sobota, 6 stycznia 2018

Przygoda 072 cz. II

Przygoda LXXII

Piastunki z Alabastii cz. II


Steven Meyer dość szybko powrócił do domu razem z zapasem pieluch dla dziecka. Delia wzięła je od niego i uśmiechnęła się doń czule.
- Dziękuję ci, skarbie. Jesteś kochany.
Pocałowała czule policzek mężczyzny i poszła razem z dzieckiem do osobnego pokoju. Tam zaś przewinęła maleństwo, po czym wróciła niosąc niemowlę na rękach. Słodkie dzieciątko już nie płakało, a wręcz było bardzo zadowolone.
- Już po wszystkim. Mała została przewinięta i nakarmiona - rzekła do nas Delia Ketchum.
- Miło nam to słyszeć - powiedział Ash - Zaraz, chwila! Mała?
- No tak, synku. To jest dziewczynka - zaśmiała się Delia, pokazując na słodkie maleństwo, które delikatnie zachichotało.
- Wiedziałem - zaśmiał się Max - Mówiłem, że tylko dziewczyny mogą tak drzeć japę.
- To niezbyt przyjemna uwaga, mój drogi - zauważyła pani Ketchum z lekkim smutkiem w głosie.
- Ale prawdziwa - upierał się przy swoim chłopak.
- A więc to dziewczynka? - spytałam zaintrygowana.
- Oczywiście, kochanie - skinęła głową Delia.
- A skąd to wiesz? - zapytał Steven Meyer.
Kobieta popatrzyła na niego z ironią w oczach.
- Zgadnij.
Mężczyzna zachichotał delikatnie, widząc spojrzenie mamy Asha.
- Dobra, nieważne. Pytania nie było.
- Mam nadzieję - mruknęła Delia, po czym spojrzała na swojego syna - Kochanie, musisz znaleźć rodziców tej dziewczynki.
Detektyw z Alabastii rozłożył bezradnie ręce.
- Ba! Mamo, myślisz, że ja tego nie chcę? Istnieje tylko jeden, malutki problem. Niestety, choć jest on mały, to jest też bardzo istotny. Mianowicie nie mamy żadnych poszlak.
- Ależ mamy je - zauważyłam - Mister Mime może nam powiedzieć, jak wyglądała ta osoba, która zostawiła nam dziewczynkę pod domem.
- No tak, to prawda - kiwnął głową Ash - Tylko nie dogadamy się z nim za bardzo, bo my nie znamy pokemoniego, a on nie zna migowego. Znaczy niby zna, ale pląta się w słowach i w ogóle. Do tego miga za szybko i nieraz trudno jest go zrozumieć. Wiadomość o tym, że podrzucono nam to dziecko jeszcze jakoś zdołaliśmy odczytać z tej jego plątaniny, ale już coś bardziej poważnego... Sami rozumiecie.
- Rzeczywiście, to spory problem - jęknęłam.
- Spokojnie. Może to nie jest taki znowu problem - powiedziała Dawn - Przecież mamy ze sobą Clemonta, a on na pewno znajdzie jakiś sposób.
- No właśnie - zaśmiał się jej chłopak - Przecież mogę wam pomóc.
- W jaki sposób? - spytała Bonnie.
- A w taki!
Po tych słowach Clemont wyjął z plecaka jakiś niewielki przedmiot przypominający kalkulator z dodanymi do niego dziwnymi pręcikami oraz innymi drobiazgami.
- Dzięki nauce przyszłość mamy dziś! Uwaga! Włączam teraz zestaw Clemonta! Wiecie, zbudowałem to urządzenie całkiem niedawno, ponieważ spodziewałem się tego, że będzie ono potrzebne. Nazwałem je „Przenośny tłumacz języka Pokemonów“!
Westchnęłam załamana, słysząc tę nazwę.
- Przenośny tłumacz języka Pokemonów? - spytałam.
- Tak... Jak sama nazwa wskazuje to urządzenie jest raczej niewielkie i przenośne, można więc je mieć przy sobie zawsze, a prócz tego działa jako tłumacz języka Pokemonów na nasz własny.
Mówił on to wszystko takim tonem, jakby miał do czynienia z małymi dziećmi, którym należy wyjaśnić pewne sprawy, ponieważ ona same tego nie zrozumieją. Był wtedy nieco śmieszny, ale też na swój sposób całkiem uroczy. Zresztą takie tłumaczenie nam wszystkim dość oczywistych rzeczy zawsze było jego urokiem osobistym.
- O ile dobrze pamiętam, to już parę razy próbowałeś zbudować takie urządzenie - powiedziałam z przekąsem.
- Owszem i to dwa razy - stwierdził z uśmiechem na twarzy chłopak - Raz podczas naszej podróży po Kalos, a drugi raz wtedy, kiedy już tutaj przybyliśmy na stałe.
- Pamiętam to - zaśmiała się delikatnie Delia.
- No i pamiętajmy także, że wszystkie podejścia do tego wynalazku skończyły się jednym wielkim bum - zachichotała Bonnie.
Clemont popatrzył na nią z lekką złością.
- Miło mieć takie oparcie w młodszej siostrze - mruknął.
- Spokojnie, synku. Ona tak sobie tylko mówi - rzekł wesołym głosem Steven Meyer - Przecież ją znasz. Bywa zadziorna, ale tak naprawdę to ma złote serce.
- Złote serce... Phi! Też mi coś - prychnął jego syn.
Bonnie popatrzyła na brata w groźny sposób i powiedziała:
- Nie musisz w to wierzyć, ty niedowiarku. Lepiej już pokaż, jak działa ten twój wynalazek, bo jesteśmy tego bardzo ciekawi.
- To prawda, nas wszystkich to ciekawi - dodałam.
Clemont uśmiechnął się, natychmiast odzyskując swój dobry humor.
- Doskonale. A więc... Mister Mime... Powiedz nam wszystkim, proszę, jak wyglądała ta kobieta, która przyszła tutaj z tym uroczym dzieckiem.
- A może tak najpierw go zawołaj zanim o coś zapytasz, co? - mruknęła bardzo złośliwie Bonnie.
Jej starszy brat zaśmiał się wesoło.
- Wybaczcie. Mister Mime! Chodź do nas, proszę!
Pokemon przyszedł z kuchni, gdzie właśnie szykował z Latias dla nas kolację.
- Mime-mime?
- Chodź tu, proszę. Musimy porozmawiać - rzekł nasz wynalazca.


Stworek podszedł zaciekawiony, o co też może chodzić chłopakowi. Ten zaś podsunął pod niego swój podręczny tłumacz języka Pokemonów i rzekł:
- A teraz, proszę, opisz nam, jak wyglądała ta kobieta, która przyniosła ze sobą to maleństwo trzymane właśnie przez panią Delię. To bardzo ważne. Musimy to wiedzieć.
Pokemon zastanowił się chwilę, aby następnie powoli i zacząć udzielać nam odpowiedzi. Na małym ekraniku zaczęły ukazywać się literki, te zaś Clemont zaczął czytać.
- Doskonale! Wynalazek działa bez zarzutu! - zawołał chłopak.
- Bez zarzutu, tak? - spytałam cicho Asha - Stawiam pięć dolców, że on wybuchnie za pięć minut.
- A ja, moje kochanie, stawiam trzydzieści dolarów, że tak nie będzie - powiedział zadziornym tonem mój chłopak.
- Zgoda... Przyjmuję zakład - zachichotałam, ściskając mu dłoń - Ale się dzisiaj obłowię.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz - zauważył dowcipnie mój luby - Max, odmierzaj czas.
- Z przyjemnością - rzekł chłopak, włączając stoper.
Clemont tymczasem przesłuchiwał Mister Mime’a, który to próbował jakoś wyłuskać ze swojej pamięci wszystkie szczegóły wyglądu matki tego dziecka (oczywiście zakładając, że to właśnie matka podłożyła niemowlę pod nasz dom, bo przecież to mogła być jakaś zupełnie inna osoba, chociaż oczywiście ten problem nie był teraz aż tak ważny, aby się nad nim głowić).
- On mówi, że kobieta ta była dość wysoka, miała długie, fioletowe włosy i oczy barwy ciemno-niebieskiej - mówił Clemont - Prócz tego jej nos był delikatny, zaś nad prawą powieką miała mały pieprzyk.
- Mały pieprzyk, powiadasz? - spytał Ash - To ważny szczegół. Pytaj go dalej.
Nagle nasz wynalazca jęknął przerażony, ponieważ jego jakże genialne dzieło zaczęło buczeć i syczeć, a z jego wnętrza poleciał dym.
- No nie! Wiedziałem, że dałem mu za dużo mocy naraz!
- O nie! - jęknęła Dawn.
- I znowu to samo - mruknęła Bonnie.
Chwilę później wszyscy odskoczyliśmy do tyłu poza Clemontem, który próbował za wszelką cenę wyłączyć urządzenie. Nie udało mu się to, a jego jakże genialne ustrojstwo wybuchło i zostawiło swego twórcę w sadzy.
- No i tradycji stało się zadość - powiedziała złośliwie panna Meyer.
Jej brat opadł na kolana, jęcząc z rozpaczy:
- Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?!
- No i wygrałam zakład - powiedziałam wesoło - Ash, płacisz!
- Niekoniecznie - zaśmiał się mój chłopak - Tak się składa, że dzisiaj to ty płacisz.
- Jak to?! - zapytałam oburzona - Przecież to ja wygrałam!
- A nie! Powiedziałaś, że wynalazek wybuchnie za pięć minut.
- No tak.
- A ile czasu minęło? Max, podaj wynik.
Chłopiec spojrzał na stoper, po czym rzekł:
- Cztery minuty i trzydzieści sekund.
- Że co?! - jęknęłam, łapiąc za stoper - To musi być jakaś pomyłka!
- Żadna pomyłka. Liczby nie kłamią - odparł Max.
Spojrzałam na stoper i rzeczywiście, jego wynik mówił sam za siebie. Jednak ja jakoś nie dowierzałam chłopakowi.
- Specjalnie wyłączyłeś go wcześniej, żeby Ash mógł wygrać, tak?!
- No coś ty! - żachnął się lekko haker - Przecież sama widziałaś, jak włączam to cudo i jak je wyłączam, prawda?
- No tak, widziałam to.
- Widziałaś więc, że je wyłączyłem dosłownie w tej samej sekundzie, w której z wynalazku Clemonta pozostały nieszczęśliwe i doczesne szczątki.
- To prawda, sama to widziałam.
- Więc jak możesz mi zarzucać kłamstwo?
- Eee... Racja, nie mogę. Ale nadal nie rozumiem, czemu Ash ma przez to wygrać.
- Ponieważ założyłaś się ze mną, że ten wynalazek wybuchnie w ciągu pięciu minut - wyjaśnił mój chłopak, szczerząc się przy tym złośliwie - A tymczasem proszę, jaka skucha. On wybuchł wcześniej.
- I co to ma do rzeczy?
- To, że ja się założyłem z tobą, że się pomylisz. No i proszę, kolejna skucha. Pomyliłaś się w swoich obliczeniach. A wiesz, jaka jest największa skucha? Że teraz musisz mi oddać całą kasę, jaką w ciągu ostatniego roku wygrałaś na zakładach ze mną. Całe trzydzieści dolców. No już... Oddawaj.
Po tych słowach wyciągnął on rękę w moją stronę, zaś ja załamana sięgnęłam po portfel i odliczyłam mu trzydzieści dolarów. Ash przeliczył je zadowolony, mówiąc:
- Interesy z tobą to czysta przyjemność.
- Dla kogo przyjemność, dla tego przyjemność - mruknęłam bardzo złym tonem - Więcej się z tobą nie zakładam.
- Wszyscy na tym skorzystamy, kochanie.
- A żebyś wiedział, mądralo.
Podczas, gdy my toczyliśmy ze sobą tę małą sprzeczkę, to reszta naszej kompanii próbowała jakoś pocieszyć Clemonta, który załamany rozpaczał nad szczątkami swojego wynalazku w taki sposób, jakby właśnie umarło jego dziecko. Jedyną wesołą osobą w tym naszym gronie (nie licząc Asha) była malutka dziewczynka na rękach Delii Ketchum. Dziewuszka chichotała tak uroczo, że nawet Clemont nie umiał się za to na nią gniewać, choć jej radość była przecież wywołana jego porażką.
- No to kicha... Musimy korzystać z pomocy tłumacza w osobie Latias, aby porządnie przesłuchać Mister Mime’a - powiedziała po chwili Dawn.


- Niekoniecznie - zauważył jej starszy brat - Być może będziemy mogli tego uniknąć.
- W jaki sposób? - spytała panna Seroni.
- Pip-lu-li? - zaćwierkał Piplup, patrząc wraz ze swą trenerką uważnie na Asha.
- Pika? - dodał Pikachu, obserwując Asha.
Ten tymczasem wyłuszczył nam wszystkim swój plan działania.
- Mamy już opis tej kobiety. Wiemy jak ona wygląda, a to przecież jest  najważniejsze. Teraz już tylko zostaje nam tylko ustalić, tożsamość tej pani i spróbować ją znaleźć.
- Świetnie! To doskonały pomysł! - mruknął Max - Nie obraź się, stary, ale tym razem naprawdę przeszedłeś samego siebie.
- O co ci chodzi? - spytałam.
- O to, że jakoś nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli ganiać po całym mieście, żeby znaleźć tę paniusię. Przecież ona może być teraz dosłownie wszędzie. Jak wy chcecie ją znaleźć? Uganiać się za nią po całej Alabastii?
- Ty byś się pewnie chciał uganiać za kimś innym, prawda, Romeo? - zapytała zadziornie Dawn.
- No właśnie! - burknęła Bonnie.
- De-ne-ne! - poparł ją Dedenne.
Max doskonale wiedział, do kogo ona pije, więc zachichotał lekko, po czym rzekł, zawstydzony patrząc sobie pod nogi:
- Ekhem... Ja... Prawdę mówiąc, to... Ja... Tego no...
- Lepiej się już nie tłumacz, bo kiepsko ci to wychodzi - powiedziała panna Seroni - Teraz masz w głowie tylko Cleo Winter, dlatego narzekasz na wszystko, co cię od niej odciąga.
Młody Hameron westchnął głęboko, po czym załamany rzekł:
- Och, Cleo...
- Nieźle, Dawn. Pięknie to załatwiłaś - mruknęła panna Meyer.
- O co ci chodzi? - spytała Dawn.
- O to, że teraz będzie myślał tylko o tej swojej lubej i zapomni o całym bożym świecie.
- Właśnie widzę... Robi z siebie widowisko, ten Romeo dla ubogich.
- Przestańcie już wreszcie! - skarciła nas wszystkich Delia Ketchum - Nie krzyczcie tak głośno. Maleństwo próbuje zasnąć!
Dziewczynka na jej rękach ziewnęła delikatnie, po czym zamknęła powoli swoje oczka i zamruczała coś. Wszyscy westchnęliśmy zachwyceni tym jakże pięknym widokiem.
- Jaka ona urocza - powiedziałam wzruszona.
- Pika-pika! Pika-chu! - zgodził się ze mną Pikachu.
- Prześliczna - dodała Bonnie.
- De-ne-ne! - pisnął Dedenne.
- Oczywiście.. Jak śpi i nie trzeba jej zmieniać pieluch - mruknął Max wyraźnie zirytowany tym, że na jego cierpienie nikt nie zwraca uwagi.
Dawn trąciła go lekko przez głowę dłonią, aby był cicho.
- No co? Mówię, jak jest.
- Wiesz, prześlicznie ci z tym dzieckiem, kochana Delio - rzekł bardzo wzruszony Steven Meyer.
Kobieta usiadła na krześle i popatrzyła na niego czułym wzrokiem.
- Czy to jakaś sugestia, kochanie?
- Nie... Tylko zwyczajne stwierdzenie oczywistych faktów.
Pani Ketchum zachichotała delikatnie, gdy mężczyzna to powiedział, a następnie zaczęła kołysać maleństwo do snu.
Wtedy to właśnie do pokoju weszła Latias i pokazała nam na migi, że kolacja jest już gotowa.
- Idźcie już coś zjeść, kochani - rzekła nasza gospodyni - Ja muszę się zająć maleństwem.
- Ale ty też musisz coś jeść - zauważył Ash.
- Spokojnie, synku. Dam sobie radę. Teraz to maleństwo jest o wiele bardziej ważne niż ja i moje potrzeby.
Następnie zaczęła kołysać maleństwo i zaśpiewała:

Już nie płacz więcej, swoją daj mi dłoń.
Ty moją chwyć, ściśnij ją.
Nie drżyj, maleńka, bo w każdej chwili
Ja będę tu, nie płacz już.

Twa wielka moc zadziwia mnie.
Lecz póki jesteś mała, przytul się.
To, co nas łączy, nie przeminie.
Ja jestem tu, nie płacz już.

W mym sercu twój dom.
W mym sercu twój dom.
Zamieszkaj w nim i ciesz się chwilą tą.

Z najdalszych stron
Z nadzieją możesz iść.
W mym sercu jest twój dom
Od dziś. Od dziś.


Wszyscy dobrze znaliśmy tę piosenkę, ponieważ pochodziła z dobrze nam znanej bajki Disneya „Tarzan“, jednak nie sądziliśmy, że Delia może znać ten utwór i to na pamięć. Doszłam wówczas do wniosku, iż musiała polubić tę piosenkę wtedy, gdy kiedyś oglądaliśmy bajkę z której pochodzi, a następnie wyszukała sobie ten utwór w Internecie i nauczyła się go na pamięć. Jeśli tak było, to widocznie jeszcze sporo nie wiedzieliśmy o Delii Ketchum, a w każdym razie ja tego nie wiedziałam. Poczułam wówczas, że ta kobieta jeszcze niejeden raz może mnie pozytywnie zaskoczyć.

***


Następnego dnia po tych wydarzeniach Ash wymyślił, w jaki to sposób możemy się dowiedzieć czegoś o matce dziecka, jakie nam zostawiono pod opiekę.
- Mam pewien pomysł - powiedział - Musimy iść do porucznik Jenny i poprosić ją, żeby stworzyła portret pamięciowy tej paniusi. Wtedy łatwiej ją będziemy mogli znaleźć.
- Jest tylko jeden problem, Ash - zauważyłam - Żadne z nas jej nie widziało na oczy.
- Poprawka. Widział ją Mister Mime i to on nam pomoże stworzyć jej portret pamięciowy.
Cała nasza drużyna popatrzyła na Asha wyraźnie zaszokowana tym, co on właśnie powiedział. Niejeden już raz słyszeliśmy z jego ust zwariowane pomysły, ale ten był chyba najbardziej zwariowany ze wszystkich planów, jakie kiedykolwiek miał, co oczywiście nie omieszkaliśmy mu powiedzieć, nie kryjąc przy tym swej złośliwości. Najbardziej złośliwa oczywiście była Dawn. Położyła ona dłoń na czole swego brata i powiedziała:
- Hmm... Gorączki nie masz, więc to nie wróży nic dobrego. Gdybyś ją miał, to bym pomyślała, że jesteś zmęczony lub chory i gadasz od rzeczy. A tak mam pewne obawy co do stanu twego biednego umysłu.
Ash spojrzał na nią groźnie.
- Siostrzyczko... Chyba dawno cię już nikt nie przełożył przez kolano i nie dał ci niezłego klapsa na goły tyłek. Chyba więc nadeszła już pora na to, abym ja to zrobił.
- Tylko spróbuj, a zobaczysz, że może ja jestem młodsza i słabsza od ciebie, ale pięść moja jeszcze potrafi przemówić!
Pikachu i Piplup wskoczyli na stół pomiędzy nich i zaczęli błagalnie piszczeć, aby ci się nie kłócili. Oczywiście Ash z Dawn parsknęli śmiechem, zaś mój luby powiedział:
- Oj, przestańcie już, proszę... Przecież to są tylko nasze żarty.
- No właśnie. Przecież my nie mówimy tego na poważnie - dodała jego młodsza siostra.
- Ale przyznasz, że brzmiało bardzo realistycznie - zauważyłam.
- Nawet bardzo. Przez chwilę sama się bałam - stwierdziła Bonnie.
- Ja również. A ty, Max? - spytał Clemont, patrząc na naszego hakera.
Zapytany jednak był zbyt zajęty patrzeniem na kwiatek, który wyjął z wazonu stojącego na stole, po czym zaczął zrywać mu płatki i nucić sobie pod nosem:
- Kocha mnie... Nie kocha mnie... Kocha mnie... Nie kocha mnie...
- Lepiej nic do niego nie mów. On jest teraz w zupełnie innym świecie i raczej cię nie usłyszy - mruknęła złośliwie Dawn.
- No właśnie widzę - jęknął Clemont załamanym głosem - A szkoda, bo mógłby się wypowiedzieć na temat planu Asha.
Detektyw z Alabastii nie tracił jednak animuszu, ponieważ rzekł do nas bojowym tonem:
- Słuchajcie, kochani. To, co wam powiedziałem, może się wydawać dość dziwne, ale prawda jest taka, że Mister Mime jest jedyną osobą, która widziała tę kobietę, więc może nam pomóc.
- Ale to tylko Pokemon - zauważyła Dawn.
Ash spojrzał na nią poważnie i nieco ironicznie zarazem, pytając:
- Naprawdę tak uważasz, siostrzyczko? Tylko Pokemon? No, a ty jesteś tylko czternastolatką, zaś ja tylko siedemnastolatkiem i co z tego?! Ile już razem we dwoje dokonaliśmy?
- Wiesz, że nie to miałam na myśli. Po prostu...
- Dawn chodzi pewnie o to, że policja może nie wziąć na poważnie zeznań Pokemona - wtrąciłam się do rozmowy.
- Właśnie - powiedziała moje przyjaciółka i skinęła przy tym głową.
Mój chłopak jednak miał na to już odpowiednie wyjaśnienie.
- To prawda, ale... Zapominacie o jednej, ważnej rzeczy.
- Jakiej? - spytaliśmy chórem.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Pip-lu-pip? - zaćwierkał Piplup.
- A o takiej, że wszystko zależy od tego, jaki policjant będzie z nami rozmawiał o tej sprawie. Jeżeli będzie to robić taki, który nas zna i nam ufa, to wtedy...
Uderzyłam się dłonią w czoło. Jak ja mogłam o tym zapomnieć?!
- No jasne! - zawołałam - Przecież tutaj w Alabastii policjanci to nasi przyjaciele.
- Zwłaszcza porucznik Jenny - zauważył Clemont.
- Sierżant Bob także - dodała Bonnie.
- No właśnie - uśmiechnął się detektyw - Widzę, że już rozumiecie. W takim świetle mój pomysł już chyba nie jest taki najgorszy, prawda?
- Masz rację, nie jest - powiedziałam przepraszająco.
- Wybacz nam ten nasz sceptycyzm. Po prostu... Zaskoczyłeś nas tym swoim pomysłem - rzekł Clemont.
- Nie wątpię, ale spokojnie. Będzie dobrze, jestem tego pewien.
Chwilę później do pokoju weszła Delia razem z Latias, która miała na rękach naszą podopieczną.
- Nie mówcie tak głośno, proszę - powiedziała błagalnym tonem pani Ketchum - Pan Meyer śpi zmęczony.
- Nie dziwię mu się - rzekłam ponuro - Przecież ta mała, urocza istotka budziła was oboje w nocy i to kilka razy.
- Dziwne, że ty jesteś na nogach - zdumiał się Ash.


Delia popatrzyła na swojego syna z uśmiechem na twarzy, ocierając sobie przy tym powoli czoło z kilkunastu kropel potu.
- Sama się temu dziwię, ale muszę coś zjeść i w ogóle, a poza tym nie mogę kazać Latias robić wszystko za mnie.
Latias miała na twarzy taką minę, która mówiła, że bynajmniej by jej to wcale nie przeszkadzało, ale i tak Delia wiedziała swoje.
- Ale chyba nie pójdziesz w takim stanie do pracy, mamo? - zapytał Ash - Przecież ledwie stoisz na nogach.
Kobieta parsknęła delikatnym śmiechem.
- Poważnie? Synku, coś ci powiem. Wyglądałam o wiele gorzej, kiedy to musiałam w nocy do ciebie wstawać, bo miałeś akurat ochotę na butelkę mleka i potrzeba ta nie mogła zaczekać do rana.
- Mamo, błagam! Musisz mi to wypominać? - jęknął Ash, rumieniąc się przy tym lekko.
- Kochanie, ja ci tego nie wypominam, tylko mówię, jak jest, a raczej jak było - wyjaśniła pani Ketchum - Więc co z tego, że teraz ledwie stoję na nogach? Skoro dałam sobie radę z tobą, Ash, to dam sobie radę z tą małą. Wspierają mnie w końcu Steven i Latias. Ale na pewno do pracy dzisiaj nie pójdę. Jestem zbyt padnięta.
- To dobrze, bo my idziemy - powiedziała Dawn.
- Pod moją nieobecność niech Brock tam wszystkim rządzi - zastrzegła sobie Delia.
- A dlaczego nie Ash? - zdziwiła się Bonnie.
Twarz mojej przyszłej teściowej została rozjaśniona przez szeroki oraz bardzo radosny uśmiech.
- Kochanie... Przecież on i Serena pójdą teraz na miasto poprowadzić śledztwo w sprawie tego dzieciątka.
Z wrażenia aż otworzyłam usta, podobnie jak Ash i Pikachu.
- Skąd to pani wie? - spytałam.
- No właśnie, skąd? - dodał mój luby.
- Pika-pika? - zapiszczał jego starter.
- Kochani... Ja miałabym nie znać mojego własnego syna? - odrzekła z lekką ironią w głosie Delia - Znam go na wylot. Ciebie także bardzo dobrze poznałam, Sereno, więc wiem dobrze, czego się można po was spodziewać. Już od roku zajmujecie się rozwiązywaniem zagadek detektywistycznych i potraficie się im poświęcić bez reszty, a więc niby czego mam się po was spodziewać, jak nie tego, że teraz będziecie chcieli rozwiązać tę zagadkę?
Ja i Ash parsknęliśmy śmiechem, słysząc jej słowa.
- Jesteś naprawdę wspaniała, mamo! - zawołał detektyw z Alabastii - Byłabyś wspaniałym policyjnym śledczym.
- Nie wydaje mi się, synku - rzekła kobieta - Po prostu dobrze znam moje jedyne dziecko. Ale co w tym niby dziwnego? Każda porządna matka tak ma.
Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl o mojej matce. Ona długo nie miała pojęcie o tym, jaka ja jestem naprawdę i dopiero od jakiegoś czasu ten fakt zaczął ulegać zmianie na lepsze.
- No dobrze, kochanie - klasnęła w dłonie pani Ketchum - Nie ma co marnować czasu na gadanie. Ruszajcie do swoich obowiązków.
Wstawiliśmy od stołu i zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Tylko Max siedział pogrążony we własnych myślach i wszystko wskazywało na to, że nawet nie zwrócił uwagi na rozmowę, jaką przed chwilą prowadziliśmy.
- Max! Żyjesz tam jeszcze? - spytała Bonnie.
- Ne-ne-ne? - pisnął pytająco Dedenne.
- Maxiu, musimy iść! - dodałam czule.
- Możesz się wreszcie ruszyć? - spytała Dawn.
Chłopak spojrzał na nią uważnie, po czym odpowiedział:
- Oczywiście. Spokojnie... Już idę.
Kilka minut później poszliśmy razem w kierunku restauracji „U Delii“. Towarzyszył nam Mister Mime, aby móc zrealizować plan Asha polegający na jego zeznaniach złożonych na policji. Nasza dzielna drużyna pożegnała się z nami wesoło, życząc nam udanego śledztwa i jedynie Max był wciąż jakiś ponury oraz zamyślony. Ash postanowił go więc rozbawić.
- Hej, Maxiu... Opowiedzieć ci dowcip? - zapytał.
- Wal śmiało - mruknął ponuro chłopak.
- Doskonale. Słuchaj... Czy wiesz może, dlaczego Robin Hood?
- Nie... Nie wiem, dlaczego on chudł...
- Bo mało jadł! Ha ha ha!
Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, jedynie Max był wciąż smutny, jak również pogrążony we własnych myślach. Ash załamany widząc, że jego próba rozbawienia przyjaciela nic nie dała, załamany machnął ręką i rzekł:
- No dobra... Nieważne. Widzę, że nic tutaj po mnie. Sereno, Pikachu, Mister Mime... Chodźmy stąd, zanim sam pogrążę się w ponurych myślach i was też to spotka. Podobno to draństwo jest zaraźliwe.
- Zgadzam się z tobą - powiedziałam smutno - Chodźmy już więc. Do zobaczenia, kochani.
Pożegnaliśmy przyjaciół i ruszyliśmy przed siebie. Nagle dobiegł nas jakiś głośny śmiech. Spojrzeliśmy za siebie i wówczas zobaczyliśmy Maxa zataczającego się ze śmiechu.
- Ha ha ha! Bo mało jadł! Ha ha ha! Dobre! To było doskonałe! Ash, jesteś po prostu doskonałym kawalarzem!
Mój chłopak i ja spojrzeliśmy na siebie wyraźnie zdumieni tym, co właśnie widzieliśmy.
- Ech... Załamka totalna - jęknął Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu, kręcąc załamany łebkiem.

***


Porucznik Jenny spojrzała na nas uważnie zza swojego biurka, przy którym właśnie siedziała.
- Czekajcie chwilkę! Pozwólcie mi tylko zebrać myśli, abym wszystko zrozumiała tak, jak należy to zrozumieć. Chcecie mnie prosić o to, żebym przesłuchała waszego Mister Mime’a w celu wydobycia od niego informacji o pewnej kobiecie, która podrzuciła wam swojego dzieciaka?
- No właśnie o to nam chodzi - powiedziałam z uśmiechem niewiniątka na twarzy - Cieszę się, że tak szybko to załapałaś.
Kobieta spojrzała groźnie w moją stronę, mówiąc:
- Sereno... Lepiej mnie nie prowokuj. Mam dzisiaj naprawdę niezbyt przyjemny dzień.
- Nie ty jedna - burknęłam.
- A co ci się stało? - spytał Ash.
- Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć - odparła kobieta.
- A może jednak ja chcę to wiedzieć? Wiesz... Nie jestem lekarzem, ale ja umiem zrobić wiele, bardzo wiele. W sumie to wszystko poza tym, czego nie umiem zrobić, bo tego, to... No, tego to nie umiem.
Jenny patrzyła na niego groźnie.
- Słuchaj, Ash... Nie prowokuj mnie, bo inaczej sobie z tobą pogadam, gdy cię aresztuję.
- Tak? A niby za co? Za pogaduszki z władzą?
- Nie wiem, coś jeszcze wymyślę. Uwierz mi, jak policjant chce kogoś aresztować, to zawsze znajdzie ku temu powód.
- Ciekawe stwierdzenie - zaśmiał się mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
Pani porucznik nie miała wcale ochoty się z nim sprzeczać, poza tym doskonale wiedziała, że jego słowa to jedynie przyjacielskie droczenie się dwójki dobrych kompanów, którzy bardzo dobrze się rozumieją.
- Słuchaj, Ash - rzekła w końcu Jenny - Ja naprawdę doceniam twój wkład w pracę miejscowej policji. Więcej ci powiem. Nie ma chyba w całej Alabastii (a śmiem twierdzić, że i w całym Kanto) innego policjanta, który by cię bardziej doceniał niż właśnie ja. No, może jeszcze sierżant Bob i kapitan Rocker, ale ja pierwsza wyczułam w tobie potencjał i talent na bycie doskonałym detektywem. Dlatego właśnie naprawdę szanuję twoje pomysły i wiem, że zawsze dobrze na tym wychodziłam, kiedy ich słuchałam. Musisz jednak przyznać, iż to, o co mnie teraz prosisz, jest naprawdę dziwne, żeby nie powiedzieć gorzej.
- Wiem, że tak to wygląda, ale jest inaczej - powiedział Ash poważnym tonem - Mister Mime jako jedyny widział tę kobietę, więc tylko on może nam pomóc, więc musi nam pomóc stworzyć jej portret pamięciowy.
- Tak? Ciekawe niby jak chcesz to zrobić, aby on stworzył taki portret? - spytała z ironią w głosie Jenny.
- Ależ to jest bardzo proste - wtrąciłam się do rozmowy - Znamy już najważniejsze szczegóły charakteryzujące tę panią, zaś Mister Mime może jedynie siedzieć przed komputerem i wy będziecie dobierać oczy, nos, usta itd, podczas gdy on będzie jedynie kiwał głową na „tak“ lub „nie“.
Jenny westchnęła głęboko.
- Wiesz, co powie kapitan Jasper Rocker, kiedy się dowie, że na twoje polecenie przesłuchiwałam Pokemona?
- Eee... Powie, że to dość niezwykły pomysł? - spytałam.
Policjantka westchnęła głęboko.
- Żeby tylko to. Ja wiem, że wy nigdy nie zawiedliście jako detektywi i właśnie dlatego wam zaufam. Jednak błagam was... Niech ten wasz kochany Pokemon powie coś, co ma ręce i nogi, bo inaczej mogę się pożegnać z posadką. Co prawda nie zamierzam jej zachować za wszelką cenę, ale praca w policji to dla mnie wszystko. Nie chcę jej stracić dlatego, że pozwoliłam sobie na to, aby przyjaźń do moich przyjaciół odebrała mi rozum.
- Zapewniam cię, Jenny, że to ci nie grozi - powiedział beztrosko Ash - Poza tym... Jakby to ująć... Nie chcemy mieszać w to policji.
- Sami chcemy znaleźć tę kobietę - dodałam gwoli ścisłości.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
Kobieta pokiwała głową na znak zgody.
- No dobrze, pomogę wam, ale jeżeli wpakujecie się w tarapaty, to nie wahajcie się prosić mnie o pomoc, wy moi kochani, samodzielni detektywi.
Spojrzeliśmy na nią z uśmiechem, który powstał na naszych twarzach. I jak można było nie uwielbiać tej kobiety?

***


Mister Mime w towarzystwie Asha, Pikachu oraz mojej osoby usiadł przed biurkiem sierżanta Boba, który to na swoim komputerze próbował stworzyć portret pamięciowy kobiety widzianą wczoraj przez niego przed naszym domem. Na całe szczęście Mime jako Pokemon miał o wiele lepszą pamięć i zmysł obserwacji niż człowiek, dlatego stworzenie takiego portretu było możliwe.
- Spokojnie, skup się - rzekł Bob do stworka - Patrz uważnie. Czy ona miała takie oczy?
Pokemon pokręcił przecząco głową.
- No dobrze. A może takie?
Też nie.
Bob ze stoickim spokojem przesuwał kolejne różnego rodzaju oczy szukając tych właściwych. W końcu Mister Mime znalazł takie oczy, które miały odpowiednią wielkość i szczegóły.
- Doskonale - uśmiechnął się sierżant - A więc coś już mamy. To teraz nos.
W ten sam sposób policjant i Pokemon dobrali do portretu odpowiedni nos, potem usta, a wreszcie włosy. Pozostało tylko jeszcze dołożyć pieprzyk nad okiem w odpowiednim miejscu. To zajęło im nieco czasu, ostatecznie jednak cierpliwość się opłaciła, ponieważ w końcu obaj osiągnęli sukces.
- No i wreszcie! - zawołał wręcz radosnym głosem sierżant, drukując nam portret pamięciowy kobiety - Macie swoją podejrzaną, kochani.
- Dziękuję ci, Bob! - podziękowałam mu, łapiąc do ręki kartkę - Jesteś po prostu niezastąpiony.
- Poważnie? - zachichotał policjant - Powiedz to moim przełożonym i jeśli można, dodaj jeszcze to, że waszym zdaniem zasługuję na awans.
Ash i Pikachu parsknęli śmiechem, słysząc te słowa.
- Nie bój się. Wspomnimy kapitanowi Rockerowi o twoich talentach i tym, jak je dobrze wykorzystujesz - powiedział mój ukochany - Być może ulegnie naszym argumentom i zechce cię awansować na... Sam nie wiem... Jaki byś chciał mieć stopień?
- Myślałem o inspektorze na dobry początek. A zakończyć na generale policji.
- Spokojnie... Na razie poprzestańmy na tym inspektorze - zaśmiałam się wesoło - Lepiej marzenia trzymajmy na wodzy. Przynajmniej na razie.
- Racja - kiwnął głową sierżant - Wszystko przyjdzie w odpowiednim czasie. Pośpiech zaś jest nie wskazany.
- Wyjąłeś mi to z ust, stary - rzekł Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
- Poważnie? - zapytał dowcipnie Bob - Nie przypominam sobie, abym miał grzebać w twojej jamie gębowej. Chyba, że zrobiłem to podczas snu. Ponoć czasami zdarza mi się lunatykować, więc może...
Oboje parsknęliśmy śmiechem, słysząc ten żart, który naprawdę bardzo nas rozbawił i to o wiele bardziej niż żart Asha o Robin Hoodzie.
- Ty żartownisiu jeden - powiedział z uśmiechem na twarzy mój luby - Chcielibyśmy tu zostać dłużej i pożartować sobie, ale niestety mamy robotę do wykonania, więc cóż... Mam nadzieję, że nam się uda.
Po tych słowach wstał z Pikachu, który wskoczył mu wesoło na ramię i ruszyliśmy w drogę.
- Trzymaj za nas kciuki! - dodałam radośnie, wychodząc za nim.
- Mime-mime! - pisnął Mister Mime, również opuszczając posterunek policji.
- No to co teraz robimy? - zapytałam Asha, gdy byliśmy już na ulicy.
- Najlepsze, co możemy teraz zrobić, to zapytać o tę panią w Centrum Pokemon - rzekł detektyw z Alabastii, pokazując na porter pamięciowy - Ja podejrzewam, że aby tutaj przybyć musiała wynająć sobie tam pokój.
- To brzmi całkiem sensownie, ale nie wiem, czy nie wyciągasz zbyt pochopnych wniosków - zauważyłam.
- Co masz na myśli?
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- No widzisz, kochanie... Ona mogła przybyć tutaj tylko na chwilkę, po czym podrzuciła nam dziecko i zaraz potem opuściła miasto?
Ash uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Tak? I nie zaczekała na to, aby się jakoś upewnić, że jej dziecko jest bezpieczne i zostało przez nas znalezione?
- Żeby się upewnić nie musiała wcale brać pokoju w Centrum Pokoju. Mogła położyć dziecko na ganku przed domem, a potem usiąść w ukryciu i obserwować, kiedy wrócimy i znajdziemy jej maleństwo.
- W sumie masz rację, Sereno, ale bądź pozytywnie nastawiona do tego wszystkiego. Nie minęło wcale tak wiele czasu od jej wizyty. Musiała mieć zwrócić czyjąś uwagę w Alabastii. Może kupiła pieluchy do dziecka albo mleko? Albo cokolwiek innego... Ktoś musiał ją zauważyć.
- Jeśli nawet, to co nam to da?
- Być może ten ktoś zauważył coś, co ma niezwykle ważne znaczenie dla naszego śledztwa.
Pokiwałam delikatnie głową na znak potwierdzenie jego słów. Rzecz jasna Ash miał rację. W końcu mogło tak właśnie być.
- To co robimy? - spytałam.
- Najpierw odprowadzimy Mister Mime’a do domu, a potem ruszamy na trop - odpowiedział mi mój ukochany.
Uśmiechnęłam się zadowolona, słysząc te słowa.
- To jest doskonały plan - powiedziałam, a ciszej dodałam: - No i chyba jedyny, jaki mamy.

***


Odprowadziliśmy Mister Mime’a do domu, po czym pełni nadziei w sercach ruszyliśmy na poszukiwanie wiadomości na temat kobiety, która nas interesowała. Niestety, moje przypuszczenia były słuszne, bo poszukiwana przez nas kobieta wcale nie zatrzymała się w Centrum Pokemon, a więc na darmo pokazywaliśmy siostrze Joy jej portret pamięciowy. Jednak rację miał także Ash w pewnych sprawach, ponieważ okazało się, że kobieta z portretu była widziana w kilku miejscach.
Najpierw widziano ją w sklepie, gdzie kupowała pieluchy. Trudno było jej nie zauważyć. Kobieta z dzieckiem na rękach zwykle rzuca się w oczy równie mocno, co chłopak noszący na sobie płaszcz Sherlocka Holmesa i czapkę z XIX wieku, którą ponoć też nosił ów słynny detektyw. Muszę tutaj zauważyć, że Ash nosił swój strój nie tylko dlatego, aby się poczuć jak jego wielki idol, ale także dlatego, iż wiedział o pewnej jakże ważnej rzeczy: ludzie w całym mieście doskonale mieli pojęcie o tym, jak wygląda słynny Sherlock Ash, o którym tyle piszą w gazetach i jaki strój on nosi, więc liczył na osiągnięcie efektu psychologicznego, który to sprawi, iż ludzie będą mu mówili z większą chęcią wiadomości, jakich on potrzebował. Nie pomylił się, ponieważ ludzie pytani przez niego o kobietę, ledwie spojrzeli na jego strój, a bez najmniejszego wahania mówili mu wszystko, co tylko mogli sobie o niej przypomnieć. Sęk w tym, że nie wiedzieli zbyt wiele.
Po przesłuchaniu kasjerki w jednym sklepie, gdzie kobieta kupowała pieluchy dla swego dziecka Ash powiedział:
- Teraz na spokojnie. Ona gdzieś musiała przewinąć dziecko. Pytanie tylko, gdzie to zrobiła? W jakimś ustronnym miejscu. W Centrum Pokemon nie widziano jej, a gdyby tam była choć przez chwilę, na pewno zwróciłaby na siebie uwagę z tym maleństwem na rękach.
- Wobec tego gdzie mogła pójść? - zapytałam.
- Praktycznie wszędzie - usłyszałam.
Załamana jęknęłam, mówiąc:
- Ech... To nas prowadzi donikąd!
- Przeciwnie, kochanie - zaśmiał się mój ukochany - To nas prowadzi do silnej nerwicy.
- Wiesz co?! To wcale nie jest śmieszne!
- Poważnie? Bo mnie strasznie bawi.
Chwilę później oboje zatrzymaliśmy się w kawiarni „Pod Różą“, gdzie dobrze nam znana kelnerka (której czasami miałam ochotę nieźle dogadać za robienie słodkich minek do Asha) przyniosła nam nasze ulubione Berti-Lody.
- Mam nadzieję, że będą wam one smakować - powiedziała niezwykle miłym i uprzejmym tonem.
- Dzisiaj nic nie smakuje dobrze, ale może chociaż te lody nam nieco osłodzą życie - odpowiedziałam jej ponuro.
- Pika-pika-chu - jęknął Pikachu, opuszczając smętnie łepek.
Ash podsunął mu jego porcję lodów, które powoli Pokemon zaczął jeść za pomocą łyżeczki.
- Wyglądacie na strasznie ponurych - powiedziała kelnerka.
- Co za odkrycie - mruknęłam złośliwie.
Dziewczyna chyba nie wyczuła w moim głosie sarkazmu, gdyż zaczęła dalej nawijać swoją pocieszającą gadkę:
- Wiecie... Nie jestem może specjalistką, ale wiecie... Jeżeli macie jakiś problem ze znalezieniem kogoś, kogo szukacie, to mogę wam pomóc.
- A niby skąd wiesz, że my kogoś tropimy? - spytał Ash.
- Twój strój mi to mówi - odpowiedziała kelnerka.
Detektyw uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Bystre spostrzeżenie. Posłuchaj więc... Może wobec tego zauważyłaś coś jeszcze, ale nie dzisiaj, tylko wczoraj?
- A co konkretnie miałabym zauważyć? - zapytała dziewczyna.
- A ją.
To mówiąc mój ukochany podsunął jej pod nos portret pamięciowy poszukiwanej przez nas kobiety. Kelnerka uważnie go obejrzała, po czym powiedziała:
- No proszę. To ta pani z dzieckiem.


- Znasz ją? - spytałam, podnosząc głowę znad swojej miski z lodami.
- Że ją znam, to trochę za dużo powiedziane, ale widziałam ją wczoraj - wyjaśniła mi dziewczyna - Zresztą trudno było jej nie zauważyć. Zamówiła mleko do dziecka, a potem poszła do łazienki, przewinęła swoje maleństwo, następnie usiadła tutaj i zaczęła czytać „Kanto Express“.
- Skąd wiesz, że to ta gazeta? - spytałam.
- Widziałam okładkę - odpowiedziała kelnerka.
- Co było potem? - spytał Ash.
- Potem nagle, nie wiadomo czemu, ta kobieta zawołała mnie, zapłaciła rachunek, a następnie zapytała, czy nie wiem, gdzie mieszkasz.
Te słowa wyraźnie nas zaintrygowały. Czego jak czego, ale tego to się nie spodziewaliśmy usłyszeć.
- To brzmi ciekawie - powiedziałam - Pytała o dokładny adres Asha?
- Tak - kiwnęła głową kelnerka.
- Mam rozumieć, że go podałaś?
- Oczywiście, choć zdziwiło mnie to, że ona tego nie wie. W Alabastii chyba każdy wie, gdzie mieszkasz, słodziaku - te słowa skierowała do Asha.
- Jeszcze raz nazwij go „słodziakiem“, a będziesz miała te Berti-Lody na głowie - pomyślałam sobie.
Ale nie powiedziałam tego na głos, ponieważ nie chciałam wywoływać awantur z naszym obecnym źródłem informacji, poza tym czasy, kiedy to chciałam zlinczować każdą niunię przystawiającą się do mojego chłopaka już dawno minęły, mimo wszystko takie wyraźne adorowanie Asha przez tę pannicę nie było dla mnie przyjemne.
- Wynika z tego, że ta kobieta nie mieszka w Alabastii, nieprawdaż? - spytał Ash.
- No tak, rzeczywiście. To by nawet miało sens - stwierdziła kelnerka, uśmiechając się do mojego chłopaka - Ty to naprawdę jesteś bystry, wiesz o tym, słodziaku?
- Nic dziwnego, skoro jest detektywem - zauważyłam dość złośliwie - W końcu bycie nim zobowiązuje do bycia bystrym.
- Tak, masz rację. Głupia ja - zachichotała dziewczyna - Powiem wam jeszcze, że ta kobieta była jakaś taka dziwnie nerwowa. Gdy tu przyszła, a ja podeszłam do niej zapytać, co zamawia, to zachowywała się tak, jakbym ją przestraszyła.
- Przestraszyła?
- Tak. A potem, kiedy przyszłam po zapłatę za konsumpcję, to ona tak podskoczyła, że wylała resztę kawy na gazetę, którą czytała.
Detektyw z Alabastii pomasował sobie delikatnie podbródek.
- Nerwowa, powiadasz? To brzmi ciekawie - powiedział.
- I to nawet bardzo - dodałam.
- Czy wam pomogłam? - spytała kelnerka.
- Jak najbardziej pomogłaś.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Cieszę się - rzekła radośnie nasza rozmówczyni - Muszę wracać do pracy, ale jakby co, to ja zawsze chętnie pomogę wam w zdobyciu dalszych informacji. No to pa! Miłego dnia życzę, kochani.
Następnie delikatnie cmoknęła ona ustami, jakby chciała posłać memu chłopakowi buziaka. Poczułam, jak gniew mnie zaczyna ogarniać. Mogłam być cierpliwa i tolerancyjna, ale takie wyraźne adorowanie Asha na moich oczach nie sprawiało mi wcale przyjemności.
- Zrób tak do niego jeszcze raz, a odgryzę ci wargi, małpo - mruknęłam gniewnie pod nosem.
- Co tam mówisz, Sereno? - spytał mój luby.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- A nic takiego. Tylko zastanawiam mnie, Ash, co dokładniej było w tej gazecie, że ta kobieta nagle chciała zanieść dziecko właśnie do ciebie?
- Widocznie wie ona coś o mojej działalności śledczej - rzekł detektyw z Alabastii - Nie widzę innego wyjaśnienia. A skoro pytała kelnerkę o mój adres, to musi pochodzić z innego miejsca niż Alabastia. Ciekawe tylko, z jakiego.
- Raczej nie mamy wielu danych - zauważyłam smętnie - Ale zawsze lepsze to niż nic.
- Wiemy coś jeszcze - powiedział do mnie Ash - Skoro przybyła tutaj, aby oddać swoje dziecko pod czyjąś opiekę, to musiała przybyć z jakiegoś miejsca, które znajduje się niedaleko.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- No tak - poparłam ich - Przecież nie jechałaby do Alabastii z drugiego końca świata i to jeszcze z dzieckiem tylko po to, aby je ukryć. Jeśli chciała je ukryć szybko (a raczej chciała, na co wskazuje jej nerwowe reagowanie na różne sytuacje), to postanowiła ukryć je jak najprędzej. Najwidoczniej bała się o swoje życie, skoro reagowała nerwowo za każdym razem, kiedy kelnerka podeszła do niej niespodziewanie i bez uprzedzenia. Jeśli więc ona bała się o swoje dziecko, to na pewno chciała je szybko ukryć. Nie mogła więc ryzykować jazdy przez pół świata z dzieckiem, bo przecież wrogowie mogli ją dopaść w każdej chwili i zabić razem z jej maleństwem.
- To prawda - zgodziłam się z nią - Matki w takich sytuacjach bardziej boją się o swoje dzieci niż o siebie.
- No właśnie - poparł mnie mój chłopak - Wobec tego mamy już jakieś powiązanie.
- Dobrze, ale nadal nie znamy nazwiska tej kobiety ani też nie wiemy, dlaczego ona się boi o swoje maleństwo.
- Spokojnie. Być może to odkryjemy.
Po tych słowach podszedł on do stojącego z boku kosza na śmieci i zaczął w nim szperać. Załamana razem z Pikachu patrzyłam na to siedząc wciąż przy stoliku.
- Jakby się kto pytał, to my nie znamy tego pana - powiedziałam do Pokemona.
- Pika-pika - pisnął wesoło Pikachu.
Ash tymczasem przeszukał kosz i zadowolony wyjął z niego coś, co go ciekawiło. Całe szczęście, że prócz nas teraz w tej części kawiarni, która to znajdowała się na zewnątrz budynku, nie było nikogo, bo inaczej bym się chyba spaliła ze wstydu, gdyby ktoś widział zachowanie mojego chłopaka.
- Mam to! - zawołał Ash, wsadzając resztę wyrzuconych z kosza rzeczy do swojego miejsca.
Potem usiadł przy stoliku obok mnie z podniszczoną gazetą.
- Proszę, kochanie - powiedział - Gazeta z wczoraj. Nasza pani musiała ją czytać i znaleźć moje nazwisko, a co za tym idzie zostawiła tutaj swoje odciski palców.
- Zostawił je też gość, który jej ją sprzedał - zauważyłam.
- Tak, ale tylko na przedniej i tylnej stronie.
- Skąd ta pewność?
- To za nie trzymał pismo, gdy je wydawał kobiecie.
- Ano racja... Rzeczywiście. Więc w środku muszą być odciski palców twoje, gazeciarza i jej.
- No właśnie - rzekł Ash - Być może policja ma tę panią w swojej bazie danych.
- Jeśli tak, to musiała coś przeskrobać.
- Tak... To by tłumaczyło, czemu się ukrywa. Albo boi się policji, albo kogoś zupełnie innego, kto z policją nie ma wiele wspólnego.
- Rzeczywiście. Więc być może mamy już trop...
Ash uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- No widzisz. Czasami warto więc grzebać w śmieciach.
- Pika-pika-chu - pisnął wesoło Pikachu.


C.D.N.



2 komentarze:

  1. Jak widać coraz więcej dzieje się w sprawie naszego tajemniczego podrzutka. Okazuje się, że to dziewczynka, a do tego jeszcze Mr Mime zdołał opisać kobietę, która przyniosła dziecko do domu. Oczywiście do tego został wykorzystany "niezawodny" wynalazek Clemonta, który zaraz po użyciu wybuchł w rękach swojego twórcy, co kosztowało Serenę 30 dolarów, które musiała dać Ashowi w ramach przegranego zakładu. :)
    Jednakowoż z takimi informacjami można już coś uczynić, dlatego Ash i Serena następnego dnia wybierają się na posterunek policji, by tam porozmawiać z oficer Jenny i skłonić ją do przesłuchania Mr Mime'a. Mimo początkowego sceptycyzmu co do pomysłu młodego detektywa ostatecznie zgadza się na przesłuchanie pokemona, które jak się później okazuje, bardzo pomaga w sprawie i jest znaczące dla sporządzenia portretu pamięciowego.
    Ash i Serena po wizycie na komisariacie wyruszają w miasto rozpytywać ludzi. Niestety, informacje są bardzo szczątkowe i nijak nie naprowadzają ich na trop poszukiwanej kobiety, która jak na złość nie zatrzymała się akurat w Centrum Pokemon. W końcu, zmęczeni poszukiwaniami wybierają się do ich ulubionej kawiarni na Berti-Lody. Podaje im je kelnerka, której Serena wyjątkowo nie cierpi, gdyż ta ciągle robi słodkie oczy do Asha, jednakowoż on sobie nic z tego nie robi. :) Zapytana o poszukiwaną kobietę naprowadza ich na trop poszukiwanej, gdyż jak się okazuje, ta była w kawiarni ze swoim dzieckiem i pytała o adres Asha. Dodatkową poszlaką jest gazeta, którą poszukiwana ochlapała kawą i prawdopodobnie wyrzuciła do kosza.
    Jakkolwiek dziwnie to nie wygląda, Ash zaczyna grzebać w pobliskim koszu i odnajduje gazetę, którą wyrzuciła poszukiwana przez nich kobieta, więc mogą być na niej jej odciski palców. To już jest zawsze jakiś trop. :) Miejmy nadzieję, że nasza para detektywów coś po tym tropie znajdzie. :)
    Akcja bardzo ciekawie się rozwija. Dodatkowo masz u mnie plus za kołysankę z "Tarzana", którą to bajkę pamiętam z dzieciństwa, chociaż nie tak dobrze jak inne bajki. :) Oraz oczywiście rozwala Max i jego miłość do Cleo, przez co wydaje się on być kompletnie bezużytecznym dla swojej drużyny. ;)
    Ogólna ocenka: 10000000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie to zostało opisane.

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...