty o charakterze erotycznym, co pasuje do wieku chłopaka dojrzewającego fizycznie xD Serena jest nietrunkowa, więc po kilku drinkach łatwo upiła się i nabrała odwagi wobec Asha, zaciągając go do łóżka, a on nie umiał się jej oprzeć i ja mu się nie dziwię :)
Usuń"Krótko więc mówiąc, od biedy zwykle człowiek staje się Machiavellim." - znaczy się, zostaje pisarzem politycznym? Kurde, to muszę uważać.
OdpowiedzUsuń