Przygoda CXXIV
Czarodziejka z Kalos cz. III
Pamiętniki Sereny c.d:
Cleo powoli otworzyła oczy, po czym spojrzała na nas uważnie, powoli oraz uważnie lustrując wzrokiem mnie, Asha, Anabel, Ridleya oraz towarzyszące nam Pokemony. Przyglądała się nam w taki sposób przez dłuższy czas, jakby próbowała dopasować nasze twarze do imion.
- Cleo... Poznajesz nas? - zapytałam niepewnie.
Choć miałam do niej ogromny żal za to, że próbowała zabić Asha, wciąż tak naiwnie przekonana o tym, iż to on zabił jej siostrę, teraz jednak nie umiałam czuć do niej nic innego, jak tylko naprawdę ogromne współczucie. W końcu w tamtej chwili nie była ona już naszym wrogiem, a jedynie biedną, zranioną fizycznie oraz psychicznie dziewczyną, której bardzo potrzebna była pomoc.
- Tak, chyba tak - odpowiedziała równie niepewnym tonem Cleo.
Ponownie przyglądała się nam powoli oraz bardzo uważnie, aż w końcu jej wzrok spoczął na Ashu.
- Tak, ciebie na pewno pamiętam - powiedziała.
Nie byłam pewna, czy mam się z tego powodu cieszyć, czy też nie. W końcu, jeśli będzie pamiętać, kim jest Ash, będzie jednocześnie pamiętać i o tym, czemu chciała go zabić. Miałam więc wtedy mieszane uczucia, serce mi biło jak szalone i byłam już przygotowana na najgorsze.
- Ty jesteś Ash Ketchum, prawda? - zapytała po chwili.
- Tak, zgadza się - odpowiedział jej mój mąż.
Siedzący mu na ramieniu Pikachu lekko nastroszył sierść, jakby szykował się już do ataku.
- Tak, poznaję cię. Jesteś Ash Ketchum, mój przyjaciel. Prawda?
Takiej odpowiedzi żadne z nas się nie spodziewało. Co ta Cleo wygadywała? Ash jej przyjacielem? Przecież ona go nienawidzi. Kiedyś darzyła przyjaźnią, ale odkąd Domino wmówiła jej, że to Ash zabił jej straszą siostrę, okrutną i straszną Łowczynię J, Cleo robiła wszystko, aby go za to zabić, choć oczywiście starając się przy tym nie krzywdzić niewinnych osób. Zapewne z tego powodu jej ataków na nasze osoby nie było aż tak wiele, bo gdyby nie obchodziło ja to, czy podczas jej akcji zginą niewinni, to by atakowała nas w dzień i w nocy na multum różnych sposobów. Ona jednak zawsze zachowywała klasę i starała się wykończyć Asha, zmuszając go do uczciwej walki jeden na jednego. Raz tylko zmieniła swój modus operandi, ale to pewnie dlatego, że wpadła pod wpływy paru agentów organizacji Rocket. Pomijając to jednak, zawsze próbowała zabić Asha, trzymając się przy tym swoich zasad, które porównałabym do samurajskiego kodeksu honorowego, o ile oczywiście taki w ogóle istniał, a nie był tylko wymysłem filmowców. Ale tak czy siak, Ash był obecnie jej wrogiem, dlatego zaskoczyło nas, że mówi o nim jako o swoim przyjacielu. Co tu było grane? A może to była tylko gra pozorów, którymi to chciała nas oszukać i podejść? Taka myśl również przyszła mi do głowy.
Nie wiem, co wtedy myślał Ash, ale wiem, że był równie mocno zmieszany, co ja, ponieważ westchnął tylko, lekko potarł sobie dłonią kark i rzekł:
- No, w sumie to tak. Jesteśmy przyjaciółmi. Choć ostatnio były między nami pewne niesnaski.
- Oj tam, zapomnij o nich. Komu się one nie zdarzają? - zapytała Cleo tonem niezwykle beztroskim, jakiego dawno już u niej nie słyszałam.
Nie byliśmy pewni, co mamy o tym wszystkim myśleć, jednak nikt z nas nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu i mówić, że się myli w kwestii tego, co czuje do Asha. O ile oczywiście to był z jej strony błąd, a nie idealna gra aktorska.
- A czy mnie poznajesz? - zapytałam niepewnie.
Cleo przyjrzała mi się uważnie, a po chwili uśmiechnęła się delikatnie i zaraz odpowiedziała:
- Oczywiście, że tak, Sereno. Jak mogłabym ciebie nie pamiętać?
Postanowiłam spróbować małego blefu, ciekawa reakcji dziewczyny.
- A pamiętasz, że jesteśmy przyjaciółkami?
Odpowiedz dziewczyny bardzo mnie zaskoczyła.
- Oczywiście, że o tym też pamiętam. Sereno, moja droga, dlaczego zadajesz mi tak dziwne pytania?
Nie wiedziałam, co mam myśleć lub odpowiedzieć. Albo Cleo rzeczywiście w żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć tego, że jesteśmy na wojennej ścieżce, albo to wszystko było doskonale przez nią odegraną grą aktorską. Nie byłam w żaden sposób pewna, która z tych opcji jest prawdziwa. Osobiście skłaniam się ku tej pierwszej, jednak nie mogłam tego powiedzieć na pewno. Ostatecznie przecież takie rzeczy zdarzały się tylko w filmach, a nie w prawdziwym życiu. Chociaż nie od dziś wiadomo, że prawdziwe życie potrafi naprawdę nieźle człowiek zaskoczyć, przygotowując mu scenariusz rodem nawet z najgorszej telenoweli.
Cleo tymczasem przyglądała się uważnie Anabel i Ridleyowi, obok których krążyła w powietrzu Nowa Meloetta, bacznie przyglądając się dziewczynie.
- Was chyba nie znam - rzekła po chwili panna Winter - Chociaż może i też was spotkałam na swojej drodze, ale nie jestem pewna. Kim jesteście?
- Jestem Anabel, a to mój chłopak, Ridley - powiedziała Anabel przyjaznym i uprzejmym tonem, wskazując dłonią na siebie i swego towarzysza - A to jest nasza przyjaciółka, Meloetta.
Pokemonka zapiszczała słodko i przyjaźnie, a Cleo rozczuliła się na jej widok i powiedziała zachwycona:
- Jaka ona słodka. Jaka urocza. Mogę ją pogłaskać?
Chciała się lekko podnieść z łóżka, ale rana na jej głowie była wciąż świeża, więc przeszył ją ostry ból, syknęła i opadła na poduszkę.
- Ale mnie boli. Naprawdę, okropny ból. Ale co mi się dokładniej stało?
Nie wiedzieliśmy, co jej odpowiedzieć. W końcu, jeśli nie pamiętała tego, to o wiele lepiej by było, gdyby pozostała w błogiej nieświadomości. Ash widać tak samo uważał, gdyż po chwili przejął inicjatywę i powiedział:
- Miałaś wypadek. Zraniłaś się w głowę. Ale spokojnie, lekarz powiedział, że twoja rana nie jest groźna, tylko musisz dużo leżeć, odpoczywać i dużo pić. Jakieś wzmacniające organizm soki i takie tam.
- A jeść też mi wolno? - spytała dowcipnie Cleo.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział jej wesoło Ash - Widzę, że wraca ci teraz poczucie humoru. Tym lepiej. To oznacza, że powoli powracasz do zdrowia.
- Tak, czuję się znacznie lepiej, kiedy jesteście ze mną.
Po chwili wszedł do pokoju lekarz, aby zbadać Cleo. Poprosił nas, żebyśmy wyszli z pokoju i poczekali przed nim. Wykonaliśmy polecenie.
- Widzi pan, jakich mam wspaniałych przyjaciół? - zapytała Cleo lekarza w chwili, kiedy wychodziliśmy na zewnątrz - Najlepszych na świecie. Czuwali przy mnie, wspierają mnie i nie zostawili w potrzebie. I martwią się o mnie, abym jak najszybciej wyzdrowiała. Tacy przyjaciele to skarb.
Serce mi się krajało, kiedy to słyszałam. Jeśli Cleo rzeczywiście tak myślała i nie mówiła tego tylko po to, aby nas podejść, to oznaczało, że rzeczywiście tak o nas myśli, a skoro tak, to wobec tego będzie w niezłym szoku, kiedy przypomni sobie, jak to wszystko naprawdę wygląda.
- No i co o tym myślicie? - zapytałam po chwili, gdy już byliśmy wszyscy na zewnątrz.
- Cleo chyba straciła pamięć - powiedział Ridley.
- Wszystko na to wskazuje - dodał Ash.
- Pika-pika-chu - zgodził się z nim Pikachu.
- Oj, już dajcie spokój. Naprawdę sądzicie, że ona tak na poważnie mówi i czuje? - spytałam ze złością, choć prawdę mówiąc, sama byłam wtedy już prawie na sto procent przekonana o tym, że Cleo mówi prawdę.
- Tak, jesteśmy o tym przekonani - odparła na to Anabel - Nie może być innej opcji. Nie wyczułam w jej głosie fałszu, a wiecie dobrze, że umiem to zrobić, jeśli ktoś próbuje mnie okłamywać. A Cleo nie kłamie. W jej głosie wyczuwałam tylko i wyłącznie prawdę. Meloetta także.
Nowa Meloatta zapiszczała na znak, że tak właśnie jest i usiadła wygodnie na ramieniu swojej przyjaciółki.
- Ale co wobec tego się dzieje? - zapytałam - Straciła pamięć czy co?
- Wszystko na to wskazuje - odpowiedział Ridley.
- Ale czy możemy być tego pewni? Przecież ona może dobrze udawać.
- Nie sądzę. Anabel nie tak łatwo zwieść, a Meloettę jeszcze mniej. Śmiem wręcz twierdzić, że nie jest to możliwe.
- Rozumiem, ale to dla mnie naprawdę niezły szok. Przecież chyba widzicie, że to scena jak z jakieś kiepskiej telenoweli.
- Może i tak, ale póki co wszystko wskazuje na to, że to prawda.
- Nie chcę się chwalić, ale jakoś nie sądzę, żeby ktokolwiek zdołał zwieść moje zmysły - powiedziała do mnie Anabel niezwykle poważnym tonem - A nawet jeśli zdołałby jakoś tego dokonać, to nie zdołałby oszukać zmysłów Meloetty. Jej nie można oszukać. Wykryje każde kłamstwo, każde aktorstwo, choćby nawet i to najlepsze.
- No dobrze, ale co wobec tego dalej? - spytałam.
- Bune-bune? - zapiszczała pytająco Buneary.
- Nic dalej. Po prostu korzystamy z zaistniałej sytuacji i próbujemy do siebie przekonać Cleo, aby znowu nas lubiła, tak jak dawniej.
Te słowa wypowiedział Ash, który podczas całej tej rozmowy milczał, jakby sobie układał w głowie plan działania.
- Ale słuchaj, nie sądzisz, że to nieco nieetyczne? Wykorzystywać fakt, że ona nie pamięta o waszej wrogości? - zapytała Anabel.
Słysząc to, parsknęłam śmiechem, nie ukrywając przy tym, jak naiwne mi się wydaje to, co właśnie powiedziała.
- Nieetyczne? A to, co chciała nam zrobić, jest może etyczne? - zapytałam.
- Pamiętajcie, że ona cały czas jest niewolnicą kłamstwa, które wpoiła jej do głowy Domino. Trzeba będzie kiedyś wszystko jej wyjaśnić.
- Ona nie chce słuchać żadnych wyjaśnień. Ona chce głowy Asha i tyle.
- Jest młoda i rozgoryczona. Jej starsza siostra była dla niej wszystkim. Jest jej trudno pogodzić się z tym, że nie tylko nie była wcale tak kryształowa, jak się dotąd jej wydawało, ale i z tym, iż jej już nie ma i nie będzie. Słabo ją znam, lecz czuję, że tak właśnie z nią jest.
- Wszystko bardzo ładnie, tylko co my mamy z tym zrobić? Przecież ona nie chciała nas nigdy słuchać, gdy jej tłumaczyliśmy, że Ash nie zabił jej siostry.
- Trzeba będzie na spokojnie jej to wszystko przekazać, może nawet znaleźć sposób na to, aby ukazać jej wizję przeszłości, która jej pokaże, jak to wszystko wyglądało naprawdę. Wtedy i tylko wtedy możemy coś tutaj zdziałać. Inaczej Cleo kiedyś podzieli los siostry, czego bardzo bym nie chciała.
- Żadne z nas tego nie chce - wtrącił się Ridley - Dlatego też musimy w jakiś sposób nawrócić ją na właściwą drogę.
- Ale zanim weźmiemy się za tę kaznodziejską robotę, powiedzcie mi, co też mamy zrobić teraz? - spytałam.
- Ash powiedział wyraźnie. Póki co nie wyprowadzać jej z błędu - rzekł na to Ridley.
Anabel spojrzała na niego zdumiona, a on przeszedł do wyjaśnień.
- Zrozumcie. Cleo straciła pamięć. Nie wiemy, czy kiedykolwiek ją odzyska. Możliwe, że nigdy. Po co więc mamy ją katować wspomnieniami, do których ani ona, ani my na pewno nie chcielibyśmy wracać?
- Właśnie, sam bym tego lepiej nie ujął - zgodził się z nim Ash - A poza tym, pomyślcie. Co mamy jej powiedzieć? Że nie tak dawno próbowała mnie skrócić o głowę, a sama dostała po głowie ode mnie, gdy się przed nią broniłem? I że już od jakiegoś czasu chce mnie zabić, bo moja podła kuzyneczka wmówiła jej kłamstwo o tym, że to niby ja zabiłem J?
- Racja, to by było dziwne i wszystko by popsuło - powiedziałam - A przecież nie o to chodzi, żeby ona wróciła do złych nawyków, ale żeby wróciła i pozostała już przy tych dobrych. Jedyny sposób, aby nie powróciła na ścieżkę zła, to unikać przy niej wzmianek o naszej niemiłej przeszłości.
- Wiecie jednak, że jeśli odzyska wspomnienia i zrozumie, co się dzieje, to nie tylko będzie wściekła, ale może i was znienawidzić jeszcze bardziej? - zapytała Anabel.
- A jeżeli jej powiemy wszystko o jej przeszłości, to jak sądzisz? Poklepie nas za to po główkach i powie, że co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr? - spytałam nie bez złośliwości.
- Poza tym i tak nie pamięta tego, co się działo i nie wiadomo, czy nam w to wszystko uwierzy - zauważył Ridley - A jeśli nawet uwierzy, to będzie w naprawdę niezłym szoku. Nie wiadomo, jak jej umysł na to wszystko zareaguje.
- Może i masz rację - powiedziała nie do końca przekonana Anabel - Jakby na to nie patrzeć, obie możliwości niosą ze sobą jakieś ryzyko.
- Jesteśmy jak między Scyllą a Charybdą - zauważyłam ponuro - Cokolwiek nie wybierzemy, zawsze wybierzemy ryzyko. Tylko wciąż nie wiemy, które z nich jest mniejsze, a które większe.
- Wybór wydaje się być oczywisty - powiedział Ash - Ale nie wiemy, czy taki jest w rzeczywistości. Póki co jednak, trzymajmy się go. Tak będzie najlepiej.
Niedługo potem z pokoju Cleo wyszedł lekarz. Jego twarz była spokojna, ale też lekko zasmucona.
- Pacjentka ma się już lepiej, rana będzie powoli i stopniowo się goić. Nie ma realnego niebezpieczeństwa dla jej życia. Ale musi dużo wypoczywać, jak to już wam wcześniej mówiłem. I niech unika niepotrzebnych wzruszeń.
- To znaczy? - zapytałam.
- Na wskutek swojej rany straciła część wspomnień. Nie wiem dokładnie, ile z nich, ale na pewno nie pamięta samego wypadku.
- Czy z czasem odzyska wspomnienia? - zapytał Ash.
- Nie jestem pewien. Istnieje taka możliwość, ale nie jest to coś pewnego - rzekł na to lekarz - Jeżeli będzie sobie próbowała coś przypomnieć, proszę jej to oczywiście ułatwić, ale delikatnie. Nie cały nawał informacji od razu, bo to tylko jej może zaszkodzić. Na spokojnie i bez pośpiechu. A z czasem wróci do pełnego zdrowia i być może odzyska wszystkie wspomnienia.
To mówiąc odszedł, a my nie wiedzieliśmy, czy mamy się z tej wiadomości cieszyć, czy też może płakać.
- Ech, wszystkie wspomnienia - westchnęłam ponuro, zaglądając przy tym delikatnie przez uchylone drzwi do pokoju Cleo.
Dziewczyna leżała na łóżku na sporym podwyższeniu z kilku poduszek i gdy mnie zobaczyła, pomachała mi delikatnie ręką. Odwzajemniłam gest, a serce mi zaczęło się mocno ściskać.
- Nie wiem, czy chciałabym, aby je odzyskała - powiedziałam po cichu - No, a jeśli nawet, to część z nich powinny na zawsze zostać wymazane z jej pamięci.
- Czas pokaże, co z tego wyniknie - rzekł Ash, stając obok mnie.
Nie wiem, czy chciał mnie pocieszyć tymi słowami, ale zdecydowanie mu się to nie udało.
***
Opowiadanie Maggie Ravenshop c.d:
Po walce z agentami sił zła, Czarodziejka z Księżyca wraz z Luną prędko się wycofała w bezpieczne miejsce, zanim jej mama się ocknie z szoku, którego po tym wszystkim doznała. W tym bezpiecznym miejscu, będącym oczywiście jej własnym pokojem, prędko przemieniła się w siebie samą i zbiegła na dół, próbując szybko uspokoić swoją mamę.
- Córeczko! Jak to dobrze, że jesteś! - zawołała Grace, patrząc przy tym ze łzami w oczach na córce i ściskając ją serdecznie - A tak się o ciebie bałam. Tak się bałam, że coś ci się stało.
Serena, chociaż nie chciała tego robić, musiała okłamać matkę. Nie mogła jej przecież powiedzieć tego, że została właśnie tajemniczą, zamaskowaną strażniczką pokoju i sprawiedliwości oraz pogromczynią zła. Po pierwsze, matka mogła jej w to nie uwierzyć, a po drugie, nie chciała jej narażać. Za dobrze wiedziała z książek i filmów, jak ryzykują tajemniczy obrońcy dobra, kiedy wciągają w swoje plany te osoby, które są im bliskie. Nie chciała, aby matka ponosiła konsekwencje tego, że ona posiada nową tożsamość. Dlatego, choć nie sprawiło jej to przyjemnością, to musiała kłamać.
- Spokojnie, mamo. Czarodziejka z Księżyca była w moim pokoju i kazała mi w nim siedzieć i nie mieszać się. Nie chciałam zostać, ale powiedziała mi, że ta dwójka poszukuje tylko jej i żebym się do tego nie mieszała. Dlatego siedziałam w swoim pokoju i czekałam. Widzę, że doskonale sobie z nimi poradziła.
- A tak, poradziła sobie z nimi rewelacyjnie - powiedziała matka, nie kryjąc przed córką zachwytu postacią czarodziejki - Walczyła odważnie i walecznie, ale przez chwilę było naprawdę groźnie. Ale pomógł jej jeszcze jakiś tajemniczy gość. Jakiś taki młody mężczyzna ubrany w garnitur, cylinder i pelerynę. Miał szpadę i taką białą maskę na twarzy.
- Nie rozpoznałaś go?
- Nie. Nie wiem, kto to był. Nie wiem też, kim była czarodziejka, ale wiem jedno. Oboje byli naprawdę odważnie i uratowali mi życie. Byłam nimi naprawdę zachwycona. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę ich w akcji. Oczywiście nie w naszym domu. Nie chciałabym ryzykować naszego życia. Ale może kiedyś ty i ja zobaczymy czarodziejkę na ulicy walczącą ze złem? Kto to wie?
Serena uśmiechnęła się delikatnie do matki.
- Tak, kto to wie? - powiedziała tajemniczym tonem, którego jej matka jednak nie wyczuła.
Po tej rozmowie, kiedy Grace już poczuła się lepiej, obie posprzątały kuchnię i zabrały się za szykowanie dla siebie kolacji.
***
Następnego dnia Serena poszła do szkoły, jakby nigdy nic, próbując udawać, że wszystko jest w porządku. Wolała nie opowiadać swoim koleżankom i swoim kolegom o tym, iż w jej domu była Czarodziejka z Księżyca i stoczyła tam walkę z siłami zła. Po pierwsze nie sądziła, że ktoś mógłby jej uwierzyć, a po drugie też nie miała pewności, czy nie byłoby więcej szkody w tym, że ktoś by jej właśnie w jej opowieści uwierzył. W końcu, kto wie, jakich agentów siły zła mają wokół niej, w szkole, do której chodzi? Nie miała żadnej pewności, czy aby ktoś z nauczycieli lub uczniów nie jest agentem sił zła albo też został zastąpiony przez demona czy kogoś innego, kto przybrał postać owego nauczyciela lub ucznia i nie próbuje jej znaleźć. Luna uważała, że taka możliwość jak najbardziej istniała, dlatego też nie można było ryzykować opowiadania o czymś takim. Zresztą już samą możliwość zwierzenia się komukolwiek Luna uważała za pomysł absurdalny.
- Zapamiętaj sobie, Sereno, że na twoich barkach spoczęła od wczoraj wręcz ogromna odpowiedzialność - powiedziała, gdy szły obie do szkoły - Nie możesz w tej sprawie nikomu zaufać, chyba tylko wtedy, kiedy ja ci powiem, że jakaś osoba jest godna naszego zaufania.
- A skąd będziesz wiedziała, że właśnie tej osobie możemy zaufać, a tamtej nie? - zapytała Serena.
- Będę wiedziała, ponieważ pomoże mi moja magia - odparła na to Luna - O to bądź całkowicie spokojna.
- A powiedz mi, czy sądzisz, że siły wiedzą już o tym, kim jest Czarodziejka z Księżyca?
- Nie sądzę. Gdyby to wiedzieli, to próbowaliby ponownie najść wasz dom i wtedy by było o wiele gorzej niż ostatnio. Bo wtedy chcieli tylko zdobyć kryształ, który w sobie posiadałaś. Jeśli więc znowu napadną na wasz dom, to będą chcieli cię zabić. Zostaje więc mieć tylko nadzieję, że jeszcze tego nie wiedzą. Sądzę, że nie wiedzą, ale kto ich tam wie? Może mają jakieś plany względem nas? A może liczą na to, że przy okazji znajdziemy pozostałe Czarodziejki?
- Mogą więc poczekać, aż je znajdziemy i dopiero nas zaatakują?
- Tak, istnieje taka możliwość. Widzisz, każda z nich posiada w sobie kawałek Srebrnego Kryształu. Oni chcą go zdobyć. W złych rękach ten przedmiot może się stać narzędziem zła. Dlatego nie możemy pozwolić na to, aby go zdobyli. Bardzo wiele od tego zależy.
- Pierwszy fragment kamienia zabrał Tuxido. Jesteś pewna, Luno, że możemy mu ufać?
- Tak, jestem tego pewna. Nie mogę ci jednak jeszcze powiedzieć, skąd mam taką pewność.
- Dlaczego?
- Za dużo naraz chcesz wiedzieć. Jeszcze nie mogę powiedzieć ci wszystkiego o tej sprawie. Wiem jednak, że to człowiek godny szacunku i nasz sojusznik. To on musi przechowywać kawałki Srebrnego Kryształu. I tylko on lub też księżniczka Serenity mogą złożyć ze sobą te kawałki w jedno.
- A królowa Domino? Też jest w stanie tego dokonać?
- Obawiam się, że tak. Zresztą kawałki kryształu nawet osobno mogą bardzo jej pomóc. Ale w całości Srebrny Kryształ uczyni ją niepokonaną. Nie możemy do tego dopuścić. Królowa Domino nie może ich dostać w swoje ręce. Użyje czarnej magii, aby je ze sobą złączyć i potem połączy je ze swoją różdżką, a wtedy nic jej nie powstrzyma przed podbojem tego świata. Ściągnie z najdalszych zakątków piekieł i zaświatów najgorsze demony i inne złe duchy, przeciągnie na swoją stronę na pewno wielu złoczyńców, a z taką armią może łatwo podporządkować sobie Ziemię. A zapewniam cię, że na niej nie poprzestanie. Jestem całkowicie pewna, że jak tylko podbije tę planetę, to weźmie się za kolejne. Jak więc widzisz, wielka odpowiedzialność spadła na twoje barki.
- Jakoś mnie tym nie pocieszyłaś, wiesz? - powiedziała ironicznie Serena.
Luna oczywiście nie przejęła się faktem, że nastraszyła niesamowicie swoją podopieczną, ponieważ za bardzo była przejęta tym, jak wiele od ich misji zależy i na tym, aby odnaleźć pozostałe Czarodziejki, żeby przejmować się tym, czy panna Tsukino była zaniepokojona, czy też nie.
- A przy okazji, powiedz mi, dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, że kawałki Srebrnego Kryształu znajdują się w ciałach moich i pozostałych Czarodziejek? - zapytała po chwili Serena.
- Nie zdążyłam tego zrobić. Zresztą jakie to ma znaczenie?
Serena stanęła w miejscu i popatrzyła oburzona na Meowstica.
- Jakie to ma znaczenie? Ryzykuję życie dla waszej sprawy, a ty mi mówisz, że nie muszę wiedzieć tak istotnego szczegółu jak to, że coś tkwi w mojej piersi?
Luna spojrzała na dziewczynę z uwagą i powiedziała ponuro:
- Ryzykujesz życie nie dla „mojej” sprawy, ale sprawy nasz wszystkich. Dla sprawy, od której zależy los całej Ziemi, a być może i kosmosu. Czy tego chcesz, czy nie, musisz przyjąć to do wiadomości, że w tej sprawie musisz zapomnieć o sobie i skupić się jedynie na tym, aby wykonywać dobrze swoje zadanie.
- Aha, czyli nic dla siebie, wszystko dla Ziemi?
- Możesz to sobie tak nazywać, bo w sumie to tak właśnie wygląda.
Serena nie była bynajmniej zachwycona tymi słowami. Zacisnęła prawą dłoń w pięść i powiedziała:
- Nie podoba mi się ton, w jaki zmierza ta rozmowa.
- Może ci się podobać albo nie, to nie ma znaczenia. Gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę. Nie ma więc czasu na grymasy, musisz podejść do tego na bardzo poważnie. Im bardziej, tym lepiej dla ciebie.
Serena rozważała sobie w głowie te słowa. Wiedziała, że Luna ma rację, choć nie podobała się jej metoda pozyskania jej osoby do tego zadania. Ostatecznie ta oto Pokemonka obdarzona ludzką mową pozwala sobie na zbyt wiele, werbując ją do swojej krucjaty nawet nie pytając o zgodę. Ale cóż... Być może miała rację, że w taki sposób do tego należy podchodzić? Ostatecznie za wiele od jej czynów teraz zależy. Mimo wszystko Luna mogłaby lepiej podchodzić do ludzi. Jakby przecież nie patrzeć, zmusiła ją do współpracy bez pytania o zgodę i nawet nie raczyła jej o jakże ważnych sprawach informować. Do tego zachowywała dla siebie tajemnice. Nie sprzyjało to bynajmniej dobrej współpracy w przyszłości.
***
Zgodnie z poleceniem Luny, Serena zachowała całkowitą dyskrecję w szkole i nikomu nie opowiedziała o swojej przygodzie. Chociaż bardzo ją kusiło do tego, aby opowiedzieć Dawn lub Ashowi o tym wszystkiemu, jednakże musiała milczeć nawet przed nimi. Sprawiało jej to naprawdę dużą przykrość, ponieważ jak dotąd nigdy nie miała przed tą dwójką żadnych tajemnic. Teraz jednak miała, ponieważ było to konieczne, ale kto powiedział, że konieczność jest przyjemna?
Dlatego rozmowy na szkolnym korytarzu i przed szkołą podczas przerw nie były tego dnia zbyt przyjemne, ponieważ Serena musiała ukrywać przed Dawn i Ashem bardzo ważne sprawy, które ciążyły jej niesamowicie mocno. Tak bardzo chciała się wygadać, paliło ją to od środka, a nie mogła nic zrobić. Musiała milczeć o wszystkim, co się działo ostatnio w jej domu, bo zbyt wiele od tego zależało.
- Sereno, moja droga. Jesteś dzisiaj strasznie milcząca - powiedziała do niej Dawn życzliwym tonem - To do ciebie nie pasuje. Zawsze opowiadałaś mi bardzo ciekawe ploteczki lub co robiłaś poprzedniego wieczoru, a teraz nie tylko milczysz o tym, ale jeszcze chyba nie słuchasz mnie za bardzo.
Serena uśmiechnęła się do dziewczyny przepraszająco i powiedziała:
- Wybacz, Dawn. Nie chcę cię urazić. Po prostu źle spałam w nocy i nieco się źle teraz czuję. Poza tym mama trochę choruje i w ogóle.
- Ojej, choruje? A czy to coś poważnego? - zapytał Ash wyraźnie niespokojny o los matki swojej serdecznej przyjaciółki.
Serena zarumieniła się lekko. Wiedziała, że nie powinna kłamać, bo przecież jej mama nie była chora. To znaczy była mocno osłabiona po tym, co się stało w ich domu poprzedniego wieczoru i została tego dnia w łóżku, aby wypocząć sobie po tych wszystkich ekscesach i wrażeniach, choć oczywiście cały czas powtarzała córce, iż bardzo chciała zobaczyć znowu w akcji Czarodziejkę z Księżyca. Dlatego też nie była chora, raczej osłabiona. Kłamanie o tym, że była chora i to jeszcze jej przyjaciołom nie było zbyt fair, a nawet niebezpieczne. Co będzie, jeżeli któreś z nich zechce odwiedzić jej mamę i złożyć jej życzenia powrotu do zdrowia i wtedy zobaczy jej matkę całą i zdrową? Lepiej było więc w miarę skutecznie z tego jakoś wybrnąć. Dlatego powiedziała:
- Przepraszam, źle się wyraziłam. Mama jest po prostu osłabiona, miała jakieś koszmary w nocy czy coś i nie mogła spać, teraz wypoczywa. Ale ona sama ma się za obłożnie chorą i musi odpoczywać, aby odzyskać siły do życia.
- Aha, rozumiem. Takie buty - zachichotała Dawn, rozumiejąc już wszystko, co mówiła jej przyjaciółka.
Ash i jego siostra uśmiechnęli się zabawnie. Dobrze wiedzieli, że Grace, czyli mama Sereny ma nieraz tendencję do tego, aby przesadnie podchodzić do sprawy swego zdrowia. Nieraz zdarzało się jej mieć ataki hipochondrii i być przekonaną o tym, że jest ciężko chora nawet wówczas, kiedy była tak naprawdę zdrowa, tylko psychicznie nie czuła się najlepiej. Uspokoili się więc, a Serena, choć nadal miała wyrzuty sumienia za okłamywanie przyjaciół, to jednak były one o wiele mniejsze teraz, ponieważ praktycznie powiedziała prawdę, lekko tylko naginając fakty, jak chociażby zmyślając opowieść o koszmarach sennych swojej mamy. Ucieszyło ją jednak, że przyjaciele nie naciskają i nie próbują z niej wycisnąć prawdy wbrew jej woli lub dopytywać się o szczegóły, które zmusiłyby ją do kolejnych kłamstw, a których tak bardzo chciała uniknąć.
Serena spędziła miło czas w szkole, lekcje nie były zbyt trudne, a poza tym były one niesamowicie przyjemną odmianą od dość niezwykłego i zarazem także dość groźnego zadania, którego się podjęła, a raczej, w którego podjęcie się została w sposób naprawdę bezczelny wmanewrowana przez Lunę. Można zatem śmiało powiedzieć, że znalazła ukojenie w szkolnych obowiązkach i rzuciła się w ich wir, aby nie myśleć o tym, co ją jeszcze czekało, a była pewna tego, iż na pewno to nie jest jeszcze koniec.
Gdy wychodziła ze szkoły, to zauważyła Lunę, która uważnie przyglądała się jej, lekko tylko wysuwając głowę zza drzewa. Dała znak łapką na znak, żeby do niej podeszła. Serena więc odczekała, aż tłum uczniów, wśród którego znajdowała się, odejdzie jak najdalej od niej, po czym podeszła do Luny.
- Co się stało? - zapytała ją.
- Słuchaj, odkryłam już, kim jest kolejna Czarodziejka - powiedziała do niej Luna.
- Naprawdę? Kto to taki? I gdzie ona teraz jest?
- To kolejna dziewczyna w twoim wieku. Ale nie było jej dzisiaj w szkole. O ile dobrze zauważyłam, opiekowała się swoim dziadkiem i dlatego musiała przy nim pozostać.
- Rozumiem. Czy ją znam?
- Nie wiem. To taka rudowłosa dziewczyna. Mieszka z dziadkiem niedaleko stąd, tak na obrzeżach miasta.
- Znasz jej imię?
- Nie znam. Ale to teraz bez znaczenia. Musimy się z nią skontaktować i to jak najszybciej, zanim zrobią to agenci królowej Domino.
- W porządku. Chodźmy do niej natychmiast.
Luna uśmiechnęła się delikatnie do Sereny, kiedy to usłyszała.
- Na takie słowa właśnie czekałam, Czarodziejko. Ruszajmy więc!
***
Serena i Luna ruszyły w drogę. Pokemonka ją prowadziła. Dziewczyna szła za nią posłusznie, bardzo zaintrygowana tym wszystkim. W głowie próbowała zaś sobie jakoś ułożyć plan rozmowy z dziewczyną, gdy już ją spotkają. Oczywiście wszystko, co tylko próbowała wymyślić, nie tylko wcale nie kleiło się ze sobą, ale również nie wychodziła z tego jakaś w miarę sensowna rozmowa. I chyba nic w tym dziwnego. Bo przecież jak można było oczekiwać, że bez trudu wejdzie się do domu jakieś dziewczyny, zagada ją i powie się, iż jest ona czarodziejką o wielkiej mocy, która może te moce wykorzystać do uratowania całego świata? To przecież już samo w sobie brzmiało po prostu idiotycznie, irracjonalnie i na tyle bajkowo, że aż niemożliwie. Dlatego nie oczekiwała, że owa Czarodziejka, kim by ona nie była, nie uwierzy jej, jeśli powie jej wszystko, co chce jej powiedzieć. Ponad to jeszcze dochodziło coś innego. Co, jeżeli siły zła już do niej dotarły? Z tego, co miała okazję zobaczyć Serena, było to bardzo możliwe. Te podłe dranie były dość cwane, przynajmniej na tyle, na ile mogła to zobaczyć. W końcu bez większych trudności udało się jej dostać do niej, do Sereny, znaleźć jej dom i choć nie mieli pojęcia, kim jest Czarodziejka z Księżyca, to wiedzieli, że znajduje się w domu pani Evans i to u niej trzeba jej szukać. Co więc przeszkadzało im w tym, aby bez większych trudności odnaleźć rudowłosą Czarodziejkę? Ostatecznie przecież Luna znalazła ją dzisiaj w ciągu paru zaledwie godzin, a skoro ona umiała to zrobić, to na pewno oni również nie musieli mieć z tym jakichkolwiek problemów.
W końcu dziewczyna i Pokemonka dotarli na miejsce. Był nim bardzo ładny dom otoczony niewielkim murem, z ogromnym dziedzińcem, który podzielony był na kilka części. W jednych z nich znajdowały się przyjemnie wyglądające drzewa, w innych grządki z roślinami. Sam dom zaś sprawiał wrażenie bogatego, był on biały z czerwonym dachem, zawierał również w kilku miejscach szklane drzwi. Widać było wyraźnie, że właściciel tegoż miejsca musi posiadać naprawdę dobrą sytuację finansową, skoro stać go było na utrzymanie takiej posiadłości.
- Jesteś pewna, że to tutaj? - zapytała Serena swoją towarzyszkę.
- Oj tak, jestem tego pewna - odpowiedziała Luna i delikatnie się uśmiechnęła - Chociaż chyba wiem, o co ci chodzi. Niekiepski domek, co nie?
- Oj tak, niekiepski. Ja i mama musiałybyśmy chyba całe życie pracować, aby nas było na niego stać.
- Zdecydowanie. No dobrze, to chodźmy.
Podeszli powoli do drzwi i zapukali do nich. Chwilę później nad ich głowami przeleciały jakieś Pokemony ptaki, skrzecząc przy tym groźnie.
- Co to? Strażnicy? - zapytała zaniepokojona Serena.
- Spokojnie, już z nimi rozmawiałam. Nie zrobią nam krzywdy - odparła na to spokojnym tonem Luna - Wiedzą, że przychodzimy w dobrej woli.
- Mam nadzieję, że tak właśnie jest - rzuciła niepewnie Serena.
Ponownie zapukała, ale ponieważ nikt im nie otworzył, nacisnęła ostrożnie i delikatnie klamkę. Drzwi nie były zamknięte na klucz, dlatego też mogła wejść do środka. Skorzystała z okazji i weszła, a za nią uczyniła to także Luna. Obie bardzo uważnie się rozejrzały dookoła. Nikogo nie było.
- Hop-hop! Jest tutaj ktoś?! - zawołała Serena.
Nie wiedziała, czy to, co robi, było mądre, ale mimo wszystko ostatecznie też musiała coś zrobić, aby wiedzieć, czy ktoś jest w domu, czy też nie. Powoli więc zaczęła chodzić po głównym holu w towarzystwie Luny, próbując znaleźć gdzieś dziewczynę, której poszukiwali.
- Jest tutaj ktoś? - zapytała ponownie.
Ponieważ nikt jej nie odpowiedział, zaczęła bardzo ostrożnie zaraz zaglądać do innych pokoi. W jednym z nich zastała dziewczynę ubraną w białe kimono, siedząca sobie spokojnie po turecku na poduszkach, odwrócona plecami do Sereny i Luny. Jej ręce rozłożone po bokach wskazywały na to, że prawdopodobnie ona teraz medytowała. Włosy dziewczyny były rude.
- To ona? - zapytała cicho Serena.
- Nie inaczej - odpowiedziała jej Luna.
Serena podeszła powoli do dziewczyny, która mamrotała coś pod nosem. Nie była pewna, co dokładniej mówi, ale usłyszała pośród nich takie słowa jak: „Dobre duchy” oraz „wspomóżcie go”. Dotknęła delikatnie ramienia dziewczyny, ta zaś poderwała się dziko ze swojego miejsca, odwróciła się gwałtownie, po czym dość ostrym ruchem ręki przykleiła jakiś kawałek papieru do czoła Sereny.
- Idź precz, zły demonie! - krzyknęła rudowłosa.
- Zwariowałaś czy co?! - wrzasnęła na nią Serena.
W rudowłosej i zwariowanej pannicy rozpoznała swoją koleżankę ze szkoły, pannę Misty. Początkowo, gdy ta siedziała do niej odwrócona plecami, nie była w stanie jej poznać, a dodatkowo także nie znała jej domu, nigdy nie miała okazji ani też ochoty, aby ją odwiedzić. Zresztą Misty była raczej typem odludka i nigdy nie zapraszała nikogo do siebie. Z tego powodu raczej mało kto wiedział o tym, gdzie i jak mieszka.
- Serena? To ty? - zdziwiła się Misty, kiedy już rozpoznała osobę, którą nagle zaatakowała tajemniczym papierkiem.
- A kto? Demon? - zapytała poirytowana jej zachowaniem Serena, odklejając sobie prostokątny kawałek papieru, który Misty przykleiła jej do czoła.
Na papierze widniały jakieś japońskie znaki, ale dziewczyna nie umiała ich odczytać.
- Co to jest? - zapytała ze złością Serena.
- Egzorcyzm przeciwko demonom - odpowiedziała jej z lekkim uśmiechem na twarzy Misty - W kulturze Wschodu stosuje się takie do odganiania demonów i innych złych duchów.
- Czy ja ci wyglądam na złego ducha?
- Na ducha nie, ale na złą i owszem.
Misty była ubawiona całą tą sytuacją, czego jednak nie podzielała Serena. Ta bowiem próbowała sobie gwałtownie zetrzeć ręką z czoła resztki kleju, jakie na nim pozostały.
- Wszystkich gości tak traktujesz? - zapytała ze złością.
- Nie, tylko nieproszonych - odparła ironicznie Misty.
Serena wytarła sobie już czoło i popatrzyła uważnie na rudowłosą.
- Słuchaj, nie gniewaj się, że cię nachodzę, ale mam do ciebie bardzo ważną sprawę. Musisz mnie wysłuchać.
- Jaką sprawę? - zapytała Misty.
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię - powiedziała Serena.
Nie zdążyła jednak przejść do wyjaśnień, ponieważ chwilę później rozległ się na zewnątrz jakiś głośny krzyk przerażenia. Obie dziewczyny zaniepokojone, gdy to usłyszały, natychmiast skierowały swój wzrok ku oknu. Podbiegły przerażone do niego i zobaczyły wtedy, że w ogrodzie jest Dawn, którą szarpały właśnie jakieś dwie wysokie osoby w czarnych strojach. Serena doskonale je rozpoznała. To byli Jessie i James.
- To Dawn! - zawołała przerażona Misty - Ale kim są ci dwoje, którzy ją teraz szarpią? Nie znam ich.
- A ja ich znam, ale od najgorszej strony - odpowiedziała Serena - To bydlaki i łotry. Ale czego oni chcą od naszej przyjaciółki?
Luna zasyczała ze złości i powiedziała:
- A niech to licho! Że też nie pomyślałam, aby poszukać jej w szkole. Tylko zabrałam się za poszukiwania na mieście.
Serena i Misty odwróciły się za siebie i skierowały swój wzrok na Lunę. Ale na Serenie widok ten nie zrobił żadnego wrażenia, wszak była już doskonale z nim obeznana, z kolei zaś Misty była przerażona. Złapała się za serce i zawołała:
- Zły duch! Demon jakiś!
Luna przewróciła załamana oczami i powiedziała z wyraźnym politowaniem:
- Naprawdę nie stać cię na inne wyjaśnienie?
- Spokojnie, to moja nowa przyjaciółka - odpowiedziała Serena - Nie zrobi ci nic złego. Właśnie ona mnie tutaj przyprowadziła.
- Ona? Właśnie ona? - zdziwiła się rudowłosa - A po co? I kim ona jest?
- Na wszystkie wyjaśnienia przyjdzie jeszcze pora - odparła Luna - Ale teraz musimy się brać do dzieła. Posłuchaj mnie, Misty. Musisz nam pomóc uratować Dawn przed tymi łajdakami.
- No dobrze, ale jak? - zapytała dziewczyna.
- W bardzo prosty sposób - odpowiedziała jej Pokemonka - Wyciągnij prawą dłoń w górę i zawołaj: „Potęgo Marsa, przemień mnie!”.
Misty nie była pewna, czy ma jej posłuchać, ale widząc uśmiechniętą i pewną minę Sereny, zrozumiała, że musi jej posłuchać i to właśnie zrobiła. Wyciągnęła lekko dłoń w górę i zawołała:
- Potęgo Marsa, przemień mnie!
Chwilę później Misty uniosła się lekko w górę, otoczona została poświatą, ubranie na niej zanikło i zostało zastąpione przez strój podobny do marynarskiego mundurku szkolnego, a także czerwoną maskę zasłaniającą jej górną część twarzy. Prócz tego włosy się jej wydłużyły do nienaturalnych rozmiarów, po czym opadła lekko na podłogę. Zdziwiona spojrzała na swoje odbicie w lustrze i zapytała:
- To jestem ja?
- Tak, to ty - odpowiedziała jej Luna - Witaj, Czarodziejko z Marsa.
***
- Zaczynasz mi powoli działać na nerwy - powiedziała Jessie do Dawn, wciąż trzymając mocno ją za poły ubrania i unosząc lekko w górę - Lepiej przestań to robić, bo nie jestem osobą specjalnie cierpliwą.
- Potwierdzam. Ona jest bardzo nerwowa - dodał złośliwie James - Dlatego lepiej powiedz nam, gdzie są pozostałe czarodziejki i jak możemy je znaleźć.
Dawn była niesamowicie przerażona. Pociła się gwałtownie, serce mocno mu biło w piersi, a ciało drżało ze strachu.
- Już wam mówiłam sto razy, nie wiem, kim są te całe czarodziejki. Ani jak się do nich dostać - powiedziała - I nie wiem, dlaczego sądzicie, że ja mogę coś o tym wiedzieć.
- Ona chyba naprawdę tego nie wie - stwierdził James, uważnie przyglądając się dziewczynie.
Jessie również popatrzyła w twarz Dawn, pomyślała przez chwilę i dodała:
- Chyba masz rację. Trudno, tak czy inaczej, nasze sensory nie mogą kłamać. Ta dziewucha musi być kolejną czarodziejką. Musi też mieć w swoim ciele kolejny fragment Srebrnego Kryształu.
- Więc na co jeszcze czekamy? Wydobądźmy go! - zasugerował James.
Jego wspólniczka uśmiechnęła się podle, po czym puściła Dawn i zaraz po tym wypowiedziała zaklęcie. Jej ofiara wówczas uniosła się w górę, rozłożyła ręce w bezradnej niemocy, a z jej gardła dobył się dziki krzyk bólu. W tej samej chwili z piersi wysunął się jej niewielki kawałek kryształu barwy niebieskiej. Jessie z zadowoleniem wyciągnęła ku niemu dłonie, ale wtem w jej dłonie uderzył silny jasny promień. Kobieta syknęła z bólu, kamień upadł na ziemię, podobnie zresztą jak i Dawn. Jessie spojrzała ze złością w kierunku, z którego dobiegł ją atak, a tam dostrzegła dobrze już jej znane postaci Czarodziejki z Księżyca, Luny i Fennekina. Wraz z nimi była jeszcze jedna czarodziejka, której tożsamości jeszcze nie znała ani ona, ani jej wspólnik.
- Zostawcie ją! - zawołała ze złością w głosie Czarodziejka z Księżyca.
- No proszę, nasza stara znajoma - powiedziała złośliwie Jessie - I chyba ktoś jeszcze, kogo nie mieliśmy przyjemności poznać.
- Tak, nasza znajoma przyprowadziła koleżankę - dodał James niemalże tym samym tonem, co jego wspólniczka - I to chyba tą, której poszukiwaliśmy.
- Zależy, kogo poszukiwaliście - powiedziała druga czarodziejka - Ja jestem Czarodziejka z Marsa, a wy macie teraz solidnie przechlapane.
- Doprawdy? A co nam zrobisz, panienko? Zechcesz nam sprawić lanie?
Po tych słowach Jessie ryknęła gromkim śmiechem, podobnie jak i James.
- Dobra, pokaż im teraz, że nie żartujesz - powiedziała Luna do Czarodziejki z Marsa.
Ta zaś, korzystając z jej wcześniejszych poleceń, złączyła ze sobą mocno oraz bardzo silnie palce wskazujące obu dłoni, po czym wyleciał z nich dość spory słup ognia, który o mało nie uderzył w Jessie i Jamesa, ci jednak w ostatniej chwili się zdołali uchylić i pocisk nie doleciał do celu.
- No proszę, nasza mała dziewczynka umie gryźć - powiedziała Jessie, a jej głos przemienił się z milutkiego i rozbawionego w wyjątkowo okrutny.
- Poddajecie się? - zapytała Czarodziejka z Księżyca.
- Chyba śnisz! - zawołał James - My się dopiero rozgrzewamy.
On i Jessie szybko pozbierali się, po czym wydobyli pokeballe, które rzucili przed siebie z dzikim impetem. Z obu kul wyskoczyły nagle jakieś stwory, bardzo podobne do Pokemonów, jednakże mające czerwone, nienaturalne oczy. Serena już miała styczność z podobnym zjawiskiem, dlatego też bez trudu rozpoznała, z czym mają teraz do czynienia.
- Demony - wyszeptała do Misty - Musimy z nimi walczyć.
Czarodziejka z Marsa uśmiechnęła się lekko i odparła:
- Na demony mam swoje sposoby.
Gdy jeden z przerażających stworów skoczył w jej stronę, Czarodziejka bez choćby cienia strachu wydobyła nie wiadomo skąd niewielki papier z wypisanym na nim egzorcyzmem, powtarzając po cichu:
- Idź precz, demonie. Idź precz... Idź precz... Niech to miejsce wolne będzie od ciebie dziś i na zawsze.
Po tych słowach, przykleiła dzikim ruchem ręki kartkę do czoła stwora. Ten zaryczał groźnie i rozpłynął się w powietrzu. Czarodziejka zadowolona odetchnęła z ulgą, ale jej radość szybko minęła, kiedy zobaczyła swoją przyjaciółką, jak ta z trudem próbuje odeprzeć ataki kilku demonów naraz. Pomagał jej w tym wierny jak zawsze Fennekin, jednak demony silnie się trzymały i nic nie wskazywało na to, aby miały one zostać zmuszone do ucieczki.
- Słuchaj, nie obraziłabym się, gdybyś mi trochę pomogła - powiedziała nie bez cienia złośliwości Serena.
Misty uśmiechnęła się po przyjacielsku i nieco zawadiacko zarazem, po czym skrzyżowała ze sobą palce wskazujące obu dłoni i wystrzeliła z nich bardzo duży strumień ognia, jeszcze większy niż poprzedni. Strumień ten uderzył w jednego z demonów, spalając go i niszcząc. Fennekin spojrzał zdumiony na czarodziejkę, najwyraźniej dziwiąc się, że on też atakował ogniem demony i jakoś jego ogień nie był w stanie ich zniszczyć, tylko lekko je ranił. Pomyślał, że widocznie ataki magii Czarodziejki z Marsa muszą być znacznie silniejsze niż jego.
Przy wsparciu Misty, Serena zaczęła o wiele łatwiej radzić sobie z demonami, które ją atakowały. Obie czarodziejki ramię w ramię walczyły, wspierane cały czas przez dzielnego Fennekina. Tymczasem Luna podbiegła do leżącej wciąż na ziemi Dawn i zawołała do niej:
- Wstawaj, Czarodziejko! Musisz im pomóc!
Dawn spojrzała na nią zdumiona i przerażona zarazem, nie bardzo wiedząc, co powinna zrobić.
- Ty... Ty mówisz? - zapytała, nie kryjąc przy tym swego szoku.
Luna wywróciła ze złości oczami i mruknęła:
- Serio? Gadający kot w tej sytuacji najbardziej cię dziwi?
- Nie, ale w połączeniu z tym wszystkim...
- Nie mamy teraz czasu na pogaduszki i wyjaśnienia. Czarodziejki potrzebują twojej pomocy. Musisz więc się wziąć w garść i im pomóc.
- Pomóc? Ale jak?
- W bardzo prosty sposób - odpowiedziała Luna - Wstań, podnieść prawą rękę w górę i zawołaj: „Potęgo Merkurego, przemień mnie!”.
Dawn zdziwiła się jej prośbą, ale wykonała ją. Korzystając z tego, że Jessie i James byli nazbyt zajęci posyłaniem do walki kolejnych demonów, podniosła się szybko z ziemi, wyciągnęła w górę prawą rękę i zawołała:
- Potęgo Merkurego, przemień mnie!
Chwilę później uniosła się powoli w górę, po czym została otoczona przez jakąś magiczną poświatę. Poczuła, że nie ma na sobie ubrania i instynktownie się osłoniła, ale to uczucie nie trwało jednak długo, gdyż prędko na jej ciele zjawiło się nowe ubranie, strój niezwykle podobny do tego, jaki nosiły poprzednie dwie czarodziejki, ale z niebieskimi dodatkami. Jej głowę ozdobił taki sam diadem, jaki zdobył czoła jej koleżanek, tylko z niebieskim kamieniem, a górną część twarzy jej ozdobiła spora maska, wyglądająca trochę jak wielkie okulary lub maska na jakiś karnawał. Taka sama, jaką miały na sobie Czarodziejka z Księżyca i Czarodziejka z Marsa, ale jej była oczywiście niebieska. Opadła powoli na ziemię w takim oto stroju i zaczęła na siebie spoglądać w lekkim szoku.
- Wow... Naprawdę nie wiem, co powiedzieć, poza... Wow!
Luna uśmiechnęła się do niej nieco ironicznie i powiedziała:
- Później będziesz podziwiać swój wygląd. Teraz musisz dołączyć do swoich przyjaciółek i walczyć, Czarodziejko z Merkurego.
- Walczyć? Ale jak? W jaki sposób mam walczyć? Jaką moc posiadam?
- Spokojnie, poczujesz instynktownie. Ruszaj!
Czarodziejka z Merkurego, gdyż teraz nią stała się Dawn, ruszyła w kierunku Jessie i Jamesa i krzyknęła do nich:
- Hej, mogę się wtrącić?!
Po tych słowach poczuła rzeczywiście instynktownie, co powinna zrobić. Jej obie dłonie skrzyżowały się w coś na kształt dzióbka, z którego wyleciał potem wielki strumień wody. Uderzył on w oboje przeciwników, będącymi wówczas w zbyt wielkim szoku, aby jakkolwiek zareagować. Porwaniem strumieniem wody polecieli dziko za siebie i uderzyli w mur otaczający cały budynek.
- Co się dzieje?! - zawołał zdumiony James, masując sobie obolałe plecy.
- Kolejna czarodziejka dołączyła do paczki - odparła Jessie, patrząc ze złością na napastniczkę.
Dawn tymczasem nie przejmowała się nimi, tylko z miejsca dołączyła do walki, jaką toczyły Czarodziejki z Księżyca i z Marsa. Złączyła ze sobą ponownie palce, ale tym razem w inny kształt i wypuściła z nich spory strumień bąbelków, które zaatakowały napastników. Jednego z nich roztrzaskały na kawałki, kolejnych zaś osłabił, ale częściowo także rozjuszył i sprawił, że teraz ich atak skupił się na nowej czarodziejce. Na szczęście, mocno już osłabione walką Serena i Misty, w tej chwili zdołały zebrać wszystkie siły i wesprzeć atakowaną Dawn, wskutek czego demony znalazły się w krzyżowym ogniu z trzech różnych stron, atakowane przez moce ognia, wody i Księżyca. Oczywiście, nie mogły one w ten sposób skutecznie walczyć i dlatego szybko zostały unicestwione, co doprowadziło do furii Jessie i Jamesa.
- Rozwaliły nasze demony! - wrzasnęła pani generał - Dość już tej zabawy! Chyba musimy osobiście interweniować!
Zanim zdążyła jednak zrobić ruch ręką i wypuścić z niej jakieś ponure moce, w jej dłoń uderzyło coś ostrego i twardego. Blisko jej nóg wbiła się ze świstem w ziemię piękna, czerwona róża, którą ktoś musiał mocno rzucić w jej kierunku jak nożem. Spojrzała wraz z Jamesem w kierunku, z którego ów pocisk przyleciał i zauważyła wówczas stojącego na dachu budynku Tuxido, uśmiechającego się do nich w złośliwy sposób.
- Wybaczcie, ale muszę wam przerwać tę zabawę. Była przyjemna, ale każda zabawa musi się kiedyś skończyć.
- O nie! To znowu on! - jęknął przerażony James - Znowu wszystko popsuje! I co teraz robimy?
- Biorąc pod uwagę fakt, że przeciwnicy mają przewagę liczebną, sugeruję jak najszybszy odwrót - odpowiedziała mu Jessie.
Oboje pozbierali się szybko z ziemi i rzucili do ucieczki, na ich drodze jednak stanęły czarodziejki w pozach bojowych.
- Nigdzie nie idziecie! - zawołała Czarodziejka z Marsa.
- Przykro mi, ale jak powiedział wasz przyjaciel, koniec imprezy - odparła na to złośliwie Jessie, po czym wyjęła coś zza pazuchy i cisnęła tym dziko o ziemię. Wtedy podniósł się ogromny tuman kurzu, który odebrał na chwilę widoczność naszym bohaterkom, a kiedy opadł, to przeciwników już nie było. Zniknęli gdzieś w labiryncie ulic miasta.
- Uciekli nam! - syknęła ze złości Czarodziejka z Marsa.
- Spokojnie, jeszcze ich złapiemy - uspokoiła ją Czarodziejka z Merkurego.
Przyjaciółka z Marsa spojrzała na nią zaintrygowana i powiedziała:
- No proszę, a więc jest nasz teraz trójka.
- Tak i całkiem przyjemnie się z wami walczy - odpowiedziała Dawn - Choć nadal nie rozumiem wszystkiego, co się tu stało.
- Spokojnie, na wyjaśnienia przyjdzie czas później - odparła Luna i rozejrzała się nerwowo dookoła siebie - Gdzie jest kryształ?
- Jaki kryształ? - zapytała Czarodziejka z Księżyca.
- Ten, który wydobyli z ciała Czarodziejki z Merkurego - wyjaśniła kotka i spojrzała pytająco na wyżej wspomnianą osobę.
- Nie wiem, nie patrzyłam na niego - rozłożyła bezradnie ręce Dawn.
Czarodziejki zaczęły rozglądać się dookoła siebie, ale nigdzie nie dostrzegły przedmiotu swoich poszukiwań.
- Wygląda na to, że zabrali go ze sobą - stwierdziła Serena.
- To niedobrze - powiedział Tuxido, zwinnie zeskakując na ziemię, a wraz z nim uczynił to towarzyszący mu Pikachu - Każdy kawałek Srebrnego Kryształu w rękach naszych wrogów przybliża ich do zwycięstwa nad nami.
- Może ktoś mi dokładniej wyjaśnić, kim są ci „nasi wrogowie” i czego oni od nas chcą? - zapytała Czarodziejka z Merkurego.
- Właściwie, to sama chciałabym to wiedzieć - dodała Czarodziejka z Marsa.
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie właściwa pora - odparła Luna - Ale teraz powinniśmy jak najszybciej stąd odejść, a wcześniej wydobyć z ciała Czarodziejki z Marsa kolejny kawałek Kryształu.
- Z mojego ciała? To ten kamyczek jest też i we mnie? - zapytała przerażona i też nieco zdegustowana Misty.
- Tak i musimy go z ciebie wydostać, zanim oni cię dopadną i to zrobią.
- Nie ma mowy! Nie pozwolę niczego z siebie wydobywać. Widziałam, jakie to jest bolesne. Nie zamierzam pozwalać się wam tak traktować.
- Spokojnie, nie panikuj. Oni robili to boleśnie, bo pracują dla sił mroku. Nie znają innych metod działania. My zrobimy to inaczej.
- Racja. Pozwólcie mnie - wtrącił się do rozmowy Tuxido.
Podszedł do Czarodziejki z Marsa, wyciągnął ku niej rękę i wyszeptał pod nosem jakieś zaklęcie. Chwilę później Misty lekko szarpnęło, potrząsnęło, a chwilę potem z jej ciała wynurzył się niewielki, czerwony kamień, unoszący się delikatnie w powietrzu. Tuxido zadowolony złapał kamień do ręki i wsunął go do małego puzderka, które wydobył z kieszeni.
- Lepiej będzie, jeżeli ja będę tego strzegł - powiedział z nieco zawadiackim uśmiechem na twarzy - Wy macie nieco inne zadanie do wykonania.
- Rozumiem, że ty w wykonaniu tego zadania nam nie pomożesz? - zapytała ze złośliwym tonem Misty.
- Przestań, przecież on już nam pomaga. Czemu miałby dalej tego nie robić? - spytała ze złością w głosie Serena.
- Nie inaczej, moje słodkie czarodziejki - odpowiedział jej Tuxido, po czym lekko dotknął palcami podbródka Sereny - Każde z nas musi wykonywać swoje zadanie, ale moje wiąże się bezpośrednio z waszym. I nie bójcie się. W razie czego zawsze chętnie wam pomogę, gdy tylko będę w pobliżu.
Serena poczuła, że rumieni się na obu policzkach pod wpływem dotyku tego tajemniczego nieznajomego wybawcy. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć, ale po chwili zdołała wykrztusić z siebie kilka słów.
- Na pewno tak będzie. Wierzymy w ciebie.
- Dziękuję za wiarę, Czarodziejko z Księżyca - rzekł pieszczotliwie Tuxido - Mam nadzieję, że któregoś dnia będziemy mogli zdjąć maski i spojrzeć sobie w oczy bez nich.
- Również mam taką nadzieję - odparła na to Serena, jeszcze mocniej się przy tym rumieniąc.
Tuxido uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie w usta, po czym zwinnie jak kot przeskoczył nad głowami wszystkich czarodziejek, a następnie pobiegł przed siebie, znikając po chwili z oczu swoich przyjaciółek.
- Kim jest ten koleś? - zapytała Czarodziejka z Marsa.
- To nasz sojusznik, Tuxido - odpowiedziała Luna - Dwa razy już wsparł nas w walce z siłami zła.
- Jest bardzo waleczny - powiedziała Czarodziejka z Merkurego.
- Tak i niesamowicie bezczelny - odparła Czarodziejka z Marsa.
- Możliwe, ale i niesamowicie słodki - westchnęła zachwycona Czarodziejka z Księżyca, wypatrując w oddali kształtu jego powiewającej na wietrze peleryny.
Dawn i Misty, widząc jej zachwyt, parsknęły śmiechem, ubawione na całego tym widokiem.
- Dobra, dość już tych śmichów-chichów - rzuciła po chwili Czarodziejka z Marsa - Chyba już pora, żeby ktoś nam wyjaśnił, o co dokładniej tutaj chodzi.
- Racja, należą się nam chyba jakieś wyjaśnienia - dodała Czarodziejka z Merkurego.
- Spokojnie, zaraz wszystko wam wyjaśnię - powiedziała Luna - Ale lepiej już zmieńmy miejsce. Tu nie najlepiej się rozmawia.
***
Królowa Domino patrzyła ze złością na Jessie i Jamesa, stukając nerwowo palcami w oparcie swojego tronu.
- Nie tego się po was spodziewałam, moi generałowie - powiedziała, powoli wypuszczając słowa z ust - Nie takiego raportu od was oczekiwałam.
- Bardzo przepraszamy, Wasza Wysokość - odparła przepraszającym tonem Jessie - Naprawdę nie wiemy, jak mogło do tego dojść. Gdyby nie ten Tuxido...
- Nie obchodzą mnie wasze wymówki - stwierdziła ponuro królowa Domino - Nimi nie zdołam nakarmić naszego pana, podobnie jak i nie zdołam przejąć nad tym światem władzę.
- Osiągnęliśmy jednak pewien sukces. Mamy jeden z kawałków Kryształu - powiedział James, oczekując chociaż jednej pozytywnej opinii od swej władczyni.
Królowa jednak nie sprawiała wrażenie zadowolonej z takiego obrotu spraw.
- Jeden z kawałków to za mało. Oni mają już dwa. Ponieśliście porażkę na wszystkich możliwych frontach.
- Następnym razem, Wasza Wysokość, pójdzie nam lepiej - rzekła Jessie.
- Następnym razem? - spytała złośliwie Domino - O nie, moi przyjaciele. Nie będzie następnego razu. W każdym razie nie dla was. Odbieram wam tę sprawę.
- Ależ Wasza Wysokość...
- Milcz, Jessie! Wasze tłumaczenia i wymówki nic mnie nie obchodzą. Dość się już ich nasłuchałam. Oczekuję efektów, a nie tłumaczeń. Dostaliście ode mnie swoją szansę. Zmarnowaliście ją. Wasza strata. Teraz ktoś inny podejmie się tego zadania.
Jessie i James przerażeni spojrzeli na siebie, a potem na królową i już chcieli zaprotestować, jednak jej surowe spojrzenie odebrało im resztki odwagi i dlatego zachowali milczenie.
- Teraz zajmą się tym Butch i Cassidy.
Jak na zawołanie, w sali tronowej zjawili się kolejni generałowie w szarych mundurach wojskowych. Też byli to mężczyzna o kobieta. Mężczyzna był wysoki i szczupły, miał zielone włosy i ponurą twarz, kobieta była mu równa wzrostem, miała ciemno-żółte włosy i złośliwość wymalowaną na fizjonomii. Oboje najpierw skłonili się swej władczyni, a potem z pogardą spojrzeli na Jessie i Jamesa, którzy zareagowali na to, zgrzytając zębami ze złości.
- Tych dwoje tutaj zawiodło moje oczekiwania i nie dostarczyło mi Srebrnego Kryształu, choć otrzymali ode mnie wszystkie niezbędne do poszukiwań rzeczy, nawet lokalizator fragmentów Kryształu. Zawiedli moje oczekiwania i dlatego nie zamierzam dłużej powierzać im tego zadania. Teraz powierzam je wam. Zadbajcie o to, aby mnie nie zawieść.
- Nie zawiedziemy, Najjaśniejsza Pani - powiedział Butch, kłaniając się nisko królowej Domino.
- Wykonamy nasze zadanie - dodała złośliwie Cassidy, również wykonując ukłon w kierunku swojej władczyni.
Następnie oboje spojrzeli na Jessie i Jamesa, uśmiechając się podle.
- Nie bójcie się, nie zapomnimy o was, gdy już wygramy - powiedział Butch.
- Postaramy się o to, aby nie zabrakło dla was zajęcia, kiedy już będzie po wszystkim - dodała Cassidy - Lochy przecież same się nie posprzątają, czyż nie?
Jessie i James zacisnęli ze złością pięści, patrząc wściekle na swoich rywali, którzy ruszyli przed siebie, aby wypełnić powierzone im zadanie.
- Jeszcze zobaczymy, kto będzie sprzątał lochy - wysyczała ze złością Jessie.
- Pożałują tego, że z nas kpili - dodał po cichu James.
C.D.N.