niedziela, 11 lutego 2018

Przygoda 109 cz. III

Przygoda CIX

Na kłopoty kuzyn cz. III


Po rozmowie z Lillie Ash postanowił zajrzeć do pokoju Lany. Miał nadzieję, że jego kuzynka zechce z nim porozmawiać, zwłaszcza, jeżeli w odpowiedni sposób podejdzie on do sprawy jej zauroczenia tym picusiem Valamontem. Mnie jednak osobiście bardziej niepokoiła Mallow. Widziałam ją, jak sprzeczała się ze swoim chłopakiem i to właśnie o tego podrywacza. Najstarsza z rodzeństwa Cheerful mówiła, że zamierza z nim się spotkać i rozmówić, czy może już to zrobiła, jednak jej ukochanemu wyraźnie taki pomysł nie przypadł do gustu. Podejrzewał bowiem, że Mallow zamierza się z tym lalusiem spotkać jedynie dlatego, iż wpadł on jej w oko. Jego luba zaprzeczyła temu, ale czy było to zgodnie z prawdę? Nie miałam okazji zbyt dokładnie przyjrzeć się jej twarzy, ale jako iż sama jestem kobietą, to umiem poznawać różnego rodzaju miny, jakie bardzo często rysują się na twarzach przedstawicielek mojej płci. Co prawda, jak to już wcześniej wspominałam, nie widziałam dokładnie twarzy Mallow, gdy zaprzeczyła swoim uczuciom do Valamonta, ale widziałam ją przez krótką chwilkę, kiedy ta odchodziła w swoją stronę po rozmowie ze swoim chłopakiem. Zdecydowanie mina, którą wówczas dostrzegłam na jej buźce w żadnym razie nie była miną osoby prawdomównej, a w każdym razie nie całkowicie. Co dziewczyna ukrywała przed Kiawe? I dlaczego? Mogłam się jedynie domyślać, ale moje domysły w tej sprawie były bardzo niepokojące i w głębi ducha miałam nadzieję, iż się mylę.
Gdy tak sobie o tym wszystkim rozmyślałam, to Ash podjął decyzję, aby zajrzeć do Lany. Podszedł do drzwi jej pokoju i bardzo delikatnie w nie zapukał.
- Idź sobie, mamo! Nie chcę się już z tobą kłócić!
- Lana, to ja... Ash...
- Ash? To ty? A co ty tutaj... Ach, wybacz mi. Zapomniałam, że miałeś dzisiaj przyjechać. Jest z tobą Serena?
- Tak i Max także.
- Możesz nas wpuścić? - spytałam.
- Dobrze. Wejdźcie - zgodziła się środkowa panna Cheerful.
Ja i Ash weszliśmy do środka. Max i Lillie też chcieli wejść, ale Lana nie pozwoliła im na to.
- Nie chcę mieć za wielu gości. Wybaczcie. Pogadam z wami później - powiedziała przepraszająco.
Lillie i Max musieli uszanować jej wolę, więc sobie poszli, ja z Ashem i Pikachu zostaliśmy w pokoju Lany. Był on niewielki, ale całkiem uroczy, a prócz tego też pomalowany na niebiesko. Ściany były w nim powyklejane plakatami znanych muzyków i aktorów, na półkach znajdowały się różne płyty z muzyką rozrywkową oraz filmy DVD. Książek tu było niewiele, ale za to o ciekawych tytułach. W kącie leżała wędka, jako że Lana od dziecka była wręcz zapaloną wędkarką. Nie było tu typowej szafy na ubrania, raczej niewielka szafka, co wyraźnie dowodziło, iż średnia panna Cheerful czego jak czego, ale stroić to się na pewno nie lubi.
- Ładny masz pokój - powiedziałam po chwili.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu.
Lana uśmiechnęła się delikatnie, wpatrując się przy tym w moją osobę swoimi ciemno-niebieskimi oczami, mającymi tę samą barwę, co jej obcięte na chłopaka włosy. Dziewczyna miała na sobie białą koszulkę z niebieskimi dodatkami oraz niebieskie spodnie, luźne i sporymi nogawkami.
- Dziękuję, Sereno - powiedziała do mnie Lana, delikatnie się przy tym uśmiechając - Miło mi, że tak uważasz.
- Podzielam zdanie Sereny - odparł Ash, uśmiechając się lekko - Ten pokój jest naprawdę bardzo ładny. O! No proszę! Widzę, że wciąż lubisz muzykę rozrywkową i wędkowanie.
- W sprawie moich pasji jestem zawsze stała i raczej ich nie zmieniam - odparła na to jego kuzynka - Macie jakąś sprawę?
- Nie, tak tylko chcieliśmy sobie z tobą pogadać.
Lana prychnęła z kpiną, gdy to usłyszała.
- Ta, jasne... Komu innemu wciskaj takie kity, panie detektywie, ale nie mnie. Przecież widzę wyraźnie, że aż się palisz do tego, aby ze mną pogadać na temat Sebastiana, mam rację?
- Eee... Jakiego Sebastiana? - zapytał Ash tonem niewiniątka.
Jego kuzynka zareagowała na to złością.
- Weź już nie udawaj, Ash! Przecież dobrze wiesz, jakiego Sebastiana! Kłóciłam się z matką na tyle głośno, że chyba tylko głuchy mógłby tego nie słyszeć!
- A tak, to ci muszę przyznać. Robiłaś to wyjątkowo głośno, kuzynko - zachichotał lekko Ash.
- Pika-pika! - pisnął potakująco Pikachu.
- Tak, oczywiście! Tylko tyle potraficie - mruknęła lekko urażona Lana - Proszę bardzo! Śmiejcie się z mojego nieszczęścia! Nade mną się przecież nikt nie ulituje!
Popatrzyłam na dziewczynę z lekkim politowaniem i powiedziałam:
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz, Lana? Ostatecznie przecież nie jest jeszcze tak źle.
- Nie jest tak źle? - spytała Lana - A niby kiedy będzie na tyle źle, że wreszcie przyznasz, że jest kiepsko?
- Wiesz... Twoja mama się na ciebie wkurzyła i to ostro, ale spokojnie. Jestem pewna, że to tylko chwilowe. Zobaczysz, szybko się dogadacie.
- Wątpię. Ona nie chce, abym spotykała się z Sebastianem.
- O ile dobrze słyszałem, to z niego jest taki miejscowy Don Juan - zauważył złośliwie Ash.
Lana spojrzała na niego nieco gniewnie, ale zapanowała nad złością i powiedziała:
- Słuchasz plotek, kuzynku. No, ale to zrozumiałe. Przecież dawno cię tutaj nie było i nie wiesz wszystkiego, co się tutaj dzieje. Zapewniam cię, że się mylisz. Zachowanie Sebastiana to jest tylko gra. Pozory mające na celu ukrycie jego prawdziwej natury.
- A po co on chce ją ukrywać? - spytałam.
- Żeby się nie ośmieszyć przed swoimi kolegami, którzy są niezłymi babiarzami. On kiedyś również był taki, jak oni, ale obecnie się zmienił i zrobił to dla mnie - wyjaśniła Lana.
- Doprawdy?
- Tak, Sereno.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Nie dziwię się, bo jeszcze nigdy go nie spotkałaś. Ale jak go poznasz, to zrozumiesz, że miałam rację.
- Dobrze. Zobaczę go i sama ocenię. A co on takiego wypisywał ci w tych listach, o których mówiła twoja mama?
- Ach... Takie różne rzeczy - zaśmiała się Lana - Wiecie... On bardzo chce, abym mu dała dowód swojej miłości.
- Domyślam się, o jaki dowód mu chodzi - prychnęłam pogardliwie - Nie sądzisz, że gdyby cię kochał, to nigdy by tego od ciebie nie żądał?
- A Ash od ciebie tego nie chciał?
- Kochana... Ash nigdy mnie o to nie prosił. Ja sama mu weszłam do łóżka taka, jak mnie Bozia stworzyła i zachęciłam go do tego, ale zrobiłam to wtedy, kiedy czułam, że oboje jesteśmy na to gotowi.


Lana patrzyła na mnie uważnie i powiedziała:
- Hmm... To brzmi naprawdę ciekawie, Sereno. Może i ja powinnam tak zrobić?
Poczułam, że palnęłam głupstwo, więc szybko dodałam:
- Proszę cię, nie rób tego. Nie jesteś jeszcze na to gotowa.
- A niby skąd to wiesz?
- A stąd, że ty wcale go nie kochasz. Jesteś nim po prostu zauroczona i tyle. Z kimś takim nie powinnaś tego robić. Poza tym, ile ty go właściwie znasz?
- Jakieś trzy miesiące.
- Aha... I po tak krótkim czasie chcesz z nim to zrobić?
- A ty ile znałaś się z Ashem, kiedy z nim to zrobiłaś?
Parsknęłam delikatnym śmiechem i powiedziałam:
- Ja? Ja znam Asha praktycznie od zawsze. No, może przesadzam, że od zawsze, ale poznałam Asha, gdy oboje mieliśmy po siedem lat.
- To prawda - potwierdził mój chłopak - Potem nie widzieliśmy się osiem lat, ale później byliśmy wręcz nierozłączni.
- Aha... Czyli znacie się już długo. A ile byliście w związku, kiedy to zrobiliście? - spytała Lana.
- Chyba dwa miesiące, a co?
- No widzisz. A ja znam Sebastiana już trzy miesiące. To już może być wystarczająco długo.
- Chyba nie zrozumiałaś - odezwałam się - Bo ja ci już wyjaśniłam, że ja i Ash znamy się od lat, więc to, o czym mówimy było o wiele bardziej uzasadnione w naszym przypadku.
- Aha... No, niech ci będzie, ale tak czy inaczej sprawa jest jasna. Ja go kocham i chcę mu dać dowód miłości.
- A co na Mallow?
- Mallow? A co ona ma do tego?
- Niechcący usłyszałam z Ashem rozmowę, którą Mallow prowadziła ze swoim chłopakiem, Kiawe. Mówiła, że chce porozmawiać z Sebastianem, aby dał ci spokój.
Lana prychnęła z kpiną, kiedy to usłyszała.
- I z tego wywnioskowałaś, że Mallow nie pochwala mojego związku? Tak, masz rację. Nie pochwala, ale na pewno sądzisz, że ona robi dlatego, bo się o mnie martwi, tak jak mama. Prawda?
- Tak właśnie pomyślałam - odpowiedziałam jej - A mylę się?
Od razu przypomniały mi się moje obawy względem najstarszej z sióstr Cheerful. Słowa Lany wzbudziły je we mnie ponownie, ale postanowiłam wysłuchać do końca mojej rozmówczyni, oczywiście zakładając, iż istnieje jeszcze taka możliwość, że ona się myli.
Lana tymczasem parsknęła kpiąco i powiedziała:
- No oczywiście, że tak. Sereno, nie bądź naiwna! Mallow może sobie zgrywać kochającą starszą siostrę, która przejmuje się moim losem, jednak prawda jest taka, że chce mieć Sebastiana dla siebie!
- Żartujesz chyba! Przecież ona i Kiawe uwielbiają się od dziecka - jęknął zdumiony Ash.
Lana machnęła na to lekceważąco ręką.
- Kuzynku... Ty chyba nie sądzisz, że Kiawe serio może rywalizować z Sebastianem?
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? Nawet nie widziałem na oczy tego całego Valamonta.
- Ach, rzeczywiście. To sam zobacz.
To mówiąc Lana wyjęła z szuflady schowane między ubraniami zdjęcie wybranka swego serca. Był nim wysoki, szczupły blondyn o niebieskich oczach oraz gładko ogolonej twarzy, typ raczej nordycki, ale zdecydowanie postawny. Ubrany był w niebieskie dżinsy oraz białe adidasy, a opierał się o deskę do serfowania. Nie miał on na sobie koszulki, dlatego też można było podziwiać jego klatę, która była niczego sobie.
- No, nie powiem... Całkiem przystojny - powiedziałam sceptycznie - Może się podobać.
- Co?! Może się podobać?! - jęknęła Lana - Przecież to jest absolutne ciacho! Mówię ci! To największy przystojniak na całej wyspie, jeśli nie w całym Alola!
- Czy ja wiem? Znam takie dziewczyny, które uważają za największego przystojniaka i absolutne ciacho mojego chłopaka.
Lana zachichotała delikatnie i powiedziała:
- No, owszem... Ash jest niczego sobie... Ale przecież kuzyn nie może mi się podobać. Choć, jako mała dziewczynka miałam do niego słabość. A zresztą nie tylko ja. Mallow i Lillie też go uwielbiały.
- Wiem, Ash mi to mówił - zaśmiałam się - Podobno nieźle się z nim bawiłyście. Można by powiedzieć, że byłyście jego haremem.
Lana zaczęła głośno się śmiać.
- Oj, przesadzasz. Zaraz tam harem! Chociaż przyznaję, że miałyśmy niezłe pomysły, które można dziś uznawać za dość zwariowane, delikatnie mówiąc. A najwięcej to już miała je Mallow. Ty wiesz, co ona raz zrobiła?! Biegała w samych majtkach po domu, bo strasznie gorąco było, a potem raz popchnęła Asha na łóżko, usiadła na nim okrakiem i zaczęła po nim skakać.
Słysząc to parsknęłam śmiechem, niemalże krztusząc się własną śliną.
- Serio? - spytałam, patrząc na Asha.
- Tak... To miała być zabawa w tatę i mamę, gdy cioci i wujka nie było w domu - odpowiedział mi mój chłopak, delikatnie się przy tym rumieniąc - Podobno Mallow raz widziała, jak rodzice się tak „bawią“.
- Już ja sobie wyobrażam, co ona widziała - zachichotałam, po czym spojrzałam na Lanę i dodałam: - No, ale wracając do tematu, to jednak nie powinnaś zaczynać takiej zabawy. Jeszcze masz na nią czas.
- Proszę cię, nie chcę o tym więcej rozmawiać - burknęła na to Lana, zabierając mi zdjęcie Sebastiana - Ja go kocham i chcę z nim być. A mama może sobie mówić, co chce. Gdyby nie przechwyciła tych listów, to by nie było tego całego zamieszania.
- A tak właściwie, to jak ona znalazła te listy, które wysyłał do ciebie Sebastian? - spytałam zaintrygowana.
- Pewnie grzebała w moim pokoju. Chociaż nigdy wcześniej tego nie robiła. Miała zawsze pełne zaufanie do naszej trójki - odpowiedziała Lana.
- Najwidoczniej to zaufanie właśnie się skończyło - westchnął Ash - A więc, jeżeli ciocia wcześniej tego nie zrobiła, to czemu teraz zmieniła swoje zwyczaje? Ktoś wiedział, że masz takie listy?
- Tak, dwie osoby.
- Jakie osoby?
- Mallow i Kathryn.
- Jaka Kathryn? - spytałam.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Kathryn Morteuil, moja serdeczna przyjaciółka - wyjaśniła mi Lana - Wiedziała, że moja mama nie lubi Sebastiana za jego reputację i dlatego ona pomagała mi i przynosiła mi listy, jakie pisał do mnie Sebastian.
- Rozumiem. A twoja mama lubi Kathryn?
- Tak, lubi ją. Dlatego może ona przychodzić do nas swobodnie i po cichu przynosi mi listy. Ale ona z pewnością nie powiedziała o nich mojej mamie. To niemożliwe. Nie miałaby w tym żadnego interesu. Za to Mallow, to i owszem.
- Czy mówiłaś Mallow o listach? - zapytał Ash.
- Tak, mówiłam. Nie planowałam tego, ale raz Mallow weszła mi do pokoju, gdy czytałam jeden z tych listów. Zapytała mnie, od kogo to, więc jej powiedziałam. Nie spodziewałam się, że ona to wykorzysta przeciwko mnie. Podła jędza! Żadna z niej siostra!
- Nie mamy pewności, czy to ona.
- A niby kto, co?! Kathryn nie miała powodu, aby na mnie donosić, a Mallow ma powód, więc to na pewno jej wina. To chyba logiczne, prawda?
- Wiesz... Pozory bywają mylące, Lana - rzekł Ash - Ale jeśli chcesz, to pogadam z Mallow o tych listach i dowiem się, czy jej się podoba Sebastian.
- Tak... Bo akurat ona ci to powie.
- A żebyś się nie zdziwiła. Jako dzieci mieliśmy ze sobą dobre relacje, nawet bardzo dobre.
- Tak... W sumie to racja. Ostatecznie najwięcej bawiłaś się z Mallow. Zawsze byliście w zabawach tatą i mamą, zaś ja i Lillie waszymi dziećmi. Albo, jak bawiliśmy się w piratów, ty byłeś kapitanem, a Mallow pierwszym oficerem. No i tak dalej. Więc z naszej trójki to z Mallow miałeś najlepszy kontakt. Chociaż właściwie czasami odnosiłam wrażenie, że Lillie najwięcej była do ciebie przywiązana.
- A myślałem, że wszystkie kochałyście mnie jednakowo.
Lana spojrzała wesoło na swego kuzyna i uścisnęła go mocno.
- Bo to sama prawda, Ash. Byłeś zawsze naszym najlepszym kolegą do zabawy i naszym kochanym braciszkiem. Proszę, pogadaj z Mallow. Może zrozumie, że kocham Sebastiana całym sercem i wtedy odczepi się od niego. Dobrze? Pogadasz z nią?
Ash załamany westchnął, słysząc te słowa, bo nie tego się spodziewał, ale ostatecznie rzekł:
- Spokojnie... Porozmawiam z nią, ale niczego nie obiecuję.
- Och, dziękuję ci! Dziękuję! Wiedziałam, że mnie nie zostawisz w potrzebie! Mój kochany kuzyn!
To mówiąc Lana ucałowała Asha w oba policzki i uśmiechnęła się do niego radośnie.

***


Przekazaliśmy Lillie szczegóły rozmowy z jej siostrą, a dziewczyna zareagowała na to podobnie jak Ash - jęknęła załamana.
- Och, to jest po prostu straszne! On już ją omotał! A niedługo będzie mógł z nią robić, co tylko zechce.
- Jeśli już tego nie robi - powiedział Max.
- Wiesz... Być może mimo wszystko on nie jest taki zły - stwierdziłam, choć tak prawdę mówiąc, to sama w to nie wierzyłam - Lana twierdzi, że się zmienił.
- Lana?! Phi! Lana ma klapki na oczach i nie widzi prawdy, bo miłość wyłączyła jej rozum! - zawołała Lillie oburzonym głosem - Moja starsza siostra jest stuknięta! Znaczy zawsze była, ale nigdy aż tak! Ash, proszę cię! Pomóż jej, zanim będzie za późno.
- Lillie, ale co ja mogę niby zrobić? - zapytał załamanym głosem Ash - Przecież powtórzyłem ci to, co ona o nim mówiła. Jest zaślepiona i nikogo nie posłucha.
- Trzeba by jej dostarczyć dowody czarno na białym, że ten jej goguś to naprawdę tylko zwykły uwodziciel i takich dziewczyn jak ona, to on ma na pęczki, jeśli nie więcej - stwierdził Max.
Ash uśmiechnął się zadowolony z tej propozycji.
- A wiesz, że to dobry pomysł? - powiedział wesoło - W sumie to by się mogło udać. Jeżeli tylko udowodnimy, że Sebastian Valamont takie piękne bajeczki, jakie jej opowiada, to opowiada też innym, to wtedy możemy mieć szansę zwycięstwa.
- Właśnie! - zawołałam radośnie - Tylko jak go przyłapać in flagranti?
- Spokojnie, zajmiemy się tym w swoim czasie - odpowiedział mi mój luby, uśmiechając się radośnie - A póki co muszę pogadać z Mallow. Mam nadzieję, że już wróciła.
- A czemu chcesz z nią rozmawiać? - spytała Lillie.
- Lana powiedziała nam, że Mallow sama się buja w Sebastiana i to właśnie dlatego próbuje ją do niego zniechęcić - rzekł Ash - Chciałbym się upewnić, że się myli lub ma rację.
- Oby się myliła - powiedziała smutno Lillie - Ale co, jeśli ma rację?
- Wtedy nasze zadanie będzie o wiele trudniejsze niż przypuszczałem - stwierdził ponuro detektyw z Alabastii.
- No, ale chyba się nie poddamy, prawda? - spytałam.
Ash popatrzył na mnie ironicznie i odparł:
- Poddać się? O nie! Ja nie znam takiego zwrotu. Nie ma go w moim słowniku. Podobnie jak słów golonka czy szpinak, choć z innych przyczyn.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy spokojnie na ławce przed wybiegiem dla Taurosów, po którym biegało właśnie kilka takich Pokemonów, kiedy nagle podeszła do nas Mallow.
- Hej, kochani! Jak się macie?! Widzę, że już przybyliście! - zawołała radośnie dziewczyna, podchodząc do nas - Ash, kuzynku! Tak się cieszę, że jesteś!
Podeszła do chłopaka, uściskała go radośnie, po czym ucałowała w oba policzki. To samo zrobiła ze mną i z Maxem.
- Jak się macie? Dawno się nie widzieliśmy.
- Tak, ostatni raz na zabawie z okazji Nowego Roku - odparł Max - Ale fajna była wtedy biba, co nie?
- Owszem, niczego sobie - stwierdziła wesoło Mallow - Ubawiliśmy się za wszystkie czasy. Prawda, Lillie?
- Tak i to bardzo - potwierdziła jej młodsza siostra - A powiedz mi, Mallow... Czy wszystko w porządku między tobą a Kiawe?
- Tak, naturalnie - odparła zielonowłosa - A niby czemu miałoby nie być, Lillie?
- Bo widzieliśmy cię dzisiaj na mieście, jak się z nim kłóciłaś.
Mallow popatrzyła na nas groźnie i zawołała:
- Słucham?! Mam rozumieć, że mnie szpiegowałaś, co?!
- Coś ty? Skądże znowu! - odpowiedziałam - My tylko przypadkiem przechodziliśmy i... No, tak głupio wyszło. Wybacz.
- To prawda, Mallow - potwierdził moje słowa Max - Przechodziliśmy przypadkiem i widzieliśmy, jak się kłócicie.
- Dokładnie - potwierdził Ash - Wcale cię nie szpiegowaliśmy. Słowo!
Mallow uspokoiła się i westchnęła smutno.
- Rozumiem. Wiem, to głupie, jednak Kiawe przesada. Nie dość, że jest strasznie sztywny i nie umie się bawić, to jeszcze teraz posądza mnie o takie rzeczy.
- O to, że podoba ci się Sebastian Valamont? - spytałam.
Dziewczyna popatrzyła na mnie ironicznie i rzuciła:
- Sereno, mnie się podoba wielu facetów, łącznie z kilkoma znanymi aktorami, ale jakoś nie marzę o tym, aby z każdym z nim...
- Rozumiem, ale Kiawe ma powody do zazdrości - zauważył Ash - W końcu ten cały Valamont to podobno znany podrywacz, prawda?
- Podrywacz? Dobre sobie - rzuciła Mallow pogardliwym tonem - Don Juan i Casanova w jednym! Tyle ci powiem! Ja nie wiem, czy jest na tej wyspie jakaś dziewczyna, którą by się podle nie zabawił... Pomijając Lillie i mnie, oczywiście.
- Więc uważasz, że on z pewnością nie ma uczciwych zamiarów wobec Lany?
- No oczywiście, że nie - stwierdziła z pewnością w głosie Mallow - To nie jest Ash, który jeśli wyrywa laski, to tylko nieświadomie, a wierny jest jeden dziewczynie przez całe swoje życie.
- Dziękuję za komplement - powiedział Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał przyjaźnie Pikachu.
- Nie ma sprawy. Mówię poważnie. To nie ten typ. To jest typ babiarza i bawidamka. Chociaż nie... Bawidamkiem to byłeś ty, kuzynku...


- Słucham?! - zdziwił się Ash.
- A co? Może nie? - zaśmiała się złośliwie Mallow - A mało to miałeś wielbicielek? Już jako dzieciak wręcz rozsiewałeś czar. A pamiętasz może, jak przyjechałeś do nas pierwszy raz? Ciągle nawijałeś o jakieś Scarlett, a twoja mama mówiła jeszcze o Serenie, którą poznałeś wcześniej. Jakby tak zebrać wszystkie laski, którym się podobałeś i które były w tobie zabujane, to zebrałby się z tego niezły harem.
- Hej! Ja żadnej nie uwodziłem!
- Wiem, ale laseczki i tak na ciebie leciały, bo miałeś i masz dalej w sobie coś, co sprawia, że je przyciągasz.
- Już dawno mu to mówiłam, a on mi nie chciał wierzyć - zaśmiałam się.
- Pika-pi! Pika-chu! - pisnął wesoło Pikachu.
- Wiesz... Może i tak jest, ale zapewniam cię, że do bawidamka to mi daleko - zapeszył się Ash.
- Niech ci będzie. Ale i tak zawsze byłeś fair wobec dziewczyn, a ten koleś... No, nie jest. I w tym właśnie problem. On złamie serce Lanie.
- A nie lepiej zostawić sprawę własnemu losowi? - zaproponował Max - Nie lepiej poczekać, aż Lana się w nim odkocha?
- Odkocha albo i nie - mruknęła na to Mallow - Ona pierwszy raz jest zakochana. Nie wiadomo, co jej strzeli do głowy. Może z rozpaczy przez niego podciąć sobie żyły albo... Ech, wolę nie myśleć, co się może stać. A poza tym jestem jej starszą siostrą i muszę jej pilnować.
- Ale już Ash i Serena rozmawiali z nią, a ona nie chciała ich słuchać - zauważyła Lillie.
- Więc ja z nią pogadam i przemówię jej do rozumu! I zrobię to teraz!
Po tych słowach zielonowłosa chciała już pójść do Lany, jednak Ash zatrzymał ją i powiedział:
- Odradzam ci to, Mallow. Jeżeli pójdziesz do niej w takim stanie, to tylko wywołasz z nią sprzeczkę, a z tego nic dobrego nie wyjdzie.
- A więc co? Mam pozwolić, żeby wróciła pewnego dnia do domu z brzuchem, bo ten idiota namówi ją do...
- Spokojnie... Jeśli jej tego zakażesz, to tym bardziej się zatnie i cię nie posłucha.
- On ma rację - powiedział Max - Wiem to, po sobie. Jak mi May, moja starsza siostra czegoś zabraniała, tym bardziej to robiłem, aby jej dokuczyć.
- O! No właśnie - rzekł Ash - Z Laną nie można gwałtownie, bo się zatnie w sobie i nic nie zrobimy. Zresztą ty jako jej starsza siostra wiesz to najlepiej.
Mallow powoli się uspokoiła i powiedziała:
- Ech, masz rację. Ale co ja mam robić? Rozmawiałam dzisiaj z tym dupkiem i kazałam mu się odczepić od Lany. A wiecie, co on na to? Że nie planuje nic złego i nie jest już tym, kim był kiedyś. Po prostu super! I on myśli, że ja w to uwierzę?! Widziałam, jak wyrywa wszystkie dziewczyny w okolicy i będzie mi jeszcze wmawiać, że się zmienił.
- Ludzie się zmieniają - powiedziałam.
- Ale nie tacy, jak on! - zawołała załamana Mallow - Ech... Jak ja strasznie zaczynam tęsknić za czasami, jak byliśmy dziećmi, Ash. Wtedy nie mieliśmy takich problemów. Wszystkie kochałyśmy się w tobie i byłyśmy twoimi małymi kuzyneczkami i było fajnie.
- O tak... Kuzyneczkami, które bawią się z kuzynem w tatę i mamę - zaśmiałam się wesoło.
Mallow zaczerwieniła się na twarzy.
- To już wiesz o tym? Ash ci to powiedział? Ale... No co? Ja miałam wtedy dziewięć lat i fiu-bździu w głowie. A poza tym to nie moja wina, że rodzice nie umieli porządnie zamykać drzwi swojej sypialni!
- Czyli przyznajesz się? - spytałam wesoło.
- Tak, ale byłam wtedy dzieckiem i miałam głupie pomysły. A poza tym uwielbiałam Asha i chciałam nawet za niego wyjść, jednak za kuzyna nie wolno, więc się tylko z nim bawiłam.
- Mam nadzieję, że na skakaniu się skończyło. I że nie było dalszego ciągu sama wiesz czego.
- Weź przestań, Sereno. Przecież ja nawet nie wiedziałam, na czym to polega. Niby co miałam więc zbroić?
Ash i Mallow rumienili się na samo to wspomnienie, a z kolei ja, Lillie i Max śmialiśmy się do rozpuku i choć na chwilę zapomnieliśmy o tym, co nas niepokoiło.

***


Pod wieczór napięcie w rodzinie Cheerful całkowicie minęło i to do tego stopnia, że wszyscy razem siedzieliśmy przy jednym stole, rozkoszując się przepyszną kolacją, rozmawiając na wiele tematów, ale nie związanych wcale z tym, o co Lana pokłóciła się z matką. Na kolacji zjawił się także mieszkający niedaleko pan Winston Krupsh, ojciec Kasandry i dziadek jej córek. Jest on stryjem Delii Ketchum, czyli bratem jej ojca, a co za tym idzie, również ciotecznym dziadkiem Asha... Czy jak taki krewny fachowo się nazywa.
Pan Krupsh okazał się być dość wysokim, szpakowatym panem o orlim nosie, brązowych oczach i ciemno-siwawych włosach. Pomimo tego, iż miał już ponad sześćdziesiąt lat, to wciąż tryskał energią i sprawiał naprawdę bardzo przyjemne wrażenie. W dodatku nie chodził on lasce, lecz sprawnie stawiał kroki i bynajmniej nie uważał się za starca. Podczas kolacji żartował sobie z nami wszystkimi, a zwłaszcza z Ashem.
- Ach, wy młodzi - mówił wesołym głosem - Wy jesteście naprawdę czasami bardzo dziwni. Mnie, jak się podobała jakaś dziewczyna, to do niej szedłem z kwiatami, wygłaszałem bardzo piękną tyradę, a potem kradłem jej całusa i uciekałem, zanim mi dała w gębę.
- I zawsze zdążyłeś uciec? - spytał wesoło Ash.
- Pika-pika? - pisnął pytająco Pikachu.
- No, nie zawsze. Czasami jej rączka była szybsza niż moje nogi. To się niekiedy tak zdarza.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, a ja powiedziałam:
- A Ash i ja byliśmy trochę nieśmiali w tej sprawie, bo nie byliśmy pewni tego, czy drugie z nas czuje to samo, co pierwsze.
- Ach tak, rozumiem. Ale mimo wszystko Ash wreszcie zdobył się na odwagę i wyznał ci miłość, prawda?
- Oczywiście.
- No i doskonale. O to właśnie chodzi! Możesz się bać, ale i tak zawsze powinieneś spróbować osiągnąć swój cel. Choć właściwie to nie... Nie ma żadnego „próbuj“. Po prostu to zrób.
- Mówisz jak mistrz Yoda - zauważyła złośliwie Mallow.
- A co? Mądry był z niego gość - zaśmiał się radośnie jej dziadek - I miał rację. Nie ma co próbować. Trzeba po prostu działać. I ja działałem, jak byłem w waszym wieku. Oj, co ja się nadziałałem. W każdym mieście, do jakiego zawędrowałem, miałem dziewczynę. No, może nie w każdym, ale w większości tak.
- Masz szczęście, że wszystkie potem cię nie znalazły i nie wtłukły ci - zażartowała sobie jego córka.
- No widzisz, jaki ze mnie szczęściarz - zaśmiał się jej ojciec - Ale wiesz... Żadnej przecież nie obiecywałem jakieś wielkiej miłości. Po prostu obiecywałem zabrać je do nieba i zabierałem.
Kasandra lekko się zgorszyła, jak to usłyszała.
- Tato, proszę... Nie przy dzieciach.
- Jakich dzieciach? Gdzie ty tu dzieci widzisz? Poza tym oni już dawno o wszystkim wiedzą, mam rację? - zachichotał pan Krupsh.
- Ma ją pan - zachichotał Max, szczerząc zęby.
Pikachu i Buneary zapiszczeli wesoło, a ja czułam, że za chwilę chyba pęknę ze śmiechu.
- No widzisz... Bo oni ich teraz szybciej wszystkiego uczą w szkołach i w domach - tłumaczył dalej Winston Krupsh - A za moich czasów, to się tego wszystkiego trzeba było dowiedzieć samemu, bo nie wypadało o tym rozmawiać. To się robiło, ale o tym się nie mówiło. Taki numer.
Pani Cheerful uśmiechnęła się wesoło do ojca.
- Tak, tato. Takie to były wtedy czasy, a jak ja byłam dzieckiem, to już wolno było mówić, ale i tak rzadko to robiono. A dzisiaj to nawet nie trzeba mówić, bo w Internecie dzieciaki wszystko sobie znajdą, nawet takie dane.
- A żebyś wiedziała - powiedziała Mallow wesoło - Teraz w Internecie to wszystko można znaleźć.
- Świat idzie do przodu - zauważył Max.
- Tak, ale czasami chciałoby się, aby nie biegł tak szybko do przodu lub może nawet zawrócił - rzekł pan Cheerful, przybierając zamyśloną minę - Pamiętam jeszcze, jak ten dom nie był taki wielki jak teraz. Był znacznie mniejszy i dopiero potem go rozbudowaliśmy. Pamiętam również to, jak zaczynaliśmy z Kasandrą nasze wspólne życie zaraz po ślubie. Nie wszystko było łatwe, ale udało się nam i proszę, jak dobrze teraz mamy.
- Tak... Jest wspaniale - stwierdziła wzruszonym głosem pani Cheerful - Szkoda, że mama tego nie dożyła.
- Twoja matka byłaby szczęśliwa widząc to wszystko, możesz być tego pewna - rzekł jej ojciec, ściskając dłoń swej córce.


- A pamiętacie, jak Ash pierwszy raz tu przyjechał? - spytała Lillie - Z miejsca go polubiłyśmy.
- Oj tak i bawiliście się tak uroczo, że kilka z tych zabaw nagraliśmy na video - zaśmiała się pani Cheerful - Ano właśnie, kochani! Ja mam jeszcze kilka nagrań z Ashem i wami. Puścić wam?
- Tak! - zawołaliśmy chórem.
- Nie, ciociu! Błagam! Tylko nie to! - jęknął załamanym głosem Ash - To było głupie! Po co to puszczać? A poza tym wątpię, żeby ktoś chciał to oglądać.
- Mów za siebie! Ja chętnie zobaczę! - zawołał Max wyraźnie bardzo podekscytowany tą propozycją.
- Ja również - dodałam wesoło.
Pikachu i Buneary także tego chcieli, że już nie wspomnę o kuzynkach Asha, więc mój luby został przegłosowany.
Pani Cheerful wesoło pobiegła więc po płytę DVD, po czym włączyła ją i powiedziała:
- Miałam to na video, ale potem przegrałam to na płytę, bo teraz już praktycznie nikt nie używa odtwarzaczy VHS. Płyty są praktyczniejsze.
- Proszę, ciociu! Nie puszczaj tego! Błagam cię! - jęknął Ash.
Ciotka jednak nie posłuchała go, a już po chwili na ekranie telewizora ukazał się Ash w wieku dziewięciu lat, ubrany w piżamkę i mający twarz umazaną w jakieś piance, a w dłoni grzebień. Wokół niego skakały Mallow, Lana i Lillie, wszystkie wesołe i w kolorowych piżamkach.
- Dobrze, kochanie. Muzyka włączona. Możesz śpiewać - powiedziała nie widoczna na ekranie pani Cheerful.
Ash ukłonił się lekko, po czym grzebieniem ściągając sobie piankę z twarzy zaczął śpiewać:

Mnie się każda dziewczyna, mnie się każda dziewczyna,
Mnie się każda dziewczyna podoba!
To jest (to ja wiem)... To jest (to ja wiem)...
To jest erotyczna choroba!

Mnie się każda dziewczyna, mnie się każda dziewczyna,
Mnie się każda dziewczyna podoba!
I każdą już z tej strony znam,
Że vini-vici mam!

Podczas śpiewania udawał on, że się goli i grzebieniem ściągał sobie piankę z twarzy, zaś kuzynki skakały wokół niego i wyraźnie łasiły się do jego osoby. Zaś Ash po krótkiej chwili zaśpiewał:

Mnie się każda dziewczyna, mnie się każda dziewczyna,
Mnie się każda dziewczyna podoba!
Bo już taki jestem, już taki jestem
Stuprocentowy Grek!

Następnie spojrzał gdzieś przed siebie i spytał:
- Wujku, a co to jest „erotyczna choroba“?
- Dowiesz się, jak będziesz starszy - odpowiedział mu niewidoczny na ekranie pan Cheerful.
Nagranie dobiegło końca, zaś załamany Ash zasłonił sobie oczy dłonią i jęknął:
- Boże, ciociu... Ty to miałaś na płycie przez te wszystkie lata?
- Oczywiście - zaśmiała się jego ciotka - Nie mogłam nie uwiecznić tego, jak udawałeś swojego wujka. Bo wiecie, mój mąż zawsze, jak się goli, to śpiewa i Ash go raz podpatrzył i zaczął naśladować. Stąd ta piosenka i ten cały występ.
- Rozumiem - zaśmiałam się - A pani więcej takich filmików?
- Oczywiście, kochanie. Chętnie zaraz je włączę.
- Nie, ciociu! - jęknął załamany Ash - Błagam cię, przestań!
Ale pani Cheerful wcale nie zamierzała go słuchać i puściła nam więcej takich zabawnych i bardzo uroczych nagrań, dzięki czemu kolacja minęła wszystkim w niezwykle przyjemnej atmosferze.

***


Clemont ze względu na swój stan musiał pozostać w uzdrowisku pani Cheerful. Dawn, Bonnie i pan Meyer nie przyszli do domu wujostwa Asha, choć nasi gospodarze ich do siebie zapraszali. Powiedzieli, że ich miejsce jest przy Clemoncie. Prócz tego też każde z nich się uparło, aby nocować w uzdrowisku, a okropny upór każdego członka tej trójki zachęcał pozostałych do wytrwania w tej decyzji. Oczywiście dobrze rozumieliśmy, dlaczego to robią, ale uważaliśmy, że o wiele lepiej by im było jednak w domu państwa Cheerful, lecz cóż mogliśmy zrobić? Podjęli taką decyzję, a ponieważ mieli naprawdę szlachetne intencje, to nie umieliśmy ich jakoś za to krytykować i zaakceptowaliśmy ten fakt. Gdy to zrobiliśmy, to zaraz poszliśmy spać, ale przedtem jeszcze chwilkę porozmawialiśmy sobie z Clemontem, który był w wyśmienitym humorze.
- Mówię wam, to uzdrowisko posiada naprawdę wspaniałe i przyjemne ćwiczenia rehabilitacyjne - powiedział nasz rekonwalescent - A do tego nie muszę z tym wszystkim zmagać się sam, bo przecież wspierają mnie w tym mój tata, moja siostra i moja dziewczyna.
- My też cię wspieramy, choć na odległość - zaśmiał się Ash, patrząc na obraz Clemonta ukazany na telefonie - Oczywiście jutro cię odwiedzimy, możesz być tego pewien.
- Ech, nie róbcie sobie kłopotu - uśmiechnął się wesoło nasz przyjaciel - Ćwiczenia mające na celu rozruszać moje mięśnie nie są wcale tak trudne i skomplikowane, żebyście zaraz wszyscy całym tłumem musieli tu przyjść, aby mnie wesprzeć i dodać otuchy.
- Mimo wszystko chętnie cię odwiedzimy i popatrzymy jak ćwiczysz - podjął decyzję mój chłopak - Ale nie będziemy ci się narzucać dłużej niż tego zechcesz.
- Poza tym mamy jeszcze takie jedno zadanie do wykonania - wtrącił się do rozmowy Max.
Clemont popatrzył na niego zaintrygowany tymi słowami i spytał:
- Poważnie? A jakie to zadanie?
- Musimy pogodzić pewną zwaśnioną rodzinę - wyjaśnił nasz haker - Ale wszystko opowiemy ci na miejscu, jak już cię odwiedzimy.
- Racja. Pogadamy sobie o tym wszystkim na spokojnie, kiedy mnie już odwiedzicie - uśmiechnął się radośnie Clemont - Wyśpijcie się dobrze i do zobaczenia jutro, kochani.
Pożegnaliśmy Clemonta i zakończyliśmy rozmowę, odkładając powoli słuchawkę na widełki telefonu.
- Tak... Poważne zadanie przed nami - powiedział do mnie Ash bardzo smutnym tonem - Mam wielkie obawy, że ta misja może się okazać dla mnie za trudna.
- Dla nas, przyjacielu. Dla nas - poprawił go lekko Max - Bo chyba nie sądzisz, że sam będziesz tu wszystko naprawiał? Wiem, że jesteś geniusz i sam byś sobie doskonale poradził z tym problemem, ale my jesteśmy twoimi kumplami, a kumple nie pozostawiają kumpli samych w potrzebie. Pamiętaj o tym, szefuńciu.
- On ma rację, Ash - poparłam Maxa - Wszyscy razem rozpoczęliśmy to zadanie i wszyscy razem się nim zajmiemy.
- Pika-pika! Bune-bune! - zapiszczeli Pikachu i Buneary.
Ash uśmiechnął się do nas wzruszony.
- Macie rację. Razem to zaczęliśmy i razem zakończymy. Mam tylko nadzieję, że damy sobie radę. Zrozumcie... Znałem tę rodzinę jako zgodną i bardzo się kochającą. Chcę, aby znowu taka była i jakiś picuś glancuś nie będzie tutaj mącił między moimi kuzynkami.
- No i to jest postawa, stary! - zawołał bojowo Max - Jak chcesz, to my z Mudkipem i Treecko możemy go ustawić do pionu.
Pikachu zapiszczał w bojowy sposób, zaś z jego policzków poleciało kilka iskierek, co oznaczało, iż on również z wielką chęcią ustawiłby gościa do piona.
- Nie, lepiej nie - zaśmiał się wesoło Ash - W taki sposób niczego nie załatwimy. Trzeba będzie znaleźć na niego jakiegoś haka.
- Najlepiej dowód, którzy otworzy oczy Lanie, a przy okazji i Mallow - zaproponowałam.
- Tak! Dowód na to, że kręci on z innymi panienkami na boku! - dodał wesoło Max, zacierając radośnie ręce - Już ja chętnie takie dowody znajdę.
- Znajdziemy, przyjacielu. Znajdziemy - poprawiłam go wesoło - Bo nie zapominaj, że pracujemy razem.

***


Rano zjedliśmy śniadanie, a potem Mallow, Lana i Lillie poszły razem na miasto za swoimi sprawami, zaś pan Cheerful do swojego warsztatu, w którym od czasu do czasu konstruował różnego rodzaju wynalazki. Wiele z nich opatentował i zdołał zarobić na nich sporo pieniędzy, które w dużej części wydawał na zwiedzanie świata ze swoją rodziną, ale też dużo odłożył na przyszłość, aby jego córki miały dobry start w życiu. Należy też dodać, iż zajmował się również zawodowo naprawianiem różnych urządzeń takich jak telewizory, komputery czy zegarki. W tej dziedzinie był najlepszy na całej wyspie i nigdy nie brakowało mu klientów, a ponieważ i jego żona sporo zarabiała jako właścicielka uzdrowiska, to całej rodzinie Cheerful nigdy nie żyło się biednie, a wręcz przeciwnie. Niestety, o ile finansowo wszystko jak dotąd było w porządku, to w kwestii uczuć i życia prywatnego ostatnio dość kiepsko się wiodło. I ten problem mieliśmy rozwiązać.
Jak już wcześniej wspomniałam, każdy z członków rodziny Cheerful poszedł zająć się swoimi sprawami i my też już mieliśmy wyjść, kiedy nagle zatrzymała nas gospodyni.
- Kochani moi... Proszę, zaczekajcie tu chwilkę. Chciałabym z wami porozmawiać - powiedziała.
Domyślaliśmy się, jaki jest powód tej prośby, ale uznaliśmy, że lepiej zrobimy, jeżeli nic nie będziemy mówić, a jedynie cierpliwie wysłuchamy tego, co kobieta ma nam do powiedzenia.
- Posłuchajcie, kochani... - powiedziała po chwili pani Cheerful - Ja wiem, że pewnie chcecie odwiedzić swojego przyjaciela Clemonta i pewnie spędzić z nim cały dzień, ale chciałam was też prosić, abyście nieco zmienili swoje plany, ponieważ... Ponieważ...
- Chodzi o Sebastiana Valamonta? - spytał Ash.
Ciotka spojrzała na niego uważnie.
- Tak, kochanie. A skąd wiesz?
- Niechcący słyszałem twoją kłótnię z Laną, ciociu. Zresztą nie tylko ja. Serena i Max też ją słyszeli.
- Tak... Chyba cały dom ją słyszał - jęknęła załamanym głosem kobieta - A swoją drogą dobrze, że mi o tym przypomniałeś, Ash, bo chciałam was bardzo za tamto przeprosić. Nie powinnam się była tak zachowywać. Poza tym niczego w ten sposób nie osiągnęłam, pomijając tylko to, że zupełnie niepotrzebnie zdenerwowałam siebie i Lanę. No, a ona i tak z pewnością postawi na swoim.
- Istnieje taka możliwość - powiedział smutno Ash - Dlatego trzeba do niej odpowiednio podejść.
- Wiem o tym, ale jak mi czasami nerwy puszczą, to naprawdę trudno mi postępować racjonalnie.
- Chyba każdy tak ma, ciociu, ale powiedz nam, proszę, co byśmy mieli dla ciebie zrobić?
- Chodzi o tego całego Valamonta. Ja się boję, że on zechce skrzywdzić moją córkę. Może więc pogadacie z nim i przekonacie go, aby się odczepił od Lany?
- Mam go pobić, ciociu?
Pani Cheerful uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała:
- Właściwie myślałam o innej metodzie, ale ostatecznie można i tak... Jednak wolałabym, abyście go przekonali, aby się od niej odczepił. Możecie go w sumie nawet postraszyć. Ty i Serena podobno jesteście kimś w rodzaju tajniaków, mam rację?
- Tak, w pewnym sensie to prawda - potwierdziłam, zaczynając już coś rozumieć - Ja chyba wiem, do czego pani zmierza. Chce pani, żebyśmy go postraszyli?
- W sumie to tak... Jeśli perswazja nie przekona go do ustępstwa.
Max zachichotał delikatnie, gdy to usłyszał.
- Aha... Czyli jeżeli perswazja nie pomoże, mamy gościa zastraszyć?
Pani Cheerful uśmiechnęła się dowcipnie.
- No, nie użyłabym słowa „zastraszyć“. Raczej „postraszyć“. Jednym słowem, róbcie to, co uważacie za słuszne. Ważne, żeby Valamont odczepił się od mojej córki.
- A właściwie czemu pani tak go nie lubi? - spytałam.
- Z bardzo prostego powodu. Wpadły mi w ręce listy jego do Lany. Mówię wam, drań wypisuje w nich takie rzeczy, że aż wstyd to powtarzać. Jako kobieta mająca swego rodzaju bagaż doświadczeń życiowych wiem bardzo dobrze, że chłopak, który takie coś wypisuje dziewczynie bynajmniej nie ma wobec niej uczciwych zamiarów.
- A gdyby... Przypuśćmy... Okazał się on jednak być fair?
- Wątpię, aby on był fair. Proszę, pogadajcie z nim. Lillie mówiła mi, że rozmawialiście z Laną, jednak ta dziewczyna jest uparta i nie chciała was słuchać.
- No, nie chciała - uśmiechnął się ironicznie Ash - Ale tak z czystej ciekawości, ciociu... Jak te listy wpadły ci w ręce? Bo chyba nie grzebałaś w pokoju Lany, prawda? To przecież nie w twoim stylu.
Pani Cheerful uśmiechnęła się do siostrzeńca i powiedziała:
- Masz rację, kochanie. Nie jest to w moim stylu. I spokojnie, wcale nie grzebałam w pokoju Lany. Listy przyniosła mi jej przyjaciółka, której Lana się z tych listów zwierzyła.
- Przyjaciółka, mówisz? - zapytał zdumiony Ash - To ciekawe. A czy przypadkiem nie ma ona na imię Kathryn?
- Widzę, że już sporo wiesz - uśmiechnęła się delikatnie pani Cheerful - Tym lepiej. Nie muszę ci więc niczego tłumaczyć. Tak, zgadza się. To ona mi je przyniosła.
- Ciekawe - powiedziałam - Niezła z niej przyjaciółka. Donosicielka zakichana.
- O! Przepraszam cię bardzo! Kathryn nie jest żadną donosicielką! - żachnęła się na to ciotka Asha - To po prostu prawdziwa przyjaciółka, która bardzo jest zaniepokojona zachowaniem mojej córki i chce ją przestrzec przed tym nędznym podrywaczem, którego to nawiasem mówiąc wręcz nie cierpi.
Te słowa były bardzo ciekawe i stały w sprzeczności z tym, co mówiła nam Lana o Kathryn Morteuil. Bo przecież według jej słów ta dziewczyna była oddaną przyjaciółką kuzynki Asha i jakoś wcale jej nie zniechęcała do Sebastiana Valamonta. Co prawda mogła to robić, ale Lana nie mówiła nam, żeby ta dziewczyna ostrzegała ją przed tym gogusiem, a do tego wyrażała się o niej bardzo ciepło, a logicznie rzecz ujmując, to gdyby próbowała ona skrytykować Sebastiana, to raczej nie cieszyłaby się taką sympatią ze strony Lany. W każdym razie tak właśnie rozum mi podpowiadał. Coś więc tu było nie tak. Z jednej strony Kathryn wyraźnie wcale nie protestowała przeciwko związkowi Lany z Sebastianem, a może nawet po cichu go popierała, a z drugiej doniosła matce Lany o tych listach i wyrażała się bardzo negatywnie o Sebastianie w rozmowach z panią Cheerful. O co tutaj więc chodziło? Czyżby ta pannica prowadziła podwójną grę? Tylko po co i jaki był jej cel?
- Kathryn ma bardzo przyjazne stosunki z moją córką, ale też nie może w relacjach z nią okazywać jawnie niechęci Sebastianowi - mówiła dalej ciotka Asha, kiedy głośno wyraziłam swoje wątpliwości - Przecież gdyby to robiła, to Lana już dawno by z nią zerwała wszelkie stosunki, a tak może na nią wpływać, chociaż trochę.
- Aha, takie buty - pomyślałam sobie - To wiele wyjaśnia, chociaż z drugiej strony to całe wyjaśnienie jest dość naciągane i trudno mi stwierdzić cokolwiek pewnego w tej sprawie.
Głośno zaś dodałam:
- Czyli Kathryn musi grać przed Laną, aby jej pomóc?
- Dokładnie tak - odpowiedziała mi ciotka Asha - Ale też same sobie nie poradzimy. Możecie więc pogadać z tym całym Sebastianem?
- Pogadać to my z nim pogadamy, ale nie możemy ci niczego obiecać w tej sprawie, kochana ciociu - powiedział mój chłopak - Tylko jak my go znajdziemy? Tego podrywacza?
- Kathryn wam powie. Zresztą zaraz powinna tu być. Miała odebrać zegarek dla swojej mamy.
Chwilę później drzwi domu się otworzyły i dało się słyszeć dziewczęcy głos, który zawołał:
- Dzień dobry!
- Oho! To ona! Zaczekajcie, proszę!


Pani Cheerful pobiegła szybko do przedpokoju i po chwili powróciła razem z jakąś wysoką nastolatką o czerwonych włosach, różowych oczach, ubraną w żółtą podkoszulkę i białe dżinsy.
- Pozwólcie, że wam kogoś przedstawię, moi kochani. To jest Kathryn Morteuil, a to mój siostrzeniec Ash Ketchum. To jego dziewczyna Serena Evans, ich przyjaciel Max Hameron, a także Pikachu i Buneary.
- Miło mi was poznać - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się do nas przyjaźnie i spojrzała na panią Cheerful - Ja przyszłam po zegarek mojej mamy. Jest już gotowy?
- Oczywiście, kochanie. Poczekaj, już po niego idę.
Po tych słowach kobieta wyszła, a dziewczyna została z nami.
- Wy jesteście tutaj nowi, prawda? - zapytała Kathryn.
- Tak, nowi - odpowiedziałam jej - Przyjechaliśmy tutaj chwilowo na mały wypoczynek.
- Ale guzik sobie wypoczniemy, skoro musimy się męczyć z głupimi pomysłami Lany - wtrącił Max.
- Pika-pika! - pisnął smętnie Pikachu.
- Chodzi wam o Sebastiana Valamonta? - spytała dziewczyna.
- Właśnie tak. To o nim mówimy - potwierdził Ash.
- Dlatego właśnie chcemy sobie pogadać z tym kolesiem i spróbować go przekonać, aby odwalił się od Lany - powiedział Max.
- Nie wiem, czy rozmowa coś tutaj zdziała - stwierdziła dość ponuro dziewczyna - Ja to bym proponowała go postraszyć.
- To samo właśnie zaproponował nam pani Cheerful - zauważył Max - Tylko, że najpierw musimy tego kolesia znaleźć, a podobno ty dobrze wiesz, gdzie możemy go szukać.
- A tak, wiem o tym, bo dobrze go znam - odparła Kathryn - Kiedyś byłam jedną z jego zdobyczy, więc znam doskonale jego upodobania. Wiem przykładowo, że w południe uwielbia się on popisywać na plaży swoimi zdolnościami w surfingu. Jeśli więc chcecie go znaleźć, to najlepiej tam i właśnie o tej porze.
- Pożyteczna informacja - powiedział z uśmiechem na twarzy Ash - Z wielką chęcią tam wtedy pójdziemy i spróbujemy go postraszyć. Oby tylko to coś pomogło.
- Zawsze możesz z nim powalczyć - zaproponowała Kathryn.
Ash już miał coś odpowiedzieć, kiedy nagle powróciła pani Cheerful z zegarkiem na rękę w dłoni.
- Proszę, kochanie. To zegarek twojej mamy. Już naprawiony. Sprężyna się w nim nadwyrężyła, więc trzeba było ją wymienić. Teraz już wszystko powinno być w porządku. No, ale jakby co, to możesz śmiało go przynieść jeszcze raz.
- Bardzo dziękuję, pani Cheerful - uśmiechnęła się przyjaźnie Kathryn i podała kobiecie trochę pieniędzy - Proszę. Tyle się należy, prawda?
- Tak, suma się zgadza. Wszystko jest w porządku. A tak przy okazji... Widziałaś dzisiaj Lanę?
- Jeszcze nie, ale pewnie w południe będzie na plaży, aby podziwiać tego gamonia Sebastiana.
- Mam nadzieję, że pójdziesz tam z nią i będziesz jej pilnować.
- Spokojnie, proszę pani. Nigdy nie dopuszczę do tego, aby ten drań skrzywdził pani córkę. W końcu to moja przyjaciółka.
- Cieszę się. Jesteś naprawdę kochana, Kathryn. Ale wybacz, muszę już iść do uzdrowiska. Pora zająć się swoimi obowiązkami.
- Ja też już muszę iść. Dziękuję pani jeszcze raz.
- Ja też ci dziękuję. Pozdrów mamę ode mnie.
- Pozdrowię, obiecuję. Do widzenia, proszę pani.
Po tych słowach Kathryn wyszła, a nieco później zrobiliśmy to my oraz pani Cheerful. Każde z nas musiało zająć się swoimi obowiązkami.

***


Szliśmy wszyscy razem do uzdrowiska, ale potem los nieco pozmieniał nasze plany, ponieważ natknęliśmy się na kilka bardzo ciekawych sklepów, a zawartość ich witryn tak bardzo mnie zainteresowała, że postanowiłam je zwiedzić. Pani Cheerful powiedziała, iż musi iść do swoich obowiązków, dlatego nie może zostać z nami, ale my nie musimy się krępować i możemy zobaczyć, co w nich jest. Skorzystaliśmy więc z tego pozwolenia, choć Ash i Max nie byli zbytnio zadowoleni moją decyzją, ale cóż... Tak bardzo ich prosiłam, że mi ustąpili i zostali ze mną, aby zwiedzić te sklepy.
- Tylko nie wlecz się za długo - mruknął złośliwie Max.
- Spokojnie, Maxiu - zachichotałam delikatnie - Nie musisz się niczym przejmować. Załatwimy to raz dwa i będzie po sprawie.
Choć rzadko mi się to zdarzało, tym razem jednak naprawdę zadbałam o to, aby moja wizyta w tych sklepach była jak najkrótsza. Kupiłam sobie kilka uroczych drobiazgów, a potem wyszłam z moimi towarzyszami bardzo zadowolona.
- Nie mogę się już doczekać, aż pokażę Dawn i Bonnie to, co dzisiaj kupiłam - powiedziałam radośnie - Na pewno zechcą tu przyjść i coś kupić, jak znam życie.
- Tak... Ponieważ wy, baby, to nie umiecie żyć bez zakupów - mruknął złośliwym tonem Max.
- Oj, Maxiu... Naprawdę odnoszę wrażenie, że ty czasami chyba lubisz sobie ponarzekać na wszystko, co się tylko...
Nie dokończyłam swojej wypowiedzi, ponieważ zauważyłam, jak jakiś starszy pan, który właśnie przed chwilą nas minął, teraz nagle łapie się za serce i upada na ziemię, trzęsąc się cały w drgawkach.
- O Boże! - krzyknęłam, podbiegając do niego.
Ash, Max, Pikachu i Buneary zrobili to samo.
- Proszę pana! Co panu jest?! - zapytałam przerażona.
Mężczyzna spojrzał na mnie, jęcząc z bólu. Miał około sześćdziesięciu paru lat, zielone oczy, siwe włosy i sporo zmarszczek na twarzy.
- Nic takiego... Tylko... moja... choroba...
Po tych słowach starszy pan upadł na chodnik na wznak i zaczął się trząść. Na całe szczęście dobrze wiedzieliśmy, co mu się stało. To był atak padaczki. Szybko uklękłam przy mężczyźnie i położyłam go na boku, choć nie było to łatwe i lekko przytrzymałam jego głowę. Max z kolei pomógł mi tego dokonać i rozpiął mu lekko koszulę, a gdy już to zrobił, to patrzył z niepokojem na to, co tu się stało. Starszy pan zaś miał atak trwający około minutę lub dwie, a gdy on minął, to stracił przytomność.
- Szybko, Ash! Wołajmy pomoc! - krzyknęłam do mojego chłopaka.
Mój ukochany na szczęście miał przy sobie telefon komórkowy, który kiedyś dał mu Lysander, aby łatwiej przeprowadzić z nim transakcję w sprawie fragmentu amuletu z Poketydy. Ash rzadko tego telefonu używał, ale tym razem nie miał wyboru. Znał numer na tutejsze pogotowie, dlatego zaraz go wybrał i zadzwonił.
W ciągu kilkunastu minut na miejsce przyjechała karetka pogotowia i zabrała starszego pana ze sobą.
- Wyście go znaleźli? - zapytał jeden z ratowników.
- Tak. Zasłabł na naszych oczach i dostał ataku - wyjaśniłam mu.
- Dobrze, że wiedzieliście, co robić w takim wypadku - rzekł ratownik.
- Dobrze też, że często oglądamy stare filmy, a tam często ludzie mieli podobne ataki - stwierdził Ash.
- Tak... To prawda - uśmiechnął się lekko człowiek z pogotowia - Tak czy inaczej dziękuję wam.
- Czy to coś poważnego? - spytał Max.
- Nie, raczej nie, jednak musimy sprawdzić, czy nie doznał on żadnego poważnego uszczerbku na zdrowiu - wyjaśnił nam ratownik - Coś mi jednak mówi, że ten pan po prostu przestał zażywać swoje leki i dlatego miał atak. Ale spokojnie, wszystkiego się dowiemy. A na razie dziękuję wam bardzo za pomoc. Być może ocaliliście temu człowiekowi życie.
Po tych słowach ratownik uśmiechnął się do nas przyjaźnie i pojechał wraz z resztą ratowników i pacjentem w kierunku najbliższego szpitala.


C.D.N.




7 komentarzy:

  1. Ash i Serena postanowili odbyć poważną rozmowę z Laną, aby odwieść ją od wskoczenia do łóżka Valamontowi, ponieważ uznali, że zna go zdecydowanie za krótko, żeby decydować się na współżycie z nim. Czasami tak jest, że nie potrzeba spędzać ze sobą nie wiadomo ile czasu, żeby się do siebie zbliżyć, kiedy między dwiema osobami jest wyraźna chemia. Wiadomo, że nie można kogoś pokochać od pierwszego wejrzenia, ale silne zauroczenie jest możliwe, a ono może szybko przerodzić się w miłość, kiedy tylko lepiej się pozna tę osobę i nabierze przekonania, że ona jest naprawdę wyjątkowa. Ale Lana i Valamont to zupełnie co innego niż np. Ty i Ania, bo on nie traktuje jej poważnie. Chce ją tylko wykorzystać, a ona nie potrafi tego dostrzec. I jeszcze się okazuje, że Mallow też może być nim zauroczona, choć wydawałoby się, że nim gardzi, ale Serena i Lana dostrzegają w jej zachowaniu coś, co może sugerować, że on się jej mimo wszystko podoba i zazdrości Lanie tego, że to nią się zainteresował. Kiawe naprawdę boi się o to, że Valamont zdoła ją uwieść, skoro podoba się wszystkim dziewczynom w okolicy, bo ma tak magnetyczną osobowość. Ash zresztą też, ale on nie wykorzystuje jej w tak podły sposób, bo nie potrafiłby skrzywdzić żadnej kobiety, ponieważ jest honorowym facetem, który szanuje i poważa kobiety, podczas gdy Valamont zwyczajnie się nimi bawi. I wyszło na jaw, w co się bawił razem z Mallow. Teraz się tego wstydzą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ash i Serena czuję, że jeśli Lana pójdzie do łóżka z Valamontem, to będzie tego żałować do końca życia i boją się, że coś jej się stanie i że koleś chce się nią tylko zabawić. Próbują to argumentować tym, że za krótko się znają. To prawda - czasami tak jest, że nie trzeba spędzać ze sobą bardzo wiele czasu, aby dwie osoby poczuły do siebie chemię. Od pierwszego wejrzenia jest możliwe bardzo silne zauroczenie i może się przerodzić w miłość, gdy się już para lepiej pozna. Oczywiście, że Lana i Valamont to nie ja i Ania. Valamont nie zamierza traktować dziewczyny poważnie. Sprawa się do tego jeszcze skomplikowała z powodu Mallow, której uczucia do Sebastiana są dość dwuznaczne. Kiawe więc ma powody do tego, aby się niepokoić. Ash też rzeczywiście posiada coś, co sprawia, że przyciąga do siebie dziewczyny, ale robi to nieświadomie, bo nigdy żadnej nie uwodził, w dodatku szanuje kobiety i jest honorowy, czego o Valamoncie powiedzieć się nie da. A tak - Ash i Mallow jako dzieci potrafili się bawić w sposób dość niegrzeczny i teraz się tego wstydzą xD

      Usuń
  2. Ojciec Kasandry to zapewne postać wymyślona przez Ciebie? Zabawny i sympatyczny z niego człowiek. Widać, że ma duże poczucie humoru i wcale się z tym nie kryje xD A zabaw Asha z kuzynkami wszyscy byli ciekawi i trudno się dziwić, skoro wyczyniali takie harce, że proszę siadać. :) Ash się normalnie zawstydził tego, co zobaczył na nagraniu i trudno mu się dziwić. xD A ojciec, siostra i ukochana Clemonta bardzo go wspierają w rehabilitacji, nie odstępując go nawet na krok. Tacy bliscy to prawdziwi skarb, choć chwilami może mieć ich dość. :) Ash poczuł się podniesiony na duchu, gdy Max i Serena zaczęli go zapewniać, że pomogą mu pogodzić jego rodzinę i odkryć, jakim tak naprawdę człowiekiem jest Valamont, który stanowi przedmiot sporu między siostrami i ich rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie tak, choć ojciec Kasandry był wzorowany na już nie żyjącym ojcu mojej cioci Ani, który był uroczym człowiekiem z dużym poczuciem humoru i wielkim sercem :) Ash rzeczywiście trochę się wstydzi tych zabaw z kuzynkami, które były dość zwariowane i teraz, gdy są starsi potrafią te zabawy lekko peszyć xD Clemont ma bardzo duże wsparcie w osobach swego ojca, siostry i ukochanej, choć rzecz jasna przesadnie czuła opieka potrafi doprowadzić do szału - wszak mówią, że można zagłaskać kota na śmierć xD Ash posiada wielki talent, ale potrafi stracić wiarę w siebie, gdy długo mu coś nie wychodzi, ale to trwa tylko jakiś czas i szybko ją odzyskuje, a wsparcie bliskich tutaj odgrywa wielką rolę. Tutaj zaś wsparcie Maxa i Sereny zachęca go do tego, aby się nie poddawać i ratować kuzynki, a jak się okaże trzeba będzie je ratować i okaże się, że rzeczywiście na kłopoty jest najlepszy kuzyn :)

      Usuń
  3. Ulisses to naprawdę zdolny wynalazca, skoro zdołał zarobić tyle pieniędzy na swoich wynalazkach, a do tego potrafi wszystko naprawić. To się nazywa prawdziwa złota rączka. :) Lecz pomimo tego, że rodzina Cheerful jest naprawdę zamożna i dobrze się im wiedzie, to pozostali skromnymi ludźmi. Coś mi się zdaje, że Kathryn również zachowuje się obłudnie w stosunku do Lany z tego względu, że spodobał jej się Sebastian. A Lana nie wie o tym, skąd właściwie jej matka wie o jego listach do niej? I czy Kathryn to postać z anime, skoro posiada nienaturalny kolor włosów i oczu? I jestem ciekaw, kim okaże się ten przypadkowo napotkany na ulicy człowiek, który dostał ataku padaczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, Ulisses to zdolny wynalazca i złota rączka, potrafi wiele zbudować i wszystko naprawić, a jeśli dodasz do tego pracę i zarobki jego żony, to całej rodzinie Cheerful pieniędzy nigdy nie brakuje, ale mimo to zawsze pozostają skromnymi ludźmi i nie afiszują się posiadaną kasą :) Dobrze kombinujesz, Kathryn nie jest szczera wobec przyjaciółki ani wobec jej matki. Posiada swoje własne plany i jej uczucia wobec Sebastiana są inne niż to pokazuje. Lana oczywiście nie wie, że Kathryn doniosła jej matce o tych listach, bo gdyby to wiedziała, to nie zadawałaby się z fałszywą przyjaciółeczką. Nie, Katryn nie jest postacią z anime, a posiada nienaturalny kolor włosów i oczu dlatego, że wiele postaci w świecie Pokemonów posiada takie nienaturalne kolory oczu i włosów. A jeśli chodzi o tego starszego pana, który choruje na padaczkę, to będzie jeszcze opowiedziane, kto to taki :)

      Usuń
  4. W razie ataku padaczki...

    -Należy usunąć wszelkie przedmioty, które mogą być niebezpieczne dla chorego (np. okulary czy przedmioty znajdujące się obok głowy),
    -Priorytetem w czasie ataku jest ochrona głowy i kręgosłupa przed urazami,
    -Po ataku należy ułożyć chorego w pozycji bezpiecznej i kontrolować oddech
    -W czasie ataku i po jego ustąpieniu należy zapewnić choremu komfort, być przy nim i wspierać go. Atak kosztuje mnóstwo energii, ponadto po ustąpieniu drgawek pojawiają się przejściowe zaburzenia logicznego myślenia.
    -Zadzwoń po pogotowie ratunkowe, jeśli nie znasz osoby, która doznała w Twojej obecności ataku drgawek. Należy wezwać karetkę także wtedy, gdy po ustąpieniu drgawek osoba jest nieprzytomna, atak trwał bardzo długo lub doprowadzić do poważnego urazu.

    W razie ataku epilepsji NIE WOLNO:

    -Powstrzymywać na siłę drgawek i krępować ruchów. gdyż można w ten sposób doprowadzić do urazu.
    -Wkładać przedmiotów pod głowę, gdyż zmniejsza to drożność dróg oddechowych.
    -Otwierać na siłę zaciśniętych szczęk.
    -Robić sztucznego oddychania oraz podawać płynów.

    Czyli właściwie zrobili to czego nie powinno się robić, brawo.

    Mam też nauczkę by nie czytać do późna, bo zasypiam w trakcie lektury.

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...