Kodeks magika cz. III
Policjanci szybko wparowali do budynku teatru, a kiedy zobaczyli, co się stało, to natychmiast zadzwonili po karetkę pogotowia. W końcu nie wiedzieliśmy, jak poważna była rana Cleo, dlatego też musieliśmy szybko zareagować, co oczywiście zrobiliśmy.
- Spokojnie, Cleo. Wszystko będzie dobrze - powiedział Ash i wziął dziewczynę na ręce.
Co prawda była ona od niego starsza oraz nieco wyższa, to jednak z łatwością dał sobie radę z tym, aby ją swobodnie nieść w ramionach. Kiedy zaś tego dokonywał, to panna Winter zrobiła bardzo uroczą minę niczym zakochana patrząca w oczy swego obrońcę. Nie muszę chyba mówić, że niezbyt mi się to podobało, jednak swoje myśli w tej sprawie zachowałem dla siebie, ponieważ nie chciałam wywoływać sprzeczek z moim lubym, a prócz tego postanowiłam być ponad to wszystko. Poza tym Ash przecież nie kochał Cleo, więc niby w czym problem? To, że ona mogła się w nim zabujać (co do tego nie miałam żadnych wątpliwości) jeszcze nie oznaczało problemów. Chyba...
Jak już więc mówiłam Ash bez większych trudności zaniósł Cleo do karetki i posadził ją tam, po czym powiedział jej, że niedługo odwiedzimy ją, następnie zaś zwrócił się do siostry Joy (która to przyjechała razem z pielęgniarzami) tymi oto słowami:
- Proszę, pomóżcie jej.
- Spokojnie, Ash. Nie masz się czym przejmować - odpowiedziała Joy - Jej rany nie są wcale śmiertelne, więc nic jej nie grozi.
- To dobrze, bo jest też ona ważnym świadkiem w tej sprawie - dodał sierżant Bob, podchodząc do pielęgniarki.
Ta spojrzała na niego poważnym wzrokiem.
- Możliwe, ale póki co musimy ją zbadać. Może dopiero pod wieczór będzie w stanie z wami rozmawiać. Na razie musi mieć spokój.
- Ale musimy ją przesłuchać!
- Wszystko w swoim czasie, sierżancie. Wszystko w swoim czasie.
Następnie wsiadła do karetki i odjechała razem ze swoją pacjentką.
- No i nici z przesłuchania świadka - jęknął załamanym głosem Bob - A dzień zapowiadał się tak przyjemnie.
- Jeszcze się on nie skończył, więc nie traćmy nadziei! - zawołał Ash - Prawda, Pikachu?
- Pika-pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
- Nadzieja matką głupich, ale przecież niejeden raz bez niej raczej nie dalibyśmy sobie rady - rzekł policjant, powoli odzyskując dobry humor - A tak przy okazji mam dla was wiadomość. Francesca wyszła z aresztu.
- Poważnie? Wpłaciła kaucję? - spytałam.
- Nie musiała. Jenny ją wypuściła zaraz po tym, jak tu przyjechałeś z Sereną. Uznała, że twoje poręczenie, iż on nie ucieknie z miasta przed procesem jej w zupełności wystarczy.
- Cieszę się, że ona tak się liczy z moim zdaniem - rzekł Ash.
- Pika-pika - dodał jego starter.
- To co teraz robimy? - spytałam zasmuconym tonem - Jakim tropem teraz podążymy?
- Przede wszystkim wróćmy do restauracji mojej mamy i zapytajmy Maxa, czy może odkrył on coś na temat naszego drogiego pana Wilde’a. Jestem bardzo ciekaw jego nowinek.
- O ile jakieś ma - zauważyłam z lekkim przekąsem.
Detektyw z Alabastii zachichotał delikatnie, słysząc moje słowa.
- Kochana Sereno... Więcej optymizmu, jeśli można. Kto jak kto, ale Max na pewno nas nie zawiedzie. Nie ma to tamto.
***
Niestety, tym razem detektyw z Alabastii się nieco pomylił, ponieważ Max nie miał dla nas żadnych danych.
- Wiesz przecież, jak bardzo nam na tym zależy! - zawołał mój luby, kiedy nasz drogi haker zaczął mu się tłumaczyć.
- To nie była moja wina! Ledwie zacząłem szukać, a musiałem iść do pracy! - zawołał chłopak.
- Weź już tak na niego nie nalatuj - wystąpiła w jego obronie Misty - Przecież nie stała się żadna tragedia. Najwyżej sprawdzi ci te dane później, wielki mi problem.
Ash popatrzył na nią z ironią w oczach.
- Właśnie dlatego, moja droga, ty nigdy nie zostaniesz detektywem.
- Jakoś wcale mnie to nie smuci - odgryzła mu się ruda dziewczyna.
- No dobra, nieważne! - skarciłam ich oboje - Później będzie czas na wymianę poglądów. Teraz mamy tu poważniejszy problem. Potrzebujemy danych o tym panu, a sami nie wiemy, jak je zdobyć.
- Dajcie spokój. Chyba zdobycie danych o jakimś człowieku nie jest wcale takie trudne, prawda? - spytała Misty.
- Może i nie jest, ale... Max potrafi przeszukać Internet w taki sposób, w jaki nie umie nikt. Jak on to robi, nie wiem - rzekł gwoli wyjaśnień Ash.
- Mam po prostu talent - stwierdził z dumą w głosie młody Hameron, pusząc się przy tym lekko.
- I bardzo mało skromności. Mógłbyś się tak nie chwalić - skarciła go rudowłosa.
- Ile razy mam ci powtarzać, że skromność to nie jest cecha geniuszy? - spytał Max złośliwie - Zapewniam cię, że może się nieco czasem chwalę, ale spokojnie. U mnie z chwaleniem swej osoby idzie w parze także talent do tego, co robię. Zapewniam was, że może ja jestem niski i okularnik, ale jak się rozkręcę...
- To nie ma przebacz... Tak, wiemy! - zawołaliśmy chórem ja, Ash i Misty.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął Pikachu.
Młodociany haker popatrzył na nas z ironią, słysząc te słowa.
- Znajdę wam te dane, możecie być pewni. Lepiej opowiedzcie, co tam się dzieje w waszym śledztwie. Jakieś postępy?
- Raczej sytuacja bardziej się zagmatwała - odparłam ze smutkiem - Niestety, ta sprawa robi się coraz bardziej dziwaczna. Już nic z tego nie rozumiem.
- Jak przesłuchamy Cleo, to się dowiemy, o co tu chodzi - rzekł Ash.
- Słucham?! - zawołał Max - Chcecie przesłuchać Cleo? A czemu? Co ona takiego zrobiła?!
Widać było, że się przejął i to poważnie.
- W sumie to nic takiego, poza tym, że przyszła do tego teatru, gdzie wczoraj występowała Francesca, a potem nas zaatakowała.
- Zaatakowała?! ONA?! - jęknął załamany chłopak, aż mu okulary o mało nie zleciały z nosa.
- No, nie do końca zaatakowała - powiedział Ash - Prawdę mówiąc to ona tylko nas tam zwabiła i coś tam sugerowała, że to ona odpowiada za kradzież tego zegarka i wrobienia jej w tę kradzież, ale cóż... Potem zrobiło się małe zamieszanie.
- Zamieszanie?
- Tak, ale niewielkie - odparłam z lekką ironią - Próbowała nam zwiać i cóż... Zleciała z loży prosto na podłogę i skręciła sobie nogę.
- Skręciła nogę?!
- Coś w tym rodzaju. Lekarze nic nam nie powiedzieli.
- Lekarze?
- No tak, bo przecież zabrano ją do szpitala.
- DO SZPITALA?!
- Ech... - westchnęłam załamana, zasłaniając sobie oczy dłonią - Tak, a jak ci się wydaje? Ranna noga to chyba powód, aby trafić do szpitala.
Max pokiwał załamany głową.
- No tak, macie rację. Nie inaczej. To powód, aby być w szpitalu. Ale mam nadzieję, że nic poważnego jej się nie stało.
- Raczej nie, ale spokojnie. Dowiemy się dopiero pod wieczór, kiedy będzie można już ją odwiedzić - wyjaśnił Ash.
- A do tego czasu mam nadzieję, że raczysz nam zdobyć te dane, o ile oczywiście skończysz swoją dzisiejszą zmianę tutaj - dodałam.
Chłopak w okularach pokiwała smutno głową.
- Nie ma sprawy. Poszukam wam tych danych, ale później koniecznie muszę odwiedzić Cleo. Muszę wiedzieć, co się z nią dzieje i czy wszystko z nią dobrze.
- Oj, byś już lepiej przestał - jęknęła Misty - Zachowujesz się jak jakiś wariat. Co się tak o nią troszczysz? Przecież praktycznie jej nie znasz.
- I co z tego?! Czy to przeszkadza mi się o nią troszczyć?! - warknął na nią młody Hameron.
Rudowłosa nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć, dlatego rozłożyła tylko bezradnie ręce, patrząc na mnie i na Asha.
- Co chcesz? Miłość - zaśmiałam się lekko.
- Raczej głupota - stwierdziła z kpiną Misty.
- Bardzo możliwe, że jedno jest niewiarygodnie bliskie drugiemu - zachichotałam.
Ash i Pikachu śmiali się wesoło, słysząc moje słowa.
- Doskonale, kochani... A teraz już na poważnie - rzekł z powagą w głosie detektyw z Alabastii - Pora chyba na to, abyśmy spróbowali sami się czegoś dowiedzieć o Nicholasie Wildzie.
- Niby w jaki sposób chcesz to zrobić? - spytałam - Przecież nie mamy żadnych metod, aby to odkryć.
- A kto tak powiedział? - zachichotał mój luby - Przecież nasz drogi pan Wilde pochodzi z Sinnoh, tylko obecnie mieszka tutaj. No, a przecież mamy swoje źródło informacji w Sinnoh.
Doskonale wiedziałam, o kim on mówi, więc uśmiechnęłam się tylko delikatnie.
***
Chwilę później staliśmy przy aparacie telefonicznym razem z Dawn, która rozmawiała ze swoją mamą.
- Witaj, kochanie. Co cię sprowadza? - spytała Johanna Seroni.
Była uśmiechnięta i radosna, jak zwykle zresztą, kiedy tylko widziała swoją córkę oraz jej przyjaciół.
- Jak zwykle, poważne sprawy - powiedziała Dawn.
- Potrzebujemy kilka danych w pewnych sprawach - dodałam.
- Mamy nadzieję, że zdołasz nam pomóc - rzekła panna Seroni.
- Pytajcie, a spróbuję wam odpowiedzieć - zaśmiała się kobieta - A więc mówcie śmiało. Czego potrzeba moim kochanym detektywom?
- Chodzi nam o Nicholasa Wilde’a - wyjaśnił Ash - Chcemy wiedzieć, czy go pani znała z czasów, gdy on mieszkał w Sinnoh.
Kobieta pomyślała przez chwilę, nim nam odpowiedziała.
- Hmm... To bardzo dobre pytanie, moi kochani. Pan Nicholas Wilde... Trudno mi powiedzieć. A jak on wygląda?
Opisaliśmy go, a kobieta uderzyła się radośnie w czoło, wołając:
- No tak! Jak mogłam o nim zapomnieć?! Przecież to ten sympatyczny koordynator z Sinnoh!
- On jest koordynatorem? - spytała Dawn.
A więc Judy i Francesca nie kłamały, pomyślałam sobie.
- No tak, jest. Wiem o tym bardzo dobrze, bo sama go szkoliłam. Nie chwaląc się pomogłam mu wygrać kilka pokazów. Niezły gość, naprawdę. Ale potem pokochał dziewczynę z Kanto i dla niej przeniósł się ostatecznie do Alabastii.
- Widziałaś ją kiedyś?
- Kogo?
- No, tę jego ukochaną, a obecnie żonę.
- Niestety... Nigdy nie miałam okazji jej poznać. Rzadko ruszam się z Sinnoh.
- Wiem o tym. Mamo, powiedz mi, proszę... Czy on był w związku z Francescą? Wiesz, tą słynną iluzjonistką?
- Czekaj, niech no pomyślę... Tak, rzeczywiście! Chodzili ze sobą, ale on wolał pokazy, a ona magię i nie umieli się w tej kwestii dogadać. Oboje zaczęli mieć dla siebie coraz mniej czasu, aż wreszcie zerwali ze sobą. Czy jakoś tak to było. Wybaczcie, ale nie interesuję się plotkami.
- Nieważne. Powiedz nam tylko jeszcze jedno, mamo... Czy Nicholas Wilde nosił okulary?
- Nie... Nigdy ich nie nosił.
- A szkła kontaktowe?
- To już prędzej, ale nic na ten temat nie wiem, kochanie. A po co wam to wiedzieć?
- Mała poszlaka mogąca mieć znaczenie, albo i nie - wyjaśnił kobiecie Ash - Dziękujemy pani bardzo.
- Pani wiadomości bardzo nam pomogły - dodałam.
- Nie ma sprawy, kochani - zaśmiała się Johanna - Ucałujcie ode mnie Josha. Niech wie, że jego ex-żona numer 2 kibicuje jemu i jego przyszłej żonie numer 3.
Miała oczywiście na myśli Cindy Armstrong. Co prawda ani ona, ani Josh nie mówili wcale o ślubie, jednak wyraźnie było widać, że oboje mają się coraz bardziej ku sobie i Ash z Dawn mieli nadzieję, iż ich ojciec w końcu znajdzie swoje szczęście, a co za tym idzie będzie mógł przestać uciekać przed demonami przeszłości, przed jakimi uciekał. W sumie już przestał to robić, bo ostatnio mało słyszeliśmy o jakiś jego włóczęgach po świecie. Kiedyś ciągle był w podróży, potem jednak jakoś zmienił do tego nastawienie i mało co wędrował. Czyżby to miłość tak bardzo odmieniła jego poglądy w tej sprawie? Mieliśmy nadzieję, że tak.
Wiadomości zdobyte od Johanny Seroni nie pomogły nam wiele, ale za to potrafiliśmy dzięki nim zrozumieć o wiele więcej niż wcześniej, a przede wszystkim to, że Nicholas Wilde nie nosił okularów, ale zachodziło za to spore podejrzenie, iż nosił szkła kontaktowe. Tak uważała jego żona, a ich wspólni znajomi nie wykluczali tej możliwości. Tylko dlaczego Judy kupowała Nickowi szkła w aptece, skoro jej mąż mógł robić to sam?
- On jest sławny, a sławni ludzie mają wielkie kompleksy - powiedział naukowym tonem Clemont, gdy siedzieliśmy całą drużyną w kawiarni „Pod Różą“ - On może mieć obsesję na punkcie swojego wzroku, więc dba o to, aby nikt się nie dowiedział, że nie dowodzi bez szkieł i dlatego właśnie jego żona odbiera za niego szkła w aptece.
- To by miało sens, ale równie dobrze to Judy mogła kupować szkła samej sobie - zasugerowała Dawn.
- Aha... I co? A potem jej mąż zgubił jedno jej szkiełko za kulisami? - spytałam.
- Może chciał wrobić żonę? - zasugerowała Bonnie.
- To możliwe - powiedział Max - Nawet bardzo możliwe. Tylko po co miałby to robić? Jaki ma w tym cel?
- Tego jeszcze nie wiemy, ale... Być może to jest jakaś jego misterna intryga - powiedział Ash - Tak czy inaczej jego coś łączy z Francescą i ja się chętnie dowiem, co.
- Wiemy, co ich łączyło kiedyś, ale czy sądzisz, że obecnie też ich coś łączy? - zapytałam.
- Nie wiem... Być może tak... Ale wiemy jedno... Francesca dalej kręci - powiedział Ash.
- Skąd niby to wiesz? - spytała Dawn.
- Nie wiem, ale czuję to. Czuję, że ona nie mówi nam całej prawdy. Moim zdaniem może nadal coś czuć do Nicka.
- Jeśli tak, to mogliby to razem zaplanować - powiedział Max.
- Niby co? - zapytała Bonnie.
- Tę intrygę - wyjaśnił chłopak - No wiecie... Jak na filmach. Żona nie chce dać mężowi rozwodu, więc on z kobietą, dla której chce ją porzucić, knuje intrygę i pozbywa się jej, wrabiając ją w jakieś przestępstwo, potem pozoruje samobójstwo swojej żonki i bach! Może rozpocząć nowe życie z kim tylko zechce.
Jęknęliśmy załamani, słysząc jego wypowiedź. On się chyba naprawdę naoglądał za dużo filmów akcji, skoro tak gadał. Jego teoria przecież nie miała najmniejszego sensu, bo to Francescę wrabiano, a nie Judy. Poza tym znaliśmy Maxa i jego skłonność do wyolbrzymiania pewnych spraw, więc nawet nie skomentowaliśmy jego opowieści, to znaczy na początku, gdyż zaraz potem Bonnie bezceremonialnie i wprost (jak to już ma w zwyczaju) stwierdziła to, co myśleliśmy wszyscy.
- Wiesz co?! Dawno nie słyszałam głupszej bajki!
- Naprawdę?! To sama coś wymyśl, mądralo! - warknął gniewnie Max.
- Spokój, ludzie! - zawołał Ash - Jedno wiemy na pewno... Nick Wilde był kiedyś w związku z Francescą. Może więc teraz chcieć jej ośmieszenia i utraty dobrego imienia. Ta teoria pasowałaby do teorii Clemonta o szkłach kontaktowych. Nick wie doskonale, ile znaczy dobra opinia dla sławnego człowieka, więc uderza w czuły punkt każdego artysty. Niszczy jej karierę poprzez wyrobienie Francesci łatki złodziejki. Wszystko się zgadza.
- Tylko brakuje dowodów - powiedziała Dawn.
- Dowody znajdziemy - stwierdził Ash - Ale najpierw musimy sobie porozmawiać z Cleo. Być może zechce nam ona coś niecoś powiedzieć o tym, czemu zainscenizowała całą tę szopkę w teatrze.
- Idę z wami! - zawołał Max - Koniecznie muszę się z nią zobaczyć i zapytać o jej zdrowie.
- Przecież sami możemy ci powiedzieć, jak wygląda jej stan zdrowia - zauważyłam.
- Może, ale to nie będzie to samo niż wtedy, gdy dowiem się tego sam.
Jak można było obalić takie argumenty?
***
Ja, Ash i wierny Pikachu pojechaliśmy motorem do szpitala, aby sobie pomówić z Cleo mając przy tym nadzieję, że lekarze nam na to pozwolą. Może to nieco egoistyczne z mojej strony, ale jakoś mało mnie przejmował teraz stan nogi panny Winter. Chciałam wiedzieć, po co odstawiła przed nami tę szopkę i tylko ten fakt dotyczący jej osoby mnie obchodził i nic więcej, zaś to, iż ta pannica wyraźnie była zabujana w Ashu (bo w końcu patrzyła na niego w taki sposób, gdy ją niósł na rękach, że nie można było mówić tutaj o niczym innym - jestem dziewczyną i takie sprawy są mi doskonale znane) nie miało dla mnie znaczenia. Wiedziałam też jedno... Ta pannica musiała zacząć mówić i ja zamierzałam już zadbać o to, żeby to zrobiła. Rozumiałam doskonale fakt, że wszystkie panie muszą się kochać w moim chłopaku i nawet mi to troszkę schlebiało, jednak nie byłabym dziewczyną, gdybym nie była o niego zazdrosna, gdy takie coś widziałam, a widziałam nader często. Jednak po tych przygodach, kiedy nierozsądnie pozwoliłam swojej zazdrości wziąć górę nad rozumem wiedziałam, że nie mogę dopuścić do podobnej sytuacji jak wtedy, gdy przez moje zachowanie Latias wpadła w tarapaty albo też wtedy, kiedy byłam zazdrosna o Scarlett, co skończyło się dla mnie nader smutno. Dlatego postanowiłam panować nad sobą i nad swoją zazdrością, chociaż czułam, że to może nie być wcale łatwe.
Na szczęście zarówno lekarz, jak i siostra Joy uznali, że Cleo może nas przyjąć i porozmawiać sobie z nami. Korzystając z tego pozwolenia poszliśmy do jej pokoju, przed którym siedział sierżant Bob.
- No proszę, ty tutaj? - zaśmiałam się - Czyżbyś pilnował, aby nasza zwinna panienka nie uciekła ci zanim nie wyśpiewa, co wtedy robiła w teatrze?
- A żebyś wiedziała, Sereno - odpowiedział mi policjant, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Wiesz, ja nie chcę być złośliwa, ale moim zdaniem ona raczej ci nie zwieje w takim stanie, w jakim się znajduje.
- Pewnie masz rację, że z takim przetrąconym kulasem nie ma jak mi uciec, ale pamiętam dobrze, co oboje mi mówiliście o tych jej wyczynach akrobatycznych, zanim ją złapaliście. Może więc teraz ona ma nogi w nie najlepszym stanie, ale za to jej ręce są w porządku.
- Sądzisz, że może uciec chodząc na rękach?
- Oczywiście. Sami mówiliście, że to niezła akrobatka.
- No, niby tak. A możesz nas wpuścić na chwilę?
- Jasne, choć równie dobrze mogę wam powtórzyć to, co powiedziała mi, gdy ją przesłuchiwałem.
- Mam więc rozumieć, że już ją przesłuchałeś? - spytał Ash.
- Pika-pika-chu? - pisnął Pikachu.
- Owszem, przesłuchałem ją, choć niestety nie mogę powiedzieć, aby jej zeznania były dla mnie zadowalające.
- No cóż... Być może one nas zadowolą - zaśmiał się uroczo detektyw, poprawiając sobie czapkę na głowie.
- Życzę powodzenia - mruknął policjant, któremu wcale nie było do śmiechu.
Weszliśmy do sali, gdzie leżała Cleo. Miała ona prawą stopę w gipsie i czytała właśnie jakąś gazetkę. Na widok Asha cała się rozpromieniła.
- Ash! Jak miło cię widzieć! - zawołała.
- Ciebie również miło mi widzieć, chociaż wielka szkoda, że w takich okolicznościach - powiedział mój chłopak - Ale trudno... Sama jesteś sobie winna.
- No właśnie. Gdybyś przed nami nie uciekała, to nie doszłoby do tego - zauważyłam.
Cleo pokiwała smutno głową na znak, że się ze mną zgadza.
- Wybaczcie mi, ale musiałam to zrobić, aby ratować Francescę.
- Przed kim? Przed nami?
- Nie, przed policją.
Usiedliśmy na krzesłach przed jej łóżkiem i patrzyliśmy uważnie na naszą rozmówczynię.
- Po co bawiłaś się w takie hece? - spytałam.
- Sama tego nie wiem - powiedziała Cleo - Widzicie... Francesca jest nie tylko moją szefową. To również moja przyjaciółka. Znamy się obie od dziecka, choć ona jest ode mnie nieco starsza. Była mi bardzo oddana, a ja jej. Od czasu do czasu pracowałam jako jej asystentka podczas pokazów magii, jakie dawała. Pamiętam, jak kiedyś mi opowiadała o tym, że ty, Dawn i Brock pomogliście jej nawiązać więź z jej Pokemonami i odzyskać wiarę w siebie. Dzięki temu jej sztuczki są obecnie coraz lepsze. Dlatego tym chętniej z nią czasami występuję.
- Czasami? Czyli nie robisz tego na co dzień?
- Nie...
- A czym się zajmujesz na co dzień?
- Różnymi zajęciami. Głównie tymi, które wiążą się z moim, że tak powiem... wykształceniem.
- Wykształceniem?
- No mówiłam wam przecież, kochani, że skończyłam jakiś czas temu szkołę ninja. W ten sposób opanowałam różne sztuczki, które wykorzystuję podczas pokazów magii, ale nie tylko. Pracuję też często w cyrku na kilku etatach. Linoskoczek, rzucający nożami i taki trochę jakby gladiator.
- Gladiator? - spytał Ash.
- Tak jakby - zachichotała Cleo - Daję popis walki kataną i sztuczki z nią związane. Wiecie, przecinanie kart w powietrzu lub zapalonych knotów u stojących rzędem świeczek. Na tym można nieźle zarobić. Bywam także instruktorką w szkołach samoobrony.
- Rozumiem. Czyli szlifujesz swoje talenty.
- Tak. To właśnie dzięki temu tak dobrze mi szła ucieczka przed wami wtedy, w teatrze.
- Rozumiem - powiedziałam - Gdyby nie Pikachu, to zwiałabyś nam.
- Pewnie tak - potwierdziła Cleo.
- A ten głos? - spytał Ash - Przecież mówiłaś jak mężczyzna.
Cleo parsknęła delikatnym śmiechem.
- To już moja własna aranżacja.
Następnie przemówiła basem:
- Od dawna tak potrafię mówić.
Śmialiśmy się do rozpuku, słysząc jej bas.
- Ty jesteś naprawdę niezwykła, dziewczyno! - zawołałam.
- Powinnaś występować w jakimś teatrze albo filmie - dodał Ash.
Panna Winter uśmiechnęła się do nas delikatnie.
- Być może, jednak moje plany są nieco inne - powiedziała już swoim naturalnym głosem.
- A jakie? - spytałam.
- Planowałam iść do akademii policyjnej.
- Chcesz zostać policjantką? - spytał detektyw.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Tak... Już jako dziecko chciałam nią zostać. To dlatego wstąpiłam do szkoły ninja, żeby być wysportowaną i bez problemu łapać przestępców. Łatwo się tam dostałam, bo moja siostra kiedyś się tam szkoliła. Do dzisiaj ją tam dobrze wspominają.
Na samą wzmiankę o Josephine Winter dziewczyna posmutniała, po czym opuściła smutno głowę.
- Przepraszam was bardzo... Ja... Nie chcę się przed wami rozczulać. Jestem twarda i silna, ale jej strata boli mnie bardzo i nie wiem, czy kiedyś przestanie. Tak czy inaczej muszę z tym żyć. Gdybym tylko zdołała jakoś pośmiertnie ją zrehabilitować...
Ash popatrzył na nią smutno, po czym powiedział:
- Nie wiem, czy mi się to uda, ale gdy skończę tę sprawę zajmę się twoją i spróbuję oczyścić dobre imię twojej siostry.
Panna Winter spojrzała na niego z nadzieją w oczach.
- Mówisz poważnie?
- Najzupełniej poważnie, Cleo.
Dziewczyna położyła mu dłoń na dłoni i rzekła:
- Dziękuję ci, Ash. Nikt nie był dla mnie taki czuły poza Josephine i Francescą. Teraz została mi już tylko ona. Proszę was... Nie pozwólcie, aby policja odebrała jej dobre imię.
- Wybacz, ale wszystkie poszlaki wskazują na nią - zauważyłam.
Dziewczyna spojrzała na mnie z wyraźną irytacją.
- A nie sądzisz, że po prostu ktoś robi wszystko, abyście tak myśleli? Wszystko na to wskazuje, prawda? Otóż powiem wam teraz coś, czego nie wiecie. Francesca jest niewinna, a za to wszystko odpowiada ten idiota, ten cały Nicholas Wilde!
- Dlaczego tak uważasz? - spytałam.
- To proste - powiedział dziewczyna pewnym siebie tonem - Ten koleś się w niej kiedyś kochał i był z nią w związku. Potem jednak uznał, że ona go zaniedbuje, że ma za mało czasu dla niego, bo pragnie podróżować po świecie, podczas gdy jego jakoś ciągnęło do Pokazów Pokemonów w jego rodzinnym mieście, ewentualnie w innych miastach, ale on bardziej trzymał się domu i miejsca, w którym przebywał i jeśli podróżował, to rzadko. A co do Francesci... Ona niestety lubi włóczyć się po świecie. To obywatelka świata, jeśli można tak powiedzieć.
- Rozumiem - rzekł Ash - Ale powiedz, czemu właśnie jego uważasz za winnego tej całej afery?
- Ależ to proste. Widziałam go, jak rozmawiał z Francescą na niedługo przed przedstawieniem - wyjaśniła Cleo.
- Rozmawiał z nią?! - zawołaliśmy ja i Ash.
- Pika-pika-chu? - pisnął Pikachu.
- No tak, a właściwie powinnam powiedzieć, że się kłócili.
- O co?
- A o co się ludzie zwykle w takich sytuacjach kłócą? O dawne czasy. Nicholas pomstował na Francescę za to, że odeszła od niego, że on musi widzieć ją tutaj jako wspaniałą i wielką iluzjonistkę, z kolei jego kariera nie idzie mu najlepiej. Oboje powiedzieli sobie kilka niemiłych słów, zaś on nagle dodał, że gdyby została z nim, jego życie byłoby inne, pewnie lepsze i pewnie go nigdy nie kochała. W końcu złapał ją i pocałował w usta. Ona zaś odepchnęła go, a potem dała mu w twarz. Wtedy właśnie coś trzasnęło za moimi plecami...
- Co to było? - spytałam.
- Nie mam pojęcia. Coś tuż za mną upadło na ziemię, ale bałam się, że Francesca mnie zobaczy, więc uciekłam.
- Czemu się tego bałaś?
- Bo nie chciałam, żeby pomyślała, że ją szpieguję.
- Rozumiem. A ta cała szopka, jaką nam odstawiłaś?
- Chciałam odciągnąć uwagę policji od Francesci. Miałam nadzieję, że to coś pomoże. Teraz widzę, jakie to było głupie.
Po tych słowach do pokoju wszedł Max z bukietem kwiatów w dłoni.
- Witaj, Cleo - powiedział nieco nieśmiałym głosem.
- Witaj, Max - uśmiechnęła się do niego Cleo - Dla kogo te kwiaty?
- Dla sierżanta Boba... Sorki, oczywiście, że dla ciebie. Wybacz mi te moje żarty, ale chciałem cię jakoś rozbawić.
Cleo zaśmiała się delikatnie, wywołując jeszcze większe rumieńce na twarzy Maxa.
- Spokojnie, nie jestem na ciebie zła. Nawiasem mówiąc ładne kwiaty. Jesteś niezwykle miły.
Max zarumienił się lekko.
- Dziękuję. Miło mi to słyszeć. Bardzo miło.
Po tych słowach chłopiec usiadł wygodnie na krześle tuż obok łóżka Cleo i zapytał ją, jak ona się czuje.
- A wiesz, różnie... Raz kwadratowo, raz podłużnie - odparła Cleo, po czym parsknęła śmiechem - Wybacz mi, to był głupi żart. Ale tak czy siak wasza obecność tutaj jest mi bardzo miła. Na pewno łatwiej powrócę do zdrowia.
- Liczymy na to - powiedziałam.
- A jak już do niego powrócisz, to czy nauczysz mnie kilku swoich sztuczek? - zapytał nieco nieśmiało Max.
- Sztuczek? - spytała Cleo.
- No wiesz, tych skoków i tak dalej. Byłaś tak zwinna na scenie. Te twoje salto... To było coś! - wyjaśnił jej Max, którego głos zaczął nabierać entuzjamu - Też bym chciał umieć tak robić.
Cleo uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i powiedziała:
- W porządku, nie ma sprawy. Mogę cię tego nauczyć, ale nieprędko. Jak wyjdę ze szpitala, to będę musiała oszczędzać nogę przez pewien czas, inaczej łatwo o kolejne złamanie.
Maxiu wyraźnie był zawiedziony jej odpowiedzią, ale bynajmniej nie tracił pogody ducha.
- Rozumiem, szkoda. Ale wiesz co? Może po prostu mi powiesz, jak ty to robisz i wtedy ja bym sam...
- Słucham?! Ty serio chcesz sam trenować tak niebezpieczne skoki?! - spytałam, nie wierząc własnym uszom.
- Tak, a co? - spytał Max takim tonem, jakby to było coś oczywistego - Przecież ja nie jestem jakimś chucherkiem ani debilem! Nie połamię się na dzień dobry i łatwo opanuję program nauczania. Wystarczy tylko, że Cleo mi opowie wszystko, co i jak, a ja to potem...
- Mój chłopcze, czy ty wiesz, co ty mówisz? - zapytała go załamanym głosem Cleo - Przecież to nie są jakieś pierwsze lepsze sztuczki ze szkolnej sali gimnastycznej! To są poważne i dość ryzykowne ćwiczenia. Czy wiesz, co będzie, jeśli bez nadzoru osoby profesjonalnej zaczniesz ćwiczyć? No? Wiesz? Powiem ci, jeżeli nie wiesz! Wylądujesz w gipsie od czubka głowy aż do pięt i będziesz pić przez słomkę!
Maxa to jednak nie zniechęciło, ponieważ powiedział:
- Ale gdybyś tak mi pokazała to i owo, to bym potrenował i...
Cleo przerwała mu jednak i już z lekką złością rzuciła:
- Samodzielny trening?! O, terefe tralala! Wiesz, co? Opowiem ci taki scenariusz! Pewnie myślisz sobie tak: „Jestem młody, silny i pewny siebie. Pójdę sobie potrenować, posiłkując się tylko wskazówkami od mojej nowej przyjaciółki Cleo“. Ja ci powiem, że jeśli będziesz tak właśnie postępować, to szybko się przekonasz, że bardzo trudno jest robić takie skoki jak ja... w gipsie od czubka głowy aż do pięt i pijąc przez słomkę!
Max chciał już coś powiedzieć, ale Cleo dalej mówiła swoje, choć już nieco łagodniejszym tonem:
- Słuchaj, rozumiem cię. Byłam kiedyś taka jak ty: młoda oraz pełna zapału do działania, nie licząca się z możliwością ryzyka. Mówiłam sobie nawet: „Będę dotykać nieba! Wszystko mogę! Nie muszę się niczego bać!“. Ale uwierz mi, ten tok myślenia nie zaprowadzi cię na sam szczyt! Raczej na samo dno, a w najlepszym razie do łóżka szpitalnego.
- No, ale przecież ty...
- Oj, terefere tralala! Myślisz, że jesteś taki sprytny? I jak masz bystry umysł, to łatwo sam opanujesz triki, które ja opanowywałam przez kilka lat i to pod okiem właściwych nauczycieli? Zobaczysz, chłopaku, że tak ci się tylko wydawało, jak nie będziesz mógł wyjść na słońce, bo będziesz...
- Tak, wiem już! W gipsie od czubka głowy aż do pięt i pijący przez słomkę! - zawołał z lekką złością w głosie Max, już wyraźnie poirytowany tym wykładem.
- Super. Miło, że wreszcie to do ciebie dotarło - powiedziała Cleo, a jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech - Ale głowa do góry! Na wszystko jeszcze przyjdzie czas! Obiecuję ci, że jak już wyjdę ze szpitala, a ty nadal zechcesz uczyć się tych moich sztuczek, to wtedy będę cię szkolić.
- Poważnie? - zapytał Max, od razu odzyskując dobry humor.
- Oczywiście - odparła wesoło Cleo - Tylko pamiętaj, wszystko trzeba robić z głową. Bez niepotrzebnej lekkomyślnej brawury, bo inaczej...
- Skończysz w gipsie od czubka głowy aż do pięt i będziesz pić przez słomkę! - zawołał Ash ponurym tonem, a Pikachu zawtórował mu ponuro.
Max popatrzył na nią z ironią i rzucił:
- Wcale nie umiecie naśladować Cleo. A poza tym już dotarło.
- To dobrze, bo nie chcemy jeszcze i ciebie odwiedzać w szpitalu - powiedział Ash.
Chwilę później do pokoju weszła pielęgniarka w białej maseczce szpitalnej na twarzy. Pchała ona przed sobą wózek z lekami.
- Kochani! Nie powinniście przychodzić całym tłumem do pacjentów - powiedziała miłym i łagodnym tonem - Nie męczcie biednej panny Winter. Niech zostanie tutaj najwyżej jedna osoba, góra dwie.
- No dobrze, my już wychodzimy - rzekł Ash, wstając powoli z krzesła - Zdrowiej, Cleo. Max dotrzyma ci towarzystwa.
- Zrobię to z prawdziwą przyjemnością - stwierdził radośnie młody Hameron.
- O, widzisz?! Nawet z przyjemnością - zaśmiał się mój ukochany - To do zobaczenia, Cleo. I mam prośbę. Nie rób więcej takich rzeczy, jakie robiłaś dzisiaj. To nie było mądre.
- Człowiek nie może być całe życie mądrym, Ash - stwierdziła nasza przyjaciółka.
- No właśnie. Już ja coś o tym wiem - zachichotałam głosem pełnym wyrozumiałości.
Następnie oboje z wiernym Pikachu idącym obok nas wyszliśmy z pokoju. Gdy mijaliśmy pielęgniarkę Pokemon zapiszczał gniewnie, a jego policzki zaiskrzyły elektrycznością.
- Co jest, Pikachu? - spytał Ash zaintrygowany.
Pokemon zapiszczał coś i pokazał mu na migi. Chłopiec popatrzył na pielęgniarkę, a potem na niego.
- Tak uważasz?
Następnie wziął go w objęcia i powiedział:
- Spokojnie... Przecież Cleo jest z Maxem.
Wyszliśmy z sali, a ja zapytałam, o co chodzi.
- Pikachu ma pewne podejrzenia wobec tej pielęgniarki. Mówi mi, że jakby już ją gdzieś widział, ale nie wiem, gdzie. Czuje jednak, iż jest ona niebezpieczna.
Spojrzałam przerażona na Pokemona.
- Tak uważasz?
Stworek zapiszczał smętnie.
- No cóż... Ash ma rację. Z Cleo jest przecież Max, więc nie ma się czym przejmować. Przynajmniej mam taką nadzieję.
***
Po tej rozmowie z pojechaliśmy do Francesci, którą postanowiliśmy przycisnąć w sprawie tego, o czym mówiła nam Cleo. Ponieważ nasza droga iluzjonistka zatrzymała się w Centrum Pokemon, to przewidzieliśmy, że tam właśnie ją zastaniemy.
- Witajcie, kochani - powiedziała dziewczyna, gdy nas zobaczyła - Co was tu sprowadza?
- Prawda i kłamstwo - odpowiedziałam - Musimy porozmawiać.
Francesca jakby czuła, że coś jest nie tak, dlatego też wpuściła nas do środka. Usiedliśmy w jej pokoju, a Ash rozpoczął przemowę.
- Okłamałaś nas.
- Niby w jaki sposób? - spytała iluzjonistka.
- Już ty dobrze wiesz. Czemu nie powiedziałaś nam, że całowałaś się z Nicholasem Wildem na chwilę przed swoim przedstawieniem?
Nasza rozmówczyni była przerażona tym, co właśnie usłyszała.
- A wy skąd to wiecie?!
- Cleo nam powiedziała - wyjaśniłam.
Francesca zasyczała ze złości niczym Ekans.
- Cleo ma za długi jęzor.
- Ale przynajmniej mówi nam prawdę, w przeciwieństwie do innych osób.
- No właśnie - zgodził się ze mną Ash - Powiedz mi... Po co to robisz? Czemu na siłę chcesz nam utrudnić śledztwo?
- Wcale tego nie chcę.
- Więc czemu kłamiesz? Czemu ukrywasz przed nami prawdę? I jaki masz w tym cel?
Francesca posmutniała, po czym usiadła na krześle naprzeciwko nas i krzyknęła załamana:
- Bo się czuję winna! To chcieliście usłyszeć?! Tak! Czuję się winna! Zerwałam z nim, bo on nie chciał ze mną podróżować po świecie i podbijać go swoim talentem! A on co zrobił? Poślubił pierwszą dziewczynę, która go pokochała i która mogła mu pomóc zapełnić tę pustkę w jego sercu.
- Ale z niego egoista - powiedziałam oburzona.
Francesca pokręciła przecząco głową.
- Nie mów tak. On naprawdę kocha swoją żonę. Nawet w kłótni ze mną wyrażał się o niej ciepło. Widać, że ją z czasem pokochał, ale na mój widok dawne uczucie do mnie w nim mogło na chwilę odżyć. Dlatego mnie pocałował.
Ash pochylił się lekko w jej stronę i zapytał:
- Powiedz mi... Ale tak szczerze... Czy twoim zdaniem to on podłożył ci swój zegarek, żeby cię ukarać?
Francesca zastanawiała się długo nad swoją odpowiedzią.
- Powiedz mi... Proszę... - niemalże ją błagałam.
Iluzjonistka zamknęła oczy, po czym pokiwała smutno głową na znak potwierdzenia.
- A więc jednak! - zawołałam - To musiał być on. Poza tym nikt inny nie miał dostępu do jego zegarka, który był w jego kieszeni.
Ash pomasował sobie palcami podbródek.
- Sam nie wiem... Ale nie znamy innej osoby, która by miała motyw, aby tego dokonać.
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął Pikachu.
- No dobrze... A zatem sprawa załatwiona - rzekł detektyw z Alabastii wstając z krzesła - Dzwonimy do porucznik Jenny!
- Nie! Proszę, nie róbcie tego! - zawołała przerażona Francesca, łapiąc Asha za rękę - On już dość przeze mnie cierpiał!
- Tak uważasz? - spytałam - Bo moim zdaniem cierpiał przez własny egoizm i szukał wyższości nad innymi w swoim bólu.
- Pewnie masz rację - posmutniała iluzjonistka - Ale mimo wszystko czuję się winna i nie wiem, co mam robić.
- A ja wiem, co muszę zrobić - stwierdził Ash - Muszę powiadomić porucznik Jenny o wszystkim.
Francesca smutno pokiwała głową na znak zgody.
- Masz rację. Zrób to.
***
Porucznik Jenny wysłuchała naszych rewelacji, po czym pojechała szybko do domu Nicholasa Wilde’a, żeby z nim porozmawiać. Ciekawiło nas, co też mężczyzna jej odpowie, ale cokolwiek byśmy nie myśleli, to jednak tego, co nastąpiło potem, w ogóle nie przewidzieliśmy. Mianowicie siedzieliśmy w Centrum Pokemon czekając tam na telefon od policjantki, który w końcu nastąpił.
- Nie uwierzycie, co się właśnie stało - powiedziała porucznik Jenny bardzo przejętym głosem - Wyobraźcie sobie... On się przyznał!
- Co takiego?! - zawołałam zaszokowana.
- Pika! - dodał z piskiem Pikachu.
- Naprawdę się przyznał? - dodał zdumiony Ash.
- Tak - pokiwała głową policjantka - Właśnie tak, mój drogi. Przyznał się do wszystkiego. Powiedział, że podłożył Francesce swój złoty zegarek, aby ją pogrążyć z zemsty za to, iż ta kiedyś z nim zerwała. Ponoć poczuł się zły, że jej wszystko tak doskonale wychodzi, podczas gdy liczył na to, iż będzie miała samego pecha.
- Jak niby tego dokonał? - spytałam.
- To proste. Posłał Gastly’ego swojej żony, aby ten to zrobił.
- Niby jak mu się to udało?
- Wsadził sobie zegarek do ust, przez co ten stał się też niewidzialny. Potem podleciał do Francesci, wypluł jej zegarek do kieszeni i po sprawie.
- Tak... Rzeczywiście, już po sprawie - rzekł Ash - No to masz teraz winnego tej kradzieży. Co teraz zamierzasz zrobić?
- No cóż... Koleś pewnie odpowie za składanie fałszywych zeznań i zgłoszenie przestępstwa, którego nie było. Pewnie skończy się na grzywnie i wyroku w zawiasach. A czemu pytasz?
- Z ciekawości. W sumie to masz rację. Pewnie tak właśnie będzie. To nawet lepiej. Nie chciałbym, żeby odpowiadał on to za przestępstwo jak zwykły złodziej, którym przecież nie jest.
- Może i nie jest złodziejem, ale popełnił przestępstwo i musi za nie odpowiedzieć.
- Wiem, ale jakoś nie napawa mnie to optymizmem.
- Mnie też nie, ale co robić? Musimy wykonywać swoje obowiązki.
- Masz rację, Jenny. Masz rację.
Po tych słowach Ash odłożył słuchawkę na widełki aparatu, następnie spojrzał na mnie załamanym głosem.
- To co robimy, Ash? - spytałam.
- A co mamy robić? - odrzekł mój luby - Sprawca aresztowany, sprawa wyjaśniona... Detektyw Sherlock Ash wykonał już swoje zadanie. Możemy zająć się innymi sprawami.
Dotknęłam delikatnie jego ramienia.
- Wiem doskonale, że coś cię trapi. Co to takiego?
- Nic, kochanie. Nic, czym powinnaś sobie zawracać głowę.
Zagrodziłam mu drogę, gdy próbował odejść i powiedziałam:
- Słuchaj, Ashu Ketchum! Zbyt długo cię znam, abyś miał mi wciskać takie bajki! Ty coś ukrywasz, dobrze to wiem! Tylko nie wiem, co takiego. Chociaż nie! Domyślam się tego! Uważasz, że on jest niewinny tak?!
Ash skinął głową.
- A więc jednak - powiedziałam - Zatem rozumiem, że sprawa jeszcze nie jest zamknięta.
- Dlaczego? - spytał detektyw - Przecież to tylko moje przeczucia. One przecież nic nie znaczą.
Zaśmiałam się delikatnie, po czym odparłam:
- Kochany mój... Zbyt długo rozwiązujemy już razem zagadki, abym miała w to uwierzyć. Ja dobrze wiem, że twoje przeczucie może oznaczać tylko jedno: policja się myli i Nicholas jest niewinny.
- Masz o mnie zbyt wysokie mniemanie.
- Takie moje prawo.
- No dobrze, Sereno, ale jak chcesz tego dowieść, że moje przeczucia są słuszne lub nie?
- Nie ja... Ty to zrobisz.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Proszę cię... Niby w jaki sposób?
- A w taki, w jaki zawsze rozwiązujesz zagadki odkąd tylko zostałeś detektywem. Z pomocą rozumu.
***
Mimo moich słów pełnych otuchy Ash nie zdołał do końca tego dnia rozwikłać tej sprawy. Główkował nad nią i główkował, ale wciąż nie zdołał nic wymyślić. Nic, co by miało sens. Chodził nerwowo po swoim pokoju, próbował coś ustalić, ale niestety... Jego biedna głowa ciągle cierpiała z braku możliwości wymyślenia czegokolwiek, co miałoby jakikolwiek sens. Dlatego też musiał w końcu sobie odpuścić i położyć się spać, mając przy tym nadzieję, że sen przyniesie mu dobre pomysły.
Na rano wciąż był jednak daleki od znalezienia rozwiązania, więc cały załamany tym wszystkim siedział w salonie i myślał. Delia poprosiła mnie i Dawn wówczas na chwilę rozmowy na stronę i powiedziała:
- Musicie mu jakoś mu pomóc, bo inaczej on będzie taki smutny cały dzień.
Spojrzałam na moją najlepszą przyjaciółkę, która miała jakieś figlarne błyski w oku, podobnie jak jej Piplup.
- Spokojnie, Sereno - zaśmiała się - Będzie dobrze. Już ja wiem, co należy w tej sytuacji zrobić.
Rzeczywiście, doskonale to wiedziała, ponieważ miała już doskonały plan do działania. Po śniadaniu zaś zaprosiłyśmy Asha do pokoju, po czym włączyłyśmy gramofon, z którego poleciały wesołe dźwięki. Następnie ja i Dawn (oraz wciągnięta na ostatnią chwilę do naszego spisku Latias), razem z Piplupem, Bunneary, Braixenem i Panchamem zaczęłyśmy tańczyć, a potem ja i siostra mojego chłopaka zaśpiewałyśmy:
Co tak gra, że aż ziemia mocno drga?
Co tak gra? To nasz Ash wciąż rąbie drwa.
Nie boi się niczego, żelazny uścisk ma.
Mówią o nim, mówią o nim tak:
On ma hart! On ma hart!
Waleczne serce w jego ciele mieszka tam.
On ma hart, jest jak stal.
To hart ducha daje siłę, jaką on ma.
On ma hart! On ma hart!
Odwagą bije lwa.
On ma hart! On ma hart,
Złu zawsze radę da.
Gdy jest źle, nie załamie rąk, o nie!
Gotów jest i z Giovannim zmierzyć się.
Pomoże zawsze słabszym, przywróci uśmiech nam.
Mówią o nim, mówią o nim tak:
On ma hart! On ma hart!
Waleczne serce w jego ciele mieszka tam.
On ma hart, jest jak stal.
To hart ducha daje siłę, jaką on ma.
On ma hart! On ma hart!
Odwagą bije lwa.
On ma hart! On ma hart,
Złu zawsze radę da.
Gdy piosenka dobiegła już końca, to spojrzałyśmy obie na Asha, który właśnie uśmiechał się zadowolony i klaskał radośnie w dłonie.
- Jesteście naprawdę kochane, moje drogie - powiedział - A to była po prostu piękna piosenka. Dziękuję wam za ten występ. Naprawdę wam się udał, choć obawiam się, że niewiele mi to pomoże.
Dawn załamana jęknęła, słysząc jego słowa.
- No proszę cię, Ash! Przecież obie z Sereną, że o Latias nie wspomnę, staramy się jak możemy, aby cię pocieszyć. Co niby mamy jeszcze zrobić? Stanąć na głowie?
- Może to coś pomoże - zasugerowałam.
Latias pokazała na migi, że jakby co ona może stanąć na głowie, bo fizycznie potrafi tego dokonać.
Mój ukochany zachichotał, widząc i słysząc to wszystko.
- Wybaczcie mi... Po prostu nie mam nastroju do bycia radosnym. Ta cała sprawa mnie załamała. Czuję, że zawiodłem jako detektyw, a winien jest kto inny niż Nicholas Wilde. Mimo tego nie jestem w stanie dowieść, że mam rację. Nawet nie wiem, jaką mieć na to radę. Trzeba by cudu, aby tę sprawę ruszyć z miejsca, w którym ona utknęła.
Wtem do pokoju wpadł Max. Był on bardzo zadowolony.
- Ash, słuchaj! Mam dla ciebie super nowiny! - zawołał - Nieźle się musiałem namęczyć, ale zdobyłem dla ciebie to, co chciałeś.
- Co takiego?
- Jak to, co?! Dane na temat Nicholasa Wilde’a i jego żony.
Po tych słowach wcisnął do ręki Ashowi kilka kartek oraz parę zdjęć. Detektyw obejrzał je sobie dokładnie.
- Hmm... No cóż... O Nicku nie powiedziałeś mi nic, czego bym już nie wiedział. A co masz na temat jego żonki?
Max wskazał mu palcem kilka zdjęć.
- Co to ma być? - spytałam, zerkając na fotki - Przecież to jakaś mała, pulchna okularnica!
- To jest Jude Hoop - wyjaśnił Max.
- A kto to taki?
- Teraz nazywa się Judy Wilde.
- Słucham?! - zawołałam zdumiona, łapiąc za fotografię - To nie jest ona! Przecież Judy nie jest pulchna i nie nosi okularów!
- Ale kiedyś nosiła - odpowiedział dumnym tonem Max.
Ash nagle uśmiechnął się radośnie, po czym skoczył na równe nogi i krzyknął:
- No tak! Teraz już wszystko rozumiem! Teraz już jest wszystko jasne! To zdjęcie... Szkło kontaktowe... No i jeszcze ten trzask za plecami Cleo! Wszystko jest teraz jasne! Już wiem! Już wszystko rozumiem!
- To super, bo ja nadal nic nie kumam - powiedziała Dawn.
- A ja się chyba domyślam, ale... Nie jestem pewna, czy rozumiem wszystko - dodałam niepewnie.
Latias i nasze Pokemony nic nie mówili, tylko patrzyli na nas z lekkim uśmiechem na ustach.
Mój ukochany szybko wyjął z plecaka strój Sherlocka Holmesa, który natychmiast na siebie nałożył.
- Pamiętacie, jak mówiłem wam o tym, że cud może ruszyć tę sprawę z miejsca? - zapytał po chwili.
- Tak... - potwierdziłam.
- No właśnie... I mamy cud - odpowiedział mi wesoło Ash.
- Ja cię piko! Cud w Alabastii - zaśmiała się złośliwie Dawn - To co teraz robimy?
- Pip-lu-pip?! Pi-ka-chu? - zapiszczały startery rodzeństwa.
- To bardzo proste - stwierdził jej brat - Mamy cud, więc teraz alleluja i do przodu! Jedziemy, póki pary w kotle!
Max uśmiechnął się wesoło.
- Wiedziałem, że rozwiążesz tę sprawę, stary! Zawsze uważałem, że co jak co, ale łeb to ty masz jak twardy dysk... Pełen wiedzy i umiejętności korzystania z niej.
***
Ja i Ash wsiedliśmy na motor i pojechaliśmy do domu państwa Wilde. Zapukaliśmy do jego drzwi, a otworzył nam pan Nicholas. Był to wysoki, rudy mężczyzna o zielonych oczach, z lekkimi piegami na policzkach.
- Słucham? - spytał pan Wilde - Co was sprowadza, drogie dzieci?
- Pewne sprawa - odpowiedziałam mu - Wpuści nas pan?
Spełnił on moją prośbę, więc już po chwili weszliśmy do środka.
- Zapraszam. Nie będziemy przecież rozmawiać w przedpokoju.
Nasz drogi gospodarz zaprowadził nas do salonu, gdzie siedziała już jego żona, pani Judy.
- Witajcie, kochani! - zawołała kobieta - Czy coś się stało?
- Owszem, stało się - powiedział Ash - Ale na szczęście nic takiego, czego nie można by było naprawić, jeśli mi państwo pomożecie.
- O czym mówisz, mój chłopcze? - spytał pan Wilde.
Jego żona zrobiła smutną minę, ja zaś uśmiechnęłam się tajemniczo. Wiedziałam, że ona już czuje, o czym zaraz będzie mowa.
- Wie pani już, co chcemy powiedzieć, prawda? - spytałam.
- Tak... Ale nie sądziłam, że się tego domyślicie - rzekła pani Wilde.
Jej mąż spojrzał na nią przerażony.
- Nic nie mów! Oni nie mają żadnych dowodów! Niczego nie mogą nam dowieść!
- Założymy się? - spytał Ash, patrząc na niego groźnie - Proszę mnie poprawić, proszę pana, jeśli się mylę. Wtedy podczas pokazu iluzji poszedł pan za kulisy, aby porozmawiać z Francescą. Pana żona poszła za panem i wtedy zauważyła, jak się pan z nią całował. Załamana tym okropnym dla niej widokiem uciekła i zgubiła szkiełko kontaktowe z lewego oka. Tak, właśnie z niego, ponieważ tym okiem pani mruga więcej niż poprzednim. Zauważyłem to już przy naszym pierwszym spotkaniu. Czyżby soczewki firmy „Solaris“ się skończyły w miejscowej aptece, a pani nie miała teraz zapasów?
- Tak - potwierdziła Judy - Zamówiłam nowe, ale trochę czasu minie zanim dotrą.
- Tak też myślałem - powiedział detektyw - A wracając do tematu to wiemy już, dlaczego Cleo widziała, że Francesca pobiegła sobie poprawić makijaż, choć nałożyła go sobie całkiem niedawno. Po prostu pan, całując ją, rozmazał go jej.
- Jakie to proste - dodałam złośliwie.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Właśnie - rzekł Sherlock Ash - Tak czy inaczej pani Judy widziała, co zrobił jej mąż, a kiedy już doszło do słynnej sztuczki i oddania rzeczy ich właścicielom za pomocą magii pani, to wpadła ona na pomysł dość perfidny. Zabrała z kieszeni swego męża złoty zegarek, a następnie szybko wyszła z widowni, żeby posłać Gastly’ego do Francesci, żeby podłożył jej ten przedmiot. Pan Wilde jednak zorientował się w tym i próbował wpłynąć na małżonkę, aby cofnęła oskarżenie, ale było już za późno. Więc chcąc się zrehabilitować wziął winę na siebie, gdy doszło co do czego.
Gastly ukazał się nad głową swojej trenerki i zachichotał, jakby będąc zadowolonym z tego, co Ash mówi.
Pan Wilde pokiwał smutno głową.
- Przyznaję, że... Nie zachowałem się fair wobec Judy. Ale mogę wam obiecać, iż to był tylko raz, gdy pocałowałem Francescę.
- Więc czemu to pan zrobił? - spytałam.
- Sam tego nie wiem - jęknął mężczyzna - Bardzo żałuję tego czynu. Zraniłem nim moją biedną żonę, której nie jestem wcale wart. Najgorsze jest zaś to, że ona słyszała wszystko, co wtedy mówiłem.
- Tak, dokładnie wszystko - powiedziała smutno Judy - Również to, że żeniąc się ze mną wciąż ją kochałeś. Wiesz, jak mnie to zabolało? Wiesz?! Poczułam wówczas, że całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Nic nie jest w nim prawdziwe, nawet miłość.
- To nieprawda! - zawołał żarliwie Nicholas - Judy, ja cię naprawdę kocham! Nawet nie wiesz, jak mocno, ale nie kochałem cię od początku, gdy cię poślubiłem. To prawda, jednak z czasem... Sama rozumiesz.
- Powiedzmy, że rozumiem - odparła kobieta i opuściła smutno głowę - Ale to już bez znaczenia. Następnym razem, jak zechcesz całować inną i mówić jej takie rzeczy, to lepiej powiedz te słowa najpierw mnie, a potem zastanów się, czy życie ze mną ma dla ciebie jakikolwiek sens.
Judy zaczęła płakać, zaś Nick szybko ją do siebie przytulił, powoli masując jej włosy.
- Kochanie, ja cię kocham! Naprawdę cię kocham! Nie wiesz nawet, jak bardzo. Nie kochałem cię od razu, to prawda, ale z czasem wszystko przyszło. Potrzebowałem wtedy wsparcia i pomocy, a ty byłaś jak anioł z nieba. Nie mogłem ci odmówić, gdy mi wyznałaś swe uczucie. Poślubiłem cię mając nadzieję, że z czasem cię pokocham i zrobiłem to.
- I dlatego teraz przyznał się pan do winy, którą pan nie popełnił? - bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Tak... Jestem to winien Judy.
- Nie, Nick! To moja wina i ja przyznam się do mojego czynu! Nie chcę, abyś odpowiadał za moje czyny! - zawołała pani Wilde.
- Nic z tego! - krzyknął jej mąż - Ja jestem winien i odpowiem za to. A wy...
Tu spojrzał na nas uważnie.
- A wy siedźcie lepiej cicho i nic nie paplajcie!
- Nie możemy zatajać prawdy - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Tylko widzicie. Wy na tę swoją prawdę jakoś nie posiadacie żadnych dowodów - zauważył Nicholas Wilde - A jakby co, to będzie wasze słowo przeciwko mojemu.
- Poważnie? A może pańskie przeciwko pańskiemu?
Następnie dotknęłam swego guzika.
- Całe pana zeznanie właśnie się nagrało, proszę pana. To już koniec.
Nick Wilde był w szoku, a ja zachichotałam delikatnie.
- Sam mi pan to nagrał... - dodałam wesoło.
- No właśnie - poparł mnie Ash.
Oboje doskonale wiedzieliśmy, że w moim guziku nie ma podsłuchu, ale oczywiście udawaliśmy, iż jest inaczej, ponieważ dzięki temu mogliśmy doprowadzić do triumfu sprawiedliwości.
***
Sprawa została zamknięta i zakończona, ale tym razem już naprawdę. Nick i Judy otrzymali od porucznik Jenny zarzut składania fałszywych zeznań, jak również i utrudniania pracy policji. Ponieważ jednak sama Francesca wstawiła się za nimi, nasza pana porucznik zapewniła nas, że nic złego ich nie spotka.
- Pewnie dostaną wyrok w zawiasach i grzywnę - powiedziała - A może nawet tylko grzywnę, ale o tym już sąd zadecyduje. Zaś jeśli chodzi o Cleo Winter, to cóż... Raczej nie postawimy jej żadnego zarzutu, w końcu nie zrobiła nic złego, chociaż dostanie ode mnie reprymendę, to mogę wam obiecać, moi kochani.
Te słowa bardzo nam się spodobały, a prócz tego przypomniały nam o pannie Winter. Mieliśmy ją przecież odwiedzić, kiedy będziemy mieli czas, a teraz go przecież mieliśmy.
Pojechaliśmy więc zaraz po wyjściu z posterunku w kierunku szpitala, aby móc odwiedzić naszą przyjaciółkę, która wciąż leżała w szpitalu z nogą w gipsie. Co prawda miała się już lepiej (w końcu od jej przybycia tutaj minęły dwa dni), ale i tak nie mogła jeszcze chodzić, chyba że o kulach i tylko od czasu do czasu.
Odwiedziliśmy więc ją w szpitalu, najpierw jednak postanowiliśmy na chwilę odwiedzić Francescę. Iluzjonistka była zadowolona z naszej wizyty, gdyż miała ochotę pogadać z nami.
- Ech, mówię wam, ta cała sprawa była niesamowicie zwariowana. Ja nie wiem, jak mogło do tego w ogóle dojść.
- Bo pan Nick Wilde nie umiał się zdecydować, kogo w ogóle chce i czego w ogóle chce - powiedziałam nie bez złośliwości.
- Nie, on wiedział to bardzo dobrze - stwierdziła Francesca - Po prostu zwyczajnie pogubił się w swoich własnych uczuciach. Niekiedy tak bywa, kochani. Sama kiedyś tak miałam. Uwierzcie mi, uczucia to jest coś bardzo zwariowanego. Trudno znaleźć do nich przewodnik lub mapę. Właściwie to chyba jest niemożliwe.
- Naszemu przyjacielowi Maxowi powinnaś to powiedzieć. On też już zwariował z powodu swoich uczuć - powiedziałam dowcipnie - Wyobraź sobie, że zadurzył się w Cleo.
- W Cleo? No cóż, właściwie to nie jestem zdumiona - zachichotała iluzjonistka - Nie jestem znawczynią kobiecej urody, bo przecież ja zawsze lubiłam facetów. Ale obiektywnie mogę powiedzieć, że to naprawdę ładna dziewczyna i może wpaść w oko niejednemu chłopakowi.
- No, ale nieźle mu odbiło na jej punkcie - mówiłam dalej - Wiesz, że on chce, aby Cleo uczyła go tej swojej ekstremalnej gimnastyki?
- Ulala! To nieźle go wzięło.
- Weź mi nawet nie mów. Chciał nawet, aby dała mu kilka wskazówek na temat nauki tej gimnastyki, aby sam mógł się podszkolić zanim wyjdzie ona ze szpitala. Oczywiście Cleo jest za mądra, żeby na to przystać.
Francesca zachichotała jeszcze mocniej i powiedziała:
- Niech zgadnę. Rzuciła mu taki tekst: „Skończysz w gipsie od czubka głowy aż do pięt i pijąc przez słomkę!“. Dobrze mówię?
Oboje parsknęliśmy śmiechem, słysząc jej wypowiedź.
- Zgadłaś. Dokładnie to mu powiedziała. Słowo w słowo - rzekł Ash.
- Pika-pika-chu! - potwierdził Pikachu.
- Tak też czułam - zaśmiała się Francesca - Znam ją bardzo dobrze. W końcu już tyle lat się przyjaźnimy. Dobrze, że ta jej noga się goi i powróci niedługo do zdrowia. Martwiłabym się o nią, gdyby było inaczej.
- Ale na szczęście niedługo już wyjdzie ze szpitala - powiedziałam.
- I dobrze, szpitalne życie jej nie służy. Ona musi wieść aktywny tryb życia, inaczej zbzikuje - stwierdziła iluzjonistka - Dobrze ją rozumiem, bo mam tak samo. Taka nasza natura.
- Coś o tym wiem - powiedział Ash, uśmiechając się przyjaźnie.
Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę z Francescą i pożegnaliśmy ją, aby pójść do szpitala. Po drodze spotkaliśmy sierżanta Boba, który akurat jechał motorem w jakieś sprawie, ale zatrzymał się, kiedy nas zobaczył i pogadał z nami przez chwilę.
- Witajcie, przyjaciele! Dokąd idziecie? - zapytał przyjaźnie.
- Owszem, do szpitala. Z wizytą - odpowiedział mu Ash.
- Pewnie nawet wiem, do kogo - odparł żartobliwie policjant - Wiecie, widziałem przed chwilą Maxa, jak tam szedł z ładnym bukietem kwiatów. O mało go nie przejechałem, gdy rozmarzony wlazł na pasy na czerwonym i to prosto pod mój motor.
Ash i ja wykrzywiliśmy się lekko na myśl o tym, co mogło spotkać naszego biednego przyjaciela, a Pikachu zapiszczał przerażony.
- Udzieliłem mu reprymendy i puściłem go wolno. Przecież nie będę robił sprawy z takiej błahostki - mówił dalej Bob - Ale weźcie wyjaśnijcie mu, że ulica to nie łąka. Tu nie można chodzić tam, gdzie się chce i kiedy tylko chce. Tutaj obowiązują pewne zasady.
- Spokojnie, on to wie, tylko się zadurzył i dlatego...
Bob parsknął śmiechem, kiedy wypowiedziałam te słowa.
- No tak, to wszystko wyjaśnia. Oczywiście, znowu ta miłość. Ile już było z jej powodu zwariowanych sytuacji? A już zwłaszcza z powodu tej pierwszej. Ile przez nią już było problemów? Co nie, Ash? Ej, Ash! Co ty się krzywisz? Myślisz może o swojej pierwszej miłości?
- Nie. Myślę o piciu przez słomkę, którego o mało nie zafundowałeś Maxiowi - odpowiedział Ash.
- Wyjaśnię ci to później - rzuciłam w kierunku Boba, wprawionego w ogromne zdumienie tymi słowami.
- Dobra, potem pogadamy. Ja muszę jechać, mam teraz swoje sprawy, a wy pewnie macie swoje - odpowiedział Bob i odpalił silnik motoru - To do zobaczenia, kochani!
Bob odjechał, a my poszliśmy w kierunku szpitala. Dość szybko tam dotarliśmy i znaleźliśmy w nim salę, na której leżała Cleo. Pod jej drzwiami zastaliśmy Maxa, który rzeczywiście miał w rękach bukiet kwiatów.
- Cześć, Maxiu! Widzę, że znowu przyniosłeś swojej ukochanej mały bukiecik? - spytałam niewinnym tonem.
Max szybko schował bukiet za ramię.
- Kto? Ja?! Nie... Po prostu... Zrobiło mi się żal tej staruszki, która je sprzedawała, więc kupiłem od niej bukiet. To wszystko.
- Jasne, pewne - zaśmiał się ironicznie Ash - Spokojnie. Pamiętam, jak sam byłem pierwszy raz zakochany.
- Hej! Kiedy ja wcale nie jestem zakochany! No, może tylko troszkę... Tak czy siak Cleo nie może przyjąć wizyty, bo siedzi u niej pielęgniarka i ją bada.
- Spokojnie, pewnie zaraz wyjdzie - pocieszyłam go.
Chwilę później moim słowa się sprawdziły, bo pielęgniarka wyszła. Była to ta sama kobieta, co wtedy wzbudziła taki niepokój u Pikachu.
- Pamiętaj, co ci mówiłam, moja kochana - powiedziała ona do Cleo - To w końcu dla twojego dobra.
Następnie minęła nas bez słowa i odeszła. Pikachu znowu zawarczał na jej widok, ale ona nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
- O co jej chodziło? - spytałam.
- Nie wiem, ale ona coraz mniej mi się podoba - rzekł Ash.
- Nieważne! Chodźmy do Cleo, Alf! - zawołał Max.
- Hej! Ciebie to z miłości już całkiem pokręciło! Mam na imię Ash, a nie Alf! - skarcił go mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał gniewnie Pikachu.
Młody Hameron zachichotał delikatnie, czerwieniąc na policzkach.
- Sorki... Wybacz, jestem dzisiaj strasznie zakręcony i wszytko mi się myli. Poza tym Ash czy Alf... Wszystko jedno.
Następnie wbiegł do sali wesoło się śmiejąc.
- Musiało go nieźle zakręcić z tej miłości - powiedziałam - Nigdy nie mylił twojego imienia.
- Poprawka... Kiedyś je pomylił.
- Kiedy?
- Wtedy, gdy pierwszy raz mnie spotkał, ale w sumie to wtedy robił raczej złośliwie. Później już nie mylił mojego imienia, jednak najpierw też nazywał mnie Alfem, żeby mi dokuczyć. Skoro znowu to robi, to widocznie musiał się naprawdę mocno zakochać.
- To dobrze czy źle?
- Nie wiem. Czas pokaże. Jeśli dalej będzie właził Bobowi pod koła, to raczej źle. A jeżeli nie, to raczej dobrze.
Weszliśmy do sali, gdzie Cleo rozmawiała właśnie miło z Maxem. Na nasz widok zaś, zamiast się uśmiechnąć wyraźnie posmutniała.
- Cześć, Cleo... Jak twoja noga? - spytałam.
- Dziękuję... Już z nią lepiej - odparła dziewczyna - Lekarze są zdania, że niedługo będę mogła stąd wyjść.
- To dobrze... - uśmiechnął się Ash - Wiesz już o państwu Wilde?
- Tak, wiem - kiwnęła głową panna Winter - Była tu Francesca i mi o tym opowiedziała. Przykra sytuacja. Nie sądziłam, że tak to się skończy. Los bywa naprawdę bardzo dziwny, a ludzie bardzo głupi i podli.
- Masz rację - zgodziłam się z nią.
- A propos podłości... - rzekł detektyw z Alabastii - Teraz mamy już czas, aby zająć się sprawą twojej starszej siostry.
Cleo zrobiła niezbyt przyjemną minę, jakby właśnie zjadła cytrynę.
- Jesteś niezwykle miły, ale to zbędne. Sama sobie poradzę.
Zdziwiła nas jej odpowiedź. Nie tak dawno błagała nas o pomoc, a teraz co? Zmieniła zdanie? Tak po prostu?
- Poważnie? - spytałam - To bardzo dziwne, bo jeszcze nie tak dawno mówiłaś nam, że...
- Niedawno było niedawno, a teraz jest teraz! - zawołała Cleo - Po co my w ogóle o tym rozmawiamy?!
- Przepraszam - jęknął Ash.
- Pika-pika-chu! - pisnął smętnie Pikachu.
Panna Winter opadła głową na poduszkę i rzekła:
- Proszę, zostawcie mnie już. Muszę pobyć sama.
- Ale Cleo... - zaczął Max, lecz dziewczyna spojrzała na niego groźnie i powiedziała:
- Ty też wyjdź, Max... JUŻ!
Ostatnie słowa niemalże wykrzyczała i dopiero po chwili zorientowała się, co zrobiła. Szybko zaczęła nas przepraszać.
- Wybaczcie mi... Nie powinnam była... Przepraszam was. Jestem po prostu... Ja... Ja po prostu źle się czuję i jakoś nie mam chwilowo ochoty na żadne rozmowy ani wizyty przyjaciół. Bardzo was przepraszam, po prostu chwilowo nie mogę was u siebie gościć. Nie czuję się na siłach. Może jutro już będę mogła to zrobić. A na razie proszę was, żebyście mnie zostawili samą. I jeszcze raz przepraszam, nie powinnam była na was krzyczeć. Nie zrobiliście przecież nic złego, a ja tu na was...
- Dobrze, nie ma sprawy - powiedział Max - Chodźmy, Ash.
- O! No proszę! Znowu zacząłeś mówić poprawnie moje imię - rzucił nie bez złośliwości mój luby.
- Ej! Każdemu zdarzają się pomyłki! Nawet tobie.
- Owszem... Nawet mnie. Tylko, że ja nie mylę cudzych imion.
- Będziesz mi to wypominać do końca życia?
- Niech pomyślę... Być może.
Cleo uśmiechnęła się delikatnie, gdy słyszała tę rozmowę, jednak coś czułam, że jej śmiech ma charakter nieco wymuszony.
- Jeżeli spotkacie Francescę, to powiedzcie jej, że niedługo stąd wyjdę, dobrze?
- Dobrze, powiemy jej - powiedziałam.
Następnie ruszyliśmy do wyjścia. Nagle Ash zatrzymał się i spytał:
- Cleo... Mam jedno pytanie.
- Pytaj, proszę.
- Jak to jest z tą sztuczką?
- Jaką sztuczką?
- No wiesz... Sztuczkę twoją i Francesci. Ze znikaniem rzeczy. Jak wy ją zrobiłyście?
Panna Winter rozłożyła bezradnie ręce.
- Wybacz, kodeks magika. Nie mogę wam powiedzieć. Tajemnica.
- Może mimo wszystko...
- NIE!
Cleo znowu wybuchła gniewem.
- Idźcie już, proszę was! Muszę zostać sama!
Wyszliśmy posłusznie, a chwilę później usłyszeliśmy, jak łka ona w poduszkę, wołając:
- To jest niesprawiedliwe! To podłe! Po prostu podłe! Dlaczego on?! Dlaczego właśnie on?!
- O co jej chodzi? - spytałam.
- Nie wiem, ale wygląda na to, że ten kodeks magika skrywa w sobie niejeden sekret - powiedział Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego wierny starter.
KONIEC
Zakończenie kompletnie niespodziewane, a kiedy mówię niespodziewane to mam na myśli...całkiem spodziewane! :D Wymarzone zakończenie historii, chociaż pewne kwestie mnie nieraz zaskoczyły. :)
OdpowiedzUsuńPo swoim upadku Cleo trafia do szpitala z nogą w gipsie. Ash i Serena towarzyszą jej aż do budynku, a potem wracają do domu z nadzieją, że Max znalazł jakieś dane na temat małżeństwa Wilde, jednak niestety chłopak jeszcze nic nie odnalazł. :) Chcąc jak najszybciej uzyskać informacje na temat pana Wilde'a Ash i Dawn dzwonią do matki dziewczyny, która mieszka w Sinnoh i, jak się okazuje w trakcie rozmowy znała ona pana Wilde'a i potwierdza, iż mężczyzna nosił swego czasu soczewki kontaktowe, i być może nosi je nadal.
Po zakończeniu rozmowy z Johanną nasza ekipa wybiera się do szpitala, gdzie leży Cleo i chcą z nią porozmawiać na temat właśnie Franceski. Dowiadują się od dziewczyny, że Wilde mógł chcieć zemścić się na swojej byłej dziewczynie za to, że go porzuciła i dlatego podrzucił jej zegarek. Dodatkowo na jaw wychodzi fakt, iż Cleo widziała, jak Franceska i Nicholas zawzięcie kłócili się przed występem, a potem mężczyzna pocałował magiczkę, na co ona zareagowała wściekłością.
Dodatkowo w szpitalu pojawia się także zakochany w Cleo Max, który przynosi dziewczynie kwiaty. W rozmowie z nią wyraża zafascynowany chęć samodzielnego ćwiczenia akrobacji, które wyczynia Cleo, jednak sprytnym tekstem (wziętym prawie żywcem z "My Little Pony") o możliwości całkowitego połamania się sprawia, że Max rezygnuje z chęci nauki.
Zaraz po rozmowie z Cleo Ash i Serena wybierają się na posterunek, by tam porozmawiać z Franceską. Podczas rozmowy kobieta rzuca podejrzenie o kradzież zegarka właśnie na Wilde'a, do czego ten później po wizycie policji radośnie się przyznaje.
Ash jednak nie wierzy w jego winę i próbuje znaleźć inne rozwiązanie. Dopiero informacje przyniesione przez Maxa na temat obecnej żony mężczyzny przynoszą przełom w śledztwie. Okazuje się, że żona Nicholasa Wilde'a nosiła kiedyś okulary, ale obecnie ma soczewki, więc dlatego to ona kupowała takie drogie soczewki w aptece. Kupowała je dla siebie, a nie jak się początkowo wydawało dla męża.
Ash i Serena wybierają się do domu państwa Wilde i próbują wydobyć z nich prawdę, co okazuje się zaskakująco proste. Szybko wychodzi na jaw, iż Judy Wilde widziała, jak Nicholas całował się z Franceską. Myślała, że mąż już jej nie kocha, więc postanowiła zemścić się na magiczce podrzucając jej z pomocą swojego Gastly'ego złoty zegarek męża. Mąż o wszystkim wiedział i bezskutecznie próbował odwieść ją od tego zamiaru, a potem w dowód miłości wziął winę na siebie.
Na szczęście Franceska poręczyła za małżeństwo, więc nie grożą im wysokie wyroki, jednakowoż ich czyny zostaną ukarane i to jest w tym wszystkim najlepsze. Zło powinno zawsze zostać ukarane. :)
Przygoda bardzo ciekawa, podobało mi się szczególnie nawiązanie do "My Little Pony" oraz oczywiście Max, który jak widzimy robi podchody do Cleo... coś czuję, że z tego drugiego będzie niezła heca. :D
Ogólna ocena: 1000000000000000000000000000000/10 :)