sobota, 7 stycznia 2023

Przygoda 125 cz. IV

Przygoda CXXV

Druga kula cz. IV


Wszelkie próby rozmowy z Margo nie zdały się nam na nic. Dziewczyna nie tylko zamknęła się w swoim pokoju, ale kiedy tylko próbowaliśmy zapukać do jej drzwi i nakłonić ją do rozmowy, to kazała nam się wynosić. Ponieważ zmuszanie kogoś do tego, aby chciał z nami pogadać nigdy nie było czymś, co popieraliśmy i co byśmy chcieli robić, dlatego odpuściliśmy sobie. Liczyliśmy, że jej ojciec może będzie bardziej rozmowny. Dlatego pojechaliśmy na komisariat, na którym nie tak dawno byliśmy i odnaleźliśmy inspektor Jenny.
- Musimy porozmawiać z Oliverem Fargem - powiedział Ash, jak tylko Jenny nas wpuściła do swojego gabinetu.
- Nie ma potrzeby. Już go przesłuchaliśmy - odpowiedziała policjantka.
- I co wam powiedział? - zapytałam.
- Przyznał się, że rozmawiał z Birdmanem niedługo przed zamachem. Ten mu miał zaproponować koalicję przeciwko Traskowi i ośmieszenie go poprzez jakieś brudy, które wyciągnęli nie wiadomo skąd. Nie przyznaje się jednak do zamachu. I nie przyznaje się do tego, że Birdman mu go proponował.
- A ty, oczywiście, mu nie wierzysz.
- Nie mam powodów, aby mu wierzyć. Zataił tak ważną informację podczas śledztwa, a to nie przemawia na jego korzyść. Wręcz przeciwnie, to tylko dowodzi, że namieszał i to nieźle.
- Jenny, namieszać może i namieszał, ale nie zabił! - zawołał Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał oburzonym tonem Pikachu.
- A skąd wy niby to wiecie, co? - spytała Jenny - Doceniam ten wasz instynkt detektywa, ale co wy oboje tak naprawdę o nim wiecie? Ty, Sereno, prawie wcale go nie znasz, bo dopiero co poznałaś jego i jego córkę. A ty, Ash, poznałeś Margo, gdy oboje byliście jeszcze dzieciakami. Z jej ojcem zaś nie bardzo chyba miałeś przyjazne relacje, prawda? To znaczy, lubiłeś go, ale nie poznałeś za dobrze.
- To wszystko prawda, ale...
- Ale dowodzi, że tak naprawdę nic o nim nie wiecie. Nie możecie więc mi zaręczyć za jego niewinność. A nawet gdybyście go lepiej znali, to człowiek nieraz potrafi zaskoczyć drugiego człowieka, nawet wtedy, kiedy go zna się od lat.
- To taka filozofia z podręcznika „Inteligencja dla opornych”?
Jenny spojrzała groźnie na Asha. Jej oczy zabłyszczały gniewem.
- Uważaj, Ash. Przeginasz.
- Dopiero zaczynam - odpowiedział ze złością mój mąż - Nie zamierzam ci pozwolić na to, abyś tak łatwo zamknęła tę sprawę. Dopóki nie wyświetlimy w tej zagadce wszystkich faktów, masz na jej zakończenie moje stanowcze veto.
- I moje też - poparłam go.
Pikachu i Buneary zapiszczeli delikatnie na znak, że się z nami zgadzają, zaś ich pyszczki ozdobiły grymasy niechęci wobec policjantki.
Jenny zareagowała na to złośliwym stwierdzeniem:
- No proszę. Para ledwo dorosłych ludzi i para Pokemonów mi grozi. Czy już się powinnam zacząć bać?
- Nie chcemy ci w żaden sposób grozić - powiedział spokojnie, acz stanowczo Ash - Chcemy tylko, żebyś raczyła rozpatrzeć wszystkie aspekty tej sprawy.
- A to są jeszcze inne niż te, które dotychczas znamy? - zapytała Jenny.
- Jakieś na pewno są. Tylko musimy mieć czas, aby je zbadać.
- Jakieś na pewno są?! I co? Niby to ja mam powiedzieć prokuratorowi? Albo może moim bezpośrednim przełożonym?
- Komisarz Rocker na pewno ci uwierzy, gdy dowie się, że to nasze zdanie w tej sprawie i da się przekonać, aby dłużej zbadać tę sprawę.
- Komisarz tak, ale prokurator już nie jest taki wyrozumiały. Poza tym, to już nawet nie o niego chodzi.
- A o co?
- O co? Ty mnie jeszcze pytasz, o co? Nie widzieliście, co się dzieje na ulicy? Nie widzieliście i nie słyszeliście tych wyzwisk pod naszym adresem?
Jenny podeszła do okna i pokazała je ręką.
- Chcecie, żebym je otworzyła? Chcecie sobie posłuchać, jakie zamieszanie wywołała cała ta sprawa? Co oni wykrzykują? Zabito szefa partii liberalnej. A szef partii prawicowej został oskarżony o zorganizowanie na niego zamachu. A z kolei szef partii centralnej jest współwinny. Zwolennicy ich bojkotują mi pod oknem i pod siedzibą chwilowo jeszcze rządzących władz. Niedługo zaczną się tłuc ze sobą nawzajem. Mogą być ranni, nawet trupy. Nie widzicie, że przedłużanie tej sprawy tylko wszystko pogorszy?
- Rozwiążemy tę sprawę, tylko potrzebujemy trochę więcej czasu.
- Nie rozumiesz, Ash, że nie mamy już czasu? Za chwilę w mieście wybuchną zamieszki. Lewica wrzeszczy na ulicy i żąda, aby ukarać winowajców. Prawica zaś uważa, że jej szef jest niewinny i to wszystko wina centrum. A centrum krzyczy, że ich przywódca nic złego nie zrobił i obrażają lewicę i prawicę jednocześnie. I jakie będą tego efekty? Już za niedługo skoczą sobie do gardeł, a my nie powstrzymamy tego bez użycia siły.
- Proszę cię, Jenny... Musimy mieć nieco więcej czasu. Cała ta sprawa jest o wiele bardziej złożona niż nam się wydaje. Dlatego musimy wszystko wiedzieć. Ale to wszystko, co tylko może nam pomóc rozwikłać tę sprawę. Nie wiemy wciąż tego, kim jest zamachowiec i kto dokładniej mu to wszystko zlecił. Prawica ma na pewno z tym coś wspólnego, ale nie wiemy jeszcze, ile tak dokładniej.
Wraz z Pikachu i Buneary poparliśmy Asha, a prócz tego dodałam jeszcze:
- No i nie zapominaj o jednym. Jeżeli zostawicie wszystko takie, jakie jest w tej chwili, to wszystkie trzy partie i jej zwolennicy rozniosą to miasto. Wyjaśnienie zaś sprawy sprawi, że chociaż centrum stanie po naszej stronie. Lewica dalej się będzie domagać głowy mordercy swojego lidera, a prawica będzie zaprzeczać, że ma z tym cokolwiek wspólnego. Ale nie będzie to tak silne jak teraz. W końcu nie zdołają dranie zaprzeczać faktom w nieskończoność. Przegrają wybory i uspokoją się. Bo przecież na pewno je przegrają. Nie mają szans na to, aby je wygrać.
- Chyba, że je sfałszują - zauważył Ash - Chociaż nie wydaje mi się, aby im się to udało. Nikt takiego fałszerstwa nie kupi. Nie w sytuacji, gdy ich poparcie z każdym dniem jest coraz mniejsze.
- Naprawdę sądzicie, że ostateczne wybory coś tu zmienią? - zapytała Jenny - Sprawią, że te oszołomy pod naszymi oknami się uspokoją?
- Tak, bo wszystko się wtedy rozstrzygnie i już nie będą mieli przeciw czemu bojkotować - odpowiedział mój mąż.
- Pika-pika! - zgodził się z nim Pikachu.
- Ale żeby przeprowadzić wybory, trzeba jak najszybciej zakończyć nasze śledztwo w sprawie zabójstwa Traska i rozwiać wszelkie wątpliwości - dodałam.
- Obawiam się, że trochę za bardzo idyllicznie to wszystko sobie wyobrażacie - mruknęła złośliwie Jenny, ale widać było, że mięknie - Postaram się wam jakoś załatwić widzenie z Fargem. Obawiam się tylko, czy to nie będzie za trudne.
- Twój szef to komisarz Rocker, a to nasz przyjaciel. On na pewno się zgodzi - powiedziałam.
- On tak, ale on też ma swoich szefów - wyjaśniła Jenny ponuro - A niestety, obawiam się, że im niespecjalnie zależy na prawdzie.
- Niby dlaczego?
- To proste, droga Sereno. Przecież to morderstwo godzi we władze policyjne Wertanii. Dowodzi, że policja nie umiała zapewnić bezpieczeństwa politykom i to tak ważnym. To plama na ich honorze, dlatego chcą teraz pokazać, jak są skuteczni w łapaniu zamachowców. Tylko to im może jeszcze pomóc, zanim stracą posady. I dlatego nie ważne, kogo oskarżymy o zabójstwo Traska. Ważne, żebyśmy go mieli i oddali pod sąd. A czy jest naprawdę winny, czy nie, to już ich nie obchodzi.
- A zatem, poświęcą niewinnego człowieka dla posadki?
- Aż tak cię to dziwi? Sereno, zaskakujesz mnie. Mówisz tak, jakbyś niczego się nie nauczyła podczas dotychczasowych przygód. Nie rozumiesz, jak działa na tym świecie polityka? Zwłaszcza wielka polityka? To bezwzględna machina. Tutaj w jej trybach, prawda tak naprawdę nikogo nie obchodzi.
- Nas obchodzi i zamierzamy o nią walczyć do samego końca.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że brzmi to dosyć naiwnie i głupiutko, jakby dziecko rozmawiało z dorosłym na niezwykle poważne sprawy. Jednak w tamtej chwili nie umiałam inaczej postąpić. Musiałam bronić naszych poglądów podczas rozmowy z Jenny, gdyż przez chwilę poczułam się tak, jak dziecko chcące jakoś wytłumaczyć cynicznemu dorosłemu, w co wierzy. Na szczęście Ash poparł mnie w tej sprawie, dodając:
- Wiele razy już udowodniliśmy prawdę i teraz też to zrobimy. Albo z twoją pomocą, albo bez niej. Tylko bez niej pójdzie nam trochę trudniej.
Jenny, widząc nasze stanowcze i pewne miny, westchnęła tylko głęboko, po czym powiedziała:
- Niech wam będzie. Komisarz jest teraz u generała policji. Odbiera od niego gratulacje za schwytanie sprawcy i zapewne tłumaczy mu, dlaczego jeszcze sobie na te pochwały nie zasłużył. Zadzwonię do niego i powiem mu o waszej prośbie.
Wzięła komórkę i zrobiła to, co zapowiedziała. Rozmowa nie trwała krótko, bo komisarz przecież nam sprzyjał, tak jak to przewidywaliśmy. Dlatego po chwili pani inspektor zakończyła połączenie, popatrzyła na nas i rzekła:
- Komisarz daje wam pozwolenie na rozmowę z Fargem. Ale ma to zostać jak na razie między nami. On sam właśnie przekonuje swoich przełożonych, żeby nie zamykać jeszcze śledztwa. Może mu się uda, to zyskacie jeszcze trochę czasu. Ale póki co, róbcie swoje i nie liczcie na cuda.
Po tych słowach, Jenny zabrała nas do aresztu, gdzie w osobnych celach byli już Oliver Farge oraz Birdman. Ten drugi, rzecz jasna, wcale nas nie interesował i nie mieliśmy zamiaru zawracać sobie nim głowy. Z tym pierwszym natomiast, to już sprawa przedstawiała się inaczej.
- Panie Farge, ma pan gości - powiedziała Jenny, otwierając drzwi od celi, po czym wpuściła nas do środka.


Weszliśmy, a Jenny zamknęła za nami drzwi i zostawiła nas samych z naszym podejrzanym. Mężczyzna ucieszył się na nasz widok, choć jego radość wyraźnie była mocno przytłumiona faktem, że musi tutaj przebywać, co w zasadzie wcale nas nie zdziwiło.
- Ash, Serena! Jak miło mi was widzieć, choć naprawdę szkoda, że w takich okolicznościach.
- Też wolelibyśmy inne, ale cóż... Taka sytuacja - odpowiedział Ash.
- Pika-pika - zapiszczał smutno Pikachu, lekko zwieszając łepek.
- Skoro tu jesteście, to domyślam się, że mi wierzycie, mam rację? - zapytał Oliver Farge.
- Dobrze pan się domyśla. Nie wierzymy w pana winę - powiedziałam - Ale nie rozumiemy, dlaczego ukrywał pan przed nami tak istotne fakty.
- Które to fakty teraz przemawiają przeciwko panu - dodał Ash.
- Dlaczego pan nie powiedział nam, że Birdman panu proponował koalicję? - zapytałam.
Farge opuścił lekko głowę w dół, westchnął głęboko i odparł ponuro:
- A uważacie, że to jest powód do chwalenia się? Że pozwoliłem sobie na to, żeby spotkać się z tym... Z tym stworzeniem, bo przecież człowiekiem nie umiem go nazwać. Podeptałem wszystkie swoje wartości i zasady, pozwalając sobie na te brudne układy z tym łajdakiem.
- Brudne układy? - zapytał mój mąż - Chce pan powiedzieć, że kłamał pan, gdy pan powiedział, że odrzucił pan jego propozycję?
- Nie kłamałem, ale nie powiedziałem wam całej prawdy - odparł na to Farge.
- Jaka zatem jest prawda?
- Prawda jest taka, że odrzuciłem jego niedawną propozycję, którą mi złożył przed zamachem. Ale wcześniejsze propozycje przyjąłem.
Pikachu i Buneary zapiszczeli zdumieni, a ja w szoku spojrzałam na mojego ukochanego, nie bardzo wiedząc, co mam o tym wszystkim myśleć. Ash natomiast patrzył ponuro na ojca Margo i spytał:
- Panie Olivierze... Po co panu w zasadzie to było? Te brudne układy, jak pan to ujął? Po co to panu było?
- Pika-pika? - zapiszczał pytająco Pikachu.
- Sam nie wiem. Czułem, że mogę tych wyborów nie wygrać i dlatego, kiedy ta szuja Birdman powiedział, iż może stworzyć ze mną centropraw i wspólnie bez trudu zniszczyć Traska, mimo mieszanych uczuć, zgodziłem się, ale chciałem mieć pewność, jakie działania on podejmie w tym celu. Kiedy powiedział mi, w jaki to sposób chce wykończyć Traska, uznałem to za nieetyczne i odmówiłem.
- A jakie metody panu zaproponował? Zabójstwo Traska? - zapytałam.
- Skądże! - zawołał urażony tym zarzutem Farge - Uwierzcie mi, nigdy bym się na coś takiego nie zdobył.
- Więc co panu zaproponował?
- Chciał, żebyśmy sfabrykowali przeciwko niemu dowody o jego powiązanie z nieistniejącą już organizacją Rocket lub innymi organizacjami przestępczymi. Bo Birdman powiedział, że za pomocą swoich szpiegów znajdzie coś na Traska, ale mu się nic nie udało odkryć. Uznał więc, że wobec tego sfabrykuje coś przeciwko niemu. O ile mogłem zgodzić się na propozycję wykończenia Traska za pomocą tego, co jest prawdą (może zdobytą w niezbyt uczciwy sposób, ale przecież zawsze prawdą), to nie mogłem pozwolić na to, aby fabrykować przeciwko niemu dowody. Przecież to jawny kryminał, a prócz tego niezgodne z moimi zasadami. Dlatego, gdy Birdman chciał ode mnie pomocy w tym niecnym procederze, odmówiłem.
- Jak on na to zareagował? - zapytał Ash.
- A jak wam się wydaje? Wściekł się - odpowiedział Farge - Nieraz widziałem go wściekłego, ale mimo wszystko to, co wtedy zrobił, było po prostu straszne. To bydlę zaczęło mnie wyzywać od zdradzieckiej mordy i żałosnej karykatury i takie tam inne. I że sam sobie beze mnie poradzi, a ja jeszcze będę skamleć o to, żeby on znowu chciał ze mną współpracować. Mówię wam, gdyby nie to, że to było wręcz beznadziejne, to by mnie to nawet bawiło.
Widzieliśmy już Birdmana w akcji, jak potrafi się wściec i krzyczeć, dlatego łatwo uwierzyliśmy w to, co powiedział nam Farge.
- A niedługo po tym wszystkim, doszło do zabójstwa Traska - powiedział po chwili Ash.
- Tak, zgadza się - odpowiedział mu ojciec Margo - A ja się bałem, że jeżeli prawda o moich kontaktach z Birdmanem wyjdzie na jaw, to wtedy policja uzna, iż mam z tym coś wspólnego. Teraz wiem, że to był błąd.
- Podobno znaleziono u pana telefon, z którego zamachowiec kontaktował się z rusznikarzem, który zrobił dla niego broń i zapłacił za to życiem.
- Wiem o tym. Ale powtarzałem już policji. Nie wiem, skąd ten telefon wziął się w moim biurku.
- Ale są na nim pańskie odciski palców, mam rację?
- A jak mają nie być? Sam otworzyłem szuflady biurka i wyjąłem wszystko z nich. Dotykałem wszystkich rzeczy, które tam były. Również tego telefonu.
- A jak pan wytłumaczy to, że sprawdzono bilingi tego telefonu i połączenia do rusznikarza wychodziły właśnie z pana domu?
- Widocznie ten ich policyjny ekspert się pomylił. Ja nigdy nie dzwoniłem z tego telefonu do kogokolwiek.
- To może w pana domu to robił?
- A niby kto? Margo? Hector? Nasza gosposia? Nie wierzę, żeby którekolwiek z nich to zrobiło.
Asha nagle coś naszło. Spojrzał uważnie na polityka, pomasował sobie lekko palcami podbródek, po czym zapytał:
- A czy Margo często bywa u pana w pańskim gabinecie?
Oliver Farge spojrzał na Asha złowrogo, po czym zerwał się z krzesła, na którym siedział i zawołał:
- Wiem, do czego zmierzasz, Ash i stanowczo temu zaprzeczam! Moja córka niczego nie zrobiła! I niby po co miałaby to robić?
- Może po to, aby pomóc ojcu wygrać wybory? - odpowiedział Ash - A jeżeli podsłuchała pana rozmowę z Birdmanem i dowiedziała się o waszym układzie? I to ona załatwiła wszystko z zamachem?
- Chyba nie wierzysz w to, co mówisz! Margo nie byłaby do tego zdolna!
- Może nie wiemy o niej wszystkiego? Nie chce nam nic powiedzieć na pana temat, a jestem pewien, że coś wie. Albo wie, że jest pan winien, albo dobrze wie, że pan jest niewinien. Jeżeli chodzi o to pierwsze, to rozumiem jej milczenie. Ale jeśli jest pan niewinny, to tego nie rozumiem. Chyba, że to ona jest winna i nie wie już sama, co ma robić. Wkopać siebie, aby pana ratować? Czy jednak poświęcić pana, aby ratować siebie?
Ja, Pikachu i Buneary patrzyliśmy w niezłym szoku na Asha. Nie bardzo teraz wiedzieliśmy, co mamy o tym wszystkim myśleć. Czy mój ukochany naprawdę tak uważał? Naprawdę podejrzewał Margo? Czy może po prostu prowadził jakąś grę z naszym podejrzanym? Jedno i drugie było równie mocno prawdopodobne. A my, choć znaliśmy go od bardzo dawna, nie umieliśmy tego odkryć. Przyznam, że mnie to lekko zdołowało. Ash mimo naszego małżeństwa, nie zawsze mówił mi o swych pomysłach i domysłach od razu. Nadal wiele razy czekał na dogodną chwilę, aby to zrobić. A kiedy ta chwila przychodziła, on sam decydował. Cały on, Sherlock Ash, wybitny detektyw, który zostawiać dla siebie jak najdłużej to, co najlepsze. No cóż... Chyba to mu zostanie na zawsze.
- Margo jest niewinna, Ash. Mogę cię zapewnić - powiedział po chwili Farge - Naprawdę nie wierzę w to, że byłaby w stanie to zrobić.
- A może pan wyjaśnić, o co niedawno pokłócił się pan z córką? - spytał Ash.
Farge ponownie spojrzał na niego zdumiony i odparł:
- Nie rozumiem, o czym mówisz. Nigdy nie kłóciłem się z moją córką. Może trudno w to uwierzyć, ale my się nigdy o nic nie pokłóciliśmy. Nawet wtedy, gdy zaczęła wchodzić w okres dojrzewania. Nigdy się o nic nie pokłóciliśmy.
- Naprawdę? Słyszeliśmy co innego.
- Macie zatem błędne informacje. Ja nigdy się nie pokłóciłem o nic z moją kochaną córeczką. A i ona o nic się ze mną nie kłóciła. Jeżeli zatem z kimś się o coś pokłóciła, to na pewno nie ze mną. To nie byłem ja.
Wyjaśnienie Farge’a zburzyło nasz dotychczasowy sposób myślenia. Ja i Ash do tej pory sądziliśmy, że Margo pokłóciła się z ojcem o coś, co ma związek z tą sprawą i podejrzewa go teraz o to, iż jest winny i dlatego milczy, aby nie pogrążyć go przed policją. Jeżeli jednak Margo nie pokłóciła się z ojcem, to znaczyło, że wie doskonale o tym, iż jest niewinny i jedynie przez nieostrożność wmieszał się w to wszystko, ale poza tym nie zrobił nic złego. Zatem, dlaczego milczy? Czy mimo to ma wątpliwości i chce osłaniać ojca? A może jednak kogoś innego? Tylko kogo? I w zasadzie po co? Przecież nikt chyba nie jest jej tak bliski jak jej tata. Jeżeli więc wie, że jest on niewinny i wie, kto zabił, dlaczego tego kogoś nie wyda? Czyżby ten ktoś był jej jeszcze bliższy? Ale czy mimo wszystko, w takiej sytuacji, w jakiej obecnie byli, po prostu by nie ratowała ojca?
Podzieliłam się z Ashem tymi wątpliwościami, kiedy wychodziliśmy z celi Farge’a. Mój ukochany zgodził się ze mną w tej sprawie, ale nie umiał na żadne z tych pytań odpowiedzieć.
- Naprawdę, to wszystko teraz komplikuje jeszcze bardziej - powiedział do mnie Ash - W zasadzie niby wszystko już wiemy, ale koncepcje psuje nam to tak niezrozumiałe zachowanie Margo.
- Wiemy już wszystko? - zapytałam z lekką irytacją - To może ty wiesz, bo ja jak na razie, błądzę jak dziecko we mgle i niczego nie wiem.
- Przeciwnie, wiesz wszystko, tak samo jak ja, tylko jeszcze nie rozumiesz w tej sprawie kilku aspektów. Ale nic nie szkodzi, bo ja też ich nie rozumiem. Póki co, oczywiście.
- No dobrze, a więc wyjaśnij mi to, co ja rzekomo wiem, choć sama o tym nie mam pojęcia.
Ash nie przejął się moim tonem, tylko uśmiechnął się, jakby chciał mi rzec, że wyglądam uroczo, kiedy się złoszczę, co zresztą wiele razy już mi mówił. Nie wiem, czy mam mu wierzyć, bo widząc w lustrze siebie złą, to jakoś nie widzę w sobie czegokolwiek pięknego. Ale może zakochany mąż patrzy inaczej na swoją żonę niż ona sama?
- No słucham zatem. Co tak naprawdę wiemy o tej sprawie? - zapytałam.
Pikachu i Buneary też zapiszczeli pytająco, patrząc na niego uważnie. Ash zaś przybrał ten swój cwany wizerunek twarzy, który zwykle przybierał, kiedy się już czegoś domyślał i powiedział:
- No pomyślcie tylko chwilę. Margo ma tylko dwie tak bliskie sobie osoby, które mogłaby w takiej sytuacji osłaniać. Jedna siedzi, zatem zostaje druga. Czy tak trudno odgadnąć, kto to jest?
Trzasnęłam się w głowę otwartą dłonią, kiedy już zrozumiałam, do czego Ash zmierza. Teraz wszystko nabierało sensu i układało się w logiczną całość. Byłam na siebie zła, że nie pomyślałam o tym wcześniej.
- Ale w zasadzie, to jesteś tego pewien? - zapytałam.
- Oczywiście. Wszystko się zgadza - odpowiedział Ash i nagle spochmurniał - No, prawie wszystko. Nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy.
- Z kim się kłóciła Margo w gabinecie ojca?
- Nie, tego się domyślam. Uważam, że to ta sama osoba, którą kryje Margo. Ja nie rozumiem innej rzeczy. Jeżeli Margo wie, kto zabił i dlaczego, czemu go nie wyda w zamian za życie ojca? Rozumiem, że ta osoba jest jej bliska, ale dlaczego siedzi cicho? Czy nie lepiej uratować ojca i to nawet za cenę utraty drugiej bliskiej osoby? Chyba, że ten drań coś na nią ma, bo Margo wcale nie jest tak kryształowa, jak nam się wydaje. Nie, co ja wygaduję? To wszystko nie ma najmniejszego sensu i w zasadzie nic już nie wiem. Nawet nie wiem, czy moje podejrzenia są słuszne. To tylko przypuszczenia. A policja ich nie kupi.
Mijaliśmy na ulicy kolejne skandujące grupy zwolenników wszystkich trzech partii politycznych, zażarcie się ze sobą kłócące i wyzywające się w tak wrednymi i obrzydliwymi epitetami, że cytowanie ich wywołuje ból ust, a słuchanie ból uszu. W mało którym teraz miejscu na mieście było spokojnie, pod komendą policji tak mocno wrzało, że aż trudno było chwilami tam się dostać, a w centrum miasta nie było wcale lepiej. Sytuacja przedstawiała się fatalnie. Ludzie, jak na razie, jedynie krzyczeli głośno na siebie nawzajem i nie dopuszczali się wobec siebie żadnych rękoczynów, ale nie było wiadome, kiedy w końcu to zrobią. Co prawda policja z uwagą ich wszystkich obserwowała, gotowa interweniować w razie czego, ale było widać, że sami się boją. Ludzi w tłumie było o wiele więcej niż funkcjonariuszy i raczej musieliby wezwać posiłki, aby ich uspokoić i było ryzyko, że raczej nie uda im się spacyfikować tłum spokojnymi metodami.
Rozmawialiśmy przechodząc przez w miarę spokojne miejsca, gdzie tłumów nie było, ale takich miejsc naprawdę było niewiele. Ludzie zbierali się w różnych miejscach, słuchając wypowiedzi różnego rodzaju demagogów. Do tego wzywali do siebie dziennikarzy, opowiadając im swoją wersję wydarzeń. A my niestety, już nie mogliśmy swobodnie rozmawiać, przechodząc przez centrum miasta, gdzie tak wielu było ludzi i tak mocno demonstrowali niezadowolenie z obecnej sytuacji, jak i też niechęć do przeciwników, że chwilami własnych myśli nie było słychać. Do głowy przyszła mi refleksja, kto tu niby pracuje, skoro tak wielu ludzi skanduje i okazuje jawnie swoją niechęć policji, władzy i sobie nawzajem. Obawiałam się, że jak tak dalej pójdzie, to Wertania stanie w miejscu. Po prostu szok. Widziałam już wiele chaosu wokół wyborów, ale takiego jeszcze nie. Ten to po prostu przerastał chyba wszystkie moje wyobrażenia.
Właśnie mijaliśmy grupkę ludzi, którzy udzielali wywiadu zebranym wokół nich dziennikom, kiedy nagle ci osobnicy dostrzegali i zaczęli krzyczeć w naszym kierunku. Dziennikarze natychmiast wszystko porzucili, podbiegli do nas, kręcąc nas kamerę i podtykając nam bez pytania mikrofony i pytając:
- Państwo Ketchum, jak tam śledztwo? Czy zostało zakończone? Czy policja aresztowała prawdziwych sprawców? Jak się teraz czujecie wiedząc, że przyjaciel, u którego mieszkaliście, okazał się być zleceniodawcą morderstwa? A czy jego córka też brała w tym udział? Co macie do powiedzenia w tej sprawie?


Ten słowotok był niesamowicie przytłaczający i czułam, że jeszcze trochę i stracę nad sobą panowanie. Dziennikarze w tamtej chwili wydawali mi się wprost obrzydliwi, a zadawane przez nich pytania nie tylko niestosowne, ale jeszcze na dodatek tak ohydne, że jeszcze chwila i bym chyba kopnęła w kamerę tego, który ją trzymał. Na szczęście Ash powstrzymał mnie przed tą utratą wizerunku, gdyż jedynie zwrócił się do tych chciwych sensacji hien i powiedział:
- Czy mamy coś do powiedzenia? Nawet dwa słowa. ODWALCIE SIĘ!
Następnie dał znak Pikachu, który zaczął sypać iskry z policzków i grozić w ten sposób dziennikarzom, że za chwilę porazi ich prądem, jeśli od nas nie odejdą. Chyba zrozumieli aluzję, bo natychmiast od nas odskoczyli, dając nam przejść, ale zaraz potem zaczęli posyłać w naszym kierunku różnego rodzaju obelgi. Kilku zaś, mimo wszystko, jeszcze próbowało za nami biec, ale wtedy nagle podjechała do nas samochodem Alexa, która kazała nam wsiąść do środka. Posłuchaliśmy jej i już po chwili kobieta zabrała nas ze sobą daleko od tego tłumu.
- Dzięki, Alexa. Byłoby już po nas, gdybyś się nie zjawiła - powiedziałam.
Pikachu i Buneary zapiszczeli z ulgą, a Ash dodał:
- Naprawdę ratujesz nam skórę, Alexa.
- Nie ma sprawy, kochani. Bardzo chętnie zawsze wam pomogę, wiecie o tym - odparła na to dziennikarka - Przy okazji, liczę na ciekawy wywiad od was.
- No tak. A ja naiwnie się łudziłem, że pomagasz nam bezinteresownie.
- Ash, mój drogi, nigdy nie zaszkodzi przy okazji wyciągnąć coś dla siebie z takiej sprawy. Ale spokojnie, pomagam wam z przyjaźni. Chociaż miło by mi było dostać od was wywiad z pierwszej ręki o całej tej sprawie. Bo bardzo, ale to bardzo mnie ona intryguje.
- Nie tylko ciebie. Widziałaś tych pismaków na ulicy? Oni też są ciekawi, co my wiemy w tej sprawie - mruknęłam z ironią.
- Oni nie są ciekawi prawdy. Oni chcą sensacji - stwierdziła Alexa - Ja zaś chcę poznać prawdę i potem ją opublikować. Żeby nikt nie miał wątpliwości, kto za tym wszystkim stoi i dlaczego.
- Problem polega na tym, że chwilowo my sami tego nie wiemy - odparł Ash - Mamy tylko pewne podejrzenia, ale dla sądów to za mało.
- No właśnie, a do tego Jenny nam powiedziała, że prawda tak naprawdę tutaj nikogo nie obchodzi - dodałam ponuro - Nikogo na górze, oczywiście. Góra już ma swoich winowajców i nic więcej ją nie obchodzi. Obawiam się, że nie będzie tak łatwo ich do czegokolwiek przekonać.
- Spokojnie, kochani. Ja w was wierzę - odpowiedziała życzliwie Alexa - Jeśli ktoś ma wyjaśnić prawdę, to tylko wy.
- Dzięki za wiarę w nasze siły. Przyda się nam to, bo sami powoli tę wiarę już zaczynamy tracić - powiedział Ash.
- Pika-pika - potwierdził smętnym piskiem Pikachu.
Aipom Alexy, siedzący jej dotąd na ramieniu, zeskoczył zwinnie do naszego przyjaciela i delikatnie trącił go łapką na znak pociechy. Podobnie postąpiła także Buneary, piszcząc przy tym w uroczy i słodki sposób. Pikachu, widząc to, czule się do nich uśmiechnął i chyba poczuł się nieco lepiej, czego o nas nie można było już powiedzieć, chociaż słowa Alexy podniosły nas lekko na duchu. Niestety, tylko i wyłącznie lekko.
Alexa, na naszą prośbę, podwiozła nas pod dom Farge’a. Kiedy wysiedliśmy z auta, powiedziała, że ma jeszcze kilka spraw do załatwienia i nie może dłużej z nami zostać, ale życzy nam powodzenia w naszej sprawie.
- Tylko nie traćcie ducha. To przecież nie jest w waszym stylu - powiedziała nam na do widzenia.
Po tych słowach, odjechała, a my zostaliśmy sami ze swoimi myślami. Łatwo było powiedzieć, abyśmy nie tracili ducha, ale trudniej było to zrealizować. Cała ta sprawa już nas mocno przytłaczała. Ash posiadał pewne podejrzenia, ale co z tego, skoro nie mieliśmy na ich potwierdzenie żadnych dowodów. A już na pewno nie takich, które mogłyby w jakikolwiek sposób przekonać władze do tego, że ojciec Margo jest niewinny. A do tego czasu mieliśmy coraz mniej. Liczyliśmy na Jenny i na komisarza Rockera, że mimo wszystko załatwią nam więcej czasu, ale przecież nie było pewności, czy im się uda. Zasadniczo, w tej sprawie nic nie było pewne. Nawet to, czy mieliśmy rację i Oliver Farge naprawdę był niewinny. Choć to była jedna z niewielu rzeczy, jakie w tym śledztwie uważaliśmy za pewnik, ale czy tak po prawdzie, Jenny nie miała racji? Nasze przekonanie opieraliśmy jedynie na tym, że znamy Margo i wierzymy w to, iż jej ojciec jest niewinny. Ale co my o nim tak na dobrą sprawę wiedzieliśmy? Ash poznał go jako porządnego człowieka, jednak to było dawno temu. I kto wie, czy nie zmienił się przez ten czas na gorsze?
Oczywiście staraliśmy się odrzucać takie myśli, aby nie zwariować i móc tę sprawę w jakiś sensowny sposób zakończyć. Poza tym Ash był pewien tego, co mi wcześniej powiedział i jedynie fakt, że Margo milczy podważał tę teorię. Bo jak to niby można uwierzyć w taką sytuację, iż nasza przyjaciółka byłaby w stanie bronić inną bliską sobie osobę, a poświęcać swojego własnego ojca, z którym przecież ma tak doskonałe relacje? Chyba, że wcale nie są one tak doskonałe, jak to oboje chcą nam przedstawić.
Jak zatem widać, pytania rosły z każdą minutą, a odpowiedzi jak dotąd nawet na horyzoncie nie było widać. Taka sytuacja, co chyba aż nadto jest oczywiste, nie sprzyja bynajmniej rozwiązywaniu zagadek. Podobnie jak i sytuacja, którą oboje zastaliśmy w domu pana Farge’a. A sytuacja ta pozostawiała wiele do życzenia. W domu były jedynie gosposia i Margo, która na nasz widok zamknęła się w swoim pokoju i nie chciała z niego wyjść, mimo usilnych próśb z naszej strony.
- Dajcie już spokój, moi mili. To nic nie da - powiedziała do nas gosposia ze smutkiem w głosie - Margo jest bardzo uparta. Jak się uparła, że z nikim nie będzie rozmawiać, to tak zrobi.
- Nawet jeżeli od rozmowy z nią może tak wiele zależeć? - zapytałam.
- Nawet wtedy. Przykro mi, ona już taka jest. Nic na to nie poradzimy. Lepiej spróbować porozmawiać z paniczem Hectorem, jak już wróci do domu.
- Czyli go nie ma? - zapytał Ash.
- Oczywiście, że nie ma - odpowiedziała gosposia - Teraz, kiedy pan Oliver został zatrzymany, musi dopilnować wszystkich spraw związanych z partią, bo jak pan Oliver wróci, będzie kontynuować udział w wyborach.
Nie zapytaliśmy kobiety, czy to oznacza, że wierzy ona w powrót Farge’a. Jej słowa mówiły same za siebie. To dowodziło, jak mocno wierzy ona w niewinność swego pryncypała. No cóż... Przynajmniej ona miała do tego podstawy, bo jeżeli chodzi o nas, to nie mogliśmy tego o sobie powiedzieć. Wątpliwości w tej sprawie były zbyt wielkie.
Gosposia przygotowała dla nas obiad i posiłek dla naszych Pokemonów. Choć w obecnej sytuacji apetyt raczej nam zmalał, to jednak byliśmy mimo wszystko na tyle głodni, że chętnie skorzystaliśmy z uprzejmości kobiety. Margo nie wyszła do nas, aby zjeść obiad, gosposia zatem zostawiła jej obiad przed drzwiami, a jakoś z pół godziny później odebrała talerz pusty.
W trakcie obiadu, dołączyła do nas Cleo, która w międzyczasie ucięła sobie chyba drzemkę. Gosposia oczywiście i dla niej miała porcję, a ponieważ posiłek był pyszny, nasza przyjaciółka nie pogardziła nim.
- Wybaczcie, źle spałam w nocy. Musiałam lekko odespać teraz, bo inaczej by mi chyba eksplodowała - powiedziała do nas, aby wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Nic się nie stało. Margo jest cała i zdrowa, więc wszystko dobrze - rzekł na to Ash - Ale mimo wszystko, obserwuj ją dalej. Gdyby wychodziła, daj nam znać i idź za nią. Mam obawy, że ktoś zechce zrobić jej krzywdę.
- Sądzisz, że mogą chcieć ją zabić? - zapytałam zaniepokojona.
- Sądziłem i nadal tak sądzę. Czekają tylko na dogodną okazję. Albo jeszcze nie wiedzą, czy im się to opłaci i dlatego zwlekają. Zechcą ją wykończyć, kiedy już będą pewni, że jest to konieczne.
- Może jednak tego nie zrobią.
- Zrobią, na pewno zrobią. A przynajmniej będą próbować. I wtedy właśnie my wkroczymy do akcji. Cleo, liczę wtedy na ciebie. Musisz czuwać nad Margo, a gdy ktoś jej zechce pod naszą nieobecność coś zrobić, wkroczysz do akcji, a przy okazji wezwiesz nas i policję.
- Nie ma sprawy, Ash. Możesz na mnie liczyć - odpowiedziała mu Cleo.
Zasmucona i zaniepokojona zarazem, powoli dokańczałam swój posiłek, a po głowie krążyło mi mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Przede wszystkim, nie byłam tak do końca pewna, czy metoda Asha względem Margo coś pomoże. Przecież w jej przypadku po prostu czekaliśmy, aż ktoś ją zaatakuje, aby go złapać i potem go wykorzystać jako sposób na schwytanie reszty spiskowców. To przecież, jakby nie patrzeć, było robienie z Margo żywej przynęty. Ale tak po prawdzie, to co innego nam zostało? Dziewczyna nie chciała z nami rozmawiać, a próby zmuszenia jej do tego nie przynosiły nam rezultatów. Choć może zabrzmi to brutalnie, ale nie było innego wyjścia, jak pozwolić, aby zamachowcy zrobili jej krzywdę, bo tylko wtedy zacznie rozumieć, jak poważna jest sprawa i wszystko nam wyjaśni.
Siedzenie jednak i czekanie, aż przyjdzie najgorsze zdecydowanie nam się ani trochę nie uśmiechało. Z tego powodu, Ash postanowił, że będzie coś robił. Wziął kilka kartek papieru, porozpisywał po nich najróżniejsze możliwości, jakie w tej sprawie widział, zapisał także to, co już wiemy i potem próbował wyciągnąć z tego należyte wnioski. Nie było to jednak łatwe.
- Wiemy, że Farge chciał współpracować z Birdmanem, ale nie wiedział, co ten kombinuje - powiedział, kiedy wraz z Cleo, Pikachu i Buneary siedzieliśmy w w moim i jego pokoju - Wiemy też, że nie zgodził się na sfabrykowanie dowodów na Traska. Dzień później Trask został zabity. Farge jest podejrzany, bo nie mówił nam wcześniej o swoich układach z Birdmanem, co w obecnej sytuacji przemawia przeciwko niemu.
- No i znaleziono telefon u niego, z którym kontaktowano się z rusznikarzem - zauważyłam.
- To akurat świadczy o jego niewinności, kochanie.
- Niby dlaczego?
- Pomyśl tylko. Gdybyś to ty była na jego miejscu i zorganizowałabyś zamach na swojego rywala, czy zostawiłabyś sobie telefon, który może cię wkopać?
Westchnęłam załamana swoją ignorancją. Ash nieraz w złości na siebie mówi, że nie umie myśleć. Chyba jednak ta wada dotyczy bardziej mnie.
- Masz rację. To by było strasznie głupie. Gdyby był winny, wyrzuciłby go.
- No, ale to przecież z tego domu wykonywano połączenia - zauważyła Cleo - Sam tak mówiłeś, Ash.
- To prawda i dlatego to zawęża krąg podejrzanych - odpowiedział na to Ash - Ale nie sprawia, że przybliżamy się do rozwiązania sprawy. Wiecie już, kogo w tej sprawie podejrzewam. Jednak to tylko przypuszczenia. Nie ma żadnych dowodów, a bez nich sąd tego nie kupi. No i jeszcze to milczenie Margo. Nie rozumiem tego. Skoro wie, kto jest winny, a już na pewno wie, że nie jej ojciec, czemu nadal siedzi cicho? Aż tak jej zależy na mordercy? A może mści się na ojcu? A może to właśnie ona jest temu winna i tylko udaje taką pokrzywdzoną?
Ash westchnął załamany, złapał się mocno za głowę i powiedział:
- Och, mówię wam. Za dużo tu niewiadomych, za mało wiadomych.
Pikachu i Buneary zapiszczeli smutno, potwierdzając te słowa. Ja i Cleo nic nie mówiłyśmy, aby mu nie przeszkadzać w główkowaniu, choć nie zapowiadało się na to, żeby owo główkowanie miało cokolwiek mu przynieść. Ani też nam.
Wtem do pokoju weszła gosposia z koszem pełnym prania.
- Zbieram pranie. Macie coś do prania, kochani? - zapytała.
Trochę rzeczy mieliśmy, dlatego skorzystaliśmy z okazji i daliśmy je, kładąc po kolei każdą z nich na kosz. Było tam już sporo ubrań, część należała na pewno do pana Farge’a, inne do Hectora, a zwłaszcza sweter mający brudny od czegoś białego rękaw, a jeszcze inne Margo, wśród których to rzeczy widziałam sukienkę z najnowszego stylu mody i trochę kobiecej bielizny. Oceniłam wszystko okiem i powiedziałam:
- Sporo tego jest. Nie wiem, czy powinniśmy pani dokładać pracy.
- To żadne dokładanie pracy, moi mili - odpowiedziała kobieta - Po prostu za to mi płacą i tyle. Poza tym, lepiej jest, jak pranie jest większe. Po co robić pranie dla małej ilości ubrań? Przecież to nie ma sensu.
Po tych słowach, pożegnała nas serdecznie i odeszła, zostawiając na samych z naszymi myślami. Niestety, ponieważ z owych myśli nic nadal nie wynikało, to w końcu musieliśmy wziąć wolne od główkowania. I tak niczego mądrego nie udało się nam wymyślić i nic nie wskazywało na to, aby miało być inaczej.

***


Następnego dnia zjedliśmy spokojnie śniadanie, pogrążeni w milczeniu oraz we własnych myślach, próbując zrozumieć to, czego nie umieliśmy pojąć wczoraj. Margo, oczywiście z nami nie jadła, zadowalając się posiłkiem w samotności. A jak już go zjadła, to poszła się przejść. Oczywiście za nią niczym cień ruszyła Cleo z zamiarem obserwowania jej i przyjścia z pomocą na wypadek, gdyby spotkało ją coś złego, a to, że musiało to nastąpić prędzej czy później, było dla nas jedną z tak niewielu pewnych dla nas rzeczy.
Hector niedługo potem też wyszedł. Gdy to robił, powiedział nam:
- To ja już pójdę. Obowiązki wzywają. Partia nie może przestać funkcjonować pod nieobecność pana Farge’a. Dopóki nie wróci, to jako jego sekretarz, muszę się porządnie wziąć do pracy i dopilnować, aby wszystko się nie rozpadło. W końcu opozycja tylko na to czeka. Nie możemy sprawić jej tej przyjemności.
W odpowiedzi pokiwaliśmy jedynie głowami, aby mu pokazać, że rozumiemy doskonale, o co mu chodzi. Nie zadawaliśmy mu zbędnych pytań, bo i tak w ogóle nas nie obchodziło, jakie dokładniej ma on obowiązki do wykonania. Poza tym, w tamtej chwili mieliśmy ciekawsze sprawy na głowie. Sprawy, którym notabene, jak na złość jakoś nie potrafiliśmy podołać.
Dodatkowo humor popsuł nam telefon, który zadzwonił do nas. Gdy tylko gosposia oznajmiła nam to, podeszliśmy do aparatu i stanęliśmy tak, aby było mnie i Asha dobrze widać. Na ekranie telefonu widniała postać Jenny, patrzącej na nas z powagą i zarazem smutkiem. Po jej minie łatwo wydedukowałam, że nie jest ona zadowolona.
- Słuchajcie, sprawa nie wygląda najlepiej - powiedziała - Rozmawiałam już z komisarzem, a ten z generałem policji. Niestety, tym na górze nie podoba się to, że wasza dwójka, jak on to ujął, szuka dziury w całym. Jest niezadowolony i każe już wam zakończyć dochodzenie. Ale ze względu na to, że jak dotąd mieliście zawsze nieposzlakowaną opinię oraz spore sukcesu na koncie, daje wam ostatnią szansę. Macie odnaleźć prawdziwego sprawcę do jutra. Potem on zamyka dochodzenie i oddaje Farge’a pod sąd.
- Czyli albo do jutra rana złapiemy mu winowajcę, albo on wyda sądom pana Farge’a, niewinnego człowieka, a wszystko po to, aby oczyścić swoje dobre imię? - zapytałam ze złością.
- Witaj w świecie wielkiej polityki, Sereno - odparła ironicznie Jenny - Takie już ich metody działania. Uprzedzałam was. Poza nami, nikogo tak naprawdę tutaj nie interesuje prawda. Postarajcie się zatem znaleźć winnego, bo inaczej naprawdę on doprowadzi do posadzenia Traska na dożywocie. Jest w stanie to zrobić. Proszę was, cokolwiek planujecie, zróbcie to szybko. Czas ucieka.
Po tych słowach, rozłączyła się. Ash ze złością odłożył słuchawkę i mruknął pod nosem coś, czego na szczęście nie zrozumiałam, a co mi brzmiało jak bardzo mocne i ostre przekleństwo. Zasadniczo, sama miałam ochotę wtedy kląć na czym świat stoi. Wiedziałam jednak, że chociaż brzmi to całkiem ciekawie, nie pomoże nam w żaden sposób.
- Słyszałaś to wszystko, Sereno? - zapytał mnie z irytacją w głosie Ash - Tych durniów na górze nie obchodzi prawda. Chcą jedynie kozła ofiarnego, na którego zwalą całą winę za wszystko, co się stało. Zawiedli jako stróże bezpieczeństwa i proszę, zamierzają obwinić o to pierwszą osobę, która im się nawinęła. A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że jakoś wcale mnie to nie dziwi. W zasadzie, to mogłem się tego od samego początku spodziewać.
- Ja też, ale naiwnie jeszcze liczyłam na to, że pan generał policji, który jakiś czas temu nas osobiście odznaczał za złapanie Zodiaka, zechce nam pomóc i jest w porządku człowiekiem - powiedziałam ze złością - A tymczasem okazuje się, że on też ulega tym wszystkim okropnym rzeczom, jak korupcja czy nepotyzm. Ja chyba powoli tracę wiarę w ludzi.
- Wiesz, może nie powinniśmy go tak surowo oceniać? Ostatecznie on też ma chyba nad sobą innych, wysoko postawionych ludzi, którzy wywierają na niego naciski?
- To nie zwalnia go z odpowiedzialności, że wsadzi do więzienia niewinnego człowieka, jeżeli nie znajdziemy prawdziwego winnego.
- To też prawda. Ale w takim razie wychodzi na to, że wszystko zależy od nas i musimy mieć dowody na to, że Farge jest niewinny. A raczej, że winny jest ktoś inny. W zasadzie wiemy, kto to może być, ale nie mamy dowodów.
- Nie możemy bez nich go oskarżyć? - zapytałam, od razu jednak zdając sobie sprawę z naiwności tego pytania - Wybacz, to było głupie.
- Człowiek w desperacji chwyta się wszystkiego - odpowiedział Ash, patrząc ponuro na Pikachu i Buneary, którzy też nie wyglądali na zbyt wesołych.
Załamana opuściłam głowę, a mój ukochany oparł się lekko o ścianę, mówiąc przy tym ponuro:
- Zasadniczo wiemy, kto jest winien. Ale nie mamy żadnej pewności, że tak jest. A bez dowodów nikt tego nie kupi, a już na pewno nie generał. A poza tym, to milczenie Margo wszystko mi psuje. Aż tak jest on jej bliski, że gotowa jest dla niego poświęcić swojego ojca? A może coś on na nią ma i trzyma ją w szachu? Ale czy nawet wtedy by nie powinna przestać milczeć?
Po tych słowach, Ash spojrzał na mnie uważnie, jakby coś zaskoczyło i to coś dotyczyło mojego wyglądu.
- Czemu mi się tak przyglądasz? Mam zieloną twarz? - zapytałam.
- Blisko. Masz coś na twarzy. O tutaj - to mówiąc, pokazał palcem na swój policzek, aby mi zilustrować, gdzie dokładniej znajduje się to coś, o czym mówił.
Zaintrygowana podeszłam do lustra i spojrzałam w nie uważnie. Faktycznie, na lewym policzku miałam plamę po dżemie z kanapek, które zrobiła nam obojgu gosposia. Widocznie nie wytarłam się dokładnie po śniadaniu.
- Masz rację. Upaćkałam się jak dziecko - powiedziałam, wycierając plamę.
Asha nagle jakby zamurowało. Patrzył na mnie miną, którą doskonale znałam i która wiele razy była obecna na twarzy detektywów filmowych, gdy nagle trafi ich grom z jasnego nieba w postaci przebłysku, pomagającego im zrozumieć to, co wcześniej było dla nich niejasne. Zanim poznałam Asha, myślałam sobie, że tego rodzaju sytuacje mają miejsce jedynie na ekranie. Ale odkąd zostaliśmy razem parą detektywów, widziałam takie sytuacje wiele razy, ale mimo to nadal robiły na mnie naprawdę spore wrażenie.
- Upaćkałaś się? No jasne! Już wiem! Już mamy dowód!
- O czym ty mówisz, Ash? - zapytałam zaintrygowana - Wiesz już wszystko?
- Wszystko jeszcze nie. Nadal istnieją wątpliwości i niejasności w sprawie Margo i jej dziwacznego milczenia, ale to wyjaśnimy potem. Teraz zaczynam coś rozumieć. Nie wszystko jeszcze, to prawda, jednak wiem już, jaki mamy dowód na tego drania.
- Dowód? Jaki dowód? Opowiedz mi o tym, Ash!
Pikachu i Buneary zapiszczeli prosząco, równie zaintrygowany zachowaniem Asha, co i ja. On jednak uśmiechnął się zadowolony i powiedział:
- Zaraz wszystko wam wyjaśnię. Ale teraz chodźmy! Oby tylko nie było dla nas za późno!
To mówiąc, Ash pognał szybko w kierunku schodów prowadzących na dół, do piwnicy i do pomieszczenia, w którym gosposia zwykle prała ubrania pana Farge’a i jego córki. Zdążyliśmy chyba w ostatniej chwili, bo kobieta właśnie ustawiała pralkę i szykowała się do pranie. Na nasz widok, stanęła w pokoju trzymając w dłoniach sukienkę Margo.
- Coś się stało, kochani? - zapytała.
- Mam nadzieję, że jeszcze pani nie rozpoczęła prania - powiedział Ash.
- Nie, jeszcze nie. Dopiero co zaczęłam.
- To dobrze. Jednej rzeczy nie może pani uprać.
Gosposia nie rozumiała, o co chodzi Ashowi. Nie wiem, czy podniosłoby ją na duchu, gdyby wiedziała, że nie jest w tej sprawie odosobniona. Ale ostatecznie nie przekonałam się o tym, ponieważ pominęłam tę sprawę milczeniem, a w tym czasie Ash podszedł do kosza z rzeczami do prania i zaczął je przeglądać uważnie. Pikachu oczywiście skoczył mu na pomoc, ale nieświadomy tego Ash niechcący zrzucił na niego kilka brudnych ciuchów wywalonych z kosza. Buneary i ja szybko wyciągnęłyśmy go z tej sytuacji, a kiedy to zrobiliśmy, mój mąż zadowolony i tak bardzo z siebie dumny, pokazał nam czarny sweter należący do Hectora.
- Mam! Już mam! Znalazłem skubańca! I znalazłem też dowód na tego drania - zawołał tonem zwycięscy.
Przyjrzeliśmy się uważnie swetrowi, ale nie bardzo widzieliśmy, co też może być w nim takiego, że Ash uważał to za niezwykle ważny dowód winy Hectora. Bo jeżeli ktoś z czytelników moich pamiętników jeszcze tego nie pojął, to właśnie ten drań Hector był wszystkiemu winien. To on zamordował ze snajperki Traska, to on też kontaktował się z rusznikarzem z telefonu, który potem podłożył Farge’owi i to on również zamordował wyżej wspomnianego rusznikarza oraz kłócił się z Margo, która to wszystko odkryła. Tylko on był jej tak bliski, że była w stanie go chronić za wszelką cenę, choć podobnie jak Ash, jeszcze nie rozumiałam, dlaczego mimo wszystko nie wybrała ratowanie ojca. Aż tak jej odbiło na punkcie tego drania? A może czymś ją szantażował? Tylko czym?
- Widzicie, moi kochani? Tu mamy dowód czarno na białym - powiedział do nas Ash - A raczej biało na czarnym, żeby być ścisłym.
Przyjrzeliśmy się jeszcze raz i wtedy zauważyliśmy na prawym rękawie kilka mocnych białych plam, lekko już przetartych, ale wciąż widocznych.
- To jest dowód, rozumiecie? - zapytał nas Ash - Drań upaćkał się farbą, kiedy  był w pokoju, z którego zastrzelono Traska. Najwidoczniej oparł się przez chwilę o puszki z farbą, które tam zostały. Margo musiała to zauważyć i skojarzyła ze sobą fakty. Dlatego tak dziwnie się zachowywała i dlatego nic nie mówiła. Choć, kiedy jej ojciec został aresztowany, powinna nam powiedzieć, a milczy. Nie rozumiem tego aspektu, ale to teraz nieważne. Ważniejsze jest to, że mamy naszego kilera.
Gosposię zaszokowało to, co usłyszała. Znała dobrze Hectora i to od tej jego najlepszej strony. Najwidoczniej nie tylko nas oszukiwał, udając sympatycznego faceta oddanego dziewczynie i pracy. Ale chyba i my dobrze przed nim zagraliśmy udawanie, że go o nic nie podejrzewamy, choć było kilka takich momentów, kiedy mieliśmy wątpliwości, co do jego winy, jednak żadnej z tych rzeczy nie daliśmy po sobie poznać.
- Panicz Hector zabił? Boże, Boże! To po prostu niesłychane! I nie do wiary! Jak on mógł to zrobić? I dlaczego? Co na to panienka Margo? Przecież to jej chyba złamie serce! Nie, jakie chyba? Na pewno!
- Panienka Margo też ma nam kilka spraw do wyjaśnienia - odpowiedziałam na to z lekką złością - Ale o tym potem. Na razie, to musimy zabrać ten sweter na policję. To koronny dowód w sprawie. Te plamy są od farby. Na pewno jakaś dobra analiza chemiczna tego dowiedzie. I na pewno dowiedzie też, że chodzi tu o farbę z tego pokoju, z którego strzelano do Traska. Tylko, Ash... Jednego nie rozumiem. Czemu on to zrobił? Chciał pomóc Farge’owi?
- Nie wydaje mi się - odpowiedział Ash - Jego motywacje to dla mnie nadal zagadka, ale wydaje mi się, że łatwo będzie to odkryć. Musimy tylko przeszukać pokój tego drania. Na pewno ma tam coś, co go obciąży.
Poszliśmy więc do pokoju Hectora, który od razu zaczęliśmy przeszukiwać. To nie było takie trudne, ponieważ nie było w nim zbyt wielu rzeczy. Jedynie duże biurko z fotelem, łóżko, niewielki regał z książkami i mała szefa z ubraniami. Nic więcej. Przeszukanie tego wszystkiego nie było trudnym zadaniem, poszło nam w miarę szybko, ale niczego nie namierzyliśmy. Na biurku Hectora był komputer, ale drań zabezpieczył go hasłem, a my nie chcieliśmy go zgadywać. Uznaliśmy, że to już musimy pozostawić policji. Gdy już mieliśmy zrezygnować, to odkryliśmy w jednej z szuflad biurka coś bardzo interesującego. Kluczyk z karteczką, na której widniała liczba 44. Ten przedmiot szczególnie nas zaintrygował.


- Brawo, Pikachu. Masz zmysł prawdziwego detektywa - powiedziałam do naszego wiernego przyjaciela, który odnalazł ten przedmiot.
- Nic dziwnego, w końcu pracuje z najlepszymi - rzekł dowcipnie Ash.
Zaczął uważnie się przyglądać kluczykowi i powiedział:
- Chyba wiem, Serenko, co to jest.
- Pewnie kluczyk od skrytki bankowej - stwierdziłam.
- Albo od skrytki na poczcie - powiedział na to mój mąż - Tak czy inaczej, warto to sprawdzić. Coś mi mówi, że ma tam naprawdę coś ważnego.
Nie musiał nam mówić, że tam jedziemy. To było chyba aż nadto oczywiste. Każdy detektyw w takiej sytuacji by tak postąpił. A zresztą, nie mieliśmy żadnego innego tropu. Musieliśmy więc podjąć ten.
Mimo pewnych obaw, dosyć łatwo odkryliśmy, że jedna ze skrytek na poczcie ma numer właśnie 44. Zadowoleni otworzyliśmy ją kluczem i tam odnaleźliśmy niewielką kopertę, w której odnaleźliśmy pendrive.
- Ciekawe, co tutaj jest? - zapytałam zaintrygowana.
- Trzeba koniecznie sprawdzić - odpowiedział Ash - Ale w domu Farge’a nie ma chyba wolnych komputerów. Znaczy są, ale coś mi mówi, że wszystkie są na hasło. A raczej ich tak łatwo nie odgadniemy.
- Niedaleko jest kawiarenka internetowa - zauważyłam z uśmiechem - To tam możemy sprawdzić to cacko.
Ash popatrzył na mnie zachwycony, pocałował mnie czule w policzek i rzekł do mnie z miłością:
- Jesteś cudowna, kochanie.
Uśmiechnęłam się do niego z miłością i od razu przeszliśmy do kawiarenki, aby tam odpalić pendrive’a i poznać jego zawartość. Na szczęście nie było w tym miejscu zbyt wielu ludzi, dlatego łatwo było nam wyjąć sobie komputer na godzinę i potem usiąść przy nim, odpalić nasze znalezisko i zobaczyć, co na nim jest. To było w zasadzie najłatwiejsze ze wszystkich części naszego śledztwa.
- No dobra, teraz to zobaczymy, co my tu mamy - powiedział Ash.
Pikachu i Buneary usiedli na stoliku, na którym stał komputer, aby mieć jak najlepszy widok na jego ekran i niczego nie przegapić. Ja zaś usadowiłam się na krześle przy Ashu, również nie odrywając wzroku od ekranu. Z zapartym tchem w piersiach obserwował, jak mój ukochany powoli włącza pendrive i przegląda jego zawartość. A stanowiły go pliki mp3. Było ich kilkanaście, niezbyt długich, ale za to niezwykle treściwych. Gdy tylko zaczęliśmy je sobie włączać, od razu wszystko stało się dla nas jasne.
- A więc to on za tym wszystkim stał - powiedziałam do Asha, który właśnie kopiował zawartość pendraive’a na swoją komórkę - Warto, żeby z tym zapoznał się nasz dobry znajomy, komisarz Rocker. Szkoda, że nie ma tu z nami Maxa. On by wiedział, jak przesłać maila na policję.
- Oj tak, kochanie - zgodziłam się - Nie znam lepszego hakera niż on. Ale cóż... Musimy sobie chwilowo poradzić bez niego. Na telefonie przecież też można to odtworzyć.
- Teraz już kolesie się nam nie wymigają - rzekł po chwili Ash, gdy skończył już nagrywać na swój telefon pliki mp3 - Jak to dobrze, że nasz cwaniaczek wpadł na taki pomysł, aby to wszystko nagrywać. Ciekawe tylko, co chciał w ten sposób osiągnąć? Szantażować zleceniodawcę? Albo może zabezpieczyć się na wypadek sytuacji, gdyby chciano go uciszyć, co w ich środowisku jest chyba naturalne?
- Bardzo możliwe - stwierdziłam ponuro - Mimowolnie ten cwaniaczek oddał nam przysługę.
Ponieważ skończyliśmy robić to, po co tutaj przyszliśmy, podeszliśmy zaraz do lady, aby zapłacić za usługę. Szybko to zrobiliśmy, aby nie tracić czasu. Wciąż nas przecież czekało domknięcie sprawy.

***


Na posterunku, który niemal natychmiast odwiedziliśmy, włączyliśmy naszej drogiej przyjaciółce, inspektor Jenny wszystkie nagrania, jedno po drugim. Na tym nagraniu Hector rozmawia ze swoim zleceniodawcą, ustalając szczegóły zamachu na Traska, jak również i to, w jaki sposób wrobić w to Farge’a, który był dla nich idealnym kozłem ofiarnym. Na nagraniach wszystko było czarno na białym tak dobrze wyjaśnione, że równie dobrze te gnojki mogłyby napisać wprost przyznanie się do winy i jeszcze się pod nim podpisać. W każdym razie, dranie nie mogli się już z tego w żaden sposób wymigać.
Jenny zadowolona odsłuchała nagranie, po czym z nieukrywanym podziwem spojrzała na nas i powiedziała:
- Doskonale sobie poradziliście. Wiedziałam, że można na was liczyć. Wy to naprawdę jesteście najlepsi. W tak krótkim czasie znaleźliście wszystkie tropy.
- Pomógł nam przypadek i oczywiście szczęście - powiedział Ash.
- I spostrzegawczość Asha, który dostrzegł plamy po farbie na rękawie swetra Hectora - dodałam z dumą w głosie.
- Prawdę mówiąc, ktoś przed nami już wcześniej to zobaczył - rzekł mój mąż - Ale niestety, nic nam nie powiedziała.
- Nie wiemy jeszcze, dlaczego to zrobiła, bo miłość do Hectora raczej w tym wypadku nie wchodzi w grę - powiedziałam - Żadna miłość nie jest może zmusić dziewczynę do tego, aby chroniła winowajcę i wkopała własnego ojca. Zwłaszcza, jeżeli z ojcem ma dobre relacje.
- No, nie doceniasz chyba siłę uczuć nastolatek - stwierdziła z ironią Jenny - Ale to chwilowo bez znaczenia. Zamierzam przesłuchać tę panienkę na bardzo nieprzyjemną okoliczność składania fałszywych zeznań, a także zatajania ważnych dla naszego śledztwa informacji i krycie mordercy.
- Proszę, nie bądź dla niej za surowa. Postąpiła idiotycznie, ale przecież to nie jest zbrodnia - powiedział Ash wyrozumiałym tonem.
- Pika-pika! Bune-bune! - zapiszczeli w obronie Margo Pikachu i Buneary.
- To już ustalimy podczas przesłuchania, czy to zbrodnia, czy nie - odparła na to Jenny, chwytając za telefon - Jak na razie, musimy zadzwonić do komisarza. Z pewnością się ucieszy, jak się dowie, że odkryliście prawdę. I nie odmówi sobie tej przyjemności aresztowania winowajcy. Liczę tylko na to, że nas weźmie ze sobą na tę akcję. Chcę zobaczyć minę tego drania, jak mu odczytamy zarzuty.
- Przyznam się, że ja również mam na to ochotę - powiedział Ash z mściwą satysfakcją w głosie, a siedzący mu na ramieniu Pikachu podzielał jego zdanie.
Już miałam powiedzieć, że ja również, kiedy nagle wpadł jeden z policjantów, który zawołał:
- Pani inspektor! Mamy zgłoszenie przez radio! Powinna to pani usłyszeć.
Zaintrygowana Jenny, wyszła wraz z nami z gabinetu, po czym podeszliśmy do sporego radia, z którego dobiegał nas dość znajomy głos, wołający:
- Tu radiowóz nr 234. Zgłoście się! Prowadzę pościg za porywaczami, którzy właśnie porwali młodą dziewczynę, Margo Farge! Potrzebuję wsparcia! Odbiór!
- Hej, to przecież Cleo! - zawołałam zdumiona.
Czego jak czego, ale tego się w żaden sposób nie spodziewałam.
- Co ona robi w radiowozie? - zapytałam.
- Spokojnie, zaraz się dowiemy - odpowiedział Ash, po czym wziął do ręki mikrofon przymocowany do radia i zawołał przez niego: - Halo, tutaj Sherlock Ash z komendy policji w Wertanii. Cleo, co ty tam robisz?
Cleo lekko się chyba zmieszała, o czym mógł łatwo świadczyć ton jej głosu, ale szybko nad sobą zapanowała i odpowiedziała:
- Prosiłeś, żebym obserwowała Margo. Na moich oczach nagle jakiś dwóch typków wypadło z czarnego samochodu i ją porwało. Normalnie, w biały dzień, na środku ulicy. Bezczelność pierwsza klasa. Musiałam ruszyć szybko w pościg.
- Rozumiem, ale przy okazji powiedz mi, co ty robisz w radiowozie?
Cleo zmieszana lekko zachichotała w sposób nerwowy i odparła:
- No wiesz, sprawa była pilna, nie miałam czym ich ścigać, a ten gruby pan, który przyjechał nim, wysiadł na chwilę i wszedł do sklepu, aby kupić pączki i... No, okazja czyni złodzie... Znaczy, chciałam powiedzieć, poszukiwacza przygód.
- Że słucham?! - zawołałam oburzona - Chcesz nam powiedzieć, że ukradłaś radiowóz?! I to jeszcze w biały dzień!
- Sereno, naprawdę uważasz, że to odpowiedni moment na takie rozmowy? - mruknęła z lekką złością Cleo - Nasza przyjaciółka została porwana? To chyba jest nasz chwilowy priorytet, prawda?
- Owszem, to prawda. Gdzie teraz jesteście?
- Prowadzę pościg na terenie miasta, ale chyba dranie chcą wyjechać poza nie i wykończyć tę biedaczkę gdzieś na obrzeżach. Trochę przyspieszyli, więc chyba się zorientowali, że ich gonię.
- To niemożliwe. Przecież gonisz ich radiowozem. Jakby się mieli, dranie, nie zorientować? - rzucił złośliwie Ash.
Jenny przejęła mikrofon i zawołała do Cleo:
- Posłuchaj, panienko! To jest bardzo drogi sprzęt! Jak mi go zarysujesz, to go sama będziesz naprawiać albo zabulisz za zniszczenia! Zobaczysz!
- Spokojnie, bo ci żyłka pęknie - odparła złośliwie Cleo - Lepiej przyślij mi tu jakąś pomoc, bo za chwilę jeszcze dranie mi uciekną.
- Natychmiast wysyłam wsparcie. Namierzymy twój radiowóz poprzez GPS, a więc nie wyłączaj radia. Musimy mieć z tobą stały kontakt. Tylko nie podejmuj żadnych działań. Nie wdawaj się z nimi w bijatyki ani strzelaniny, to rozkaz!
- W porządku, przyjęłam. Tak zrobię, ale przyjeżdżajcie szybko. Nie wiem, jak długo zdołam ich jeszcze gonić.
Jenny zrozumiała, szybko przełączyła radio na inną częstotliwość, aby nadać przez nie komunikat o natychmiastowym rozpoczęciu pościgu za porywaczami. Cleo przed zakończeniem rozmowy, podała nam markę auta i numery rejestracyjne i namierzenie go było rzeczą bardzo prostą.
- Ta wasza przyjaciółka jest naprawdę niesamowita - powiedziała Jenny do mnie i do Asha - Często odwala takie numery, czy to pierwszy raz?
Nie wiedzieliśmy, co mamy odpowiedzieć. Niechlubna przeszłość Cleo, nim ta straciła pamięć nie należała do przyjemnych tematów. Poza tym, mieliśmy oboje z Ashem wielką nadzieję, że owa przeszłość nigdy nie powróci i będziemy mogli nacieszyć się w pełni zupełnie nową Cleo, wolną od chęci zemsty za czyn Asha, którego ten nigdy nie popełnił. Dlatego odpowiedzieliśmy tajemniczo:
- W zasadzie to pierwszy raz, ale rozrabiała od czasu do czasu, choć naprawdę nigdy w taki sposób.
Jenny na szczęście, nie zadawała nam zbędnych pytań w tej sprawie. Szybko spojrzała na swoich ludzi i jeszcze raz skontaktowała się ze swoimi ludźmi, każąc im się pospieszyć. Sama zaś wskazała nam ręką, abyśmy poszli za nią.
- Jedziemy także. Mogą nas potrzebować - powiedziała.
Nie trzeba nam było tego dwa razy powtarzać. Ruszyliśmy za nią biegiem. Wybiegliśmy razem na ulicę, gdzie Jenny wskoczyła do swojego radiowozu, a my z nią. Policjantka szybko uruchomiła silnik i pognała w kierunku miejsca, gdzie w obecnej chwili przebywała Cleo.
- Oby tylko nie było za późno - powiedziałam do Jenny.
- Spokojnie, uruchomiłam już wszystkie patrole w całej okolicy - odparła na to policjantka - Nie ma szans, aby nam uciekli.
- Obyś się nie pomyliła.
- Spokojnie, ja się rzadko mylę, a to nie jest taka sytuacja, kiedy mogłabym się pomylić.
Miałam w duchu nadzieję, że tak właśnie jest. Jenny tymczasem kontaktowała się przez radio z kilkoma innymi radiowozami, z którymi ustaliła, gdzie teraz jest Cleo i ścigani przez nią ludzie. Co prawda, cały czas się przemieszczali, ale radio w radiowozie prowadzonym przez naszą przyjaciółkę wciąż było włączone, zatem namierzenie jej nie było trudne.
- Jenny, coś jest chyba nie tak. Radiowóz przestał się przemieszczać. Chyba coś tam się stało - odezwał się nagle jeden z policjantów przez radio.
Jenny chwyciła za mikrofon i zawołała:
- Jedziemy tam. Wy też tam przybądźcie. Nie możemy pozwolić tym draniom uciec.
- Rozkaz, przyjąłem!
Policjantka spojrzała na nas z niepokojem i powiedziała:
- Obawiam się, że coś tam się stało. Oby tylko nie było za późno.
Pełni niepokoju spojrzeliśmy na siebie, a Ash delikatnie ścisnął moją rękę na znak wsparcia. Pomogło mi to nieco poczuć się lepiej, choć nadal z nerwów moje serce waliło mi w piersi jak szalone. W głowie już mi pojawiały się najbardziej przerażające obrazy na temat Cleo i biednej Margo, a lęk o ich zrealizowanie był po prostu niesamowicie wielki.


Jechaliśmy jeszcze kilka minut, aż dotarliśmy do terenów poza miastem. Tam zaś zastaliśmy niesamowity widok. Czarny samochód, który porwał Margo, stał na uboczu wbity mocno w drzewo. Najwidoczniej uciekając przed Cleo, porywacze wpadli w poślizg i walnęli w rosnący na poboczu dąb. Cleo zaś dogoniła ich, po czym sprawnie powaliła na ziemię jednego i drugiego, a zaraz potem wyciągnęła z samochodu porywaczy Margo. Kiedy przyjechaliśmy, było już po wszystkim. Cleo siedziała bezceremonialnie na jednym z porywaczy, a na drugim trzymała nogi, jakby to był jej podnóżek. Gdy tylko nas zobaczyła, uśmiechnęła się serdecznie, po czym pomachała nam ręką wesoło.
- Jesteście już? Trochę zaczynałyśmy się tu nudzić - powiedziała do nas Cleo.
Byliśmy tym wszystkim zaskoczeni, ale w pozytywny sposób. W przypadku mnie i Asha, to nawet z trudem powstrzymywaliśmy wybuch śmiechu, a robiliśmy to w zasadzie głównie dlatego, że w przeciwieństwie do Cleo, Margo wcale nam nie wyglądała na wesołą. Kiedy tylko nas zobaczyła, podbiegła do nas i mocno nas przytuliła, jedno po drugim.
- Ash! Serena! Wybaczcie mi, tak bardzo was wszystkich przepraszam! Ja nie chciałam, żeby do tego doszło! Ja nie wiedziałem, że Hector to wszystko zrobił. A kiedy się dowiedziałam, to powiedział mi, że tatuś to wszystko zorganizował i jak nie będę siedzieć cicho, dostarczy na niego policji takie dowody, że tatuś dostanie dożywocie. A tak jest szansa, że się wybroni przed sądem. Musiałam więc milczeć. Uwierzcie mi, nie chciałam tego! A kiedy dzisiaj powiedziałam mu, że mam dosyć milczenia i idę na policję, powiedział, że pożałuję tego i porwali mnie. Gdyby nie Cleo, byłoby po mnie.
Zagadka w jednej chwili ostatecznie została rozwiązana. A więc to dlatego tak bardzo Margo unikała rozmów z nami. Hector ją zastraszył, że wkopie jej ojca na całego i skłamał, że on to wszystko zorganizował, aby ją zmusić do milczenia. To nie miłość do niego kazała jej siedzieć cicho, tylko miłość do ojca.
- Spokojnie, Margo. Już wszystko dobrze - powiedziałam do niej niczym do młodszej siostry i pogłaskałam ją po głowie - Hector cię okłamał. Twój ojciec nie miał z tym wszystkim nic wspólnego.
- A więc Hector go wrobił. Macie go? - zapytała Margo.
- Spokojnie, jeszcze dziś go aresztujemy - rzekła Jenny, zbierając z ziemi obu bandytów i nakładając im kajdanki.
Nagle jeden z nich wyrwał się jej, zanim go zdążyła zakuć, po czym wyjął z buta nóż i rzucił nim w Margo. Pikachu natychmiast poraził go prądem, powalając go ponownie na ziemię, a Cleo, nim ktoś zdążył pomyśleć, skoczyła tak zwinnie i szybko, jak wojownik ninja, którym wszak kiedyś była, złapała za jakiś kij leżący tuż przy niej, po czym zasłoniła nim Margo tak, że nóż, mający ją uderzyć między oczy, trafił prosto w ów kij. Odetchnęliśmy z ulgą. Nasza przyjaciółka była teraz całkowicie bezpieczna.
Chwilę później Jenny podniosła z ziemi niedoszłego zabójcę i zakuła go od razu w kajdanki, pomstując na jego zwinne ręce i to, jak dobrze rzuca nożami. My zaś dziękowaliśmy Cleo i gratulowaliśmy jej zwinności. Ona jednak nie cieszyła się z tego powodu. Na jej twarzy malował się głęboki smutek i taki jakby szok, ale czym wywołany, tego nie wiedzieliśmy.
- Cleo, wszystko dobrze? - zapytałam z niepokojem.
- Bune-bune? - zapiszczała pytająco Buneary.
Cleo nie odezwała się, patrząc z uwagą na kij, w który nadal był wbity nóż tego bandyty. Ash podszedł więc do niej i zapytał z troską w głosie:
- Cleo, co ci jest? Co ci się stało?
Dziewczyna spojrzała na niego ponurym wzrokiem, zdecydowanie będącym innym niż przyjazny, po czym odparła:
- Nic takiego, Ash. Nic mi nie jest. Po prostu, źle się poczułam.
Nie trzeba było być psychologiem, aby stwierdzić, że kłamie. Nie wiedziałam jednak, dlaczego, choć Ash chyba zaczął się tego domyślać. Po chwili i do mnie to zaczęło docierać. Ta świadomość, że nasze starania nie odniosły skutku, a biedna Cleo wyraźnie odzyskiwała wspomnienia. Użycie jej fortelu ninja musiało obudzić w niej od niedawna zamknięte dla niej fragmenty przeszłości.
Rozmyślania na ten temat przerwało nam zjawienie się kilku radiowozów. Jak się domyśleliśmy, przybyły one na akcję, ale mocno spóźnione. Mogły już jedynie zobaczyć to, jak zabieramy ze sobą porywaczy i uwolnioną Margo. Po minach na ich twarzach łatwo wywnioskowaliśmy, że nie są z tego powodu zadowoleni.

***


Po tych wszystkich wydarzeniach, nastąpiła najprzyjemniejsza dla nas część naszego śledztwa: aresztowanie głównych winowajców. Pora była na to najwyższa, biedny pan Farge za długo już siedział w celi i czekał na proces za coś, czego nie zrobił. I zdecydowanie za długo prawicowcy robili demonstracje na ulicy, krzycząc przy tym, jak niesprawiedliwie ich potraktowano i oni nie mieli z tym zamachem nic wspólnego. Czas wreszcie było zamknąć im te krzykliwe gęby. Im szybciej, tym lepiej.
Najpierw pojechaliśmy poszukać Hectora. Nie wiedzieliśmy, gdzie on jest, ale na szczęście Margo wiedziała, że ma on mieszkanie w środku miasta i czasami się tam oboje spotykali potajemnie, bo nie wszystko mogli robić swobodnie w domu jej ojca. Nie mieliśmy co prawda pewności, że on tam jest, ale zawsze istniała taka szansa, a ponadto zawsze mogliśmy w tym mieszkaniu znaleźć jakiś ślad, który nas naprowadzi na jego trop. Pojechaliśmy tam zaraz z Jenny, zostawiając Margo pod opieką Cleo i policjantów. Wzięliśmy ze sobą jedynie kilku funkcjonariuszy, na wypadek, gdyby drań próbował nam zwiać i trzeba było go łapać. Okazało się jednak, że wszystko to jest zupełnie niepotrzebne. Kiedy bowiem weszliśmy do mieszkania, odnaleźliśmy Hectora leżącego na środku swojej sypialni. Był martwy, z jego ust wysuwała się zaschnięta stróżka krwi, a na jego piersi znajdowała się spora rana, wskazująca, w jaki sposób został on zabity. Oczy miał otwarte, ale za to patrząca na nas w sposób martwy i przerażający. Na piersi zaś leżała mu karta z wizerunkiem Śmierci. Karta tarota, którą już kilka razy widzieliśmy przy trupie człowieka poszukiwanego przez nas.
Jenny westchnęła ponuro, widząc to wszystko. Zrozumiała, że spóźniliśmy się i ten człowiek już nic nam nie powie. Załamana wzięła krótkofalówkę i wezwała przez niego swoich ludzi, aby przestali czuwać pod mieszkaniem i sprowadzili tu karetkę. Ja i Ash natomiast podeszliśmy nieco bliżej zabitego, przyglądając mu się uważnie. Nie stanowiło dla nas żadnej zagadki, kto i jak go zabił. Zleceniodawca uznał, że nie może ryzykować. Kazał zlikwidować Margo i Hectora. Na szczęście mu się udało jedynie z tym drugim. To było dla nas wszystko jasne. Większą dla nas zagadką było to, co oznaczała ta karta tarota. Już kolejny raz przecież się na nią natykaliśmy. Ona musiała oznaczać coś więcej niż tylko wyrok śmierci. Chyba przynależność do jakieś grupy przestępczej, o której jeszcze nic nie wiedzieliśmy.
Nie mieliśmy jednak teraz czasu, aby to wszystko rozważać. Jenny zostawiła w mieszkaniu kilku swoich ludzi, aby dopilnowali dowiezienie ciała Hectora do prosektorium, aby je zbadać. Sama zaś zabrała nas ze sobą do siedziby Andrew Doudy, gdzie musieliśmy dokonać kolejnego aresztowania. Mieliśmy nadzieję, że tym razem skutecznego i bez trupów.
Przybyliśmy do siedziby przywódcy partii prawicowej akurat wtedy, kiedy jej kandydat zorganizował konferencję prasową, podczas której wypowiadał się na temat ostatnich wydarzeń.
- Pragnę zapewnić was wszystkich i naszych wyborców, że nasza partia nie ma i nigdy nie miała nic wspólnego z tym zamachem. Jeżeli pan Birdman podjął jakieś działania mające na celu zabicie pana Traska, to nikt inny z naszej partii z tym nie miał z tym nic wspólnego. Nie wiemy zresztą, czy pan Birdman faktycznie podjął jakiekolwiek działania przeciwko panu Traskowi. Wszystko to zostawiamy sądom i policji do rozpatrzenia. Wierzymy w ich niezawisłość i uczciwość, jak i też wierzymy w niewinność naszego przywódcy. Jeżeli jednak rzeczywiście jest on winien tego, co mu zarzucają, niech wie... I niechaj wszyscy wiedzą, że odcinamy się od takich ludzi. Mordercy i zbrodniarze do naszej partii należeć nie mogą i nie będą. Nasza partia musi być wzorem, musi świecić przykładem i musi pokazać, że skoro głosimy wszelkie moralne prawa, to musimy tych praw przestrzegać.
Tłum dziennikarzy i innych pismaków był tak wielki, że trudno nam się było przez niego przecisnąć. Wśród tego tłumu dostrzegliśmy Alexę, która delikatnie się uśmiechnęła na nasz widok. Podsunęła się lekko do nas i zapytała:
- Co was tu sprowadza? Chcecie sobie posłuchać tego ględzenie?
- Nie, jesteśmy tutaj służbowo - odpowiedział jej wesoło Ash.
- Służbowo to jestem tu ja i uwierzcie mi, naprawdę nie sprawia mi to wcale przyjemności - odparła na to Alexa.
- Zobaczysz, tym razem sprawi ci przyjemność - odpowiedziałam jej.
Alexa chyba nie do końca nam dowierzała, ale mimo wszystko pomogła nam się przecisnąć przez tłum, a kiedy już to zrobiliśmy, Ash powiedział głośno:
- Prawa moralne. Bardzo pięknie to brzmi. Jestem zachwycony, że te zasady są dla was niezwykle ważne i zawsze ich przestrzegacie. Jestem pełen podziwu.
- Bardzo mi miło to słyszeć - odpowiedział Douda, nieco urażony, że ktoś mu przerywa jego patetyczną wypowiedź.
Ash jednak jeszcze nie skończył. Uśmiechnął się ironicznie i powiedział:
- Niestety, wielka szkoda, że to tylko piękne słowa, które pięknie brzmią, ale nic nie znaczą. Bo w waszej partii jest wielu łajdaków.
- Że słucham?! To po prostu oburzające! - zawołał Douda coraz bardziej tym wszystkim zdenerwowany.
Podszedł do niego, dotąd stojący w cieniu Makroniecki, który powiedział:
- Panie Ketchum, proszę nam uprzejmie nie przeszkadzać. Czas na prywatne rozmowy będzie po konferencji prasowej.
- Przykro mi, ale nie jest to prywatna rozmowa - powiedziała Jenny, stając tuż obok Asha i przyjmując bojową postawę - My przybyliśmy tutaj służbowo.
- Służbowo? Chcecie nam powiedzieć, że pan Birdman jest niewinny? - spytał Douda.
- Nie, nie po to tutaj przybyliśmy. My tu przyszliśmy aresztować człowieka, który zorganizował zamach na Donalda Traska.
- Dowody są tutaj, na tym telefonie - powiedział Ash, pokazując swój telefon.
Następnie podszedł do sekretarki siedzącej przy laptopie i zapisującej każde słowo z wypowiedzi Doudy.
- Pozwoli pani? Bardzo dziękuję - rzekł mój luby, kiedy dziewczyna ustąpiła mu miejsca przed komputerem.
Potem podłączył do niego swój telefon, poklikał przez chwilę i już po chwili z laptopa, którego głośniki rozkręcone zostały na cały regulator, dobiegł nas głos.. Makronieckiego ustalającego z Hectorem wszystkie szczegóły zabójstwa Traska. Prawda została ujawniona i to publicznie.
Z mściwą satysfakcją spojrzeliśmy na Makronieckiego, który był najpierw w kompletnym szoku, a potem na jego twarzy zawitała wściekłość i nienawiść. Jakby potrafił, na pewno zabiłby nas samym spojrzeniem. Na szczęście, nie posiadał on właściwości bazyliszka.
Douda spojrzał w szoku na swego sekretarza, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Jego szok był chyba największy z szoków wszystkich tu obecnych. Załamany już całkowicie zapomniał o konferencji i jedynie wpatrywał się w Makronieckiego, tak bardzo przerażony i tak bardzo przygnębioną jednocześnie.
- Ty? To wszystko zrobiłeś ty? - zapytał po chwili - Jak ty mogłeś?
Zebrani wokół dziennikarze z oburzeniem zaczęli mruczeć coś pod nosem, co bynajmniej nie było niczym dobrym dla naszego łajdaka. Dodatkowo kilku z nich, którzy mieli kamerę, skierowali je natychmiast na tego mordercę, który wiedział już, że nic go nie ocali, dlatego nabrał hardości i powiedział:
- Jak ja mogłem? Już raczej, jak mógłbym tego nie zrobić? Nie widziałeś, ty skończony idioto, że przegrywasz te wybory? Nie mieliśmy najmniejszych szans wygrać z naszymi rywalami, a zwłaszcza z Traskiem. Birdman wpadł na pewien pomysł, aby go ośmieszyć za pomocą sfabrykowanych dowodów, ale Farge, choć początkowo chciał nam pomóc, wycofał się. Nie było innego wyjścia. Jeżeli miałeś wygrać te wybory, trzeba było podjąć radykalne działania. Dlatego przygotowałem wszystko tak, jak należy. Przewidziałem, że działania tego starego durnia nic nam nie dadzą i przygotowałem się wcześniej. Sekretarz Farge’a, Hector, dał się łatwo zwerbować. To było bardzo proste. Przygotowanie zamachu było łatwe, a potem wrobienie w tego Farge’a i tego starego capa z naszej partii również.
- Ale dlaczego jego też chciałeś wrobić?
- Nie widzisz, że on ciągnie partię na dno? Z nim nigdy niczego nie zdołamy osiągnąć. On jest nam zawadą we wszystkim. Ale on przecież założył tę partię i z tego powodu nikt nie umiał się za niego porządnie wziąć. Dlatego zrobiłem to ja. I ani trochę tego nie żałuję. Gdybym mógł, zrobiłbym to jeszcze raz. Zrobiłem to dla partii i dla siebie. I przy okazji, dla ciebie, durniu skończony. Bo spójrz na siebie, Douda. Co byś niby osiągnął beze mnie? A ten stary cap, czego by dokonał bez mojej pomocy? I oczywiście żadne z was nie umiało mnie za to docenić. Dlatego teraz pokazałem wam, co potrafię. Ale nie miejcie do mnie o to żalu. Przecież to wszystko wasze lekcje. To wy mnie nauczyliście tego wszystkiego. To te wasze gierki polityczne i matactwa nauczyły mnie tego, jak należy postępować. Jestem dokładnie taki jak wy. Macie o to do mnie pretensje? Przecież sami mnie takim uczyniliście. A potem zamierzaliście się z tego wszystkiego wycofać. Najpierw robicie te wszystkie machlojki, a potem boicie się pójść na całość. Na matactwa was stać, ale żeby wziąć się porządnie i bezwzględnie do roboty, jak nakazuje to polityka, po prostu tchórzycie. Sami nauczyliście mnie, że cel uświęca środku i co? Teraz się poddajecie, gdy trzeba walczyć o swoje. Musiałem coś zrobić. Dla partii i dla siebie. Skoro wy tego nie umieliście, ja to zrobiłem.
- Dziękuję za to piękne wyznanie - powiedziała Jenny, podchodząc do tego łajdaka i zakuwając go w kajdanki - Myślę, że prokurator i sąd chętnie posłuchają sobie twoich zwierzeń. Na pewno ich one zainteresują.
Policjantka wyprowadziła Makronieckiego, a Ash bardzo zadowolony, odpiął od laptopa swój telefon i powiedział:
- To chyba oznacza koniec debaty, panie Douda. Chyba, że chce pan wyjaśnić dziennikarzom, jakim cudem w pana krystalicznie czystej partii znajdował się taki człowiek jak Makroniecki. I o jakich machlojkach on opowiadał.
Douda zacisnął zęby ze złości, ale nic nie powiedział. Wiedział doskonale to, co i my wiedzieliśmy. Że to już koniec jego kariery politycznej i prawdopodobnie też jego beznadziejnej partii. Nie zamierzaliśmy oczywiście ukrywać, że sprawia nam to ogromną satysfakcję. Zwłaszcza, kiedy sobie przypomnieliśmy, ile przez ich machlojki ucierpieli Oliver Farge i Margo. Nasi przyjacielem, w których dobro nawet my przez chwilę zwątpiliśmy, a wszystko przez intrygi tych nędzników. Te ich matactwa i oszustwa namieszały i nam w głowie. Na szczęście teraz przyszedł dla nich czas zapłaty za wszystko, co zrobili.

***


Tak oto zakończyło się jedno z naszych najważniejszych i zarazem również najbardziej trudnych śledztw, jakie kiedykolwiek mieliśmy. Na tym w zasadzie już można by zakończyć całą relację, ale uważam, że należy się czytelnikom pewne wyjaśnienie, co miało miejsce potem i jak ostatecznie sprawiedliwości stało się zadość, bo jest to naprawdę ciekawe, a ponadto niektórych sytuacji nawet my, choć przecież jesteśmy całkiem bystrzy, nie byliśmy w stanie przewidzieć.
Oliver Farge został uniewinniony i kontynuował swoją działalność. Powrócił do kandydowania w wyborach na burmistrza Wertanii, ale tym razem nie mając za rywala Andrew Doudę, który załamany i ośmieszony tym wszystkim zrezygnował z kandydatury i wyjechał z miasta, aby już nigdy do niego wrócić. Podobno teraz to on jest liderem partii i zamierza ją rozwiązać, choć o ile znam życie, złego łatwo diabli nie biorą i coś mi mówi, że jeszcze o nich usłyszymy. Ale nie na pewno w trakcie następnych wyborów.
Obecne wybory przedłużyły się nieco, aby partia liberalna mogła powołać na kandydata innego swojego członka. Oczywiście nie miał on najmniejszych szans z panem Fargem, który ostatecznie wygrał wybory i jednym z pierwszych zarządzeń, jakie wprowadził w mieście, było powołanie nowej rady miasta, złożonej z ludzi o wiele bardziej liberalnie podchodzących do życia, ale też bez żadnych rewolucji w formie realizacji zmian. Rada owa doprowadziła do odwołania wielu zarządzeń poprzednio rządzącej partii prawicowej, co ludzie w większości przyjęli spokojnie, a niejeden nawet z entuzjazmem. Co prawda, były osoby głoszące, że oto partia centralna i nowy burmistrz niszczą ich tożsamość i ich prawa, krytykowała także wszystkich członków swojej opozycji, że zostali zmanipulowani i te wybory winny być uznane za nieważne, bo biedni mieszkańcy Wertanii zostali zmanipulowani, bo gdyby było inaczej, nie dopuściliby do tego, aby Douda zrezygnował z wyborów i nie wyjechałby z miasta i że ludzie nie wiedzą, na co powinni głosować i co jest dla nich tak naprawdę dobra. Na szczęście takich oszołomów było niewielu, a ci, którzy głosili takie hasełka, szybko zostali zgaszeni przez mądre osoby. Jedną z nich swego czasu zobaczyliśmy w akcji. Była to sympatyczna, niepozorna trochę z wyglądu staruszka, Wendy Tracy, dawna działaczka społeczna, niezwykle mocno zaangażowana w wiele szlachetnych akcji, która słysząc okrzyki, że zarówno ona, jak i wszyscy inni mieszkańcy miasta nie wiedzą, na kogo głosować, padają ofiarą manipulacji i takie brednie, zawołała:
- Milcz, ty głupku! Chamie skończony! Ja dobrze wiem, na kogo głosować, a na kogo nie. A manipulacje, to próbujesz na mnie robić ty! Ostrzegasz ludzi przed manipulatorami, a sam jesteś największym z nich.
Oszołom natychmiast się zamknął, jego zwolennicy stracili rezon, a z kolei ja i Ash mieliśmy wówczas wielką ochotę uściskać mocno tę sympatyczną staruszkę za jej idealne ustawienie tego durnia do pionu.
Nie wszystko jednak układało się tak wesoło. Makroniecki nie stanął nigdy przed sądem. Ponieważ miał dużo pieniędzy, sąd nałożył na niego kaucję miliona dolarów, jeżeli chce odpowiadać z wolnej stopy. Niestety, zapłacił i wyszedł, aby w domu czekać na wezwanie do sądu. Nie zamierzał tego robić i uciekł z Wertanii na Wyspy Oranżowe statkiem z kilkoma ludźmi spod ciemnej gwiazdy. Mimo tego, że komisarz Rocker zadbał o to, aby do tego nie doszło, drań okazał się cwańszy. Nie zamierzaliśmy jednak odpuszczać tak łatwo. Powiadomiliśmy o wszystkim Herberta Jonesa i Maren, aby czuwali i złapali drani, kiedy tylko ci zjawią się na terenie Wysp Oranżowych. Ci obiecali pomoc, jednak ta okazała się być zupełnie niepotrzebna. Statkiem z Markonieckim i jego ludźmi nigdy bowiem nie dopłynął do brzegów tego regionu. Zaginął na morzu i nikt więcej go już nie widział. Jakoś miesiąc później dopiero na jedną z plaż Wysp Oranżowych fale wyrzuciły kilka szczątków statku, którym ten łajdak wraz ze swoimi ludźmi płynął. Wszystko się stało dla nas jasne. Makroniecki próbował umknąć przed sprawiedliwością, ale nic mu to nie dało. Chociaż zwiał sądom, sprawiedliwość i tak go dopadła. On i jego ludzie musieli trafić na sztorm tak mocny, że ich stateczek poszedł na dno razem z nimi. Straszna śmierć. Zatem żywioły zrobiły wszystko za sądy. Czy jednak aby na pewno tak było? Ash uważał, że niekonieczne. Opowieści o burzy uważa za dosyć prawdziwe, czuł jednak, iż tak naprawdę członkowie bandy, do której Makroniecki należał, zabili go i zatopili statek, aby nie było dowodów. Czy jednak tak było, czy może po prostu okrutny ocean zrobił swoje? Tego prawdopodobnie już nigdy się nie dowiemy, ale jedno było dla nas pewne. Makroniecki poniósł zasłużoną karę.
Kara spotkała też sędziego idiotę, który pozwolił mu wyjść za kaucją. Stracił on swoje stanowisko i sam odpowiedział przed sądem za nadużycia swojej władzy. Przed sądem stanął również Birdman. Co prawda, nie miał on nic wspólnego z działalnością Makronieckiego, ale wystarczająco dużo na niego znaleziono, aby go skazać. Dostał wyrok w zawiasach ze względu na swój wiek, a także zapłacił tak wysokie odszkodowanie za swoje matactwa, że popadł w rozpacz i przygnębienie. Do partii nie miał już powrotu. Pozbawiony władzy, która tyle dla niego zawsze znaczyła, z poczuciem krzywdy, jaka go rzekomo spotkała, narzekając na cały świat wokół siebie mówił, jacy to ludzie są podli i niewdzięczni, a on po prostu chciał im wszystkim pomóc i zostać emerytowanym zbawcą narodu, który niczym Pan nasz przybył na ziemię, aby czynić dobro. Niedługo potem koleś wylądował w domu wariatów, gdzie nadal przebywa bez nadziei na to, aby kiedykolwiek miał wyzdrowieć. Tak oto zakończyła się polityczna kariera emerytowanego zbawcy narodu i jego wielka misja ratowania świata.
Sprawiedliwość zatem ponownie wygrała, ale Asha nie bardzo to wszystko tak cieszyło, jak powinno. Powodów tego było sporo. Przede wszystkim fakt, że od czasu całej przygody Margo posmutniała mocno i nie umiała się po tym podnieść. Na szczęście miała wsparcie ojca, gosposi i nasze, swoich przyjaciół chętnych na to, aby ją podnosić na duchu zawsze, kiedy tylko się da. Raz nawet mój luby, aby poprawić humor Margo, zabrał ją do lokalu, gdzie miały miejsce występy karaoke i tam oboje zaśpiewaliśmy jej wesoły utwór „Cry just a little bit”. Byliśmy w tym chyba dosyć dobrze, bo zdecydowanie sprawiliśmy, że nasza przyjaciółka znowu zaczęła się uśmiechać. Oczywiście nie na stałe, wciąż jeszcze cała ta sprawa była dla niej nieprzyjemnym wspomnieniem, z którym miała się jeszcze długo borykać, ale cóż... Niektóre rany wymagają czasu, aby się zabliźniły.
Innym powodem niezadowolenia Asha było to, że Cleo po akcji ratunkowej zniknęła bez śladu i nie mogliśmy jej nigdzie znaleźć. Bardzo nas to zasmuciło, ale o wiele bardziej zasmuciła nas wiadomość, którą zostawiła ona gosposi w domu pana Farge’a. Była to jedna kartka papieru zawierająca krótką, acz niezwykle dla nas zrozumiałą treść. Brzmiała ona tak:

Pamiętam już wszystko. Żegnajcie.

Wszystko stało się dla nas jasne. Cleo musiała podczas akcji doznać szoku, gdy zastosowała swoje zwykle stosowane sztuki walki ninja, bo przecież pamiętała je doskonale, ale nie pamiętała, że je zna do czasu, aż ich znowu użyła. Gdy zaś to zrobiła, musiała doznać tak mocnego szoku, iż przypomniała sobie, skąd je zna. A co za tym idzie, przypomniała sobie również swoją nienawiść do Asha i to, że go nadal obwinia o śmierć siostry. Oznaczało to, iż ledwie odzyskaliśmy przyjaciółkę, a zaraz ją straciliśmy, a do tego jeszcze kiedyś będziemy musieli się z nią zmierzyć i nie wiadomo, kto tym razem wyjdzie z tego starcia zwycięsko.
Jak zatem widzicie, nie były to dla nas powody do radości. Jednak o wiele dla nas poważniejszy był inny problem. Chodziło o sprawę zabójstwa Hectora. Choć niby już wszystko zostało wyjaśnione, Ash był innego zdania.
- O czym tak rozmyślasz, najdroższy? - zapytałam czule Asha, gdy weszła do naszego pokoju pewnego wieczoru, niedługo po zakończeniu sprawy.
- O zabójstwie Traska, kochanie - odpowiedział mi Ash.
Usiadłam na łóżku obok niej i zaniepokojona spytałam:
- Chcesz powiedzieć, że się może pomyliliśmy? Że to nie Hector go zabił?
- Nie, skąd. To on go zabił, podobnie jak rusznikarza. Próbował też wrobić w to wszystko Olivera Farge’a, a sam został zabity przez Makronieckiego lub na jego polecenie. Wszystko w tej sprawie jest jasne.
- Więc co cię dręczy?
- Dręczy mnie ta karta, którą zostawili przy jego ciele. Nie rozumiem, kto i po co to robi? To już przecież nie pierwszy raz. Ciekawi mnie bardzo, kto też stał za Makronieckim i Hectorem? Jakie ma cele? Do czego dąży? I jaki cel chciał teraz osiągnąć?
- Chcesz poprowadzić śledztwo w tej sprawie?
- Nie, Serenko. To nic nie da. Chwilowo nie mamy żadnych tropów, które by nas gdzieś zaprowadziły. Jesteśmy zdani jedynie na domysły, a z nimi tak na dobrą sprawę, to nie ugramy za wiele, jeśli cokolwiek. Obawiam się, że trafiliśmy teraz na kolejnego poważnego przeciwnika. Sprawę Makronieckiego i Hectora możemy zamknąć, ale to tylko początek całej serii spraw, jakie jeszcze przed nami, zanim ostatecznie ich dopadniemy.
- Masz na myśli ludzi, którzy za nimi stoją?
- Dokładnie tak.
Ash powoli podniósł kartę tarota z wizerunkiem śmierci, którą dostaliśmy po zakończonym śledztwie od Jenny. Była to ta karta odnaleziona przez ciele Hectora. Obejrzał ją bardzo uważnie i powiedział:
- Jak powiedziałem, zamykamy sprawę Hectora i Makronieckiego. Ale Hector to był tylko pionek, Makroniecki zaś figura. A ja chcę odnaleźć tego, kto rozgrywa z nami tę partię szachów. Chcę dostać króla. I go dostanę, Sereno. Dostanę go, bo nie pozwolę na to, żeby sobie chodził po wolności. Nieważne, czy to będzie nowy Giovanni, czy może ktoś jeszcze gorszy. Nie pozwolę mu uciec. Złapię go i potem wsadzę do więzienia.
- A my ci w tym wszystkim pomożemy - powiedziałam, łapiąc go za rękę i delikatnie ją ściskając.
Pikachu i Buneary zapiszczeli lekko, patrząc przy tym przyjaźnie na Asha. To było oczywiste, że i oni się podpiszą pod tym, co powiedziałam. Ash natomiast z uśmiechem na twarzy pogłaskał oba stworki po łebkach, a mnie mocno do siebie przytulił i powiedział:
- Dziękuję wam wszystkim. Wiedziałem, że mnie z tym nie zostawicie.
- Oczywiście, że nie. Jeszcze ominęłaby nas przygoda - zażartowałam sobie.
- Pika-pika-chu! - dodał wesoło Pikachu.


KONIEC

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...