czwartek, 30 maja 2024

Przygoda 127 cz. II

Przygoda CXXVII

Narcyz się nazywam cz. II


Narcyz nie odstępował przez kolejne godziny rudowłosej Yvonne ani na krok.  Tańczył tylko z nią i jedynie z nią spędzał czas, nie próbując nawet patrzeć na te inne ślicznotki wokół siebie, z których kilka próbowało do niego podbijać, a jedna to niemalże ciągnęła go na parkiet. On jednak kulturalnie i tak grzecznie, jak to tylko było możliwe, odmówił wszystkim, tłumacząc:
- Bardzo mi przykro, ale ten wieczór mam już zarezerwowany. Ta oto urocza dama tego dokonała.
Dziewczyny patrzyły nieprzychylnie na Yvonne, wyraźnie złe z powodu tego, co właśnie usłyszały. Jedna z nich powiedziała nawet z niechęcią:
- Szczęściara.
Yvonne była dokładnie tego samego zdania. Uśmiechnęła się do dziewczyn z przepraszającą miną, ale bynajmniej nie żałując tego, że jej rywalki muszą obecnie obejść się smakiem. Wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie bardzo z tego powodu zadowolonej. Powoli sączyła kolejnego drinka, wpatrując się uważnie w Narcyza i kiedy orkiestra zaczęła grać następny utwór, sama porwała go do tańca. Idealny był do tego moment, gdyż piosenka, którą zaśpiewał lider zespołu, brzmiała tak:

Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!

Wracam do domu po ciężkiej nocy.
Byłem u rudej, kocham jej oczy.
Jeszcze teraz tego nie wiem,
Czy byłem z nią w piekle, a może w niebie?

Ruda tańczy jak szalona.
Krzyczy, piszczy. To jest ona.
Rudą lalę pokochałem.
Z rudą noce są wspaniałe.

Widziałem wiele, słyszałem jeszcze więcej,
Ale nawet nie marzyłem o takiej panience.
Zamykam oczy i widzę jej ciało.
Chciałbym dziś tam wrócić, bo ciągle mi mało.

Ruda tańczy jak szalona.
Krzyczy, piszczy. To jest ona.
Rudą lalę pokochałem.
Z rudą noce są wspaniałe.
Ruda tańczy jak szalona!

Ruda okazała się być blondyną,
Gdy rozjaśniłem pokój swoją peleryną.
Lecz z tamtej nocy niczego nie żałuję.
Co ona potrafi! Jeszcze to czuję!

Ruda tańczy jak szalona.
Krzyczy, piszczy. To jest ona.
Rudą lalę pokochałem.
Z rudą noce są wspaniałe.
Ruda tańczy jak szalona!

Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!
Ruda tańczy jak szalona!

Narcyz tańczył namiętnie z Yvonne, uśmiechając się do niej i nie odrywając wzroku od jej osoby, obserwując z ogromną uwagą jej ruchy, które były w jego oczach naprawdę wspaniałe i to pod każdym względem. Dziewczyna bowiem tak niezwykle się poruszała, z taką gracją i elegancją, jakby nie robiła nic innego przez całe swoje życie. Jej taniec był magiczny, niemalże hipnotyzujący. Mógłby się w niego wpatrywać bez przerwy, bo stanowiły dla niego niemalże dzieło sztuki. Tak piękne i zachwycające, jakiego jeszcze nigdy nie miał okazji zobaczyć.
Jeszcze żadna dziewczyna tak bardzo na niego nie działała i jeszcze żadna w nim nie budziła aż takiego zachwytu. Oczywiście, nie tylko ona sama tak rozpalała jego pragnienia poznania jej bliżej, ale również biżuteria, którą ta nierozważna gąska była obwieszona. Naprawdę nie wiedziała, że takie coś wabi tylko nędznych podrywaczy i amatorów cudzej własności? Takich jak on? No cóż, już niejeden raz spotykał dziewczynę niezwykle podobną do niej podczas swojej kariery. I zawsze one padały ofiarą jego uroku osobistego i sposobów, w jaki on go wykorzystywał. Takie panienki nigdy się niczego nie nauczą. Wiecznie robią te same błędy i przez praktycznie cały czas zawsze je można oszukać w taki sam sposób.
Narcyz wiedział o tym i umiał to wykorzystać. Teraz to robił, kiedy uśmiechał się słodko do Yvonne i poprowadził ją potem do stolika, prawiąc jej cały szereg licznych komplementów i zamawiając im kolejne drinki.
- Próbujesz mnie upić? - zapytała dowcipnym tonem Yvonne, kiedy podał jej kieliszek z jeszcze jedną porcją alkoholu.
- Być może - odpowiedział tajemniczym tonem Narcyz, nie przestając się do niej uśmiechać.
Yvonne parsknęła śmiechem, po czym wypiła drinka do dna, a następnie się delikatnie wzdrygnęła, bo alkohol widocznie był dosyć mocnym napojem. Zaraz potem pochyliła się lekko w jego stronę i zapytała namiętnym tonem:
- Powiedz, ale tak szczerze. Masz wobec mnie nieuczciwe zamiary, co?
Narcyz wiedział, że w takiej sytuacji żartobliwie powiedzenie prawdy, to jest klucz do osiągnięcia celu. Dziewczyna nie będzie tak ostrożna, ponieważ dobrze się bawi i jego słowa, choćby nie wiadomo, co powiedział, odbierze jako żart. I nie będzie wcale z tego powodu czujna, wręcz przeciwnie, stanie się jeszcze bardziej otwarta. Narcyz jako uważny obserwator zdążył już zauważyć, iż ludzie, kiedy im się powie prawdę w sposób humorystyczny, nie poważny, nie potraktują tej prawdy jako faktów, jako czegoś poważnego i odbiorą to jedynie jako żart. I dlatego można w takiej sytuacji działać całkowicie swobodnie.
- Powiem ci zupełnie uczciwie, moja droga - powiedział Narcyz, uśmiechając się do niej zmysłowo - Mam i to bardzo niecne. Ale obiecuję się powstrzymywać. A przynajmniej tak długo, jak tylko się da.
Yvonne parsknęła śmiechem, rozbawiona tym, co usłyszała.
- A to ciekawe - odparła dowcipnie - To może w takim razie powiesz mi, jakie to masz zamiary wobec mnie i które zrealizujesz, jeżeli jednak nie uda ci się wobec mnie powstrzymywać?
Narcyz, nie odrywając od niej wzroku, przyjął bardzo konspiracyjny ton, a do tego przysunął się mocno twarzą do jej twarzy i powiedział wesoło:
- Zamierzam cię upić, a następnie zabrać do twojego mieszkania. Tam oboje spędzimy czas tak, jak to dorośli robią, gdy są sam na sam, a następnie rano, zanim się obudzisz, zabrać ci tę śliczną biżuterię i jeszcze kilka innych cennych rzeczy i potem uciec z nimi daleko stad, nie oglądając się za siebie.
Zgodnie z jego przewidywaniami, Yvonne najpierw popatrzyła na niego lekko zdziwiona, ale zaraz potem, widząc jego wesołą minę, parsknęła śmiechem, wręcz opluwając się kolejnym drinkiem, który to właśnie piła, a zaraz potem powiedziała bardzo rozbawiona, niemalże krztusząc się ze śmiechu:
- Jesteś niesamowicie zabawny, wiesz? Nawet nieźle ci poszło na początku, bo kiedy zacząłeś to mówić, byłeś niesamowicie poważny. Niestety, potem tak się słodko uśmiechnąłeś, że wszystko zawaliłeś. Wybacz, ale aktor z ciebie marny. Nie przekonujesz mnie.
- No, to ciekawe - odpowiedział jej dowcipnie Narcyz - A skąd wiesz, że to, iż się uśmiecham nie jest wcale dowodem tego, że właśnie jestem winny?
- Nie możesz być winny. Nikt, kto mówi wprost z uśmiechem na twarzy, że chce okraść swoją ofiarę, byłby w stanie to zrobić.
- No, robisz się coraz ciekawsza - odpowiedział Narcyz.
Jaka ona naiwna i głupia, pomyślał sobie w duchu. Jak każda inna, którą już zdążyłem poznać. Tym lepiej, to dzięki takim jestem w stanie cokolwiek zarobić.
Głośno zaś powiedział:
- A powiedz mi, skąd wniosek, że osoba, która śmiało mówi o tym, że kogoś okradnie lub zabije, jednak nie planuje tego zrobić? Skąd wiesz, iż ona tylko udaje lub sobie żartuje? Może mimo wszystko mówi ona poważnie?
- Nie, to niemożliwe - odpowiedziała mu wesoło Ivonne - Jeżeli ktoś taki jest zdolny do powiedzenia na głos tego, co zamierza, to traci element zaskoczenia i w ten sposób pozbawia siebie możliwości dokonania przestępstwa.
Narcyz uśmiechnął się do niej pobłażliwie, delikatnie wypił swojego drinka i zadowolony powiedział:
- Jesteś naprawdę coraz bardziej interesująca. Najchętniej bym kontynuował te tak dla mnie ciekawą rozmowę, ale w jakimś cichszym miejscu. Tu, jak grają, to trudno usłyszeć własne słowa.
Jak na zawołanie, chwilę potem zespół zaczął ponownie grac i oboje z trudem już słyszeli siebie nawzajem. Yvonne przyznała mu rację, a ponieważ sama była w najwyższym stopniu zainteresowana osobą Narcyza, jak i rozmowa, która właśnie oboje rozpoczęli, powiedziała:
- Może w takim razie zmienimy miejsce? Pójdziemy do mnie i tam, zupełnie na spokojnie, porozmawiamy sobie o tym wszystkim?
Narcyz uśmiechnął się. Na to właśnie liczył. Oczywiście, gdyby dziewczyna nie była aż tak nowoczesna, nie naciskałby i spokojniej zdobywałby jej zaufanie, aż by je zdobył i osiągnął swój cel. Ale mimo wszystko, skoro sama ułatwia mu to, do czego dążył, to dlaczego miałby jej tego odmówić?
- Zgadzam się. Tylko muszę uprzedzić, że jeżeli zostanę z tobą sam na sam, to nie gwarantuję, iż nie będę chciał cię całować.
- Tym lepiej, bo jeżeli ty tego nie zrobisz, to ja zacznę całować ciebie.
Oboje obdarzyli się bardzo namiętnymi uśmiechami, a zaraz potem Yvonne z zadowoleniem machnęła ręką na kelnera, zapłaciła rachunek, pomimo tego, że jej towarzysz oferował się, iż może zrobić to za nią. Dziewczyna na chwilę podeszła jeszcze do barmana, którego dobrze znała i życzyła mu dobrej nocy, a następnie wyszła z Narcyzem. Młodzieniec zadowolony ruszył razem z nią w kierunku drzwi i obejmując ją lekko, zapytał:
- To gdzie mieszkasz?

***


Mieszkanie panny Yvonne było naprawdę piękne. Znajdowały się w nim nie tylko eleganckie meble, jak i kilka różnych dzieł sztuki, ale i spora biblioteka pełna książek i salon ze sporym telewizorem. Kuchnia była dobrze zaopatrzona i już po chwili Yvonne przygotowała im obojgu kolację, w czym pomagały jej dwa wierne Pokemony, Butterfree oraz Sylveon. Nie minęło wiele czasu, kiedy Narcyz i jego nowa zdobycz siedzieli sobie wygodnie naprzeciwko siebie przy stoliku w salonie i kontynuowali swoją rozmowę.
- Powiedz mi zatem, proszę, dlaczego uważasz, że człowiek, który mówi nam wprost, że jest przestępcą, nie może nim być - rozpoczął Narcyz.
- Powód jest jednym z najprostszych na świecie - odpowiedziała mu Yvonne, nalewając sobie i jemu napój do szklanek - Złodziej nie może powiedzieć wprost o tym, że jest złodziejem, bo inaczej wzbudzi podejrzenia wokół siebie i nawet, jeśli ludzie słuchający go, uznają jego słowa za żart, traci w ten sposób przewagę, jaką posiada w postaci elementu zaskoczenia.
- Czyli innymi słowy, jeżeli bym ci powiedział, że chcę cię okraść, będziesz czujna i nie dasz się podejść?
- Otóż to.
Narcyz uśmiechnął się delikatnie, sącząc przy tym powoli herbatę i zajadając ją ciastkiem, spojrzał na Yvonne i odpowiedział:
- To bardzo ciekawa hipoteza, ale obawiam się, że nieprawdziwa. Widzisz, w chwili, w której złodziej mówi ci wprost, iż planuję cię okraść, wcale nie musi się narazić na twoją czujność. Może za to spowodować, że weźmiesz jego słowa za żart i nie potraktujesz go poważnie.
- No, to zależy.
- Od czego?
- Od tego, w jaki sposób to powie. Widziałeś taki film „Piraci z Karaibów”?
- Kojarzę, ale nie widziałem. A czemu pytasz?
- Tam jest taka scena, kiedy główny bohater, kapitan Jack Sparrow przyłapany przez strażników portu na kręceniu się koło jednego z najlepszych statków, nagle jest zapytany przez tych strażników o to, co tu robi. Tylko bez kłamstw. A on na to z uśmiechem na twarzy odpowiada „Uczciwie więc wam odpowiem, że zamierzam uprowadzić ten statek, potem zwerbować załogę, a następnie grabić i rabować, aż padnę na swój piracki pysk”. Strażnicy nie wierzą mu. Jeden co prawda mówi, że nie brzmi to jak kłamstwo, ale drugi strażnik stwierdza: „Przecież, gdyby to była prawda, nie powiedziałby jej nam”. Na to Jack odpowiada: „Chyba, że wiedział, że mu nie uwierzycie”. I ostatecznie wychodzi cało z tej sprawy dlatego, iż strażnicy uznali jego słowa za żart lub popisywanie się. A dlaczego tak się stało? Bo mówił o tym spokojnie, żartował sobie i dlatego nie wzięli go na poważnie. Gdyby jednak im to powiedział z kamienna twarzą, wcześniej grożąc im bronią, to odebraliby to jako prawdę, bez żadnych wątpliwości.
- A więc jednak przyznajesz mi, że można odebrać prawdę za żart i nie mieć jej za coś poważnego?
- Tylko i wyłącznie wtedy, kiedy zostanie ona odpowiednio przedstawiona.
Narcyz uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny, będąc już coraz bardziej nią zainteresowany. Lekko poprawił sobie włosy dłonią i powiedział:
- No, powiem ci, że naprawdę rozpalasz coraz bardziej moje zainteresowanie. Czy studiujesz psychologię?
- Nie, ale szykuję się do egzaminów i dosyć dużo ostatnio czytam o tematach, o których teraz rozmawiamy.
Narcyz pokiwał głową na znak, że rozumie i przez chwilę milczał, popijając sobie ponownie herbatę i mówiąc po chwili:
- A powiedz mi, skąd wiesz, że ja żartowałem z tą kradzieżą? Może jednak to wszystko mam naprawdę w planach i tylko sprawiam wrażenie takiego słodkiego i niewinnego?
Yvonne zachichotała rozbawiona i powoli odłożyła filiżankę na stół, kiedy już skończyła sączyć swój napój.
- Nie, zdecydowanie nie mogłeś mówić na poważnie.
- Skąd to wiesz?
- Bo ledwo co mnie poznałeś. Nie można mówić wprost obcej dziewczynie, że się chce ją okraść, kiedy się ma taki zamiar naprawdę. Przecież ryzykuje się w ten sposób brak uwiedzenia danej dziewczyny. Ryzyko, iż nawet jeśli uzna ona te słowa za żart, może nie chcieć się z kimś takim zadawać. A to przecież jest wielka strata, mam rację?
Narcyz uśmiechnął się do niej, nie mogąc odmówić jej racji. Faktycznie, nie zawsze mówienie dziewczynie prawdy w zabawny sposób pomagało, a zwłaszcza wtedy, kiedy podrywało się ją pierwszy raz. Wtedy było ryzyko, że nie uzna ona jego słów za żart, albo uzna za żart, jednak pozbawiony humoru i odejdzie mocno urażona. Takie rzeczy też mu się trafiały, choć oczywiście rzadko. Zwykle bowiem jego urok osobisty nadrabiał ewentualne braki w zachowaniu.
- Tak, masz rację. Wszystko się zgadza - odpowiedział dziewczynie Narcyz - Ale powiedzmy, oczywiście czysto teoretycznie, że mimo wszystko jednak wcale nie żartowałem i mówiłem prawdę? I nie boje się przegranej, ponieważ jestem aż bezczelnie pewny siebie? Co wtedy?
Yvonne uśmiechnęła się delikatnie i wzięła do ręki kanapkę, powoli ją jedząc i mówiąc:
- Bezczelna pewność siebie nie jest, przynajmniej moim zdaniem, pozytywną cechą. Może ona zgubić i doprowadzić do utraty wszystkiego.
- A jeżeli jest ona siłą i pomaga osiągnąć wyznaczone sobie cele?
- Może i tak być, ale mimo wszystko lepiej jest nie popisywać się. Wiesz, jak to mówią: pycha krąży przed upadkiem.
Narcyz zachichotał delikatnie i zapytał dowcipnie:
- Wiem, to wszystko prawda. Ale w zasadzie, jeśli odpowiednio podejdzie się do całej sprawy, można przekuć pewność siebie z wady na zaletę.
- Śmiała teoria - odparła dowcipnie Yvonne - A jak twoim zdaniem należy do tej sprawy odpowiednio podchodzić?
- Przede wszystkim poznać swojego rozmówcę i wiedzieć, czego się można po nim spodziewać i na co z kimś takim można sobie pozwolić.
- To ciekawe. A więc uważasz, że wszystko to kwestia podejścia?
- Ja tak właśnie to postrzegam.
- Być może masz rację. Zatem najlepiej poznać nieco osobę i wiedzieć, na co można sobie z nią pozwolić i czy można być śmiałym, czy nie.
- Dokładnie tak.
- Rozumiem. A jak najlepiej poznać osobę? Chyba nie da się tego zrobić tak na zawołanie?
- Oczywiście, że nie. To wszystko wymaga czasu. Ale bywają otwarte i takie ciekawe osoby, które łatwo da się poznać, jakie one są. Wystarczy spędzić z nimi nieco więcej czasu i już wszystko jest jasne.
- To interesujące. A ja? Jaka jestem? Mnie łatwo poznać?
- Nie wiem, czy łatwo, ale na pewno jesteś otwarta i chętna do poznawania innych ludzi.
- Skąd taki wniosek?
- Bywasz w klubach i zawierasz tam znajomości. Osoba zamknięta w sobie na takie coś by sobie nie pozwoliła. Zatem musisz być otwarta na świat. Zresztą, jeśli chcesz wiedzieć coś więcej o sobie, to daj mi dłoń.
Yvonne zaintrygowana wyciągnęła w jego kierunku prawą dłoń. Narcyz zaś spojrzał na nią z uwagą, zaczął bardzo dokładnie studiować zawarte na niej linie, po czym powiedział wesoło:
- Ciekawe, długa linia życia. Krótka, ale za to wyrazista linia rozumu. Mocno też zaznaczona linia serca.
- I co to oznacza? - zapytała Yvonne.
- To oznacza, że jesteś ciekawa świata, otwarta na ludzi i nie zniechęcasz się za szybko, czasami działasz pod wpływem emocji, nie rozumu, ale ogólnie żyjesz tak, aby niczego nie żałować. Życie twoje zaś jest pełne niespodzianek. Czuję też, że lubisz przygody. I co? Trafnie odgadłem?
- Może tak, może nie? - odpowiedziała dowcipnie Yvonne - Ale przy okazji przygód, to jakie mogą na mnie czekać?
- Myślę, że najróżniejsze.
- Czy teraz jakaś czeka na mnie? Jakaś z tobą?
- To już zależy od ciebie.


Yvonne uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym wstała, posprzątała ze stołu i podeszła do gramofonu, który nastawiła i już chwilę potem zaczęły się z niego wydobywać dźwięki „Habanery” z opery „Carmen”. Narcyz nie był zbytnio fanem muzyki klasycznej, ale uśmiechnął się do dziewczyny i bardzo zadowolony wstał, podszedł do niej i zaczęli razem tańczyć, a tymczasem śpiewaczka, aby im umilić taniec, zaśpiewała:

Bo miłość to cygańskie dziecię,
Ani jej ufaj i ani wierz.
Gdy gardzisz, kocham cię nad życie,
Lecz gdy pokochasz, to się strzeż.

Narcyz patrzył uważnie w oczy Yvonne, kiedy razem tańczyli. Naprawdę, ona była wyśmienitą tancerką i cudownie umiała wyginać swoje piękne ciało w rytm muzyki, nieważne, jaka by to muzyka była. Zachwycała go z każdą chwilą coraz bardziej, coraz mocniej, a do tego niesamowicie go pociągała. Wiedział, że musi się do niej jak najmocniej zbliżyć. A zwłaszcza do jej biżuterii. Była ona na pewno sporo warta i szkoda by było, aby miała się marnować u tej bogatej panienki, którą na pewno stać na dużo więcej takich uroczych drobiazgów. Lepiej, aby trafiły do niego, biedaka, który już z pewnością będzie umiał należycie z niej skorzystać.
- Powiedz mi, kochany, ty bardziej podziwiasz mój dekolt w sukni, czy może biżuterię, która mam na sobie? - zapytała po chwili Yvonne, dostrzegając to, w jaki sposób na nią patrzył.
Uśmiechnął się do niej i odpowiedział dowcipnie:
- Jedno i drugie w równie silnym stopniu mnie interesuje. Ale zdecydowanie najbardziej mi się podobają twoje usta.
Yvonne zachichotała jak mała dziewczynka, po czym delikatnie trąciła go w ramię i odrzekła na to:
- Oj, łobuzie. Tak na pierwszej randce? Ładnie to tak?
- No, ja też myślę, że ładnie - odpowiedział jej Narcyz.
Następnie przysunął mocniej swoją twarz do twarzy dziewczyny i już miał ją pocałować, kiedy nagle zadzwonił telefon wiszący na ścianie. Yvonne przeprosiła więc na chwilę swojego rozmówcę, mówiąc, że musi odebrać, ale spokojnie, zadba o to, aby to nie potrwało długo, a potem to zajmie się już całkowicie jego osobą, bo jest niesamowicie ciekawa tych jego niegrzecznych zamiarów wobec niej, o jakich jej wcześniej wspominał. Zaraz potem poszła do kuchni, w której to znajdował się aparat telefoniczny. Przedtem jednak odwróciła się, stojąc w progu pomieszczenia i powiedziała:
- A przy okazji, masz ładny tatuaż na nadgarstku. Kręcą mnie takie rzeczy.
Po tych słowach, weszła do kuchni i odebrała telefon. Rozmawiała z kimś o jakiś niezbyt istotnych sprawach. Ze słów, jakie padały podczas tej rozmowy jasno wynikało, iż to jej nadopiekuńczy ojciec chce wiedzieć, czy wszystko z nią jest w porządku i że nie musi się o nią niepokoić. Narcyz uśmiechnięty wiedział, że może sobie Yvonne obiecywać ojcu, iż nic jej nie jest i nic złego się z nią dzieje, ale już po tej nocy dopiero dostanie jej kochający i troskliwy tatuś powody do tego, aby się o nią niepokoić. Tylko, że on, Narcyz, złodziej nad złodzieje, będzie już wtedy bardzo daleko.
Z tymi myślami, usiadł wygodnie na kanapie i czekał na powrót dziewczyny. Jej Pokemony usadowiły się niedaleko niego, a jeden z nich, konkretnie Sylveon ze słodkim piskiem wydobywającym się z jego pyszczka, popatrzył na niego i tak jakby mrugnął do niego okiem. Chwilę później Narcyz zauważył, iż roztacza on wokół siebie jakąś niezwykłą aurę, która sprawiała, że wzbudzał on wokół siebie o wiele więcej uroku niż dotychczas. Ponadto też Butterfree pomachał skrzydłami, z którym posypał się jakiś dziwny pyłek. Narcyz domyślił się, co to oznacza, ale nim zdążyć zareagować, poczuł z powodu pyłku motyla i uroku słodkiego liska taka senność, że nie wytrzymał i opadł głową na poręcz kanapy, zapadając w błogi sen.

***


Narcyz ocknął się po kilkunastu minutach. Poczuł, że głowa go lekko boli, ale nie był to uporczywy ból, zresztą dość szybko zaczął mu on przechodzić, a on sam powoli odzyskiwał świadomość tego, co się wokół niego dzieje. Naprzeciw siebie zobaczył Yvonne, uśmiechniętą do niego przyjaźnie.
- Już się obudziłeś? Wybacz, nie chciałam cię budzić. Tak ładnie spałeś.
- Wybacz, musiałem się zdrzemnąć. Coś mnie chyba zamroczyło - odparł na to Narcyz, delikatnie masując sobie skroń.
Wtedy właśnie dostrzegł on coś, co wcześniej mu umknęło. Na dłoniach miał założone kajdanki i to bynajmniej nie takie, które mogłyby służyć do zabaw sam na sam w łóżku, ale znacznie poważniejsze. Bo to były policyjne kajdanki. Narcyz przez chwile nie zrozumiał, co się dzieje i dlaczego takie stalowe bransoletki tak nagle ozdobiły jego dłonie, potem jednak zaczął się czegoś domyślać. Popatrzył na Yvonne groźnym wzrokiem i powiedział:
- Te twoje stwory mnie uśpiły. Chciałaś mnie złapać, tak?
- Owszem, kochasiu - odpowiedziała na to Yvonne - Wybacz mi, proszę, bo to dość nieciekawe metody działania, ale nie miałam innego wyjścia. Zadanie to jest zadanie i muszę je wykonywać jak należy. Poza tym, nie cierpię takich cwaniaków jak ty. Oszuści wykorzystujący niewinne kobiety, aby je okradać lub zachęcać do powierzenia im całego dobytku, z którym potem uciekają na koniec świata. To jest podłe. Ty jesteś naprawdę gorszy niż zwykły złodziej. Choć oddać ci trzeba to, że umiesz świetnie tańczyć, łajdaku.
Narcyz popatrzył na dziewczynę, czując, że oto teraz wpadł i to na całego. Te kajdanki i to, iż został nimi skuty jasno dowodziły, z kim ma do czynienia. Mimo to, próbował jeszcze swoich sił uwodzicielskich i powiedział:
- Yvonne, ja naprawdę nie wiem, o czym do mnie mówisz. Przecież ja ci nic złego nie zrobiłem.
- Nie zrobiłeś, ale próbowałeś - odparła na to Yvonne - Tylko widzisz, ja nie jestem pierwszą lepszą, którą możesz oczarować i wykorzystać.
- Zauważyłem. Jesteś bystrzejsza niż myślałem. Ale czy mimo wszystko, ze względu na to, jak dobrze nam się rozmawiało, nie byłabyś skłonna mnie wypuścić i zapomnieć o całej sprawie?
Mówiąc to, przybrał najbardziej czarującą minę, jaką tylko zdołał wykrzesać z siebie, ale nic mu to nie dało, gdyż dziewczyna pokręciła przecząco głową i nie bez satysfakcji odpowiedziała:
- Wybacz, twój urok nawet lekko na mnie działał, ale już mi przeszło.
- I tak to z tymi kobietami jest - jęknął Narcyz - A może mimo to przemyślisz jeszcze taką możliwość, aby mnie wypuścić?
- Przykro mi, ale to jest niemożliwe. Jesteś tym, kim jesteś i musisz ponieść za to konsekwencje, Narcyzie.
Uwodziciel wzdrygnął się na myśl o tym, że dziewczyna go poznała, jednak nie poddawał się dalej i postanowił kontynuować działania.
- Narcyzie? Jaki Narcyzie?
- Weź już nie obrażaj mojej inteligencji. Zdradził cię ten tatuaż na nadgarstku. Taki sam, jakiego opisali policjanci, którzy cię pierwszy raz złapali. Czytałam dziś tak długo i tak uważnie twój życiorys, że zapamiętałam sobie ten szczegół, bardzo mi zresztą przydatny, jak się okazuje.
- Naprawdę nie rozumiem, o czym ty do mnie mówisz. Mam tatuaż, ale to nie jest jeszcze powód, żeby...
- Nie rozumiesz? No cóż, może on ci pomogą pojąć, co i jak.
Po tych słowach wstała, podeszła lekko do drzwi, otworzyła je i zaraz potem do pokoju wkroczyło kilku policjantów z komisarzem Rockerem na czele. Na ich widok Narcyz westchnął. Wiedział już, że gra jest przegrana, a on nie ma już na to szansy, aby choć trochę zdołał z tego wszystkiego zmienić na swoją korzyść.
- Witaj, Narcyz - powiedział zadowolonym tonem komisarz - Wybacz nam te niemiłe powitanie, ale służba nie drużba, a ciebie szuka już sporo stróżów prawa. To nieźle, jak na tak młody wiek.
Narcyz westchnął i spojrzał na Yvonne, mówiąc do niej:
- A zatem to wszystko, to była podpucha, tak? Celowo poszłaś do baru, licząc na to, że ja się tam zjawię i cię poderwę, a ty mnie wciągniesz w zasadzkę. Czyż nie tak było?
Yvonne uśmiechnęła się z kpina w oczach i odpowiedziała:
- Może już nie licytujmy się, kto kogo bardziej oszukał, dobrze? Ja wydałam cię glinom, zgoda. Ty za to chciałeś mnie okraść i nie przeczę, byłeś bardzo bliski osiągnięcia celu, ale nic z tego. Twój tatuaż cię zdradził. Nie miałam w tej sprawie aż takiej wiedzy, aby bez niego móc cię w pełni rozpoznać. Ostatecznie zdjęcia to trochę za mało. Mogłeś być po prostu podobny do tego łajdaka Narcyza. Ale ten tatuaż odebrał mi wątpliwości. No i załatwione, po sprawie. Przykro mi, że tak się to musi kończyć, bo jesteś nawet ciekawym rozmówcą, ale spokojnie. Nie będzie ci dokuczać samotność i brak osób do rozmowy. W wiezieniu już czekają podobni do ciebie. Na pewno się z nim dogadasz.
- Oczywiście, że się dogadamy. Tylko żałuję, że mnie złapał policyjny szpicel.
- Szpicel? Przesadzasz. Nie jestem policjantką, tylko detektywem. A to chyba ci nie ubliża.
- To już chyba zależy od tego, jak to przedstawiasz. A na imię raczej nie masz Yvonne, co nie?
Dziewczyna parsknęła śmiechem, po czym zdjęła nagle perukę z głowy, przed wszystkimi odsłaniając swoje długie i puszyste włosy barwy dojrzałego miodu, w których jej było naprawdę pięknie. Równie pięknie, co w peruce.
- A to akurat jest prawda. Z pewnego punktu widzenia. Jestem Serena Jane Yvonne Ketchum, z domu Evans. Żona detektywa, Asha Ketchuma.
- Również tutaj obecnego - odezwał się nagle mój ukochany, wchodząc w tej samej chwili do mieszkania.
Miał on na sobie nadal strój barmana, a także perukę i okulary, jednak te dwa ostatnie aspekty swojego przebrania właśnie zdjął na oczach coraz bardziej tym wszystkim zdumionego Narcyza, który mimo tej bardzo niekomfortowej dla siebie sytuacji, nie mógł wyjść z podziwu.
- No proszę. Słynny detektyw Sherlock Ash i jego ukochana małżonka - rzekł z niezwykłym, jak na te okoliczności, szacunkiem w glosie - A więc to wy. Zatem, jak widzę, złapali mnie najlepsi z najlepszych.


Rzeczywiście, tak właśnie było. Dla tych, którzy jeszcze jakimś cudem tego się nie domyślili, choć odnoszę wrażenie, że takich raczej nie ma, muszę wyjaśnić, iż to właśnie ja byłam tą rudowłosą panną Yvonne, która oczarowała Narcyza, a w odpowiednim momencie nakazała swoim Pokemonom go uśpić i wydała go policji z Wertanii. Oczywiście, choć zapewne nie jest to dla nikogo specjalną zagadką, ale to Ash wymyślił cały ten plan, zaś komisarz Rocker go zatwierdził. To dzięki temu ten oto notoryczny oszust i złodziej wreszcie stanie przed sądem za swoje czyny.
Muszę przeprosić każdego rozczarowanego moim stylem pisania, ale na ten jeden raz musiałam nieco zmienić swój styl narracji, aby nikt nie domyślił się zbyt wcześnie, o co chodzi, choć obawiam się, że większość z was i tak szybko odkryła moja tożsamość i domyśliła się mojego udziału w tej sprawie. Liczę jednak na to, że może chociaż jedną osobę ten styl nieco zmylił i przynajmniej choć trochę miał on sens podczas spisywania tej oto historii.
Wracając jednak do tematu, to Narcyz uważnie przyjrzał się mnie i Ashowi, a zaraz potem powiedział dowcipnie:
- No cóż, naprawdę jestem pod wrażeniem. Wiele już słyszałem z gazet oraz z telewizji o waszej działalności i poznanie was osobiście, mimo wszystko, jest dla mnie prawdziwym zaszczytem. Ciekawe też, że podobnie jak w piosence, ruda się okazała być blondyną. Takich czarów marów, to ja się nie spodziewałem.
- A ja się nie spodziewałem, że będziesz na tyle bezczelny, aby mimo tego, iż niedaleko stąd zostałeś złapany i ledwie uciekłeś, dokonać akcji również tutaj, tak blisko miejsca obławy na ciebie - powiedział komisarz Rocker - Sądziłem, że jeśli nawet tu jesteś, przyczaisz się na jakiś czas i dopiero wtedy zaczniesz działać.
- Tak by zrobił ktoś inny, ale ja jestem przecież Narcyz - odpowiedział mu na to uwodziciel - Ja zawsze działam nieszablonowo.
- No, chyba nie do końca. Nasz detektyw cię rozgryzł i zastawił tu na ciebie zasadzkę.
- Bo to bystrzak. Przyznaj pan, że wy mnie moglibyście jeszcze długo szukać, gdyby nie on.
- Tak, przyznaję. Bystry to on był i nadal jest.
To mówiąc, spojrzał na Asha i na mnie, lekko zasmucony, gdyż chyba właśnie sobie zdał sprawę z tego, że niestety Narcyz ma rację, a on sam nie jest wcale tak genialny i gdyby nie nasza pomoc, pewnie długo by jeszcze z resztą policji tego matacza szukał. No, może nie tak znowu długo, ale sam przecież powiedział, iż nie podejrzewał łotra o to, aby był na tyle bezczelny, żeby przeprowadzić akcję świeżo po swojej ucieczce, zamiast się przyczaić, jak rozsadek nakazywał. Przyznam się, że ja sama miałam co do tego wątpliwości, choć argumenty Asha w tym kierunku jednak mnie przekonały. Dlatego wzięłam udział w tej akcji i jak się okazało, była to naprawdę trafiona decyzja.
- Dobra, koniec już tego gadania! - zawołał po chwili komisarz Rocker - O ile mnie pamięć nie myli, upomina się obecnie o ciebie już kilku, jeśli nie kilkunastu prokuratorów. Trochę zarzutów wobec ciebie postawiono, więc nie ma co, trzeba się za to zabrać. Idziemy, cwaniaczku.
Po tych słowach, dał znak kilku policjantom, a ci złapali mocno bandytę pod pachami i podnieśli go z kanapy, a zaraz potem wyprowadzili go z mieszkania. W chwili, gdy to robili, Narcyz spojrzał jeszcze na mnie i powiedział:
- Naprawdę wspaniała z ciebie dziewczyna.
Następnie spojrzał na Asha i dodał:
- Pilnuj jej lepiej dobrze, chłopie, bo to wyjątkowa dziewczyna.
- Wiem o tym, ale miło mi, że ktoś również to dostrzegł - odpowiedział mu na to Ash, delikatnie mnie przy tym obejmując.
Narcyz delikatnie skinął głową przede mną i Ashem na znak szacunku, a już po chwili został wyprowadzony z mieszkania przez policjantów.
- No, moi kochani... Musze wam pogratulować dobrze wykonanego zadania - rzekł kapitan Rocker, podchodząc do nas - Ash, naprawdę świetnie to wymyśliłeś. Jestem pod wrażeniem.
- Dziękuję, komisarzu, ale obawiam się, że w tej sprawie pochwały nie należą się mnie, a mojej ukochanej żonie - odparł Ash, uśmiechając się i wskazując dłonią na mnie - Tym razem nie zrobiłem nic wielkiego.
- Jak to, nic? - zdziwiłam się - A ten cały plan, to niby czyja zasługa?
- Owszem, ale w tej sprawie byłem wyjątkowo jedynie asystentem. Cała więc zasługa przypada jedynie Serenie. No, może trochę też mnie, ale głównie jej.
Przyznam, iż radością dla mnie było usłyszeć tak piękne komplementy z ust mojego ukochanego męża i przy okazji, choć może nieco przemawia przeze mnie próżność, przyjemnie mi się też zrobiło na myśl o tym, iż tym razem cała zasługa przypada mnie. Nie, żeby mi jakoś przeszkadzało to, że podczas naszych śledztw to zawsze Ash rozwiązuje zagadkę, a ja jedynie mu w tym pomagam, nie nadążając często za jego szybkim tokiem rozumowania i łączeniem faktów ze sobą, to jednak mimo wszystko miło mi było usłyszeć, że za jakąś sprawę tym razem cała zasługa przypada wyłącznie mnie.
- To wszystko prawda - powiedział zachwyconym głosem komisarz Rocker, z uśmiechem na mnie patrząc - Nie spodziewałem się, tak swoją drogą, że umiesz być aż tak uwodzicielska, Sereno.
- Ja też nie - zachichotał Ash - Takiej cie chyba jeszcze nie znalem. Ruda i tak bardzo kusząca swoim wyglądem i ruchami. Niby znam cię doskonale, a mimo to nadal potrafisz mnie pozytywnie zaskoczyć.
- Miło mi, skarbie - odpowiedziałam wesoło - Liczę jednak na to, że jeszcze nieraz cię zaskoczę.
- Pod warunkiem, żeby było to pozytywne zaskoczenie.
- Myślę, że możesz śmiało na to liczyć.
Następnie spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i powiedziałam:
- Ale chyba powinniśmy już wracać do siebie. Właścicielka tego mieszkania już raczej wolałaby wrócić do siebie. Nie każmy jej długo czekać.
- I nie każmy długo czekać Pikachu i Buneary - dodał Ash - Siedzą obecnie u Alexy i już się pewnie nie mogą doczekać, aż powrócimy.
- A Alexa już pewnie czeka na relację z całej tej historii. Będzie miała dzięki niej artykuł stulecia.
- Nie inaczej. Jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy w całej jej karierze.

***


Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Ty znasz i ja znam,
Ten numer, który gram.
To ja dla ciebie zdzieram głos.
Wyłazi mi z peruki włos.
Ty myślisz: Zdzich, wariacki łeb.
A wariat Zdzich ma łeb jak sklep.
Ja zrobię numer w Hollywood.
Wyliżę im ten cały miód.
Hej, stój! Zaczekaj! Nie uciekaj!
Płyta Crazy Zdzicha czeka!

Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Bo choć 40 lat już mam,
To na gitarze sobie gram.
Bo choć 55 już ma,
To na gitarze jeszcze gra.

To ja, znowu ja.
Crazy Zdzichu gra.
To ja na wizji plączę się,
Dla ciebie, byś kochała mnie.
Nie po to padam wciąż na pysk,
By wygrał inny teledysk.
Czy myślisz, że wyżyję, gdy
Przylepisz zdjęcie me do drzwi?
Hej, stój! Zaczekaj! Nie uciekaj!
Crazy Zdzicha płyta czeka.

Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Bo choć 40 lat już mam,
To na gitarze sobie gram.
Bo choć 55 już ma,
To na gitarze jeszcze gra.

To ja, znowu ja.
Crazy Zdzichu gra.
To ja, znowu ja.
Crazy Zdzichu gra.

Hej, stój! Zaczekaj! Nie uciekaj!
Crazy płyta Zdzicha czeka.

Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
Bo na niej Crazy Zdziś!
Łap ją, łap!
Drap ją, drap!
Gryź ją, gryź!
To śpiewa Crazy Zdziś!

Taka oto piosenka wygrywana była przez zespól muzyczny, kiedy ja i Ash, w towarzystwie komisarza Rockera, Alexy, Pikachu i Buneary siedzieliśmy razem przy jednym ze stolików w lokalu, który poprzedniego dnia był świadkiem naszej wielkiej akcji. Wszyscy byliśmy bardzo z siebie zadowoleni, a Pikachu i Buneary niesamowicie cieszyli się z naszej obecności, zwłaszcza, że nie mogli oboje nam towarzyszyć w czasie akcji i musieli ją przeczekać u Alexy. Jako dwa Pokemony znanych detektywów byli zdecydowanie zbyt rozpoznawalni i z tego też powodu mogliby nas niechcący zdemaskować lub przynajmniej za mocno na siebie zwrócić uwagę Narcyza, dlatego woleliśmy nie brać ich ze sobą i zostawić ich pod opieką Alexy. Teraz jednak mogliśmy ponownie razem siedzieć sobie w jednym miejscu i spokojnie rozkoszować się swoją obecnością.
- Naprawdę strasznie żałuję, że nie mogłam zobaczyć was w akcji - rzekła do nas Alexa, popijając lemoniadę przez słomkę i uśmiechając się do nas radośnie.
Ponieważ była w ciąży, nie mogla ona pić alkoholu, nigdy też za nim jakoś nie przepadała, podobnie jak i my, dlatego zamówiła jedynie napój bezalkoholowy, a my w ramach solidarności z nią, zamówiliśmy podobne trunki. Zresztą, ja i Ash nigdy nie byliśmy miłośnikami alkoholu, poza piwem i szampanem, więc przyszło nam to dosyć łatwo. Jedynie komisarz Rocker, który lubił sobie czasami nieco coś mocniejszego chlapnąć, musiał w ramach solidarności z Alexą poprzestać jedynie na butelce coli.
- Żałuj, dziewczyno. Żałuj, bo naprawdę było na co popatrzeć - powiedział po chwili komisarz, uśmiechając się dowcipnie - Byłem tam przebrany za jednego z gości i wszystko widziałem. Naprawdę Serena kusicielka była czymś, co naprawdę warto było zobaczyć.
- Oj, nie wątpię - zaśmiała się Alexa - Ale jednego nadal nie rozumiem. Ash, jakim cudem ty się domyśliłeś, że Narcyz pojawi się właśnie w tym lokalu?
- Nie miałem ku temu pewności, ale próbowałem rozpoznać jego psychikę i się w nią wpasować, przynajmniej na tyle, na ile to było możliwe - odpowiedział na to Ash - Tak jak nas tego uczono na wykładach, na które chodzimy. Starałem się rozgryźć jego sposób myślenia i zacząłem wczuwać się w niego. Uznałem, że jako uwodziciel polujący wyłącznie na zamożne kobiety, nie może on pójść do jakiegoś pierwszego lepszego baru i podrywać pierwsze lepsze panie. On wybierze jedynie taki lokal, do którego przychodzą kobiety z klasą i zamożne, które będzie z czego okraść. A to jest właśnie taki lokal. Lepszego nie ma w całym mieście. Dlatego też uznałem, że w tym oto miejscu on zaatakuje i nie pomyliłem się.
- Owszem, postawiłeś wszystko na jedną kartę i wygrałeś - powiedział na to komisarz Rocker - Chyba jednak masz w sobie coś z hazardzisty.
- A ja to chyba domyślam się, dlaczego tak łatwo go rozgryzłeś - stwierdziła Alexa wesoło.
- Naprawdę? To słucham, jaka jest twoja teoria? - zapytał Ash.
- Moim zdaniem, domyśliłeś się tak łatwo tego, co zrobi Narcyz, bo sam masz w sobie coś z niego.
Ja i komisarz zachichotaliśmy, a Pikachu zapiszczał wesoło, co jednak niezbyt się spodobało mojemu ukochanemu.
- Że słucham? Chcecie mi powiedzieć, że ja niby jestem narcyzem jak on?
- Nie, wcale ci tego nikt nie sugeruje, kochanie - powiedziałam pojednawczo.
- To co mi tu Alexa opowiada, że niby mam jego cechy, co?
Dziennikarka uśmiechnęła się przepraszająco do Asha i powiedziała:
- Wybacz, nie to miałam na myśli. Chodziło mi jedynie o to, że podobnie jak ten uwodziciel, lubisz czasami ryzykować i nie boisz się tego robić. Umiesz także postawić wszystko na jedną kartę i co lepsze, osiągnąć zwycięstwo. Jesteś pod tym względem do niego bardzo podobny. Dlatego umiałeś go podejść i umiałeś odkryć jego sposób myślenia.
Ash wyglądał już na nieco udobruchanego i uśmiechnął się zadowolony.
- Jeśli tak, to co innego. Takie słowa to trafiają do mojego serca. Z tym to się mogę zgodzić.
- Jednego tylko nie rozumiem - powiedział komisarz Rocker - Ash, powiedz mi, proszę, co byś zrobił, gdyby jednak się twój plan nie udał? Gdyby jednak się okazało, że ten cały Narcyz nie poleciałby na wdzięki Sereny?
To mówiąc, spojrzał na mnie przepraszająco i powiedział:
- Oczywiście bez urazy, moja droga. Ja tam nie chcę ci niczego sugerować, ale chociaż jesteś naprawdę piękna i seksowna, to są gusta i guściki. Zatem oboje ryzykowaliście, że on mimo wszystko nie zwróci na Serenę uwagi i sobie wybierze inna ofiarę. Powiedz, co byście wtedy zrobili?
- Przecież to bardzo proste, panie komisarzu - odpowiedziałam na to z lekkim politowaniem - W takiej oto sytuacji mój genialny mąż po prostu wymyśliłby coś innego. Mam rację?
- To prawda - zgodził się ze mną Ash - Oczywiście, to prawda, nie miałem w tej sprawie żadnej pewności, że on zainteresuje się Serena. Mogłem jedynie mieć na to nadzieję. Ale na szczęście, nie była to nadzieja bezpodstawna.
Chwilę później wypiliśmy wspólnie kolejną porcję coli i oranżady, śmiejąc się wesoło i napawając się ogromną satysfakcją z powodu tak dobrze wykonanego przez nas zadania. A gdy zespół zaczął grać kolejny utwór, rozbawiona zerwałam się dziko z miejsca i złapałam Asha za rękę, mówiąc dowcipnie:
- Dasz się porwać do tańca, słodki narcyzie?
- Tobie zawsze i chętnie, moja kochana Yvonne - odpowiedział wesoło Ash.


Następnie zaczęliśmy oboje śmigać po parkiecie, a Pikachu i Buneary szybko do nas dołączyli, tańcząc radośnie tuż przy nas. Zespół śpiewał wtedy znaną nam obojgu doskonale wesołą piosenkę, która szła tak:

To ja, Narcyz się nazywam.
Przepraszam i dziękuję...
Ja tych słów nie używam.
Jestem piękny i uroczy...
Popatrzycie w moje oczy.
Jestem przecież najpiękniejszy,
A na pewno najskromniejszy.

To ja, Narcyz się nazywam.
Powodzenia oraz proszę...
Ja tych słów nie używam.
Jestem śliczny jak kwiatuszek,
Który wabi setki muszek.
Niepotrzebne mi podboje,
Aby wszystkie były moje.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

To ja, Narcyz się nazywam.
Przepraszam i dziękuję...
Ja tych słów nie używam.
Jestem piękny i uroczy...
Popatrzycie w moje oczy.
Jestem przecież najpiękniejszy,
A na pewno najskromniejszy.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

Niech dziś mój pocałunek na ustach innej gości,
Byś mogła się przekonać, jak ona ci zazdrości.
Niech moje słodkie ręce dziś pieszczą innej ciało,
Byś mogła się przekonać, jak krzyczy: „Mało, mało!”.

Ash, kiedy leciała ta piosenka, uśmiechał się do niej i udawał, że śpiewa wraz z liderem zespołu, co bardzo mnie rozbawiło, a kiedy utwór dobiegł końca, wesoło spojrzałam mu w oczy i zapytałam:
- A jesteś taki, jak w tej piosence?
- Jaki? - zachichotał Ash.
- Taki, że każda mogłaby być twoja, gdybyś tylko chciał?
Mój ukochany mąż obdarzył mnie uśmiechem pełnym miłości, a potem czule i zmysłowo odpowiedział mi:
- Może i mógłbym mieć, ale nie chcę. Ja chcę tylko ciebie. Wyjątkową, dobrą, piękną i kochaną dziewczynę, która jako jedyna wytrzymuje ze mną i tak mocno mnie kocha, iż w ramach rozrywki rozwiązuje ze mną zagadki kryminalne.
- Masz rację, jestem naprawdę wyjątkowa, kochanie - odpowiedziałam mu z uśmiechem na twarzy.
- No proszę. I kto tu teraz jest narcyzem? - zapytał dowcipnie Ash.
Odpowiedziałam mu delikatnym chichotem, a także bardzo czułym i pełnym miłości pocałunkiem w usta, jaki tylko dać może dziewczyna, która szczerze kocha i jest szczerze kochana. Dziewczyna, której nie imponuje nigdy uwodziciel, ale za to serce jej skraść może szczery i dobry chłopak. Dziewczyna, która nie tylko jest w stanie dla niego w ramach wolnego czasu ganiać za przestępcami, ale sama już tak to polubiła, że bzika by dostała, gdyby za długo nie mogła tego robić. Tak, to zdecydowanie prawda. Ja naprawdę jestem wyjątkowa pod każdym względem. Tak samo Ash. Nieźle się dobraliśmy. Dwa urocze narcyzy, które jak już kochają, to na zawsze i szczere. Czego chcieć więcej?
Cóż... Chyba tylko odrobinę więcej nudy w naszym pełnym przygód życiu.


KONIEC

piątek, 24 maja 2024

Przygoda 127 cz. I

Przygoda CXXVII

Narcyz się nazywam cz. I

- Proszę, kochani. Pijcie śmiało - powiedziała Alexa, nalewając nam herbatę do filiżanek.
Ja i Ash powoli zaczęliśmy sączyć swoje napoje, nie odrywając przy tym ani na chwilę wzroku od naszej drogiej przyjaciółki. Była już ona w zaawansowanej ciąży. Jej sporej wielkości brzuch był aż nadto widoczny i do tego stanowił swego rodzaju przeszkodę dla Alexy, ale ta nie byłaby sobą, gdyby mimo tego nie robiła wszystko sama wokół siebie, nie korzystając przy tym z niczyjej pomocy. Jedynie od czasu do czasu pomagali jej Helioptile oraz Noivern w kilku obowiązkach, z którymi sobie sama nie dawała rady. Jednak pomijając to, we wszystkich innych sprawach dziennikarka sama sobie radziła.
- Jak się czujesz, Alexa? - spytałam, starając się zaakcentować, jak mocno się tylko da troskę w moim głosie.
- Całkiem nieźle. Mały chyba zostanie piłkarzem, coraz częściej mi się daje we znaki - odpowiedziała mi dowcipnie Alexa, gładząc się po brzuchu - Ale nie jest tak źle. Ostatecznie nie jestem z tym wszystkim sama. Rene mnie wspiera, jak na ukochanego przystało.
- A planujecie się pobrać? - zapytał Ash.
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
Alexa uśmiechnęła się z lekkim politowaniem, po czym odparła:
- Ash, mój drogi. Ty chyba naprawdę żyjesz w innej epoce. Proszę cię, to już nie te czasy, kiedy zakochana para musi się pobrać, aby żyć ze sobą. To już minęło i to nie wróci. Można to robić, ale nie trzeba. Ja jestem kobietą nowoczesną. Mnie nie trzeba ślubu ani papierka, który go zaświadcza urzędowo. Ważne, aby kochać nie odszedł w siną dal. Bo jeżeli zechce odejść, to wtedy żaden ślub stwierdzony rejentalnie go nie zatrzyma.
- Ale czemu zaraz zakładać, że zechce odejść? - spytałam zdumiona - Czy nie wydaje ci się, że skoro jesteście dotąd razem i dobrze się wam powodzi, to jest to najlepszy dowód na to, iż on cię szczerze kocha i zostanie z tobą na zawsze?
Alexa zachichotała rozbawiona tym, co jej powiedziałam, chociaż nie bardzo byłam pewna, co ją tak niby rozbawiło. Chociaż ona szybko mi to wyjaśniła.
- Kochana Serenko, na zawsze to jest bardzo długo terminowy plan, a w tym życiu trudno ustalać takie plany. Uwierz mi, ja wiem, co mowie. Kocham Rene, a on kocha mnie. Jednak nie jestem pewna, jak długo to potrwa. A co, jeżeli euforia po narodzinach dziecka mu minie i wtedy przestanie się mną zachwycać? A jeżeli go to wszystko przerośnie i zechce odejść? Mam go wiązać ze sobą i utrudniać mu życie, bo dziecko musi się wychowywać w pełnej rodzinie? A kto w zasadzie tak powiedział, że musi mieć pełną rodzinę pod względem legalnym i formalnym? Od kiedy niby jest takie prawo?
- Ale przecież Rene jest ojcem twojego dziecka - zauważyłam - I nawet jeśli coś by wam nie wyszło w związku, to ma prawo nim być. A ty nie możesz go tego prawa pozbawiać, choćby nie wiem, co między wami zaszło.
Alexa popatrzyła na mnie groźnym wzrokiem, a ja poczułam, że zraniłam ją swoimi słowami. Jednak musiałam jej powiedzieć, co myślę o jej podejściu do tej sprawy, nawet jeśli miałoby się jej to nie spodobać.
- Sereno, co ty mi ty imputujesz? Że ja niby bym miałaby się tak obrazić na Rene, żeby zabronić mu kontaktów z jego własnym dzieckiem?
Dziennikarka, która dotąd lekko opierała się o oparcie fotela, teraz przysunęła się bliżej w naszą, a konkretnie to w moją stronę, po czym powiedziała, nie kryjąc swojej złości:
- Wyjaśnijmy sobie coś, moja droga. Ja mam swoje wady, ale nie jestem i nie byłam nigdy potworem. Nawet gdybyśmy mieli kiedyś się rozstać, nigdy bym na takie coś nie pozwoliła. Rene zawsze będzie ojcem mojego dziecka, cokolwiek by między nami zaszło. Zapamiętaj to sobie! Nie jestem z tych, które zamierzają się mścić na byłym partnerze, wykorzystując do tego dzieci!
Zrobiło mi się głupio z powodu słów, które przed chwilą powiedziałam. No tak, przecież słowa Alexy wcale nie oznaczały, że chce nieodpowiedzialnie do tak ważnej sprawy, jaką jest macierzyństwo podchodzić. Jej złość w tej sprawie była w moich oczach aż nadto prawdziwa, abym miała ją podważyć. Mimo wszystko, te jej słowa, w których kpiła sobie jawnie z pełnej rodziny, wydawały mi się dosyć niepokojące. Dlatego popatrzyłam na nią przepraszająco i powiedziałam:
- Wybacz, nie chciałam cię urazić. Ale tak mówisz lekko o tym, że można mieć pełną rodzinę, iż lekko się zaniepokoiłam.
Alexa popatrzyła na mnie już znacznie spokojniejszym wzrokiem, choć widać było wyraźnie, że złość jeszcze do końca jej nie minęła, po czym odparła:
- Sereno, najwidoczniej źle interpretujesz moje słowa. Mówiłam jedynie, że nie jest dziś obowiązkiem posiadania pełnej rodziny, aby być szczęśliwym. Ale to nie znaczy, że z góry zakładam, iż Rene mnie zostawi i nie będę miała z kim mego dziecka wychować. Po prostu wolę być ostrożna. On mnie poprosił o rękę, ale ja nie chcę, żeby żenił się ze mną z powodu poczucia obowiązku. Ja mam swój honor i nie zamierzam brać ślub dlatego, że tak trzeba. Poza tym, znamy się już długo, ale nie na tyle, aby zaraz się pobierać. Wszystko musi być w odpowiednim dla nas momencie wprowadzone, a nie tak po prostu, bo tak wypada. Trzeba naprawdę do tego wszystkiego podejść rozsądnie. Na razie nie planuję ślubu, skupiam się na tym, aby urodzić dziecko. Potem zobaczymy, czy ja i Rene sobie damy radę jako rodzice. Jeżeli tak, to wtedy możemy się pobrać, choć naprawdę uważam, że ślub jest tylko formalnością, bez której naprawdę można się obyć.
- Ale ja i Ash wzięliśmy ślub i jakoś nie narzekamy na tę formalność.
Alexa zachichotała, chyba odzyskując już całkowicie dobry humor.
- No tak, to wszystko prawda. Ale to, że wam się udało i jak dotąd, dalej się wam udaje, nie znaczy, iż mnie ma się udać. Poza tym, nie mam pewności, czy to dziecko, które teraz noszę pod sercem, nie zepsuje wszystko w naszych relacjach. Znaczy moich i Rene. Nie wiem tego i nie mam jak się tego dowiedzieć. Dlatego nie chcę wyciągać wniosków przedwcześnie, ale mimo wszystko zabezpieczyć się na taką ewentualność.
- Czyli po prostu, mówiąc krótko, nie przekreślasz go, ale wolisz być gotowa na to, aby go w razie czego przekreślić? - zapytałam.
- Jak będziesz w moim wieku, to może zrozumiesz, że wszelkiej ostrożności, a już zwłaszcza w kwestii uczuć, nigdy nie jest za wiele.
Zaniepokojona jej słowami, spojrzałam na Asha, który powoli popijał sobie herbatę i słuchał bez słowa tego, o czym właśnie rozmawialiśmy. Wtedy przyszła mi do głowy dosyć głupawa myśl. A co, jeżeli mój ukochany, kiedy już mu urodzę pierwsze dziecko, przestanie mnie kochać, a dziecko zamiast scementować nasze uczucie, zniszczy je i rozdzieli nas na zawsze? Naprawdę nie wiem, dlaczego choć przez chwilę mogłam tak pomyśleć, ale w takich sytuacjach chyba raczej mało kto myśli w pełni racjonalnie. A obawy, choćby najbardziej udany był związek, muszą się pojawić. Obawy o stratę ukochanej osoby i jej uczuć.

Ash nie wiem, czy wyczuł moje obawy, ale na pewno zauważył, że zaczęłam mu się przyglądać i zapytał mnie:
- Coś się stało, kochanie?
Uśmiechnęłam się do niego życzliwie i uspokajająco na znak, że nic mi nie jest, ale chyba nie do końca mi uwierzył. W każdym razie, odłożył filiżankę na stół i powoli dotknął mojej dłoni, mówiąc:
- Wiesz, że uwielbiam twój uśmiech? Zawsze jest taki ciepły i kochany.
Ponownie się do niego uśmiechnąłem, ale tym razem radośnie i szczerze, a do tego poczułam, jak moje serce ogarnia powoli spokój i opanowania. Zrozumiałam, jaka głupia byłam, wątpiąc w to, że mój ukochany mąż byłby w stanie przestać mnie kochać i to z powodu urodzenia mu dzieci. Pomyślałam sobie jednak, że jak na razie lepiej jest skupić się na naszej pracy detektywów, a nie zakładaniu rodziny i poświęcanie się jej. Z ulgą również pomyślałam o tym, iż za każdym razem, gdy tylko ja i Ash okazywaliśmy sobie więcej czułości niż to prywatnie się robi, nigdy nie zapominaliśmy o zabezpieczeniu.
Alexa wpatrywała się w nas wesoło przez chwilę, po czym powiedziała:
- Słodkie z was ptaszyny. Obyście zawsze byli sobie chociaż w połowie tak bliscy, jak teraz.
Następnie wstała z fotela i poszła do kuchni, skąd przyniosła jeszcze więcej ciastek, gdyż te, które dotąd były na stole, zdążyliśmy już zjeść. Zadowoleni, aby sobie osłodzić te smutne myśli, zaczęliśmy je powoli jeść i przez chwilę wszyscy milczeliśmy. Ponieważ jednak z natury jesteśmy niezłymi gadułami, to cisza, jaka zapanowała w naszym gronie, nie mogła trwać wiecznie i oczywiście nie trwała.
- Kochani moi, a słyszeliście o tym słynnym uwodzicielu, Narcyzie?
Wzrok nas wszystkich skupił się na osobie Alexy, która uśmiechnęła się lekko na widok naszych zdumionych min.
- Widzę, że zatem nie słyszeliście. Ale w sumie nie dziwi mnie to, bo koleś co chwila zmienia miejsce pobytu i działania, a potem, jak już osiągnie swoje cele, to znika i szukaj wiatru w polu. Dodatkowo ostatnio działał w innych regionach, nie w Kalos, a do tego regionu powrócił dopiero niedawno.
- Jak niedawno? - zapytał Ash.
- Zaczął tu znowu działać dokładnie wtedy, kiedy wy przebywaliście w Alto Mare i rozwiązywaliście sprawę tej biednej nastolatki. Swoją drogą, Gerda zdążyła już o niej opowiedzieć twojej mamie, Ash, a ona powtórzyła to mnie, kiedy mnie spotkała. Naprawdę niezła robota. Ja wiedziałam, że co jak co, ale głowy to macie nie od parady.
Nie umieliśmy zachować całkowitą skromność w sytuacji, w której oboje tak bardzo byliśmy chwaleni. Zwłaszcza, że sama sprawa była dość trudna i nie było łatwo ją rozwikłać. A samo wspomnienie wizyty w szpitalu dla wariatów było dla mnie czymś po prostu przerażającym. Miałam osobiście wielką nadzieję na to, że już nigdy więcej nie będę skazana na tego rodzaju atrakcje podczas śledztwa. Choć coś mi mówiło, iż chyba największe atrakcje są dopiero przede mną.
- Więc on działał tutaj wtedy, kiedy my byliśmy w Johto? - zapytał Ash.
- Pika-pika? Pika-chu? - dodał pytająco Pikachu.
Nie zrozumieliśmy, o co mu chodzi, ale kiedy pokazał nam na migi, o co mu chodzi, sytuacja stała się już jasna.
- No właśnie. Czy on działał w Wertanii? - zapytałam.
- Nie, w Alabastii. Ale jest podejrzenie, że swoje następne kroki właśnie tutaj on skieruje - odpowiedziała Alexa - Ale to są tylko przypuszczenia i nie mamy ani trochę pewności w tym, że to prawda. W ogóle, to jego metody działania są bardzo podstępne i zarazem nieźle chaotyczne. Nic nie można powiedzieć o nim tak na pewno, poza jednym. Facet jest bezczelnie pewny siebie, lubi ryzyko i zawsze mu się udaje uwieść kobietę, okraść i uciec w bezpieczne miejsce, zanim ta się w tym wszystkim zorientuje.
- Kto to w ogóle jest? - spytał Ash.
- Nazywają go Narcyz, ale jego prawdziwe nazwisko nie jest tak do końca znane - odpowiedziała Alexa.
- A jak długo on działa?
- Dwa lata. No, prawie trzy.
- Dwa lata? Prawie trzy? - Ash nie posiadał się ze zdumienia - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że ten gość już trzy lata prawie działa na terenie regionów i wy co? Nawet nie wiecie, jak on się nazywa?
- Policja tego nie zdołała ustalić. Gość jest naprawdę bardzo cwany i bardzo pomysłowy. Do tego niesamowicie pewny siebie. Niewiele zmienia swój wygląd, tylko zawsze tożsamość. W każdym mieście każdej swojej ofierze przedstawia się jakoś inaczej i potem ucieka z jej kasą, a jak się jego ofiary zorientują, to on już jest daleko i szuka kolejnej naiwnej.
Słuchaliśmy uważnie wypowiedzi Alexy, nie posiadając się ze zdumienia. Jak dotąd sadziliśmy, że tego rodzaju oszuści łatwo wpadają w ręce policji, zaś kobiety nie są już aż tak głupie, aby dać się takiemu omotać. Jednak okazało się, iż w obu tych przypadkach się pomyliliśmy. Cwani i naprawdę pomysłowi oszuści trafiają się nadal, podobnie jak niesamowicie głupie kobiety, które byle cwaniak oszuka. No dobra, może nie byle cwaniak, bo z tego, co mówiła nam Alexa wynikało, że to raczej łajdak o wiele większego kalibru niż pospolity cwaniaczek. Nie zmieniało to jednak faktu, iż byłam załamana przedstawicielkami swojej płci, które mimo tego, że tak się chwalą, jak to one są nowoczesne i niezależne, wciąż dają się nabierać na stare sztuczki i okraść jak ostatnie frajerki. No, przecież takie głupie baby to aż się proszą o to, aby ich oskubać. Czemu więc jeden z drugim miałby takich nie okraść z dorobku ich życia, skoro same mu się wystawiają, jak na widelcu?
Ash nie wiem, czy miał podobne refleksje do mnie, ale z pewnością też sobie coś w głowie układał, czego łatwo się domyślałam po tym, iż jego twarz przybrała wyraz niezwykle silnego zamyślenia, tak typowego dla niego, kiedy na czymś się skupiał. Trwało to jakąś dłuższą chwilę, a potem zapytał:
- A powiedz mi, skąd ta ksywka, Narcyz?
- Tak nazwała go jedna z pierwszych okradzionych przez niego kobiet. Już nie pamiętam, która dokładnie, ale tak go nazwała - odpowiedziała Alexa.
- A z jakiego powodu? - spytałam.
- Ponieważ był niesamowicie pewny siebie, wręcz próżny - wyjaśniła Alexa - Do tego przesadnie dbał o swój wygląd. Oczywiście, w chwili, w której te biedne kobiety go poznawały, te cechy nie robiły na nich negatywnego wrażenia. A wręcz przeciwnie, sprawiał w ich oczach wrażenie pewnego siebie faceta, który może mieć każdą, ale chce tylko tę jedną jedyną, co mocno im się podobało.
- Czyli działał na nich próżność?
- Owszem, Sereno. Odpowiednio ją łechtał i pozyskiwał je sobie, a potem te dość szybko go do siebie zapraszały, a często po nocy spędzonej z nim odkrywały nagłe znikniecie kosztowności, pierścionków i złotych ozdób. Nie zawsze jednak w taki sposób postępował. Czasami osaczał swoją ofiarę powoli i stopniowo, aby ta mu w pełni zaufała, co zwykle następowało już po kilku dniach znajomości z tym tak czarującym osobnikiem, bo on umie być czarujący, a potem namawiał je do tego, aby powierzyły mu pieniądze na jakąś inwestycję i uciekał z kasą. Jak więc widzicie, jego metody działania są różne. Nie da się powiedzieć, aby miał tylko jeden, konkretny pomysł na oszukiwanie swoich ofiar. Było ich wiele.
- A jakie kobiety konkretnie wybiera on sobie na ofiary? - zapytał Ash.
- Różne. Tutaj też nie ma konkretnego typu. Raz oszukuje dziewczyny dosyć proste, nie ufające za mocno w swój urok osobisty. No wiecie, takie szare myszki, ćmy barowe i inne takie. Ale czasami uwodzi kobiety pewne siebie, obwieszone biżuterią lub mające przy sobie dość wartościowe przedmioty. A innym razem jest bardzo spontaniczny i po prostu łapie okazję, uwodzi dziewczynę i obserwuje, co ona ma i z czego można ją oskubać.
- Krótko mówiąc, łapie dowolne okazje i metody ma różne, tak?
- Dokładnie tak.
- Czy wszystkie ofiary zgłaszają się na policje?
- Nie wszystkie, ale większość tak. Dzięki nim policja zdołała jakoś, chociaż nie bez całkowitej pewności, stworzyć jego portret pamięciowy. A potem, gdy ten drań wpadł w ręce policji, wreszcie udało się stworzyć jego zdjęcie.
Zaintrygowani spojrzeliśmy na Alexę, niezwykle zaskoczeni tym, co właśnie usłyszeliśmy.
- Jak to? Policja go złapała? - zapytałam.
- Tak, rok po rozpoczęciu przez niego swojej działalności udało się policji go złapać. A to tylko dlatego, że jedna z jego ofiar była na tyle bystra, że zorientowała się w jego zachowaniu. Oczywiście najpierw mu dała w zaufaniu jakiś bardzo, ale to bardzo cenny pierścionek, który on od niej zażądał jako dowód miłości. Ale gdy już go mu dała, a ten szybko wyszedł pod byle pretekstem, poczuła, że coś jest nie tak i zadzwoniła na policję. Koleś chciał tego dnia wiać z miasta, ale wtedy policja go złapała. Jak na ironię, złapali go tajniacy w prywatnym aucie. Gość planował uciec z miasta na stopa, ale miał pecha, zatrzymał auto tajniaków.
Pikachu i Buneary parsknęli śmiechem, rozbawieni tym faktem. Ja sama zaś uśmiechnęłam się ironicznie, bo naprawdę trzeba było mieć wielkiego pecha, aby ze wszystkich możliwych samochodów w całym mieście, zatrzymało się na stopa to, którym jechali tajniacy. Jednak nie śmiałam się, w przeciwieństwie do naszych miłych pokemonich przyjaciół, gdyż czułam, że to zaledwie początek tej historii.

- No i co dalej? - zapytał Ash.
Alexa mówiła dalej:
- Gościa zwinęli, zgłosiło się szybko kilka kobiet oszukanych przez niego. Już nie było wątpliwości, że jest on winny. Ale zaczął po przesłuchaniu udawać, że go bolą żebra, gdyż rzekomo tajniacy uderzyli go kilka razy i to zdecydowanie za mocno w chwili aresztowania. To był oczywiście blef, ale niestety się udał. Zaraz go zabrano do lekarza, ale w chwili, gdy miano mu zrobić zdjęcie Roentgena, ten szybko i zwinnie wyskoczył przez okno i po rusztowaniu, które tam stało, raz dwa rzucił się do rzeki. I tyle go widziano.
Ash prychnął z kpiną, wyraźnie zdenerwowany naiwnością policji, że tak się łatwo dała nabrać i nie zachowała podczas całej tej sytuacji większej ostrożności.
- I jakie były jego kolejne akcje? - zapytał po chwili.
- Nie jestem pewna, bo zaliczył już trochę ofiar - odpowiedziała Alexa - Ale na pewno było ich tak z pięćdziesiąt. O tylu w każdym razie słyszała policja i my, dziennikarze. Mogło być jednak ich więcej, ale nie wszystkie ofiary się zgłosiły z tą sprawą do stróżów prawa. Prawdopodobnie dlatego, że było im wstyd z powodu swojej naiwności. Choć według policji, niektóre kobiety się nie zgłaszały, bo one i ich bliscy prowadzili nie do końca uczciwe interesy i woleli udawać, że nic się nie stało, zamiast ryzykować wsadzenie do paki za oszustwa finansowe.
- A to oczywiście działa na jego korzyść.
- Nie inaczej. Naprawdę, on jest strasznie sprytny i pomysłowy. Nigdy nikt mu nie towarzyszy, czasami tylko kilka Pokemonów, ale nie jest to regułą. Ponadto to, gdy został pierwszy raz zatrzymany, odebrano mu stworki. Ale potem miał inne i nie wiemy, ile ich ma naprawdę i jak je zdobywa.
- Zaraz! Moment! Bo czegoś nie rozumiem! - zawołałam - Dlaczego mówisz, że pierwszy raz został zatrzymany? To było przejęzyczenie się czy jednak nie?
Ash popatrzył na mnie wzrokiem pełnym podziwu i uśmiechnął się do mnie czule, zadowolony z mojej dociekliwości.
- Otóż to. Bardzo dobre pytanie. Choć ja się chyba domyślam, o o chodzi. Ty chcesz nam powiedzieć, że policja go znów złapała i znowu im uciekł?
- Dokładnie tak - odparła Alexa - Jak na ironię, to niedawno doszło do tego.
- Czy to wtedy, kiedy byliśmy w Alto Mare? - zapytałam.
- Otóż to. Gość wpadł podczas działania w Alabastii. Jego kolejną ofiarą była moja koleżanka, dziennikarka Vivien z „Kanto Express”. Choć tutaj to w ogóle jest numer nad numery. Taka groteska, że głowa mała.
- Co masz na myśli?
- Już wam wyjaśniam. Otóż Vivien na polecenie Cindy miała zrobić wywiad i reportaż z najbardziej szpanersko ubranym facetem. To miał być reportaż na temat tego, czym jest dzisiaj szpan i czy należy go stosować w prawdziwym życiu. No i tak się złożyło, że wybrała właśnie Narcyza. Nie wiedziała oczywiście, kim on jest i dlatego rozmawiała z nim normalnie, jak z każdym innym człowiekiem. Ten zaś, choć może się wam wyda to niezwykle, a wręcz głupie, to on nie tylko udzielił jej wywiadu, ale jeszcze pozwolił na zrobienie z nim reportażu i potem na puszczenie go w telewizji.
Słysząc to, jęknęliśmy oboje z Ashem, a Pikachu i Buneary zapiszczeli przy tym w sposób, którym chcieli ukryć swoje załamanie.
- No nie, naprawdę on tak zrobił? - zapytał Ash.
- No właśnie. Przecież on się w ten sposób mógł zdemaskować - dodałam.
- No i oczywiście tak się stało - odparła na to Alexa - Zdemaskowano go w ten sposób, ale nie do końca tak, jak się tego spodziewacie.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Już wam wyjaśniam - zaczęła mówić dziennikarka - Otóż Vivien była tak bardzo oczarowana Narcyzem, że dała mu się uwieść i oczarować. Ten oczywiście, wykorzystał całą tę sytuację, aby ją omotać i kiedy już się poczuł całkowicie u niej pewny i bezpieczny, pod jej nieobecność ukradł jej pieniądze i kosztowności, czyli wszystko, co miała cennego w domu i co mógł ze sobą zabrać i chciał już uciekać. Ale wtedy nagle stała się niespodzianka. W mieszkaniu zjawiła się policja, która złapała go na gorącym uczynku.
- A skąd tam wzięła się policja? - spytałam - Czy Vivien ją wezwała?
Alexa parsknęła śmiechem i odparła:
- A skąd! To brat jednej z jego ofiar rozpoznał go w tym reportażu, który miał okazję obejrzeć w telewizji. Zawiadomił on policję w Alabastii, a ta zaraz zwinęła drania. I to jeszcze z łupem w ręku.
- Fajnie, tylko nie rozumiem jednego - powiedział Ash - Czy nikt z policji w Alabastii nie widział tego reportażu w telewizji? Nie rozpoznał w nim Narcyza?
- Pewnie co nieco osób z policji widziała ten reportaż, ale nie rozpoznano na nim Narcyza, bo w Alabastii nikt go nie szukał. Przynajmniej do tej pory.
- Rozumiem. Ale zakładam, że mimo wszystko nie na długo go złapano.
- Niestety, masz rację. Nie schwytano go na długo, gdyż ledwie zdołano go złapać, a wkrótce potem koleś im się wymknął. Uciekł z karetki więziennej, kiedy go wieziono do więzienia, w którym miał czekać na proces. Ogłuszył strażników i zranił ich, a potem uciekł, bardzo z siebie zadowolony. Pomimo szerokiej obławy z użyciem najlepszych policyjnych Pokemonów, nie udało się go schwytać. I tak oto drań znowu uciekł i krąży gdzieś w pobliżu.
- Skąd wiadomo, że w pobliżu? - zapytałam zaintrygowana - Jeżeli ma on w głowie dość rozumu, to powinien opuścić Kanto, a w każdym razie trzymać się jak najdalej od Alabastii. Mam rację, Ash?
Mój ukochany mąż miał jednak nieco inne zdanie w tej sprawie.
- Niekoniecznie - odpowiedział mi - Widzisz, tak postąpiłby ktoś ostrożny, kto się boi i zachowuje zdrowy rozsadek wtedy, gdy go trzeba zachować. Ale z tego, co ja zrozumiałem, Narcyz jest niesamowicie pewny siebie, dlatego postąpi wręcz przeciwnie, niż go o to podejrzewasz. Pojawi się blisko Alabastii, chociażby tutaj, w Wertanii i dokona kolejnej zuchwalej akcji.
- Ale to by było przecież szalone. Tak ryzykować? Przecież to oczywiste, że Wertania, jako miasto najbliższe Alabastii jest pierwszym miejscem, w którym go będą szukać.
- Albo wręcz przeciwnie, ostatnim. Słyszałaś, Serenko, o tym, że najciemniej jest pod latarnią? Wertania to jest właśnie ta latarnia, a on może właśnie tutaj się zjawić, chociaż nikt przy zdrowych zmysłach by tego nie zrobił. Może on uznać, iż skoro jest to ostatnie miejsce, w którym policja może go szukać, to on właśnie tutaj się uda. Ponadto, jak widzę większość ludzi, łącznie z tobą uważa, że skoro ledwie co dopadli go w Alabastii policjanci, to on najrozsądniejsze, co może zrobić, to jak najdalej stąd uciec i nie pokazywać się tu co najmniej przez rok. Ale widzisz, taki tok myślenia może właśnie być powodem, dla którego dotąd go nie złapano. Nasi drodzy policjanci sądzą, że on nie jest tak szalony, aby kręcić się dalej w okolicy, w której niedawno go złapano, a on sam ledwie uciekł. A on może właśnie myśleć inaczej. I tym górować nad nami, bo myśli nie szablonowo, a ponadto jeszcze jego sposób myślenia jest inny niż nasz.

- Zgadzam się z Ashem i nie tylko ja - powiedziała na to Alexa - Mówiłam już na ten temat z Cindy i twoim ojcem, Ash. Oboje są zdania, że on pojedzie właśnie do Wertanii, bo to ostatnie miejsce, gdzie rozsądny człowiek na jego miejscy by mógł pójść. Kapitan Jenny też jest podobnego zdania, choć policja w Wertanii nie jest tak do końca do tego przekonana. Wzięli oczywiście jego listy gończe, a prócz tego wzmogli ostrożność, ale jak dla mnie, to oni nam nie wierzą. Są przekonani, że on się tu nie zjawi, a jeśli nawet, to pewnie tak przebrany i ucharakteryzowany, iż nikt go nie rozpozna i próba schwytania go nic nie da.
- Czyli krotko mówiąc, lekceważą sobie sprawę - mruknął niezadowolony Ash - Ale w zasadzie, dlaczego mnie to dziwi? Policja ze stolicy często jest bardzo pewna siebie i nie dociera do niej, że może się mylić. A taki cwaniaczek zawsze to wykorzysta przeciwko nim.
Zaczęłam myśleć o tym, co właśnie usłyszałam. Rzeczywiście, dla mnie i dla każdego rozsądnego człowieka, takie igranie z ogniem i ryzykowanie aresztowania jest głupie i szalone, ale może właśnie stanowi ono o sile podstępu Narcyza? Bo jeżeli nikt nie podejrzewa go o to, aby był tak głupi i został w pobliżu miejsca, w którym nie tak dawno go aresztowano, to nikt go tu nie będzie szukał, a właśnie z tego powodu powinien się tu udać. Do miejsca, w którym policja nawet nie zechce go jakoś specjalnie dokładnie szukać, bo przecież nie mógłby się on tu zjawić. W tej chwili poczułam, że zastanawiam się, czy aby nie należy tego Narcyza nieco podziwiać. To naprawdę dobry psycholog. Strasznie pewny siebie, ale do tego też niesamowicie sprytny i działający nieszablonowo, co jest jego siłą. Co prawda, już dwa razy wpadł w ręce policji i udawało mu się to przez zbytnia pewność siebie, która doprowadziła do tego, iż stracił czujność. Ale potem i tak im zwiał i to za każdym razem w bardzo spektakularny sposób, co oznacza, że nawet jeśli nie uczy się na błędach, to umie z każdej sytuacji wyciągnąć dla siebie jakieś korzyści i też obrócić całą sytuację na swoją korzyść.
Spojrzałam na Asha, który też o czymś myślał, masował sobie lekko palcami podbródek, po czym zaczął zadawać kolejne pytania:
- Alexa, powiedz nam, proszę, czy Narcyz zmienił kiedyś swój wygląd? Czy zawsze wygląda tak samo, jak podczas pierwszej akcji?
- Nie, wyglądu on nigdy nie zmienił - odpowiedziała mu Alexa - Wiem, że to też wydaje się dziwne, ale on nawet nie specjalnie się stara, aby w każdym z tych miejsc, w których chwilowo przebywa, zmienić swój wygląd. Nie podejrzewa, aby ktokolwiek był w stanie go rozpoznać. Paradoksalnie chyba, ta pewność siebie mu pomaga odnosić sukcesy.
- Nie na długo - stwierdził na to Ash i zaczął się tajemniczo uśmiechać.
Wiedziałam doskonale, co tu jest grane. Mój luby Ash właśnie wymyślił coś naprawdę pomysłowego i zręcznego, co tylko on mógłby wymyślić.
- Co tam dokładniej wykoncypowałeś? - zapytałam dowcipnie.
- Pewien pomysł, który może obronić honor policji i reszty stróżów prawa - odpowiedział mi Ash.
Pikachu i Bunaery patrzyli na niego uważnie, wyraźnie zaintrygowani tym, co chodzi po głowie ich przyjacielowi. Ja i Alexa też czekaliśmy z pewną sporą dozą ciekawości, co zaraz usłyszmy. Mój ukochany, lekko się napawając całą tą sytuacją i uśmiechając się do nas tajemniczo, powiedział:
- Coś mi przyszło do głowy. Pewien bardzo ciekawy pomysł.
- Jaki? - zapytałam.
- Pika-pika? Bune-bune? - zapiszczeli Pikachu i Buneary.
- Już wam mówię. Z góry jednak pragnę zaznaczyć, że nie mogę być całkiem pewien, czy nam się to uda. Nie ma stuprocentowej pewności, czy to coś da.
- Ash, kochanie, prawie nigdy nie mamy pewności w stu procentach, kiedy coś robimy. Ryzyko niepowodzenia zawsze istniało w naszej pracy i zawsze chyba istnieć będzie. Ale już powiedz, co ci przyszło do głowy.
Mój luby uśmiechnął się tajemniczo i po chwili opowiedział nam, jaki to plan narodził się przed chwilą w jego głowie. Musiałam przyznać, że pomysł ten był w swej prostocie niezwykle ciekawy i zarazem bardzo niepewny. Faktycznie, żadne z nas nie miało najmniejszej nawet pewności, że może nam się udać. Ale przecież do odważnych świat należy. A ponadto, Narcyz jest strasznie pewny siebie i zarazem też bardzo pomysłowy. I dlatego właśnie, choć to się może wydawać szalone, tylko inna pewność siebie i pomysłowość byłaby w stanie go pokonać. Zresztą i tak nie mieliśmy innego planu. I ostatecznie, co nam szkodziło spróbować?
Z tego też właśnie powodu, przyklasnęliśmy pomysłowi Asha i zgodziliśmy się na jego realizację.

***

Nocy bure cienie
Maskują ślady stóp.
Nie jesteś tym kamieniem,
Co w wodzie zniknąć mógł.
Obława rusza ławą,
Pod ręką mając świt.
Gdy strach zostawia ślady,
Nabiera pościg sił.

Hej, to ja! Twój strach!
Twój strach! Twój strach!
Twój strach!

Przez ciemność jak przez eter,
Ktoś przewlókł gruby sznur.
Już dławisz się oddechem,
Gdy szansa jest tuż tuż.
Nie ujdziesz tej pogoni,
Choć dalej będziesz biegł.
Ucieczka i obława
Tak samo wchodzą w krew.

Hej, to ja! Twój strach!
Twój strach! Twój strach!
Twój strach!

Po sznurze, jak po linie
Uciekasz, mylisz trop.
Na jednym końcu zginiesz,
Na drugim myślisz wzlot.
I biegniesz jak po słońce.
I nie wiesz, no bo skąd?
Że sznura oba końce
Ta sama ściska dłoń.

Hej, to ja! Twój strach!
Twój strach! Twój strach!
Twój strach!


Słowa tej piosenki, słyszanej już dawno temu na jednej z dyskotek, mocno i wręcz dziko dźwięczały w uszach Narcyza, kiedy uciekał on jak najdalej z karetki więziennej, w której to jeszcze przed chwilą był wieziony do więzienia. Pragnął się od niej oddalić tak daleko, jak tylko to było możliwe. Wiedział, iż nie potrwa to za długo i rozpocznie się na niego obława. Musiał więc opuścić tereny Alabastii tak szybko, jak to tylko było możliwe. Nie miał najmniejszej ochoty ponownie wpaść w ręce wymiaru sprawiedliwości. I tak już to, że w nie wpadł dzień wcześniej było dla niego szokujące i naprawdę niekomfortowe.
W ogóle, jak do tego mogło dojść? Przecież w Alabastii nikt nie widział nigdy jego twarzy. Nigdy wcześniej tu nie działał. Owszem, była dość duża szansa na to, że rozesłano do tego miasta listy gończe wydane za jego osobą, ale przecież było to mało prawdopodobne, aby go ktoś na nich rozpoznał i potem go wydał policji. A jednak to się stało. Niepotrzebnie skusił się na ten reportaż z tą dziennikarką. Bo to przecież ten głupi program popsuł mu szyki. Zobaczył go w nim brat tej idiotki Mary, tak cierpiącej po tym, jak Narcyz ją okradł. Zakichany braciszek, który tropił go zaciekle od Wysp Oranżowych. Musiał oczywiście zobaczyć ten głupi program w telewizji i potem donieść na policji, że w tym programie wystąpił poszukiwany przez nich Narcyz, a gliniarzom już zostało tylko go aresztować, co oczywiście też zrobili. I jak na ironię losu, przyłapali go w mieszkaniu tej kretynki Vivien i to w momencie, w którym on oczyszczał je ze zbędnych jej przedmiotów. O tak, to się nazywa mieć pecha.
Ale od czego pomysłowość? To, że się dało złapać nie oznaczało jeszcze, aby się miało potem z tego powodu dać zamknąć na długie lata w wiezieniu. Musiał coś szybko wymyślić i w końcu mu się to udało. Należało tylko lekko przechylić się w kierunku strażnika naprzeciwko siebie i zwinnym ruchem ręki wyjąć mu zza pazury pistolet i zmusić nim jego i tego drugiego gamonia, który go pilnował, aby go rozkuli. Następnie ogłuszył ich obu i wyskoczył z wozu, potem grożąc bronią kierowcy, zmusił go do tego, aby wysiadł i jego też ogłuszył. Zaraz potem ruszył biegiem w kierunku Wertanii. Nie zabrał ze sobą broni, bo wiedział, że jeżeli chce sprawiać wrażenie zwykłego, spokojnego cywila, nie mógł posiadać przy sobie coś tak niebezpiecznego, co od razu przykuje uwagę innych. Wielka szkoda, że mu zabrali jego Pokemony i nie miał szansy ich odebrać. Z ich pomocą łatwiej by się wydostał z tej okolicy, a tak musiał się jeszcze pomęczyć.
Oczywiście, pomimo tych trudności, z czasem przekroczył granice Alabastii i to nie zatrzymany przez nikogo. Nie miał pewności, czy obława już się rozpoczęła i jak daleko ona zajdzie, ale w zasadzie, to go nie obchodziło. Ważne, że był już w innym mieście, a w nim będzie bezpieczny. Obława go nie dopadnie. Ponadto, o ile zdążył już dobrze poznać mentalność miejscowej policji, z góry założą, że uda się w kierunku morza i najbliższego portu, aby dostać się do innego regionu. Albo do jakiegoś miasta nieco dalej położonego od Alabastii. Bo przecież to było chyba w tej sprawie najbardziej logiczne. Oddalić się jak najdalej miejsca, w którym się zostało zatrzymanym. A przynajmniej zaszyć w jakieś norze i nie wychylać się aż do momentu, w którym obława minie i będzie można powrócić do gry. Ale nie on, nie Narcyz! On nie będzie się chował po norach jak jakiś Raticate czy inny tam gryzoń. O nie! On dotarł do Wertanii, wynajął pokój w pierwszym hotelu, jaki mu się nawinął i odpoczął. Pieniądze miał, bo okradł strażników z kasy, kiedy już ich ogłuszył. Miał więc za co wynająć pokój i tam nabrać sił. I obmyślić, co powinien zrobić dalej. Choć w zasadzie, to ostatnie już doskonale wiedział.
- Kretyni nie pomyślą nawet, że ukryje się w najbliższym mieście, zamiast wiać jak najdalej od Alabastii - mówił sam do siebie w duchu - A jeśli nawet o tym pomyślą, to pewnie uznają, że postaram się wkręcić między turystów i opuścić po krótkim pobycie miasto, idąc dalej i jeszcze dalej, byle dalej stąd. A ja zrobię coś innego. Zostanę tu na dłużej i zadziałam. Zanim stad wyjadę, muszę przynajmniej choć jedną frajerkę oskubać. Mniejsza o to, jaką. Byle była porządnie nadziana, tylko to się liczy. A potem będę miał za co ruszyć dalej.
Narcyz oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili policja na jego trop może dość łatwo wpaść, jeżeli nie będzie się ukrywał jak należy i jeśli nie zaczeka z kolejną akcją odpowiednią ilość czasu. Ale też jego wrodzona chęć do ryzykowania, patrzenia w oczy niebezpieczeństwu sprawiała, że mimo tego, iż ktoś inny na jego miejscu by się przyczaił zanim znów zaatakuje, on nie zamierzał tego robić. Uważał, że świat należy tylko do tych, którzy nie wahają się ryzykować i łapać okazję wtedy, gdy te się pojawiają. Ponadto z natury lubił ryzyko, można by nawet pokusić się o stwierdzenie, iż był uzależniony od adrenaliny. Stwierdzenie to nie byłoby odosobnionym przypadkiem, ponieważ jakiś czas temu pewna kobieta, będącą psychologiem policyjnym stwierdziła, że nie tylko widzi w jego osobie wielką słabość do adrenaliny, ale wręcz uważa, iż samo okradanie kobiet nie jest dla niego aż tak istotne jak przeżywanie tego ogromnego ryzyka, które się z tym wiążę. Doszła również do wniosku, że Narcyz zdobywa w ten sposób środki do życia nie tyle dlatego, aby miał on się brzydzić ciężkiej pracy i lubić wygody, choć i tego nie wykluczała, ale przede wszystkim dlatego, iż uwielbiał czuć ten dreszcz emocji, jakie towarzyszą mu podczas robienia tego, co robi. Gdyby Narcyza o to zapytać, zapewne stwierdziłby on, że sporo w tym wszystkim prawdy.
Ponadto, co również jest niezwykle istotne, działaniami Narcyza zawsze, ale to zawsze kierowała wielka pewność siebie. Zawsze był pewien zwycięstwa, nie pomyślał choćby przez chwilę o tym, aby miało mu się nie udać. Nie miał wobec siebie najmniejszych wątpliwości, ani wobec swoich działań. Wiedział, że co jak co, ale to, co robi musi mu się udać. Dlatego, w myśl zasady samospełniającej się przepowiedni, osiągał coraz to nowe sukcesy i nic nie zapowiadało, aby miało to kiedykolwiek się zmienić. Co prawda, już dwa razy policja go złapała, ale zawsze udawało mu się im wymknąć i to za każdym razem w sposób spektakularny. Tak więc był pewien tego, że jeżeli coś sobie postanowi, to musi to osiągnąć, choćby się ziemia miała zawalić. Był całkowicie przekonany o tym, że jeżeli ktoś nie jest pewien swojego sukcesu, choćby w najmniejszym stopniu, to zawsze będzie mu coś nie wychodziło. Jeżeli jednak w swoich myślach skupi się całkowicie na tym, co robi i będzie wręcz zuchwale pewny siebie, to musi osiągać sukces. Ponadto, w jego założeniu świat cenił jedynie ludzi zuchwałych i pewnych siebie. Widział już takich wiele razy i widział, jak doskonale sobie oni radzą. Jak ludzie się przed nimi nieraz płaszczą, a ci depczą po nich i zmierzają w ten sposób prostą drogą do tego, co sobie postanowią. Dlatego nie mógł sobie pozwolić na żadna słabość, na żadną wątpliwość co do swoich umiejętności, ani tym bardziej cofać się wtedy, gdy jest na jego drodze jakieś ryzyko. Musiał brnąć naprzód do celu, choćby niewiadomo, ilu stróżów prawa miało być na jego tropie. Nie mógł sobie pozwolić na obawy, na to, aby drżeć ze strachu na widok policjantów na ulicy. Musiał on odważnie iść przed siebie, bo tylko wtedy cokolwiek dało się osiągnąć, kiedy się wierzyło w siebie i gdy nie miało się obaw przed porażką. Obawy takie rodziły zwykle błędy, a te zaś prowadziły do ostatecznej przegranej. A on nie zamierzał być przegranym. On miał wielkie ambicje. Zamierzał wygrywać zawsze i wszędzie i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. A już na pewno nie głupkowate obawy, na które to może sobie pozwolić amator, nie zaś ktoś doświadczony już, tak jak on.
Rzecz jasna, nawet doświadczonemu może zdarzyć się wpadka. Jemu się aż dwie przydarzyły, ale spokojnie. Wyciągnął już z tego należyte wnioski i wiedział doskonale, że nie pozwoli sobie na kolejne. Tym razem będzie ostrożniejszy, ale też nie przesadnie, bo kto przesadnie jest ostrożny, ten nigdy niczego nie osiągnie, a jeśli nawet, to tylko małe sukcesy. A jemu marzyły się wielkie i wiedział, że jest w stanie je osiągnąć, jeśli tylko odważnie będzie szedł dalej przed siebie i się nie podda. A on poddawać się nie zamierzał.


Z takimi właśnie myślami, Narcyz zasnął spokojny i zarazem bardzo z siebie zadowolony. Kiedy to robił, układał sobie w głowie już dokładny plan działania, na jaki sobie może w obecnej sytuacji pozwolić. Nie było najlepiej, bo dopiero co zwiał policji i na pewno go szukają. Dobrze, że jeszcze nie spadł śnieg, chociaż był to już grudzień, bo gdyby tak było, po śladach łatwo by go namierzono, że udał się do Wertanii. Całe szczęście, śladów nie zostawił, bo śniegu nie było jeszcze i to tez działało na jego korzyść. Ale już się robiło chłodno, co również stanowiło bardzo korzystna sytuacje. W zimne i niekiedy ponure wieczory wiele kobiet chce sobie jakoś rozładować stres i smutek wywołany jesienno-zimowa chandra i chodzi do barów i innych klubów, aby tam sobie odpocząć i poprawić humor. Idealna to więc sceneria do jego kolejnej akcji. Należy tylko namierzyć jakąś dziewczynę w takim oto otoczeniu, najlepiej samotną i smutną, zagaić, poderwać i potem już tylko się dowiedzieć, czy ma ona cenne rzeczy, z których posiadania on chętnie ją uwolni. A gdy już się okaże, że tak, a zwykle się tak okazuje, to zadbać o to, aby go zaprosiła do siebie. Z doświadczenia wiedział, że ponura chandra sprzyja zdecydowanie o wiele bardziej podrywaniu dziewczyn aniżeli wiosna czy lato. Bo o tej porze roku dziewczyny są zwykle radosne, szczęśliwe, wesołe i nie potrzeba im pociechy z powodu smutnej pogody, która to mimowolnie wpływa w większy lub mniejszy sposób na każdą przedstawicielkę płci pięknej. To właśnie ponura i smętna pogoda była w tej sytuacji najlepszym sprzymierzeńcem notorycznego uwodziciela i z niej należało korzystać. Ponieważ w taką pogodą dziewczyna potrzebuje kogoś, kto ją przytuli, oczaruje, rozbawi i poprawi humor. Dla kogoś takiego każda zrobi niemal wszystko. I o to właśnie tu chodziło. I tego należało się trzymać.
Kiedy Narcyz się obudził, wiedział już, co należy mu zrobić. Poszedł od razu do sklepu i kupił sobie nowe buty i najlepsze dżinsy, jakie tylko mieli. Nie miał aż za dużo pieniędzy przy sobie, ale tyle, ile posiadał, wystarczyło mu na poprawę swojego wizerunku choć trochę. Następnie odnalazł jeden bar, do którego lubią sobie chodzić ludzie mający słabość do kart, wyszukał takich, zagadał i zasiadł do gry. Ponieważ znał się na tym, udało mu się wygrać kilkaset dolarów. Wystarczyło, aby przeprowadzić kolejną swoją akcję. A tę miał już zaplanowaną.
Po grze, Narcyz wrócił do hotelu i odpoczął sobie nieco, a następnie poszedł do najlepszego nocnego klubu w całym mieście. Wiedział, że jeśli ma szukać ofiar, to tylko w takim miejscu, bo do takiego miejsca przychodzą jedynie ci, których na to stać. Do zwykłych barów nie zamierzał w poszukiwaniu ofiar zaglądać. Dobrze wiedział, że tam nie znajdzie nikogo, kto wart byłby jego uwagi. Poza tym, do tych biedniejszych barów nie przychodzą bogate osoby. Tam przychodzą jedynie takie osoby, których nie stać na lepszy lokal do balowania. Takie nie posiadają nic, co by warto zwinąć. A nawet jeśli, to nie warto było zachodu. Mały łup to żaden łup. Ten, kto się szanuje, zdobywa jedynie cenny łup. Dobrego myśliwego nigdy nie ciekawi byle jaka zwierzyna, musi polować tylko na grubego zwierza. Tylko upolowanie takiej daje prawdziwą satysfakcję i jest w ogóle warte zachodu.
Aby więc upolować takiego rodzaju zwierzynę, Narcyz wszedł do nocnego klubu jakąś godzinę potem, jak ten został otwarty. Nie chciał wchodzić jako jeden z pierwszych, ponieważ wtedy trudniej wypatrzeć ofiarę. Najlepiej wejść do klubu wtedy, gdy już jest trochę ludzi. Wtedy wszyscy zdążą się już rozsiąść, a łowca w ten sposób może pośród nich wyszukać odpowiednią ofiarę. W takiej chwili to jest po prostu idealny moment do działania. Narcyz, jako doświadczony zdobywca nie tylko kobiecych serc, ale i ich kosztowności, wiedział o tym doskonale. Odczekał więc do odpowiedniego momentu, po czym dopiero wtedy wszedł do klubu. Tak jak to przewidywał, był on niemalże pełen ludzi. W prawie każdym kącie ktoś się kręcił. Idealne pole do działania. Trzeba tylko sobie upatrzyć odpowiednią ofiarę.
Narcyz usiadł przy jednym z wolnych jeszcze stolików, zamówił sobie drinka i powoli go pijąc, zaczął bardzo uważnie obserwować cały lokal. Nie spieszył się z tym, ponieważ doskonale wiedział o tym, iż nigdy w przypadku wybory ofiary nie należy się spieszyć. Tutaj powinno się zachować daleko posunięty spokój, dobrze się rozejrzeć po terenie, wyszukać odpowiednią sztukę i dopiero potem rozpocząć działanie. Odnalezienie jednak tej właściwej ofiary nigdy nie jest łatwe. Najlepiej jest rozpocząć atak na samotną osobę, gdyż ta, która przychodzi z kimś niemalże zawsze jest niemożliwa do zdobycia. Jeśli jest z koleżanką lub kilkoma, zawsze ma wsparcie, które nie pozwala rozwinąć skrzydła uwodzicielowi. Z kolei, kiedy do klubu przychodzi z chłopakiem, to nawet nie ma co próbować o nią zabiegać, bo już kogoś ma i raczej nie odbije się jej ukochanemu. A jeśli nawet, to istnieje wciąż poważne ryzyko bójki z potencjalnym rywalem, co oczywiście nie jest miłe, a w dodatku, w ogóle nie potrzebne. Nie, żeby Narcyz się bał takiej możliwości, ale po co sobie dokładać dodatkowych problemów? Tych należy unikać, tak mocno, jak to tylko jest możliwe.
Jak zatem widać, poszukiwanie odpowiedniej ofiary przez Narcyza wcale nie należało do rzeczy łatwej. Większość dziewczyn, które były obecne w klubie, albo przyszły z koleżankami, albo z chłopakami. Było co prawda kilka samotnych, ale większość z nich wyglądało na dosyć pewne siebie i były porwane do tańca przez chłopaków. Te nie sprawiały wrażenia, jakby chciały zawrzeć bliższą znajomość z kimkolwiek. Z tego też powodu raczej nie było szans, aby do nich podbić. Zatem zadanie nie przedstawiało się tak łatwo. Choć może to i lepiej, bo przecież to żadna sztuka, osiągnąć zwycięstwo w łatwy sposób. Prawdziwą sztuką jest osiągnąć swój sukces po mocnych staraniach.
W końcu jednak Narcyz wypatrzył właściwą dziewczynę. Siedziała ona przy kontuarze i barman nalewał jej właśnie drinka, który ona powoli piła, jednocześnie uważnie rozglądając się co jakiś czas po całym lokalu. Chyba na kogoś czekała, ale ten ktoś najwyraźniej nie przyszedł. To była idealna szansa dla uwodziciela. Taka osoba jest o wiele bardziej podatna na to, aby ją uwieść i zdobyć. Należało zatem skorzystać z okazji i rozpocząć działanie.
Narcyz powoli więc wstał i poszedł do baru, gdzie barman, wysoki szatyn w okularach, właśnie czyścił kieliszki po drinkach. Gdy uwodziciel usiadł i zamówił szklaneczkę czegoś mocniejszego, polał mu wesoło i zapytał:
- Relaks po dniu pracy?
- Nie, poszukiwanie prawdziwej miłości - odpowiedział Narcyz.
Następnie spojrzał na siedzącą obok dziewczynę, która upatrzył sobie na swą przyszłą ofiarę i zapytał:
- Co? Nie przyszedł?
Dziewczyna spojrzała na niego, zaintrygowana jego pytaniem. Miała piękne, niebieskie oczy i długie, rude włosy. Ubrana była w czerwoną sukienkę z dosyć dużym dekoltem. Z uszu wystawały jej ładne złote kolczyki, na palcu miała ładny pierścionek może z niewielkim kamieniem, ale zawsze wartościowy. Szyję jej z kolei zdobił całkiem interesujący złoty wisiorek. Widać było, że nie należy ona do biednych. Do tego była niesamowicie piękna i seksowna. Tym lepiej, bo nie trzeba będzie w jej przypadku udawać, że się ona podoba.
- Kto niby nie przyszedł? - zapytała tonem niewiniątka.
- No... Ten, na którego czekasz - odpowiedział jej Narcyz.
Dziewczyna westchnęła smutno i pokiwała delikatnie głową na znak, że tak właśnie jest, po czym ponownie poprosiła barmana o drinka, którego następnie w smętny sposób zaczęła sączyć.
- Wiesz, nie rozumiem go. Taka dziewczyna czeka na niego, a on się nawet tu nie pofatyguje? To jakiś dureń.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, chyba rozbawiona tym, co powiedział.
- Chyba faktycznie to dureń. Miał tu przyjść już pół godziny temu i co? I go tu nie ma.
- Może coś go zatrzymało i zaraz się zjawi? - zasugerował Narcyz.
- Nie wydaje mi się - odparła na to dziewczyna - Jakby mu na mnie zależało, to by się nie spóźnił. Takie spóźnianie się, to brak szacunku.
Narcyz uśmiechnął się delikatnie. Ile ta dziewczyna mogła mieć lat? Chyba z dwadzieścia, raczej nie więcej. Niecałe dziesięć lat młodsza od niego. Ale pewnie mieszka samotnie, może gdzieś tu rozpoczęła studia? Jakby jednak nie było, to jej osoba niezwykle się podobała uwodzicielowi. Trzeba było zatem zrobić tak, aby i on spodobał się jej. Nie będzie to łatwe, ale może się udać.
- Wiesz, jeżeli facet tak się zachowuje w stosunku do dziewczyny, to nie jest wart tego, aby po nim płakać - powiedział po chwili.


Dziewczyna popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Przecież ja nie płaczę. Kto powiedział, że ja płaczę?
Mimo, iż się uśmiechała, widać było wyraźnie, jak bardzo jest jej smutno i ze nie była w stanie tego ukryć. Teraz zatem nastąpił moment, aby przejść do ataku.
Narcyz zadowolony zapłacił za swojego drinka barmanowi, a potem wesołym krokiem skierował się do orkiestry, która tworzyła ciekawy zespół ludzi oraz kilku Pokemonów, grających na różnych instrumentach. Uwodziciel podszedł do lidera zespołu, korzystając z tego, że zespół chwilowo nie grał, porozmawiał przez krótką chwilę z muzykiem, a następnie wręcz mu banknot, a ten zadowolony podszedł do mikrofonu i powiedział:
- Proszę państwa, na specjalne zamówienie teraz nastąpi występ z piosenką, którą dedykujemy wszystkim obecnym tutaj paniom, a szczególnie pewnej jednej wyjątkowej, pozbawionej chwilowo dobrego humoru. Mamy wielką nadzieje, że ten utwór poprawi jej nastrój i sprawi, iż poczuje się dużo lepiej.
Z całego lokalu rozległy się wielkie oklaski, a dziewczyna przy barze chyba zrozumiała, że mowa tu o niej, bo uśmiechnęła się i uważnie przypatrywała scenie, ciekawa, co też się zaraz wydarzy. Muzycy zaś rozpoczęli granie utworu, Narcyz zaś z nieukrywanym zachwytem podszedł do mikrofonu i zaczął śpiewać:

Niby tak, a niby nie.
Nieustannie zwodzisz mnie.
Niby chcesz, a niby nie.
Nie chcę dłużej czekać.
Więc powiedz tak lub powiedz nie.
Już nie dręcz mnie.


Muzycy grali dalej, uśmiechając się rozbawieni całą ta sytuacja, następnie ich ludzka część, bo ta pokemonia nie była w stanie tego zrobić, zaśpiewała:

Będę kochał cię jak nikt.
Wszystkie noce, wszystkie dni.

Będę kochał cię jak nikt.
Wszystkie noce, wszystkie dni.


Narcyz zaś odpiął mikrofon od stojaka, po czym zadowolony podszedł blisko do rudowłosej dziewczyny, ujął ją za rękę, delikatnie pociągnął ją ku sobie, a ona mu na to pozwoliła, nie odrywając od niego zachwyconego wzroku. Zadowolony tym Narcyz zaczął śpiewać przez mikrofon:

Słodka dręczycielko, kochaj mnie.
Niezdobyta twierdzo, poddaj się.
Niewzruszona skało, oddaj mi
Wszystkie noce, wszystkie dni.

Zostań ze mną, uwiedź mnie.
Zostań ze mną! Ummm!
Jak przyjemnie, uwierz mi!
Zostań ze mną, razem dobrze będzie nam.
Zostań ze mną, kochaj mnie.
Zostań ze mną! Ummm!
Jak przyjemnie.
Zostań ze mną, będę kochał cię jak nikt.

Słodka dręczycielko, kochaj mnie.
Niezdobyta twierdzo, poddaj się.
Niewzruszona skało, oddaj mi
Wszystkie noce, wszystkie dni.


Piosenka dobiegła końca, a wszyscy wokół w klubie zaczęli głośno klaskać i to nie tylko muzykom, ale również i Narcyzowi, który odsunął powoli mikron na dół i uśmiechnął się zmysłowo do rudowłosej dziewczyny. Ta zaś patrzyła na niego wzrokiem pełnym zachwytu i podniecenia. Nie odrywała od niego wzroku. Była już całkowicie pod jego urokiem osobistym. Doskonale! O to właśnie chodziło! To było łatwiejsze niż się wydawało. Choć oczywiście to była zaledwie połowa jego sukcesu. Druga połowa była jeszcze przed nim. Ale jeżeli najtrudniejsza część już została osiągnięta, to kolejna powinna być czystą formalnością. A jeśli nawet i nie, to i co z tego? W sumie, nawet lepiej by było, żeby nie osiągnął zwycięstwa zbyt szybko. Będzie miał większą satysfakcję, kiedy osiągnie swój cel.
- Philippe - powiedział, wyciągając do niej delikatnie rękę.
Nie było to oczywiście jego prawdziwe imię, ale przecież wszystkim paniom on podawał inne imię.
- Yvonne - odpowiedziała rudowłosa, ściskając lekko jego dłoń.
Początek znajomości został zawarty. Zatem pora była na kolejne działania.


C.D.N.

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...