Przygoda CXXIV
Czarodziejka z Kalos cz. V
Pamiętniki Sereny c.d:
Zgodnie z zapowiedzią, tego samego dnia, pod wieczór, odbyły się na naszym statku występy karaoke. Ponieważ uwielbialiśmy z Ashem takie zabawy, chociaż artyści z nas raczej żadni, raczej tacy amatorzy z pasją, postanowiliśmy wziąć w niej udział. Każde z nas postanowiło zaśpiewać jakąś piosenkę i nieco się wesoło powygłupiać przed publicznością, co przecież zawsze wychodziło nam nad wyraz dobrze. Zrobiliśmy to tym chętniej, że ostatnio nie mieliśmy za wiele powodów do radości, ta cała sprawa z Cleo zdecydowanie nie wywoływała w nas zbyt dobrych emocji, dlatego tym bardziej przyda nam się taka mała rozrywka i możliwość, aby chociaż przez chwilę poczuć, jak na sercu robi nam się nieco przyjemniej. Rzecz jasna, opowiadanie Johna i Maggie, którego fabuła niesamowicie nas wciągnęła, bardzo tutaj pomagało, ale ono samo nie było w stanie wyprowadzić ani mnie, ani Asha z tego nieco przykrego nastroju, w jaki przez Cleo i sprawę z nią popadliśmy. Co prawda dziewczyna żyła i jej życie nie zagrażało niebezpieczeństwo i chociaż chwilowo lekarz odradzał jej wstawanie z łóżka częściej niż to konieczne, to i tak jakoś nie byliśmy w szampańskich nastrojach. Bo i czemu mielibyśmy być? Cleo póki co nie pamiętała o powodach swojej nienawiści do Asha ani dlaczego chciała go zabić, ani nawet o tym, że kiedykolwiek chciała tego dokonać, ale przecież w każdej chwili groziło nam to, iż sobie o tym przypomni i co wtedy? Zwłaszcza, że jej organizm, jak powiedział lekarz był bardzo silny i niewiele jej brakowało do tego, aby odzyskać pełnię sił, a z nią jeszcze i pamięć o ostatnich wydarzeniach. To wcale nie napawało optymizmem. Dodatkowo jeszcze czuliśmy się z Ashem wręcz fatalnie, jak skończeni egoiści. Bo z jednej strony bardzo chcieliśmy, aby Cleo już całkowicie wydobrzała, a z drugiej baliśmy się tego i konsekwencji tego pełnego stanu zdrowia. Czyli inaczej mówiąc, w naszym interesie było, aby nic sobie nie przypomniała, co chyba niezbyt dobrze o nas, jako o przyjaciołach świadczy, czyż nie? Źle nam z tym było. Z jednej strony powinniśmy się cieszyć z jej powrotu do zdrowia, a z drugiej baliśmy się tego jak ognia i podświadomie życzyliśmy Cleo, aby nigdy to nie nastąpiło. Podłe, nieprawdaż?
Dlatego właśnie tak bardzo nam była potrzebna jakaś rozrywka, abyśmy nie musieli o tym wszystkim myśleć, aby poczuć się lepiej i żeby mieć lepszy nastrój, zwłaszcza, że przeczuwaliśmy, iż w przeżartej wyborami oraz walką polityczna stolicy regionu Kanto czeka nas niezła przeprawa, a do tego jeszcze pewnie jakaś groźna, chociaż ciekawa przeszkoda. Koniecznie trzeba było naładować się jak największą porcją pozytywnej energii, aby sobie z tym poradzić. Występy karaoke wydawały się być w tym wypadku najlepsze.
Zabawa ta odbyła się w głównej sali, gdzie na scenie co wieczór były jakieś atrakcje dla pasażerów statku. A to występowali iluzjoniści, a to magicy, a to osoby z kabaretu opowiadające zabawne monologi, a to jeszcze inni osobnicy. Tego zaś wieczoru miał mieć tutaj miejsce wieczór karaoke i każdy z pasażerów mógł wziąć w nim udział, o ile oczywiście tego chciał. Wielu było chętnych i wielu z nich dla publiczności zaśpiewało jakiś ładny utwór. Zgodnie z zapowiedzią ja z Ashem też coś zaśpiewaliśmy, a zaraz po nas występowała Margo, która zaśpiewała bardzo przyjemny i wesoły utwór, pokazując przy okazji, jak doskonale się z nami bawi. Co prawda wcześniej nie chciała występować, kierowana nieśmiałością i tremą, ale
ostatecznie zmieniła zdanie, na szczęście. Przyznam, że przyjemnie było ją oglądać taką rozbawioną i radosną, taką pełną życia i szczęśliwą. Zapewne świadomość spotkania ze swoim ukochanym, które miało nastąpić już niedługo, tak pozytywnie ją nastrajało i sprawiło, że zmieniła zdanie.
Na występach zjawili się także Anabel, Ridley, Nowa Meloetta i oczywiście też Cleo. Co prawda wciąż miała bandaż na głowie i nadal była mocno osłabiona tym wszystkim, co ją ostatnio spotkało, ale mimo to była uśmiechnięta i chodziła już całkiem dobrze, chociaż wciąż albo my, albo Anabel z Ridleyem pomagali jej stawiać kroki, aby się nie przewróciła. Nie przeszkadzało jej to jednak siedzieć z nami przy stoliku i podziwiać naszych występów, które bardzo jej się podobały.
Kiedy Margo skończyła już śpiewać, podeszła do konferansjera i szepnęła mu coś na ucho. Ten uśmiechnął się serdecznie, stanął przed mikrofonem, po czym rzekł niezwykle uroczystym tonem:
- Szanowni państwo, nasza uczestniczka, panna Margo poinformowała mnie, że ma dla jednego z naszych gości pewną niespodziankę. Chciałaby wykonywać pewien krótki utwór na cześć swego serdecznego przyjaciela, pana Asha Ketchuma i chce go wykonać z jego ukochaną. Prosimy zatem wyżej wzmiankowaną panią na scenę. Zapraszam!
Oczywiście chodziło jej o mnie. Ash był tym wszystkim zdumiony, popatrzył w moim kierunku ze zdziwioną miną i zapytał:
- Co to znaczy? O co tu chodzi?
- Zobaczysz na miejscu - odpowiedziałam mu tajemniczo.
Wstałam od stolika i w towarzystwie Buneary poszłam ponownie na scenę, gdzie już czekała na mnie Margo wraz ze swoim Teddiursą. Obie zachichotałyśmy wtedy, publiczność zaczęła nam bić brawa na zachętę, a gdy przestała, muzyka się włączyła, a my rozpoczęłyśmy występ. Obie zaśpiewaliśmy taką oto piosenkę:
Agent Ash krąży tu,
Słynny prawa stróż.
Zaczajony w mroku.
Za plecami kurz.
Gdy bandzior zjawia się
Bliski jego kres
Ash tu jest!
Masz kłopoty,
To pamiętaj o tym, że...
On tu jest!
No, to masakra!
On tu jest!
On tu, on tu jest!
W kłębach dymu zjawia się
Jak jasny z nieba grom.
Peleryna jego znak.
Tak, to właśnie on!
Bandzior ze strachu drży,
Bo przejdzie nowy test,
Kiedy...
Ash tu jest!
Uwaga!
Masz kłopoty,
To pamiętaj o tym, że...
On tu jest!
No, to masakra!
On tu jest!
Niech uważa każdy drań.
On tu jest!
Piosenka niezwykle spodobała się Ashowi, który nagrodził występ gromkimi brawami, klaszcząc przy tym radośnie i to najgłośniej ze wszystkich zebranych na sali. Jego radość była nam, dwóm piosenkarkom amatorkom, największą zapłatą za nasz występ i trud, jaki w niego włożyliśmy, dlatego też skłoniłyśmy się radośnie i powoli zeszłyśmy ze sceny. Zaraz potem dosiadłyśmy się do naszego stolika, gdzie wszyscy pogratulowali nam, a zwłaszcza mój ukochany mąż.
- Byłyście naprawdę wspaniałe - powiedział zachwyconym głosem - Patrzeć na was na scenie i słuchać, jak dla mnie śpiewacie, to dla mnie prawdziwa rozkosz, prawdziwa przyjemność.
- I nic dziwnego. W końcu ta piosenka jest dedykowana tobie - zażartowała sobie Margot.
- Nie tylko dlatego mi się ona podobała - odpowiedział jej wesoło Ash - Choć nie będę tak fałszywie skromny, żeby mówić, że nie jestem zachwycony piosenką na moją cześć.
- Uraziłbyś nas, gdybyś nie był zachwycony - zauważyłam.
- Ale przede wszystkim wasz występ mi się podobał tak bardzo dlatego, bo obie doskonale śpiewacie. Słuchanie was to dla mnie przyjemność - mówił dalej Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał delikatnie Pikachu.
- Dla nas także - powiedziała Anabel.
- Śpiewałyście naprawdę świetnie - dodał Ridley.
Podobnego zdania była i Nowa Meloetta, która zapiszczała delikatnie na znak potwierdzenia i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Wiecie, to wszystko mi coś przypomina - rzekła po chwili Cleo.
Spojrzeliśmy wszyscy na nią z uwagą, niezwykle zaintrygowani i zarazem też bardzo niespokojni na dziewczynę i spytaliśmy, o co chodzi. Nie wiedzieliśmy, czego od niej możemy się spodziewać, jednak jej odpowiedź była jak najbardziej spokojna.
- Przypomina mi to, że chyba ty i Ash występowaliście nieraz na scenie tak dla zabawy. I chyba jeszcze ja też z moją przyjaciółką, ale nie jestem pewna, jak jej na imię i co dokładniej robiłyśmy.
A więc nie odzyskała jeszcze wspomnień na temat swojej nienawiści, rzekłam sama do siebie w duchu. Przy odrobinie szczęścia, nie odzyska ich w ogóle. Tak by było dużo lepiej dla wszystkich i to nie tylko dla mnie.
***
Opowiadanie Maggie Ravenshop c.d:
Serena znalazła dość szybko swoje przyjaciółki. Wszystkie były bardzo, ale to bardzo niespokojne tym, co się stało. Przeraziło je to, że Butch i Cassidy zdobyli kamienie i w ten sposób mają nad nimi przewagę w możliwości stworzenia tego, na czym im zależy.
- W ten sposób jeszcze nie stworzą Srebrnego Kryształu, ale w obecnej chwili mają ku temu coraz więcej możliwości - zauważył Artemis.
- Nie wydaje mi się - powiedziała na to Luna, uśmiechając się tajemniczo - Coś mi mówi, że nasza droga Czarodziejka z Księżyca ma dla nas niespodziankę.
Serena pokiwała smutno głową i otworzyła prawą dłoń, w której wciąż miała kamień wręczony jej przez Tuxido. Jednak, ku swojemu zdumieniu, nie tylko on był w jej dłoni. Oprócz tego był tam jeszcze jeden kryształ, nieco większy i do tego mieniący się na zielono. Luna i Artemis oraz Czarodziejki zaczęły z uwagą mu się przyglądać.
- Co to takiego? - zapytała Czarodziejka z Jowisza.
- Czy to nasze kryształy? - spytała Czarodziejka z Wenus.
- Nie, te dwa, które wam dziś odebrali, mam tutaj - powiedziała Serena, po czym wyjęła z kieszeni swego stroju wyżej wspomniane kamienie.
- A więc, co to za dwa? - spytała Czarodziejka z Marsa.
- Ten jeden jest twój - wyjaśniła Luna - Odebrali ci go nie tak dawno Jessie i James, pamiętasz? Teraz Czarodziejka z Księżyca go odzyskała. A ten drugi należy do Tuxido.
- Co? Tuxido? - zapytała zdumiona Serena - Chcesz mi powiedzieć, że on też posiadał w sobie kryształ?
- Zgadza się, największy z nich wszystkich i najsilniejszy. Dzięki temu mamy już wszystkie kryształy niezbędne do rytuału - odparła Luna.
- Ale jak on go zdołał wydobyć z siebie? - spytała Czarodziejka z Księżyca.
- Ja mu w tym pomogłem - odpowiedział Artemis - Poprosił mnie o to, gdyż bał się, że coś może pójść nie tak i chciał być gotowy, aby jak najszybciej stworzyć Srebrny Kryształ.
- A teraz został złapany przez królową Domino - zauważyła Serena.
- Musimy go odbić! - zawołała Czarodziejka z Merkurego.
- I zrobimy to, ale najpierw musimy odprawić rytuał i odzyskać siły - rzekł stanowczym tonem Artemis - Dopiero, gdy to zrobimy, możemy ruszać z pomocą.
- Ruszajmy już teraz! - zawołała Czarodziejka z Marsa.
- Właśnie, nie mamy czasu do stracenia! - dodała Serena.
- Nie rozumiecie. Bez Srebrnego Kryształu nie zdołamy pokonać królową Domino i jej armii. Tylko ten kryształ, który wzmocni różdżkę księżniczki Serenity pokona siły zła - powiedział Artemis.
- Najpierw musimy znaleźć tę całą księżniczkę, a to nie będzie takie proste - powiedziała Czarodziejka z Jowisza.
- Będzie prostsze niż myślisz - stwierdziła Luna - Ale najpierw rytuał.
- Przepraszam, nie chciałabym siać defetyzmu, ale wydaje mi się, że mamy chyba za mało kamieni do tego - zauważyła ironicznie Czarodziejka z Marsa - Jeśli dobrze sięgam pamięcią, to chyba do rytuału potrzeba sześciu kryształów.
- No właśnie, a my mamy ich tylko cztery - dodała Czarodziejka z Jowisza.
- Spokojnie, dwa pozostałe przejął Tuxido, pamiętacie? Są one bezpieczne w jego domu - zauważyła Luna.
- Ale gdzie on mieszka? - spytała Czarodziejka z Wenus.
- Pokażę wam. Nie traćmy zatem czasu. Ruszajmy! - zawołała Luna.
- Chwileczkę, moja droga - odezwała się nagle Czarodziejka z Księżyca - Zanim gdziekolwiek z tobą pójdę, musisz mi wyjaśnić, dlaczego Ash jest Tuxido i dlaczego nie powiedziałaś mi o tym od razu?
- CO? Ash jest Tuxido? - zapytała zdumiona Dawn, zrywając ze złości maskę z twarzy - Mój brat jest tym tajemniczym obrońcą Czarodziejek?
- Wszystko wam wyjaśnimy, ale jeszcze nie teraz - powiedziała spokojnie Luna - To nie jest odpowiednie miejsce na prowadzenie jakichkolwiek rozmów.
- Ona ma rację. Wszystko wam wyjaśnimy, ale na miejscu - dodał Artemis - Błagam was, zaufajcie nam.
- Mamy wam zaufać? Po tym, jak nas oszukaliście? - zapytała Dawn.
- Właśnie, Artemisie. Chyba nie sądzisz, że tak po prostu teraz wam zaufamy - dodała ze złością w głosie Czarodziejka z Wenus, też zdejmując maskę z twarzy i patrząc groźnie na swego kociego przyjaciela.
Artemis opuścił łepek ze smutkiem i poczuciem winy. Westchnął głęboko, po czym odpowiedział:
- Zasługujemy na słowa potępienia z waszej strony, ale musicie nas zrozumieć i wybaczyć nam. Nie mieliśmy innego wyjście. Nie mogliśmy powiedzieć wam od razu wszystkiego. Sprawa była zbyt poważna.
- Gdyby wrogowie was poznali, pomimo naszych magicznych zabezpieczeń i złapaliby was w cywilu, wszystkiego by się od was dowiedzieli - dodała Luna - Im mniej zatem wiedziałyście, tym lepiej dla was.
- Ale teraz musicie nam powiedzieć prawdę - rzekła stanowczo Serena.
- Tak, teraz powiemy wam prawdę. Tylko nam zaufajcie - powiedział bardzo pojednawczym tonem Artemis - Błagam was. Ten jeden raz jeszcze nam zaufajcie.
Czarodziejki spojrzały na siebie uważnie. Nie wiedziały przez chwilę, jaką mają podjąć decyzję, wszystkie tylko zdjęły maski z twarzy i patrzyły na siebie z uwagą, jakby oczekując, że któraś z nich podejmie decyzję za nie wszystkie. Aż wreszcie Serena zacisnęła pięść ze złości i rzekła:
- Ten jeden raz jeszcze wam zaufamy. Ale musicie nam powiedzieć wszystko. Absolutnie wszystko, rozumiecie?
Oba Meowstici wyraziły na to zgodę, dlatego Czarodziejki ustąpiły i można było ruszyć w drogę do miejsca, w którym to wszystkie zasłony miały ostatecznie opaść.
***
Dziewczyny wraz z pokemonimi towarzyszami udały się do domu Asha. Jego mamy nie było wtedy, ponieważ wyjechała do swojej przyjaciółki, która mieszkała w innym mieście i tak bardzo się u niej zasiedziała, że postanowiła powrócić do domu dopiero następnego dnia. Dlatego też dziewczyny miały całkowitą swobodę manewru. Zostały w domu na noc i tam się wszystkie zdrzemnęły. Co prawda, bardzo chciały z miejsca ruszać na ratunek Ashowi, jak tylko lekko odzyskają siły, ale zmęczenie całego dnia i licznymi walkami, jakie wtedy odbyły, dały im się mocno we znaki, przez co były one niezwykle zmęczone i nie miały siły ustać na nogach. Musiały iść spać i wypocząć.
Serena sądziła, że z nerwów i obaw o ukochanego nie będzie w stanie zasnąć, ale mimo to zasnęła i spała długo, do samego rana, podobnie jak i jej przyjaciółki. Gdy się ocknęła, poczuła się znowu silna i zarazem gotowa do działania, ale mimo wszystko też niespokojna brakiem obecności Asha. Miała bowiem do tej chwili jeszcze drobną nadzieję, że być może jej ukochany jakimś cudem wymknął się z rąk swych wrogów i wkrótce tu się zjawi. To jednak nie nastąpiło. Musiało zatem coś mu się stać. Pewnie jest w niewoli u królowej Domino. Serena poczuła się z tego powodu okropnie.
- Ja tu wypoczywam, śpię jak kłoda, a on przez ten czas jest w niewoli. Ale co ja mogłam zrobić? Padaliśmy z nóg ze zmęczenia. Nie miałyśmy siły walczyć. Nic byśmy nie osiągnęły, gdybyśmy tam poszły tak, jak stałyśmy.
Czuła, że to tłumaczenie, które sobie zafundowała jest beznadziejne, ale też jedyne, jakie umiała powiedzieć, aby nie czuć się jak najgorsza zdrajczyni. Przy okazji poczuła się też okropnie głupio. Poczuła ogromne uczucie do Tuxido, przez co miała fatalne samopoczucie, uważając, że rani w ten sposób swoje uczucie do Asha, jakie już od dawna do niego żywiła. A tymczasem Ash i Tuxido to była od samego początku jedna i ta sama osoba. Jak ona mogła się tego nie domyśleć? Tak, to magia musiała jej przyćmić umysł. Luna wspominała o jakieś magii, którą ona i Artemis roztoczyły nad Czarodziejkami, aby nikt ich nie poznał i nie mógł potem ich zdemaskować. Widocznie taką samą magią roztoczyli oni Tuxido, aby nikt go nie poznał. Widać jednak magia przestawała działać w chwili, gdy zdejmowało się maskę, bo przecież od razu go rozpoznała, gdy tylko maska spadła mu z twarzy. To było jedyne wyjaśnienie.
Do pokoju, w którym siedziała Serena, weszła Luna. Patrzyła ona z uwagą na dziewczynę, a także z wyraźnym smutkiem i poczuciem winy.
- Wypoczęłaś, Sereno? - zapytała.
- Owszem, odzyskałam siły - odpowiedziała jej Serena - Ale mimo wszystko źle się czuję. My tu wypoczywamy, a tymczasem Ash...
- Wszystko w swoim czasie - stwierdziła Luna - Najpierw trzeba będzie tobie i twoim przyjaciółkom wyjaśnić kilka spraw. Należy się wam to.
- A co z moimi przyjaciółkami?
- One też już powoli się wybudzają.
Serena skinęła delikatnie głową, po czym powoli poszła do kuchni, gdzie już krzątała się Dawn. Obie zaczęły szykować śniadanie, a gdy pozostałe dziewczyny się obudziły, wszystkie zjadły posiłek, nakarmiły towarzyszące im Pokemony, po czym Luna i Artemis przeszli do wyjaśnień.
- Jak już wiecie, jesteście Czarodziejkami, dawnymi przyjaciółkami Serenity, księżniczki Księżyca - powiedziała Luna - Zapewne doskonale znacie legendę o niej, więc nie o będę o niej opowiadać.
- Wszyscy ją znamy - stwierdziła Dawn.
- No właśnie - uśmiechnęła się Luna - Ta opowieść krąży tutaj na ziemi jako bajeczka, jako legenda opowiadana nieraz dzieciom do poduszki. Ale nie wiecie tego, że jesteście jej częścią.
- Jesteście Czarodziejkami, przyjaciółkami księżniczki Serenity, które zginęły w trakcie jej wesela po ataku królowej Domino - powiedział Artemis - Królowa Selene, władczyni Księżyca poświęciła resztki swojej mocy i swoje życie, aby móc rzucić zaklęcie, dzięki którym odrodziłyście się wszyscy tutaj, na Ziemi w XX wieku. Wy i książę Endymion, którego obecnie znacie jako Asha i jako Tuxido.
- Mój brat? - zapytała zdumiona Dawn - Mój brat jest ukochanym Serenity, to znaczy Sereny? Księciem Endymionem?
- Tak, chociaż w poprzednim wcieleniu nie byliście rodzeństwem, tylko w tym nim jesteście - zauważył Artemis i kontynuował: - Królowa Selene w każdym z was umieściła jeden z sześciu kryształów, które razem stworzą Srebrny Kryształ, magiczny artefakt, który może wesprzeć was w pokonaniu królowej Domino. Bez niego nie zdołacie tego dokonać. Srebrny Kryształ musi zostać umieszczony na różdżce księżniczki Serenity i dodać jej mocy. Wtedy i tylko wtedy ta łajdaczka, królowa Domino zostanie pokonana raz na zawsze.
- No dobrze, ale kim tak dokładniej jesteście wy? - zapytała Misty.
- Opowiadaliście coś o tym, że musicie wytropić Czarodziejki i pomóc im w zdobyciu Srebrnego Kryształu - dodała May.
- To wszystko prawda - potwierdziła Luna - Za dawnych, dobrych czasów ja i Artemis służyliśmy królowej Selene.
- Świat nie znał lepszej królowej - powiedział wzruszony Artemis.
- To prawda - zgodziła się z nim Luna - Przed śmiercią zobowiązała nas do tego, żebyśmy uratowali jej córkę, jej ukochanego i jej przyjaciółki. Ruszyliśmy więc tutaj, dobrze się spodziewając, że królowa Domino też tu się zjawi, aby sama odnaleźć Endymiona oraz Srebrny Kryształ. Wszak już raz zniszczyła królestwo Księżyca z miłości do niego. Teraz nie odpuści, aż nie będzie go miała tylko dla siebie.
- Chyba po naszym trupie - powiedziała bojowo Dawn.
- Obawiam się, że ona może tego właśnie chcieć - zauważyła nieco ironicznie Iris.
- Damy sobie radę - stwierdził Artemis - Ale najpierw przeprowadźmy rytuał. Im szybciej, tym lepiej.
- Ale jeszcze nie wiemy, gdzie jest księżniczka Serenity - zauważyła Misty.
- Możliwe, że bliżej niż myślimy - stwierdziła May.
- Biorąc pod uwagę całą masę niespodzianek, jakie nas ostatnio spotkały, to wcale by mnie to nie zdziwiło - mruknęła złośliwie Iris.
- Mnie w zasadzie też nie - powiedziała Serena - Tylko powiedzcie nam, po co bawiliście się w te konspiracje? Czemu Ash mi nie powiedział od początku, kim jest? Wiele by to nam ułatwiło.
- Być może, ale było za duże ryzyko, że jeśli zostaniecie zdemaskowane, to się łatwo ze wszystkiego wygadacie, gdyby was schwytano - wyjaśniła Luna.
- Ale jakoś Ashowi umieliście wszystko powiedzieć - rzuciła z ironią Dawn.
- To było konieczne do przeprowadzenia akcji - powiedziała Luna - A tak w każdym razie twierdził Artemis, bo to on znalazł Asha i rozpoznał go jako księcia Endymiona. I to on uznał, że opowie mu wszystko.
- No oczywiście, zwalaj wszystko na mnie - miauknął ze złością Artemis - A potem sama przyznałaś mi rację.
- Przyznałam, ponieważ mleko i tak się rozlało i nie można było tego zmienić - rzekła na to Luna.
- A więc bierzmy się wreszcie do dzieła - stwierdził Artemis.
Chwilę potem wskazał, gdzie Ash ma w domu dwa brakujące im kryształy, aby móc przejść dalej. Każda z Czarodziejek wzięła swój kamień, ostatni z nich zaś, z powodu braku obecności Asha, wziął w łapki Artemis. Wszystkie te postacie stworzyły krąg, a w jego środku stanęła Luna i zaczęła wypowiadać następujące słowa:
- Niechaj wszystkie kryształy złączą się z sobą. Niechaj na chwałę Księżyca działają one. Niechaj pokonają moc zła i uwolnią świat od niego. Niechaj ich moc uczyni sprawiedliwość i jej tylko służy.
Kryształy powoli uniosły się w powietrze i zaczęły się mienić blaskiem, po czym zbliżyły się do siebie i złączyły w jedno. Stworzyły w ten sposób jedność, która przybrała srebrny kolor. Powstały w ten sposób okrągły kryształ nagle zbliżył się do różdżki Czarodziejki z Księżyca i zawisł na niej, stając się jej częścią. Ten ostatni aspekt mocno wszystkich zaskoczył. Wszystkich poza Luną i Artemisem. Oni jako jedyni sprawiali wrażenie, jakby właśnie tego się spodziewali.
- Nie rozumiem. Co się tu stało? - zapytała zdumiona Misty.
- No właśnie. Przecież Srebrny Kryształ miał ozdobić różdżkę księżniczki Serenity - dodała Iris.
Dawn nagle się uśmiechnęła , jakby się czegoś domyśliła.
- I właśnie to zrobił. Ozdobił różdżkę Serenity.
Pozostałe Czarodziejki spojrzały zdumione na Czarodziejkę z Księżyca, a ona sama też była w nie mniejszym szoku po tym, co właśnie miało miejsce. Spojrzała na Lunę i Artemisa, którzy delikatnie skinęli łepkami potakująco. Chociaż było to naprawdę zdumiewające, powoli zaczęła do nich docierać owa prawda.
- Tak, moje drogie. Dobrze zgadłyście - powiedziała Luna z uśmiechem na pyszczku - Oto macie przed sobą księżniczkę Serenity z królestwa Księżyca.
***
Czarodziejki miały zdecydowanie wielki żal do obojga Meowsticów za to, że kolejny raz ukryły przed nimi ważne dla nich fakty, ale jakoś nie było za bardzo czasu na to, aby wyrażać pretensje i wypytywać o dodatkowe szczegóły. Serena tak bardzo chciała odnaleźć Asha, że nie miała już zamiaru dłużej czekać. Paliła się aż do działania i nic nie mogło ją od niego odwieźć. Zresztą Czarodziejki też bardzo chciały jak najszybciej stanąć do walki ze swoimi wrogami i ostatecznie wreszcie rozstrzygnąć kwestię królowej Domino. Dlatego też nie zamierzały dłużej czekać. Ponadto jeszcze Pikachu bardzo chciał uwolnić swojego przyjaciela i zachęcał on wszystkich do działania piskiem domagającym się natychmiastowej akcji. Do tego jeszcze dochodziła inna sprawa. Delia Ketchum mogła w każdej chwili wrócić do domu i zacząć zadawać pytania, a jakoś Czarodziejki nie paliły się do tego, aby jej wszystko wytłumaczyć.
- O wiele lepiej będzie, jeżeli wrócimy z Ashem i jakby nigdy nic zachowamy dla siebie wszystko, co się stało - powiedziała Serena.
Mówiła stanowczym i królewskim tonem, godnym prawdziwej księżniczki, dlatego też Czarodziejki, Pikachu i oba Meowstici zgodziły się z nią bez wahania. Dawn przy tym nie ukrywała swego podziwu dla Sereny. Zawsze pamiętała ją jako dziewczynę sympatyczną, chociaż nieco nieśmiałą i trudno jej było uwierzyć, że ta potrafi tak stanowczo do kogokolwiek przemawiać. Widocznie jednak odkrycie faktu, kim naprawdę jest i moc Srebrnego Kryształu pozytywnie na nią wpływały. Tym lepiej, pomyślała sobie Dawn. Stanowczość i pewność siebie przydadzą jej się w życiu.
Luna i Artemis otworzyli zaklęciem magiczny portal, wielki i szeroki, lepszy od tego, który stworzył Tuxido, a kiedy to się stało, Luna odwróciła się do Sereny i powiedziała do niej życzliwie:
- Odwagi, księżniczko. Dasz sobie radę.
- Wierzymy w ciebie, Wasza Wysokość - dodał Artemis.
- Żebym ja tak wierzyła w siebie, jak wy we mnie - rzekła ponuro Serena, po czym spojrzała z uwagą na swoje przyjaciółki - Ale nie zamierzam się poddawać. Ash jest w ich rękach. Musimy go uwolnić. Poświęcił się, żeby mnie ratować. A teraz ja uratuję jego.
Spojrzała na portal, czując w sercu przejmujący lęk. Dobrze wiedziała, że to, co czeka na nich po drugiej jego stronie, na pewno będzie groźne i może nie dać im możliwości powrotu do ich świata. Ale wiedziała też, że za daleko teraz zaszła, aby miała się teraz wycofać.
- Jesteście ze mną? - zapytała wszystkich tu zebranych.
- Do końca - powiedziała Dawn odważnym tonem.
Mówiła w imieniu swoim i pozostałych, ale nikt nie miał jej tego za złe, bo wszyscy podzielali jej zdanie.
- Przyjaciele, jeszcze jedno - powiedziała Serena, odwracając się ponownie do swoich przyjaciół - Jeżeli zginiemy, a wiele na to wskazuje, to chcę wam jedno powiedzieć. Walka u waszego boku była dla mnie zaszczytem.
- A my z zaszczytem umrzemy u twego boku, Wasza Wysokość, jeżeli mimo wszystko przegramy - powiedział uroczyście Artemis.
- Wierzę jednak, że tak się nie stanie - dodała Luna.
Serena ponownie się uśmiechnęła się, spojrzała na portal i rzekła:
- Ruszajmy!
Po tych słowach, przekroczyła pewnie i odważnie portal. Potem uczyniły to jej przyjaciółki, a na końcu Luna, Artemis oraz Pikachu. Ledwie to zrobili, a od razu wszyscy znaleźli się w tym samym podziemnym królestwie, które zaledwie wczoraj Serena opuściła, musząc pozostawić w nim Asha. Tym razem oczywiście nie zamierzała go zostawić. Teraz albo wróci z nim, albo nie wróci wcale.
- Czy to tutaj? - zapytała May, rozglądając się dookoła.
- Tak, to właśnie tutaj - odpowiedziała Serena - Poznaję to miejsce. Byliśmy tu wczoraj z Ashem.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Ale tym razem nie będziemy się bawić w przekradanie się. Tym razem chcę tam iść jawnie - powiedziała po chwili Serena - Porozmawiam z nią jak władczyni z władczynią.
- Z nią, czyli z Domino? - spytała Iris.
- Oczywiście. Z samozwańczą władczynią tego królestwa - odparła na to jej przyjaciółka.
Mówiła odważnie, choć w głębi serca drżała ze strachu. Próbowała wszakże tym bojowym tonem dodać sobie chęci do walki i śmiałości. A przy okazji jeszcze dodać go swoim towarzyszom. Nie wiedziała, czy jej się to udało, ale nie chciała teraz tego sprawdzać, za bardzo bojąc się, co by odkryła.
Ruszyli razem przed siebie. Serena nie wiedziała, gdzie powinna szukać Asha i królowej Domino, czuła jednak, że prędko tego dokona. Rzeczywiście, tak się też stało, ponieważ bardzo szybko natknęli się na wartowników. Gdy tylko zobaczyli oni Czarodziejki, natychmiast je zaatakowali, ale Serena odważnie wykonała jeden ruch różdżką i powaliła ich na ziemię promieniem z niej wystrzelonym. Dwóch kolejnych rozbroili Luna i Artemis. Ci przerażeni chcieli uciekać, ale jeden ruch ogona Pikachu i obaj zostali porażeni piorunem, upadając przy tym na ziemię.
- Prowadźcie mnie do królowej Domino - powiedziała stanowczym tonem Serena.
Czuła podświadomie, że tylko w taki sposób można z nimi rozmawiać.
- Mam z nią do pomówienia. Natychmiast!
Strażnicy przerażeni spojrzeli na nią i pokiwali dziko głowami na znak, że dobrze zrozumieli jej polecenie, a potem wstali szybko z ziemi i zaczęli prowadzić Serenę oraz jej towarzyszy. Zauważyli ich oczywiście inni wartownicy, ale widząc, że Czarodziejki i Pokemony idą swobodnie, prowadzeni przez ich dwóch kolegów, nie interweniowali, uważając, że widocznie albo prowadzą jeńców do królowej, albo po prostu jest to jakaś misja dyplomatyczna i nie należy jej przeszkadzać.
Dość szybko dotarli do wielkich drzwi, prowadzących do sali tronowej. Tam właśnie przebywała władczyni mrocznego królestwa. Wartownicy stojący przed drzwiami skrzyżowali ze sobą halabardy na znak, że wejścia nie ma.
- Kto idzie? - zapytał jeden z nich.
- Księżniczka Serenity i jej przyjaciele do królowej Domino - odpowiedział uroczystym tonem Artemis.
- Sprawa wagi państwowej - powiedziała Dawn.
- Otwierać! Na co się patrzycie? - warknęła Misty.
Wartownicy nie wiedzieli, co mają zrobić, ale ostatecznie wykonali polecenie i wpuścili całą delegację, jak ich nazywali w myślach, do sali tronowej.
- Jej Wysokość, księżniczka Serenity do Jej Wysokości, królowej Domino - zameldował jeden z wartowników.
- Witam serdecznie - powiedziała Domino szyderczym tonem.
Siedziała na wielkim, czarnym tronie i spoglądała z uwagą na swoich gości. Dała znak ręką, aby strażnicy wyszli i zostawili ją samą z delegacją. Wartownicy wykonali polecenie i zamknęli drzwi od sali tronowej.
- Witam w moich skromnych progach - rzekła wówczas ponownie złośliwym tonem królowa Domino - Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
- Gdzie jest Ash? - spytała ponuro Serena.
- Pika! Pika-pi! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- Ash? Jaki Ash? Kogo masz na myśli? - zapytała ironicznie Domino - A może masz na myśli tego uroczego młodzieńca, którego tutaj wczoraj tak łaskawie mi zostawiłaś?
- Nie zostawiłam, tylko został przez was schwytany.
- Zwał jak zwał. Ważne, że cieszy się on moją gościną i postaram się, aby się nią jeszcze długo mógł cieszyć.
- Co zrobiłaś mojemu bratu, ty podła...? - spytała ze złością Dawn.
May złapała ją za ramiona i uspokoiła. Domino natomiast parsknęła bardzo ostrym śmiechem i rzekła:
- Spokojnie, moja droga. Twój brat, którym jest chyba tylko w tym kiepskim i bardzo niedorobionym świecie, który zresztą niedługo będzie już funkcjonował, gdyż nasz pan ustawi go już po swojemu... Ale chyba odchodzę od tematu, a więc do sedna. Twój braciszek jest tutaj i ma się naprawdę bardzo dobrze. Niczego mu tu nie brakuje i nie zabraknie.
- A coś ty taka nagle czuła i kochana wobec niego, co? - zapytała Dawn.
- A co? Wasi koci kumple nie powiedzieli wam, o co chodzi? - mruknęła ze złośliwością Domino.
- Opowiadali to i owo - powiedziała Misty - Ale może ty dopowiesz pewne nieznane nam szczegóły?
- A czemu nie? Tym boleśniej będzie wam umierać, kiedy już wszystko dla was będzie jasne - stwierdziła podłym tonem Domino - Wasz drogi Ash, jak go w tym świecie nazywacie, to tak naprawdę książę Endymion, władca Ziemi z XXX wieku, czyli czasach, które dopiero nastaną.
- O tym wiemy - powiedziała Serena - Podobnie jak o tym, że z powodu swej chorej miłości do niego najechałaś w czasie naszego wesele Księżyc i zniszczyłaś nasze królestwo.
- Widzę, że twoi koci przyjaciele odrobili zadanie domowe i zadbali o to, abyś miała wiedzę w temacie - zachichotała mroczna królowa - Nie powiedzieli ci oni jednak wszystkiego. Nie wiesz, dlaczego udało mi się najechać Księżyc tak łatwo. Nie wiesz, dlaczego udało mi się tak skutecznie przeprowadzić na was atak, moja droga księżniczko Księżyca. Och, pardon. Wybacz mi, żadnego Księżyca już nie ma. Twoje królestwo przestało istnieć, a wy wszyscy tu obecni jesteście jedynie marnym cieniem dawnej świetności. Spójrzcie tylko na siebie. Czy tak wyglądają wojowniczki z Drogi Mlecznej, strażniczki pokoju i sprawiedliwości w wielkiej galaktyce? W waszym świecie coś znaczyliście. Dzisiaj nie znaczycie już nic. I ja się do tego przyczyniłam. Ja przy wsparciu kogoś, kogo żadne z was nigdy by się nie spodziewało. Kogoś, kogo twoja matka, księżniczko Serenity, wzięła za osobę już dawno umarłą. Duży błąd. Nigdy nie powinna tak myśleć. Ale pomyślała i to właśnie was wszystkich zgubiło.
- O czym ty mówisz? - zapytała zdumiona Serena.
- Nie wiesz? Nie dziwi mnie to. Twoi koci przyjaciele też tego nie wiedzą, bo i niby skąd mieliby wiedzieć? Nikt nie wiedział o istnieniu mojego mistrza. Ale to on dał mi swoją moc i swoje umiejętności. Dzięki niemu moja armia była w stanie bez trudu stawiać czoła waszej armii i zamienić wasze wesele w jedną wielką stypę księżycową.
- Niewiele ci jednak ten twój mistrz pomógł. I tak przegraliście - zauważył ironicznie Artemis - Wasza armia została rozgromiona, a ty sama musiałaś uciekać przed mocą królowej Selene.
Domino spojrzała na niego groźnie i odpowiedziała:
- Istotnie, to wszystko prawda. Jakby tego było mało, straciliśmy wiele mocy naszego pana, który teraz opadł z sił. Ale spokojnie, moi ludzie zebrali mnóstwo energii z tego nic nie wartego świata i jego mieszkańców. Ta energia wzmocni siły naszego mistrza i pomoże mu podporządkować ten żałosny świat. A wtedy ja i mój ukochany Endymion będziemy nim rządzić na zawsze.
- I sądzisz może, że ten twój mistrz tak po prostu odda ci świat we władanie? - spytała ironicznie Misty.
- Sam wszystko zagarnie dla siebie - powiedziała Dawn.
- No właśnie. Zapomnij o jakiekolwiek władzy - dodała Iris.
Domino parsknęła śmiechem, gdy usłyszała ich argumenty i odparła:
- Nie bądźcie śmieszne. Przecież jego Ziemia w ogóle nie interesuje. On chce kosmosu, całego kosmosu. A gdy już go zdobędzie, wówczas będzie potrzebował wiernego namiestnika, który będzie zarządzał tym wszystkim w jego imieniu. No, nawet kilku, ale jednym z nich na pewno będę ja. A moim terenem do zarządzania będzie wasza ukochana Ziemia.
- Chyba po naszych trupach, gadzino! - zawołała Dawn.
- A wiesz, rozważam i taką opcję - odparła Domino i pstryknęła palcami.
Wtedy z ciemnych zaułków sali tronowej wyszli nagle uzbrojeni żołnierze, a wraz z nimi zmaterializowali się w pomieszczeniu generałowie Jessie i James oraz Butch i Cassidy. Ci ostatni mieli na głowach opatrunki, będące efektem niedawno otrzymanych ciosów. Czarodziejki i Pokemony zrozumieli, że są w pułapce.
- Oczywiście wolę bardziej subtelne metody działania - powiedziała królowa - Dlatego też mam dla was bardzo ciekawą propozycją. Poprzednim razem bardzo źle między nami wyszło. Źle nasze relacje zostały ułożone. Teraz jednak możemy to wszystko naprawić.
- Niby w jaki sposób? - spytała Serena.
- Bardzo prosty. Poddacie mi się i przysięgniecie mi wierną służbę, a wtedy ja w zamian oszczędzę was. Więcej powiem, po wszystkim sowicie was wynagrodzę.
- A co z Ashem, to znaczy z Endymionem?
- A co ma z nim być?
- Oddasz mi go?
- Przykro mi, kochanie, ale nie. On jest mój.
Serena patrzyła na nią wściekle, a Dawn, rozglądając się uważnie dookoła, zapytała:
- A jeżeli odmówimy?
- Chyba nie muszę odpowiadać na tak oczywiste pytania - odparła, podle przy tym chichocząc Domino.
- Czyli po prostu zabijesz nas?
- Nie... Ja nie... Oni to zrobią za mnie.
Serena delikatnie i bardzo ostrożnie rzuciła okiem w kierunku napastników. Było ich zdecydowanie zbyt wielu, nie mieli zatem zbyt wielkich szans na to, aby z nimi wygrać. Mimo wszystko jednak z góry przewidywali taki scenariusz. Mają wszak Srebrny Kryształ i jego moc jest zdecydowanie silniejsza od zaklęć osób tu obecnych. Ale raczej nie pokona całej armii wroga. Mimo to o wiele lepiej jest już zginąć z honorem, niż służyć na kolanach.
- A zatem, co mi odpowiesz, księżniczko? - zapytała Domino.
Serena spojrzała na swoje przyjaciółki, a potem na Pikachu i oba Meowstici. Ich spojrzenie jasno wskazywało jej, co powinna zrobić.
- Moja odpowiedź może być tylko jedna - odparła po chwili.
- Jaka?
- NIECH ŻYJE KSIĘŻYC!
To mówiąc, Serena wystrzeliła w kierunku Domino ze swojej różdżki biały promień. Domino w ostatniej chwili zeskoczyła z tronu i uniknęła trafienia, ale z całą pewnością zrozumiała już, że oznacza to odpowiedź odmowną.
- Zabić ich! - krzyknęła do swoich podwładnych.
Im oczywiście nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Z furią, jak również i dzikim krzykiem rzucili się oni na Czarodziejki. Te zaś uwolniły z pokeballi swoje wierne Pokemony (każda miała przy sobie jednego), po czym stanęły do walki. Luna i Artemis, a także Pikachu także rozpoczęły odpieranie ataku przeciwników. Rzeczywiście było ich zdecydowanie o wiele więcej niż ich, a do tego jeszcze generałowie wzywali do walki groźne demony pod postacią Pokemonów, zatem siły wroga były niesamowicie przeważające, co mogło oznaczać zmiażdżenie dla Czarodziejek i ich sojuszników. Jednak ci nie zamierzali tanio sprzedawać swojej skóry, dlatego walka dość szybko stała się niesamowicie zaciekła. Czarodziejki bez wahania miotały zaklęcia i inne promienie ze swoich różdżek, powalając na ziemię jednego przeciwnika po drugim. Ich Pokemony wiernie stały u ich boku, miotając swoimi mocami w napastników i zwalając ich całe szeregi. Demony pod wpływem tych ataków rozpryskiwały się na kawałki, a ludzcy przeciwnicy albo tracili przez te ataki przytomność, albo po prostu ginęli. Mimo to wciąż ich jakoś specjalnie nie ubywało, a chwilami wydawało się, jakby ciągle ich przybywało.
Serena miotała, wykorzystując moc Srebrnego Kryształu, mocne zaklęcia na prawo i lewo, niszcząc wiele demonów lub strażników królowej Domino, którą to próbowała wypatrzeć w tym całym mrowiu przeciwników. W końcu dostrzegła ją, ukrytą w jakimś bezpiecznym dla niej kącie. Wściekła rzuciła się w jej kierunku, lecz wtedy na jej drodze stanął tajemniczy mężczyzna w stroju arystokratycznym z epoki XVIII wieku. Wydobył on szpadę i stanął naprzeciwko dziewczyny. Ta zaś skupiła się na swojej różdżce i ta przybrała postać szpady. Rozpoczął się wówczas pojedynek. Serena nie była nigdy zbyt dobra w szermierce, ale mimo to bez trudu odpierała ataki swojego przeciwnika. Możliwe, że wpływ na to miał uzyskany przez nich Srebrny Kryształ, a może raczej dawne pochodzenie, czyli poprzednie wcielenie zapewniało jej takie umiejętności. Zapewne zdobyła je wtedy, kiedy to była księżniczką Księżyca. Serena nie miała jednak czasu, aby zastanawiać się nad tym wszystkim. Musiała odpierać ataki swojego tajemniczego przeciwnika, który nad wyraz zaciekle i agresywnie ją atakował z wyraźnym zamiarem posłania jej na tamten świat. Kątem oka dostrzegła swoje przyjaciółki, walczące bardzo odważnie ze swoimi napastnikami, ale nie miała czasu zanadto skupiać na nich swoją uwagę, musiała sama walczyć i nie pozwolić się zabić, co jednak nie było takie łatwe, gdyż jej przeciwnik był niesamowicie zaciekły. Serena skupiła zatem wszystkie swoje siły na to, aby odpierać jego ataki, sama nie przechodziła do ofensywy, bo nie czuła się na siłach, aby tego dokonać. Mimo tego w końcu wykorzystała fakt, że mężczyzna, z którym walczyła chwilowo jakby osłabł i przeprowadziła atak, chcąc go rozbroić. Ten jednak wykonał unik, ale Czarodziejka zaatakowała znowu i uderzyła szpadą, trafiając ostrzem prosto w trupiobladą maskę, jaką miał na twarzy. Maska pękła na dwie części i odsłoniła twarz, której Serena się nigdy by nie spodziewała. Twarz Asha.
Serenę zmroziło. Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć. Poczuła, jak Ash uderza i wytrąca jej szpadę z dłoni, a ona sama upada na podłogę, drżąc przy tym ze strachu i rozpaczy. Czuła, jakby przeżywała deja vu. Znowu maska spadała mu z twarzy i odsłaniała twarz jej ukochanego Asha. Jej Asha, którego kochała całe swoje życie, ale była nazbyt nieśmiała, aby mu to powiedzieć. Żałowała, że mu nie powiedziała tego wcześniej, że nie zdobyła się na odwagę. Na odwagę, której to chyba zawsze jej brakowało i dopiero jako Czarodziejka z Księżyca ją zyskała, choć nie od razu. Ale gdy została Czarodziejką, zauroczył ją Tuxido i dręczyło ją to, gdyż nie powinna pozwolić sobie na to uczucie. Tym czasem okazało się, że on i Ash to była zawsze jedna i ta sama osoba. Wczoraj to odkryła. A teraz ponownie odkryła jego twarz pod maską nieznajomego, która opadła podczas walki, z jedną tylko różnicą: wtedy nadal był jej ukochanym Ashem. Teraz był kimś całkowicie dla niej obcym, który miał w oczach żądzę mordu.
- Ash... Ash, nie... - jęknęła przerażona, cofając się do tyłu - Ash, nie możesz być jej sługą. Ash, co się z tobą dzieje? Ocknij się, proszę.
- Obawiam się, że niewiele ci to pomoże, złotko - powiedziała do niej podle Domino, podchodząc do Asha - On nie jest już twoim ukochanym Ashem. On teraz jest Endymionem. Moim Endymionem.
Serena przyjrzała się uważnie chłopakowi, wpatrywała się w jego oczy i teraz dopiero spostrzegła, że są one ciemne i puste, pozbawione życia. Szybko wówczas zrozumiała, co się stało.
- Coś ty mu zrobiła, ty wiedźmo?! - zawołała zrozpaczona.
- Nic takiego - odpowiedziała złośliwie Domino - Po prostu uświadomiłam mu coś, czego sam chyba nie potrafił zrozumieć. Że to ja jestem jego ukochaną i tylko mnie tak naprawdę kocha.
Serena spojrzała na nią wściekle i krzyknęła:
- Wyprałaś mu mózg swoją czarną magią!
- Skoro wolisz to tak nazywać, to twoja sprawa - parsknęła podłym śmiechem Domino i położyła Ashowi ręce na ramieniu - Jakbyś tego jednak nie nazwała, to twój ukochany jest w mojej mocy i nic nie możesz z tym zrobić.
Następnie ucałowała czule policzek Asha i powiedziała w kierunku jego ucha:
- Wykończ ją.
Serena poczuła, że ogarnia ją rozpacz i dzika wściekłość. Jej ukochany był we władzy tej parszywej wiedźmy, a ona nie była nic z tym zrobić. Zobaczyła nagle, jak Ash unosi szpadę ku górze, aby zadać jej śmiertelny cios. Zrozumiała, że nie może na to pozwolić. Mogła zginąć w tej walce, ale nie z ręki ukochanego. Kilka metrów od siebie dostrzegła swoją szpadę. Wyciągnęła ku niej rękę, próbując ją dosięgnąć, ale nie mogła, gdyż ta była za daleko. Jednak w chwili, gdy Ash się do niej zbliżył i już miał jej zadać cios, Serena poczuła, że szpada sama wlatuje jej w dłoń i zamienia się ponownie w różdżkę. Widocznie dziewczyna przyciągnęła ją do siebie siłą swojej woli. Nie miała jednak czasu o tym myśleć, tylko szybko z miejsca wystrzeliła z różdżki biały promień, odpychając w ten sposób od siebie Asha, który poleciał od niej daleko na kilkanaście metrów. Dość szybko jednak się pozbierał i stanął znowu do walki. Serena poderwała się jednak na równe nogi, po czym zaczęła odpierać jego ataki, co polegało na unikaniu wszelkich ciosów, bez dochodzenia do zwarcia między nimi. Kątem oka dostrzegła, że Misty rzuciła się na Domino, atakując ją zaklęciami, na co królowa odpowiedziała swoimi. Obie więc teraz zaciekle się ze sobą pojedynkowały, podobnie jak May i Butch. Na polu bitwy było już wiele trupów, a także leżały martwe Iris i Dawn. Pierwsza z nich padła z ręki Cassidy, która też leżała martwa, zabita przez tą drugą, ta zaś z kolei poległa w walce ze zbyt wielką przewagą przeciwnika. Serena poczuła, jak serce jej zaczyna krwawić z rozpaczy. W oczach zaszkliły się jej łzy. Nie miała jednak czasu na to, aby rozpaczać, ponieważ Ash w amoku atakował ją i wyraźnie chciał ją zabić. Próbowała więc do niego przemówić.
- Ash, błagam cię. Ocknij się! - zawołała zrozpaczona - Twoja siostra nie żyje. My wszyscy tutaj giniemy. Błagam cię, ocknij się! Ash, kochany!
Chłopak jednak wciąż nie kontaktował. Atakował bez litości, próbując zabić swoją serdeczną przyjaciółkę. Musiała zrozpaczona odepchnąć go ponownie od siebie białym promieniem wystrzelonym ze swojej różdżki. Zanim Ash zdążył się pozbierać, Czarodziejka rzuciła okiem na walczące ze sobą Domino i Misty. Ta pierwsza byłą wściekła i ciskała coraz to nowe zaklęcia w kierunku przeciwniczki, która śmiała się z niej bezlitośnie, uchylając się przy tym przed pociskiem.
- No dalej, postaraj się lepiej! Przecież potrafisz!
Domino kolejny raz strzeliła i to kilka razy, jeden strzał po drugim. Misty się uchyliła pierwszy raz i drugi, trzeci jednak dosięgnął jej i trafił ją prosto w pierś. Misty lekko jęknęła, po czym upadła na ziemię i lekko potoczyła się w kierunku Sereny. Czarodziejka przerażona krzyknęła i podbiegła do przyjaciółki, ale ledwie złapała ją w swoje ramiona, zrozumiała, iż już nie może jej pomóc. Nie żyła.
- Nie... To niemożliwe... To niemożliwe - jęczała zrozpaczona Serena.
Tymczasem Ash podniósł się i powoli zaczął iść z bronią w jej kierunku. Jego wierny Pikachu podbiegł do niego, zagradzając mu drogę do dziewczyny, ale ten zaatakował go szpadą, próbując odepchnąć. Pikachu chciał go zaatakować swoimi mocami, ale nie był w stanie tego zrobić, ponieważ oznaczałoby to skrzywdzenie swego przyjaciela, na co nie mógł się zdobyć.
Serena patrzyła na to wszystko ze łzami w oczach. Zauważyła przy okazji, jak Butch i May nawzajem godzą w siebie śmiertelnymi zaklęciami, po czym upadają na ziemię martwi. Chciała wrzeszczeć z rozpaczy, ale zabrakło jej w piersi siły, aby krzyczeć oraz łez, aby miała czym płakać. Na placu boju nie było już nikogo, tylko ona i Ash, który zraniwszy lekko Pikachu szpadą, zmusił przerażonego Pokemona do odwrotu. Następnie zaczął iść w kierunku Sereny.
- Zabij ją! Wykończ ją! - krzyczała Domino - Niech cierpi! Niech zdycha!
Serena nie wiedziała, co ma zrobić. Poza Pikachu, który nie był w stanie ani nawet odrobinę walczyć ze swoim trenerem, nie miała już nikogo. Fennekin ledwie już zipał i nie mógł jej pomóc. Musiała sama się uratować, tylko jak?
- Ash, błagam cię! Nie rób tego! - jęczała przerażona - Naprawdę mnie nie rozpoznajesz? Naprawdę jestem ci obca?
Ash zatrzymał się w miejscu przez chwilę, jakby coś sobie przypomniał, lecz dzikie okrzyki królowej Domino ocuciły go i zachęciły do kontynuowania swoich zamiarów. Serena nie wiedziała już, co powinna zrobić, aby uratować siebie i Asha od tego piekła, w które oboje popadli. Popatrzyła zrozpaczona na ukochanego, który już zbliżał się do niej ze szpadą w dłoni i brał zamach, aby zadać jej ostatni, śmiertelny cios.
- Ash, proszę... - jęknęła zrozpaczona Serena.
Nie miała już siły płakać. Nie miała siły się bronić. Zamiast tego zaczęła ze smutkiem śpiewać piosenkę „Country round”. Oboje z Ashem ją uwielbiali, a nim to wszystko miało miejsce, to występowali w przedstawieniu, w którym to oboje śpiewali ten utwór. Ta piosenka miała dla niej ogromne znaczenie, bo znali ją już wcześniej, jeszcze z czasów dzieciństwa i często ją ze sobą śpiewali. Utwór ten był dla niej symbolem ich wspólnych więzi oraz uczucia, które ich łączyło. Jeśli więc miała umrzeć, to z tą piosenką na ustach.
Śpiewała jej słowa, jedną zwrotkę po drugiej, patrząc przy tym z rozpaczą w oczy swojego ukochanego. Ten właśnie miał jej zadać śmiertelny cios, ale mimo to nie zrobił tego, jedynie słuchał jej śpiewu, wpatrując się przy tym uważnie w postać Czarodziejki z Księżyca. Ta natomiast dalej śpiewała piosenkę, patrząc na niego swoimi czerwonymi od łez oczami.
- Na co czekasz?! Wykończ ją! - krzyczała na niego królowa Domino.
Ash jednak zlekceważył jej polecenie. Złapał się za głowę, zamknął oczy, z których nagle zaczęły cieknąć łzy. Gdy je otworzył, jego oczy nie były już czarne, ale brązowe, czyli takie same, jakie zawsze były. Serena poczuła, że chyba stało się coś niezwykłego, jeden jedyny promyk radości w tej okropnej sytuacji.
- Ash? - zapytała niepewnie.
- Serena? - odpowiedział jej pytaniem na pytanie Ash.
- Ash, to ty! Wróciłeś! - Serena nie miała już co do tego żadnych wątpliwości - Nareszcie wróciłeś! Zły czar został zdjęty!
- Zły czar? - spytał zdumiony Ash, łapiąc się za głowę - Nic nie rozumiem. Co się tu dzieje? Ostatnie, co pamiętam, to nasza wspólna walka, otwarcie przeze mnie portalu, ucieczka twoja, Pikachu i Fennekina, a potem nagle wrogowie mnie otoczyli, chyba mnie ogłuszyli, bo straciłem przytomność i nie mam pojęcia, co było potem.
Pikachu, widząc wszystko, co się stało, rzucił się w objęcia swojego trenera i mocno się z nim uściskał. Ash przytulił go do serca, a potem wypuścił z objęć, aby uściskać Serenę.
- Jak to dobrze, że jesteś z powrotem - powiedziała Serena, ściskając mocno swego ukochanego - Ona cię zaczarowała, zmusiła do zaatakowania mnie. To było straszne. Przez chwilę bałam się, że mnie zabijesz.
- Nigdy bym sobie tego nie wybaczył, gdyby tak się stało - rzekł Ash.
- Na szczęście wygrało w tobie dobro... Endymionie.
Ash spojrzał uważnie na Serenę i zapytał:
- A więc już wiesz?
- Wiem. Luna i Artemis mi powiedzieli - odpowiedziała czule Serena - Ale nie rozumiem, dlaczego ty mi nie powiedziałeś?
- Nie było okazji, poza tym Artemis uważał, że tak będzie lepiej. Gdyby nie daj Boże, ktoś z wrogów was złapał, nie powinnyście zbyt wiele wiedzieć. Ja też w zasadzie nie powinienem, ale Artemis się uparł, aby mi wszystko powiedzieć. Luna uważała, że też lepiej zachować przede mną sekret, jednak on zrobił po swojemu i nie można już było tego odkręcić. Przez ten cały czas tyle razy chciałem ci o tym powiedzieć, ale...
Po tych słowach, zauważył nagle pole bitwy, na którym leżało sporo trupów wrogów, w tym generałów Butcha i Cassidy. Leżały tam również ciała wszystkich Czarodziejek oraz ich Pokemonów. Dodatkowo jeszcze Artemis płakał nad ciałem Luny, które trzymał załamany w swoich łapkach. Przerażony Ash jęknął, spojrzał na Serenę z rozpaczą, pytając:
- Oni wszyscy...?
- Obawiam się, że tak - odpowiedziała mu Serena.
Ash załamany złapał się za głowę, po czym nagle spojrzał w kierunku tej, od której to wszystko się zaczęło, ta cała tragedia i jej ofiary. Wściekły ciskał z oczu gromy w kierunku tej podłej kreatury. Pikachu zapiszczał groźnie, ustawiając się w pozycji bojowej. Serena i jej Fennekin, który częściowo już odzyskał siły, stanęli obok nich.
- To koniec, wiedźmo - powiedziała Serena - Nie odbierzesz mi Asha, to jest Endymiona.
- Właśnie. Nie przekabacisz mnie swoimi czarami - dodał Ash - Poniosłaś klęskę, Wasza Wysokość. Nie jestem twoim oblubieńcem ani twoim niewolnikiem. Ja jestem Ash, książę Endymion... Jestem Tuxido. Jestem strażnikiem Ziemi.
Domino patrzyła na oboje zakochanych morderczym spojrzeniem. Jej twarz ziała nienawiścią, jakiej Serena jeszcze nigdy nie widziała na oczy.
- Niech więc tak będzie, strażniku - wycedziła przez zęby ze złości Domino - Skoro nie chcesz być ze mną, zginiesz razem ze swoją ukochaną księżniczką.
- Nie zdołasz nas zabić - powiedziała odważnie Serena.
- A niby dlaczego tak uważasz? Spójrz lepiej, księżniczko Serenity. Te twoje wierne przyjaciółeczki nie żyją.
- Ale padła także twoja armia. Zostałaś sama. A my żyjemy.
- Być może, ale już niedługo - królowa Domino uśmiechnęła się podle.
Ash poczuł, że ma jeszcze jednego asa w rękawie i zamierza go właśnie teraz wypuścić. Złapał za szpadę i powiedział:
- Dość twoich sztuczek, Domino! Już raz zniszczyłaś nam życie przez swoją chorą miłość. Więcej tego nie zrobisz. Koniec twoich intryg!
- O nie, Endymionie. To jest dopiero początek - odparła na to Domino.
Po tych słowach, mroczna królowa pobiegła w kierunku komnaty, w której nie tak dawno Ash i Serena widzieli to magiczne drzewo.
- Co ona chce zrobić? - zapytała Czarodziejka z Księżyca.
- Chyba wiem, co takiego - odpowiedział jej Tuxido.
Pikachu zapiszczał niespokojnie i pognał szybko za Domino, a za nim zrobił to Fennekin. Ash i Serena zrozumieli, że nie mogą stać bezczynnie i również to uczynili. Wpadli prędko do komnaty, w której to zauważyli królową stojącą przed tajemniczym drzewem z rozłożonymi jak do modlitwy rękami.
- Domino! - krzyknął Tuxido.
- Za późno, moja droga - zachichotała podle Domino i wydobyła szpadę - To już wasz koniec. Nadszedł czas pomsty!
Następnie uderzyła ona szpadą w drzewo, wbijając jej ostrze w jeden z jego sęków. Wówczas to z drzewa zaczęła wydobywać się jakaś tajemnicza mgła, jakby dym, który z szarej barwy bardzo szybko przybrał czarną. Domino cofnęła się o kilka kroków, wpatrując się zachwycona i zawołała:
- Och, wielki Giovanni! Panie chaosu i zniszczenia! Daj znać, czy energia, jaką cię obdarzyłam, jest dość silna, abyś mógł zapanować nad światem. Przyjdź i wymierz sprawiedliwość tym, którzy nas upokorzyli! Ukaż ich! Uczyń nam obojgu sprawiedliwość!
Tuxido i Czarodziejka z Księżyca, w towarzystwie wiernych stworków, ze strachem oraz ogromnym niepokojem obserwowali to wszystko, nie wiedząc, co mają o tym wszystkim myśleć. Wiedzieli, że stanie się zaraz coś złego, ale czuli, iż nie mogą już nic na to poradzić. Czarny dym tymczasem otoczył mocno postać Domino, która śmiała się do rozpuku, zachwycona tym, co właśnie miało miejsce. Ale nagle śmiech zamarł jej w gardle, a ona sama poczuła, że coś jest nie tak, bo czarny dym otoczył ją całkowicie i zaczął wdzierać się jej w usta, uszy i oczy. Domino dopiero wówczas zaczęła rozumieć, co się dzieje, próbowała krzyczeć o pomoc, ale usta miała pełne czarnego dymu. W końcu dym opadł, wnikając już całkowicie w postać mrocznej królowej, a ona sama stała się jakaś inna. Jej postać otoczyła jakaś fioletowa poświata, jej oczy zrobiły się czarne, a ona sama zaczęła wydzielać wyraźną grozę, która zmroziła serca Ashowi i Serenie.
- Nędzni, żałośni głupcy - powiedziała Domino, ale zupełnie innym głosem, mrocznym i zdecydowanie nie należącym do kobiety - Wy nędzni i nic nie warci śmiertelnicy. Sądziliście, że Domino jest waszym największym zagrożeniem? O nie, mylicie się. Teraz dopiero macie się czego bać.
- Kim... Kim ty jesteś? - zapytała przerażona Serena, wtulając się mocno w ramiona Asha.
- Jestem Giovanni. Pan chaosu i władca ciemności - odpowiedział demon - Ta głupia Domino dla mnie zbierała całą energię. Dzięki niej mogłem powrócić do życia. Ale nie wiedziała, głupia, że będzie musiała mi oddać swoje ciało i życie, abym się całkowicie odrodził. I abym mógł się zemścić.
- Zemścić? Na kim?
- Na twojej matce, księżniczko i na tobie.
- A co ci zrobiła moja matka?
- Najgorsze, co może zrobić kobieta komuś, kto ją kocha. Odtrąciła mnie. Ja ją kochałem, chciałem ją uczynić największą władczynią w całym wszechświecie. Ale królowa Selene odtrąciła mnie, wybrała twojego ojca, księżniczko. Chyba to jest oczywiste, że nie mogłem jej tego darować. Poświęciłem wszystkie swoje siły na to, aby się zemścić. Niestety, moja armia została rozgromiona, a ja sam w tej walce poległem. Mój duch jednak przetrwał i zapewniam cię, że chęć zemsty na twojej matce i waszym królestwie dodawała mi mnóstwo sił. A do tego moja wola, zapewniam was, nigdy nie była tak nieugięta. Byłem gotów na wszystko, aby się zemścić. Nie było to jednak łatwe, jako duch nie mogłem za wiele dokonać. Długo wędrowałem po wszechświecie, spotkałem wielu magików, opanowałem ich ciała i moce, ale niestety, ich ciała w wyniku tego wszystkiego dość łatwo obumierały, a ja znów zostawałem sam z opanowanymi przez siebie mocami. W ten oto sposób stałem się panem chaosu i ciemności, ale jako duch nie mogłem za wiele dokonać. Bez trudu mógłbym opanować kolejne ciało jakieś kolejnej mojej ofiary, ale bałem się, że mój kolejny żywiciel umrze, podobnie jak pozostali, bo za długo nie może istnieć żadne ciało trawione przez pasożyty. Ani też żadne ciało nie udźwignie za długo zbyt wielkiej mocy. I dlatego nie opanowałem Domino, gdy ją poznałem. Zamiast tego ofiarowałem jej większość mej mocy, aby mogła zniszczyć królestwo Księżyca. Niestety, chociaż tego dokonała, to wy się odrodziliście i nasza zemsta nie osiągnęła celu. Domino do tego, na tę akcję, zużyła większość moich mocy, a ja byłem znowu biednym, słabym i bezbronnym duchem.
- Dlatego zbierała dla ciebie energię? Chciała cię ożywić w ludzkiej postaci i podporządkować z twoją pomocą cały wszechświat? - zapytał Tuxido.
- W rzeczy samej - odpowiedział z uśmiechem Giovanni - Ale zapomniała o jednej ważnej rzeczy. Ja nie zamierzałem się nigdy niczym z nikim dzielić. Jej też to dotyczyło. Zrobiła swoje i dlatego teraz nie jest mi już potrzebna.
Po tych słowach, Giovanni w ciele Domino wyciągnął ręce w kierunku Asha i Sereny, mówiąc przy tym:
- Przyszła pora mojej zemsty.
Z jego rąk wystrzeliły mroczne promienie, które uderzyły w zakochanych i odrzuciły je na ścianę. Pikachu i Fennekin zaatakowali napastnika swoimi mocami, ale ten bez trudu je pochłonął, śmiejąc się przy tym okrutnie i powiedział:
- Głupcy, wasze żałosne moce nic nie mogą mi zrobić.
Następnie uderzył czarnymi promieniami w oba Pokemony, również je dziko do tyłu odrzucając. Ash i Serena złapali oba stworki w swoje ramiona, czule je do siebie przytulając.
- Zostaw nas w spokoju! - wrzasnęła w kierunku napastnika Serena - Moja matka nie żyje od lat. Nie masz się na kim mścić!
- Mylisz się, moja słodka księżniczko - odpowiedział ironicznie Giovanni - Ja mam na kim mścić krzywdy, jakich doznałem. Twoja mamusia nie żyje, to prawda. Ale ty żyjesz. A póki żyjesz, wciąż stanowisz dla mnie cel do zniszczenia. Póki ty i twój ukochany żyjecie, nie zaznam spokoju. A zatem gińcie!
Giovanni wyciągnął ręce w kierunku zakochanych, atakując ich czarnymi jak smoła promieniami, wystrzelonymi ze swoich dłoni. Tym razem jednak Ash wraz z Sereną odskoczyli z szybkością błyskawicy na bok i promienie uderzyły w ścianę. Ale nie oznaczało to końca walki, Giovanni atakował ich ponownie i ponownie. Pikachu i Fennekin atakowali go swoimi mocami, ale niestety, nic to nie pomogło. Giovanni wchłonął je bez trudu i nie przestawał atakować.
- Użyj Srebrnego Kryształu! - odezwał się czyjś krzyk.
Serena spostrzegła stojącego w progu komnaty Artemisa.
- Tylko Srebrny Kryształ może go pokonać. Użyj jego mocy!
- Ale jak?
- Będziesz wiedzieć. Posłuchaj swego serca!
Giovanni zaatakował mocami Artemisa, który został odrzucony daleko w tył. Serena wówczas przerażona zaczęła się rozglądać za swoją różdżką i w końcu ją dostrzegła. Leżała na ziemi kilkanaście metrów od niej.
- Żadne artefakty cię nie ocalą przede mną, księżniczko! - wrzasnął Giovanni.
Strzelił on swoimi mrocznymi mocami w kierunku różdżki, próbując ją w ten sposób zniszczyć, ale Serena zdążyła w ostatniej chwili mocami przyciągnąć do siebie różdżkę i złapała ją w dłoń. Giovanni ponownie ją zaatakował, ale wtedy Serena, sama nie do końca świadoma tego, co robi, wypowiedziała zaklęcie i wtem otoczyła ją tajemnicza niewidzialna tarcza, która odparła cios. Giovanni zawarczał ze wściekłości i zaatakował ponownie, lecz ta znowu odparła jego cios. Ash wraz z Pikachu i Fennekinem stanął obok niej, gotowy do wsparcia ukochanej.
- Dość już tych waszych sztuczek! - wrzasnął Giovanni i zaatakował mocami wystrzelonymi z obu rąk.
Serena jednak wypowiedziała zaklęcie, którego nigdy wcześniej nie słyszała, a które z jakiegoś powodu jednak zabrzmiało w jej głowie, a z różdżki wyleciał jej wielki i biały promień. Zderzył się on z promieniem Giovanniego, po czym oba się zaczęły ze sobą siłować niczym dwaj zapaśnicy, z których każdy chce powalić na ziemię drugiego. Ash skierował na wroga swoją szpadę i z niej też wystrzelił biały promień, łącząc się z promieniem z różdżki Sereny. Pikachu i Fennekin dodali do tego swoje moce. Pierwszy strzelił piorunem, drugi ogniem. Obie te siły złączyły się z mocami ich trenerów i zaczęły wspierać moce dobra w walce z siłami mroku.
Walka trwała dalej, ale mimo tego, że aż czterech przeciwników go atakowało i próbowało pokonać, Giovanni wciąż trzymał się dzielnie i jego mroczny promień wciąż jeszcze nie cofał się do tyłu pod naporem ataku Czarodziejki i jej wiernych przyjaciół.
- Nie damy mu długo rady! - zawołała Serena.
- Musimy! Użyj zaklęcia! - krzyknął do niej Ash.
- Ale jakiego?
- Nie wiem. Artemis coś mówił o sercu.
Serena próbowała przypomnieć sobie wszystko, co tylko mogła odtworzyć ze swojej pamięci. Stopniowo przed jej oczami zaczęły przewijać się sceny wyjęte chyba z jej poprzedniego życia. Słyszała czyjeś głosy, chyba swoich przyjaciółek, bo wydawały się jej one bardzo znajome. Czyżby ich duchy wspierały ją w tej oto walce? A może tylko ona odnosiła takie wrażenie? Nagle usłyszała pewien czuły i przyjemny kobiecy głos, który szepcze jej na ucho jakieś słowa. Ten sam głos, teraz to zrozumiała, szeptał jej na ucho poprzednio zaklęcie, gdy dzisiaj walczyła. Serena nie miała pojęcia, czyi to głos, ale nie miała czasu o tym myśleć. Musiała zadziałać i to jak najszybciej.
- Już znam zaklęcie! - zawołała do Asha.
- Szybko, użyj go, zanim padniemy! - odkrzyknął jej ukochany.
Młodzieniec wciąż wystrzeliwał w kierunku przeciwnika biały promień, zaś Pikachu i Fennekin wciąż dzielnie go wspierali swoimi mocami.
- Zginie wszystko, to co złe w starciu z potężną siłą czterech serc! - krzyknęła Serena bojowym tonem.
Wtedy nastąpiła transformacja. Jej strój przemienił się w długą, białą suknię z dekoltem, na głowie Sereny pojawił się kryształowy diadem, a na plecach wielkie i białe skrzydła. Asha zaskoczył ten widok, ale nie tak bardzo, jakby powinien to zrobić. Poczuł się nagle tak, jakby zobaczył kogoś, kogo dawno nie widział, a kto był mu zawsze bliski.
- Serenity! - zawołał radośnie.
Księżniczka uśmiechnęła się do niego i ponownie zawołała:
- Zginie wszystko, to co złe w starciu z potężną siłą czterech serc!
Czarny promień zaczął powoli się cofać i ulegać mocy przeciwników. Demon w ciele Domino zauważył to i próbował się jeszcze bronić, ale nic mu to nie dało, gdyż Serena ponownie krzyknęła:
- Zginie wszystko, to co złe w starciu z potężną siłą czterech serc!
Czarny promień cofał się coraz mocniej, ulegając połączonym mocom, które wystrzeliwali czterej wierni druhowie. Wielki, silny i biały promień nacierał coraz mocniej, coraz bardziej na Giovanniego, przyszpilając niemalże czarny promień do jego dłoni. Demon w ciele mrocznej królowej nie miał już szans. Wiedział o tym doskonale, ale próbował jeszcze walczyć, lecz bezskutecznie. W końcu jego czarny promień zgasł, a połączone ataki Sereny, Asha, Pikachu i Fennekina uderzyły w niego bezlitośnie. Moc Srebrnego Kryształu wsparła te ataki, dzięki czemu demon został przyszpilony do jednej ze ścian komnat i wrzasnął dziko, niczym potwór dobijany podczas polowania. Jego wrzask przerodził się w okrutny ryk bestii, a potem na ciele pojawiły mu się pęknięcia, a następnie pokruszył się na kawałki i z hukiem rozleciał.
Walka dobiegła końca. Serena zmęczona opadła na kolana i zaczęła głęboko łapać powietrze w płuca. Ash popatrzył na nią z uwagą, po czym delikatnie położył jej czule dłoń na ramieniu. Dziewczyna odwzajemniła jego spojrzenie, złapała za jego dłoń i ścisnęła ją z miłością.
- Wygraliśmy, Endymionie - powiedziała czule do ukochanego.
- Tak, świat pozbył się nareszcie przerażającego demona - odparł Ash.
- Tak, tylko za jaką cenę? - zapytała przygnębiona Serena - Nasi przyjaciele... Prawie wszyscy zginęli. Dobro wygrało, lecz poniosło przy tym poważne straty.
Następnie dziewczyna zaczęła płakać. Chlipała w dłonie przez jakiś czas, gdy nagle poczuła jakąś wielką, białą poświatę przebijającą się przez palce, którymi to zasłaniała sobie oczy. Opuściła dłonie, spojrzała w kierunku, skąd dobiegało owo tajemnicze światło i zobaczyła lewitującą nad nią wysoką postać kobiecą. Była ona bardzo podobna do Sereny, miała białą szatę, skrzydła oraz wielka koronę. Na jej widok Ash, Pikachu i Fennekin skłonili się. W podobny sposób postąpił Artemis, kiedy tylko zjawił się ponownie w komnacie.
- Królowa Selene - powiedział Meowstic.
- Wstańcie, moi kochani - odpowiedziała bardzo życzliwie królowa Selene - Doskonale sobie poradziliście. Wrogowie nie żyją, zło zostało pokonane, krzywdy naprawione i pomszczone. Wszyscy dobrze się spisaliście.
- Mamo? - spytała Serenity, nie do końca pewna, czy dobrze myśli.
- Tak, moja córeczko. To ja - odpowiedziała jej czule królowa z uśmiechem na twarzy - Jestem twoją matką. Tak długo czekałam na to, aby cię znowu zobaczyć. Tak bardzo chciałam cię znowu przytulić.
Po tych słowach, powoli podleciała do Serenity, która wpadła jej w ramiona. Królowa uściskała ją czule, spojrzała jej w oczy i powiedziała:
- Moja córka. Moja piękna, dorosła córka. Jesteś jeszcze piękniejsza niż tego dnia, kiedy cię ostatni raz widziałam.
Delikatnie dotknęła dłonią podbródka dziewczyny i dodała:
- Jestem z ciebie bardzo dumna. Poradziłaś sobie dzielnie.
Następnie skierowała swój wzrok na Asha i rzekła czułym tonem:
- Dziękuję ci, Endymionie, że chroniłeś moje kochane dziecko przez cały ten czas. Jesteś naprawdę godzien jej ręki. Godzien jej miłości.
- Dziękuję, królowo - odpowiedział jej Ash, lekko schylając głowę.
Selene uśmiechnęła się przyjaźnie do Pokemonów, im też dziękując czule za okazaną pomoc, a do Artemisa zwróciła się życzliwie:
- Dobrze wykonałeś swoje zadanie, przyjacielu.
- Nie jestem pewien, czy dobrze - powiedział ponurym tonem Artemis - W tej wojnie zginęły wszystkie Czarodziejki i jeszcze moja ukochana Luna.
- To da się jeszcze naprawić - odpowiedziała mu na to królowa Selene - Ten oto artefakt zwany Srebrnym Kryształem posiada jeszcze jedną moc oprócz tylko zniszczenia ostatecznie zła. Ale tę moc możecie wykorzystać tylko raz, dlatego też dobrze się postaraj, córeczko.
- Co mam uczynić, mamo? - zapytała Serena.
- Musisz unieść się w górę i wypowiedzieć zaklęcie, które ci powiem. Wtedy z różdżki popłynie promień, który ożywi twoich bliskich. Zmarli oni niedawno, a więc ich dusze jeszcze nie zdołały opuścić ich ciała. Można zatem ich jeszcze w ten sposób, który ci podałam, ocalić.
Serena spojrzała z radością na Asha i zawołała szczęśliwa:
- Słyszałeś, mój najdroższy? Możemy jeszcze ich wszystkich ocalić! Możemy ocalić naszych przyjaciół!
Ash cieszył się równie mocno, co ona i oboje uściskali się serdecznie, skacząc przy tym z radości.
- Nie traćcie czasu, Wasze Wysokości - rzekł niespokojnym tonem Artemis - Trzeba zrobić to wszystko jak najszybciej.
- On ma rację. Musisz się spieszyć, córeczko - zgodziła się z nim Selene.
Serenity skinęła delikatnie głową na znak, że rozumie wszystko, po czym z radością w sercu ścisnęła dłoni swoją różdżkę i wyszła wraz z resztą do komnaty, w której leżeli jej polegli przyjaciele. Spojrzała na nich smutno, po czym rzuciła niespokojny wzrok w kierunku swojej matki.
- Spokojnie, kochanie. Moc Księżyca jest z tobą - powiedziała Selene - Więc teraz do dzieła.
Następnie przysunęła się do córki i wyszeptała jej na ucho zaklęcie, którego miała Serena użyć. Dziewczyna wysłuchała go z uwagą, po czym ścisnęła różdżkę w obu dłoniach i podniosła ją wysoko nad swoją głową, powtarzając najpierw dość cicho, niemalże szeptem, a potem coraz głośniej, aż w końcu niemalże krzyczała. W trakcie tego wszystkiego, Serena uniosła się wysoko w górę, a z jej różdżki, czy raczej z umieszczonego na niej Srebrnego Kryształu zaczęła bić ogromna jasność. Jakieś dziko jasne światło, które niemal oślepiło patrzących na to wszystko Asha, Artemisa, Pikachu i Fennekina. Musieli sobie zasłonić dłońmi oczy, aby nie stracić wzroku, a przez ten czas blask bijący z różdżki był ogromny i zamienił się w kilka promieni, każdy z nich trafił w jedną z postaci, którą miał uleczyć, lekko unosząc ją w powietrze i otaczając złotą poświatą. Postaciami tymi były Czarodziejki, ich Pokemony oraz Luna. Ash, Artemis, Pikachu i Fennekin, delikatnie odsłonili oczy, aby móc to wszystko zobaczyć. Byli pod wrażeniem tego niezwykłego widoku, tak bardzo zachwycającego i dającego nadzieję. Potem nagle Srebrny Kryształ lekko huknął, roztrzaskał się na kawałki, a Serena powoli opadła na ziemię, przyjmując na powrót postać Czarodziejki z Księżyca. Ash podbiegł do niej i złapał ją czule w ramiona. Serena spojrzała na niego, a potem na przyjaciół, którzy też powoli już opadali na ziemię, odzyskując stopniowo jedno po drugim życie i świadomość. Niemal jednocześnie to się działo. Niemal jednocześnie łapali się za głowę, niemal jednocześnie mrugali zdumieni oczami i patrzyli na Serenę i Asha, pytając jedno po drugim, co się tu dzieje i co oni tutaj robią.
Serena i Ash patrzyli na to wszystko wzruszeni, płacząc ze szczęścia i mocno się ze sobą ściskając. Pikachu zaś ściskał się z Fennekinem, zaś Artemis z dziką radością ściskał przywróconą do życia Lunę. Ta jako jedyna zaczęła rozumieć, co się tu dzieje i kiedy tylko zauważyła królową Selene, skłoniła się przed nią na znak swego wielkiego szacunku. Ta lekko skinęła jej głową i powiedziała:
- Dobrze się spisaliście, przyjaciele.
Potem spojrzała na córkę, która ze łzami radości w oczach patrzyła na nią i szeptała czule:
- Dziękuję ci, mamusiu. Dziękuję ci.
- Nie ma za co, kochanie - odpowiedziała Selene - Każda kochająca szczerze matka zrobiłaby to samo na moim miejscu. Żałuję, że nie mogłam zrobić więcej. A teraz wybaczcie, muszę wracać w zaświaty.
- W zaświaty? - zapytała zdumiona Serena.
- Nie należę już dawno do tego świata - odparła na to Selene - Opuściłam na krótki czas miejsce, które obecnie zamieszkuję. Pewnego dnia wszyscy się w nim spotkamy i wtedy będziemy mogli być razem.
- Mamo, proszę! Nie odchodź!
- Muszę odejść, córeczko. Nie jest to moją wolą, mnie też obowiązuje pewne prawa. Nie jestem już dawno częścią tego świata. Ale zrobiłam, co mogłam, aby wam pomóc.
- I co? Zostaniemy tak całkiem sami?
- Nie sami, kochanie. Macie siebie nawzajem. I jeszcze długo będziecie siebie mieć. I kiedyś, pewnego dnia, wszyscy razem się spotkamy w jednym miejscu, do którego ja teraz odchodzę. Ale to jeszcze nie jest ten dzień. Póki co, żyjcie wszyscy szczęśliwi i w spokoju. Któregoś dnia, gdy nadejdzie czas, odzyskacie królestwo Księżyca, odbudujecie je i zamieszkacie w nim. Przywrócicie mu dawną świetność i sprawicie, że znowu będzie one cudowne. Ale jeszcze nie teraz. Póki co macie tu swoje własne życie i cieszcie się nim. Życzę wam, aby było ono spokojne i bardzo szczęśliwe.
Po tych słowach, królowa Selene przysunęła się do Sereny, z miłością czule pocałowała jej czoło i odleciała, stopniowo zanikając oraz stając się przy tym coraz bardziej przeźroczysta, aż w końcu zniknęła całkowicie.
- O rany, ale to była przygoda - powiedziała po wszystkim zachwycona May.
- Oj tak, niesamowity odlot. Czekam na kolejny - dodała Iris.
- Czy dobrze zrozumiałam? Wygraliśmy, prawda? - spytała Dawn.
- Nie inaczej - potwierdziła Serena, patrząc z radością w twarz swej najlepszej przyjaciółki.
- Dobra, wszystko bardzo ładnie, tylko czy ktoś może mi wyjaśnić, co się tu właśnie stało? - zapytała Misty.
- W zasadzie wszyscy chcielibyśmy to wiedzieć - powiedziała Luna - Chociaż trochę się domyślam, ale nie wszystkiego.
Ash i Serena zaśmiali się, ubawieni całą tą sytuacją, po czym oboje przeszli do wyjaśnień.
***
Nasi bohaterowie powrócili do swojego świata, który nigdy nie dowiedział się o tym, jak wielką przysługę mu oddali i jak wiele przyszło im poświęcić, aby tego dokonać. Świat nie miał się tego nigdy dowiedzieć, ale naszych przyjaciół niewiele to obchodziło. W zasadzie, było im nawet wygodniej z tą jego niewiedzą. Dzięki temu mogli wieść spokojne życie bez obaw, że ktoś zechce wykorzystywać ich do jakiś prywatnych zagrywek, oczekiwać od nich wiecznego ratowania każdego, kto jest w opresji albo po prostu chcieć ich zniszczyć z samej zazdrości o to, że są oni bohaterami.
- Każdy bohater zdecydowanie lepiej wychodzi na tym, gdy nikt nie wie, że jest on bohaterem - stwierdziła nieco filozoficznym tonem Dawn.
Serena nie do końca zgadzała się z tym stwierdzeniem, ale mimo to też była zdania, iż lepiej, aby nikt na Ziemi nigdy nie dowiedział się o tym, że ocalili całą planetę przed istotami z innego świata i innych czasów.
- Nigdy nie wiadomo, jakie jeszcze zagrożenie możemy spotkać - zauważył w czasie jednej z rozmów z Sereną Ash - Lepiej więc, aby w takim wypadku nikt nie wiedział, że ty i twoje przyjaciółki jesteście Czarodziejkami, a ja jestem Tuxido. Ten brak ich wiedzy w tym kierunku może nam kiedyś ocalić życie.
Oczywiście żadne z nich nie chciało, aby na Ziemi pojawił się jakiś kolejny wróg do pokonania. Bardzo miło im było być drużyną Czarodziejki z Księżyca, ale również, mimo wszystko Ash i jego serdeczne przyjaciółki, a także jego ukochana Serena woleliby, aby nie musieli ponownie się w tą drużynę wcielać. Taka walka zawsze pociąga za sobą większe lub mniejsze ofiary, a oni woleli ich nigdy więcej już nie ponosić. Woleli żyć bezpiecznie i spokojnie, bez najmniejszych obaw o to, że ktoś z ich bliskich zapłaci najwyższą cenę za ich bohaterstwo.
A co do ich bliskich, to nawet nie domyślali się oni, jak blisko było tego, aby ich ukochane dzieci odeszły z tego świata. Owe dzieci zaś zrobiły zaś wszystko, co w ich mocy, żeby nie wyszło to na jaw. Uśmiechały się serdecznie, zachowywały tak, jakby nic się nigdy nie stało, jakby zamiast z bitwy powrócili do nich z miłej wycieczki rowerowej. I cieszyło je niesamowicie, że są znowu w domu, czyli tym swoim jedynym, ukochanym świecie, który był im tak bliski i który zawsze miał dla nich ogromną magię. Magiczne przedmioty, niezbędne do przemiany i do walki ze złem, schowali w bezpiecznych miejscach, aby w razie czego móc ich użyć, ale mając przy okazji wielką nadzieję, iż już nigdy nie będą musieli tego robić.
Ash i Serena zostali parą. Przestali wreszcie ukrywać przed sobą to, co oboje do siebie czuli. Wszystkie przeżyte wspólnie przygody, jak i odkrycie tego, że ona i on byli kiedyś parą w poprzednim życiu, jeszcze bardziej zbliżyło ich do siebie. Oboje pokochali się jeszcze mocniej i to uczucie postanowili pielęgnować każdego dnia, dzień w dzień, mając nadzieję, że spełnią się słowa królowej Selene, iż ona i on kiedyś się pobiorą i odbudują królestwo Księżyca. Ale póki co, nie myśleli o tym za wiele. Póki co, po prostu cieszyli się z tego, że są razem i tworzą parę, która przeszła wspólnie więcej niż niejedna para w ich wieku. Czerpali też radość z tego, co oboje mogli robić we dwoje, doceniając piękno każdej chwili, jaką przeżywali jako para. Wszak tyle chwil stracili przez intrygi Domino, a potem przez własną nieśmiałość i obawy. Teraz nie zamierzali tego robić. Nie zamierzali teraz nigdy już niczego nie stracić.
A co z przedstawieniem, w którym oboje mieli wziąć udział? Podobno jeszcze w historii szkoły nie miał miejsca tak uroczy i przesympatyczny spektakl jak ten, a wszystko to było zasługą zakochanych w sobie szczerze Asha i Sereny, którzy tak doskonale grali postacie ze sztuki, jakby sami nimi byli. Po części było to prawdą, bo byli oni, podobnie jak para odgrywana przez nich, wesołymi i bardzo uroczymi nastolatkami z pasjami, które chcieli realizować i darzącymi siebie uczuciem być może nieco dziecinnym, ale w swojej dziecinności nad wyraz dojrzałym.
***
Jessie i James powoli wysunęli się z cienia, upewniwszy się wcześniej, że nie ma w pobliżu nikogo. Podczas bitwy początkowo walczyli, ale kiedy tylko ujrzeli, że Czarodziejki bez trudu zabijają jednego przeciwnika po drugim, przerażeni się szybko ukryli w bezpiecznym miejscu i przeczekali całą walkę i wszystkie znane już nam wydarzenia. Z niepokojem obserwowali to, co zostało z królestwa, które kiedyś było ich domem i któremu kiedyś tak wiernie służyli. Patrzyli smutni na stosy trupów leżące na ziemi, na puste komnaty, z których obecnie ziała prawdziwa ponura, okrutna i straszna zarazem cisza.
- Ech, nie ma co. Nie wyszło nam to najlepiej - powiedział po chwili James.
- Pomyśleć, że chcieliśmy tylko ośmieszyć Butcha i Cassidy - dodała bardzo ponuro Jessie - A tymczasem zobacz... Całe królestwo i cały misterny plan diabli wzięli.
- Tak... Skończyły się dla nas dobre czasy - rzekł James.
Jessie zauważyła nagle coś w komnacie, w której znajdowało się magiczne drzewo z ukrytym w nim Giovannim. Dostrzegła coś, co właśnie pulsowało i jakby dawało im jakieś znaki. Zaintrygowana podeszła do tego czegoś i przyjrzała mu się bardzo uważnie. Po dokładnych oględzinach zauważyła, że ma przed sobą szczątki królowej Domino i Giovanniego, który opanował jej ciało. Pośród popiołów, jakie pozostały po ciele, coś migotało na niebiesko. Zaintrygowana kobieta zawołała do siebie swojego wspólnika i pokazała mu to.
- Widzisz, James? Widzisz to? - zapytała.
- Co to takiego? - zdziwił się James.
- Nie jestem pewna - odparła Jessie.
Po tych słowach, wydobyła czarny kryształ zza pazuchy i dotknęła nim tego, co mieniło się pośród popiołów. Zadowolona obserwowała, jak to coś wnika do środka kryształu. Uśmiechnęła się zadowolona.
- Uważasz, że to bezpieczne? - spytał James niepewnym tonem.
- Na pewno. Dla nas na pewno - odpowiedziała mu Jessie.
- Co z tym zrobimy?
- Na razie zatrzymamy sobie. Podejrzewam, że z czasem odkryjemy, co to jest i jak może nam pomóc.
- Ale jak to zrobimy?
- Zbadamy to dokładnie i się dowiemy.
James nie wyglądał na zbyt przekonanego jej słowami.
- Ale masz już jakieś podejrzenia, co to jest? - zapytał.
- Żadnych - odpowiedziała mu Jessie, z uwagą obserwując w krysztale owo tajemnicze, niebieskie światełko - Ale coś czuję, że może nam się bardzo przydać.
KONIEC