Sekret Palermo cz. IV
Pamiętniki Sereny c.d:
Tak więc pożegnałyśmy się z Palermo, a ja wyszłam z jej gabinetu bardzo zadowolona z przeprowadzonej z nią właśnie rozmowy. Tak, miałam wszelkie powody do zadowolenia. W końcu dostałam od niej pozwolenie na działanie jako detektyw, a prócz tego poczułam, iż moja niechęć do Palermo minęła, zaś wszelkie niesnaski między nami już minęły, a w każdym razie wszystko na to wskazywało.
- Panienka do pani Palermo? - usłyszałam czyiś męski głos.
Spojrzałam przed siebie i zauważyłam tajemniczego mężczyznę około sześćdziesiątki, dość siwego, wysokiego, z fioletowymi oczami, zrośniętymi ze sobą brwiami i gładko ogoloną twarzą. Był to niezwykle elegancko ubrany człowiek i sprawiał naprawdę sympatyczne wrażenie. Uśmiechał się do mnie nad wyraz miło.
- Nie, ja właśnie wychodzę - odpowiedziałam mu - A pan do Palermo?
- Tak... Ja do Palermo. Musimy porozmawiać o bardzo ważnych dla nas sprawach.
- Aha... A więc to pan jest Francis Star?
- Do usług, moja droga - uśmiechnął się przyjemnie mężczyzna, lekko mi się kłaniając - Widzę, że Palermo ci o mnie mówiła.
- Wspomniała, iż macie spotkanie, dlatego już pana nie zatrzymuję, bo ja również mam swoje sprawy.
- A zatem nie zatrzymujmy się nawzajem, ale mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli okazję ze sobą porozmawiać. W końcu wszyscy przyjaciele Palermo są i moimi przyjaciółmi.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i odeszłam, gdyż nie chciałam kontynuować tej rozmowy, ale wolałam się z tym nie zdradzić. Zachowanie tego człowieka, podobnie jak i jego uśmiechnięta twarz budziły we mnie pewien niepokój, bo za bardzo przypominały mi kogoś, kto kiedyś o mało nie pozbawił mnie życia - Cary’ego Greneta, siedzącego obecnie w szpitalu dla wariatów za nękanie Dianthy i próbę zabicia mojej skromnej osoby. Ten łajdak uśmiechał się w bardzo podobny sposób, co Star, choć oczywiście dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, iż nie mogę z tak błahego powodu kogokolwiek potępiać. Wolałam jednak chwilowo, biorąc tutaj pod uwagę wszystkie okoliczności, jakich się dowiedziałam od Palermo, nie wdawać się w jakieś bliższe relacje z tym człowiekiem.
Ano właśnie, Palermo. Muszę przyznać, że jej ostatnie słowa naprawdę mi się spodobały. Dzięki nim osoba mojej ex-mentorki w świecie sławy ukazała mi się teraz jako zupełnie inna osoba niż ta, którą znałam do tej pory. Uświadomiłam sobie też, jak wielkie miałam szczęście, bo przecież mogłam skończyć tak samo, jak ona, czyli bogata, sławna, z rzeszą fanów, ale także psychofanów i prześladowców. Byłabym skazana na samotność, bez prawdziwych przyjaciół i bez Asha. Ale dokonałam innego wyboru i zdecydowałam się posłuchać serca, które ciągnęło do Asha.
Pamiętam ten wieczór, kiedy zdecydowałam się zmienić całe swoje życie na lepsze. Nie mogłam wtedy zasnąć, dlatego kręciłam się po parku przed Centrum Pokemon. Choć pozornie sprawa wydawała się prosta, to jednak wciąż nie byłam w stanie się zdecydować, czy faktycznie porzucić karierę artystki. Przecież tak pragnęłam zostać Królową Kalos i udowodnić wszystkim, że mam marzenie, swój własny cel w życiu, do którego umiem dążyć skutecznie. Chciałam, żeby Ash był ze mnie dumny, a moja mama przyznała, że dokonałam słusznego wyboru. W sumie kusiło mnie, żeby mimo wszystko dalej dążyć do zostania Królową Kalos, jednak ostatecznie odrzuciłam ten pomysł i dobrze zrobiłam. W końcu nie wiem, jakby wtedy wyglądało moje życie. Co wtedy stałoby się z moim uczuciem do Asha, gdybym jednak pozostała Artystką i dalej robiła swoje? Czy wtedy nadal walczyłabym o jego serce? Czy zależałoby mi na tym by dalej z nim być?
Przypominam sobie, że sam Ash, choć wspierał mnie w moich planach (tak samo, jak ja jego w walkach o odznaki i w drodze do Ligi Kalos), to jednak w jednej rozmowie ze mną z tamtego okresu zwrócił mi uwagę, że przestałam być sobą - prawdziwą sobą. Te słowa dźwięczały mi mocno w uszach i nie dawały mi spokoju, gdy zastanawiałam się, jaką mam podjąć decyzję. Siedząc w tym parku i rozmyślając musiałam chyba zasnąć, bo miałam pewien dziwny sen. Nie mogę go sobie teraz przypomnieć, jednak pamiętam, że słyszałam w nim dziwny, ale też przyjazny głos, który mnie zachęcał do pójścia za głosem serca. Kiedy się ocknęłam, to byłam już w łóżku w Centrum Pokemon, a obok mnie siedział Ash. Okazało się, Ash że niepokoił się o mnie, gdyż długo nie wracałam, więc poszedł mnie szukać i zastał mnie na ławce, po czym zabrał mnie na rękach do Centrum i położył do łóżka. Zapytałam go wówczas, czy nie mówiłam może przez sen czegoś dziwnego, ale on odparł, że nie. Powiedział, że spałam tak słodko, iż żal było mnie budzić, dlatego wziął mnie ostrożnie na ręce i zabrał do Centrum Pokemon. Poczułam wtedy w sercu ogromne ciepło i wdzięczność do niego. Ash zawsze martwił się i troszczył o mnie, jak nikt inny.
Po tej sytuacji wiedziałam już, co muszę zrobić. Wiedziałam, że jeżeli odrzucę swoje uczucie do niego, to będę tego żałować do końca życia. Porzuciłam więc karierę artystki, wróciłam do dawnego wyglądu i stałam się znowu tą Sereną, którą byłam przedtem. Choć nie... Nie do końca tą samą. Pewne sprawy zmieniły się we mnie na zawsze, gdyż nigdy przedtem nie czułam takiej pewności siebie i odwagi, jaką czułam wówczas, kiedy odzyskałam swoje utracone ja. Wiedziałam, że odtąd już nigdy nie poddam się i będę walczyć o to, czego pragnę, a wtedy najbardziej pragnęłam bycia z Ashem, które to marzenie (jak wam wiadomo) spełniło się.
Dziwne, ale na wspomnienie owego tajemniczego snu, który mi się wtedy przyśnił, poczułam w sercu jakiś dziwny niepokój. Tak, jak i na samo wspomnienie tego tajemniczego głosu, który we śnie do mnie przemówił. Właściwie, to dlaczego miałam taki sen? Czyżby to była kolejna sprawka Przedwiecznych? Nasza niedawna wizyta u Chronosa zdawałaby się niejako potwierdzać tę hipotezę, gdyby nie jeden drobny szczegół - mianowicie przemawiający do mnie głos był inny niż głos Chronosa. Do kogo mógł należeć? Do Hypnosa, jego brata zsyłającego sny? Czy do kogoś zupełnie innego? Żałuję, że podczas naszej ostatniej wizyty w pałacu władcy czasu nie zapytałam go o to.
Ani się nie spostrzegłam, kiedy tak rozważając sobie to wszystko w głowie zaczęłam iść ulicami miasta w kierunku nie tyle Centrum Pokemon, co po prostu pierwszym lepszym, jaki tylko mi się nawinął. Nie chciałam wtedy jeszcze wracać do swego pokoju, wolałam jeszcze pochodzić po mieście i rozważyć to, co usłyszałam od Palermo. Po drodze dostrzegłam cukiernię, więc poszłam tam, usiadałam przy stoliku na tarasie i zamówiłam sobie ciasto, będące miejscowym przysmakiem, a gdy już mi go wręczono, to zaczęłam powoli jeść, jednocześnie patrząc przed siebie na jeden ze stolików, do którego właśnie dosiadła się jakaś parka - młody mężczyzna i młoda kobieta. Mężczyzna siedział plecami do mnie i nie widziałam go za dobrze poza tym, że miał on brązowe włosy i musiał wzbudzić bardzo pozytywne emocje w osobie towarzyszącej mu kobiety, która uśmiechała się do niego. Jej strój oraz okulary mocno osadzone na nos były mi doskonale znane, podobnie jak i twarz owej osoby.
- Aria? - spytałam samą siebie w myślach - Tutaj? Z jakimś facetem? To ciekawe.
Aria dostrzegłam mnie i była wyraźnie zdumiona moją obecnością w tym miejscu, podobnie jak ja jej. Przeprosiła na chwilę faceta i podeszła do mego stolika, siadając przy nim.
- Co ty tu robisz, Sereno?
- Mogłabym cię zapytać o to samo, Ariano, ale chyba nie trzeba, bo obecność tego pana mówi sama za siebie.
Aria zarumieniła się lekko i powiedziała:
- Wiesz, mam chwilowo małą przerwę przed kolejnymi zawodami, także pomyślałam sobie...
- Ariano, proszę cię - przerwałam jej tę tyradę - Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. To, co robisz jest tylko i wyłącznie twoją sprawą, a mnie nic do tego. Przecież nie robisz nic złego. Ale zapytam cię tak z czystej ciekawości... Czy on wie, kim naprawdę jesteś?
Aria zarumieniła się lekko, a ja pokiwałam lekko głową, uśmiechając się przy tym ironicznie.
- Tak też myślałam. Jak sądzisz, jak zareaguje, kiedy się dowie? Bo przecież kiedyś dowie się prawdy.
- Prawdę mówiąc, to... Ja o tym nie myślałam. Nie zastanawiałam się nad tym tak dogłębnie.
- A powinnaś - powiedziałam do niej nieco pouczającym tonem, który sam mi się cisnął na usta - Nie możesz go wiecznie oszukiwać. Kiedyś w końcu pozna prawdę. I co wtedy? Chyba lepiej, aby ją usłyszał od ciebie niż od kogoś innego.
- Wiem o tym i muszę mu w końcu ją powiedzieć, ale...
- Ale co?
- Ale sprawa nie jest taka prosta, Sereno.
- Jak dla mnie jest bardzo prosta, Ariano... Ale przecież nie jestem od tego, aby cię oceniać. Zrobisz, jak uznasz za słuszne.
- Dzięki, Sereno. A jak rozmowa z Palermo? Dowiedziałaś się od niej czegoś istotnego?
- Tak, choć nie jestem pewna, jak mam to rozumieć. Za wiele jest pytań bez odpowiedzi.
- A Palermo? Pogodziłaś się z nią?
- Chwilowo tak, ale nie wiem, czy wyjdzie z tego przyjaźń. Czas pokaże.
Aria uśmiechnęła się do mnie i powoli wróciła do swojego stolika i swojego faceta, a ja zjadłam swoje ciasto, zapłaciłam i poszłam się przejść, dalej rozmyślając nad tym, co dzisiaj miało miejsce.
Nie wiem, jak długo spacerowałam po okolicy, ale podczas tego oto spaceru ponownie natknęłam się na Francisa Stara. Rozmawiał on z jakimś człowiekiem, ale na mój widok rzucił coś o tym, iż pogadają później, po czym podszedł do mnie z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy i powiedział:
- Witam panienkę! Jak pani mija dzień?
- Dziękuję, bardzo dobrze - odpowiedziałam mu.
Jakoś nie bardzo miałam ochotę na rozmowę z nim, ale też wolałam mu tego nie okazywać.
- Proszę mi wybaczyć, moją śmiałość, ale znam Palermo od dawna i znam osoby, które bardzo często u niej bywają, ale nie przypominam sobie, aby pani wcześniej u niej bywała. Czy słuszne jest moje przypuszczenie, iż bywała pani u niej rzadko?
- Owszem - odpowiedziałam jej - Właściwie, to prawie wcale. Ledwie się znamy, dlatego... Sam pan rozumie.
To mówiąc uśmiechnęłam się przyjaźnie, próbując zamaskować mój lekki niepokój.
- Rozumiem panią - stwierdził Francis Star - Palermo wspominała mi o różnych początkujących Pokemonowych Artystkach, które często szukają u niej protekcji. Jest panienka jedną z nich?
Nie mając lepszej odpowiedzi, a nie chcąc zdradzać prawdziwego celu, przyznałam, że owszem i nawet mam dość spore szanse, aby otrzymać ową protekcję.
- Bardzo mnie to cieszy - odpowiedział na to Francis Star - Palermo to jedna z najlepszych osób, do których mogą się zgłosić przyszłe Artystki. Zawsze jest chętna do pomocy, zawsze lubi wspierać rozwijające się młode, samorodne talenty. Jeśliby więc panienka by sobie tego zażyczyła, to mogę również pomóc panienkę rozsławić. Co jak co, ale na dobrej reklamie, to ja się dobrze znam. Niejeden raz robiłem reklamę protegowanym Palermo.
Muszę przyznać, że wesołe usposobienie Stara oraz jego wylewność wydały mi się nieco podejrzane. Facet, choć w ogóle mnie nie znał, był dla mnie niezwykle milutki i zarazem też bardzo dociekliwy. Powiem więcej - zachowywał się tak, jakbym była niemal boginią, a on zamierzał wyciągnąć ze znajomości ze mną jak największe korzyści. Do tego jeszcze ta jego chęć pomocy, o której paplał. To wszystko wydawało mi się nieszczere i bardzo sztuczne. Ponownie przypomniał mi się wtedy Cary Grenet. Brr! Na samo wspomnienie tego typka ciarki mnie przechodzą. Być może jestem nieco przewrażliwiona na tym punkcie, ale ostrożności nigdy za wiele. Dlatego uznałam, że lepiej będzie zakończyć tę rozmowę.
Grzecznie przeprosiłam więc Francisa Stara i mówiąc, że muszę już iść ruszyłam przed siebie. Odetchnęłam z ulgą, kiedy już ten podejrzanie miły człowieczek zniknął za horyzontem. Skierowałam swoje kroki do Centrum Pokemon mając nadzieję, że Ash i Lillie już tam są. Bardzo chciałam, abyśmy wymienili się swoimi odkryciami. Wiedziałam, iż na pewno oboje będą mieli mi coś ciekawego do powiedzenia, a ja ze swojej strony chętnie opowiem im wszystko, łącznie z moimi obawami odnośnie owego Francisa, ponieważ poczułam, że być może właśnie mamy drugiego podejrzanego. Ciekawiło mnie, jak poszło Ashowi i Lilie, a także to, czy Louis zdobył się na taką samą wylewność, co Palermo? Prawdę mówiąc, to miałam nadzieję, że tak. Może to głupie, ale poza chęcią dorwania tego ohydnego łajdak, który szantażował Palermo miałam szczerą nadzieję, że Louis nadal żywi do Palermo uczucie. Wiem, że zabrzmię jak ostatnia romantyczka, ale mimo wszystko (podobnie jak i May) bardzo lubię, kiedy na świecie przybywa nieco więcej miłości.
***
Ash i Lillie powrócili nieco przede mną do Centrum Pokemon i oboje czekali już na mnie. Chciałam od razu omówić z nimi wszystko, co razem odkryliśmy, ale Ash uznał, iż tutaj ściany mogą mieć uszy i lepiej będzie poprowadzić rozmowę w jakimś miejscu publicznym, a najlepiej na takie miejsce nadaje się dobrze nam znana restauracja, której właściciel uwielbiał wystawiać muzyczne pokazy, a zwłaszcza wieczorami, choć i w dzień się one zdarzały, ale najczęściej w weekendy. Ponieważ był już wieczór, to mieliśmy okazję zobaczyć występy muzyczne kilku zatrudnionych tam artystów, a wśród nich także naszego dobrego znajomego Lionela Montany i partnerującej mu jak zwykle Miette. Lionel najczęściej występował w piosenkach z musicali oraz w piosenkach rewiowych z lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku, gdyż takie lubił najbardziej. Tym razem także tak było. Lionel wyszedł na scenę i w towarzystwie tańczących wokół niego Miette, Frogadiera oraz Meowstica zaśpiewał:
W Paryżu pewien muzyk młody,
Co w biedzie żył od wielu lat,
Za głosem idąc nowej mody,
Raz przy pianinie sobie siadł.
I od niechcenia skomponował
Piosenkę dla najdroższej swej
I rzekł: „Oto piosenka nowa,
Więc dziś ją jeszcze śpiewać chciej”.
Tej nocy cały Moulin Rouge
Z pieśniarką nową nucił już:
Refren zaśpiewała Miette, uśmiechająca się wesoło i widać będąca w swoim żywiole.
Nazywam się Titine.
Titine! Ach, Titine!
Kto poznał tę dziewczynę,
Pokochać musi ją.
Pragnienie ma jedyne
Titine! Ach, Titine!
Mieć szczęścia odrobinę.
Mieć pierwszą miłość swą.
A-a-a!
A-a-a!
Lionel uśmiechnął się do niej radośnie, po czym zaśpiewał:
Na pełnym wdzięku tym refrenie,
Co obiegł wkrótce cały świat,
Wzbogacił muzyk się szalenie
I nut sobie otworzył skład.
A w Kalos ta piosenka miła
Zabawy rozpoczęła szał,
Raz na dancingu się zjawiła.
Gdzie Murzyn ją zaciekle grał.
Tańczyło wkoło dwieście par.
A Murzyn się szatańsko darł:
I tym razem Lionel zaśpiewał refren, głośno przy tym krzycząc:
I love you, little Titine!
Titine! Ou, Titine!
I love you, little Titine,
Bądź ze mną sam na sam!
Dla tobie gram, Titine.
Five dollars za godzinę.
Titine! Ou, Titine!
Na saksofonie gram.
O-o-o!
O-o-o!
Potem Lionel przybrał już spokojny ton i zaśpiewał kolejną zwrotkę tak samo, jak poprzednie:
A panna Rózia z panem Konem
Tańczyła shimmy całą noc
I wachlowała tłustym łonem,
Suwała nóżką niby kloc.
Miette zaśmiała się, zarzuciła ręce na szyję Lionelowi i czułym tonem zaśpiewała dalszy ciąg:
Morysiu, ta piosenka nowa
Coś dziwnie na mnie działa tak,
Ja jestem perwers-rafinowa,
I mnie Paryżu tylko brak.
Pojedźmy razem do Paris,
Posłuchaj, co ja powiem ci:
Potem Miette puściła chłopaka i zaśpiewała, wyginając się przy tym w tańcu w zalotny sposób:
Nazywaj mnie Tytyne,
Tytyne! Oj, Tytyne!
Znasz moją wszak rodzinę,
Rodzinę Szwindelson.
Pragnienie ma jedyne
Tytyne! Oj, Tytyne!
Wyjść zamąż odrobinę
Za Maurycego Kon.
Oj-oj-oj!
Oj-oj-oj!
Lionel zaśmiał się do niej i podrygując lekko w towarzystwie swojego Frogadiera zaśpiewał:
Po dwóch tygodniach pół Warszawy
Śpiewało nową piosnkę już.
Tańcował ją sam Antek Klawy
I grał ją na harmonii stróż.
„Te - Antek mówi do swej damy -
Tańcujmy shimmy ile tchu!
No, nie rób ważnej, zaczynamy,
Pst! Panie klapemajster, lu!”
Wprost Mańka mierzy go i wspak
I gnąc się w biodrach, mówi tak:
Miette, wyginając się przy tym mocno w biodrach, zaśpiewała:
Nazywam się Cicine.
Cicine! Och, Cicine!
Nie każdy tę dziewczynę
Brać może de paché.
Dostajesz, Antek, trynę,
Mój bracie od Cicine.
Od dzisiaj na hrabinę
Twa Mańka zmienia się!
A-a-a!
A-a-a!
Potem Lionel, uśmiechając się wesoło do widowni, zaśpiewał:
I całą naszą tę krainę,
Od Lumiose, aż po morza brzeg.
Opętał dernier cri - „Titine”,
Po prostu cały kraj się wściekł.
I katarynki, gramofony,
Puzony, bębny w mol i dur,
Te jedne wydawały tony,
Piekielny jakiś tworzą chór.
Więc na was teraz wielki czas,
Zanućcie wszyscy, wszyscy wraz:
Chwilę później wszyscy goście wraz z artystami zaśpiewali:
Nazywam się Titine.
Titine! Ach, Titine!
Kto poznał tę dziewczynę
Pokochać musi ją.
Pragnienie ma jedyne
Titine, ach, Titine,
Mieć szczęścia odrobinę
Mieć pierwszą miłość swą.
A-a-a!
A-a-a!
Gdy występ dobiegł końca, widownia uhonorowała go wielką burzą oklasków, które były jak najbardziej zasłużone, bo przecież występ był po prostu rewelacyjny, jak zawsze zresztą, dlatego nasi artyści mieli powody, aby być zadowoleni i kłaniać się publice, gdy ta ich oklaskiwała.
- Naprawdę uważasz, że tutaj powinniśmy rozmawiać? - zapytałam Asha po chwili.
- Oczywiście, że tak - uśmiechnął się do mnie mój ukochany, niczym Holmes do Watsona, gdy tłumaczył mu coś oczywistego dla siebie - Tutaj trudniej jest nas podsłuchać.
- Słusznie, tutaj jest sporo gwaru i on tłumi nasze słowa - zauważyła Lillie, kiwając potakująco głową.
- Tak, ale i nam trudniej rozmawiać... Chociaż pewnie masz rację, Ash - powiedziałam z lekkim powątpiewaniem.
- To sama prawda. Mówią, że nigdzie nie można liczyć na większą dyskrecję niż w miejscu publicznym. Zwłaszcza, jeśli chodzi o rozmowy - uśmiechnął się do mnie Ash.
- Brzmi sensownie - pokiwałam potakująco głową, nie chcąc ciągnąć tego tematu - A więc omówmy teraz, co ustaliliśmy. Może ja zacznę.
Moi rozmówcy nie mieli nic przeciwko temu, dlatego dokładnie im opowiedziałam, czego dowiedziałam się od Palermo, a do tego jeszcze wspomniałam o osobie Francisa Stara i tym, że wydaje mi się on być bardzo podobny z zachowania do Cary’ego Greneta.
- Naprawdę, jego zachowanie budzi mój niepokój - powiedziałam na zakończenie mojej historii - On jest moim zdaniem jakiś dziwny. Widzi mnie pierwszy raz na oczy, a już się uśmiecha, już robi przyjazne minki i już oferuje mi swoją pomoc. Naprawdę bardzo dziwne.
- Wiesz, nie możemy wszystkich oceniać jedną miarką - zauważyła Lillie - Choć ten koleś przypomina mi ludzi, o których mówiła mi mama.
- To znaczy?
- Ludzi, którzy zaczepiali na ulicy młode i ładne kobiety, uwodzili je, zapraszali na obiad, częstowali czymś, co było nafaszerowane narkotykami, a potem je okradali, a niekiedy nawet i porywali i sprzedawali... Wiecie, gdzie.
- Domyślamy się - powiedział Ash - Ale raczej ten koleś na takiego nie wygląda, ale rzeczywiście, jego zachowanie może budzić niepokój, dlatego lepiej będzie, jeśli zachowamy ostrożność, ale tak, żeby nie wyglądało na to, abyśmy ją zachowywali. Jeśli to niebezpieczny wariat, to lepiej, aby nie wiedział, że my to odkryliśmy. A jeśli to niewinny człowiek, to tym bardziej nie powinien wiedzieć o naszych podejrzeniach.
- Słusznie - pokiwałam potakująco głową - A wy co odkryliście u tego całego dyrektorka?
Ash i Lillie opowiedzieli nam o spotkali z Louisem Stuartem, podczas, gdy Pikachu i Buneary wcinali właśnie zamówiony dla nich posiłek. Ja zaś wysłuchałam uważnie relacji ze spotkania z dyrektorem Liceum Pokemon i rozważałam w głowie każde jego słowo.
- Uważacie, że on może być winien? - spytałam.
- Nie jesteśmy pewni - odpowiedziała Lillie - Wydaje się być naprawdę przejęty, ale przecież może udawać.
- Jego zachowanie mogło być dobrze przygotowanym przedstawieniem dla ewentualnych śledczych - zauważył Ash - Ale nie wiem, czy posunąłby się on do czegoś takiego. W końcu jest dyrektorem szanowanej placówki naukowej. Trudno powiedzieć, czy ryzykowałby tak dla wiele dla urażonej dumy. Przecież, gdyby sprawa wyszła na jaw, a on był winien, to by jego kariera naukowa legła w gruzach.
- Może nie myśleć racjonalnie - stwierdziłam.
- Tak, to możliwe - odpowiedział mi Ash - Ale równie dobrze to może być ktoś inny. Lillie zasugerowała mi, aby sprawdzić w Internecie, kto się wypowiada głośno w sposób negatywny o Palermo. Być może pośród tych ludzi jest nasz sprawca.
- To możecie szukać w nieskończoność, bo założę się, że takich ludzi jest cała masa - zauważyłam ironicznie.
- Być może, ale my szukamy takiej osoby, z której wypowiedzi bije czysta nienawiść - stwierdził Ash - Takiej, która bez najmniejszego wahania mówi o Palermo to, co o niej myśli, a myśli o niej jak najgorzej.
- Wiesz... Zwykle ludzie, którzy się wypowiadają w Internecie czy też wykrzykują publicznie swoją nienawiść, na tym tylko poprzestają. Rzadko kiedy tacy ludzie posuwają się do czynów, ponieważ nie mają na to odwagi i wyżywają się przez negatywne wpisy lub wrzaski.
- Tak, ale jak sama mówisz, wyjątek od reguły zdarza się rzadko, ale nie jest niemożliwy. Lepiej więc, abyśmy sprawdzili wszystkie możliwe tropy.
- Więc trzeba zdobyć te informacje.
- Max już się tym zajmuje. Ma mi je przekazać telefonicznie jutro wieczorem albo pojutrze wieczorem, jeśli sprawa się przedłuży, ale znając Maxa raczej się nie przedłuży.
Z zadowoleniem wysłuchałam tych słów, ponieważ bardzo mnie one ucieszyły. Ash powierzył to zadanie właściwej osobie, więc byłam pewna, iż prędko otrzymamy informacje.
- Witamy państwa po przerwie - powiedział wesoło dyrektor lokalu, stając przed mikrofonem - A teraz z lat trzydziestych przechodzimy do nieco późniejszych, do czasów, które to wielu z nas może jeszcze pamiętać. Teraz nasz zespół zaśpiewa piosenkę „Naj story“. Proszę o gorące brawa!
Chwilę później na scenę wstąpił niewielki zespół muzyczny i zaczął grać dobrze nam znane takty i już po chwili kilka par wyszło na parkiet, aby zatańczyć, a Ash i ja byliśmy jedną z tych par. Zespół zaś zaśpiewał:
Twarz dobrze znam, lecz to nie ty!
Oo! Oo! Oooo!
Dlaczego tak zmieniłaś się?
Jesteś inna.
Bądź sobą, bardzo proszę.
Oo! Oo! Oooo!
A było nam tak bardzo naj...
Oo! Oo! Oooo!
Naj-naj-najpiękniejszą byłaś tam.
Naj-naj-najwspanialej całowałaś
Gorący piach, słońce w twarz,
A wiatr do tańca grał.
Ooo! Ooo! Ooo!
Ooo! Ooo! Ooo!
Pieniądze masz, bo on je ma.
Oo! Oo! Oooo!
Zapytaj mnie, to ci powiem
Co to jest warte...
Rozmieniasz się na grosze.
Oo! Oo! Oooo!
A było nam tak bardzo naj...
Oo! Oo! Oooo!
Naj-naj-najpiękniejszą byłaś tam.
Pisałem wiersze.
Naj-naj-najwspanialej całowałaś
Gorący piach, słońce w twarz,
A wiatr do tańca grał...
Ooo! Ooo! Ooo!
Ooo! Ooo! Ooooo!
Choćbyś chciała zapomnieć mnie...
Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć.
Nie uciekniesz od tego nie!
Nie, nie, nie, nie!
Nie, nie, nie, nie!
Ooo! Ooo! Ooo!
Ooo! Ooo! Ooo!
Ooo! Ooo! Ooo!
Ooo! Ooo! Ooooo!
Naj-naj-najpiękniejszą byłaś tam.
O jutro nie pytałaś.
Oo! Oo! Oooo!
Naj-naj-naj
Najwspanialej było nam.
Pisałem wiersze.
Naj-naj-naj
Najwspanialej całowałaś.
Tańczyliśmy czule pod rytm tej piosenki, a wśród par, które tańczyły obok nas zauważyłam Arię w swoim stroju incognito, jak tańczy z jakimś bardzo przystojnym, młodym mężczyzną, elegancko ubranym, o brązowych włosach, gładko ogolonej twarzy i niebieskich oczach. Wyglądał naprawdę bardzo przyjemnie. Aria zdziwiła się, kiedy mnie zobaczyła tańczącego z Ashem, a ja i mój luby (który również dostrzegł naszą przyjaciółkę) lekko się im ukłoniliśmy, pochylając delikatnie głowę. Pokemonowa Artystka była bardzo zdumiona naszą obecnością, ale podobnie, jak jej partner (który w przeciwieństwie do niej wcale nie był niczym przejęty) odwzajemniła nam to powitanie w postaci lekkiego uchylenia głowy.
***
Zgodnie z przewidywaniami Asha Max zdobył niezbędne dla nas informacje już następnego wieczoru, więc kiedy zadzwoniliśmy do domu państwa Hameron, czekał na nas bardzo z siebie zadowolony.
- Witaj, szefuńciu! - zawołał radośnie - Mam informacje, na których tak ci zależało. Liczę, że ci się one na coś przydadzą.
- Na pewno mi się przydadzą, to więcej niż pewne - powiedział Ash z wielkim zadowoleniem w głosie - Wiedziałem, że na ciebie mogę liczyć. To mów, co tam masz.
- A więc przeryłem dokładnie cały Internet wzdłuż i wszerz. Nawet nie pytaj, ile czasu mi to zajęło...
- Dobra, nie pytam. To, co odkryłeś?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Odkryłem, że ta cała Palermo, to niezła jędza. Ludzie jakoś niezbyt ją lubią i wypisują o niej wiele nieprzyjemnych rzeczy.
- Też mi odkrycie. Tyle to wiem sama - rzuciłam ironicznie - Lepiej powiedz coś, czego nie wiemy.
- Wiesz, ile jest trzydzieści pięć do sześcianu? - Max uśmiechnął się w złośliwy sposób.
- Powiedz coś, czego nie wiemy, ale na temat, jeśli łaska - mruknęłam nieco poirytowana.
Nasz drogi haker zachichotał dowcipnie, po czym spojrzał na Asha i powiedział:
- Ta twoja niunia jest dzisiaj strasznie nerwowa, mon capitaine.
- Tak się czasami zdarza - rzucił dowcipni Ash - Ale mów po kolei. Czego się jeszcze dowiedziałeś?
- Dowiedziałem się, że Palermo, chociaż ma wielu krytyków, to jednak ma jednego naprawdę wielkiego arcy-krytyka.
- Poważnie? - zapytałam zainteresowana - A kto to taki?
- Niejaka Amelia, podobno artystka i to z wyższych sfer. Ale trudno w to uwierzyć, bo w swoich wypowiedziach to posługuje się takimi epitetami, że proszę siadać.
- Dziękuję, postoję - rzuciłam zamyślona - Ciekawe. Amelia, mówisz?
- Tak. Znasz ją? - spytał Max.
- A i owszem... Z dawnych czasów - powiedziałam zamyślonym tonem - Ale prawdę mówiąc, to nie znałam ją od tej strony. Co dokładniej ona tam wypisuje o Palermo?
- Najróżniejsze rzeczy - odpowiedział mi Max - Założyła nawet na ten temat specjalnego bloga, na którym wypisuje różne bardzo niemiłe rzeczy o ludziach, których nie lubi. Palermo ma tam kilka osobnych kolumn z całą tyradą zarzutów wobec siebie, a już najmocniej się jej obrywa za to, że rzekomo zniszczyła karierę Amelii.
- To bardzo ciekawe - powiedział Ash, lekko masując sobie palcami podbródek i spojrzał na mnie oraz Lillie - Wiecie, jak to się nazywa, moje panie?
- Chyba motyw, mój panie - odpowiedziała mu żartobliwie Lillie.
- Dokładnie tak - potwierdził mój luby, kiwając lekko głową i spojrzał na ekran telefonu, na którym widać było wciąż postać Maxa - To bardzo ważne dla nas informacje. Poszperaj w Internecie jeszcze i dostarcz nam czegoś. Spróbujemy zadzwonić do ciebie jutro wieczorem. Jeśli będziesz do tego czasu coś miał, przekaż mi to.
- Możesz na mnie liczyć, szefuńciu! - zawołał Max, salutując przy tym Ashowi - Trzymaj się i do zobaczenia.
Na tym zakończyliśmy rozmowę.
- No i co wy na to? - spytał Ash, patrząc na nas uważnie.
- Jak dla mnie, to ja bym chętnie złożyła tej całej Amelii wizytę - powiedziała Lillie.
- Ja również bardzo chętnie to zrobię - dodałam.
- No, to sprawa załatwiona - odpowiedział mój ukochany, wyjmując z plecaka swój strój detektywa - Idziemy tam!
***
Dobrze pamiętałam Amelię. Była ona wysoką posiadaczką brązowych i dość fantazyjnych włosów, fioletowych oczu, małego oraz bardzo zadartego nosa, jak i również niesamowicie wielkiego ego. Miała się zawsze za nie wiadomo kogo, a do tego uważała, że posiada wielki talent do wszystkiego, za co się zabierze. Nie będę kłamać, talent rzeczywiście posiada, ale prócz tego też posiada paskudny charakter, który w połączeniu z jej niewątpliwą urodą nie był zbyt dobrą mieszanką, ale chyba dość często. W końcu już niejeden raz zdarzało się tak, że piękne kobiety są zarozumiałe i wredne. Niestety, w jej przypadku piękno szło w parze z paskudnym charakterem, przez co doskonale wiedziałam, że co jak co, ale łatwo, to z nią nam nie pójdzie.
Ustalenie, gdzie obecnie przebywa nasza jakże droga Amelia nie było żadnym problemem. Łatwo wydedukowaliśmy, że taka gwiazdeczka jak ona, to raczej nie będzie się bratać z pospólstwem i przebywać w zwykłym Centrum Pokemon - raczej wybierze naprawdę bardzo dobry, wysokiej klasy hotel. W Lumiose jest kilka hoteli, ale my wybraliśmy ten o najlepszej renomie i zarazem najwyższych cenach, po czym zapytaliśmy w recepcji o Amelię. Kobieta odpowiedziała nam, że artystka rzeczywiście się tutaj zatrzymała, ale ona nie jest pewna, czy powinna nam mówić, w którym pokoju przebywa. W końcu jednak uległa prośbom Asha, aby zadzwonić do Amelii i przekazać jej, iż ktoś chce się z nią widzieć. Kobieta nie była przekonana, ale zrobiła to, a potem przekazała nam, że Amelia nie jest w nastroju do przyjmowania gości, ale spełni naszą prośbę i łaskawie udziela nam audiencji. Słowo „audiencja“ niezbyt nam się podobało, ale oczywiście zachowaliśmy to dla siebie, bo nie chcieliśmy, aby Jej Szacowność zmieniła zdanie w sprawie rozmowy z nami i odesłała nas z kwitkiem.
Weszliśmy do środka pokoju, w którym przebywała Amelia. Tam zaś zastaliśmy naszą drogą artystkę w szlafroku i z ręcznikiem na głowie. Po jej wyglądzie, a także po unoszącym się wokół zapachu mydła i szamponu łatwo wywnioskowaliśmy, iż dopiero co musiała ona wziąć kąpiel i nie była wcale zachwycona tym, że musi z nami rozmawiać.
- Mówcie krótko i do rzeczy, bo nie mam specjalnie czasu dla was. Czego chcecie? - spytała opryskliwym tonem.
- No, grzeczna to ty nie jesteś, a więc jak widzę, nic się nie zmieniłaś, droga Amelio - powiedziałam złośliwie.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdumiona, lekko mrugając powiekami.
- My się znamy? - spytała.
- Oczywiście - odpowiedziałam jej - Już nie pamiętasz? Jestem Serena.
Amelia przyjrzała mi się bardzo uważnie i nagle uśmiechnęła się w sposób co najmniej złośliwy, jeśli nie gorzej.
- Ach, tak! Teraz sobie przypominam! Koleżanka po fachu! Choć teraz to chyba już nie, bo z tego, co słyszałam, to ty podobno zmieniłaś już fach i zajmujesz się wlepianiem mandatów przechodniom.
To mówiąc spojrzała ironicznie na Asha i dodała:
- A ty co? Z planu filmowego się urwałeś?! Nie wiesz, że ten ciuch wyszedł z mody jakoś tak sto lat temu? I jeszcze ta szpada u boku. Z jakiej bajki się urwałeś? Z mieszaniny muszkieterów i Holmesa?
Mówiąc te słowa patrzyła z wyraźną pogardą na detektywistyczny strój Asha i wiszący u jego boku rapier. Buneary zapiszczała gniewnie, słysząc jej słowa, zaś Pikachu wypuścił z policzków kilka iskierek. Mój luby jednak spokojnie zniósł kpinę wypowiedzianą przez tę jędze i powiedział:
- To jest mój strój roboczy. Jestem prywatnym detektywem, a Serena to moja dziewczyna i zarazem asystentka.
- Poważnie? - Amelia patrzyła na niego z wyraźną kpiną w oczach - Wiesz, wydajesz mi się trochę jakby znajomy.
- Kiedy Serena była artystką, to podróżowałem razem po Kalos.
- Ach, tak! Coś już sobie przypominam! To ty szlajałeś się za nią bez przerwy. A ta blondi w bieli to kto taki?
- To moja kuzynka, Lillie.
- Też jest detektywem?
- Kimś w tym rodzaju.
Lillie delikatnie dygnęła, jednak po jej minie widziałam, że nie jest ani trochę zachwycona rozmową z Amelią. Prawdę mówiąc, to jakoś wcale się jej nie dziwiłam.
- Aha... To ciekawe - powiedziała po chwili Amelia, patrząc na nas z wyraźną pogardą - Posłuchajcie, ja naprawdę nie jestem teraz w wielkim nastroju do rozmów. Przyjęłam was jednak, dlatego mówcie szybko, o co chodzi, a potem idźcie sobie.
- Dobrze, będę się więc streszczał - rzekł Ash, przyjmując postawę prawdziwego śledczego - Wynajęła nas Palermo w sprawie pewnych dość nieprzyjemnych, anonimowych listów, które dostaje, a w których ktoś grozi jej śmiercią.
Ash oczywiście trochę ubarwił całą historię, ale uznał, iż lepiej jest nie wspominać o szantażu. Jeśli Amelia jest niewinna, to nie powinna wiedzieć o tej sprawie. A jeśli jest winna, to tym bardziej nie powinna wiedzieć.
- Poważnie? Palermo dostaje takie listy? - uśmiechnęła się ironicznie Pokemonowa Artystka - Wiecie, jakoś wcale mnie to nie dziwi. Ta wredna, głupia i zarozumiała baba już dawno sobie zasłużyła na takie listy. I wiecie co? Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby ktoś ją zaciukał.
- Chyba nie mówisz tego poważnie - powiedziałam nieco zaszokowana tym, co właśnie usłyszałam, ponieważ z jej słów biła prawdziwa nienawiść, której się po niej raczej nie spodziewałam.
- Owszem, mówię bardzo poważnie. Zresztą ty także byś tak mówiła, gdybyś przeszła z nią to, co ja przeszłam. Wiesz, co ona mi zrobiła?
- Tak, coś o tym słyszałam - mruknęłam - Zdaje mi się, że na pewnej Wystawie sprzed paru lat, Palermo głosowała przeciwko tobie, a za Arią, mam rację?
Amelia gniewnie zacisnęła zęby na samo wspomnienie tego zdarzenia, po czym odparła:
- Tak, ale nie tylko z tego powodu chętnie bym zobaczyła jej zgon. Mam więcej powodów, aby jej nie cierpieć. To kobieta żałosna i próżna ponad wszystko. Ma się za pępek świata oraz wielką znawczynię w świecie sławy, ale prawda jest taka, że to prostaczka, która na protegowane bierze takie same prostaczki z nizin społecznych, jak ona sama.
- Doprawdy? O ile wiem, to ty sama arystokratką nie jesteś - rzuciłam jej ironicznie - I chyba twój ojciec jakieś dziesięć lat temu dorobił się na tyle, aby z siebie zrobić wielkiego pana. Krótko mówiąc, sama pochodzisz z nizin społecznych i nie wypada ci pogardzać takimi ludźmi.
Amelia spojrzała na mnie groźnie. Widać było, że nie lubi, kiedy jej się o tym przypomina.
- Po pierwsze nie pochodzę z nizin, ale z klasy średnio zamożnej, a to jest duża różnica. Po drugie zaś, skoro sama nie jestem z najwyższej sfery, to muszę dbać o to, w jakim towarzystwie się obecnie obracam. Palermo też powinna tak postępować, ale tego nie robi i proszę, proteguje dziwadła takie jak ty, a nie prawdziwych artystów, takich jak ja.
Pominęłam złośliwości na jej temat milczeniem i powiedziałam:
- Słuchaj, Amelia... Widzieliśmy w Internecie, że prowadzisz bloga, w którym wypowiadasz się na temat Palermo bardzo negatywnie.
- Delikatnie mówiąc - zauważyła Lillie.
- Właśnie - potwierdził Ash - I z tego właśnie powodu chcemy się dowiedzieć, czy to aby nie ty jesteś odpowiedzialna za te listy, które od niedawna dostaje Palermo.
Artystka spojrzała na nas groźnie i spytała:
- Uważacie, że to ja grożę Palermo śmiercią?
- No cóż... Twoje poprzednie wypowiedzi pozwalają nam tak myśleć - odpowiedział jej Ash.
- Mówiłam w gniewie, a od gadania do działania daleka droga. Poza tym, czy ja mówiłam, że chcę ją osobiście zaciukać?
- Może pisałaś to w listach, aby nastraszyć Palermo i ukarać ją za to, że protegowała mnie, a nie ciebie? - spytałam.
- Jesteś strasznie irytująca, wiesz? - mruknęła artystka - A jeśli chcesz wiedzieć, to Palermo protegując taką pseudo-Artystkę jak ty dowiodła, jaki ma żałosny gust.
- A ty każdym swoim słowem dowodzisz tego, że jesteś winna.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie, kto odgraża się Palermo i nie jestem za to w żaden sposób odpowiedzialna. I nie zapominajcie, że ja nie jestem byle kim! Ja jestem Amelia, Pokemonowa Artystka! A wy sami jesteście nikim, więc mi nie podskakujcie, bo kiepsko się to dla was może skończyć!
- Poważnie? Grozisz nam, pani Artystko? - spytałam ironicznie - Może tak samo grozisz Palermo, bo ci podskoczyła?
Tego dla Amelii było za wiele. Kobieta gniewnie podbiegła do drzwi, otworzyła je i pokazała je nam, mówiąc:
- Wynocha mi stąd! I żebym was tutaj więcej nie widziała, detektywi zakichani! Won mi stąd!
Ash wzruszył delikatnie ramionami i powoli wyszedł wraz z wiernym Pikachu na ramieniu, mówiąc:
- No dobrze, moje panie... Chyba nie mamy tu czego szukać.
- Racja, Ash. Lepiej już stąd chodźmy - dodała Lillie dumnym tonem, także wychodząc z pokoju.
Ja zaś spojrzałam gniewnie na Amelię i powiedziałam:
- Jeśli to ty odpowiadasz za te listy, to możesz być pewna, że osobiście zaciągnę cię przed sąd!
- Tralala... Wynoś się! Parszywe pospólstwo!
To mówiąc zamknęła za mną drzwi, a ja dołączyłam do Asha i Lillie.
- I co sądzisz o jej zachowaniu? - spytałam mojego ukochanego.
- Przyjemna osóbka, nie ma co - zaśmiał się Ash.
- A tak... Niczym jadowity Arbok - rzuciła Lillie gniewnym tonem - Strasznie mnie zirytowała.
- Nie tylko ciebie - odparłam - Ale co sądzicie o niej? Jest winna?
- Trudno powiedzieć - rzekł Ash - Jej zachowanie wyraźnie nie było przyjemne, ale nie wiem, czy jest winna. Mówią, że Growlithe, który dużo szczeka mało gryzie.
- A ja bym jej tam nie wykluczała - powiedziała Lillie - Moim zdaniem bardzo pasuje na osobę od tych anonimów.
- Być może, ale póki nie mamy dowodów, to nic nie możemy zrobić - rzekł na to jej kuzyn.
- Wiem, ale tak czy inaczej przydałaby się jej porządna nauczka.
- Nauczka, powiadasz? - Ash pomasował lekko palcami podbródek - Chyba będę mógł uczynić zadość twojemu życzeniu.
***
Ponieważ był już wieczór i nie było możliwości przeprowadzenia naszego planu, to dopiero następnego dnia poszliśmy na posterunek policji, gdzie odszukaliśmy dobrze nam znaną sierżant Jenny. Była ta to sama policjantka, która swego czasu prowadziła sprawę anonimów wysyłanych Dianthcie, a także jeszcze kilka innych spraw, z którymi mieliśmy styczność. Kobieta nas lubiła, choć czasami też na nas narzekała, głównie dlatego, że swoją działalnością robiliśmy z policji bandę idiotów. Mimo to zawsze umieliśmy się jakoś z nią dogadać i tym razem też tak było.
- Jeśli dobrze rozumiem, mam przymknąć na dwie doby pewną jędzę, która wam zalazła za skórę, tak? - spytała, lekko przy tym chichocząc.
- Tak, a przy okazji być może oddasz przysługę Palermo - zauważył Ash.
- Poważnie? A niby jakim cudem miałabym jej oddać w ten sposób przysługę?
Rozejrzeliśmy się dookoła i upewniwszy się, że obecnie nikt nas nie podsłuchuje, przeszliśmy do wyjaśnień.
- Chodzi o anonimy, które od niedawna otrzymuje Palermo - rzekł Ash konspiracyjnym tonem.
- Aha... Masz może na myśli te, które otrzymuje w ciągu ostatniego miesiąca? Te z żądaniem okupu?
Byliśmy bardzo zdziwieni jej słowami. W końcu nie spodziewaliśmy się, że sierżant Jenny może wiedzieć o tej sprawie. A jednak wiedziała, więc widać Palermo wtajemniczyła ją w swoje problemy.
- Widzę, że wiesz - powiedział Ash.
- Ano wiem - odparła sierżant Jenny - Wasza przyjaciółka przyszła do mnie przedwczoraj z tą sprawą i opowiedziała mi o niej, ale poprosiła o zachowanie dyskrecji, więc cóż... Przez tę prośbę mam związane ręce, bo w końcu niby co ja mogę odkryć, kiedy mam być dyskretna?
- Dobre pytanie - uśmiechnął się mój luby - Ale tak czy inaczej, mam dla ciebie podejrzanego w tej sprawie.
- Tak? I tym kimś jest ta cała Amelia?
- Owszem.
- No dobrze, ale co, jeśli ona okaże się niewinna?
- To wtedy ją wypuścisz i powiesz, że bardzo ci przykro, ale ciebie obowiązują procedury i takie tam.
- Łatwo ci mówić. Nie ty za to bekniesz, jeśli Amelia zechce robić mi problemy, a o ile znam takie gwiazdeczki jak ona, to zechce.
- Ale jak na razie jest naszą główną podejrzaną, więc cóż...
Jenny pokręciła załamana głową i powiedziała:
- To się może dla mnie fatalnie skończyć. Ale dobrze... Skoro i tak jest główną podejrzaną...
Po tych słowach wstała od biurka i wezwała kilku ludzi, a następnie wraz z nimi (oraz naszą detektywistyczną grupką) udała się do hotelu. Już chwilę później policjanci wyprowadzili z niego Amelię zakutą w kajdanki. Dziewczyna była delikatnie mówiąc, strasznie oburzona tą sytuacją i co chwila odgrażała się sierżant Jenny, próbując jej wmówić, że nie ma prawa jej aresztować.
- Przykro mi, ale mam prawo - odpowiedziała Jenny ponurym tonem - Na czterdzieści osiem godzin każdego mogę zamknąć.
- Tak... Chyba, że chroni cię immunitet, a o ile wiem, to raczej nie - zaśmiałam się do niej ironicznie.
Amelia spojrzała w moim kierunku i warknęła gniewnie.
- Ty też tego pożałujesz, Sereno! Ty oraz twoi kumple! Jeszcze mnie sobie popamiętacie!
Nie zważając na to policjanci wsadzili ją do radiowozu i zabrali nim do aresztu śledczego.
- Ten, kto mówił, że zemsta jest słodka miał sporo racji - zaśmiał się Ash w dowcipny sposób - Bo nie wiem jak wy, ale ja teraz poczułem się o wiele lepiej.
- Szczerze mówiąc, ja również - dodałam dowcipnie.
***
Nie mieliśmy za bardzo co robić, dlatego zajęliśmy się sobą. Byliśmy bardzo ciekawi, czy Palermo otrzyma kolejne anonimy wtedy, gdy Amelia siedzi w areszcie. Jeśli tak, to raczej byłoby niemożliwe, aby ona była winna. Chociaż z drugiej strony Amelia mogła mieć wspólnika, który pisze za nią listy lub ten wyjątkowy raz napisze list za nią, aby dać w ten sposób swojej kumpeli dowód niewinności. Tak więc nic teraz nie było dla nas jednoznaczne. Mieliśmy dwoje podejrzanych (a właściwie troje, jeśli liczyć Francisa Stara, który od początku mi się wydawał zbyt miły i serdeczny), jednak na żadnego z nich nie mieliśmy żadnych konkretnych dowodów, co z kolei wcale nie napawało nas optymizmem.
Spędziliśmy sporo czasu, zwiedzając tego oraz następnego dnia miasto i rozmawiając ze sobą na temat całej tej sprawy. Wiedzieliśmy doskonale, że podobnie jak Jenny, tak i my mieliśmy ograniczoną możliwość działania. Jeśli chcieliśmy zachować dyskrecję w całej tej sprawie, musieliśmy dbać o to, aby nikt się nie dowiedział, że Palermo jest szantażowana. Do tego też sprawę utrudniał nam fakt, iż kobieta nie chciała nam powiedzieć, co było na nagraniu, którego kopię otrzymała od szantażysty, a którego oryginał mógł ją zniszczyć. Więcej, gdy ją odwiedziliśmy i zapytaliśmy o nagranie, to początkowo udawała, że o niczym nie wie. Dopiero, gdy Ash wyjaśnił, że wiemy o nagraniu od Louisa, to przestała zaprzeczać jego istnieniu, jednak zdania nie zmieniła i wciąż nic nam nie chciała powiedzieć. Domyślałam się co prawda, co było na tym nagraniu, ale mimo wszystko to były tylko i wyłącznie moje własne domysły. Zero faktów, tylko same przypuszczenia. To zdecydowanie utrudniało nam działanie.
- Gdyby nie te przeklęte ograniczenia, to byśmy już dawno mieli tę sprawę rozwiązaną - powiedziałam, kiedy rozmawialiśmy o tym podczas spaceru jakąś godzinę po wizycie u Palermo.
- Niestety, ale jako detektywów obowiązuje nas zachowanie dyskrecji wobec klienta - zauważył Ash - I nie mamy prawa naciskać na Palermo w sprawie tego czegoś, co posiada na nią jej szantażysta.
- Wiem o tym, Ash, ale jednocześnie wkurza mnie to i to strasznie! - rzuciłam gniewnie - Ta głupia baba narobiła sobie problemów, a teraz się jeszcze zgrywa i nie ufa jedynym ludziom, którzy chcą jej pomóc. Więcej! Ona nam rzuca kłody pod nogi i nie mówi nam wszystkiego! Nie jest z nami całkowicie szczera! No i jak my tu mamy jej pomóc, skoro ona nam to uniemożliwia? Gdyby była z nami całkowicie szczera...
- Już i tak pozwalając sobie na powiedzenia nam o swoim problemie dowodzi, że nam ufa - uśmiechnął się Ash - Może nie oczekujmy zbyt wiele po niej? Jak mówiłaś, cały czas była skryta... Tak nagle ma z siebie zrzucić wszystko, co jej dokucza?
- Może i tak... Ale mimo wszystko jestem wkurzona - odparłam na to - Przecież my chcemy jej pomóc, a ona zachowuje się tak, jakby i nas się obawiała.
- Wiesz... Prowadzenie śledztwa jawnie może doprowadzić do tego, że kompromitujący ją film trafi do sieci. No, a poza tym szantażysta może się wkurzyć, gdy policja zacznie jawnie przeciwko niemu działać i wówczas drań może stać się nieobliczalny.
- Ale przecież dobrze wiesz, że policja umie dyskretnie działać. Poza tym zastawiliby zasadzkę na szantażystę i w ogóle...
- Wiem, ale Palermo za bardzo się boi.
- Tak, a tymczasem termin zapłaty w końcu minie i ona albo zapłaci, albo zostanie zniszczona. Czasu mamy coraz mniej, a my wciąż nie wiemy, kto jest winien.
- Jeśli chodzi o mnie, to ciekawi mnie, co planuje Palermo w sprawie szantażu - odezwała się Lillie - Czy chce zapłacić szantażyście?
- Po to nas wynajęła, żeby nie musiała płacić - stwierdził Ash - Choć coś mi mówi, że jednak będzie musiała to zrobić, bo przecież my wciąż nie złapaliśmy tego szantażysty. Chociaż... Jeśli jest nią Amelia...
- Zobaczymy - powiedziałam - Póki co lepiej jest chyba nie wyciągać pochopnych wniosków.
Powoli wróciliśmy do Centrum Pokemon, gdzie miejscowa siostra Joy powiedziała nam, że mamy gościa, który czeka na nas w jadalni. Bardzo tym zaintrygowani poszliśmy do tego pomieszczenia, gdzie przy jednym stoliku zastaliśmy...
- Max?! A co ty tutaj robisz?! - zawołał zdumiony Ash.
- Pika-pika?! - zapiszczał równie zaskoczony Pikachu.
- Co ja robię? Jestem, szefuńciu - odpowiedział mu z uśmiechem na twarzy Max, podchodząc do nas - Pomyślałem sobie, że mogę ci się na coś przydać, więc złapałem pierwszy samolot do Lumiose, no i jestem.
- Wiesz, to bardzo miłe z twojej strony, ale naprawdę nie musiałeś...
- Musiałem i jestem - uśmiechnął się nasz drogi haker - Bo skoro Sherlock Ash znowu nadaje... Znaczy, chciałem powiedzieć, znowu działa, to wtedy i ja muszę być w pobliżu.
- Spokojnie, z tym działaniem, to nie ma co przesadzać - odparł na to mój luby - W końcu to jest tylko chwilowe zawieszenie emerytury. Nie planowałem jeszcze ostatecznego powrotu do gry, także nie oczekuj zbyt wiele, przyjacielu.
- Rozumiem i nie ma sprawy - odpowiedział na to Max, który wcale się tym nie przejął - Tak czy inaczej mamy chyba sprawę do rozwiązania i jestem strasznie ciekaw, jak wam idzie.
- Szczerze? Marnie - rzuciła Lillie, siadając przy stoliku Maxa - Mamy podejrzanych, ale nie mamy na nich żadnego dowodu.
- Więc musimy te dowody znaleźć - rzekł Max i to takim tonem, jakby to było coś oczywistego.
- Może i tak, ale nie mam pojęcia, w jaki sposób je zdobyć - odparł na to Ash.
Wszyscy usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy rozmawiać na temat całego śledztwa, ale rozmowa zmierzała donikąd, bo przecież nie mieliśmy zbyt wielu poszlak, a spekulowanie o czymś, o czym nie ma się zielonego pojęcia nie może prowadzić do żadnych porządnych wniosków.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Ash sięgnął ręką do plecaka, wyjął z niego komórkę i spojrzawszy na numer, który mu się na wyświetlił na ekranie, powiedział:
- To Aria... Ciekawe, co się stało?
- Dałeś jej swój numer? - spytał Max.
- A tak, dałem - odpowiedział mu Ash - Żeby się ze mną skontaktowała jakby co, bo przecież może mnie nie znaleźć w Centrum Pokemon, a może mieć pilną sprawę.
Przyznam się, że widok Asha korzystającego z komórki był dla nas dość nowy. Co prawda miał on ją już od dawna, bo dostał ją od Lysandra do negocjacji w sprawie amuletu z Poketydy i potem zachował ją na stałe, ale ponieważ większość z nas nie miała komórek i jakoś nigdy specjalnie ich nie potrzebowała, to Ash także rzadko korzystał ze swojej. Ostatnio jednak rozważaliśmy z naszą drużyną detektywistyczną opcję zakupienia komórek, zwłaszcza, iż w działaniach służbowych bardzo by się nam one mogły przydać. Co prawda mieliśmy również krótkofalówki od Clemonta, ale one pomagały jedynie wtedy, gdy działaliśmy na terenie tego samego miasta i jego najbliższych okolic i też prawdę mówiąc mało z nich korzystaliśmy, choć jak zwykł mawiać Clemont, to fakt, iż coś rzadko używaliśmy nie oznaczało, że to coś nie jest potrzebne.
Ash tymczasem odebrał telefon i porozmawiał przez chwilę z Arią, pokiwał lekko głową i powiedział:
- Dobrze, zaraz będziemy.
To mówiąc zakończył rozmowę, schował telefon i powiedział:
- Aria prosi, żebyśmy przyszli do Palermo. Pojawił się nowy anonim od tego tajemniczego szantażysty.
***
Ash przeczytał anonim bardzo dokładnie, po czym podał go mnie, a ja odczytałam na głos jego treść.
Termin zapłaty powoli zaczyna się zbliżać, a Ty niezbyt się starasz, aby zebrać pieniądze. Lepiej, abyś je miała, kiedy nadejdzie czas, bo dobrze wiesz, co się stanie, jeżeli nie będziesz ich mieć. Pamiętaj - albo kasa, albo kompromitacja.
- No, nie powiem, przyjemniaczek - powiedziałam gniewnie.
- Przynajmniej wiemy, że to nie Amelia - stwierdził Ash - Przecież od doby siedzi w ciupie. Choć z drugiej strony może mieć wspólnika, który w ten sposób załatwia jej dowód niewinności.
- Szczerze mówiąc, to ja nie jestem pewna, czy to Amelia - stwierdziła Palermo, patrząc na nas uważnie - Wiem, że nie pała do mnie sympatią...
- Delikatnie mówiąc - skomentowałam ironicznie.
- Ale też trudno mi uwierzyć, żeby to ona pisała te listy.
- No właśnie - wtrąciła się Aria - Poza tym ja znam Amelię i to lepiej niżbym sobie tego życzyła. Gdyby chciała zniszczyć Palermo, już dawno by to zrobiła. Gdyby miała filmik kompromitujący ją, już dawno wrzuciłaby go do sieci i nie bawiłaby się w szantaże. Poza tym po co miałaby żądać od niej pieniędzy? Ma ich dosyć, nie trzeba jej więcej.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia - zauważyłam.
- Może i tak, ale zauważ jedno, Sereno - powiedziała Aria - Przecież Amelia to nerwowa i wredna jędza, ale też bogata i wpływowa. Nie musi szantażować kogoś, aby zdobyć pieniądze. Jeśliby już się bawiła w szantaż, to raczej żądałaby od Palermo czegoś innego jak np. wygranej na Wystawie, a nie pieniędzy.
- W sumie racja - stwierdziłam ponuro - Pieniądze nie są jej potrzebne. Poza tym ta kreatura ma bardzo wysokie mniemanie o sobie i dba o swoją reputację. Nie ryzykowałaby raczej dla zemsty utraty tej reputacji. Chociaż z drugiej strony natura ludzka niekiedy nas zaskakuje.
- Myślę, że w tym jest sporo sensu - rzekł Ash, chodząc po gabinecie Palermo w zamyślonej pozie - To, co mówicie ma sporo sensu. Być może więc musimy poszukać kogoś, kto potrzebuje pieniędzy i to wręcz na gwałt, skoro teraz wysłał anonim z ponagleniem. Możliwe, że ten koleś nie ma nic do stracenia i dlatego bawi się w szantaż.
- I to chyba musi być ktoś, kto cię dobrze zna - powiedział Max do Palermo - W końcu wejść w posiadanie tego filmu raczej nie mógł od tak, po prostu. A przy okazji, co to za film?
- Serena chyba wam powiedziała o swoich podejrzeniach, prawda? Bo o ile ją znam, to doskonale się domyśla, co jest na tym filmie - stwierdziła Palermo nieco złym tonem.
Widać było, że nie jest specjalnie zadowolona z tematu rozmowy, jaka się właśnie między nami toczyła.
- Serena powiedziała nam tyle, ile sama wie, a sama wie niewiele, zaś co do podejrzeń, to nie dzieliła się nimi z nami - powiedziała Lillie bardzo opanowanym tonem - Wiemy, że ten filmik przedstawia ciebie w czynności dość... Dość kompromitującej. Tak w każdym razie powiedział nam pan Louis Stuart.
- No i to wam wystarczy - stwierdziła ponuro Palermo - Więcej w tej sprawie wiedzieć nie musicie.
- A ja uważam, że musimy - powiedział Ash, patrząc uważnie na naszą gospodynię - Musimy wiedzieć, kto jeszcze jest na tym filmie. Tylko dzięki temu dojdziemy do tego, jak on w ogóle powstał.
- Ten filmik powstał przypadkiem, jestem tego pewna - odparła na to Palermo - Ale osoba, która również jest na tym nagraniu nie ma pojęcia, w jaki sposób mogło do tego dojść.
- I ty tej osobie wierzysz? - spytałam z kpiną w głosie.
- Tak, wierzę jej, ponieważ doskonale wiem, że ten film, gdyby trafił do sieci, to skompromitowałby również i tę osobę. Ta osoba nie ma więc powodu, aby ten film upublicznić, ponieważ gdyby to zrobiła, to wówczas zniszczyłaby nie tylko mnie, ale i siebie.
- Ale oświeć mnie, proszę w jednej sprawie - powiedział Max - Bo czegoś tu nie rozumiem.
- Czego konkretnie?
- W sumie... Ten film pokazuje tylko... Jak robisz coś niegrzecznego z tym kimś, prawda?
- Prawda. No i co?
- Możesz nazwać mnie tępym tłukiem, ale jakoś nie rozumiem, co niby takiego jest w tym filmie, że może on spowodować zniszczenie zarówno ciebie, jak i tego kolesia? Skompromitować owszem, ale zaraz zniszczyć? Coś tu chyba się nie zgadza, prawda?
- W sumie racja - stwierdziłam, patrząc uważnie na moją ex-mentorkę - To brzmi dość podejrzanie. Co jeszcze jest na tym filmie?
Palermo westchnęła głęboko i powiedziała:
- Na tym nagraniu ja z tym człowiekiem nie tylko robię... sami wiecie co. Ja oprócz tego jeszcze z nim rozmawiam.
- Słucham? Rozmawiałaś z nim podczas...? - zdziwiłam się.
- A co? Ty ze swoim chłopakiem nie rozmawiasz w łóżku, nawet podczas... tych rzeczy?
- No, owszem. Ale o czym ty z nim rozmawiałaś?
Palermo zawahała się lekko i nie wiedziała, co ma nam powiedzieć.
- Jak nie jesteś skora do rozmowy, to może pokażesz nam ten filmik i sami sobie wszystko zobaczymy? - spytał Ash ironicznie - O ile dobrze zrozumiałem Louisa Stuarta, to dostałaś od szantażysty kopię tego filmu.
- Właśnie, może sobie popatrzymy?! Lubię dobre kino akcji! - zaśmiał się Max, ale widząc, iż Lillie i ja groźnie na niego patrzymy, zaraz lekko zmieszał się i powiedział: - Chociaż, jak tak o tym myślę, to chyba nie jest to konieczne.
- Nie, nie jest to wcale konieczne - odpowiedziała mu Palermo, kręcąc przecząco głową - Powiem wam. Podczas tej rozmowy, która nie jest co prawda zbyt długa, ale mówi sama za siebie padają słowa o tym, że mój... kochanek jest ze mnie zadowolony, że ja jestem cudowna, a ja mogę liczyć na to, co mi obiecał. Ja się go pytam, czy zatem on dotrzyma słowa, a on mi odpowiada, że takiej wspaniałej kochance niczego nie odmówi.
Max i Ash zagwizdali złośliwie, ja zaś uśmiechnęłam się ironicznie.
- No, Palermo... No, to dałaś ciała - powiedziałam.
- Wiem, a teraz muszę ponieść tego konsekwencje - odparła Palermo.
- Kto jest z tobą na tym nagraniu? - spytałam.
- Nieważne.
- Proszę cię, Palermo! - zawołała Aria załamanym tonem - Proszę, powiedz nam, kto jest z tobą na tym nagraniu?!
- To może być niezbędne do rozwikłania całej tej sprawy - dodał Ash, patrząc uważnie na naszą rozmówczynię - Od tego może wiele zależeć. Proszę, powiedz.
Palermo nie paliła się jakoś do tego, ale w końcu westchnęła wyraźnie załamana i powiedziała:
- To Francis Star.
- Ten producent?! - zawołała Aria zdumiona i aż usiadła w szoku - Ten, z którym tak często przebywasz?! Twój przyjaciel?!
- Tak, właśnie on - pokiwała smutno głową Palermo - Ale on nas nie nagrywał, jestem tego pewna. Przecież za dobrze wiedział, czym może taki filmik grozić mnie i jemu. Nie jest ani idiotą, ani samobójcą.
- A może to ktoś z jego wytwórni? - spytałam.
- To już bardziej możliwe, ale sama nie wiem...
To mówiąc Palermo złapała się za głowę i ścisnęła ją mocno.
- Boże, niech ten koszmar wreszcie się skończy! Jak długo jeszcze będę płacić za błędy młodości?!
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała Palermo, ocierając szybko łzy.
Do pokoju wszedł Francis Star.
- Palermo, znalazłem kupców na dwie twoje wille. Są gotowi zapłacić tyle, ile chcesz. Jeszcze trochę czasu i będziesz miała wszystkie pieniądze, choć jeśli mam być szczery...
- Francis, już o tym rozmawialiśmy, prawda? - powiedziała Palermo nieco załamanym tonem - Ja już podjęłam decyzję. Wyprzedam, co tylko się da i dam temu łajdakowi pieniądze. Nie wiem, czy Jenny i moi przyjaciele go złapią, czy nie, ale ja nie chcę ryzykować. Niech weźmie kasę i się nią udławi!
- Palermo, proszę... - rzekł Francis i rozejrzał się dookoła, dopiero nas dostrzegając - A wy kim jesteście? Panienkę to ja już widziałem! Przyszła Artystka, która szuka protekcji Palermo, prawda?
- Tak właściwie, to jestem prywatnym detektywem - odparłam na to i pokazałam mu licencję - Ash, mój chłopak jest także detektywem.
- Także detektywem - rzucił ironicznie Max.
- No dobrze, to on jest detektywem, a jego asystentką - poprawiłam się w swojej wypowiedzi - Ale tak czy siak wiemy już o wszystkim. Palermo nam powiedziała.
Francis Star spojrzał na kobietę gniewnie i rzekł:
- Palermo, jak mogłaś? Słusznie zrobiłaś, mówiąc o wszystkim Jenny, ale detektywi amatorzy? Przecież oni mogą wszystko zepsuć.
- Hej, uważaj sobie koleś! My niczego nie psujemy, jasne?! - zawołał oburzony Max, patrząc na faceta wściekłym wzrokiem - Jeśli już, to raczej my wszystko naprawiamy!
- To są fachowcy, rozwiązali już niejedną sprawę - powiedziała Aria - Musiał pan chyba słyszeć o sprawie prześladowania Dianthy, prawda?
- Ach, tak! Rzeczywiście - uśmiechnął się Francis Star i spojrzał na mojego chłopaka - Chwileczkę! Sherlock Ash?!
- Dokładnie tak - potwierdził mój luby.
- A! No, skoro tak, to zupełnie zmienia postać rzeczy - uśmiechnął się zadowolony mężczyzna - Bardzo przepraszam za moje poprzednie słowa. Nie chciałem nikogo urazić. Ja po prostu nie wiedziałem, że jest pan tym słynnym detektywem.
- Ja tam się nie gniewam - powiedział Ash - A sprawie tego szantażu, to czy ja dobrze cię zrozumiałem? Palermo, czy ty chcesz zapłacić temu łajdakowi?
- Tak, chcę mu zapłacić - odparła Palermo - Jak dotąd, wasze śledztwo niewiele dało. Może złapiecie drania, a może nie. Ja nie mogę ryzykować. Już od czasu, gdy wysłano mi ten filmik, zaczynam zbierać pieniądze, zaś Francis mi pomaga szukając kupców na moje wille poza Lumiose.
- Dopiero wczoraj Palermo mi wszystko wyznała - powiedział smutno Star - Wcześniej mi mówiła, że po prostu nie chce już Lumiose i domy w innych miastach nie są jej potrzebne.
- To prawda, tak właśnie było. Ale od wczoraj Francis już wie. Dzięki niemu już prawie zebrałam odpowiednią sumę. Wolę mieć ją przygotowaną na wypadek, gdybym wam się nie udało złapać szantażysty, co jest niestety bardzo możliwe. Nie mogę aż tak ryzykować.
- Może jednak powinnaś? Naprawdę powinnaś dać więcej czasu swoim przyjaciołom.
- Ale ja już nie mam więcej czasu. Mam go coraz mniej. Termin, jaki wyznaczył szantażysta jest coraz bliżej. Jeśli do tego czasu nie będę mieć dość pieniędzy, to on mnie zniszczy. Więc cóż... Wy spróbujcie go znaleźć, a ty, Francis, to lepiej załatwiaj mi kupców na te domy. Jeśli kilka z nich sprzedam, to zdołam mieć tyle pieniędzy w gotówce, ile on żąda.
- Ale proszę cię, Palermo... Pozwól sobie pomóc - rzekł niemalże już błagalnym tonem Francis Star - Ja od wczoraj prowadzę własne śledztwo i sprawdzam wszystkich moich pracowników: tych obecnych i tych byłych. Być może któryś z nich wszedł w posiadanie tego nagrania i teraz cię nim szantażuje? Wystarczy tylko dobrze poszukać.
- Może i wystarczy, ale lepiej skup się na tym, o co cię proszę.
- Palermo... Ja poruszę niebo i ziemię, aby tylko tego kogoś złapać! Obiecuję ci, że ten łajdak pożałuje tego, co ci zrobił!
- Francis, daj spokój...
- Nie, nie dam ci spokoju! Jesteśmy przyjaciółmi i muszę ci pomóc, nawet jeśli sama tego nie chcesz!
Palermo pokiwała głową na znak zgody.
- Dobrze, rób jak uważasz, ale przy okazji zrób to, o co cię proszę. Muszę mieć w tyle pieniędzy, ile żąda szantażysta, a sam dobrze wiesz, że w gotówce tyle nie mam. Już podjęła z moich kont wszystko, co tylko tam miałam, ale suma, jakiej żąda ten koleś, to 3/4 wszystkiego, co posiadam. Połowa mojego majątku to gotówka, druga połowa to nieruchomości, więc cóż... Muszę część z nich szybko sprzedać, zanim będzie za późno. Więc pospiesz się, bo inaczej stracę wszystko, na co tak długo pracowałam.
- Jak sobie życzysz - pokiwał lekko głową Francis - Ale pamiętaj, że ja tego tak nie zostawię. Jeśli nie twoi detektywi, to ja znajdę tego bydlaka, kimkolwiek jest i zapłaci za to, co zrobił. Poza tym pamiętaj, że ja również jestem w to zamieszany. W końcu również jestem na tym nagraniu.
W ten sposób rozmowa się zakończyła, zaś ja, Ash, Lillie, Max i Aria powoli wyszliśmy z gabinetu, pozostawiając Palermo z jej przyjacielem, który tak prawdę mówiąc, raczej nie wywarł na mnie zbyt pozytywnego wrażenia, czego oczywiście nie omieszkałam wyrazić na głos.
- Słyszeliście, co on powiedział? - spytałam z kpiną - Poruszę niebo i ziemię! Boże kochany, czy on naprawdę myśli, że nabierzemy się na takie szopki?
- Daj już spokój, Sereno - powiedziała Aria - Może on naprawdę się przejmuje? Może naprawdę chce pomóc?
- A co, jeśli nie? Jeśli jest takim samym draniem jak Cary Grenet?
- Serena może mieć rację - poparł mnie Ash - Pamiętajcie, że przecież szantażysta ma doskonały wgląd w stan finansów Palermo i wie, ile wynosi jej majątek. Tylko bliski przyjaciel może to wiedzieć. Ze swoim ex Palermo nie ma tak dobrych relacji, aby to wiedział. A z Francisem zdaje się mieć wręcz idealny kontakt.
- Ale przecież Francis nie może szantażować Palermo - stwierdziła Aria - Za wiele by ryzykował, gdyby sprawa wyszła na jaw.
- Z drugiej strony to trochę dziwne, że on nie otrzymał podobnych anonimów - powiedziała Lillie - Chyba, iż dostał je, ale udaje przed nami, że jest inaczej.
- Wątpię, aby miał je dostać. Ostatnio raczej nie wiedzie mu się tak dobrze, jak wiodło mu się kiedyś - zauważyła Aria.
Spojrzeliśmy na nią zaintrygowani.
- Chcesz powiedzieć, że jest bankrutem? - spytałam.
- Nie, ale jego finanse nie są na zbyt wysokim poziomie - odparła na to Aria - I dlatego właśnie szantażysta nie miałby jak go doić z pieniędzy, bo on tych pieniędzy po prostu nie ma. Znaczy ma, ale nie tyle, co kiedyś, więc nie jest łakomym kąskiem dla szantażysty.
- A co się stało, że pogorszył się jego stan jego finansów? - spytał Max.
- Nie wiem, ale tak czy siak nie jest osobą, którą warto szantażować. O ile wiem, obecnie nawet dobrze sobie radzi, ale daleko mu do jego dawnych bogactw. Podejrzewam, że to z powodu tego krachu na giełdzie, który miał miejsce kilka lat temu. Wielu ludzi miało wtedy spore problemy finansowe, a niejeden stracił swój majątek.
- To ciekawe - powiedział Ash, masując sobie podbródek - Tak czy inaczej chętnie bym się dowiedział czegoś więcej o tym całym Starze.
- Mogę ci poszukać informacji na jego temat - zaoferował się Max.
- Doskonale - uśmiechnął się bardzo zadowolony Ash - Powierzam ci to zadanie. Lillie, pomożesz mu. Co dwie głowy, to nie jedna.
- Tak jest, szefuńciu! - zawołał Max, salutując Ashowi.
- Tak jest, kuzynku! - dodała Lillie, także salutując memu chłopakowi.
- A co my przez ten czas porobimy? - spytałam Asha.
- Powłóczymy się po okolicy i pomyślimy - odparł detektyw.
- Też dobry sposób na spędzenie czasu - zaśmiała się Aria.
- Pika-pika-chu! Bune-bune! - zapiszczeli Pikachu i Buneary.
C.D.N.
Ha widzę, że Serena ma podobne odczucia jak ja co do tego całego Stara. Jak wcześniej miałem tylko niejasne przeczucie, że to może być on tak teraz dla mnie jest podejrzanym nr 1.
OdpowiedzUsuńAmelia jak słusznie zauważyli bohaterowie jest zbyt nerwowa na takie zabawy, jakby miała taki filmik już dawno by on wylądował w internecie prawdopodobnie nawet na jej własnym blogu. Nowych informacji o dyrektorze liceum nie było, ale to czego się dowiedzieli o Starze stawia go na szczycie listy podejrzanych.
Jeśli to jest właśnie Star, co jest bardzo prawdopodobne. To Palermo mogłaby w ogóle nie zapłacić, a filmik i tak by w sieci nie wylądował, bo koleś przecież nie skompromituje sam siebie. W ogóle to w takim kontekście byłoby to naprawdę dobre posunięcie szantażysty, bo film jest jednocześnie narzędziem szantażu i zasłoną dymną mającą na celu odwrócenie od niego podejrzeń.
Ja tam maxa lubię najbardziej zawsze coś powie ciekawego i śmiesznego
UsuńAle by była beka, jakby to Aria pod wpływem tamtego gacha była szantażystką. TO BY BYŁ PLOT TWIST!
OdpowiedzUsuń