piątek, 31 marca 2023

Przygoda 126 cz. II

Przygoda CXXVI

Zła macocha cz. II


Ash nigdy nie należał do osób, które zostawiają na jutro to, co mają lub też po prostu mogą zrobić dzisiaj. Dlatego chyba nikogo nie zdziwi, kiedy powiem, że tak jak zapowiedział, tak od razu zadzwonił do Akademii Policyjnej, aby powiadomić kogo trzeba o tym, że nasz pobyt w Alto Mare i jego okolicach nieco się przedłuży z powodu sprawy kryminalnej, jakiej podjęliśmy się rozwiązać. Za to my wszyscy, a już zwłaszcza ja, byliśmy zaskoczeni i to jeszcze jak, kiedy władze uczelni nie tylko nie robili nam z tego powodu żadnych problemów, ale dodatkowo też odparli na to, że skoro tak się sprawy mają, to jesteśmy w pełni usprawiedliwieni i mamy w takiej sytuacji urlop dziekański, czy jak to tam nazywają. Ale postawiono nam jeden warunek.
- Zamiast podzielenia się informacjami na temat wykładów i wiedzy, jaką w ten sposób zdobyliście, oczekujemy od was obojga bardzo szczegółowej relacji ze śledztwa - powiedział do nas pan dziekan.
- Tak jest, proszę pana. Złożymy panu go dokładnie i ze szczegółami - rzekł na to Ash, nie kryjąc swojego podniecenia.
- I liczę na to, że opowiecie o tym wszystkim przed całą uczelnią.
- Naturalnie. To będzie dla nas prawdziwy zaszczyt.
Dziekan zadowolony skinął głową i połączenie się zakończyło. Ash wesoło odłożył słuchawkę, po czym spojrzał na mnie, lekko zdumiony moją miną.
- A coś ty taka ponura, Serenko? - zapytał mnie.
- To po co ja robiłam te wszystkie notatki, skoro i tak to nie będzie potrzebne?
Ash i Pikachu wybuchli śmiechem, rozbawieni moimi słowami. Podobnie też postąpiła Buneary. Ja sama zaś po chwili, gdy już sobie uświadomiłam, jak bardzo głupio brzmią moje zarzuty, parsknęłam śmiechem i powiedziałam:
- Racja, co ja najlepszego wygaduję? Jakbym nie miała teraz poważniejszych problemów.
- Zasadniczo, to nie masz - odpowiedział Ash, lekko szczerząc przy tym zęby - Bo nie masz jako osoba prywatna, ale jako detektyw, to i owszem. Masz zagadkę do rozwiązania, który to problem dotyczy częściowo także i mnie.
- Oczywiście - zgodziłam się z nim - A powiedz mi, proszę, co sądzisz o tej sprawie? Myślisz, że pani Gordon jest winna, czy nie?
Ash przyjął pozę rasowego śledczego i odpowiedział:
- Moja kochana Serenko, na chwilę obecną wiem o tej sprawie za mało, aby w najmniejszym nawet stopniu sobie wyrabiać opinię na ten temat. Słyszałaś przecież wyraźnie, co opowiadali na wykładach, na które tu przyjechaliśmy. Rozpoczynając śledztwo nie możesz...
- Nie możesz nastawiać się na żadne rozwiązanie, ale mieć otwarty umysł na najróżniejsze nawet możliwości, jakie mogą się pojawić w trakcie dochodzenia - dokończyłam, przypominając sobie to, co niedawno nam mówili wykładowcy.
Ash skinął głową na znak potwierdzenia i powiedział:
- Dokładnie tak, kochanie. Nie mogę się zatem nastawiać ani na winę, ani też na niewinność pani Gordon, dopóki znam tę sprawę jedynie ogólnikowo. Gdybym tak spróbował nastawić się na jakiekolwiek rozwiązanie, wtedy zamykałbym sobie umysł na wszystko, co wychodzi poza mój sposób myślenia, a to przecież bardzo złe podejście. W ten sposób detektyw zaśmieca sobie umysł i uparcie trzyma się w trakcie śledztwa swojej hipotezy i niekiedy nie dostrzega tego, co oczywiste, a co by zobaczył w innej sytuacji, gdyby nie był uparcie przekonany, że już z góry wie, jaka jest prawda.
Popatrzyłam na Asha lekko zdziwiona. Przecież on w tamtej chwili cytował w swoich wypowiedziach słowa tego wykładowcy, którego słuchaliśmy niedawno na uczelni. Jak on to wszystko zapamiętał? Widocznie słuchał uważniej niż ja. Albo po prostu robił o wiele więcej notatek. Jakby jednak nie było, naprawdę wiele z tego wykładu zapamiętał i zrozumiał.
- Widzę, Ash, że wykłady w Alto Mare nie poszły na marne - powiedziałam -  Sporo z nich zapamiętałeś. Pan dziekan będzie zachwycony.
- Dziękuję, ale dla mnie najbardziej ważne jest to, żeby moja żona była ze mnie dumna i była mną zachwycona - zażartował sobie Ash.
Pikachu, siedzący mu na ramieniu, delikatnie strącił mu czapkę z daszkiem na oczy, a ja zachichotałam i powiedziałam zadziornie:
- Ależ jestem zachwycona. Przede wszystkim tym, jaki tu jesteś skromny.
Ash parsknął śmiechem i szybko ustawił sobie czapkę jak należy, po czym z wesołością w głosie powiedział:
- Skromność to przecież też bardzo ważna cecha i cieszy mnie, że dostrzegasz ją we mnie. Zwłaszcza, że tę cechę zamierzam w sobie naprawdę rozwijać.
- Jak dotąd, naprawdę nieźle ci idzie - rzuciłam z lekkim przytykiem.
Ash ponownie zachichotał, po czym podszedł do mnie i pocałował mnie czule w policzek, mówiąc:
- Możesz się śmiać, ale jeszcze zobaczysz. Będę najskromniejszym i zarazem też najbystrzejszym detektywem w całym Kanto. W tych dwóch cechach nikt mi nigdy nie dorówna. No, może poza tobą.
Zaśmiałam się, rozbawiona jego słowa, po czym wzięłam go za rękę i oboje, z towarzyszącymi nam Pikachu i Buneary, wyszliśmy z domu i podeszliśmy razem do kanału, gdzie w swojej motorówce, przy kierownicy siedziała właśnie Bianka. Dziewczyna poczekała, aż wejdziemy do środka, a gdy już to zrobiliśmy, odpaliła silnik i ruszyliśmy w podróż wzdłuż kanału.
- Podrzucę was do Centrum Pokemon. Tam czeka na was Gerda Sanderseon ze swoim klientem - wyjaśniła nam Bianka - Sprawicie im miłą niespodziankę, jak im powiecie, że przyjmujecie tę sprawę.
- Przyjąć, to my ją z przyjemnością przyjmujemy - powiedział Ash - Ale też chyba rozumiesz, że nie możemy obiecać, jakie będą wyniki naszego dochodzenia.
- Nikt nie obiecuje od was talentów jasnowidzenia, choć biorąc pod uwagę to, jak bez trudu odgadłeś moje myśli, mam podejrzenia, że jednak posiadasz talent i w tej dziedzinie - zażartowała sobie Bianka.
- Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było - powiedziałam żartobliwie - Bo przecież Ash to osoba o naprawdę wielu talentach, ale charakteryzuje go ogromna skromność i dlatego nie ma go co o to wypytywać. I tak nie powie.
Ash zrobił zadziorną minę, a Pikachu i Buneary parsknęli śmiechem, bardzo tymi słowami rozbawieni.
- Możesz się śmiać, ale jeszcze będą mówić o mojej legendarnej skromności - powiedział do mnie wesołym tonem.
- To już jesteś legendarny? Niezła kariera w tak młodym wieku - rzuciła nie bez ironii Bianka.
Po chwili jednak spoważniała i szybko dodała:
- Mam tylko nadzieję, że wasz talent się nie wypalił przez ostatni czas. To jest naprawdę bardzo poważna sprawa i strasznie mi zależy na tym, aby udało się wam rozwikłać tę zagadkę.
- Wszystkie sprawy, które prowadziliśmy z Sereną były w ten czy inny sposób poważne - stwierdził Ash - I z każdą z nich sobie jakoś poradziliśmy. Uważam, że i z tą sprawą nie będzie inaczej.
- To dobrze, że tak mówisz, bo pani Gerda i jej klient wyglądali na naprawdę mocno przejętych tym wszystkim - odparła Bianka - Coś mi mówi, że to sprawa z gatunku tych nie cierpiących zwłoki.
- Chyba wiem, co masz na myśli - powiedziałam - Chodzi ci o to, że czas w tej sprawie nagli, a to nie sprzyja wcale rozwiązywaniu zagadek.
- Nie sprzyja niczemu, bo na wszystko, co chce się mieć dobrze zrobionym, to trzeba sobie dać odpowiednio dużo czasu - stwierdziła Bianka - Myślicie, że jak ja coś maluję, to maluję na akord? Nic z tego. Ja zawsze muszę wszystko bardzo, ale to bardzo spokojnie i powoli przygotować. A kiedy ktoś próbuje mnie poganiać, to nie tylko mnie to wkurza, ale jeszcze bardzo negatywnie wpływa na moją pracę. Z tego powodu mam pewne obawy, bo nie wydaje mi się, aby presja czasu mogła wam pomóc.
- Na pewno nam to nie pomoże, ale nie pierwszy raz wykonujemy zadanie, na karku czując poganiający nas czas - powiedział Ash.
- I nie pierwszy raz, pomimo takich trudności, poradziliśmy sobie - dodałam.
Bianka uśmiechnęła się do nas serdecznie, chociaż w tym uśmiechu było dość dużo smutku połączonego z pewnymi obawami, czy rzeczywiście będzie tak, jak to jej przedstawiamy. Wyraźnie nie była pewna tego, jak nam pójdzie. Zasadniczo nie mogliśmy mieć do niej o to pretensji. Sami przecież nie byliśmy wcale pewni tego, jak nam pójdzie. Ash co prawda był pewien sukcesu, ale nawet w jego głosie ja, bo znałam go doskonale, wyczuwałam, jak bardzo wiele obaw go dręczy. Nawet więc i on posiadał w tej sprawie obawy i cień niepewności wyraźnie nad nim krążył. Ale myliłby się ten, kto by uważał, że Ash był jedynie w tej sprawie zaniepokojony o swoją reputację detektywa. Zapewniam was, iż to był jego najmniejszy problem. To budziło jego najmniej obaw, a nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet przez chwilę o tym nie pomyślał. Przejmowało go to, jak rozwiązać taką sprawę jak ta, która właśnie nam się trafiała, nie popełniając przy tym błędów, które mogą wszystko zniszczyć. Pomimo tego, że mój ukochany od dawna był niesamowicie zdolnym detektywem i posiadał prawdziwy talent do rozwiązywania zagadek, ale nawet i on miał obawy, czy tym razem sobie poradzi, które jednak lubił maskować pod pozorami pewności siebie i wielkiej odwagi. Tylko ktoś, kto nie znał, byłby w stanie uznać, że to zachowanie jest przejawem megalomanii. Zapewniam was, ta cecha jest mu całkowicie obca, choć podczas rozmów z nimi nieraz można odnieść inne wrażenie. Ja zaś, jako jedna z niewielu osób wtajemniczonych, bardzo dobrze wiedziałam, że to tylko gra z jego strony, mająca na celu zmylenie przeciwników, aby nie traktowali go poważnie i popełniali w ten sposób błąd. Poza tym, uwielbiał w swoim zachowaniu przypominać swoich ulubionych detektywów z literatury, a już zwłaszcza Sherlocka Holmesa, który przecież nigdy nie grzeszył skromnością.
Bianka podwiozła nas pod Centrum Pokemon, a gdy to się stało, wysiedliśmy z motorówki i pożegnaliśmy naszą przyjaciółkę, dziękując jej za przysługę.
- Powodzenia wam życzę - powiedziała Bianka - I pozdrówcie ode mnie panią Gerdę. Trzymajcie się!
Po tych słowach, pomachałam nam ręką i odpłynęła, a my poszliśmy od razu do środka Centrum Pokemon. Ciekawi byliśmy, gdzie też czeka na nas Gerda, ale nie mogliśmy jej wypatrzeć w tłumie ludzi, a konkretniej trenerów różnej maści oraz w różnym wieku. Tak wielu było tu gości, że trudno było kogokolwiek tutaj dostrzec. Na szczęście towarzyszące nam Pokemony okazały się bystrzejszymi od nas obserwatorami, ponieważ szybko wypatrzyły osobę, której szukaliśmy.
- Pika-pika! - zapiszczał Pikachu, wskazując łapką w jednym z kierunków.
Buneary kilka sekund później także dostrzegła panią adwokat i piskiem dała nam do zrozumienia, że ją wypatrzyła. Wtedy również i my ją zauważyliśmy i nie kryjąc radości, pomachaliśmy kobiecie rękami, po czym podeszliśmy do niej.
Gerda Sanderson siedziała przy jednym ze stolików, czytając uważnie gazetę, ale nie tracąc przy tym z uwagi tego, co się działo wokół niej. Najwidoczniej miała ona podzielną uwagę, co pozwalało jej czytać i jednocześnie uważnie obserwować wszystko wokół niej. Kiedy nas zobaczyła, odłożyła gazetę i pomachała nam ręką serdecznie, a gdy podeszliśmy, wstała z miejsca i powitała nas.
- Witajcie, kochani - powiedziała przyjaźnie, ściskając kolejno mnie i Asha - Jak widzę, Akademia Policyjna i małżeństwo dobrze wam służą. No i sukcesy, bo i tych wam chyba nie brakuje.
- Tobie też służy twoja praca - odpowiedział jej serdecznie Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał przyjaźnie Pikachu.
- Miło cię znowu widzieć - dodałam.
- Bune-bune! - pisnęła Buneary.
- Was też miło mi widzieć - powiedziała Gerda i pokazała nam dłonią miejsca wolne przy swoim stoliku - Siadajcie, kochani. Mamy przecież do pogadania.



Usiedliśmy wygodnie, bardzo zadowoleni w tej sytuacji, że wokół nas panuje całkiem niezły gwar. Nie od dzisiaj wiadomo, że najłatwiej jest ukryć się w tłumie, a w takim miejscu jak to, gdzie jest zawsze pełno ludzi, o wiele łatwiej jest zostać podsłuchanym. Co prawda, nie mieliśmy pojęcia, kto i po co miałby to robić, ale to nie miało dla nas żadnego znaczenia. Ważne było to, że lepiej było zachowywać w sprawie naszego nowego zadania jak najdalej posuniętą dyskrecję. Ostatecznie nie wie się nigdy, kto i z jakiego powodu zechce przeszkodzić detektywom rozwiązać zagadkę. Poza tym, praca detektywa zmusza do tego, aby zachować ostrożność i to nawet wtedy, kiedy pozornie nie wydaje się ona być konieczna. Po pewnym czasie ta ostrożność staje się czymś na kształt nawyku i detektyw nawet instynktownie w trakcie swojej pracy zachowuje dyskrecję i ostrożność, co oczywiście bardzo mu pomaga podczas dalszej działalności. W przypadku mnie i Asha, można śmiało już mówić o instynktownej ostrożności, wynikającej z tego, jak długo pracujemy w tej branży i jakie sukcesy już osiągnęliśmy. I nic w tym dziwnego. W końcu to, co ja i Ash przeżyliśmy wspólnie podczas naszych przygód bardzo sprzyjało instynktowi wzmożonej ostrożności.
- Zakładam, że Bianka powiedziała wam już wszystko o tej sprawie - rzekła po chwili Gerda, aby zacząć rozmowę.
- Owszem, a przynajmniej tyle, ile tylko sama wie - odpowiedział jej Ash.
- A wydawała się wiedzieć bardzo dużo - dodałam.
Pikachu i Buneary piskiem potwierdzili moje słowa.
- Tak, opowiedziałam jej o wszystkim, co wiem, a poza tym jeszcze sama o tym wszystkim przeczytała w gazetach, stąd jej tak szeroka wiedza - odparła na to Gerda Sanderson - Ja sama raczej niewiele mam w tej sprawie do dodania. O wiele więcej może wam powiedzieć mój klient.
- No właśnie, a gdzie on jest? Nie powinien tu być razem z tobą? - spytał Ash, uważnie się wokół siebie rozglądając.
- Był ze mną, ale musiał wrócić do siebie. Ma swoje sprawy, a teraz jeszcze ich przybyło, odkąd jego ukochana siedzi w więzieniu - odpowiedziała Gerda - Ale spokojnie, zabiorę was do niego i on odpowie wam na wszystkie wasze pytania.
- Na razie mamy jedno pytanie do ciebie - powiedziałam - Podejrzewasz w tej sprawie kogoś? Kogokolwiek?
Gerda pokręciła przecząco głową.
- Przykro mi, Sereno, ale nie wiem, kto i dlaczego mógłby to zrobić. Ale jako adwokat pani Gordon, wynajęta przez jej partnera, muszę z góry zakładać to, że moja klientka jest niewinna. Nawet jeżeli wszyscy wokół mówią mi co innego.
- A mówią? - zapytał Ash.
Gerda spojrzała na niego uważnie i odparła ponuro:
- Powiedzmy, że nie wszyscy są przekonani, co do niewinności pani Gordon, a już na pewno nie miejsca policja i pan prokurator. Dla nich wszystko jest jasne i nie ma co dodawać coś więcej do tej sprawy.
- Czyli nie będą nam przychylni, kiedy zaczniemy prowadzić śledztwo?
- Raczej nie, choć nie wszyscy będą wam wrogami. Miejscowa oficer Jenny to osoba, na której możecie polegać, ale uważajcie na jej komendanta. To nie jest zbyt miły facet. Wierzy święcie w to, że pani Rita jest winna i nie ma dla niego w tej sprawie żadnych wątpliwości. Można nawet powiedzieć, że jest święcie o tym przekonany i nie da sobie przetłumaczyć, że jest inaczej.
Ash zastanowił się nad tym, masując sobie delikatnie podbródek.
- Poważnie? To bardzo ciekawe - powiedział zaintrygowany - Ciekawe, czym twoja klientka nadepnęła mu na odcisk?
- A sądzisz, że to zrobiła? - zapytałam.
- To oczywiste, bo inaczej, dlaczego byłby święcie przekonany o jej winie?
- Może po prostu naprawdę wierzy w jej winę?
Ash jednak zdecydowanie nie był przekonany do tego rodzaju myślenia.
- Może - odpowiedział mi tonem, wskazującym na to, że jest pewien czegoś zupełnie innego - A może po prostu chce wierzyć w winę pani Gordon? Może jest mu ona na rękę z jakiegoś powodu?
- Wcale by mnie to nie zdziwiło - odparła na to Gerda - Komisarz Petri, czyli komendant miasta Jerento jest człowiekiem zdecydowanie niesympatycznym. Do tego nie lubi cudzoziemców, ludzi przybywających z daleka do Johto i którzy chcą tu zamieszkać. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby jego brak wiary w niewinność pani Gordon wynikała właśnie z takich pobudek. Niestety, obawiam się, że wcale to nie pomoże przed sądem mojej klientce.
- Wobec tego, musimy dostarczyć sądowi takie dowody, aby nie mieli nawet najmniejszych wątpliwości, że kobieta jest niewinna - powiedział Ash.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu.
- To oczywiste, ale w jaki sposób chcesz to zrobić? - zapytała Gerda.
Ash spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął, z taką jakby lekką ironią.
- Przede wszystkim, wszystko muszę przeprowadzić jak należy, czyli po kolei i we właściwy sposób - pospieszył z odpowiedzią - Na początek, to ja bym chętnie sobie porozmawiał z twoim klientem. Może zatem zabierzesz nas tam, abyśmy go mogli przesłuchać?
Gerda parsknęła śmiechem. Rozwiązanie tak proste z jakiegoś powodu jej nie przyszło do głowy. Tak to już bywa, że to, co jest najprostsze, rzadko tak po prostu nam przychodzi na myśl. Można powiedzieć, iż to, co jest najłatwiejsze, jest nam najtrudniej zrobić.
- Masz rację. Rozmawiamy tutaj bez celu, a przecież mamy poważną sprawę do rozwiązania - stwierdziła po chwili pani mecenas, lekko parskając śmiechem - To chodźmy. Pan Remberto czeka.

***


Giuseppe Remberto okazał się być mężczyzną wysokim i postawnym, o dość miłej powierzchowności, mocno jednak przyćmionej z powodu tego, co się w jego życiu ostatnio działo. Miał czterdzieści kilka lat, czarne włosy, lekki wąs i mocno podkreślone przez naturę kości policzkowe, które chwilami sprawiały wrażenie, że człowiekowi temu spuchły wszystkie zęby, co oczywiście wcale nie miało miejsca. Ubrany skromnie, choć elegancko, powitał nas serdecznie na terenie swojej willi znajdującej się na obrzeżach miasta Jerento, które sąsiadowało z Alto Mare. Kiedy tylko Gerda nas do niego przyprowadziła, od razu powitał nas serdecznie u siebie i zadowolony zabrał do salonu.
- Bardzo się cieszę, że tu jesteście, moi państwo - powiedział do nas najmilej, jak tylko potrafił.
W jego oczach widziałam lekką wątpliwość, czy nadajemy się do roli, którą chciał nam powierzyć. Widocznie nasz młody wiek doprowadził do takich obaw. Tu jednak należy mu się od nas solidny plus, skoro zrobił wszystko, aby nam tego nie okazać. Najlepszym tego dowodem było to, że mówił do nas per „Pan” i „Pani” zamiast „Wy”. Oczywiście byliśmy już pełnoletni i należało się do nas zwracać w taki właśnie sposób, ale mimo wszystko, muszę to powiedzieć, było to dla nas coś nowego i przy okazji bardzo miłego.
- Mam nadzieję, że zdołamy panu pomóc w sprawie pani Rity - odpowiedział mężczyźnie po chwili Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał przyjaźnie Pikachu.
- Wiem, że nasz młody wiek może zniechęcać, ale mogę pana zapewnić, że w naszej pracy jesteśmy profesjonalistami - dodał po chwili mój mąż.
Najwyraźniej i on dostrzegł w oczach naszego rozmówcy wyraźne zwątpienie w to, że dwoje nastolatków ledwie co pełnoletnich jest w stanie mu pomóc. To nie tylko dowodziło jego spostrzegawczości, ale i tego, że moje spostrzeżenia nie były w tej kwestii jedynie moją wyobraźnią.
Remberto zmieszał się wyraźnie tym, co usłyszał. Chyba miał nadzieję na to, że żadne z nas nie spostrzeże jego wątpliwości na nasz temat. No cóż... Jeżeli tak było, to lepiej by zrobił, gdyby tak zainwestował on w dobre kursy aktorskie. Bo jak na razie, nie zdołał nas oszukać.
- Wybaczcie, państwo, ale ja naprawdę nie mam nic do waszego wieku - rzekł po chwili niezręcznej ciszy, podczas której nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Och, naprawdę? - zapytał ironicznie Ash - Skoro tak, to czemu patrzy pan na nas w taki sposób, w jaki się patrzy na osoby, w których talenty się wątpi?
Mężczyzna zmieszał się jeszcze mocniej, a jego zażenowanie wzrosło, kiedy w naszej obronie przemówiła Gerda Sanderson.
- Zapewniam pana, że to jedni z najlepszych detektywów na całym świecie i to wcale nie jest przesada - powiedziała - Może i są młodzi wiekiem, ale są także prawdziwym postrachem przestępców i łotrów.
- Wiem, udało wam się zniszczyć organizację Rocket - rzekł na to Remberto - Wybaczcie, po prostu zdziwiło mnie, że jesteście jeszcze tacy młodzi. Po prostu instynktownie założyłem, że osoby o takiej sławie będą nieco starsze. Wybaczcie mi, pozory bywają mylące.
- Podobnie jak w tej sprawie - stwierdziła Gerda Sanderson - Pozornie winna jest pani Rita, pozornie wszystkie dowody na to wskazują, ale to tylko pozory. A w każdym razie, pan tak uważa.
Zasmucony Remberto pokiwał głową na znak, że się z nią zgadza, po czym pokazał nam ręką, abyśmy usiedli na kanapie. Usiedliśmy, a on usadowił się ciężko w fotelu naprzeciwko nam.
- Wybaczcie mi. W obecnej sytuacji powinienem szczególnie dbać o to, aby nie zwracać uwagi na pozory - powiedział załamany - Naprawdę bardzo was za to przepraszam, państwo Ketchum.
- W porządku, my tam nie jesteśmy pamiętliwi - powiedziałam życzliwie.
- A więc, skoro już to sobie wyjaśniliśmy, może przejdziemy teraz do rzeczy? - zaproponowała Gerda Sanderson.
Pikachu i Buneary zapiszczeli na znak, że się zgadzają.
- Właśnie. Chcemy znać wszystkie szczegóły tej sprawy - powiedział Ash - A w każdym razie wszystkie ważne szczegóły.
- Oczywiście nie zaszkodzi, jeśli poda ich pan nieco więcej, a my potem sami zweryfikujemy, które są ważne, a które nie - dodałam.
- Bune-bune! - zgodziła się ze mną Buneary.
Remberto skinął głową na znak zgody, po czym powiedział:
- Proszę pytać. Odpowiem na wszystkie pytania.
Ash spojrzał na mnie z uśmiechem, gotowy do rozpoczęcia śledztwo. Ja zaś w sercu poczułam jakieś niesamowite podniecenie. Kolejna nasza sprawa właśnie się rozpoczynała.
- Proszę nam powiedzieć o pana sytuacji. Jest pan żonaty, prawda? - zapytał Ash, przyglądając się uważnie naszemu klientowi.
Remberto skinął potakująco głową.
- Tak, ale to trochę tak, jakbym był wdowcem. Moja żona przebywa obecnie w szpitalu dla obłąkanych. Od dawna z jej psychiką było coś nie tak, ale w końcu jej zachowanie stało się niebezpieczne dla otoczenia, zwłaszcza najbliższego. W tej sytuacji nie mogłem po prostu przymykać oczy na jej zachowanie. Musiałem więc ją tam zostawić.
Po tych słowach, pan Remberto zasmucony opuścił głowę w niemym akcie rozpaczy i nic przez chwilę nie mówił.
- Jak dawno temu miało to miejsce? - zapytałam.
- Siedem lat temu.
Zdziwiła mnie ta odpowiedź.
- Nie bardzo rozumiem, proszę pana. Przez siedem lat, odkąd pana żona jest w szpitalu dla wariatów, nie próbował pan się rozwieść? O ile wiem, prawo teraz w takiej sytuacji nawet załatwia unieważnienie małżeństwa.
- Dobre pytanie - dołączył do mnie Ash - Dlaczego nie zadbał pan o to, aby być wolnym i swobodnym?
Remberto spojrzał na niego uważnie nadal ponurym wzrokiem i rzekł:
- Wiem, że wydaje się to dziwne, bo jak sam o tym pomyślę, to sam się sobie dziwię. Ale po prostu, kiedy spotkał mnie taki cios od losu, nie miałem na to siły. Tak, wiem doskonale, jak to brzmi. Beznadziejnie pod każdym względem. Ale co ja na to poradzę? Naprawdę wtedy tak myślałem. Załamany zostawiłem żonę w szpitalu dla obłąkanych i nie próbowałem unieważniać małżeństwa. Poza tym było jeszcze coś.
- Co konkretnie? - zapytałam.
- Może głupio to zabrzmi, ale przez pewien czas jeszcze wierzyłem naiwnie, że choroba żony jest jedynie tymczasowa i wkrótce moja żona zostanie wyleczona i wróci do nas. Dzieci bardzo za nią tęskniły. Niestety, minął rok i nic się nie stało. A wtedy właśnie pojawiła się Rita.
- Jak pan ją poznał? - zapytał Ash.
- Potrzebowałem opieki do dzieci - odpowiedział Remberto - Moje pociechy, Elizabeth i Stanley byli jeszcze wtedy bardzo młodzi. Zwłaszcza Stanley. Bardzo potrzebował opieki i pomocy w poradzeniu sobie z tym, co spotkało jego matkę. Lizzy bardzo mi w tym pomagała, ale przecież sama jest dzieckiem, nie może w tej sprawie robić to, co powinni robić dorośli. Trochę pomagała mi moja siostra, ale to nie jest to samo, co opiekunka przebywająca codziennie w domu. A kogoś takiego mi było potrzeba. Dałem więc ogłoszenie do gazety i to właśnie wtedy zgłosiła się do mnie Rita. Odpowiedziała na ogłoszenie, bo szukała właśnie pracy. Miała przy sobie bardzo dobre referencje od poprzedniego pracodawcy. Uznałem, że idealnie pasuje i przyjąłem ją.
Ash uśmiechnął się delikatnie, jakby z ironią i powiedział:
- Proszę wybaczyć to pytanie, ale... Czy oprócz tego, że pani Rita okazała się być kompetentna, coś innego też wpłynęło na pana decyzję?
Greta lekko skarciła Asha wzrokiem, jakby chciała powiedzieć w ten sposób, że to do rzeczy nie należy. Jednak mój ukochany wychodził z innego założenia, a ja przyznać muszę, iż byłam tego samego zdania. Remberto natomiast spojrzał na nas uważnie i odpowiedział:
- Nie będę państwa okłamywał. Jej uroda niewątpliwie miała ogromne w tej sprawie znaczenie.
- A więc jednak - uśmiechnął się zadowolony Ash, jakby właśnie takiej, a nie innej odpowiedzi oczekiwał - Proszę powiedzieć, jak przebiegała praca pani Rity w pana domu?
- Początkowo wszystko było w porządku. Dzieci bardzo ją polubiły, a chyba szczególnie polubiła ją Lizzy. Wydaje mi się, że potrzebowała kobiecej obecności, bo wiecie, ona dorasta i ma swoje sprawy, takie kobiece, a ja się do tego w ogóle nie nadawałem. Dlatego obecność Rity była dla mnie jak wybawienie.
- Kiedy pomiędzy panem, a panią Ritą pojawiło się coś więcej niż praca?
- Mnie ona od początku się podobała. Od roku nie było przy mnie żony, a ja nie jestem z drewna. Potrzebowałem bliskości. Poza tym, Rita była ciepła i bardzo serdeczna.
- I oczywiście piękna - dodałam żartobliwie.
- Owszem, bardzo piękna - potwierdził Remberto - Od początku mi się ona podobała, ale nie od razu umiałem jej dać o tym znać. Dlatego minęło tak z kilka miesięcy, zanim oboje zbliżyliśmy się do siebie.
- Pani Rita zatem nie miała nic przeciwko romansowi?
- Ależ nie. Nie miała nic przeciwko. Ja też jej się podobałem. Oboje byliśmy samotni i dodatkowo w podobnej sytuacji.
- W podobnej sytuacji? Co ma pan na myśli?
- Chodzi o to, że ona też nie jest tak do końca wolna.
- Aha, rozumiem. Ma męża, tak?
- Tak, choć nie żyją ze sobą od lat. Jej mąż odszedł od niej i włóczy się teraz nie wiadomo, gdzie. A ona nie może się tak normalnie rozwieść, dlatego wciąż jest mężatką. Dlatego powiedziałem, że jesteśmy w podobnej sytuacji. To nas do siebie zbliżyło. Nie pamiętam dokładnie, kiedy to ostatecznie się stało, ale ona i ja...
- Zostaliście kochankami?
- Tak, zgadza się.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a Buneary zapiszczała słodko, jakby chciała mi powiedzieć, że uważa tę opowieść za romantyczną. Co do mnie, trudno mi było w tej sprawie przyznać, iż mam tu do czynienia z opowieścią romantyczną, czy też może jednak nie. Wolałam jednak nie oceniać, tylko skupić się na faktach.
- Czy pana dzieci szybko się domyślili, co was łączy? - zapytał Ash.
- Tak, dosyć szybko - odpowiedział Remberto - To bardzo bystre dzieciaki. A zresztą ja i Rita nie specjalnie się z tym kryliśmy.
- Rozumiem. Jak zareagowały, kiedy się dowiedziały o waszym romansie?
- Były one zmieszane i na początku nie wiedziały chyba, co o tym wszystkim mają myśleć. Ale chyba ostatecznie zaakceptowały to. Ostatecznie polubiły bardzo Ritę i nie miały do niej nic. Matki z kolei się bały, widziały niejeden raz jej napady szału i zdecydowanie nie mają powodów do tego, aby za nią tęsknić. A Rita była dla nich jak matka.
- Była? To znaczy, że teraz już nie jest?
Remberto zmieszał się lekko pod wpływem tego pytania, które mu zadał mój mąż. Jednak Ash nie zamierzał mu odpuszczać i patrzył na niego poważnym i nad wyraz nieustępliwym wzrokiem, który sprawiał, że mężczyzna musiał przestać się kryć z tym, co się stało i musiał powiedzieć, jak się sprawy miały naprawdę.
- No cóż... Początkowo sytuacja w domu była bardzo pozytywna. Moje dzieci nie miały nic przeciwko naszemu romansowi. Zasadniczo czuliśmy się jak jedna wielka i szczęśliwa rodzina. Wszystko się zmieniło w chwili, kiedy Rita zaszła w ciążę i urodziła mi córeczkę Jane. Wtedy zaczęły się problemy.
- Niech zgadnę. Dzieci były zazdrosne o nową siostrzyczkę? - zapytałam.
Chociaż bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć, że raczej to stwierdziłam niż o to spytałam.
- Owszem, dokładnie tak właśnie było - potwierdził Remberto - Zwłaszcza to wszystko bardzo mocno przeżywała Lizzy. Wiecie, jak dotąd była moim oczkiem w głowie, jedyną córeczką tatusia, a teraz? Musiała ten tytuł dzielić z kimś innym. I uprzedzając kolejne pytanie, które pewnie chce pani mi właśnie zadać, ja sam nie doszedłem do takich wniosków. Niestety, aż tak bystry nie jestem. To moja siostra mi to uświadomiła.
Rzeczywiście, chciałam zadać mu to pytanie. Nie wiem, jak ten człowiek się tego domyślił. Możliwe, że zdradziło mnie ironiczne spojrzenie, kiedy tak bardzo precyzyjnie i fachowo wyraził problem swojej nastoletniej córki. Ponieważ jednak sam odgadł, co chciałam powiedzieć, to postanowiłam nie zadawać tego pytania, a zamiast tego spytałam:
- Czyli rozumiem, że ma pan siostrę?
- Tak, młodszą o dwa lata. Jesteśmy sobie bliscy. Siostra pomaga mi teraz z dziećmi, bo w obecnej sytuacji jestem chwilowo zdany na siebie.
Pomyśleliśmy przez chwilę, po czym Ash zadał kolejne pytanie:
- Jak Lizzy reagowała na młodszą siostrzyczkę?
- Stała się wobec mnie niezwykle opryskliwa i nieprzyjemna. Do tego zaczęła mi robić na złość. Wracała późno do domu, dodatkowo raz wróciła niemal pijana. No, nie wiem tak do końca, czy była pijana, ale alkoholem od niej leciało i to jak. To była bardzo trudna sytuacja. Paula, to znaczy moja siostra i Rita próbowały mi jakoś pomóc w jej wychowaniu, ale to nie było takie proste. Mimo wszystko nam się udało, a przynajmniej na jakiś czas.
- Rozumiem. A czy pana córka w tej sytuacji nie postanowiła ruszyć w swoją podróż trenerki Pokemonów?
Remberto zdziwiony spojrzał na nas, jakbyśmy zapytali go o to, czy Ziemia jest okrągła, czy też płaska. Gerda musiała pospieszyć z wyjaśnieniami.
- W tym mieście i w kilku sąsiednich, w tym Alto Mare, dzieci bardzo rzadko ruszają w podróż trenerów - powiedziała - Tutaj raczej bardziej się ceni więź ze swoją rodziną i bliskimi.
- Aha, rozumiem. Przepraszam, nie wiedziałem - powiedział Ash, lekko przy tym zawstydzony.


Sama również czułam się zawstydzona z powodu swojej ignorancji. Jakby nie patrzeć, byliśmy w Alto Mare kilka razy i nigdy jakoś nie zapytaliśmy o takie dość ważne szczegóły, aby się dowiedzieć, dlaczego nasza przyjaciółka Bianka, zamiast podróżować po świecie, nadal mieszka z dziadkiem. Nie wiem, ale jakoś nigdy to pytanie nie przyszło nam do głowy. Po prostu przyjmowaliśmy ten fakt jako jej i tylko jej wyłączną decyzję. Nie pomyśleliśmy, że sprawa może być bardziej w tej sytuacji złożona.
- No dobrze, wobec tego inne pytanie - rzekł po chwili Ash - Co było potem z Lizzy? Bo zakładam, że były z nią nadal problemy.
- Delikatnie mówiąc - odpowiedział na to Remberto z goryczą w głosie - Ona stawała się po prostu coraz trudniejsza. Na początku wydawało się, że ustawienie jej do pionu przeze mnie, siostrę i Ritę odniosło skutek. Ale potem wyszło na jaw, że ten skutek był odwrotny od zamierzonego. Lizzy uznała, że skoro nagle stałem się bardziej wobec niej wymagający, to jest to wszystko wina Rity. Odnosiła się do niej coraz gorzej, była wobec niej chamska i opryskliwa, a niestety, moja ukochana nie pozostawała jej dłużna. To znaczy, Rita początkowo próbowała nad sobą jakoś panować i nie dawać jej satysfakcji, ale niestety, z każdym dniem sytuacja była już coraz gorsza. Tłumaczyłem to sobie burzą hormonów, która po prostu przejdzie i znowu wszystko będzie dobrze. Dlatego poradziłem Ricie, aby przestała zwracać uwagę na zachowanie Lizzy. Co ciekawe, uspokoiło to moją córkę. Widząc, że nikt nie reaguje na jej zaczepki, dała nam spokój. Stopniowo jakby się uspokoiła i już zacząłem mieć nadzieję na to, że wszystko będzie dobrze.
- Ale jak zgaduję, nie było, prawda? - zapytał Ash.
Remberto skinął głową potakująco i odparł:
- Niestety, to wszystko było jedynie ciszą przed burzą. Kiedy tylko wydawało mi się, że już jest lepiej i wszystko zmierza ku dobremu, nagle pojawiły się u nas kolejne problemy i to oczywiście z Lizzy. Zaczęła się ona nagle i zupełnie dla nas, a już zwłaszcza dla mnie, spotykać z pewnym chłopakiem, który nie wzbudził ani we mnie, ani w nikim z moich bliskich żadnych pozytywnych uczuć.
- Czy wolno wiedzieć, dlaczego? - zapytałam.
Spodziewałam się usłyszeć raczej banalną odpowiedź i się nie zawiodłam.
- Oczywiście, że wolno wiedzieć. Ten chłopak był po prostu beznadziejny. W ogóle pozbawiony ogłady i dobrego wychowania. Jakieś dżinsy z łańcuchami przy kieszeniach, dredy, kolczyk w nosie i takie tam. Mówię wam, po prostu ohyda.
- Rozumiem, ale widzi pan, gusta bywają różne.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale jakoś pani umiała sobie wybrać porządnego męża, który i umie się zachować i ubrać.
Spojrzałam z uśmiechem na Asha i delikatnie dotknęłam jego ręki, a on czule i ciepło spojrzał na mnie, a ja poczułam w sercu, że lepszego wyboru w kwestiach matrymonialnych nie mogłam podjąć.
- Tak, to wszystko prawda - odpowiedziałam wesoło - Ale widzi pan, gusta są najróżniejsze. Mnie akurat podoba się mój mąż i jego styl. A komuś innemu się może podobać ten chłopak, o którym pan mówi. Poza tym, odniosłam wrażenie, że te mankamenty, o których pan mówi, nie przeszkadzają pana córce.
- Jej może i nie przeszkadzają, ale mnie tak i to bardzo - odpowiedział na to ze złością w głosie Remberto - A dla każdej kochającej córki zdanie jej ojca się zawsze powinno liczyć. Poza tym, jestem starszy i bardziej doświadczony, a więc wiem lepiej, co jest dobre dla mojego dziecka, a co nie.
- Bardziej pan to wie niż ona sama?
- Przecież ona ma dopiero siedemnaście lat. Co w tym wieku można wiedzieć o życiu i o miłości?
- No, nie wiem. Ja pokochałam mojego obecnego męża, gdy jeszcze byliśmy oboje dziećmi i z czasem to uczucie wzrosło i przemieniło się w piękny związek. A obecnie mamy oboje dziewiętnaście lat i jesteśmy szczęśliwym małżeństwem.
- Najwidoczniej byłaś dojrzalsza od mojej córki. Poza tym, przynajmniej twój wybranek umie się zachować w towarzystwie i porządnie ubrać. No i oczywiście, nie siedział w więzieniu.
Ja i Ash, a także towarzyszący nam Pikachu i Buneary, od razu zwróciliśmy uwagę na jego słowa. O ile wcześniejsza jego wypowiedź i krytyka pod adresem chłopaka Lizzy wydawała nam się co najmniej śmieszna, teraz usłyszeliśmy z jego ust coś o wiele poważniejszego, czego wyśmiać ani zlekceważyć nie było można.
- To ciekawe - powiedział Ash, lekko masując sobie podbródek - A za co ten młody obywatel siedział?
- No i jak długo? - dodałam.
- Siedział dwa lata za bójkę w barze, podczas której dźgnął nożem swojego kolegę, z którym się o coś pobił. Tamten przeżył, dlatego Peppino dostał tylko dwa lata i wyszedł.
- Peppino? - zapytałam.
- Tak on ma na imię. Peppino Luchini.
- Rozumiem. Domyślam się, że to z tego powodu nie patrzył pan przychylnie na relacje jego i swojej córki.
Remberto lekko się obruszył i spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.
- A twój ojciec byłby zachwycony, gdybyś zadawała się z kryminalistą?
Nie spodobał mi się jego atak na moją osobę, poza tym temat, który poruszył był dla mnie nadal drażliwy, dlatego odpowiedziałam:
- Nie mam pojęcia, z czego byłby, a z czego nie byłby zadowolony mój ojciec i co by na taki związek powiedział, bo mój ojciec nie żyje. Zginął w wypadku, do którego doszło w czasie wyścigów Rhyhornów, kiedy miałam pięć lat.
Remberto zmieszał się lekko, opuścił głowę w dół i powiedział skruszony:
- Bardzo przepraszam. Nie chciałem cię atakować.
- Nie gniewam się, ale może łaskawie przejdziemy do śledztwa, zamiast się zajmować rozważaniami na temat, co by było, gdyby mój ojciec żył, dobrze?
- Sereno, daj spokój - powiedziała do mnie po cichu Gerda.
- Nie, ona ma rację - odparł Remberto i zasłonił sobie oczy dłońmi - Bardzo cię przepraszam. Masz rację. Moje nastawienie do tego chłopaka ani rozważania na twój temat nie mają tu żadnego znaczenia.
Ash delikatnie dotknął mojej dłoni na znak, żebym się już uspokoiła, a poza tym chciał mi dać w ten sposób znak, że jest po mojej stronie i mnie wspiera. Ten jeden gest znaczył dla mnie bardzo wiele, dlatego uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił. Dzięki tym prostym gestom poczułam się lepiej i mogliśmy teraz swobodnie kontynuować przesłuchanie.
- Proszę powiedzieć, jak pani Rita zapatrywała się na związek pana córki z tym całym Peppinem? - zapytał po chwili Ash.
- Podzielała w tej sprawie moje zdanie - odpowiedział Remberto - Uważała, że najlepiej będzie dla Lizzy, jeżeli zerwie z tym chłopakiem. Ale Lizzy nie chciała o tym słyszeć. Zaczęła się z nim potajemnie spotykać. Którejś nocy Rita zobaczyła ją, jak wraca przez okno do swojego pokoju po potajemnej schadzce z tym swoim ukochanym od siedmiu boleści. Pamiętam, że zrobiłem o to piekielną awanturę Lizzy, a nawet ją uderzyłem. A ona była wściekła. Patrzyła na mnie okrutnie i do tego krzyknęła, że mnie nienawidzi i tej mojej konkubiny i że to wszystko przez nią, że gdyby jej tu nie było, ona by mogła robić, co jej się żywnie podoba. Rita jak dotąd długo była spokojna, ale teraz nie wytrzymała i próbowała coś powiedzieć mojej córce, ale ta nie pozwoliła na to, zaczęła na nią krzyczeć, Rita nie pozostała jej dłużna i skończyło się na tym, że obie życzyły sobie nawzajem śmierci.
- Jak to? - spytałam zdumiona.
- Lizzy wrzasnęła do Rity, że życzy sobie, aby ta zdechła. Dosłownie tak jej właśnie powiedziała. A Rita odpowiedziała jej, że życzy jej tego samego. A potem Lizzy miała pretensje do mnie, iż pozwalam na to, aby moja kochanka tak do niej  mówiła. Kazała mi wybierać: albo ona, albo Rita. Nie zamierzałem jednak ulegać tej smarkuli i kazałem jej się uspokoić. No i uspokoiła się. W końcu. Tylko potem, następnego dnia wzięła małą Jane na ręce i zaczęła się z nią bawić w taki sposób, że Jane się uderzyła o stół, a Lizzy zachowywała się tak, jakby ją to bawiło. Kiedy Rita zrobiła jej o to awanturę, to niestety Lizzy zaczęła z niej kpić. Rita wtedy o mało jej nie rozerwała na strzępy. Ja sam z trudem się od tego powstrzymałem. To było po prostu straszne. Rita powiedziała mi, że muszę coś wreszcie zrobić z tą moją córeczką, bo inaczej ona wykończy i ją i Jane. Zagroziła, że odejdzie, jeżeli nie utemperuję Lizzy, bo nie pozwoli na to, aby jej dziecko było narażone na jakieś niebezpieczeństwo w tym domu. Powiedziałem jej, że Lizzy przejdzie i sama ją za to wszystko przeprosi, ale Rita nie chciała mnie słuchać. Powiedziała, że skoro tak się sprawy mają, to ona utemperuję tę gówniarę. No i tej nocy właśnie doszło do tragedii w naszym domu.
Po tej opowieści, cała sprawa nabrała o wiele większego sensu. Teraz ja i Ash o wiele lepiej zrozumieliśmy zarzuty policji względem Rity Gordonowej. A zatem powiedziała na kilka godzin przed dokonaniem zbrodni, że ona utemperuje swoją pasierbicę, to znaczy córkę swego partnera, bo przecież ślubu jeszcze nie mają. Ale tak czy inaczej, wypowiedziała te słowa i co? I tej samej nocy dziewczynę ktoś w jej własnym pokoju zaatakował i próbował zabić, w wyniku czego Lizzy jest teraz w śpiączce w szpitalu. Tak, teraz wszystko nabierało sensu. Oczywiście, wcale to nie oznaczało, że pani Rita jest winna. Ale dla kochanej policji jak najbardziej już wszystko było jasne i prawdę mówiąc, choć nie powiedziałam tego na głos, dobrze wiedziałam, dlaczego tak jest. Dobrze ich w tej sprawie rozumiałam. Rita miała w tej sprawie faktycznie największy motyw, aby pozbyć się Lizzy. Dotychczas jej zachowanie, chociaż skandaliczne, nie zagrażało życiu małej Jane. Teraz jednak ta sytuacja się zaogniła, a sama Lizzy naraziła na szwank zdrowie przyrodniej siostry. W takiej sytuacji każda matka mogłaby się wściec, a raczej prawie na pewno by to zrobiła i mogły w takiej sytuacji paść nieprzyjemne słowa. Ale wypowiedzieć złe i nieprzyjemne słowa to jedno. Zrealizować je, to drugie. Czy Rita była zdolna do jednego i drugiego? Tego nie wiedzieliśmy i nie chcieliśmy pochopnie wyciągać w tej sprawie wniosków. Poza tym, praca detektywa między innymi na tym polega, aby wierzyć klientowi, że jest niewinny lub że niewinna jest osoba, którą on uważa za niewinną. Trzeba wierzyć klientowi, przynajmniej do czasu, aż nie udowodni mu się wprost kłamstwa. A tego, póki co, nie zrobiliśmy. Musieliśmy zatem w tej sprawie wierzyć panu Remberto, nawet jeśli wszystko, co nam przed chwilą mówił jasno przemawiało przeciwko jego partnerce.
- No dobrze, a co było dalej? - zapytał po chwili Ash - Może pan opowiedzieć nam, jak przebiegała ta feralna noc?


Remberto skinął potakująco głową i zaczął mówić:
- Po kolacji obejrzeliśmy razem jakiś film, a potem poszliśmy spać. Rita była na mnie wciąż zła i dlatego poszła spać do swojego dawnego pokoju, choć odkąd już jawnie zostaliśmy parą, sypialiśmy razem. Według policji to jawny dowód na to, że planowała zamordować Lizzy. Bo gdyby spała ze mną, o wiele trudniej by się jej było wymknąć niepostrzeżenie z łóżka, w którym oboje śpimy. Oczywiście, dla mnie to żaden dowód. Rita po prostu była na mnie zła, że nie umiem ukrócić chamskiego zachowania mojej córki i dlatego poszła spać oddzielnie. Ja zaś wtedy naprawdę nie wiedziałem już, co mam robić, dlatego poszedłem spać sam. W nocy, tak około drugiej, może nieco po niej, obudził mnie krzyk Stanleya, mojego syna.
- No właśnie, pana syn - przerwał mu Ash - Nic pan nam o nim nie mówił poza tym, że istnieje.
Remberto wzruszył ramionami, jakby na znak, że to jego zdaniem nie ma nic do rzeczy i odparł:
- Nie było o czym opowiadać. Stanley łatwo zaakceptował Ritę. Więcej, on ją bardzo polubił. Nigdy nie sprawiał mi problemów. Był zawsze grzecznym i bardzo ułożonym chłopcem. No, może trochę wyobcowanym.
- Wyobcowanym? W jakim sensie? - zapytałam.
- Kiedy jego rówieśnicy chodzili na zabawy, na deskorolkę i na inne rzeczy, jakie zwykle zajmują chłopców w jego wieku, on zwykle siedział w domu z nosem w książkach lub komputerze. Ma najlepsze wyniki w nauce i zawsze bardzo dobrze sobie radzi ze wszystkimi obowiązkami szkolnymi. Tylko w relacjach z innymi, a konkretniej z rówieśnikami już mu nieco gorzej idzie.
- Rozumiem. Pana zdaniem, to coś złego, że jest wzorowym uczniem?
- Nie, przeciwnie. Przynajmniej nie mam z nim problemów, tak jak z Lizzy. Ale to nieco dziwne, jak dla mnie. Ja w jego wieku nie miałem nauki w głowie, bo tylko zabawa i dziewczyny mi były w głowie. A on nie. Zupełnie jest inny niż ja. Z jednej strony to mnie bardzo cieszy, ale z drugiej nieco niepokoi. Bo czy takie coś jest zupełnie normalne?
Lekko się obruszyłam. Czy takie coś jest normalne? A co to za pytanie? Ja w wieku Stanleya była taka sama, też tylko mi były książki i nauka w głowie, nigdy nie szukałam sobie w szkole przyjaciół i ani młodzieżowych rozrywek. Oczywiście moja mama też uważała, że jestem z tego powodu lekko wyobcowana. No pewnie. Wyobcowana. Dziwni są ci rodzice. Jak dziecko po nocach do domu nie wraca, bo mu dyskoteki i melanż w głowie, to jest źle. Ale jak dziecko jest posłuszne, jest w książkach zakochane i nie szuka sobie znajomych wśród tzw. popularnych dzieci ze szkoły i osiedla, to oczywiście też źle, bo wtedy jest odludkiem i odmieńcem. Po prostu żal ściska serce. I kto tam za nimi trafi?
- Mniejsza o to - odpowiedziałam, nie chcąc wszczynać kłótni - Po prostu z Ashem chcieliśmy coś wiedzieć o pana synu. Ale proszę mówić dalej.
- Stanley zaczął krzyczeć przerażony. Zrozumiałem, że coś się stało, dlatego szybko wyskoczyłem z łóżka, założyłem kapcie, zapaliłem świeczkę i niechcący przy tym strąciłem szklankę na podłogę, po czym pobiegłem do mojego syna. Ten stał na korytarzu i zaczął krzyczeć, że Lizzy ktoś zaatakował. Natychmiast szybko pobiegliśmy do jej pokoju. Po drodze minąłem pokój Rity, która zarzucała właśnie szlafrok na siebie i dołączyła do nas. Zobaczyliśmy potem coś strasznego. Lizzy leżała w swoim łóżku z wielką raną na głowie. Byliśmy przerażeni. Ja i Stanley szybko zaczęliśmy ją reanimować, a Rita pobiegła po wodę do basenu, który jest na zewnątrz, przed naszym domem.
- Do basenu? - zdziwiłam się - Dziwne. Dlaczego nie wzięła wody z kranu?
- Bo hydrofor się popsuł i nie mieliśmy wody w kranach. Wezwałem w tym celu hydraulika, ale miał on przyjść dopiero następnego dnia, dlatego musieliśmy sobie w tamtym czasie radzić, jak tylko umiemy najlepiej. Chociażby za pomocą basenu i wody w nim.
- Rozumiem - powiedział Ash - Co było dalej?
- Rita przyniosła wodę, a potem na moją prośbę, poleciała po doktora Tzalę, który mieszka po sąsiedzku - odpowiedział Remberto - Ja z pomocą wody myłem mojej córce policzki i skronie. Woda w basenie była czysta, ponieważ basen na noc zawsze okrywamy płachtą, przez co nie wpadają do niego liście ani nic takiego. Tak więc, ja myłem córce twarz, chcąc ją ocucić, Rita pobiegła po doktora, a mój syn zadzwonił na policję. Pierwszy przyszedł Tzala z Ritą i swoim synem, który był z nim wtedy w domu. Syn doktora mu nieraz asystuje, choć nie jest lekarzem, a tancerzem. Ma jednak bardzo mocne nerwy i potrafi pomóc swojemu ojcu, gdy ten potrzebuje asystenta. Doktor zbadał Lizzy i odkrył, ku mojej uldze, że ona żyje, ale jest nieprzytomna. Przybyła w międzyczasie karetka pogotowia i policja wraz z miejscową inspektor Jenny i komisarzem Petri. Zbadali sprawę przez kilka godzin, przesłuchali nas wszystkich i dokonali bardzo ciekawych odkryć.
- Jakich konkretnie?
- Odkryli, że nasz pies, to znaczy nasz Arcanine Lux jest ranny w głowę. Ktoś go czymś uderzył i została mu ranka. Policja uznała, że morderca z obawy, że nasz drogi Lux go zdemaskuje, uderzył Pokemona, ten zaskowyczał i to właśnie miało obudzić mojego syna. No właśnie, bo zapomniałem powiedzieć. Stanley, kiedy był w swoim spokoju, słuchał przed snem radia przez słuchawki. Potem zasnął i nagle wyrwał go ze snu skowyt Luxa.
- Chwileczkę! - zawołał nagle Ash - Pan powiedział, że Stanley miał wtedy na uszach słuchawki i słuchał radia. Jak mógł zatem usłyszeć skowyt psa, skoro w tej samej chwili do jego uszu docierała muzyka z radia?
- Wtedy już ona nie leciała. Audycja skończyła się o północy, a mój syn po prostu zasnął zmęczony ze słuchawkami na uszach. Miał je co prawda na uszach, ale wszystko wokół siebie słyszał, bo muzyka w radiu już nie leciała.
- Aha, rozumiem. Proszę kontynuować.
- A więc policja odkryła ranę na głowie Luxa, potem odkryli jeszcze, że na pogrzebaczu, który stał przy kominku, znajdują się ślady krwi. To widocznie tym narzędziem zaatakowano Lizzy. Ale ślady były widoczne na tępym końcu, nie zaś na ostrym, co oznacza, że sprawca tą częścią uderzył moją córkę. Dlatego tylko ten cios przeżyła. Nie chcę sobie wyobrażać, co by było, gdyby użył ostrego końca.
- Rozumiem. A proszę powiedzieć, dlaczego policja uznała, że to pani Rita jest sprawcą tej tragedii?
- Ponieważ uznali, że tylko ona musiała to zrobić. Ich zdaniem, tylko ona była do tego zdolna i tylko ona miała motyw. Ponadto jeszcze, Stanley usłyszał skowyt psa i gdy to się stało, wyszedł do salonu, aby zobaczyć, co się stało. Pies jednak na jego widok uciekł. Stanley zaś zauważył w pokoju jakiś kształt. Ktoś się ukrył za kredensem i jego cień padał na ścianę. Potem właśnie pobiegł niespokojny do swej siostry i zobaczył ją ranną. Policji powiedział potem, że to była sylwetka wysokiej kobiety. Mojej siostry wtedy nie było z nami w domu, ona nocowała u siebie, a jak zbadali policjanci, do domu nikt się nie włamał. Uznano więc, że to musiała być Rita, jedyna dorosła kobieta w tym domu. I oczywiście ją aresztowano. Ale ja nie wierzę, żeby to mogła być ona. Nie wierzę w to i już. Dlatego też poprosiłem panią Andserson, aby ją broniła przed sądem. Na razie sprawa została odroczona, ale to tylko chwilowe. Wiem, że niedługo znowu stanie przed sądem. Wolę nie myśleć, na co ją skażą, kiedy znowu będą ją sądzić.
Po tych słowach, mężczyzna spojrzał na nas uważnie i powiedział niemalże błagalnym tonem:
- Proszę was, ratujcie ją! Ona jest niewinna! Nie wiem, kto zaatakował Lizzy i dlaczego, ale to na pewno nie była ona. Proszę, zróbcie wszystko, co tylko jest w waszej mocy, aby ją uratować. Pieniądze nie grają roli. Możecie nimi nawet palić w piecu, jeżeli to może wyświetlić prawdę.
Chociaż pan Remberto budził w nas chwilami dosyć mieszane uczucia, a jego niektóre uwagi zdecydowanie nam dokuczyły, ale nie miało to żadnego znaczenia. To był nasz klient i musieliśmy mu pomóc. Poza tym, widok jego błagającego o pomoc dla Rity był naprawdę poruszający. Wiedzieliśmy, że on musi ją naprawdę kochać. Wzruszyło to nas i jeszcze bardziej zachęciło do pomocy.
- Spokojnie, panie Remberto - powiedział Ash życzliwym tonem - Ja i Serena stawki mamy zawsze takie same i zawsze bierzemy zapłatę dopiero po wszystkim. Także na razie nie przewidujemy żadnych kosztów i nie musi nam pan płacić od razu. Póki co, jedynie potrzebujemy akt tej sprawy, wyników śledztwa i zeznań od wszystkich świadków w tej sprawie.
- Oczywiście, naturalnie. Pani Sanderson ma akta, użyczy wam ich.
Gerda skinęła głową na znak, że to prawda.
- A co do zeznań, to będziecie musieli przesłuchać osobiście świadków w tej sprawie - mówił dalej Remberto - Nie wiem tylko, czy wszyscy będą chcieli wam mówić o tej sprawie. Muszę też was uprzedzić, że komisarz Petri nie bardzo jest w tej sprawie obiektywny.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Po prostu z góry założył sobie, że moja ukochana jest winna i potem tylko się tej wersji trzymał podczas śledztwa. A dodatkowo prokurator jest tego samego zdania. Nie wiem, dlaczego obaj się uwzięli na biedną Ritę, ale nie chcą nawet o tym słyszeć, aby wznowić śledztwo. Dla nich wszystko jest jasne.
- W przypadku prokuratora, to wiem, dlaczego tak jest - powiedziała Gerda - To zatwardziały konserwatysta i ksenofob. Tutejsza społeczność to głównie Włosi i ludzie mieszkający tu od lat. Wszyscy nowi emigranci, którzy się tutaj osiedlają, nie są w jego oczach godni tego, aby to robić. Ponadto uważa, że wszystko, co złe na tym świecie pochodzi właśnie od obcokrajowców. No i nie zapominajmy o jego fanatyzmie religijnym. Dla jego katolickiego wychowania fakt, że ktokolwiek chce się rozwieść albo żyje w nieformalnym związku jest największym grzechem, a on jest biczem Bożym, który musi smagać takich grzeszników. Dziwne, że nie został z takimi poglądami duchownym, bo moim zdaniem minął się z powołaniem.
- A więc to takie buty - powiedział Ash - Rozumiem więc, że nie będzie łatwo się z nim dogadać.
- Z nim i z komisarzem - odparła Gerda - Sama nie wiem, który z nich jest w tym przypadku gorszy.
Chwilę potem, do domu pana Remberto weszły trzy osoby. Była to kobieta i dwójka dzieci. Kobieta była wysoka, szczupła i bardzo sympatyczna, szatynka w wieku tak około czterdziestu lat, ubrana w czerwoną sukienkę, posiadającą ładny i kształtny nos oraz z niebieskie oczy. Dzieci jej towarzyszące to byli chłopiec tak około czternastoletni oraz dziewczynka mająca może cztery latka. Chłopak był z wyglądu niezwykle podobny do swojego ojca, w zasadzie przypominał jego kopię, tylko młodszą. Ubrany był w niebieskie dżinsy, białą koszulkę i białe adidasy, a na nosie miał okulary. Dziewczynka z kolei była śliczną brunetką, jej włosy posiadały wręcz mocno czarny kolor. Ubrana była w niebieską sukienkę i białe buciki. Na widok Remberto podbiegła do niego radośnie i wpadła w jego ramiona.
- Tatuś! - zawołała słodkim głosem.
Mężczyzna podniósł ją na ręce i mocno przytulił ją do serca, pogłaskał czule jej włoski i ucałował delikatnie jej policzek. Następnie uśmiechnął się do kobiety i do chłopca, a gdy ten podszedł do niego, objął go czule drugą ręką i powiedział:
- Przyjaciele, poznajcie moje dzieci. To są Stanley i Jane. A to moja siostra, Julia Remberto. Julio, dzieciaki... To są Ash oraz Serena Ketchumowie, prywatni detektywi. Poprosiłem ich o pomoc w rozwiązaniu sprawy Rity.
- A więc to są ci detektywi, o których mówiła pani, pani Sanderseon? - spytała Julia i uśmiechnęła się do nas przyjaźnie - Nie obraźcie się, ale kiedy pani mecenas o was mówiła, to myślałam, że jesteście nieco starsi.
- Nie ty jedyna - stwierdził dowcipnie Remberto - To nie świadczy o mnie za dobrze, ale ja również tak myślałem.
- Och, Giuseppe. Mniejsza o ich wiek, jeżeli są najlepsi z najlepszych, jak to mówiła o pani Sanderson, to mniejsza już o ich wiek, choć mnie on zdziwił. Ale no cóż... Skoro są naszą jedyną nadzieją, to zostaje nam tylko w nich wierzyć. To ich tylko zmotywuje do działania.
Remberto skinął delikatnie głową na znak, że się zgadza z siostrą. Stanley zaś z uwagą przyglądał się nam, a jego twarz wyrażała niemały szok.
- Ash Ketchum? Ten Ash Ketchum? - zapytał po chwili.
- Jest tylko jeden Ash Ketchum - odpowiedział mu dowcipnie Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
- A skąd znasz Asha? - zapytałam.
- Jak to? Przecież jest Mistrzem Pokemon Ligi Kalos, a do tego jeszcze także prywatnym detektywem - odpowiedział mi Stanley takim tonem, jakby to nie tylko było oczywiste, ale powinno być oczywiste dla wszystkich.
- No proszę, chociaż jedna osoba nas tutaj zna - odpowiedział wesoło Ash - Poza Gerdą, oczywiście. To bardziej nas zmotywuje do odnalezienia sprawcy.
- Na pewno go znajdziecie. Wierzymy w was - powiedział Stanley.
Jego słowa oczywiście, sprawiły nam niemałą przyjemność. I przy okazji też zachęciły nas do działania. Bo skoro wszyscy tutaj, a zwłaszcza ten sympatyczny chłopiec wierzyli w nasze możliwości, musieliśmy zrobić wszystko, co się tylko da, aby ich nie zawieść.



C.D.N.

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...