sobota, 6 stycznia 2018

Przygoda 071 cz. II

Przygoda LXXI

Kodeks magika cz. II


Ash założył na siebie strój Sherlocka Holmesa, po czym poszedł do budynku teatru, gdzie (jak się później dowiedzieliśmy) miał tego samego dnia miejsce pokaz iluzji zorganizowany przez Francescę. Nie było już tam policjantów, za to była panna Cleo. Właśnie wychodziła z teatru, kiedy my przyszliśmy.
- O, witajcie! - zawołała radośnie na nasz widok - Przychodzicie na przedstawienie? To trochę za późno, no bo wiecie... Francescę zgarnęli pod zarzutem kradzieży. W ogóle nie wiem, skąd im przyszło do głowy, że niby ona ukradła ten złoty zegarek. Ale wybaczcie, wy o niczym nie wiecie.
- Ależ wiemy - odpowiedziałam - Smutna sytuacja, ale my właśnie w tej sprawie.
- Chcemy jej pomóc - dodał mój ukochany - Musimy udowodnić jej niewinność, a jedyny sposób, żeby to zrobić, to znaleźć tego, kto podłożył Francesce ten zegarek, aby ją pogrążyć.
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu.
Cleo uśmiechnęła się do nas radośnie, kiedy usłyszała te słowa.
- Mówicie poważnie? - spytała.
- Kochana... Czy widzisz ten kostium? - odpowiedział Ash pytaniem na pytanie - Wiem, nie wygląda on może poważnie, ale zapewniam cię, że on ma dla mnie naprawdę wielkie znaczenie, podobnie jak i to, co on sobą reprezentuje, a wiesz, co on sobą reprezentuje?
- Nie, nie wiem. A co?
- Moją branżę.
- Gdybyś pytała, jego fach to prywatny detektyw - wyjaśniłam wesoło - Musiałaś na pewno słyszeć o Sherlocku Ashu.
Dziewczynie oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Mówisz poważnie?! - zawołała - Niesamowite! Nie wiedziałam, że Mistrz Pokemon Ligi Kalos, Ash Ketchum i słynny detektyw Sherlock Ash to jedna i ta sama osoba. Przecież imię Ash mogło być tu tylko i wyłącznie dziełem przypadku.
- Nie widziałaś nigdy zdjęć Asha w gazecie z artykułami o sprawach kryminalnych? - zdziwiłam się.
- Ja nie czytuję gazet - powiedziała z lekką pogardą Cleo - Zwłaszcza po tym, jak oczernili w nich moją siostrę.
- A co takiego napisały gazety o twojej siostrze? - zdziwił się Ash.
- Pika-pika-chu?!- pisnął Pikachu.
Nasza znajoma westchnęła głęboko, po czym wpuściła nas do teatru i zaczęła z nami iść ku garderobie swojej szefowej, przy okazji wyjaśniając nam, o co jej chodzi.
- Widzicie... Moja kochana siostra, starsza ode mnie o piętnaście lat, była mi bardzo bliska. Naprawdę bliska. Po śmierci rodziców zajmowała się mną, dbała o mnie i postarała się, abym była kimś. Dzięki niej mogłam wstąpić do szkoły ninja, którą niedawno ukończyłam z wyróżnieniem.
- Miło mi to słyszeć - powiedziałam.
- A mnie miło jest to mówić - odparła Cleo - Bo widzisz... Josephine naprawdę była mi bliższa niż ktokolwiek innych. Moja kochana siostra. Ja nigdy nie znałam drugiej tak cudownej osoby jak ona. Czuła, kochająca, wrażliwa i w ogóle. Ale nieważne... Jakiś czas temu dowiedziałam się, że zmarła. Poszły w obieg takie plotki, że zginęła. Pewien człowiek, dobry znajomy mojej siostry przyniósł mi w końcu gazetę, w której to pisało, że zginęła. No cóż... Nie chciało mi się w to wierzyć, dlatego pojechałam do miejsca, gdzie ona zmarła i przesłuchałam kogo trzeba udając dziennikarkę. Okazało się, że to prawda. Josephine zginęła.
Cleo powoli otarła sobie łzy z oczu, po czym powiedziała:
- Wybaczcie, proszę... To dla mnie bolesny temat.
- Rozumiem, ale co z tym wszystkim mają wspólnego gazety? - spytał Ash.
- Pika-pika? - pisnął Pikachu.
- Już wam mówię. Bo widzicie... Gazety napisały, że moja siostra była złodziejką... Rozumiecie to? Złodziejką! Więcej wam powiem! One pisały, że była wręcz morderczynią na zlecenie! Rozumiecie coś takiego?! Moja kochana siostra płatną zabójczynią! Śmiechu warte!
- Wiesz, to naprawdę smutna historia, ale my tu badamy sprawę twojej szefowej, więc gdybyś mogła mówić o niej, bylibyśmy ci wdzięczni.
Cleo uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
- Przepraszam, nie powinnam tak ciągle nawijać o sobie. Straszna ze mnie egoistka. Chodźcie, tu już jest jej garderoba.
Następnie otworzyła powoli drzwi, przed którymi właśnie staliśmy i weszliśmy do środka. Ash zadowolony wyjął lupę, a następnie obejrzał nią sobie dokładnie całe pomieszczenie, oczywiście z wiernym Pikachu, który mu dzielnie asystował. Ja i Cleo patrzyliśmy na jego poczynania z uwagą i spokojem, nie odzywając się przy tym, aby mu nie przeszkadzać.
- Znalazłeś coś? - spytałam, gdy już skończył.
- Niestety nie... - odparł zawiedzionym tonem detektyw z Alabastii - Ale być może znajdziemy gdzieś indziej.
Następnie spojrzał na Cleo i spytał:
- Gdzie była Francesca wtedy, gdy nagle okazało się, że zegarek pana Wilde’a nie wrócił do jego kieszeni?
- Na scenie - padła odpowiedź.
- Nie schodziła z niej aż do przyjazdu policji?
- Nie.
- Dobrze... A więc przyjrzyjmy się scenie.
Poszliśmy w wyżej wspomniane miejsce, jednak tam też nic nie było. Za to w miejscu z drugiej strony kurtyny, za kulisami, Ash znalazł już coś naprawdę ciekawego. Wyjął szybko gumowe rękawiczki i podniósł to z ziemi, a następnie schował do małego, plastikowego woreczka. Tym czymś, co on znalazł było małe, półokrągłe i przezroczyste coś.
- Co to takiego? - spytałam.
- Wygląda jak szkło kontaktowe - odparła Cleo.
Detektyw uśmiechnął się zadowolony.
- Szkło kontaktowe? To brzmi ciekawie... Chyba wreszcie mamy jakiś trop! Idziemy, Serenko! Pora kuć żelazo póki gorące!
Zanim jednak wyszedł, spojrzał z uwagą na Cleo i zapytał:
- A tak z innej beczki... Szkoła ninja?
- No tak - odpowiedziała panna Winter i zachichotała - Wiem, jak to brzmi, ale nie uczą tam, jak zabijać ludzi. Po prostu sztuk walki ninja i jak je potem właściwie wykorzystać w obronie własnej. Moja siostra uważała, że powinnam umieć bronić się jakby co. Dlatego poszłam do tej szkoły, no i opanowałam całkiem nieźle cały jej program.
- Rozumiem. To dlatego jesteś taka zwinna na scenie - powiedziałam głosem pełnym zachwytu - Ten twój upadek z dużej wysokości, jaki nam pokazałaś w restauracji „U Delii“ był niesamowity! Przez chwilę myślałam nawet, że już po tobie, a tu proszę, jaka niespodzianka!
- E tam, to nic wielkiego - stwierdziła skromnie Cleo - Po kilkuletnim szkoleniu w szkole ninja sama byś tak wywijała.
- Można więc chyba powiedzieć, że nauka pobrana w szkole pomaga ci obecnie w życiu zawodowym - stwierdził wesoło Ash.
- Tak, można tak to ująć - zachichotała panna Winter.

***


Ponieważ w Alabastii był tylko jeden okulista, to znalezienie go nie było dla nas wcale trudne. Ja, Ash i Cleo poszliśmy od razu do mężczyzny, aby z nim porozmawiać na temat naszego znaleziska, które zdaniem Asha miało kluczowe znaczenie dla całej sprawy. Lekarz na całe szczęście był na miejscu i akurat nie przyjmował żadnych pacjentów, dlatego też mógł nam poświęcić nieco swego cennego czasu.
- Muszę powiedzieć, że to jest dla mnie zaszczyt pomagać słynnemu Sherlockowi Ashowi - powiedział okulista.
Był on mężczyzną pomiędzy trzydziestym a czterdziestym rokiem życia, wysokim z dużym nosem, brązowymi włosami i fioletowymi oczami. Nosił on nazwisko Brickson i sprawiał ogólnie przyjemne wrażenie.
- Miło nam to słyszeć - rzekł mój chłopak, słysząc jego wcześniejszą wypowiedź - Mam więc wobec tego nadzieję, że zechce nam pan pomóc w pewnej sprawie.
- O ile oczywiście nie będzie to naruszało tajemnicy lekarskiej ani też przysięgi Hipokratesa - odpowiedział mu Brickson.
- Raczej nie - zachichotał Ash - A więc dobrze... Chodzi nam o to.
Po tych słowach wyjął on z plecaka przeźroczysty woreczek ze szkłem kontaktowym.
- Proszę nam powiedzieć, czy wie pan może, co to dokładniej jest za szkiełko i jakiej firmy oraz kto takie nosi w Alabastii?
Lekarz wyjął z woreczka dowód rzeczowy za pomocą dwóch małych patyczków, po czym zaczął się mu wyraźnie przyglądać.
- Ciekawe... Bardzo ciekawe.
- Poznaje pan to? - spytałam.
- Pika-pika-chu?! - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Owszem, kochani. Poznaję - odpowiedział okulista - To jest szkiełko kontaktowe z firmy „Solaris“.
- „Solaris“? - spytała Cleo - Słyszałam kiedyś o niej. To ponoć bardzo szanowana firma optyczna.
- Nie ponoć, moja droga, ale naprawdę bardzo szanowana - wyjaśnił lekarz z uśmiechem na twarzy - Tak czy inaczej muszę wam powiedzieć, że to cacko jest, jak się domyślacie, bardzo drogie, a więc byle kogo na to nie stać.
- Domyślamy się - odparłam z lekkim uśmiechem na twarzy - Ale czy jest pan pewien, że to szkiełko firmy „Solaris“?
- Oczywiście, moja droga. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości - stwierdził nasz rozmówca - Tak samo, jak nie ma dwóch identycznych linii papilarnych, tak też nie ma identycznych szkieł kontaktowych w różnych firmach. Każda firma inaczej produkuje szkła kontaktowe. Różnice są dość szczególne, niewielkie i laik ich nie rozpozna, ale człowiek, który się w tym fachu kształci od razu odróżni szkła z dwóch różnych firm.
- Rozumiem to - powiedziałam - A zatem kto w Alabastii nosi takie szkła? Pewnie pan to wie.
- Nie inaczej - wyjaśnił Brickson - Ostatecznie zasada jest taka, że jeśli ktoś chce nosić takie szkła, musi mieć od lekarza receptę na to. Rzecz jasna osoba, która to zgubiła może pochodzić z innego miasta i szukanie jej w Alabastii nie ma sensu. Musicie się z tym liczyć.
- Rozumiem - powiedział smętnie Ash, choć było widać, że nie traci nadziei - Mimo wszystko, jeżeli pan nam powie, ile osób w Alabastii nosi takie cudeńka, to będzie nam łatwiej prowadzić śledztwo.
Okulista wyraźnie posmutniał, po czym odparł:
- Przykro mi, ale nie mogę na to wyrazić zgody.
- A niby czemu? - spytała Cleo oburzonym tonem.
Mężczyzna popatrzył na nią smutnym wzrokiem, a następnie odparł:
- Bardzo mi przykro, ale muszę tutaj odmówić waszej prośbie i wcale nie jest to złośliwość ani nic z tych rzeczy. Tu chodzi o tajemnicę lekarską. Uprzedzałem, że nie będę mógł mówić o tym, co może właśnie złamać tę tajemnicę.
- Ale to jest bardzo ważne! - zawołała nasza przyjaciółka - Przecież moja szefowa Francesca siedzi za coś, czego nie zrobiła! A pan może mieć dowody ukazujące tożsamość prawdziwego sprawcy!
- Być może, ale tajemnica zawodowa obowiązuje. Zrozumcie... Etyka zawodowa.
Byliśmy wyraźnie zawiedzeni, bo przecież w takim oto wypadku nie mieliśmy choćby najmniejszego nawet tropu względem tego szkiełka.
- No dobrze, rozumiemy pana - powiedział detektyw z Alabastii - W mieście jest tylko jedna apteka. Jeśli więc ktoś w tym mieście zakupił sobie szkła kontaktowe firmy „Solaris“, to będziemy o tym wiedzieli.
- O ile oczywiście to szkiełko należy do kogoś, kto mieszka w tym mieście - powiedziała Cleo - Bo przecież równie dobrze może ono należeć do kogoś zupełnie obcego, który już dawno opuścił miasto i w życiu go nie znajdziemy.
- Możliwe, ale istnieje duża możliwość, że w Alabastii ktoś takie szkła nosi i ten ktoś był wczoraj na pokazie iluzji Francesci - odparł Ash.
- Tak, ale to szkło wcale nie musi mieć związku ze sprawą.
- Wiem, jednak póki co przyjmijmy, że ma... Jeżeli więc to prawda, to będziemy mogli namierzyć prawdziwego złodzieja.
- Ech... To jest śledztwo oparte jedynie na przypuszczeniach.
- Przykro mi, ale tak to już bywa w pracy detektywa.
Cleo pokiwała smutno głową, po czym powoli wyszła razem z nami z gabinetu lekarza, aby kontynuować nasze śledztwo.

***


Aptekarz miał około pięćdziesiąt lat, był niski, krępy, miał siwe włosy oraz szare wąsy, jak również jasno-niebieskie oczy. Sprawiał, podobnie jak okulista, naprawdę przyjemne wrażenie. Wskutek tego miałam nadzieję, że zechce on nam powiedzieć to, czego nam potrzeba.
- Słucham was, moi drodzy? - spytał aptekarz, gdy weszliśmy do jego sklepu - O co chodzi?
Ja i Ash pokazaliśmy natychmiast swoje licencje detektywów.
- Ash Ketchum i Serena Evans, detektywi z Alabastii - powiedział mój chłopak.
- Cleo Winter, ich asystentka - dodała nasza przyjaciółka.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu, przypominając nam o swojej obecności.
- No i oczywiście nasz wierny Pikachu - zaśmiałam się, po czym szybko spoważniałam - Czy może pan nam udzielić odpowiedzi na kilka pytań?
- Oczywiście, że tak - odpowiedział z uśmiechem mężczyzna - Wiele o was słyszałem i będzie mi bardzo miło pomóc wam w śledztwie. A zatem słucham... Czego wam trzeba?
- Chodzi nam o szkła kontaktowe firmy „Solaris“ - powiedział Ash - Chcemy wiedzieć, kto w Alabastii kupuje takie szkła.
Aptekarz uśmiechnął się wesoło.
- I tylko tyle? Kochani, już wam to mówię.
Następnie zajrzał do księgi dochodów (czy co to tam było), po czym zaczął ją dokładnie przeglądać.
- Aha! Tak! Doskonale! - zawołał radośnie - Dobrze pamiętałem! W całym mieście jest tylko jedna osoba, która kupuje te szkła. Inni ludzie wolą kupować soczewki z innych, tańszych firm.
- Pewnie na inne ich nie stać - stwierdziłam.
- Może i nie stać, ale ta firma jest stosunkowo nowa - wyjaśnił nam aptekarz - Nie cieszy się wielką popularnością tutaj, w Kanto. Co innego w Sinnoh, skąd pochodzi.
- Firma „Solaris“ pochodzi z Sinnoh? - spytałam.
- No tak - kiwnął głową nasz rozmówca - Także w Alabastii nie cieszy się ona wielką popularnością i tylko jedna osoba je u mnie kupuje. W sumie to nawet tylko dla niej zamawiam te cacka. Gdyby nie ta osoba, to w ogóle bym tego nie zamawiał. Nie opłacałoby mi się to.
- Rozumiem - rzekł Ash - A proszę powiedzieć, co to za osoba?
- A nie mówiłem już tego? - zdziwił się nasz rozmówca.
- Ano nie mówił pan - odpowiedziałam.
Aptekarz uderzył się dłonią w czoło i parsknął śmiechem.
- Wybaczcie mi, kochani. Kiedyś zapomnę własnej głowy. No, ale już wam mówię.
Następnie sprawdził jeszcze raz nazwisko w swej księdze i rzekł:
- To kobieta. Nazywa się Judy Wilde.
- Wilde?! - zawołałam zaszokowana.
- Pika-pika?! - pisnął Pikachu.
Spojrzałam na mojego chłopaka, którego mina mówiła, że myśli o tym samym, co ja.
- Przecież ten okradziony nazywa się Nicholas Wilde! - zawołałam.
- No właśnie! - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash - To musi być jego krewna. Teraz pytanie tylko, czy to żona, córka czy ktoś inny?
- Jest tylko jeden sposób, aby to sprawdzić - stwierdziła Cleo.
- Iść do pana Wilde’a i zapytać go o to? - spytałam.
- Dwa sposoby - mruknęła panna Winter - W sumie to mi chodziło o coś innego. O coś w rodzaju jakieś internetowej bazy danych, ale wy chyba wiecie lepiej, co robić. Wybaczcie, nie chcę wam się wtrącać.
- Spokojnie... Rozumiemy cię i nie mamy żalu - odparł detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał radośnie Pikachu.
- No to chodźmy do pana Wilde’a. Ciekawe, co też on nam powie? - zapytałam zadziornie.

***


Po tej rozmowie cała nasza trójka (jeśli nie liczyć Pikachu, który cały czas się nas trzymał) poszła do domu, w którym mieszkała Judy Wilde. Kobieta okazała się być uroczą z wyglądu dwudziestosiedmioletnią osobą płci żeńskiej. Miała ona ciemno-szare włosy, jasno-fioletowe oczy, a także bardzo ładny, kształtny nosek.
- Witam serdecznie - powiedziała kobieta - W czym mogę wam służyć, kochani?
- Czy zastaliśmy może pana Nicholasa Wilde’a? - spytał Ash.
- Przykro mi, ale nie - odpowiedziała kobieta - Mojego męża nie ma w domu.
- Męża? - zdziwiłam się.
Judy Wilde popatrzyła na mnie uważnie, wyraźnie bardzo zdumiona moim pytaniem.
- A tak, męża. A co?
- Nie, nic - odparłam szybko - Po prostu nie wiedziałam, że pan Nick Wilde jest pani mężem.
- Tak czasami bywa, że nie wiemy wszystkiego, co nas interesuje, ale potem się tego dowiadujemy i nasza wiedza zostaje uzupełniona przez dodatkowe informacje - stwierdziła dość filozoficznym tonem kobieta - O co więc wam chodzi?
Ash pokazał licencję detektywa, ja uczyniłam to samo.
- Pani Wilde, musimy porozmawiać z pani mężem na temat tego, co się stało dzisiaj w południe - powiedział po chwili mój luby.
- Mój mąż jest na mieście, musiał coś załatwić - odparła Judy - Poza tym policja już go przesłuchiwała w tej sprawie i nie wiem, co mógłby on wam więcej powiedzieć.
- A pani nie może tego zrobić? - spytała Cleo.
- Przykro mi, ale nie jesteście z policji, dlatego muszę wam odmówić - rzekła pani Wilde - Poza tym nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać.
Nagle usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk, jakby chichot złego clowna. Chwilę później ukazał się Gastly, Pokemon duch przypominający fioletową kometę. Zachichotał on delikatnie, po czym zaczął robić głupie miny, widocznie chcąc nas w ten sposób rozbawić.
- Gastly, kochanie! - jęknęła kobieta z głosem pełnym politowania - Naprawdę musisz ciągle urządzać te swoje zwariowane pomysły?
- To jest pani Pokemon? - spytałam.
- No tak - uśmiechnęła się Judy - Jest naprawdę uroczy, musicie to przyznać.
- Tak, bardzo uroczy - rzekła z kpiną w głosie Cleo.
Pani Wilde widocznie nie zwróciła na to uwagi, ponieważ przywołała do siebie swego Pokemona i pogłaskała go po głowie. Nie wiedzieć czemu widząc te scenę przypomniałam sobie, jak Królowa Kier miała problem z tym, aby ściąć głowę Kotu z Cheshire, który ukazał się jako... głowa, bo jak można odrąbać głowę komuś, komu ciało składa się z samej głowy? Lekko zaśmiałam się do moich myśli, po czym popatrzyłam na Asha.
- To co? Idziemy? - spytałam.
- Tak, ale jeszcze jedno - rzekł mój luby - Mam pytanie, pani Wilde.
- Proszę, pytaj - zgodziła się kobieta.
- Chodzi o pani męża. Czy on nosi okulary?
- Nie. On nosi szkła kontaktowe.
- Czy kupowała mu je pani ostatnio w miejscowej aptece?
- Tak. A czemu was to interesuje?
- Z ciekawości. Dziękuję, proszę pani. Sereno, Cleo... Chodźmy już.
Następnie pożegnaliśmy panią Wilde i poszliśmy w swoją stronę.
- Ech... To po prostu okropne - jęknęła Cleo Winter - Już byliśmy tak blisko rozwiązania sprawy, a tu proszę... Taki niefart.
- Nie obraź się, Cleo, ale ty raczej nie byłabyś dobrym detektywem - powiedziałam - Za szybko się poddajesz.
- Przykro mi, ale tak już mam. Poza tym pewne sprawy nie da się już raczej w moim przypadku rozwiązać - rzekła smutnym głosem nasza nowa znajoma - Weźcie chociażby sprawę mojej siostry. Biedna Josephine. Po śmierci została zniszczona przez tych pismaków! Tak bardzo chciałabym oczyścić jej imię, ale nie wiem, czy mi się to uda. Raczej nie.
Nagle spojrzała na nas dość podnieconym wzrokiem.
- A może wy byście się tym zajęli? - zasugerowała.
- Chodzi o pośmiertną rehabilitację twojej siostry? - zapytałam.
- Właśnie! Słyszałam o was bardzo wiele i myślę, że jeśli ktoś ma się tym zająć, to właśnie wy. Więc jak? Mogę na was liczyć?
Spojrzałam pytająco na Asha nie chcąc podejmować za niego decyzję, mimo iż on sam miał dziwny zwyczaj podejmowania niekiedy decyzji za nas wszystkich.
- Wiesz, właściwie to sam nie wiem - powiedział detektyw z Alabastii - Prawdę mówiąc bardzo chętnie się tym zajmę, ale jeszcze nie teraz. Jak na razie mamy co innego do zrobienia.
- No wiem, wybaczcie mi. Głupia jestem - rzekła smutno Cleo - Ale wiecie... To była moja jedyna siostra i zastępowała mi ona rodziców. Chyba rozumiecie, czemu mi tak bardzo na tym zależy, prawda?
- Oczywiście, że cię rozumiemy - odparł ze współczuciem w głosie mój ukochany - Ale ty w zamian za to musisz zrozumieć, że jak na razie mamy inną sprawę do załatwienia i ta sprawa jest niestety naprawdę bardzo pilna, dlatego też... Sama rozumiesz.
- No tak, w końcu Francesca może pójść siedzieć za coś, czego wcale nie zrobiła - stwierdziła smutno panna Winter.
- Wiesz, zawsze jest nadzieja, że jednak nie skończy w więzieniu - wyjaśniłam jej - Nie jestem co prawda prawnikiem, ale wiem to i owo o prawie panującym w Alabastii. Francesca za kradzież zegarka raczej nie pójdzie siedzieć. Po prostu dostanie wyrok w zawiasach. Mała szkodliwość czynu i w ogóle.
- Co z tego?! - jęknęła Cleo - Jej opinia na zawsze zostanie zniszczona tak samo, jak dobre imię mojej siostry.
Spojrzałam na dziewczynę uważnie, zaczynając powoli coś rozumieć.
- To dlatego tak bardzo ci zależy na rozwiązaniu tej sprawy, prawda? - spytałam - Kolejna bliska ci osoba może zostać zniszczona, więc chcesz jej tego oszczędzić.
- Dobrze główkujesz - zaśmiała się nasza nowa znajoma - Widać, że praca u boku słynnego detektywa przynosi pozytywne efekty. Chociaż... Ty pewnie zawsze byłaś bystra.
- Dziękuję za piękne słowa, ale mylisz się - wyjaśniłam jej przyjaźnie - Przykro mi, bo masz o mnie raczej zbyt idylliczne wyobrażenie. Nie byłam zawsze mądra i odważna, jeśli w ogóle teraz taka jestem.
- Jesteś, kochanie - rzekł Ash.
- Pika-pika-chu! - poparł go Pikachu.
- Dziękuję za miłe słowa - powiedziałam czule - Jesteś kochany.
- A ja dziękuję za twoją obietnicę - rzekła Cleo - Serena ma rację. Ty jesteś naprawdę kochany.
Następnie objęła go i pocałowała czule w policzek.
- Dobrze, to ja teraz idę do Centrum Pokemon. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej, a cała sprawa zostanie przez was wyjaśniona. Pamiętajcie... Ja umiem się odwdzięczyć, zapewniam. Ja jestem Cleo Winter... A rodzina Winterów zawsze ceniła sobie honor oraz długi wdzięczności.
- Miło nam to słyszeć - rzekł z uśmiechem na twarzy Ash.
Widocznie buziak od niej bardzo mu się spodobał, co z kolei mnie bardzo się nie podobało, dlatego chrząknęłam głośno, on zaś zachichotał delikatnie.
- Licz na nas, Cleo. Francesca jest moją przyjaciółką i na pewno nie zostawię jej samej, nawet jeśli nie grozi jej poważna konsekwencja karna.
- Dokładnie tak - poparłam go - Bo przecież jeden za wszystkich i wszyscy za jednego, to jest dewiza prawdziwej przyjaźni. Nie zostawimy Francesci samej, masz nasze słowo.
Dziewczyna była wyraźnie uradowana naszymi słowami.
- Dziękuję wam. Pamiętajcie też, że w razie czego chętnie pomogę.
Po tych słowach Cleo poszła do Centrum Pokemon, a ja spojrzałam na Asha z wyrzutem.
- No co? - spytał mój chłopak.
- Musiała cię całować? - burknęłam.
- Ej, Sereno! Daj spokój! Przecież nic się nie stało.
- Stało się. Ona cię pocałowała.
- Ale przecież nie za moją zgodą.
- Ale tobie się to podobało.
- Proszę cię... Wolę, jak ty mnie całujesz.
- No, ja mam nadzieję - zachichotałam, po czym objęłam go mocno i pocałowałam w usta.

***


Po powrocie do domu Delii opowiedzieliśmy reszcie naszej drużyny o naszych postępach w śledztwie. Wszyscy byli tym wyraźnie zaintrygowani, a zwłaszcza Max, choć jeżeli o niego chodzi, to moim zdaniem bardziej go zachwycało to, że Cleo Winter brała czynny udział w śledztwie. Żałował również tego, iż nie mógł nam towarzyszyć wtedy, kiedy chodziliśmy po mieście i zdobywaliśmy wiedzę.
- Mam nadzieję, że jednak zdołam jeszcze ją zobaczyć - rzekł chłopiec wyraźnie zachwyconym głosem - W końcu to bardzo miła i niesamowicie urocza dziewczyna.
- Ech... Zakochany - burknęła Bonnie.
Nie mówiła tego wprost, ale moim zdaniem wyraźnie była zazdrosna o naszego kochanego hakera. Podzieliłam się po cichu z Ashem i Clemontem z moim spostrzeżeniem. Obaj chłopcy byli tego samego zdania.
- Nasz drogi Max się wyraźnie zakochał, ale nie widzi tego, że nasza mała Bonnie ma do niego słabość - zachichotałam.
- Moim zdaniem to nawet lepiej - stwierdził Clemont - Bonnie taka mała lekcja się przyda. W końcu czasami naprawdę jest zbyt pewna siebie. Moim zdaniem dzięki temu jej ego zostanie poważnie zmniejszone.
- Tylko Max powinien zrozumieć, że jego słabość do panny Winter do niczego nie zmierza - wyjaśnił Ash - Ona jest od niego o wiele starsza.
- Wiesz, miłość nie wybiera po dacie urodzenia - zachichotałam nieco filozoficznym tonem.
- To prawda - zgodził się ze mną mój luby - Choć ja nigdy nie latałem za starszymi od siebie.
- Za to starsze od ciebie latają za tobą.
- Słucham?
- Nieważne. Tak czy inaczej, to cała ta sprawa robi się coraz bardziej ciekawa.
- Raczej intrygująca - rzekł Clemont, patrząc na Asha - Kogo typujesz na winnego?
- Jak na razie to jeszcze nikogo - odpowiedział detektyw z Alabastii - Typowałbym pana Wilde’a, bo to jemu żona kupowała szkła kontaktowe, ale cóż... To tylko jej słowa. Równie dobrze może zmyślać.
- Ale jaki by miała powód, żeby to robić? - spytałam.
- Nie wiem, ale wiem, że pana Wilde’a i Francescę coś musi łączyć, ale póki nasza kochana iluzjonistka siedzi cicho, nie dowiedziemy niczego. Prócz tego jeszcze te szkła kontaktowe, które to nosi pan Nicholas Wilde. Wszystko pasuje do siebie.
- Sądzisz, że to on podłożył swój zegarek Francesce, aby ją wrobić? - spytałam.
- Ale po co miałby to robić? - zapytał Clemont.
- Nie wiem - pokręcił załamany głową Ash - Ale liczę na to, że się tego dowiemy.
Postanowienie mojego chłopaka nam wszystkim przypadło do gustu, dlatego też mając je wciąż świeżo w głowie poszliśmy spać, aby wstać rano pełni zapału, chociaż prawdę mówiąc nie miałam pojęcia, w jaki to sposób mamy kontynuować nasze śledztwo. Na szczęście Sherlock Ash miał głowę nie od parady i wiedział, co należy zrobić, dlatego też podczas śniadania podzielił się z nami swoim planem.
- Przede wszystkim, Max... Zanim pójdziesz do pracy poszperaj dla mnie nieco w internecie na temat Francesci.
- Nie ma sprawy! - zawołał nasz haker - Co konkretnie cię interesuje?
- Powiązania jej osoby z Nicholasem Wildem. No i chcę też wiedzieć coś o nim samym.
- No i o jego żonce - dodałam - Moim zdaniem ją też warto by zbadać.
- Racja, Sereno - uśmiechnął się do mnie czule Ash - Masz absolutną rację. Warto ją sprawdzić.
- Spoko! Robi się, kochani! - zasalutował nam po wojskowemu Max, po czym pobiegł szybko do swojego laptopa, aby sprawdzić dane na temat interesujących nas osób.
Oczywiście nie omieszkał zabrać ze sobą niedokończonego śniadania, aby móc pracować i nie stracić przy tym sił.

My tymczasem kontynuowaliśmy śniadanie, rozmawiając przy tym z resztą naszej drużyny o tym, co właśnie miało miejsce. Nie wiedzieliśmy, jak sprawy się potoczą, ale mieliśmy wielką nadzieję, iż uda się nam w końcu rozwikłać tę sprawę, która naprawdę robiła się bardzo intrygująca.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Delia poszła go odebrać, a gdy wróciła, powiedziała:
- Ash, dzwoni porucznik Jenny. Mówi, że to pilne.
- Pilne? - zapytał zdumiony Ash.
- Ciekawe, co to takiego? - dodała Bonnie.
- Czyżby Francesca zaczęła wreszcie śpiewać? - spytała Dawn.
- Jeżeli tak, to chyba na bardzo cienką nutę - zaśmiał się jej brat - No dobra, sprawdzę to.
Mój chłopak ruszył natychmiast w kierunku telefonu, a jego wierny Pikachu oczywiście nie omieszkał ruszyć za nim.
- A wy od rana jak zwykle na tropie - zachichotał pan Meyer, patrząc z uśmiechem na naszą drużynę oraz jedząc swoje śniadanie.
- Jak powiada Ash, taka karma - zażartował sobie Clemont.
- Albo taka fucha - powiedziała Bonnie.
Steven Meyer zachichotał, słysząc te słowa.
Chwilę później Ash i Pikachu wrócili do salonu.
- Miałaś rację, siostrzyczko! - zawołał mój chłopak - Francesca chce ze mną rozmawiać! Sereno, jedziemy na posterunek!
- Jedziemy? - spytałam.
- Owszem... Bierzemy motorek czy wolisz tandem?
- A coś się nagle taki zmotoryzowany zrobił, braciszku, co? - spytała Dawn z przekąsem w głosie - Zwykle wolisz chodzić pieszo, zwłaszcza, że masz całkiem blisko.
- Mam wyjątkowo dobry humor i chcę podwieźć swoją dziewczynę, a nie kazać jej chodzić pieszo - wyjaśnił mój chłopak.
- Poważnie? - zażartowała sobie panna Seroni - Wobec tego może też okażesz taką życzliwość swojej młodszej siostrze?
- Niech twój chłopak ci ją okaże. Od czegoś go chyba masz, prawda?
Dawn rzuciła w niego butem.
- Nie lubię cię!
- A ja ciebie bardzo, siostrzyczko - zaśmiał się Ash, odrzucając wesoło jej but - Sereno, więc co wybierasz?
- Oczywiście motor! - zawołałam radośnie.
Następnie skoczyłam w kierunku wyjścia wraz z moim lubym i jego Pikachu. Detektyw z Alabastii w międzyczasie narzucił na siebie swój wierny płaszcz, po czym zawołał do naszych przyjaciół:
- Widzimy się później!
Już miał wyjść, gdy spojrzał na Dawn i powiedział:
- A przy okazji... Wiem, że mnie kochasz, siostrzyczko.
- Poważnie? A co niby jeszcze wiesz?
- To, że ty także o tym wiesz.
- O czym niby wiem?
- Że mnie kochasz.
- Hmm... Czy ja to wiem? - panna Seroni udawała, że się zastanawia - Tak, owszem. Wiem to. Ale nie zmienia to faktu, iż teraz cię nie lubię.
- Przejdzie ci - rzucił obojętnie Ash, wychodząc ze mną.

***


Rzecz jasna skorzystałam z tego, że mój ukochany ma nagle wielką chęć sprawiania mi przyjemności i postanowiłam pojechać razem z nim na motorze w kierunku posterunku policji, nie zaś iść tam pieszo, jak mieliśmy to w zwyczaju. Nim jednak to zrobiliśmy, podbiegł do nas jakiś chłopak w wieku może około siedmiu lat. Był wyraźnie czymś przejęty.
- Pan Ketchum? - spytał, patrząc na detektywa z Alabastii.
- Owszem, to ja - powiedział Ash - O co chodzi?
- Mam list do pana - rzekł gwoli ścisłości dzieciak, po czym podał nam jakąś kartkę papieru.
Gdy już to zrobił popatrzył na nas wyczekująco niczym portier czy boy hotelowy czekający na napiwek.
- Życzysz sobie czegoś? - spytałam.
- Ja... W sumie to nie... Tylko chciałem się czegoś dowiedzieć - rzekł chłopaczek nieśmiałym tonem - Czy to ty jesteś tym Ashem Ketchumem, co obronił niedawno tytuł Mistrza Pokemon Ligi Kalos?
- Prawdę mówiąc nigdy nie groziło mi to, że mogę go stracić, ale tak, to właśnie ja - rzekł w odpowiedzi mój ukochany.
Dzieciak radośnie pisnął i podskoczył z radością, gdy tylko usłyszał te słowa.
- Poważnie?! To naprawdę ty?! Jupi! Ale czad! To niesamowite! Mogę cię wreszcie poznać! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię teraz widzę! Jestem twoim wielkim fanem! Na arenie w Kalos dałeś takiego czadu, że hej! Obroniłeś honor Kanto!
- Coś mi mówi, że miał on jakieś kontakty z Macy - powiedziałam po cichu na ucho mojego chłopaka.
- To niewykluczone - zaśmiał się Ash, głośno zaś dodał: - No dobrze, stary. Mów, czego sobie życzysz.
- Jeżeli to nie jest problem, to ja... Bym chciał... Prosić o... autograf - chłopiec wypowiadał te słowa rumieniąc się na twarzy.
Ash zachichotał delikatnie, wyjął długopis i rozejrzał się za czymś do pisania. Chłopiec szybko podał mu więc jakiś notes. Mój chłopak zostawił tam swoją parafkę.
- Proszę, stary. Mam nadzieję, że sprawiłem ci tym chociaż niewielką przyjemność.
- Niewielką?! Stary, ty sprawiłeś mi ogromną przyjemność! - zawołał radośnie chłopiec - Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy! Niech no tylko moi koledzy się o tym dowiedzą! Pękną z zazdrości!
Następnie pobiegł przed siebie zostawiając nas samych.
- Całkiem miły chłopak - powiedział z przekąsem Ash.
- Owszem. Żeby tylko nie wyrósł na kogoś w rodzaju panny Macy - zaśmiałam się delikatnie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Tak, Sereno... Zostaje nam mieć nadzieję, że nie pójdzie w jej ślady - zachichotał mój chłopak - Ale nieważne. Zobaczmy, jaką wiadomość nam zostawił ten uroczy młodzieniec.
Następnie rozłożył on kartkę i przeczytał to, co było na niej napisane:

Jeśli zależy Ci na tym, aby się dowiedzieć, kto jest winien kradzieży złotego zegarka pana Wilde’a, to przyjdź o 10:00 do teatru, w którym miało miejsce wczoraj to feralne przedstawienie iluzjonistyczne. Żadnej policji, bo nici z rozmowy.

Ash przeczytał kartkę i podał ją potem mnie, abym zapoznała się z jej treścią, co oczywiście zrobiłam.
- Interesujące... Co o tym sądzisz?
- Pika-pika? - spytał Pikachu.
- Sam nie wiem, kochanie, ale moim zdaniem to może być zasadzka - odpowiedział mi Ash - Nie wiem tylko, po co zastawiona.
- Pewnie ktoś chce nas uciszyć i wykorzystać okazję, że będziemy z nim sam na sam i wtedy...
Detektyw z Alabastii parsknął śmiechem, słysząc te rozważania.
- Weź, proszę cię! Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach akcji. No dobrze, w życiu także się zdarzają, ale spokojnie... Moim zdaniem raczej nikt nie chce nas uciszyć, a już na pewno nie ostatecznie.
- Więc po co zostawił nam anonim z propozycją spotkania?
- Nie wiem, ale powinniśmy tam iść. Która godzina?
 Zerknęłam na zegarek.
- Ósma rano.
- Doskonale - rzekł Ash, zacierając sobie dłonie - Jedziemy najpierw na posterunek policji, a potem do teatru. Być może obie te wizyty nam coś pomogą.
Miałam nadzieję, że ma on rację, choć nie chciałam zapeszyć, więc nic nie mówiłam.

***


Zgodnie z planem pojechaliśmy najpierw na posterunek policji. Jenny bardzo się ucieszyła, gdy nas tam zobaczyła.
- Miło mi was widzieć - powiedziała na dzień dobry - Ta głupia pani czarodziej nie chce z nikim rozmawiać, tylko z wami.
- Czy zdradziła ci może coś na temat swojej sztuczki ze znikającymi przedmiotami? - spytałam.
- Nie... Wciąż się zasłania kodeksem magika i takimi innymi bzdurami - odpowiedziała mi policjantka z lekką irytacją - No, ale być może wy ją przekonacie do zmiany zdania.
- Mam naprawdę wielką nadzieję, że tak właśnie będzie - odrzekł Ash głosem pełnym nadziei - W końcu nie z takimi sprawami sobie radziliśmy.
Pani porucznik popatrzyła na nas wesoło.
- Doskonale... Osobiście was ozłocę, jeśli przekonacie ją do tego, żeby już przestała się zgrywać i zaczęła gadać.
- Spokojnie, nie takie rzeczy się już robiło - powiedział detektyw z Alabastii bardzo pewnym siebie tonem.
Pikachu jęknął załamany, gdy usłyszał ten ton. Wiedziała, co on ma na myśli. Naprawdę mój ukochany czasami naprawdę niekiedy przesadzał z twoją swoją wiarą w siebie, która chwilami stawała się po prostu zwykłym zarozumialstwem. Niekiedy ta cecha mnie w nim denerwowała i to bardzo, jednak prawdę mówiąc zawsze umiem mu ją wybaczyć, gdyż dobrze wiem, że praktycznie każdego geniusza ta wada dotyka. Poza tym w parze z jego chwaleniem swojej osoby od czasu do czasu szło również bycie naprawdę bystrym i zdolnym chłopakiem, co wszak miało ogromne wręcz znaczenie, dlatego właśnie można mu było wiele wybaczyć.
- To co? Idziemy? - spytałam.
- Jak najbardziej - zgodził się z moim chłopakiem - Idziemy.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, machając bojowo łapką.
Powoli zeszliśmy do policyjnego aresztu, gdzie na pryczy siedziała właśnie Francesca. Jej mina zdecydowanie nie należała do zadowolonych.
- Witajcie, moi mili - powiedziała, kiedy tylko nas zobaczyła - Cieszę się, że tu przyszliście.
- Poważnie? Ja jakoś nie widzę, żebyś skakała z radości - odparłam z ironią w głosie.
- A dziwisz mi się? - spytała kobieta - Przecież siedzę w pace.
- Nie musiałabyś tutaj siedzieć, gdybyś uparcie nie bawiła się z nami w te swoje tajemnice - stwierdziłam - Może wreszcie przełamiesz tę zmowę milczenia i zechcesz nam łaskawie powiedzieć, jak zrobiłaś tę sztuczkę, przez którą ściągnęłaś na siebie takie kłopoty? Może dzięki temu byśmy wszystko zrozumieli i moglibyśmy łatwiej rozwikłać tę sprawę.
Francesca uśmiechnęła się do nas delikatnie, po czym pokręciła głową na znak odmowy.
- Przykro mi, ale muszę odrzucić waszą propozycję. Po prostu kodeks magika zabrania mi zdradzać szczegóły mojej magii. Takie zasady. Proszę, wybaczcie mi, ale naprawdę nie mogę wam tego powiedzieć.
- Poważnie? Więc po co nas tu wezwałaś? - spytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Bo przemyślałam sobie kilka spraw i chyba już wiem, jak mogę wam pomóc - powiedziała Francesca - Widzicie... Kłamałam wam mówiąc, że nie znam wcale Nicholasa Wilde’a.
- Poważnie? Sam bym się tego nigdy nie domyślił - mruknął bardzo złośliwie Ash.
Iluzjonistka spojrzała na niego smutno i z wyrzutem.
- Twój sarkazm jest zbyteczny.
- Nie wydaje mi się - odpowiedział jej detektyw - Ukrywanie ważnych dla całej sprawy faktów nie jest zbyt mądre, moja droga i to tylko utrudnia nam zadanie.
- Wiem, ale uwierzcie mi... To, co ukrywam wcale nie jest dla mnie powodem do dumy.
- Domyślam się tego... Inaczej byś niczego przede nami nie ukrywała, bo miałabyś czyste sumienia. No to zasuwaj kawę na ławę... Co cię łączy z tym panem?
- Teraz już nic, ale kiedyś łączyło - wyjaśniła Francesca - Kiedyś on i ja byliśmy parą. Potem jednak nasze drogi się rozeszły. On chciał zostać koordynatorem Pokemonów i występować jedynie w obrębie Sinnoh. Ja zaś chciałam podróżować po świecie jako iluzjonistka. Nie mogliśmy się w tej kwestii dogadać, więc cóż... Doszło między nami do rozstania.
Po tych słowach wyjęła ona z rękawa talię kart i zaczęła się nią wesoło bawić.


- Wiem, że podjęłam słuszną decyzję, jednak Nick nigdy mi tego nie darował. Uważał, iż nie może być w związku z iluzjonistką. Twierdził, że to jest niepoważny zawód. Przyjemny, ale niepoważny, a poza tym podróże jakoś nigdy go nie nęciły.
- Rozumiem. A wczoraj spotkaliście się po latach - zauważyłam - Jak wyglądało to wasze spotkania?
- Nijak. Nie widziałam się z nim przedtem, zanim on i jego droga żona nie oskarżyli mnie o kradzież tego złotego zegarka.
- Domyślam się, że byłaś zawiedziona jego postawą w tej sprawie, prawda? - spytałam.
- Więcej... Byłam załamana. Spotykam go po latach, jestem gotowa się z nim pogodzić, nawiązać przyjaźń z nim i jego żoną, a on co? Takie coś mi robi. Wiecie, jak to boli? Sądziłam, że on mnie zna i mi ufa, a tu proszę... I pomyśleć, że ja go kiedyś kochałam. Jakie to żałosne...
- Niekoniecznie - powiedział filozoficznym tonem Ash - Miłość może być żałosna tylko wtedy, gdy dobrze wiemy, że przez nią cierpimy, a mimo to wciąż jeszcze w nią brniemy.
- Innymi słowy miłość może być żałosna tylko wtedy, kiedy przez nią tracimy rozum - dodałam.
Pikachu zapiszczał na znak, że całkowicie się ze mną zgadza. Mina mojego chłopaka, który obdarzył mnie przyjemnym uśmiechem mówiła mi, że również on tak uważa. Ich aprobata bardzo mnie ucieszyła.
- Czy to wszystko, co możesz nam powiedzieć o Nicholasie Wildzie? - spytał Ash.
- W sumie to nie wiem, czy coś jeszcze mogę wam przekazać - odparła Francesca - Niczego więcej sobie nie przypominam. Chyba, że macie jakieś pytania.
- Ja mam tylko jedno pytanie... Czy on miał kłopoty ze wzrokiem, gdy się znaliście?
Iluzjonistka zastanowiła się przez chwilę.
- Nie jestem pewna. Chyba nie, ale wiecie... Wtedy mógł mieć dobry wzrok, a dzisiaj jest on gorszy, dlatego trudno mi cokolwiek w tej sprawie powiedzieć. W każdym razie okularów nie nosił, więc chyba nie miał złego wzroku. Chyba, że używał szkieł kontaktowych, ale niestety... Nic mi o tym nie wiadomo.
- Rozumiem. No to chyba na razie wszystko - powiedział detektyw z uśmiechem - Pogadam z Jenny. Może cię wypuści za kaucją albo za moim poręczeniem. Co będziesz tutaj gnić aż do zakończenia śledztwa?
Wyszliśmy z aresztu i porozmawialiśmy z Jenny. Opowiedzieliśmy jej to, czego się dowiedzieliśmy od Francesci. Policjantka nie ukrywała swojej satysfakcji, kiedy wyjaśniliśmy, że nie przekonaliśmy ją do zmiany zdania w kwestii jej kodeksu magika.
- Tak myślałam, że w tej sprawie ona pozostanie nieugięta - zaśmiała się pani porucznik - Ale nieważne. Najważniejsze jest to, że mamy już jakiś punkt zaczepienia.
- Uważasz, że to Nick Wilde podrzucił swojej dawnej dziewczynie ten złoty zegarek, aby ją ośmieszyć publicznie? - spytałam.
- Nie inaczej. Tylko on miał do tego motyw.
- A niby jaki?
- Pewnie chce się na niej odegrać za to, że wybrała karierę, która jemu nie odpowiadała i ich związek na tym ucierpiał.
- Uważasz, że po latach chciałby się on na niej mścić? Za coś takiego?
- A czemu by nie? Twoim zdaniem to niemożliwe?
- Może i możliwe, ale jakoś naciągane.
Jenny westchnęła załamana, słysząc moje słowa.
- Sereno, błagam cię! Ludzie są tylko ludźmi. Bez względu na to, jakie czasy nastaną, negatywne namiętności drzemiące w ich sercach pozostaną zawsze takie same. A tutaj przecież mamy do czynienia właśnie z bardzo negatywnymi namiętnościami. Wiecie... Odrzucenie przez ukochaną osobę, brak wzajemności czy też walki o wspólny związek. To może wywołać chęć zemsty, zapewniam was.
- Mówisz to z autopsji czy tak tylko sobie gadasz? - zapytał z ironią w głosie Ash.
Ja i Pikachu parsknęliśmy śmiechem, a policjantka popatrzyła na nas groźnym wzrokiem.
- Nie bądźcie tacy cwani, bo jeszcze inaczej sobie z wami pogadam. A tak z innej beczki, to dokąd teraz się wybieracie?
Oczywiście powiedzieliśmy jej. Uznaliśmy, że lepiej będzie, aby ona o tym wiedziała, zwłaszcza jeśli istniało ryzyko, iż tajemniczy autor anonimu może nam chcieć zrobić krzywdę, a taka możliwość istniała i to było więcej niż pewne. Musieliśmy więc mieć małe wsparcie.
- Dam wam do pomocy Boba i kilku ludzi - powiedziała Jenny - Będą oni w pobliżu teatru. Macie krótkofalówki?
- A mamy - odpowiedziałam jej wesoło - To jest przecież standardowe wyposażenie każdego detektywa.
- Jak miło mi to słyszeć - zachichotała policjantka - Doskonale. A więc bierzmy się do dzieła!

***


Po tej rozmowie ja i mój ukochany oraz Pikachu wsiedliśmy na motor, którym pojechaliśmy do budynku teatru. Tam zaś zaczęliśmy szukać osoby, z jaką mieliśmy się spotkać. Sierżant Bob i kilku jego ludzi zostało przed budynkiem, rzecz jasna w cywilnych ubraniach. Byli oni gotowi na to, aby w odpowiednim momencie wkroczyć do akcji, gdyby zaszła taka potrzeba, a podejrzewaliśmy, że zajdzie.
- Dobra, to co teraz robimy? Dokąd idziemy? - spytałam, gdy byliśmy już wewnątrz budynku opuszczonego teatru.
W budynku nie było nikogo, ponieważ poza ważnymi uroczystościami wystawianymi za zgodą samego burmistrza nie wystawiano w nim żadnych przedstawień. Dlatego też byliśmy zupełnie sami.
- Spróbujmy znaleźć tego kogoś, kto napisał nam ten liścik - rzekł Ash w odpowiedzi na moje pytanie.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, siedzący mu na ramieniu.
- Tylko gdzie my mamy go znaleźć? - spytałam.
- Wy nie musicie mnie szukać. To ja was znalazłem - rzekł nagle jakiś dość mroczny bas.
Rozejrzeliśmy się uważnie dookoła siebie. Nie wiedzieliśmy, gdzie ten ktoś jest, ale na pewno był w pobliżu, skoro wyraźnie go słyszeliśmy.
- Gdzieś jesteś?! - zawołałam.
- I kim jesteś? - dodał Ash.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
- Dowiecie się tego w swoim czasie - powiedział ponury bas - Tak czy inaczej tracicie tylko czas przesłuchując Francescę. Ona jest niewinna i nie ma nic wspólnego z tą kradzieżą.
- Więc kto jest za nią odpowiedzialny? TY?! - zawołałam.
- Być może i ja - padła odpowiedź - Tak czy inaczej Francesca jest niewinna, a ten cały Nicholas Wilde myli się oskarżając ją o kradzież.
- Więc może pójdziesz z nami na policję, aby to wszystko powiedzieć? - spytał Ash, rozglądając się dookoła.
Byliśmy właśnie w pomieszczeniu ze sceną, a tajemniczy głos naszego rozmówcy wydobywał się z wielu różnych miejsc i nie mogliśmy go w żaden sposób namierzyć. Podejrzewałam, że powodem tego jest fakt, iż ten ktoś wciąż się przemieszcza. Namierzenie go więc było bardzo trudne.
- Ja mam niby iść na policję? JA?! Dobre sobie! - parsknął śmiechem basowy głos - Chyba nie sądzicie, że pozwolę się aresztować i zgniję w kiciu? W żadnym razie!
- Za swoje czyny należy odpokutować, mój przyjacielu - rzekł Ash.
Następnie rozejrzał się dookoła i zauważył nagle jakiś cień w jednej z lóż. Wskazał tam delikatnie palcem, dając mi potem znać ręką, abym zaszła gościa od tyłu. Powoli i ostrożnie poszłam na górę po schodach, podczas gdy mój chłopak zagadywał tego tajemniczego rozmówcę. W końcu byłam już na górze i zaczaiłam się. Podejrzany, anonimowy człowiek ubrany w czarny dres z kapturem nasuniętym na głowę zmienił znowu miejsce, gdzie stał i poszedł do innej loży. Nie zauważył mnie jednak, więc mogłam na spokojnie iść za nim, czekając na dogodny moment do ataku.
- Po co nas tutaj sprowadziłeś? - spytał mój luby.
- Chciałem sobie z wami na spokojnie porozmawiać i przekazać wam, abyście powiedzieli policji to, co ja wiem, a ja wiem, że Francesca jest niewinna.
- Piękne słowa, ale obawiam się, iż policji raczej to nie przekona - mruknął Ash Ketchum - Potrzeba im dowodów, aby w coś uwierzyć.
- No właśnie - powiedziałam, stając w loży tuż za naszym dresiarzem - A najlepszym dowodem będziesz ty w pace.
Nie ujrzałam oczu naszego rozmówcy w chwili, gdy ten odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Wyraźnie jednak był on bardzo zdumiony moją obecnością. Szybko jednak odzyskał spokój ducha.
- W pace? - spytał z kpiną - Obawiam się, że będziesz musiała obejść się smakiem, kochana.
Następnie tajemniczy jegomość stanął na barierce loży i skoczył przed siebie w kierunku sceny. Złapał za linę od kurtyny, po czym wylądował on spokojnie na ziemi. Ash razem z Pikachu szybko ruszył przed siebie, żeby go dogonić. Udało mu się to i złapał drania za obie nogi, przewracając w ten sposób jego i siebie na podłogę. Tam obaj zaczęli się ze sobą szarpać, jednak tajemniczy gość w dresie zepchnął go z siebie, a następnie rzucił się do ucieczki. Potem zaś stanął stopami na dwóch siedzeniach dla widzów i bardzo zwinnym ruchem doskoczył do innej loży niż ta, w której był przed chwilą. Złapał dłońmi za balkon i zaczął się powoli wspinać na górę.
- Pika! - pisnął bojowo Pikachu, puszczając iskierki z policzków.
- Pikachu, nie! - krzyknął Ash domyślając się, co też chce zrobić jego Pokemon.
Jednak nim zdążył cokolwiek zrobić, jego bojowo nastawiony Pikachu strzelił piorunem w kierunku dresiarza. Strzał trafił w cel, który to z bólu puścił dłońmi lożę i zleciał prosto w dół. Ash szybko podbiegł do niego, po czym złapał go mocno za ręce, pomagając mu wstać.
- Wybacz mi za mojego przyjaciela, ale niestety... Jakbyś nie uciekał, to nie miałbyś teraz siniaków.
- No właśnie! - zawołałam, podbiegając do nich - Nawiasem mówiąc ciekawe, kto to taki?
- Auu! Moja noga! Nie mogę stać! - jęknął nasz uciekinier, sycząc z bólu i chwiejąc się.
- Spokojnie, zaraz zabierzemy cię do lekarza - powiedział Ash - Ale najpierw zobaczymy, kim jesteś.
Następnie zerwał mu kaptur z głowy, a wówczas to oboje doznaliśmy silnego wstrząsu.
- Cleo?! - zawołał zdumiony detektyw z Alabastii - To ty?!
- Wybacz mi, Ash - odparła smutno dziewczyna - Musiałam to zrobić.
- Ale dlaczego? - spytał mój luby.
- Później się tego dowiemy. Teraz to my lepiej wezwijmy wsparcie i to szybko - powiedziałam, wyjmując krótkofalówkę.
Następnie zawołałam przez nią Boba i jego ludzi.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. Zaczyna się robić coraz ciekawiej. Ash i Serena wybierają się do teatru, gdzie spotykają pannę Cleo Winter, asystentkę Franceski. Opowiada im ona co nieco o swoim życiu - szkole ninja i siostrze, która po śmierci została oczerniona przez prasę. Zdradza im ona także co nieco na temat samej Franceski, chociaż niewiele to wnosi do samego śledztwa. Ash przeszukuje jeszcze scenę i znajduje na niej szkło kontaktowe bardzo prestiżowej firmy. W celu identyfikacji właściciela rzeczonego szkła wybierają się oni do jedynego okulisty w Alabastii, jednak ten odmawia im udzielenia informacji na temat danych właściciela, zasłaniając się tajemnicą lekarską. Informuje ich jedynie, że to bardzo drogie szkła i mało kogo na nie stać.
    W tej sytuacji w celu uzyskania informacji na temat właściciela szkła nasza ekipa wybiera się do miejscowej apteki, gdzie aptekarz informuje ich, że jedyną osobą w Alabastii, która kupuje tak drogie szkła, jest niejaka Judy Wilde, prawdopodobnie żona Nicholasa Wilde'a. Przyjaciele udają się więc do niej i chcą spotkać się z jej mężem, jednak pechowym zrządzeniem losu mężczyzny nie ma w domu, a jego żona udziela zaledwie szczątkowych, ale bardzo ważnych dla śledztwa informacji - osobą noszącą najdroższe szkła kontaktowe jest jej mąż.
    Następnego dnia rano Ash otrzymuje telefon od oficer Jenny, że Franceska chce z nim rozmawiać. Nasza para wraz z wiernym Pikachu udaje się na posterunek, a po drodze otrzymują oni tajemniczy list od pewnego małego chłopca, który przy okazji okazuje się być wielkim fanem Asha. :) A list jest prośbą o spotkanie od tajemniczego osobnika, a rzeczone spotkanie ma odbyć się w miejscowym teatrze. Ash decyduje się na nie udać, ale najpierw wybierają się na komisariat.
    Tam Franceska oczywiście nadal nie chce udzielić im informacji na temat sztuczki, wciąż zasłaniając się kodeksem magika (co już swoją drogą zaczyna być irytujące), ale udziela Ashowi bardzo ważnej informacji. Okazuje się, że ją i pana Wilde'a kiedyś łączył romans, ale zerwali, gdy ona zdecydowała się zostać iluzjonistką podróżującą po świecie, a Nicholas miał zamiar zostać koordynatorem w regionie Sinnoh. Atmosfera podczas rozstania daleka była od dobrej - para rozstała się w obupólnym gniewie. Teraz Franceska podejrzewa, że to Nicholas mógł jej podrzucić zegarek do kieszeni, by zemścić się za dawne krzywdy. Jak dla mnie trochę naciągana teoria (zważywszy na to, że Nicholas jest obecnie żonaty), ale rzuca pewne światło na śledztwo.
    Zaraz po spotkaniu z Franceską Ash i Serena udają się do teatru na spotkanie z tajemniczym osobnikiem, który twierdził w swoim liście, że ma dla nich informacje istotne dla śledztwa i niewinności Franceski. Nasza para wkracza na scenę, gdy z głośników rozlega się dość tubalny głos. Po krótkich poszukiwaniach źródła dźwięku, Serena odnajduje tajemniczego osobnika na jednym z balkonów. Próbuje go złapać, jednak ten ktoś się wymyka. Na szczęście Pikachu razi go prądem i tajemnicza zakapturzona osoba pada na ziemię. Po odsłonięciu kaptura okazuje się, że to Cleo, do której Ash natychmiast wzywa policję.
    Niesamowity zwrot akcji pod koniec. Jestem ciekawa motywów działania Cleo. Dlaczego to zrobiła? Tego dowiemy się już w kolejnej i z tego co widzę zarazem ostatniej części przygody, którą przeczytam z przyjemnością. :)
    Ogólna ocena: 10000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...