wtorek, 2 stycznia 2018

Przygoda 049 cz. IV

Przygoda XLIX

Sekretna przesyłka cz. IV


Cała nasza czwórka poszła do Centrum Pokemon.
- Witaj, siostro Joy - powiedział Ash - Jest może Charlotte Wartte?
- Owszem, jest w swoim pokoju - odparła pielęgniarka - Macie do niej jakiś interes?
- Tak. Mamy i to bardzo ważny - odparł mój luby.
Poszliśmy zatem do pokoju naszej nowej znajomej, a następnie lekko zapukaliśmy. Dziewczyna otworzyła drzwi i kiedy tylko nas zobaczyła, to z uśmiechem na twarzy wpuściła całą naszą czwórkę.
- I jak? Wiecie coś w sprawie J? - zapytała, zamykając za sobą drzwi.
- Wiemy bardzo wiele - odpowiedział Ash.
Usiedliśmy na krzesłach, po czym lider naszej kompanii przeszedł do wyjaśnień.
- Łowczyni J została już aresztowana, a jej zakładnicy uwolnieni.
Charlotte uśmiechnęła się radośnie.
- Bardzo mnie cieszy ta wiadomość. Nareszcie sprawiedliwości stanie się zadość.
- Owszem, ale pewne sprawy wciąż nie pozostały jeszcze wyjaśnione - zauważyłam.
- Przykładowo wciąż jeszcze nie wiemy, gdzie znajduje się prawdziwy hipnotyzer - dodała Dawn.
- A co to takiego jest? - spytała Charlotte.
- Taki jeden wynalazek, który zbudował profesor Thornton - wyjaśnił Clemont - Wysłał go potem profesorowi Oakowi, ale okazało się, że wysłał mu jedynie niedziałającą podróbkę.
- Prawdziwy hipnotyzer został przekazany komuś innemu - rzekł Ash poważnym tonem.
Następnie spojrzał na Charlotte, która przez chwilę patrzyła na niego zdumiona, a następnie zawołała:
- Zaraz, czemu tak na mnie patrzysz?!
- Nie udawaj, że nie rozumiesz. To ty masz prawdziwy hipnotyzer. Od samego początku go miałaś.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Przestań udawać, Scarlett!
- SCARLETT?! - krzyknęli zaskoczeni Dawn i Clemont.
Ja nie byłam wcale zdumiona, ponieważ Ash wcześniej podzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami w tym temacie i jak zwykle miał rację.
Dziewczyna popatrzyła na nas nieco złym wzrokiem, po czym zdjęła z głowy perukę, z nosa okulary, wyjęła sobie z oczu soczewki (nadające jej narządowi wzroku inną barwę) oraz odkleiła sztuczny pieprzyk z policzka, dzięki czemu naszym osobom ukazała się postać...
- Scarlett! - zawołała Dawn.
- Jak Boga kocham! To naprawdę ty?! - dodał Clemont.
- Pika-pika?! Pip-lu-pip?! - pisnęli zdumieni Pikachu oraz Piplup.
- Przecież ty podobno nie żyjesz! - zauważyła panna Seroni.
- Jak widzisz, żyję - odpowiedziała Scarlett swoim dawnym głosem - Ale to przebranie pozwoliło mi dostać się tutaj nierozpoznaną przez nikogo. Jednak ty mnie poznałeś, Ash.
- No, nie od razu - odpowiedział mój chłopak - Ale potem odkryłem, że profesor Thaddeus Thornton nigdy nie był dziadkiem Charlotte Wartte. Był za to TWOIM dziadkiem.
- Tak... Ojcem mojej matki - powiedziała Scarlett - Czuł, że J zechce zabrać mu nawet siłą ten cały hipnotyzer, dlatego wysłał go mnie razem z listem, w którym wyjaśnił mi, jak dał się wyrolować tej nędznej zabójczyni i zbyt późno zrozumiał, kim ona jest.
- A jak się o tym dowiedział? - zapytałam.
- Widział w telewizji program kryminalny, w którym pokazano zdjęcie J jako poszukiwanej przez policję bardzo niebezpiecznej osoby - wyjaśniła dziewczyna - Wcześniej brał ją za pracownicę Instytutu Badawczego czy czegoś tam. Odkrywszy prawdę zrozumiał, po co jej ten hipnotyzer, więc postanowił go ukryć. Mógł go zniszczyć, ale nie miał siły, aby to zrobić. W końcu to było jego dzieło. Wysłał więc je mnie razem z listem, w którym mi wszystko wyjaśnił.
- A profesorowi Oakowi wysłał fałszywy - powiedział Clemont.
- Spodziewał się, że J może wpaść na trop jego dawnego kolegi, więc chciał zmylić trop - dodała Dawn.
- Moim zdaniem postąpił podle! - zawołałam - Naraził w ten sposób nas wszystkich na niebezpieczeństwo!
Scarlett rozłożyła bezradnie ręce.
- On już taki był. Raz bystry, a innym razem nierozgarnięty jak małe dziecko. Mógł po prostu zniszczyć to ustrojstwo, ale zamiast tego wolał je wysłać mnie, swojej wnuczce, o której na tak długo zapomniał. Wiedział, gdzie mnie znaleźć pomimo tego, iż inni tego nie wiedzieli. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem jego Pokemon mnie odnalazł i przekazał mi tę paczkę. Tak czy inaczej nie mogłam odmówić dziadkowi pomocy. Chciałam jednak z nim porozmawiać i namówić go, aby poszedł na policję. Zadzwoniłam do niego w tej sprawie, ale odmówił mojej prośbie. Dlatego właśnie osobiście pojechałam do Wertanii, aby się z nim rozmówić, jednak gdy przybyłam on już nie żył, a wy byliście na miejscu. Zrozumiałam, że zostaliście wmieszani w tę sprawę i przyłączyłam się do was, żeby wam pomóc.
- A może po to, by dowiedzieć się, co odkryliśmy? - zapytałam.
Scarlett popatrzyła na mnie swoimi prawdziwymi, zielonymi oczami.
- Aż tak podła nie jestem, Sereno. Naprawdę chciałam wam pomóc. I pomogłam.
- To ty byłaś tym tajemniczym człowiekiem, który nas ocalił wtedy w fabryce, prawda? - zapytałam.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Nie inaczej. Bystra jesteś.
- Jednego tylko wciąż nie rozumiem. Skoro ty żyjesz, to co się stało z prawdziwą Charlotte Wartte? - zapytał Ash.
- Pika-pika! - pisnął Pikachu.
Scarlett westchnęła głośno, po czym odpowiedziała:
- Ona nie żyje.
- Jak to?! - zawołaliśmy zdumieni.


- Bo widzicie... Kiedy Domino odkryła moją zdradę w sprawie Gangu Czarnego Tulipana, to postanowiła mnie wykończyć. Nasłała na mnie J, którą już nieraz posyłała do likwidowania niewygodnych jej osób. Dwa razy ta jędza mnie dopadła, ale zawsze zdołałam uciec. Za trzecim razem prawie mnie dopadła, ale pomogła mi wtedy pewna dziewczyna, Charlotte Wartte. Ocaliła mnie przed nią, a potem razem trafiłyśmy nad taki wielki klif. Tam zaś moja tajemnicza wybawicielka nagle wyznała mi przerażającą prawdę. Powiedziała:
- Pamiętasz Dianę?
Zapytałam, o jaką Dianę jej chodzi. A ona na to:
- O Dianę Wartte... Członkinię twojego gangu. Wsypałaś ją w zamian za puszczenie cię na wolność. Ją oraz resztę twoich ludzi. Czy teraz sobie przypominasz?! Większość poszła do poprawczaka, bo byli nieletni, jednak Diana oraz kilku innych, pełnoletnich członków twojej złodziejskiej bandy, trafiło do więzienia. Diana podcięła tam sobie żyły nie mogąc wytrzymać życia w takim miejscu! Czy rozumiesz to?! Ona się zabiła! Zabiła się!
Zapytałam ją, skąd ona to wie i dlaczego ją to tak bardzo obeszło. Ona zaś odpowiedziała mi:
- Ona była moją siostrą. A teraz ona nie żyje przez ciebie! Rozumiesz?! Przez ciebie, Scarlett! Ocaliłam cię przed tamtą babą tylko po to, żeby mieć przyjemność wykończenia cię osobiście! I teraz to zrobię! Zapłacisz mi za śmierć mojej siostry!
Po tych słowach rzuciła się na mnie. Szarpałyśmy się obie. Nie wiem, jak do tego doszło, ale to nie ja, tylko ona zleciała z klifu prosto w dół. Pobiegłam za nią, ale było już za późno, żeby ją uratować. Charlotte Wartte zginęła na miejscu, a przy okazji pokiereszowała sobie twarz. Zrozumiałam wówczas, jaką szansę daje mi los. Miałam w plecaku kilka peruk oraz sporo innych rzeczy, w tym także klej. Przykleiłam denatce do głowy rudą perukę, zabrałam okulary i odeszłam. Policja znalazła ją potem i pochowała jako mnie. J również uwierzyła, że zginęłam, ponieważ przestała mnie szukać. Ja natomiast przyjęłam postać Charlotte Wartte, żeby mieć spokój i to zarówno od policji, jak i Domino. Żeby skutecznie móc udawać tę moją niedoszłą zabójczynię nałożyłam sobie na głowę czarną perukę, włożyłam soczewki, policzki zaś wysmarowała taką jakąś substancję, aby się one zaczerwieniły, przykleiłam pieprzyk, wcisnęłam na nos okulary, no i... Resztę już wiecie.
Wysłuchaliśmy opowieści Scarlett ze skupieniem, po czym Ash wstał z krzesła i powiedział:
- Rozumiem już twoje motywacje, ale teraz proszę cię o oddanie mi hipnotyzera.
Dziewczyna bez wahania wzięła swój plecak i od razu wyjęła z niego wyżej wskazany przedmiot, po czym podała go mojemu chłopakowi.
- Proszę. Żałuję, że w ogóle to coś kiedykolwiek powstało.
Ash schował hipnotyzer do kieszeni swego płaszcza.
- Oddam to profesorowi Oakowi. On będzie wiedział, co z tym zrobić.
- A co zrobisz ze mną? - zapytała Scarlett.
Mój luby wzruszył lekko ramionami.
- Nic. Ciebie przecież nie ma.
To mówiąc podszedł do drzwi, a Pikachu wskoczył na jego ramię.
- Ty nie żyjesz, Scarlett. Spadłaś z klifu i się zabiłaś. Pamiętasz? Nie ma cię już na świecie. Nie mogę więc nic z tobą zrobić.
Dziewczyna popatrzyła na niego, po czym powiedziała czule:
- Zawsze byłeś dobrym człowiekiem, Ash... Dziękuję ci.
Detektyw z Alabastii uśmiechnął się do niej i rzekł:
- Powiedzmy, że to spłata długu za uratowanie mi życia w fabryce, jak również swego rodzaju ostatnia przysługa oddana mej dawnej przyjaciółce. Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić. Tylko tyle. Więcej nie. Rozumiesz chyba, co mam na myśli.
- Tak... Rozumiem...
Clemont i Dawn powoli wstali oraz wyszli z pokoju. Ja zaś podeszłam do Asha, łapiąc go za rękę.
- Ash! Serena!
Spojrzeliśmy na Scarlett, która uśmiechnęła się do nas delikatnie, po czym powiedziała:
- Życzę wam dużo szczęścia. Obojgu.
- Dziękujemy ci... Charlotte - odpowiedziałam.
- My tobie też życzymy szczęścia - dodał mój ukochany.

***


Minęło kilka dni od tych wszystkich wydarzeń, a wiele spraw zostało wyjaśnionych. Przede wszystkim dowiedzieliśmy się, że Łowczyni J trafiła do więziennego szpitala, gdzie zapewniono jej należytą opiekę medyczną po ranach, jakie otrzymała podczas walki z Ashem.
- Nie ma lekko, kobiecina - powiedział nam kapitan Jasper Rocker - Gorąca woda oblała jej prawie całą twarz oraz pozbawiła wzroku w prawym oku. Ślady oparzeń nigdy nie zejdą. Będzie oszpecona do końca życia, choć i tak spędzi je za kratkami, więc nie powinno jej to robić różnicy. Tak czy siak nie jest z tego powodu zachwycona. Wciąż pomstuje na ciebie, Ash i uważa, że to wszystko twoja wina.
Mój chłopak posmutniał bardzo, prawdopodobnie uważając podobnie. Ja się jednak z tym nie zgadzałam.
- On tylko odpierał jej ataki! - zawołałam - Sama do niego strzeliła!
- Spokojnie, moja panno - powiedział kapitan Rocker - Dobrze wiem, jak to było. Otrzymałem wyczerpujące zeznania w tej sprawie. Za obietnicę lepszego życia w kiciu Łowczyni J złożyła zeznania bardzo obciążające jej ludzi. Wyznała mi także, który z nich zabił profesora Thorntona. Pozostali aresztowani to potwierdzają. Prócz tego J jeszcze sypnęła dwóch swoich wspólników. Jednym z nich jest pracownik profesora Samuela Oaka. To on umożliwił jej dostanie się do laboratorium swego szefa. Łowczyni sporo mu za ten numer zapłaciła. Drugim jej wspólnikiem jest dyrektor tej fabryki farb, w której cała banda się ukrywała.
- A więc jednak miałam rację - powiedziałam nie bez satysfakcji - Czy oboje są już aresztowani?
- No pewnie. Prócz tego przyznali się do winy, oczywiście w zamian za mniejszy wyrok.
- A czy w swoich zeznaniach J powiedziała, kto ją wynajął?
Szef policji w Alabastii pokiwał potakująco głową.
- Tak... To jakaś kobieta o przydomku Czarny Tulipan, ale nie wiem, o kim ona mówi.
- Domino! - zawołał Ash - No jasne! Powinienem był się domyślić, że to ona!
- W sumie zrobiłeś to - przypomniałam mu.
- Ach tak! Masz rację - zaśmiał się mój chłopak.
A więc jednak! Domino vel 009 vel Czarny Tulipan. Znowu ona za tym wszystkim stała. Zatem nasza walka z Łowczynią J była ponownie starciem z organizacją Rocket. Nic dziwnego, że jej agenci chcieli posiadać ten cały hipnotyzer i wykorzystać go do swoich celów. Jak to dobrze, iż tym razem ponieśli porażkę, ale jednego byłam pewna. Jeszcze niejedna walka nas z nimi czekała.
- Tej całej Domino oczywiście nie możemy aresztować - mówił dalej kapitan Rocker - Po pierwsze nie wiemy, gdzie ona jest, a po drugie wciąż nie mamy przeciwko niej żadnych dowodów.
- A zeznania J? - zapytałam.
- To niestety są tylko słowo przeciwko słowu - odparł szef policji w Alabastii - Takie zeznania nie są ostatecznym dowodem.
Ja i Ash kiwnęliśmy smutno głowami, gdyż zrozumieliśmy, że jeszcze nieraz zmierzymy się z Domino oraz innymi agentami organizacji Rocket, jednak byliśmy na to gotowi.
Wracając do innych spraw, to porucznik Jenny leżała w szpitalu z nogą w gipsie. Na sąsiedniej sali zaś był profesor Samuel Oak z raną w ramieniu. Oboje mieli się bardzo dobrze i zmierzali do tego, aby móc szybko odzyskać zdrowie. Szczerze im tego życzyliśmy. Każdego dnia ich rekonwalescencji odwiedzaliśmy obu całą naszą drużyną, przyjmując przy tym od nich wiele gratulacji z powodu tego, czego dokonaliśmy w ciągu ostatnich paru dni.
Profesor Rowan oraz Tracey pilnowali laboratorium naszego mentora niczym jaskini ze skarbami, jak również zamknęli oni hipnotyzer na cztery spusty, aby pod żadnym pozorem nikt się do niego nigdy nie dobrał. Miałam nadzieję, iż zniszczą to paskudztwo, chociaż ta decyzja należała wciąż do profesora Oaka.
Scarlett zniknęła z Alabastii bez pożegnania z nami. Może lepiej, że tak zrobiła. Nie wiedziałam, co może się stać, jeżeli ona zostanie tutaj dłużej. Przecież Ash czuł coś do niej kiedyś, a wiele faktów wskazywało na to, iż może on chcieć ze mną zerwać dla tej rudowłosej małpy. Chociaż pewnie przesadzam, ostatecznie mój luby nie porzucił mnie i wiele razy dowodził, jak bardzo mnie kocha. Jednak na pewno czuł też coś do Scarlett... Coś na kształt zauroczenia oraz wdzięczności za to, iż ocaliła życie jemu oraz mnie. Niewątpliwie moja rywalka miała więc jakieś szansę na to, aby całkowicie zdobyć serce mojego ukochanego. Może nie dziś, może nie jutro, ale na pewno za jakiś czas. Cieszyło mnie więc, że Scarlett wyjechała z miasta. Nie wiedziałam jednak, czy zrobiła to z poczucia szlachetności, czy też dlatego, iż bała się policji. Wciąż bowiem była w Alabastii poszukiwana za swoje przestępstwa. Miała także zeznawać na procesie Gangu Czarnego Tulipana, ale tego nie zrobiła, ponieważ uciekła. Co prawda wcześniej zdążyła złożyć na policji obciążające jej ludzi dokładne zeznania, jednak powinna je też powtórzyć podczas procesu. Dziękować Bogu wszystko to, co opowiedziała porucznik Jenny i co zostało przez nią skrupulatnie zapisane, zanim uciekła wystarczyło, żeby wsadzić całą jej bandę za kratki. Ale tak czy siak policja nadal poszukiwała Scarlett, więc dziewczyna miała powody, aby przed nią uciekać. Czy jednak wyjechała z Alabastii ze strachu czy też odezwały się w niej uczciwość oraz wyrzuty sumienia? Tego nie mogłam już odkryć.
Jedyna sprawa, która wciąż nie pozostała wyjaśniona, to była sprawa związana z zaszczytem, który miał przyjąć Ash z rąk Anabel. Mój chłopak bardzo tego chciał i wiedza, jak bardzo może wykorzystać on stanowisko Ósmego Mistrza Strefy Walk, sprawiała, że bardzo chciał je przyjąć, lecz miał wątpliwości, czy słusznie postępuje. Ostatecznie praca detektywa stała się czymś na kształt obowiązku, któremu z przyjemnością się poświęcał. W końcu jednak dał znać Anabel i Ridleyowi, że przyjmuje ich propozycję. Oboje bardzo się ucieszyli mówiąc, aby wobec tego mój chłopak był gotowy do wyjazdu, który miał mieć miejsce następnego dnia po oznajmieniu im tej radosnej nowiny. Zasmuciło mnie to bardzo, ponieważ co prawda miałam niedługo dołączyć do swego ukochanego, ale mimo wszystko perspektywa spędzenia bez niego kilku dni była dla mnie udręką. A poza tym chodziły mi wciąż po głowie słowa Dawn, gdy się dowiedziała o decyzji swego brata:
- Życzę mu jak najlepiej i pewnie Ash wie, co robi, ale coś ci powiem, Sereno... Bez niego to miasto już nie będzie takie samo.
Wiedziałam, że ma absolutną rację, jednak czułam, iż nic nie jestem w stanie z tym zrobić.

***


W czwartek 23 marca 2006 roku obudziłam się w łóżku samotnie. Ash miał wyjechać rano z Anabel i Ridleyem. Czułam, że mogę go już rano nie zastać, dlatego jego nieobecność wcale mnie nie zdziwiła, mimo wszystko jednak poczułam, że mi naprawdę bardzo źle na sercu. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę 9:30 rano. A niech mnie! Nieźle zaspałam, pomyślałam sobie. Ale to wszystko dlatego, że w nocy ciągle się budziłam i miałam okropne sny. Dobrze, że Delia Ketchum dała mi dzisiaj wolne, bo inaczej bym się już spóźniła, czego nie umiałabym sobie darować.
- A zatem pojechał - powiedziałam sama do siebie - Tylko spokojnie, Sereno. Tylko spokojnie... Niedługo znowu się z nim zobaczysz. To tylko parę dni, aż on się ulokuje w Strefie Walk i dostanie własną Salę.
Co prawda Ash uważał, że mogę pojechać z nim od razu, ale wolałam mu nie przeszkadzać w początkach swego, jak to nazwałam, urzędowania. Niech ma kilka wolnego i wypocznie ode mnie.
Zasmucona wstałam z łóżka i owinęłam się szczelnie prześcieradłem. Wiedziałam, że nikogo nie ma w domu, więc mogę swobodnie tak chodzić. Zeszłam na dół, aby zrobić sobie jakieś śniadanie, kiedy nagle poczułam w nozdrzach jakiś dziwny zapach, jakby smażonych jajek i bekonu. Widocznie ktoś był w domu i urzędował w kuchni. Bardzo chciałam wiedzieć, kto to jest. Delia? A może Clemont? Po cichu weszłam więc do pomieszczenia, w którym jakaś tajemnicza osoba najbezczelniej w świecie szykowała sobie posiłek. Ledwie to zrobiłam, a zaraz zobaczyłam widok, który mnie bardzo zaszokowało. Ten widok stanowił... Ash stojący sobie, jak gdyby nigdy nic w kuchni z czapką kucharską na głowie. Miał na sobie swój codziennie strój i właśnie robił jajecznicę z grzankami. Obok niego stali Pikachu oraz Mister Mime, którzy to pomagali mu w tej czynności.
- Ash! - zawołałam zdumiona.
Mój chłopak spojrzał na mnie, a jego twarz ozdobił radosny uśmiech, gdy tylko mnie zobaczył.
- Serena! - zawołał wesoło - Moja śpiąca królewna już się obudziła? To dobrze, bo śniadanie zaraz będzie gotowe.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- A nie widać? Robię ci śniadanie - odpowiedział mi Ash takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Nie pojechałeś z Anabel i Ridleyem?
- Jak widzisz, nie pojechałem.
- Ale dlaczego?
Mój ukochany spojrzał na mnie uważnie i powiedział:
- Przemyślałem sobie to wszystko bardzo dokładnie. Zrozumiałem, że moje miejsce jest tu z wami... Z moją drużyną... Pojąłem też, że nawet jako Mistrz Strefy Walk i tak bym korzystał z każdej okazji, żeby rozwiązywać jakieś zagadki detektywistyczne. Za bardzo polubiłem ten zawód, aby teraz z niego zrezygnować. To jest moja życiowa misja.
- Ale... No, ale Ash... No, a twoja kariera? A możliwości, jakie mógłbyś wyciągnąć z tego wszystkiego?
- Wiem... To pewnie wielka strata, ale... Możliwe, że te moje wpływy, jakie bym zyskał, wcale nie byłyby tak wielkie, jak mogło mi się wydawać. Niewykluczone, że mógłbym przeżyć ogromny zawód.
- Ale przecież... Ash... Nie rozumiem tego.
- Czego nie rozumiesz, najdroższa?
- Nie rozumiem, dlaczego tak po prostu odrzucasz możliwość wybicia się na tym świecie?
- Sereno, kochanie moje. Przecież ja już się wybiłem. Jestem Mistrzem Pokemon Ligi Kalos.
- Wiem, ale w ogóle nie jesteś dzięki temu tak sławny i popularny, jak na to zasługujesz.
- Ale ja tego wcale nie potrzebuję. Mnie się dobrze żyje tak, jak żyję obecnie.
- Ash... Naprawdę... Ty naprawdę musisz tam jechać. Musisz wreszcie zostać kimś. Nie możesz wiecznie siedzieć tu, na prowincji i pracować jako szef personelu w restauracji swojej matki! Pomyśl, czy to wszystko przystoi Mistrzowi Pokemon?!
Sama nie wiedziałam, czemu to mówię. Przecież cieszyło mnie to, iż Ash zostaje. Czemu więc plotłam takie głupoty? Może dlatego, że chciałam się upewnić, iż on wie, czego chce? A może po prostu czułam się powodem, dla którego on porzuca całą swoją karierę oraz możliwości, jakie przed nim stoją. Co prawda sama też zrezygnowałam z tego, gdy miałam okazję, ale ja mogłabym zostać co najwyżej jakąś żałosną gwiazdeczką, z kolei on mógł zostać kimś niezwykle szanowanym i poważanym na całym świecie. Co prawda już taki był, bo został Mistrzem Pokemon Ligi Kalos, jednak jak dla mnie jakoś nie wyciągał wcale korzyści z tego, co osiągnął. Czułam więc, że muszę wiedzieć, czy on naprawdę wie, co robi.
Ash cierpliwie wysłuchał moich słów, po czym powiedział:
- Sereno... Kogo ty chcesz oszukać? Przecież oboje doskonale wiemy, że cieszy cię moja decyzja.
- Może i cieszy, ale tylko ze zwykłego egoizmu! A co, jeżeli będziesz kiedyś żałować swojej dzisiejszej decyzji?
- Nie będę.
- Jaką masz pewność? Przecież właśnie porzuciłeś bezmyślnie swoją wręcz świetlaną przyszłość!
Mój ukochany podszedł do mnie i pogłaskał mnie palcem po policzku.
- Moja przyszłość jest tutaj... Z tobą oraz całą naszą drużyną. Wiem to. Miałem wątpliwości i pewnie nieraz one jeszcze wrócą, ale czuję, że jeżeli wyjadę, to nigdy nie przestanę tego żałować.
- Och, Ash...
Wzruszona tymi pięknymi słowami objęłam mego ukochanego mocno za szyję i pocałowałam go bardzo namiętnie w usta. Poczułam wówczas, jak prześcieradło spada z mojego ciała odsłaniając ten widok, który to mój luby uwielbiał ponad wszystkie inne widoki świata. Zamknęłam oczy, aby lepiej napawać się tym pocałunkiem. Nie widziałam więc niczego, co się działo wokół mnie. Czułam jedynie motylki w brzuchu, radość w sercu oraz dłonie Asha na moich plecach, a raczej ściślej rzecz ujmując, to na tym miejscu, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę.


- Jaki śliczny widok - usłyszałam nagle znajomy głos.
Razem z Ashem oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy, kto to mówi. To była Anabel stojąca w progu kuchni. Patrzyła na tę scenę z uśmiechem na twarzy. Przerażona oraz zawstydzona jej obecnością pisnęłam, złapałam za prześcieradło i szybko zasłoniłam się nim.
- Czy nie uczyli cię, moja droga, że zanim gdzieś wejdziesz, najpierw powinnaś zapukać? - zapytałam.
- Pukałam - odparła dziewczyna.
- A czy my powiedzieliśmy, że możesz wejść?
- Odpowiedziało mi milczenie.
- Więc czemu tu weszłaś?
- Bo jak powiadali starożytni „Milczenie oznacza zgodę“.
Wiedziałam, że Dama Salonu droczy się ze mną, więc zachichotałam lekko, choć wciąż byłam nieźle zawstydzona.
- Ja... Tego no... Zaraz wrócę, tylko... Sami rozumiecie...
Pobiegłam szybko do swego pokoju czując, że jeszcze trochę i spłonę ze wstydu. Prędko się ubrałam, a następnie zeszłam na dół, do salonu. Tam zaś Ash już gościł Anabel oraz Ridley i Meloettę, którzy widocznie do nich dołączyli w chwili, gdy ja się ubierałam.
- Już jestem - powiedziałam.
Ash uśmiechnął się do mnie czule, po czym pocałował mnie czule w policzek, a następnie oboje siedliśmy do stołu.
- Więc jednak postanowiłeś nie jechać - powiedziała Anabel.
Mój chłopak pokiwał potakująco głową.
- Właśnie. Musisz zrozumieć moją decyzję. Moje miejsce jest tutaj.
- Od początku mówiłem ci, że tak będzie - rzekł Ridley, a następnie spojrzał na Asha - Dzięki tobie wygrałem dwie dychy od Anabel. Założyłem się z nią o to, że jednak nie pojedziesz.
- Dwie dychy? To całkiem sporo - zażartowałam sobie.
Pikachu i Meloetta zapiszczeli wesoło.
Dama Salonu uśmiechnęła się zaś do Asha.- Rozumiem twoją decyzję, jednak moi przyjaciele i ja nie możemy tak po prostu zrezygnować. Dlatego też, za ich zgodą, mam dla ciebie jeszcze jedną propozycję.
- Jaką?
Dziewczyna napiła się powoli herbaty z filiżanki, po czym powiedziała nam, co i jak. Gdy już to wyjaśniła, to wiedziałam, że na to Ash bez wahania wyrazi zgodę. Zresztą dałabym mu po łbie, gdyby postąpił inaczej.

***



Sobotniego wieczoru w restauracji „U Delii“ miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Zebrał się wielki tłum ludzi ubranych na galowo, zaś Ash w pięknym szlacheckim stroju i w opończy muszkietera podszedł powoli do sceny, gdzie zwykle gra orkiestra. Teraz stali tam Ridley, Meloetta siedzącą mu na ramieniu, Anabel ubrana w przepiękną, fioletową suknię oraz sześciu pozostałych Mistrzów Strefy Walk. Wszyscy byli bardzo dumni i uradowani tym, co właśnie miało nastąpić.
- Ashu Joshu Williamie Ketchumie... - przemówiła uroczystym tonem Dama Salonu - Wykazałeś się w czasie swoich podróży po świecie wielką odwagą, szlachetnością serca i hartem ducha, a przede wszystkim ogromną empatią i miłością do Pokemonów, co cenimy sobie najbardziej. Osiągnąłeś też wielki sukces... Zostałeś Mistrzem Pokemon Ligi Kalos, co trenerom w twoim wieku zdarza się niezmiernie rzadko. A my, Mistrzowie Strefy Walk chcemy cię za to wszystko uhonorować tytułem, który uczyni cię jednym z nas. Uklęknij!
Ash uklęknął, zaś Anabel mówiła dalej:
- Ponieważ ze względu na swoich przyjaciół, a także obowiązki, jakie masz do wykonania w tej okolicy, nie przyjąłeś propozycji wyjechania z nami do Strefy Walk i zostania członkiem naszego bractwa, otrzymałeś od nas zupełnie inną propozycję, którą ku naszej radości przyjąłeś.
Następnie dziewczyna udostępniła swe miejsce Brandonowi, liderowi grupy Mistrzów Strefy Walk. Był to wysoki mężczyzna o czarnych oczach i brązowych włosach, ubrany w zielony strój podobny do munduru.
- Niniejszym ogłaszamy cię honorowym Ósmym Mistrzem Strefy Walk ze wszystkimi przywilejami, które się z tym wiążą. Jako honorowy członek naszego bractwa nie musisz stale przebywać w Strefie Walk, gdyż posiadasz ten jeden przywilej, który nie posiada żaden z nas. Twoja Sala będzie tam, gdzie będziesz ty. A każdy, kto będzie chciał dołączyć do naszego grona, będzie musiał walczyć również z tobą.
Następnie Anabel podała Brandonowi szpadę Asha, którą ten obejrzał z dumą, po czym delikatnie dotknął płazem tej broni ramion mego chłopaka, mówiąc:
- Nadaję ci oto przydomek Strażnik Przygody. Gdziekolwiek będziesz, nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś naprawdę. A jesteś odtąd jednym z nas! Powstań, Ósmy Mistrzu Strefy Walk!
Ash powstał, po czym wziął od Brandona szpadę, a następnie schował ją do pochwy, którą miał przywiązaną u pasa.
Lider grupy mówił tymczasem dalej:
- Pamiętaj też o tym, że w Strefie Walk masz przyjaciół, który zawsze pospieszą ci z pomocą, gdy tylko ich wezwiesz.
Następnie ucałował Asha w oba policzki. Kolejni członkowie bractwa także podchodzi do swojego nowego kompana i okazali mu szacunek oraz przyjaźń w ten sam sposób. Na końcu podeszła Anabel, której buziaki były najczulsze ze wszystkich, co wcale mnie nie zdziwiło - w końcu wiedziałam o słabości Damy Salonu do mego ukochanego, choć teraz jakoś wcale mi to nie przeszkadzało.
Następnie Anabel powiedziała:
- Jako Mistrz Strefy Walk otrzymasz teraz od nas, Strażniku Przygody, własną odznakę, która będzie symbolem tego, co doceniasz najbardziej na świecie.
Podała ona Ashowi do ręki małą, złotą odznakę z wygrawerowanym na nim sercem. Stałam na tyle blisko, żeby móc ją dokładnie sobie obejrzeć.
- Strażniku Przygody... Oto twoja odznaka... Zwie się ona Symbolem Przyjaźni. Wbrew temu, co może się innym wydawać, ten znak jest bardzo ważny. Przyjaźń i miłość to coś, o co zawsze warto walczyć. Kochaj swoje Pokemony oraz kochaj swoich przyjaciół. Jako honorowy członek naszego bractwa posiadasz też ten przywilej, że nie masz obowiązku każdemu, kto cię pokona, wręczać tego symbolu.
- Jak to? - zapytał zdumiony Ash.
- Symbol Przyjaźni wręczać może Strażnik Przygody tylko temu, kto w walce z nim zachowa swoje człowieczeństwo - wyjaśniła Anabel - Kto nie poświęca się tylko walce, jednak dba o swoje Pokemony i nie stawia laurów ponad ich życie czy też zdrowie. Tylko ten, kto zachowa te zasady w walce z tobą może zasługiwać na tę odznakę. Pamiętaj o tym zawsze, Strażniku Przygody.


Następnie Anabel odebrała od Ridleya niewielką kasetkę, którą podała Ashowi.
- Tu znajdują się odznaki Symbolu Przyjaźni, które wręczać masz tym, którzy będą tego godni. Tę zaś odznakę, którą od nas otrzymałeś, zachowaj na pamiątkę tego, co się dzisiaj wydarzyło.
Byłam tym naprawdę wzruszona, podobnie jak też stojąca obok mnie Delia Ketchum, którą czule przytulał do siebie Steven Meyer. A więc Ash miał prawo do własnej odznaki i wręczania jej tym, którzy go pokonają w honorowej walce. Wiedziałam od mego ukochanego, że każdy Mistrz Strefy Walk ma własną odznakę, zwaną potocznie symbolem. Brandon posiadał Symbol Dzielności, Anabel Symbol Zdolności, Noland Symbol Wiedzy, Greta Symbol Siły, Tucker Symbol Taktyki, Lucy Symbol Szczęścia, zaś Spencer Symbol Ducha. Teraz do ich grona dołączył również Ash Ketchum z Symbolem Przyjaźni.
Po tej jakże wzniosłej uroczystości zaczęła się niesamowicie wspaniała zabawa. Zespół muzyczny The Brock Stones zagrał kilka niesamowicie skocznych utworów, zaś Mistrzowie Strefy Walk tańczyli razem z innymi gośćmi niczym zwykli ludzie, a nie elita prawdziwych Mistrzów Pokemon. Anabel tańczyła z Ridleyem. Wyraźnie zaczęła się mieć ku niemu, chociaż kiedy rozmawiałyśmy obie na ten temat w przerwach między tańcami, to Dama Salonu powiedziała mi:
- Nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, ale postanowiłam dać mu szansę. Jeszcze nie jesteśmy razem, jednak poznaję go coraz lepiej i zaczynam już rozumieć, że oboje mamy więcej ze sobą wspólnego niż bym mogła sobie wyobrazić.
- Więc jest spora szansa na to, byśmy byli razem? - zapytałam.
- Szansa na to jest bardzo duża - odpowiedziała mi Anabel.
Po tej rozmowie podeszłam do Asha.
- I jak się czuje honorowy Mistrz Strefy Walk?
Mój luby popatrzył na mnie z uśmiechem.
- Szczerze? Trochę dziwnie. Wielki zaszczyt na mnie spadł. Naprawdę nie wiem, czy takie coś mi odpowiada. Jednak zdecydowanie wolę to niż wyjechanie z Alabastii do Strefy Walk i porzucenie pracy detektywa.
- Cieszę się, że tak mówisz.
Oboje popatrzyliśmy na siebie czule. Nagle Ash zauważył coś, co go wyraźnie zaniepokoiło.
- Scarlett? - zapytał zdumiony.
- Gdzie? - zdziwiłam się.
Spojrzałam za siebie, ale nikogo nie zauważyłam. Mój luby wyszedł z sali, gdzie właśnie miała miejsce zabawa. Wybiegłam za nim, jednak nikogo nie zobaczyłam. On zresztą też nie.
- Widzisz ją? - zapytałam.
Ash pokręcił przecząco głową i odpowiedział:
- Nie... Pewnie mi się tylko wydawało, że ją widzę.
Podeszłam do niego i dotknęłam czule jego ramienia.
- Żałujesz?
Mój luby spojrzał na mnie uważnie.
- Czego mam żałować?
- Czy żałujesz tego, że jesteś ze mną, a nie z nią?
Mój luby pogłaskał powoli mój policzek dłonią i powiedział:
- Nie, najdroższa. Nie żałuję i nie zamierzam tego robić.
- Ale coś do niej czujesz, prawda? - zapytałam.


Ash dotknął delikatnie mojej twarzy.
- Prawdę mówiąc, to kiedy ona powróciła do Alabastii razem z tym swoim gangiem, to wróciły wspomnienia tego, co kiedyś do niej czułem. Te wspomnienia były na tyle silne, że przez chwilę byłem nią zachwycony oraz zauroczony. Udawałem, że ją uwodzę, aby się dowiedzieć, czy ona należy do gangu, czy też nie... A ona uwodziła mnie, żeby sprawdzić, co ja wiem. Oboje wpadliśmy w sidła własne gry, jednak ja nie zamierzałem w to brnąć. Kocham ciebie i nie chcę tego zmieniać. A co do Scarlett, to... Może przez chwilę mnie ona zachwycała, ale... Nie zdradziłem ani ciebie, ani naszej miłości, choć wtedy nie byłem zbyt fair.
- Za tamto już ci wybaczyłam, kochanie - powiedziałam czule do niego - A o tym, co do mnie czujesz, nie musisz mi opowiadać, kochanie. Twoje czyny mówią same za siebie.
- Sereno... Cieszę się, że tak mówisz. Ale wiedz, że nigdy bym cię nie porzucił ani dla Scarlett, ani dla żadnej innej dziewczyny. To, co do ciebie czuję jest prawdziwym oraz szczerym uczuciem. Nigdy jeszcze nie czułem czegoś takiego do nikogo. Nie zamierzam marnować tego, co udało się nam stworzyć, dla nikogo.
- Nawet dla piękności o kasztanowych włosach? - zaśmiałam się.
- Nawet dla niej - odpowiedział Ash.
- Ale nadal masz do niej słabość, prawda?
- No.. Tego no... Może... Ale tak czy siak TA DZIEWCZYNA ocaliła nam życie. Należy się jej za to nasza wdzięczność oraz przyjaźń.
- Tak... W tej sprawie podzielam twoje zdanie.
Następnie przytuliłam się mocno do mego ukochanego. Wiedziałam, że nie mówi mi wszystkiego i pewnie poczuł coś na kształt miłości do Scarlett. Podejrzewam, że nie było to zwykłe zauroczenie, lecz prawdziwe uczucie, choć o wiele mniejsze niż uczucie, którym obdarzył mnie. Wiedziałam też, że już zawsze oboje będziemy się kochać i wspierać we wszystkim, ale też na zawsze w jego sercu pozostanie pewna bardzo urocza, zielonooka panna o kasztanowych włosach. Nie miałam o to do niego żalu. Serce człowieka jest często pełne najróżniejszych sekretów i tajemnic i nie wszystkie sprawy związane z naszymi uczuciami są takie proste, jak mogłoby się wydawać. Bez względu jednak na to należy pamiętać o tym, czym jest prawdziwe uczucie, a potem zostaje już tylko o nie dbać. Tylko tyle i aż tyle. Wiem, że Ash mnie kocha, a ja kocham jego. Wiem też, że mój ukochany nigdy nie zapomni o Scarlett, która pewnie już na zawsze pozostanie dla niego TĄ DZIEWCZYNĄ, jak mówi mi o niej czasami, kiedy nie chce mnie drażnić wypowiadaniem jej imienia, a jednocześnie chce pokazać, że ją szanuje i ceni za to, co dla nas zrobiła. Jak mówiłam, nie mam o to do niego żalu. Sama z szacunkiem wspominam Scarlett, choć rzadko kiedy jestem w stanie wypowiedzieć jej imię bez okazywania zazdrości. Mimo wszystko wiem jednak, że oboje z Ashem bardzo się kochamy i będziemy zawsze dbać o siebie oraz nasze uczucie. Natomiast niektóre wspomnienia niech już na zawsze pozostaną dla nas tylko wspomnieniami. One nie mogą zniszczyć przyszłości, jaka stoi przed nami. A jaka ona będzie? Nie wiem. Ale wiem jedno - kocham Asha, a on kocha mnie. Natomiast TA DZIEWCZYNA będzie zawsze posiadała mój szacunek, gdyż mimo pewnych niechęci, jaką do niej żywię, trudno mi jej też nie szanować. W końcu ile dziewczyn na miejscu Scarlett wycofałoby się zamiast zniszczyć mój związek z Ashem, byleby mieć go tylko dla siebie? Myślę, że raczej niewiele. Choćby z tego powodu nie jestem wcale zazdrosna o wspomnienia mojego ukochanego. Życie jest często bardzo zwariowane, a więc trzeba do tego przywyknąć. Ja przywykłam i dzięki temu mogę żyć bez obaw, że ktoś może mnie kiedyś rozdzielić z Ashem. Nie ma takiej opcji, bo w końcu łączy nas prawdziwa miłość, a tej przecież nic i nikt nigdy nie zniszczy. Nic i nigdy. Nawet TA DZIEWCZYNA o kasztanowych włosach.


KONIEC











1 komentarz:

  1. Wszystko zostało już rozwiązane. Jak się okazało, hipnotyzer posiadała Charlotte, która okazała się tak naprawdę być... Scarlett, która podobno zginęła na urwisku. Okazało się, że Charlotte Wartte to dziewczyna, która ocaliła ją przed zabiciem przez Łowczynię J, ale sama chciała ją zabić za to, że przez Scarlett jej siostra (która była członkinią gangu Scarlett) podcięła sobie żyły w więzieniu. Między dziewczynami nawiązała się szarpanina, w wyniku której Charlotte spadła z klifu ginąc na miejscu. Scarlett przybrała jej tożsamość, a Charlotte została pochowana jako właśnie Scarlett. Trochę to skomplikowane, ale jak się w to wczytać, to idzie to ogarnąć. :)
    Scarlett oddaje Ashowi prawdziwy hipnotyzer i obiecuje zniknąć z jego życia.
    Detektyw przekazuje urządzenie do laboratorium profesora Oaka, gdzie zostaje schowane pod kluczem. Miejmy nadzieję, że kiedyś zniszczą to cholerstwo.
    Tymczasem nasi przyjaciele dostają informację, że Łowczyni J przebywa już w więzieniu, a konkretnie w więziennym szpitalu, gdzie dochodzi do siebie po ranach odniesionych w walce z Ashem. Wydaje ona wszystkich swoich współpracowników, a także mocodawczynię, którą okazuje się być nie kto inny, jak Domino vel Czarny Tulipan. Tak na marginesie, czy ta baba się kiedyś odczepi? ;)
    Po rozwiązaniu sprawy Ash w związku z (niby) podjętą decyzją ma wyjechać do Strefy Walk. Jednak gdy Serena wchodzi na śniadanie odziana jedynie w prześcieradło, zastaje w kuchni Asha, który informuje ją, że nie wybiera się do Strefy Walk. Serena reaguje na to namiętnym ucałowaniem ukochanego, w wyniku którego spada jej prześcieradło odsłaniając całe jej nagie ciało. Swoją drogą, bardzo słodki widok... nie chciałbyś mnie kiedyś tak kochanie zobaczyć? :) Oczywiście to tylko propozycja. ;)
    Na tą scenę wchodzi Anabel, która ze śmiechem wita całującą się parę. Zawstydzona Serena ucieka na górę się ubrać, a po powrocie zastaje także Ridleya. Po chwili nasza delegacja informuje Asha o podjętej w jego sprawie decyzji.
    Jeszcze tego samego dnia Ash zostaje mianowanym honorowym członkiem Mistrzów Strefy Walk i dodatkowo otrzymuje tytuł Strażnika Przygody oraz Odznakę Przyjaźni.
    W tym samym czasie Serena dowiaduje się od Anabel, że ona i Ridley mają się ku sobie, ale parą jeszcze nie są. Mam nadzieję, że będą, bo oni ewidentnie pasują do siebie. :)
    Piękna historia, w której wszystko dobrze się kończy. Przestępcy dostają za swoje i lądują tam gdzie ich miejsce, a ich ofiary czują się bezpiecznie. A to wszystko, dzięki naszemu Sherlockowi Ashowi i jego dzielnej ekipie. :)
    Bardzo ciekawa historia, wciąga od pierwszego do ostatniego zdania. Czyta się ją wręcz jednym tchem. I dlatego ta historia dostaje ode mnie ocenę: 1000000000000000000000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 130 cz. I

Przygoda CXXX Tytani, do akcji! cz. I - Mogę umyć zęby? Ups, przepraszam! Ash zamknął oczy i zmieszany lekko się wycofał, kiedy wchodząc do ...