sobota, 6 stycznia 2018

Przygoda 072 cz. I

Przygoda LXXII

Piastunki z Alabastii cz. I


- A teraz wystąpi przed państwem nasz znakomity zespół The Brock Stones, w którym także i ja mam wielki zaszczyt występować - powiedziała wesoło Melody do mikrofonu, stojąc przy tym na scenie.
Ja i Ash staliśmy blisko niej i patrzyliśmy zachwyceni na dziewczynę, która była jak zwykle pełna zapału do działania, a prócz tego puściła nam wesoło oczko.
- Ciekawi mnie, jaką piosenkę dla mnie uszykowali - rzekł mój luby, zerkając w moją stronę.
- Pika-pika? Pika-chu? - zapiszczał Pikachu, jak zwykle siedzący mu na ramieniu.
Uśmiechnęłam się tajemniczo. Doskonale wiedziałam, jaka to będzie piosenka, ale nie zamierzałam tego zdradzać Ashowi wiedząc, że w takim wypadku odbiorę mu niespodziankę, czego przecież nie chciałam.
- Zobaczysz sam, kochanie - zaśmiałam się.
- Ty coś wiesz, prawda? - spytał Ash podejrzliwym tonem.
- Owszem, wiem.... Ale ci nie powiem.
Wypowiedziałam te słowa z satysfakcją w głosie. Ta chwila to była taka moja mała riposta za to, że niejeden raz mój ukochany ukrywał przede mną fakty, do jakich doszedł podczas śledztwa i mówił mi je dopiero wtedy, gdy już zebrał wszystkich podejrzanych w jednym pomieszczeniu, a potem przeszedł do opowiedzenia o swoich metodach działania i wnioskach, jakie z tego wyciągnął.
- Ty mała przechero - zaśmiał się detektyw z Alabastii.
- Tylko nie „mała“ - zastrzegłam sobie - Przechera i owszem, ale mała to na pewno nie, kochanie.
- Niech ci będzie, Serenko. Co to za piosenka?
Parsknęłam śmiechem, słysząc jego pytanie.
- Ty nigdy nie odpuszczasz, co?
- A żebyś wiedziała. Nigdy się nie poddawaj, tylko walcz. To jest moje motto, pamiętasz o tym?
- Pamiętam, choć teraz to nie tylko twoje, ale również i moje motto.
- Miło mi to słyszeć.
- A mnie miło mówić.
Pikachu zapiszczał na nas nieco złym tonem. Ash zrozumiał, o co mu chodzi.
- Spokojnie, stary. Już będziemy cicho. Nie zagłuszymy ci koncertu.
Chwilę później Melody skończyła przemawiać do zebranych gości, po czym poszła za kulisy. Potem kurtyna uniosła się w górę i odsłoniła zespół muzyczny The Brock Stones. Jego lider, czyli Brock, stanął wtedy przed mikrofonem i powiedział:
- Piosenkę tę dedykujemy naszemu drogiemu przyjacielowi, Ashowi Ketchumowi!
Następnie grupa muzyczna zaczęła grać na swoich instrumentach, zaś szef kuchni restauracji „U Delii“ zaśpiewał, wspierany przez resztę zespołu:

Nie wiesz, kiedy zjawia się.
Spada niby grom.
Z mroku się wyłania,
By przepędzić zło.
Kto, co, jak i gdzie?
On to wszystko wie.
Teraz chodź!

Sherlock Ash!
Zawsze ci pomoże.
Czuwa noc i dzień.
Sherlock Ash!
Oj, powieje grozą!
Sherlock Ash!
To Sherlock!
Sherlock Ash!

Dymu kłąb, to znowu on.
Czuwa noc i dzień.
Zanim skrada się tuż tuż,
Ten w płaszczu jego cień.
Wróg widząc jego twarz
Zwiewa póki czas.
Leci!

Sherlock Ash!
Zawsze ci pomoże.
Czuwa noc i dzień.
Sherlock Ash!
Oj, powieje grozą!
Sherlock Ash!
Sherlock już do nas szybko mknie.
Sherlock Ash!


Piosenka dobiegła końca, a mój ukochany zaśmiał się delikatnie.
- No nieźle - powiedział do mnie radośnie - Naprawdę nieźle, a nawet więcej, doskonale! Wiedziałaś, że taki utwór zamierzają mi zagrać?
- Owszem, wiedziałam o tym - odparłam wesoło.
- No proszę. A czy wiedziałaś też, że to po prostu przeróbka piosenki z openingu serialu „Dzielny Agent Kaczor“?
- Tak... Coś niecoś o tym słyszałam.
- Ładne mi „coś niecoś“.
Pikachu zapiszczał wesoło, zaś ja i Ash zaczęliśmy razem klaskać, aby razem z resztą gości zebranych w restauracji okazać zespołowi, że występ w ich wykonaniu był doskonały.
- Brawo! Brawo! - krzyczał radośnie mój chłopak.
Brock i reszta jego zespołu ukłonili się publiczności.
- Dziękujemy! - powiedział przez mikrofon nasz szef kuchni - A teraz prosimy naszego drogiego bohatera, aby i on raczył nam coś zaśpiewać.
Ash był zdumiony tym pomysłem, ale nim zdążył zaprotestować, został szybko wciągnięty na scenę przez swoich przyjaciół.
- Zaśpiewaj! - zawołałam do niego, również popychając Asha w stronę naszych przyjaciół.
- Śpiewaj, braciszku! - krzyczała radośnie jego młodsza siostra.
- Zaśpiewaj! Zaśpiewaj! Zaśpiewaj! - zaczął wrzeszczeć tłum zebrany w restauracji podczas występu.
- No dobrze, ale co ja mam zaśpiewać? - spytał nasz idol.
- Najlepiej tę piosenkę, o której ci mówiłem o niej w zeszły weekend - rzekł Brock.
Ash zarumienił się lekko nie wiedząc, co ma powiedzieć. Bardzo mnie ciekawiło, o jakiej piosence oni teraz mówią, ale chyba musiał to być jakiś niezbyt grzeczny utwór, skoro mój luby aż się zarumienił na samo jego wspomnienie. Tym bardziej zwiększył moją ciekawość i chęć, aby usłyszeć ten utwór.
- Ash, zaśpiewaj tę piosenkę... Dla mnie - powiedziałam bardzo czule do niego, podchodząc blisko do sceny, aby mój luby mógł mnie bez trudu usłyszeć.
Detektyw z Alabastii popatrzył na mnie wesoło, widząc moją minę.
- Dobrze, kochanie, ale zaśpiewaj razem ze mną, proszę.
- Ja? - zdziwiłam się - Ale ja nie znam tekstu.
- Ależ nic nie szkodzi - rzekł Brock, podchodząc bliżej - Możesz razem z Dawn tańczyć wokół Asha. To by nawet pasowało do tej piosenki.
- A czy Dawn zechce zatańczyć? - spytałam.
- Jak ją znam, to pewnie tak - zachichotał mój ukochany - Ona uwielbia wygłupy, podobnie jak i ja.


Pikachu szybko zeskoczył z ramienia swego trenera i pognał radośnie po moją najlepszą przyjaciółkę, która po chwili przyszła razem z Piplupem pod scenę.
- Co tam, kochani? - spytała panna Seroni - Pikachu wyraźnie chciał, abym tu przyszła. To wy go wysłaliście?
- Owszem tak - odpowiedział jej starszy brat - Chcemy cię prosić, abyś zatańczyła z Serenę podczas występu zespołu The Brock Stones.
- Zgodzisz się? - zapytałam.
Dziewczyna klasnęła wesoło w dłonie.
- Jeszcze się pytasz?! Oczywiście, że tak! Z przyjemnością! Z wami to zawsze i wszędzie!
Następnie radośnie wbiegła na scenę ze swym wiernym Piplupem, a nasi przyjaciele zaczęli grać.
- Dobra, Ash! A teraz śpiewaj! - zawołała wesoło Misty.
- Spodoba ci się ta piosenka - dodała Melody, po czym spojrzała na Asha, pytając: - Pamiętasz jej słowa?
- No pewnie - odpowiedział mój luby.
- No to dawaj! - pisnęła Bonnie.
Zespół muzyczny zaczął grać, a Ash stanął przed mikronem i zaczął śpiewać. Wówczas to zrozumiałam, dlaczego tak się zarumienił, gdy Brock wspomniał o tym utworze. Rzeczywiście, był to utwór dość niegrzeczny, jak również przedstawiał on detektywa z Alabastii jako młodzieńca lubiącego płeć piękną i to nawet aż za bardzo. Zaś słowa piosenki szły tak:

Och, jak ja kocham wszystkie panie!
Żadnej wybrać nie jestem w stanie.
U panny Bonnie robię pranie.
No, z którą mam być?

Z Misty wyjeżdżam sobie w góry.
Od May dostaję konfitury.
Zaś Dawn pożeram na śniadanie.
No, co tutaj kryć?

Iris wciąż burczy mi do uszka.
Z Serenę kładę się do łóżka.
Alexy wdzięk mnie onieśmiela.
No, z którą mam być?

Niektórym śni się kasa, co noc,
A ja mam w sobie tak dziwną moc.
Gdy tylko spojrzę na damski stan,
Natychmiast problem ze sobą mam.


Wtedy to zaczęła śpiewać Misty, śmiejąc się przy tym (gdyż widocznie występ sprawiał jej wielką radość). Jej słowa szły tak:

Kochasiu mój, ja muszę cię mieć.
Bo jakże piękny jesteś, to wiesz.
Ja dam ci wszystko. Co chcesz, to bierz,
Lecz najpierw przed ołtarz zaprowadź mnie.


Ash parsknął śmiechem (podobnie jak ja i Dawn), a następnie zaczął ponownie śpiewać znane nam już słowa:

Och, jak ja kocham wszystkie panie!
Żadnej wybrać nie jestem w stanie.
U panny Bonnie robię pranie.
No, z którą mam być?

Z Misty wyjeżdżam sobie w góry.
Od May dostaję konfitury.
Zaś Dawn pożeram na śniadanie.
No, co tutaj kryć?

Iris wciąż burczy mi do uszka.
Z Serenę kładę się do łóżka.
Alexy wdzięk mnie onieśmiela.
No, z którą mam być?


Ja i Dawn tańczyłyśmy wokół niego w wraz Pikachu oraz Piplupem, śmiejąc się przy tym. Ten występ był naprawdę nie tylko udany, ale prócz tego niesamowicie uroczy. Piosenka zaś była bardzo zabawna i rozbawiła mnie do łez. Kiedy zaś zaczęła już dobiegać końca, to mrugnęłam delikatnie oczkiem do Dawn, która oczywiście szybko zrozumiała, co mam na myśli, gdyż razem ze mną podskoczyła do Asha, a kiedy utwór się zakończył, obie przechyliłyśmy się lekko w stronę mojego chłopaka, stanęłyśmy na palcach, a następnie jednocześnie pocałowałyśmy czule jego policzki: ja lewy, Dawn zaś prawy. Mój luby zarumienił się na twarzy, po czym szepnął do mnie:
- Ty psotnico! Musiałaś mi znowu spłatać tego figla?
- No pewnie - zachichotałam delikatnie - Uwielbiam ci się tak psocić, kochanie.
- Ja również to uwielbiam, braciszku - zażartowała sobie Dawn, stając obok mnie.
Ash popatrzył na nas z uśmiechem na twarzy.
- Dwie najlepsze dziewczyny, jakie tylko mogły żyć na świecie i obie mnie kochają, choć oczywiście każda w inny sposób. Oczywiście ja również je bardzo kocham. Czy można wymarzyć sobie coś lepszego?
Panna Seroni zaśmiała się do mnie delikatnie.
- Wiesz co? - spytała dowcipnie - Ta piosenka, którą właśnie śpiewałeś, doskonale do ciebie pasuje. A wiesz dlaczego? Bo straszny z ciebie babiarz!
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał dowcipnie Piplup, padając na kuper.
- Uznam twoje słowa za komplement - rzekł wesoło jej starszy brat.

***

Nasz niedzielny występ okazał się być po prostu doskonały. Co prawda Brock nie mógł wystawić piosenki, jaką bardzo chciał zaśpiewać dla Asha, ale to tylko dlatego, iż chwilowo było to niemożliwe.
- Niestety, mój przyjaciel raper jeszcze nie przysłał do mnie melodii do tekstu, jaki ułożyłem z resztą naszego zespołu - powiedział - Bardzo mi przykro z tego powodu, gdyż chciałem zaśpiewać Ashowi ten utwór, ale nie mamy jeszcze melodii.
- Możesz ją przecież sam wymyślić - zauważyłam.
- Być może - zaśmiał się Brock - Ale też nigdy sam nie wymyśliłem żadnej melodii. Zawsze ktoś mi w tym pomagał, zwykle mój przyjaciel raper i cóż... Jakoś nie narzekam na jego pomoc. Dzięki temu kilka te piosenek, jakie stworzyłem są naprawdę warte słuchania.
- To prawda, sama jestem nimi zachwycona - powiedziałam - Muszę przyznać, że tworzycie obaj piękną muzykę, chociaż nie jestem jakąś wielką miłośniczką rapu.
- Dziękuję - szef kuchni restauracji „U Delii“ uśmiechnął się do mnie przyjaźnie - To, co mówisz jest naprawdę bardzo miłe. Kilka muzycznych utworów miałem możliwość stworzyć samemu, ale... Nie będę ukrywał, że w większości z nich musiałem korzystać z pomocy mego przyjaciela rapera. Teraz też musiałem to zrobić, ponieważ utwór ten przypomina typowy rap.
- A opowiesz mi o nim coś więcej? - spytałam.
- Wolę jeszcze tego nie robić - odpowiedział mi Brock - Wybacz, ale to musi być tajemnica. Jeśli ci o tym powiem, to na pewno Ash cię przyciśnie i wszystko mu wyśpiewasz, a wtedy co? Całą niespodziankę szlag trafi.
- Uważasz, że tak łatwo mogę ulec mocy jego argumentów?
- Jeśli mam być szczery, to tak.
Wyżej przytoczona rozmowa prowadzona była przeze mnie oraz szefa kuchni restauracji „U Delii“ następnego dnia podczas naszej pracy. Byłam strasznie ciekawa, co też nasz drogi przyjaciel wymyślił dla mego chłopaka i swojego wiernego kompana z dawnych lat, ale niczego nie udało mi się z niego wydobyć, więc dałam sobie spokój, tym bardziej, że uznałam, iż lepiej będzie, jeśli cała sprawa pozostanie dla mnie niespodzianką.
- Powiedz mi tylko jedno... Czy ten twój przyjaciel raper zdąży jakoś skomponować muzykę do twojej nowej piosenki  w ciągu najbliższych kilku dni?
- Mam nadzieję, że tak - odpowiedział mi Brock - Nie chcę ponownie zmieniać występu na inny. Ostatecznie chodzi tutaj o mój honor jako szefa zespołu The Brock Stones. Sama rozumiesz.
- Rozumiem i podzielam twoje zdanie, ale spokojnie. Jeszcze wszystko będzie dobrze.
- Obyś miała rację. Nie chcę się zbłaźnić.
- Niby przed kim się zbłaźnisz? Brock, przecież poza wtajemniczonymi osobami nikt nie wie o tym, że masz zaśpiewać Ashowi jakąś piosenkę.
- Niby nie, ale przed samym sobą się zbłaźnię, jeśli mi się to nie uda. Chyba mnie rozumiesz, Sereno?
- Owszem, rozumiem.
Oczywiście doskonale pojmowałam, o co chodzi memu przyjacielowi. Chciał on być w zgodzie z samym sobą i czuł, że następna niedziela musi mieć w swoim repertuarze atrajchu wystawienie tej nowej piosenki, której tekst napisał, ale jeszcze nie miał do niej melodii, więc musiał czekać na to, aż nadejdzie odpowiednia chwila do działania.
Po tej rozmowie wróciłam, żeby zająć się swoimi obowiązkami, w duchu życząc Brockowi osiągnięcia cel, który sobie zaplanował. Uważałam, że w pełni sobie na to zasłużył swoją mądrością, dobrocią i determinacją, a takie cechy zawsze miały dla mnie, jak też i dla Asha ogromne znaczenie. Wiedziałam też, że w żaden sposób nie jestem w stanie mu teraz pomóc. Co innego przecież napisać tekst do melodii, a co innego napisać melodię do tekstu. To pierwsze nie jest znowu takie trudne, ale to drugie, to i owszem. Dlatego też doskonale wiedziałam, iż lepiej będzie pozwolić Brockowi dalej działać, zwłaszcza, że przecież on na pewno sam wie, co najlepiej zrobić.
Z takimi oto myślami przywitałam koniec mojej zmiany w pracy, po czym wyszłam razem z Ashem i jego wiernym Pikachu na przechadzkę. Rozmawialiśmy ze sobą cały czas.


- Zauważyłeś, że Brock był dzisiaj jakiś taki dziwnie nie swój? - spytał mnie mój ukochany.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Owszem, zauważyłam to - pokiwałam głową - Jednak nie wiem, co mu dolega.
- Nie oczekiwałem, że będziesz to wiedzieć, ale chciałem wiedzieć, czy to zauważyłaś.
- Zauważyłam, najdroższy.
- Ja również to zauważyłem, kochanie. Niestety nie wiem, co mam z tym zrobić.
- Myślę, że najlepiej będzie pozostawić sprawę własnemu losowi.
Ash spojrzał na mnie uważnie, będąc wyraźnie zdumiony odpowiedzią,jakiej mu udzieliłam.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytał.
- Tak - skinęłam powoli głową - Widzisz, Brock jest starszy od nas i ma w pewnych dziedzinach więcej wiedzy niż my oboje. Musi więc na pewno wiedzieć, jak sobie poradzić ze swoimi problemami.
- Pewnie masz rację, ale bardzo chciałbym wiedzieć, na czym polega jego problem. Nie wiem, co mu dolega, ale być może ma to jakiś związek z Misty.
Parsknęłam delikatnie śmiechem, słysząc jego słowa.
- Ash... Czy ty uważasz, że jeżeli Brock ma jakieś problemy, to mają one związek tylko i wyłącznie z nią?
- Nie, ale... Przez nią miał ich w sumie najwięcej, choć może nie tyle problemów, co raczej trosk. W końcu to przecież ona najwięcej dokuczała mu, dogryzała, a nawet ciągnęła go za ucho zawsze wtedy, kiedy latał on za ładnymi dziewczynami.
- A dziwisz się jej? Sama bym pewnie tak zrobiła i tobie też zacznę tak robić, jeśli pójdziesz w jego ślady.
Mój ukochany parsknął śmiechem, słysząc moje słowa.
- Poważnie?
- O tak, zapewniam cię.
Ash zachichotał i objął mnie czule do siebie.
- Wobec tego muszę się mieć ciągle na baczności, aby ci się zbytnio nie narazić.
- Nie narazisz mi się, jeśli będziesz mi wierny, a wierność to również nie oglądanie się za jakimiś ładnymi spódniczkami.
- Czyli, kochanie moje, to oznacza, że nie wolno mi się nigdy oglądać za dziewczynami w minispódniczkach?
- Jeśli nie chcesz mi się narazić, to lepiej tego nie rób.
- A za tymi w spodniach mogę się oglądać?
Trąciłam go delikatnie w ciemię.
- No co? Żartowałem tylko. To był żart - powiedział wesoło Ash.
- Jakoś mnie nie rozbawił - stwierdziłam.
- Czyżby? To czemu śmiejesz się razem ze mną?
- Bo jakoś nie umiem tego nie zrobić. Wygląda na to, że twój śmiech jest bardzo zaraźliwy, Ashu Ketchum.
Następnie wtuliłam się w mojego ukochanego bardzo mocno, po czym oboje poszliśmy na spacer rozmawiając ze sobą na różne interesujące nas tematy. Szczególnie niepokoił nas los Cleo Winter. Minął już prawie tydzień od wypadku, któremu uległa, wskutek czego uszkodziła sobie parę kości w prawej stopie i choć szybko wracała do zdrowia, to jednak wciąż chodziła o kuli szpitalnej, gdyż jej noga nie była w najlepszym stanie.
- Ważne, że mogła już się wypisać ze szpitala - zauważyłam - Wiele osób na jej miejscu nie mogłoby sobie na to pozwolić w tak krótkim czasie po wypadku, a zobacz ją... Twarda z niej sztuka. Po takim upadku w dół mnie by było trudno po kilku dniach stanąć na nogi, a ona proszę, jak sobie radzi.
Widząc jednak smętną minę Asha, dodałam:
- Coś mi jednak mówi, iż wcale nie jest to dla ciebie powód do radości.
- Chyba masz rację. Martwi mnie jej stan, a poza tym niepokoi mnie to, w jaki sposób nagle zmieniła do mnie nastawienie. Wcześniej darzyła mnie sympatią, a teraz co? Zachowuje się tak, jakby nie chciała mnie znać.
- Ja też tego nie rozumiem, Ash - powiedziałam smutnym głosem - Ale spokojnie... Jest na rekonwalescencji, więc ma swoje humorki. To wszystko. Jeszcze cię za nie przeprosi, jestem tego pewna.
Ash ucieszył się, że tak mówię, ale powiedział, że cała ta sytuacja go niepokoi. Musiałam przyznać w duchu, iż mnie także się ona nie podobała, choć z powodu raczej takiego, że mój luby poświęcał tak wiele uwagi tej pannie Winter. Jednak nie powiedziałam tego na głos, ponieważ miałam wciąż w pamięci to, co się stało wtedy, gdy ostatnim razem pozwolić sobie na jawne i niekontrolowane okazanie swej zazdrości, więc siedziałam cicho pozwalając na to, aby mój luby się wygadał z tego, co go dręczy.
- Wiem, że nie powinienem się przejmować tym wszystkim. W końcu ile ja w ogóle znam Cleo? Niezbyt długo. Praktycznie niewiele o niej wiem. Jednak z jakiegoś powodu czuję się za nią trochę odpowiedzialny. Jakby nie patrzeć, to przeze mnie miała ten wypadek.
Parsknęłam śmiechem, słysząc jego słowa.
- Nie opowiadaj bajek, Ash. Cleo została ranna przez własną głupotę. Przecież nikt jej nie kazał bawić się w takie cyrki, jakie urządzała, a do tego jeszcze potem uciekać przed nami. Jeśli więc zrobiła sobie kuku, to już jej problem.
- Łatwo ci mówić. To nie twój Pikachu poraził ją piorunem.
- Pika-pika-chu! - pisnął elektryczny gryzoń głosem pełnym wyraźnych wyrzutów sumienia.
Przyznam, że coraz bardziej męczyła mnie ta rozmowa. Cleo nie jest może zła, ale sama z własnej winy ściągnęła na siebie kłopoty, a litowanie się na nią może i było szlachetne ze strony Asha, ale zupełnie niepotrzebne. Ona jest dorosła, więc z pewnością sama umie zadbać o siebie. Poza tym denerwowało mnie to, co było dla mnie jak najbardziej oczywiste, ale dla Asha to już chyba nie, a mianowicie to, że mój luby wpadł pannie Winter w oko. On sam zaś traktował ją jedynie jak przyjaciółkę, jednak rozmowa o mojej potencjalnej rywalce była ostatnią rzeczą, jaką chciałam prowadzić, dlatego też powiedziałam z lekka irytacją.
- Proszę cię, skarbie mój... Przestańmy już o niej rozmawiać, dobrze? Ten temat zaczyna mnie już męczyć.
- Ojej! Czyżby moja mała Serenka była o mnie zazdrosna? - zapytał dość zadziornym tonem Ash, patrząc na mnie uważnie.
Spojrzałam w jego oczy groźnie.
- Może trochę jestem zazdrosna... Czy to ma jakieś znaczenie?
- Dla mnie ma i to wielkie - rzekł mój ukochany - To oznacza, że mnie kochasz.
- Też mi wielkie odkrycie. Tym razem nie popisałeś się, mój ty kochany panie detektywie. Do takiego wniosku, jakiego właśnie dokonałeś, mógłby dojść pierwszy lepszy posterunkowy.
- Oj, coś moja ukochana jest nie w humorze, prawda?
Nacisnęłam mu mocno czapkę na oczy i mruknęłam złośliwie:
- To ci wystarczy za odpowiedź?
- O, tak. Wystarczy mi w zupełności - odrzekł żartem Ash, poprawiając sobie swoje nakrycie głowy.
Już po chwili objął mnie on czule do siebie i pogłaskał powoli moje włosy, bawiąc się nimi delikatnie. Wiedział, przechera jeden, jak mnie do siebie przekonać, abym przestała się na niego gniewać. No, a poza tym, tak prawdę mówiąc jakoś nigdy nie umiałam być długo na niego zła. On miał i nadal ma w sobie coś takiego, co sprawia, że naprawdę bardzo wiele byłam mu w stanie wybaczyć, zwłaszcza te jego drobne żarciki mówione mi przez niego w myśl zasady, że kto się czubi, ten się lubi. A my przecież bardzo się lubimy.

***


Gdy już ja i Ash skończyliśmy niemiły i dość drażliwy dla mnie temat dotyczący osoby Cleo Winter to poszliśmy razem na miasto, aby spędzić w nim nieco czasu. Potem skierowaliśmy swe kroki w kierunku domu Delii Ketchum. Planowaliśmy obejrzeć tam jakiś ładny film i nacieszyć się swoją obecnością w domowych pieleszach. Jednak, jak to zwykle bywa w naszym przypadku, los nieco popsuł nam szyki.
Wszystko zaczęło się wtedy, gdy dotarliśmy już pod dom. Przed nim zauważyliśmy Mistera Mime’a, który to zamiatał miotłą alejkę. Kiedy nas zobaczył, zapiszczał wesoło, po czym podbiegł do Asha i zaczął coś mówić  w swoim języku, dodając przy tym coś w języku migowym.
- Witaj, Mime! - zawołał radośnie na jego widok detektyw z Alabastii - Czekałeś na nas? Dlaczego?
- Czy coś się stało? - spytałam.
Pokemon pokiwał głową, podskoczył lekko w miejscu, po czym zaczął pokazywać nam na migi. Na szczęście oboje z Ashem znaliśmy dobrze język migowy, więc mogliśmy zrozumieć, o co chodzi naszemu przyjacielowi, ale też w tym wypadku było to nieco trudne, gdyż Mime był spanikowany i do tego pokazywał nam miganiem słowa w sposób pospieszny, przez co łatwo było wszystko pokręcić.
- Spokojnie, tylko bez pośpiechu - rzekł do niego po chwili mój luby - Nie spiesz się tak bardzo i mów spokojnie.
Nasz uroczy przyjaciel zaczął więc już spokojniej pokazywać na migi, o co mu chodzi. To, o czym nam powiedział, wprawiło nas w osłupienie.
- Słucham?! - zawołałam zaszokowana - Jesteś pewien?
Pokemon pokiwał szybko głową, a następnie zaczął pokazywać dłońmi na dom Delii i wołać:
- Mime! Mime! Mime! Mime!
- Idziemy, Sereno! - powiedział Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął radośnie jego starter.
Szybko pobiegliśmy za Mimem na ganek domu, gdzie stało to, o czym mówił nam Pokemon. Tym czymś był sporej wielkości koszyk, w którym to znajdowało się coś, co się poruszało i kwiliło. Delikatnie kucnęłam przed koszykiem, po czym odsłoniłam cienką tkaninę przykrywającą zawartość naszej dziwnej niespodzianki.
- Proszę... Żeby to nie było...
Nie dokończyłam swojej myśli, kiedy tkanina została odsunięta, a ja zauważyłam małe, około roczne niemowlę w białym ubranku, które lekko zapiszczało na mój widok.
- O rany! Dziecko! - jęknął Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Maleństwo zakwiliło smutno, wyraźnie bardzo niezadowolone z tego, że odsłoniłam jego nakrycie i zaczęło płakać.
- No masz! - pisnęłam załamana - Nie, proszę! Nie płacz, maleńki... To znaczy maleńka... To znaczy... Zresztą to teraz nieważne! Proszę, nie płacz! Nie chciałam cię obudzić!
Pikachu zeskoczył z ramienia Asha i usiadł w koszyku tuż przed buzią niemowlęcia, po czym zaczął robić przed nim głupie miny. Dziecko przez chwilę jeszcze płakało, potem jednak spojrzało w kierunku elektrycznego gryzonia, który, aby je rozbawić, rozciągał sobie twarz i piszczał dowcipnie.
- Widzę, że nasz drogi Pikachu ma w sobie wielki talent - zaśmiałam się delikatnie - Odkrył w sobie umiejętność grania clowna.
- On od dawna to umiał - wyjaśnił mi Ash - To jest samorodny talent. Nikt go tego nie uczył. On tak sam z siebie umie mi takie popisy tworzyć.
- Domyślam się... W końcu jak ma takiego trenera, jak ty, który bardzo lubi robić wokół siebie dużo szumu, to trudno, aby było inaczej.
Ash spojrzał na mnie uważnie i rzekł:
- Wiesz co, Sereno? Dochodzę do wniosku, że ostatnio za dużo czasu przebywasz z moją kochaną siostrą. Nauczyłaś się być również złośliwa, co ona.
- Uwierz mi, wciąż jeszcze daleko mi do mistrza, ale szybko się uczę - odparłam dowcipnie.
Następnie spojrzałam na koszyk i zapytałam:
- No dobrze, co my teraz zrobimy?
- Nie mam bladego pojęcia - jęknął załamanym głosem Ash - W końcu to pierwsze niemowlę, którym mam możliwość się opiekować. Nie licząc ciebie, oczywiście.
Wzięłam się za ręce pod boki i mruknęłam:
- Ha ha ha! Ale śmieszne, wiesz?! Lepiej mi powiedz, panie geniuszu, co zamierzasz zrobić z tym fantem?!
- Ja nie mam pojęcia, ale jeżeli ty masz jakiś pomysł, to się nie krępuj. Chętnie wysłucham ciekawych propozycji.
- Ja nie mam żadnych propozycji. A ty?
Ash pomyślał przez chwilę, po czym rzekł:
- Chyba najlepiej będzie, jeśli poprosimy o pomoc moja mamę. Wiesz, jakby nie patrzeć, to właśnie ona ma w wychowywaniu dzieci co najmniej dobre doświadczenie.
- Wiesz co? Tak coś czułam, że to powiesz.
- Sereno, kochanie... Widzę, iż moja przenikliwość udziela się także i tobie.
Powiedział te słowa tak dumnym tonem, że zadziornie naciągnęłam mu czapkę z daszkiem na oczy, jak lubiłam czasami mu robić, gdy zbyt mocno się chwalił lub po prostu chciałam mu pokazać, jak bardzo go kocham.
- Wiesz, kochanie... Ostatnio jakoś strasznie lubisz, żeby cię chwalić - powiedziałam nieco zadziornie.
- Taki już jestem, kochanie - zaśmiał się mój luby, poprawiając sobie swoje nakrycie głowy - Chyba ci to nie przeszkadza, prawda?
- Powiedzmy, że już do tego przywykłam - odpowiedziałam mu żartem - No, ale teraz na poważnie... Co zrobimy z tym maleństwem?
- Czekamy na moją mamę i poprosimy ją o pomoc w opiece nad nim. Co o tym sądzisz?
- Pika-pika? - pisnął pytająco Pikachu.
- W sumie to jest nawet dobry plan, choć mam wrażenie, że zanim ona wróci, to wrócą nasi przyjaciele i...
Chwilę później usłyszeliśmy, że ktoś wchodzi do domu.
- A nie mówiłam? - spytałam wesoło.
- Coś mi mówi, że będą nieźle zdumieni, gdy zobaczą nas z dzieckiem - powiedział dowcipnie Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło jego Pikachu.


Jakąś minutę potem do pokoju, w którym właśnie siedzieliśmy, weszli Clemont, Dawn, Max i Bonnie.
- Mówcie sobie, co tylko chcecie, ale ja uważam, że panna Cleo Winter jest jedną z najcudowniejszych kobiet na całym świecie! - zawołał młody Hameron, widocznie kończąc jakąś rozmowę, jaką właśnie odbywał z resztą drużyny.
- Błagam cię! Ile razy będziesz nam to powtarzać? - zapytała z ironią w głosie Dawn.
- Pip-lu-lip! - zaćwierkał Piplup.
- Właśnie! Poza tym ty ją ledwie znasz! - pisnęła oburzona Bonnie.
Wyraźnie dziewczynka była zazdrosna o chłopca w okularach, jednak jakoś nie chciała się do tego głośno przyznać. No cóż... Znałam to uczucie, gdyż swego czasu podróżowałam z Ashem po Kalos i nie umiałam wyznać, że jest on dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Z tego też powodu rozumiałam moją małą przyjaciółkę, choć też muszę zauważyć, że czułam, iż nieco taka zazdrość się jej może przydać. Być może przestanie być taka przemądrzała i zarozumiała, choć może nie powinnam sobie obiecywać zbyt wiele w tej sprawie.
- Wy nie rozumiecie naszej miłości! - zawołał Max wręcz oburzony słowami swoich przyjaciółek - W taki sposób, jak wy mówicie, może gadać tylko osoba naprawdę ograniczona, co o miłości nie ma wielkiego pojęcia!
- Możesz tak nie krzyczeć? - spytał go Clemont - Przecież cię wszyscy dobrze słyszymy.
- Przepraszam, ale nie rozumiem was. Czemu wy nie możecie przyjąć do wiadomości, że ja i Cleo się kochamy?! - wołał nasz drogi haker.
- Nie, nie możemy - odpowiedziała mu Dawn.
- A powodów ku temu jest kilka - rzekł młody Meyer - Po pierwsze ona cię nie kocha.
- Skąd niby to wiesz?! A nawet jeśli, to może się zmienić.
Clemont westchnął głęboko, po czym dodał:
- Niech ci będzie. Ale są jeszcze inne powody, dla których nie możemy patrzeć spokojnie na ten związek.
- Niby jakie? - spytał Max.
- Po drugie ona jest dorosła, a ty dzieckiem.
- Ale kiedyś dorosnę.
Nasz drogi wynalazca jęknął załamany, zasłaniając sobie dłonią oczy. Widocznie zachowanie jego kompana od nauki załamało go kompletnie, ale mimo to spróbował jeszcze raz przemówić mu do rozumu.
- Po trzecie ty praktycznie jej nie znasz, a mówisz o niej w taki sposób, jakbyś znał ją całe lata.
- Taka już jest miłość - odrzekł na to z uśmiechem na twarzy Max - Jeśli tego nie rozumiesz, to najwidoczniej nie byłeś nigdy zakochany.
- Nie przesadzaj - mruknęła złośliwie Dawn - On umie zachowywać się tak, jak na zakochanego przystało, czyli idiotycznie.
- Mogę sobie wyobrazić - rzekłam wesoło, dając tym samym im znak, że jestem z Ashem w tym samym pokoju.
Nasi przyjaciele popatrzyli na nas wesoło.
- O! Cześć, kochani! - zawołał Max - Miło was znowu widzieć. Wiecie co? Dobrze, że tu jesteście. Może wy wyjaśnicie tym żałosnym troglodytom, co to znaczy prawdziwa miłość!
- Prawdziwa miłość? - zaśmiałam się - Nie przesadzaj lepiej, bo jeszcze się możesz srodze zawieść.
- Na niej nie można się zawieść! - stwierdził z pewnością w głosie nasz drogi haker - Zapewniam was, jeszcze się o tym przekonacie!
- Czas pokaże - odpowiedziałam mu bardzo ironicznie - Ale nieważne. Mamy teraz poważniejszy problem do załatwienia.
- A jaki? - spytała Dawn.
- Ano taki...
Po tych słowach pokazałam naszym przyjaciołom to urocze niemowlę, które to dzięki czujności Mister Mime’a udało się nam znaleźć. Clemont, Dawn, Max i Bonnie byli w szoku, kiedy to zobaczyli.
- O ja cię piko! - zawołała zaszokowana panna Seroni - Sereno, co to za dziecko?!
- Chyba nie jest wasze, prawda? - dodała Bonnie.
- Ne-ne-ne?! - zapiszczał jej Pokemon.
- No błagam cię! Czasami mogłabyś pomyśleć, zanim coś powiesz! - zawołał załamanym głosem Clemont - Niby jak może być ich?! Serena nie mogłaby przez całe dziewięć miesięcy ukrywać odmiennego stanu. Chociaż podobno są teraz takie sposoby na tę niedogodność...
- Oszczędź nam szczegółów - mruknęła jego dziewczyna i spojrzała na mnie i na mojego chłopaka, pytając: - Skąd wzięliście to dziecko?
- Znaleźliśmy przed domem - wyjaśnił Ash - Leżało w koszyku.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- No to super... Normalnie drugi Mojżesz - stwierdził dowcipnie Max.
- Tyle tylko, że Mojżesz został znaleziony w rzece, a nie przed czyimś domem - poprawiłam go.
- To bez znaczenia. Ważne, że mamy tutaj urocze maleństwo, a mamusi ani widu, ani słychu. Co teraz z tym fantem zrobimy?
- Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam je nakarmić.
Dawn popatrzyła na mnie z ironią.
- Tak? I ciekawe, jak zamierzasz to zrobić? Przecież nie dajesz mleka jak Miltank.
Teraz dopiero do mnie dotarło, że nie miałam bladego pojęcia, czym ja mam nakarmić to niemowlę. Wyglądało mi ono na takie, co ma co najmniej rok, ale wiadomo, że nawet takie maleństwo musi być w odpowiedni sposób nakarmione, bo inaczej można mu tylko zaszkodzić, czego wszak za żadne skarby świata nie chciałam zrobić.
- Muszę powiedzieć, że całkiem urocze jest to maleństwo - powiedział Max, podchodząc do mnie i patrząc na niemowlę - Hej, maleństwo! Śliczny z ciebie bobas, wiesz o tym?
Dziecko patrzyło na niego uważnie, zachichotało wesoło, a następnie złapało rączką za jego palec i zaczęło go lekko ssać. Max był tym wyraźnie zdegustowany, więc wyjął delikatnie palec z ust dziecka, mówiąc:
- Ech... Fajnie... Obśliniło mnie to urocze dzieciątko. Naprawdę dzieci są urocze, ale za to bardzo niehigieniczne.
- Proszę, pan higiena się znalazł - mruknęła złośliwie Bonnie.
- Przestańcie już, bo je przestraszycie! - skarcił ich Clemont.
- Właśnie... Nie drzyjcie tak swoich buzi, jeśli łaska - dodała Dawn - Maleństwo musi w końcu odpocząć.
- Przecież ono nic innego nie robi, jak tylko odpoczywa - mruknął na to złośliwie Max.
Nagle drzwi do domu lekko trzasnęły i dało się słyszeć bardzo dobrze nam znane głosy.
- O nie! Moja mama wróciła! - jęknął Ash.
- Pika-pika! - pisnął przerażony Pikachu.
- I nasz tata! - dodała Bonnie.
- Sereno, bierz dziecko i schowaj się szybko! - zarządził mój luby.
- Niby czemu? - zapytałam zdumiona.
- Jak zobaczy nas z dzieckiem, to pomyśli sobie Bóg wie co. Musimy ją spokojnie przygotować na tę sytuację, a nie stawiać nagle przed faktem dokonanym.
- Skoro tak uważasz...
Wyszłam szybko z pokoju do sąsiedniego pomieszczenia i czekałam na rozwój wypadków. Przez szparkę w drzwiach widziałem, jak Delia wchodzi do salonu w towarzystwie Stevena Meyera. Mężczyzna co prawda powinien już wrócić do Lumiose, jak to zwykle czynił w poniedziałek, ale uznał, że skoro nie widział się z ukochaną aż trzy tygodnie, to może tu zostać dłużej, aby nadrobić zaległości.


- O! Witajcie, moi kochani! - zawołała wesoło pani Ketchum na widok naszej drużyny - Już jesteście? To dobrze. Zrobiliście sobie kolację? A gdzie jest Serena?
- Eee... Na górze... Zaraz do nas przyjdzie - powiedział Ash wyraźnie zakłopotanym tonem.
Mówił to tak, jakby właśnie coś zmalował i chciał się jakoś wkupić w łaski swojej rodzicielki, aby ta pod żadnym pozorem go nie ukarała. Jego przyjaciele szybko przytaknęli mu, czym wzbudzili podejrzliwość u Delii która patrzyła na nich uważnym wzrokiem.
- Poważnie? - zapytała - A może coś jej zrobiliście, bo was wkurzyła i teraz chcecie to przede mną ukryć?
- Ależ mamo! - zawołał oburzonym tonem mój chłopak - Proszę cię! Skąd taka absurdalna rzecz przyszła ci nagle do głowy?
- No, sama jakoś nie wiem. Może to dlatego, że się do mnie szczerzysz i wyraźnie próbujesz coś przede mną ukryć?
- Mamo! Proszę cię! Ja przecież nic nie ukrywam. Prawda?
- No jasne! - zawołała Bonnie.
- Ne-ne-ne! - poparł ją Dedenne, siedzący dziewczynce na głowie.
- Ash miałby coś ukrywać? Jeszcze czego - zaśmiał się wesoło Max, szczerząc przy tym zęby.
- No właśnie - powiedział Clemont - Ani Ash, ani nikt z nas niczego tutaj nie ukrywa.
- Wierzyć im czy nie? - spytała pani Ketchum pana Meyera.
- A bo ja wiem? - zaśmiał się mężczyzna - Naprawdę nie wiem, co my mam o tym sądzić, ale moim zdaniem oni coś kręcą.
- Też tak uważam - kiwnęła głową kobieta, po czym spojrzała na syna - Mów mi tu zaraz. Co tutaj ukrywasz?
- Ależ mamo! Ja nic nie ukrywam! - zawołał Ash - Nic a nic.
- No... Chyba, że w sąsiednim pokoju - dodała zadziornie Dawn.
Delia spojrzała na nią zdumiona.
- O czym ty mówisz, kochanie?
- O niczym! - jęknął szybko mój ukochany, zasłaniając siostrze usta - Skądże znowu, nic takiego. Dawn to straszna żartownisia... Prawda, Dawn?!
- Ale ja wcale nie żartuję - zawołała gniewnie panna Seroni, uwalniając swoje usta - Uważam, że wy wszyscy niepotrzebnie się teraz wygłupiacie! Przecież nie zrobiliśmy nic złego, więc nie rozumiem, czemu to ukrywacie.
- Pip-lu-li! - zaćwierkał Piplup poważnym tonem.
- Aha! A więc jednak coś ukrywacie! - zawołała pani Ketchum, kładąc dłonie na biodrach - No to gadajcie! Co to takiego?
- Pika-pika - pisnął Pikachu, patrząc na swego trenera.
Ten westchnął głęboko i powiedział:
- Nie ma co, trzeba to powiedzieć. Ale uwierz mi, mamo, chciałem to zrobić inaczej.
- Co takiego chciałeś zrobić, synku?
- Porozmawiać z tobą o tym, o czym chcę z tobą porozmawiać.
- A o czym chcesz ze mną porozmawiać?
- Zaraz się dowiesz... Sereno! Wejdź, proszę.
Zadowolona weszłam do salonu z niemowlęciem na rękach. Doskonale wiedziałam, jak Delia może zareagować i co może sobie pomyśleć o tym, co właśnie zobaczyła. Uśmiechnęłam się więc delikatnie, kiedy wyszło na jaw, że mam rację, a fakt ten został potwierdzony poprzez reakcję pani Ketchum, która to (delikatnie mówiąc) nie była pozytywna.
- O Boże! - zawołała zaszokowana kobieta - Sereno! Na miłość boską, co to jest?!
- Dziecko, proszę pani - odpowiedziałam jej niewinnym tonem.
Normalnie mówiłyśmy sobie obie po imieniu, ale przy innych wolałam zachować wobec niej bardziej taki grzecznościowy ton, żeby nie sprawiać wrażenie osoby niewychowanej.
- No przecież widzę, że nie Pokemon, tylko dziecko! - zawołała Delia wyraźnie załamana - Pytam, czyje jest to dziecko?!
- Eee... Chwilowo to jest nasze, mamo - zachichotał Ash.
- Pika-chu! - pisnął zakłopotany Pikachu.
Kobieta popatrzyła na nich groźnie.
- Co to znaczy, że „chwilowo jest wasze“?! - warknęła na niego kobieta - Możesz mi to wyjaśnić?!
Następnie spojrzała ona na mnie, wołając:
- A ty, Sereno, cwaniaro jedna, lepiej mi teraz powiedz, jak ci się udało przez dziewięć miesięcy ukryć przede mną prawdę?!
- Jaką prawdę? - spytałam, kołysząc przy tym maleństwo, które właśnie zakwiliło.
- Taka, że spodziewasz się dziecka mojego syna!
Parsknęłam śmiechem, słysząc to wszystko.
- Ależ proszę pani... To nie tak!
- A jak mam to rozumieć?! Dziewczyno, masz dopiero siedemnaście lat i to jeszcze nieskończone!
- Kochanie, spokojnie - powiedział Steven Meyer spokojnym tonem - Na pewno tę sprawę da się racjonalnie wyjaśnić.
- No właśnie! - zawołałam - Dokładnie to chcemy teraz zrobić!
- A jak niby chcecie mi to wyjaśnić, co?! - jęknęła Delia, łapiąc się za czoło i siadając szybko na krześle - O mój Boże! Że też musiałam doczekać takiej chwili! Synku! Jak mogłeś to zrobić swojej dziewczynie?! A mówiłeś mi, że uważacie!
Cała nasza drużyna zaczęła głośno chichotać, natomiast mój ukochany załamanym głosem rzekł:
- Mamo, błagam cię! To nie jest dziecko Sereny!
- Pika-pika-chu! - poparł go Pikachu.
Kobieta spojrzała na niego groźnie, po czym wstała z krzesła i ruszyła powoli w stronę syna, powoli wypuszczając słowa z ust:
- Aha! Więc mam rozumieć, że stałeś się ojcem dziecka zupełnie innej dziewczyny, a teraz Serena ma je niańczyć?! Czy dobrze cię zrozumiałam?!
- Ależ mamo... To wszystko nie tak...
- Ashu Joshu Williamie Ketchumie! Natychmiast odpowiedz na moje pytanie!
Parsknęłam śmiechem, tuląc przy tym do siebie niemowlę, gdyż cała ta scena mnie bardzo ubawiła, ale trzeba było wreszcie tę sprawę wyjaśnić.
- Proszę pani! To nie jest dziecko Asha ani nikogo z nas! - zawołałam po chwili.
- A już na pewno nie moje - wtrącił Max.
Bonnie i Dawn spojrzały na niego z kpiną w oczach.
- No co? Uprzedzam kolejne pytanie pani Ketchum! - zawołał chłopak.
- Jakoś nie wydaje mi się, aby pani Ketchum mogła uważać ciebie za potencjalnego ojca tego maleństwa - mruknęła Dawn.
- No właśnie. Jesteś trochę za młody na bycie ojcem - dodał Clemont ze sceptycyzmem w głosie.
- Dokładnie tak, mój drogi. Do tego musisz jeszcze dorosnąć zarówno fizycznie, jak i psychicznie - poparł syna Steven Meyer.


Delia tymczasem patrzyła to na mnie, to na Asha nieco podejrzliwym wzrokiem. Widać było, że nam nie dowierza.
- Mówicie zupełnie poważnie? To nie jest wasze dziecko? - spytała.
- Mamo, no błagam cię! - zawołał załamanym głosem jej syn - Tak! Jesteśmy tego całkowicie pewni.
- Uff! To uspokoiliście mnie, bo już się bałam, że zostałam babcią.
- Jeszcze na to za wcześniej - powiedziałam.
- No, ja myślę - mruknęła kobieta - Ale skąd wzięliście to maleństwo?
- Znaleźliśmy je w koszyku przed naszym domem - wyjaśnił Ash.
Delia spojrzała się na niego zdumiona.
- Mówisz poważnie? Ktoś porzucił takie słodkie maleństwo na pastwę losu?! Samo bez pomocy?!
- Ludzie dzisiaj nie mają już żadnych zasad - rzekł Meyer oburzonym tonem.
Pani Ketchum poparła go, ochoczo kiwając głową.
- A żebyś wiedział! To wstyd, żeby takie coś się działo na tym świecie! Jestem tym oburzona! Niech ja tylko znajdę tę wyrodną matkę! Pokażę jej! Zobaczycie! Już ja jej powiem do słuchu!
- Spokojnie, mamo! Tylko bez nerwów - przerwał jej wywód Ash - Nie postępujmy pochopnie. Przecież nawet nie wiemy, jakie były motywy tej kobiety.
- No właśnie! - poparł go Clemont - Nie wiemy nawet, kim ona jest, ani jaką ma sytuację rodzinną. Być może znajduje się ona teraz... powiedzmy... W wielkim niebezpieczeństwo i dziecko przysłała tutaj, aby je ukryć?
- Być może, ale czemu właśnie tutaj? - spytała Dawn.
- Pip-lu-pip? - zaćwierkał pytająco Piplup.
- Ponieważ na pewno słyszała o słynnym Sherlocku Ashie i liczy ona na jego wsparcie - stwierdziłam.
- To by miało sens - zgodził się Max.
Nagle dzieciątko zaczęło głośno płakać. Zaczęłam je wówczas szybko kołysać mając nadzieję, że się uspokoi, ale nic to nie dało.
- No cichaj... No cichutko, maleńki... Nie płacz już.
- Maleńki? Skąd niby wiesz, że to on? - spytała Bonnie - A może to jest dziewczynka?
- To na pewno dziewczynka - stwierdził Max.
- Skąd ta pewność? - zdziwiła się Dawn.
- Bo tylko dziewczyny tak drą japę.
Ja, Dawn i Bonnie spojrzałyśmy groźnie na młodego Hamerona, który głośno przełknął ślinę, mówiąc:
- No co?! Mam siostrę, to wiem!
- Właściwie w tym, co mówisz, jest nawet sporo prawdy - powiedział zgryźliwie Clemont, patrząc na Bonnie.
Ta złośliwie pokazała mu język, a Meyer wybuchnął śmiechem.
- Dzieci, nie kłóćcie się już, proszę - powiedział, po czym dodał: - Nie chcę uchodzić tutaj za znawcę, ale moim zdaniem to maleństwo powinno zostać przewinięte.
- Mówi ci to przeczucie czy doświadczenie? - spytał Clemont, patrząc na ojca, który pewnie nieraz musiał zmieniać pieluchy małej Bonnie, kiedy jego żona zmarła wydając ją na świat, a on został sam z tym problemem.
- Nie. Raczej mówią mi to moje nozdrza - rzekł mężczyzna, zatykając sobie nos.
Złapaliśmy się wszyscy za nosy czując po chwili niezbyt przyjemną woń. Pikachu i Piplup też to zrobili, zlatując z ramion swoich trenerów.
- Max, błagam cię! Powiedz, że to ty - jęknął błaganie Ash.
- To nie ja! Chociaż może... - Max szybko powąchał się pod pachami i pomyślał przez chwilę - Nie, to na pewno nie ja. Zresztą ja nigdy tak nie capiłem, nawet wtedy, kiedy nosiłem jedne majtki przez całe dwa tygodnie.
- Mógłbyś oszczędzić nam tych szczegółów, wiesz?! - warknęła niego groźnie Dawn.
- Sereno, zróbmy coś! - jęknęła Bonnie, zatykając sobie uszy - Bo albo padniemy tutaj od tego smrodu, albo ogłuchniemy od tych wrzasków!
- Trzeba przewinąć to maleństwo - stwierdziłam.
- To je przewiń!
- JA?! A niby czemu ja?!
- Bo to ty je trzymasz!
Spojrzałam na nią groźnie i popatrzyłam na Dawn:
- Może ty mi pomożesz?
- W żadnym razie! - jęknęła dziewczyna - Jeszcze nie jestem gotowa na macierzyństwo. Mogę je karmić, ale przewijać nie będę.
Max, Bonnie i Clemont też szybko znaleźli wymówki. Ash zaś nawet nie chciał o tym słyszeć.
- Nie ma mowy! Ja się do tego nie nadaję - powiedział przerażony taką perspektywą.
- No dobrze, więc sama to zrobię - jęknęłam załamana - Tylko... że w zasadzie, to ja nie wiem, w jaki sposób.
- Poza tym nie mamy pieluch - przypomniał nam Max.
- Spokojnie, to żaden problem - powiedział Ash - Skoczę na rower i zaraz je kupię.
- Lepiej nie - rzekł Meyer - Jeszcze ktoś pomyśli, że zostałeś ojcem, a ponieważ jesteś sławną osobą, zaraz zaczną się pytania, dochodzenia i takie tam, a wtedy dziennikarze nie dadzą ci żyć.
- Racja - powiedział Clemont - To kto pojedzie?
- Ja pojadę - rzekł jego ojciec.
- Ty, tato? - zdziwiła się Bonnie.
- No tak. Mojej opinii nie zaszkodzi to, że kupuję pieluchy do dziecka. Najwyżej ktoś pomyśli, że pani Ketchum jest przy nadziei, a to nic takiego, a być może nawet kiedyś, z czasem się stanie prawdą.
Delia spojrzała na niego groźnie, a on zachichotał nerwowo.
- He he he. No dobra... To ja już lecę..
- Świetnie. A ja tymczasem zajmę się tym maleństwem - powiedziała Delia, biorąc dziecko na ręce i kołysząc je delikatnie - Wychowałam Asha zupełnie sama, to na pewno dam sobie radę przewinąć tego berbecia.
- Miło mi słyszeć te słowa - rzekł Ash - To słodkie maleństwo, ale wolę rozwiązywać zagadki niż zmieniać mu pieluchy.
- Mężczyźni... Zupełnie jak dzieci - jęknęła kobieta - Więc kto będzie przewijał wasze pociechy, gdy już się ich z Sereną doczekacie?
- Jak to, kto? Serena oczywiście.
- Doprawdy? - zapytałam, biorąc się pod boki - A ty co niby będziesz robić?
- Jak to, co? Będę... Eee... Tego no... Mył naczynia! I to pod każdym posiłku! Słowo!
- Pika-pika! Pika-chu! - poparł go szybko Pikachu.
Pomyślałam przez chwilę nad tym, o czym on mówił i powiedziałam:
- To uczciwy układ.


C.D.N.



2 komentarze:

  1. Zaczyna się dość ciekawie i nie wiem czemu tytuł przygody przypomina mi jeden z odcinków przygód Sherlocka Holmesa, a konkretnie "Piastunki z Baker Street". Czyżby to było celowe nawiązanie? Nawet jeśli tak, to bardzo ciekawy i dobry w tym przypadku zabieg. :)
    Ale od początku. W restauracji "U Delii" ma miejsce drobna uroczystość na cześć Asha. Melody śpiewa dla niego piosenkę będącą przeróbką czołówki z "Dzielnego Agenta Kaczora" a pozostali również dają niezłe występy, które bardzo przypadają do gustu młodemu detektywowi.
    Zaraz po tej uroczystości Ash i Serena wybierają się na spacer podczas którego wspominają perypetie z panną Winter. Dziewczyna wyszła już ze szpitala, jednakże wciąż porusza się o kulach. Młodemu detektywowi sprawa tej dziewczyny nie daje spokoju i dopiero drobne przekomarzanki z Sereną wypierają to wszystko z jego pamięci.
    Gdy młodzi wracają do domu, zastają zamiatającego podwórko Mr Mime'a, który na migi informuje ich o znalezisku na progu domu. Para wchodzi do środka i znajduje tam koszyk z małym niemowlęciem w środku. Przez chwilę zastanawia się co robić, w tym samym czasie do domu wraca reszta przyjaciół, której Max zawzięcie próbuje udowodnić jaka to Cleo jest cudowna (co już swoją drogą zaczyna działać na nerwy całej ekipie). Zastają Asha i Serenę z dzieckiem i nie kryją zdziwienia całą sytuacją. Myślą początkowo, że to para wpadła, ale potem wysłuchują uważnie wyjaśnień obojga. Decydują się poprosić o pomoc matkę Asha, jednak gdy ta nadchodzi wraz ze swoim ukochanym Stevenem Meyerem, Ash nakazuje dziewczynie się schować.
    Jednak matka dostrzega dziwne zachowanie całej ekipy i żąda ujawnienia tajemnicy, jaką jej zdaniem mają wszyscy. Ash w końcu decyduje się wydać sprawę z dzieckiem, co oczywiście wprawia we wściekłość panią Ketchum, gdyż ta myśli, że Serena i Ash wpadli podczas swoich figli. Początkowo nie daje synowi dojść do słowa, jednak gdy w końcu chłopak wyjaśnia, że to nie jest dziecko jego i Sereny, tylko zostało znalezione na progu, kobieta trochę się uspokaja, by po chwili znowu wpaść we wściekłość, tym razem denerwuje się i odsądza od czci i wiary kobietę, która porzuciła biednego malucha.
    Na końcu przychodzi dość newralgiczny moment - mianowicie dziecko trzeba przewinąć i w tym momencie wszyscy próbują przerzucić na siebie ten obowiązek, którego koniec końców podejmuje się Serena, pomoc w tym deklaruje także Delia, a Steven Meyer zobowiązuje się kupić pieluchy. :)
    Ciekawy początek. Jestem poważnie zainteresowana losem tego słodkiego malucha. Któż mógłby go porzucić? :)
    Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten moment kiedy wbija mama Asha jest takie że aż chce się makabrycznie chichotać

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...