sobota, 6 stycznia 2018

Przygoda 072 cz. IV

Przygoda LXXII

Piastunki z Alabastii cz. IV


Po tym występie miał miejsce pokaz akrobatyczny kilku Pokemonów i linoskoczków. Wśród nich była również kobieta, którą poszukiwaliśmy.
- A niech mnie! To Karen! - zawołała Cleo na widok jednej z nich.
- Jesteś pewna? - spytał Max.
- Oczywiście. Poznałabym ją wszędzie.
Na całe szczęście Ash miał w plecaku kilka swoich rzeczy, w tym także lornetkę, więc wyjął ją i zaczął uważnie obserwować kobietę.
- Tak... To musi być ona. Wygląda tak, jak na zdjęciu.
- Pokaż - poprosiłam.
Ash podał mi lornetkę i ja również mogłam się przyjrzeć Karen.
- Tak, to właśnie ona. Niesamowite. Jak ona skacze - powiedziałam.
- Karen jest bardzo wysportowana - rzekła Cleo - Naprawdę doskonale zna się na tym, co robi.
- Musimy więc z nią porozmawiać, kiedy przedstawienie się skończy - postanowił mój chłopak.
Wszyscy się z nim zgodziliśmy, po czym zadowoleni poczekaliśmy do końca przedstawienia, a następnie ruszyliśmy w kierunku garderoby Karen. Wiedzieliśmy dzięki poprzedniej wizycie, gdzie ona się znajduje, więc bez trudu ją odszukaliśmy. Po drodze do niej wpadliśmy na jakąś dziewczynę w okularach, która na nasz widok dziwnie się zmieszała i szybko odeszła.
- Łamaga nie umie chodzić - mruknęła zła Misty.
- Ale ma pingle. Większe niż moje - powiedział złośliwie Max.
- Nie da się ukryć - stwierdziła rudowłosa - Jak musi takie nosić, to nic dziwnego, że nie widzi niczego dookoła siebie.
Nagle coś mnie tknęło.
- Chwileczkę! Czy to aby nie jest ta nasza nowa kelnerka? - spytałam.
- Wygląda bardzo podobnie, ale co ona by tu robiła? - zainteresowała się rudowłosa Liderka Sali w Azurii.
- Nie mam pojęcia - odparłam.
Ponieważ mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie niż, to bardzo szybko zapomnieliśmy o okularnicy i podeszliśmy do garderoby Karen.
- Poczekajcie tutaj - powiedział Ash do Maxa, Misty i Cleo - My z nią porozmawiamy.
- Jeżeli będzie trzeba, to poprosimy cię o pomoc, Cleo - dodałam - Być może twoje wsparcie okaże się niezbędne.
- Dobrze - kiwnęła głową panna Winter.
Ja, Ash i Pikachu weszliśmy po chwili do środka pomieszczenia, gdzie Karen siedziała właśnie przed lustrem i poprawiła sobie makijaż. Ponieważ zwierciadełko stało naprzeciw wejścia do jej garderoby, to pani Myslovith bez trudu nas zauważyła.
- Państwo do kogo? - zapytała młoda kobieta odwracając się w naszą stronę.
- Dzień dobry... Szukaliśmy pani dzisiaj, ale nie znaleźliśmy - rzekł mój ukochany.
- Pani Karen Myslovith? - zapytałam.
Karen popatrzyła na mnie oraz na mojego ukochanego bardzo uważnie, lekko się zmieszała, ale szybko odzyskała rezon i odpowiedziała:
- Tak. To ja. Z kim mam przyjemność?
Słynny detektyw uśmiechnął się do niej ze sporą dawką politowania, po czym rzekł:
- Niech pani nie udaje. Przecież pani doskonale wie, kim ja jestem. Ash Ketchum, któremu podrzuciła pani swoją córkę Joyce.
Młoda kobieta już chciała zaprotestować, jednakże widząc nasz wzrok jęknęła załamana, po czym odparła:
- Oczywiście, że wiem, kim jesteś, chłopcze. Ty jesteś Sherlock Ash... Znakomity detektyw z Alabastii.
- Czy taki znakomity, to ja nie wiem, ale że detektyw, to już więcej niż pewne - stwierdził Ash i uśmiechnął się lekko.
- Mamy do pani parę pytań - powiedziałam poważnym tonem - Przede wszystkim takie, dlaczego podrzuciła nam pani swoje dziecko?
- Pika-pika-chu? - pisnął Pikachu.
Karen westchnęła głęboko i smutno, nim nam odpowiedziała:
- Musiałam to zrobić. Wybaczcie mi to, ale nie miałam innego wyjścia. Moje dziecko jest zagrożone, podobnie jak i ja. Wy nie wiecie, co się dzieje w tym cyrku.
- Proszę sobie wyobrazić, że wiemy to bardzo dobrze - zauważyłam ironicznie.
- A niby skąd to wiecie? - burknęła nasza rozmówczyni.
- Niech no pomyślę... - udawałam zastanawianie się - Mamy przyjaciół w policji, którzy znaleźli dla nas dane na pani temat, to chyba stąd. Prawda, Ash?
- Dokładnie - potwierdził mój chłopak - A więc proszę mnie poprawić, jeśli się mylę. Pani mąż zginął pół roku temu podczas występów w Melastii, prawda?


- A więc wiecie o tym? - odpowiedziała pytaniem na pytanie kobieta.
- Ano wiemy - skinęłam głową - I zakładam też, że zginął, ponieważ za dużo wiedział o czymś, o czym wiedzieć nie powinien. Prawda? Niech no zgadnę... Chodzi pani o kradzieże Pokemonów i kosztowności?
- Dokonywane przez pani kolegów i koleżanki z pracy? - dokończył moje pytanie Ash.
Karen popatrzyła na nas załamana.
- A więc i o tym także wiecie?
- Tak, wiemy - skinęłam głową.
- Pani mąż również o tym wiedział, a ponieważ nie chciał brać w tym udziału, to zginął? - zapytał detektyw z Alabastii.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Ech... Jesteście lepsi niż myślałam - jęknęła kobieta - Nie doceniałam was. Tak, to wszystko prawda. Większość pracowników cyrku to złodzieje. Kradną Pokemony i kosztowności ludzi żyjących w tych miastach, które odwiedzamy podczas występów. Julien, to znaczy mój mąż i ja długo nie wiedzieliśmy o tym do czasu, aż jeden ze złodziei po pijaku wygadał się mojemu mężowi, o co chodzi. Oczywiście wieść o tym dotarła do dyrektora Bloosona, który nakazał nam milczenie. Powiedział nam też, że większość pracowników tego cyrku to złodzieje, choć początkowo tylko kilku z nich nimi było. Pozostali zostali zwerbowani. Co do innych, to o niczym oni nie wiedzą, bo dyrektor nie jest pewien, czy można im zaufać. Ponieważ jednak my już o wszystkim wiemy, to nie zostaje nam teraz nic innego, jak tylko dołączyć do nich. Mój mąż się postawił. Powiedział dyrektorowi, że nikomu nic nie powie, ale w kradzieżach nie będzie brał udziału. No i co? Tydzień później zginął, a mnie powiedziano, że skończę tak samo, jeśli nie będę im pomagać. Wiedziałam, iż muszę coś zrobić. O mnie mi nie chodziło, ale moją małą Joyce. Musiałam ją chronić.
- Czemu czekała na to pani pół roku? - spytałam zdumiona.
- Nie było okazji wcześniej tego zrobić. Chodziłam z nimi na włam, lecz szukałam możliwości, aby im uciec. Niedawno dowiedziałam się, że w Alabastii przebywa moja dawna przyjaciółka, Francesca. Uznałam, że jeżeli ktoś może mi pomóc, to tylko ona. Ponieważ przebywaliśmy akurat w Azurii, to wyjechałam do Alabastii pod byle pretekstem, zabierając ze sobą z Joyce. Jednak gdy dotarłam na miejsce, to zauważyłam, że jedna z kobiet pracujących w cyrku mnie śledzi. Zrozumiałam, iż jestem pod obserwacją. Nie mogłam się więc porozmawiać z Francescą, bo gdybym to zrobiła, to naraziłbym nie tylko siebie, ale i ją. Musiałam więc coś innego wymyślić. Przypadkiem w gazecie przeczytałam o sukcesie, jaki odniosłeś w niedawno prowadzonym śledztwie, Ashu Ketchum i w jaki sposób ocaliłeś Francescę przed więzieniem oraz zniesławieniem. Uznałam więc, że z całą pewnością ty i twoi przyjaciele zaopiekujecie się moim maleństwem.
- No i zaopiekowaliśmy się nim, ale nie mogłaś zostawić jakiegoś listu z wyjaśnieniem? - zapytałam.
- Nie miałam czasu na to - wyjaśniła nam Karen - No, a poza tym była w desperacji. Chciałam jak najszybciej ukryć moje biedne maleństwo, więc zrobiłam to, co zrobiłam.
- I utrudniła nam pani śledztwo - powiedział Ash - Wie pani, jak się musieliśmy namęczyć, aby panią znaleźć?
- Ale mnie znaleźliście, czego się nie spodziewałam. Muszę przyznać, że was nie doceniałam. Za to wy nie doceniacie tych ludzi, z którymi ja pracuję. Mój mąż także ich nie docenił i co? Skończył smutno. Wy też tak możecie skończyć, jeżeli ciągle będziecie wtykać nos w nie swoje sprawy. Oni takich wścibskich ludzi jak wy... Bez wahania...
To mówiąc przejechała sobie palcem po gardle.
- Rozumiecie chyba?
- Dlaczego pani im nie uciekła? - spytałam - Czemu nie poszła pani na policję i nie została świadkiem koronnym i nie zeznawała przeciwko nim?
- A co by to niby dało? - burknęła Karen - Myślicie, że ci ludzie nie mają swoich wtyczek w policji? Od nich nie ma ucieczki!
- W rzeczy samej - rzekł jakiś dobrze nam znany, kobiecy głos.
Odwróciliśmy się za siebie i zauważyliśmy wtedy, że w wejściu do garderoby stoi ta sama kobieta, która wraz z Arbokiem strzelała do kart. Na nasz widok zaśmiała się podle.
- Nie poznajecie mnie, kochani?
Po tych słowach zdjęła ona maskę z twarzy i dodała:
- A teraz?
Oczywiście teraz bez trudu ją rozpoznaliśmy.
- Domino! - krzyknął Ash.
- Pika-pika! - pisnął bojowo Pikachu.
- Geniusz z ciebie, mój słodki detektywie - zaśmiała się podła kobieta - Jesteś naprawdę bystry. Zasługujesz na uznanie. Dam więc tego wyraz już teraz.
Następnie do pokoju wleciał jakiś mały, zdalnie sterowany samolocik, który rozpylił po całym pomieszczeniu ohydny dym. Domino założyła na twarz maskę przeciwgazową, a my zaczęliśmy kaszleć, krztusić się dymem oraz próbowaliśmy jakimś sposobem uciec z tego pokoju. Ash nawet złapał za szpadę, jaką miał u boku, ale nic mu to nie dało, ponieważ po chwili padliśmy na ziemię i straciliśmy przytomność.

***


Nie wiem, jak długo byliśmy nieprzytomni, ale chyba tylko godzinę lub nawet mniej, w każdym razie mnie się tak wydaje. Gdy już odzyskałam przytomność, to głowa mnie bolała, a serce waliło jak oszalałe. Spojrzałam na w bok i zauważyłam Asha, Maxa, Misty, Karen oraz Pikachu. Byli oni związani, jak również ustawieni w pozycji siedzącej.
- Ash! - zawołałam przerażona.
Mój ukochany powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Witaj, Sereno... Widzę, że ty także bierzesz udział w tej zabawie.
- Najwyraźniej - powiedziałam - Gdzie my jesteśmy?
- Pewnie nadal w cyrku - zauważyła Misty, rozglądając się dookoła - Tylko gdzie są inni?
- I gdzie jest Cleo? - spytał Max.
- Mam nadzieję, że nic jej złego nie zrobili - dodała Karen.
- Pika-pika-chu - pisnął smętnie Pikachu.
Nagle dało się słyszeć głośny śmiech, a przed nami stanęła Domino w swoim codziennym mundurku pracowniczki organizacji Rocket.
- Witajcie, moi kochani - powiedziała podła kobieta - Jak miło mi was znowu widzieć. Dawno już nie mieliśmy okazji się spotkać. Czekajcie no, kiedy to było? Aha! Już wiem! W Sinnoh! Wtedy, kiedy uciekłam wam w przebraniu staruszki! Musisz przyznać, Ash, że twoje umiejętności nieco się wypaliły, a ty sam skapcaniałeś. Bo niby jak wyjaśnisz to, iż byle starsza pani zdołała cię oszukać? Albo teraz... Kiedy odkryłam, co zrobiła Karen, to spodziewałam się, że tutaj przybędziesz i oczywiście z przyjaciółmi, jednak miałam nadzieję, iż będziesz znacznie szybciej. Jestem więc, jakby to ująć, nieco zawiedziona. Najwyraźniej twoje śledcze umiejętności nie są już tak doskonałe jak kiedyś. Może zatem pora przejść na emeryturę?
Ash zacisnął zęby ze złości, podobnie jak i my wszyscy. Nic jednak nie powiedział, zaś kobieta prowokowała go dalej.
- Ale muszę ci zwrócić honor. Naprawdę dalej dobrze sobie radzisz, bo mimo wszystko przybyłeś tutaj, chociaż muszę przyznać, że miałam wielką nadzieję, iż jednak raczysz przybyć nieco wcześniej. Czyżby zawiódł twój niezawodny zmysł detektywa? Nie domyśliłeś się prawdy wcześniej? I nie pomyślałeś, że ja też biorę w tym udział? W końcu metoda działania cyrku powinna ci chyba coś przypominać.
- Mnie ona coś przypomniała - nie wytrzymałam, żeby się nie odezwać.
Czarny Tulipan uśmiechnęła się do mnie z kpiną.
- No proszę. Doktor Watson przewyższa Sherlocka Holmesa. Nieźle. Coraz lepiej. Nie podejrzewaliście więc, że ja też tu działam? No cóż... W sumie niewiele się pomyliliście. Wpadłam tu z wizytą kilka dni temu, kiedy mój drogi Blooson doniósł mi, że Karen podejrzanie się zachowuje i do tego jeszcze pojechała do Alabastii, gdzie mieszkasz ty. Pojechała za nią jedna z kobiet tu pracujących i wyznała dyrektorowi, co Karen robiła. Niewiele ona jednak zrozumiała z tego, co zobaczyła. Musiałam więc to sprawdzić i co odkryłam? Że Karen ukryła swoje maleństwo u Sherlocka Asha. Uznałam zatem, iż będzie dobrze zostawić sprawę własnemu losowi, bo przecież nasz drogi detektyw na pewno zechce się dowiedzieć, o co tu chodzi i prędzej czy później przybędzie do Azurii. I miałam rację, choć niestety przybył on o wiele później niż sądziłam. Możliwe, że jestem bardziej bystra niż ty.
Ash zacisnął zęby ze złości. Widać, iż miał on wielką ochotę dogadać swej przeciwniczce, więc nie zdziwiło mnie to, co po chwili padło z jego ust. A była to wiązanka następujących słów:
- Ach, moja droga Domino... Chyba nikt cię bardziej nie docenia niż ja... A ja uważam, że jesteś nędzną megalomanką ogarniętą żądzą władzy, podobnie jak twój pracodawca, który jest równie żałosny, co i ty!
009 uśmiechnęła się do niego podle, bawiąc się w dłoniach szpadą Asha. Dobyła ją i zaczęła oglądać jego ostrze.
- Piękna broń, wiesz o tym? Naprawdę niezwykła stal. Z czego to jest zrobione?
- Z meteorytu - odpowiedziałam.
- No proszę, Ash - rzekła, uśmiechnęła się przy tym podła kobieta - Jak widzę, wciąż masz naprawdę dobre pomysły. Nic dziwnego, że taką bronią załatwiłeś mi to.
Po tych słowach dotknęła palcem swój policzek, na którym widniała blizna - pamiątka po ich ostatnim pojedynku.
- Pamiętasz może? - spytała Domino - Muszę przyznać, że nieźle mi się odwdzięczyłeś za bliznę, jaką ja ci zostawiłam. Wiedz jednak, iż dla mnie rachunki między nami nigdy nie zostaną uregulowane, póki nie poślę cię na spotkanie z twoimi przodkami, a potem zafunduję twoim przyjaciołom taką samą podróż.
Ash wściekle szarpnął swoje więzy, po czym zawołał:
- Domino... Obiecuję ci... Ja cię jeszcze zobaczę za kratkami!
- Ty głupi chłopaku! - krzyknęła na niego 009, podchodząc bliżej - Czy ty jeszcze nie rozumiesz?! Wpadłeś po uszy i tym razem nikt cię nie uratuje! Zostałeś pokonany, mój ty panie detektywie! Wygrał umysł lepszego sortu, czyli mój!
Następnie agentka zaniosła się podłym śmiechem, który natychmiast powtórzyli za nią, wychodzący wówczas z cienia jacyś ludzie. Oczywiście byli to pracownicy cyrku będący także najwyraźniej ludźmi Giovanniego. Wśród nich dostrzegłam clowna tak doskonale rzucającego nożami.
- Witaj, Sereno - powiedział do mnie z uśmiechem - Pamiętasz mnie?
Następnie wziął do ręki pacynkę, która przemówiła piskliwym głosem:
- Witaj, śliczna panienko.


- Arlekin! - zawołałam - Ty i ona?!
- A co? Czy uważasz może, że koledzy i koleżanki po fachu nie mogą ze sobą współpracować? - zapytał podły błazen - To w takim razie dowiedz się, że jak najbardziej mogą to robić i robią. Co prawda nie pałamy do siebie jakąś szczególną sympatią, ale...
- Ale umiemy współpracować ze sobą wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba - powiedziała Domino, bawiąc się dalej szpadą Asha - A tym razem zaszła.
- I doskonale nam ta współpraca wyszła - rzekł jeden z ludzi, w którym to rozpoznałam dyrektora cyrku.
- Tak, panie Blooson - zaśmiała się Domino, po czym spojrzała na nas - Pan Blooson, jak już zapewne odgadliście, jest agentem organizacji Rocket. Do tego całkiem zdolnym agentem. Mało kto by wymyślił tak dobry sposób na to, żeby okradać ludzi z Pokemonów i kosztowności. Choć w sumie to ja wpadłam na taki pomysł wcześniej, ale cóż... Gang Czarnego Tulipana był jednym wielkim niewypałem, a ten cyrk to jest żyła złota.
- Nie inaczej - rzekł Blooson - Dla naszego szefa Pokemony, zaś dla mnie kosztowności. Będę miał z czego żyć na emeryturze.
- Blisko ci do niej, staruszku - zaśmiał się Jacob na dłoni Arlekina.
- No, dość już tego gadania! - powiedziała Domino - Pora zameldować naszemu szefowi o naszych poczynaniach.
Dała wtedy znak Bloosonowi, który wyjął metalową kostkę i ustawił ją na stoliku. Chwilę później wysunął się z niej obraz ukazujący Giovanniego siedzącego w fotelu i głaszczącego Persiana.
- Jak tam nasze sprawy? - spytał mężczyzna.
- Doskonale, proszę pana - odpowiedział mu dyrektor cyrku uniżonym tonem - Wszystko idzie zgodnie z planem. W Azurii nieźle się obłowiliśmy. Będziemy mieli dla pana niezwykle rzadkie i cenne Pokemony.
- To świetnie. Będę na nie czekał - rzekł Giovanni - Domino i Arlekin mi je dostarczą. A przy okazji widzę, że pojmaliście naszego największego wroga.
Mówiąc to miał on na myśli Asha, który to zaczął się właśnie szarpać, a Pikachu zapiszczał gniewnie.
- Mam z tobą do pomówienia, mój drogi chłopcze - powiedział szef organizacji Rocket - Ale nie będziemy rozmawiać tutaj. Chciałbym, abyśmy dokonali tego w moich domowych pieleszach. 009!
- Tak, proszę pana? - spytała Domino, klękając na jedno kolano.
- Dostarczysz mi tego młodzieńca do naszej bazy - rozkazał bandzior - Tylko pamiętaj... Masz mi go dostarczyć żywego. Rozumiesz?
- Oczywiście. A co zrobić z resztą?
- Oni nie są mi potrzebni.
Doskonale wiedziałam, co to oznacza, dlatego też głośno przełknęłam ślinę, choć prawdę mówiąc nie powinnam była niczego innego spodziewać w takiej sytuacji.
- Dobrze, proszę pana. Dostarczymy panu towar już niebawem - rzekła 009 z uśmiechem na twarzy.
- Będę czekać - odparł z uśmiechem Giovanni, kończąc rozmowę.


Ekran zniknął, a Domino zachichotała, zacierając ręce z radości.
- Rozwiązać go! - zawołała, wskazując na Asha.
Jej ludzie wykonali polecenie i już po chwili mój ukochany był wolny.
- Nigdzie z tobą nie pójdę, Domino! - krzyknął.
009 parsknęła śmiechem.
- Kochany mój... Chyba nie sądzisz, że będę kazała ci ze mną iść do mojego szefa? Spokojnie... Ja ci jedynie każę się bić o swoje życie.
Następnie rzuciła mu jego szpadę i pochwę od niej, które to on zwinnie złapał, patrząc zdumiony na 009.
- Chcesz się ze mną bić? - spytał.
- Ja? Ależ skąd - parsknęła śmiechem kobieta - Ja w żadnym razie tego nie zrobię. Wiem, jakim jesteś szermierzem. Ale być może inny przeciwnik będzie stanowił dla ciebie małe wyzwanie.
To mówiąc odsunęła się ona na bok i ukazała stojącą za jej plecami tajemniczą postać ubraną w czarny strój wojownika ninja.
- Zawrzyjmy układ - rzekła Domino, biorąc do ręki czarnego tulipana - Jeśli pokonasz mojego przyjaciela, to wtedy puszczę was wolno. Jeśli nie, to zginiesz ty i twoi kumple.
- Przecież Giovanni chce mieć Asha żywego! - zawołał Blooson, który był wyraźnie przerażony planem swojej koleżanki po fachu.
- Czego Giovanni nie zobaczy, to go nie zaboli - odparła 009 - A poza tym zapominasz o pewnej sprawy. Mnie nie wolno tknąć tego pokurcza, ale ten zakaz dotyczy tylko mnie i oficjalnych agentów, nie zaś innych osób, a zwłaszcza takich, którzy nieoficjalnie dla nas pracują. Przecież ja, biedna agentka organizacji Rocket nie mogłam nic zrobić, kiedy nagle jakiś wariat przebrany za ninja wpadł tu i zamordował młodego Ketchuma.
- Ty nędzna kanalio! - krzyknęłam.
Domino spojrzała na mnie z ironią.
- Spokojnie, kochana. Na ciebie też przyjdzie kolej. Ale najpierw twój chłopak.
Po tych słowach usunęła się ona na bok, a ninja skoczył w kierunku Asha. Ten szybko odrzucił pochwę na bok i zacisnął dłoń na szpadzie, po czym stanął do walki. Jego przeciwnik był uzbrojony w samurajski miecz, jednak broń mego chłopaka miała niezwykle mocne ostrze, więc z łatwością przetrzymała wszelkie wymierzone w nią ciosy. Ash zaczął opierać ciosy swego przeciwnika, jednak robił to w taki sposób, aby zużywać jak najmniej energii. Jego napastnik atakował go raz za razem, jednak Ash z prawdziwie stoickim spokojem parował wszystkie ciosy. Ninja zaczął wówczas powoli tracić cierpliwość i natarł ze zdwojoną sił. Mój ukochany dalej ostrożnie odpierał ataki, unikał ciosów i czekał na dogodnym moment. W końcu on nadszedł, gdy przeciwnik wykonał ponownie nad nim salto, choć zrobił to o wiele wolniej niż przedtem (widocznie był on już bardzo zmęczony). Wtedy właśnie detektyw z Alabastii uderzył w prawą nogę swego przeciwnika. Ten wrzasnął z bólu i upadł na ziemię.
- To był krzyk kobiety! - zawołała Misty.
- Niesamowite - jęknął Max.
- O nie! Tylko nie ona! - powiedziałam załamana, domyślając się, kim jest tajemniczy ninja.
Ash tymczasem podszedł do wijącego się z bólu przeciwnika i zdjął mu z twarzy kominiarkę. Ledwie jednak zobaczył, z kim ma do czynienia, to pobladł niczym trup i jęknął:
- Ty?!
- Cleo! - krzyknęli jednocześnie Karen i Max.
Ash był równie mocno zaszokowany tym wszystkim, co i my.
- Cleo! Jak ty możesz walczyć po stronie Domino?! - zapytał mój luby - Przecież to nasz wróg! Jak możesz to robić?!
- Już raczej jak mogłabym tego nie zrobić?! - odpowiedziała mu na to dziewczyna, nie mogąc z powodu bólu w nodze ruszyć się z miejsca.
Detektyw z Alabastii patrzył na nią w szoku.
- Ale co ja ci złego zrobiłem?! Dlaczego chcesz mnie zabić?! - zawołał.
- Zapytaj o to moją nieszczęsną siostrę!
- Nie znałem twojej siostry.
- Kłamiesz! Znałeś ją bardzo dobrze Ash! Moja biedna siostra! Była mi ona najbliższą przyjaciółką i niemalże matką. A ty nie tylko ją oszpeciłeś, ale potem zabiłeś. Pamiętasz? To było wtedy, gdy bawiłeś się w Wybrańca i przebywałeś na Wyspie Pioruna. Już pamiętasz?
Kiedy to usłyszałam, doznałam szoku i powoli wszystko zaczęłam już rozumieć tak, jak należało to rozumieć.
- Łowczyni J! - zawołał Ash - Ona była twoją siostrą?!
- Dobrze powiedziane, była - krzyknęła Cleo - Byłą nią, a ty ją zabiłeś!
- Nie ja ją zabiłem! Zrobił to Zapdos, którego sama rozdrażniła!
- Nie kłam! Dość już mam twoich kłamstw! Ona nie żyje przez ciebie! Przez ciebie! I musisz mi za to zapłacić!
Ash patrzył na nią zaszokowany, a Max miał łzy w oczach.
- Dlaczego? - jęknął zrozpaczony - Dlaczego ona?
- Takie już jest życie, chłopczyku - odpowiedziała mu podle Domino - Chyba nie sądzisz, że ostatni trop zdobyliście dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności? O nie! Byłam gotowa do działania i czekałam na chwilę do zemsty za to, co mi zrobił twój kumpel - to mówiąc spojrzała na Asha - Gdy opowiedziałam Cleo, co zrobiłeś jej siostrze, ona postanowiła mi pomóc cię zabić. Myślisz, że spotkała ona Karen w szpitalu? Jeśli tak, to wiedz, że się bardzo mylisz. Cleo nie spotkała tam wcale swojej najlepszej przyjaciółki. Okłamała was, żebyście tu przybyli i mogli wpaść w moją pułapkę. Sądzę, że spodobała się wam ona.
- Aż za bardzo - mruknęłam z gniewem - I co teraz zrobisz? Zabijesz nas wszystkich?
- Nie mam wyboru - odparła 009 - Chyba sami rozumiecie, że nie mogę ryzykować, że komuś opowiecie o tym, co tu robię. Lecz najpierw... Cleo... Możesz dokończyć dzieła?
Cleo Winter stanęła na nogi, chociaż prawa dolna kończona nadal ją bolała, pewnie z powodu niedawnego wypadku oraz ciosu, jaki zadał jej mój luby. Mimo tego okropnego bólu skoczyła ona w kierunku Asha, który zaczął skakać na boki, próbując uniknąć ciosu przeciwniczki, czym zresztą ją tylko rozdrażnił.
- Walcz, ty tchórzu! No walcz! - wrzeszczała Cleo.
- Nie będę z tobą walczyć - odparł detektyw z Alabastii ze spokojem w głosie - Jesteśmy przecież przyjaciółmi, a ja nie zabiłem twojej siostry.


- Dość mam twoich kłamstw! - wrzasnęła panna Winter - Pora zapłacić za swoje czyny! Śmierć za śmierć!
Następnie skoczyła ona w stronę Asha, powalając go na ziemię. Szpada wypadła z ręki mojego ukochanego, zaś jego przeciwniczka przyłożyła mu ostrze swej broni do gardła.
- Ash! - krzyknęliśmy jednocześnie ja, Misty i Max.
- Pika-pi! - pisnął przerażony Pikachu.
Cleo miała już ostrze swej broni na gardle mojego chłopaka, jednak z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu nie umiała zadać ostatecznego ciosu. Patrzyła na Asha gniewnie, dysząc przy tym okrutnie, po czym wzięła zamach, lecz nie zdołała dokończyć dzieła, gdyż w tej samej chwili rozległ się ogromny hałas, a do namiotu wparowali policjanci z bronią w ręku.
- Policja! Na ziemię! Nie ruszać się! - rozległy się ich krzyki.
Arlekin przerażony westchnął i powiedział:
- Chyba pora zwiewać.
- Tak! Tak! Już na nas pora! - odparł Jacob na jego dłoni.
Następnie 005 strzelił z parasola do kilku policjantów, paraliżując na chwilę ich ruchy, po czym rozłożył swoją broń i polecał w górę, zaś Domino podbiegła do Cleo (która wciąż nie umiała zadać Ashowi śmierci) i złapała ją za rękę.
- Ruszaj się! - wrzasnęła na nią.
Odtrąciła paru funkcjonariuszy, którzy próbowali ją pochwycić i obie zniknęły poza namiotem. Blooson i jego ludzie nie mieli już tyle szczęścia, ponieważ dość szybko zostali osaczeni przez policję. Załamani podnieśli ręce do góry, dobrze wiedząc, że to już koniec.
- Uff... Było gorąco - powiedziałam, oddychając z ulgą.

***


Akcja policyjna została rozpoczęta we właściwym miejscu i czasie, jak i również poprowadzona niezwykle skutecznie przez miejscową Jenny w stopniu inspektora. Kobieta z radością nam pomogła, nie kryjąc przy tym swojej radości z powodu tego, że może pomóc swoim przyjaciołom. Bardzo nas jednak ciekawiło, w jaki sposób się dowiedziała o tym, że potrzebujemy pomocy.
- To proste - powiedziała policjantka, kiedy zadaliśmy jej to pytanie - Dostałam anonimowy telefon na posterunek, że potrzebujecie pomocy. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale ta dziewczyna, która dzwoniła pokazała mi przez ekran telefonu twoją czapkę z daszkiem, Ash, więc uznałam, że lepiej będzie to sprawdzić. Jak widzę, dobrze zrobiłam.
- Jak wyglądała ta dziewczyna? - spytałam.
- Miała zielone oczy oraz zielone włosy, a na nosie okulary o bardzo grubych ramkach.
Spojrzałam zdumiona na Asha, gdy to usłyszałam.
- Ash! Tak przecież wygląda nowa kelnerka w restauracji twojej mamy.
- No właśnie - zgodził się ze mną mój chłopak - Ale co ona tu robiła? I skąd wiedziała, kiedy zadzwonić po pomoc?
Pytanie to znalazło swoją odpowiedź, gdy policjanci przeszukali cały namiot cyrkowy. W jednym z jego pomieszczeń znaleźli związaną kobietę linoskoczka. Zeznała ona, że została ogłuszona oraz skrępowana przez jakąś dziwną okularnicę.
- No to już mamy odpowiedź - powiedział Ash - Ktoś się tu dostał jako jeden z ludzi Bloosona i ocalił nas w ostatniej chwili.
- Tylko kto? - spytałam.
- A co to za różnica? - zapytała Jenny - Ważne, że wszystko się dobrze skończyło.
- Owszem, chociaż Domino znowu nam się wymknęła - rzekła smutno Misty.
- Jeszcze ją dopadniemy - stwierdził Max bojowym tonem - I tę nędzną zdrajczynię Cleo także! Obie pójdą siedzieć!
- A temu co się stało? - spytała inspektor Jenny, wyraźnie zaszokowana zachowaniem naszego przyjaciela.
- Złamane serce - wyjaśniłam jej po cichu.
Policjantka delikatnie zachichotała.
- Aha... Rozumiem. Dobra, o więcej nie pytam.
Kobieta była wyraźnie zachwycona skutecznie przeprowadzona akcją, jednak ani ja, ani Ash nie byliśmy z nią zadowoleni poza jednym faktem: że Jenny nas ocaliła. Niestety, wciąż problemem dla nas był fakt, że Arlekin i Domino znowu nam uciekli, a do tego doszedł nam kolejny wróg, którym była Cleo Winter, młodsza siostra Łowczyni J. Coś tak czułam, że ona nie odpuści, dopóki nie wykończy Asha albo ten nie wykończy jej. Jednym więc słowem, nasza przyszłość nie rysowała się dla nas zbyt przyjemnie.
Jedyną radosną sytuację stanowił tu fakt, że Karen Milovith nie poszła do więzienia, ponieważ inspektor Jenny uwierzyła jej, iż brała ona udział w kradzieżach zmuszana do tego szantażem. Prócz tego zgodziła się zostać świadkiem koronnym w sprawie Bloosona oraz jego ludzi. Najpierw jednak pojechała do Delii Ketchum, aby odebrać od niej swoje urocze maleństwo, za którym się strasznie stęskniła.
- Joyce! Moje małe kochanie! - zawołała wzruszonym głosem kobieta, mocno do siebie przytulając swoje dziecko i całując je w czoło - Tak za tobą tęskniłam! Tak mi ciebie brakowało!
Pani Ketchum patrzyła na to wzruszonym wzrokiem, podobnie jak i mu wszyscy, choć z jej oczu ciekły również łzy. Zdążyła ona bowiem polubić tę małą i żal miała w sercu, gdy sobie pomyślała, że będzie musiała się z nią rozstać. Podobny żal mieli Steven Meyer, Latias, jak również Bonnie - cała czwórka najwięcej zajmowała się uroczym berbeciem i chociaż od początku wiedzieli, że prędzej czy później nastanie chwila pożegnania, to jednak dość mocno to przeżyli.
No, nie tak mocno jak Max, który strasznie cierpiał z powodu zdrady, jakiej dopuściła się wobec nas Cleo.

***


W niedzielę wieczorem odbyło się w restauracji „U Delii“ wspaniałe przyjęcie połączone z rewelacyjnym wręcz występem zespołu muzycznego The Brock Stones, który mimo obaw swego lidera zdołał otrzymać na czas melodię do piosenki, jaką chcieli zaśpiewać dla Asha. Zdołali zatem dobrze się przygotować i wystąpić z nowym utworem, a była nim naprawdę urocza piosenka nagrana w takim lekkim stylu rap, a szła ona tak:

Ty i ja - już na zawsze tak.
Spełnić sny - wyruszamy w świat.
To nasz czas - i nie straszny trud.
Gdy prawdziwy cię wspiera druh.

Oto my - po nowe przygody
Ruszać czas - nic nas nie zaskoczy.
Nawet gdy groźna ciemność nas otacza.
Ty i ja - razem odegnamy strach.

Jeżeli więc chcesz
Pokonać swój lęk,
Stań przy mnie blisko.
Ciemność zniknie wnet.
Kolejny więc raz,
Dla ciebie i mnie
Nastanie dzień!

Ty i ja - już na zawsze tak.
Spełnić sny - wyruszamy w świat.
To nasz czas - i nie straszny trud.
Gdy prawdziwy cię wspiera druh.

Kim są prawdziwi przyjaciele?
Poznasz ich, kiedy będziesz w biedzie.
Przez wszystkie te dni, przyjaciel jak nikt
To właśnie ty!

Ty i ja - już na zawsze tak.
Spełnić sny - wyruszamy w świat.
To nasz czas - i nie straszny trud.
Gdy prawdziwy cię wspiera druh.

Pamiętasz, odkąd znamy się...
Wszędzie razem, czy to słońce, czy też deszcz.
Twój uśmiech - największy mój skarb.
Niech na zawsze, nasza przyjaźń
Tak cudownie trwa!

Ty i ja - już na zawsze tak.
Spełnić sny - wyruszamy w świat.
To nasz czas - i nie straszny trud.
Gdy prawdziwy cię wspiera druh.


Piosenka ta bardzo spodobała się Ashowi, któremu była dedykowana przez Brocka i całą resztę zespołu The Brock Stones. Zespół ów chciał w ten sposób ukazać swoją sympatię dla naszego przyjaciela, co mu się udało Potem nasi przyjaciele zaczęli grać inne utwory i zaśpiewali kilka innych, pięknych piosenek. Ostatnią z nich wykonała pewna młoda piosenkarka, a konkretnie jedna z nowo przyjętych przez Delię do pracy kelnerek. Była to ta sama pannica, która nas ocaliła. Miała ona zielone włosy i zielone oczy oraz okulary o grubych ramkach. Była też strasznie tajemnicza, ponieważ, gdy próbowałam ją zagadać w sprawie tego telefonu, który ocalił nam życie, ona unikała rozmowy lub też uciekała, także w końcu przestałam dążyć do poznania odpowiedzi na to pytanie.
Dziewczyna zaśpiewała nam wyjątkowo smutny, ale też piękny utwór. Śpiewała go wtedy, kiedy ja i Ash tańczyliśmy objęci patrząc sobie w oczy z miłością. Szedł on tak:

Kiedyś nie wiadomo skąd,
Ze wschodem słońca,
Przybyłam tu.
Zanim spotkałam cię,
Stroiłam się,
Dobierałam strój.
Abyś, gdy...
Gdy mnie tylko poznasz,
Cały mi się oddał.
Już wtedy potrzebowałam cię.
Abyś mnie ochronił,
Bo tylko w twojej dłoni
Znaleźć mogłam ciepło,
Aby kwitnąć tak
Dla ciebie
I tylko twoją być.

I pamiętam, że gdy
Tamtego dnia
Zbudziłam się,
A obok byłeś ty,
Wstydziłam się.
Było głupio mi.
A dziś sama nie rozumiem,
Jak przez własną dumę
Mogłam ciebie zranić.
I przepraszam za to, że:
Za to, że kłamałam,
Za to, że krzywdziłam.
I dziś już nie ważne, że kochałam,
Że byłeś dla mnie wszystkim,
W co wierzyłam.

Spokojnie odejdź już.
Spokojnie zostaw mnie.
Zostaw mnie samą,
Bo na to zasłużyłam.
Idź i bądź szczęśliwy.
Szczęśliwy bądź,
A gdyby kiedyś coś
Złego działo się,
To wróć, będę czekać.
Przepraszam za to wszystko.
Nie umiałam inaczej.
Proszę, odejdź już.
Nie chcę, byś widział, jak płaczę.
A gdy będziesz daleko,
O jedno tylko proszę.
Pamiętaj patrząc w gwiazdy,
Że kocham cię.


Patrzyłam w oczy Asha, gdy tańczyliśmy podczas trwania tej piosenki, która była niezwykle urocza i smutna, a następnie pocałowałam go czule w usta. W tej samej chwili piosenka dobiegła końca, zaś do moich uszu dotarł cichy szloch. Obejrzałam się za siebie i zauważyłam, jak z pomieszczenia wybiega owa kelnerka, ocierając szybko łzy z oczu.
- Widziałeś to, Ash? - spytałam zdumiona.
- Tak - powiedział mój chłopak - Czemu ona płakała?
- Może aż tak ją wzruszył ten utwór? - zasugerowałam - A może...
Nagle coś do mnie dotarło. Ta piosenka... Ten tajemniczy telefon... I te łzy w oczach dziewczyny... Ta dziewczyna!
- Co się stało, Sereno? - zapytał Ash, patrząc na mnie uważnie.
Spojrzałam na niego z uśmiechem i rzekłam:
- Nie, nic... Tylko wiesz co?
- Co takiego?
- Chyba właśnie rozwiązałam zagadkę.
- Jaką zagadkę?
- Taką, która nas dręczyła od chwili powrotu z Azurii.
- Chodzi ci o to, kto zadzwonił anonimowo do inspektor Jenny i nas w ten sposób ocalił?
- Dokładnie tak.
- I wiesz już, kim jest ta osoba?
- Oczywiście, ale myślę, że ty także to wiesz.
Mina mojego ukochanego mówiła sama za siebie. On także to wiedział. Jeżeli więc istniały w moim umyśle jakieś wątpliwości co do tożsamości tej tajemniczej dziewczyny, to jedno spojrzenie na twarz mojego ukochanego całkowicie je rozwiało.
Następnego dnia ja i Ash bardzo chcieliśmy sobie porozmawiać z Tą Dziewczyną (jak ją oboje nazywaliśmy), jednak Delia powiedziała nam coś bardzo dziwnego:
- Nic z tego nie rozumiem. Po prostu zwolniła się z pracy dzisiaj rano i wyjechała. Nie mam pojęcia, dlaczego nagle podjęła taką decyzję. Dziwne, prawda?
- Tak właściwie, mamo, to... - Ash spojrzał na mnie, mając przy tym na swej twarzy wymalowany tajemniczy uśmiech - To wcale nie jest dziwne. Powiedziałbym nawet, że to zupełnie normalne. Prawda, Sereno?
- Dokładnie tak - zgodziłam się z nim.
Pani Ketchum westchnęła głęboko, słysząc naszą wymianę zdań.
- Z tego, co tu słyszę i widzę wnioskuję, że oboje dobrze wiecie, kim była ta tajemnicza dziewczyna.
- Zgadza się, mamo - odpowiedział jej syn.
- Wiemy, kim ona była, choć nie od razu ją rozpoznaliśmy - dodałam.
- Więc może mi to wyjaśnicie? - zapytała kobieta.
Ash spojrzał na nią z uśmiechem, po czym rzekł:
- To dłuższa historia, ale mówiąc tak w wielkim skrócie, to cała sprawa wygląda tak...

KONIEC

























1 komentarz:

  1. Aż miło się czyta taką historię. :) Wiele rzeczy rozwiązało się tutaj nie tak jak się spodziewałam, ale to dobrze, przynajmniej nie było nudno nawet przez chwile. :)
    Po występie wszystkich artystów ekipa Asha wybiera się do garderoby Karen by z nią porozmawiać. Okazuje się, że kobieta musiała ukryć swoje dziecko gdyż wiedziała zbyt dużo na temat przestępstw dokonywanych przez cyrkowców. Z tegoż samego powodu wcześniej zginął jej mąż, więc i ona zaczęła obawiać się o swoje życie. By chronić swoje życie ukryła je u Asha, gdyż słyszała o nim od Franceski. Brak listu uargumentowała pośpiechem.
    Nagle podczas rozmowy do garderoby wchodzi kobieta odpowiadająca za Arboka. Jest nią stara dobra znajoma Asha i Sereny, agentka 009 czyli Domino. Usypia ona wszystkich obecnych w garderobie i uprowadza ich.
    Po przebudzeniu się przyjaciele zauważają brak Cleo oraz obecność jeszcze jednej osoby w pomieszczeniu. Jest nią Arlekin, który był osobą wyjątkowo zręcznie rzucającą nożami. Kontaktują się oni z Giovannim, który chce dostać Asha żywego, jednak jak się później okazuje, Domino ma wobec niego zupełne inne plany. Rzuca mu wyzwanie - jeśli pokona ninję, to jego przyjaciele odejdą wolno, a jeśli nie to wszyscy zginą. Ash podejmuje wyzwanie i w trakcie walki odkrywa, że ninją jest Cleo, która przeszła na tzw. Ciemną Stronę Mocy i teraz chce pokonać Asha gdyż jest przekonana że to on odpowiada za śmierć jej siostry, którą była... Łowczyni J. Więc chce się teraz zemścić na Ashu i nie przyjmuje do wiadomości, że jej siostra sama skazała się na śmierć rozjuszając Zapdosa na wyspie Pioruna.
    Ash i Cleo toczą między sobą bardzo wyrównaną walkę, jednak w tym samym czasie na miejsce wpada policja, wezwana przez tajemniczą zielonowłosą okularnicę. Usiłują oni wszystkich aresztować, jednak agenci Giovanniego łącznie z Cleo wymykają się policji, a Max bardzo przeżywa zdradę Cleo, która złamała mu serce swoim uczynkiem.
    Ash i jego ekipa wraz z Karen wracają do domu, gdzie kobieta zabiera swoje dziecko, teraz już na szczęście bezpieczne. Kobieta zdecydowała się na status świadka koronnego w sprawie napadów cyrkowców z cyrku Bloosona. :)
    Zaraz po tym wszystkim ma miejsce kolejna uroczystość, mianowicie koncert The Brock Stones oraz tajemniczej zielonowłosej dziewczyny, która okazuje się być kelnerką z restauracji "U Delii". Ash i Serena domyślają się jej tożsamości i chcą z nią następnego dnia porozmawiać, jednak dziewczyna znika. :) Kim ona jest? Tego mam nadzieję dowiedzieć się już niebawem. :)
    Przygoda bardzo ciekawa. Zasługuje na najwyższe laury. :)
    Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...