sobota, 6 stycznia 2018

Przygoda 072 cz. III

Przygoda LXXII

Piastunki z Alabastii cz. III


Po tej rozmowie zanieśliśmy gazetę na komisariat do porucznik Jenny, która oczywiście z uwagą nas wysłuchała i obiecała dokładnie sprawdzić odciski palców kobiety. Dla pewności wezwała do siebie właściciela kiosku (notabene jedynego w całym mieście), aby pobrać jego odciski i móc w ten sposób poznać, które ze znalezionych śladów palców są jego, które Asha, a które trzeciej osoby będącej kobietą, którą poszukujemy. Przy okazji także pokazano facetowi portret pamięciowy poszukiwanej przez nas osoby, zaś on potwierdził, iż sprzedawał jej gazetę.
- Doskonale! A zatem, jak już zbadamy odciski palców, to poszukamy ich w nasze bazie danych - powiedziała Jenny - Być może ta paniusia jest notowana, ale nie możemy tego z góry założyć, dlatego bądźcie gotowi na to, że jednak nic o niej nie będziemy mogli wam powiedzieć.
- Spokojnie, zawsze jesteśmy gotowi na taką możliwość - rzekł Ash - Chociaż moje przeczucie detektywa mówi mi, że ta kobieta powinna być w waszej bazie danych.
- Zobaczymy więc, czy masz rację, mój przyjacielu - stwierdziła pani porucznik - Będzie mi miło wam pomóc, choć naprawdę nic wam nie mogę obiecać poza tym, o czym już mówiłam.
- Spokojnie, doskonale to rozumiemy - odpowiedziałam wesoło - Ale nie przejmuj się. Jeżeli nie w ten, to w inny sposób znajdziemy tę kobietę, choć oczywiście z twoją pomocą byłoby nam dużo łatwiej.
- Domyślam się - zachichotała Jenny - A więc doskonale. Wszystko już wyjaśnione, więc możemy rozpocząć naszą pracę.
Ash popatrzył na nią z uśmiechem na twarzy.
- Jesteś po prostu niezastąpiona.
- Dziękuję, miło mi to słyszeć - odrzekła policjantka - No, a teraz to już zmykajcie, bo mam masę pracy do wykonania.
Nie przeszkadzaliśmy już policjantce i wyszliśmy z posterunku bardzo zadowoleni.
- No to teraz wystarczy tylko czekać - powiedziałam.
- Właśnie - zgodził się ze mną Ash - Jeśli Jenny ma tę paniusię w bazie danych policji (a jestem pewien, że ma), to wobec tego z łatwością zdołamy ją namierzyć. A kiedy już to zrobimy, poważnie z nią sobie porozmawiamy.
- Oj, nawet bardzo poważnie - stwierdziłam groźnym tonem - Niech nam się wytłumaczy z tego, dlaczego to podrzuciła własne dziecko obcym ludziom i to jeszcze bez żadnego liściku z wyjaśnieniami ani prośbą, żeby ktoś się zajął jej córcią. To jest nawiasem mówiąc niesamowicie bezczelne ze strony tej paniusi, nie sądzisz? Podrzuca nam dziecko jak paczkę i nawet nie raczy zostawić żadnego listu z wyjaśnieniami, tylko stawia nas przed faktem dokonanym.
- Być może znajdowała się lub też dalej znajduje w sytuacji naprawdę kryzysowej i stąd właśnie takie jej zachowanie?
- Pika-pika! Pika-chu! - pisnął Pikachu, mający widocznie takie samo zdanie w tej sprawie.
- Możliwe, jednak to niczego nie zmienia. Ta kobieta zachowała się po prostu żałośnie i nie zamierzam udawać, że myślę inaczej.
Ash popatrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Nikt ci tego nie każe, kochanie. Częściowo podzielam twoje zdanie, ale moim zdaniem za szybko odsądzasz ją od czci i wiary, bo w końcu nie znamy jej motywów działania.
- W sumie masz rację, ale tak czy inaczej jestem oburzona tym, co ona zrobiła.
- Tak właściwie to ja też, ale cóż... Pewnie, kiedy ją poznamy, to już lepiej wszystko zrozumiemy.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.

***


Minęły aż cztery dni, zanim porucznik Jenny wezwała nas do siebie na komendę w sprawie, o którą ją prosiliśmy.
- Wybaczcie mi, proszę, że tak długo to trwało, ale niestety musiałam skontaktować się z kilkoma moimi kuzynkami z różnych miast - rzekła pani porucznik.
- To bez znaczenia. Najważniejsze jest to, że ci się udało - powiedział zadowolony Ash - A więc co odkryłaś?
- Odkryłam, że paniusia, którą poszukujcie, to naprawdę niezłe ziółko - odparła na to pani porucznik.
- Dlaczego tak uważasz? - spytałam zdumiona.
- A choćby dlatego.
Po tych słowach Jenny rzuciła na biurko kilkanaście różnych zdjęć, na których znajdowali się różni ludzie i ich Pokemony.
- Nadal nie rozumiem, o co chodzi - powiedziałam.
- Już ci wyjaśniam - rzekła pani porucznik - Widzisz, ci ludzie na tych zdjęciach to nie kto inny, tylko cyrkowcy z cyrku Bloosona.
- Bloosona? Nigdy o nim nie słyszałam.
- Mogłaś o nich nie słyszeć, ponieważ dotychczas działali w innych regionach niż Kanto - wyjaśniła nam policjantka - To znaczy występowali tu jakieś pół roku temu, ale po tym, jak pewien linoskoczek miał śmiertelny wypadek tu niedaleko, w Melastii, to przenieśli się do regionu Kalos i tam występowali. Potem występowali w Sinnoh, a wreszcie powrócili tutaj.
- Śmiertelny wypadek? - zapytałam przerażona - Chcesz powiedzieć, że go zabili?
- Nie. Chcę ci powiedzieć, że spotkał go śmiertelny wypadek - odparła policjantka - On, jego żona i najlepszy przyjaciel stanowili trio najlepszych linoskoczków w cyrku. Niestety, pewnego dnia doszło do wypadku i nasz drogi osobnik, o którym mówimy, nie zdołał należycie mocno złapać swego przyjaciela, gdy skakał na trapezie i cóż... Spadł na ziemię i się zabił.
- Nie było pod nimi siatki ochronnej?
- Zazwyczaj była, ale tym razem postanowili jej nie dać, a on był ponoć zbyt dumny, żeby pokazać, że się boi i spróbował swoich sił bez siatki. Traf chciał, że tego właśnie dnia zginął.
Ash zacisnął pięść ze złości.
- Jeśli to był wypadek, to ja się nazywam Giovanni.
- Pika-pika-chu! - pisnął bojowo Pikachu.
Jenny popatrzyła na niego z delikatnym uśmiechem.
- Widzę, że myślimy tak samo, mój przyjacielu. Bardzo mnie to cieszy. Niestety, policji zabrakło dowodów na to, aby potwierdzić tezę o zabójstwie i cóż... Musiała umorzyć postępowanie. Poza tym... Brakowało motywów.
- Nadal nie rozumiem, co ta kobieta i jej dziecko mają z tym wszystkim wspólnego - powiedziałam.
- Już wam mówię - uśmiechnęła się do mnie policjantka - Zobacz sobie to zdjęcie, Sereno. Spójrz na kobietę pierwszą z lewej.
Spojrzałam na wskazane przez nią zdjęcie, na którym była grupka ludzi i po krótkiej obserwacji powoli zaczęłam wszystko rozumieć.
- To ona! Kobieta z portretu pamięciowego! - zawołałam.
- Dokładnie tak - skinęła głową pani porucznik - Nazywa się ona Karen Milovitch i to jej męża spotkał ten wypadek, o którym wam mówiłam.
- Rozumiem. A więc dlatego powiedziałaś nam, że to niezłe ziółko? - spytałam - Podejrzewasz ją o to, iż maczała palce w śmierci męża?
- Możliwe - skinęła głową kobieta - Ale nie tylko o to.
- A o co jeszcze?
- Widzicie... Ten cały cyrk jest dla nas bardzo podejrzany. Zauważcie, że w każdym mieście, w jakim by się nie pojawili, ludzie zgłaszali włamania do swoich domów i kradzieże Pokemonów, a także biżuterii. Niestety, mimo naszych usilnych starań, nigdy nie dało się nic udowodnić tym cyrkowcom.
Spojrzałam na Asha czując, że zaczynam powoli wszystko rozumieć. Mój ukochany uśmiechnął się do mnie delikatnie, mówiąc:
- Sereno... Coś czuję, że chyba zaczynasz mieć już własną teorię na temat tego wszystkiego, prawda?
- Jak najbardziej - odpowiedziałam mu głosem pełnym zapału - To mi przypomina Gang Czarnego Tulipana. Metoda działania niemalże ta sama. Podejrzewam więc, że Karen może bać się aresztowania za udział w tych napadach, ale boi się także wspólników, którzy nie zamierzają jej wypuścić ze swoich szeregów, bo mogłaby coś wypaplać na temat ich działalności. Dlatego ukryła dziecko u nas, a sama postanawia się gdzieś zaszyć. Co o tym sądzisz? To dobra teoria?
- Niczego sobie - rzekł mój chłopak - Czy jednak jest prawdziwa, nie wiem. Jeśli tak, to możemy ją sobie szukać nawet na księżycu.
- Pika-pika-chu! - pisnął smętnie Pikachu.
- Ja bym poszukała jej nieco bliżej - zaśmiała się Jenny.
- Co masz na myśli? - zapytał Ash.
- Pika? - dodał jego starter.
- Widzicie... Sprawdziłam dobrze dane na temat Karen Milovith zanim was tu wezwałam i odkryłam coś bardzo interesującego.
- Co takiego? - spytałam.
- Otóż Karen Milovith przyjaźniła się swego czasu z pewną osóbką, którą to wszyscy bardzo dobrze znamy.
- Z kim?! - zawołaliśmy ja i Ash.
- Pika-pika? - pisnął nasz Pokemon.
Jenny uśmiechnęła się tajemniczo, po czym bardzo powoli podsunęła nam dłonią kolejne zdjęcie, które zachowała sobie na deser naszej rozmowy.

***


Jakiś kwadrans później ja, Ash i Pikachu znaleźliśmy się w Centrum Pokemon, gdzie razem rozmawialiśmy z siostrą Joy.
- Proszę nam powiedzieć, czy przebywa tu obecnie panna Francesca? - zapytał Ash.
- Oczywiście, że tak - uśmiechnęła się do nas pielęgniarka - Jest teraz w swoim pokoju. Właśnie wróciła z występów. Chcecie z nią porozmawiać?
- No jasne - rzekł mój chłopak, kiwając głową.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- Dobrze, że jest, ponieważ mamy do niej sprawę - uśmiechnęłam się bardzo zadowolona - Dziękujemy, siostro Joy. To bardzo ważne.
Powoli poszliśmy w pokoju Francesci i zapukaliśmy do jego drzwi. Chwilę później dziewczyna nam otworzyła. Miała na sobie strój, w którym zwykle występowała na scenie.
- Ash! Serena! - zawołała radośnie, gdy tylko nas zobaczyła - Miło mi was znowu widzieć! Co was tu sprowadza?
- Prośba do ciebie, żebyś nam pomogła - odpowiedział jej mój chłopak - Mam nadzieję, że zdołasz to zrobić.
- Nie mogę powiedzieć, czy umiem wam pomóc, czy nie, bo jeszcze nie znam całej sprawy - odpowiedziała z uśmiechem Francesca - Ale jak mi wszystko opowiecie, to już będzie inaczej. Wejdźcie, proszę.
Dziewczyna wpuściła nas do środka, więc weszliśmy tam. W pokoju siedziała oprócz Francesci i jej uroczych Pokemonów nasza dobra znajoma Cleo Winter.
- O, Cleo! - zawołałam - Ty tutaj?
- Jak widać - potwierdziła dziewczyna zachowując ogromną powagę na swej twarzy.
- A jak noga? Lepiej? - spytał Ash.
- O wiele lepiej - skinęła głową Cleo - Tylko muszę jeszcze nosić szyny chirurgiczne, jak widzisz, ale spokojnie. Niedługo będę mogła je zdjąć.
- To dobrze, bo naprawdę się o ciebie niepokoiliśmy - rzekł mój luby.
- Kto się niepokoił, ten się niepokoił - mruknęłam po cichu, ale tak, żeby nikt mnie nie słyszał.
Ash usiadł radośnie na krześle, a ja uczyniłam to samo. Popatrzyłam uważnie na Francescę i Cleo, które czekały na to, aż powiemy im, co nas tu sprowadza.
- Słuchajcie... Mamy do ciebie, Francesco, taką jedną sprawę, która jest naprawdę bardzo pilna - powiedział detektyw z Alabastii.
- Więc mówcie - rzekła Francesca.
Jej Pokemony zaczęły uważnie wpatrywać się w Asha, który to zaczął mówić dokładnie, o co chodzi.
- Widzisz, Francesco... Szukamy pewnej kobiety.
- Zwykle kogoś szukacie. W końcu jesteście detektywami - zaśmiała się iluzjonistka.
- O tak, to prawda - skinął głową mój ukochany, delikatnie przy tym chichocząc - No, ale cóż... Chodzi o to, że ta kobieta podrzuciła nam swoje dziecko pod opiekę.
Francesca i Cleo popatrzyły na nas zdumione.
- Serio? - spytały jednocześnie.
- No tak - zaśmiał się mój chłopak - To prawda. Ta tajemnicza pani z jakiegoś powodu podrzuciła nam w koszyku roczne niemowlę płci żeńskiej.
- No to nieźle - zachichotała Francesca - Zostaliście więc rodzicami zastępczymi.
- Ciebie to może bawi, ale nas nie bardzo - mruknął mój ukochany - Bo widzisz... My nie wiemy, kim jest ta kobieta i dlaczego to zrobiła. Musimy się tego dowiedzieć, dlatego prowadzimy w tej sprawie prywatne śledztwo.
- I co odkryliście? - spytała Cleo.
- To, że jedna z was dobrze zna tę kobietę - powiedziałam.
- Poważnie? - zdziwiły się dziewczyny.
- A która z nas? - spytała Francesca.
- Ty na pewno, ale być może Cleo także ją zna - odparłam.
- A jak ona wygląda? - zapytała iluzjonistka.
- Zobacz sama.
To mówiąc podałam jej zdjęcie szukanej przez nas kobiety. Francesca uważnie się przyjrzała osobie na fotografii, po czym zawołała:
- A niech mnie! Karen Milovith! Cleo, zobacz! To ona!
Cleo wzięła od niej zdjęcie i uśmiechnęła się:
- Rzeczywiście, to ona. Nasza kochana Karen. I to biedactwo zostawiło wam swoją córeczkę?
- A tak - potwierdziłam - Czyli obie ją znacie?
- No oczywiście, że tak - powiedziała panna Winter - Francesca kiedyś występowała razem ze mną w tym cyrku, gdzie też obecnie pracuje. Potem jednak zaczęłyśmy pracować osobno, a jeszcze później każda z nas poszła swoją drogą, choć nadal od czasu do czasu występujemy razem.
- To prawda - potwierdziła Francesca - Muszę wam powiedzieć, że nie spodziewałam się tego po Karen. Podrzucić komuś małą Joyce?
- Joyce? - spytałam - Córka waszej przyjaciółki ma na imię Joyce?
- No tak. A co w tym dziwnego? - zdziwiła się iluzjonistka.
- Nie, nic. Tylko, że nie wiedzieliśmy, jak ta mała ma na imię. Teraz już wiemy. Joyce... Nawet ładnie.
- Niczego sobie - zgodziła się ze mną Francesca - A więc mówicie, że Karen podrzuciła wam swoje maleństwo? To bardzo dziwne. Nie rozumiem, czemu miałaby to robić?


Spojrzałam na Asha, który domyślił się, co planuję i skinął delikatnie głową.
- Widzicie... Chodzi o to, że... Zachodzi podejrzenie, że cyrk, w którym występuje Karen zajmuje się seryjną kradzieżą.
- Co proszę?! - zawołała Francesca - Sugerujecie, że moja przyjaciółka jest złodziejką?!
- Niekoniecznie - odrzekł pojednawczo Ash - Być może za to wszystko odpowiadają współpracownicy Karen, a ona o niczym nie wie.
- Albo wie i nie chce mieć z tym nic wspólnego - powiedziałam, choć nie bardzo mi się chciało w to wierzyć - Więc podrzuciła nam dziecko, aby było bezpieczne, a sama ukryła się gdzieś indziej.
Francesca wyglądała na udobruchaną, ponieważ westchnęła głęboko i stwierdziła smutno:
- Wiecie... To w sumie brzmi całkiem sensownie, ale... Sama nie wiem. To naprawdę do niej nie pasuje.
- Wiecie... Coś mi się właśnie przypomniało - powiedziała nagle Cleo - Kiedy podrzucono wam małą Joyce?
- W poniedziałek, a czemu pytasz? - zdziwiłam się.
- Bo wiesz... Widziałam ją wtedy przypadkiem w szpitalu, w którym leżałam - wyjaśniła panna Winter - Wyszłam ze swojej sali, żeby napić się wody i właśnie wtedy ją zauważyłam. Karen o czymś rozmawiała z jedną z pielęgniarek. Podeszłam więc do niej i chciałam ją zagadać... Moja droga przyjaciółka jednak jakoś nie miała wiele czasu na rozmowy. Strasznie się spieszyła. Wspomniała coś o występach swego cyrku i poszła sobie.
- I dopiero teraz nam o tym mówisz?! - jęknęłam załamana - Czemu nie powiedziałaś nam tego wcześniej?!
- Bo nie pytaliście - odparła nieco oburzona moim zachowaniem panna Winter - A zresztą teraz już to wiecie, więc w czym problem?
Pikachu wskoczył na podłogę pomiędzy mną a dziewczynę, po czym pisnął gniewnie, chcąc nas uspokoić. Z jego policzków poleciały zaś iskry, co oznaczało, że jest on wyraźnie rozgniewany. Uznałyśmy więc, iż lepiej będzie się uspokoić nim nas porazi prądem. Nigdy nie zostałam przez niego porażona i raczej nie chciałam tego doświadczyć.
- Dobrze, moje panie - powiedział Ash z uśmiechem na twarzy - Tylko spokojnie. Cleo, przypomnij sobie. Co też wspomniała ci Karen Milovith o występach cyrku, w którym pracuje? Czy mówiła może, gdzie on ma teraz dawać pokazy?
Panna Winter pomyślała przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- Poczekaj... Zaraz sobie przypomnę... To było... To było... Już wiem! Azuria! To była Azuria!
- Jesteś tego pewna?
- Tak, jestem tego pewna. Mówiła, że jej cyrk występuje w Azurii, a w każdym razie ma występować.
- Doskonale - uśmiechnął się do niej detektyw z Alabastii - A więc już wiemy, gdzie jej szukać!
Następnie wstał z krzesła i powiedział:
- Sereno, ruszaj się! Mamy zadanie do wykonania!

***


Wróciliśmy wieczorem do domu, gdzie przekazaliśmy reszcie naszej drużyny to, o czym się dzisiaj dowiedzieliśmy, a to było naprawdę dla nich intrygujące.
- A więc masz na imię Joyce? - spytała Delia małą dziewczynkę, która miała na rękach - Słodkie imię. Równie słodkie, co ty.
Maleństwo patrzyło na nią swoimi uroczymi oczkami, śmiejąc się przy tym delikatnie.
- Więc będziecie szukać pani Karen w Azurii? - zapytała nas kobieta.
- Owszem, musimy ją znaleźć - odrzekł Ash - Musimy się dowiedzieć, czemu podrzuciła nam swoje dziecko.
- Mamy już na ten temat pewne podejrzenia, ale to są tylko i wyłącznie podejrzenia - dodałam - Nie mamy pewności, że mamy w tej sprawie rację.
- Ale jeśli tam pojedziemy, to wszystko się wyjaśni - rzekł mój luby - Teraz jeszcze musimy ustalić, kto tam pojedzie.
- Jak to, kto? My wszyscy! - zawołała Dawn.
- Niekoniecznie - rzekł jej starszy brat - Ty nie możesz z nami jechać.
- A niby dlaczego? - spytała jego młodsza siostra.
- Pip-lu-pip?! - zaćwierkał pytająco Piplup.
- Ponieważ masz inne zadanie do wykonania.
Dawn nadstawiła uważnie uszu.
- A jakie to zadanie?
- Już mówię - rzekł lider naszej drużyny - Musisz jechać do miasteczka Melastia i zapytać miejscową oficer Jenny o wszelkie dane na temat śmierci pana Juliena Milovitha.
- A na co ci te dane? - spytała Bonnie.
- Potrzebne mi są one po to, żeby wszystko było już dla mnie jasne. Według naszej drogiej pani porucznik właśnie w Melastii zginął mąż Karen. Chcę wiedzieć o tym przypadku jak najwięcej.
Pannie Seroni uśmiechnęła się zadowolona.
- Doskonale, braciszku. Wobec tego chętnie pojadę do Melastii, a przy okazji zobaczę się z naszym ojcem. O ile dobrze wiem, on wciąż tam jest.
- No właśnie, więc połączysz przyjemne z pożytecznym - rzekł Ash.
- A więc jadę jutro do Melastii - powiedziała Dawn.
- Ja jadę z tobą - zgłosił się Clemont - O ile oczywiście tego chcesz.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie.
- Jeszcze się o to pytasz? Oczywiście, że tego chcę, najdroższy.
Następnie pocałowała go czule w usta.
- Ble! Musicie to robić publicznie? - spytała Bonnie, krzywiąc się przy tym jakby zjadła cytrynę.
Max westchnął widząc zakochaną parę, po czym opadł dłońmi i głową na stół, po czym rzekł:
- Ach, ta miłość...
- A temu co się stało? - spytała zdumiona Dawn.
- Odnoszę wrażenie, że właśnie znowu zaczął wspominać kogoś, kogo pokochało jego serce, ale z kim on nie może być z powodu różnicy wieku - odpowiedziałam.
- Aha... To brzmi nawet sensownie - stwierdziła moja przyjaciółka.
Ash postanowił jakoś pocieszyć swego przyjaciela.
- Max... Cleo jedzie jutro z nami do Azurii. Możesz więc towarzyszyć nam w tej wyprawie, skoro tak bardzo ci zależy na tym, aby się z nią znowu zobaczyć i to na dłużej.
Chłopak popatrzył na niego uważnie.
- Mówisz poważnie?! - zawołał.
- No tak, zupełnie poważnie - rzekł mój luby.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
Młody Hameron radośnie podskoczył na swoim miejscu i wrzasnął z radości.
- Hurra! To doskonale! Zobaczę znowu Cleo! Spędzimy razem sporo czasu! A potem nasza miłość rozkwitnie i będziemy razem już na zawsze i nic nas nigdy nie rozdzieli!
- Coś mi mówi, Max, że zbyt idyllicznie to sobie wyobrażasz - mruknął Clemont.
- Takie prawo zakochanych - zaśmiałam się.
- Zakochanych... Też mi coś - prychnęła Bonnie oburzonym tonem.
- De-ne-ne-ne?! - zapiszczał pytająco jej Dedenne, patrząc uważnie na swoją trenerkę.
- Ktoś tu jest zazdrosny - szepnęłam na ucho Ashowi.
- To jest widoczne i to aż nadto - zaśmiał się mój ukochany, a głośno dodał: - Wiesz, Bonnie... Jeśli chcesz, możesz jechać z nami w tę podróż.
- Po co?! Żeby patrzeć, jak Max się zaleca do Cleo? Jeszcze czego! - mruknęła dziewczynka - Tutaj będę miała co robić.
- No dobrze, to pojadą z nami Max i Cleo - powiedziałam.
- No i jeszcze Misty - zauważył Ash - Nie zapominaj, że nikt nie zna tak dobrze Azurii jak właśnie ona. Może nam się przydać przewodnik.
- Masz rację. Nie zaszkodzi więc, jeśli ona z nami pojedzie - zgodziłam się z nim.
- Dobrze, kochani. A teraz nie zaszkodzi, jeśli wy zjecie kolację - rzekł Steven Meyer, wchodząc do pokoju - Latias i Mister Mime przygotowali dla was kolację. Szkoda, żeby się zmarnowała.
- Przy moim apetycie, to ona na pewno się nie zmarnuje - zachichotał detektyw z Alabastii.
- Pika-pika-chu! - pisnął radośnie Pikachu.
- Nie wątpię w twoje zapewnienia - zachichotałam - Dobrze wiem, że ty i Pikachu macie żołądki bez dna.
- Tym lepiej, ponieważ taki apetyt to sama przyjemność dla kucharza - powiedziała Delia, wciąż się uśmiechając.
- Otóż to - skinął głową jej syn.

***


Zgodnie z planem następnego dnia Clemont i Dawn pojechali razem do Melastii, zaś ja, Ash, Pikachu, Max, Misty i Cleo ruszyliśmy w kierunku Azurii. Co prawda korciło mnie, aby zostać w domu, aby pomagać Delii w opiece nad Joyce, gdyż polubiłam córeczkę Karen. Chciałam się nią zająć i pomóc Delii w opiece nad nią, ale z drugiej strony ciągnęło mnie do tego, żeby pojechać z Ashem i prowadzić dalej śledztwo. Miałam więc przed sobą mały dylemat, ale pani Ketchum go rozsądziła mówiąc mi, abym jechała z jej synem.
- On sobie bez ciebie nie da rady - powiedziała - A poza tym ja tutaj mam już dostateczną pomoc. Ty zaś bardziej się przydasz szukając Karen.
Przekonały mnie jej słowa, więc ustąpiłam i pojechałam i jak później się okazało, dobrze zrobiłam, gdyż akcja była naprawdę niebezpieczna, więc choć niewiele pomogłam, to i tak cieszy mnie, że mogłam wspierać wtedy mojego chłopaka.
Ponieważ miasto to znajdowało się dość daleko od Alabastii i pieszo byśmy tam dotarli w raczej długim czasie, więc pojechaliśmy autobusem. Sensacyjne Siostry zostały uprzedzone o naszej obecności, więc czekały na nas w swojej Sali (oczywiście ubrane w skąpe bikini, gdyż znowu trenowały ze swoimi Pokemonami) wyrażając swoją radość z tego powodu, iż miło im będzie, jeżeli się u nich zatrzymamy.
- Nie wątpię - powiedziała złośliwie Misty - Już ja dobrze wiem, kogo tak bardzo jest wam miło przyjmować u siebie.
Miała na myśli Asha. Wiedziałam to doskonale, ale nie miałam zamiaru dawać satysfakcji tym pannicom okazując swą zazdrość o mojego chłopaka. Czasami jednak trudno mi było nie kryć się z tym, że denerwuje mnie zachowanie Daisy, która wiecznie chwaliła mego chłopaka i niemalże łasiła się do niego. Podobnie również postępowała Lily (choć ona z kolei leciała na wszystko, co jest płci męskiej), ale o wiele mniej, gdyż ta pannica jeszcze w miarę swoich możliwości trzymała jakiś normalny poziom. Z kolei Violet prawie wcale mnie nie irytowała, gdyż była z całej tej trójki najmądrzejsza i umiała trzymać fason.
- Więc co was sprowadza w te strony? - spytała Daisy.
- No właśnie. Bardzo chętnie się tego dowiemy, bo Misty nie raczyła nam wyjaśnić, z jakiego powodu postanowiliście tutaj przyjechać - dodała Lily.
- Jakbyś jej dała dojść do słowa, to by to zrobiła - mruknęła Violet.
Lily zarumieniła się delikatnie.
- Wybaczcie mi, proszę... Wiecie doskonale, że cieszę się, gdyż nasza mała siostrzyczka przyjeżdża do nas w odwiedziny.
- Jasne... Pewnie - mruknęła złośliwie Misty - Cieszyłaś się z powodu mojej wizyty? I ja mam niby w to uwierzyć?
- Eee... Tak - zaśmiała się jej różowowłosa siostra.
- To chyba uważasz, że jestem głupsza niż buty, które nosisz - odparła nasza ruda przyjaciółka.
- A to buty są głupie? - spytała Daisy.
- No, przy tobie to są geniuszami - stwierdziła Misty.
Violet i Cleo parsknęły śmiechem, słysząc te słowa. Ja sama również delikatnie chichotała, zaś Max wpatrywał się w obiekt swoich westchnień, mrucząc wciąż pod nosem jej imię. Sprawiał w moich oczach zdecydowanie beznadziejny przypadek beznadziejnie zakochanego chłopaczka, któremu to raczej trudno będzie w najbliższym czasie pomóc, jeśli oczywiście w ogóle da się to zrobić.
Ash na spokojnie wyjaśnił dziewczynom, dlaczego tutaj przybyliśmy i jaką mamy misję do wykonania. Sensacyjne Siostry tym razem naprawdę się na coś przydały, ponieważ powiedziały nam one, gdzie dokładnie ma swoje położenie cyrk Bloosona.
- Dzisiaj wieczorem ma on swoje przedstawienie - powiedziała Violet.
- To doskonale - uśmiechnął się lekko Ash - A więc będziemy mogli sobie porozmawiać z panią Karen i być może dowiemy się od niej, dlaczego to podrzuciła nam swoje dziecko.
- Mam nadzieję, że zechcesz nam towarzyszyć podczas rozmowy z Karen - powiedział Max, patrząc na Cleo - W końcu to twoja przyjaciółka i być może twoje argumenty zdołają przekonać do tego, aby się przed nami otworzyła.
Panna Winter spojrzała na zakochanego w niej chłopca i rzekła:
- Ależ oczywiście, że będę wam towarzyszyć. Nie wyobrażam sobie innej opcji.
- To doskonale! - zawołał radośnie młody Hameron.
- Jego naprawdę wzięło, wiecie? - spytała po cichu Misty mnie i Asha.
- Owszem, zauważyliśmy ten fakt - powiedziałam cicho.

***


Ponieważ przedstawienie miało być wieczorem, to postanowiliśmy z Ashem iść nieco wcześniej na spotkanie z naszą przyjaciółką Karen mając nadzieję, że zechce ona z nami porozmawiać. Tak się jednak niestety nie stało, ponieważ nawet nie znaleźliśmy kobiety. Najwidoczniej była bardzo zalatana, dlatego daliśmy sobie spokój z szukaniem jej. Uznaliśmy, że i tak znajdziemy ją wieczorem, gdy weźmie udział w przedstawieniu, więc po co za nią biegać?
Na jakąś godzinę przed spektaklem zadzwoniła do nas Dawn, której to podczas rozmowy przez telefon towarzyszyli Clemont, Josh i Cindy.
- Witajcie, kochani! - zawołał radośnie pan Ketchum, kiedy tylko nas zobaczył - Mam nadzieję, że dobrze się bawicie.
- I to jeszcze jak - odparłam żartem.
- W końcu idziemy do cyrku. Trudno więc, abyśmy się nie mieli dobrze bawić - dodała Misty.
- No tak, to sama prawda - rzekł Josh Ketchum - Synu, a ty jak zwykle na tropie. Czy ty kiedykolwiek masz wolne?
- A i owszem, mam - zaśmiał się Ash - Tyle tylko, że zwykle wolne dni szybko mi się kończą i znowu musimy rozwiązywać jakąś zagadkę.
- No cóż... Przynajmniej nie możecie narzekać na brak wrażeń w życiu - powiedziała wesołym głosem Cindy.
- Tak, to prawda - zaśmiałam się wesoło - Na brak wrażeń nie możemy narzekać. Raczej na brak nudy.
Nasi przyjaciele z drugiej strony telefonu parsknęli śmiechem.
- Rozumiem - powiedział ojciec mojego ukochanego - Ale nieważne. Clemont i Dawn mają wam coś do przekazania.
- Ważną wiadomość - dodała Dawn.
- Mam rozumieć, że zdobyliście dane, o które was prosiłem? - zapytał Ash podnieconym tonem.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- No oczywiście - powiedziała panna Seroni - Gdyby tak nie było, to chyba byśmy ci nie zawracali głowę i do ciebie nie dzwonili, prawda?
- W sumie to racja... Jest w tym jakaś logika - stwierdziłam wesoło.
- No właśnie - rzekł bardzo poważnym tonem Clemont - Ale to nie ma większego znaczenia. Teraz najważniejsze jest co innego.
- Najważniejsze są dane, jakie zdobyliśmy - dodała Dawn.
Następnie zaczęła nam opowiadać, co odkryła.
- Inspektor Jenny uważa, że Julien Milovith zmarł na wskutek upadku z trapezu, na którym się bujał, jednak... W tym upadku było coś naprawdę podejrzanego.
- Co takiego? - spytałam.
- Wiecie dobrze, że on wtedy latał na trapezie bez siatki.
- No tak.
- Ale nie wiecie czegoś innego... Widzicie... Pomysł skakania bez siatki zabezpieczającej to nie był pomysł Juliena. Ktoś schował siatkę i nie miano jak jej użyć, zaś nasz drogi pan Milovith nie chciał być uznany za tchórza i dlatego skakał.
- To ciekawe - powiedział Ash, masując sobie podbródek - To bardzo ciekawe. A więc uważasz, że ktoś liczył na to, iż Julien zleci z trapezu i się zabije?
- Dokładnie tak. Bo chyba nie powiesz mi, braciszku, że to przypadek, że ten pan nagle stracił swoją siatkę, a nieco później również i życie?
- Jeśli to jest przypadek, to ja jestem Gyarados - stwierdziła Misty.
Max popatrzył na rudowłosą uważnie, lustrując ją wzrokiem.
- Wiesz, że nawet jesteś do niego podobna?
- Dowcipniś się znalazł - mruknęła dziewczyna, po czym spojrzała na ekran telefonu - To, co mówisz, Dawn, brzmi naprawdę ciekawie.
- No właśnie - skinęła głową panna Seroni - Musicie przyznać, że cała ta sytuacja śmierdzi morderstwem na milę.
- Dokładnie tak - powiedziałam - Musimy więc sprawdzić tę sprawę i wypytać o to Karen.
- Już ja widzę, jak ona ci odpowie - burknął Max.
- Może odpowie, jeśli odpowiednio ją do tego przekonamy - stwierdził Ash i spojrzał na Cleo - Prawda, moja droga?
- Tak, masz rację - skinęła głową dziewczyna.
- No dobrze, to powodzenia wam życzę, kochani - rzekł pan Ketchum - Ale błagam was... Uważajcie na siebie.
- Całe życie to robię, tato - uśmiechnął się do niego jego syn - Dlatego jeszcze żyję.
- I obyś żył jak najdłużej, synu - stwierdził Josh głosem pełnym troski.

***


Gdy nadszedł czas, to ja Ash, Pikachu, Misty, Max i Cleo poszliśmy do cyrku, aby zobaczyć, jakie tam przygotowano przedstawienie dla gości. Byliśmy go niezmiernie ciekawi, choć muszę powiedzieć, że bardziej niż nim byliśmy zainteresowani możliwością porozmawiania z Karen Milovith na osobności z dala od wścibskich oczu. Mieliśmy nadzieję, że nam się to uda osiągnąć.
Zajęliśmy swoje miejsca, a chwilę później na arenie pojawił się wysoki mężczyzna z odstającym mu mocno brzuchem, ubrany w czerwony frak, czarne spodnie i czerwony cylinder. Był łysy, a pod nosem znajdował mu się pokaźnych rozmiarów czarny wąs.
- Witam gorąco wszystkich ludzi, którzy zechcieli przybyć na nasze przedstawienie! - zawołał przez tubę mężczyzna - Nazywam się Blooson i jestem dyrektorem tego cyrku. Życzę wam wszystkim dobrej zabawy.
Po tych słowach zszedł na bok areny, na którą to wyskoczyło kilka Pokemonów koni z ognistą grzywą: Rapidashy. Znałam je bardzo dobrze  z czasów, gdy razem z naszą drużyną cofnęłam się w czasie do XVIII wieku i tam miałam możliwość nie tylko je zobaczyć na żywo, ale jeszcze na nich jeździć. Teraz zaś obserwowałam, jak woltyżerowie wykonują niesamowite sztuczki akrobatyczne na grzbiecie tych Pokemonów. Były one po prostu przepiękne, a do tego niezwykłe pod każdym względem. Dlatego też bez wahania klaskałam w dłonie razem z resztą mych przyjaciół, gdy popisywali się oni przed nami swoimi umiejętnościami.
- To było naprawdę wspaniałe! - zawołałam do Asha.
- O tak! Zgadzam się z tobą, kochanie! - odpowiedział mi mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - pisnął Pikachu.
- To po prostu cudowne! - dodała Misty.
- Niesamowite - rzekł Max.
- Takie, jakie powinno być - stwierdziła krótko Cleo.
Tymczasem na arenę wystąpiło kilku różnych cyrkowców. Jedną z nich była młoda dziewczyna ubrana na czarno i w masce na twarzy.
- Witajcie, moi kochani! - zawołała przez mikrofon - Teraz przedstawię wam niesamowitego Arboka, który potrafi bez trudu strzelić w sam środek karty.
Obok niej stanął Pokemon kobra o barwie fioletowej, a kobieta zaczęła ciskać wysoko w górę karty, zaś Arbok strzelał w nie raz za razem. Jego ludzka towarzyszka potem pokazała nam zadowolona wszystkie karty, jakie przed chwilą on przestrzelił. Wszystkie były asami kier lub też asami pik i wszystkie były przestrzelone w samym środku. Co prawda z odległości, gdzie siedzieliśmy ja i nasi przyjaciele, trudno było to zobaczyć, ale na całe szczęście kobieta położyła na ziemi małą kostkę, a z niej wysunął się ekran, na którym to artystka pokazała nam dokładnie każdą kartę.
- Niesamowite! - zawołałam.
- To się dopiero nazywa celność - powiedział zachwycony Max.
Cleo milczała, uważnie obserwując przy tym kobietę z Arbokiem. Jej zachowanie sprawiło, że również zaczęłam uważnie patrzeć na tę paniusię.
- Wiesz co, Ash? - spytałam mego chłopaka - Odnoszę wrażenie, że ta kobieta jest nam jakoś dziwnie znajoma.
Detektyw z Alabastii popatrzył na nią uważnie.
- Hmm... W sumie to muszę ci powiedzieć, że masz rację. Mnie też ona jakoś dziwnie się wydaje znajoma.
Potem wyszło na arenę kilku cyrkowców i wraz ze swymi Pokemonami przedstawiało widzom najróżniejsze sztuczki, a pod koniec przedstawienia pojawił się wysoki i otyły człowiek w stroju clowna, który wraz z kilkoma Pokemonami postanowił nam pokazać sztuczkę z rzucaniem nożami. Jego towarzysze ustawili się przed sporą ścianą z drewna, a na głowach położyli sobie jabłka. Gdy już byli gotowi, to clown zaczął śpiewać dość ironicznym głosem następującą piosenkę:

Raz pewien gentleman,
U kariery stojąc progu,
Doszedł do wniosku, że
Czas najwyższy mieć już wrogów.
Chociaż to luksus, ale stwierdził, że
Czas najwyższy mieć już wrogów.
Chociaż to luksus, ale stwierdził, że
Czas najwyższy mieć już wrogów.

Inny donosy śle,
Anonimem wrogów trwoży.
Gentleman w MHD
Kupił siedem ostrych noży.
Chociaż to luksus, ale w MHD
Kupił siedem ostrych noży.
Chociaż to luksus, ale w MHD
Kupił siedem ostrych noży.


Po tych słowach clown wziął do ręki jeden z siedmiu noży, jakie miał rozłożone na stole i śpiewał dalej:

Nóż pierwszy, pierwszy nóż
Służy do ścinania łodyg
Kwiatków, co rosną już,
Rosną już na pierwszym wrogu.
Chociaż to luksus, kwiatki rosną już,
Rosną już na pierwszym wrogu.
Chociaż to luksus, kwiatki rosną już,
Rosną już na pierwszym wrogu.


Po zaśpiewaniu tej zwrotki rzucił on nożem w kierunku pierwszego stworka, trafiając bezbłędnie w sam środek leżącego na jego głowie jabłka. Następnie, nie słuchając wcale głośnych okrzyków prawdziwego zachwytu ze strony widowni, śpiewał dalej i jednocześnie ciskał nożami w swoje cele.

Pośmiertnych wierszy zbiór,
Które drugi wróg napisał
Po pracowitym dniu,
Drugi nóż przecina dzisiaj.
Chociaż to luksus, gentlemana stać,
Żeby wiersze czytać dzisiaj.
Chociaż to luksus, gentlemana stać,
Żeby wiersze czytać dzisiaj.

Kolejnych noży trzech
Przez czas jakiś nie używał.
Wreszcie trafiło się
Naraz wrogów trzech szczęśliwie.
Chociaż to luksus, lecz bliźniaków trzech,
Trzech trafiło się szczęśliwie.
Chociaż to luksus, lecz bliźniaków trzech,
Trzech trafiło się szczęśliwie.


Po zaśpiewaniu tych słów, rzucił kolejno trzema nożami, potem jeszcze jednym, a następnie zaczął wesoło tańczyć, dalej przy tym śpiewając:

Nim siódmy, siódmy nóż
Zdołał się złym czynem splamić,
Gentleman wokół już
Miał przyjaciół tylko samych.
Chociaż to luksus, ale wokół już
Miał przyjaciół tylko samych.
Chociaż to luksus, ale wokół już
Miał przyjaciół tylko samych.


Nagle artysta zwolnił tempo swej piosenki i zaczął śpiewać smutnym, niemalże wręcz sennym tonem ostatnią zwrotkę utworu:

Ech, przyjaźń piękna rzecz,
Lecz się trzeba o nią troszczyć,
Więc, by przyjaciół mieć
Facet siódmy nóż wciąż ostrzy.
By na ten luksus wciąż go było stać,
Facet siódmy nóż wciąż ostrzy.
By na ten luksus wciąż go było stać,
Facet siódmy nóż wciąż ostrzy.


Gdy piosenka dobiegła końca clown zawiązał sobie oczy chustką, po czym wziął do ręki ostatni nóż ze stołu, a następnie rzucił nim w ostatniego Pokemona. Przerażona pisnęłam, zaś Misty zasłoniła sobie wzrok dłońmi. Gdy już zaczęła znowu patrzeć na arenę, to zauważyła (podobnie jak i ja), że nóż wbił się nie w Pokemona, ale w jabłko na jego głowie. Z widowni posypały się brawa oraz westchnięcia pełne zachwytu.
- Jak on to zrobił? - zapytałam.
- Nie wiem, ale jest genialny! - zawołał Max, klaszcząc w dłonie.
- I wydaje mi się dziwnie znajomy - rzekł Ash.
- Pika-chu! - pisnął Pikachu równie zaintrygowany tym wszystkim.


C.D.N.



1 komentarz:

  1. Wszystko jest utrzymane w klimacie ogromnego wręcz napięcia. Policja zbiera odciski palców od jedynego kioskarza w Alabastii, po czym sprawdza je w bazie danych, by znaleźć tajemniczą kobietę, która porzuciła swoje dziecko, a wcześniej kupiła trzymaną właśnie przez kioskarza gazetę.
    Na szczęście okazuje się, że poszukiwana kobieta jest w bazie danych policji. Jest ona powiązana z cyrkiem Bloosona, który swego czasu odpowiadał za wiele kradzieży z włamaniem na terenie różnych regionów. Dodatkowo przyjaźniła się ona z Franceską, którą przyjaciele od razu postanawiają o wszystko wypytać.
    W tym celu udają się do jej pokoju w Centrum Pokemon. Zastają tam również Cleo, która dochodzi do siebie po wypadku. Wypytują Franceskę o jej przyjaciółkę Karen, przy okazji poznając imię jej dziecka - Joyce. Po krótkiej rozmowie okazuje się, iż Cleo również zna Karen i nawet jest w stanie powiedzieć coś o obecnym miejscu jej pobytu. Cyrk Bloosona obecnie występuje w Azurii, więc i Karen też powinna tam być.
    Przyjaciele wraz z Misty decydują się wybrać właśnie tam, a w tym samym czasie Dawn oraz Clemont wyruszają do Melastii, by zbadać sprawę śmierci męża Karen, który zginął podczas wypadku na trapezie, z którego spadł prosto na ziemię.
    W Azurii oczywiście napotykają Sensacyjne Siostry, z których dwie przystawiają się do Asha i spotykają ich za to przytyki ze strony Violet, najbardziej rozsądnej z sióstr. Pomagają im one znaleźć miejsce występu cyrku, gdzie oczywiście wszyscy się udają. W międzyczasie dowiadują się także, że śmierć męża Karen nie była przypadkowa, gdyż ktoś specjalnie nie rozstawił siatki ochronnej, a mężczyzna skakał gdyż nie chciał wyjść na tchórza. Wszystko wygląda na zamach na niego, ale by to zbadać, nasi przyjaciele muszą udać się do cyrku. Podczas występów zauważają dziwnie znajome twarze - kobiety trenującej Arboka strzelającego w karty oraz clowna rzucającego nożami w jabłka na głowach pokemonów, jednocześnie śpiewającego przy tym piosenkę. Bardzo, bardzo ciekawe i intrygujące. Kim są te osoby i dlaczego wydają się znajome oraz czy ma to jakiś związek ze sprawą małej Joyce? O tym wszystkim dowiemy się w następnej i zarazem ostatniej części przygody nr 72 :)
    Ogólna ocenka: 10000000000000000000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...