sobota, 13 stycznia 2018

Przygoda 107 cz. II

Przygoda CVII

Pikachu detektywem cz. II


Rzeczywiście, miałem niestety rację, gdyż Pancham zrobił więcej niż powinien, bo oprócz tego, że wyraźnie zalecał się on do Nowej Meloetty, to jeszcze (nie wiem, czy świadomie, czy nie) robił wszystko, aby doprowadzić do szału Oshawotta i Piplupa, którzy do końca dnia patrzyli na niego z gniewem i wyraźną niechęcią. Byli coraz bardziej wściekli jego obecnością oraz zalotami wobec Meloetty, która wyraźnie szybko polubiła Panchama.
- Mam tylko nadzieję, że ona się w nim nie zakocha - powiedziałem do Buneary, gdy szykowaliśmy się do snu.
- Ona w nim? Spokojnie, nie musisz się obawiać - zachichotała moja dziewczyna - Tego nie musisz się obawiać. Ona jest zbyt poważną osobą, aby miała się w takim podrywaczu zakochać. Jej z pewnością imponują poważne Pokemony, a on zdecydowanie do takich nie należy.
- Tak, ale w walce zawsze się sprawdza i nigdy nie zawiódł mnie jako druh.
- To prawda, jednak materiał na chłopaka z niego kiepski.
- Cieszę się, że tak mówisz, bo to wyraźnie dowodzi, iż nie mam w nim rywala.
Buneary parsknęła śmiechem.
- Rywala? W nim? Pikachu, kochanie... Ja się nigdy bym w kimś takim nie zakochała. Ja lubię jedynie odważne, szlachetne i mądre Pokemony.
- Takie jak ja?
- Powiedzmy... Ach, zapomniałam przy okazji dodać, że skromne.
Parsknąłem śmiechem, a Buneary popatrzyła na mnie czule i dodała nieco zalotnym tonem:
- Pamiętam czasy, kiedy moje zaloty odbierałeś jako nachalność.
- Oj tam, zaraz nachalność... - odparłem wesoło - Mylisz pojęcia. Po prostu dziwiło mnie to, że mogłaś się we mnie zakochać pomimo tego, iż jesteśmy oboje różnych gatunków. Poza tym zbyt emocjonalnie... To chyba dobre słowo, prawda?
- Możliwe. A więc co robiłam emocjonalnie?
- Zbyt emocjonalnie okazywałaś mi swoje uczucie i to jeszcze przy wszystkich. To mnie nieco peszyło. Ale jednocześnie zawsze byłaś urocza i bardzo sympatyczna. A kiedy nie widzieliśmy się długo, po prostu bardzo za tobą tęskniłem. Cieszyło mnie więc nasze spotkanie w Unovie.
- Tak, mnie też. Bardzo się za tobą stęskniłam i poczułam się wręcz cudownie, gdy mogłam cię znowu zobaczyć, a ty do tego jeszcze również byłeś zachwycony z mojej obecności.
- Pewnie, że byłem. Pokochałem cię, ale prawdę mówiąc chyba dopiero nasza rozłąka pozwoliła mi w pełni to zrozumieć. No, a gdy potem znowu musieliśmy się rozstać, to było mi chwilami bardzo smutno bez ciebie. Wiele o tobie myślałem, naprawdę bardzo wiele. I tęskniłem za tobą. Gdy zdecydowałaś się z nami pojechać do Alabastii, to byłem tym tak troszkę przerażony, bo nie wiedziałem, czy zdołam porzucić życie kawalera, a prócz tego jeszcze nie byłem do końca pewien twoich uczuć. No i jeszcze coś. Chodziło o to, że...
- O co, kochanie?
- O to, że przeżywaliśmy wiele naprawdę bardzo groźnych przygód i bałem się, abyś nie musiała narażać podczas nich swojego życia, które dla mnie więcej znaczy niż moje.
- Ja mam tak samo z twoim życiem - odpowiedziała mi Buneary - Dlatego cię rozumiem. Na twoim miejscu też bym nie chciała, abyś musiał niepotrzebnie narażać swoje życie. Ale tak czy siak to wszystko mamy już za sobą.
Wzięła mnie za moje łapki i uśmiechnęła się do mnie czule.
- Cieszę się, kochanie. Cieszę się, że jesteś tu ze mną, Pikachu.
- I ja się cieszę, że tu jesteś, Buneary.
Moja ukochana przytuliła się do mnie bardzo czule, a ja zachichotałem radośnie, mówiąc:
- Tyle miłości wokół nas... Szczęśliwej i nieszczęśliwej. No i jeszcze zwariowanej... Różne rodzaje miłości widzimy wokół siebie.
- Tak... A ta, co ją teraz widzimy... Miłość naszych dwóch przyjaciół do Meloetty... Jest bardzo zwariowana, ale spokojnie. Jak każda zwariowana przygoda skończy się dobrze.
- Mam taką nadzieję, Buneary, bo wolę nie myśleć o konsekwencjach takiego zwariowanego przypadku.
- Dramatyzujesz, kochanie. Będzie dobrze, zobaczysz.
- Obyś miała rację.

***


Niestety, Buneary nie miała do końca racji, ponieważ następnego dnia zaczęła się rozróba i to wręcz na całego. A wszystko przez dwa Pokemony. Pierwszym z nich był Watchog Damiana, który posprzeczał się i to ostro z Krookodilem.
- Słuchaj no, kolego! Możesz sobie innymi dyrygować, jeśli ci na to pozwolą, ale mną nie będziesz!
- Nie chcę tobą rządzić, ale uważam, że w sprawie dekorowania domu w świąteczny sposób mam większe doświadczenie niż ty, dlatego właśnie powinieneś mnie posłuchać w takiej sprawie.
Watchog spojrzał groźnie na swego rozmówcę i rzucił:
- Doceniam twoje starania, aby mi pomóc, ale ja mam własny rozum i wiem, co mam robić, a czego nie.
Krookodile zazgrzytał gniewnie zębami i zawołał:
- Posłuchaj, gryzoniu... Takim tonem może do mnie mówić tylko Ash, a ty nim nie jesteś, więc zdobądź się na odrobinę uprzejmości, dobra?!
- No i znowu zaczynasz wszystkimi rządzić! Słuchaj, jesteś naprawdę mądry oraz pomocny, ale mimo wszystko twoja zbyt wielka pewność siebie jest naprawdę irytująca. Odpuść więc, proszę cię, ponieważ nic nie zyskasz dyrygowaniem innych, dobrze?
Ktoś inny, znacznie spokojniejszy z pewnością by dał sobie spokój, ale niestety nie Krookodile. Tak, jak powiedział Watchog: on umie być mądry i pomocny, ale traci niestety zbyt szybko panowanie nad sobą, co wywołuje dość często sprzeczki. Tym razem też tak było.
- Teraz to ty dajesz mi rady, co mam robić, a co nie. Pozwól więc, że odpowiem ci tak samo, jak ty mnie. Nie dyryguj moją osobą.
- Ja tobą nie dyryguję. Ja tylko grzecznie proszę.
- I ja tylko grzecznie proszę! Pilnuj lepiej swoich przednich siekaczy, zarozumiały gryzoniu!
Ów zarozumiały gryzoń warknął wściekle i syknął:
- Słuchaj, jesteś naprawdę irytujący!
- Ty także.
- Naprawdę? Więc jak cię zaraz walnę, to zrobię się jeszcze bardziej irytujący!
- A spróbuj tylko, to jak ja ci oddam, to możesz świąt nie doczekać!
- Grozisz mi, kochasiu?!
- Tylko ostrzegam.
- Więc i ja cię ostrzegam! Lepiej nie lekceważ „głupiego gryzonia“, bo jeszcze ten głupi gryzoń może ci pokazać, na co go stać!
- Tak?! I co mi niby zrobisz, co?! Zaprezentujesz taniec dziadka do orzechów?!
Obaj adwersarze patrzyli na siebie groźnie, ale w końcu przyszła Nowa Meloetta i poprosiła, aby się uspokoili. Pod jej wpływem zarówno Watchog, jak i Krookodile postanowili odłożyć sprzeczki na inny raz (jeśli oczywiście w ogóle zamierzali do nich wracać), a potem zajęli się pomocą naszym ludzkim przyjaciołom w dekorowaniu domu.
Ale o ile ta sprzeczka była irytująca, to jeszcze bardziej irytująca była sprzeczka, jaka wybuchła nieco później, a wszystko przez Panchama, który zrobił piekielną awanturę z powodu swoich okularów przeciwsłonecznych, które otrzymał niegdyś od Sereny. Okazało się, że w nocy ktoś mu je ukradł i gdzieś ukrył. Załamany Pancham chodził po pokoju, w którym się zebrała część z nas i zaczął sprzeczkę z Oshawottem i Piplupem.
- To jeden z was mi je ukradł, jestem tego pewien! - zawołał wściekle w ich kierunku.
Oba Pokemony, choć zdecydowanie nie pałały do siebie sympatią, tym razem jednocześnie i zgodnie zaprzeczały tym plotkom.


- Posłuchaj mnie, Pancham... Nie wiem, kto ukradł ci te twoje głupie okulary, ale to nie był nikt z nas! - zawołał Oshawott.
- Właśnie! Nie opowiadaj bzdur! - dodał gniewnie Piplup, biorąc się skrzydełkami pod boki - Przecież każdy mógł je zabrać, gdy spałeś!
- Może i każdy, ale nie każdy miał do tego powód! - odpowiedział gniewnie Pancham - A wy dwaj mieliście.
- Nie mielibyśmy powodu, gdybyś tak się nie zalecał do Meloetty! - zawołał Oshawott.
- Aha, a więc przyznajecie, że mieliście powód, tak?!
- Tego nie powiedziałem.
- Ale to sugerujesz!
- Słuchaj, koleś... Bez takich, dobra?! Może Piplup miałby powody, ale na pewno nie ja.
Piplup spojrzał gniewnie na Oshawotta i zawołał:
- Że słucham?! Ja miałbym powód?! A ty to może nie, Casanovo od siedmiu boleści?!
- Że co?! - krzyknął Oshawott - Nie wciskaj mi kitów! To ty miałeś o wiele więcej powód do kradzieży niż ja!
- A to niby czemu?
- Bo tobie bardziej odbija z powodu Meloetty!
- A tobie to niby nie odbija?!
- Weź się już lepiej przymknij!
- To ty się przymknij i przyznaj do kradzieży!
- Nie mam się do czego przyznawać!
- Ja tym bardziej!
Oba Pokemony znów zaczęły na siebie patrzeć wilkiem, a ja załamany, obserwując to z daleka, pokręciłem lekko głową.
- O nie! Naprawdę! Ja ich za chwilę... Ja naprawdę...
- Oj, coś mi mówi, że teraz sprawa się jeszcze bardziej zagmatwała - powiedział Buizel, podchodząc do mnie.
- Tak, a żebyś wiedział. Od początku mówiłem, że to beznadziejny pomysł, ale mnie oczywiście się nie słucha, bo po co?
- Oj, daj już spokój... Dobra, obaj się znowu posprzeczali, ale bo to pierwszy raz? Pogodzą się jak zawsze.
Właśnie w tej samej chwili Oshawott i Piplup skoczyli sobie do oczu i zaczęli się nawzajem prać.
- Pogodzą, tak? - rzuciłem złośliwie, obserwując tę scenę - Właśnie widzę, jak to robią.
- Męska przyjaźń, co? - zapytała zadziornym tonem Buneary, stając obok mnie.
- Tak, czasami właśnie tak się ona objawia - zachichotał dowcipnie Buizel.
Nie wiem, skąd miał on tyle humoru w sobie, bo mnie jakoś wcale nie było do śmiechu, a wręcz przeciwnie... Miałem wręcz ochotę wrzeszczeć z rozpaczy.
- To co? Rozdzielamy ich? - spytała Buneary.
- Jak ich walnę piorunem, to może się uspokoją.
- Tak albo wkurzą jeszcze bardziej.
- To co robimy?
- Ja ich rozdzielę - odezwał się Krookodile.
To mówiąc podszedł on powoli do walczących i rozdzielił ich swoimi silnymi łapami, każdego z adwersarzy łapiąc jedną łapą, a następnie powoli podnosząc ich w górę. Obaj przeciwnicy próbowali mu się przez chwilę wyrwać i dosięgnąć się nawzajem, ale Krookodile nie pozwolił im na to.
- Jak się uspokoicie, to was puszczę! - zawołał wściekłym tonem, po czym widząc, że ci powoli zaczynają tracić zapał do bijatyki - No, to jak? Uspokoicie się, czy może mam zdzielić jednego i drugiego przez łeb?!
Piplup i Oshawott powoli się uspokoili, choć ich oczy wciąż ciskały gromy oraz błyskawice.
- No dobrze, moi kochani - powiedziała gniewnym tonem Buneary, podchodząc do nich powoli - Skoro już się uspokoiliście, to może zechcecie na spokojnie o wszystkim z nami porozmawiać.
- Zgoda, ale pod warunkiem, że nie będziemy musieli słuchać oskarżeń pod swoim adresem - powiedział Piplup.
- I że nie będę musiał wysłuchiwać oskarżeń tego bubka - warknął gniewnie Oshawott.
- Bubka?! Ja ci zaraz dam bubka, ty...!
- Spokój! - wrzasnął na nich Krookodile - Naprawdę zaraz stracę do was cierpliwość i walnę jednego i drugiego przez pusty łeb! Więc jak? Czy uspokoicie się, czy może mam chcecie oberwać po guzie?!
W końcu oba Pokemony obiecały się uspokoić i Krookodile spokojnie postawił ich na podłodze.
- Dobrze, a więc spróbujmy sobie coś wyjaśnić - powiedział po chwili dosyć ponurym tonem Krookodile - Obaj jesteście oskarżeni o kradzież okularów Panchama.
- Poprawka! - zawołał Buizel - Oni nie są oskarżeni, tylko podejrzani, a to spora różnica.
- Też mi coś! - krzyknął oburzony Pancham - Chcę z powrotem moje okulary!
- A nie możesz sobie kupić nowych?! - zawołał Piplup - Albo poprosić swoją trenerkę o nowe?
- Ja chcę z powrotem te, które miałem! - odpowiedział mu gniewnie Pancham - I lepiej dla was, aby się znalazły, bo jak nie, to potraktuję was swoją mocą!
- Spokojnie, moi kochani! Tylko spokojnie! - skarcił ich Buizel - Cała ta sprawa nie wygląda najlepiej, ale mimo wszystko nie widzę powodu do takiego wściekania się. Przecież wszystko można na spokojnie wyjaśnić.
- Niby jak, kiedy ci dwaj nie chcą się przyznać?! - zawołał Pancham.
- Niby do czego mamy się przyznać?! - warknął Piplup.
- Właśnie! My przecież nic nie zrobiliśmy! - dodał równie wściekły Oshawott.
- Chociaż raz jesteście zgodni ze sobą - zaśmiała się Buneary, ale tylko rozdrażniła ich jeszcze bardziej, zamiast rozbawić.
- Kochani, uspokójcie się! - powiedział Buizel - Sprawa jest poważna, ale mimo wszystko nie widzę powodu do desperacji. Po prostu opowiedzcie nam, co robiliście w nocy i po sprawie.
- A co mieliśmy robić?! Spaliśmy! - warknął Oshawott.
- Ano właśnie! Po co zadajesz nam takie głupie pytania, co?! - dodał Piplup.
- Chociaż raz są w czym zgodni - zaśmiała się po cichu Buneary, patrząc na mnie.
- No i widzicie? Nie chcą się przyznać! - zawołał Pancham - Ech, nie ma co! Trzeba z nimi porozmawiać po naszemu! Krookodile, weź ich walnij raz, a dobrze!
- Jak widzę te ich sprzeczki, to mam na to wielką ochotę, ale mimo wszystko tak sobie myślę, że chyba jednak nie powinniśmy postępować jak barbarzyńcy - odpowiedział Krookodile - Musimy podejść do tej sprawy praktycznie, czy może nawet naukowo. Po pierwsze...
- Hej! Znowu zaczynasz nami rządzić?! - zawołał Oshawott - Lepiej o tym zapomnij, bo nie zamierzam cię słuchać.
- Weź się lepiej tak nie mądrz, bo jak cię walnę...
- Aha... Czyli jednak postępujemy jak barbarzyńcy?!
- Nie pyskuj się, bo jesteś za chudy w uszach! Jak cię zaraz...
- Uspokójcie się, proszę! - odezwał się nagle czyiś bardzo spokojny, aczkolwiek stanowczy głos.
Do pokoju wkroczyła Kirlia (Pokemon Anabel) w towarzystwie Nowej Meloetty. Obie miały bardzo smutną minę na swych twarzach, a zwłaszcza ta druga, która patrzyła załamanym wzrokiem na Oshawotta i Piplupa, ci zaś spuścili smutno głowy i milczeli, bo najwyraźniej widok wybranki ich serc przygnębionej wyraźnie ich zdołował. Dlatego też chociaż na chwilę obaj postanowili oni porzucić swój gniewny ton i w miarę swoich możliwości się uspokoić.
- Kochani, naprawdę rani mnie to, co wy wyprawiacie - powiedziała do nich smutnym tonem - Proszę, przestańcie się już kłócić. Ja nie wierzę w waszą winę, dlatego też proszę, pomóżcie nam wyjaśnić tę sprawę tak, aby wszystko stało się jasne.
- No właśnie - dodała Kirlia poważnym tonem - Ja osobiście jestem zdania, że w obecnej sytuacji cała ta sprawa jest na tyle nieprzyjemna, iż powinniśmy poprowadzić śledztwo.
- Dobrze, ale kto je poprowadzi? - spytał Buizel - Ash?
- Nie, dajcie spokój Ashowi. On ma teraz inne sprawy na głowie niż zajmowanie się jakimiś bzdurami - powiedziałem poważnym tonem.
- Pikachu ma rację. On ma teraz swoje sprawy na głowie, więc my nie powinniśmy mu zawracać głowę naszym bzdurami - stwierdziła na to Kirlia - Uważam, że śledztwo powinien poprowadzić ktoś inny, kto jednak posiada spore doświadczenie w tej sprawie.
- Właśnie! - zawołała wesoło Buneary, kładąc mi łapkę na ramieniu - Niech Pikachu poprowadzi śledztwo!
Zdziwiłem się bardzo mocno, kiedy to usłyszałem.
- Ja? Detektywem? Chyba przesadzasz, skarbie. Ja przecież nie mam żadnych zdolności do rozwiązywania zagadek.
- Tak, jasne... I komu wciskasz takie kity? - rzucił dowcipnie Buizel - Przecież ciągle towarzyszysz Ashowi w jego przygodach. Widziałeś, jak on rozwiązuje zagadki. Na pewno musiałeś się nauczyć tego i owego.
- No, tego i owego to ja się nauczyłem, ale mimo wszystko daleko mi do Sherlocka Asha.
- Spokojnie, nie musisz być aż tak genialny, jak on, aby rozwiązać tę sprawę - stwierdził Buizel - Jestem pewien, że ta sprawa jest bardzo łatwa i bez trudu rozwikłasz tę zagadkę.
- Na pewno rozwikłasz. To więcej niż pewne - dodała Buneary - A ja ci chętnie w tym pomogę, jak Serena Ashowi. To jak? Rozwiążesz tę zagadkę? Podejmiesz się tego zadania?
Pomyślałem przez chwilę i rozejrzałem się dookoła siebie. Widziałem, że wszyscy zebrani w pokoju patrzyli w moją stronę, z uwagą oczekując mojej odpowiedzi. No, a do tego jeszcze Buneary spoglądała na mnie tymi swoimi słodkimi oczkami. Wiedziałem, że nie jestem w stanie jej niczego odmówić, a już na pewno nie spełnienia takiej prośby. Poza tym wyraźnie wszyscy tego ode mnie oczekiwali. Zastanowiłem się więc przez chwilę i w końcu westchnąłem, mówiąc:
- Dobrze, zgoda. Zajmę się tą sprawą, choć proszę... Nie oczekujcie ode mnie zbyt wiele.
Wszystkie Pokemony radośnie zaklaskały w łapki i krzyknęły głośno z zachwytu, a Buneary powiedziała, żebym poczekał przez chwilę, po czym zniknęła z pokoju, a następnie powróciła razem z moim strojem detektywa. Zadowolony założyłem go na siebie i powiedziałem:
- Dobrze, a więc zaczynamy zabawę!

***


Wraz z Buneary przesłuchałem dokładnie Piplupa i Oshawotta, ale niestety, nie dowiedziałem się od nich niczego. Obaj twierdzili uparcie, że nie wychodzili w nocy nigdzie, tylko spali spokojnie na swoich posłaniach. Ja jednak czułem, że coś jest nie tak w ich zeznaniach i bardzo chciałem to zrozumieć. Szczególnie Oshawott wydawał się coś kręcić. Sam Pancham z kolei spał w nocy i niczego nie widział, co było dość dziwne, ponieważ zwykle miał dość lekki sen, a okulary zawsze nosił na głowie, więc gdyby ktoś próbował zdjąć mu ów prezent od Sereny, to zdecydowanie musiałby go obudzić, a mimo tego tak się nie stało.
- To bardzo dziwne - powiedziałem załamanym głosem, kiedy zostałem sam na sam z Buneary - Pancham, z tego co pamiętam, nigdy nie miał twardego snu. Wręcz przeciwnie, dość łatwo było go obudzić. Jak to więc możliwe, że nie wyczuł tego, iż ktoś majstruje mu przy głowie?
- To rzeczywiście bardzo dziwnie -  dodała Buneary, zastanawiając się nad tym - Sama nie wiem, jak mam to rozumieć. Ale może wyjaśnienie jest bardzo proste?
- Bardzo bym tego chciał, kochanie, ale to chyba jest niemożliwe. Ktoś zabiera Panchamowi okulary i to jeszcze z jego głowy, a mimo wszystko ten się nie budzi. A prócz tego rodzi się nam kolejne pytanie. Gdzie złodziej schował te okulary? Przecież nie mogły one tak po prostu zniknąć!
- Najlepszym wyjściem z sytuacji będzie obszukać cały dom. Chyba możemy zmobilizować Pokemony do tego, żeby zrewidowały one całą willę profesora Oaka i zbadać wszystko dokładnie.
- Dobrze, tylko musimy poprosić o to tylko zaufane osoby.
- Dlaczego?
- Bo jeśli wśród nas jest złodziej, nie możemy kazać mu brać udział w rewizji, bo przecież jeszcze usunie łup i przeniesie go w inne miejsce.
- Racja... Tylko komu możemy w pełni zaufać?
- Nie mam pojęcia... Zaczynam sądzić, że to może być każdy, nawet ja sam w jakimś transie...
Buneary położyła mi łapkę na ramieniu i powiedziała:
- Spokojnie, Pikachu. Tylko spokojnie. Skoro nie możemy nikomu w pełni zaufać, sami przeszukajmy dom.
- No, trochę nam to zajmie.
- Być może, ale zawsze lepsze jest to niż powierzać tak ważną misję złodziejowi...
Nie mogłem nie przyznać jej racji, dlatego tylko pokiwałem smutno głową i wyraziłem zgodę na pomysł mojej ukochanej.

***


Chociaż było to dość długie i żmudne zajęcie, to zaczęliśmy spokojnie przeszukiwać wszystkie pokoje w willi profesora Oaka jeden po drugim. Nasza obecność wyraźnie zdziwiła naszych ludzkich przyjaciół, jednak nie zadawali nam oni zbędnych pytań głównie z tego powodu, że po prostu nie znali naszego języka, a w języku migowym poza Ashem i Sereną raczej nikt nie umie z nami rozmawiać. No, może jeszcze Anabel, ale ona akurat była zbyt zajęta, aby móc z nami porozmawiać. Dlatego właśnie, przez nikogo nie zatrzymywani przeszukiwaliśmy dokładnie pokój po pokoju. I pewnie jeszcze długo byśmy to robili, gdyby nie fakt, że nagle natknęliśmy się na coś, co zmieniło nasze plany. Mianowicie tym czymś był leżący na ziemi bez przytomności Krookodile, którego znaleźliśmy w jednym z pokoi.
- O rany! - pisnęła przerażona Buneary, widząc to wszystko.
Podbiegliśmy do niego i zaczęliśmy go cucić. Pokemon powoli zaczął odzyskiwać przytomność, aż w końcu pozbierał się i jęknął:
- O rany! Moja dyńka! Ale mnie ktoś załatwił.
Następnie spojrzał na nas i spytał, co my tu robimy.
- Szukamy okularów Panchama, ale zamiast tego znaleźliśmy ciebie - powiedziała Buneary - Co się z tobą stało?
- Nie mam pojęcia. Byłem tutaj i myślałem nad tym wszystkim, co tu się stało, kiedy nagle poczułem jakieś ciężkie uderzenie w głowę i padłem na podłogę.
- Kto cię uderzył? - spytałem.
- Nie wiem, ale to musiał być ktoś bardzo silny. Mówię ci, łeb mnie boli tak, jakby mnie ktoś młotkiem zaprawił...
- I pewnie tak było. Słuchaj, a gdzie twoje okulary?
- Moje okulary? Na głowie, a niby gdzie mają... być...
Krookodile jęknął przerażony i zaczął szybko dotykać rękami swojej głowy.
- O nie! To niemożliwe! Gdzie one są?! Gdzie one zniknęły?! Gdzie są moje okulary?!
Przerażony zaczął biegać po całym pokoju i przetrząsać wszystkie kąty, ale oczywiście niczego nie znalazł, co wywołało w nim jeszcze większe przerażenie.
- To niemożliwe! Moje okulary! Moje piękne, wspaniałe okulary! Kto mógł mi je... Zaraz! A to, co takiego?
To mówiąc podniósł on z podłogi niewielką muszelkę.
- Widzicie to, co ja? - spytał.
- Wygląda jak muszelka Oshawotta - powiedziała Buneary.
- To jest muszelka Oshawotta - stwierdziłem z całą pewnością - Ciągle nosi ją na brzuchu.
- Ciekawe, jak nam to wyjaśni - zazgrzytał przez zęby Krookodile.

***


Dość szybko nasza trójka odnalazła Oshawotta, którego to zaczęliśmy przesłuchiwać w tej sprawie. Ten oczywiście zareagował oburzeniem na wszelkie zarzuty.
- Kategorycznie i stanowczo zaprzeczam tym wszystkim potwarzom kierowanym pod moim adresem! - zawołał wściekłym tonem.
- A więc jak wyjaśnisz nam to, że twoją muszlę znaleźliśmy tuż przy nieprzytomnym Krookodilem? - spytałem.
- Nie wiem! Ktoś musiał ją podrzucić, żeby mnie pogrążyć!
- Naprawdę? - warknął Krookodile, masując sobie obolałą głowę - A może jeszcze mi powiesz, że ten ktoś walnął mnie w głowę, zabrał okulary i zostawił tę muszelkę, aby cię obciążyć?
- Na to wychodzi.
- Słuchaj, kolego... Jesteś naprawdę bezczelnie zarozumiały, ale chyba nie do tego stopnia, aby sądzić, że w to uwierzymy, co?!
Oshawott popatrzył na niego zdumiony i jęknął:
- To wierutna bzdura! Ktoś próbuje mnie wrobić! I nawet wiem, kto! To na pewno jest robota Piplupa!
- Naprawdę? - spytałem ironicznie.
- Słuchaj, ty zawsze miałeś talent do wyolbrzymiania wszystkiego, ale chyba nie chcesz nam teraz wmówić, że Piplup ogłuszył czymś twardym Krookodile’a - powiedziała Buneary - Jest na to za mały, a poza tym jeszcze nie ma dość siły, aby unieść ciężki przedmiot. Za to ty i owszem. Masz taką siłę. I całkiem dobrze skaczesz. Mógłbyś więc dosięgnąć przeciwnika dużo razy większego od siebie.
- Opowiadasz bzdury! Nie zamierzam tego dłużej słuchać! Idę stąd!
Już miał odejść, kiedy zatrzymaliśmy go.
- Nigdzie stąd nie pójdziesz - powiedziałem stanowczo - Dopóki cała ta sprawa się nie wyjaśni, jesteś zatrzymany.
- Słucham? Chyba sobie żarty stroisz!
- Nigdy nie byłem bardziej poważny.
Oshawott był oburzony, ale niewiele mógł zrobić. Infernape wraz z Buizelem związali go i trzymali pod swoją strażą w osobnym pokoju do czasu, aż wyjaśnimy tę sprawę. Obaj też mieli zadbać o to, aby nikt z ludzi tego nie widział. Uznaliśmy bowiem, że lepiej będzie ich w te sprawę nie mieszać. Mogliby tylko nam zaszkodzić zamiast pomóc. No, a poza tym sami chcieliśmy rozwiązać nasz problem.

***


- A więc sprawa zamiast się wyjaśnić jeszcze bardziej się zagmatwała - powiedziałem załamany, kiedy rozważałem to wszystko wraz z Buneary.
- Ja nie wierzę, żeby Oshawott mógł to zrobić - dodałam - A poza tym jaki miałby mieć motyw?
- O motyw akurat tutaj bardzo łatwo - zauważyłem.
- A niby jaki?
- Niechęć do Krookodile’a. Przecież parę razy się z nim posprzeczał i wyraźnie podważał jego autorytet. To by wystarczyło, aby go chciał zdzielić czymś twardym. A poza tym słyszałaś, co on mówił. Oskarżał Piplupa o to przestępstwo. Może więc chcieć w ten sposób pozbyć się rywala do serca Meloetty.
- To by miało sens, ale po co wobec tego zostawił swoją muszelkę na miejscu przestępstwa?
- Jest fajtłapą i tyle. Często ta muszla mu spada z brzucha, więc równie dobrze teraz też mógł ją zgubić.
- To brzmi sensownie, jednak mimo wszystko trudno mi w to uwierzyć.
- Mnie też, ale chyba nie mamy innego wyjścia.
Wtem do pokoju weszły Nowa Meloetta oraz Kirlia.
- Jak idą postępy w śledztwie? - spytała ta pierwsza.
- Raczej kiepsko - odpowiedziałem - Bo teraz zamiast jednej zagadki mamy dwie. Krookodile dostał po głowie i jego okulary też zniknęły.
- Wiem, słyszałyśmy już - powiedziała Kirlia - Widziałyśmy go tak z niecałą godzinę temu, jak szedł na górę, aby pomyśleć, a potem obie się dowiadujemy, że go zaatakowano.
- Godzinę temu, powiadasz? - spytałem, patrząc na nią uważnie - To ciekawe. Ciekawi mnie, kto z Pokemonów jeszcze go widział. Trzeba by ich wszystkich przesłuchiwać i sprawdzić ich alibi.
- Zanim to zrobicie, to Meloetta chce wam coś powiedzieć.
Spojrzeliśmy uważnie na Pokemonkę czekając na jej rewelacje.
- Słuchamy cię. Mów, proszę - rzekła Buneary.
Nowa Meloetta zasmucona złączyła ze sobą swoje łapki, delikatnie się zarumieniła, spuściła głowę i rzekła:
- To ja ukradłam te okulary.
Spojrzeliśmy na nią uważnie i zarazem przerażeni jej słowami.
- Jak to?! Ty je ukradłaś?! - zawołała zaszokowana Buneary.
- A przepraszam, o których okularach mówimy? - dodałem.
- O tych Panchama - padła odpowiedź.
- Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?
- Pancham zaczął mnie już bardzo denerwować swoim zachowaniem. Był naprawdę wkurzający. Sam się też do mnie przystawiać i popisywać, co to on nie potrafi. Chciałam mu dać nauczkę i w nocy zabrałam mu jego najcenniejszą rzecz.
- Czyli okulary przeciwsłoneczne - jęknęła Buneary - No i co? Nie zauważył, że mu je kradniesz?
- Obudził się, ale zaczęłam mu nucić kołysankę, która wraz z moimi mocami uśpiła go i po kłopocie.
- A co z Krookodilem? - spytałem.
- Z atakiem na niego nie mam nic wspólnego. Nie wiem, kto za to odpowiada. Ja tylko zabrałam Panchamowi jego okulary przeciwsłoneczne. Ale jak zobaczyłam, że Piplup i Oshawott oskarżają się nawzajem o tę kradzież i powstaje z tego powodu zamieszanie, poczułam, że przesadziłam, więc jestem i przyznaję się.
- Dobrze... Gdzie schowałaś te okulary?
- W dziupli w drzewie przed domem.
- Przed którym drzewem?
- Tym, które rośnie samotnie niedaleko głównego wejścia.
- Zaraz sprawdzimy. Chodźmy tam.
Wyszliśmy przed dom i dotarliśmy bez trudu do drzewa wskazanego przez naszą przyjaciółkę. Tylko tam znajdowała się dziupla i tam można było ukryć łup.
- To tutaj - powiedziała Nowa Meloetta - Tu je ukryłam.
Powoli wszedłem do środka i zacząłem uważnie przeglądać zawartość dziupli. Niestety, oprócz zwiędłych oraz bardzo suchych liści nie było tam praktycznie niczego. Jeśli nawet były tam okulary, to już ich tam nie było. Załamany powoli wyszedłem z dziupli i powiedziałem:
- Okularów tam nie ma.
- CO?! Jak to, nie ma?! - krzyknęła przerażona Nowa Meloetta.
- Przecież muszą tam być! - dodała równie zdumiona Buneary.
- Ale ich nie ma. Sprawdziłem dziuplę bardzo dokładnie. Nie ma tam nic prócz liści - powiedziałem przygnębiony.
- Skoro tak, to kto je zabrał? - spytała Kirlia.
Tego jednak wtedy nie wiedziałem.

***


- Jesteś pewna, że tam właśnie schowałaś te okulary? - zapytałem, gdy po chwili rozmawialiśmy o tym w domu.
- Tak, jestem tego pewna - odpowiedziała mi Nowa Meloetta bardzo załamanym, wręcz płaczliwym głosem - Naprawdę nie rozumiem tego, co się tutaj stało.
- Pomyśl przez chwilę i najlepiej na spokojnie - powiedziała Kirlia -Być może coś pomyliłaś.
- Niby co?
- Wiesz... Może po prostu schowałaś te okulary do innej dziupli?
- Nie... Ja jestem całkowicie pewna, że to była właśnie ta dziupla i to właśnie drzewo.
- Czyli nie masz najmniejszych wątpliwości, że schowałaś okulary w tym miejscu, a nie innym?
- Dokładnie tak. Jestem tego całkowicie pewna.
- No dobrze, ale powiedz mi wobec tego, dlaczego ich teraz nie ma - powiedziałem, patrząc na nią uważnie.
- Nie mam pojęcia - Nowa Meloetta rozłożyła bezradnie łapki - Ja naprawdę nic już z tego nie rozumiem, Pikachu. Okulary powinny tam być. Kto mógł je zabrać? I dlaczego?
- Dobre pytanie. Będziemy musieli dokładnie to zbadać.
Usiadłem na dywanie i zacząłem o tym wszystkim myśleć. Buneary z Kirlią i Meloettą rozmawiały ze sobą, a ja tymczasem powoli zamknąłem oczy, próbując jakoś analizować wszystkie fakty. Widziałem wiele razy, jak Ash to robił (choć on woli myśleć chodząc po pokoju), więc uznałem, że i mnie może taki sposób rozmyślania pomóc. Ale cóż... Okazało się jednak, iż nie jest to wcale takie proste.
- Ech, to po prostu beznadziejne. Mamy tu zbyt wielu podejrzanych - powiedziałem chwilę później - Ja nie wiem, co mam robić.
- Spokojnie. Przede wszystkim nie możesz się poddawać - rzekła po chwili moja ukochana.
- Właśnie! - zgodziła się z nią Kirlia - Trzeba wszystko załatwić na spokojnie. Może po prostu spróbujmy lepiej się przyjrzeć tej dziupli?
- To dobry pomysł. Może coś tam znajdziemy? - zasugerowała Nowa Meloetta.
Nie miałem wielkich nadziei w tej sprawie, ale mimo to wyraziłem na zgodę na ten plan i pokiwałem lekko głową.
- Dobrze. Przyjrzyjmy się temu miejscu - powiedziałem.
Poszliśmy razem do dziupli i przyjrzeliśmy się jej bardzo dokładnie. Początkowo niczego tam nie zauważyliśmy, a w każdym razie niczego, co by mogło wzbudzić nasze podejrzenia. Jednak po uważniejszej obserwacji odkryliśmy coś, czego wcześniej nie zauważyliśmy. Mianowicie tuż przy dziupli, na zewnętrznej stronie drzewa znajdowały się jakieś dziwne ślady.
- Co to takiego? - spytała Meloetta, lewitując tuż przy mnie.
Trzymając się jedną łapką dziupli, drugą dotknąłem tych śladów i po chwili powiedziałem:
- Wygląda mi to na ślady pazurów. Jeszcze świeże, więc zrobiono je niedawno.
- Pazurów? - spytała Buneary, stojąca na ziemi wraz z Kirlią.
- Tak, pazurów. Nie jestem do końca pewien, ale wydaje mi się, że to pazury Watchoga.
- Watchoga? - zapytała Kirlia.
- Tak, właśnie jego. Widziałem wiele razy ślady jego pazurów i mogę powiedzieć z prawie stuprocentową pewnością, że to on je tu zostawił.
- Czyli to on je zabrał? - zdziwiła się Nowa Meloetta - Ale po co?
- To może jeszcze nie oznaczać jego winy - zauważyłem - Równie dobrze mógł tutaj wejść całkowicie przypadkowo i w sprawie w ogóle nie związanej ze śledztwem. Czysty przypadek i tyle.
- Coś chyba trochę za dużo tych przypadków, nie sądzisz? - mruknęła wyraźnie niezadowolona Buneary.
- Tak, być może - odpowiedziałem jej, schodząc powoli na ziemię - Ale bardziej niepokoi mnie coś innego.
- Co takiego?
- To, że przecież Watchog nie ma praktycznie żadnego motywu, aby kraść okulary Panchama.
- A okulary Krookodile’a? - spytała Kirlia.
- A to już nieco inna sprawa - powiedziałem z lekkim uśmiechem na pyszczku - Dzisiaj rano obaj się posprzeczali i to mocno. Wszyscy to chyba widzieliśmy. Watchog mógł więc chcieć się zemścić na Krookodile’u za to, co od niego dzisiaj usłyszał... Albo też (co moim zdaniem jest już bardziej prawdopodobne) Krookodile znowu próbował nim dyrygować i przez to doszło do kolejnej sprzeczki między nimi, która to sprzeczka zakończyła się walnięciem jednego adwersarza w głowę przez drugiego.
- No, ale przecież Krookodile nie widział, kto go uderzył - zauważyła Buneary.
- I co z tego? Watchog mógł w gniewie pójść za nim i zdzielić go przez łeb tym, co mu akurat wpadło w ręce.
- A po co potem zabrał mu okulary?
- Nie wiem... Może uznał, że to ważna dla jego adwersarza rzecz, więc go bardziej zrani, jeżeli mu ją zabierze? Zresztą nie mam pojęcia. Jak go znajdziemy, to go przepytamy.
- Tylko jak my go teraz znajdziemy? - spytała Kirlia.
- To proste. Rozdzielimy się i przeszukamy cały dom - odparłem.
- A jeśli już go tu nie ma? - zapytała Meloetta.
- To potem przeszukamy pobliskie lasy - odpowiedziałem jej - Po prostu musimy to zrobić, ale w miarę możliwości szybko, bo inaczej on nam ucieknie.
- Dobrze, to od czego zaczynamy? - spytałam.
- Ja proponuję taki podział zadań: każde z nas rozdzieli się i przeszuka inną część domu. W ten sposób o wiele szybciej to załatwimy.
- Jesteś genialny! - zawołała radośnie Kirlia, patrząc na mnie pełnym zachwytu wzrokiem - Prawdziwy geniusz!
- Dziękuję. Przez grzeczność nie będę zaprzeczał - odpowiedziałem jej dowcipnym tonem.
Buneary spojrzała na mnie groźnie, ale nic nie powiedziała. Widać jednak było, iż ta czułość ze strony Kirlii bardzo jej się nie podoba.
- Dobrze, a więc idziemy - zarządziłem po chwili - Niech każde z nas weźmie inną część domu, a potem spotkamy się wszyscy tutaj, dobrze?
- Nie ma sprawy! - zawołała Meloetta bojowym tonem - Do dzieła, Pikachu!
- Poszukiwania czas zacząć! - dodała Kirlia.
- No, to w drogę! - odparłem wesoło.
Chwilę później Nowa Meloetta i Kirlia rozdzieliły się, a ja już miałem iść, gdy nagle zauważyłem ponurą minę Buneary.
- No co? - zdziwiłem się.
- Och, jesteś genialny... Przez grzeczność nie będę zaprzeczał - rzuciła ironicznie moja dziewczyna.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- I nie musisz. Nic nie musisz rozumieć.
Po tych słowach Buneary poszła sprawdzać swoją część domu.
- Ech... Weź tu zrozum kobiety - jęknąłem załamany.

***


Przeszukałem dokładnie północną część domu, podczas gdy Buneary sprawdziła południową, Kirlia wschodnią, zaś Nowa Meloetta zachodnią. Poszukiwania niestety nie dały żadnego rezultatu, ponieważ nigdzie nie było Watchoga i nikt, kogo byśmy o niego zapytali, nawet go nie widział. Zasmucony i dość mocno przygnębiony tym faktem powoli poszedłem na miejsce spotkania. Niedługo potem zjawiła się tam Buneary.
- Znalazłeś go? - spytała mnie.
- Nie... Ty także nie?
- Niestety... Nikt go nigdzie nie widział.
- Czyli wychodzi na to, że już zwiał z domu i poszedł ukryć gdzieś swój łup i pewnie siebie także.
- Tylko co on teraz zamierza zrobić?
- Nie mam pojęcia, ale wiesz co, Buneary? To wszystko zaczyna mnie już naprawdę ździebko irytować, jeśli nie więcej. Będę naprawdę bardzo zadowolony, kiedy już cała ta sprawa zostanie zakończona.
- Szczerze mówiąc ja także.
Chwilę później na miejscu spotkania, czyli tuż pod drzewem, gdzie ostatnio rozmawialiśmy pojawiła się Nowa Meloetta. Była wyraźnie bardzo przygnębiona.
- Niech zgadnę. Nie znalazłaś go? - bardziej stwierdziłem niż spytałem.
- Niestety... Nikt, kogo bym o niego spytała, nie widział go. Wiesz, to zupełnie tak, jakby się zapadł pod ziemię.
- Spokojnie, on jest nad ziemią, to więcej niż pewne - odpowiedziała Buneary - Tylko gdzie?
- No właśnie, dobre pytanie - powiedziałem, mrucząc lekko i gładząc sobie podbródek - Spróbujmy myśleć tak, jak on. Gdyby był nim i tak bym narozrabiał, to dokąd bym się udał?
- Pewnie poszedł do lasu, który tu niedaleko rośnie.
- Fajnie. Tyle tylko, że ten las jest naprawdę spory. Szukanie go w nim to szukanie igły w stogu siana. A propos igły... Gdzie jest Kirlia?
- Nie wiem, nie widziałam jej. Może dalej szuka we wschodniej części domu Watchoga?
- Możliwe, ale nie powinna już skończyć? To dziwne.
- Zaraz dziwne. Może po prostu dłużej jej to zajmuje niż nam.
- Może... Ale lepiej będzie, jeśli o nią zapytamy.
Po tych słowach weszliśmy do domu, gdzie spotkaliśmy Sylveon.
- Cześć - powiedziała do nas przyjaźnie - Szukacie dalej Watchoga?
- Tak, a co? Widziałaś go może? - spytała Buneary.
- Nie, ale za to widziałam Kirlię, jak wybiega z domu. Była bardzo wzburzona, jeśli można to tak nazwać.
- Wzburzona? - zdziwiłem się.
- No tak. A w każdym razie bardzo przejęta. Nie wiem, co się stało, ale pędziła, jakby ją furie goniły.
- Dokąd pobiegła?
- Na południe... Wzdłuż tej ścieżki, która odchodzi od tego dębu z dziuplą.
Podeszliśmy do okna i pokazałem łapką na dąb, przy którym przed chwilą rozmawialiśmy.
- Mówisz o tym dębie?
- Tak, właśnie o tym.
- Czyli poszła ścieżką odchodzącą od tego dębu i zniknęła w lesie?
- Tak, właśnie tak. A co? Stało się coś?
- Tego jeszcze nie wiem, ale być może tak. Lepiej będzie to sprawdzić. Dzięki, Sylveon!
- Do usług! - zawołała za nami Sylveon, kiedy zniknęliśmy po chwili przez drzwi domu.

***


Ruszyliśmy biegiem w kierunku lasu, trzymając się oczywiście ścieżki wychodzącej od dębu rosnącego nieopodal willi profesora Oaka. Pędziliśmy szybko, co Rapidash wyskoczy.
- Oby tylko nie było za późno - powiedziałem.
- Obawiasz się, że Kirlia wpadła na trop Watchoga? - spytała Buneary.
- Tak, a jeśli Watchog jest winny, to może zrobić jej krzywdę.
- Nie sądzę. Chyba raczej ona jemu.
- Tak? Krookodile jest od niego sporo większy i silniejszy i zobacz, jak bez trudu go załatwił.
- No... W sumie racja.
- Widzisz... Nie można lekceważyć przeciwnika. Nie wiadomo, co on może zrobić.
- Ale chyba Kirlia zdoła się przed nim obronić, jakby co - powiedziała Nowa Meloetta, po czym dodała: - Prawda?
Nagle dał się słyszeć głośny krzyk przerażenia oraz wołanie:
- Ratunku! Na pomoc!
- Wystarczy ci za odpowiedź? - spytała Buneary.
- Szybko! - dodałem i ruszyłem biegiem przed siebie.
Buneary i Nowa Meloetta szybko dołączyły do mnie i biegły tuż obok mnie, dysząc z przerażenia.
- Żebyśmy tylko zdążyli - wydyszała Nowa Meloetta.
W końcu dobiegliśmy do miejsca, z którego to dobiegały nas okrzyki wzywające pomocy. Wtedy zauważyliśmy, że wydawała je z siebie Kirlia przygniatana mocno do ziemi przez Watchoga, który uderzał ją zaciekle pięściami po plecach i głowie.
- O nie! On ją zabije! - krzyknęła przerażona Nowa Meloetta.
- Zrób coś, Pikachu! - pisnęła równie zaniepokojona Buneary.
Niewiele myśląc szybko strzeliłem w Watchoga piorunem, w ten oto sposób przerywając jego atak na Kirlię. Buneary zaś rzuciła się biegiem na napastnika i uderzyła go z główki prosto w brzuch, strącając go z naszej przyjaciółki.
- Nic ci nie jest?! - spytała Nowa Meloetta, podbiegając do Kirli.
- Spokojnie... Jestem tylko trochę obolała... Ale to nic - jęknęła Kirlia załamanym głosem.
Ja tymczasem, niewiele czekając, skoczyłem w kierunku Watchoga i uderzyłem go mocno Stalowym Ogonem prosto między oczy, w ten sposób pozbawiając go przytomności.
- No i po krzyku - powiedziałem - Już wszystko dobrze.
- Och, Pikachu! Dziękuję ci! Jesteś wielki! - zawołała Kirlia, rzucając mi się na szyję i ściskając mnie zachłannie.
Ja poczułem, że rumieńcem wychodzą mi na policzki, a Buneary miała wyraźnie pioruny w oczach, choć ja przecież niczym tutaj nie zawiniłem. Bo w końcu co mogłem zrobić, że Kirlia okazywała mi swoją sympatię.
- I co my teraz z nim zrobimy? - spytała Nowa Meloetta, patrząc na nieprzytomnego Watchoga.
- Właśnie, co z nim zrobimy? - dodała Kirlia, puszczając mnie.
- Powinniśmy go zabrać do domu i przekazać Damianowi, co się stało - wyjaśniłem - Powinien trzymać tego wariata w odosobnieniu.
- Tak i chyba nie tylko jego - powiedziała Buneary, wciąż gniewnie spoglądając na Kirlię.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. Kirlia specjalnie udaje niedorozwoja czy jak? Przecież jest pokemonem dość silnej trenerki i sama ułomkiem nie jest, zwłaszcza, że to pokemon PSYCHICZNY, więc nawet taki atak z zaskoczenia, od tyłu, byłaby w stanie z łatwością odeprzeć. Kompletnie tego nie kupuje.
    Chyba że robi za damę w opałach... czego też nie kupuje. Po prostu nie mam kasy, ok!

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...