wtorek, 22 stycznia 2019

Przygoda 120 cz. III

Przygoda CXX

Najpotężniejszy wróg cz. III


Pamiętniki Sereny c.d:
Gdy Maciek wrócił, to spojrzał na mnie wyraźnie bardzo zadowolony, uśmiechając się przy tym.
- Ash i pozostali weszli do wieży - powiedział - Teraz rozpoczną ucztę, po której nastąpi seria wyzwań, a po ich pokonaniu dotrą tutaj.
- Powiedz mi, proszę, na czym polegają te wyzwania?
- Chodzi w nich przede wszystkim o to, żeby każde z nich starło się ze swoją przeszłością. Te najsmutniejsze wspomnienia wciąż stanowią cierń w ich sercu. Na co dzień tego nie widać, lecz tak jest w istocie.
- Chyba cię rozumiem - zawołałam - Chcesz, aby walcząc z nimi na zawsze pozbyli się bólu z nim związanego, mam rację?
- Tak, Sereno - opowiedział Maciek z uśmiechem na twarzy - Dzięki temu ich serca będą wolne od owych cierpień i staną się silniejsze. Chcę, żeby cała trójka uwolniła się od owych wspomnień oraz wykrzesała z siebie całą swoją siłę duchową.
- I jak rozumiem to pomoże im ostatecznie pokonać Negaforce’a.
- Tak, dobrze rozumiesz, Sereno - odparł Maciek zadowolony - Dzięki temu ten potwór wreszcie będzie pokonany. Gdy Ash i jego towarzysze tu dotrą, to będą mieli odpowiednie przygotowanie.
- A dlaczego ja nie przechodzę podobnych prób? - zapytałam nieco zaskoczona.
- Nie musisz tego robić, bo twoje relacje z Ashem są już odpowiednio czyste i przygotowane na tę próbę. Poza tym dla ciebie mam inną rolę.
- A niby jaką? Mam może spełniać funkcję przekaźnika informacji? - spytałam śmiejąc się przy tym, lekko ściskając laleczkę od Latias.
- To coś o wiele więcej, Sereno - odpowiedział Maciek - Chcę, żebyś wysłuchała mojej historii, czy może raczej mojej spowiedzi - dodał smutnym tonem.
- Spowiedzi? Co masz na myśli?
- Jak ci już mówiłem, będę musiał walczyć z Ashem. Obaj stoczymy ze sobą pojedynek, ale na śmierć i życie.
- A o tym mi nie mówiłeś - odparłam przerażona - Czyli jak dobrze rozumiem, jeden z was musi zginąć?
- Tak i tym, który zginie muszę być ja.
Szczerze mówiąc, to tego się nie spodziewałam. OK. Zgadzam się, że trzeba zniszczyć Negaforce’a, jakoś zdołałam oswoić się z informacjami, które Maciek przedstawił mi do tej pory. Ale nie mogłam zaakceptować tak po prostu tego, że w wspomnianej walce Ash ma go zwyczajnie zabić.
- Widzę, Sereno, że nie podoba ci się ta informacja - rzekł Maciek - Pozwól więc wyjaśnić mi do końca tę sytuację.
- Byłabym ci wdzięczna, gdybyś to zrobił, co jednak nadal nie zmienia faktu, że nie podoba mi się ten pomysł.
- Wiem, jednak to jest jedyny sposób na pokonanie Negaforce’a. Ash musi mnie pokonać w pojedynku, potem natomiast oboje musicie mi zadać ostateczny cios.
- Oboje? To znaczy, że oboje mamy cię zabić?
- Macie zniszczyć Zło, Sereno. Niestety, to jedyny sposób na pozbycie się tego potwora, a to wszystko przez to, że jest on uwięziony w moim ciele. Oboje pokonacie tego strasznego potwora i uwolnicie od niego wasz świat. Dla mnie nie będzie to zabójstwo, lecz wybawienie. Bez Natalie i tak nie chcę żyć, zresztą nawet nie umiałbym.
Sytuacja jaką przedstawił Maciek faktycznie była niezwykle trudna i skomplikowana. Bo o ile pokonanie tak wielkiego wcielenia Zła, jakim jest Negaforce uważać można za bardzo szlachetny, a wręcz obowiązkowy czyn dla takich detektywów jak Ash i ja, to już powiązane z tym zabicie kogoś, nawet w pojedynku jest czymś niezbyt przyjemnym. Tym bardziej, że ten ktoś był naszym przyjacielem. Bo przecież, jakby nie patrzeć, to mimo całej tej tajemnicy, wielu zagadkowych i dziwnych spraw, Maciek udowodnił, że nim jest. W końcu wizje, jakie ukazał mnie i Ashowi bardzo przyczyniły się do rozwoju naszego związku. Tak więc Maciek wspólnie z Chronosem oraz Mew bardzo przyczynili się do tego, ja i Ash jesteśmy razem.
- Twoje rozważania Sereno są słuszne, chociaż jeszcze jedna kwestia mocno wpłynęła na szczęście twoje i Asha - powiedział Maciek, lekko się przy tym uśmiechając.
- Ech! Niemal zapomniałam, że umiesz czytać w myślach. Wybacz, ale to dla mnie trochę krepujące, bo przecież istnieje jeszcze na tym świecie coś takiego jak prywatność - odparłam nieco oburzona.
- Bardzo cię przepraszam, Sereno - rzekł Maciek - Możesz jednak być spokojna, bo nie odczytuję tych myśli, które chciałabyś zachować dla Siebie i ewentualnie Asha. Szanuję twoją prywatność.
- Och, to bardzo dobrze, bo już chciałam przestać myśleć w ogóle - odpowiedziałam mu dość żartobliwie - Podobno blondynki nie mają z tym problemu.
- Wiem dobrze, że sobie żartujesz, jednak prawda jest taka, że kolor włosów wcale nie ma wpływu na to, czy ktoś jest mądry, czy też bezmyślny. Ale z pewnością sama doskonale to wiesz, dlatego też przejdźmy w końcu do właściwej kwestii naszych rozmów.
- Zgoda - przytaknęłam - Ale powiedz mi, proszę, co miałeś na myśli mówiąc, że coś jeszcze miało wpływ na związek mój i Asha?
- To bardzo proste i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, Sereno - odparł Maciek z uśmiechem na twarzy.
- Jeżeli chodzi ci o to, że to my sami wpłynęliśmy na swoje wspólne życie, to tak, zdaję sobie z tego sprawę. O to ci chodzi?
- Dokładnie o to, Sereno. Wasze wzajemne relacje, przeżyte przygody wspólnie spędzone chwile coraz mocniej zbliżały was do siebie. W sumie wasz związek mógł się zacząć dużo wcześniej, lecz nieśmiałość oraz obawy przed niewłaściwym odebraniem uczuć drugiej strony stały temu bardzo na przeszkodzie.
- Tak oraz moja głupia kariera artystki - dodałam smutno - Gdybym nie bawiła się w te bzdury, tylko bardziej skupiła na walce o uczucia Asha, to szybciej zostalibyśmy parą.
- To prawda, choć powiem ci też, że ten epizod artystyczny jednak przysłużył się twojemu szczęściu. Jak doskonale wiesz, Ash dzięki temu zrozumiał, ile znaczy dla niego ta prawdziwa Serena, którą przestałaś być z powodu świata sławy.
- Wiem o tym aż za dobrze - przyznałam poważnie - I pamiętam, co mi wtedy ukazałeś. Teraz już rozumiem, że wszystko to mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Mogłabym być z Ashem i jednocześnie nie robić przy tym z siebie nigdy gwiazdeczki sceny.
- Ale wtedy nie miałabyś okazji rozwinąć swego talentu. A uwierz mi, posiadasz ogromny talent.
- To miłe, że tak uważasz, ale skutki tej drogi były bardzo poważne.
- Tak, ale ja pomogłem ci dokonać właściwego wyboru. A swój talent możesz wykorzystywać zgodnie z swymi ideałami - odparł Maciek - Ale to twój inny talent zajmuje tutaj kluczową rolę.
- Masz na myśli talent detektywistyczny? Umiejętność walki ze złem?
- Dokładnie tak, Sereno. Zgadza się - potwierdził Maciek - Wspólnie z Ashem przeszliście długą drogę. Jeszcze w Kalos walczyliście z Zespołem R, kłusownikiem Dolanem i innymi przestępcami. W Kanto zaś mieliście okazję o wiele lepiej rozwinąć wszystkie te umiejętności, które wcześniej zaprezentowaliście.
- Tak, tyle tylko że to Ash posiada te główne cechy, ja zaś mu tylko pomagam. Chociaż też sporo się nauczyłam od czasu przybycia do Kanto i coraz częściej umiem sama dochodzić do właściwych wniosków. Ale wciąż muszę się jeszcze wiele nauczyć.
- Słuszna postawa, Sereno. Tylko głupiec uważa, że umie już wszystko i nie ma takiej wiedzy, której by już nie posiadał. Natomiast ty, Ash i wasi przyjaciele wciąż uważacie, iż musicie jeszcze się wiele nauczyć. Dlatego też ciągle się rozwijacie. Teraz zaś czeka was najtrudniejsza walka. Walka z najpotężniejszym możliwym wrogiem.
Te słowa może i zabrzmiały nieco patetycznie, lecz były całkowicie zgodne z prawdą. Mieliśmy już wszak okazję poznać moc Zła/Negaforce’a oraz długo walczyć z skutkami jego machinacji. Zatem twierdzenie Maćka wydawało mi się jak najbardziej prawdziwe. Zresztą kto lepiej niż on poznał moc Zła?


- Maciek, powiedz mi, jak doszło do tego, że spotkałeś Zło? Bardzo chciałabym to wiedzieć, a także to, jak wyglądały losy twoje i Natalie.
- Dobrze. Czas, abyś poznała całą prawdę o mnie. Dowiesz się też, jak doszło do przecięcia się naszych losów. Spójrz więc w ten kryształ.
Po tych słowach lustro zaczęło świecić i falować, a następnie zaczęły się ukazywać na nim obrazy. Dzięki temu mogłam poznać historię Maćka, i zrozumieć jego zachowanie i działania.
Najpierw zobaczyłam pustą przestrzeń, w której znajdowały się dwie świetliste istoty.
- To ja i Natalie w chwili, w której opuściliśmy nasz świat - wyjaśnił Maciek - Przestrzeń, z której pochodzimy, to otchłań między-wymiarowa. Z niej można dostać się do różnych światów, jak również ich alternatywnych wersji. Możliwości jest bardzo wiele.
- A wy trafiliście akurat do naszego świata. Czy coś was tu konkretnie przyciągnęło, czy to był przypadkowy wybór? - spytałam zaciekawiona.
- W sumie jedno i drugie. Z jednej strony przypadkowo wybraliśmy tę konkretną rzeczywistość świata Pokemonów, z drugiej zaś tak coś czuliśmy w sercach, że akurat tę rzeczywistość warto zwiedzić.
- Rozumiem, a powiedz mi, w jaki sposób przybraliście ludzką postać? Tak po prostu stworzyliście sobie ciała?
- Owszem, mogliśmy tak postąpić. Wtedy bylibyśmy ucieleśnieniem naszej rasy w tym świecie. Ale oboje postanowiliśmy zrobić coś innego. Coś, na co nikt jeszcze z nas się nie odważył. Chcieliśmy urodzić się w tym świecie.
- Urodzić się? Tak jak ludzie?
- Dokładnie tak, Sereno - przytaknął Maciek - Zaczęliśmy więc szukać ludzi, którzy mogliby zostać naszymi rodzicami. Chcieliśmy, aby ich serca zareagowały na nasz głos. I w końcu się udało.
Obraz zmienił się, teraz widziałam dwie pary rozmawiające ze sobą na podwórku prze dwoma, dosyć uroczymi domami, znajdującymi się opodal lasu. Zobaczyłam też lokalizację owych domów: zbudowano je kawałek od średniej wielkości miasta, blisko jednak lasu i w ogóle ładnego krajobrazu.
- Miejsca, które tu widzisz, znajdują się w północnych Włoszech. Dość blisko z nich do Alp. Zaś miasto tu ukazane jest ważne dla mojej opowieści. Tu działa się ta część mojej historii, która zakończyła się tragedią.
- Śmiercią Natalie - dodałam cicho z wyraźnym smutkiem
- Tak - odparł krótko Maciek, z trudem powstrzymując łzy.
Obraz się przybliżył i mogłam teraz zobaczyć twarze oglądanych osób. Pierwszą parą byli młody mężczyzna raczej średniego wzrostu, o urodzie typowego Włocha. Dość przystojnego, choć w jego oczach dostrzegłam coś, co budziło pewną niechęć. Obok niego stała tak około osiemnastoletnia dziewczyna o blond włosach i uśmiechniętej twarzy, która wydawała mi się dziwnie znajoma. Z kolei drugą parę tworzyli chłopak o czarnych włosach, też na oko osiemnastoletni, oraz młoda dziewczyna, będąca dość urodziwą Włoszką. Wydawała się niezwykle delikatna, miała jednak bardzo pogodną naturę i łagodny uśmiech. Jej chłopak również wydawał mi się znajomy, lecz za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
- Widzę, Sereno, że rozpoznajesz dwie z przedstawionych tutaj osób - rzekł Maciek, odbierając moje myśli.
- Owszem, ta blondynka oraz ten brunet wydają mi się znajomi. Tylko nie wiem, skąd mogę znać te osoby. Przecież pokazujesz mi je pierwszy raz.
- A mimo to znasz je Sereno. Poznałaś tych dwoje w... Łebie.
Łeba! Zaraz, czy to możliwe?! Przecież jedyna para, pasująca do tego opisu, która miałam okazję poznać to...
- Kasia i Filip? - zawołałam zdumiona - Czy to możliwe, żeby to byli oni?
- Dokładnie tak, Sereno - potwierdził Maciek - Tych dwoje młodych ludzi, którzy wydali ci się tak znajomi, to właśnie Kasia z Filipem. Teraz są małżeństwem i mają córeczkę Sarę.
Patrzyłam zdumiona to na wizję z kryształu, to znowu na Maćka. W końcu jednak zdumienie powoli zaczęło ustępować zrozumieniu i pojęłam wreszcie, dlaczego Kasia tak zareagowała na widok Maćka w Łebie. Tylko czemu go nie poznała? Przecież powinna rozpoznać swojego syna.


- W tych czasach oboje mięli jednak innych partnerów - opowiadał mi dalej Maciek - Co prawda oboje znali się już od bardzo dawna, bo aż z podstawówki i oboje się przyjaźnili, lecz kiedy ja i Natalie przyszliśmy na ten świat, to oboje byli w związku małżeńskim z kimś innym.
- Rozumiem. I to ich wybraliście na swoich rodziców?
- Tak, zarówno Kasia, jak i Filip z żoną chcieli bardzo mieć dzieci. Ich serca były pełne miłości, która mogliby obdarzyć nawet sporą gromadkę dzieci, lecz oni pragnęli mieć choć jedno, więc ja i Natalie spełniliśmy ich życzenie. Kasia i żona Filipa zaszły w ciążę, a po dziewięciu miesiącach urodziły dzieci. W tym samym momencie, co do sekundy.
- Jak widzę nawet w naszym świecie podtrzymaliście swoje piękne zwyczaje - zauważyłam z uśmiechem.
- Tak i zachowaliśmy wiele naszych cech charakteru, co wyszło wraz z wiekiem. Przede wszystkim oboje chcieliśmy być zawsze blisko siebie i jak najwięcej czasu spędzać razem.
- Rozumiem - odparłam - A co było dalej?
- Niestety, wtedy miały miejsce pierwsze tragedie: moja matkę porzucił mąż. Uparcie twierdził, że nie jestem jego synem. W ogóle nie chciał mieć dziecka i w końcu odszedł. Moja mam nigdy już go widziała.
- Boże to straszne! Podły łajdak! Jak można porzucić swoje dziecko przez jakieś głupie widzimisię?!
- A jednak można, kiedy się jest nędzną szują - odpowiedział Maciek beznamiętnym głosem - Pod tym względem widzę podobieństwo Asha do mnie, z tą wszakże różnicą, że jego ojciec miał inne powody, dla których porzucił rodzinę. Nie był jednak złym człowiekiem, bo kochał swego syna i w końcu dorósł do roli ojca. Konsekwentnie podjął walkę o odzyskanie uczuć swych dzieci i udało mu się. Od tego czasu już nigdy ich nie zawiódł.
- Twój za to cię zawiódł - powiedziałam smutno.
- Tak i dostał potem od losu to, na co zasłużył. Żona Filipa zaś wręcz przeciwnie.
- A co się z nią stało?
- Poród był dla niej bardzo męczący. Wydanie na świat dziecka tak ją wyczerpało, że niestety zmarła. Jej serce jednak kochało córkę i umierała szczęśliwa wiedząc, iż jej dziecko żyje i jest zdrowe.
Słuchając tego wszystkiego czułam, jak mi się serce kraje.
- To jest naprawdę smutna historia. Ale powiedz mi, proszę, jak dalej potoczyły się wasze losy?
- Moja mama i Filip nadal mieszkali w swoich domach, ale samotnym rodzicom było naprawdę ciężko i dlatego oboje pomagali sobie nawzajem. Ich przyjaźń szybko rozwinęła się w bardzo głęboką więź, która niedługo przerodziła się miłość.
- Gdy ich poznałam okazali się być bardzo szczęśliwym małżeństwem, a owocem tego jest Sara. Więc ona jest twoją siostrą. Twoją i Natalie.
- Tak, Sereno. Dlatego też, gdy zobaczyłem, że ty i Ash wybieracie się do Łeby, to postanowiłem też tam zajrzeć. To tam Filip i Kasia ostatecznie zamieszkali. W kraju swoich przodków. A przy okazji muszę ci powiedzieć, że mając zdolność bilokacji mogę śmiało obserwować i ciebie z Ashem, jak i ich. Dzięki temu wyczułem grożące Sarze niebezpieczeństwo.
- I to ty pomogłeś Ashowi wtedy, kiedy znalazł się pod wodą? To ty sprawiłeś, że nie udusił się przebywając w niej tak długo.
- Dokładnie tak. Widząc, że Ash i ratownik ruszyli na pomoc Sarze i mojej mamie, nie chciałem się jeszcze ujawniać. Niemniej dyskretnie swoją mocą pomogłem Ashowi, jednocześnie spłoszyłem też sługusów Morgany.
- A podczas kolejnej akcji uratowałeś mnie przed Morganą. Ona była całkowicie bezsilna wobec ciebie - powiedziałam zdumiona - Czy twoja moc jest aż tak wielka?
- Moc, którą otrzymałem od Negaforce’a jest jeszcze większa. Jest o wiele potężniejsza i straszniejsza, niż można sobie wyobrazić. Ale celowo ograniczam jej użycie do minimum.
- Morgana była naprawdę przerażona, gdy jej użyłeś.
- Tak, bo jako istota nadprzyrodzona widziała mnie w pełnym, że się tak wyrażę majestacie. Zrozumiała, że mogę ją zniszczyć i to bez problemu, więc nie próbowała nawet się bronić.
- Ale powiedz mi, dlaczego puściłeś ją wolno? Przecież może zrobić jeszcze wiele złego w służbie swojego mistrza. A właśnie, wiesz może, kim on jest?
- Tak, poznałem już jego tożsamość - potwierdził Maciek - To jeden z waszych starych przeciwników, który cudem przeżył. Morgana odnalazła go umierającego i spodobał jej się. Dlatego też ocaliła mu życie, a on zdobył jej miłość.
- Nie powiesz mi chyba, że tak podła i ohydna kreatura jak Morgana może kogoś kochać? - spytałam, nie mogąc w to uwierzyć.
- A jednak, nawet taka wiedźma poznała smak miłości. I tak nawiasem  mówiąc, to ją kiedyś zgubi - dodał Maciek tajemniczo.
- Jak to? - spytałam, wciąż nie rozumiejąc.
- Wiem dobrze, co może zrobić ta podła kreatura, ale mimo to puściłem ją wolno, bo spotka ją gorszy koniec aniżeli ten, który ja bym jej zgotował. Gorszy w jej rozumieniu i zarazem adekwatny do jej zbrodni.
- Ale przecież ona nadal może pozbawiać energii niewinnych istot, aby nakarmić swego mistrza.
- Wiem o tym, ale zanim ją puściłem, posłałem za nią widmo, które mi służy. Ma ono dopilnować, aby wiedźma już nigdy nikogo nie zabiła swymi sztuczkami. Może pobierać energię, ale nie tyle, żeby kogoś zabić. Inaczej moje widmo zrobi z nią porządek. Morgana ma dość oleju w głowie, aby nie ryzykować. Moje widmo jest zbyt silne, by je okiełznała swoimi czarami
- No, ale ile to jeszcze może trwać i kiedy nareszcie nadejdzie kres dla tej wiedźmy?
- Kiedy znów staniecie z nią do walki - odpowiedział Maciek - To jest niestety konieczne, gdyż wtedy i tylko wtedy zakończycie pewną wciąż nie rozwiązaną sprawę. Wy ją zaczęliście i wy musicie ją skończyć.
- Ech! Nadal mówisz zagadkami, a przecież miałeś dziś mówić jasno - westchnęłam niezadowolona.
- Przepraszam cię, Sereno, ale ta sprawa należy bardziej do was niż do mnie. Zająłem się Morganą dlatego, że zagrażałam Sarze, dzieciom Adeli i Nicka oraz tobie, a także dlatego, iż nikt inny nie mógł wam wtedy pomóc, nawet Ash. Ale widziałem przyszłość tej wiedźmy i jasno z niej wynika, że to wy zakończycie jej działalność. Ponieważ jednak życie groziło Sarze i tobie  to była moja osobista sprawa.
- Niech ci będzie, muszę zadowolić się tą odpowiedzią - powiedziałam - Ale proszę, kontynuuj swą historię. Chciałaby wiedzieć, jak dalej toczyły się losy twoje i Natalie.
- Jak mówiłem Kasia i Filip pomagali sobie nawzajem w codziennych sprawach, mu zaś wychowywaliśmy się wspólnie. Tak zatem więź naszej czwórki rozwijała się bardzo szybko. Ale choć moja mama i Filip mieli się ku sobie, to jednak nie chcieli się jeszcze wtedy pobrać.
- Rozumiem i co było dalej?
- Ja i Natalie dorastaliśmy w tamtych stronach, oczywiście cały wolny czas spędzając razem. Dziwnie się czuliśmy, kiedy byliśmy osobno. Muszę też tu dodać pewną ważną rzecz.
- Co takiego? - spytałam zaciekawiona.
- Otóż, kiedy już narodziliśmy się w tym świecie, to nasza prawdziwa tożsamość nam się zatarła. Czasem jednak w czasie snu odzywał się do nas głos, który teraz wiem, że pochodził od naszych rodaków.
- A co wam mówił?
- To, co słyszą wszyscy ludzie opuszczający nasz świat: „Pamiętajcie, możecie wrócić wtedy, kiedy tego zapragniecie. Tu zawsze jest wasz dom”. To jest właściwie takie specjalne błogosławieństwo, mające nam zapewnić szczęśliwy powrót.
- Rozumiem, to brzmi ciekawie. A jak długo trwają wasze podróże?
- Cóż, nie mamy określonego limitu czasu. Możemy więc przebywać w odwiedzanym świecie tak długo, jak długo tylko chcemy, a potem możemy wrócić.
- Wasz świat jest naprawdę wspaniały - powiedziałam rozmarzona -  Chciałabym móc go zobaczyć choć przez chwilę.
- No cóż... Z całą pewnością spodobałby się tobie, Ashowi i waszym przyjaciołom. Ale nawet tu jest pewien haczyk, a nawet dwa.
- Spodziewałam się tego - zaśmiałam się - W takich sytuacjach zawsze jest jakieś „ale“. A jakie konkretnie jest tutaj?
- Po pierwsze, aby ktoś, kto nie należy do nasze rasy mógł odwiedzić nasz świat, musi dostać pozwolenie od naszych władców. Oczywiście, jak już dostanie rekomendację od nas, to nie ma problemu. A po drugie, to wam nasz świat bardzo szybko by się znudził. Tam nie dzieją się takie niezwykłe przygody. Brak zła ma swoją cenę.
- Ale krótka wizyta w raju byłaby naprawdę przyjemną chwilą. Ale przepraszam, bo znów zmieniła nieco temat.
- Nie szkodzi - odparł Maciek z uśmiechem - Przecież obiecałem ci odpowiedzi na twoje pytania.
- Zgadza się, ale powiedz mi, proszę, co było dalej? I czym się tam zajmowaliście, w tym naszym świecie?
- Razem z Natalie chodziliśmy do oczywiście szkoły, a potem liceum. Natalie była uzdolnioną rysowniczką oraz malarką. Jej dzieła wyglądały jak prawdziwe postacie, a na jej rysunkach wszystko tętniło życiem. Co prawda najczęściej specjalizowała się w czerni i bieli, a rzadziej w kolorze, jednak jej obrazy były piękne. Często też towarzyszyła ojcu w muzeum.
- A czym się zajmował?
- Był kustoszem w muzeum, z wykształcenia jest historykiem sztuki. Obecnie jest dyrektorem muzeum i galerii sztuki w Łebie.
- Czyli nadal poświęca się swojej pasji. Natalie zaś odziedziczyła po nim zainteresowania.
- Owszem, jednak Filip uważał, że sam słabo maluje. Moim zdaniem zaniżał swoje umiejętności, jednak bardzo doceniał talent Natalie i wspierał ją. Podobnie zresztą jak ja.
- Chciałabym móc zobaczyć jej prace.
- Niestety, to niemożliwe.
- Dlaczego?
- Jej najcenniejsze rysunki przepadły, zniszczone w pożarze muzeum w owym mieście.
- To straszne! - zawołałam - Jak to się stało?
- To był pierwszy cios, jaki nas wtedy spotkał, ale jednocześnie po tym wydarzeniu ja i Natalie zostaliśmy parą.
- To nie byliście nią od początku? Mówiłeś przecież, że jesteście razem od chwili narodzin.
- Tak, to prawda, ale przecież w tym świecie nasza tożsamość, jak ci to już mówiłem nam się zatarła. Mimo to cały czas nas do siebie ciągnęło, lecz nie wiedzieliśmy jeszcze czemu. Gdy jednak skończyliśmy szesnaście lat, czyli niedługo po tym pożarze, wreszcie to zrozumieliśmy.
- Rozumiem, czyli wasze uczucie dojrzewało w czasie tak, jak u mnie i Asha. W każdym razie podobnie.
- Coś w tym stylu - rzekł Maciek - Od początku wychowywaliśmy się razem i prawie zawsze spędzaliśmy czas we dwoje. Czuliśmy się ze sobą dobrze, zaś osobno nieswojo. A z wiekiem dojrzewania, przyszła i miłość.


- A powiedz, czym ty się zajmowałeś?
- Ja, poza chodzeniem do szkoły oczywiście, pomagałem mojej mamie w jej sklepie. Mama była, a właściwie to nadal jest złotnikiem. Tak więc nie tylko sprzedaje biżuterię, ale i sama ją wyrabia. Ma prawdziwy talent. Ja zaś jej pomagałem i z czasem sam stałem się dobrym złotnikiem. Moja mama twierdziła nawet, że byłem świetny, co było bardzo miłe.
- Ależ to wspaniale! - zawołałam zachwycona - Ja uwielbiam piękną biżuterię! Co prawda miło jest ją dostawać, ale samo oglądanie też sprawia mi dużą frajdę. Szkoda, że nie miałam okazji odwiedzić sklepu twoje mamy, ani zobaczyć jej wyrobów.
- Jeszcze nic straconego, zapraszam ponownie do Łeby. Tam mama prowadzi swój nowy sklep. Oprócz tradycyjnych wyrobów ze złota i srebra są tam także wyroby z bursztynu. Zaś tamten sklep we Włoszech, to mama zlikwidowała przed wyjazdem, bo już nigdy tam nie wróci.
- Rozumiem, tyle bolesnych wspomnień...
- Owszem, tyle tylko, że ani ona, ani Filip nie pamiętają mnie ani też Natalie.
- Nie pamiętają? - te dwa słowa zdumiały mnie bardziej niż wszystkie dotychczasowe informacje - Ale jak to? Usunąłeś im wspomnienia swoją mocą?
- Tak, bo nie chciałem, żeby cierpieli oni po śmierci Natalie i moim... Zniknięciu. Usunąłem z pamięci wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek nas znali, wszelkie wspomnienia dotyczące naszych osób.
- Naprawdę nie wiem, co o tym sądzić.
- Cóż... To było bardzo trudne, ale nie chciałem, aby moja mama i Filip cierpieli po stracie swoich dzieci. Nie zasługiwali na to, w życiu mieli już dość zmartwień, więc usuwając im wspomnienia o mnie i Natalie chciałem oszczędzić im obojgu cierpień. W końcu mogli też spełnić swoje pragnienie i pobrali się. Mają też cudowną córeczkę Sarę. Siostrzyczkę moją i Natalie - dodał czułym głosem Maciek.
- Ale jak widać twoje czyszczenie pamięci nie było takie doskonałe - zauważyłam - Kasia wyczuła w tobie kogoś bliskiego, Filip zaś wyczuł tego kogoś we mnie. Teraz już rozumiem, czemu patrząc na mnie czuł się bardzo dziwnie. Bo przypominam mu córkę, o której jego serce nie zapomniało.
- To prawda, Sereno. Serc prawdziwie kochających rodziców nie da się tak łatwo zwieść. Ale cóż, tak już widać musi być.
- Kasia długo nie mogła zapomnieć o chwili, w której cię widziała, jak nas minąłeś wtedy w Łebie. Gdy rozmawialiśmy z nią i Filipem, to wyraziła nadzieję, że jeszcze cię zobaczy.
- Wiem o tym, ale niestety, to niemożliwe. Po walce, którą dziś stoczę z Ashem moje życie w tym świecie się skończy. Wtedy też ponownie złączę się z Natalie i prawdopodobnie wrócimy do domu.
- Hmm... Teraz ja ci coś powiem. Ja dobrze wiem, że taki jest ze mnie jasnowidz, jak ze Snorlaxa baletnica - uśmiechnęłam się lekko - Ale w świecie Pokemonów nieraz zdarzają się rzeczy, na które nigdzie indziej nie można liczyć. Więc kto wie, czy ty i Natalie jeszcze nie zaznacie szczęścia w tym świecie.
Maciek spojrzał na mnie zdumiony, po czym uśmiechnął się lekko, a w jego oczach pojawiły się delikatne iskierki.
- To byłoby naprawdę wspaniałe Sereno. Teraz, gdy znaleźliśmy takich ludzi jak ty, Ash i wasi wierni przyjaciele, to chcielibyśmy tu zostać dłużej. Spełnilibyśmy też nasze dawne marzenia. Ale cóż... Przekonamy się, co też przewidział dla nas los. Teraz wróćmy jednak do mojej opowieści.
Ponownie zamieniłam się w słuch i poznawałam coraz to nowe oraz coraz to bardziej ciekawe informacje odnośnie przeszłości Maćka. Okazało się, że on i Natalie wiele czasu spędzali w okolicznych lasach w pobliżu swych domów. Muszę przyznać, że ta okolica była naprawdę piękna. Poza tym znajdowała się tam łąka, podobna do tej, którą zobaczyłam w swoim śnie. Ponadto w lesie przepływał mały strumień, w którym Maciek i Natalie jako dzieci lubili się pluskać. W sumie nie różnili się zbytnio od innych dzieci, poza pewnymi chwilami. Mianowicie były momenty, kiedy to oboje, lekko przytuleni, bądź trzymając się za ręce wpatrywali się w dal. Mieli też taki dziwny wzrok, jakby próbowali coś wypatrzeć.
- Często w takich chwilach jak ta rodzice bardzo się o nas niepokoili - wyjaśnił Maciek - Dziwili się, czemu to robimy. Swoją drogą sami również nie umieliśmy sobie tego wyjaśnić. Teraz jednak już wiem, co to znaczyło.
- A co takiego to było? Bo bez urazy, ale to faktycznie wyglądało dość niepokojąco.
- Teraz już wiem, że po prostu staraliśmy się spojrzeć w przyszłość. Chcieliśmy wiedzieć, co nas czeka. Wtedy jednak za nić nie umieliśmy tego wyjaśnić.
- A mieliście jakiś znajomych lub przyjaciół?
- To jest właśnie najgorsza część naszej przeszłości - odrzekł Maciek smutno - Niemal od początku inne dzieci uważały nas za dziwaków. Starali się nas unikać, a my nie wiedzieliśmy, dlaczego tak jest. Gdy byliśmy już nastolatkami, to też traktowano nas jak odmieńców. Nie interesowaliśmy się światem sław, celebrytów ani tym bardziej codzienną rywalizacją o bycie popularnym nastolatkiem w szkole.
- To trochę brzmi jak schemat tych kiczowatych, amerykańskich seriali o nastolatkach. Albo komedii o podobnej tematyce.
- Te jednak oparte są na faktach, bo w szkołach to jest na porządku dziennym. Komedie traktują to jednak z przymrużeniem oka, zaś wszelacy nieudacznicy, odmieńcy itp. na końcu takich filmów doczekują się zawsze szczęśliwego zakończenia. Dramaty bardziej odzwierciedlają rzeczywistość, ponieważ tam źli zwykle są górą, wyżywają się na innych i często pozostają bezkarni.
- Wiem, to naprawdę smutne - westchnęłam - Jaka szkoda, że tak mało się robi, aby to zmienić.
- Niestety, to prawda, a miejsce, w którym mieszkaliśmy ja i Natalie, to miało wyjątkowo zepsutą młodzież. Jak się później okazało, to Negaforce podsycał ich złą naturę, karmiąc się negatywnymi uczuciami.
- To on przebywał w tym mieście?
- Niedaleko - wyjaśnił Maciek - W pobliżu miasta znajdowały się takie ponure ruiny. Nie wiadomo dokładnie czego, ani z jakich czasów. Nikt tam jednak nie chodził, wszyscy się ich bali. To tam przebywał Negafoce, ale do tego jeszcze dojdę.
- Dobrze, a powiedz mi proszę, skoro nie mieliście przyjaciół, to jak spędzaliście czas?
- W sumie jak inne dzieciaki. Bawiliśmy się na dworze, oglądaliśmy bajki i filmy, czytaliśmy książki...
- A mieliście jakieś ulubione?
- Owszem - odparł Maciek - Kilka, ale najmocniej polubiliśmy historię zawartą w „Silmarilionie” Tolkiena.
- Czytałam tę książkę. Jest napisana poważnym oraz dość podniosłym stylem, choć nie każdemu może ona przypaść do gustu. Sama książka jest jednak bardzo ciekawa - przyznałam.
- Tak, ale nam szczególnie przypadła do gustu jedna historia - rzekł Maciek - Historia o Berenie i Luthien.
- Dobrze ją pamiętam - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - Była ona bardzo romantyczna, smutna i radosna zarazem. Jednocześnie wiele się w niej działo. Ale z tego co pamiętam oboje na końcu byli razem.
- Tak, a ja i Natalie uwielbialiśmy najbardziej tę historię. W sumie, to przypomina trochę naszą historię.
- A powiedz mi jeszcze, jakie też filmy czy bajki lubiliście oglądać?
- W sumie to podobne, co ty i Ash. Wiele z nich przypadło nam do gustu i to pod różnymi względami. Bardzo często oglądaliśmy też anime, jak wspomniana już „Czarodziejka z Księżyca” ale także i inne. Przy okazji powiem ci, że w tych anime, to bardzo często lubiłem postaci antagonistów, zwłaszcza tych, którzy mieli w sobie odrobinę dobra. Ale nie sądziłem, że skończę kiedyś jako jeden z nich.
- A jakich antagonistów masz na myśli? - spytałam zdumiona - Choć oglądałam różne anime, to chyba kojarzą tylko jednego złoczyńcę, który by pasował do tego schematu. Mianowicie królową Beryl.
- To nie o nią mi chodzi - zaprzeczył Maciek - Chodzi o inną postać, która pochodzi z anime „Magiczni Wojownicy”.
- Hmm, chyba nie kojarzę. Przypomnisz mi, o czym to było?
Maciek pokrótce wyjaśnił mi, o czym była fabuła tego anime i kim byli jego bohaterowie.
- Już sobie je przypominam, ale tak się składa, że jakoś nigdy mi ono nie przypadło do gustu. Nie lubiłam za bardzo głównych bohaterów, poza tym widziałam tylko jeden, może dwa odcinki, jak walczyli oni z jakimś magiem ubranym w czerwone szaty.
- To właśnie jego mam na myśli, Sereno - powiedział Maciek - Rezo Czerwony Kapłan był tym wrogiem, do którego losów upodobniły się moje.
- On też sprzedał duszę demonowi w zamian za magiczne moce?
- Niezupełnie. Ani on, ani ja nie sprzedaliśmy duszy. Rezo urodził się z ogromnym talentem magicznym, ale był niewidomy od samego początku. Chciał za wszelką cenę odzyskać wzrok i wskutek tego z bohatera stał się złoczyńcą. Gdy udało mu się wreszcie otworzyć oczy, okazało się że w nich uwięziony był król demonów.
- A jak było z tobą? - spytałam, mocno zaintrygowana tym tematem.
- A ja po śmierci Natalie ofiarowałem swoje ciało jako mieszkanie dla Zła w zamian za siłę niezbędną do jej pomszczenia. Ciało na mieszkanie oraz mój gniew jako pokarm. Ale od początku zarzekłem, że duszy mu nie oddam. Zło przystało na umowę, jednak zastrzegło sobie, iż jeżeli nie będę go karmić, to kiedy tylko będę próbował wrócić do swojego prawdziwego wyglądu ono będzie zadawać mi cierpienie.
- Boże, to jest straszne! I ty zawarłeś układ z tym monstrum?! Za taką cenę?!
Byłam naprawdę przerażona tym, co usłyszałam.
- Nie miałem innego wyjścia. Moja wiara w sprawiedliwość została ostatecznie zniszczona. Uznałem więc, że miarka się już przebrała. Ale do tego jeszcze dojdę.
- No dobrze, to powiedz mi, jak wyglądało wasze życie w tamtych stronach, gdy zaczęliście czuć do siebie miłość. Bo mówiłeś, że długi czas tego nie rozumieliście.
- Zgadza się - potwierdził Maciek - Jak ci mówiłem, nasza prawdziwa tożsamość się nam zatarła, jednak nasze naturalne cechy już nie. Staraliśmy się żyć jak inne dzieciaki, a potem jak inne nastolatki, oczywiście mając własne zainteresowania. Rówieśnicy zaś albo nas unikali, albo też szydzili z nas tak jawnie, jaki i skrycie.
- Ech, to jest naprawdę okropne - przyznałam - Takie szykany tylko dlatego, że ktoś ma inne zainteresowania, a nie daj Boże nie interesuje się tym, co kręci resztę!
- Otóż to, Sereno - przytaknął Maciek - Oczywiście znaleźli się tacy, którym nie podobały się relacje, jakie miałem z Natalie.


W krysztale zauważyłam sylwetki dwojga nastolatków, bez wątpienia najpopularniejszych w szkole, którzy mieli swoje grono zwolenników, a do tego znęcali się nad słabszymi. Dziewczyna na pierwszy rzut oka wydawała się urodziwa, lecz z zachowania widać było wyraźnie, że to pusta laleczka. Na widok tej dziewuchy od razu przez myśl przeszły mi bardzo przykre wspomnienia z czasów Wystaw Pokemon. Sama też byłam na dobrej drodze do stania się taką pustą lalką. Z kolei chłopak wydawać by się mógł typem playboya, przystojnym oraz wysportowanym, który może mieć wręcz każdą dziewczynę, jednak prócz tego był także zarozumiały, chamski i bezczelny. Zauważyłam, że Maciek ukazując mi tych dwoje miał niezwykle gniewną minę. W jego dotąd spokojnych i bardzo przyjaznych oczach dostrzegłam nagle zimną nienawiść, ale także łzy smutku i bólu.
- Czy to przez nich zginęła Natalie? - przez przypadek powiedziałam na głos swoje myśli.
- Tak, to przez nich. Przez te bogate, zepsute szczeniaki z wpływowych rodzin.
- Maciek, jeśli aż tak bardzo bolą cię te wspomnienia, to nie musisz mi wcale ich ukazywać - powiedziałam łagodnie - Po co jeszcze mocniej masz cierpieć rozdrapując swoje rany?
- Muszę ci to pokazać, Sereno. Obiecałem ci opowiedzieć całą moją historię - odparł Maciek - A do bólu, to już przywykłem. Zresztą ta dwójka zapłaciła za swoje zbrodnie.
- Zabiłeś ich?
- Tak - odparł Maciek takim tonem, jakby to było coś oczywistego - Ale nie od razu. Najpierw zrobiłem im to, co Zodiakowi. Ukazałem im ich najgorszy koszmar, ludzie których prześladowali, teraz byli ich oprawcami. A za nimi szło moje widmo, przed którym nie było już ucieczki. W końcu, przytrzymywani przez swoje ofiary, padali ofiarą mojego widma. Potem zaś zmiażdżyłem im gardła, przez co przenieśli się do wnętrza swego koszmaru. Nigdy się już od niego nie uwolnią, a Zodiak po śmierci do nich dołączy.
- Boże, to naprawdę straszne! - jęknęłam przerażona - Oglądając, jak rzucasz czar na Zodiaka poczułam się tak, jakbym oglądała horror. Ale nie wyjaśniłeś mi, co się wtedy naprawdę stało.
- No cóż... Ja sam wymyśliłem taką subtelną metodę karania swoich wrogów. Wszyscy zwolennicy owej parki też meczą się z tym horrorem, ale u nich skończy się po śmierci. Może szybciej, jeśli tylko moja lekcja trwale zmieni ich na lepsze.
- A co się dzieję z resztą tych, którzy sobie szydzili z ciebie i Natalie?
- Byli obecni, kiedy rozprawiałem się z mordercami. Zmusiłem ich, przytrzymując siłą woli, żeby poparzyli sobie na mój pokaz. Jednocześnie i oni zostali dotknięci klątwą, ale ich nie zabiłem. Żyją, choć siedzą obecnie w szpitalu psychiatrycznym, podobnie jak Zodiak.
- Ale jak w ogóle do tego doszło? Co ich skłoniło, żeby zabić Natalie?
- Powiem krótko, przed naszymi szesnastymi urodzinami miały miejsce dwa wydarzenia: konkurs malarski oraz pewna sprytna intryga tych dwojga. Oczywiście sprytna to była ona tylko w ich mniemaniu.
- Na czym ona polegała?
- Korzystając z okazji, chcieli pogadać z nami z osobna. Już wcześniej próbowali różnych sztuczek, żeby nas skłócić i jednocześnie też zabawić się naszym kosztem.
- A jak wy z sobie z tym poradziliście?
- Pomimo zatarcia naszych prawdziwych świadomości wciąż mieliśmy swoje zdolności. Umieliśmy więc porozumiewać się głosem serc i znaliśmy jednocześnie myśli innych ludzi, te prawdziwe myśli. Poza tym ufaliśmy sobie nawzajem i dla Natalie byłem jedynym prawdziwym przyjacielem i wzajemnie. Nieraz, kiedy wściekało mnie to, że Natalie płacze przez tych drani, bardzo chciałem zrobić z nimi porządek.
- Ale Natalie nie chciała, żebyś tego zrobił, prawda? - domyśliłam się - Nie chciała, żebyś stał się do nich podobny, mam rację?
- To prawda, Sereno. To sama prawda. Ja zaś nigdy nie chciałem, żeby Natalie płakała przeze mnie, więc zawsze słuchałem jej prośby. Aż w końcu spotkał ją bardzo bolesny cios, przez który płakała naprawdę mocno.
- Czy ma to jakiś związek z tym konkursem malarskim, o którym przed chwilą mówiłeś? - spytałam.
- Zgadza się. Natalie bardzo chciała wziąć w nim udział, w czym ja zresztą ją dopingowałem i wspierałem. Widziałem nawet jej szkice, poza jednym. Bo ten miał być niespodzianką dla mnie i nie był przeznaczony na konkurs.
- Niech zgadnę, ktoś je zniszczył?
- Zgadza się.
- I to była pewnie ta dziewucha z tym chłopakiem?
- Owszem, bo jak się okazało ona, czyli Franceska za nic nie chciała, aby którakolwiek dziewczyna była w czymś lepsza od niej. Sama uchodziła za niezłą malarkę, jednak jej prace za nic nie mogły się równać z dziełami Natalie.
- To mi trochę przypomina moją rywalizację z Shauną oraz Miette w Wystawach - zauważyłam.
- Masz trochę racji, Sereno, ale Shauna i Miette nie były nigdy aż tak zepsute ani tak bezwzględne jak ta podła jędza. Owszem, Shauna raz uśpiła twojego Fennekina, aby móc z tobą wygrać, ale nigdy nie chciałaby zrobić żadnej gorszej krzywdy ani tobie, ani twoim Pokemonom. Zresztą, kiedy się z nią pojednałaś, to szczerze żałowała swoich błędów.
- Tak uważasz? - zamyśliła się - Ale w sumie, skoro umiesz rozpoznać prawdziwe myśli, to pewnie masz rację.
- Owszem, mam ją! Zresztą teraz Shauna już nie stosuje nieuczciwych sztuczek i naprawdę zależy jej na twoje przyjaźni. Miette z kolei nigdy nie była całkowicie zła. Owszem, z zewnątrz bywa wredna i potrafi ostro zajść z skórę, ale w gruncie rzeczy ma dobre serce. Raz uknuła intrygę przeciw tobie, lecz orientując się, co tak naprawdę robi, poczuła wyrzuty sumienia i udało się jej naprawić swoje błędy.
- Co nie przeszkodziło jej ponownie mnie podpuścić przed Konkursem Piękności w Alabastii, że już nie wspomnę o złośliwościach pod adresem Misty. Wobec niej zachowała się wtedy wyjątkowo paskudnie. Choć potem również naprawiła swoje błędy.
- To prawda i obecnie darzy cię ona prawdziwą przyjaźni, natomiast Franceska i Giovanni...
- Giovanni?! - krzyknęłam zdumiona - Chcesz mi powiedzieć, że ten chłopak miał na imię tak, jak... Jak najgorszy wróg Asha?
- Cóż za ironia losu, nie sądzisz? - rzekł Maciek - Ale we Włoszech to jest dość powszechne imię, tak jak w Polsce jego odpowiednik, czyli Jan.
- Normalnie wierzyć się nie chce - pokręciłam zdumiona głową - Ale powiedz mi, jak ta dwójka zniszczyła prace Natalie?
- Spowodowali pożar w miejscu, w którym odbywał się konkurs, czyli muzeum, w którym pracował Filip.
- Boże, to potworne - pisnęłam przerażona - I to wszystko z powodu urażonej ambicji?! Przecież w tym pożarze mogło zginąć wielu ludzi!
- Na szczęście nikt wtedy nie ucierpiał, w każdym razie nie fizycznie. Ale wszystkie dzieła sztuki i prace konkursowe spłonęły. Natalie natomiast była załamana, ale z innego powodu niż spalenie jej rysunków. Bo chociaż zniszczenie tych prac mocno ją zabolało, to jednak spłonięcie ukochanego muzeum jej ojca było dla niej o wiele gorsze.
- A co z tymi podłymi podpalaczami?
- Wtedy nie udowodniono im winy, bo nikt nie doszedł do tego, kto spowodował ten pożar. Oficjalnie zaś stwierdzono, że był to wypadek. Ale ja później dowiedziałem się prawdy.
- Jak poradziliście sobie z tą tragedią?
- Cóż... Jako, że muzeum to własność państwowa, a ojciec Natalie nie ponosił winy za ów wypadek, to dostał jakąś inną posadę. Ja zaś usiłowałem pocieszyć Natalie, która wówczas sama szukała mojej bliskości. A kiedy obchodziliśmy swoje szesnaste urodziny, to w końcu oboje zrozumieliśmy co naprawdę do siebie czujemy.
- Czy wtedy może...? - spytałam nieśmiało, mając oczywiście na myśli coś niegrzecznego.
- Wtedy jeszcze nie - odparł Maciek z uśmiechem - Ale po pewnym czasie postanowiliśmy się pobawić w to, co oboje lubiliśmy robić jeszcze jako dzieci. Wtedy zawsze na koniec całowaliśmy się w policzek, ale tym razem oboje pocałowaliśmy się w usta.
- I wtedy zrozumieliście łączące was uczucie?
- Tak i już oficjalnie zostaliśmy parą, choć tak w praktyce, to cały czas nią byliśmy.
- Rozumiem, czyli w tych kwestiach dość długo byliście nieświadomi, zupełnie jak dzieci. Kochaliście się bezwarunkowo, choć oboje jeszcze nie rozwijaliście romantycznej miłości, zgadza się?
- Tak, Sereno - przytaknął Maciek - Ale muszę ci powiedzieć, że mimo wszystko nie różnimy się w pewnych kwestiach od was, ludzi. W swoich prawdziwych wcieleniach bardzo dużo czasu spędzamy na tych sprawach. Choć oczywiście robimy to bez żadnych dzikich czy fantastycznych, jak wy to mówicie, pomysłów.
- Oj, jakie my tam niby mamy pomysły?! - zapytałam tak pro forma, doskonale jednak wiedząc, o czym on mówi, co wywołało na moje twarzy lekki rumieniec.
- Dobrze wiesz, Sereno - odparł Maciek - Skoro zaś byłaś ciekawa, to powiem ci, że ja i Natalie zrobiliśmy to. Z tym, że w na nasze siedemnaste urodziny, a nie w szesnaste, jak ty i Ash.
- Być może nie powinnam o to pytać, bo to raczej jest wasza prywatna sprawa, ale...
- Było po prostu wspaniale - odpowiedział Maciek dość rozmarzonym głosem - Ale niestety, nazajutrz rozegrała się wspomniana już przeze mnie tragedia.


- Boże, to okropne! - zawołałam - Czyli, kiedy naprawdę poczuliście pełnię szczęścia, to wtedy nagle los zadał wam tak straszliwe cierpienie. To naprawdę niesprawiedliwe!
- Owszem i to nawet bardzo niesprawiedliwe, ale jak się przekonałem, także dość normalne w tym świecie. Zresztą ty i Ash chyba doskonale o tym wiecie, prawda? Ile razy miłe chwile przerywały wam smutne wydarzenia?
- Niestety, życie detektywa jest pełne przygód oraz niespodziewanych zdarzeń. Zresztą podczas naszej podróży trenerów Pokemon w Kalos było podobnie.
- Tak, to cecha wspólna zarówno dla trenerów, jak i detektywów takich jak wy. Nie musicie na siłę szukać przygód, te zawsze same was znajdą. Dzięki za wszystko temu życie jest ciekawsze, ale to ma swoją cenę.
- Jak chyba wszystko w tym świecie - westchnęłam - Ale chociaż lubię przygody, a dzięki Ashowi także i rozwiązywanie zagadek, to nie mam nic przeciwko małej chwili spokoju. Zresztą Ash także czasem ma dość wręcz nadmiaru spraw do rozwiązania i nic w tym dziwnego, zwłaszcza, kiedy się miało do czynienia z takim psychopatą jak Zodiak.
- Albo też bandziorem, który ciężko postrzelił Clementa, prawda? Ash długo zmagał się z wątpliwościami czy powinien kontynuować swoją misję, skoro życie jego bliskich i przyjaciół zostało przez nią zagrożone.
- To sama prawda, choć wszyscy chcieliśmy go jakoś przekonać, aby dalej był detektywem. Dopiero po przygodzie w Łebie Ash przełamał swoje obawy. Powiedz, pomogłeś mu swoją magią rozwiać wątpliwości?
- Nie musiałem - odparł Maciek z uśmiechem na twarzy - Wszystkie te wydarzenia skłoniły Asha do poważnych refleksji, a także do wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Ja z kolei jedynie powiedziałem mu, co myślę na ten temat. Pomogłem nieco komu innemu, choć bardzo delikatnie.
- A komu? - spytałam zaciekawiona.
- Seiyemu i Shizuku. Dobrze wiedziałem, co ich smuci oraz doskonale przecież rozumiem ich ból. Zatem delikatnie złagodziłem ich cierpienie i pozwoliłem, żeby już całkiem naturalnie rozwinęła się ich więź. Nadmiar bólu nie zagłuszał ich rozsądku oraz nie zamykał ich serc na nowe uczucie.
- Czyli nie wpłynąłeś na nich, aby poczuli coś do siebie? - zapytałam, gdyż chciałam się upewnić, że dobrze myślę.
- Nie. Jak ci już mówiłem, ja nie chcę u nikogo sztucznie pobudzać uczuć. Seiyi i Shizuku sami zaczęli się do siebie przywiązywać. Wspólne smutki, zainteresowania, język, no i oczywiście przygoda przeżyta z wami - dodał Maciek z uśmiechem - To ostatecznie zbliżyło ich do siebie. Zresztą sama byłaś świadkiem tego, jak oboje przeszli do celebracji swego związku.
Tutaj mrugnął okiem porozumiewawczo.
- No cóż... Owszem, ale nie myśl sobie, proszę, że ja lubię podglądać zakochanych czy coś - powiedziałam nieco zawstydzona.
- Spokojnie, wiem dobrze, że nie. A wracając do rzeczy, to ja i Natalie przeżyliśmy cudowną chwilę, zanim miał odegrać się dramat.
Zauważyłam, że mówiąc o tym Maciek jęknął lekko z bólu, po czym z trudem łapiąc oddech powrócił do swojej opowieści. Gdy ją snuł, to powoli zaczęłam poznawać wszystkie fakty i cała historia zaczęła nabierać więcej sensu. Z opowieści Maćka wynikało, że kiedy on i Natalie obchodzili swoje urodziny, to Kasia i Filip obchodzili rocznicę swojego związku. Nie byli co prawda małżeństwem, bo choć tyle lat byli już parą i żona Filipa nie żyła, to jednak oboje nie wzięli ślubu. Kasia wciąż była bowiem mężatką, a jako katoliczka nie mogła wziąć ślubu kościelnego, a taki właśnie chcieli wziąć z Filipem. Z otrzymaniem kościelnego rozwodu były jakieś tam problemy, chociaż Kasia mogła go otrzymać, a jej wciąż żyjący mąż nie. Te wszystkie komplikacje jednak nie niszczyły szczęścia Kasi i Filipa, którzy mimo iż wierzący katolicy, nie byli jakimiś tam fanatykami, ściśle trzymającymi się absurdalnych reguł. Zatem nic nie niszczyło ich szczęścia. Maciek i Natalie mieli przyjęcie z okazji siedemnastych urodzin, może trochę skromne, bo choć nie było zbyt wielu gości, to jednak widać było, że są szczęśliwi. Pod wieczór namówili rodziców, aby teraz oni mogli świętować swoją rocznicę. Kasia i Filip w końcu ulegli i wybrali się na kolację oraz kina. Zaś Maciek i Natalie przeżyli swoją pierwszą cudowna chwilę i to w taki sposób, w jaki to sobie oboje wymarzyli. Z oczywistych powodów Maciek nie pokazał mi szczegółów. Niemniej przypomniałam sobie wtedy pierwszy raz mój i Asha. To było coś naprawdę cudownego i wyjątkowego. Chociaż, jak pamiętacie nasze przygody, to prawdę mówiąc pierwszy raz przeżyliśmy aż dwa razy. Drugi „pierwszy raz“ miał miejsce wtedy, kiedy to Ash wskutek starcia z Zespołem R stracił pamięć. Mimo trudności nasza miłość wcale na tym nie ucierpiała. Dzięki moim staraniom oraz wspólnie spędzonym chwilom Ash zakochał się we mnie na nowo. I wtedy też wyraził chęć poślubienia mojej osoby. Gdy zaś odzyskał wspomnienia z radością potwierdził swoje słowa. I teraz, kiedy już miało dojść do realizacji tamtej obietnicy, oboje wzięliśmy udział w tak niesamowitej przygodzie, z jaką nie mieliśmy dotychczas do czynienia.
A wracając do opowieści Maćka, to po powrocie do domu Kasia i Filip zastali swoje dzieci śpiące razem nago, oczywiście przykryte kołdrą. Oboje jednak spodziewali się tego, więc nie zaniepokoiło ich to. Poza tym dobrze wiedzieli, że ich dzieci są dojrzałe i na pewno nie zrobią żadnego głupstwa. Widok zaś był naprawdę piękny: Natalie tuliła się słodko do Maćka, a ten obejmował ją czule, jakby chciał ją chronić. Potem jednak zobaczyłam, jak doszło do owej tragedii, która zniszczyła ich szczęście. Poznałam też kulisy intrygi, jaką przeciw nim uknuli Francesca i Giovanni. A były to naprawdę zepsute osoby, nie liczący się z innymi egoiści. Każde z nich miało o sobie ogromne mniemanie i uważało, że może mieć każda osobę przeciwnej płci. Francesca zraniła niejednego chłopaka, który dla niej był jedynie zabawką. Giovanni zaś wykorzystywał wiele naiwnych dziewczyny, które zmieniał jak rękawiczki, ale w końcu trafiła kosa na kamień. Kiedy oboje próbowali swych sił z Maćkiem i Natalie, to okazało się, że ci nie dali się nabrać na ich sztuczki. Jako, że ich umiejętność czytania ludzkich serc była u nich aktywna pomimo przybrania ludzkiej tożsamości, przejrzeli prawdziwy cel swych adwersarzy. Dla tych zarozumialców to było straszne upokorzenie i  nie mogli go puścić płazem. Chcieli się odegrać. Ponad to Francesca wciąż była zazdrosna o talent malarski Natalie. To ona zresztą odpowiadała za podpalenie muzeum. W dniu, w którym Maciek i Natalie mieli spotkać się przed kinem, do którego wybierali się na długo oczekiwany film, rozegrał się dramat. Giovanni i Francesca wracali z imprezki u swoich znajomych, oczywiście prowadząc samochód pod wpływem. Nie tylko alkoholu, lecz i narkotyków.
- Tego dnia ja i Natalie popełniliśmy wręcz ogromny błąd - powiedział Maciek - Jako, że oboje mieliśmy dla siebie prezent niespodziankę z okazji urodzin, postanowiliśmy sobie go wręczyć dopiero pod kinem. Dlatego też udaliśmy się tam osobno.
- I chyba już domyślam się, co się wydarzyło - powiedziałam smutno.
- Dokładnie to, Sereno - odpowiedział mi Maciek ze łzami w oczach, jednocześnie krzywiąc się z bólu - Potrącili moją ukochaną i to jeszcze na pasach! A ja przyszedłem tam zbyt późno, aby jej pomóc lub zginąć razem z nią.
- Czy widziałeś, jak to się stało?
- Tak, lecz byłem za daleko, aby móc zareagować lub też zobaczyć, kto za tym stoi. Natalie mi jednak to powiedziała, bo kiedy do niej dobiegłem, to jeszcze żyła.
Maciek z trudem powstrzymywał łzy oraz swój ból, który zmusił go do padnięcia na kolana. Patrzyłam na niego z współczuciem, sama roniąc przy tym łzy. To naprawdę okrutne, że szczęście dwojga szczerze kochających się osób zostało przerwane tak okrutnie. Oboje zaznali w życiu cierpienia, podobnie jak ich rodzice, lecz mimo to umieli odnaleźć radość. Ale teraz zły los ponownie pokazał na co go stać i to niezwykle brutalnie.
- Umarła mi na rękach, Sereno! - zawołał Maciek, wciąż roniąc łzy - Chciałem zabrać Natalie do szpitala, ale było za późno. Jej obrażenia były zbyt mocne. Myślałem wtedy, że sam umrę. Z bólu, rozpaczy i bezsilności. Ostatkiem sił powiedziała, że mnie kocha i...
Maciek w końcu odrzucił pozory spokoju i dał upust swojej rozpaczy. Patrzyłam na to, sama roniąc łzy i szczerze mu współczując. Los był wobec niego i Natalie okrutny. Podobnie jak i te kreatury odpowiadające za śmierć Natalie. Bo żeby urażona duma doprowadzali do czegoś takiego? Nie mogło mi się to mieścić w głowie. Choć tak właściwie z drugiej strony podobnie okrutną sadystką była Domino, więc byłam w stanie sobie wyobrazić kogoś równie podłego, co ona.


- Masz trochę racji, Sereno - powiedział Maciek, odzyskując spokój - Porównanie do Domino jest całkiem dobre, chociaż ona przecież nigdy nie była pod wpływem Zła.
- A Francesca i Giovanni byli, ponad to w grę weszły używki.
- Zgadza się, dzięki temu te potwory poczuły odwagę, żeby to zrobić. Choć ich pierwotny cel był inny.
- To znaczy jaki, chcieli potrącić was oboje?
- O nie, Sereno, gorzej - zaprzeczył Maciek - Chcieli potrącić Natalie tak, żeby została kaleką.
- Boże! To naprawdę okropne! - pisnęłam przerażona - Ale skąd o tym wiesz?
- Kiedy już ich dopadłem, to bez trudu wyczytałem to z ich serc. To jeszcze bardziej wzmocniło moją furię.
- Miałeś już wtedy moc od Negaforce’a? - spytałam zaciekawiona.
- Wtedy jeszcze nie i chociaż początkowo się przestraszyli, to jednak potem odparli, że takiemu dziwakowi jak ja nikt nie uwierzy, oni zaś mają wpływowych rodziców: ojciec Francesci był szefem policji, a Giovanniego burmistrzem, więc nic im nie grozi.
- Jakie to ohydne kreatury! Wiesz co? Po tym, co mi powiedziałeś i po tym, co zobaczyłam w twoim lustrze w ogóle mi ich nie żal.
- Zasłużyli na karę, ale potrzebowałem większej siły, aby ich w pełni ukarać. Wtedy też przypomniałem sobie miejscowe legendy o przeklętych ruinach. Udałem się tam.
- I tak spotkałeś Negaforce’a, prawda?
- Tak, ale nie od razu. Musiałem trzykrotnie go wzywać, aż w końcu się ukazał. Gdy to zrobił, to obaj zawarliśmy umowę, o której ci mówiłem.
- I wtedy poszedłeś dokonać zemsty - powiedziałam smutno.
- Tak. Ci dranie byli właśnie na kolejnej imprezie i to wraz ze swoimi poplecznikami. Dopadłem więc ich wszystkich naraz.
Zobaczyłam w krysztale tę scenę, bardzo mocno przypominającą moja przygodę z Zodiakiem, jednak na o wiele większą skalę, bo i bohaterów tej akcji było więcej. Poza tym w tej scenie rodem z horroru, to postać jakże demonicznego chłopaka była protagonistą, natomiast te wszystkie nastolatki potworami. Widziałam, jak Maciek siłą woli cisną wszystkich, przykuwając ich do ściany i zmusza, aby patrzyli na ten piekielny pokaz. Potem podszedł do swych wrogów, chwycił oboje za gardła i siłą sprawił, że chcąc nie chcąc musieli spojrzeć mu w oczy. Wówczas rzucił na nich tę sama klątwę, co na Zodiaka, a zaraz po tym zmiażdżył im gardła. Przedtem jednak przez chwilę zobaczyli, z kim mają do czynienia. Pozostali zaś, kiedy Maciek wyszedł zwijali się z bólu ze strachu. Po czymś takim nie dziwię się, że wylądowali w psychiatryku, ale tak prawdę mówiąc, to bydlaki zasłużyli sobie na ten los swoim postępowaniem, zwłaszcza Francesca i Giovanni.
- A co zrobiłeś potem, kiedy dokonałeś już swojej zemsty? - spytałam po chwili.
- Udałem się do domu - wyjaśnił Maciek - Rodzice bardzo się martwili, że Natalie i ja nie wróciliśmy i chcieli zawiadomić policję. Właśnie wtedy użyłem swojej magii i wyczyściłem im pamięć, wymazując z nich wszelkie wspomnienia odnośnie naszych osób. Podobnie jak i innym ludziom, którzy nas znali.
- A co zrobiłeś z ciałem Natalie?
- Pochowałem je w miejscu, które jedynie my dwoje znaliśmy i które kojarzyło się nam z najpiękniejszymi chwilami w naszym życiu. Jest tam samotny krzyż, lecz nie ma na nim żadnego imienia. I to tam też spotkałem Mewtwo.
- To tam się spotkaliście? W ogóle cały czas mnie ciekawi, jak wy obaj się poznaliście.
- Już ci to mówię, Sereno - odparł Maciek - Przez śmierć Natalie i uwięzione we mnie Zło nie wiedziałem, co ma z sobą zrobić. Nie potrafiłem zebrać myśli, jednak w końcu postanowiłem sprawdzić jak wielka jest moc, którą otrzymałem.
- W jaki sposób?
- Udałem się do innego świata - wyjaśnił Maciek - Negaforce może podróżować swobodnie pomiędzy wymiarami. Tam też dałem pełen upust swego bólu po stracie Natalie, jednak tych scen ci nie pokarzę.
- Dlaczego? Są aż tak straszne?
- Owszem, mogą ci się nie spodobać. Niemniej w końcu wróciłem do tego wymiaru. Odwiedziłem grób Natalie i niestety, ponownie dałem upust swemu cierpienia. I wtedy zorientowałem się, że nie jestem sam. Kiedy się odwróciłem, to zobaczyłem Mewtwo.
- A skąd on się tam wziął?
- Jak wiesz, Mewtwo dużo podróżuje po świecie. Podobnie zresztą jak Mew, ale obaj nie ograniczają się tylko do regionów zamieszkałych przez Pokemony. Jak się okazało, Mewtwo wyczuł całą mroczną energię, którą z siebie wyrzucałem w napadach rozpaczy i chciał się przekonać, co lub kto za tym stoi.
- Czy wtedy może doszło do walki między wami?
- Nie - zaprzeczył Maciek - Obaj byliśmy zdumieni swoją obecnością i podczas rozmowy opowiedzieliśmy sobie nasze historie. Okazało się wtedy, że bardzo wiele nas łączy i dlatego też szybko nawiązaliśmy porozumienie. Mewtwo wyznał mi, że już od jakiegoś czasu poszukuje pewnego groźnego Pokemona, który może poważnie zaszkodzić światu.
- Malamara  - syknęłam ze złością - Ten łajdak naprawdę zrobił wiele złego i jeszcze więcej mógłby zrobić, tylko my mu przeszkodziliśmy.
- Tak, a po swojej drugiej porażce w Kalos zmienił miejsce działania. Mewtwo zaś cały czas go poszukiwał. Podejrzewał, że być może opuścił regiony. Gdy zaś wyczuł mroczną energię sądził, iż to może on knuje nową intrygę. I tak trafił na mnie.


Zobaczyłam w lustrze, jak wyglądało ich pierwsze spotkanie i jak obaj zawarli porozumienie. A podczas tej rozmowy, w wyniku której Maciek wyznał swój problem z Negaforce’m, Mewtwo polecił mu Asha jako osobę, która może mu pomóc. Jak dobrze wiecie, on sam był niegdyś zły, co było zasługą przede wszystkim Giovanniego, a także towarzyszących mu zbirów. Mewtwo był przekonany, że wszyscy ludzie są tacy i dlatego też należy ich zniszczyć. Pokemony zaś uznał za ludzkich niewolników, których zastąpić miały klony wyhodowane przez niego, jednak w skutek szaleńczej walki, w którą wmieszał się też Ash, Mewtwo przekonał się, że był w błędzie. Przy kolejnym zaś spotkaniu, Ash uratował mu życie, kiedy Giovanni ponownie chciał włączyć go w szeregi swojej organizacji, w wyniku czego Mewtwo był ciężko ranny. Ale z pomocą Asha i niezwykłej wody odzyskał siły. Od tego czasu Mewtwo podróżował po świecie i pomagał ludziom podobnym Ashowi, którzy kochają Pokemony i nieraz ryzykują dla nich życie. Tak więc, skoro Ash zdołał pomóc Mewtwo rozprawić się z wewnętrznym złem, to możliwe, że pomoże on także i Maćkowi. Chłopakowi spodobał się ten pomysł, więc zdecydował się odnaleźć Asha, poznać go i w odpowiednim momencie poprosić o pomoc. Zobowiązał się też pomóc Mewtwo, kiedy ten będzie poszukiwał Malamara.
- Dowiedziałem się, że Ash przebywa w Kalos, więc się tam udałem. Odnalazłem go w mieście Coumarine.
- W Coumarine? Więc już wtedy zacząłeś nas obserwować? - spytałam zdumiona.
- Wtedy was znalazłem i widziałem, jak Ash zbiera pokejagody. Dzięki twojej radzie uznał on, że taki prezent, dany od szczerego serca najbardziej ucieszy jego Pokemony. A mając tak silną więź ze swoim trenerem lubią one wiele rzeczy, które on sam lubi.
- Cóż... Przyznam ci się, iż zaskoczyło mnie wtedy trochę, że Ash tak nagle gdzieś pobiegł, ale pod Drzewem Przyrzeczeń wszystko się wyjaśniło.
- Otóż to, Sereno - odpowiedział Maciek - Dla mnie też wszystko stało się jasne. Wtedy moja nadzieja zamieniła się w pewność. Wiedziałem już, że Mewtwo wskazał mi właściwą drogę ratunku.
- Tak?
- Tak, Sereno, bo widziałem jego wielką miłość do Pokemonów, kiedy zaś wkroczył Zespół R, to mogłem się przekonać, jak skutecznie i bardzo konsekwentnie walczy ze złem i jeszcze jedno.
- Co takiego? - spytałam, chociaż tak prawdę mówiąc, domyślałam się tego ostatniego powodu.
- I zobaczyłem ciebie, Sereno. Pierwsze, co poczułem, to szok. Byłem naprawdę zdumiony widząc twarz mojej ukochanej, te jej cudowne oczy i radosny uśmiech, które miała twoja osoba.
- To miłe, że tak mówisz, nawet jeśli uważasz tak tylko przez wzgląd na moje podobieństwo do Natalie. No, a skoro już przy tym jesteśmy, to zastanawia mnie jedna rzecz.
- Słucham cię, Sereno - odparł Maciek.
- Skoro uznałeś, że tak mocno przypominam Natalie i to nie tylko z wyglądu, ale i zapewne z pewnych cech charakteru, to mogło ci przyjść do głowy, aby samemu się o mnie starać, prawda? A jednak tego nie zrobiłeś. Nie żebym tego żałowała, bo przecież kocham Asha nad życie i to on jest chłopakiem moich marzeń i nie zamieniłaby go na nikogo, ale po prostu jestem ciekawa, dlaczego postąpiłeś inaczej.
- Rozumiem, o co ci chodzi, Sereno - powiedział Maciek - Zauważyłaś już wcześniej moje podobieństwo pod pewnymi względami do Arlekina, więc zastanawiałaś się czy i w tej kwestii też tak jest.
- Otóż to - potwierdziłam -  Twoja historia, pomijając oczywiście wątki nadprzyrodzone, bardzo przypomina losy Kevina. A jak wiesz, on starał się mnie zdobyć, bo przypominałam mu jego zmarłą Renę.
- Cóż... Kevin to dość kontrowersyjna dla mnie osoba. Z jednej strony współczuję mu z powodu życiowych tragedii, ale jego egoizm i uparta chęć zniszczenia twojego szczęścia potrafiły doprowadzić do szału.
- Ty chciałeś, żebym była szczęśliwa, ale miałeś w tym też swój cel. Inny niż on, ale zawsze.
- Cóż... To prawda, z tym, że dużo później dowiedziałem się w jaki sposób uczucie twoje i Asha może mi pomóc. Dokładniej wtedy, gdy oboje wyznaliście sobie miłość.
- A przedtem, co tobą kierowało? - spytałam zaciekawiona.
- Gdy cię zobaczyłem, to byłem naprawdę zdumiony, ale zrozumiałem od razu, że ty wcale nie jesteś moją Natalie. Niemniej jako, że byłaś bliską przyjaciółka Asha, to był ważny powód, aby i ciebie obserwować. Chciałem poznać was oboje.
- I wtedy wyczułeś uczucie, jakie żywiłam do Asha, prawda?
- Tak oraz to, jakie on żywi do ciebie. Wierz mi lub nie, Sereno, ale Ash już wtedy czuł do ciebie coś więcej, niż tylko przyjaźń.
- Naprawdę? - trochę zdumiała mnie ta informacja, ale również bardzo ucieszyła.
- Cóż... Prawdę mówiąc, to Ash dość szybko był tobą zauroczony, choć długo nie był świadom swoich uczuć. Ze względu na swoje rozstanie z Dawn i wciąż przykrymi wspomnieniami z rozstaniem z Misty miał pewne obawy przed zaangażowaniem się uczuciowo, jednak już wtedy cię kochał, Sereno.
- Rozumiem, oboje czuliśmy do siebie to samo, ale baliśmy się ujawnić uczucia, w obawie przed odrzuceniem.
- To prawda, ale ja bardzo nie chciałem, żebyś cierpiała w ten sposób. Widok ciebie płaczącej tuż po pierwszej wystawie tym bardziej mnie w tym umocnił.
- Nie chcę tego wspominać - powiedziałam bardzo cicho - Ja wtedy popełniłam ogromny błąd, starając się na siłę być kimś innym. Wcześniej udawałam twardzielkę, ale kiedy tylko zostałam sama, to nie wytrzymałam.
- Wiem, Sereno, czułem twój ból. Twoje łzy tak mocno przypominały mi łzy Natalie. Dlatego też nie mogłem zostawić tego w ten sposób. Bardzo chciałem ci jakoś dyskretnie pomoc i sprawić, żebyś była szczęśliwa.
- Naprawdę? - odparłam bardzo zdumiona - Przyznaję, że wciąż mnie zaskakujesz. A jak to zrobiłeś?
- Zajrzałem w głąb twojego serca. Byłem bardzo ciekaw, co jest twoim największym marzeniem i szybko odkryłem, że wcale nie było nim zostanie Królową Kalos, ale...
- Bycie dziewczyną Asha, jego ukochaną - szepnęłam cicho.
- Otóż to, ale jak wiesz ja wcale nie chciałem ingerować w tę sferę, to znaczy nie chciałem sztucznie pobudzać waszego uczucia. Obserwowałem was dalej.
- Więc wiesz już, jak wyglądały nasze losy i ile głupstw popełniłam bawiąc się w artystkę. Co prawda ludzie byli szczęśliwi z moich występów, ale ja zbyt mocna wciągnęłam się w rywalizację. To mogło mnie zniszczyć.
- Ale nie zniszczyło, z kolei Ash zrobił to, co powinien. Powiedział ci szczerze, co o tym myśli. Dał też do zrozumienia, jak tęskni za ta dawną, prawdziwą Sereną.
- To prawda - przytaknęłam - Zdanie Asha zawsze liczyło się dla mnie najmocniej. Wtedy było boleśnie prawdziwe, ale był to głos jego serca. A moje na niego odpowiedziało. Co prawda chciałam się jeszcze odegrać na Shaunie, ale coraz mniej czułam chęć kontynuowania kariery. Czułam, że muszę walczyć o swoje prawdziwe marzenie, jednak wciąż jeszcze męczyły mnie wątpliwości.


- I wtedy przed Finałem Wystaw zjawiłem się ja i ukazałem ci dwie wizje przyszłości - powiedział Maciek - Drogę kariery i drogę miłości.
- Dokładnie, lecz ostatecznie, jak mówiłeś to Ash pomógł mi podjąć właściwa decyzję, a później ja jemu.
- Tak, z tym, że kiedy ukazywałem wizje tobie, to jeszcze wtedy nie wiedziałem, iż to wasze uczucie będzie kluczem do pokonania Negaforce’a. Chciałem po prostu, żebyś była szczęśliwa. Początkowo moją chęć pomocy kierowało twoje podobieństwo do Natalie. Widząc cię zarówno szczęśliwą, jak i płacząca, to tak, jakbym widział ją. A ja zawsze chciałem, żeby Natalie była szczęśliwa.
- A więc pomogłeś mi wtedy tylko po to, żebym ja także wreszcie była szczęśliwa? - spytałam czując w sercu przyjemne ciepło.
- Tak, a skoro już dobrze wiedziałem, dzięki komu jesteś szczęśliwa, to łatwiej mi to przyszło. A właściwie to wam obojgu, bo to przecież głównie jest wasza zasługa. Tak czy siak z czasem zwróciłem uwagę na samą ciebie, to czym różnisz się od Natalie i w moim sercu narodziło się pewne uczucie do ciebie. Inne i bez pożądania, bo pełna miłością darzę wyłącznie Natalie.
- To naprawdę piękne i romantyczne i miło jest mieć przyjaciela, nawet wielbiciela, który nie chce mnie zdobyć wbrew twej woli, ale za to chce, żebym była szczęśliwa. Jesteś pierwszym takim, na którego trafiłam. Choć i tak pierwszego poznałam Asha, moja prawdziwą miłość.
- Cóż... To dlatego los w sprawie wielbicieli nie był dla ciebie łaskawy, Sereno - stwierdził Maciek - Ceną za te jedyną i spełnioną miłość był brak naprawdę wartościowych wielbicieli.
- Nie żałuje tego wcale - odparłam z uśmiechem - Jak mówiłam, Asha nigdy nie zamieniłaby na nikogo innego, bo to przecież dzięki niemu jestem naprawdę szczęśliwa. A co do wielbicieli, to cóż...
- Kilku ich tam jednak miałaś - odparł Maciek - I każdy z nich na swój sposób cię podziwiał, ale...
- Błagam, o kim my tu mówimy? - westchnęłam - Kto był niby moim wielbicielem? Ten zabawny grubasek Tierno? Albo Trevor, któremu mój nowy styl spodobał się tak samo, jak jego kumplowi? Choć on przynajmniej nie zachowywał się jak Brock na widok ładnych dziewczyn, ale trudno mi go nazwać wielbicielem. A więc kto nim niby był? Arlekin? Jakoś wobec niego to ja mam mieszane uczucia, zresztą sam dobrze wiesz, jak wyglądały nasze zmagania, lecz na koniec zachował się i zginął jak bohater. Teraz jest razem ze swoją Reną. Cary Grenet? Zwykły psychopata i prześladowca.
- Był jeszcze Calem - przypomniał Maciek.
- Ach! On zawiódł mnie najmocniej! - odparłam cierpko - Był drugim po Ashu chłopakiem, z którym bardzo miło spędziłam czas w dzieciństwie. Wspomnienie o nim były dla mnie bardzo miłe i czasami czułam na myśl o nim ciepło w sercu, choć i tak o Ashu zawsze myślałam najmocniej. A kiedy spotkałam Calema po latach, to co się okazało?
- Że jest oszustem i przestępcą - dokończył Maciek - Chciał tylko tego, żebyś zapewniła mu alibi podczas jednej akcji, na szczęście nieudanej.
- Tak, a ja głupia myślałam, że on naprawdę mnie lubi. Że nim także kierował jakiś sentyment czy coś w ten deseń, kiedy wyruszał wraz ze mną po ten kamień dla profesora Sycamore’a. A on wobec mnie zachował się jak ostatni drań. A ja wywołałam tylko zazdrość u Asha, z czym później źle się czułam. Calem to zwykły łajdak i tyle.
- Cóż, Sereno... Być może zaskoczy cię to, co teraz powiem, ale Calem rzeczywiście podczas spotkania z tobą kierował się sentymentem do ciebie oraz dawnych wspomnień. Widząc cię już dorosłą, widząc twoją urodę i jak się zmieniłaś przez te lata naprawdę poczuł do ciebie sympatię.
- Naprawdę? - byłam nieco zdumiona - Ale nie przeszkodziło mu to w zachowaniu się wobec mnie, Asha i profesora Sycamore’a jak zwykła szuja.
- To prawda, Calem w pewnym momencie dokonał złego wyboru, ale przecież nie zatracił wszystkich pozytywnych cech z dawnych czasów. Kto wie, może jeszcze miło cię zaskoczy? Oczywiście oboje będziecie nadal po przeciwnych stronach, ale być może wówczas już nie będziesz czuć wobec niego takiej urazy, jaką czujesz teraz.
- Mówisz to, bo widziałeś przyszłość? - spytałam zaciekawiona.
- Trochę tak, ale też i dlatego, że podczas wspomnianej przez ciebie przygody przyjrzałem się i Calemowi. Czy przypadkiem nie chce zrobić ci jakieś krzywdy albo zniszczyć twojego szczęścia z Ashem.
- Rozumiem, ale póki co jakoś nie specjalnie chce mi się o nim myśleć. Zobaczymy więc, co pokaże przyszłość.
- Zgadza się i powróćmy też do właściwej opowieści - podjął Maciek.
- Super! A więc powiedz mi, kiedy wreszcie się zorientowałeś w tym, że miłość moja i Ash może pokonać Zło?
- Na krótko przed ukazaniem wizji Ashowi - odparł Maciek - Czułem, że jestem bardzo bliski znalezienia rozwiązania, ale to Mewtwo pomógł mi dojść do sedna.
- W jaki sposób?
- Powiedział mi, że zmarli wiedzą więcej niż żywi i być może Natalie w zaświatach dowiedziała się tego, jaki jest sposób pokonania Negaforce’a. Powiedział, że może się tam udać i z nią porozmawiać.
- I Natalie wiedziała, jak to zrobić, zgadza się?
- Tak, ponad to dowiedziała się też, że to Negaforce odpowiada za jej śmierć. Co prawda tylko pośrednio, ale zawsze. Powiedziała też, że to my nierozważnie sprowokowaliśmy go, aby nas zniszczył.
- Ale w jaki sposób? - spytałam ciekawa i jednocześnie przerażona.
- Oboje mieliśmy raz nieostrożność zwiedzać miejsce, w których się ukrywał. Wiesz, te ruiny. Co prawda oboje byliśmy tam za dnia i to niezbyt długo, ale byliśmy tam, oboje zakochani i szczęśliwi. W dodatku jeszcze to miejsce, choć ponure i tajemnicze, wydało się nam całkiem romantyczne. I cóż... Okazaliśmy sobie nawzajem uczucie i niestety, to tak wkurzyło Zło.
- Dlatego on postanowił skazić serca waszych prześladowców jeszcze bardziej i w efekcie zachęcić ich do popełnienia zbrodni - dokończyłam.
- Dokładnie tak, Sereno, a potem ja popełniłem drugi błąd i zadałem się z tym potworem - powiedział Maciek smutno - Ale byłem zdruzgotany i wtedy wydawało mi się, że nie mam innego wyboru. Oczywiście nigdy nie wykorzystywałem swojej mocy przeciw dobrym ludziom. Jedynie przeciw takim, jak nasi prześladowcy lub jeszcze gorszym.
- Widziałam, jak załatwiłeś Zodiaka i rozprawiłeś się z Morganą. To było naprawdę straszne, ale mimo to nie czułam strachu. Jak to możliwe?
- To bardzo proste - odparł Maciek - Tak pokierowałem mocą i aurą, aby wywoływać strach jedynie u złych ludzi. Dobre osoby nie czują leku, a jedynie silny niepokój. Chociaż moja rasa posiada taką naturalną cechę, ja ją jedynie wzmocniłem.
- Mimo wszystko czułam się jak w jakimś horrorze, ale ocaliłeś mnie i to dwukrotnie. Prócz tego pomogłeś Ashowi uratować Sarę i uwolnić mnie od upiora Kali. I pomimo chwili słabości ocaliłeś nas oboje przed samym Negaforce’m - podsumowałam jego dokonania - Jak na kogoś opętanego przez Zło, to całkiem niezły wynik.
- Tak i cały czas was obserwowałem. Od Coumarine trzy lata temu, aż do teraz. Pilnowałem, żeby żadne niespodziewane zdarzenie nie zniszczyło waszego szczęścia.
- Ale jak mówiłeś, nie robiłeś tego tylko dlatego, że my mieliśmy cię uwolnić od Zła. Kierowałeś się też uczuciem do mnie.
- Owszem, a także szacunkiem do Asha - odparł Maciek - Wiem, jak wyglądało jego życie i jak ciężko pracował na to, aby stać się prawdziwym bohaterem. Bo przecież jest nim, choć tak naprawdę nigdy nie chciał zajść aż tak daleko. A jednak walka ze złem jest jego przeznaczeniem. Ale jego bezinteresowna miłość do Pokemonów, a także troska o przyjaciół też ma tu ogromne znaczenie. I wreszcie fakt, że uczynił cię naprawdę szczęśliwą.
- To prawda - powiedziałam rozmarzonym głosem - Ash zmienił moje życie na lepsze, dzięki niemu czuję się naprawdę szczęśliwa. I chciałam dać szczęście Ashowi. Pokochał mnie tak mocno, jak ja jego, pomimo tego, że długo nie mogłam pozbyć się swoich kompleksów.


- Powiem ci coś, co cię może zaskoczy, Sereno, ale takie są fakty: Ash w ogóle lub też prawie w ogóle nie widział twoich kompleksów. Co prawda widział niektóre twoje wady, tak jak i ty jego, ale nie przywiązywał do nich większej wagi lub starał ci się pomóc je przezwyciężyć.
- Naprawdę? - spytałam zdumiona - Ja wiem, że czasem Ash zdawał się być nieco nieświadomy w niektórych sprawach, ale...
- A jednak, Sereno - powiedział Maciek z uśmiechem - Ash głównie zwracał uwagę na fakt, że go wspierasz. Do tego zawsze interesowały go twoje pomysły (zaimponowałaś mu swoją sporą wiedzą na temat wyścigów Rhyhornów) i podziwiał twoje umiejętności. Ponad to wręcz uwielbia twoje łakocie, a już zwłaszcza Pokeptysie, chociaż one powinny smakować tylko Pokemonom. Ale te twojej roboty mu smakowały! Zawsze, kiedy walczył o Odznaki albo później rozwiązywał zagadki chciał, abyś była u jego boku. A kiedy wpadaliście w Kalos w kłopoty, to zawsze chciał najpierw ratować ciebie.
- To prawda, było i jest dokładnie tak, jak mówisz. Czyli, że przez ten cały czas Ash też mnie kochał, tak jak ja jego, ale z powodów, o których już mówiliśmy wyszło tak, jak wyszło. Ale i tak wszystko dobrze się skończyło.
- Tak i mimo różnych przeciwności losu wasz związek trwał i rozwijał się coraz mocniej, choć było sporo momentów, kiedy się o was, a zwłaszcza o ciebie martwiłem.
- W jakich konkretnie? - spytałam.
- Choćby w trakcie twojego ostatniego kuszenia światem sławy, gdy o mały włos wasz związek się nie rozpadł, a co gorsza ty omal nie zginęłaś, bo przecież zostałaś wtedy postrzelona.
- Wiem, o czym mówisz. Najpierw chciałam ostatecznie zapomnieć o swoich kompleksach i dałam się oszukać temu psychopacie Cary’emu. A później przez moja zazdrość o znajomość Asha ze Scarlett wyszły kolejne kłopoty. A przecież Ash był mi wierny, tylko oczywiście ja nie okazałam mu właściwego zaufania.
- Wszyscy popełniamy błędy, Sereno, a ty okazałaś się mądra osobą, bo wyciągnęłaś należyte wnioski ze swoich błędów, zaś te wszystkie próby umocniły waszą miłość. Teraz jest ona już wystarczająco silna, aby pokonać Zło i usunąć je z tego świata raz na zawsze.
- Ale Ash i jego rodzina muszą przejść próby, o których mi mówiłeś - zdziwiłam się.
- Tak, bo Ash, żeby pokonać mnie w walce musi wykorzenić z serca ostatnie ciernie. To wciąż obecne smutki, jakie kiedyś wycierpiał za sprawa ojca i siostry, choć jak wiemy nie zrobili tego z premedytacją. Ich więź musi być nieskazitelna, aby Ash miał dość siły duchowej, żeby mnie pokonać.
Nagle Maciek uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach pojawiły się radosne iskierki.
- Co się dzieje? Czy to Ash i jego towarzysze?
- Tak. Właśnie skończyli ucztę, którą dla nich uszykowałem i zabierają się do przejścia przez próby.
- Czy słyszeli wszystko, o czym rozmawialiśmy?
- Tak, dzięki laleczkom od Latias i dzięki mojej drobnej ingerencji w tę sprawę. Teraz zaś nadejdzie czas próby.
- Jak to będzie wyglądać?
- Sama zaraz zobaczysz, Sereno. Spójrz w zwierciadło, a zobaczysz wszystko bez trudu.
Skierowałam więc uważnie wzrok w kierunku lustra z kryształu, na którym ukazał się obraz wielkiej sali przypominającej jakby salę balową ze średniowiecznego zamku. W tym oto pomieszczeniu znajdowali się Ash, Dawn i ich ojciec. Cała trójka stała i uważnie się rozglądała dookoła siebie.
- Co oni robią? - zapytałam.
- Rozpoczęła się godzina próby - odpowiedział Maciek - I pora, aby ją rozpoczęli. Tylko jeszcze nie wiedzą, co mają robić.
- Ale ty im zaraz powiesz?
- Oczywiście, że im powiem. W swoim czasie.
Lekko parsknęłam śmiechem, kiedy usłyszałam jego słowa. Nie wiem dlaczego, ale spodziewałam się takiej odpowiedzi ze strony Maćka.


C.D.N

niedziela, 13 stycznia 2019

Przygoda 120 cz. II

Przygoda CXX

Najpotężniejszy wróg cz. II


Pamiętniki Sereny c.d:
Tej nocy spało mi się naprawdę dobrze, choć miałam dość dziwny sen. Byłam w nim na jakiejś dużej polanie, na której rosło mnóstwo kwiatów. To miejsce było bardzo piękne i czułam w nim się tak, jakbym była w jakiejś kolorowej bajce. Wszystko dookoła było w jasnych, przyjemnych barwach, nic tylko wesoło biegać i skakać albo też po prostu położyć się na trawie w ciepłych promieniach słońca, zamknąć oczy i marzyć. Zapewne właśnie to bym zrobiła, gdybym nagle nie usłyszała dobiegających z dość daleka jakiś głosów. Kierowana ciekawością postanowiłam udać się w stronę z której one dochodziły. Gdy tylko to zrobiłam, to ujrzałam samotne drzewo, a obok niego jakąś parę. Składali się na nią chłopak o ciemnych blond włosach, w czarnej bluzie, ciemno czerwonych spodniach i ciemnych butach, a także urocza dziewczyna. Miała długie, czarne włosy, niebieską sukienkę, czarne rajstopy i tenisówki tej samej barwy. Oboje trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy, jakby świat wokół nich nie istniał. Owa scena wydawała mi się bardzo romantyczna i przypominała mi moje chwile z Ashem. Nie chcąc im przeszkadzać postanowiłam odejść, lecz oboje nagle zwrócili wzrok w moja stronę i zaczęli mi się przyglądać. Zanim jednak ja zdążyłam im się lepiej przyjrzeć, obudziłam się.
Swoją drogą, ten sen był naprawdę bardzo dziwny. Nigdy przecież nie widziałam tych dwojga, więc skąd nagle wzięli się w moim śnie? Z drugiej jednak strony oboje mieli w sobie coś znajomego. Ech! Nie ma co, życie detektywa jest pełne zagadek i to nawet w wydawałoby się tak prozaicznej sprawie, jak ludzki sen. A przy okazji ciekawe, jak taki sen wytłumaczyłby sennik egipski?
Moje rozmyślania na ten temat musiały jednak zejść na dalszy plan, bo ważniejsze teraz było to, gdzie się znajdowałam. Nie był to pokój w domu Asha, w którym już od dawna razem mieszkamy. To był mój pokój w moim rodzinnym domu w mieście Vaniville! W każdym razie tak się wydawało na pierwszy rzut oka, bo kiedy mu się bliżej przyjrzałam, to zauważyłam, że jest on do niego jedynie podobny, ale posiadał wręcz dość poważne różnice. Przede wszystkim był on większy i miał mniejsze okno, zaś widok za nim ostatecznie przekonał mnie, że nie znajdowałam się w rodzinnym Kalos. W oddali widziałam bowiem morze, a przecież w najbliższej okolicy mojego rodzinnego domu był las i to na niego miałam widok z okna. Wniosek więc był oczywisty: znowu ktoś mnie porwał.
Szczerze mówiąc, to nie czułam w tym momencie strachu ani złości. Raczej znużenie i spore zażenowanie. Bo naprawdę miałam już serdecznie dość bycia ciągle porywaną przez nieznanych sprawców. Poza tym czułam się źle, że przeze mnie Ash musi wciąż narażać życie, aby mnie ocalić z rąk jakiegoś świra. Kiedyś moim najczęstszym porywaczem był, jak zapewne wam dobrze wiadomo, Arlekin vel Kevin McBrown, kuzyn Asha ze strony matki, będący przy okazji szalonym geniuszem pracującym dla Giuseppe Giovanniego. Starał się za wszelką cenę mnie zdobyć, gdyż przypominałam mu jego zmarłą ukochaną Renę. No i nienawidził też Asha, ponieważ (jak to uparcie twierdził Kevin) ten zniszczył mu życie oraz odebrał miłość ojca. Dobrze wiemy, że to była nieprawda, sam zaś Arlekin w końcu pogodził się z Ashem i zrozumiał, że nie jestem jego Reną. Niestety, niedługo po tym zginął, naprawiając ostatecznie wszystkie swoje błędy.
Porwała mnie także podła kapłanka Kali, która chciała mnie złożyć w ofierze swej imienniczce, czyli hinduskiej bogini śmierci. W pewnym sensie uprowadził mnie też ten psychol Cary Grenet. Chociaż, gdybym nie poznała jego sekretu, to może wtedy nie zrobiłby mi krzywdy. Ale czy wiadomo, co byłoby później? No i ostatnio porwał mnie Zodiak - jak na razie najgorszy psychol z nich wszystkich. To były najważniejsze porwania mojej osoby w ciągu ostatnich kilku lat, że nie wspomnę tutaj o innych, sporadycznych przypadkach mojego porwania, jak chociażby wtedy, kiedy razem z Misty przeszkodziłyśmy w misji jednemu kłusownikowi, a ten za to uwięził nas i na polecenie Giovanniego miał zabić i pewnie by to zrobił, gdyby nie to, że w ostatniej chwili przyszedł nam z pomocą Ash.
Krótko mówiąc, byłam w ciągu naszych detektywistycznych przygód kilka razy porywana i czasami czułam się jak ta księżniczka z całej serii gier o braciach hydraulikach Mario i Luigim, która ciągle była porywana i ciągle obaj główni bohaterowie musieli rzucać swoje obowiązki i ratować tę durną dziewuchę, która pomimo bycia księżniczką (i to oczywiście bogatą) jakoś nie potrafiła zainwestować w porządną ochronę i ciągle dawała się porywać, przez co obaj bracia jako hydraulicy raczej niewiele zarabiali, bo przecież ciągle ją ratowali z rąk wrogów, zamiast siedzieć w warsztacie i zarabiać na życie w zawodzie, którego się wyuczyli.
Podsumowując więc, wtedy właśnie poczułam się przez chwilę jak ta księżniczka, bo przecież kolejny raz zostałam porwana i kolejny raz Ash był zmuszony mnie ratować. Tym razem jednak byłam zupełnie swobodna i to jeszcze w całkiem miłym pokoju, podobnym (jak już mówiłam) do mojego. Ktoś, kto go tak przygotował, musi mnie dobrze znać i wiedzieć, co lubię, pomyślałam sobie. Tylko kto to taki? Czyżby kolejny Arlekin? Nie ma co, trzeba było to sprawdzić i dlatego też postanowiłam lepiej rozejrzeć się po miejscu, w którym się znalazłam. Tylko tak mogłam zdobyć odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Dostrzegłam drzwi, które na szczęście były otwarte, jednak zamiast wyjścia na korytarz, znalazłam ładnie urządzoną łazienkę z wszystkim niezbędnymi przyborami. Było też wiele lubianych przeze mnie kosmetyków. Czułam się coraz bardziej niespokojna i jak sami przyznacie, miałam ku temu coraz więcej powodów, jednak nie ma co szukać śladów mając na sobie tylko piżamę, więc postanowiłam najpierw skorzystać z tej, bądź co bądź, bardzo ładnej łazienki.



Odświeżona wróciłam szybko do pokoju i tu czekała na mnie kolejna niespodzianka. Zastałam elegancko zastawiony stół, na którym czekało na mnie śniadanie. Chrupiące świeże rogaliki, marmolada, a do tego jeszcze i gorące kakao. Innymi słowy moje ulubione śniadanie z dzieciństwa. Ponad to przygotowane było także jedzenie dla moich Pokemonów, które (jak to zdążyłam zauważyć) mój porywacz zabrał wraz ze mną. Uznałam wówczas, iż nie będę przecież szukać śladów z pustym żołądkiem, a poza tym też nie chciałam urazić mojego, dość uprzejmego porywacza. Wypuściłam zatem swoje Pokemony i zabraliśmy się do jedzenie. Oczywiście przeszło mi przez myśl, że to jedzenie może być czymś nafaszerowane i dlatego poprosiłam Braixena, aby swoim węchem sprawdził, czy nie wyczuwa w nim czegoś podejrzanego. Gdy jednak mój drogi przyjaciel nic nie wyczuł, to uznałam, że jedzenie jest w porządku i takie też było. Prócz tego smakowało wręcz bajecznie. Jedząc je coraz bardziej czułam, że mam teraz do czynienia z naśladowca Arlekina, z tą tylko różnicą, iż tamten zostawiał mi za każdym razem jakieś liściki z wiadomością, a ten gość nie zrobił tego.
Gdy już skończyliśmy śniadanie zauważyłam, że w pokoju pojawiły się kolejne drzwi. Teraz już musiały prowadzić na zewnątrz. Schowałam swoje Pokemony do ich pokeballi, zostawiając przy sobie jedynie Braixena, po czym razem ruszyliśmy do wyjścia.
- Bądź lepiej bardzo czujny, Braixen! Nie wiadomo w czyjej gościnie się znaleźliśmy. To wszystko wygląda bardzo pięknie, jak w baśni o Pięknej i Bestii, ale życie to przecież nie jest baśń i ktoś, kto bawi się w takie hece musi chcieć czegoś w zamian za swój trud i coś mi mówi, że forma zapłaty, jakiej z pewnością ode mnie zażąda, raczej mi się nie spodoba. Dlatego w razie czego bądź gotowy do walki.
- Brai-brai-xen! - odpowiedział mi mój starter i wziął do łapki swój kijek, na którym pojawił się płomień.
Tak zabezpieczeni wyszliśmy oboje z pokoju. Wówczas zobaczyliśmy dość długi korytarz. Gdy wahałam się, w którą stronę mam iść, usłyszałam w głowie głos mówiący mi, żebym poszła w prawo. Wskazywało to na to, że mój porywacz był telepatą. Nie wiedziałam, czy powinnam go słuchać, ale ostatecznie postanowiłam posłuchać tajemniczego głosu, jednocześnie zachowując przy tym wszelkie środki ostrożności. Ja i Braixen poszliśmy więc w prawo i szliśmy tak długo, aż doszliśmy do schodów prowadzących w górę. Nie mając przed sobą innej opcji, zaczęliśmy po nich iść. W końcu ukazały nam się dość spore drzwi bez żadnych zdobień. Wystarczyło lekkie pchnięcie, aby je otworzyć. Pchnęłam je więc i już po chwili ja oraz mój Pokemon znaleźliśmy się w pomieszczeniu, które już znałam z moich snów. Była to ta sama Wielka Sala, w której trzy lata temu Nieznajomy Chłopak ukazał mi wizje mojej przyszłości. Dostrzegłam w niej znajome mi lustro, w którym widziałam tamte obrazy. Chwilę później drzwi od sali zamknęły się i chociaż przerażona próbowałam je otworzyć, to niestety, nie dało się tego zrobić.
- No i jesteśmy w pułapce. Po prostu wspaniale - westchnęłam.
- Brai-brai! - zapiszczał mój starter.
- Hmm... Możemy spróbować. Dobrze, Braixen! Użyj...
Nie dane mi było dokończyć, gdyż usłyszałam znajomy mi już głos, który grzecznym tonem powiedział:
- Witaj, Sereno. Cieszę się, że tutaj przyszłaś. Czekałem na ciebie. I za pozwoleniem, mój drogi Braixenie, ale atak nie będzie konieczny.
Obejrzałam się i dostrzegłam postać Mrocznego Chłopaka, który nie tak dawno ocalił mnie przed Zodiakiem, a wcześniej ukazał mi wizje mojej przyszłości, co przypomniał mi niedawno we śnie. Ale czemu teraz mnie uwięził?
- Bardzo przepraszam, Sereno, że zabrałem cię tu wbrew twojej woli, ale niestety, to było konieczne.
- Serio? - spytałam bardzo ironicznie - A czemuż to? Trzy lata temu przyprowadziłeś mnie tu w podobny sposób. Z tą tylko różnicą, że wtedy byłam tego świadoma. W jakim celu zrobiłeś to tym razem?
- Czas, żebyś poznała odpowiedzi na wiele pytań Sereno. Chcę ci ich udzielić, abyś wszystko dobrze zrozumiała. Te tajemnicze wydarzenia, jakie miały ostatnio miejsce, zostaną dziś wyjaśnione.
- Tak? - spytałam zaciekawiona - Powiesz mi, dlaczego tak ci zależało na rozwoju mojego związku z Ashem? I czemu niedawno uratowałeś mnie przed Zodiakiem? Choć tak prawdę mówiąc, to za to ostatnie chciałam ci podziękować. Gdyby nie ty, to ten wariat...
- To był mój obowiązek, Sereno. Musiałem czuwać nad tobą i Ashem, żeby żadne niespodziewane zdarzenie nie zniszczyło waszego szczęścia - odpowiedział mój gospodarz i dodał już czulszym głosem: - Cieszę się, że nic ci się nie stało, Sereno. Nie darowałbym sobie tego nigdy, gdyby ten świr cię skrzywdził.
Prawdę mówiąc, to jego ton nieco mnie zaskoczył. Ten gość był wobec mnie bardzo uprzejmy, uratował mnie przed Zodiakiem, ale teraz cieszy się z tego tak, jakby czuł do mnie coś więcej niż tylko uczucie przyjaźni.
- Kiedy opowiem ci moją historię, to wszystko stanie się jasne. Wiedz jednak, że od czasu naszego spotkania w Kalos nadal pilnie obserwowałem ciebie i Asha. Jakiś czas po ukazaniu ci wizji przyszłości, podobną wizję ukazałem Ashowi. Oczywiście, droga jego kariery różniła się od twojej i to sporo, bo ty dokonałaś już swego wyboru, zaś on wtedy się jeszcze wahał.
- Kiedy dokładnie ukazałeś mu te wizje?
- Wtedy, kiedy Ash leżał w szpitalu po tym, jak uratował cię przed Sharpedo.
- Zaraz! To było wtedy, kiedy ja...
- Zgadza się, Sereno - odpowiedział mi chłopak z wielkim uśmiechem na twarzy - Choć prawdę mówiąc, to nawet po zobaczeniu obu wizji Ash się jeszcze wahał, ale to ty pomogłaś mu podjąć właściwą decyzję. Ty i twoja miłość do niego.
Muszę przyznać, że poczułam w sercu przyjemne ciepło. Przypomniało mi to sytuację zaraz po zobaczeniu przeze mnie tych wizji. Wtedy właśnie Ash swoją troską o mnie pomógł mi się zdecydować. Teraz okazuje się, że ja podobnie zmotywowałam jego.
- To wszystko było możliwe tylko dlatego, że oboje darzycie się tak wielkim uczuciem - powiedział po chwili chłopak - Gdyby jedno z was nie odwzajemniało go, to moja rola tutaj byłaby zbędna. Oczywiście, mógłbym sztucznie pobudzić uczucie u Asha, ale to nie zdałoby się na nic.
- Wybacz, ale teraz nie rozumiem o czym mówisz - powiedziałam zdumiona - Możesz mi powiedzieć o co w tym chodzi?
- Tak, Sereno. Otóż wasze uczucie ma tak wielką siłę tylko dlatego, że jest prawdziwe, naturalne. Oboje rozwijaliście je i pielęgnowaliście pomimo przeciwności losu.
- To prawda, tylko powiedz, czemu tak ci zależy na naszym szczęściu? To znaczy jeden powód już mi wyjawiłeś. Ale czy są jakieś inne?
- Owszem, jest jeszcze jeden powód.
- A jaki?
- A taki, że wasze uczucie przypomina mi to, które łączyło mnie i moją ukochaną. Jest tak samo silne, głębokie i bardzo piękne. I tylko ono może mi pomóc.
- Ale w czym może ci pomóc miłość moja i Asha?
- W pokonaniu Złam, oczywiście - powiedział poważnie chłopak.
Te słowa naprawdę mnie zamurowały. Więc ów gość zadał sobie cały ten trud po to, abyśmy teraz pomogli mu zniszczyć tego potwora. Ale w jaki niby sposób mieliśmy to zrobić? Już miałam zadać mu to pytanie, gdy nagle coś mnie tknęło. Skoro ten chłopak mówi, że chce pokonać Zło, to znaczy, że... To musi być On.


- Powiedz mi, proszę, czy odpowiesz mi na wszystkie moje pytania?
- Tak, Sereno. Poznasz odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
- Dobrze - postanowiłam zagrać otwarcie - Więc powiedz mi najpierw, kim naprawdę jesteś... Maćku. Bo domyślam się, że to ty jesteś Maciek z Łeby, prawda?
Słysząc to imię chłopak uśmiechnął się lekko, po czym otoczyła go jasna poświata. Jednocześnie zniknęła panująca wokół niego ciemna aura, jego oczy stały się fioletowe, zaś twarz nabrała trochę innych rysów, dzięki czemu już nie miałam żadnych wątpliwości, że oto stał przede mną Maciek, którego ja i Ash poznaliśmy w Łebie.
- Dobrze się domyśliłaś, Sereno. To ja jestem Maćkiem, którego tak się obawiałaś w Łebie. Jestem także tym tajemniczym przyjacielem Mewtwo, który pomagał wam w Bitwie o Kanto oraz podczas ostatnich dwóch intryg Malamara. Tych w które zamieszane było Zło.
- I tym, który wypuścił wiedźmę Morganę - warknęłam, a po chwili dodałam łagodniej - Ale przy okazji też ratując mi przy tym życie.
-  I ostatnio jeszcze ocaliłem cię przed Zodiakiem, ale to tylko szczegół - dodał Maciek, mrugając przy tym okiem.
- Ja i Ash podejrzewaliśmy to od jakiegoś czasu, że Maciek i nasz tajemniczy nieznajomy ze snów to jedna i ta sama osoba, ale w obu swoich wcieleniach wyglądałeś inaczej, co nas trochę zmyliło.
- Gdy spotkałem was w Kalos, a potem odwiedziłem w waszych snach, to przybrałem trochę inną postać niż ta, którą tu widzisz.
- Dobrze, a więc teraz uporządkujmy fakty - powiedziałam - Najpierw ukazałeś mnie i Ashowi wizje naszej przyszłości, potem obserwowałeś nas cały czas, aż wreszcie, kiedy Zło skumało się z Malamarem, to wyszedłeś z ukrycia i pomagałeś nam w walce z nimi.
- Tak, ponad to pomogłem Mewtwo chronić wasze Pokemony przed mocą Malamara i brałem też udział w Bitwie jako jeden z trenerów.
Po tych słowach Maciek ponownie dokonał transformacji swojej osoby i przez chwilę ukazał mi się jako czarnowłosy chłopak, w typowym stylu trenera Pokemon. Gdy tylko mu się bliżej przyjrzałam, to przypomniał mi się pewnie typek, który wciągnął nas w pułapkę Malamara.
- Red!
Na widok owego osobnika przeraziłam się nie na żarty. Właśnie wtedy, gdy Beehyam pod kontrolą Malamara uśpił Asha, Red udając przyjaciela wciągnął mnie i moich przyjaciół w pułapkę. Owszem, doprowadził nas do Pokemona odpowiedzialnego za stan Asha, ale też ujawnił swoje prawdziwe plany i tożsamość. To właśnie ów straszny upiór, czy też demon nazywający siebie Złem był odpowiedzialny za wzrost mocy Malamara oraz pośrednio za jego intrygę z upiorem Kali, że nie wspomnę o chaosie jaki spowodował podczas Bitwy o Kanto. I oto Maciek, jak się okazuje, potrafi przybrać tę samą postać.
- Więc to ty jesteś tym potworem! - krzyknęłam po części ze złości, a po części ze strachu - Chciałeś zabić moich przyjaciół! Skrzywdziłeś Asha i chciałeś zabić nas oboje!
- Tak, Sereno, masz rację - przyznał Maciek smutnym tonem, wracając do swej poprzedniej postaci - Jestem potworem, ale to nie ja chciałem was zabić, tylko Zło.
- I mówisz to tak spokojnie?! Przecież, przecież...
- Sereno, Zło jest teraz uwięzione i nic ci już nie zrobi. Ale to moja wina, że wtedy omal was nie zniszczyło.
Miałam już naprawdę dość tej całej pokręconej historii. Emocje szalały w mojej głowie i chciałam po prostu uciec z tego miejsca. Jak najdalej od tego gościa, Zła i w ogóle jak najdalej stąd. Chciałam być razem z Ashem. Poczułam jednak, że wbrew zdrowemu rozsądkowi powoli zaczynam się uspokajać i przestają targać mną te wszystkie negatywne emocje. Czułam jedynie spokój i znów mogłam zebrać myśli.
- Co ty mi zrobiłeś? - spytałam zdumiona - Bo to na pewno jest twoja robota, mam rację?
- Tak. Umiem wpływać na emocje, uspokajać i wyciszać te negatywne oraz pobudzać pozytywne. Ale to nie jest zasługa mrocznych mocy, tylko moje własne umiejętności. Takie posiadają wszyscy moi rodacy.
- Dobrze więc, chociaż nadal mi się to wszystko nie podoba, to jednak wysłucham twojej historii. Ale uważaj! Jeśli coś mi się stanie, to Ash nigdy ci tego nie daruje!
- Wiem o tym dobrze i doskonale rozumiem i to lepiej niż myślisz. Ja też nie miałem skrupułów, aby pomścić swoją ukochaną.
- Pomścić? Czy to znaczy, że ktoś ją zabił?
- Tak - powiedział cicho Maciek - To było zabójstwo.
- Boże, ja naprawdę...
- Spokojnie, Sereno. Wszystko ci i tak opowiem. Zasługujesz na to, aby poznać całą prawdę o mnie. Wtedy i tylko wtedy zrozumiesz w pełni moje motywy. Ash i jego towarzysze też usłyszą tę historię.
- Więc mamy tu na nich zaczekać?
- Tak, lecz zacznę opowiadać już teraz. Dzięki laleczkom od Latias twoi przyjaciele wszystko usłyszą od razu.
- Ale jedynie Ash za pomocą tych laleczek może usłyszeć to, co ja słyszę - powiedziałam zdumiona - Chyba, że potrafisz jakoś wzmocnić czar laleczek.
- Dobrze rozumujesz, Sereno - odparł z uśmiechem na twarzy Maciek - Wzmocnię ich moc, dzięki czemu Dawn i Josh też wszystko usłyszą.
- Josh i Dawn? Więc to oni towarzyszą Ashowi?
- Tak, Sereno i uwierz mi, dzięki nim Ash zdoła łatwo przejść przez wszystkie próby, jakie czekają go w mojej wieży. A kiedy już to zrobi, to czeka go walka ze mną. I kiedy mnie pokona, to Zło zostanie pokonane.
- Ech, nadal mało z tego rozumiem - westchnęłam - Ale skoro i tak odpowiesz na moje pytania, to wtedy wszystko będzie miało sens.
- Dokładnie tak, Sereno. Pytaj więc śmiało.
- Dobrze. A zatem powiedz mi, proszę, kim naprawdę jesteś i jak masz naprawdę na imię?
- Tak jak ci mówiłem, pochodzę z innego świata. Jest on niezwykle piękny, a moi rodacy posiadają pewien przywilej, że jeżeli zechcą, to mogą śmiało odwiedzać inne światy. Zawsze też mogą wrócić, kiedy tylko tego zapragną. Później zaś opowiadają reszcie swoje przygody.
- A ten twój świat, jaki dokładnie jest? - spytałam zaciekawiona.
- Można powiedzieć, że jest to kraina wyciągnięta z najpiękniejszych marzeń sennych. Bardzo przypomina raj, a moi rodacy są charakterystyczni, bo nie ma w nich śladu zła czy negatywnych emocji. Oczywiście wiedzą, czym one są, lecz nie są w stanie ich odczuwać.
- To brzmi bardzo ciekawie - stwierdziłam - A jak wyglądają?
- W sumie podobnie do ludzi, tyle tylko, że nasze ciała są stworzone w połowie z materii a w połowie z ducha.
- Czy twoja zmarła ukochana też pochodzi z tego świata?
- Tak, oboje pochodzimy stamtąd. Wiesz, jest jeszcze jedna ciekawa cecha nas oraz naszych rodaków, cecha dotycząca miłości i związków: otóż przeznaczone sobie osoby rodzą się w tym samym momencie. Dosłownie w tym samym.
- Naprawdę? Nigdy o czymś takim nie słyszałam - byłam naprawdę zdumiona tą rewelacją.
- U nas to normalne. Przeznaczeni sobie chłopak i dziewczyna rodzą się dosłownie w tej samej chwili. I potem łączą się ze sobą na całe życie. Jak mówiłem, każdy posiada swoją druga połówkę i to od chwili swoich narodzin. Potem są już na zawsze razem, a kiedy tylko nasz czas w tamtym świecie dobiega końca, to nie umieramy tak jak wy, tylko w pewien sposób się odradzamy. Trudno mi teraz wyjaśnić ten proces.
- Mówiłeś, że twoi rodacy podróżują po różnych światach. Lubicie tak bardzo podróżować?
- Tak, po prostu jesteśmy ich ciekawi. Po powrocie zaś opowiadamy reszcie naszych rodaków swoje przygody, ale w moim przypadku wszystko wypadło inaczej - odpowiedział Maciek, po czym posmutniał.
- Wiem, bardzo mi przykro z powodu twojej ukochanej - powiedziałam ze współczuciem - Ale jak do tego doszło?
- Złośliwość oraz zawiść ludzka. Można by powiedzieć, że to jest dość powszechna historia w tym świecie - powiedział Maciek beznamiętnym głosem, choć w jego oczach widać było łzy.
- Bardzo mi przykro. Rozumiem, że mówienie o tym sprawia ci ból - powiedziałam przepraszającym tonem - Jak wiesz, sama przez pewien czas myślałam, że straciłam Asha już na zawsze.
- Tak, czułem twój ból. Był bardzo podobny do mojego. Ból po stracie prawdziwej miłości, ale w moim przypadku ma on jeszcze szerszy zasięg. Jako pierwszy z mojej rasy mogłem się o tym przekonać.


- Co masz na myśli?
- Chodzi o to, że cierpi nie tylko nasze ciało oraz psychika, ale także i dusza. Czujemy, jakbyśmy umierali w potwornych męczarniach, lecz nie mogli umrzeć - powiedział Maciek siląc się na spokój - Ból, jaki zadaje mi Zło jest niczym wobec bólu po stracie Natalie.
- Natalie? Tak miała na imię twoja ukochana?
- Tak - odparł takim dość rozmarzonym głosem Maciek - To dla mnie najpiękniejsze imię na całym świecie. Drugim, niezwykle dla mnie ważnym imieniem jest twoje imię, Sereno.
- Moje? - spytałam zdumiona i zarumieniłam się delikatnie - To bardzo miłe, ale czemu jestem dla ciebie aż tak ważna? A Ash i jego towarzysze? Bo mówiłeś, że mamy ci pomóc pokonać Zło, ale czuję, że to nie wszystko.
- Tak, to prawda. Ty i Ash jako jedyni możecie mi pomóc pokonać Zło. Ale masz rację - dodał Maciek - Jest jeszcze jeden powód dla którego mi na tobie zależy.
- Wiedziałam. Pytanie tylko, czy to jest to, o czym myślę? - rzekłam niepewnie.
- No cóż... Spójrz lepiej w kryształowe lustro, a zobaczysz, o co chodzi - powiedział Maciek.
Zobaczyłam, że lustro znów jest aktywne i spojrzałam na ukazujący się obraz. Była nim scena z mojego snu. To wszystko naprawdę mnie zdumiało, co oczywiście nie uszło uwadze Maćka.
- Widzę, że ta scena cię zaskoczyła. Nie rozumiem tylko, dlaczego - powiedział.
- Bo śniła mi się dzisiaj, kiedy spalam w pokoju znajdującym się tutaj.
- Naprawdę? Ale jak to możliwe? - Maciek był naprawdę zdumiony i w tym zdumienie nie było nic sztucznego.
- Nie wiem, ale śniła mi się ta piękna polana, a w oddali widziałam właśnie tę zakochaną parę. Nie mogłam jedynie zobaczyć ich twarzy.
- Więc zobacz je teraz, a zrozumiesz czemu aż tak się tobą interesuję - powiedział Maciek z uśmiechem na twarzy.
Obraz się przybliżył i wtedy dostrzegłam twarze tej parki. W chłopaku rozpoznałam Maćka, z tym tylko, że różnił się nieznacznie rysami twarzy, oczy zaś miał nie fioletowe, a niebiesko szare. Wydał mi się on całkiem przystojny. Gdy jednak zobaczyłam twarz jego czarnowłosej ukochanej o imieniu Natalie, to wtedy wszystko stało się jasne. Ona miała moją twarz! Dosłownie. Uśmiechała się wręcz w identyczny sposób, a do tego też miała te same duże, niebieskie oczy. Różniła się ode mnie tylko kolorem włosów. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądzić, ale wiedziałam już doskonale, czemu Maciek zainteresował się moją osobą. On także pod tym względem przypominał Arlekina, ale przynajmniej nie nazywał mnie uparcie imieniem swojej ukochanej.
- Teraz rozumiem - odparłam zszokowana - A więc Natalie była aż tak podobna do mnie?
- Dużo bardziej niż myślisz - odparł Maciek - Chociaż ona i ja nie potrafimy okazywać pewnych zachowań, które dla was ludzi są normalne.
- Co masz na myśli?
- Na przykład chodzi mi o wasze dziwne zachowania, kiedy okazujecie sobie uczucia. Te wszystkie bardzo dziwne zagrywki, udawane złośliwości, droczenie się itd.
- No cóż... Ludzie po prostu tak mają, to zupełnie normalne - odparłam z uśmiechem.
- Dla nas jest to niezrozumiałe. My i nasi rodacy okazujemy sobie uczucia bezpośrednio bez takich głupich zagrywek. Bo w sumie, niby po co komplikować to, co jest oczywiste? Poza tym wspomniane zachowania zbyt mocno mi się kojarzy z ludźmi, przez których zginęła Natalie. Ale o tym ci zaraz opowiem. Muszę, aby wszystko było dla was zrozumiałe.
- Dobrze, wysłucham cię, ale jeśli jakieś wspomnienie będzie sprawiać ci ból...
- Spokojnie, Sereno. Ja i tak żyję z tym bólem już od czterech lat, choć tak właściwie to od pięciu. Ale dzisiaj opowiem ci moją historię i to jako prawdziwy ja.
Po tych słowach Maciek ponownie zaczął zmieniać postać. Tym razem jednak transformacja była nieco inna: wokół niego zgęstniała czarna aura, pojawiły się wyładowania czarnych iskier. Maciek wydał z siebie jęk bólu i po chwili opadł na ziemię. Gdy zaś wstał, to aura powoli zniknęła, a jego oczy przybrały taki sam kolor, jak w owym obrazie, czyli niebiesko szary. Na jego twarzy widać było przeżyte cierpienie, a w jego oczach widać było smutek i ból.


- Od długiego czasu znów przybrałem swój prawdziwy wygląd. Mamy mało czasu, więc opowiem ci wszystko najszybciej, jak tylko się da. Jeśli na twarzy pojawi mi się grymas bólu, to się nie przejmuj. To tylko znak, że Zło dopomina się swojego pokarmu.
- Zaraz! Jak to?! Czy to oznacza, że Zło jest... W tobie?
- Tak, moje ciało jest więzieniem dla Zła. Choć właściwie powinienem powiedzieć Negaforce’a.
- Negaforce? Tak Zło się naprawdę nazywa?
- Właściwie to jest nazwa ogólna dla całej rasy tych podłych istot. Są to najpotężniejsze personifikacje czystego Zła. Bezcielesne oraz naprawdę potężne demony, będące osobową formą Chaosu. Prócz tego musisz chyba przyznać, że Negaforce brzmi lepiej jako imię, niż Zło.
- Hmm... Teraz to brzmi jak historia z „Czarodziejki z Księżyca”. Tam główny wróg, Królowa Metalia był potworem podobnego gatunku, co ten cały Negaforce.
- Dobrze znam to anime. Oglądaliśmy je kiedyś razem z Natalie - rzekł Maciek - Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że spotkam w swoim życiu podobne monstrum.
- Jak to się stało, że spotkałeś Zło, czy też raczej Negaforce’a? Czy ma to związek ze śmiercią Natalie?
- Owszem i to bardzo ścisły. Jak się w końcu dowiedziałem, to właśnie Negaforce pośrednio odpowiada za śmierć mojej ukochanej, a co najgorsze, to sami go do tego sprowokowaliśmy. Uznał nas za zagrożenie.
- Nie rozumiem, jak wy niby mogliście zagrażać takiemu potężnemu potworowi?
- Tak samo, jak ty i Ash. Wasze czyste, piękne uczucie, wasza miłość są dla Negaforce’a śmiertelnym zagrożeniem. Jedyną siłą, która może go pokonać i wypędzić z tego świata jest właśnie prawdziwa miłość. Brzmi to może banalnie i oklepanie, ale zapewniam cię, że to sama prawda. Zresztą durnie oraz ignoranci, którzy śmialiby się z tego, w momencie spotkania ze Złem straciliby swoją butę.
- Wiem o tym aż za dobrze. W końcu już raz spotkałam tego potwora. Był przerażający, niezwykle podły i wręcz okrutny - wzdrygnęłam się na samo wspomnienie Zła pod postacią Reda.
- To prawda, choć widziałaś zaledwie mały ułamek jego mocy. Ale i to wystarczyło, żebyście ty, Ash i wasi towarzysze przeżyli piekielne chwile.
- To mało powiedziane, ten potwór chciał, aby moi przyjaciele stali się niewolnikami jego i Malamara. Torturował Asha strasznymi koszmarami, mnie chciał zabić od razu, a Asha po dalszych torturach - wzdrygnęłam się na samo wspomnienie tego koszmaru.
- Ale ocalił was Mewtwo z moją pomocą, choć powinienem to przeze mnie spotkała was ta okropna przygoda.
- Jak to? - spytałam przerażona - Co ty masz z tym wspólnego?
- I tego się dowiesz, kiedy dojdę do tego momentu mojej opowieści. Wtedy wszystko stanie się jasne.
- Oby, bo nie muszę chyba mówić, że to wszystko naprawdę mocno mi się nie podoba. Boje się, że za chwilę ten potwór gdzieś się tu zjawi.
- Dopóki jestem świadomy, on nie może działać samodzielnie. Może jedynie zadać mi okrutny ból, kiedy dopomina się o swój pokarm. A jego pożywieniem są moje negatywne emocje: przede wszystkim gniew. Ale nie dostane go już więcej.
- Zaraz! To wtedy, gdy Negaforce wciągnął nas w pułapkę Malamara, to ty byłeś pozbawiony świadomości? - spytała zdumiona i przerażona.
- Tak, przez cały ten czas, od kiedy przyjąłem Zło do swego ciała, nie spałem w ogóle. Mając teraz takie moce nie musiałem tego robić. Ale też czułem potworne zmęczenie. Zmęczenie spowodowane bólem, cierpieniem i ciągłą tęsknotą za Natalie. Ale musiałem czuwać oraz obserwować ciebie i Asha. Osoby, które są moją nadzieję na uwolnienie się od Zła, a co za tym idzie ponownego złączenia z Natalie. Ale w końcu zasnąłem ze zmęczenia i wówczas część Negaforce’a się uwolniła. To wystarczyło, żeby zgotować wam piekielne chwile, jednak dzięki impulsowi od Mewtwo obudziłem się na czas, aby powstrzymać tego potwora. Od tego momentu nie pozwoliłem sobie już na chwile słabości.
- Rozumiem. Ale czekaj, bo coś sobie właśnie przypomniałam! Czy to ty pomogłeś Ashowi wtedy, kiedy to Malamar sprowadził upiora Kali, który przejął moje ciało?
- Tak, lecz nie chcąc się jeszcze ujawniać tylko przemówiłem do niego telepatycznie.
- Ale niby w jaki sposób Ash potem zdołał się skontaktować ze mną? - spytałam zaciekawiona - Bo przecież słyszałam jego głos, ale żadne z nas nie ma mocy telepatycznej.
- Macie za to coś innego, wasze serca - odparł Maciek z uśmiechem.
- Nasze serca? Ash coś wspominał, ale tak prawdę, to mówiąc on sam za bardzo nie wiedział, na czym to polega. I ja też nic z tego nie rozumiem.
- To bardzo proste - wyjaśnił Maciek - Dwoje zakochany ludzi, których uczucie jest tak głębokie i silne jak wasze są w stanie wyczuwać sercem stan swojego partnera/partnerki. Nieliczni zaś wśród nich, naznaczonych przez przeznaczenie, może rozmawiać ze sobą za pomocą głosu serc.
- Czyli Ash i ja możemy zrobić coś takiego? - moje zdumienie nie miało granic.
- Owszem, jesteście jednymi z nielicznych ludzi, którzy posiadają tę zdolność. W gruncie rzeczy jest troszkę podobna do telepatii, tyle tylko, że to wasze serca przesyłają myśli. Jest to też bardzo dobra metoda do walki z przeciwnikiem, który jest telepatą. On umie tylko czytać myśli płynące z umysłu, serce zaś jest poza jego zasięgiem.
- A czy ty i Natalie też tak umieliście? - spytałam.
- Tak, z tym, że w naszym świecie ta zdolność jest dość powszechna, wszyscy nasi rodacy to potrafią - odpowiedział Maciek.
Wtem chłopak spojrzał w kierunku wiszącego na ścianie zegara, lekko zamknął oczy i powoli zaczął oddychać, jakby próbował się skupić i coś wyczuć, tak w każdym razie ja to sobie tłumaczyłam.
- Co się stało? - zapytałam.
- Obawiam się, że będziemy musieli chwilowo przerwać naszą jakże przyjemną rozmowę - odpowiedział mi Maciek.
- A co się stało?
- Nasi drodzy goście przybyli po ciebie.
- Ash?! Przybył tutaj?!
- Tak i to w towarzystwie, tak jak na to liczyłem. Wybacz mi, proszę, ale będę musiał do nich wyjść. Ale spokojnie, wrócę tu jeszcze i będziemy mogli dokończyć naszą rozmowę.
Po tych słowach Maciek zaczął znikać, powoli stając się coraz bardziej przeźroczystym, aż w końcu całkowicie przestałam go widzieć.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Asha c.d:
Podróż przez Atlantyk przebiegała bardzo spokojnie, nasz przewodnik zaś sprawiał wrażenie niezniszczalnego. Miałem chwilami wrażenie, że to maszyna, a nie żywe stworzenie, bo żeby lecieć tak długo i to jeszcze bez zmęczenia, to naprawdę wyczyn i nie każdy ptak tak potrafi. Tata mówił mi, że jastrzębie są niezwykle silne oraz wytrzymałe, jednak ten musi być chyba niezwykle ponadprzeciętny, żeby potrafić lecieć tak długo i to bez chwili odpoczynku. Ale biorąc pod uwagę, że jego przyjacielem był posiadający potężne moce gość, to w sumie nie było niczym niezwykłym, iż ów ptaszek posiadał tak mnóstwo sił fizycznych, które przekraczają umiejętności wielu przedstawicieli jego gatunku.
Lecieliśmy bardzo długo, aż w pewnym momencie jastrząb zawrócił do nas i lądując na grzbiecie Laprasa zaskrzeczał kilka razy. Pikachu zaś starał się przekazać mi, co ten chciał nam powiedzieć.
- Tato! Siostrzyczko! Teraz musimy być bardzo czujni, bo za chwilę wpłyniemy w mgłę - powiedziałem.
- W takim razie musimy być już blisko - odparł mój ojciec.
- Dlaczego tak uważasz, tato? - zdziwiłem się jego pewnością.
- Też jestem ciekawa, bo w końcu mgła to dość naturalne zjawisko - stwierdziła Dawn.
- Możliwe, ale na pewno nie taka - powiedział ojciec i wskazał palcem na coś, co było przed nami.
Istotnie, mgła którą widzieliśmy nie miała w sobie nic normalnego, już sam jej kolor był bardzo nienaturalny i trudny do określenia. Co ciekawe, wydawało mi się chwilami, że rozstępuje się przed nami, tworząc jakby wąski korytarz. Trochę jak fale Morza Czerwonego przed Mojżeszem i jego kompanią.
- Coś mi mówi, że miałeś rację, tato. Wygląda na to, że ta mgła jest niezwykła i wiesz co? Wcale bym się nie zdziwiłbym się, gdyby stanowiła coś w rodzaju specjalnej ochrony.
- Ochrony? Ciekawe przed czym lub przed kim - zdziwiła się Dawn - Ten wasz znajomy raczej nie wygląda na takiego gościa, który miałby się czegokolwiek obawiać.
- W sumie to prawda, Serena widziała go w akcji i z tego, co mówiła, to on jest bardzo groźny.
- Właśnie, braciszku! Więc niby czego ten gość miałby się obawiać?
- Może ta mgła jest po to, żeby go nikt nie znalazł - powiedział nasz ojciec.
- Myślisz, tato, że on po prostu nie chce być odnaleziony? To ma sporo sensu - zamyśliłem się chwilę - Bardzo możliwe, że ów chłopak nie chce, aby ktoś dowiedział się o jego działaniach.
- Tylko po co to wszystko, Ash? Czego on może od was... A właściwie to od NAS chcieć? - spytała Dawn.
- Trudno powiedzieć. Gość twierdzi, że nie chce zrobić krzywdy ani Serenie, ani mnie. I czuję, że mówi prawdę. Tylko nie wiem, skąd we mnie to przeczucie.
- Cóż... Jedno jest pewne, moi kochani - powiedział pogodnie ojciec - Cokolwiek kombinuje, to nie damy mu się tak łatwo. Ale swoją drogą mnie też ciekawi, czego on może tak naprawdę chcieć od ciebie i Sereny.
- Jak wam już mówiłem, gdy spotkałem go pierwszy raz, to powiedział mi, że chce mnie prosić o pomoc i poprosi o nią wtedy, kiedy ponownie się zobaczymy - odparłem - I zależało mu bardzo na tym, żebyśmy ja i Serena byli razem. Twierdził nawet, że wyczuł łączące nas uczucie i nie chce, aby ono przepadło.
- Czyżby więc to był jakiś nadprzyrodzony świat? - zaśmiała się Dawn - A tak swoją drogą, to coś mi mówi, że dogadałby się z Bonnie. Ona też bardzo często gada, że wyczuwa łączące kogoś więzi i takie tam.
- Cóż... Coś w tym jest, ale prawda jest taka, że gość nie pochodzi z naszego świata. Twierdzi też, że uczucie jakie łączy mnie i Serenę bardzo przypomina to, które łączyło go z jego ukochaną. Ale niestety, ona nie żyje - dodałem smutno.
- Hmm, a może ta sprawa ma jakieś drugie dno? - zamyślił się ojciec.
- O czym myślisz, tato? - spytaliśmy razem ja i Dawn.
- Cóż... Gość posiada jakieś nadprzyrodzone moce i co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
- To prawda i co dalej?
- To może ten gość chce posłużyć się wami, aby odprawić jakiś rytuał - kontynuował tata.
- Myślisz, że chce przy pomocy magii i naszego życia ożywić swoją ukochaną? - spytałem zdumiony.
- Wiem, synku, że to brzmi nieco mrocznie i absurdalnie, ale pamiętaj, co się działo podczas twoich wcześniejszych przygód.
Muszę przyznać, że słowa ojca, jak dziwnie by nie brzmiały, to miały sporo sensu. Mieliśmy już z Sereną do czynienia z różnymi magicznymi stworami oraz istotami, które chciały zrobić z nami porządek: oryginalna Wampirzyca Noivern, kapłanka Kali i wiedźma Morgana, Malamar z mocą od Zła i samo Zło. No właśnie, Zło!
- Tato, Dawn! Coś mi mówi, że chyba zaczynam rozumieć, o co w tym chodzi - powiedziałem.
- Wiesz już, co kombinuje ten gość? - spytała Dawn.
- Owszem, domyślam się, że ową przysługą, o jaką mnie chce prosić, to pomoc w pokonaniu Zła.
- W sumie to ma sens, Ash, bo przecież cały czas ty oraz twoja drużyna walczycie o to, żeby tego zła mniej było na świecie - powiedział ojciec - Ale chyba tym razem chodzi o coś więcej niż łapanie przestępców, czyż nie?
- O tak, tato. Dawn zresztą dobrze wie, o co mi chodzi - zwróciłem się do siostry.
- Aż za dobrze wiem - odparła ponuro Dawn - To znaczy, że ponownie spotkamy tego potwora, który pomagał Malamarowi cię tak urządzić.
- Zaraz! Czy masz na myśli tego upiora czy też demona, który najpierw ukazał się wam jako Red? - spytał ojciec - I to wtedy, kiedy Ash zapadł w śpiączkę przez Beehyama pracującego dla Malamara?
- Tak, dokładnie tego samego, tato - mruknęła Dawn - I naprawdę nie mam ochoty znów spotykać tego monstrum. Omal wtedy nie zginęliśmy.
- Spokojnie, to na razie tylko przypuszczenia - starałem się ją uspokoić - Ale jeżeli mam rację, to nasz tajemniczy nieznajomy, który nas tu wezwał, to nie kto inny, jak Maciek, przyjaciel Mewtwo.

***


W końcu dotarliśmy do lądu, którym okazała się być średniej wielkości wyspa. Przed nami znajdował się las i wąska ścieżka biegnąca na wprost od wybrzeża. Nie widząc innej drogi, postanowiliśmy iść ścieżką. Nasz ptasi przewodnik umocnił nas w tym postanowieniu, kiedy tylko zaczął lecieć w wybranym przez naszą trójkę kierunku. Poszliśmy więc za nim.
Sam las, który musieliśmy przebyć, nie wydawał się jakoś szczególnie mroczny, czy niebezpieczny. Zauważyliśmy też coś niezwykłego: mieszkały w nim zarówno zwykłe zwierzęta, jak i Pokemony. Żyły one tutaj razem, nie wchodząc sobie w drogę. Ten widok sprawił mi niezwykłą przyjemność. Co prawda w regionie Kanto też występują zwykłe zwierzęta i to najliczniej ze wszystkich innych regionów, ale nie wchodzą w kontakty z Pokemonami, a jeśli już, to nie tak często, jak w tym właśnie miejscu. Oczywiście rozsądek nakazywał nam zachowanie ostrożności, ale podróż przez las nie obfitowała w żadne niespodzianki. Kiedy już z niego wyszliśmy, to dostrzegliśmy dość rozległą przestrzeń, pośrodku której górowała samotna wieża. Jej wygląd był dość osobliwy, od swej podstawy przypominała zwykłą skałę, w której ktoś rzeźbił budowlę, ale im dalej wzwyż, tym bardziej przypominała dzieło człowieka. W paru miejscach widzieliśmy pojedyncze okna, zaś na samym szczycie zauważyliśmy solidny balkon.
- No, nie powiem, dość okazała budowla - mruknąłem - Ciekawe tylko, co nas tam czeka?
- Z pewnością tam czyhają jakieś pułapki, bo jak na razie, to idzie nam zbyt łatwo - stwierdził tata.
- A tak swoją drogą, to czemu oni wszyscy mają jakiegoś takiego fioła na punkcie wież? - spytała Dawn.
- Jacy wszyscy? - spytałem zaciekawiony.
- No, chodzi mi o tych różnych złych czarowników - wyjaśniła moja siostra - Z tego, co widziałam w bajkach oraz filmach, a także i z tego, co wyczytałam z książek, większość takich typów mieszka w wieżach.
- Może to jest jakiś niepisany zwyczaj - mruknął nasz ojciec - Ale tak swoją drogą, ja także jestem tego ciekaw, choć o wiele bardziej interesuje mnie teraz to, co też kombinuje nasz drogi gospodarz, kimkolwiek on jest.
- Racja, zresztą powinien zaraz do nas wyjść i powiedzieć co i jak - odparłem.
- Tak przynajmniej mówił, ale szczerze mówiąc, to ja mu nie ufam - mruknęła Dawn.
- Spokojnie, siostrzyczko. Jak na razie gra z nami fair i choć musimy być ostrożni, to jednak sądzę, że wyjaśni on nam zasady swojej gry i to bez żadnych sztuczek.
- Czy to zwykłe przeczucie, czy też może detektywistyczny instynkt? - spytała Dawn.
- Nazwij to jak chcesz - odparłem - Ale czuję, że ten przeciwnik, jak groźny by nie był, nie chce nas skrycie zabić w jakiejś perfidnej zasadzce.
- Obyś się nie pomylił, Ash - odparł mój ojciec - Bo przecież Delia, Johanna i Grace nigdy mi nie darują, jeżeli coś wam się stanie.
- A Cindy nie daruje nam, jeżeli coś stanie się tobie, tato - powiedziała Dawn.
- Otóż to, więc jest jeden-jeden - dodałem wesoło.
Naszą rozmowę przerwaliśmy, gdy doszliśmy do wspomnianej wieży. Nasz przewodnik poleciał wówczas w górę i wylądował na balkonie, który widzieliśmy. My natomiast zatrzymaliśmy się tuż przed bramą wejściową i próbowaliśmy ją otworzyć, oczywiście bez rezultatu. Wtedy zauważyliśmy blask światła i znów ukazało się widmo naszego przeciwnika.
- Cieszę się, że dotarliście tu tak szybko, przyjaciele - zawołał do nas uprzejmie - Mój jastrząb was polubił i prędko znaleźliście wspólny język.
- Owszem, swoją drogą to bardzo mądry ptak - zauważyłem - Zna nie tylko nasz język, ale i język Pokemonów. Czy to zasługa twojej magii?
- Nie, tego nauczył się sam, choć ja mu nieco pomogłem. Dużo z nim rozmawiałem, a kiedy tu zamieszkaliśmy, to często spotykał się z żyjącymi tu Pokemonami.
- A długo tu już mieszkacie? - spytałem zaciekawiony.
- Około czterech lat, czyli nieco dłużej, niż obserwuję was, to znaczy ciebie i Serenę.
- Pamiętam, mówiłeś mi o tym - odparłem - Powiedz w końcu, jakie to wyzwanie nas czeka w tej wieży. Finału się domyślam.
- Jak już mówiłem - mówił chłopak - Masz się zmierzyć ze mną i mnie pokonać, wtedy wypuszczę Serenę. Ale nim do tego dojdzie, wasza trójka musi przejść serię prób, dzięki którym ty, Ash, będziesz mógł się ze mną zmierzyć.
- A nie możemy od razy z tobą walczyć, bez tych całych ceregieli?! - zawołała Dawn - Chyba, że chcesz nas najpierw zmęczyć, czy może raczej przetestować.
- Ta druga opcja jest już bliższa prawdy, moja droga Dawn - odparł z uśmiechem nieznajomy - Swoją drogą cieszy mnie twoja bojowa postawa. Taką samą miałaś w Bitwie o Kanto.
- Obserwowałeś mnie wtedy? - zdziwiła się Dawn - Ja myślałam, że obserwujesz jedynie Asha i Serenę.
- Obserwuję nie tylko ich, ale także inne ważne dla mnie osoby, choć niekonieczne związane z tym wyzwaniem. Ale wtedy widzieliśmy się na polu walki.
- Serio? Nie przypominam sobie. Chociaż... - moja droga siostrzyczka zamyśliła się chwilę - Czy to ty byłeś może tym gościem, który zagrzewał wszystkich do walki i kazał nam wierzyć w Asha?
- Dokładnie tak - potwierdził nieznajomy - To byłem ja. I to ja także pomogłem Mewtwo chronić wasze Pokemony przed hipnozą Malamara.
- A więc jednak! - zawołałem tryumfalnie - Więc to ty jesteś tym jego tajemniczym przyjacielem. I oczywiście też tym samym przyjacielem, przed którym ostrzegała nas Sybilla, prawda... Maciek?
- Masz rację, Ash - widmo zmieniło nieco postać, w której poznałem Maćka, znajomego z Łeby.
- Ale tak, jak mówił Mewtwo, nie mam wobec was złych zamiarów, a Sybilla, no cóż...
- Nie powiem, solidnie ją wystraszyłeś - powiedziałem - Nigdy jej nie widziałem w takim nastroju. Zawsze jest taka spokojna i opanowana, a tu nagle, z twojego powodu...
- Nie chciałem po prostu, aby zbyt wiele osób dowiedziało się o moich planach - powiedział Maciek - Przedwieczni wiedzą o moim istnieniu oraz o tym, że mam z wami jakieś powiązanie. Ale nawet wasz przyjaciel Chronos nie mógłby wam zdradzić moich zamiarów.
- Nawet on, a to ciekawe - mruknąłem zaintrygowany - To masz aż tak wielką moc?
- Tak - odparł smutno Maciek - To jest moje przekleństwo. Cena, jaką musiałem zapłacić.


- Wybacz, ale my nie jesteśmy aż tak wtajemniczeni jak Ash! - zawołał mój ojciec - Możesz więc mówić trochę jaśniej?
- Było by nam bardzo miło, gdybyś to zrobił - dodała Dawn.
- Cóż... Prawdę mówiąc, to ja wiem niewiele więcej niż wy, kochani - dodałem nieco zmieszany.
- Spokojnie przyjaciele. W trakcie czekających was wyzwań, dowiecie się wszystkiego - powiedział Maciek - Dzięki laleczce Latias.
- Ale tylko ja mogę dzięki niej odbierać myśli Sereny - powiedziałem - Tata i Dawn nic nie usłyszą.
- Dzięki mojej mocy laleczki ukażą pełnię swojej siły - odparł Maciek - A więc zarówno twoja siostra, jak i pan Ketchum usłyszą całą tę historię. Pomoże wam ona zrozumieć moją osobę oraz sens czekającej cię walki ze mną, Ash.
- No dobrze, to jakie czekają nas wyzwania w tej wieży? - zapytała Dawn - I czy miałam rację, że chcesz nas przetestować.
- W pewnym sensie tak - odpowiedział Maciek - Chodzi mi konkretnie o to, aby sprawdzić łączącą wasza trójkę więź.
- Naszą więź? - zdumiał się nasz ojciec - Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz wiedzieć, czy jesteśmy naprawdę kochającą się rodziną?
- Dokładnie tak, panie Ketchum i proszę mi wierzyć, to będzie miało wpływ na moją walkę z Ashem.
- Robi się coraz ciekawiej, ale niech ci będzie. Zaraz się przekonasz, że tworzymy naprawdę zgraną drużynę! - zawołała bojowo Dawn.
- Bardzo mi się podoba twój entuzjazm, moja droga - powiedział z uśmiecham Maciek - Ale czekające was próby będą trudne, bo każde z was tu obecnych będzie musiało zmierzyć się z własnymi słabościami. Pozostali zaś mają wspierać osobę poddawaną próbie.
- A jaka to próba? - spytałem zaciekawiony.
- Już wam mówię. Najpierw wszyscy razem zmierzycie się z czymś, co będzie zagrażało wam wszystkim. Potem na każdego z was będzie czekać przeciwnik, z którym musicie się zmierzyć. Jeżeli uda się wam pokonać, to wtedy ukaże się wam przejście na wyższe piętro.
- Hmm... To ciekawe - mruknąłem zaintrygowany - Jeszcze nigdy nie brałem udziału w takim wyzwaniu. I wszyscy mamy się nawzajem wspierać, dobrze zrozumiałem?
- Pika-pika? - zapiszczał Pikachu.
- Tak. Tyle tylko, że kiedy już każde z was znajdzie się sam na sam ze swoim przeciwnikiem, to będzie zdane tylko na siebie. Żadnej pomocy od pozostałych nie otrzyma. Każde z was więc będzie musiało pokonać swego przeciwnika, który przede wszystkim będzie chciał zniszczyć waszą więź emocjonalną. Nie możecie mu na to pozwolić. Musicie walczyć z nim i za nic nie wolno wam podporządkować się swoim przeciwnikom ani też nie możecie zrezygnować z walki i zawrócić lub też bez walki pójść do miejsca, gdzie będą czekać na was pozostali. Musicie cały czas iść na przód i nie dać się oraz walczyć zaciekle. Wtedy i tylko wtedy udowodnicie swoją więź.
- Zatem zaczynajmy! - zawołałem - Zrobię wszystko, żeby odzyskać Serenę. Pokonamy wszystkie przeciwności, mam rację, kochani?
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo Pikachu.
- Oczywiście, braciszku! - zawołała Dawn - Po tym wszystkim, co już przeszliśmy, nie damy się pokonać.
- Zrobimy to razem, całą trójką - dodał mój ojciec - Zobaczysz, kolego, że Ketchumów nie tak łatwo pokonać, zwłaszcza, gdy działają razem.
Ostatnie słowa tata zwrócił do Maćka. Ten zaś uśmiechnął się znowu i gestem otworzył nam drzwi.
- Mam taką nadzieję, panie Ketchum. Mam taką nadzieję - odparł żywo Maciek i wprowadził nas do środka.
- Jak mówiłem, czekają was tu ciężkie próby, ale wierzę, że wyjdziecie z nich zwycięsko. Ale zanim do tych prób dojdzie, to zapraszam państwa na ucztę.
- Jaką ucztę? - spytała Dawn.
- Na mały poczęstunek, który pomoże wam zregenerować siły i łatwiej zmierzyć się z tym, z czym będziecie musieli tutaj walczyć. Wybaczcie, że nie będę wam towarzyszył, ale lepiej będzie, jeśli ucztą uraczycie się sami. Ja zaś zaczekam na was na ostatnim piętrze wieży, w głównej Sali. Ash ją już zna.
- A co z Sereną? - spytałem zaniepokojony.
- Będzie tam razem ze mną i opowiem jej całą historię, która jest też przeznaczona dla was.
- A czy nie przeszkodzi nam to w tych wyzwaniach? - zaciekawiła się Dawn.
- Nie, ponieważ usłyszycie ją podczas uczty, czyli zanim przystąpicie do wyzwań. A tak gwoli ścisłości, to ta uczta jest głównie po to, żebyście zdołali usłyszeć wszystko, o czym powinniście wiedzieć.
- No, to ruszajmy! - zawołałem, lecz Maciek zatrzymał mnie ręką.
- Jest coś jeszcze! - powiedział.
- Co takiego? - spytałem.
- Pika-pika? Pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- Jak mówiłem, każdy z was musi się zmierzyć ze swoją słabością.
- Zgadza się, już to mówiłeś - powiedziałem zdumiony - Chodzi ci o coś konkretnego?
- Tak. Chodzi o to, że twój najlepszy przyjaciel Pikachu również musi przejść pewną próbę
- Pika? - zapiszczał zdumiony Pikachu.
- A jaką próbę on musi przejść? - spytałem.
- Dość prostą, musi po prostu wejść do swego pokeballa i siedzieć tam tak długo, jak będzie to konieczne.
Pikachu oczywiście skrzywił się na te słowa, ponieważ bardzo nie lubił wchodzić do pokeballa. Swoją drogą nie pamiętam, żebym go kiedykolwiek tam schował. Ani tym bardziej by sam do niego wszedł.
- Czy to na pewno jest konieczne? - spytałem - W końcu Pikachu nie przepada za nim i woli siedzieć mi na ramieniu.
- Cóż... Tym razem jednak Pikachu będzie musiał to zrobić, aby twoja misja zakończyła się sukcesem.
- Ale czemu?
- Bo podczas prób może dojść do ciężkich chwil, a Pikachu chcąc nie chcąc, będzie się starał ci pomóc, a przez to nie będzie w pełni sił, kiedy już dojdzie do naszego finałowego starcia. Oczywiście możesz go wypuścić na czas uczty, ale po niej musi wrócić do pokeballa i będziesz mógł go uwolnić dopiero po naszym starciu.
- Rozumiem - westchnąłem i spojrzałem na swego partnera - Co o tym myślisz Pikachu?
Pikachu przez chwilę siedział zamyślony, po czym spojrzał na widmo Maćka. Ten zaś nadal stał spokojnie z dość poważną miną. Pikachu przez chwilę mu się przyglądał i widać było, że ocenia całą sytuację. Następnie zwrócił się do mnie i zapiszczał przyjaźnie:
- Pika! Pika-pi! Pika-chu!
- Na pewno? - spytałem - Zrobisz to?
Pikachu zapiszczał ponownie na znak zgody, a więc wyjąłem pokeball należący do niego.
- Pikachu, wracaj! - zawołałem i już po chwili mój starter znalazł się w pokeballu.
- Dziwne uczucie - mruknąłem - Pikachu nigdy do tej pory się na to nie zdecydował. No nic, czy teraz możemy już ruszać?
- Tak. Ruszajcie i powodzenia - odpowiedziało widmo i zniknęło.


C.D.N.

Przygoda 129 cz. II

Przygoda CXXIX Tytanio, wio! cz. II Lot trwał długo. Ash nie liczył, jak długo, ponieważ odkąd tylko opuścił tak bardzo mu bliskie Gotham Ci...