Przygoda LXXIII
Czarna magia Valencii cz. III
Na rano powtórzyłam Ashowi, Tracey’emu, profesor Ivy oraz jej trzem asystentkom całą historię mojej niefortunnej przygody, jaka miała miejsce w nocy. Wszyscy wysłuchali mnie uważnie, a szczególnie mój luby, który był wściekły sam na siebie za to, że spał sobie spokojnie wtedy, gdy ja zostałam uprowadzona.
- Naprawdę nie rozumiem, jak mogło do tego dojść - powiedział złym tonem - Jestem po prostu głupi jak but! Nie rozumiem, jak mogłem spać wtedy, kiedy ciebie porwano, kochanie.
- Daj spokój, skarbie. Przecież to nie twoja wina - odparłam czule.
- Może i nie, ale mam wyrzuty sumienia.
- Naprawdę nie powinieneś ich mieć, kochanie. To przecież nie twoja wina, już ci to mówiłam.
- Ale i tak jestem zły na siebie, że spałem właśnie wtedy, kiedy ciebie spotkało to, co spotkało.
- To bez znaczenia - powiedziałam - Przecież jest coś ważniejszego. Wśród ludzi, którzy mnie porwali był Arlekin.
- To bardzo interesujące - rzekł detektyw, masując sobie lekko palcami podbródek - Jesteś pewna, że on tam był?
- Oczywiście. Zresztą jego przecież nie można pomylić z nikim innym, nie sądzisz?
- No tak, masz rację - skinął głową mój chłopak - Ale co konkretnie on tam robił?
- Przede wszystkim nie dopuścił do zabójstwa mojej osoby, a poza tym mówił coś, że dostarcza tej tajemniczej kobiecie w szatach kapłanki.
- Ciekawe, co on jej dostarcza? - zapytała Melody.
- No i jeszcze jedno... Czy jeżeli ta kobieta ma kontakty z Arlekinem, to czy jest ona agentką organizacji Rocket? - dodał swoje pytanie Tracey.
- To bardzo możliwe - powiedział detektyw z Alabastii - Jednak ja bym przede wszystkim chciał się dowiedzieć, co oni teraz kombinują.
- Nie wiem, ale kiedy mnie odwieźli tutaj, to mówili coś o tym, że chcą oni coś bardzo ważnego - zauważyłam - Coś, co jest związane z tobą. Nie jestem pewna, czy dobrze usłyszałam, ale jeżeli tak, to chodziło im o twoje włosy.
- Włosy? - jęknął Ash - Moje włosy?
- Pika-pika?! - pisnął Pikachu.
- To istotnie zagadkowa sytuacja - powiedziała profesor Ivy - Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Jednak jeśli komuś potrzebne są czyjeś włosy, to może chcieć...
- Tego kogoś sklonować - dokończył jej wypowiedź Ash - Tak, wiem o tym. Ostatnim razem, kiedy doszło do podobnej sytuacji, to moi wrogowie stworzyli mojego klona.
- Weź nawet mi o tym nie przypominaj - odparłam drżąc delikatnie - Aż mam ciarki na plecach na samo wspomnienie Sasha.
Tracey i Melody nie mieli wiele możliwości, aby poznać osobiście tego łajdaka, jednak doskonale wiedzieli, jak przerażający był sobowtór mojego ukochanego i na pewno nie chcieli mieć powtórki z rozrywki.
- Wiecie... Nie chcę nikogo straszyć, ale istnieje jeszcze coś innego niż tylko sklonowanie twej osoby - rzekła jedna z asystentek profesor Ivy.
- No nie! Błagam, tylko nie mów znowu o tych bzdurach - powiedziała załamanym głosem jedna z jej dwóch koleżanek.
- Jakich bzdurach? - zapytałam.
- Takich, które nie mają podłoża w nauce - padła odpowiedź.
Asystentka, która chciała nam coś powiedzieć, była jednak uparta, aby zrobić to, co zamierzała zrobić.
- Zapominacie chyba o czymś naprawdę ważnym - mówiła dziewczyna - Chodzi o coś innego niż nauka. Zupełnie innego. Chodzi o magię.
- Magię?! - zapytaliśmy chórem ja, Ash, Tracey i Melody.
Koleżanki owej asystentki załamane zasłoniły sobie uszy, słysząc jej słowa.
- Dajcie spokój. Przecież magia nie istnieje - powiedziała jedna z nich załamanym głosem.
- Nie powiedziałabym - uśmiechnęłam się do niej z ironią - Możesz mi wierzyć lub nie, ale widziałam takie rzeczy, które wykraczają poza naukowe wyjaśnienie.
- To prawda - zgodził się ze mną Ash - Widzieliśmy razem magię i to prawdziwą, a nie udawaną.
- Wszyscy ją widzieliśmy - mruknęła jedna z asystentek - To jest magia Pokemonów. Każdy Pokemon taką posiada. Mniejszą lub większą.
- Ale tutaj nie chodzi o magię Pokemonów - powiedziała jej koleżanka wierząca w zjawiska paranormalne - Istnieją na tym świecie jeszcze inne czary, o jakich wam się nigdy nie śniło.
- Wiem. Jak już mówiłam, widziałam z Ashem takie rzeczy, od których ludziom o słabych nerwach włosy mogą całkowicie zbieleć - zauważyłam.
- Potwierdzam - rzekł mój chłopak.
Wszystkie trzy asystentki patrzyły na nas wyraźnie zaintrygowane tym wszystkim. Profesor Ivy uśmiechnęła się delikatnie.
- Dokładnie tak - skinęła głową - Ja sama nie miałam okazji widzieć żadnych zjawisk paranormalnych, ale wiem doskonale od profesora Oaka, że takie rzeczy istnieją, a przecież mój dawny mentor i przyjaciel jest osobą jak najbardziej prawdomówną. Wy zresztą też.
Ostatnie słowa skierowała ona do mnie, Asha, Melody i Tracey’ego, lekko się przy tym uśmiechając.
- Ja wiem, że jeżeli wy coś mówicie, to musicie wiedzieć, co mówicie - dodała po chwili uczona - Więc jeżeli zapewniacie mnie, że na własne oczy widzieliście magię, to ja wam wierzę.
- Dziękujemy - odpowiedział Ash, a następnie spojrzał na jedną z jej asystentek - A o jakiej magii mówiłaś?
- O magii z miejscowych stron - wyjaśniła dziewczyna, poprawiając sobie na nosie okulary - Tutejsi ludzie wierzą w istnienie takich zjawisk jak telekineza czy voodoo.
- Z telekinezą to miałem już nieprzyjemność się zetknąć - odrzekł dość ponurym tonem Ash - Poznałem kiedyś ojca i córkę, którzy posiadali takie umiejętności.
Pikachu przeszły dreszcze, kiedy jego trener o tym wspomniał. Ja zaś dobrze wiedziałam, o kogo chodzi, chociaż nigdy nie poznałam tych osób osobiście, gdyż wtedy jeszcze nie podróżowałam z Ashem. Mój luby jednak dużo mi o tych ludziach opowiedział. Ta dziewczyna władająca telekinezą, którą on poznał, miała na imię Sabrina i była przerażającą istotą chcącą zamienić Asha, Misty i Brocka w lalki, na szczęście z pomocą przyszedł im ojciec dziewczyny, jak również mieszkający niedaleko Hunter. To dzięki ich pomocy Ash pokonał Sabrinę w walce, uwalniając tym samym jej duszę od złych mocy i zdobywając przy okazji Odznakę Bagna. Opowiadam o tym wszystkim oczywiście w dużym uproszczeniu, ponieważ cała ta przygoda była nieco bardziej skomplikowana, jednak ogólnie wszystko się zgadza.
Tak czy siak doskonale wiedziałam, o kim mój ukochany mówi, więc skinęłam głową mówiąc:
- Nie miałam co prawda okazji poznać osobiście tych osób, ale razem z Ashem przeżyłam kilka naprawdę mrocznych przygód. Jedną z nich była wizyta w zaświatach.
Asystentki profesor Feliny Ivy spojrzały na nas bardzo zaszokowane tymi wiadomościami.
- Poważnie?! - zawołały chórem - Byliście w zaświatach?!
- Dokładnie tak, ale to dłuższa historia - powiedziałam - Nie czas teraz, aby o niej opowiadać.
- Tak, racja - skinął głową Tracey - Ale tak czy inaczej rozumiem, do czego zmierzasz i myślę, że Ash rzeczywiście ma powody, aby się obawiać.
Detektyw z Alabastii spojrzał na niego uważnie.
- Mówisz o voodoo? - zapytał.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Dokładnie - potwierdził zapytany - Ja tam osobiście nigdy w to nie wierzyłem, ale miałem okazję zetknąć się z wieloma wierzeniami ludzkimi, z tymi także, więc wiem co nieco w tym temacie. Mówią, że żeby komuś zadać krzywdę za pomocą voodoo, należy stworzyć jego laleczkę, najlepiej tak, aby zawierała ona coś z ciała osoby, która ma cierpieć, np. włosy.
Melody wykrzywiła się na myśl o czymś takim.
- Okropność. To naprawdę przerażające i wręcz chore! Żeby ludzie w XXI wieku bawili się jeszcze w takie coś?!
- Przerażające i chore, ale jakże prawdziwe - powiedziałam - Poza tym pewnych wierzeń nie da się widocznie tak po prostu wyrzucić z ludzkich głów i serc.
- Tak, to prawda - zgodził się ze mną Tracey - A więc, jeżeli ktoś teraz zabrał Ashowi włosy, to być może chce stworzyć jego laleczkę voodoo. W takim wypadku lepiej mieć się na baczności.
- Jakoś nas nie pocieszyłeś, wiesz? - mruknęła Melody.
- Wcale nie było to moim zamiarem.
- Zauważyłam.
Asha tymczasem nagle zamurowało. Pomyślałam sobie, że to może być wywołane strachem o jego życie, które było najwyraźniej zagrożone, więc żeby go jakoś pocieszyć, dotknęłam jego dłoni i powiedziałam:
- Spokojnie, kochanie. Jestem pewna, że damy sobie radę. W końcu już wychodziliśmy cało z gorszych kłopotów.
- Pika-pika? Pika-pi? - zapiszczał Pikachu, dotykając delikatnie łapką dłoni swego trenera.
- Bune-bune! - pisnęła Buneary, powtarzając ten sam gest.
Ash tymczasem uśmiechnął się do mnie delikatnie i powiedział:
- Voodoo... Laleczki voodoo z włosami przyszłych ofiar... No tak! To jest rozwiązanie! Laleczki voodoo! To jest jedyne wyjaśnienie, które ma tu w ogóle jakiś sens! Tak! Właśnie tak!
Następnie poderwał się z krzesła i zaczął radośnie skakać po całym pokoju razem z Pikachu, którego to porwał w objęcia. Patrzyliśmy na niego wyraźnie zdziwieni tym, co on robi.
- On zawsze tak ma? - zapytała jedna z asystentek profesor Ivy.
- Na co dzień jest z nim jeszcze gorzej - zażartowała sobie Melody.
Ash tymczasem śmiał się do rozpuku nie przerywając tańca, a gdy już zakończył swoje pląsy, to popatrzył na nas i zawołał:
- Nie rozumiecie?! Przecież to jest bardzo proste! Teraz wszystko jest już jasne! Dlatego właśnie, pani profesor, nie mogła pani nic znaleźć w tych Pokemonach i ich organizmie! To nie jest nauka, tylko magia!
Profesor Ivy i jej asystentki popatrzyli na niego uważnie.
- Chcesz nam powiedzieć, że ktoś tutaj stosuje voodoo, żeby zmuszać Pokemony do tego, aby atakowały swoich trenerów? - zapytała kobieta.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Dokładnie tak - potwierdził Ash.
- To ciekawa teoria, tylko muszę cię rozczarować - wtrącił się Tracey - Voodoo ma za zadanie krzywdzić, a nie kontrolować.
- Niekoniecznie - zauważyła jedna z asystentek (ta sama, która bardzo wierzyła w magię) - Przecież voodoo ma szeroki zakres swoich możliwości. Większy, niż może wam się wydawać.
- Dokładnie tak - powiedziała profesor Felina Ivy - Nigdy co prawda nie zajmowałam się magią, ale słyszałam legendy o czarownikach voodoo i muszę powiedzieć, że teoria Asha nie jest wcale pozbawiona sensu.
- No właśnie - odrzekł mój luby - To by wyjaśniało, dlaczego w wielu miejscach, gdzie dziczały Pokemony, dochodziło do włamań do domów ich trenerów. Złodzieje potrzebowali przecież fragmenty sierści lub skóry tych Pokemonów, które miały zdziczeć.
- A czemu w innych miejscach nie dochodziło do tego? - zapytałam.
- Pewnie złodzieje zdobyli niezbędne dla siebie fragmenty ich skóry czy sierści na ulicy - zasugerował detektyw z Alabastii.
- To by miało sens - stwierdziłam z uśmiechem - Tak czy inaczej, nawet jeśli już to wiemy, to nadal zagadką dla nas pozostaje co innego, a przede wszystkim chodzi tu o powody takiego stanu rzeczy.
- Pytasz o motywy sprawców?
- Tak, kochanie.
- Hmm... To rzeczywiście dobre pytanie, ale nie wiem, jak mogę na nie odpowiedzieć. Naprawdę nie mam pojęcia, o co chodzi tym łajdakom.
- Tak czy siak mamy już jakiś punkt zaczepienia - powiedziała profesor Ivy - Możemy dzięki niemu zacząć poszukiwania.
- Nie byłabym tego taka pewna - jęknęła Melody - Nie mamy przecież zielonego pojęcia, gdzie mielibyśmy szukać jakiegoś powiązania pomiędzy zaklęciami voodoo ze zdziczeniem wszystkich tych Pokemonów.
- Ale ja chyba wiem, gdzie - powiedziała wierząca w magię asystentka profesor Ivy.
Spojrzeliśmy na nią uważnie i bardzo zaintrygowani tym, co ona nam chce powiedzieć.
- Widzicie... W tej okolicy żyje taka kobieta, którą ludzie podejrzewają o paranie się magią. Wszyscy omijają jej dom z daleka, ponieważ mają o niej bardzo złe zdanie.
- To interesujące - powiedział Ash - Sugerujesz, że ta osoba może mieć coś wspólnego ze zdziczeniem Pokemonów oraz porwaniem Sereny?
- Niewykluczone. Nigdy nie widziałam, jak rzuca zaklęcia ani nic w tym stylu, ale krążą o niej takie plotki. Być może to tylko plotki, ale...
- Ale warto by było je sprawdzić, prawda? - przerwałam jej wypowiedź Ash.
- Dokładnie tak, mój chłopcze - uśmiechnęła się do niego profesor Ivy - Cieszy mnie, że tak rozsądnie myślisz.
Mój ukochany zadowolony wyjął z plecaka strój Sherlocka Holmesa, po czym nałożył go na siebie i zawołał:
- Przyjaciele... Chyba pora ruszać na trop!
***
Po tej rozmowie udaliśmy się całą czwórką (nie licząc wiernie za nami idących Pikachu i Buneary) w kierunku domu tej kobiety, o której to nam opowiedziała nasza droga gospodyni. Byliśmy bardzo ciekawi, jaka ona jest i czy ma ona coś wspólnego z tym wszystkim, co się tu ostatnio dzieje, a jeżeli tak, to co nią kieruje i jaki jest cel tego wszystkiego? Byliśmy tego ciekawi, jednak sama ciekawość nie mogła nam odpowiedzieć na te pytania, więc musieliśmy tam iść i się zapytać o to wszystko.
Dotarliśmy do celu naszej wyprawy dość szybko. Był nim niewielki, ale za to bardzo przyjemnie wyglądający domek pomalowany na biało, z czerwonym dachem i czarnym kominem.
- Nie wygląda na domek wiedźmy - powiedziała Melody.
- Bune-bune! - pisnęła wesoło Buneary.
- To mnie nie dziwi. Takie miejsca rzadko kiedy wyglądają na to, czym są naprawdę - zauważył Tracey.
- No dokładnie - zgodziłam się z nim - A poza tym niby jak waszym zdaniem powinien wyglądać domek czarownicy?
- Nie wiem.... Może powinien być zrobiony z piernika? - stwierdziła dziewczyna z Shamouti żartobliwym tonem.
Popatrzyłam na nią z ironią.
- Tak? I co jeszcze? Może ma stać na kurzej łapce? Proszę cię! To nie te czasy, kiedy domek wiedźmy tak wyglądał. Poza tym to jest tylko wizja z baśni. W rzeczywistym świecie prawdziwe zło nie rzuca się tak mocno w oczy. Powiedziałabym nawet, że niekiedy nawet wcale nie wygląda na zło.
- Piękne słowa - rzekł mój ukochany z uśmiechem.
Zarumieniłam się delikatnie.
- Dziękuję. Cieszy mnie, że doceniasz to, co mówię i co robię.
- Doceniam to zawsze, kochanie.
Po tych słowach pocałował mnie on czule w usta, natomiast Buneary objęła mocno łapkami za szyję Pikachu i przytuliła się doń czule. Pokemon zaś spłonął delikatnym rumieńcem.
- Dobrze, dosyć gadania. Idziemy - zadecydował Ash.
Chwilę później podeszliśmy do domu i zapukaliśmy delikatnie do jego drzwi.
- Kto tam? - usłyszeliśmy pytanie.
- Ash Ketchum i jego przyjaciele - odpowiedział detektyw z Alabastii - Przyszliśmy porozmawiać z panią Kirke.
Ledwie to powiedział, a drzwi się otworzyły, choć nie zauważyliśmy, aby ktokolwiek stał za nimi, gdy już stanęły przed nami na oścież.
- Halo... Gdzie pani jest? - zapytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Tutaj. W środku - usłyszeliśmy odpowiedź.
Weszliśmy i zauważyliśmy młodą kobietę o ciemnej karnacji. Siedziała ona w fotelu, czytając gazetę, ale w taki sposób, że widzieliśmy dokładnie jej twarz.
- Pani Kirke? - zapytał Ash.
- Tak, to ja - odpowiedziała kobieta, nie odrywając wzroku od pisma.
- W jaki sposób otworzyła nam pani drzwi? - zapytała zaintrygowana Melody - Przecież pani do nich nie podeszła.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Bo nie musiałam tego robić - uśmiechnęła się zadowolona kobieta, przerzucając stronę w gazecie - Może siądziecie?
Chwilę później podleciały do nas krzesła i ustawiły się one tuż przed nami, abyśmy mogli na nich usiąść.
- A niech mnie! - jęknął zachwycony Tracey - One latają!
- To są jakieś czary! - dodała jego dziewczyna, równie podnieconym głosem.
- Bune-bune! - zapiszczała Buneary.
- Żadne tam czary - powiedział Ash, zaciskając delikatnie prawą dłoń w pięść z niepokoju - To jest telekineza.
- Brawo! Widzę, że to zjawisko nie jest ci obce - zaśmiała się Kirke, wciąż nie odrywając wzroku od swojej gazety - Siadajcie, proszę. Chyba nie chcecie rozmawiać ze mną na stojąco?
Po tym, jak powiedziała te słowa, usiedliśmy na przeznaczonych nam krzesłach, patrząc uważnie w stronę naszej gospodyni.
- Jesteście z Kanto, prawda? - zapytała Kirke.
- Tak... Ale tylko ja - odpowiedział jej Ash - Bo moja dziewczyna jest z Kalos, a nasi przyjaciele są...
- Z Wysp Oranżowych - dokończyła kobieta.
Spojrzeliśmy na nią zdumieni.
- Skąd pani to wie? - zapytałam.
- Czyta nam pani w myślach? - spytał Tracey.
- Dokładnie - uśmiechnęła się zadowolona gospodyni.
Ash popatrzył uważnie na Kirke i zapytał ją:
- Proszę nam powiedzieć... Czy słyszała pani o tym, co się ostatnio dzieje w Valencii?
- Owszem. To przykra sytuacja. Biedne Pokemony - odpowiedziała mu nasza gospodyni, dalej czytając gazetę.
Chociaż okazywała nam wyraźną obojętność, to z jej tonu bił wyraźny smutek, więc pewnie naprawdę się przejmowała losem Pokemonów.
- Chcieliśmy zapytać o to, czy... Znaczy, tego... - Ash się lekko jąkał, jakby nie wiedział, jak ma zadać pytanie - Słyszeliśmy o tym, że umie pani stosować umiejętności, które są nieznane zwykłym śmiertelnikom.
- Sugerujesz, młodzieńcze, że jestem czarownicą?
- Niekoniecznie. Zna się pani na telekinezie i to widzimy wyraźnie. Ale czy zna się pani na magii?
- Być może. A na jakiej?
- Na voodoo.
Kobieta dopiero teraz oderwała wzrok od gazety, którą czytała.
- Czemu cię to interesuje, młody człowieku?
- Ponieważ podejrzewamy, że voodoo może mieć związek z tym, co się dzieje z Pokemonami.
Kirke patrzyła na niego uważnie. Dopiero więc teraz zauważyłam, że naprawdę ma ona ciemną karnację i w sumie chyba była Mulatką. Miała też czarne włosy i ciemnobrązowe oczy, a do tego wyglądała mi ona bardzo znajomo. Poczułam wówczas, że już ją gdzieś musiałam widzieć i szybko zrozumiałam, skąd to uczucie.
- Chwileczkę... My się chyba już znamy, prawda? - zapytałam.
- Nie przypominam sobie - powiedziała kobieta ze stoickim spokojem.
- A mnie się wydaje, że niedawno się spotkałyśmy.
Wstałam z krzesła i popatrzyłam na nią bardzo uważnie.
- Tak, teraz panią poznaję! Z całą pewnością to była pani! To pani mnie wczoraj porwała i próbowała zabić!
Kirke spojrzała na mnie ze spokojem, po czym dodała:
- Moja droga... Muszę cię rozczarować, ale mylisz się. Ja nie jestem osobą, za którą mnie bierzesz.
- Już ja dobrze wiem, za kogo panią biorę! Porwała mnie pani i chciała zabić! Chciała mnie pani złożyć w ofierze jakimś pogańskim bogom!
Kobieta patrzyła na mnie zasmucona, jednak bynajmniej nie zdumiona tym, co mówię.
- Moja droga... Nie chcę być niemiła, ale naprawdę się mylisz. Ja nie odpowiadam za to, co cię spotkało, jednak przyznaję, że to wszystko, choć brzmi jak historia z filmu akcji, jest jak najbardziej prawdziwe. Nie czuję w twoich myślach fałszu i dobrze wiem, że nie kłamiesz. Współczuję ci więc z powodu tego, co cię spotkało.
- Współczuje mi pani?! - krzyknęłam oburzona - Phi, też coś! Chciała mnie pani zabić!
- Nie ja, moja droga - rzekła spokojnym tonem Kirke - Nie musisz się mnie obawiać. Ja wcale nikogo nie krzywdzę. Wykorzystuję swoje moce w dobrym celu.
- Aha! Czyli przyznaje pani, że ma jakieś moce?! - zawołała Melody oskarżycielskim tonem.
- Oczywiście, że tak, moja droga - potwierdziła to nasza gospodyni - Posiadam zdolność telekinezy, a prócz tego umiem także czytać w waszych myślach. Znam się również na voodoo.
- Aha! A więc jednak! - krzyknęła wręcz oburzona moja przyjaciółka z Shamouti - Zna się pani na voodoo i tych okrutnych praktykach, do jakich się tę magię wykorzystuje!
Kirke spojrzała na nią z delikatnym uśmiechem.
- Moja droga... Bez urazy, ale jesteś naprawdę bardzo ograniczona w tej sprawie. Nic nie wiesz o voodoo. To prawda, może ona nieść cierpienie i krzywdę, ale też może nieść szczęście. Wszystko zależy od tego, kto się tym para. Ja wybrałam światło, nie zaś mrok. Jeżeli więc ktoś cię porwał, to na pewno nie ja.
- Więc kto? Kto porwał Serenę?! - zawołał Ash.
- Pika-pika?! - pisnął Pikachu.
- Pani to wie, prawda? - zapytałam, patrząc na Kirke - Pani dobrze wie, kto chciał mnie zabić i dlaczego. Proszę nam powiedzieć... Jeśli stoi pani po stronie światła, proszę nam to powiedzieć.
- Wybacz, ale nie mogę.
- Dlaczego!? - zawołałam - Dlaczego pani nie może?!
- Po prostu nie mogę - odparła kobieta.
Następnie wstała ona z fotela i powiedziała ponurym tonem:
- Wybaczcie mi, ale nie mam już dla was więcej czasu. Idźcie stąd i zostawcie mnie w spokoju.
Zaprotestowaliśmy przeciwko takiej decyzji, ponieważ chcieliśmy z nią jeszcze porozmawiać, ale wtem jakaś ogromna siła uniosła nas w powietrze, po czym wyrzuciła poza dom, którego drzwi natychmiast się zatrzasnęły.
- Nie no, co za chamstwo! - krzyknęła oburzona Melody, zrywając się na równe nogi - To tak się tutaj traktuje gości?!
- Nieproszonych i owszem - odpowiedział jej żartem Tracey.
- Pika-pika-chu! - piszczał gniewnie Pikachu.
- Bune-bune! - dodała Buneary.
- Czemu ona to zrobiła? - zapytałam - Dlaczego nie chciała nam nic powiedzieć?
- A może jest winna, tylko nie chce się przyznać? - zasugerowała moja przyjaciółka z Shamouti.
- Myślę, że ona mówi prawdę i naprawdę nie ma z tym nic wspólnego - odrzekł Ash, otrzepując swoje ubranie z kurzu - Choć oczywiście mogę się mylić.
- Więc co robimy? - zapytałam.
- Nic. Wracamy do profesor Ivy.
- CO?! - krzyknęliśmy ja, Tracey i Melody.
- I zostawimy sprawę własnemu losowi?! - dodałam.
- Tego nie powiedziałem - uśmiechnął się Ash - Będziemy dyskretnie obserwować tę panią.
- Ale jak? - spytała Melody.
- Mamy odpowiednich szpiegów - odpowiedział mój luby, patrząc na Pikachu i Buneary.
Stworki szybko zrozumiały, o co chodzi, ponieważ zapiszczały wesoło i zasalutowały mojemu chłopakowi na znak, że będą mu posłuszne.
***
Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn c.d:
Philippe Bordeua powoli podszedł do nas z uśmiechem malującym mu się na twarzy. Był on mężczyzną po czterdziestce, miał czarne włosy i szare oczy. Nosił na sobie szary garnitur i czerwoną muszkę.
- Miło mi cię poznać, mój drogi chłopcze - powiedział do Clemonta z wyraźnym francuskim akcentem - Proszę mi wybaczyć, że nachodzę was tak bez zapowiedzi, ale mam naprawdę ważną sprawę.
- Domyślam się nawet, o jaką sprawę tu chodzi - rzekł Clemont.
- Aha... No tak - Philippe zachichotał lekko - A więc wnoszę z tego, co mówisz, mój młodzieńcze, że szanowny pan burmistrz już z tobą rozmawiał w tej sprawie?
- Właśnie dlatego tutaj przyjechałem - wyjaśnił mu Clemont.
Następnie wskazał na mnie i na Bonnie.
- To moja dziewczyna, Dawn Seroni. A to jest moja młodsza siostra, Bonnie Meyer.
- Miło mi pana poznać - powiedziała dziewczynka.
- Mnie również - dodałam.
Dedenne wskoczył swojej trenerce na głowę i zapiszczał wesoło, zaś Piplup stanął przy mnie. Wszyscy uważnie obserwowaliśmy mężczyznę, który był wyraźnie zachwycony naszym widokiem.
- Naprawdę bardzo mi miło was wszystkich poznać. Tak czy inaczej cieszę się, że przyjechałeś, mój chłopcze. Sprawdziłem dokładnie wszystkie papiery i wynika z nich, że Wieża Pryzmatu należy do ciebie, a przynajmniej do czasu, aż nie przestaniesz być Liderem tej Sali. O ile zaś wiem, to już długo możesz nim nie być. Nie chcę, abyś myślał, że mnie to cieszy, ale tak czy inaczej jeżeli stracisz tę Salę, to ona przejdzie na rzecz władz miasta, a od nich chętnie bym kupił to piękne miejsce. Choć w sumie równie dobrze mógłbym je kupić od ciebie, gdyby tylko prawo miasta nie zabraniało ci sprzedawać Sali dopóki jesteś Liderem. Tak czy inaczej mam pewne plany związane z tym oto miejscem i chciałbym je wam przedstawić.
- Wiemy, jakie ma pan plany - powiedział Clemont.
- To bardzo dobrze, jednak bardzo bym był wdzięczny, gdyby okazało się, że możemy dojść do porozumienia.
- A niby jakiego porozumienia?
- A choćby takiego, że każdy z nas będzie zadowolony.
- Obawiam się, że coś takiego jest niemożliwe - rzekł mój chłopak - Bo widzi pan... Ja chcę zachować Salę, a pan chcę ją kupić. Trudno tu osiągnąć consensus.
- Możliwe, że jest prostsze niż myślisz - uśmiechnął się mężczyzna - W końcu nie bywasz tutaj zbyt często i praktycznie mogę odnieść wrażenie, że jakoś obowiązki Lidera Sali nie sprawiają ci przyjemności.
- A skąd niby pan to może wiedzieć? - spytała oburzona Bonnie.
- Ne-ne-ne! - pisnął gniewnie Dedenne.
- No właśnie! - zauważyłam - Nie zna pan przecież Clemonta i nie wie pan, co on lubi, a co nie.
- Przepraszam. Ja naprawdę nie chciałem was urazić - rzekł Philippe przepraszającym tonem - Po prostu cała sytuacja wygląda tak, jak wygląda. W ciągu ostatniego roku ile razy byłeś w swojej Sali?
Clemont chciał mu już odpowiedzieć, jednak nie zrobił tego, ponieważ wiedział doskonale, jaka jest tego odpowiedź i jak ona może zabrzmieć, a zabrzmiałaby zdecydowanie głupio.
- A widzisz - uśmiechnął się doń jego rozmówca - Prawda jest taka, że nie bywasz tu raczej zbyt często, ponieważ podróżujesz razem ze swoim najlepszym przyjacielem, Ashem Ketchumem. Tak, wiem o nim. Zresztą kto dzisiaj nie zna tego nazwiska? To przecież jest słynny Mistrz Pokemon Ligi Kalos, a w dodatku Ósmy Mistrz Strefy Walk, nie mówiąc już o tym, że jest on także słynnym, prywatnym detektywem. Naprawdę, jestem pod wielkim, wręcz ogromnym wrażeniem tego młodego człowieka. Pod twoim zresztą także. Nie każdy by tak umiał dzielnie poświęcać się temu, co kocha, jak i wy. Powiedz mi jednak zupełnie szczerze, mój drogi chłopcze. Czy większą przyjemność sprawia ci bycie Liderem Sali, czy też może wynalazki oraz podróże ze swoimi bliskimi?
Clemont zastanawiał się, jaką ma udzielić mu odpowiedzieć, w końcu jednak rzekł:
- To, co sprawia mi przyjemność nie ma tutaj najmniejszego znaczenia. Bycie Liderem Sali jest moim obowiązkiem i nawet jeżeli zwykle tu mnie nie ma, to będę ten obowiązek wykonywał. Będę tu co jakiś czas zaglądał, a przez ten czas zastępuje mnie mój robot Clembot. Poza tym nie wyobrażam sobie, aby Wieża Pryzmatu została przerobiona na dom gry. Po prostu nie wyobrażam sobie, aby takie coś miało mieć miejsce.
Philippe Bordeua westchnął głęboko.
- A więc mimo wszystko nie chcesz zgodzić się na możliwość oddania Sali?
- W żadnym razie - pokręcił przecząco głową Clemont.
- No dobrze... Wobec tego zostaje mi tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Byłem dzisiaj u burmistrza. Wiem, że masz walczyć z kimś, kogo wyznaczą władze miasta. Jeśli on cię pokona, to stracisz Salę i tytuł Lidera. Wówczas władze wybiorą nowego, zaś Sala może zostać przeniesiona gdzie indziej, a to miejsce sprzedane. Jeśli jednak wygrasz, wtedy ja pożegnam się ze swoimi marzeniami. Ale pomyśl tylko... Jaki to byłby wspaniały dom gry. Tutaj ruletka, tutaj stolik do gry w pokera... A do tego jeszcze tyle pięknych pokoi... To miejsce w sam raz nadaje się na hotel i dom gry. Wiesz, jakie można mieć z tego zyski? I jaką przyjemność byś ludziom sprawił? Większą niż trzymaniem tej Sali po to tylko, aby ona istniała.
Byłam oburzona tym, co on właśnie mówił. Ten gamoń twierdził, że założenie tutaj domu gry to jego marzenie? Jakie to głupie i żałosne. Będzie czerpać zyski pieniężne z tego miejsca i śmie nam mówić, że założenie tutaj czegoś jest jego marzeniem.
- Niech... pan... już... idzie - powoli wycedziłam z ust słowa.
- Moja droga, po co te nerwy? Ja tylko...
- Nieważne! Niech pan już idzie... Ta Sala nie jest na sprzedaż.
- Jeszcze zobaczymy - odrzekł mi z wyraźnym gniewem w głosie nasz rozmówca, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Słyszeliście go? - zapytałam oburzona, gdy już sobie poszedł - Co za bezczelny drań!
- No właśnie! Co on sobie w ogóle myśli?! - zapytała Bonnie.
Piplup i Dedenne także wyrazili głośno swoje oburzenie.
- Nie przejmuj się nim - odpowiedział mi Clemont - Jak wygram walkę z tym, którego wyznaczy mi burmistrz, to już nie będę musiał więcej tego człowieka na oczy oglądać.
- Obyś więc wygrał - odparła na to jego młodsza siostra poważnym tonem - Bo inaczej stracimy Salę i będziemy musieli patrzeć na zadowoloną minę tego głupka!
- Miej więcej wiary w umiejętności swojego brata - zaśmiałam się do niej radośnie - Będzie dobrze, a Clemont da czadu, jak zwykle zresztą.
***
Pamiętniki Sereny c.d:
Wiedzieliśmy, że obserwacja domu Kirke jest raczej mało możliwa. W okolicy nie było żadnego miejsca, w którym moglibyśmy się ukryć na tyle skutecznie, aby obserwowana przez nas osoba nie zorientowała się, że jest przez nas szpiegowana. Na całe szczęście Ash wpadł wówczas na pomysł, aby naszymi agentami w tej sprawie zostali Pikachu i Buneary. Ponieważ oba Pokemony były jak najbardziej za tym, żeby wykonać to zadanie, to bez wahania my również wyraziliśmy na to zgodę, chociaż oczywiście dużo ryzykowaliśmy, bo przecież stworki nasze mogłyby wpaść w jakieś tarapaty poważne lub też mniej poważne, jednakże nasi uroczy szpiedzy byli tak podekscytowani możliwością pomagania nam w taki sposób, że jakoś nie umieliśmy im ostatecznie tego odmówić.
- A co, jeżeli im się coś stanie? - zapytałam.
- Spokojnie, kochanie - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash - To przecież nie są byle jakie stworki. To jest Pikachu, mój najlepszy kumpel od siedmiu lat. Tyle razy pomagaliśmy sobie nawzajem i zauważ, że odnosiliśmy w swoich działaniach sukcesy. Teraz też tak będzie.
- Mam nadzieję, że masz rację.
- Sereno, nie bój się o nich - powiedziała Melody - Ash na pewno ma rację. Pikachu i Buneary doskonale dadzą sobie radę z tą misją.
- Ja też się nieco obawiam, że może im się coś stać, ale przecież nie możemy popadać w paranoję - zauważył Tracey - To naprawdę zaprawione w boju i działaniu Pokemony. Byle kto ich nie pokona.
- Tyle, że nie mamy do czynienia z byle kim - stwierdziłam smutno - Przecież teraz walczymy z czcicielami voodoo, a to poważni przeciwnicy. Do tego jeszcze są powiązani z organizacją Rocket. Chyba sami rozumiecie, że w takiej sytuacji mam prawo się obawiać o życie naszych przyjaciół.
- Sądzisz, że my się nimi nie przejmujemy? - zapytała Melody z lekkim gniewem w głosie - Jednak naprawdę za chwile dostaniemy tutaj wszyscy paranoi z powodu takiego gadania!
Załamana popatrzyłam na nią nie wiedząc, co mam jej odpowiedzieć na te słowa, jednak w gruncie rzeczy uznałam, że lepiej będzie milczeć, bo przecież ona ma rację. Widzenie wszystkiego w czarnych barwach nie miało najmniejszego sensu i tylko by pogorszyło całą sytuację. Lepiej było więc patrzeć na wszystko optymistycznie, chociaż bywało to niekiedy naprawdę trudne.
- Hej, zaczekajcie! - usłyszeliśmy za sobą jakiś głos.
Obejrzeliśmy się za siebie i zauważyliśmy biegnącego w naszą stronę rudego chłopaka o czarnych oczach. Był on w wieku tak około trzynastu lub czternastu lat, a na sobie nosił zielony dres z białymi paskami.
- Czy my go przypadkiem nie znamy? - zapytałam.
- Owszem, znamy - powiedział Ash dość załamanym głosem.
Chłopak tymczasem podbiegł do nas, wołając gniewnie:
- Aha! Znalazłem was wreszcie! Widziałem was wczoraj, jak chodzicie po tej okolice, ale wtedy nie zdołałem was dogonić. Tym razem mi się to udało!
- Czekaj chwilkę! - przerwała mu Melody - Chcesz powiedzieć, że ty nas szukałeś?
- Dokładnie tak - potwierdził chłopak.
- A niby w jakim celu? - spytałam.
- A choćby w takim, że mam z wami do pogadania.
- O czym?
Zamiast mi udzielić odpowiedzi nasz rozmówca popatrzył groźnie na Asha, wołając:
- No i co teraz powiesz, mądralo?!
- A co niby miałbym powiedzieć? - zdziwił się Ash.
- Nie wiesz? - rzekł groźnie chłopak - Nie udawaj. Przecież widzę po twoim spojrzeniu, że mnie rozpoznałeś. Więc gadaj... Co zamierzasz z tym fantem zrobić?
- Eee... Z jakim fantem? - zapytał zdumiony Tracey.
- On już doskonale wie, z jakim - warknął chłopak, patrząc na Asha w taki sposób, jakby chciał go zabić wzrokiem.
- O czym ty mówisz?
- Jego spytaj.
Ash zachichotał delikatnie. Był wyraźnie zakłopotany.
- Wiecie... Wtedy, kiedy byliśmy tutaj ostatni raz, gdy walczyliśmy o Latias i pomagał nam w tym Lugia, to wiecie... Wtedy to właśnie niechcący zniszczyłem temu miłemu chłopakowi rower.
Gdy mój luby wypowiedział te słowa, to od razu przypomniałam sobie całą sytuację, o jakiej on wspomniał.
- A niech mnie! To ty?! - zawołałam, patrząc na chłopca.
- Tak, to właśnie ja! - odrzekł młody gniewny - Twój chłoptaś porwał i zniszczył mój rower!
- Przepraszam bardzo... To nie było tak - rzekł przepraszającym tonem detektyw z Alabastii.
- A niby jak, koleś?! Wyrwałeś mi z rąk rower, wskoczyłeś na niego i pojechałeś nim prosto w przepaść! A może to nie tak wyglądało, co?!
- Owszem, tak to wyglądało, ale ty przecież nie znasz pobudek, które mną wtedy kierowały.
- I guzik mnie one obchodzą! Zniszczyłeś mi rower!
- A niech to! A więc to jest ten chłopak?! - zaśmiała się Melody - To jemu zniszczyłeś wtedy rower, żeby wskoczyć na statek doktora Zagera?
- No cóż... W sumie tak... To właśnie on - odparł mój ukochany, lekko się przy tym rumieniąc.
Melody i Tracey parsknęli śmiechem, słysząc to wszystko. Mieli oni z całej tej sytuacji niezły ubaw. Ja zaś, przyznam się szczerze, również cicho chichotałam, choć Ashowi wcale nie było do śmiechu.
- Naprawdę nie wiem, co mógłbym jeszcze dla ciebie zrobić - rzekł do chłopaka detektyw z Alabastii - Przecież już ci zapłaciłem za ten rower i to więcej, niż on był wart!
- I co z tego? Roweru mi w ten sposób nie wrócisz! On miał dla mnie naprawdę wielką wartość! Większą niż myślisz!
- Bardzo mi przykro z tego powodu.
- A co mnie to obchodzi?! Chcę odzyskać mój rower!
- Obawiam się, że w tym to ja już nie zdołam ci pomóc.
- Poważnie?! A wyobraź sobie, że ten rower był moim największym skarbem!
- Weź się już nie ośmieszaj, chłopie - mruknęła do niego Melody.
- Jakie niby ośmieszanie się, co?! - krzyknął oburzony młodzieniec - Ja kochałem ten rower!
- Tak! Wiemy już o tym! - krzyknęła na niego dziewczyna z Shamouti, doskonale udając groźną jędzę - Wyobraź sobie, że nie tylko ty! Wszyscy kochaliśmy ten rower, bo był jedyny w swoim rodzaju! Myślisz może, że teraz tylko ty cierpisz?!
Następnie odwróciła się na pięcie i odeszła.
- Eee... A ona zawsze jest taka nabuzowana? - zapytał chłopak.
- Nie, normalnie jest jeszcze bardziej wkurzona - odpowiedziałam mu dowcipnym tonem - Ten dzień akurat jest na luzie.
- Aha... Czyli dzisiaj nie jest zła? - zdziwił się młodzieniec.
- Zła? No coś ty - zażartował sobie Tracey - Dzisiaj to ona wręcz tryska humorem.
***
Nabuzowany chłopaczek od roweru dał nam spokój i poszedł sobie swoją drogą, a my mogliśmy pójść do profesor Ivy, bardzo zadowoleni, że możemy odpocząć od tego wszystkiego. Podziękowaliśmy także przy okazji Melody, która tak doskonale zadbała o to, aby chłopak uciekł.
- Wiem, może byłam nieco niemiła, ale ten młodzieniaszek mnie już po prostu wkurzał. Nie ukrywam, było przez chwilę zabawnie, potem jednak koleś zaczął naprawdę mnie irytować.
- Przyznaj się... Byłaś taka nabuzowana, ponieważ nie udało się nam porozmawiać z Kirke? - zapytał Ash.
Dziewczyna westchnęła głęboko, słysząc te słowa.
- Ech... Przed tobą niczego nie można ukryć, panie detektywie.
- A żebyś wiedziała, Melody - zaśmiał się mój luby.
Dzięki tej rozmowie już w nieco weselszym nastroju powróciliśmy do laboratorium profesor Ivy, która ucieszyła się na nasz widok.
- Miło mi, że już jesteście! - zawołała radośnie - Najwyższa pora na obiad. Myjcie więc ręce i siadajcie do stołu!
Spełniliśmy to życzenie, po czym usadowiliśmy się w jadalni, po czym zaczęliśmy jeść obiad, który ugotowały asystentki naszej drogiej gospodyni. Co prawda miałam pewne obawy, że ten posiłek mógł im wyjść zbyt dobrze, ale moje lęki okazały się być bezpodstawne, ponieważ był on naprawdę smaczne. Trzy dziewczyny pracującej dla drogiej pani profesor wykazały się jako naprawdę wyśmienite kucharki, choć sprawiały wrażenie melepet.
- No i jak wam poszło? - zapytała Felina Ivy - Czy porozmawialiście z Kirke?
- Właśnie, że nie - odpowiedział jej ponuro Ash - Kobieta nie chciała rozmawiać. Uniosła nas w górę mocami telepatii, a potem wyrzuciła z domu i to zaraz po tym, gdy zaczęliśmy mówić o tym, co nas sprowadza.
- No, nie do końca tak to było - powiedziałam zawstydzonym tonem - Tak naprawdę powodem jej zachowania był fakt, że naskoczyłam na nią i oświadczyłam, że to ona mnie porwała i chciała zabić.
- Poważnie? - zdziwiła się profesor Ivy - Jesteś tego pewna?
- Oczywiście, że tak - odpowiedziałam kobiecie - Widziałam tę twarz bardzo wyraźnie. No dobrze, w tej jaskini był jakiś taki półmrok oświetlony pochodniami i czymś jeszcze, czego nie umiem nazwać, jednak widziałam twarz tej kobiety. Była ona łudząco podobna do twarzy Kirke.
- Aha! - zaśmiała się nasza gospodyni - Łudząco podobna. Ale widzisz chyba zasadniczą różnicę pomiędzy zwrotem „łudząco podobna“, a zwrotem „taka sama“.
- No dobrze, ma pani rację, ale podobieństwo do obu tych kobiet jest tak uderzające, że równie dobrze mogą być jedną i tą samą osobą.
- Mogą, Sereno... Mogą, ale nie muszą. To spora różnica.
- W sumie to racja - wtrącił Ash.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i powiedziałam:
- To prawda, jest różnica i to spora, ale przecież ta kobieta sama nam się przyznała do tego, że zajmuje się voodoo.
- No tak... Ale przecież dodała również to, że voodoo ma najróżniejsze zastosowania, w tym również dobre - zauważył Tracey.
- To prawda - skinęła głową Melody - Tak właśnie powiedziała.
- A czy sądzicie, żeby się przyznała do tego, że próbowała mnie zabić i zadaje się z organizacją Rocket?! - zawołałam.
- Spokojnie, Sereno. Tylko spokojnie - rzekła profesor Felina Ivy, nie przerywając patrzenia na mnie swoim sennym wzrokiem - Widzisz, to są już bardzo poważne zarzuty, ale jak widać nie są one bezpodstawne. Muszę ci powiedzieć, że osoba Kirke jest owiana sporą tajemnicą. Nie mam pojęcia, kto i zacz jest ta pani. Przybyła tutaj nie wiadomo skąd, razem z kilkoma Pokemonami duchami i Pokemonami typu psychicznego. Siedzią oni sobie razem gdzieś w tej swojej chatce na odludziu. Mówią o niej różne rzeczy, ale moim zdaniem nie wszystkie te rzeczy są prawdziwe, jeśli oczywiście jakiekolwiek plotki na jej temat są prawdą.
- W plotkach często tkwi ziarno prawdy - rzekł Tracey.
- Owszem, ale to przysłowie nie zawsze ma prawo bytu - zaśmiała się delikatnie pani profesor - Pamiętajmy o tym, że człowieka należy poznać, aby go ocenić.
- Czy wierzy pani, że ona nie ma nic wspólnego z moim porwaniem? - zapytałam.
- Być może ma tyle wspólnego, że zna osobę, która ci to zrobiła.
Ash pomasował sobie palcami podróbek.
- To by nawet miało sens, pani profesor, bo kiedy Serena zaczęła ją wypytać, a właściwie oskarżać, Kirke rzuciła tylko stwierdzenie, że nie ma z tym nic wspólnego i że winnym jest ktoś inny, ale nie chciała nic więcej powiedzieć.
- To bardzo interesujące - rzekła Felina Ivy, wyraźnie zaintrygowana - Wobec tego ona musi być w to chociaż trochę zamieszana. Nie wiem, na ile, ale zawsze.
- Zostawiliśmy Pikachu i Buneary na straży, aby oni ją obserwowali - powiedziałam - Być może ich szpiegowska misja pomoże nam coś wykryć, bo my sami nie mogliśmy pociągnąć ją za język.
- Miejmy nadzieję, że tak - odparła kobieta.
Chwilę później ktoś zapukał do drzwi, zaś jedna z asystentek naszej drogiej gospodyni pobiegła sprawdzić, kto to. Po krótkiej chwili wróciła.
- Pani profesor! Przyjechało jakiś dwóch ludzi z Instytutu Pokemonów! Mówią, że chcą pomóc pani zbadać te Pokemony, które zdziczały.
- Znowu? - zdziwiła się jej szefowa - Przecież byli tu parę dni temu i niczego nie odkryli?
- Mam ich wyrzucić?
- Ależ nie, broń Boże. Wpuść ich, niech mi powiedzą, o co im chodzi, a potem każemy im iść do diabła.
Asystentka pobiegła natychmiast wykonać polecenie swej przełożonej, która popatrzyła na nas z uśmiechem na ustach.
- Oni nam nic nie pomogą - powiedziała - Teraz, kiedy już wiemy, co dolega tym biedactwom, to możemy im przekazać, żeby dali nam spokój, bo przecież nauka nic tutaj nie zdziała.
Pokiwaliśmy głowami ze zrozumieniem. Kobieta miała rację, bo nauka tutaj nic nie mogła zdziałać. To była magia voodoo, a na nią można było znaleźć wyjście jedynie w postaci innej magii. Ash, choć zawsze powtarzał, że nauka jest niesamowita, tym razem podzielał moje zdanie w tej sprawie. Poza tym widział on już takie rzeczy, że praktycznie nic go już nie dziwiło, nawet istnienie magii, na którą nauka jest bezsilna.
Tymczasem owi pracownicy Instytutu Pokemonów weszli do środka, witając się grzecznie z panią profesor i mówiąc jej, co ich sprowadza.
- Przyszliśmy zabrać te zdziczałe Pokemony - powiedział jeden z nich.
- Według naszych pracodawców lepiej będzie je zabrać do Instytutu i dokładnie zbadać - dodał drugi.
- Przecież już je badałam - zauważyła profesor Ivy - Nawet z pomocą pracowników Instytutu.
- Wiemy o tym, pani profesor, ale dzisiaj przyjechał pewien specjalista i chciałby je obejrzeć osobiście.
- Więc czemu sam się tutaj nie pofatyguje?
- Bo w Instytucie mamy lepszy sprzęt badawczy.
Siedziałam odwrócona do nich plecami, więc nie widziałam ich twarzy, jednak usłyszałam ich głosy, które ku mojemu przerażeniu okazały się być mi bardzo dobrze znane. Ledwie je usłyszałam, a zaraz spojrzałam za siebie i zobaczyłam twarze obu mężczyzn. Od razu ich rozpoznałam.
- To oni! - zawołałam przerażona - To oni mnie wtedy porwali!
Było to dość bezmyślne z mojej strony, jednak w tamtej chwili w żaden sposób nie panowałam nad swoimi emocjami, ale chyba nikt nie może mi się dziwić. Przecież właśnie zauważyłam ludzi, którzy to poprzedniej nocy mnie porwali i potem o mało nie skończyłam przez nich na tamtym świecie. Co prawda wtedy ich twarze były w duże części zasłonięte przez cienie, ale doskonale zapamiętałam te głosy, których zresztą trudno by nie zapamiętać.
Wszyscy moi przyjaciele spojrzeli groźnie na tych dwóch ludzi ponoć pracujących w Instytucie Pokemonów, ci zaś nie stracili bynajmniej swojej bezczelnej odwagi, ponieważ powiedzieli:
- Panienka wybaczy, ale nie mieliśmy dotąd przyjemności się z panną poznać.
- Poważnie? - zapytałam z kpiną, podchodząc do nich - A wczoraj kto mnie porwał z tego domu i chciał złożyć w ofierze bogini Kali, co?! O nie! Nie myślcie sobie, że jestem głupia! Wasze twarze może i ledwie widziałam, ale poznałam was po głosie!
Bandyci oczywiście nie zamierzali się tak po prostu przyznać.
- Ta dziewczyna ma majaki - powiedział jeden z nich.
- Przybyliśmy tutaj z Instytutu Pokemonów i mamy przywieść naszym szefom te zdziczałe Pokemony.
- Poważnie? - zapytała dość ironicznie profesor Felina Ivy - Skoro tak, to wobec tego z przyjemnością zadzwonię zaraz do waszych przełożonych. Na pewno chętnie potwierdzą wasze słowa.
Moi oprawcy pojęli, że gra jest już skończona, dlatego szybko złapali za pistolety, które dobyli nie wiadomo skąd.
- No dobra, łapy do góry! Ale już! - zawołał jeden z nich.
Drugi spojrzał na mnie uważnie, uśmiechając się podle.
- Masz bystry słuch, panienko - powiedział drań - Ale to ci teraz nic nie pomoże.
- Nie myślcie sobie, że te pukawki wystarczą, żeby nas zatrzymać! - krzyknęła bojowo Melody.
- Weź ich nie drażnij, co? - mruknął do niej Tracey.
Obaj bandyci ryknęli śmiechem, słysząc słowa jego dziewczyny.
- Poważnie? To być może zatrzyma nas co innego - rzekł jeden z nich i wyjął coś z kieszeni.
Tym czymś była laleczka uszyta z materiału. Miała ona na sobie pewne dodatki wyglądające niczym czarne włosy, szare spodnie, a także niebieska kamizelka.
- O nie! - jęknęłam domyślając się, co to jest.
Bandyta tymczasem wydobył szpilkę i dźgnął laleczkę w głowę. W tej samej chwili Ash wrzasnął z bólu, łapiąc się mocno za potylicę i padając na podłogę.
- Ash! - krzyknęłam przerażona, podbiegając do niego.
- Co ci jest?! - zapytała zaniepokojona Melody.
- Boli... Piecze... Rwie... - jęczał mój ukochany, trzymając się dłonią za głowę.
Bandyta powoli wyjął szpilkę z głowy laleczki, po czym wbił ją mocno w jej czoło. Jednocześnie Ash turlał się po podłodze, trzymając się za czoło i wijąc przy tym z bólu. Podtrzymywałam go próbując mu jakoś pomóc, ale nic nie zdołałam zrobić. Wściekła spojrzałam wzrokiem pełnym furii na jego oprawców.
- Wy łajdaki! - wrzasnęłam, ruszając w ich kierunku.
Bandyta wyjął szpilkę z głowę laleczki i powiedział:
- Lepiej nie podchodź, bo mój kolega do ciebie strzeli.
Następnie podszedł on do stołu i wziął z niej szklankę, do której nalał wody gazowej z dzbanka.
- A teraz niech ta pani naukowiec da nam te zdziczałe Pokemony, bo jak nie, to wasz kochany przyjaciel zapłaci za to kolejną dawką bólu.
Na dowód, że nie żartuję, bandyta odwrócił lalkę do góry nogami i zanurzył jej głowę w wodzie. Zauważyłam wówczas, że Ash łapie się za szyję, jakby właśnie znalazł się pod wodą, chociaż był daleko poza nią. To było przerażające i niezwykłe zarazem. Właściwie wyglądało to tak, jakby tracił właśnie powietrze w płucach.
- Wystarczy! Zostawcie! Zabijecie go! - krzyknęłam.
Bandyta zarechotał podle, po czym wyjął laleczkę z wody, spojrzał na nas podle i rzekł:
- Jak widzisz, urocza panienko... Z nami żartów nie ma. Dawajcie nam te Pokemony i to już! Tylko bez sztuczek, bo jak tylko zobaczę tu w pobliżu policję, to wrzucę laleczkę do szklanki i tym razem jej nie wyjmę.
Ash tymczasem wypluł wodę z ust, łapiąc wręcz zachłannie powietrze w płuca. Był wyraźnie w szoku po tym, co właśnie przeżył, podobnie jak my wszyscy. Co prawda widzieliśmy już na tym świecie najróżniejsze rzeczy, ale czegoś takiego jeszcze nie.
Profesor Ivy wiedziała, że nie ma wyboru. Musiała spełnić żądanie tych ludzi i choć zrobiła to bardzo niechętnie, to dała im klucze do klatek ze zdziczałymi Pokemonami. Ci zaś zapakowali je do małych klateczek, wciąż mierząc do nas z pistoletów, jak również pokazując nam laleczkę voodoo przypominającą wyglądem Asha.
- A teraz żegnajcie, moi kochani - powiedział jeden z nich, kiedy już załadowali swój łup na ciężarówkę, którą przyjechali - I nie próbujcie nas ścigać, bo inaczej wiecie, co się stanie.
Następnie zarechotali podle i odjechali bardzo z siebie zadowoleni.
Ash zacisnął pięść w bezsilnej złości.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, dotykając jego ramienia.
- Dziękuję ci, Sereno... Już mi lepiej - odparł mój luby, spoglądając na mnie z uśmiechem.
- Jak żyję nie widziałam czegoś podobnego - powiedziała wyraźnie przerażona i podekscytowana jednocześnie profesor Ivy.
- My także! - zawołały chórem jej asystentki.
Jeśli któraś z nich jeszcze nie wierzyła w magię, to po tym widowisku na pewno zmieniła swoje poglądy o sto osiemdziesiąt stopni.
- To było straszne - rzekł Tracey.
- A myślałam, że widziałam już wszystko na tym świecie - dodała jego dziewczyna.
Ash załamany tymczasem opuścił głowę w dół. Widać cała ta sytuacja bardzo go załamała. Musiałam go jakoś pocieszyć, choć nie wiedziałam jak.
- Ash... Kochanie... Spokojnie... Odzyskamy te Pokemony.
- Właśnie - dodała nasza zacna gospodyni - Teraz najważniejsze jest to, że żyjesz.
- Ale dałem im się tak łatwo pokonać - jęknął detektyw z Alabastii - Byłem wobec nich taki bezbronny.
- Przecież nikt nie dałby sobie rady z mocami voodoo, kochany mój - stwierdziłam pocieszającym tonem - Spokojnie, jeszcze ich pokonamy.
Mój chłopak chciał mi już coś odpowiedzieć, kiedy to nagle wszyscy usłyszeliśmy dobrze nam znane wesołe piski. To Pikachu i Buneary wrócili do domu pani profesor z wieściami dla nas.
C.D.N.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przygoda 129 cz. II
Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...
-
Tutaj zaś znajdują się krótkie opisy przygód bohaterów serii „ Ash i Serena na tropie ”. Dzięki nim łatwiej przypomnicie sobie, o czym był k...
-
Świat Pokemonów - a oto kilka wiadomości niezbędnych po to, aby można było zrozumieć całą fabułę. Akcja naszej historii dzieje się w świe...
-
Początek, czyli jak to się zaczęło Pamiętam jak dziś dzień, w którym Ash zdołał spełnić swoje marzenie i został Mistrzem Pokemon. Było t...
Zaczyna robić się coraz ciekawiej. Nasi bohaterowie wspominają wszelkie spotkania z mocami magicznymi, w tym oczywiście słynne spotkanie z Sabriną, liderka jednej z Sal w regionie Kanto, która chciała zamienić Asha i jego ówczesnych towarzyszy w swoje lalki, jednak dzięki pomocy Huntera udało się ją pokonać i zdobyć odznakę Bagna. Teraz jednak jak widać mamy do czynienia ze znacznie potężniejszymi mocami, bowiem w grę może wchodzić nawet magia voodoo, co pozwala podejrzewać ja jako źródło dziwnego zachowania Pokemonów.
OdpowiedzUsuńBy uzyskać bardziej szczegółowe informacje nasza ekipa udaje się do domku profesor Kirke, która okazuje się mieć zdolności telekinetyczne. Mimo pytań zadawanych jej przez przyjaciół nie jest w stanie im nic powiedzieć, a wręcz wyrzuca ich z domu (dosłownie) gdy Serena rozpoznaje w niej jedną z napastniczek, która porwała ją i chciała złożyć w ofierze bogini Kali, czemu czarodziejka zdecydowanie zaprzecza.
Przyjaciele wracają do domu profesor Ivy,jednocześnie zostawiając na straży Pikachu i Buneary, którzy pilnują tajemniczej kobiety.
Gdy wydaje się że to koniec kłopotów, po drodze do domu napotykają chłopca, któremu kiedyś Ash zniszczył rower podczas akcji związanej z doktorem Zagerem i teraz domaga się jego zwrotu, co jak wiadomo jest niemożliwe, więc doprowadza to Melody do wściekłości i wypowiada ona słowa, które wydają mi się znajome, ale nie potrafię sobie przypomnieć gdzie je słyszałam. ;)
Jakby tego było mało, po przybyciu do domu profesor Ivy przychodzi do niego dwójka zamaskowanych ludzi, która żąda od profesor Ivy wydania pokemonów w celu dalszych badań. Kobieta jednak im nie dowierza i nie chce wydać im stworków, co skutkuje ujawnieniem ich prawdziwej tożsamości - to oni porwali Serenę. Maja przy sobie prawdziwie potężna broń - laleczkę voodoo Asha, którą kłują szpilką i podtapiaja,w ten sposób również torturując samego Asha. Pod wpływem tego profesor Ivy wydaje zbirom pokemony.
W tym samym czasie Clemonta odwiedza inwestor, który chce kupić Wieże Pryzmatu. W sposób chamski roztacza przed zgromadzonymi swoją wizję tego miejsca, czym wywołuje wściekłość u Dawn, a sam Clemont postanawia nie sprzedawać tanio tego miejsca. Inwestor odchodzi jak niepyszny, odgrazajac się, więc czuje że to nie koniec kłopotów z nim.
Historia bardzo ciekawie się rozwija, zauważyłam ponownie nawiązania do znanych nam już filmów o których wspomniałam w poprzedniej recenzji. Miło się to czyta i z chęcią przeczytam zakończenie tej historii.:)
Ogólna ocena: 1000000000000000000/10 :)
Kochanie, tak przy okazji ten cytat, o którym mówisz, to jest przeróbka dialogu z odcinka uwielbianego przez nas serialu "PINGWINY Z MADAGASKARU", z odcinka "KOLEJE LOSU", kiedy Pingwiny walczą kapitanem X i niszczą mu jego ukochany samochód do łapania zwierząt. Samochód, który notabene zauroczył Kowalskiego xD Pada wówczas taki oto dialog:
UsuńKAPITAN X: Kochałem to auto!
KOWALSKI: Tak, wszyscy kochaliśmy to auto! Myślisz, że teraz tylko ty cierpisz? xD