piątek, 22 grudnia 2017

Przygoda 038 cz. II

Przygoda XXXVIII

Pomoc potrzebna od zaraz cz. II


W godzinę dotarliśmy na miejsce, gdzie natychmiast skierowaliśmy swoje kroki do domu pani Armstrong. Ponieważ z całej tej naszej wesołej gromadki jedynie Ash znał drogę, więc to on nas prowadził.
Po jakimś czasie byliśmy już przed drzwiami. Zapukaliśmy do nich. Otworzyła nam Alexa, która radośnie uśmiechnęła się na nasz widok.
- No proszę... Ash i jego dzielna drużyna! Miałam wielką nadzieję, że przybędziecie.
- Miałaś nadzieję? Przecież wysłaliśmy do ciebie twojego Noiverna z wiadomością, że będziemy - zdziwiłam się.
- Nie dostałaś jej? - spytał mój chłopak.
- Ależ dostałam, po prostu bałam się, że... No wiecie, wypadki chodzą po ludziach.
- Owszem, tak to już bywa na tym świecie - rzekł Ash.
- Mniejsza o to. Jak widzę, jesteście wszyscy cali i zdrowi. Prócz tego, jak dostrzegam, jest was nieco więcej o jedną osobę.
Josh Ketchum zachichotał przy tym delikatnie.
- Nie inaczej. Miałem akurat możliwość pojechać z moimi dziećmi, więc skorzystałem z niej.
- Jasne... Powiedz to wprost, tato, że bardzo chciałeś osobiście poznać panią Armstrong - zażartował sobie jego syn.
Mężczyzna delikatnie się zarumienił.
- No cóż... Nie będę ukrywał, że to mógł być również motyw mojego postępowania, ale przede wszystkim jest nim chęć spędzania z wami nieco czasu.
- Dobrze, dobrze... Pańskie powody, panie Ketchum, są tu nieistotne. Ważne, że pan jest i może się pan przydać - rzekła Alexa, po czym radośnie wpuściła nas wszystkich.
Chwilę później weszliśmy do środka, po czym nasza przyjaciółka z Kalos zawołała głośno:
- Hej, Cindy! Już tu są!
Pani Armstrong wyszła ze swego gabinetu, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Wyglądała ona dokładnie tak samo, jak ją opisywał Ash, ale była starsza o te półtora roku. Miała tak około trzydzieści dwa lata, była więc w podobnym wieku, co mama mojego chłopaka. W podobny również sposób poruszała się oraz uśmiechała.
- Witajcie, przyjaciele! Ash, miło mi cię znowu widzieć!
- Panią również miło widzieć, pani Armstrong - zawołał radośnie mój luby, kłaniając się jej wesoło.
- Widzę, że przyprowadziłeś ze sobą przyjaciół. Bardzo dobrze, im nas więcej, tym lepiej.
Ash rozpromienił się od ucha do ucha, po czym dokonał prezentacji całej naszej drużyny:
- To jest moja dziewczyna, Serena Evans. To moja przyrodnia siostra, Dawn Seroni. A to są Max Hameron, Clemont Meyer oraz jego młodsza siostrzyczka, Bonnie Meyer.
- Bardzo mi miło was poznać - rzekła Cindy.
- Nam panią również, pani Armstrong - powiedziałam radośnie.
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Och, proszę was. Mówcie mi Cindy. Ja nie jestem już od jakiegoś czasu panią Armstrong. Noszą to nazwisko tylko dlatego, że po rozwodzie jakoś nie umiałam wrócić do panieńskiego. A ten pan to kto?
- Pani pozwoli, że sam się przedstawię. Josh Ketchum, ojciec Asha i Dawn - powiedział rodzic mego chłopaka, całując Cindy w dłoń.
- Miło mi pana poznać - odparła kobieta, uśmiechając się do niego przyjaźnie - Ale chwileczkę... Mówi pan, że jest pan ojcem Asha i Dawn?
- To prawda - uśmiechnął się do niej mężczyzna - Wątpi pani w to?
- Bynajmniej, jednak o ile dobrze usłyszałam, to Dawn nosi nazwisko Seroni, a nie Ketchum.
- Ach, to cała historia - zachichotała moja przyjaciółka - Po prostu po rozwodzie z moim ojcem mama wróciła do panieńskiego nazwiska i mnie też je nadała.
- Moja mama kiedyś chciała postąpić tak samo, ale ostatecznie z tego zrezygnowała - dodał Ash.


- Aha, takie buty. A więc, jeśli dobrze zrozumiałam, to pan już dwa razy się rozwodził? - spytała Cindy, patrząc uważnie na Josha.
Mężczyzna delikatnie się zarumienił na twarzy.
- Wiem, że to żaden powód do chluby, ale taka jest prawda. Niestety nie udało mi się być dobrym mężem ani ojcem, lecz to drugie staram się ostatnio jakoś naprawić.
- I wychodzi ci to całkiem nieźle - powiedział Ash.
Cindy popatrzyła uważnie na Josha.
- Rozumiem. Cóż... Nie będę pana potępiać, bo przecież sama jestem rozwódką.
- A wolno zapytać, czemu? - spytała Bonnie.
Clemont lekko ją skarcił, jednak Cindy uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczynki.
- Moi drodzy, to żadna tajemnica i mogę wam ją wyjawić. Otóż mój szacowny małżonek poślubiając mnie zataił przede mną fakt, że należy do pewnej grupy przestępczej, a właściwie to nią kieruje. Wyszło to na jaw, gdy go posadzono na trzy lata za jakąś tam kradzież, nie pamiętam już, co to było. Tak czy inaczej od tego czasu postanowiłam zerwać z nim wszelkie stosunki, ale on po wyjściu z paki błagał mnie, żebym mu dała jeszcze jedną szansę. Obiecywał, że się zmieni, a ja naiwna uwierzyłam w te bajki. Wtedy to narodziła się nasza córeczka. Gdy jednak znowu poszedł siedzieć,to już dałam sobie z nim spokój. A kiedy wyszedł, to ja wszczęłam kroki rozwodowe. Mąż trochę oponował, ale w końcu odpuścił.
- Rozumiem. A więc ma pani obecnie spokój? - spytał Max.
- Owszem, póki co go mam, chociaż teraz, tak dla odmiany, przejmuję się problemami innych, a nie swoimi.
- A tak, słyszałem o tym - powiedział Ash poważnym tonem - Proszę powiedzieć nam dokładniej, o co chodzi? Alexa wspominała mi w liście tylko ogólnikowo, że wznowiła pani...
- Prosiłam, żebyście mówili mi „CINDY“, prawda? - uśmiechnęła się do niego kobieta.
- No dobrze... Alexa wspominała mi w liście, że wznowiłaś śledztwo w sprawie śmierci swojej kuzynki, Arabelli Mitage.
- To prawda, ale szczegóły opowiem wam później. Na razie zapraszam was na obiad, bo za chwilę powinien on być gotowy.
- A właśnie, obiad! - zawołała Alexa, uderzając się dłonią w czoło - Zupełnie o nim zapomniałam! Miałam go pilnować!
To mówiąc pobiegła w kierunku kuchni.
- W razie czego służę pani jakimiś swoimi przepisami - powiedział Clemont przyjaznym tonem.
- Mój brat jest doskonałym kucharzem, zapewniam - dodała Bonnie.
- De-de-ne! - zapiszczał jej Pokemon.
Kobieta uśmiechnęła się radośnie do rodzeństwa Meyer.
- Jak miło mi to słyszeć. Być może skorzystam z twojej propozycji, ale później. Na razie zapraszam was na kuchnię autorstwa Alexy. Mam tylko nadzieję, że będzie wam smakować.
- Jaka ona jest troskliwa i dobra! - zawołała Bonnie, składając ze sobą swoje dłonie - Jesteś tą jedyną!
To mówiąc uklękła ona przed Cindy i zawołała uroczystym tonem:
- Bardzo cię proszę! Zaopiekuj się moim bratem!
- Słucham? - zdziwiła się pani Armstrong.
Clemont jęknął załamany.
- Prosiłem cię milion razy, żebyś przestała przynosić mi wstyd!
Bonnie zlekceważyła go i mówiła dalej:
- Widzisz, Cindy, mój brat jest bardzo nieśmiały, dlatego pomyślałam sobie, że powinien poślubić kobietę godną zaufania, taką jak ty.
- Ale kochanie... Ja mam trzydzieści dwa lata, a twój brat ile ma?
- Piętnaście.
- No widzisz, aniołku... Jestem dla niego za stara. Poza tym on jeszcze nie może się żenić. Jest za młody.
- Ale za niecałe trzy lata będzie już dorosły i wtedy będziecie mogli się pobrać.
Clemont nie wytrzymał nerwowo tego wszystkiego, dlatego ponownie jęknął, po czym aktywował ramię Aipoma, które podniosło dziewczynkę wysoko w górę.
- Co ty wyprawiasz?! Ja przecież tylko próbuję ci pomóc! Przestań! Puszczaj mnie wreszcie!
- Tylko, że ja nie potrzebuję takiej pomocy! - odparł na to jej brat.



Wszyscy zaczęliśmy chichotać wesoło, widząc tę sytuację, po czym wesołą scenę przerwało nam jakieś urocze stworzonko. Była to ubrana w niebieską sukienkę mała dziewczynka w wieku siedmiu czy też ośmiu lat. Z łatwością się domyśliłam, kim ona jest.
- Mamo! Ciocia Alexa woła na obiad - powiedziała i spojrzała na nas uważnie, jakby zaintrygowana naszymi osobami.
- Taylor! Jak miło mi cię znowu widzieć! - zawołał radośnie Ash na widok dziewczynki.
Mała popatrzyła na niego uważnie, wyraźnie zaintrygowana.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Jestem Ash.
- Jaki Ash?
- No, jak to? Nie poznajesz mnie? - spytał wesoło mój chłopak, lekko przy tym kucając - Ash Ketchum. Bawiliśmy się razem, kiedy wracałem z Unovy i odwiedziłem cię razem z ciocią Alexą.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał wesoło Pikachu, skacząc mu na ramię.
- No, jego to chyba pamiętasz - zaśmiał się mój luby.
Dziewczynka spojrzała na Pokemona i uśmiechnęła się do niego.
- Tak! Pamiętam! Witaj, Pikachu!
To mówiąc wzięła stworka na ręce i czule przytuliła go do siebie.
- Jest nadal słodki - powiedziała dziewczynka - A powiedz mi, kto z tobą przyszedł?
Ash po kolei przedstawił nas wszystkich.
- Witaj, jestem Serena - klękłam i podałam jej rękę na powitanie.
Panna Armstrong wpatrywała się we mnie delikatnie zdumiona, ale już po chwili uścisnęła moją dłoń.
- Ja też mam urocze Pokemony, które chętnie tobie pokażę - rzekłam.
Dziewczynka pisnęła radośnie, gdy to usłyszała.
- Naprawdę? Chętnie je zobaczę!
- Ja też mam Pokemona - dodał Bonnie, podbiegając do nas - Zobacz, to jest mój Dedenne. Przywitaj się.
- De-ne-ne! - zapiszczał radośnie Pokemon.
Mała klasnęła wesoło w dłonie, po czym wzięła ona stworka na ręce i przytuliła go do swego policzka.
- Jaki jesteś słodki! Kosi-kosi-łapci...
- Nie, nie miziaj go policzkiem, bo...
Zanim zdążyłam dokończyć Dedenne, wskutek tej pieszczoty, poraził dziewczynkę prądem.
- Taylor, nic ci nie jest?! - zawołała przerażona Cindy, podbiegła do niej szybko.
Mała jednak natychmiast poderwała się na nogi.
- Jasne, mamo! Nic mi nie jest! - odpowiedziała jej córka.
- Jak widzę Taylor to twardzielka, tak jak i nasza Bonnie - powiedział Max z uśmiechem na twarzy.
- Owszem, Taylor jest bardzo silna psychicznie. Byle co na pewno jej nie przestraszy - rzekła jej mama - Przyznam się, że czasami zachowanie tej pannicy mnie irytuje, ale cóż... Ona ma w sobie dużo energii. Aż za dużo i musi ją czasami rozładować.
- Moja siostra jest taka sama, więc doskonale cię rozumiem - zaśmiał się wesoło Clemont.
- Ja natomiast rozumiem, że jak będziemy dalej tak gadać, to obiad nam wystygnie - powiedział po chwili Josh Ketchum.
- Słusznie. Chodźmy więc - odparła na to nasza gospodyni.
- Czy wolno służyć pani ramieniem? - spytał ojciec Asha, kłaniając się uprzejmie Cindy.
Zanim jednak kobieta mu odpowiedziała, Taylor złapała ją za rękę, po czym powiedziała:
- Nie! Nie wolno!
I wyprowadziła swoją mamę z pokoju do jadalni.
- Ale mała zazdrośnica - zachichotał wesoło Josh.
- W sumie nawet jestem w stanie ją zrozumieć - zaśmiała się Dawn - Sama byłam zazdrosna o mamę, gdy miałam tyle lat, co ona.
- Poważnie? - spytałam wesoło - Szkoda, że nie mogłam tego widzieć.
- Żałuj, bo ponoć byłam naprawdę urocza jako zazdrośnica.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał potwierdzająco jej Piplup.
Panna Seroni popatrzyła na niego.
- A ty co się odzywasz, jak nie wiesz?! Wtedy jeszcze nie byłeś moim Pokemonem, więc nie możesz tego pamiętać!
Stworek zaćwierkał nieco smutnym tonem, a następnie poczłapał za swoją panią do jadalni.

***


Po obiedzie, który był naprawdę bardzo smaczny, poszliśmy wszyscy do salonu, gdzie rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy, choć jeszcze nie poruszaliśmy tego najważniejszego, który Cindy chciała omówić dopiero później, gdyż obecnie nie czuła się na siłach, aby to zrobić. Uszanowaliśmy jej wolę i zachowaliśmy milczenie w tej sprawie. Później Ash poszedł bawić się z Taylor, w czym asystowali mu wiernie Max i Bonnie, zaś cała nasza reszta poszła do kuchni przygotować kolację. Były nimi naleśniki według osobistego przepisu Clemonta i smakowały nam one tak bardzo, że każde z nas brało dokładkę.
Potem Taylor poszła do swojego pokoju razem z Bonnie i Maxem, których zdążyła już polubić, a cała nasza reszta zebrała się w salonie, gdzie pani Armstrong postanowiła nam opowiedzieć, dlaczego nas tu wezwała.
- A więc, jak zapewne dobrze pamiętasz, Ash... Śledztwo w sprawie śmierci mojej kuzynki, Arabelli Mitage, zostało umorzone i to ledwie po tym, jak się ono zaczęło - powiedziała Cindy.
- No właśnie... Jestem bardzo ciekaw, dlaczego tak się stało - rzekł na to mój chłopak.
- Czy podano jakieś powody? - spytałam.
- Owszem, moja droga - odparła na to pani Armstrong, kiwając głową - Powiedziano, że brak jest dowodów ingerencji osób trzecich i że to było samobójstwo. Nic nie zdołaliśmy w tej sprawie zrobić.
- Pamiętam to. Byłem strasznie wściekły z tego powodu - powiedział Ash.
- Nie ty jeden - dodała wesoło Alexa - Ja również miałam ochotę za to rozerwać na strzępy miejscowego szefa policji.
- Szkoda, że nie uległaś temu pragnieniu - zażartowała sobie Dawn.
Alexa parsknęła śmiechem i powiedziała:
- W takim wypadku siedziałabym obecnie w więzieniu i nie mogłabym rozmawiać sobie teraz z wami, a tak mogę jeszcze co nieco wam pomóc.
- No dokładnie - uśmiechnął się do niej Ash - A więc powiedz mi, co odkryłaś przez te półtora roku, gdy mnie tu nie było?
- Już wam mówię - Cindy przyjęła nieco konspiracyjny ton - Otóż od samego początku nabrałam podejrzeń do tych samych faktów, co ty.
- Domyślam się, że chodzi ci o to, że Arabella krzyknęła spadając w dół? - spytał mój chłopak.
- Dokładnie tak. Powiedzcie sami... Czy waszym zdaniem osoba, która chce się zabić, krzyczy przy tym jak przerażona?
- Wydaje mi się to raczej niemożliwe - powiedziałam.
- I słusznie, moja droga - rzekła kobieta - Mnie od samego początku to się wydawało co najmniej dziwne, Ashowi zresztą też. Niestety, policja nie potraktowała naszych podejrzeń na poważnie. Obecnie wiem już, że to był błąd, ponieważ nie mam już żadnych wątpliwości... Moja kuzynka została zamordowana.
- Ale jak to jest w ogóle możliwe, skoro było wyraźnie widać, że ona sama skoczyła z tego balkonu? - zapytał Clemont.
- Hipnoza - rzekł Josh Ketchum - To mogła być jakaś forma hipnozy.
- Bardzo dobra myśl. Ja również przyjęłam to wytłumaczenie - mówiła dalej Cindy Armstrong - Ale niestety, brakowało mi choćby najmniejszych dowodów na jego potwierdzenie. Za pomocą własnych, niezbyt zgodnych z prawem sposobów... Mniejsza tutaj o szczegóły... Odkryłam, że Arabella o godzinie około 7:55 rozmawiała z kimś przez telefon. Ten ktoś mógł wtedy ją zahipnotyzować i potem zmusić do zrobienia czegoś, czego ona sama by normalnie nigdy nie zrobiła.
- To ma sens - rzekł Ash, masując sobie w zamyśleniu podbródek - Ale kto to by mógł być?
- Mam już pewnego podejrzanego - powiedziała Cindy - Otóż w nocy przed swoją śmiercią moja biedna kuzynka była na przyjęciu wraz ze swym mężem, Josephem Mitagem. Wyszła, czy raczej wybiegła z niego strasznie zdenerwowana. Służba w domu, w którym odbywała się zabawa zeznała, że Joseph z trudem przekonał Arabellę, żeby powróciła na salę i robiła dobrą minę do złej gry. Następnego dnia wyskoczyła z balkonu, a policja uznała to za samobójstwo.
- Podejrzana sprawa - rzekł Josh Ketchum.
- Mówiłaś, że masz podejrzanego... Kim on jest? - spytała Alexa.
- To znany powszechnie lekarz psychiatra. Nazywa się doktor Stranger - odpowiedziała jej Cindy.
Ojciec Asha powoli poruszył się na fotelu.
- Stranger? Słyszałem o nim. Podobno leczy za pomocą hipnozy.
- Dokładnie tak - pokiwała głową pani Armstrong - Leczy on swoich pacjentów właśnie hipnozą.
- Interesujące... - powiedział po namyśle Clemont - Uważasz, że to on zabił twoją kuzynkę?
- Tak... Uważam, że to on ją zahipnotyzował, a potem zmusił do tego, żeby wyskoczyła przez okno. Jest tylko jeden problem...
- Jaki? - spytała Dawn.
Ash uśmiechnął się delikatnie.
- Pewnie chodzi o motyw, prawda?
Cindy pokiwała twierdząco głową.
- Nie inaczej. Brakuje motywu takiego postępowania. Doktor Stranger nie miał żadnego powodu, żeby zabijać Arabellę. Chyba, że ktoś mu zlecił takie zadanie.
- Ktoś mu zlecił? Ale kto? - zapytałam.
Kobieta uśmiechnęła się do nas tajemniczo.
- Jeszcze do niedawna nie miałam pojęcia, kto to może być. Dopiero niedawno, kiedy w sposób, może niezbyt zgodny z prawem, zdobyłam coś bardzo dla mnie ważnego, to moje podejrzenia wreszcie zaczęły nabierać konkretną formę.
- Co takiego zdobyłaś? - spytał Josh.
- I czego się dowiedziałaś? - dodał jego syn.
- Otóż powinniście wiedzieć, moi przyjaciele, że moja kuzynka przed śmiercią powiedziała mi, że podejrzewa swojego męża o pewne matactwa.
- A kim jest jej mąż? - zapytałam.
- To znany biznesmen oraz radny w naszym miasteczku - wyjaśniła pani Armstrong - Moje doświadczenie mówi mi, że tacy ludzie jak on łatwo dopuszczają się oszustw i matactw, więc Arabella mogła coś odkryć, za co jej mąż mógłby zlecić jej zabójstwo.
- Więc podejrzewasz Josepha Mitage’a? - spytał Ash.
- Nikogo nie mogę podejrzewać jawnie, a już zwłaszcza człowieka o takiej pozycji społecznej - odparła na to pani Armstrong - Wiem jednak, że mąż mojej kuzynki to oślizgły gad. Odradzałam Arabelli ślub z nim, ale ona niestety nie posłuchała mnie i wyszło z tego to, co wyszło. Na niedługo przed swoją śmiercią powiedziała mi, że teraz czuje, iż miałam rację, ale już za późno na to, aby od niego odejść.
- Na to nigdy nie jest za późno - powiedział Josh Ketchum poważnym tonem - Powinna była od niego odejść. Może wtedy by żyła.
- Może... - rzekła smutno Cindy.
- Ale pamiętajcie, że przecież nie mamy żadnej pewności, czy dobrze myślimy. Przecież równie dobrze możemy się mylić - powiedziała Alexa i to niesamowicie poważnym tonem.
- Dlatego właśnie potrzebne jest wnikliwe śledztwo - dodała po chwili pani Armstrong - Mogę na was liczyć?
- Naturalnie! - zawołał Ash, wstając z fotela.
- Do ostatniego tchu w piersiach! - dodałam uroczystym tonem, robiąc to samo, co mój chłopak.
Dawn i Clemont zawołali podobnie, a Josh i Alexa ich poparli. Cindy uśmiechnęła się wesoło.
- Doskonale. A więc wobec tego śledztwo uznaję za rozpoczęte!


Chwilę później ruszyliśmy wszyscy do gościnnych pokoi. Były one tylko dwa, dlatego też musieliśmy się w nich jakoś ulokować, co jednak w żadnym razie nie przedstawiało dla nas żadnej trudności. W jednym pokoju spaliśmy ja, Ash, Clemont i Dawn, a w drugim Josh, Alexa, Max i Bonnie.
- Dobranoc, kochani - powiedziała Cindy, życząc nam dobrej nocy.
- Dobranoc i ucałuj od nas Taylor - odpowiedziałam jej przyjaźnie.
- Urocza z niej dziewczynka - dodała Dawn.
- Szkoda, że jej ojciec nie umiał tego docenić - dodał Clemont.
- A właśnie, gdzie obecnie przebywa ten wyrodny tatuś? - spytał Ash.
Cindy popatrzyła na niego z ironicznym uśmiechem i odparła:
- Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej.
- Nie rozumiem - zdziwił się mój chłopak.
- Powiem więc bardziej zrozumiale... Tego wyrodnego tatusia, jak go raczysz nazywać, wsadziłeś niedawno do więzienia.
Ash zastanowił się przez chwilę, po czym powiedział:
- Wybacz, Cindy, ale niestety nie przypominam sobie, abym prowadził niedawno śledztwo przeciwko komuś, kto nosi nazwisko Armstrong.
- Masz do tego prawo, bo nie prowadziłeś takiego śledztwa. Mój ex-mąż był jednak zamieszany w sprawę, którą się niedawno zajmowałeś.
- A w którą konkretnie?
- W sprawę porucznik Surge’a.
Mój chłopak uderzył się dłonią w czoło.
- No tak, rzeczywiście! Teraz sobie przypominam! Jeden z ludzi tego drania nazywał się Armstrong!
- Właśnie... Obecnie odsiaduje wyrok za udział w akcjach porucznika Surge’a. W sumie mam nadzieję, że zostanie w więzieniu już na zawsze, bo na nic lepszego nie zasługuje - powiedziała smutnym głosem Cindy - Ale niech wam te wiadomości nie przeszkadzają spokojnie spać. Dobranoc, moi kochani.
- Dobranoc, Cindy! - powiedzieliśmy chórem.

***


Następnego dnia ja i Ash, eskortowani przez mojego przyszłego teścia Josha, poszliśmy do gabinetu doktora Strangera, gdzie poprosiliśmy go o małą konsultację w pewnej sprawie.
- Widzi pan... Moje dzieci... - to mówiąc Josh wskazał dłońmi na mnie oraz na mojego ukochanego - Mają pewien poważny problem wymagający pańskiej pomocy. Gdyby zechciał im pan pomóc...
- Oczywiście, mogę to zrobić, jeśli tylko zdołam - rzekł doktor.
Był on wysokim siwym mężczyzną mającym około siedemdziesiąt lat oraz białe niczym mleko wąsy, jak i również okulary mocno nałożone na nos. Sprawiał ogólnie przyjemne wrażenie, ale coś tak czułam, że jest to bardzo błędne stwierdzenie.
Josh zostawił nas samych z panem doktorem, a ten zaczął nas pytać o to, jakie my mamy problemy. Oczywiście opowiedzieliśmy mu zmyśloną historyjkę o tym, że ja często lunatykuję i wyjadam jedzenie z lodówki w nocy, z kolei Ash opowiedział mu równie bzdurną opowiastkę o swoich rzekomych koszmarach. Doktor Stranger wysłuchał nas uważnie, po czym powiedział:
- Rozumiem, moi kochani. Możecie być jednak zupełnie spokojni, bo nie ma powodu do obaw. To, o czym mi mówicie, rzeczywiście ma podłoże psychiczne, ale nie jest to problemem, któremu nie zaradzą odpowiednie leki. Przypisze wam właściwe leki i wasze problemy powinny się skończyć.
- Panie doktorze, a nie lepiej będzie zastosować hipnozę? - spytałam niewinnym tonem.
Lekarz spojrzał na mnie uważnie.
- A dlaczego właśnie hipnozę, moja droga?
- Bo słyszałam, że podczas hipnozy można zmusić kogoś do zrobienia tego, czego się tylko zechce.
- I to nawet tego, czego osoba zahipnotyzowana zrobić nie zamierza - dodał Ash - Więc może dzięki temu można zwalczyć lunatykowanie oraz różne koszmary.
Doktor Stranger pokręcił przecząco głową.
- Owszem, to wszystko, co mówicie o hipnozie to prawda, ale ona nie pomaga na koszmary senne powtarzające się co noc. Na lunatykowanie zaś raczej również pozostaje bezradna.
- Naprawdę? Czyli nie leczy pan hipnozą? - spytałam.
- Oczywiście, że leczę, ale tylko wtedy, gdy są ku temu podstawy, a tutaj ich nie ma, moja droga.
- A czy w przypadku Arabelli Mitage były takie podstawy?
Doktor spojrzał na mnie dziwnym, niemalże przerażonym wzrokiem.
- Skąd o tym wiesz?! I kim wy w ogóle jesteście?
- Proszę nam wybaczyć, że jeszcze się nie przedstawiliśmy się - rzekł mój chłopak, przyjmując uroczysty ton - Jestem Sherlock Ash, prywatny detektyw. Oto moja licencja.
To mówiąc pokazał mu ją, podobnie postąpiłam i ja. Uczony popatrzył na nas uważnie.
- Czy mam wobec tego rozumieć, że nie jesteście chorzy? - zapytał.
- Póki co jeszcze nie, ale wszystko w swoim czasie - zażartował sobie Ash - Proszę nam jednak odpowiedzieć szczerze na parę naszych pytań, a niezwłocznie damy panu spokój.
Psychiatra zastanowił się przez chwilę, po czym głośno westchnął i powiedział:
- Dobrze zatem... Pytajcie...
- Proszę nam powiedzieć, czy pani Mitage była pańską pacjentką? - zapytał Ash.
- Tak, była. Leczyła się u mnie na depresję - odpowiedział mu doktor.
- Czy ktoś może to potwierdzić? - spytałam.
Lekarz spojrzał na mnie groźnym wzrokiem.
- Nie rozumiem twojego pytania, młoda damo.
- Jest ono zupełnie proste. Czy ktoś może potwierdzić, że pan mówi prawdę?
- Nie wiem, jakiego potwierdzenia ode mnie oczekujesz, moja panno, ale moi pacjenci cenią sobie dyskrecję i rzadko komu opowiadam o tym, kto się u mnie leczy, a już na pewno nie mówię o tym, na co ten ktoś się leczy.
- Ale ponieważ pańska pacjentka, Arabella Mitage nie żyje, to chyba już nie obowiązuje pana tajemnica lekarska, prawda? - zapytał Ash.
Mężczyzna westchnął głęboko, po czym rzekł:
- No dobrze, trochę mogę wam powiedzieć. Pani Mitage leczyła się u mnie na depresję.
- Na depresję? - zdziwił się mój chłopak.
Psychiatra potwierdził te słowa skinięciem głowy.
- Czyli miała skłonności samobójcze? - spytałam.
- Dokładnie tak. Nie dziwi mnie więc, że w końcu to zrobiła.
- Co zrobiła?
- Skończyła ze sobą. To było łatwe do przewidzenia, chociaż robiłem wszystko, aby temu zapobiec. Niestety, nawet hipnoza tutaj nie skutkowała.
- No, a czy istnieje możliwość, żeby ktoś ją zahipnotyzował, a potem zmusił do samobójstwa? - zapytał mój luby.
- Owszem, istnieje taka możliwość. Ale nie wiem, po co ktoś miałby to robić.
- Żeby uciszyć niewygodnego świadka.
Lekarz spojrzał uważnie na detektywa z Alabastii i zapytał:
- Co ty mi tu sugerujesz, chłopcze?
- Ja nic panu nie sugeruję... Jak na razie... - odparł mu Ash ze stoickim spokojem.
- Poza tym, że pan kryje mordercę! - dodałam.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał groźnie Pikachu.
Po tych słowach doktor Stranger stracił resztki cierpliwości. Poderwał się szybko od biurka i ryknął na nas:
- Wynocha mi stąd, wy głupie dzieciaki! Mam już dość tych waszych podejrzeń! Ja nic złego nie zrobiłem! Jestem niewinny!
- Czemu się pan tak denerwuje, skoro jest pan niewinny? - spytał Ash bardzo złośliwym tonem - A może pańska niewinność wcale nie jest taka, jakby się mogło wydawać?
- PRECZ! - wrzasnął na niego lekarz - Policja zamknęła śledztwo w tej sprawie! Nie wam, głupie smarkacze, to zmieniać!
- No dobrze, jak pan sobie życzy - powiedziałam, wstając z krzesła.
Robiąc to przylepiłam dyskretnie do dolnej części biurka doktora małą pluskwę produkcji Clemonta. Zbudował on ją już jakiś czas temu i teraz mieliśmy okazję sprawdzić, czy rzeczywiście ona działa. Z jej pomocą mogliśmy podsłuchiwać rozmowy naszych przeciwników, jak również i osób podejrzanych przez nas o bycie przestępcami. W duchu modliłam się, żeby ten wynalazek nie zawiódł tak, jak wiele innych dzieł, które stworzył nasz przyjaciel.
- Jeszcze tylko jedno pytanie - rzekł Ash tonem porucznika Columbo, gdy już mieliśmy wychodzić - Chciałbym wiedzieć, czy przyjmował pan panią Mitage w tym oto gabinecie?
- Oczywiście, że tak! A niby gdzie miałem ją przyjmować?! - warknął na niego psychiatra.
- Pytam się z tego powodu, że mógł pan jej składać domowe wizyty.
- Nigdy nie składam nikomu domowych wizyt! Chyba, że prywatnie i w sprawach w żadnym razie nie związanych z leczeniem!
- Rozumiem. To wszystko, co chciałem wiedzieć, ale nie musi pan tak krzyczeć. Słuch mamy jeszcze dobry - uśmiechnął się do niego z ironią mój chłopak.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał jego Pokemon, wskakując mu na ramię.
Następnie wyszliśmy do poczekaliśmy i zobaczyliśmy w niej Josha Ketchuma, flirtującego sobie w najlepsze z sekretarką pana doktora, uroczą oraz młodą blondyneczką. Na nasz widok oboje szybko przybrali bardzo oficjalne pozy.
- I jak poszło? - spytał pan Ketchum.
- A nie słyszałeś? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie Ash.
- Owszem, aż za dobrze.
- No to znasz odpowiedź.
Następnie mój chłopak uśmiechnął się do pani sekretarki i powiedział:
- Proszę w naszym imieniu przeprosić pana doktora, że sprawiliśmy mu przykrość swoją wizytą.
- Oczywiście, zrobię to - odparła z uśmiechem sekretarka.
- Doskonale. Ale jedno pytanie... Czy pamięta pani Arabellę Mitage?
Kobieta zastanowiła się przez chwilę.
- To ta, co półtora roku temu się zabiła? Było o tym głośno.
- Owszem, właśnie o niej mówimy - potwierdziłam.
- Tak, pamiętam ją.
- Czy często tu bywała? - spytał mój chłopak?
- Nie bardzo rozumiem tego pytania - zdziwiła się kobieta.
- To proste pytanie. Czy pani Mitage często przychodziła na leczenie do pana doktora?
- Ona tutaj nie przychodziła.
Oboje spojrzeliśmy na nią wyraźnie zaszokowani jej słowami.
- Jest pani tego pewna? - zapytałam.
- Naturalnie, moja droga. Pracuję tutaj już od trzech lat i gdyby ona tu bywała, na pewno bym ją zauważyła - wyjaśniła nam sekretarka - A czemu o to pytacie?
- Jesteśmy jej dość dalekimi krewnymi i chcemy wiedzieć o niej jak najwięcej - pospieszył szybko z odpowiedzią pan Ketchum.
- Rozumiem. Przykro mi, ale niestety ja wam niewiele mogę o niej powiedzieć. Pan doktor to więcej, bo bywał na przyjęciach, na których i ona się zjawiała, jednak nie mam pojęcia, czy byli przyjaciółmi.
Podziękowaliśmy kobiecie za te informacje, po czym wyszliśmy.

***


Uzupełnienie pamiętników Sereny - opowieść Dawn:
Inspektor Jenny kazała nam usiąść, po czym przemówiła niesamowicie oficjalnym tonem:
- Pragnę zauważyć, że to, o co mnie prosisz, droga Alexo, może mnie narazić na bardzo przykre konsekwencje. Jak dotąd jednak nie miałam z tobą żadnych problemów, a poza tym jesteś moją dobrą koleżanką, dlatego ulegam twojej prośbie.
- Zapewniam cię, że tego nie pożałujesz - odpowiedziała jej Alexa z uśmiechem na twarzy.
Jej Helioptile skoczył radośnie na biurko Jenny i zapiszczał wesoło. Policjantka uśmiechnęła się delikatnie, po czym pogłaskała go po główce.
- Mam nadzieję, że Sherlockowi Ashowi to naprawdę jest potrzebne - mówiła dalej policjantka.
- Zapewniam panią, pani inspektor, że jest bardzo potrzebne - rzekłam poważnym tonem.
- Dokładnie, proszę pani - dodała Bonnie.
Cała nasza trójka patrzyła uważnie na Jenny, która lekko westchnęła, po czym zgodziła się z nami podzielić wiadomościami ze śledztwa.
- Dotychczas gazety nic o tym nie wiedziały, bo nie dopuściliśmy ich do aż takich tajemnic, ale skoro to na wasz prywatny użytek, na poczet śledztwa, które prowadzicie, mogę wam pomóc.
- Sherlock Ash będzie ci niewymownie wdzięczny, kochana - rzekła Alexa.
Policjantka uśmiechnęła się do niej.
- Odwdzięczy mi się najlepiej w taki sposób, że zakończy tę sprawę tak, jak powinna ona być zakończona. Nienawidzę umarzania śledztwa z braku dowodów, ale wtedy nie miałam żadnego wyboru. Moi szefowie oczekiwali szybkiego zakończenia tej sprawy, bo wiecie... Mąż tej Arabelli był radnym i chciał, żeby ludzie jak najszybciej o tym zapomnieli, a więc na rękę mu było umorzenie śledztwa.
- Wydaje mi się to dziwne - powiedziałam - Czy osobnik jego pokroju raczej nie zrobiłby wszystko, aby znaleźć sprawcę zabójstwa, nawet jeśli on nie istnieje, zamiast przyjmować oficjalnie, że jego żona była zbzikowania i sama się zabiła?
Jenny pokiwała głową z uśmiechem.
- Widzę, że siostra słynnego Sherlocka Asha myśli również jak rasowy detektyw. To mi się podoba. Właśnie tak... Mądre spostrzeżenie. Ale cóż... Ten gość po prostu przyjął do wiadomości, że jego żona była stuknięta. Ponoć leczyła się ona u tego znanego psychiatry, doktora Strangera i cóż... Sprawa była dla wszystkich oczywista.
- Co więc może nam pani powiedzieć nowego? - spytała Bonnie.
Jenny uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
- Przechodzisz od razu do sedna. Lubię to. A więc już mówię... Prasa nie wie wszystkiego na temat denatki. Przede wszystkim była ona naga.
- Co proszę? - zdziwiła się Alexa.
- Jak to? - dodałam.
- Naga?! - zawołała Bonnie.
- Pip-lu-pip! De-de-ne! - zapiszczeli Piplup i Dedenne.
Policjantka pokiwała głową.
- Tak. Pani Arabella Mitage w chwili swego rzekomego samobójstwa była naga. Jej ubrania leżały rozrzucone na łóżku.
- Czy ona zwykle spała nago? - spytałam.
- Służba tego nie potwierdza - powiedziała Jenny - Chociaż podobno zdarzały się takie przypadki, ale tylko w upalne dni.
- Czy wtedy był upalny dzień? - dodała Bonnie.
- Owszem - odparła pani inspektor.
- A więc to, że pani Mitage spała bez ubrania w łóżku nie jest niczym niezwykłym? - spytałam.
- Raczej nie - odpowiedziała mi Jenny.
Kolejne pytania zadała Alexa.
- Co jeszcze możesz nam powiedzieć?
- Służba zeznała, że pani Mitage miała dostać telefon na kilka minut przed swoją śmiercią - powiedziała policjantka.
- W domu, o ile się nie mylę, jest kilka aparatów telefonicznych. Na który ten ktoś zadzwonił?
- Na ten, który znajduje się w sypialni państwa Mitage.
- Czy ten telefon ma ekran?
- Tak.
- Czy pan Mitage był w domu? - spytałam teraz ja.
- Nie, nie było go. Miał on ważne spotkanie tak niedługo po 7:00, dlatego wstał wcześniej, w ogóle nie spodziewając się tego, co zrobi jego żona. Przynajmniej tak zeznał.
- A czy są jacyś świadkowie, który mogą powiedzieć, że tak było? - drążyłam dalej temat.
- Tak. Aż dwunastu świadków. Wszyscy potwierdzają jego alibi. Pan Mitage siedział na zebraniu razem z innymi politykami czy kim oni tam teraz są - wyjaśniła Jenny.
- Czy wychodził z zebrania? - spytała Alexa.
- Tak, na pięć minut do toalety.
- Aha! I to już jest jakiś trop! - zawołałam - Mógł on w tym czasie zadzwonić do żony i powiedzieć jej coś, co wywołało u niej taką, a nie inną reakcję. Można też przyjąć, że on ją zahipnotyzował i potem przez telefon kazał jej zrobić to, co zrobiła.
- Interesujące spostrzeżenie - stwierdziła Jenny - Ale obawiam się, że to za mało, żeby go posadzić. Powiem wam wprost... Nie lubię tego gościa i nie miałabym nic przeciwko, gdybym tak mogła go aresztować, ale cóż... Najpierw musimy mieć dowody na to, o czym mówimy, a ich niestety nie mamy.
- Jak długo trwało to przyjęcie, na którym w nocy przed śmiercią była pani Mitage z mężem? - zapytała Alexa.
- Od 20:00 do 2:00 w nocy - odpowiedziała policjantka.
- Rozumiem - rzekła moja przyjaciółka, po czym spojrzała na mnie - Zakładając, że na przyjęciu ktoś ją zahipnotyzował...
- To wówczas należy zadać sobie pytanie, czy hipnoza wytrzymałaby parę godzin? - zapytałam.
- Warto to sprawdzić - stwierdziła Bonnie.
- Otóż to - uśmiechnęłam się do niej - Na przyjęciu był ten psychiatra, a on umie hipnotyzować. Czy nie jest więc logiczne, że mógł to zrobić?
- Owszem, mógł, ale po co? - spytała Jenny.
- Na polecenie jej męża na przykład - rzekła Alexa.
Policjantka zastanowiła się.
- Ten doktorek to, jak wiecie, również całkiem gruba ryba. Zdobądźcie na niego coś, a będę miała podstawy, żeby go zamknąć choćby tylko na czterdzieści osiem godzin.
- I co to niby da?
- Nie wiesz? U mnie na dołku natychmiast pan doktorek zmięknie. Ale żeby go ruszyć, muszę coś na niego mieć. Wobec tego postarajcie się z tym waszym Sherlockiem Ashem, żeby tak było, inaczej z naszego śledztwa nic nie wyjdzie.

***


Pamiętniki Sereny c.d:
Cindy Armstrong poszła do pracy, więc kiedy wróciliśmy do domu, to zastaliśmy w nim jedynie Clemonta oraz Maxa. Obaj majstrowali właśnie przy jakimś tajemniczym pudełku. Niedaleko nich siedziała mała Taylor, bawiącą się z Mudkipem i Chespinem na dywanie w salonie.
- I czego się dowiedzieliście? - spytał Max, ledwo nas zobaczył.
- W sumie to niczego, poza tym, że doktor Stranger kłamie - rzekł po chwili Ash.
- A w jakiej sprawie?
- Mianowicie w takiej, że twierdził, iż leczył na depresję panią Mitage i zawsze odwiedzała go ona swoim gabinecie.
- Tymczasem jego sekretarka, pracująca u niego od trzech lat, czyli jeszcze za życia denatki, nie potwierdza tego faktu - powiedziałam.
- Zaprzecza, jakoby ta kobieta tam w ogóle bywała - dodał Josh.
- Co to oznacza? - spytał Clemont.
- Że jedno z nich kłamie. Stawiam na doktorka, bo sekretarka nie ma powodów, żeby to robić - powiedział Ash.
- Albo ma, lecz my ich nie znamy - rzekł jego ojciec.
- Aby się tego dowiedzieć, podłożyliśmy podsłuch w gabinecie tego pana - dodałam.
- Który jest połączony z tym cackiem przypominającym radiostację z czasów II wojny światowej - dodał dowcipnie mój luby.
- To się nazywa „Uniwersalny przyrząd do podsłuchiwania“ - rzekł bardzo dumnym tonem Clemont.
- Nawet nie będę komentować tej nazwy - jęknęłam.
- Mniejsza tu o nazwę! Ważne, żeby działało - odpowiedział młody Meyer.
- Właśnie! Nauka jest niesamowita! - dodał Ash.
- I co? Działa ono? - spytał Josh.
- Musi działać - powiedział Max.
- Cicho! Odbieram jakiś sygnał. Zobaczymy, o czym nasz drogi pan doktorek teraz będzie rozmawiał - rzekł Clemont.
Usiedliśmy wokół stołu, a po chwili z wynalazku Clemonta doleciały nas dźwięki tajemniczej rozmowy.
- Halo? Tak, to ja... Nareszcie odebrałeś... Słuchaj, ja już mam powoli dosyć. Jakaś para nastolatków była u mnie i zabłysnęła mi przed oczami legitymacjami detektywistycznymi. Nie wiem, skąd je wzięli, ale wyglądały one na autentyczne. Ponadto jedno z moich niespodziewanych gości podało się za Sherlocka Asha.
- Nagrywasz to? - spytałam Clemonta.
- No ba! - zaśmiał się wynalazca.
Słuchaliśmy dalej.
- Tak, doskonale wiem, kim jest Sherlock Ash! Gazety przez ostatnie miesiące piszą ciągle o jego sukcesach... Posłuchaj mnie, obecność tego chłopaczka tutaj oznacza, że ta wiedźma Armstrong znowu zaczęła węszyć. Ja wiem, że nic na ciebie nie ma, ale... Co?! Jak to, miałeś włamanie do swego komputera?! Zginął ci dysk twardy z danymi?! Jakimi? CO?! Czy ty wiesz, co to oznacza?! Ona może o wszystkim wiedzieć... Tak, doskonale się domyślam, że wizyta tych bachorów oraz to włamanie razem nabierają zupełnie innego znaczenia, niż myśleliśmy. Cindy Armstrong znowu wokół nas węszy... No i co my z nią zrobimy? Jak ja ma się niby nie martwić?! Rozumiem, twoja głowa, żeby nic nie pisnęła, ale przecież ta sprawa robi się coraz groźniejsza. A co, jeżeli już poszła z tymi danymi na policję?! Wiem, że nie tego na ciebie szukała, ale przecież to jest klucz do śmierci Arabelli! Nie drę się... Co ja mam niby zrobić?! O nie! Nie ma mowy! Już więcej mnie do takich rzeczy nie namówisz! Ja po prostu mam już dość, rozumiesz?! Chcę wyjechać z tego przeklętego miasta i mieć święty spokój od tych twoich zakichanych pomysłów! Nie próbuj mnie tu straszyć! Tak, dobrze wiem, że obaj siedzimy w tym po uszy! Ale nie zamierzam gnić w więzieniu przez ciebie! Jutro opuszczam miasto na zawsze! Postanowione! A tę całą Armstrong załatw sobie sam! Ja już wystarczająco wziąłem w tym udział!
Rozmowa się zakończyła, po czym doktor Stranger nie mówił już z nikim. Wyłączyliśmy więc podsłuch.


- I co wy na to? - zapytałam.
- Jak dla mnie dowody są jednoznaczne! Gość właśnie się przyznał do współudziału w zabójstwie Arabelli Mitage! - powiedział Max.
- Musimy iść do inspektor Jenny i puścić jej to nagranie. Niech zaraz aresztuje doktora i wyciśnie z niego, kim jest ten tajemniczy rozmówca, który mu groził - dodał Clemont.
- Musimy się spieszyć, Cindy Armstrong może być teraz w poważnym niebezpieczeństwie - rzekł Josh Ketchum, wstając z krzesła - Pójdę do jej redakcji i postaram się ją ostrzec.
- Dobrze. Natomiast my pójdziemy na policję i powiemy, czego się dowiedzieliśmy - dodałam.
- Właśnie - rzekł Ash - Pora zakończyć to śledztwo.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał bojowo jego Pokemon.
Chwilę później do domu wrócili Alexa, Dawn oraz Bonnie, których wysłaliśmy na posterunek, żeby porozmawiali z Jenny. Ich rewelacje tylko potwierdziły nasze wnioski.
- Ona była naga, kiedy skoczyła z balkonu? - zapytałam zdumiona - Jaka kobieta, chcąc się zabić, robi to tak, jak ją Pan Bóg stworzył?
- Może ja słabo znam się na kobietach, ale raczej żadna - powiedział ojciec mojego chłopaka.
- Na pewno żadna! - dodała stanowczym tonem Alexa - Nie no! Nie ma co gadać, sprawa jest aż nadto jasna! Doktor Stranger na tym przyjęciu zahipnotyzował Arabellę i zmusił ją, żeby robiła to, co każe jej zrobić mąż, gdy ten zadzwoni do niej telefonicznie.
- Jesteś pewna, że tu chodzi o jej męża? - spytała Dawn.
- Właśnie. Przecież na nagraniu nie słychać, z kim doktorek rozmawia - dodałam.
- To bez znaczenia. Tylko on miał motyw - rzekła Alexa, podczas gdy jej Helioptile piszczał groźnie.
- No dobrze, ale jaki motyw? - spytał Clemont.
- To się ustali później. Idziemy na posterunek! - powiedział Ash.
- Pika-pika! - dodał Pikachu, wskakując mu na ramię.
- Zaś ja idę do Cindy ostrzec ją, że ktoś będzie próbował się jej pozbyć - dodał Josh Ketchum.
- Pospieszmy się zatem! Czas nagli! - zawołałam.


C.D.N.




1 komentarz:

  1. Jako, że regularnie ostatnio odwiedzam Twojego bloga i recenzuję Twoje cudowne historie, także i ta nie mogła umknąć mojej uwadze. Od początku mnie zaintrygowała, także jej motyw jest naprawdę interesujący. Podzielę się zatem swoimi spostrzeżeniami odnośnie tej historii. :)
    Mam dziwne przeczucie, że doktorek coś kręci, albo ta sekretarka. Ale po rozmowie doktorka z tajemniczym ktosiem stawiam raczej na sekretarkę, bo może ona kryć doktorka w sprawie rzekomego samobójstwa Arabelli, w które zapewne może być zamieszany jej były mąż, który może mieć na koncie jakieś tajemnicze ciemne sprawki. :) I może mieć jakieś konszachty z doktorkiem, który mógł upozorować depresję Arabelli, by wyjaśnić powód jej "samobójstwa". A teraz doktorek jeszcze chce wyjechać, a ten tajemniczy ktoś będzie chciał załatwić Cindy, by ta przestała węszyć. Mam nadzieję, że nasi detektywi zdążą ją ostrzec, zanim ten ktoś, ktokolwiek to jest, dopadnie naszą dziennikarkę. :)
    I oczywiście nie mogło zabraknąć Bonnie i jej propozycji matrymonialnych skierowanych tym razem do Cindy. Czy tej dziewczynce to się nigdy nie znudzi? :)
    Ogólna ocena: 10000/10 :)

    OdpowiedzUsuń

Przygoda 130 cz. I

Przygoda CXXX Tytani, do akcji! cz. I - Mogę umyć zęby? Ups, przepraszam! Ash zamknął oczy i zmieszany lekko się wycofał, kiedy wchodząc do ...