sobota, 8 marca 2025

Przygoda 129 cz. IV

Przygoda CXXIX

Tytani, wio! cz. IV


Ponieważ prowadzenie rozmowy w miejscu, w którym panna Serena musiała awaryjnie lądować, nie miało większego sensu, dlatego trzeba było przenieść się gdzie indziej, aby kontynuować konwersację. Zostawienie jednak statku na terenie poza miastem, gdzie co prawda nikt nie mieszkał, ale gdzie każdy mógłby łatwo go znaleźć, nie wchodziło w grę. Serena musiała go ukryć, co okazało się o tyle proste dla niej, że miała do niego specjalnego pilota, który po wciśnięciu odpowiedniego guzika sprawiła, iż statek zmniejszył się do wielkości breloczka i można było go schować do kieszeni. Widząc szok na twarzach swoich nowych znajomych, lekko się zaśmiała i powiedziała:
- No co? Nie macie takiej technologii na swojej planecie?
Była zaskoczona, kiedy się dowiedziała, że nie. Ponieważ należała jednak do osób taktownych, nie skomentowała tego, tylko poprosiła ich, aby poprowadzili ją w miejsce, gdzie można swobodnie porozmawiać. Początkowo drużyna nie miała za bardzo pewności, jakie to mogłoby być miejsce, ale ostatecznie Clemont rzekł:
- Proponuję, żebyśmy poszli do mnie. Tam możemy całkowicie swobodnie ze sobą rozmawiać. Moi rodzice nie będą podsłuchiwać, poza tym są bardzo dyskretni i można im zaufać.
- To dobrze - odpowiedziała mu Serena, patrząc na niego i na resztę kompanii śmiertelnie poważnym wzrokiem - Bo naprawdę wolałabym, żeby moja obecność tutaj pozostała niezauważona.
- No, to raczej ci się nie uda - zachichotał Max - Chyba pół miasta widziało, jak tutaj lądowałaś.
- Poprawka. Widziało, jak lądował tu jakiś statek kosmiczny. A nie, kto w nim siedział - zauważył Ash.
- Pika-pika! - zapiszczał wesoło Pikachu, rozumiejąc bardzo dobrze, do czego jego trener zmierza.
- A jaka to niby różnica? - zapytał Max.
Ale Dawn zrozumiała doskonale, o co chodzi Ashowi. Uśmiechnęła się lekko   i powiedziała:
- Tak! To ma sens! Wszyscy widzieli lądowanie statku, ale nie widzieli, że ty byłaś w jego wnętrzu, Sereno. Możesz więc bez trudu udawać, że jesteś stąd. I nikt się nie zorientuje, jaka jest prawda.
- Pod warunkiem, że się nie wygadasz - dodał Clemont.
- Nie wydaje mi się, aby to jej groziło - odparła Dawn i spojrzała uważnie na Serenę, mówiąc: - Jeżeli nie będziesz mówić za dużo przy obcych, to niczego się nie musisz obawiać.
- Poza osobami, przed którymi uciekasz - stwierdził Max i zaczął się bardzo podejrzliwie przyglądać kosmitce - Bo zakładam, że przed kimś uciekasz.
- Niby skąd takie podejrzenie? - zapytał Ash.
- Przecież wystarczy na nią spojrzeć, aby wiedzieć, że mam rację - odparł na to zadowolonym tonem Max, wskazując dłonią na dziewczynę - Ona jest bardzo, ale to bardzo zaniepokojona. Poza tym, prosi o pomoc przypadkowe osoby i nie chce o tym rozmawiać w miejscu publicznym. Co to niby ma oznaczać, jeśli nie to, że ona woli zachować swoją obecność tutaj w tajemnicy? A czemu? Bo się przed kimś ukrywa.
- Mówisz, jak jakiś znawca - rzuciła złośliwie Dawn - Pewnie sam się nieraz przed kimś ukrywałeś.
- Może tak, może nie - odparł enigmatycznie Max - No, ale jeśli się mylę, to niech nasza znajoma zaprzeczy temu wszystkiemu.
Serena zmieszała się lekko, nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć. Chciała co prawda prosić o pomoc miejscowych, a ci stali się świadkami jej lądowania na Ziemi i dodatkowo jeszcze wydawali się być bardzo mili. Czuła, że powinna im o wszystkim powiedzieć, jednak czy na pewno to był dobry pomysł? W końcu, nie znała ich, widziała ich pierwszy raz na oczy, nie mówiąc już o tym, że tak na dobrą sprawę, to nic o nich nie wiedziała. Jednak, co miała niby zrobić? Przecież i tak potrzebowała pomocy, zaś proszenie o nią osób przypadkowo spotkanych na ulicy raczej nie było dobrym pomysłem. Poza tym, oni i już tak wiedzieli, że jest z innej planety i na swój sposób zostali wtajemniczeni, przynajmniej częściowo w jej losy i co? Miałaby szukać kolejnych osób, które mogłyby jej pomóc? To nie miałoby sensu. Ponadto i tak nie miała żadnego innego planu w głowie, kiedy tu lądowała. Chciała prosić o pomoc przypadkowo spotkane osoby, które wydadzą się jej na tyle sympatyczne, że mogą jej okazać wsparcie. Bo i niby co miała zrobić? Nawet nie znała, lądując tutaj ich języka, dopiero przed chwilą udało się go jej opanować, wykorzystując do tego swoje umiejętności. Co zatem miała robić?
Prawdę mówiąc, jej plany były w kwestii ucieczki na Ziemię raczej mgliste. Ani nie miała planu na temat tego, co powinna zrobić, ani nie miała pewności, że tutaj osoba, przed którą ucieka jej nie znajdzie. Nawet nie chciała być zauważona podczas lądowania, ale jak widać, tego uniknąć się nie dało. Ale może to nawet lepiej się stało? Przynajmniej ściągnęło to uwagę naprawdę sympatycznych ludzi, więc oszczędziło jej to rozglądania się po mieście i wybieranie na chybił trafił tych osób, których mogłaby poprosić o pomoc. Musiała im więc zaryzykować i zaufać im. W końcu, jeżeli tego nie zrobi, to jak może oczekiwać od nich pomocy? Tej się nie ofiarowuje komuś przypadkowemu, kto nam nie ufa.
- On ma rację, nie będę zaprzeczała - powiedziała po chwili milczenia Serena - Rzeczywiście, ukrywam się przed kimś. Uciekłam przed kimś z mojej rodzinnej planety. Ale daję wam słowo, nie jest to nic związanego z łamaniem prawa. Mnie nie goni policja, tylko ktoś inny. To pewien prywatny pościg.
- Prywatny? Nie rozumiem - powiedziała zdumiona Dawn.
- Możesz nam wszystko wyjaśnić? - zapytał Ash.
- No właśnie. Wszystko i to absolutnie wszystko - dodał Max.
- Wybacz, ale jeżeli mamy ci pomóc, powinniśmy wiedzieć, kto cię ściga i jaki ma w tym cel - zauważył Clemont.
Serena skinęła głową na znak, że się zgadza z tymi słowami i powiedziała:
- Tak, wiem o tym, że muszę być z wami szczera, jeżeli chcę, żebyście mi w czymkolwiek pomogli. Obiecuję, powiem wam wszystko. Tylko nie tutaj. Tu nie jest chyba zbyt dobrze rozmawiać.
Jej Fennekin zapiszczał potakująco i spojrzał zaniepokojony w kierunku Jump City. Przyjaciele obejrzeli się za siebie i zauważyli, że w ich stronę zmierza jakaś grupka ludzi, którzy podobnie jak oni także zainteresowali się tym, co wylądowało niedaleko miasta. Na szczęście, kiedy przybyli, nie było już statku Sereny, gdyż ta zmniejszyła go do wielkości breloczka i schowała sobie do kieszeni kilka minut wcześniej. Nie zdążyli go więc zauważyć i zdziwili się, że oprócz grupki młodych ludzi nie było w miejscu lądowania niczego. Może jedynie ziemia mocno zryta w wyniku ostrego upadku z nieba, ale nic poza tym.
- Masz rację, lepiej nie rozmawiać o poważnych sprawach tutaj - powiedział po chwili Ash - Chodźmy więc do ciebie, Clemont. Im mniej uszu i oczu będzie obecnych podczas naszej rozmowy, tym lepiej.
Pikachu zapiszczał wesoło na znak, że się z nim zgadza, po czym zadowolony podbiegł do Fennekina Sereny i powiedział w pokemonim języku, żeby poszli za nim i za jego trenerem. Chespin, Piplup i Mudkip uczynili to samo. Kosmiczny stworek przyjrzał im się uważnie, jakby chciał się upewnić, czy aby na pewno im można zaufać, a kiedy już się w tym upewnił, spojrzał na swoją trenerkę i pisnął do niej wesoło.
- Tak, Fennekin. Masz rację, możemy im zaufać - powiedziała Serena.
Dawn zauważyła jednak, jako bardzo dobra obserwatorka, że mówiąc słowo „im”, ich nowa znajoma nie patrzy na nich wszystkich, a jedynie na Asha. Lekko się uśmiechnęła, gdy to sobie uświadomiła. Czuła, że znajomość, jaka właśnie się w tym momencie rozpoczęła, może stać się podstawą do bardzo ciepłych uczuć, o ile oczywiście wszystko pójdzie we właściwym kierunku.

***


Przyjaciele zabrali Serenę do domu Clemonta, gdzie poczęstowali ją jakimś dobrym posiłkiem. Nie było akurat tam państwa Meyer, dlatego nic nie ograniczało naszych bohaterów i mogli oni całkowicie swobodnie ze sobą rozmawiać. Serena przyjęła tę wiadomość z prawdziwą ulgą, bo nie była do końca pewna, czy rodzice Clemonta byliby równie pozytywnie do niej nastawieni, co jej nowi znajomi. W tej sprawie wolała zachować ostrożność.
- Robotami nie musisz się przejmować, bo i tak nikomu nic nie powiedzą - rzekł do niej uspokajającym tonem - Tak są zaprogramowane. Przeze mnie.
- Na jego wynalazkach można polegać - powiedział wesoło Ash.
Serena uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym usiadła wygodnie na krześle, a na kolana wzięła swojego Fennekina, którego zaczęła delikatnie i czule głaskać po grzbiecie.
- To mów, proszę! Jesteśmy strasznie ciekawi! - zawołał Max.
Wszyscy usadowili się na krzesłach naprzeciwko kosmitki, po czym zaczęli ją uważnie słuchać, gdy ta rozpoczęła swoją opowieść.
- Moi kochani, pochodzę z planety Tammaran. To w innej galaktyce niż wasza i znajduje się ona daleko stąd. Nie wiem dokładnie, jak daleko, ale to nieważne. Ja i moja starsza siostra jesteśmy córkami króla i królowej, władców tej planety. Nie tak dawno osiągnęłam pełnoletność i moi rodzice postanowili mnie wydać za mąż. Znaleźli mi nawet męża. Został nim książę Paul, następca tronu jednej z sąsiednich planet.
- Czy kochałaś go? - zapytał Max.
- Nie, nie kochałam go i nie kocham - odpowiedziała Serena - On też jakoś nie umiał zdobyć mojego serca. Kiedy tylko pojawił się na mojej planecie, od razu wiedziałam, że to zarozumiały dupek. Otaczał się wielką świtą, która praktycznie we wszystkim mu usługiwała. Popisywał się swoją hojnością, rzucał pieniądze w tłum ludzi. To było żałosne. Chciał mnie zdobyć za pomocą pokazówek. A to był dopiero początek. Potem było jeszcze gorzej. Rodzice urządzili bale i zabawy na jego cześć. A ten zaczął się podczas nich popisywać jeszcze bardziej. Pokazywał podczas różnych zabaw i konkursów, jak świetnie włada szpadą, jak umie strzelać z broni palnej i takie tam inne. Do tego pokazywał innym, jak wspaniale tańczy, choć w tym wypadku naprawdę świetnie sobie radził. Ale co z tego, skoro czułam, że nie umiem go pokochać? Był zarozumiały i we wszystkim, co on robił, był po prostu fałszywy. Ale może, mimo tego byłabym w stanie go polubić, gdyby nie to, że zauważyłam, jak pewnego dnia, myśląc chyba, że nikogo nie ma w pobliżu, bez wahania pobił jednego ze swoich służących za to, iż ten mu w czymś podpadł. To mnie zmroziło. To było po prostu straszne.
Nikt nie zdziwił się tym, że tak właśnie zareagowała na tę sytuację. Oni sami, gdy tylko zaczęła im opowiadać, w jaki sposób zachował się Paul, wyglądali na przerażonych. Szczególnie Dawn, która była niezwykle wrażliwa, choć próbowała to niekiedy ukryć nawet przed przyjaciółmi, wyglądała na zszokowaną tym, co im właśnie opowiedziała Serena. Nigdy nie akceptowała tego, aby ktokolwiek bił lub w inny sposób poniewierał osoby podległe sobie i słabsze od siebie. Podobnie jak i Ash, który to nie ukrywał, że jest oburzony, co wyraził poprzez zaciśnięcie dłoni w pięść. Najchętniej by wpakował tę pięść w głupią gębę Paula, gdyby tylko miał go okazję spotkać. Serena, która dostrzegła ten gest, domyśliła się, co mu chodzi po głowie i uśmiechnęła się zadowolona, że chłopak w taki sposób reaguje na coś tak podłego, jak bicie bezbronnego i podległego sobie służącego. Pomyślała sobie, że reaguje on prawidłowo na niesprawiedliwość, nawet jeżeli tylko o nim słyszy.
- Oczywiście w takiej sytuacji chyba sami rozumiecie, że nie mogłam nawet myśleć o tym, aby go poślubić - kontynuowała po chwili księżniczka Tammaranu - Powiedziałam o wszystkim moim rodzicom i poprosiłam ich o to, aby zerwali te głupkowate zaręczyny. Ale chociaż mama przejęła się moim losem, ojciec nie był jakoś tym wszystkim specjalnie zaniepokojony. Przeciwnie, zachowywał się tak, jakby to, co opowiadałam nie było niczym niezwykłym. Ponadto jeszcze wyjaśnił mi, że nie mam co liczyć na zerwanie zaręczyn, ponieważ polityka to jest znacznie poważniejsza sprawa niż mi się wydaje. Powiedział jeszcze, że od dawna obiecał już ojcu Paula, że wyda jedną ze swoich córek za jego syna. Dodał także, iż jego słowo jest ważne i nie może go tak po prostu sobie cofnąć. Ponadto planeta Paula ma o wiele silniejszą flotę niż nasza i co prawda nie grozi nam wojną, ale to nie wiadomo, jak się dalej sprawy potoczą, kiedy ja odmówię mu swojej ręki. Mówił mi, że to polityka i ona wymaga poświęceń i takie tam inne bzdury. Nie chciałam tego słuchać, ale ostatecznie przekonał mnie, że muszę się poświęcić dla dobra mej ojczyzny. Co prawda, mam siostrę i równie dobrze ona mogłaby się poświęcić, ale cóż... Naprawdę nie rozumiem go. On wybrał mnie, zamiast niej. Uparł się na mnie i to mimo tego, że charakterem o wiele lepiej ona by do niego pasowała. Naprawdę to wszystko mnie dziwi. Czemu on wybrał mnie? Dlaczego uparł się na mnie?
- A ja chyba wiem, dlaczego - powiedział w myślach sam do siebie Ash, nie odrywając przy tym wzroku od Sereny.


Musiał powiedzieć, że ta dziewczyna niesamowicie mu się podobała. Była po prostu piękna. Co prawda, wciąż miała na sobie zbroję i niewiele było widać pod nią, a właściwie to prawie nic, ale wyobraźnia pracowała chłopakowi na pełnych obrotach i wydawało mu się, że to dziewczyna naprawdę piękna. Poza tym, jej buzia była przesłodka. Delikatna, gładka i słodka. I jeszcze te włosy. Te cudowne, długie włosy barwy dojrzałego miodu. Cudownie było na nie patrzeć. A zwłaszcza wtedy, kiedy one falowały podczas każdego ruchu głową dziewczyny. Ash poczuł, że serce mu mocniej bije, gdy to ma miejsce. Ponadto jeszcze ten głosik. Ten jej przesłodki głosik, który brzmiał niczym dźwięk dzwoneczków. I jeszcze ten boski pocałunek, jaki od niej otrzymał na powitanie. Był taki słodki i uroczy. Nie umiał o nim zapomnieć, nie umiał przestać o nim myśleć.
- No i co było dalej? - zapytał po chwili milczenia Clemont.
Serena westchnęła delikatnie, jakby zaczęła przechodzić do najmniej miłej części swojej opowieści i kontynuowała swoją historię:
- Ponieważ Paul nie zamierzał zrywać zaręczyn i dalej uważał się za mojego narzeczonego, postanowiłam z nim porozmawiać. Uznałam, że skoro muszę wyjść za mąż z powodów politycznych, to chociaż trochę sobie umilę życie. Dlatego też poszłam spotkać się z Paulem sam na sam i powiedziałam mu, co myślę o tym jego beznadziejnym zachowaniu. On początkowo udawał, że nie rozumie, o co mi w ogóle chodzi, a potem jeszcze zaczął się śmiać i powiedział mi, iż on zamierza tak traktować swoją służbę, jak uzna to za stosowne, a mnie nic do tego. Ponadto, to jest zachowanie godne króla i nie można cackać się z podwładnymi, ponieważ jak im się tylko pozwoli na za dużo, to zaraz wchodzą władcy na głowę. A potem już, zanim się obejrzymy, zrobią rewolucję. No cóż... Nie wiedziałam, jak mam z nim na ten temat rozmawiać, on nie przyjmował ode mnie żadnych argumentów, ale w końcu powiedziałam mu stanowczo, że jeżeli zamierza być takim draniem, to niech nie liczy na to, iż zostanę jego żoną. On wtedy się wściekł i złapał mnie mocno w ramiona, mówiąc, żebym nie pozwalała sobie na zbyt wiele z nim, ponieważ to go nie rusza i nie zamierza ulegać moim kaprysom. Ponadto, że kupił mnie sobie, bo mnie tata sprzedał za pokój i sojusz polityczny dla swojej planety, więc lepiej bym zrobiła, gdybym nie podskakiwała. No i jeszcze dodatkowo próbował mnie dziko całować wbrew mojej woli. Chciał jeszcze czegoś więcej, ale mu się wyrwałam i zrozumiałam, że nie mogę tutaj dłużej zostać. Na rodziców nie mogłam liczyć, w tej sytuacji byłam zdana jedynie na siebie. Skorzystałam więc z okazji, kiedy tylko zostałam sama i przygotowałam się do ucieczki. Spakowałam jedynie to, co było mi niezbędne, zabrałam swojego wiernego Fennekina i uciekliśmy razem statkiem kosmicznym. Moim własnym i prywatnym statkiem. Długo leciałam, aż trafiłam na Ziemię i wylądowałam w waszym mieście.
- No i spotkałaś nas - dokończył jej opowieść Ash.
- Dokładnie tak - potwierdziła Serena - I bardzo bym chciała was prosić o to, abyście mnie przechowali u siebie, przynajmniej na jakiś czas, póki nie wymyślę coś innego.
- A co z twoją planetą? - zapytała Dawn - Czy Paul nie wypowiedział jej teraz wojny z zemsty za twoją ucieczkę?
- Mam nadzieję, że nie - odpowiedziała ponuro Serena, opuszczając głowę w dół - Wiem, uciekłam i ryzykuję w ten sposób, że moja planeta zostanie przez to zaatakowana przez Paula i jego wojska. Ale co miałam zrobić? Czy naprawdę mam się poświęcać za moją planetę? Czy naprawdę muszę pozwalać na to, aby ten drań mnie tak traktował? Czy naprawdę nie ma innego wyjścia?
Po tych słowach, opuściła głowę, ukryła ją w dłoniach i zaczęła płakać. Ash ze smutkiem obserwował ją i nie wiedział, co ma powiedzieć i co zrobić, aby jakoś ją podnieść na duchu. Pozostałym członkom drużyny także zrobiło się przykro i z miejsca zaczęli myśleć nad tym, w jaki sposób poprawić dziewczynie humor, kiedy nagle Serena przestała płakać, podniosła głowę i spojrzała na swoich przyjaciół, po czym powiedziała:
- Ale dość! Nie mogę płakać nad sobą! Sytuacja nie jest za wesoła. Jestem i to całkowicie pewna, że Paul nie odpuści i będzie chciał mnie znaleźć. Czuję, że nie zajmuje go teraz planowanie wojny przeciwko mojej planecie, tylko poszukiwanie mnie. Jestem tego pewna. Poznałam go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że to mściwa bestia. Mógł zaatakować moją planetę w odwecie za to, że uciekłam, nie mam w tej sprawie pewności, czy on tego nie zrobił. Ale... Ale coś mi mówi, że kierując się urażoną dumą, to najpierw poleci mnie szukać, a potem dopiero weźmie odwet na mojej planecie.
- Może się mylisz? Może odpuści sobie ciebie i twoją planetę? - zasugerował Max, choć tak naprawdę sam w to nie wierzył.
Serena pokręciła przecząco głową i odpowiedziała:
- Niestety. Byłabym szczęśliwa, gdyby tak było, ale znam go zbyt dobrze. On nie odpuści. Na pewno teraz mnie szuka i zastanawia się, gdzie ja mogłam uciec i gdzie ma mnie znaleźć. Dlatego właśnie tak się boję. Obawiam się, że on mnie tu znajdzie i zechce mnie zabrać z powrotem.
- Spokojnie, mała! Niech tylko spróbuje! - zawołał Max, przyjmując bojową pozę gotowego do walki wojownika.
- Otóż to! Nie pozwolimy mu cię porwać! - dodał równie bojowo Clemont, mocno ściskając przy tym dłoń w pięść i machając nią groźnie.
- Możesz na nas liczyć. Nie zostawimy cię samej w potrzebie - rzekła Dawn.
- Dokładnie! Kto prosi nas o pomoc, ten zawsze może na nią liczyć, a my mu jej nie odmówimy - powiedział Ash życzliwym tonem, kładąc dłoń na dłoniach Sereny.


Ta spojrzała na niego uważnie i widząc w jego oczach całkowitą szczerość i to, że naprawdę może na nim polegać, obdarzyła chłopaka pięknym i promiennym uśmiechem. Ten zaś odwzajemnił się jej tym samym, czując jednocześnie, że serce mu mocno bije w piersi. Nie rozumiał, dlaczego właśnie przy niej tak się stało, ale nie chciał tego teraz analizować. Nie miał na to czasu ani ochoty.
- Dziękuję wam - powiedziała po chwili Serena - Naprawdę, bardzo wam za to wszystko dziękuję. Ale nie wiem, czy nie popełniłam błędu.
- Jakie błędu? - zapytał Ash.
- Takiego, że proszę was o pomoc. Jeżeli Paul się dowie, że mi pomagacie, to nie daruje wam tego. Skrzywdzi was, a na to nie mogę pozwolić. Nie powinnam wam niczego mówić. Nie powinnam prosić was o pomoc.
- Dlaczego nie powinnaś prosić nas o pomoc? - zdziwiła się Dawn.
- Ponieważ, jeżeli on się dowie, że mi pomagacie, nie zawaha się skrzywdzić nie tylko mnie, ale i was - odpowiedziała na to Serena - Mniejsza tutaj o mnie, ale się boję o was. Nie chcę, żebyście cierpieli z mojego powodu.
- Chwila, moment! Co to za bajanie? - zapytał złośliwie Max - Dziewczyno, przecież my się tego Paula nie boimy i nie zamierzamy się bać! Może tam u was jest on jakąś wielką szyszką, ale nie tutaj. Tu na Ziemi są inne zasady. Tutaj trafi on na równych sobie i zobaczymy, czy będzie dalej taki mądry.
- No właśnie! Nie damy mu cię skrzywdzić, a sami też umiemy się obronić - powiedział Ash.
Pikachu, Chespin, Piplup i Mudkip zapiszczeli bojowo na znak, że się z nim zgadzają i nie pozwolą na to, aby taki bezczelny drań jak Paul miał im grozić. Ani im, ani ich przyjaciołom.
- Poza tym, pomyśl przez chwilę. On musiałby najpierw się dowiedzieć, gdzie jesteś, na jaką planetę uciekłaś, a to już nie będzie takie proste - rzekł po chwili Clemont - A jeśli nawet, to niby jak cię znajdzie na tak wielkiej planecie? Tutaj jest mnóstwo krajów, a każde z nich ma mnóstwo miast. Odnaleźć więc jedną osobę w szerokim świecie nie jest takie proste i zapewniam cię, że Paul będzie miał bardzo twardy orzech do zgryzienia, żeby cię znaleźć.
- A nawet jeżeli cię znajdzie, to i co z tego? - zapytał Ash - On jest jeden, a nas jest pięcioro. Niech spróbuje walczyć z nami wszystkimi. Zobaczymy, czy mu się to uda.
Serena uśmiechnęła się do chłopaka delikatnie, nie bardzo wiedząc, co może mu odpowiedzieć na tak piękne słowa. Z jednej strony była zachwycona, kiedy się dowiedziała, iż może polegać na tym uroczym młodzieńcu, który od początku jej przypadł do gustu, a także na jego przyjaciołach. Z drugiej niepokoiła się, czy aby na pewno sobie poradzą z Paulem. No, z nim to i może tak, ale nie z jego flotą. A jeżeli on zechce sprowadzić całą flotę wojenną na Ziemię, grożąc jej zniszczeniem, jeśli ona mu się nie podda? To było bardzo w jego stylu. Serena miała wielką, ale to wielką nadzieję, że obecnie nie grozi czymś podobnym jej rodzicom. Zaczęła powoli żałować swojej ucieczki pod wpływem impulsu. Ucieczka była z jej strony nieprzemyślana i może mieć poważne konsekwencje. Do tego proszenie o pomoc przypadkowych osób, które wydały się jej sympatyczne i życzliwe, nie było chyba nazbyt dobrym pomysłem. Teraz również i ich naraziła na niebezpieczeństwo. To było głupie. Niepotrzebnie pod wpływem desperacji zrobiła to wszystko. Ale cóż teraz ma robić? Jej nowi przyjaciele ofiarowują jej pomoc, a ona jej potrzebuje, bo sama na obcej planecie sobie nie poradzi. Potrzebuje środków do życia, musi mieć dom i swoje miejsce, w którym będzie przebywać. Musi więc przyjąć pomoc od Asha i reszty ekipy, czy tego chce, czy nie. Tym bardziej, że już ich wtajemniczyła w swoje sprawy. Nie ma więc wyboru. Dlatego wyraziła zgodę na to, aby zostać z nimi w Jump City, co jej nowi znajomi przywitali z prawdziwą radością.
- Doskonale! - zawołał wesoło Clemont, wstając z krzesła - Porozmawiam z moimi rodzicami. Na pewno będziesz mogła z nami zostać.
- I wszystko fajnie! - dodał radosnym tonem Max - A tak przy okazji, to mam jedno pytanko. Bo coś mi nie daje spokoju.
- A co takiego? - zapytała Serena.
- Bo widzisz, jak nas pierwszy raz dziś zobaczyłaś, to zaczęłaś do nas mówić w jakimś obcym języku. A potem niespodziewanie pocałowałaś Asha i zaczęłaś tak nagle mówić w naszym języku. No i chodzi mi o to, czy ty wygłupiałaś się wtedy, gdy cię pierwszy raz zagadaliśmy? Czy musiałaś poznać, w jakim języku mówimy, aby z nami móc rozmawiać?
Serena zaśmiała się delikatnie, rozbawiona tym zagadnieniem i odparła:
- Nie, to bardziej skomplikowane. Widzicie, ja nie umiałam mówić w waszym języku, ale po tym pocałunku nauczyłam się waszego języka.
- Jak to, po pocałunku? - zapytał Ash.
- Bo nasza rasa posiada taką moc, że jeżeli kogoś pocałują, to umieją mówić po chwili w jego języku - wyjaśniła Serena.
- To wy się całujecie, żeby poznać języki innych ludzi? - zapytał Max.
- Nie, na naszej planecie całujemy się normalnie, z miłości - odpowiedziała na to wesoło Serena - Ale czasami, na obcej planecie, kiedy nie umiemy mówić w innym języku, musimy właśnie tak zdobywać wiedzę w tej sprawie.
- Aha, rozumiem. To ciekawe - powiedział Max i spojrzał dowcipnie na Asha, który wyglądał na nieco smutnego.
Rzeczywiście, uczeń Batmana nie był wcale zadowolony z odpowiedzi, którą przed chwilą usłyszał. Myślał, że dziewczyna pocałowała go, bo jej się spodobał, a tymczasem powód jej pocałunku był zupełnie inny. Jaka szkoda.
Poprawiłby mu się na pewno humor, gdyby usłyszał, co było dalej, kiedy już wszyscy wyszli z pokoju, poza Sereną i Dawn, które zostały same w pokoju. W tej właśnie chwili Dawn spojrzała z uwagą na swoją nową przyjaciółkę i zapytała:
- Sereno, a tak przy okazji... To mówisz, że w wyniku pocałunku z Ashem, zaczęłaś dobrze mówić w naszym języku?
- Tak. Tak właśnie było - potwierdziła Serena.
- A możesz mi powiedzieć, dlaczego właśnie Asha pocałowałaś? Czemu na ten przykład, nie Clemonta ani Maxa?
Serena uśmiechnęła się delikatnie, spłonęła rumieńcem i powoli opuściła w dół głowę, mówiąc:
- Bo widzisz... On... On mi się wydawał najładniejszy z nich wszystkich.
Dawn parsknęła śmiechem, gdy to usłyszała.
- I tylko dlatego?
- A to nie jest dobry powód?
Dawn uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i odpowiedziała tajemniczym nieco tonem:
- W sumie... To jest najlepszy z możliwych powodów, aby kogoś pocałować.

***


Państwo Meyer nie byli specjalnie zaskoczeni obecnością Sereny w swoim domu. Ponieważ przywykli już do dość niezwykłych wydarzeń w swoim życiu, to i spotkanie z kosmitką z innej planety nie było dla nich czymś, co by ich mogło w jakikolwiek sposób zaskoczyć. Kiedy dowiedzieli się, że nie ma ona miejsca, gdzie by mogła się zatrzymać, zgodzili się na to, aby zatrzymała się u nich. Nie mieli w końcu sumienia, aby ją wyrzucić, a poza tym przeczuwali, że dziewczyna jest jak najbardziej uczciwa i nie narobi im problemów. Ponadto Dawn zgodziła się, aby mogła mieszkać w jej pokoju, więc wszystko zostało ułożone pomyślnie.
Jedyne, co musiano zmienić, to wygląd Sereny, w którym za bardzo się ona rzucała w oczy. Zamiast więc zbroi, zaczęła ona nosić przygotowany dla niej przez panią Meyer i Dawn ładny strój w postaci krótkiej bluzeczki bez ramion, ślicznej spódniczki mini i zgranych kozaczków, wszystkie w kolorze ciemno-niebieskim, który był ulubionym kolorem Sereny. Dziewczyna z przyjemnością go założyła i długo przyglądała się w lustrze swojemu odbiciu, nie umiejąc ukryć zachwytu.
- Wyglądam wspaniale. Ten strój jest cudowny! Dziękuję wam! Naprawdę tak bardzo wam dziękuję!
Po tych słowach, rzuciła się mocno na szyję pani Meyer i Dawn, mocno je uściskała i wycałowała, a potem pobiegła do Asha, Clemonta i Maxa, aby pokazać im się w nowym stroju. Trzej chłopcy zgodnie stwierdzili, że wygląda w nim po prostu oszałamiająco i uroczo, a szczególnie uważał tak Ash, który nie umiał wręcz chwilami oderwać oczu od Sereny. Clemont i Max zdawali się to dostrzegać, gdyż spojrzeli na siebie wymownie i zachichotali rozbawieni.
- Co was tak bawi? - zapytał zdumiony Ash.
- A nic - powiedział z miną niewiniątka Max.
- Nic takiego - dodał w podobny sposób Clemont.
Serena nie wiedziała, co tak rozbawiło chłopców, ale nie zajmowała się tym za bardzo, ponieważ bardzo interesowało ją to, aby móc pójść na miasto w tym oto pięknym stroju i móc się nim w pełni nacieszyć. Propozycja przypadła wszystkim do gustu i dlatego nie dyskutując nad tym wszystkim zbytnio, cała piątka udała się do pobliskiej dyskoteki. Tam zamierzali się zabawić. Dla Sereny obecność takiego miejsca na Ziemi nie była specjalnie zaskakująca, gdyż na jej planecie posiadano podobne budynki, choć muzyka w nich była nieco inna. To stanowiło dla kosmitki zupełną nowość.
- U nas są trochę inne piosenki i nieco inna muzyka - powiedziała Serena do Asha, kiedy ten, widząc jej zdumienie, zapytał, o co chodzi.
Chłopak uśmiechnął się do niej przyjaźnie i odparł:
- Tutaj mamy bardzo wiele piosenek i wiele rodzajów muzyki. Ta, co ją teraz słuchamy, to się nazywa disco.
- To ciekawe - powiedziała Serena i zaczęła się wsłuchiwać w rytm melodii, która właśnie leciała.
Zauważyła, że jej Fennekin wesoło podryguje sobie pod rytm muzyki wraz z Pikachu, Chespinem, Piplupem i Mudkipem, więc uznała, że ona nie może być od niego gorsza i sama rozpoczęła taniec. Nie wiedziała co prawda, w jaki sposób na tej planecie młodzi tańczą, ale wystarczyło jej tylko poobserwować przez chwilę wiele dziewczyn bawiących się niedaleko niej, aby już wiedzieć, w jaki sposób ma to robić. Zadowolona naśladując ich ruchy, rozpoczęła wesoły taniec i odkryła, że bardzo jej się to podoba. Pomyślała sobie przy okazji, iż jeżeli kiedykolwiek wróci jeszcze na swoją planetę, to musi wprowadzić na niej takie właśnie utwory.
Na dyskotece wszyscy dobrze się bawili. Wszyscy tańczyli ze sobą lub tylko tak dowcipnie podrygiwali obok siebie, a niejeden z nich wykonywał czasami dość dziwne ruchy, które nazywał swoim własnym indywidualnym tanecznym krokiem, a który dziwił innych uczestników zabawy tylko przez pewien czas, a potem dosyć szybko był akceptowany i przyjmowany jako coś normalnego. Niektórzy nawet w taki sposób tworzyli nowe trendy taneczne, w czym szczególnie przodował Max. Jego wygibasy, zdaniem Dawn, nie miały zbyt wiele wspólnego z tańcem, ale on się tym nie przejmował, ponieważ doskonale się bawił, kiedy tak wyginał śmiało ciało, jak to nazywał. A że inni wokół niego nie tylko to akceptowali, a wręcz się potrafili tym nawet zachwycać, nic sobie nie robił z kilku słów krytyki, jakie pod jego adresem rzucała niebieskowłosa panna.
Jak wspominano, wszyscy doskonale się bawili. Nawet Clemont nie czuł się na dyskotece wyobcowany z powodu posiadania rąk i nóg w formie mechanicznej, gdyż jak się okazało, te wcale mu nie przeszkadzały dobrze się bawić. Podobnie przyjemnie było na dyskotece także i Dawn, choć dotąd unikała ona takich miejsc i wolała zawsze spokojnie się wyciszyć w swoim miejscu odosobnienia. Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu odkryła, że wyprawa na dyskotekę bynajmniej nie jest dla niej czymś uciążliwym, ale całkiem przyjemnym i warto się poddać atmosferze tej dobrej zabawy, jaka tu panowała. Oczywiście w głębi ducha postanowiła sobie, że nie będzie tutaj przychodzić zbyt często. Bo za dużo razy bywać w tym miejscu i słuchać tego głośnego bębnienia, to nie dla niej. Ale od czasu do czasu, oczywiście w towarzystwie swoich przyjaciół, to chętnie się wybierze.
Najlepiej się chyba jednak bawił Ash. Tańczył niedaleko Sereny i patrzył, jak ona słodko podryguje w swoim nowym stroju. Musiał przyznać przed samym sobą, że wygląda ona cudownie w tej bluzeczce odsłaniającej jej brzuch i bez ramion, a także spódniczce mini i tych zgrabnych kozaczkach. A do tego te jej piękne blond włosy, mające barwę dojrzałego miodu i powiewające swobodnie podczas każdego jej ruchu na parkiecie. To był niesamowicie ujmujący widok. Jego serce w każdym razie ujmował niesamowicie. Mógł na niego patrzeć i patrzeć.
Tymczasem na dyskotece rozpoczęła się nowa zabawa. Zaproponowano, aby rozpocząć konkurs karaoke. Kierowano wielkie światło reflektorów na kogoś z tak dobrze się bawiących nastolatków i wybierano ich, aby zaśpiewali jakąś piosenkę disco, jaką tylko sobie wybierze. Warunkiem było jedynie to, aby nikt nie śpiewał tego samego utworu, jaki wykonywał ktoś przed nim. Wszyscy ściśle trzymali się tej zasady i dzięki temu zabawa była naprawdę udana.
- A teraz na scenę poprosimy kolejnego uczestnika! - zawołał wesoło DJ, gdy następny występ dobiegł końca - A będzie nim...
Reflektor zaczął szukać kolejnego uczestnika karaoke i nagle zatrzymał się na Ashu, który rozmawiał właśnie z Sereną.
- Ten oto czarnowłosy chłopak! Zapraszamy na scenę! Zapraszamy!
Ash był zdumiony, kiedy został wybrany. Nie spodziewał się tego i chciał już się jakoś z tego wymigać, ale widząc, że jego przyjaciołom spodobał się pomysł, aby on śpiewał publicznie, a sama Serena niczym mała dziewczynka chichotała radośnie i wesoło klaskała w dłonie, ustąpił i wstąpił na scenę. DJ podał mu zaraz mikrofon i zapytał:
- Denerwujesz się, co?
- Owszem, to mój pierwszy raz - odpowiedział mu Ash.
- Nie martw się. Za pierwszym razem zwykle jest trudno. Ale nawet jeśli się wygłupisz, niczym się nie przejmuj. Towarzystwo i tak nie będzie o tym pamiętać.
Ash nie miał pewności, czy aby na pewno ktokolwiek z tu zebranych byłby w stanie zapomnieć o jego ewentualnej porażce, gdyby ją poniósł. Na jego szczęście jednak zjawił się obok niego wierny Pikachu, który zapiszczał wesoło i uśmiechnął się delikatnie na znak wsparcia dla swojego trenera.
- Myślisz, że dam sobie radę? - zapytał go Ash.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu.
Ash popatrzył z uwagą na swoich przyjaciół, którzy czekali na jego występ i już się go nie mogli doczekać. Chłopak pomyślał sobie, że ich obecność dodaje mu otuchy i skoro wszyscy na niego liczą, to nie może ich zawieść. Nie, nie może, a już na pewno nie Sereny, która wpatruje się w niego z taką nadzieją w oczach, że gdyby tak teraz zszedł ze sceny i powiedział jej, iż nie wystąpi, chyba złamałby jej serce i doprowadził ją do łez, a czego jak czego, ale tego nie chciał. Dlatego też, pomimo pewnych wątpliwości, postanowił:
- A więc zaśpiewam. Panie DJ, poproszę „Gwiazdkę”!


DJ wiedział, o jaką piosenkę chodzi i nastawił właściwy utwór w formie bez słów, które miał wyśpiewać nasz bohater. A ten zadowolony czując już, że coraz bardziej go bierze, zaczął wesoło podrygiwać, trzymając w dłoni mikrofon, a gdy nastąpił czas na śpiew, rozpoczął występ od takich oto słów:

Nocą spadają gwiazdy, a dniem
Po horyzoncie noc spływa jak sen

Jedna gwiazdka na niebie
Świeci tylko dla ciebie.
To ja! To ja!

Jedna gwiazdka na niebie
Świeci tylko dla ciebie.
To ja! To ja!

Ash wziął pauzę przed kolejną zwrotką, jednocześnie patrząc czule na Serenę, która uśmiechała się do niego delikatnie. Chłopak poczuł się tak, jakby nagle cała sala zniknęła i zostali jedynie oni dwoje: ona słuchająca jego piosenki, a on czule ją dla niej śpiewający.
A po chwili nastąpiła druga zwrotka, która szła tak:

A kiedy przyjdzie rozstania już czas,
Gwiazdy pobledną i zacznie się wrzask.

Jedna gwiazdka na niebie
Świeci tylko dla ciebie.
To ja! To ja!

Jedna gwiazdka na niebie
Świeci tylko dla ciebie.
To ja! To ja!

Piosenka leciała dalej. Ash uśmiechnął się delikatnie do Sereny, która dobrze już wiedziała, że on śpiewa wyłącznie dla niej. Zarumieniła się lekko, a tymczasem Ash śpiewał dalej:

Może zobaczę... Zobaczę cię znów.
I przyjdzie pora powrócisz bez słów.

Jedna gwiazdka na niebie
Świeci tylko dla ciebie.
To ja! To ja!

Jedna gwiazdka na niebie
Świeci tylko dla ciebie.
To ja! To ja!

Kiedy Ash zakończył swój występ, wszyscy zaczęli głośno bić mu brawo, ale najgłośniej biła go Serena. Chłopak delikatnie skłonił się widowni i wesoło oddał mikrofon DJ-owi, a potem zszedł ze sceny i już miał podejść do przyjaciół, kiedy nagle stało się coś strasznego.


Do wnętrza dyskoteki nagle wpadło kilku ludzi. Wszyscy oni byli ubrani na czarno i mieli broń w rękach. Tuż przy nich kroczyło parę groźnie wyglądających Pokemonów. Cała ta grupka nie wyglądała na osoby, które przybyły się bawić. A to tym bardziej stało się jasne, kiedy to jedna z nich zaczęła strzelać w powietrze, co wywołało ogromny szok u wszystkich zebranych. Przyjaciele Asha obejrzeli się za siebie i zaczęli z niepokojem przyglądać się napastnikom. Ash zaś zaniepokojony spojrzał na Pikachu i dał mu jakiś znak ręką, a następnie sam zaczął się wycofywać w kierunku łazienki. Jego Pokemon zrozumiał, o co mu chodzi, ponieważ szybko doskoczył do Sereny, a z policzków poleciały mu iskry.
- Wybaczcie, że przeszkadzamy wam w zabawie - powiedziało jedno z nich, dziewczyna o ciemnoczerwonych włosach - Ale obawiam się, że musimy wam na chwilę przerwać.
- Mamy pewien interes, ale nie chcemy za długo wam czasu zajmować - rzekł na to drugi z napastników, młody mężczyzna o ciemnoniebieskich włosach - Tak więc, dajcie nam tylko swoją kasę, a my sobie za chwilę pójdziemy i więcej nas nie zobaczycie.
- Tak, ponieważ wyjedziemy z miasta, a to niestety kosztuje. Teraz wycieczki są takie drogie.
- No właśnie, dlatego nie przedłużajcie. Dawajcie kasę, bo inaczej będziemy musieli użyć swoich Pokemonów i naszych pukawek.
Ich stworki zaczęły groźnie warczeć na uczestników dyskoteki, a bandyci na dowód na to, że nie żartują, wymierzyli w kilku z nich pistolety. Jeden z nich zaś niemalże przyłożył broń do nosa Sereny, mówiąc:
- No co, ślicznotko? Powiesz tej bandzie, żeby łaskawie oddali nam wszystkie kosztowności, ponieważ trochę nam się spieszy?
Serena spojrzała na niego groźnie, a Pikachu i Fennekin stanęli obok niej, nie kryjąc swojej wściekłości. Byli gotowi zaatakować bandytów, ale widok ich broni sprawiał, że woleli niepotrzebnie nie ryzykować zarówno życia swojego, jak i też życia tej biednej dziewczyny.
- No, dalej! Dawajcie forsę, ale już! - dodała kobieta bandyta.
Wtem niespodziewanie w powietrzu coś świsnęło i uderzyło napastnika, który mierzył z broni w Serenę, w dłoń. Bandyta jęknął z bólu, upuścił pistolet i spojrzał ze wściekłością w kierunku, z którego wyleciał tajemniczy pocisk. Ten natomiast okazał się być dużym żółtym bumerangiem, wypuszczonym przez sprawną rękę w zielonej rękawiczce. Jej właściciel, młodzieniec ubrany w czarno-żółty strój, dość spore zielone rękawiczki i maskę na twarzy, stał właśnie z boku sali i złapał bez trudności w dłoń swoją własność, po czym powiedział:
- Tylko bez nerwów, proszę. Nie lubimy tutaj agresji. Tu ludzie przyszli się dobrze bawić, a wy im przeszkadzacie.
- Hej, to ty nam przeszkadzasz! - zawołała kobieta bandyta.
- Dość już tego dobrego! Koleś, wynocha! - dodał jej kompan i wymierzył w zamaskowanego napastnika.
Nie zdążył jednak do niego strzelić, ponieważ Serena złapała go szybko za ręce i zaczęła się z nim szarpać. Chwilę później skoczył na niego Pikachu, który jednym potężnym ciosem Stalowego Ogona powalił go na ziemię.
To dało znak Clemontowi, Dawn oraz Maxowi. Natychmiast rzucili się oni na bandytów, nie dając im czasu zorientować się, co się właściwie dzieje. Max jako pierwszy skoczył na jednego z napastników, który co prawda wymierzył w niego broń, ale zamurowało go, kiedy na jego oczach chłopak o zielonej skórze zamienił się w wielkiego Charizarda i zaryczał na niego groźnie. Bandyta upuścił pistolet i chciał uciec, lecz tymczasowy Pokemon powalił go na ziemię ogonem i przygniótł go łapą do ziemi, nie dając mu uciec.
Naprzeciwko drugiego stanęła Dawn. Ten popatrzył na nią groźnie i rzucił:
- Nie próbuj nawet ze mną walczyć, jeżeli cenisz sobie swoją śliczną buzię.
- Próbujesz mi grozić, co? - wysyczała do niego przez zęby ze złości Dawn - Taki jesteś odważny, bo masz broń i wydaje ci się, że masz przewagę? Popełniłeś wielki błąd sądząc, że masz przewagę. AZRA-MENTOR-ZINTOS!
Na dłoniach Dawn pojawiły się nagle wielkie, czarne kule, które wystrzeliły z siebie spore błyskawice. Te uderzyły w bandytę z ogromną siłą, po czym rzuciły go na ścianę i pozbawiły przytomności.
- Tak się kończy zadzieranie z niewłaściwymi dziewczynami - rzuciła Dawn.
Kątem oka dostrzegła, jak Clemont walczy z dwoma przeciwnikami naraz, tajemniczy obrońca w stroju superbohatera, w którym od razu rozpoznała Asha, raz za razem okłada pięściami głównego bandytę (tego samego, który mierzył bronią do Sereny), a Serena z kolei toczy walkę z jego wspólniczką. Zauważyła także, że ich dzielne Pokemony nie pozostają bierne i walczą zaciekle z Pokemonami ich przeciwników, odnosząc stopniowo nad nimi zwycięstwo, poprzez powalanie na ziemię jednego po drugim.
Walka trwała w najlepsze, bandyci nie dawali tak łatwo za wygraną, jednak w końcu musieli ulec przewadze Asha i jego kompanów, którzy powoli jednego po drugim na łopatki. Na przypieczętowanie tego wszystkiego, Clemont wycelował w nich jedną ze swoich metalowych rąk i wystrzelił z niej wielką sieć, która opadła na wszystkich bandytów i owinęła na tyle mocno, że nie byli w stanie się z niej wydostać. Serena i Dawn z kolei wykorzystały swoje moce, aby unieruchomić na dobre znokautowane Pokemony bandytów.
- No, to by było chyba na tyle - powiedział Ash, podchodząc do przyjaciół.
Ci uśmiechnęli się do niego wesoło, oczywiście bez trudu go rozpoznając w jego przebraniu. Jedynie Serena miała przez chwile pewne wątpliwości, z kim ma teraz do czynienia, ponieważ nie znała ona jeszcze sekretu Asha na temat tego, jak walczył on w Gotham City jako Robin u boku samego Batmana. Ale i ona dosyć szybko rozpoznała przebranego przyjaciela, kiedy tylko podszedł do niej i spytał:
- Nic ci nie zrobił, Sereno?
Tego głosu pełnego czułości i wielkiej troski kosmitka nigdy by nie pomyliła z żadnym innym głosem. Wiedziała już bez żadnych wątpliwości, z kim ma teraz do czynienia i powiedziała wesoło:
- Nie, na szczęście nie. Ale to dzięki tobie. Świetnie walczyłeś.
- Ty też bardzo dobrze sobie poradziłaś. Gdzie się tego nauczyłaś?
- Na naszej planecie uczymy się takich rzeczy. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Kosmos nie jest niestety zbyt bezpieczny.
- Jak widzisz, ta planeta też nie. Ale mimo wszystko, mając takie moce, chyba łatwo ci będzie pokonać każdego bandytę.
- Tylko wtedy, gdy będę miała u boku takich przyjaciół jak wy.
To mówiąc, chwyciła ona dłonie Asha delikatnie i spojrzała na niego czule. Ten zaś chyba chciał coś powiedzieć, gdy nagle za oknem rozległy się głosy syren policyjnych. To dzielni stróże prawa raczyli wreszcie przybyć na miejsce.
- No tak, a oni jak zwykle na gotowe - rzucił złośliwie Max - My odwalamy za nich całą robotę, a tacy sobie przyjadą spić po wszystkim całą śmietankę.
- Co chcesz, stary? Taka już bywa praca bohatera - powiedział na to Clemont - Nie możesz liczyć na to, że okażą ci wdzięczność. Musisz po prostu robić swoje i za jedyną nagrodę mieć satysfakcję z dobrze wykonanego zadania.
- No tak, niestety - rzekł nieco rozczarowany Max, po czym wesoło dodał: - Ale chyba przyznacie, że fajna była zabawa.
- A to akurat prawda - zgodził się z nim Clemont - Czekam na kolejną.
Dawn pokręciła załamana głową, słysząc ich wypowiedź, a potem podeszła do Asha i Sereny, mówiąc:
- Nieźle walczyliście. Naprawdę fajnie było was oglądać w akcji.
- Nam ciebie także - powiedziała Serena.
Dawn skinęła jej głową na znak podziękowania, a potem spojrzała na Asha i zapytała go:
- A tak przy okazji, to jak ty tak szybko się przebrałeś, co?
Ash lekko podrapał się dłonią za karkiem, aby ukryć zmieszanie, przez chwilę nie wiedział, co powinien zrobić, aż w końcu powiedział:
- Tak prawdę mówiąc, to miałem ten kostium pod ubraniem. Zawsze go mam na sobie, odkąd miała miejsce ta awantura w supermarkecie. Wolę być gotowy na każdą ewentualność, a nie chcę walczyć w swoim normalnym stroju.
- Tożsamość Robina musi pozostać tajemnicą, prawda?
- Dokładnie tak.
- Robina? - zapytała zdumiona Serena.
- Później ci powiem - odpowiedział jej niemalże szeptem Ash.
Nie chciał, aby ktoś obcy to usłyszał, a zwłaszcza teraz, kiedy do dyskoteki weszło kilka kolejnych osób. Byli to policjanci, którzy przybyli zabrać bandytów do aresztu, a także dziennikarze, na czele których stała wysoka dziewczyna o dość ciemnych włosach i niebieskich oczach, z Helioptilem na ramieniu. W dłoni miała mikrofon, który zaraz podsunęła Ashowi, gdy tylko się do niego zbliżyła i rzekła:
- Czy to wy powstrzymaliście tych bandytów przez odebraniem ludziom ich pieniędzy?


Ash nieco zmieszany, bo mimo bycia od dawna już bohaterem, jeszcze nie był zbyt mocno przyzwyczajony do wywiadów z dziennikarzami, po czym odparł:
- Tak, to my. Cała nasza piątka.
To mówiąc, wskazał dłonią na Serenę, Dawn, Clemonta i Maxa, którzy zaraz podeszli do niego słysząc, że tu o nich mowa. Obok nich stanęły wierne Pokemony i zapiszczały wesoło na znak swojego zachwytu całą sytuacją.
- Ryzykowaliście swoje życie, aby ocalić wszystkich wokół - mówiła dalej dziennikarka, nie kryjąc swojego podniecenia.
- Tak, ale to przecież normalne dla bohaterów - powiedział dumnie Max.
- Każdy inny na naszym miejscu, zrobiłby to samo - dodał Clemont.
- A jednak nikt inny tego nie zrobił, tylko wy - rzekła dziennikarka, z uwagą patrząc na całą drużynę - Jesteście bardzo waleczni. Czy kiedyś już to robiliście?
- On tak i to dość często - powiedział Max, wskazując dłonią na Asha.
- Naprawdę? - zdziwiła się dziennikarka.
- No tak, przecież to jest Robin - mówił dalej zielonoskóry, aż dostał mocną sójkę w bok od Dawn.
Dziewczyna nie była pewna, czy ich przyjaciel chciał, aby wszyscy się o tym dowiedzieli, ale swoich słów już nie mógł cofnąć. Dziennikarka podłapała słowa chłopaka i spojrzała na Asha z wyraźnym zainteresowaniem.
- A więc ty jesteś Robin, pomocnik Batmana? - zapytała zaintrygowana.
Dawn spojrzała groźnym spojrzeniem na Maxa, który zachichotał wesoło, w ten sposób próbując czasami ukryć swoje zmieszanie. Ash jednak uznał, że nie ma sensu ukrywać tego, co wyszło na jaw i powiedział:
- Tak, to właśnie ja. Przyjechałem tutaj odpocząć nieco do walki ze złem, ale jak się okazuje, od tego się tak łatwo nie uwolnię. Najwyraźniej walka ta jest już chyba częścią mego życia.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu, wskakując mu na ramię.
Dziennikarka uśmiechnęła się wesoło i powiedziała:
- A zatem mamy do czynienia z twoją własną dzielną drużyną bohaterów, mój drogi Robinie. Czy możemy liczyć na to, że ta drużyna jeszcze nieraz pomoże nam w potrzebie?
Ash popatrzył bardzo uważnie na swoich przyjaciół, a ponieważ nie widział w ich spojrzeniach dezaprobaty, odpowiedział:
- Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to tak.
Dziennikarka ucieszyła się, bo na taką właśnie odpowiedź liczyła. Następnie z radością spojrzała na resztę ekipy i powiedziała:
- A zatem Robin, pomocnik Batmana będzie w imieniu jego i swoim własnym będzie nas bronił. A wraz z nim jego przyjaciele o imionach... No właśnie, a co z wami? Jak mamy was nazywać?
Przyjaciele Asha zmieszali się lekko na to pytanie, po czym Max wesoło jako pierwszy zawołał:
- Bestia!
Dawn spojrzała na niego zdumiona i spytała:
- A dlaczego Bestia?
- Bo jak jestem na parkiecie, wychodzi ze mnie zwierzę - zachichotał Max.
- Cyborg - przedstawił się Clemont.
Dawn pomyślała przez chwilę, a kiedy dziennikarka i jej podłożyła pod nos swój mikrofon, odpowiedziała:
- Raven.
Teraz przyszła pora na Serenę. Znalazła się ona wówczas w kropce. Nie była w stanie sama wymyślić żadnego konkretnego przydomku, jak jej przyjaciele, zaś swojego prawdziwego imienia nie zamierzała podawać. Zastanawiała się, które to może przedstawić, gdy nagle przypomniała sobie, jak jej słodki Ash śpiewał jej nie tak znowu dawno, bo zaledwie przed pół godziną, może trochę wcześniej bardzo piękną piosenkę. Tak, bo śpiewał ją przecież tylko dla niej. Nie dla innych, tylko dla niej. Co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Przypomniała sobie ten utwór i zadowolona, że już wie, co ma powiedzieć, odparła:
- Gwiazdka. Jestem Gwiazdka.
Dziennikarka wyglądała na bardzo zadowoloną tymi odpowiedziami. Zaraz też spojrzała na swojego pomocnika z kamerą w dłoni, upewniając się, że nagrał on to wszystko, po czym zadowolona powiedziała:
- Robin, Bestia, Cyborg, Raven i Gwiazdka. Dzielna drużyna, która nie boi się żadnego przestępcy i na którą nasze miasto będzie mogło zawsze liczyć. Dzielni i nieustraszeni niczym jacyś bogowie, waleczni jak bohaterowie sprzed lat i mocni jak tytani. Tak, to jest dobre! To jest super nazwa!
- Tytani? - zapytała zdumiona Dawn.
- Nie! Młodzi Tytani! - zawołał wesoło Max, podłapując tę nazwę, która od razu spodobała się dziennikarce.
- Tak! To jest idealna nazwa dla gazety i dla świata! Jesteście Młodzi Tytani!

***


W dalekim kosmosie, w zupełnie odległym miejscu niż Jump City, powoli sunął przez bezkresną dal statek kosmiczny. Na jego pokładzie siedział pewien dość wysoki, postawny młody mężczyzna o ciemnoniebieskich włosach i ponurej twarzy. Wprowadzał on do statku parametry, które zdołał niedawno ustalić, a które były niezbędne do namierzenia pewnej ważnej dla niego osoby.
- Komputer, sprawdź współrzędne, które ci wpisałem.
- Już wykonuję.
Komputer zaczął w swoim wnętrzu mielić i sprawdzać dane wpisane do niego i już po chwili powiedział:
- Współrzędne wskazują na planetę Ziemia w Układzie Słonecznym.
- Tak coś czułem - powiedział z mściwą satysfakcją w głosie młodzieniec - Ona zawsze interesowała się tą głupią planetą i jej tradycjami. Ale o ile wiem, to dosyć duża planeta, znajduje się tam wiele krajów i wiele narodów. Gdzie mam ją szukać? Komputer!
- Tak, panie?
- Ustal mi dokładne miejsce jej pobytu.
- Już sprawdzam.
Komputer zaczął badać dokładnie wpisane wcześniej w niego dane, po czym po jakieś minucie lub dwie, powiedział:
- Współrzędne sprawdzone. Planeta Ziemia, kraj Stany Zjednoczone, miasto Jump City.
Młodzieniec uśmiechnął się zadowolony, gdy to usłyszał.
- A więc to tam się ukryłaś, moja ptaszynko. Myślisz, że zdołasz mi uciec? Nic z tego! Będziesz jeszcze moja, czy ci się to podoba, czy nie. Ja nie pozwolę z siebie robić durnia i ośmieszać się przed całą galaktyką. Zapłacisz mi za zniewagę, jaką przez ciebie doznałem. Najpierw ty, a potem twoja planeta. Ale najpierw ty.
Następnie wcisnął kilka przycisków na panelu sterowania i powiedział:
- Komputer, przygotować się do skoku w nadświetlną.
- Wykonuję.
Już po chwili statek był gotów do lotu i gdy tylko sprawdzanie terenu zostało zakończone, a komputer nie wykrył na drodze statku żadnych czarnych dziur ani pola asteroid, pojazd ruszył w drogę, uruchamiając wcześniej prędkość światła. I nim minęła sekunda, zamiast statku i jego właściciela, w kosmosie pozostała tylko czerwona podwójna smuga zawieszona w miejscu, w którym przed chwilą jeszcze statek ten stał.


C.D.N.

2 komentarze:

  1. Naprawdę świetny rozdział i bardzo przyjemnie się go czytało. OK< może trochę długo się czekało, ale warto było. Tytani się rozkręcają, pojawia się Gwiazdka, formuje się drużyna. Robi się naprawdę coraz ciekawiej. Muszę koniecznie przeczytać kolejną część, która jak widzę, już tu jest. Ale jedno mnie dziwi. Jak wynika z komentarzy, jakie widzę pod poprzednimi wpisami, tak ludzie czekają na te odcinki. A jak przychodzi co do czego, nie ma komu nawet głupiego komentarza zostawić autorowi. To przykre. Tak naciskacie na jego kolejne opowiadania, a jak trzeba, to nie ma ani jednego, żeby pochwalił włożony wysiłek. A potem się dziwicie, że tak długo trzeba czekać na kolejne odcinki. Może okażcie autorowi więcej wsparcia i zainteresowania? Bo jak na razie, jak na moje oko, mało go zachęcacie do pisania. Ja sam zamierzam zacząć odpowiednio motywować Kronikarza do pisania. Drogi Pisarzu, pisz śmiało. Wciąż masz wiernych czytelników. Jeśli nawet niewielu, to przecież i dla nich warto się starać. Dla każdego czytelnika warto być pisarzem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, a to czy przypadkiem Serena nie powinna opowiadać? Od kiedy tu jest narrator trzecio osobowy?

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 130 cz. I

Przygoda CXXX Tytani, do akcji! cz. I - Mogę umyć zęby? Ups, przepraszam! Ash zamknął oczy i zmieszany lekko się wycofał, kiedy wchodząc do ...