niedziela, 11 lutego 2018

Przygoda 109 cz. II

Przygoda CIX

Na kłopoty kuzyn cz. II


Tak właśnie wyglądało pierwsze spotkanie Asha z jego kuzynkami z regionu Alola. Gdy tylko mój luby mi o tym opowiedział, to śmiałam się wręcz do rozpuku i bardzo żałowałam, że nie było mi dane tego zobaczyć, choć może to i lepiej, bo jeszcze mogłabym umrzeć ze śmiechu, widząc tak zabawną sytuację. Już samo słuchanie ubawiło mnie tak, iż wprost płakałam i krztusiłam się od chichotu, a zobaczenie czegoś takiego na żywo mogłoby mnie zabić, więc może lepiej, że nie widziałam tej sytuacji? Tak czy inaczej to było naprawdę niesamowicie zabawne.
Jak już więc wcześniej mówiłam, na początku nie zapałałam sympatią do siostrzyczek Cheerful, jednak później, kiedy wreszcie zrozumiałam, jakie one naprawdę są i że źle je oceniłam, to poczułam się naprawdę głupio i bardzo chciałam to naprawić. Na szczęście cała urocza trójka nie zwróciła uwagi moją niechęć do niej lub skutecznie udawała, że jej nie dostrzega. Jakkolwiek by nie było, wszystko się skończyło dobrze, a ja oszczędziłam sobie przeprosin i wstydu z tego powodu.
Od czasów Bożego Narodzenia oraz Sylwestra nie widziałam kuzynek Asha. Cała trójka bowiem powróciła do regionu Alola, aby zająć się swoimi sprawami, ale teraz właśnie los sprawił, iż zyskaliśmy szansę odwiedzenia ich, z której to szansy oczywiście zamierzaliśmy skorzystać. Dlatego też, gdy Clemont został skierowany do uzdrowiska prowadzonego przez ciocię Asha, doktor Kasandrę Cheerful, to cała nasza drużyna detektywistyczna postanowiła skorzystać z okazji i odwiedzić to miejsce. Prócz tego również chodziło tutaj o coś innego, a mianowicie o fakt, że poza Ashem żadne z nas jeszcze nigdy nie było w Alola, dlatego też chcieliśmy poznać to miejsce. Ostatecznie to oznaczało przecież zapoznanie się z innymi terenami pełnymi unikatowych Pokemonów. A to było zawsze coś przez duże C, zatem bez najmniejszego wahania postanowiliśmy zapoznać się z nieznanym.
Wynajęliśmy samolot, który miał nas zabrać do regionu Alola, a kiedy już je mieliśmy, to zapakowaliśmy się tam i wyruszyliśmy w drogę. Delia Ketchum pożegnała nas wszystkich, życząc nam powodzenia oraz rychłego powrotu. Trochę żałowała, że Steven Meyer również jedzie z nami, jednak wiedziała doskonale, iż jej ukochany nie może postąpić inaczej. W końcu tu chodziło o jego syna i chciał być od początku do końca przy nim.
- Będę za tobą tęsknić, najdroższy - powiedziała do niego kobieta dość zasmuconym tonem.
- Nie przejmuj się, najdroższa - odpowiedział jej wesoło pan Meyer - W razie czego wynalazek Clemonta działa i możesz mnie łatwo odwiedzić, kiedy tylko zechcesz.
- Wiem, ale nie chcę go nadużywać. Jeszcze ktoś się zorientuje, że tak szybko przechodzę z Alabastii do Melemele i z powrotem, a przecież nie używam żadnego środka transportu, zaczną się niewygodne pytania, może nawet dochodzenie, a potem... Wolę nawet nie myśleć, co by było, gdyby ten wynalazek wpadł w niepowołane ręce.
- Dlatego właśnie używamy go jak najmniej, a teraz jedziemy do Alola publicznym środkiem transportu.
- Wiem o tym. Mądrze robicie, naprawdę mądrze. Mam tylko nadzieję, że nic złego wam się nie stanie.
- W Alola? Wątpię. A niby co by się tam miało nam złego stać?
- Nie wiem. Wypadki chodzą po ludziach.
- Spokojnie, mamo! - zawołał bardzo wesoło Ash, wsiadający właśnie na pokład samolotu razem z Pikachu - Będziemy się wszyscy nawzajem pilnować.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- Będzie dobrze, proszę pani. Clemont powróci cały i zdrowy z Aloli. Będzie chodził jak dawniej, zobaczy pani! - dodałam radośnie.
Chwilę później Ash wszedł do samolotu, aby ustąpić miejsca dwóm pielęgniarzom, którzy powoli oraz ostrożnie wnieśli na wózku inwalidzkim Clemonta po schodkach na pokład samolotu.
- Pora już ruszać - powiedział po chwili Steven Meyer i ucałował on czule w usta Delię Ketchum - Do zobaczenia, kochanie moje. Będę za tobą bardzo tęsknić.
- Ja także... A w razie czego, to mam wielką nadzieję, że przybędziesz mi z pomocą... mój ty superbohaterze - dodała zadziornie mama Asha.
Pan Meyer zarumienił się na twarzy, gdy tylko to usłyszał. Wiedział doskonale, że zasłużył sobie na złośliwości z jej strony tym, iż od dawna w stroju superbohatera i masce Blazikena chodził za swoimi dziećmi i nami także i gdy parę razy wpadaliśmy w kłopoty, to zawsze nas z nich wyciągał. Tylko ja i Ash znaliśmy jego sekret, który tak właściwie poznaliśmy całkiem przypadkowo, ale podczas Bitwy o Kanto prawda wyszła na jaw i Delia też to odkryła, co przywitała z radością, choć od tego czasu też bywała nieco złośliwa wobec Stevena, aby mu okazać, iż nie życzy sobie na przyszłość podobnych tajemnic. W końcu mieli oni się z czasem pobrać, a więc nie powinni mieć przed sobą tajemnic. A w każdym razie na pewno nie takich.
- Dobrze, kochani. Pora już ruszać! - zaśmiał się wesoło Steven Meyer, odzyskując rezon - Samolot przecież nie będzie na nas czekać, nawet jeśli to prywatny samolot.
To mówiąc mężczyzna jeszcze raz uściskał i ucałował Delię, po czym wsiadł na pokład samolotu, a wtedy jeden z członków załogi zamknął za nim drzwi.
Wszyscy usadowiliśmy się na swoich miejscach, po czym naprawdę bardzo zadowoleni rozpoczęliśmy lot ku nieznanemu.
- Cieszysz się, że tam lecisz? - zapytałam Asha, który to siedział obok mnie.
- Owszem, bardzo się cieszę - powiedział do mnie mój luby - Dawno już tam nie byłem. Jestem ciekaw, czy wiele się tam zmieniło, czy też może wszystko jest po staremu.
- Kiedy ostatni raz tam byłeś?
- Nie jestem pewien, ale chyba miałem wtedy dwanaście lat. To było przed moją wyprawą do Hoenn. Musiałem odpocząć przed kolejną podróżą, a prócz tego jeszcze chciałem uspokoić moje biedne serce, tak zasmucone rozstaniem z przyjaciółmi. W końcu Misty i Brock odeszli i nie wiedziałem, czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę, a bardzo mi byli oni bliscy. Mama zaproponowała mi, abym pojechał choć na parę dni do Aloli i odpoczął.
- Rozumiem. A pierwszy raz tam pojechałeś, gdy miałeś dziewięć lat?
- Dokładnie. Wtedy również leczyłem zasmucone serce, ale z innego powodu.
- Wiem... TA DZIEWCZYNA, mam rację?
Ash zachichotał delikatnie, gdyż wiedział doskonale, o kim mówię. O pannie Scarlett Johnson, piękności o kasztanowych włosach, w której to Ash się bujał, gdy mieli oboje pomiędzy ósmym a dziewiątym rokiem życia. Po wyjeździe Scarlett z rodzicami, Ash wyjechał z mamą do Aloli, abym się jakoś pocieszyć po tym wydarzeniu. I tak właśnie poznał on swoje urocze kuzyneczki.
- Tak, Sereno. To właśnie z jej powodu pojechałem do Aloli po raz pierwszy - zaśmiał się mój ukochany - Ale wiesz... Za każdym razem moje kuzynki witały mnie w bardzo zwariowany sposób.
- A czy za drugim razem też tak było? Bo wiem, że za pierwszym było bardzo zwariowanie. Zwłaszcza to buzi-buzi z Mallow.
Ash zarumienił się na twarzy, gdy to usłyszał.
- Weź już przestań, skarbie. Mieliśmy wtedy po dziewięć lat. Dużo tam wtedy wiedzieliśmy o tym, co należy robić, a czego nie.
Zachichotałam delikatnie, słysząc jego tłumaczenia.
- Spokojnie, ja cię przecież o nic nie podejrzewam. Poza tym i tak byłam pierwszą, z którą się całowałeś.
- Tak... Mała, Różowa Panienka. Nawiasem mówiąc z ciebie też było niezłe ziółko. Siedem lat i już wskakujesz chłopakowi do łóżka? Szybko się rozkręciłaś.
- Gdy ma się właściwego chłopaka, to przecież nie ma co czekać, tylko kuć żelazo, póki gorące - zachichotałam figlarnie - A poza tym bardzo mi brakowało twojej bliskości.
- A mnie brakowało twojej - Ash uśmiechnął się czule i objął mnie do siebie - Ale nie byłaś jedyną, która ze mną spała, gdy byłem dzieckiem.


- Poważnie? Niech zgadnę, Mallow wskoczyła ci do łóżka, prawda?
- Żeby tylko ona. Jej siostry też to zrobiły.
Parsknęłam śmiechem, słysząc jego odpowiedź.
- Wszystkie wskoczyły ci łóżka? Naraz?
- No, nie od razu. Najpierw zrobiła to Lillie. Bała się ona spać sama w nocy, a poza tym Lana strasznie chrapała i ciągle ją budziła. Więc Lillie poprosiła swego „starszego kuzynka-braciszka“, aby mogła spać z nim.
- A ten kochany „starszy kuzynek-braciszek“ nie był w stanie odmówić swojej pięcioletniej kuzyneczce, mam rację?
- A ty byś jej odmówiła? Zwłaszcza, gdyby patrzyła ona na ciebie tymi uroczymi, zielonymi oczkami, stojąc przed tobą w swojej białej piżamce i pluszowym Ursaringiem w dłoniach?
- Musiała wyglądać słodko.
- A żebyś wiedziała.
- No, a Ash Ketchum nie jest w stanie odmówić słodko wyglądającym dziewczynkom.
- Sereno, jesteś zazdrosna?
- Skądże - zachichotałam wesoło i wtuliłam się w niego - Nie mam o co. A co było z resztą kuzynek?
- No więc, Lillie przez trzy noce przychodziła spać przytulona do mnie, ale raz podpatrzyły ją Mallow i Lana i potem wskoczyły mi wesoło na łóżko i objęły mnie zachłannie, a Mallow powiedziała: „Teraz wszystkie będziemy z tobą spać“, a Lana dodała przy tym: „Skoro Lillie może, to my też“. A ja nie umiałem ich wyrzucić.
- Nie umiałeś czy nie chciałeś?
- Nie umiałem, bo mnie te trzy Gorgony oplotły swoimi splotami, no i cóż... Raczej były małe szanse, aby im zwiać.
Chichotałam wesoło, słysząc te słowa. To było naprawdę zabawne.
- A jak cię powitały za drugim razem w Alola? Bo mówiłeś, że to było zabawne.
- A było. Pewnie, że było. Już ci mówię, jak...

***


Wysiadłem ze swojego statku w porcie na wyspie Melemele i od razu skierowałem swoje kroki w kierunku domu cioci i wujka. Wiedziałem, że z pewnością są oni teraz zajęci, jednak być może moje kuzynki są na miejscu. Miałem taką nadzieję, bo naprawdę bardzo mi zależało na tym, aby móc je zobaczyć. Zawsze je bardzo lubiłem, a one lubiły mnie. Spodziewałem się więc wielu przyjemnych wrażeń.
Wesoło dotarłem do miejsca, gdzie znajdował się dom wujka i cioci, a gdy już byłem na miejscu, to zapukałem do drzwi, ale nikt mi nie otworzył.
- Oho! Pewnie są na wybiegu - powiedziałem do Pikachu.
- Pika-pika! - zapiszczał mój przyjaciel.
Okrążyliśmy więc dom i udaliśmy się na spory wybieg, jaki ciocia i wujek mają przed swoim miejscem zamieszkania. Tam zaś często prowadzili oni lekcje jazdy na różnych Pokemonach, a głównie Taurosach.
- Ciekawe, gdzie też są te moje nieznośne kuzynki? - zapytałem sam siebie, rozglądając się dookoła.
Nagle dostrzegłem przed sobą niewielki płot, a za nim spory wybieg do trenowania jazdy. Po wybiegu pędziły akurat trzy Taurosy z jeźdźcami na swych grzbietach. Obserwowała to jakaś ośmioletnia dziewczynka w białym kapelusiku i białej sukience, z wielką burzą blond włosów. Choć dawno jej nie widziałem, to bez trudu ją rozpoznałem.
- Lillie! Hej, Lillie!
Dziewczynka odwróciła się do mnie bardzo zdumiona moją obecnością i uśmiechnęła się bardzo radośnie.
- Ash?! - zawołała pytająco.
- Hej, Lillie! Tak, to ja!
- Co ty tu robisz?!
- Przyjechałem w odwiedziny.
- Słucham?!
Widocznie jadące w pobliżu Taurosy całkowicie zagłuszały me słowa, dlatego też uznałem, że przekrzykiwanie ich nie ma sensu i zawołałem:
- Poczekaj, idę do ciebie!
Przeskoczyłem wesoło przez mur i ruszyłem biegiem w jej stronę.
- Nie! Ash! Uważaj! - krzyknęła przerażona Lillie.
Zdumiony obejrzałem się na bok, a wtedy zauważyłem, jak trzy wielkie Taurosy z dzieciakami siedzącymi im na grzbietach pędzą prosto w moją stronę. Krzyknąłem i po chwili jeden z Taurosów potrącił mnie na bok, a ja sam wylądowałem nosem w piachu.
- Hej, stop! Zatrzymajcie się! - krzyknęło jedno z dzieciaków, które jeździło na Taurosach.
Po głosie poznałem, że była to Mallow.
- Nic ci nie jest?! - pisnęła zaniepokojona Lillie, podbiegając do mnie wraz z Pikachu.
- Spokojnie, ja nie takie rzeczy już przeżyłem - zaśmiałem się do niej beztrosko, podnosząc się z ziemi i otrzepując z kurzu - Po prostu chciałem cię uściskać i... zapomniałem, że tu jest trochę niebezpiecznie.
- Tylko, kiedy jeżdżą tu Taurosy - powiedziała Lillie.
Nagle zauważyła ona, jak jeden z Taurosów podchodzi do niej i lekko ryczy. Lillie pisnęła wówczas przerażona i schowała się przed nim za moimi plecami, łapiąc mnie mocno za ramię.
- Pika? - pisnął zdumiony Pikachu, obserwując całą tę sytuację.
Lillie na jego widok odskoczyła ode mnie i mojego kumpla na kilka ładnych metrów, również przy tym piszcząc.
- Hej, Lillie? O co ci chodzi? - spytałem zdziwiony - Nadal boisz się Pokemonów?
Lillie od najmłodszych lat miała lęk przed Pokemonami, a zwłaszcza Taurosami, głównie dlatego, że kiedy miała cztery latka, to jeden z nich o mały włos jej nie stratował. Od tego czasu panicznie się bała Pokemonów, a już zwłaszcza tych wielkich.
- Ja wcale się ich nie boję, Ash! - pisnęła oburzonym głosem Lillie - Ja kocham Pokemony... Tylko te duże trochę mnie przerażają.



- Przepraszamy cię, Ash. Nie chcieliśmy ci zrobić krzywdy - rzekła Mallow, podchodząc do nas wraz z Laną oraz grubym rudzielcem, w którym rozpoznałem Sophoclesa, kumpla moich kuzynek.
- Po prostu wszedłeś nam na trasę jazdy - powiedział chłopak.
- Wybacz. Ucieszyłem się na widok kochanych kuzynek - zaśmiałem się wesoło - I tak jakoś wyszło, że nie zwróciłem na nic innego uwagi.
- Tak, chłopakom to się zdarza - zażartowała sobie Lana.
- Hej, weź się już nie czepiaj chłopaków, Lana! - burknął Sophocles - Sama jesteś w połowie jak chłopak.
- W połowie, to nie znaczy cała - odparła moja kuzynka.
Mallow zachichotała wesoło i powiedziała:
- A oni znowu się kłócą. Ale wiesz, Ash... Kto się czubi, ten się lubi, prawda?
- Tak... Z nami jest tak samo, prawda?
- No pewnie.
Po tych słowach Mallow objęła mnie mocno do siebie i ucałowała mnie czule w oba policzki.
- A w usta nie pocałujesz mnie? - spytałem zadziornie.
- Nie...
- Dlaczego? Jak byłaś mała...
- To byłam mała. A teraz jestem duża.
- A może chociaż raz...
- Spadaj! Znajdź sobie pannę, żeby cię całowała w usta, bo ja nie będę tego robić!
- Jasne, że nie będzie - zachichotała Lana - Ale jak tylko nie będziemy patrzeć, to zaraz się zacznie z tobą całować.
Sophocles parsknął śmiechem, po czym wraz z Laną zaczęli nas lekko przedrzeźniać. Ja i Lillie patrzyliśmy na to, śmiejąc się do rozpuku. Z kolei Mallow lekko się obruszyła, widząc kpiny ze swojej osoby.
- Wiesz co, Ash? Zrób coś dla mnie - poprosiła po chwili - Na ulicy nie przyznawaj się do pokrewieństwa z tą wariatką. Ja będę robić to samo. Co ty na to?
- Pomyślę nad tym - zażartowałem sobie.

***


Historia Asha bardzo mnie rozbawiła, a także sprawiła, że o wiele milej minęła nam podróż do Aloli. W końcu jednak musiała ona dobiec końca, a kiedy już to się stało, to wysiedliśmy na lotnisku, a pielęgniarze pomogli Clemontowi siedzącym na wózku inwalidzkim zejść po schodach.
- Serdecznie witamy w regionie Aloli, kochani! - zawołała radośnie jakaś kobieta, podchodząc do nas.
Była to wysoka, szczupła i lekko opalona kobieta o czarnych włosach i fioletowych oczach, ubrana w fioletową spódnicę, niebieską koszulkę oraz narzucony na to biały kitel. Miała tak na oko trzydzieści parę lat.
- Ciocia Kasandra! - zawołał Ash na jej widok.
- Ash, kochanie! - kobieta uśmiechnęła się radośnie do mego chłopaka i przytuliła go mocno do siebie - Miło cię znowu widzieć. Już dawno tutaj nie zaglądałeś.
- Sam bardzo żałuję - odpowiedział jej wesoło Ash, po czym spojrzał na mnie - Pozwól, ciociu... To moja dziewczyna, Serena Evans.
- Serena, kochanie! Jak miło mi cię w końcu poznać! - powiedziała radośnie Kasandra - Lillie dużo mi o tobie opowiadała. Podobnie razem z Ashem rozwiązujesz zagadki.
- To prawda, proszę pani - uśmiechnęłam się do kobiety - Ale obecnie Ash wziął sobie wolne od zagadek i m.in. dlatego tu przyjechał.
- To wybrał właściwe miejsce na odpoczynek - zaśmiała się na to pani Cheerful - Tutaj praktycznie nic się nie dzieje. Chociaż dziesięć lat temu to się sporo działo.
- Mamo, proszę cię... Nie zawracaj Ashowi głowy - powiedziała Lillie, wysuwając się wesoło zza pleców matki.
Dziewczyna z uśmiechem malującym się na jej twarzy podeszła do nas i przyjaźnie uściskała oraz ucałowała każdego z nas. Miała na sobie białą sukienkę oraz wielki, biały kapelusz, jak również buty tego samego koloru.
- Witaj, Lillie! - powiedział czule Ash na widok kuzynki.
- Witaj, Ash - odpowiedziała mu tym samym tonem Lillie - Cieszę się, że jesteś.
Chwilę później dokonaliśmy prezentacji pozostałych członków naszej kompanii, zaś pani Cheerful podeszła do Clemonta i jego ojca, po czym zagadała ich obu. Pan Meyer był szczególnie ciekawy, jakiego to rodzaju ćwiczenia będzie podejmował tutaj jego syn, a także w jaki sposób będą one wpływać na zwalczanie jego kalectwa.
- Najlepiej będzie, jeżeli wam to wszystko pokażę - stwierdziła ciocia Asha - W takich sprawach lepsze są lekcje poglądowe niż teoretyczne.
Po tych słowach kobieta zaprowadziła nas wszystkich do uzdrowiska, które prowadziła. Pokazała nam cały jego teren i tłumaczyła co i jak działa. Okazało się, że na terenie uzdrowiska będą prowadzone zabiegi lecznicze nie tylko z udziałem medycyny nowoczesnej, ale także i ziół, specjalnych masaży oraz ćwiczeń w basenie.
- Moje córki opowiadały mi o twoim wypadku, drogi chłopcze, lecz nie przejmuj się - rzekła pod koniec tej wycieczki pani Cheerful do Clemonta - Wiem od twojego lekarza, że robisz spore postępy w odzyskiwaniu władzy w nogach. Już niedługo będziesz nimi władać tak samo, jak dawniej. Tylko musisz dużo ćwiczyć i stosować się do moich zaleceń.
- Będę się do nich stosował, obiecuję - powiedział Clemont.
- A my go w tym przypilnujemy - dodała zadziornie Bonnie.
- No właśnie - zgodziła się z nią Dawn.
Pani Cheerful parsknęła delikatnym śmiechem.
- Mając taką opiekę z pewnością szybko wyzdrowiejesz, Clemont.
Następnie klasnęła w dłonie i zapytała:
- No, to skoro już tu jesteśmy, to może zaczniemy ćwiczenia?

***


Ćwiczenia się rozpoczęły, a Clemont pod czujnym okiem pani doktor zaczął kolejny etap ku wyzdrowieniu. Obecni byli przy tym Dawn, Bonnie i pan Meyer. Ciocia Asha uznała, że tyle osób postronnych wystarczy, czym dała reszcie z nas delikatnie do zrozumienia, iż prosi, abyśmy sobie poszli.
- Lillie, oprowadź naszych gości po wyspie. I pamiętajcie, że kolację jadamy tu o siódmej. Zapraszamy was serdecznie! - zawołała pani Cheerful, gdy już wychodziliśmy.
Ja, Ash, Max, Lillie, Pikachu oraz Buneary, ponieważ nie byliśmy w uzdrowisku potrzebni, zaczęliśmy zwiedzać wyspę i musieliśmy przyznać, że chociaż chcieliśmy być przy Clemoncie, to jednak chodzenie po okolicy były o wiele ciekawsze niż siedzenie przy nim i patrzenie, jak on ćwiczy. Co jakiś czas dostrzegłam razem z Maxem jakieś nowe, nieznane mi wcześniej Pokemony, których widok bardzo nas zaciekawił.
- Niesamowite! To po prostu niesamowite! - powtarzał Max, wyraźnie tym wszystkim zachwycony, choć prawdę mówiąc widok skąpo ubranych laseczek mijających nas od czasu do czasu był właściwym powodem jego zachwytu.
Na Ashu nie robiło to wszystko tak wielkiego wrażenia, ponieważ już tutaj dwa razy był i znał te tereny oraz zamieszkujące tutaj Pokemony. Dla mnie zaś praktycznie wszystko było tutaj nowe, dlatego też podzielałam zachwyt Maxa, jednak tylko ten dotyczący Pokemonów, gdyż skąpo odziane laski jakoś mnie nie interesowały.
- Tu naprawdę jest przepięknie - powiedziałam, nie ukrywając swojego podziwu - I do tego ciepło. A u nas panuje zima i śnieg spadł.
- Tutejsi ludzie, to chyba nie wiedzą, co to śnieg, prawda? - zaśmiał się Max.
- Można tak powiedzieć - odpowiedziała mu wesoło Lillie - Chociaż jestem pewna, że śnieg widzieli, ale nigdy tutaj. W tutejszym klimacie on nigdy nie pada.
- No właśnie - zgodził się z nią Ash - Dlatego też, jakby kogoś nudziła zima i wszystko, co z nią związane, to może przybyć tutaj i wypocząć.
- Pika-pika-chu! - pisnął potakująco Pikachu.
- Tak... A propos wypoczynku... - Lillie spojrzała uważnie na Asha - Serena mówiła mi, że porzuciłeś pracę detektywa. Czy to prawda?
- Tak, to prawda - potwierdził jej kuzyn.
Lillie była tą odpowiedzią wyraźnie zawiedziona.
- Szkoda. Przydałby się nam tutaj taki detektyw, jak Sherlock Ash.
- Dlaczego? - zdziwiłam się - Twoja mama mówiła, że tutaj nie ma żadnych spraw do rozwiązania.
- Ponieważ chwilowo nie ma, ale jestem pewna, że niedługo mogą się jakieś pojawić - odparła na to Lillie.
- Skąd ta pewność? - spytał Max.
- To tylko takie przeczucie - odparła zapytana - Ale prawdę mówiąc, to niewiele się tutaj dzieje. Ostatni raz, to chyba dziesięć lat temu.
- No właśnie, twoja mama coś o tym mówiła - zauważyłam - Co się wtedy wydarzyło?
- A, taka tam dość zwariowana sprawa - odparła na to beztrosko Lillie - Wyobraźcie sobie, że moja mama, która jeszcze wtedy nie była szefową tego uzdrowiska, tylko jedną z jego pracownic odkryła, że jej koleżanka z pracy, brygadzistka o nazwisku... Nie pamiętam, jakie to nazwisko... A zresztą to nieważne. No więc ona przed laty zabiła swojego pasierba.
- Pasierba? - zdziwił się Max.
- Ale jak to? - dodałam zdumiona.
- Podobno często go biła, ale któregoś dnia pobiła go o wiele za mocno i chłopiec położył się zmęczony spać i już się nie obudził. Biedaczek miał wtedy sześć lat. Może siedem.
- O Boże! - jęknęłam, zasłaniając sobie usta.
Ash był oburzony tym, co właśnie usłyszał.
- Jak tak w ogóle można?! - zawołał ze złością - Skatować sześcioletnie dziecko?! I za co?!
- Za co, kuzynku?! A za wszystko, za co się tylko dało - odparła Lillie bardzo przygnębionym głosem, opuszczając smutno głowę, po czym otarła łzę z oka - I ta jędza uciekła, kiedy odkryła śmierć tego biednego dziecka. Dobrze wiedziała, że policja się nią zainteresuje, więc zwiała, zanim wpadła w ich ręce. Pod nowym nazwiskiem zaczęła tu pracować w uzdrowisku, aż mama ją zdemaskowała. Rozpoznała ją na zdjęciu w gazecie, a gdy już to zrobiła, to bez skrupułów wydała ją policji. Podła kreatura została potem wywieziona do Kanto, skąd pochodziła i skazana na karę śmierci.
- I bardzo dobrze! - zawołał mściwym głosem Max - Ja sam osobiście bym jej jeszcze dokopał przed śmiercią! Jak można skatować dziecko na śmierć?! Tak nie robi człowiek, tylko potwór!
- Oj tak, ta kobieta była potworem - powiedziała smutno Lillie - Ale na szczęście dostała za swoje.
- W życiu nie zawsze tak jest, że ci źli dostają za swoje - odparł smutno Ash.
Widziałam po jego twarzy, iż cała ta opowieść bardzo go wzruszyła, podobnie zresztą, jak i mnie.
- Ale czasami się jednak takie coś zdarza - stwierdziłam - I czasami sprawiedliwość triumfuje.
- Może, ale zdecydowanie robi to za rzadko - rzucił Max.
- Pika-pika! - pisnął smętnie Pikachu.
- No i co? Poza tym nie było tu żadnej ciekawej sprawy kryminalnej? - spytałam.
- Nie, chociaż... Jakby się tak dobrze rozejrzeć, to na pewno coś by się znalazło - stwierdziła Lillie, której to twarz z trudem rozjaśnił delikatny uśmiech skierowany do Asha - Ale szkoda, że odszedłeś z branży, kuzynku.
- A co? Miałabyś do mnie zlecenie? - spytał dowcipnie Ash.
- Pika-pika? - pisnął pytająco Pikachu.
- A i owszem, miałabym - odpowiedziała Ashowi kuzynka niezwykle poważnym tonem - I to naprawdę bardzo poważne zlecenie.
- Tak? A jakie?
- Chodzi o Mallow i Lanę. One się pokłóciły.
- Znowu? - uśmiechnął się z politowaniem mój ukochany - Bez urazy, ale one przecież ciągle się kłócą i ciągle godzą. To już jest chyba normalna sprawa. Nie pamiętasz, jak to było w czasach naszego dzieciństwa?
- Pamiętam doskonale, ale zrozum, Ash... Tym razem to już jest coś o wiele poważniejszego.
- Naprawdę? - widać było, iż mój ukochany wyraźnie nie bierze tego problemu na poważnie - A co tym razem się stało? O co się posprzeczały tym razem?
- O chłopaka.
- E tam! - Ash machnął na to ręką - To jest normalne w tym wieku u dziewczyn. Często się kłócą o chłopaków. Jakby dla każdej takiej sprawy wzywano detektywa, to...
Lillie stanęła przed Ashem, patrząc na niego załamanym wzrokiem, a jej oczy były pełne łez.
- Ash... Kuzynku... Proszę cię... To naprawdę bardzo poważna sprawa.


Mój luby westchnął załamany i rozłożył bezradnie ręce na znak, że nie umie odmówić kuzynce pomocy.
- No dobrze. A więc o co się one pokłóciły?
- Mówiłam ci. O chłopaka.
- Dobrze, ale jakiego?
- O najgorszego z najgorszych. O Sebastiana Valamonta.
- Sebastiana Valamonta? Nie pamiętam, żeby taki tu mieszkał.
- Przeprowadził się tutaj zaledwie rok temu. I dość szybko zyskał w moich oczach zdecydowanie najgorszą opinię z możliwych.
- O! A to dlaczego?
- Bo to nędzny podrywacz. Casanova i Don Juan w jednym. Gnida i nic więcej.
- Aha... Czyli bawi się dziewczynami?
- A żebyś wiedział! Bawi się dziewczynami i ich uczuciami.
- Perfidna gnida! - zawołał oburzony Max - Jak ja nie cierpię takich ludzi!
- Ja również - dodałam, również zagniewana.
- Pika-pika-chu! - pisnął zdenerwowany Pikachu.
Ash popatrzył uważnie na kuzynkę i powiedział:
- Lillie... Jeśli taki on jest, to rzeczywiście jest dupkiem do kwadratu, ale dlaczego Mallow i Lana się posprzeczały o niego?
- Bo Lana się w nim kocha, a Mallow tego nie pochwala.
- Niech zgadnę. Próbowała ją przed nim przestrzec?
- Dokładnie, Ash! Tylko, że ona nie chce jej słuchać. Wczoraj się tak pokłóciły, że mama musiała je uspokajać, bo jeszcze chwila i by się obie pobiły.
- Ulala... To już rzeczywiście nieciekawa sprawa - powiedział Ash, po raz pierwszy wypowiadając się o tej sytuacji poważnie - O ile ja dobrze pamiętam, to Mallow i Lana często się sprzeczały, ale chyba jeszcze nigdy nie chciały się nawzajem bić.
- Właśnie, Ash! Musisz nam pomóc, bo inaczej grozi mi to, że moje siostry nigdy więcej się do siebie nie odezwą!
- Ja bym był szczęśliwy, gdyby tak moja siostra przestała gadać - rzucił złośliwie Max, ale spojrzałam na niego groźnie i zamilkł.
Ash tymczasem powoli masował sobie palcami podbródek.
- Sebastian Valamont. Musisz mi go pokazać. Chętnie dowiem się o nim czegoś więcej.
- Czy to znaczy, że weźmiesz tę sprawę? - zapytała Lillie z nadzieją w głosie.
- Nie obiecuję niczego, ale przyjrzę się jej. Niestety nie wiem, w jaki sposób mógłbym ci pomóc, Lillie. Ostatecznie przecież łatwiej mi jest łapać przestępców niż godzić zwaśnioną rodzinę.
- Weź przestań tak gadać! Przecież ty wszystko potrafisz!
- No właśnie! - poparł najmłodszą pannę Cheerful Max - Sherlock Ash potrafi dokonać cudów. Za co się nie weźmie, to robi to porządnie.
Pikachu zapiszczał radośnie, słysząc te słowa, które wyraźnie bardzo mu się spodobały, podobnie jak i Ashowi.
- Spokojnie, kochani. Tylko spokojni - powiedział - Nie obiecałem, że się tym zajmę. Nie zapominajcie, że jestem już detektywem na emeryturze. Ja już nie rozwiązuję zagadek. Ale obiecuję ci, Lillie, iż pogadam z moimi kochanymi kuzynkami, a twoimi siostrami. Może jakoś przemówię im do rozsądku.
- Na pewno ci się to uda. Zawsze miałeś na nas dobry wpływ, Ash - powiedziała Lillie.
Po tonie jej głosu wnioskowałam, że dziewczyna wierzy bezgranicznie w umiejętności swojego kuzyna i spodziewała się, iż samą swoją obecnością zdoła on wszystko naprawić.
Szliśmy dalej przed siebie, kiedy to nagle usłyszeliśmy jakąś głośną wymianę zdań, a potem zauważyliśmy, jak z jakiegoś rogu powoli wychodzi Mallow ubrana w szare spodenki na szelkach, czarną koszulkę oraz białe adidasy. Obok niej szedł czarnoskóry chłopak o wysoko ułożonych włosach i czerwonych oczach. Był ubrany w czerwone spodenki i białą koszulkę.
- Mallow, ja nie chcę, abyś się z nim spotykała! - wołał chłopak.
- Kiawe, powiedziałam ci już wyraźnie, że będę spotykała się z kim chcę i kiedy chcę! - odkrzyknęła mu dziewczyna.
- Ale on wyraźnie chce cię poderwać! Nie widzisz tego?!
- A czy ty nie widzisz tego, że ja wcale nie mam zamiaru się w nim zakochiwać?! Ja jestem porządną dziewczyną! Nie flirtuję na boku z innymi chłopakami!
- Ale on może próbować cię uwieść!
- Może sobie próbować, ale niczego nie osiągnie! Ja się nie zamierzam dać uwieść!
- Ale mimo wszystko...
- Mimo wszystko posuwasz się zdecydowanie za daleko, Kiawe! Ja się z nim spotkałam tylko po to, aby mu powiedzieć, żeby zostawił moją siostrę w spokoju!
- Nie wierzę ci! Mogłaś do niego zadzwonić, napisać maila, ale nie musiałaś się z nim spotykać. Przyznaj, że on ci się podoba!
- Ale ty jesteś głupi i żałosny!
- Tak, bo wierzę dziewczynie, która ma ciągotki do innych!
Mallow spojrzała na chłopaka oburzona i warknęła groźnie:
- Uważaj, bo takim gadaniem tylko pchasz mnie w jego ręce!
- Aha... Czyli jest coś na rzeczy, tak?!
Dziewczyna załamana odbiegła od niego, szlochając przy tym rzewnie. Jej chłopak musiał zrozumieć, że przesadził, bo pognał za swoją ukochaną, próbując ją przeprosić.
- To jej chłopak? - spytałam.
- Wyglądał na nieźle wkurzonego - zauważył Max.
- Tak i najwyraźniej nasza droga Mallow dała mu ku temu powody - powiedziała zasmuconym głosem Lillie.
- Moim zdaniem on przesadza z tą zazdrością - stwierdziłam.
- A moim zdaniem nie - rzuciła kuzynka Asha - Ten Valamont jest po prostu draniem i może on jeszcze uwieść moją siostrę. Mallow postępuje głupio, że chce się z nim spotykać i przekonywać go do zostawienia Lany w spokoju.
Ash westchnął zasmucony.
- Ech, jak widzę sytuacja w Alola nie ma się obecnie najlepiej. Trzeba będzie się jej przyjrzeć. Ale nie obiecuję, że cokolwiek zdołam osiągnąć.
- Nie musisz tego obiecywać. Po prostu to zrób - zaśmiała się Lillie.
- Dobrze powiedziane - dodał wesoło Max.

***


Pospacerowaliśmy sobie jeszcze trochę po wyspie, a potem poszliśmy do domu państwa Cheerful. Dom był taki, jak mi go Ash opisał, czyli biały, spory i niezwykle przytulny. Bez trudu każdy człowiek mógł odgadnąć, że mieszka w nim kochająca się rodzina. A w każdym razie mieszkała ona do tej pory, bo obecnie to trudno było powiedzieć, jak w tej rodzinie wygląda sprawa miłości.
Weszliśmy do środka i kiedy to zrobiliśmy, to podleciało do nas jakieś niezwykłe stworzenie. Chociaż właściwie słowo „stworzenie“ niezbyt tutaj pasuje, ponieważ to coś było maszyną, a nie prawdziwą, żywą istotą. To był niewielki, czerwony Pokedex, ale z przymocowanymi do niego niewielkimi rączkami oraz spory oczami. Przypominał bardzo Pokemona rasy Rotom, ale był większy, posiadał ręce oraz zdolność mówienia, którą prędko nam zademonstrował.
- O! No proszę, panicz Ash! - zawołał wesoło robocik, mrugając lekko swoimi oczami - Jak miło mi panicza znowu widzieć.
- Witaj, Dexter. Dawno cię nie widziałem - odpowiedział mu wesoło Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Robocik spojrzał na Pokemona, a wówczas to jego robocią fizjonomię rozjaśniło coś na kształt uśmiechu.
- I ty też tu jesteś, Pikachu? Strasznie się cieszę. Dawno się już chyba nie widzieliśmy, mam rację?
- Oj tak, bardzo dawno. Nawet zbyt dawno - odpowiedział mu wesoło Ash, uśmiechając się lekko - Ale widzę, że pomimo upływu lat wciąż masz w sobie jeszcze sporo wigoru.
- Ja cię! Niesamowite! - jęknął Max, wpatrując się uważnie w Dextera - Prawdziwy cud nowoczesnej techniki! Aż przyjemnie popatrzeć!
Sama byłam naprawdę zachwycona widokiem tego robota, bo pierwszy raz miałam okazję zobaczyć coś takiego.
- Tak, Max ma rację. To jest naprawdę niesamowite! - powiedziałam z podziwem w głosie.
Ash uśmiechnął się delikatnie i rzekł:
- Dexter... To moja dziewczyna Serena oraz mój przyjaciel Max.
Robocik popatrzył na nas uważnie i powiedział życzliwym tonem:
- Bardzo mi miło poznać przyjaciół panicza Asha. To naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczy. Nie umiem tego lepiej wyrazić, ale tak właśnie jest. Może to brzmi nieco patetycznie, jednak mam ogromną wręcz nadzieję, iż nie weźmiecie mi tego państwo za złe.
- Spokojnie, w żadnym razie - uśmiechnęłam się do niego przyjacielu - Jesteś bardzo miły.
- Dziękuję. A panienka niesamowicie śliczna.
Zarumieniłam się lekko, słysząc jego miłe słowa. Z kolei Lillie lekko parsknęła śmiechem, po czym powiedziała:
- Dexter, proszę... Leć do taty i przekaż mu, że już przyszliśmy.
- Rozkaz, Lillie! - zawołał usłużnym tonem robocik.
- A przy okazji... To gdzie jest tata?
- W swoim warsztacie.
- Znowu coś konstruuje?
- Dokładnie. Ale spokojnie, na pewno się ucieszy, kiedy się dowie, że przyszli goście i na pewno zechce ich ugościć.
Dexter zgodził się z nią, po czym powoli poleciał przed siebie, znikając nam z oczu.
- Co to jest? - spytałam.
- Nieważne, co to jest. Ważne, że to jest super! - zawołał wesoło Max wyraźnie zachwycony tym, co właśnie ujrzeliśmy.
- To jest Dexter, nasz mówiący Pokedex i zarazem najlepszy wynalazek mojego taty - wyjaśniła mi Lillie.
- Aha, czyli twój tata jest wynalazcą? - zapytałam.
- Tak i kiedyś ciągle budował jakieś wynalazki, ale pewnego razu przez przypadek spowodował przez swoje dzieło spięcie na całej wyspie - zaczęła wyjaśniać Lillie - Mówię wam, na całej wyspie przez kilka godzin nie było prądu. Od tamtego dnia tata ogranicza budowę wynalazków do minimum i teraz głównie zajmuje się naprawą różnych urządzeń, z czego oczywiście ma bardzo dużo pieniędzy.
- A co naprawia?
- Wszystko, co się da. Od budzika po komputer. Po prostu nie ma on sobie równych. Dlatego zawsze ma dużo klientów, a my dużo pieniędzy, które zazwyczaj wydajemy na zagraniczne podróże i różne wariactwa, jak je nazywa mama.
- Czyli twój tata to świetny wynalazca - powiedziałam do Lillie.
- Coś mi mówi, że dogadałby się on z Clemontem - zachichotał wesoło Max.
- Oj tak, z pewnością obaj bardzo szybko znaleźliby wspólny język - zaśmiałam się.
Twarz Asha rozjaśnił nagle delikatny uśmiech. Widać było wyraźnie, że bardzo się cieszy z powrotu tutaj. Mogłam więc po tym wnioskować, iż dzięki temu zechce on również pomóc pogodzić się obu siostrom Cheerful.
Tymczasem do salonu, w którym właśnie siedzieliśmy, przyszedł jakiś wysoki mężczyzna około czterdziestki, dość mocno opalony, czarnowłosy, o brązowych oczach. Ubrany był w czarne spodnie, szarą podkoszulkę i biały kitel narzucony na swój strój.
- A niech mnie prąd popieści! Ash, mój drogi chłopcze! Jak miło cię widzieć! - zawołał radośnie mężczyzna.
- Cześć, wujku - uśmiechnął się do niego mój luby - Znowu siedziałeś w swoim warsztacie?
- Wiesz dobrze, mój drogi chłopcze, że tylko majsterkowanie naprawdę mnie uspokaja i sprawia, że czuję się lepiej - wyjaśnił mu jego wuj - Ale wybacz, chyba nie znam jeszcze twoich przyjaciół.
- Na pewno ich nie znasz. To moja dziewczyna Serena Evans, a to mój przyjaciel Max Hameron.
- Bardzo miło mi was poznać, moi kochani. Ulisses Cheerful, do usług - mężczyzna podał nam rękę i uścisnął dłoń mnie i Maxowi.
Przywitaliśmy się z nim, a wuj Asha uśmiechając się do nas przyjaźnie spytał:
- Mam nadzieję, że zostaniecie tutaj na jakiś czas, moi kochani.
- Zostaniemy tu do czasu, aż nasz przyjaciel Clemont wyzdrowieje - odpowiedział mu Ash - Ciocia mówiła już wujkowi o Clemoncie?
- Tak, mówiła mi już. Biedny chłopak. Dostać w krzyż to nie byle co. Dobrze, że będzie mógł po tym chodzić. Ale bardzo mnie dziwi, jak to jest możliwe, iż on ma jeszcze szansę chodzić. Większość ludzi po czymś takim byłoby kalekami do końca życia bez żadnej szansy na poruszanie się bez kul czy wózka.
- Na szczęście Clemont nie jest większością. Clemont jest Clemontem - zaśmiałam się wesoło - A co do uzdrowienia go, to cóż... Takie rzeczy też się dzieją na świecie.
- Aha... Taki noworoczny cud?
- Dokładnie tak.
- No cóż... Rzeczywiście cuda się czasami zdarzają, chociaż niezwykle rzadko. Ale się zdarzają i o to chodzi. Nigdy nie należy tracić nadziei na to, że jakiś cud będzie miał miejsce w naszym życiu.
- To samo zawsze powtarzamy - powiedział wesoło Ash.
- Tato, mama jeszcze nie wróciła? - przerwała nam tę dyskusję Lillie.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
- Nie, córeczko. Pewnie dalej jeszcze ćwiczy z Clemontem, ale nic się nie bój. Wróci na kolację, to pewne. Ale póki co zapraszam was na obiad, kochani. Nie jestem co prawda jakimś mistrzem kuchni, jednak jeszcze to i owo umiem zrobić.
To mówiąc mężczyzna machnął na nas ręką i ruszył w kierunku wyżej wspomnianego pomieszczenia.

***


Ulisses Cheerful zabrał nas do kuchni, po czym kazał nam usiąść przy stole i poczekać, aż zrobi nam posiłek. Co prawda powiedzieliśmy mu, że możemy mu pomóc, ale on nawet nie chciał o tym słyszeć. Wraz z latającym mu nad głową i ciągle komentującym jego zachowanie Dexterem zaczął przygotowywać obiad. Robocik próbował dawać swemu konstruktowi kilka bardzo dobrych rad, ale oczywiście on je zlekceważył i robił po swojemu. Efekt takiej sytuacji był taki, że spartaczył cała sprawę, o czym wkrótce mieliśmy szybko okazję się przekonać.
- Szef kuchni Ulisses Cheerful przedstawia państwu swoją kuchenną specjalność o nazwie...
To mówiąc mężczyzna zdjął z gazu garnek i przesypał do metalowej miski jego zawartość, która wyglądała jak żółto-brązowa breja.
- Paćka pierogowa - jęknął załamanym głosem, widząc swoje dzieło.
Uśmiechnął się do nas ironicznie i dodał:
- Zazwyczaj podaje się ją Pokemonom, żeby nie gadały one zbyt wiele, zwłaszcza podczas Wigilii, kiedy to mają tendencję do mówienia ludzkim głosem.
- A mówiłem panu, żeby wrzucał je pan do garnka powoli i po kolei i gotował na wolnym ogniu - zaczął go pouczać Dexter.
Wynalazca spojrzał na niego groźnym wzrokiem i rzucił:
- Jeszcze raz zacznij mnie pouczać, a wyjmę ci baterie, ty przemądrzały blaszaku.
Następnie załamany odsunął na bok miskę z paćką pierogową i rzucił:
- No i to by było na tyle, jeśli chodzi o obiad.
Po tych słowach spojrzał na Lillie, która podeszła do niego z telefonem komórkowym w ręku i zapytała:
- Tato, dzwonimy po pizzę?
- Tak, tak! Dzwonimy, córeczko. Nie ma wyjścia - odparł mężczyzna, bardzo zresztą załamany.
- To ja zadzwonię.
- Tak. Albo nie! Daj mi telefon! Ja to zrobię.
Po tych słowach wziął od córki komórkę, wystukał na niej numer, po przyłożył sobie wynalazek do ucha i zaczął mówić:
- Cześć, to znowu ja. Tak, Ulisses Cheerful. Tak, to co zwykle. Na ten adres, co zawsze. Ale tym razem poproszę potrójną porcję. Mamy gości.
Lillie uśmiechnęła się dowcipnie i usiadła przy stoliku, mówiąc:
- Tata zawsze próbuje nam coś gotować, kiedy mamy nie ma, ale nie posiada wielkiego talentu w tej dziedzinie, dlatego zwykle zamawiany pizzę lub frytki z jakimś dodatkiem.
- Rozumiem - uśmiechnęłam się do niej wesoło.
Poczułam od razu przyjemną atmosferę, rodzinną i naprawdę uroczą, w której przyjemnie się czułam. Potem przywieziono pizzę, a my wszyscy zaczęliśmy się nią zajadać, dzięki czemu zrobiło się jeszcze przyjemniej. Pan Cheerful opowiadał nam różne ciekawe i zabawne historyjki ze swojego życia, a Lillie parę razy je sprostowała, gdy jej ojciec się w czymś pomylił. Było więc naprawdę przyjemnie.
Ale to, co jest przyjemne zawsze musi mieć swój koniec i tym razem koniec też nastąpił, kiedy do domu nagle wparowała zapłakana Lana, która trzasnęła drzwiami, minęła w biegu salon i wbiegła do jednego z pokoi, zamykając za sobą drzwi na klucz.
- Lana! - zawołała zdumiona Lillie.
- Co jej się stało? - spytał Max.
- Nie mam pojęcia, ale wydaje się, że coś poważnego - powiedziała kuzynka Asha.
- Lana! Skarbie, co ci się stało?! - zawołał zasmucony pan Cheerful, powoli podchodząc do drzwi pokoju córki.
- Zostawcie mnie! - odpowiedział mu gniewny głos córki.
- Skarbie, skrzywdził cię ktoś?
- Daj mi spokój, tato! Idź sobie!
Ulisses Cheerful widząc, że niczego nie zyska w ten sposób, rozłożył bezradnie ręce i wrócił do salonu.
- Ech, źle się u nas dzieje - powiedział przygnębionym głosem - A wszystko zaczęło się tutaj w chwili, gdy pojawił się ten chłopak.
- Sebastian Valamont? - spytałam.
- No dokładnie. To taki miejscowy podrywacz. Don Juan dla ubogich! Zaczął ostatnio kręcić się koło Lany i proszę... Teraz moje biedactwo przez niego cierpi.
- Trzeba skopać mu tyłek! - zawołał Max bojowym tonem.
- Dobra myśl, ale coś mi mówi, że to niewiele pomoże - zaśmiał się delikatnie mężczyzna.
Chwilę później ponownie trzasnęły drzwi, zaś do salonu weszła pani Cheerful, wyraźnie podenerwowana.
- Wy już tutaj? - spytała, gdy tylko nas zobaczyła - Ulisses, czy znowu próbowałeś coś gotować? Prosiłam cię, żebyś tego nie robił. Kiedyś jeszcze spalisz mi kuchnię.
- Kochanie, jak dotąd jeszcze jej nie spaliłem, więc w czym problem? - zapytał beztrosko jej mąż.
- W tym, że kiedyś możesz to zrobić, a ja wolałabym tego uniknąć - odparła na to kobieta, powoli zaczynając się uspokajać - Ech, to po prostu okropne.
- Co? Moja kuchnia?
- Nie! Te listy!
- Jakie listy?
- Ach, prawda! Przecież ty jeszcze nic nie wiesz! Wybacz, już mówię. Wyobraź sobie, że nasza córka dostaje od jakiegoś czasu listy z wyznaniem miłosnym od tego babiarza Valamonta! A wiesz, co on w nich do niej pisze?
- Co takiego?
Pani Cheerful spojrzała na nas i powiedziała:
- Nieważne. Powiem ci później. Na razie muszę pomówić z Laną i to na osobności. Wy jedzcie dalej.


Po tych słowach kobieta poszła do pokoju córki, z którego to pokoju niedługo potem dobiegły nas podniesione głosy.
- Córeczko, masz dopiero szesnaście lat! - wołała bardzo troskliwym i załamanym głosem pani Cheerful - On ci nie powinien proponować takich rzeczy!
- Przynajmniej traktuje mnie jak dorosłą kobietę, w przeciwieństwie do ciebie, mamo! - odkrzyknęła jej Lana.
- Córeczko, a co ty niby wiesz o dorosłości?
- Wiem tylko to, że żaden chłopak nigdy nie traktował mnie poważnie, w przeciwieństwie do niego!
- On się tylko chce tobą zabawić.
- A skąd ty niby to wiesz?!
- Bo mam rozum i umiem myśleć.
- Czyli ja nie umiem, tak?!
- Tego nie powiedziałam.
- Ale tak właśnie myślisz!
- Lana, córeczko... Ja tylko chcę ci pomóc.
- Więc przestań mi pomagać!
- On cię skrzywdzi.
- Ja go kocham, mamo!
- Co ty niby wiesz o miłości, córeczko?
- Na pewno więcej niż ty! Bo ty mnie w ogóle nie kochasz! No i nic dziwnego! Jestem niska, prawie nie mam piersi, a do tego jeszcze ubieram się jak chłopak! Jestem dziwaczna! Niby za co miałabyś mnie kochać?!
- Za to, że jesteś moim dzieckiem. Kocham cię taką, jaka jesteś.
- On też mnie kocha taką, jaka jestem!
- Skąd ty to wiesz?
- Mówił mi to, a ja mu wierzę!
- Mówić można wiele. Od mówienia do czynów daleka droga. Więcej się z nim nie spotkasz.
- Ale mamo...!
- Nie spotkasz się z nim. To jest moje ostatnie słowo i jeśli nie zmienisz swego zachowania, to będziesz miała areszt domowy!
- Nienawidzę cię!
Kasandra Cheerful wyszła z pokoju córki jeszcze bardziej załamana niż poprzednio. Gdy przyszła do salonu, z jej oczu kapały łzy.
- I za co to? - jęknęła przygnębiona - Za co mnie to spotyka? Dlaczego właśnie mnie to musi spotkać? I za jakie grzechy?
Po tych słowach usiadła przy stole i zaczęła płakać. Ja, Ash, Lillie oraz Max uznaliśmy, że lepiej będzie teraz wyjść, co też oczywiście zrobiliśmy, zostawiając ciocię Asha z jej mężem, który zaczął ją pocieszać.
- Widzisz teraz, że sprawa jest poważna - powiedziała Lillie do swego kuzyna - Musisz nam pomóc, Ash! Ten chłopak zniszczy niedługo naszą rodzinę.
- Ja bym tak bardzo nie panikowała - zauważyłam - To jest tylko burza hormonów w okresie dojrzewania. To się zdarza. Lanie szybko przejdzie jej złość, zobaczysz.
- Złość tak, ale co z tym chłopakiem?
- O, to już jest poważniejsza sprawa. Obawiam się, że rzeczywiście coś kombinuje, aby się... że się tak wyrażę... zabawić. Mogą być z nim kłopoty.
- Spokojnie, na kłopoty mamy Sherlocka Asha! - zawołał wesoło Max, patrząc na swego przyjaciela.
- Pika-pika! Pika-pi! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- No właśnie! - dodała radośnie Lillie - Na kłopoty mamy kuzyna! Na kłopoty kuzyn Ash!
Ash uśmiechnął się do kuzynki i pogłaskał ją czule po głowie.
- Och, moja mała, kochana Lillie. Ty zawsze we mnie wierzyłaś. Mam nadzieję, że zdołam ci jakoś pomóc, choć jak już wcześniej ci mówiłem, ta sprawa jest trudniejsza niż łapanie przestępców.
- Ale jestem pewna, że dasz sobie z nią radę.
- Dziękuję za wiarę. Obyś miała rację.


C.D.N.





11 komentarzy:

  1. No i w końcu pojawiła się prezentacja trzech kuzynek Asha, które różnią się od siebie tym, że różnie się uczą i mają różne charaktery. Mallow jest z nich najzdolniejsza, a Lilie najbardziej przypomina Serenę, bo ma z nią najwięcej wspólnego, jako że obie są romantyczne i posiadają w sobie dużo empatii. I okazało się, że lubią podróżować razem z rodzicami, przez co rzadko kiedy miały możliwość spędzać czas z Ashem. A Serena początkowo myślała, że są fałszywe, bo zaczęło zależeć im na znajomości z Ashem dopiero wtedy, gdy stał się sławny. A potem się okazało, że powodem ich dotychczasowego braku zainteresowania Ashem były ich częste wyjazdy. Maxowi bardzo spodobała się perspektywa wyjazdu do Alola, bo chciałby zobaczyć dziewczyny w bikini, co bardzo nie spodobało się Bonnie xD I Ash dobrze zapamiętał pierwsze spotkanie z kuzynkami, które tak się zachwyciły jego widokiem. A Kasandra jest stanowczą matką, skoro córki czują przed nią respekt, choć Ash też szybko potrafił nad nimi zapanować xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuzyneczki Asha pojawiają się w anime, w tym sezonie będącym czymś w rodzaju prequela przygód z Kalos (bo akcja się dzieje tak prawdopodobnie przed sezonem XY), ale w serialu nie są siostrami i kuzynkami Asha, a u mnie są i bardzo spodobały się czytelnikom w takiej wersji :) Mallow to ta najmądrzejsza i najzdolniejsza, a Lillie jest bardzo wrażliwa i pełna empatii i do tego z całej trójki najbardziej uwielbia Asha i kocha go jak starszego brata. Pozostałe też go tak kochają, ale jakoś ona jako najmłodsza najbardziej :) To prawda - podróżowały dużo z ojcem lub obojgiem rodziców i dlatego rzadko widywały Asha, ale na tyle często, aby go bardzo lubić i szanować. Serena źle je oceniła i w porę to zrozumiała. Max po prostu wchodzi w taki wiek, gdzie się chłopcy zaczynają za dziewczynami uganiać, a Bonnie się w nim buja i dlatego to ją drażni xD Ash dobrze pamięta swe zabawy z kuzynkami, bo też i trudno zapomnieć takie urocze dziewuszki xD A swoją drogą tutaj opisując ich relacje częściowo się inspirowałem bajką "BAMBI 2" i postacią Tuptusia, który parę razy się musiał opiekować swoimi młodszymi siostrzyczkami, które go wręcz uwielbiały xD Kasandra to bardzo dobra i kochająca matka i bardzo urocza ciocia, ale potrafi wzbudzić respekt u córek i Ash wzorując się na niej szybko objął wręcz dowodzenie nad jej uroczymi pociechami xD

      Usuń
  2. Serenę bardzo rozśmieszyła opowieść Asha o tym, jak poznał swoje urocze kuzyneczki, bo to była naprawdę zabawna historia xD Ciekawe, czy one dostrzegły jej początkową niechęć, ale nawet jeśli, to w ogóle nie wzięły tego do siebie. I okazało się, że z całej drużyny tylko Ash miał okazję odwiedzić ten jakże cudowny region, w którym one mieszkają. A Clemont odkrył wynalazek do przenoszenia się, dokąd tylko się zechce? A ja myślałem, że wszystkie jego wynalazki spalają się na panewce, a on tymczasem odkrył konkurencję dla proszku Fiuu. :) Delia ma złe przeczucia, pewnie przez to, co przydarzyło się Clemontowi. A Steven przebierał się za superbohatera, by incognito pomagać drużynie Asha, dopóki wszyscy się o tym nie dowiedzieli? I Delia robi mu z tego powodu ciągłe wyrzuty, bo nie spodobało jej się to, że ukrył to przed nią w tajemnicy, a jedynymi osobami, które od samego początku znały jego tożsamość, to Ash i Serena, którzy zapewne sami go rozpoznali? A Scarlett była pierwszą miłością Asha, z którą jeszcze się zetknął po latach, kiedy już związał się z Sereną, której pozostał wierny, mimo iż Scarlett próbowała odzyskać jego względy, ale do niczego między nimi nie doszło poza niewinnym pocałunkiem. Dobrze pamiętam? :) I Ash był tylko dwa razy w Alola, dlatego naprawdę ucieszył się z możliwości kolejnego odwiedzenia tego regionu i swoich zwariowanych kuzyneczek xD One naprawdę bardzo szybko go polubiły i to z wzajemnością, skoro nawet wskakiwały mu do łóżka, a on nie miał nic przeciwko temu. :) A ich rodzice prowadzą coś w rodzaju stadniny? I okazało, że Lillie boi się Pokemonów, ponieważ o mały włos nie została stratowana przez Taurosy. Ale one muszą być naprawdę łagodne, pomimo groźnego wyglądu, skoro mogą jeździć na nich dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serenę bardzo ubawiła ta historia, bo to rzeczywiście było bardzo zabawna sytuacja xD Chyba siostry Cheerful się tego nie domyślały, że Serena początkowo je nie lubiła. Tak, z całej drużyny tylko Ash był w Alola i tylko dwa razy, dlatego z chęcią tam teraz postanowił wrócić. Clemont stworzył wynalazek otwierający portal w dowolnym miejscu na świecie i to dosłownie, choć początkowo wynalazek nie działał jak należy i otwierał portal do innego wymiaru xD Ale po lepszym dopracowaniu szczegółów już działał jak należy, lecz wiedzą o nim tylko nieliczni i rzadko go używają - za duże ryzyko, że ktoś to odkryje i wykorzysta do swoich celów. Ale przydaje się choćby wtedy, gdy chce się dotrzeć gdzieś szybko, a czasu jest bardzo mało. Steven Meyer już w anime w stroju superbohatera parę razy pomagał swoim dzieciom i Ashowi i Serenie w kłopotach z Zespołem R i raz ocalił Ashowi życie. W moich opowiadaniach też parę razy tak postąpił i Ash z Sereną go łatwo poznali, gdy mieli czas lepiej mu się przyjrzeć. Ale zachowali to dla siebie na jego prośbę, dopiero podczas ostatecznej walki z Giovannim ta sprawa wyszła na jaw. Dobrze wszystko pamiętasz w sprawie Scarlett :) A przy swoje imię ta postać zawdzięcza Tobie - bo gdy szukałem imienia dla kasztanowowłosej dziewczyny, która namiesza w związku Asha i Sereny, to zaproponowałeś imię Scarlett od jednej z tych dwóch panienek Jacka Sparrowa: Scarlett (która była ruda) i Giselle (która była blondynką) xD W sumie moje kuzynki też parę razy spały ze mną w łóżku, gdy byliśmy dziećmi, ale to były kwestie praktyczne - po prostu kuzynki były u nas w gości parę razy i przez pewien czas nie było gdzie je położyć jak tylko ze mną xD Tak - państwo Cheerful posiadają coś w rodzaju stadniny i uczą dzieci jazdy na Pokemonach. Taurosy żyjące na wolności bywają dzikie, gdy się wejdzie na ich teren, ale te posiadające trenerów są łagodne. Choć to też zależy od trenera, bo jeśli trener to brutal i cham, to Pokemon łagodny nie będzie.

      Usuń
  3. Kasandra bardzo przypomina swoją kuzynkę Delię, bo jest równie miła i sympatyczna. A Lillie to wszędzie jest pełno xD Bonnie i Dawn z całą pewnością dopilnują, aby Clemont stosował się do wszystkich zaleceń Kasandry xD Widać, że Lillie jest bardzo wrażliwą osobą, skoro tak ją zasmuciło wspominanie chłopca zabitego przez podłą macochę. I to Kasandra zdołała ją rozpoznać i wydać w ręce policji. Za taką zbrodnię została skazana na śmierć, bo ta kara obowiązuje w regionie Kanto. I Lillie bardzo się przejmuje konfliktem swoich starszych sióstr, którego przyczyną jest Valamont. Widać, że ona jest przewrażliwiona i płaczliwa, skoro wszystko tak bardzo bierze do siebie, nawet sprawy, które nie dotyczą jej osobiście, ale to może być też spowodowane tym, że przechodzi przez trudny okres dojrzewania. Ona ma bardzo złe zdanie na temat Valamonta i wyraźnie nim gardzi. I okazało się, że to jednak Lana jest w nim zakochana, a ja ją najmniej o to posądzałem. Lana i Mallow nie dogadują się zbyt dobrze, a mimo to Mallow nie może znieść tego, że jej siostra zakochała się w takim draniu. I jeszcze się z nim spotkała, aby mu powiedzieć, żeby dał Lanie spokój, co bardzo nie spodobało się jej chłopakowi. A Kiawe to zapewne postać z anime, skoro ma czerwone oczy? Lillie to jest tak samo zapatrzona w Asha, jak Max i Bonnie. Cała trójka postrzega go w sposób całkowicie bezkrytyczny i uważa, że jego możliwości są nieograniczone, co bardzo mu schlebia xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasandra i Delia rzeczywiście mają ze sobą wiele wspólnego i obie są bardzo sympatyczne :) Bonnie i Dawn na pewno dopilnują tego, aby Clemont podczas swojej rehabilitacji trzymał się zaleceń Kasandry Cheerful - to w końcu są siostra i ukochana, takie zawsze będą miały na niego jakiś wpływ xD Lillie rzeczywiście jest bardzo wrażliwa, można nawet powiedzieć, że wręcz nadwrażliwa, ale że przewrażliwiona, to bez przesady. Po prostu tak jak i Ash często przejmuje się sprawami, które jej bezpośrednio nie dotyczą, ale które posiadają dla niej wielkie znaczenie. A że jest wrażliwa, to los tego chłopca bardzo ją przejął. I oczywiście jej wiek też tu swoje robi. Otóż to - to Lana zakochała się w Valamoncie. Mallow może się kłócić z Laną wręcz o wszystko, ale gdy przychodzi co do czego, to będzie jej bronić i to choćby nie wiem, co. Tak, chciała przekonać Valamonta, aby dał spokój Lanie, ale ta rozmowa nic nie dała, tylko wywołała zazdrość o Kiawe. Tak, Kiawe jest postacią z anime, tak jak i Mallow, Lana i Lillie, tylko tam wszyscy byli tylko paczką kumpli Asha, a u mnie jest trochę inaczej. Lillie rzeczywiście jest bardzo zapatrzona w Asha i to tak samo, jak Max i Bonnie. Ich podejście do Asha jest pozbawione krytyki, podziwiają jego talent i wierzą, że jest w stanie wszystkiego dokonać. To oczywiście bardzo mu schlebia, ale też przy okazji zachęca do dalszego działania i motywuje do walki :)

      Usuń
  4. Rodzina Cheerful mieszka w dużym i białym domu - czyżby to był mój wymarzony dom? Mam nadzieję, że posiada czerwone dachówki. A miejsce też jest jak najbardziej wymarzone. Lepszego być nie może. :) I rodzina Cheerful posiada robota, który potrafi mówić i myśleć jak człowiek? W dodatku mówi podniosłym tonem używając uroczystych słów. A Ulisses świetnie dogadałby się z Clemontem, skoro posiada podobne pasje i zainteresowania. I też nie zawsze mu wszystko wychodzi, skoro raz nawet spowodował awarię prądu na całej wyspie. :) I jest prawdziwym majsterkowiczem, skoro potrafi wszystko naprawić, dzięki czemu ma dużo pieniędzy. A ośrodek rehabilitacyjny prowadzony przez jego żonę też z pewnością przynosi duże zyski, dlatego stać ich na podróże po świecie. Szczęściarze. I okazało się, że Ulisses jest tak samo ciepły, uprzejmy i serdeczny jak Kasandra. Ale mistrzem kuchni to on z całą pewnością nie jest. Ale widać było, że naprawdę mu zależało na ugoszczeniu swoich gości dobrym obiadem, skoro tak się tym przejął. Szkoda tylko, że nie posłuchał rad udzielanych mu przez Dextera, który pod tym względem okazał się mądrzejszy od niego, co go zirytowało xD I widać ma jakiegoś znajomego w pizzerii. Pewnie często zamawia pizzę podczas nieobecności żony xD A Lana już cierpi z powodu Valamonta, bo matka i siostra próbują ją przekonać do zerwania z nim, podczas, gdy ona w ogóle nie chce o tym słyszeć, bo się w nim zakochała i podoba jej się to, że on widzi w niej kobietę. Problem w tym, że zaczął ją namawiać do seksu, czym bardzo przejęła się jej matka, której udało się przechwycić jego listy, ale do Lany nic nie dociera, bo wmówiła sobie, że ona jej nie kocha, skoro na nic jej nie pozwala, a przecież Kasandra chce ją tylko chronić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że dom rodziny Cheerful bardzo Ci się podoba i wydaje Ci się idealny. Czerwona dachówka? Warto o niej pomyśleć :) W anime w sezonie dziejącym się w regionie Alola pojawia się taki Pokemon z gatunku Roton, który w sumie bardziej przypomina robota niż żywe stworzenie i do tego mówi, dlatego u mnie pojawia się robot charakterem i zachowaniem przypominający tego Pokemona, a do tego jest wręcz cudem techniki, bo potrafi mówić i myśleć i często używa podniosłego tonu i uroczystych słów xD I posiada w kilku sprawach większą wiedzę niż jego stwórca, bo taką wiedzę wgrali mu w pamięć :) Ulisses to bardzo dobry i sympatyczny człowiek, kochający mąż i ojciec oraz świetny wynalazca i majsterkowicz. Z Clemontem się bardzo polubią, gdy już się poznają :) Otóż to, nie zawsze wszystko mu wychodzi, także i w kwestii wynalazków, ale zwłaszcza w kuchni - choć się stara, to zwykle i tak wraz z dziećmi zamawia pizzę lub inne szybkie dania :) I rzeczywiście oboje rodzice sióstr Cheerful dobrze zarabiają i dlatego stać ich na podróże po świecie i co tylko zechcą :) To prawda, Lana już cierpi z powodu Valamonta i dziewczyna traktuje matkę i siostrę jak wrogów tylko dlatego, że te próbują ją przed nim uchronić. Ale zakochane nastolatki już tak mają - gdy ktoś chce je ustrzec przed obiektem uczuć, staje się ich wrogiem. A Valamont wobec niej uczciwych zamiarów zdecydowanie nie ma i dlatego jej bliscy się o nią boją.

      Usuń
  5. Smutno, że nie uznajesz Aloli :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alola to w moim odczuciu dość zmarnowany potencjał. Nieudany eksperyment.

      Usuń
  6. Wygląda to trochę pokrętnie. Jakby zapowiadał się odcinek sitcomu.

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...