czwartek, 18 stycznia 2018

Przygoda 108 cz. I

Przygoda CVIII

Czas zemsty cz. I

Opowiadanie dedykuję Lokiemu27, który wymyślił główny wątek tej historii, a także Wujkowi i Cioci, których pomysłowość bardzo mi pomogła.


- Za liczne zasługi w walce z przestępczością zorganizowaną oraz zwyczajną, a także za walne przyczynienie się do zniszczenia organizacji przestępczej Rocket i jej przywódcy, Giuseppe Giovanniego, jak i również za liczne sukcesy odniesione na polu walki o sprawiedliwość, a przede wszystkim za niesamowicie bohaterską i obywatelską postawę, na wniosek kapitana Jaspera Rockera, szefa policji w Alabastii, niniejszym odznaczam cię, Ashu Ketchumie, tym oto najwyższym odznaczeniem całego regionu Kanto. Odznaczeniem dla cywili wykazujących tak wielce godną pochwały postawę w walce z niesprawiedliwością, jaką wykazałeś ty.
To mówiąc sam wielki szef policji całego regionu Kanto przypiął do piersi Asha złoty medal z małą, kolorową wstęgą. Ash zaś uścisnął podaną mu po chwili dłoń, zasalutował i zawołał:
- Ku chwale Kanto!
Potem ustąpił miejsca mnie, a ja spojrzałam na niego zachwycona. Mój ukochany miał na sobie garnitur z przypiętymi do piersi trzema orderami. Pierwszym było najwyższe policyjne odznaczenie regionu Sinnoh, drugim najwyższe policyjne odznaczenie w Kanto, a trzecim właśnie otrzymane najwyższe cywilne odznaczenie w tym samym regionie. Pierwszy medal Ash otrzymał za rozwikłanie skomplikowanej zagadki w miejscowości Solaceon, o co wnioskowała miejscowa oficer Jenny, początkowo niechętna Ashowi, potem zaś bardzo mu przyjazna. Drugi medal otrzymał on za to, iż dał się zwerbować tajnym służbom specjalnym regionu Kanto i dzięki temu zadał poważny cios organizacji Rocket. Było to odznaczenie policyjne, gdyż Ash werbując się do tajnych służb przez pewien czas był niemalże policjantem, a medal wręczył mu ten sam generał policji, który teraz przypinał mu do piersi odznaczenie otrzymane nie tylko za zniszczenie organizacji Rocket, ale też za całokształt jego detektywistycznej misji.
- Brawo, Ash! - zawołała wesoło Taylor Armstrong z tłumu zebranych w ratuszu ludzi.
Obok niej stała Cindy z Joshem, oboje bardzo zachwyceni i dumni, choć nie mniej niż niedaleko stojący Steven Meyer i Delia Ketchum, której z oczu płynęły łzy prawdziwego szczęścia.
- Brawo! Niech żyje Ash! - skandowali radośnie Danny i Anne, czyli bliźnięta pani mecenas Gerdy Sanderson, klaszczącej właśnie z radości.
- Teraz poproszę pannę Serenę Evans! - rozległ się nagle gromki głos burmistrza Alabastii, George’a Kellena.
Obok niego stała jego siostrzenica, dumna i zarozumiała panna Bella, której to miałam nadzieję nigdy więcej nie oglądać. Mimo wszystko teraz musiałam znieść jej obecność, ale postanowiłam to zrobić z godnością, dlatego też powoli i z dumą w oczach, ubrana w najpiękniejszą kreację od mojej mamy weszłam na podium. Na mej piersi dumnie powiewał taki sam medal z regionu Sinnoh, jaki miał i Ash - dla przypomnienia dodam tu, że przecież po sprawie w Solaceonie Jenny wnioskowała również o medal dla mnie i wniosek został przyjęty.
Weszłam na podium, podeszłam do generała policji, który skinął dłonią na Bellę, a ta podeszła z poduszką, na której to leżało jeszcze pięć medali takich samych jak ten wręczony właśnie Ashowi. Generał podniósł powoli jeden z nich i przypiął mi go do mojej piersi, wygłaszając przy tym podobną formułkę, co w przypadku Asha, a po wszystkim uroczyście uścisnął mi dłoń i pożegnał mnie. Ja natomiast zasalutowałam i zawołałam:
- Ku chwale Kanto!
Następnie zeszłam z podium, owiana prawdziwą burzą oklasków, z czego najgłośniej oklaskiwali mnie mój chłopak i moja mama.
Po mnie na podium zostali wezwani kolejno Clemont Meyer, Dawn Seroni, Max Hameron oraz Bonnie Meyer. Szefowie tajnych służb regionu Kanto oraz generał policji z Kanto uznali bowiem zgodnie, że cała drużyna detektywistyczna Sherlocka Asha przyczyniła się do zniszczenia organizacji Rocket, a co za tym idzie wszyscy jej członkowie powinni być odznaczeni. Kapitan Rocker i porucznik Jenny, którzy wcześniej wnioskowali u nich o odznaczenie mnie i Asha, gdy zostali zapytani o zdanie w tej sprawie bez wahania przyznali, że rzeczywiście warto uhonorować całą naszą drużynę, więc sprawa była przesądzona i wszyscy zostaliśmy odznaczeni.
Gdy Clemont i Bonnie odbierali swe odznaczenia, pan Meyer i Delia Ketchum głośno klaskali z radości, gdy Dawn odbierała swój medal, Josh Ketchum i Johanna Seroni nie kryli swojej dumy, a kiedy robił to Max, to Norman Hameron, Caroline Hameron oraz May Hameron z niekłamaną radością pokazywali, jak bardzo ich cieszy ta sytuacją i że są pełni podziwu dla naszego młodego hakera.
- Wszystkim dziś odznaczonym... - rzekł generał policji po wręczeniu wszystkich odznaczeń - Chcę serdecznie podziękować za udział w walce z przestępczością zorganizowaną oraz prosić was, abyście dalej wykazywali inicjatywę w tej sprawie, a zwłaszcza słowa te kieruję do liderów waszej dzielnej drużyny, czyli do pana Ketchuma i do panny Evans, jednak nie pogardzimy też pomocą ich przyjaciół, którzy pomimo swojego młodego wieku udowodnili wszystkim, iż niedocenianie ich umiejętności to poważny błąd. Dlatego my go nie popełnimy i prosimy, abyście już zawsze byli tak chętni do pomagania nam, jak byliście dotąd.
- A ja proponuję teraz wznieść toast! - zawołał burmistrz Alabastii, podnosząc do góry kieliszek szampana - Za Sherlocka Asha i jego dzielnych przyjaciół! Wszystkich razem i każdego z osobna!
- Wiwat! Niech żyją! - krzyknął radośnie sierżant Bob w paradnym mundurze, stojący w tłumie policjantów i podnoszący do góry kieliszek.
- Wiwat! Wiwat! Wiwat! - rozległo się echem po całej sali.
W taki oto sposób zostaliśmy uhonorowani za nasze dotychczasowe zasługi Drugiego Dnia Świąt Bożego Narodzenia roku 2007.
Następnie w ratuszu odbyło się wielkie przyjęcie, po którym mieliśmy jechać do restauracji „U Delii“, aby świętować w mniej oficjalny, ale za to w bardziej wesoły oraz luźny sposób. Najpierw jednak musieliśmy odbębnić prawdziwie sztywną i obowiązkową zarazem zabawę w ratuszu, podczas której wszyscy nam gratulowali, składali życzenia powodzenia w dalszym życiu i prosili o dalszą skuteczną walkę z przestępczością.
- To prawdziwa sensacja! - zawołała radośnie Alexa, podchodząc do nas, gdy ja i Ash na chwilę oderwaliśmy się od tłumów wielbicieli.
Ubrana była ona w niebieską suknię z szarymi dodatkami, a na jej ramieniu siedział wierny Helioptile.
- Kochani, jestem naprawdę zachwycona waszym sukcesem. Ja zawsze wiedziałam, że zajdziecie wysoko, ale nie sądziłam, że aż tak. Jestem pod wielkim wrażeniem.
- I będziesz miała o czym pisać - zażartowałam sobie.
- A żebyś wiedziała. „Kanto Express“ już złożyło u mnie zamówienie na sprawozdanie z tej uroczystości, a i „Głos Alabastii“ na pewno fundnie mi niemałą sumkę za artykulik w tym samym temacie.
- Obłowisz się i to nieźle - zachichotał Ash.
- Być może. A co? Nie może spaść na mnie choć cień waszej sławy? - zaśmiała się dziennikarka.
Wtem podszedł do niej Rene Artois i zawołał wesoło:
- Bonjour, moi kochani! Jakże się cieszę, że mogłem dziś podziwiać tę uroczystość! Nie będę ukrywał, iż zasłużyliście sobie na to, jak mało kto. Serio mówię. Jestem bardzo szczęśliwy.
- Oboje jesteśmy - poprawiła go wesoło Alexa - Ale powiedzcie mi, co zamierzacie robić dalej, moi kochani? Będziecie rozwiązywać zagadki tak, jak poprzednio?
- No oczywiście, że tak. Nie wyobrażam sobie innej opcji, Alexo - odpowiedziałam jej wesoło, po czym skierowałam swój wzrok na mojego chłopaka - Prawda, Ash?!
- Zgadzam się z przedmówczynią - zaśmiał się lekko mój luby, powoli sącząc szampana z kieliszka - Choć chwilowo chyba zrobimy sobie małą przerwę od zagadek. Zresztą teraz będziemy mieli na głowie inne sprawy.
- Wiem, przygotowania do Sylwestra - Alexa puściła nam oczko - Szykuje się dobra zabawa, co?
- I to jeszcze jaka! Alabastia takiej jeszcze nie widziała! - odpowiedział jej wesoło Ash.
- Proszę o uśmiech! - odezwał się znajomy głos, po czym rozległ się błysk flesza.
To była Viola w zielonej sukience z białymi dodatkami, z wiernym aparatem fotograficznym u boku.
- Pozwolicie, kochani, że zrobię zdjęcie całej waszej drużynie? Alexie bardzo się przyda do artykułu, a i ja sobie zachowam kopię.
- Nie ma sprawy, Viola! - zawołał wesoło Ash.
Szybko zebraliśmy pozostałych członków naszej detektywistycznej kompanii i ustawiliśmy się razem do zdjęcia.
- Proszę o uśmiech! - zawołała ponownie Viola i zrobiła nam zdjęcie.
Nie skłamię, jeśli powiem, że było to jedno z najlepszych zdjęć, które zrobiła Viola w całej swej karierze fotografa.

***


Przyjęcie trwało w najlepsze, a podczas niego oczywiście nie zabrakło zabawnych sytuacji związanych z fanklubem Asha. Jego założycielka, czyli dobrze nam wszystkim znana panna Macy wychwalała mojego chłopaka pod niebiosa i próbowała za wszelką cenę znaleźć możliwość, aby chociaż przez chwilę z nim porozmawiać sam na sam i może nawet przeprowadzić wywiad. Prócz tego ciągle tylko go chwaliła i wypytywała jednocześnie:
- Ja się czułeś, stając oko w oko z Giovannim? Czy się bałeś?! Nie! Na pewno się nie bałeś! Ty miałbyś się bać?! Jeszcze czego! To słowo jest ci całkowicie obce, prawda, Ash?!
- Wiesz... Zdziwiłabyś się, jak dobrze je znam - odpowiedział jej na to dowcipnym tonem Ash.
- Ale mimo wszystko umiałeś zawsze pokonać swój strach, prawda?
- Tak, to prawda.
- Wiedziałam! Normalnie wiedziałam! Ktoś taki jak ty, nawet jeśli się boi, to zawsze umie ten strach pokonać lub przekuć go w coś pięknego i godnego pochwały! Jesteś naprawdę prawdziwym bohaterem, wiesz o tym?
- On o tym doskonale wie, jednak jest zbyt skromny, aby to przyznać - powiedział Damian, podchodząc do nas z wielkim uśmiechem na twarzy - W końcu prawdziwy bohater nigdy nie chwali się swoim bohaterstwem. Swoimi umiejętnościami, to może się on chwalić, ile wlezie, ale tym, że jest bohaterem i odnosi sukcesy na tym polu, to już nie.
- Dość ciekawa filozofia - stwierdziłam dowcipnym tonem - Warto ją zapamiętać.
Macy i Damian bardzo długo jeszcze gratulowali Ashowi i Pikachu ich umiejętności oraz tego, jak pokonali Giovanniego, rzadziej zagadując mnie, choć prawdę mówiąc tylko Damian jeszcze od czasu do czasu zadawał mi pytania, bo ciekawiły go moje odczucia i przeżycia. Macy zaś ciągle tylko zwracała uwagę na Asha i chwilami zachowywała się tak, jakby mnie tutaj w ogóle nie było, choć wcale mnie to nie zdziwiło, gdyż byłam już do tego przyzwyczajona i to tak bardzo, że byłabym wręcz zdziwiona, gdyby Macy postępowała inaczej.
W końcu jednak oderwaliśmy się od tych jakże „uroczych“ fanów i powoli przeszliśmy w kąt sali, gdzie mogliśmy chociaż trochę odetchnąć po tych wszystkich pytaniach, które wykończyły nas całkowicie.
- Wymęczyli was, co? - spytał wesoło kapitan Rocker, podchodząc do nas z kieliszkiem szampana w ręku - Sława ma swoje ciemne strony.
- Oj tak i to nawet bardzo ciemne - zaśmiałam się - Ale spokojnie, dajemy sobie radę.
- No właśnie - potwierdził Ash - I coś mi mówi, że będziemy musieli do takich błazeństw przywyknąć.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco Pikachu.
- Prawdopodobnie, ale cóż chcecie? Ostatecznie sława ma swoją cenę - stwierdził filozoficznym tonem kapitan - Tak czy siak mam dla was ciekawą nowinę. Być może was ona zainteresuje.
- Jaka to nowina? - spytałam.
- Odchodzę wreszcie na emeryturę.
Jeśli kapitan spodziewał się, że ucieszy nas ta wiadomość, to bardzo się pomylił, ponieważ bardzo nas ta nowina zasmuciła.
- Jak to?! - zawołałam zdumiona i zarazem przygnębiona - Chce pan nas zostawić samych?!
- Co my bez pana zrobimy? - dodał Ash tym samym tonem.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Z pewnością poradzicie sobie tak samo dobrze, jak zawsze, a nawet jeszcze lepiej - odpowiedział kapitan Jasper Rocker - Ale spokojnie. I tak planowałem to już dawniej zrobić, bo wiek emerytalny dla policjantów już mnie naszedł jakiś czas temu, ale chciałem poczekać do rozbicia organizacji Rocket. Udało się wam to zrobić, więc nic mnie tutaj nie trzyma.
- A kto teraz będzie szefem policji w Alabastii? - spytał Ash.
- No, a jak ci się zdaje, mój młody człowieku? - odpowiedział mu dość dowcipnie Jasper Rocker - Oczywiście Jenny.
- Porucznik Jenny?! - zawołaliśmy ja i Ash.
- Tak, dokładnie tak. Generał policji na mój wniosek awansuje ją na stanowisko kapitana i szefa policji w całej Alabastii. Z kolei sierżant Bob awansuje na detektywa i z tym oto stopniem będzie zastępował Jenny w jej obowiązkach tak, jak ona kiedyś zastępowała mnie.
- Domyślam się, że awans Boba także następuje na pana wniosek? - spytałam.
- Oczywiście. Oboje są wręcz doskonałymi pracownikami, doceniam ich umiejętności i starania, więc dlaczego nie mieliby awansować? Zasłużyli na to. A poza tym niech mają bożonarodzeniowy prezent od swojego szefa.
- Coś mi mówi, że bardziej by się ucieszyli z tego, gdyby pan został z nami - powiedział smutno Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał smętnie Pikachu.
Rocker położył mu dłoń na ramieniu i powiedział:
- Ash... Przyznaję, że nie zawsze byłem fair w stosunku do ciebie. Niejeden raz denerwowało mnie to, iż umiesz dokonać tego, czego jakoś nie umieją dokonać moi ludzie. Wkurzało mnie to, że spijasz całą śmietankę, a na mnie spada opinia dowódcy idiotów, którzy ciągle potrzebują pomocy dzieciaka, aby rozwiązać jakąś sprawę. Mimo wszystko z czasem doceniłem twoje starania i umiejętności, a później to już nie umiałem się bez ciebie obejść, o czym zresztą bardzo dobrze wiesz.
- Wiem, panie kapitanie. Ale emerytura?
- Chłopcze... Nadchodzi w wieku każdego człowieka taki czas, kiedy czuje, iż więcej nie da rady i musi odpocząć. Na to nie ma mocnych. Prędzej czy później musi to nastąpić. Ciebie też to kiedyś dopadnie, zobaczysz. Poza tym czym się przejmujesz? Przecież będziecie mogli mnie odwiedzać, kiedy tylko chcecie. Moja żona i mój syn bardzo was lubią, choć nie tak bardzo jak ja. Zawsze będziecie u nas mile widziani.
- Trzymam pana za słowo, panie kapitanie - powiedział Ash, lekko się uśmiechając, a Pikachu zapiszczał przyjaźnie.


Jasper Rocker powoli otarł łzę z oczu i dodał:
- Jestem pewien, że dacie sobie doskonale radę beze mnie. A ja trochę odpocznę z żoną i spędzę czas z synem, póki jeszcze tu siedzi. Jak skończy studia, to wyjedzie sobie w świat i nie wiem, kiedy ja go znowu zobaczę. Ale niech jedzie. Niech poznaje świat oraz innych ludzi. Ja nie mam prawa trzymać go przy sobie kurczowo całe życie. Wiem, że kiedyś będzie musiał odejść, dlatego też nacieszę się nim teraz, póki jeszcze mogę. A wy zawsze będziecie u mnie mile widziani.
- Dziękujemy, panie kapitanie. A pan u nas - dodałam przyjaźnie.
Rocker uśmiechnął się lekko i dodał:
- Cieszą mnie wasze słowa. Mam nadzieję, że Jenny i Bob będą dla was równie dobrzy, co kiedyś w starych, dobrych czasach, kiedy ja byłem wrednym draniem. Nie zaprzeczajcie. Ja dobrze wiem, że tak było.
- A kiedy oboje awansują? - spytałam.
- Wraz z Nowym Rokiem. Zostaną odznaczeni i awansowani. Ale póki co jeszcze nic im nie mówcie. To ma być niespodzianka.
- Spokojnie. Z nas nic nie wyciągną - powiedział dowcipnie Ash.
- Ani pary z ust nie puścimy - dodałam konspiracyjnym tonem.
Pikachu zaś zrobił taki ruch łapką, jakby zapinał sobie usta zamkiem błyskawicznym, co bardzo rozbawiło kapitana.
- Wierzę wam, moi kochani. No, ale chciałbym teraz jeszcze wam coś ważnego przekazać.
- Co takiego? - spytał Ash.
- Widzicie... Parę dni temu został zabity pewien człowiek. Nazywał się Martin Appleyard i był maklerem giełdowym.
- Zabito go w okolicach świąt? - zdziwiłam się.
- Niektórzy to nie mają za grosz szacunku do Bożego Narodzenia - powiedział Ash, po czym parsknął śmiechem, gdy zrozumiał, jak zabawnie zabrzmiały te słowa.
Ja też zachichotałam bardzo rozbawiona tym stwierdzeniem, ale widok twarzy kapitana Rockera wyrażającej lekką dezaprobatę szybko otrzeźwił zarówno mnie, jak i Asha.
- Pan tak na poważnie? - spytałam.
- A co? Myśleliście, że to żart? - rzucił trochę złośliwie kapitan.
- Przez chwilę tak - odpowiedział Ash - Ale powinienem pamiętać, że pan nie lubi żartów.
- Lubię żarty, ale nie takiego rodzaju - powiedział Rocker - Z takich spraw się nie żartuje, młody człowieku.
- Przepraszam - powiedział Ash głosem pełnym skruchy - Ale chyba policja już się zajęła tą sprawą, prawda?
- Tak, jednak problem polega na tym, że nie umiemy znaleźć sprawcy - odpowiedział Jasper Rocker.
- Doprawdy? A to nowość - zachichotałam, ale zaraz spoważniałam - Przepraszam. Głupi żart. A zatem chcecie wynająć Sherlocka Asha i Serenę Watson, aby to zrobili za policję, tak?
- Dokładnie tak - potwierdził kapitan - Poza tym ten makler giełdowy był gościem, z którym również swego czasu sam generał robił interesy. Znał go osobiście, a więc ta sprawa go bardzo przejęła. Dlatego też prosił mnie, abym z wami porozmawiał o tej sprawie zwłaszcza, iż wydaje mu się, że jest czymś z waszej specjalizacji.
- To znaczy?
- Tajemniczego i niewyjaśnionego zabójstwa z pozostawionym listem.
- Listem? - zdziwiłam się.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- A tak, listem, który zawierał w sobie zarzut pod adresem zabitego i podpisany był dziwnym przydomkiem... Nie pamiętam, jak on brzmiał, ale jeśli wpadniecie jutro na posterunek, to wszystko wam wyjaśnię.
Ash popatrzył na mnie i na Pikachu. Widać było wyraźnie, że jest on zainteresowany tą sprawą, choć stara się tego przesadnie nie okazywać.
- Zgoda, panie kapitanie. Jutro pana odwiedzimy na posterunku, ale nie obiecuję, że zajmę się tą sprawą. Ostatecznie przecież trochę się ostatnio napracowałem, a i obiecałem mojej mamie pomóc w przygotowaniach do Sylwestra. Poza tym ten cały makler... Coś mi mówi, że list zostawiony nad jego ciałem i zarzucający mu coś podłego może mówić prawdę.
- Bez względu na to, czy mówi prawdę, czy też nie, policja nie może pozwolić na to, aby morderca uszedł bezkarnie - stwierdził kapitan - Od wymierzania sprawiedliwości są sądy, a nie zwykli ludzie. Gdyby tak każdy chciał pomścić swoje krzywdy nożem czy kulą, co by to była za rzeź! Wolę sobie tego nie wyobrażać. Dlatego lepiej powstrzymać tego tajemniczego mordercę zanim znowu kogoś zabije.
- Czyli uważa pan, że mogą być następne ofiary? - spytałam przejętym tonem.
- Owszem, tak uważam - odpowiedział kapitan - Zwłaszcza, że ten cały mściciel... Ale nieważne. Opowiem wam wszystko jutro. Dzisiaj bawcie się dobrze, moi kochani. I proszę, przyjdźcie jutro na posterunek. Wtedy wam wszystko opowiem i to bardzo dokładnie.
Po tych słowach kapitan powoli oddalił się, zaś Ash oparł się lekko o ścianę i zamyślił się.
- Zaciekawiła cię ta sprawa, prawda? - spytałam go.
- Owszem i to nawet bardzo - odpowiedział mój chłopak - Ale mimo wszystko to nazwisko... Ten cały Martin Appleyard... Nie wiem, dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że nie był to przyjemny typek. Muszę zapytać tatę, czy zna kogoś takiego. W końcu swego czasu zawarł on znajomości w tzw. półświatku. Może coś będzie wiedział.
- A jeśli nawet, to co? Odrzucisz tę sprawę, bo zabity to nędzny oszust i cwaniak?
- Nie. Odrzucę ją, jeśli okaże się, że zabity to kanalia warta tego, aby ją zabić. Tylko wtedy. W innym przypadku mogę przymknąć oko na jego wady i spróbować rozwiązać sprawę jego śmierci.
- Dlaczego tylko w takim wypadku?
- Ponieważ, kochana Sereno... Po ostatnich przeżyciach strasznie nie lubię kanalii, wiesz? I jeśli zabijają się one nawzajem, to nie zamierzam im w tym przeszkadzać.
Uśmiechnęłam się lekko, oparłam o ścianę obok Asha i patrząc w sufit powiedziałam:
- Pewnie masz rację, ale mimo wszystko ja bym chyba z ciekawości poprowadziła śledztwo w tej sprawie.
- Z ciekawości? - zdziwił się Ash, po czym zachichotał - No, w sumie czemu nie? Z ciekawości zawsze można spróbować rozwiązać tę zagadkę. Ale chyba tylko z ciekawości. No i jeszcze z... jakby to ująć... z poczucia tzw. obywatelskiego obowiązku, za który dzisiaj zostaliśmy odznaczeni.
To mówiąc Ash pokazał na wiszący mu na piersi medal i zachichotał delikatnie, a ja zawtórowałam mu wesoło.

***


Przyznać muszę, że Boże Narodzenie tego roku było naprawdę bardzo udane. Mieliśmy wreszcie za sobą wszelkie ryzyko związane z istnieniem organizacji Rocket, a prócz tego jeszcze spędziliśmy święta w naprawdę dobrym towarzystwie, w naszym kochanym gronie rodzinno-przyjacielskim, jeśli mogę je tak nazwać (a chyba mogę). Ich liczba była spora, co sprawiło, że w domu profesora Oaka był mały spęd, ale co tam! Kto by się tam wtedy przejmował, zwłaszcza, iż spędziliśmy te święta tak cudownie, jak tylko można je spędzić z bliskimi sobie osobami. Razem śpiewaliśmy kolędy, żartowaliśmy, wygłupialiśmy się, wspominaliśmy dawne czasy i w ogóle robiliśmy wszystko, co tylko przyjaciele i bliscy mogą robić podczas świąt. Prócz tego jeszcze była masa pięknych prezentów. Jednym z tych, które ja otrzymałam, była piękne peleryna Sherlocka Holmesa (zielona w delikatną kratę) oraz czapka Holmesa (takiej samej barwy, co i peleryna). Pelerynę uszyły na spółkę Delia i Dawn, z kolei czapkę kupiła mi moja mama, a do niej dołożyła przepiękną lupę.
- Teraz już będziesz miała własny strój służbowy, kochanie - rzekła do mnie moja mama, gdy rozpakowałam prezent.
- Mam nadzieję, że ci się podoba - dodała Delia z nadzieją w głosie.
Boże, jeszcze by miało mi się nie podobać? Byłam wręcz wniebowzięta i nie zamierzałam wcale tego ukrywać. Radośnie rzuciłam się kolejno obu kobietom na szyję i uściskałam je wesoło, całując je i dziękując im za ten piękny prezent. Gdy zaś go założyłam, to Ash powiedział mi, że wyglądam po prostu rewelacyjnie.
- Teraz już nie będę musiała pożyczać twojego stroju, choć ja mam co prawda tylko pelerynę, a ty pelerynę z płaszczem, ale cóż... Może to i lepiej? Ostatecznie ja w takim płaszczu wyglądam groteskowo. Co innego ty! Tobie w nim bardzo do twarzy.
- Ciężko mi się z tym nie zgodzić, najdroższa - zaśmiał się wesoło Ash, słysząc moje słowa.
Tak, Boże Narodzenie było naprawdę udane, zaś Drugi Dzień Świąt to już przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania, ponieważ najpierw zostaliśmy wezwani do ratusza, aby odebrać odznaczenia za nasze zasługi w walce o to, aby tego zła mniej było na świecie, a potem, po wielkim przyjęciu w ratuszu odwieziono nas do restauracji „U Delii“, gdzie zabawa przybrała bardziej przyjemny i taki mniej kameralny styl. A kiedy jechaliśmy do restauracji, to wieziono całą naszą drużynę otwartym samochodem, a idąca przed nami orkiestra wygrywała marsz z filmu „Most na rzece Kwai“, a kroczące wraz z orkiestrą bardzo ładne panie w strojach Mikołajek popisywały się swoimi umiejętnościami żonglowania takimi długimi drągami, jakkolwiek są one nazywane. A ludzie zebrani po obu stronach ulicy wiwatowali radośnie na naszą cześć i pokazywali nam, jak bardzo są z nas dumni. Dawno już nie zaznałam tak radosnej oraz szczęśliwej chwili, nawet wtedy, kiedy wreszcie pokonałam Shaunę w Pokazach Piękności.
Zwariowaną imprezę w restauracji „U Delii“ musieliśmy oczywiście odespać, a kiedy już to zrobiliśmy, to personel zabrał się do sprzątania, a ja i Ash (oczywiście w towarzystwie naszego przyjaciela Pikachu) poszliśmy na posterunek policji, aby się dowiedzieć coś więcej na temat sprawy, o której mówił nam poprzedniego dnia kapitan Jasper Rocker. Wcześniej jednak zasięgnęliśmy języka u Josha Ketchuma, gdyż byliśmy bardzo ciekawi, czy nazwisko Martin Appleyard coś mu mówi. Okazało się, że mówi i to dużo.
- Ten człowiek często służył swoimi umiejętnościami mojemu bratu, a to już mówi samo za siebie, prawda? - rzekł ojciec Asha ponurym tonem - Zapewniam was, że willę w Wertanii nie postawił sobie za swoją miesięczną pensję. To więcej niż pewne.
- Czyli twój brat go opłacał, tak? - zapytał mój chłopak.
- Opłacał? To mało powiedziane. Martin Appleyard był jedną z tych podłych kanalii, które dbały o to, aby tacy ludzie jak Giuseppe Giovanni mieli zawsze zysk ze swojej działalności. Jeżeli trzeba było doprowadzić kogoś do bankructwa, aby jego klient mógł się wzbogacić, to Appleyard nie wahał się tego zrobić. Nie wiem, kto go sprzątnął, ale wiem, że robiąc to oddał on temu światu przysługę.
- Czyli Appleyard to była kanalia?
- Tak, synu. Kanalia i krętacz, a do tego jeszcze łajdak całą gębą. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek zrobił coś uczciwego. Rozumiem, że interesuje cię jego sprawa i na pewno bardzo chętnie byś ją poprowadził, ale zrób mi tę przyjemność i nie mieszaj się do niej. A jeżeli już musisz, to pogratuluj jego zabójcy, o ile oczywiście zechcesz go znaleźć.


Z tego, co mi było wiadomo Josh Ketchum nigdy nie był osobą mściwą ani zawistną, ani tym bardziej zachęcającą do zabijania lub przymykania oka na zabicie kogokolwiek. Z relacji Dawn wiem, że nie tak znowu dawno doprowadził do samobójstwa swoją byłą famę za to, iż ta próbowała zabić jego, Dawn oraz Clemonta. Josh dał wtedy córce do zrozumienia, że wiele potrafi wybaczyć, ale nie krzywdy wyrządzonej bliskim. Wtedy zaś myślał, iż Ash nie żyje, więc tym bardziej był bezwzględny wobec tej osoby, która chciała odebrać mu jego drugie dziecko. Poza tym być może kierował nim sentyment do dawnej flamy, połączony z wiedzą o tym, że ona i tak odbierze sobie życie, gdyż panicznie boi się więzienia, więc lepiej, niech to zrobi na wolności niż w więzieniu, gdzie istniało przecież ryzyko odratowania jej. Kiedyś pewnie przeraziłaby mnie taka bezwzględność Josha, ale w obecnej chwili wiem, że widziałam już dość, aby przestać litować się nad takimi bydlakami jak ta panna Janet. Dlatego też wcale mnie nie przeraził ton, w jaki pan Ketchum mówił o Martinie Appleyardzie ani też to, iż wyraźnie zachęcał on nas do tego, abyśmy odpuścili sobie śledztwo w jego sprawie. Powiedziałabym nawet, że zachowanie Josha było dla mnie wręcz zupełnie zrozumiałe. Tylko wobec tego czemu tak nagle generałowi policji zależało na poprowadzeniu śledztwa w sprawie takiej kanalii jak Appleyard? Tego zdecydowanie warto było się dowiedzieć i choćby z tego właśnie powodu poszliśmy z Ashem na posterunek policji tak, jak nas o to poproszono.
Tam już czekali na nas kapitan Jasper Rocker, porucznik Jenny oraz sierżant Bob. Cała trójka siedziała w gabinecie tego pierwszego, a kiedy przyszliśmy, to powitała nas radośnie.
- Witajcie, kochani! - zawołała wesoło Jenny, gdy tylko nas zobaczyła.
- Witam naszych drogich bohaterów! - dodał równie radosnym tonem Bob - Jak się czujecie po wczorajszej imprezie?
- Jeszcze chwilami dzwoni mi w uszach - zaśmiałam się lekko - Ale pani Ketchum mówi, że to z czasem minie.
- I ma rację - potwierdził Jasper Rocker - Ale przygotujcie się na inną zabawę, którą jak mniemam, bardzo lubicie, czyli walkę o to, aby tego zła mniej było na świecie.
- Chodzi panu o śledztwo w sprawie Martina Appleyarda? - zapytał Ash - Bo jeśli o tym pan mówi, to mamy dla pana bardzo złe nowiny. Nie zamierzamy się nią zajmować.
Cała trójka policjantów spojrzała na nas wyraźnie zaszokowana tym, co właśnie od nas usłyszała. Podejrzewam, że prędzej spodziewali się oni wiadomości o gradobiciu lub trzęsieniu ziemi niż o tym, iż Sherlock Ash odrzuci zlecenie zaproponowane mu przez policję.
- Jak to, nie zajmiecie się nią? - spytała Jenny.
- Ale dlaczego? - dodał równie zdumiony, co ona Bob.
- Z dwóch powodów - odpowiedział im Ash - Po pierwsze zabity to był kanalia i nędzny oszust. Po drugie zaś bardzo, ale to bardzo nie lubię, kiedy przyjaciele mnie okłamują.
- A kto cię niby okłamał? - spytał kapitan Rocker.
- Przede wszystkim pan.
- Ja?
- No tak, właśnie pan - Ash popatrzył na niego uważnym wzrokiem - Wczoraj, podczas przyjęcia w ratuszu nie powiedział nam pan wcale o tym, że zabity był człowiekiem, który robił ciemne interesy, a jako policjant z pewnością pan o tym wiedział. Proszę mi nie mówić, że nie.
Jasper Rocker na szczęście nie zamierzał udawać idioty ani próbować nam wmawiać, że nie wie, o czym mówimy. Zamiast tego westchnął w dość przygnębiający sposób i zapytał:
- Skąd o tym wiecie?
- Aha! A więc jednak to prawda! - zawołałam z satysfakcją w głosie - Więc pan Ketchum się nie mylił.
- A więc to od niego wiecie, kim był Appleyard? - spytała Jenny.
- Tak, mój ojciec wie to i owo o półświatku przestępczym, choć nigdy do niego nie należał - odpowiedział jej Ash.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał potwierdzająco Pikachu, wskakując swemu trenerowi na ramię.
- Trudno, żeby nie wiedział, gdy miał takiego brata - odpowiedziała na to Jenny.
- Za rodzinę nikt nie może, ale jak widać czasami nawet ta najgorsza się przydaje - powiedział Bob dość ponurym tonem.
Wyraźnie było widać, iż coś go zasmuciło, tylko nie mieliśmy pojęcia, co takiego, ale też jakoś nie chcieliśmy w to wnikać uważając, że ma on prawo do prywatności. A poza tym wtedy co innego nas ciekawiło aniżeli przemyślenia Boba.


- A więc proszę nam powiedzieć, dlaczego pan nas okłamał? - spytał po chwili Ash kapitana Rockera.
- Hola, hola, chłopcze! Tylko bez takich! - zawołał oburzonym tonem Jasper Rocker - Po pierwsze wcale cię nie okłamałem. Nie powiedziałem ci po prostu wszystkiego, a to dwie różne rzeczy.
- W sumie, logicznie rzecz ujmując ma pan rację, ale mimo wszystko jako przyjaciel czuję się nieco zawiedziony - stwierdził na to mój luby - Ale dobrze. A po drugie?
- A po drugie, mój chłopcze, to prawo i policja mają za zadanie bronić każdego obywatela, bez względu na to, czy jest dobrym człowiekiem, czy też nie, a kiedy ten obywatel ginie, policja ma za zadanie odkryć wszystko, co się wiąże z tą śmiercią i jeśli ktoś się do niej przyczynił, to ma za zadanie go schwytać i postawić przed sądem. Inaczej mówiąc, policja nie jest od tego, aby sobie swobodnie wybierać, komu ma pomagać, a komu nie. Stróże prawa muszą bronić wszystkich i nie mogą wybierać, kto zasługuje na ich pomoc, a kto nie.
- Oczywiście, że nie, ale detektywi to i owszem - odpowiedział na to ironicznie Ash, uśmiechając się lekko - No, a tak się akurat składa, że ja i Serena jesteśmy detektywami, a nie policjantami. Inaczej mówiąc możemy sobie sami wybierać klientów i decydować, kto może nas wynająć, a kto nie.
- To prawda, jednak mimo wszystko ta sprawa nie wygląda najlepiej i uważam, że mogłaby was zainteresować.
- Zwłaszcza, iż mamy drugiego trupa - dodała Jenny.
- Drugiego? - spytałam zaintrygowana.
To rzeczywiście przykuło moją uwagę, że o uwadze Asha to już nie wspomnę, ponieważ na sam dźwięk słowa „trup“ spojrzał się z wyraźnym zainteresowaniem w kierunku Jenny.
- A tak, drugiego - potwierdziła policjantka, kiwając przy tym lekko głową - Zginął w podobny sposób, co pierwsza ofiara.
- A jak zginęła pierwsza ofiara? - spytałam - Wybaczcie, że pytam, ale pan kapitan nie raczył nas oświecić w tej kwestii.
- Wolałem nie mówić wszystkiego na przyjęciu. Nigdy nie wiadomo, kto słucha i po co - odparł kapitan.
- Dobrze... A więc pierwsza ofiara zginęła zastrzelona w ciemnej ulicy, gdy wracała pijana z imprezy - wyjaśniła Jenny - Na ciele nie było widać śladów przemocy, Appleyard był sam, ale parę osób widziało, że idą z nim jakieś dwa Pokemony.
- No, „idą“ to trochę za mocno powiedziane, bo on ledwie trzymał się na nogach - wtrącił się do rozmowy Bob - Więc raczej one szły i trzymały go tak, aby nie wpadł gębą w śnieg.
- Czy to były jego Pokemony? - spytałam.
- Nie wiemy. Gość mieszkał sam, nie miał za wielu przyjaciół, a ci jego znajomi, którzy go znali nie wiedzieli przy nim żadnego Pokemona. Co nie znaczy, że ich nie miał.
- I co dalej?
- Potem znaleziono go w jakimś ciemnym zaułku z kulką w sercu. No i jeszcze z tym.
To mówiąc sierżant Bob wyjął zza pazuchy kartkę papieru w woreczku foliowym przeznaczonym na dowody rzeczowe. Mój luby wziął to od niego i przyjrzał się temu uważnie.
- Ciekawe...
- Co takiego? - spytałam zaintrygowana.
Ash podał mi kartkę, a ja przeczytałam to, co na niej się znajdowało.

Za okrutne serca mego bóle,
Cztery mam srebrne kule.
Za łzy moje i innych wylane,
Czterem draniom się dostanie.
Pierwsza za nędzę mego przyjaciela,
Którego majątek sponiewierał.
Kula szybsza niż wiatr.
Martin Appleyard już padł.

Ellis Pomścij-Krzywda

- No nieźle... - powiedziałam z delikatną ironią w głosie - Kolejny świr piszący wierszem. Naprawdę nie rozumiem, czemu wszyscy muszą pisać wierszem. Co oni mają, jakąś słabość do liryki, czy co?! Naprawdę inaczej pisać się nie da?!
- Weź już przestań, Sereno - rzucił Ash, choć wyraźnie było widać, że jest wyraźnie ubawiony moją uwagą - Ale tak czy siak to wyraźnie robota jakiegoś szaleńca... Albo kogoś, kto go udaje.
- Święte słowa. Ale w jednym nasz poeta od siedmiu boleści dotrzymał danego słowa - powiedziała po chwili Jenny - Naprawdę zabił Appleyarda srebrną kulą.
- No proszę - stwierdziłam ponuro - A co z tymi dwoma Pokemonami?
- Nie znaleziono ich przy ofierze. Zatem albo morderca je zabrał ze sobą, albo nie należały one do zamordowanego.
- Albo jedno i drugie - powiedział Ash - Mogły czekać na Appleyarda i potem zaciągnąć go w ustronne miejsce, a tam... Jakie to były Pokemony?
- Nie wiadomo. Świadkowie byli zbyt zalani, a poza tym widzieli je tylko przez chwilę.
- Świetnie. Po prostu cudownie. Ale w sumie czego ja oczekiwałem? A co z drugą ofiarą?
- Zabita w taki sam sposób. Ciemny zaułek i srebrna kula.
- I znowu dwa Pokemony, które go tam zaciągnęły? - spytałam.
- Tak, ale tym razem było widać ślady pobicia - wyjaśnił Bob - A to wskazuje na to, że ofiara stawiała opór.
- Ciekawe - uśmiechnął się Ash, masując sobie podbródek - Zabito go wczoraj w nocy?
- Dokładnie tak.
- I też miał przy sobie jakiś liścik?
- O tak! - potwierdziła Jenny - Bob, pokaż mu.
Sierżant spełnił polecenie i pokazał nam kolejny list, także w woreczku foliowym, w których przechowuje się dowody rzeczowe.
- Proszę, zobaczcie sobie sami.
Ash wziął list do ręki i przeczytał go, po czym podał go mnie, abym i ja zapoznała się z jego treścią.

Drugą kulę Harry Shorby otrzymał,
Gdyż oszustwa często się imał.
W zabójstwo Bena Hearta mnie wrobił,
Sam zaś do niego rękę przyłożył.
Choć dowodów nie znaleziono,
Trzy miesiące mnie więziono.

Ellis Pomścij-Krzywda

- No, to mamy chyba już jakiś punkt zaczepienia - zauważyłam - Padło tutaj nazwisko Ben Heart. Kto to taki?
- Taki znany badacz Pokemonów - powiedziała Jenny - Kilka lat temu zginął przypadkiem wpadając w pułapkę zastawioną przez kłusowników na dzikie Pokemony.
- Jaką pułapkę?
- Ktoś wykopał wielki dół, on tam wpadł, a potem zginął zabity przez kłusowników, gdy ci zobaczyli, kogo złapali. No, tak w każdym razie brzmi oficjalna wersja, bo nie wiadomo, jak dokładniej to wyglądało.


- Czy kogoś wtedy oskarżono? - spytał Ash.
- Pika-pika? - dodał Pikachu.
- Tak, jego najlepszego przyjaciela i narzeczonego jego siostry.
- Jaki miałby on mieć motyw?
- Kasa - odpowiedział Bob - Badacz Pokemonów Ben Heart był bardzo bogaty. Odziedziczył po rodzicach spory majątek. Wszystko dostała siostra, a narzeczony chciał na pewno poślubić majętną pannę, że się tak wyrażę.
- I co z tym narzeczonym? - zapytałam.
- Posiedział u nas trzy miesiące, zbadaliśmy sprawę i cóż... I nic. Nie znaleźliśmy dowodów, więc go puściliśmy - odpowiedziała Jenny.
- Kiedy to było?
- Jakieś dziesięć lat temu bodajże. Albo trochę więcej... Nie, czekaj! Dwanaście! Tak, to było dwanaście lat temu! Dobrze to pamiętam! Byłam wtedy sierżantem świeżo po awansie i pracowałam jeszcze w Wertanii. To doskonale pamiętam. Tak, to była moja pierwsza sprawa zaraz po tym, jak awansowałam. Niestety, musiałam wnioskować o umorzenie, bo niczego nie odkryliśmy.
- Pewnie dlatego, że nie mieliśmy Sherlocka Asha w swoich szeregach - rzucił żartobliwie Bob.
- Tak... Być może - zaśmiała się Jenny - Tak czy owak bałam się, że po tej sprawie mnie zdegradują, ale tylko oddelegowano mnie do Alabastii, bo uznano, że nie jestem warta tego, aby prowadzić śledztwo w stolicy Kanto.
- Głupki - rzuciłam gniewnie.
- A żebyś wiedziała - pokiwała głową Jenny - No, ale tak czy inaczej nie sądziłam, że ta sprawa kiedykolwiek wróci.
- A ten cały Harry Shorby, kto to taki? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Deweloper. Zajmował się głównie budowaniem wielkich osiedli dla nowobogackich i innych takich nuworyszy, którym do niedawna słoma z butów wychodziła, a teraz robią z siebie nie wiadomo kogo - rzuciła na to porucznik Jenny ironicznym tonem - Tak czy siak też mówią o nim, że ma... to znaczy „miał“ swoje za uszami.
- Więc czemu generała interesuje sprawa śmierci takich drani? - spytał Ash.
- Bo jego dobrzy znajomi prowadzili interesy z jednym i z drugim - odpowiedział mu kapitan Jasper Rocker - No i ci znajomi są teraz bardzo zaniepokojeni tym wszystkim i chcą wiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny i czy aby sami nie będą następni.
- Ciekawa motywacja - rzekł mój luby - I bardzo pasuje do takich ludzi, jak oni. Czy Shorby był na zabawie w ratuszu?
- Tak... Harry Shorby był na przyjęciu w ratuszu, ale po skończonej zabawie, gdy wy udaliście się do restauracji „U Delii“, on poszedł do hotelu, w którym się zatrzymał. Po drodze jednak został zabity. Oczywiście nikt nic nie widział, co w sumie wcale mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że prawie całe miasto było zajęte wiwatowaniem na waszą cześć.
- Tak... I w takim miejsce łatwo było zagłuszyć strzał z pistoletu czy czego tam - powiedział Ash - Chyba, że koleś użył tłumika.
- Nie musiał - odparła Jenny - Wczoraj był taki hałas, że strzału nikt by nie usłyszał.
- A poprzednia ofiara? - spytałam - Też nikt nie słyszał strzału, kiedy ją zabijano?
- A niby kto miał usłyszeć, Ash? - odparła ironicznie pani porucznik - Przecież od tygodnia w mieście co noc puszczają fajerwerki. Huk słychać tu co chwilę. Idealna pora, aby kogoś zastrzelić.
- Tak, to wyraźnie wskazuje na to, że morderca zdążył się przygotować - rzekł Ash, masując sobie palcami podbródek - Czyli musiał obserwować swoje przyszłe ofiary.
- Zapowiedział cztery śmierci i dwie osoby już nie żyją - zauważyłam ponuro - Wiadomo, kim będą pozostałe dwie osoby na liście szaleńca?
- Niestety nie... - Jenny pokiwała smutno głową.
- Ale chyba za to wiemy, kim jest zabójca - zauważył mój chłopak.
- Tak by się mogło wydawać, ale problem w tym, że człowiek, którego zamknęliśmy na trzy miesiące pod zarzutem zabójstwem Bena Hearta też już nie żyje.
- Kiedy zginął?
- Kilka lat temu. Jakiś wypadek w górach czy coś.
- Aha... Czyli nie może teraz zabijać?
- Raczej nie... Chyba, że powstał z martwych.
- Albo upozorował swoją śmierć - dodał Ash z lekkim uśmiechem na twarzy - Nie braliście tego pod uwagę?
- Od teorii spiskowych dziejów jesteś tutaj ty, kochasiu - rzuciła dość ironicznie Jenny - Ja zaś muszę się męczyć z gościem, który powinien już dawno być trupem, a zamiast tego łazi sobie po mieście i zabija ludzi. Jeśli to oczywiście on.
- Nie przejmuj się nią, jest poirytowana - uśmiechnął się pobłażliwie Bob - Ale prawdę mówiąc to wcale się jej nie dziwię. W końcu sprawa nie jest przyjemna. Jeśli nawet ten koleś żyje, to przecież nie wiemy, gdzie on teraz przebywa. Może być wszędzie i nigdzie.
- To co? Weźmiecie tę sprawę? - spytał Rocker.
- Pozwoli pan, że się nad tym zastanowię, dobrze? - powiedział Ash wymijającym tonem.
Widać było wyraźnie, że sprawa bardzo go interesuje, ale mimo tego miał wątpliwości, czy powinien się nią zajmować, bo przecież nawet nasi rozmówcy nie mieli wątpliwości, że zabici byli kanaliami i zasłużyli na to, co ich spotkało. Jednak prawo jest prawem, a zatem cokolwiek te bydlaki zrobiły, to przecież nie można traktować ich jak osoby, które nie zasługują na sprawiedliwość, gdy zostaną zabite. Kapitan miał rację, że stróże prawa nie mogą sami sobie wybierać, komu będą pomagać, a komu nie. Oni muszą strzec porządku i pomagać każdemu, kto tylko tego potrzebuje, ale mimo wszystko pewne wątpliwości w Ashu pozostały, zresztą we mnie też.
- No dobrze, zastanów się. Nie musisz się spieszyć - rzucił złośliwie kapitan - Najlepiej sobie poczekaj, aż ten szaleniec powystrzela wszystkich ważniaków w tej okolicy! A mnie potem generał obedrze żywcem ze skóry i z emerytury! Albo odwrotnie.
- Pan kapitan jak zwykle dramatyzuje - zauważył Bob dowcipnie.
- Dramatyzuję?! - rzucił gniewie Jasper Rocker - Niech ci będzie. Ale zapewniam cię, że generał był wkurzony, kiedy rano ze mną rozmawiał o śmierci Shorby’ego, dlatego mam pełne prawo się obawiać, że zje on moją odznakę na śniadanie polaną sosem z mojej małej emerytury policyjnej.
- Małej! Dobre sobie!
- Mówiłeś coś?
- Kto, ja?! Ależ nie, nic! - Bob wyszczerzył się głupkowato w kierunku swojego dowódcy - Ja nic nie mówiłem, szefie.
- No i dobrze... Chociaż ty mnie nie irytuj, Bob - mruknął kapitan i spojrzał na nas: - A wy zastanówcie się nad tym i weźcie pod uwagę, że wasza odmowa może kosztować mnie emeryturę.
- A wie pan, że to jest szantaż emocjonalny? - zapytałam dowcipnie.
- Nie denerwuj mnie, młoda damo.
- Tylko spytałam.


Jenny obserwowała tę scenę z uśmiechem, odzyskując powoli humor dzięki niej.
- A tak z innej beczki... Ashu... Sereno... Generał prosił, abym wam to przekazała.
Po tych słowach porucznik Jenny wyjęła z szuflady biurka kapitana kilka  przedmiotów i położyła je przed nami. Były to dwie policyjne odznaki oraz dwa pistolety.
- Co to takiego? - zapytałam zdumiona.
- To są wasze odznaki i broń służbowa.
- Słucham?! - zawołaliśmy ja i Ash jednocześnie.
- Pika?! - pisnął Pikachu.
- Broń jest oczywiście na pociski paraliżujące, a nie ostrą amunicję. Na nią musicie dostać licencje.
- Domyślam się - powiedział Ash - A co z tymi odznakami?
- Są wasze. Oczywiście tymczasowe. Gdy już przejdziecie szkolenie w akademii policyjnej, to dostaniecie inne, takie specjalne.
- Krótko mówiąc, będziecie glinami w cywilu i zarazem detektywami konsultantami - dodał Bob - Z przywilejem pracy dla osób prywatnych.
- Nie zapomnij o kajdankach - rzucił kapitan Rocker.
- A tak! Rzeczywiście - Jenny wyjęła z biurka dwie pary kajdanek - Proszę, macie. A tu kluczyki do nich.
Oglądaliśmy z Ashem te cacka wyraźnie zachwyceni nimi. Również Pikachu okazywał swój podziw i dumę.
- A więc możemy kogoś skuć i doprowadzić na posterunek? - spytałam z niedowierzaniem.
- I to jeszcze zgodnie z prawem? - dodał Ash takim samym tonem.
- Oczywiście - pokiwał głową Bob - Tylko pamiętajcie, że to służbowe narzędzia. Nie używajcie ich do żadnych zabaw.
- Proszę cię, Bob. Czy my jesteś dzieci, czy co? - spytałam ironicznie - Niby do jakich zabaw możemy używać kajdanek?
- No, jakieś się zawsze znajdą. Zwłaszcza, jak będzie gorąca noc i wam będzie trudno spać i wtedy przyjdą ci do głowy różne pomysły...
- Niby jakie?
Bob parsknął śmiechem, a Jenny i Rocker zawtórowali mu.
- No wiesz... Takie, co ze snem nie mają wiele wspólnego.
Ash i Pikachu ryknęli śmiechem, już wszystko rozumiejąc, natomiast ja zarumieniłam się na twarzy i powiedziałam:
- No wiecie, co?! Ja się w takie dziwactwa wcale nie bawię! Ja jestem normalna! Nie potrzeba mi takich podniet.
- Nie? - zachichotał ironicznie Ash - A pamiętasz, co się działo, kiedy myślałaś, że ja nie żyję, a ja ci się ujawniłem? Jak wtedy zaczęłaś się dziko ze mną całować i potem...
Szybko zasłoniłam Ashowi usta dłonią, rumieniąc się na całej twarzy.
- Weź zamknij buzię, dobrze? Nie wszyscy muszą zaraz się dowiedzieć o tym, co robiliśmy na tym drzewie.
- Jakim drzewie? - spytała Jenny.
Zarumieniłam się jeszcze mocniej orientując się, że palnęłam o jedno słowo za dużo.
- Żadnym. Tak tylko sobie gadam.
- Więc drzewo też wypróbowaliście? Bo ja myślałam, że tylko plażę.
- Jaką plażę? - zapytali zainteresowani Rocker i Bob, szczerząc się przy tym ze śmiechu, a ja czułam, że płonę cała ze wstydu.
- Tak czy siak wy kobiety macie różne pomysły, więc wcale mnie nie zdziwi, jeśli wraz z Ashem będziesz chciała jeszcze dzisiaj sprawdzić moc tych kajdanek - rzucił po chwili Bob.
- Weź przestań! Ja taka nie jestem! - zawołałam - Ash także nie!
- Że Ash nie jest, to pewne, bo to facet, ale wam, kobietom przychodzą do głowy różne zwariowane pomysły.
- Rozumiem, że mówisz to z autopsji? - spytała ironicznie Jenny.
- Nie. Tak tylko sobie gadam. Chociaż nie powiem, poznałem kilka fajnych dziewczyn, które...
- Dobra, daruj sobie szczegóły! To mnie nie ciekawi!
- A szkoda, mógłbym cię uraczyć ciekawymi opowieściami.
- Posłucham ich, jak będę chciała zamówić sobie koszmary senne na noc. Wtedy z przyjemnością ich wysłucham.
Parsknęliśmy z Ashem śmiechem, słysząc to i czując, że mimo zmian w naszym życiu pewne sprawy pozostały nadal takie same.


C.D.N.



5 komentarzy:

  1. Widzę, że to opowiadanie rozgrywa się po zniszczeniu przez drużynę Asha organizacji Giovanniego, za co Ash został uhonorowany najwyższym odznaczeniem przez szefa policji Kanto. I on jakiś czas służył w szeregach policji, choć nigdy oficjalnie policjantem nie został. A kto to jest Taylor? Cindy to macocha Asha i Dawn, a Steven ojczym Asha oraz ojciec Bonnie i Clemonta. :) Serena i reszta drużyny również otrzymali odznaczenia, takie same jak ich lider. W końcu wszyscy przyczynili się do zniszczenia mafii Giovanniego. A ich rodzice byli z nich bardzo dumni. A dobrze pamiętam, że Pokemon Alexy to jaszczurka? :) Ona jest naprawdę dobrą dziennikarką, skoro przedstawiciele prasy tak o nią zabiegają. A kto to Rene? Jakiś Francuz? Może partner Alexy? A Viola to siostra Alexy i fotografka? Zapewne zajmuje się robieniem zdjęć do gazet? A Macy to straszna lizuska, która uwielbia podlizywać się Ashowi. Nic dziwnego, że tak drażni Serenę, bo wyraźnie próbuje go poderwać, choć ona już stara się nie zwracać na nią uwagi, bo wie, że Ash nigdy się nią nie zainteresuje. W końcu dla niego liczy się tylko Serena, która dobrze o tym wie. A kto to Damian? I czy to wszystko dzieje się po śmierci Giovanniego, czy po jego uwięzieniu? Ash i Serena naprawdę cenili kapitana Rockera, skoro wiadomość o jego odejściu na emeryturę wprawiła ich w przygnębienie. Początkowo Rocker zazdrościł Ashowi sukcesów, ale z czasem docenił jego umiejętności, bo bardzo mu pomógł. Rocker się wzruszył, rozmawiając z nim i Sereną. Naprawdę ich polubił i to z wzajemnością. I postanowił sprawić niespodziankę swoim najlepszym podwładnym, awansując ich wraz z początkiem roku. Czemu Asha i Serenę tak rozbawiła wiadomość o śmierci maklera? To było nie na miejscu, ale to pewnie przez to, że mieli za sobą tak wyjątkowy i pełen wrażeń dzień. W końcu nie codziennie otrzymuje się najwyższe odznaczenia. :) Asha zaintrygowała ta sprawa i nic dziwnego. W końcu to zakres jego działalności. Ciekawe, czy jego przeczucia, co do tego, że zabity dopuścił się jakichś podłości okażą się słuszne. Czy to temu zabójcy będzie zawdzięczał życie, co sprawi, że pozwoli mu odejść? Ash uważa, że nie powinno się karać tych, którzy dopuszczają się morderstw na kanaliach? Nic dziwnego, że czuje do nich obrzydzenie, skoro tak wiele razy miał do czynienia z ludźmi najgorszego segmentu. Ale nie może zapominać o obywatelskim obowiązku, który nakazuje ująć każdego, kto dopuści się zbrodni, niezależnie od przyczyny. W końcu podjął się pracy detektywistycznej, więc jego zadaniem jest tropienie przestępców. A za ich aresztowanie jest odpowiedzialna policja. John nie miał w obowiązku aresztowania Picuada, bo to należało do policji, która była przekonana o winie Loupiana. Oby świeżo awansowana porucznik Jenny okazała się rozsądniejsza i mądrzejsza od swojej imienniczki z przeszłości, bo teraz to na niej będzie spoczywać główna odpowiedzialność za bezpieczeństwo w regionie Kanto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, ta historia rozgrywa się po zniszczeniu organizacji Rocket przez drużynę Asha. Za to teraz Ash i cała reszta jego drużyny została odznaczona i to najwyższym odznaczeniem i to jeszcze przez samego szefa policji Kanto. A tak - Ash przez pewien czas służył w szeregach policji jako ktoś w rodzaju podwójnego agenta lub wtyczki, dzięki czemu zadał organizacji stryja potężny cios. Policjantem jednak nie był. Taylor to córka Cindy Armstrong, dziewczyny Josha i zarazem przyszłej macochy Asha i Dawn i Steven Meyer jeszcze wtedy nie był mężem Delii, ale już wtedy byli w związku i rzeczywiście, to ojciec Clemonta i Bonnie, a potem ojczym Asha :) Dobrze pamiętasz, Pokemon Alexy to jaszczurka - konkretnie taka jakby agawa kołnierzasta, bo ma taki kołnierz jak agawa :) Alexa to wędrująca dziennikarka pracująca dla wielu gazet, choć obecnie pracuje głównie dla "Kanto Express", którego redaktorką naczelną jest Cindy. Rene Artois to Francuz, fryzjer z Alabastii i partner Alexy. Viola zaś to młodsza siostra Alexy, Liderka Sali w Lumiose w Kalos oraz fotografka - zwykle robi zdjęcia dla siebie samej, ale też dość często sprzedaje je do gazety i Alexa często korzysta z jej zdjęć, które dołącza do swoich artykułów :) Macy jest wielką fanką Asha, choć jest dość zwariowana, a do tego ciągle liczy na to, że Ash się z nią zwiąże, co oczywiście jest niemożliwe, bo bardzo kocha Serenę i tylko z nią chce być. Ale lubi Macy za to, że choć bywa irytująca, to parę razy pomogła jemu i jego drużynie podczas paru spraw. Bardzo się wtedy przydała, więc mimo to Ash ją lubi, choć lepiej się czuje, kiedy ta nie próbuje się do niego zalecać - Serena zresztą podziela te uczucia xD Damian to trener z regionu Unova, przyjaciel i fan Asha, bardzo podobny do niego z czasów, gdy ten był młodszy i tak jak Macy bezkrytycznie patrzy na Asha i podziwia go i do tego bywa energiczny i to niekiedy nazbyt, ale dobry z niego przyjaciel. To się dzieje po śmierci Giovanniego. Kapitan Jasper Rocker, szef policji w Alabastii początkowo niechętnie widział ich wtrącających się w śledztwa policji, zazdrościł im sukcesów, bywał złośliwy i niekiedy wręcz wredny, trochę też służbista, ale z czasem odpuścił z paragrafami i bardziej zaczął lubić Asha i Serenę i sam ich prosił o pomoc. Do tego zaczął ich szanować i zdobył ich wielki szacunek, dlatego jego emerytura ich zasmuciła. To znaczy on sam nie mógł awansować swoich podwładnych, ale złożył w tej sprawie wniosek do swoich szefów, który został rozpatrzony pozytywnie. Dlatego jego dwaj najlepsi podwładni awansowali. Wiesz - po prostu ta cała atmosfera balu trochę ich tak nakręciła pozytywnie, więc początkowo zareagowali na tę wieść o zabójstwie jak na dobry żart, dopiero potem podeszli do tego poważnie. Asha bardzo ta sprawa zaciekawiła i tak - to ten zabójca ocali mu życie, za co on puści go wolno. Ash po prostu uważa, że jak kanalie chcą się zabijać nawzajem, to nie powinno się im przeszkadzać. A prócz tego po walce z organizacją Rocket jakoś nie pali się do szukania zabójców różnego rodzaju łajdaków, bo takich łajdaków to już ma serdecznie dosyć. Ale jako detektyw posiada obywatelski obowiązek tropić takich zabójców i rozwiązywać zagadki śmierci każdego gościa, którego sprawę ma możliwość rozwiązać. Ale aresztować to już nie musi, to już sprawa policji. A tak - ta Jenny ze sprawy Picauda była męcząca, ale porucznik Jenny z Alabastii (a wkrótce już kapitan Jenny i nowa szefowa policji w Alabastii) to dobra przyjaciółka Asha i Sereny, od dawna prowadząca z nimi sprawy, więc bardzo łatwo się dogadają - choć jako szefowa będzie parę razy zachowywać się jak służbistka, ale to presja stanowiska i obowiązków z nimi związanych, ale przede wszystkim będzie dalej przyjaciółką naszej drużyny detektywistycznej i będzie chętnie korzystać z ich pomocy :)

      Usuń
  2. Drużyna Asha naprawdę została uczczona z wielkimi honorami przez mieszkańców miasta. W ten sposób pokazali im, jak bardzo są im wdzięczni za uwolnienie regionu od niebezpiecznej szajki przestępczej. I okazało się, że Martin miał powiązania z Giovannim. Josh dobrze go znał, skoro wyrobił sobie na jego temat tak złe zdanie. Ash jednak miał co do niego dobre przeczucia, podejrzewając go o podłe czyny. A czy Josh wcześniej związał się z kobietą, która była morderczynią i usiłowała zabić Dawn? On uważa, że Martin w pełni zasłużył na to, co go spotkało i nie chce, aby jego dzieci mieszały się w tą sprawę, bo uważa że ten zabójca dobrze postąpił, odbierając Martinowi życie. A Ash sprytnie odpowiedział Jasperowi, bo faktycznie detektywi nie muszą pomagać każdemu, a policja ma taki obowiązek. I okazuje się, że mściciel potrafi pisać zagadkowe wiersze. A jego druga ofiara wrobiła go w morderstwo jakiegoś Bena, przez co spędził trzy miesiące w więzieniu. To niedługo, a jednak nie mógł mu tego darować. Martina natomiast zabił dlatego, iż przyczynił się on do ruiny jego przyjaciela. I okazało się, że ten Ben był najlepszym przyjacielem mściciela. Więc może to właśnie jego zrujnował Martin? Jeśli tak, to nie uda im się go odnaleźć, bo nie żyje, a myślałem że może zaczerpną od niego informacji na temat tego mściciela. I Harry zginął zaledwie poprzedniego dnia. Nic dziwnego, że jego i Martina znajomi są tym bardzo zaniepokojeni. Morderca wykorzystał zamieszanie podczas uroczystości związanych z wyróżnieniem drużyny Asha, żeby zamordować tych dwóch łajdaków. I na pewno Harry odpowiadał za śmierć Bena, co było powodem dla którego ten tajemniczy mściciel postanowił go zabić. I on z pewnością upozorował własną śmierć, aby działać z ukrycia i w ten sposób pomścić tych, którzy zniszczyli życie jego przyjaciela. A co gorsza, na jego celowniku znajdują się jeszcze dwie osoby, które też w jakiś sposób mu podpadły. Odnalezienie go może ocalić im życie, bo on z pewnością będzie próbował je zabić, skoro taki sobie obrał cel. Dlatego Ash nie powinien mieć wątpliwości, co do zajęcia się tą sprawą, a on skupił się przede wszystkim na tych, którym już odebrano życie, choć nie chodzi tu tylko o nich. A Jasper wyraźnie obawia się generała, bo on może odebrać mu odznakę policyjną i emeryturę. Bob jest dowcipny. Lubi się z nim droczyć. W dodatku lubi sprośne żarty, które wprawiły Serenę w zażenowanie, a Asha w rozbawienie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała Alabastia chciała pokazać drużynie Asha, że jest im wdzięczna za okazaną pomoc i walkę z organizacji Rocket. Tak, Martin był bardzo mocno powiązany z Giovannim. Josh dobrze go znał, więc uważał, że gość dostał to, na co zasłużył, a prócz tego boi się, iż to zabójstwo to są mafijne porachunki i wolałby, aby jego dzieci się w to nie mieszały. Josh jako nastolatek był w związku z dziewczyną, którą teraz spotkał po latach i ta potem poprosiła go o pomoc, ale nie była z nim szczera i miała swoje za uszami, a do tego próbowała zabić Dawn, gdy ta odkryła jej sekret. Oczywiście Josh w takiej sytuacji nie miał dla baby litości i wezwał policję, a także dał babie pięć minut na samobójstwo - dobrze wiedział, że ta panicznie się boi iść siedzieć i tak to spróbuje zrobić, więc niech lepiej zrobi to teraz, gdy jest większa pewność, że jej nie odratują. Za próbę zabicia jego córki sam mógłby ją zabić, ale wolał, aby sama to zrobiła. Zgadza się - detektyw sam wybiera, komu pomaga, policja zaś tego wyboru nie ma. Zabójca tak właściwie miał dwóch przyjaciół, pierwszy był Ben, którego zabito i jego policja o to oskarżyła, a drugi zmarł jakiś czas temu tracąc wskutek podłych intryg wszystko, co ma. Tak czy siak znajomi obu zabitych boją się o swoje życie, bo przecież zabójca nie zapowiedział, kogo zaatakuje następnym razem. Każdy z nich może być kolejną ofiarą. Mordercy sprzyja fakt, że podczas uroczystości był taki zgiełk i zamieszanie, że łatwo było mu zabić swoje ofiary i skryć się w tłumie ludzi, a do tego oficjalnie przecież nie żyje, więc jak go ścigać? Jak przewidzieć jego ruch? To będzie trudne zadanie. Kapitan boi się, że straci emeryturę, jeśli nie powstrzyma zabójcy. Bob rzadko się droczy z szefem, raczej wyjątkowo sobie na to pozwala, więcej się czubi z Jenny i z Ashem, od którego jest zaledwie tylko kilka lat starszy i trochę podchodzi do niego jak do młodszego brata :)

      Usuń
  3. Kocham tą scenę zamykającą z kajdankami. Jest boska.

    Fun fact. Fetysze i fetyszyzacja mająca służyć wzbogaceniu życia erotycznego jest całkowicie normalną rzeczą u ludzi (podobno każdy człowiek ma przynajmniej jeden fetysz).

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...