Z jak zemsta cz. IV
Opowiadanie Magie Ravenshop c.d:
Serena Pulido poszła spać do swojego pokoju bardzo przejęta tym wszystkim, o czym opowiedział Clemont. Oczywiście całym sercem stała po stronie zamaskowanego banity, a co za tym idzie zaniepokoiło ją to, że tego dnia o mały włos nie został on złapany przez Clemonta Pinkertona. Dziękowała Bogu, iż również tym razem Zorro zdołał zbiec. Nie chciałaby go widzieć na szubienicy.
Senorita przebrała się w nocną koszulę i spojrzała na swoje odbicie w lustrze, po czym zaczęła mówić sama do siebie (co ostatnio dość często jej się zdarzało):
- Ja wiem, że Ash jest w głębi serca wciąż tym samym dobrym oraz bardzo uroczym chłopcem, jakim był wtedy, kiedy go poznałam. Wiem też, że gdybym za niego wyszła, to z całą pewnością zdołałabym rozwinąć w nim to jego dawne „ja“, jednak nie mogę tego zrobić, ponieważ moje serce należy do innego. Mimo wszystko powinnam iść za głosem rozsądku, lecz cóż mogę poradzić na to, iż to moje głupie serce rwie się w zupełnie innym kierunku?
- A wolno wiedzieć, jaki to jest kierunek?
Serena odwróciła się przerażona w stronę, z której właśnie dobiegł ją tajemniczy głos. Zauważyła wówczas Zorro stojącego sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic, na balkonie jej pokoju. W dłoni trzymał różę.
- Dobry wieczór, senorita Pulido - powiedział.
Dziewczyna pisnęła przerażona, po czym szybko złapała za szlafrok i naciągnęła go siebie.
- Senor Zorro! A cóż to za maniery?! - zapytała gniewnym tonem - Jak pan śmie zakradać się nocą do pokoju panny z dobrego domu?!
- Przykro mi, że muszę złamać zasady dobrego wychowania, lecz nie mam innego wyjścia - odpowiedział jej Zorro z figlarnym uśmiechem na twarzy - Musiałem bowiem senoritę zobaczyć. Ostatnim razem widzieliśmy się kilka dni temu, kiedy miałem tę przyjemność ocalić pani życie.
- Wiem i dziękuję panu z całego serca za ten uczynek.
- Ja zaś dziękuję za to, iż miałem możliwość uratowania pani.
Po tych słowach Zorro podszedł do Sereny Pulido i podał jej różę. Dziewczyna mimo pewnych oporów przyjęła kwiat, a następnie powąchała go wzruszona.
- Jest piękna.
- Dziękuję ci, senorita, chociaż jestem zdania, że i tak blednie ona przy uroku, jaki pani roztaczasz swoją osobą.
Serena spojrzała na niego z delikatną ironią w oczach.
- Ile kobiet uraczył pan już tą śpiewką, senor Zorro?
- Nie wiem. Po setnej straciłem rachubę.
Panna Pulido wściekła cisnęła w niego poduszką.
- Spokojnie, senorita. Tylko żartowałem - zachichotał przestępca - Nie chciałem w żadnym razie panny urazić. To był tylko żart.
- To był żart w bardzo złym guście.
- Proszę zatem o wybaczenie.
Serena uśmiechnęła się delikatnie do bandyty w masce.
- Przebaczam panu, ale proszę już lepiej stąd iść. Detektyw Clemont Pinkerton jest w tym domu i chce pana schwytać.
- Miałem dzisiaj wątpliwą przyjemność spotkać tego osobnika, ale nie uważam, aby mógł on mnie wydać władzom.
- Jeszcze się senor może poważnie pomylić względem niego. On jest oddany gubernatorowi Giovanniemu! Proszę, uciekaj stąd, senor Zorro!
- A dlaczego?
- Bo inaczej ktoś może tu pana zobaczyć i złapać.
- Umarłbym wtedy patrząc na panią, senorita.
- Nie! Ja nie chcę, żebyś umarł!
- Dlaczego?
- Bo... Bo ja... Ja...
Zorro podszedł do niej bliżej, wciąż się figlarnie uśmiechając.
- Ty mnie kochasz, Sereno?
- Nie... Nie mogę... Nie wolno mi przecież kochać bandyty, a do tego jeszcze tak bezczelnego jak pan, senor.
- Doprawdy? A jednak mnie pani kochasz.
- Nie! Nie kocham.
- Kochasz.
- Nie.
- Tak.
- Nie!
- Ależ tak.
- Ależ nie!
- Och, losie - uśmiechnął się doń Zorro - Chyba muszę zatem przejść do czegoś, do czego nie chciałem przejść. Ale skoro senorita zamierzasz nadal kłamać, to nie mam wyboru.
Po tych słowach objął on dziewczynę w pasie i pocałował ją czule w usta. Serena początkowo chciała go odepchnąć od siebie, ale bardzo szybko zmieniła zdanie i zarzuciła mu ręce na szyję, oddając pocałunek.
- Kochasz mnie, Sereno?
- Tak, Zorro! Kocham cię! Kocham od pierwszej chwili, gdy cię tylko ujrzałam! Kocham cię! Ale proszę, właśnie w imię mojej miłości do ciebie proszę, abyś uciekał, póki jeszcze czas.
- No dobrze, senorita, jednakże jutro wypatruj mnie podczas zabawy! Zamierzam zatańczyć z panią choć jeden taniec.
Wypowiedziawszy te słowa Zorro uśmiechnął się do Sereny, po czym podbiegł do balkonu i wyskoczył przez niego w mrok nocy.
***
- To ty! - pisnęła głucho dziewczynka - Co ty tutaj robisz?
- Odwiedzam najpiękniejszą pannę, jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi - odpowiedział bandyta.
Bonnie usiadła na łóżku i spojrzała na niego groźnie.
- A musiałeś to robić w nocy?
- Wybacz mi tę nieuprzejmość, senorita, ale w dzień przyjść tutaj nie mogłem. Twój brat by mnie aresztował.
- Racja. Ale czemu tu przyszedłeś?
- Aby dać ci ten kwiat i zaprosić cię na tańce, które to mają się jutro odbyć z okazji święta miasta.
To mówiąc Mały Zorro podał dziewczynce do ręki różę. Ta przyjęła ją z radością, choć w miarę możliwości próbowała ukryć swoją euforię.
- Ale jak niby chcesz się zjawić jutro na zabawie? Przecież tam będą żołnierze. Rozpoznają cię i zostaniesz schwytany.
- Nie ma takiej możliwości, gdyż zamierzam zachować ostrożność.
- W tym stroju za bardzo rzucasz się w oczy.
- Pojawię się zatem w najlepszym kamuflażu na świecie. W swojej prawdziwej tożsamości.
- Niby jakiej?
- Tego ci nie mogę powiedzieć, ale bądź pewna, o pani, że mnie mimo wszystko rozpoznasz.
Mały Zorro uśmiechnął się figlarnie do dziewczynki, następnie zaś zeskoczył z krzesła, na którym właśnie siedział i rzekł:
- Nie chcę dłużej zakłócać ci snu, senorita, ale muszę też ci wyjaśnić, że wtedy na drodze musiałem cię pocałować. Wiem, że to było karygodne zachowanie i zasługuję na potępienie, jednak wiedz również, iż nie żałuję wcale swego czynu.
- Kto by pomyślał? - burknęła złośliwie Bonnie.
Bandyta zachichotał, po czym podszedł do niej i powiedział:
- Pamiętaj... Jutro na tańcach.
Następnie pocałował ją w usta. Panna Pinkerton zapiszczała gniewnie i zamierzała dać temu zuchwalcowi w twarz, ale Mały Zorro przytrzymał jej dłoń, chichocząc przy tym lekko.
- Tym razem byłem czujny. Adios, senorita!
Chwilę później wybiegł on przez okno i zniknął w mroku nocy.
- Cóż to za bezczelny drań! - pisnęła oburzona Bonnie - Ale z drugiej strony tak cudownie całuje!
Następnego dnia odbywała się w samym centrum Alabastii zabawa z okazji święta miasta. Wszyscy mieszkańcy tego jakże przepięknego miejsca przybyli tłumnie do oberży Brocka Wandstorfa oraz jego rudowłosej żony Misty, aby u nich świętować, choć prawdę mówiąc niewielu z nich miało teraz jakiekolwiek powody do świętowania. W końcu większość ludzi była tutaj gnębiona wysokimi podatkami, jak również i wyjątkowo okrutnymi rządami Jego Ekscelencji gubernatora, którego to reprezentowali tutaj ten nikczemnik, kapitan James Monastario oraz jego siostra, porucznik Jessie Monastario. Na zabawę jednak przybyły tłumy czując, że jeżeli tego nie zrobią, to wówczas podły komendant Alabastii nie omieszka im tego kiedyś wypomnieć w typowy dla siebie sposób - poprzez areszt i baty.
James Monastario doskonale zdawał sobie z tego sprawę, co myślą o nim ludzie, więc oczywiście wielką przyjemność sprawiło mu to, że takie tłumy pojawiły się na zabawie. On sam również tam przybył i choć rany zadane mu przez Zorro na policzkach i szyi były nadal widoczne, to jednak dość dobrze zatuszował je bardzo grubą warstwą pudru. Jego siostra nie brała udziału w zabawie, gdyż ciosy batem otrzymane poprzedniego dnia zbyt mocno ją uwierały. Z kolei sierżant Meowth Garcia zjawił się z wielką radością, chociaż bardziej niż tańce ciekawił go bufet, z którym od razu zawarł bliższą znajomość.
Oczywiście na zabawie nie mogło zabraknąć też rodziny de La Vega, która przybyła razem ze swoimi gośćmi, czyli rodzeństwem Pinkerton oraz donną Pulido i jej córką. Serena i Bonnie musiały przyjść na tę zabawę razem z Ashem i Maxymiliano, co niezbyt im odpowiadało, gdyż obaj nie byli zbyt dobrymi tancerzami, czego dowiedli podczas pierwszego tańca depcząc im notorycznie po palcach. Obie panny niespokojnie wyglądały przybycia tancerzy, którzy im to wczoraj w nocy obiecali.
Dawn w przeciwieństwie do nich bawiła się wręcz doskonale tańcząc z każdym, kto ją o to poprosił. Budziła tym samym zazdrość Clemonta, który wyglądał uważnie Zorro i Małego Zorro. Spodziewał się, że ci dwaj nędznicy w końcu się tu pojawią, gdyż są na tyle bezczelni, aby to uczynić, ale wciąż nie było ich widać, a tymczasem wybranka jego serca tańcowała z różnymi kawalerami, co bardzo go rozpraszało. Krótko mówiąc, zazdrość odbierała mu czujność.
Tymczasem Ash odprowadził Serenę na bok, kiedy skończyli tańczyć. Senorita Pulido musiała przyznać, że pomimo początkowych trudności w końcu sobie dał on radę uniknąć deptania jej po palcach, a prócz tego, gdy po cichu dała mu na ucho kilka drobnych wskazówek, to nawet wykazał się jako tancerz. Ale cóż... Niestety, to nie był Zorro, na którego ona czekała, więc kiedy młody de La Vega zaczął jej opowiadać o swoich uwagach na temat tańca, to Serena szybko go zbyła, mówiąc:
- Tak bardzo chce mi się pić. Możesz przynieść mi lemoniady?
- No dobrze... Oczywiście, moja droga.
Ash poszedł do bufetu po wyżej wzmiankowany napój. Wówczas to Serena odetchnęła z ulgą i zaczęła się wachlować wachlarzem.
- Może chociaż na chwilę przestanie gadać - powiedziała - Choć nie powiem, tańczy całkiem dobrze. Mógłby się jednak trochę podszkolić.
Nagle podszedł do niej kapitan James Monastario. Skłonił się on przed nią i powiedział:
- Czy wolno panią prosić do tańca?
- Przykro mi, jednak ten taniec obiecałam już komuś innemu - odparła Serena dumnym tonem.
Już wolała tańczyć z Ashem niż tym łajdakiem.
- Więc pani odwoła swego tancerza i zatańczy ze mną.
- Nie ma mowy, kapitanie!
- Ośmiela mi się pani sprzeciwiać?
- Owszem i nawet więcej! Żądam, aby zostawił mnie pan w spokoju!
To mówiąc Serena zamierzała odejść, jednak kapitan złapał ją za rękę i brutalnie przyciągnął do siebie.
- Uważasz, że jesteś taka bystra? Że możesz mi się wiecznie opierać? Dowiedz się, iż tak nie jest! Twoja matka już teraz ma bardzo złą opinię u Jego Ekscelencji. Pomyśl tylko, jaką będzie miała opinię, gdy doniosę panu gubernatorowi o tym, że jej córka zadaje się z przestępcami!
- Nie rozumiem, o czym pan mówi - warknęła Serena.
- Doskonale to wiesz, moja słodka - uśmiechnął się podle mężczyzna - Wiem dobrze, że jesteś zakochana w tym bandycie Zorro.
- Niby skąd pan to może wiedzieć?
- Z obserwacji oraz tego, co mi mówił senor Pinkerton.
Przeklęty gaduła, pomyślała sobie Serena. Nawiasem mówiąc z niego jest naprawdę dobry detektyw, skoro bez trudu odgadł moje uczucia.
- Pan Pinkerton nie zawsze wie, co mówi - rzekła bezczelnie Serena.
- Poważnie? Jak dla mnie jego słowa brzmią niezwykle przekonująco. Więc pomyśl tylko, senorita, co się stanie z twoją matką, gdy tylko doniosę Jego Ekscelencji o twoich sympatiach? Oczywiście nie uczynię tego, bo przecież nie robi się takich rzeczy przyszłej teściowej, ale musisz mi zacząć okazywać swoje zainteresowanie i względy.
- Ach tak! - wysyczała przez zęby Serena - Więc jeżeli nie mogłeś pan miłością zdobyć mego serca, to zamierzasz zrobić to siłą?
- Skoro nie mam innego wyjścia, muszę stosować takie metody. Więc jak? Zatańczysz ze mną, senorita?
Serena ze złości kopnęła go w kostkę.
- Oto moja odpowiedź.
James na chwilę puścił ją, masując sobie obolałą nogę. Szybko jednak podbiegł do dziewczyny i brutalnie złapał ją za rękę.
- Chwileczkę, moja droga! Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy!
- Ja już ją skończyłam! - zawołała Serena.
W tej samej chwili padł strzał i kapelusz zleciał z głowy kapitana. Muzyka natychmiast ucichła, a wzrok wszystkich skupił się na oknie tuż przy suficie. Siedział w nim Mały Zorro z pistoletem w ręku, z którego lufy szła stróżka dymu.
- Senorita chyba powiedziała, że ma pan ją zostawić, kapitanie.
- To ty! - zawołał Monastario wściekłym głosem - Żołnierze, brać go!
- Nie tak prędko! - James usłyszał za sobą znajomy głos.
To był Zorro, który stanął za nim i przyłożył mu szpadę do pleców.
- Nie umie wcale pan postępować z damami, kapitanie - uśmiechnął się ironicznie bandyta - Najwidoczniej wczorajsza lekcja niczego pana nie nauczyła. Muszę zadać panu inną.
- Żołnierze... Sierżancie Garcia! - zawołał James.
- Nie radzę! - powiedział groźnie Mały Zorro - Teraz mała powtórka wczorajszych przygód, kochani! Jeżeli zrobicie choć jeden krok do przodu, to zastrzelę waszego komendanta i tym razem naprawdę to zrobię!
- Właśnie! - uśmiechnął się Zorro - Wobec tego wszyscy żołnierze są proszeni o oddanie broni i złożenie jej w kącie. A następnie o opuszczenie tego miejsca na godzinę i ani sekundę krócej.
- Co mamy zrobić, kapitanie? - zapytał Meowth.
James Monastario pocił się na całej twarzy, ale wiedział, że jest na z góry przegranej pozycji.
- Róbcie, co wam każą - powiedział.
Sierżant rozłożył bezradnie ręce. Skoro komendant każe, oni muszą go słuchać. On i żołnierze złożyli więc broń i wyszli z gospody.
- Doskonale. A teraz dam panu lekcję dobrych manier, panie kapitanie - rzekł Zorro.
Następnie wymierzył on Jamesowi Monastario bardzo silny kopniak w pośladki. Mężczyzna poleciał przez całą salę, a potem uderzył się głową o kontuar i stracił przytomność.
- Doskonale - uśmiechnął się Zorro i schował szpadę.
Następnie spojrzał on na Serenę, ujmując jej dłoń oraz mówiąc:
- Mówiłem, senorita, że przyjdę.
Mały Zorro zaśmiał się wesoło, schował sobie pistolet za pas, po czym wskoczył na żyrandol, rozbujał się na nim i wylądował zwinnie na ziemi obok Bonnie, patrzącej na niego z zachwytem.
- Muzykanci, flamenco! - zawołał młodociany bandyta.
Muzykom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, gdyż zaczęli grać, a Mały Zorro porwał do tańca Bonnie. Zorro zaś zaczął radośnie tańczyć z Sereną.
- No nie! Moja córeczka tańczy z bandytą! - jęknęła załamana Grace - Choć prawdę mówiąc, ma on wspaniałe wyczucie rytmu.
- To fakt - uśmiechnął się Josh - Wielka szkoda, że mój syn tego nie potrafi.
Clemont patrzył oburzony, jak jego siostra gnie się w tańcu razem z zamaskowanym banitą. Wściekły ruszył w jej kierunku, ale wówczas drogę zastąpiła mu Dawn.
- Panie wybierają! - zawołała radośnie.
Następnie porwała ona do tańca detektywa, który początkowo chciał zaprotestować, jednak zmienił zdanie w tej sprawie i pozwolił, aby nogi same poprowadziły go do tańca. Zanim się obejrzał już całkowicie zatracił się w tym, co robi. Przestało mieć dla niego znaczenie Zorro oraz wszystko, co było z nim związane. Istniała już dla niego tylko panna Dawn oraz ten wspaniały taniec.
Zabawa trwała w najlepsze, a trzy niesamowite pary taneczne śmigały po parkiecie jak szalone w tańcu pełnym miłości i romantyzmu. Niestety... Wszystko, co dobre musi mieć swój kres i ta sytuacja, jakkolwiek bardzo piękna, także musiała się zakończyć. Miało to miejsce wtedy, gdy kapitan Monastario odzyskał przytomność i zobaczył, co się święci. Wówczas to wściekły porwał za szpadę i rzucił się z na Zorro, aby go przebić od tyłu. W ostatniej chwili panna Serena zauważyła to i pisnęła ostrzegawczo. Dzielny bandyta odsunął na bok siebie i swoją partnerkę, tak więc szpada kapitana uderzyła w próżnię.
- Bardzo jest pan odważny, kapitanie, skoro atakuje pan tylko od tyłu - zachichotał Zorro, po czym uderzył Jamesa pięścią w twarz.
Oficer upadł na ziemię, masując sobie obolałą szczękę.
- Żołnierze, do mnie! Brać ich! - krzyknął.
Mały Zorro przyłożył mu lufę pistoletu do czoła.
- Żołnierze... Nie musicie się spieszyć - jęknął kapitan, bardzo szybko zmieniając zdanie.
- Ale my chyba musimy - powiedział Mały Zorro - Inaczej ci dranie za drzwiami zaraz nas złapią i powieszą.
- Niestety, to prawda - odpowiedział jego starszy kolega - Jakoś mi się nie spieszy na szubienicę.
Następnie ucałował on dłoń Sereny, mówiąc:
- Dziękuję za ten jakże wspaniały taniec. Nie mogę się już doczekać kolejnego. Adios, senorita.
Młodszy z bandytów także pożegnał swoją uroczą tancerkę, całując ją bezczelnie w usta na oczach wszystkich, po czym zadowolony dołączył do Zorro i razem opuścili gospodę przez okno.
Chwilę później do oberży wpadli żołnierze, których kapitan ponownie wezwał. Rozbiegli się oni we wszystkich kierunkach, szukając Zorro i jego wspólnika. Obaj jednak przepadli, jakby wcale ich tu nie było.
Serena westchnęła głęboko. Żałowała, że tak wspaniała zabawa w tak smutny sposób musiała się skończyć. Nagle poczuła, iż ktoś chrząka tuż za jej plecami. Spojrzała za siebie i zobaczyła Don Asha trzymającego w dłoni szklankę z lemoniadę.
- Twój napój, Sereno - powiedział młody de La Vega.
Dziewczyna westchnęła załamana, gdy go ujrzała.
Kapitan James Monastario był wręcz oburzony poniżeniem, jakie go spotkało ze strony Zorro. Wiedział, że musi teraz jak najszybciej zmazać tę plamę na swoim honorze. Wściekły w rozmowie z Clemontem dał upust swojej złości i oświadczył, że jeszcze dziś każe aresztować donnę Pulido i jej córkę.
- Pod jakim zarzutem? - zapytał Pinkerton.
- Coś się znajdzie - odpowiedział mu James - Powód zawsze można znaleźć.
- Kapitanie, czy nie uważa pan, że to już przesada? - zapytał detektyw - Przecież wszyscy będą wiedzieli, czemu pan kazał je aresztować. Śmiem wątpić, aby Jego Ekscelencja pana za to pochwalił.
- To bez znaczenia... Mój honor został splamiony i nie zamierzam tego tak zostawić!
- Niech pan zatem, kapitanie, aresztuje tego, kto jest naprawdę winien tym wszystkim nieszczęściom. Niech pan aresztuje Zorro.
- Niby jak? Przecież nawet nie wiem, kim on jest.
- Ale ja wiem.
Monastario spojrzał uważnie na swego rozmówcę.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz, człowieku?!
- Wcześniej nie miałem pewności, ale wczoraj już jej nabrałem.
- Więc mów! Kto to taki?!
- To Don Ash de La Vega.
James parsknął śmiechem, słysząc te słowa.
- Nie rozśmieszaj mnie, Pinkerton! Przecież nie ma osoby bardziej nie pasującej do bycia Zorro niż on.
- Dokładnie! - powiedział Clemont niezwykle poważnym tonem - Ten człowiek celowo udaje idiotę, aby nikt go o nic nie podejrzewał. Dlatego też od razu wzbudził moje podejrzenie. Jego gra była doskonała i to chyba aż nazbyt. To właśnie go zgubiło, podobnie jak fakt, że za każdym razem, gdy Zorro miał się pojawić, to Don Ash znikał, po czym niespodziewanie powraca dopiero wtedy, gdy ten bandyta już znika. Nikt nigdy nie widział ich razem. No i jeszcze jedno. Zraniłem niedawno tego łotra w lewą skroń. Młody de La Vega ma na skroni taką samą ranę jak ta, którą otrzymał ode mnie Zorro. Zatem wszystko do siebie pasuje.
Kapitan przemyślał przez chwilę słowa detektywa, po czym złapał za dzwonek i zadzwonił. Do jego gabinetu wszedł wówczas sierżant Meowth Garcia.
- Wzywał mnie pan, kapitanie?
- Tak. Masz jechać do hacjendy de La Vegów i aresztować Don Asha.
- Don Asha?! - zawołał przerażony Meowth - A pod jakim zarzutem, komendancie?!
- Pod zarzutem działania jako Zorro - padła odpowiedź.
Sierżant Garcia ryknął gromkim śmiechem, gdy to usłyszał.
- Przepraszam, kapitanie, ale czy to jakiś żart?
- Nigdy nie byłem równie poważny, co teraz.
- Ale kapitanie... Nie znam nikogo, kto by mniej pasował na bycie Zorro niż Don Ash de La Vega.
Monastario uśmiechnął się podle.
- Otóż to, sierżancie. Otóż to. I właśnie dlatego go aresztujesz.
***
Sierżant Garcia nie miał wyboru. Musiał zebrać żołnierzy i pojechać do hacjendy de La Vegów, a następnie aresztować Don Asha. Zrobił to bardzo niechętnie, czego bynajmniej nie ukrywał. Jego czyn oczywiście wzbudził zdumienie wszystkich mieszkańców domu.
- Panie sierżancie! To musi być jakaś pomyłka! - zawołała załamanym głosem donna Delia.
- Mój syn jest ostatnią osobą, którą można podejrzewać o bycie Zorro - rzekł Don Josh.
- Ash nie jest Zorro! To na pewno nie on! - wołała Serena.
- Mój brat jest idiotą, skoro posądza Asha o coś takiego! - zawołała oburzonym tonem Bonnie.
- Nie rozumiem, dlaczego ktoś podejrzewa mojego przyjaciela o bycie tym bandytą - rzekł Maxymiliano, poprawiając sobie lekko palcem okulary na nosie - Liczę jednak, że sprawa prędko się wyjaśni.
- Ash ma swoje wady, ale nie jest przestępcą! - stwierdziła pewnym siebie tonem Dawn.
Sierżant ze smutkiem westchnął, po czym odrzekł:
- Ja również jestem pewien, że to jest jakaś pomyłka, ale cóż... Mam rozkaz i muszę go wykonać. Ale proszę być spokojnym, proszę państwa. Z całą pewnością wszystko się niedługo wyjaśni.
- Spokojnie, kochani - rzekł spokojnym tonem Ash - Sierżant ma rację. Wszystko się wyjaśni, a wtedy wrócę do was cały i zdrowy.
Jego bliscy mieli obawy, że będzie inaczej. Delia nawet mocno objęła syna i nie chciała go puścić, ale w końcu musiała to zrobić. Meowth Garcia skrępował Ashowi dłonie i zabrał go ze sobą na siedziby kapitana Jamesa Monastario, który zaraz zaczął przesłuchiwać w towarzystwie porucznik Jessie oraz Clemonta Pinkertona swego więźnia.
- Ten upór ci szkodzi, Zorro - powiedziała Jessie, dotykając zwiniętym batem podbródka aresztanta - Myślisz może, że się wymigasz od kary, jeśli będziesz udawać idiotę?
- A jeśli nie udaję? - zapytał wesoło Ash.
Pani porucznik uderzyła go w twarz tak mocno, że aż zleciał z krzesła. Chciała to zrobić ponownie, ale Clemont ją powstrzymał.
- Uspokój się! Musimy go przesłuchać! - przypomniał kobiecie.
- On ma rację. Panuj nad sobą - rzekł James.
Kobieta prychnęła z gniewem, zaś Monastario zaczął chodzić wokół Asha (który ponownie usiadł na krześle) i zaczął mówić:
- Wiemy już doskonale o twojej grze, która to była przykrywką dla twojej prawdziwej tożsamości. Muszę przyznać, że bardzo sprytnie to sobie wymyśliłeś. Niestety, senor Pinkerton przejrzał twoją grę.
- Gratuluję mu inteligencji, ale nie rozumiem, dlaczego właśnie mnie o to posądza - powiedział z uśmiechem na twarzy Ash - To może mu nieco utrudnić starania o rękę mojej siostry.
Clemont spojrzał na niego gniewnie, jednak nic nie odpowiedział na to pytanie.
- Dość tego dobrego! - zawołała Jessie - On wyraźnie z nas sobie kpi! Przywiążmy go do pręgierza i wychłoszczmy aż do krwi! Wtedy na pewno będzie bardziej rozmowny!
- Nie lubię takich metod, ale chyba nie mamy innego wyjścia - rzekł kapitan - Trudno. Sam do tego doprowadziłeś, de La Vega.
Nagle na zewnątrz dało się słyszeć wystrzały z karabinów oraz bardzo przerażone okrzyki:
- Zorro! To Zorro!
- CO?! - krzyknął Monastario i wybiegł na zewnątrz.
Jessie, Clemont i Ash zrobili to samo. Zauważyli wtedy, że w bramie garnizonu stoi czarny Pokemon koń, a na jego grzbiecie siedzi... Zorro we własnej osobie. Przestępca poderwał swego wierzchowca, aby stanął on na tylnych nogach, po czym pognał go przed siebie i uciekł.
- Szybko, za nim!!! Gonić go!!! - krzyczał sierżant Garcia, próbując zebrać żołnierzy, którzy byli tym wszystkim bardzo zdumieni.
Chwilę później oddział wojska ruszył w pościg, a kapitan spojrzał z gniewem na Clemonta Pinkertona, który był równie zdumiony, co wszyscy w garnizonie, jeśli nie bardziej.
- Nic z tego nie rozumiem. Przecież Zorro stoi tu obok nas! A może to Mały Zorro? - mówił zrozpaczonym głosem.
- Mały Zorro to przecież dzieciak! Czy on ci wyglądał na dziecko, ty głąbie?! - warknęła na niego Jessie - Jesteś idiotą, a nie detektywem!
- Najwyraźniej ona ma rację - powiedział James Monastario - Przez ciebie aresztowałem niewinnego człowieka, Pinkerton!
Następnie spojrzał na Asha i dodał smutnym tonem:
- Mam wielką nadzieję, że zechce mi pan to wybaczyć, de La Vega. Pan rozumie, to wszystko było wywołane jedynie błędem naszego agenta.
- Ależ naturalnie - uśmiechnął się Ash - W końcu pomyłki każdemu się zdarzają, nieprawdaż?
***
Don Ash powrócił do domu oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Z kolei kapitan i pani porucznik byli wściekli. Czuli, że ośmieszyli się, a wszystko to z powodu zbytniej pewności siebie pana Clemonta Pinkertona. Monastario stracił już do niego całkowicie zaufanie i postanowił, że więcej nie będzie się go w niczym słuchał.
Clemont również nie był z tego wszystkiego zadowolony. Załamany chodził po hacjendzie de La Vegów, którzy tylko z powodu rozkazu Jego Ekscelencji, a także sympatii do panny Bonnie nie wyprosili go jeszcze ze swojego domu. Jednakże większość domowników wcale nie kryła swojego oburzenia, a już szczególnie senorita Dawn, która odtąd mijała Clemonta z marsową miną na twarzy, zaś jej Piplup piszczał niejeden raz gniewnie w kierunku młodzieńca, okazując mu swoją niechęć. Również Bonnie dawała bratu do zrozumienia, że ośmieszył się tylko i uraził ich gospodarzy, jak również stracił teraz wszelkie nadzieję na rękę panny de La Vega. Clemont doskonale o tym wiedział, jednak nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby to naprawić.
Sytuacja zrobiła się jednak jeszcze gorsza, kiedy to dwa dni po tych wydarzeniach James Monastario przysłał swoich żołnierzy, aby aresztowali oni donnę Pulido i jej córkę pod zarzutem pomagania bandycie wyjętemu spod prawa. Oczywiście wszyscy w mieście doskonale wiedzieli, jakie są tego prawdziwe powody, ale nikt nie mógł nic na to poradzić.
Don Josh de La Vega jednak wiedział, że nie może całej tej sprawy pozostawić bez działania.
- Mam już tego wszystkiego dość! - krzyknął mężczyzna, uderzając pięścią w stół - Ten człowiek zdecydowanie posunął się za daleko! Musimy mu się wreszcie przeciwstawić!
- Ojcze, nie sądzę, aby to był najlepszy pomysł - rzekł Don Ash - Sam jestem oburzony aresztowaniem mojej narzeczonej, ale przecież oficjalnym buntem nic nie zyskamy.
- Nie licząc kłopotów - wtrącił Maxymiliano.
- Oni mają rację - zauważyła donna Delia, patrząc na męża - Chyba nie sądzisz, że buntem ocalisz Grace i Serenę?
- Najlepiej będzie napisać do Jego Ekscelencji skargę na kapitana - powiedział Don Ash.
- Mój brat wyjątkowo się nie myli - zauważyła nieco zadziornie Dawn - Przecież nazwisko de La Vega wciąż jeszcze w tym świecie coś znaczy. Wykorzystajmy to w taki sposób, aby nie łamać prawa.
- O nie, moi kochani! - zawołał Don Josh - Przecież ten człowiek ufa kapitanowi i jestem pewien, że wszystkie skargi na niego odbierze inaczej niż powinien, a jeżeli nawet w nie uwierzy, to Monastario wszystko obróci na swoją korzyść. O nie! Tym razem muszę postąpić wbrew prawu! W nocy zbiorę naszą służbę i włamiemy się do garnizonu, aby odbić donnę Pulido i jej córkę.
- Ojcze, to niebezpieczne! A co będzie, jeżeli cię złapią?! - zapytała przerażona Dawn.
- Właśnie, ojcze! Co wtedy? - jęknął Ash.
Don Josh spojrzał na niego poważnym wzrokiem i rzekł:
- Czasami prawdziwy mężczyzna musi myśleć o innych, a nie o sobie. Może kiedyś i ty to zrozumiesz, mój chłopcze.
Następnie nakazał on żonie, córce i żeńskiej części służby, aby jeszcze tego samego dnia opuścili oni hacjendę.
- Musicie jechać do Szarej Iris, twojej siostry - zwrócił się do swojej żony pan de La Vega.
Jego małżonka bowiem była z pochodzenia Indianką, chociaż jej cera wcale na to nie wskazywała. Kobieta swego czasu została znaleziona ranna przez Don Josha na prerii. Mężczyzna zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, dlatego poprosił ją o rękę. Delia wyraziła na to zgodę, ale pod warunkiem, że jej młodsza siostra Szara Iris oraz jej mąż Siedzący Cilan będą mogli spokojnie przebywać na ich ziemiach i swobodnie tam polować na zwierzynę. Don Josh bez najmniejszego wahania wyraził na to zgodę, tak bardzo kochał swoją żonę. Teraz zaś uznał, że decyzja podjęta przez niego w przeszłości się może przydać i Indianie ukryją jego rodzinę na czas akcji.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wrócicie tu bezpiecznie. Jeśli nie, to będziecie musieli trzymać się z daleka od tego domu, bo nie będziecie tu już mieli powrotu.
- Ojcze, ja chcę walczyć u twego boku! - zawołała Dawn, a jej Piplup pisnął bojowo.
Don Josh pogłaskał czule dziewczynę po głowie.
- Przykro mi, kochanie, ale walka to nie jest coś dla kobiet. Wielka szkoda, że twój brat nie ma w sobie tyle odwagi, co ty.
Ashowi zrobiło się przykro, gdy to usłyszał, ale nie odezwał się. Jego ojciec tymczasem wezwał męską część służby i zaczął z nimi ustalać plan akcji. Do narady dołączył również Clemont, który oświadczył, że z wielką przyjemnością pomoże on de La Vedze w planowanej przez niego akcji. Zachowanie kapitana wzbudziło bowiem jego oburzenie i nie zamierzał wcale tego ukrywać. Don Josh nie wiedział, czy powinien mu zaufać, ale ostatecznie wyraził zgodę na jego udział w akcji, chociaż dodał, że będzie miał go na oku.
W tym samym czasie Don Josh z Clemontem Pinkerton oraz kilkoma najwierniejszymi służącymi z hacjendy pojechali do garnizonu z nastaniem nocy, po czym zakradli się pod mur i rozejrzeli dookoła. Nikogo nie było widać, więc wszystko wydawało się być w porządku.
- Coś tu za cicho - powiedział Pinkerton - Nie jestem pewien, czy to aby nie podstęp.
- Daj spokój! Przecież oni nie wiedzą, że tu przybędziemy - odparł na to pewnym siebie tonem Don Josh.
- Nie byłbym tego taki pewien.
- Możesz więc zawrócić, jeśli się boisz.
Clemont nie zamierzał zawracać, więc pozostał i pomógł Don Joshowi wspiąć się na mur koszar. Sam zaś chwilę potem wskoczył tam za nim, po czym wciągnął kolejno dwóch służących. Pozostali stanęli na czatach, aby w razie czego zaalarmować swojego pana, że zbliża się niebezpieczeństwo.
De La Vega i jego pomocnicy powoli zeskoczyli ostrożnie z murów i podbiegli szybko do aresztu. Przy celi spał strażnik. Zabranie mu kluczy nie było wcale trudne.
- Spokojnie, moje panie. Zaraz was stąd zabierzemy - powiedział Don Josh z uśmiechem na twarzy.
Grace i Serena patrzyły na niego zasmuconym wzrokiem.
- Don Josh! Proszę szybko stąd uciekać! - jęknęła donna Pulido - Nie powinien pan tu być.
- Powinienem tu być i jestem - odrzekł jej mężczyzna.
- Senor de La Vega, proszę uciekać. Tu nie jest bezpiecznie - dodała bardzo przejętym tonem Serena.
Mężczyzna zlekceważył ostrzeżenia, po czym bardzo szybko otworzył drzwi kluczami i wyprowadził obie kobiety.
- Dobrze, a teraz uciekajmy! - rzekł Clemont.
- Nie ruszać się!
Ciszę rozdarł nienawistny głos komendanta Monastario i pojedynczy wystrzał. Chwilę później na dziedzińcu koszar zaroiło się od żołnierzy, którzy otoczyli spiskowców. Josh, Clemont i służący podnieśli powoli ręce do góry. Zauważyli wówczas podchodzących do nich kapitana Jamesa oraz porucznik Jessie, prowadząca pozostałych służących Don Josha de La Vegi związanych oraz zakneblowanych.
- No proszę... A kogo my tu mamy? - powiedziała złośliwie kobieta - Przyznasz chyba, drogi bracie, że takich gości się nie spodziewaliśmy.
- Co racja, to racja - odrzekł z uśmiechem kapitan - Spodziewałem się raczej tego bandyty Zorro. Mimo wszystko zasadzka jednak na coś się nam przydała.
Następnie spojrzał na ojca Asha i Dawn, mówiąc:
- Dziwię ci się, de La Vega. Na stare lata takie numery? Pogratulować ci energii.
- Ty nędzny łotrze! - warknął na niego Don Josh.
- Spokojnie, mój drogi przyjacielu. Nie ma co się złościć. Za naiwność trzeba płacić - odparł kapitan, po czym spojrzał na Clemonta - A ty, nędzny głupcze, stanąłeś teraz po stronie naszych wrogów? Tego ja się po tobie nie spodziewałem.
- A ja po tobie nie spodziewałem się, że będziesz aż taką kanalią, aby więzić niewinne kobiety! - zawołał Clemont - Gubernator o wszystkim się dowie!
Kapitan i pani porucznik ryknęli śmiechem.
- Ty głupcze! - rechotał James - Czy ty jeszcze niczego nie rozumiesz? Wszystko, co robię, czynię wyłącznie z upoważnienia Jego Ekscelencji! To on chce, żebym tak postępował. Mam utrzymywać tu porządek i zamierzam to zrobić, choćby siłą. Jemu zaś to odpowiada do czasu, dopóki ma pełną kieszeń.
Clemont spojrzał na komendanta gniewnym wzrokiem, następnie zaś pokręcił załamany głową. Nie mógł uwierzyć w to, że był taki głupi, aby kiedykolwiek wierzyć w dobre intencje gubernatora Giovanniego.
- Przygotowaliśmy szubienicę dla tego łotra Zorro i jego wspólnika - zaśmiała się Jessie - Ale dzisiaj powiesimy na niej kogoś innego.
- Nic nie szkodzi. Ważne, że będzie ich dwóch - powiedział James - A na tamtych kolej przyjdzie później.
- Na razie przyszła kolej na ciebie, łotrze! - zawołał nagle czyiś dobrze znany wszystkim głos.
Kapitan spojrzał w górę i zauważył, że na dachu jego garnizonu stoi Zorro. Niedaleko niego stał Mały Zorro z pistoletami w dłoniach.
- Poddajcie się, jesteście otoczeni! - zawołał chłopiec.
Żołnierze ryknęli śmiechem, gdy to usłyszeli.
- My otoczeni? - zachichotała Jessie - A niby przez kogo? Przez was?
- O nie... Przez nich - zaśmiał się Mały Zorro.
Pani porucznik i jej żołnierze rzucili wzrokiem na boki. Zauważyli wówczas, że na murach stoją Indianie z łukami w dłoniach, z których to mierzyli w ich stronę. Część Indian zaś wbiegła na dziedziniec i otoczyła ludzi kapitana Monastario.
- Co?! Ale jak?! - zawołała zdumiona Jessie.
- Ty nigdy nie doceniałaś Indian, prawda? - zachichotała Indianka z wielkimi, fioletowymi włosami, która wyraźnie dowodziła tą grupą.
Była to Szara Iris. Na jej policzkach widniały barwy wojenne.
- Zapomniałaś chyba, że umiemy wręcz bezszelestnie się poruszać po każdym terenie? - zapytała złośliwym głosem Indianka - Podczas, kiedy wy zajmowaliście się moim szwagrem, to moi ludzie osaczyli was i czekali na okazję do ataku. Wielka szkoda, że zdjęliście straże, aby zastawić tę waszą zasadzkę. To was zgubiło.
- Jesteście w pułapce - powiedział Zorro - Jeżeli nie rzucicie broni, to zostanie naszpikowani strzałami. Co wolicie?
Sierżant Garcia jako pierwszy rzucił broń na ziemię. Inni żołnierze jeden po drugim zrobili to samo, po czym zostali związani i zakneblowani, zaś złapani przez nich służących szybko oswobodzono.
- Brawo, Zorro... Brawo... Przechytrzyłeś mnie - powiedział kapitan James Monastario, zaciskając zęby z wściekłości - Gratuluję ci. Co teraz ze mną zrobisz? Zabijesz mnie?
- Nie, ale muszę ponownie wymierzyć ci karę za to, co zrobiłeś - rzekł Zorro, zeskakując na ziemię z dachu - Jednak tym razem dam ci szansę na honorowe załatwienie tej sprawy. Dobądź szpady i walcz!
To mówiąc sam złapał za broń i stanął się w pozycji bojowej. Kapitan uczynił to samo, po czym natarł na swego przeciwnika zaciekle i groźnie. Ten jednak bez większych trudności odpierał jego ataki. Spokojnie i bez zbędnego pośpiechu parował każdy cios Jamesa, jednocześnie uśmiechając się do niego złośliwie.
Wszyscy patrzyli na ten pojedynek przerażeni, a już zwłaszcza Serena, która dzielnie kibicowała swemu ukochanemu mając nadzieję, że wygra on tę walkę, wiedząc doskonale, czym im grozi jego porażka.
Pojedynek tymczasem trwał dalej i stawał się coraz bardziej zaciekły, gdyż kapitan nie zamierzał ustąpić. Atakował on zaciekle Zorro, którymi to chwilami z trudem odpierał jego ciosy. Ale dzielny, zamaskowany bandyta dowiódł, dlaczego krążą pogłoski, że jest wręcz doskonałym szermierzem, ponieważ mimo umiejętności kapitana zdołał wytrącić mu w końcu szpadę z dłoni.
- Powinienem cię zabić za to, co zrobiłeś, ale nie jestem taki, jak ty, więc poprzestanę jedynie na tym...
To mówiąc przerzucił on szpadę do lewej dłoni i uderzył prawą pięścią kapitana między oczy. Ten upadł zemdlony na ziemię, zaś Zorro chwycił ponownie swoją broń prawą dłonią i wyciął nią na ubraniu swego podłego przeciwnika dużą literę Z.
Jessie, widząc porażkę swojego brata, krzyknęła w furii niczym ranny zwierz, po czym rozerwała swe więzy, dobyła z cholewy buta nóż i cisnęła nim w Zorro.
- Zorro, uważaj! - krzyknęła przerażona Serena.
W tej samej właśnie chwili padł strzał. To Mały Zorro strzelił w nóż, zmieniając dzięki temu kierunek jego lotu i zmuszając go do upadku na ziemię. Następnie młody bandyta zeskoczył z dachu, podbiegł do Jessie i powiedział:
- Mamusia cię nie uczyła, że nie należy bawić się nożami?
Pani porucznik wściekła rzuciła się na niego, ale bandyta skoczył w bok, przez co nie zdołała go schwytać. Wówczas złapała za leżącą na ziemi szpadę brata i próbowała nią ciąć Małego Zorro, ale ten zręcznie unikał jej ciosów, pokazując przy tym złośliwie swej przeciwniczce język. W końcu przeskoczył zwinnie nad jej głową i zaaplikował jej dość mocny kopniak w pośladki, a zaraz potem dobył szpady i wyciął nią na tylnej części spodni pani porucznik literę Z.
- Nigdy nie lubiłem kobiet noszących spodnie - zaśmiał się złośliwie Mały Zorro.
Następnie schował szpadę do pochwy i zawołał:
- Lepiej już stąd odejdźmy. Obawiam się, że nadużyliśmy gościnności pana kapitana i jego siostry.
- Zgadzam się z tobą, przyjacielu. Ruszajmy więc! - zaśmiał się Zorro, po czym podszedł on do Sereny i wziął ją za rękę - Czy zechcesz z nami pojechać, senorita?
- Nawet gdybym miała wybór jechać gdzie indziej, to za żadne skarby bym tam nie pojechała - odpowiedziała mu czule dziewczyna.
C.D.N.
Ash i Max wiele ryzykowali, ukazując się wybrankom swego serca w przebraniach, bo przecież nie mogli mieć pewności co do tego, że one ich nie wydadzą, tym bardziej że przecież Bonnie nie spodobało się zuchwałe postępowanie Maxa, choć tak naprawdę z pewnością czuje się zachwycona tym, że tak mu się spodobała. A Serena zakochała się w Zorru, choć w ogóle go nie zna i nie wie nawet jak wygląda, przynajmniej teoretycznie, ale zakochała się w jego odwadze, która przypomina jej dawnego Asha, który tak jej imponował, choć gdyby nadal taki był, to z pewnością nie skierowałaby swoich uczuć ku komuś innemu, bo właśnie męstwo i odwaga najbardziej jej imponują, dlatego nie potrafiłaby być z kimś, kto byłby pozbawiony tych cech, które ona tak bardzo podziwia.
OdpowiedzUsuńJames to żałosny tchórz i dupa wołowa. W ogóle nie nadaje się na oficera, tak samo jak jego siostra, która potrafi tylko ze wszystkich drwić i ich obrażać. Oboje są siebie warci. Żałosne kreatury. Problem w tym, że Clemont zdołał się domyślić prawdziwej tożsamości Zorra, bo zauważył, że on pojawił się wtedy, gdy Ash zniknął. I pewnie zwrócił też uwagę na nagłe zniknięcie Maxa. Mewoth z pewnością nie jest zachwycony tym, że James kazał mu aresztować kogoś, kogo uważa za swojego przyjaciela, bo przecież zawsze się z Ashem dobrze dogadywał i nigdy by nie przypuszczał, że kiedykolwiek przyjdzie mu go aresztować.
OdpowiedzUsuńJestem naprawdę ciekaw, kim okazał się wybawca Asha przebrany za Zorro, skoro jego wzrost wskazywał na to, iż nie był to Max. A Jessie jest gorsza od swego brata, bo jest okrutna i brutalna, podczas gdy on nie ucieka się do takiej przemocy, jaką ona stosuje. Dawn jest odważna, skoro byłaby gotowa na odbicie Sereny i jej matki, jednak don Josh obawia się, że by ją stracił, dlatego nie pozwala jej wziąć udziału w planowanym przedsięwzięciu, tym bardziej że ona pewnie nie umie walczyć. Ash sprawia wrażenie, że również tego nie potrafi, choć w rzeczywistości jest doskonałym szermierzem, podobnie jak Max, po którym też nikt nie spodziewałby się waleczności, skoro udają takich nieogarów xD
OdpowiedzUsuńKtóregoś wieczora do pokoju Sereny Pulido wpada zamaskowany bandyta o imieniu Zorro, w którym to dziewczyna skrycie się podkochuje. Mężczyzna jako podarunek zostawia jej różę oraz słodki pocałunek, a dziewczyna w zamian wyznaje mu swoje uczucia. W tym samym czasie Mały Zorro robi dokładnie to samo z panną Bonnie, po czym wraz ze swoim przyjacielem ucieka z hacjendy de la Vegów, obiecując swojej damie obecność na zabawie następnego dnia. :)
OdpowiedzUsuńNa rzeczonej zabawie Serena bawi się wraz z Ashem, któremu nawet nieźle wychodzi taniec. Gdy chłopak odchodzi, by przynieść swojej partnerce napój, podchodzi do niej kapitan Monastario i próbuje poprosić ją do tańca, czemu Serena zdecydowanie odmawia. Jednak kapitan nie ustaje w swoich wysiłkach i nawet siłą (mimo oporu) próbuje zmusić dziewczynę, by z nim zatańczyła. Na jej szczęście na zabawę wpada Zorro wraz ze swoim kompanem, który broni Sereny przed kapitanem. Oszałamia mężczyznę i podczas jego nieprzytomności tańczy z Sereną flamenco, to samo robi Mały Zorro z Bonnie, na co chce brutalne zareagować Clemont, jednak powstrzymuje go przed tym Dawn, która prosi go do tańca, co ostatecznie powstrzymuje mężczyznę przed jakimkolwiek działaniem.
Po całym tańcu do Sereny wraca Ash, a następnego dnia kapitan Monastario na podstawie doniesień Clemonta postanawia aresztować Asha, wcześniej decydując o aresztowaniu donny Pulido i jej córki Sereny pod dowolnym zarzutem, jak choćby na przykład kolaborowanie z Zorro. Mimo protestów dochodzi do aresztowania Asha pod zarzutem bycia Zorro, jednak podczas przesłuchania chłopaka pojawia się... Zorro na koniu, który ucieka. Ash zostaje uwolniony, jednak jego ojciec jest na tyle wściekły, że nie ma zamiaru puścić tego kapitanowi płazem. Dodatkowo informacja o aresztowaniu donny Pulido i jej córki wywołuje w nim decyzję o uwolnieniu kobiet z więzienia. Jest świadom tego, że sam temu nie podoła, dlatego posyła Asha po ciotkę indiankę zwaną Szarą Iris, by ta udzieliła im pomocy.
Podczas próby uwolnienia donny Pulido zostaje przyłapany przez kapitana Monastario i jego ludzi. Przychodzą im z pomocą Indianie, którzy otaczają zamek kapitana. Dociera tu również Zorro, który staje do pojedynku z kapitanem, oczywiście go pokonując, po czym wraz z donną Pulido i jej córką odjeżdża z tego przeklętego miejsca. :)
Robi się coraz ciekawiej. W ostatnim odcinku spodziewam się ujawnienia tożsamości Zorro. :) A opowiadanie jak do tej pory podoba mi się i to bardzo. :)
Ogólna ocena: 100000000000000000000000000000000000000/10 :)
Czy ta pierwsza scena to nie nawiązanie do Znaku Zorro z Tyrone Powerem ?
OdpowiedzUsuńTam też była róża i pamiętam, że Lolita nakładała na siebie szlafrok.
Nie wiem, jak ten Zorro to robi, ten złodziej, że kradnie serce każdej damy.
Jest taki niesamowicie szarmancki, czarujący, uwodzicielski, pewny siebie, ale nie zarozumiały, męski, a zarazem taki wrażliwy, delikatny i czuły, że żadna nie może mu się oprzeć.
Ależ kapitan zrobił się chamowaty, nigdy wcześniej taki nie był, ale Zorro jak zwykle dał mu porządną nauczkę.
Detektyw się chyba zakochał i dobrze, może zajęty miłością, przestanie myśleć o schwytaniu Zorro.
I co będzie dalej ?
Kapitan na pewno nie daruje upokorzenia, jakiego doznał publicznie, w czasie zabawy.
Nie kocha senioraty, ale będzie go bolała zraniona miłość własna.
Tak właściwie, to bardziej nawiązanie do oryginalnej powieści, kiedy Lolita miała sjestę i Zorro ją wtedy odwiedził i wyznawał jej miłość. Nieco też nawiązałem do bajki z 2002 roku, która jest najwierniejszą adaptacją oryginalnej książki. I tam też Zorro idąc w zaloty do ukochanej dał jej różę. Wtedy, jak pisałem to opowiadanie, jeszcze nie znałem filmu z 1940 roku, ale możliwe, że nieświadomie do niego nawiązałem :)
UsuńWłaśnie, Zorro to potrafi skraść serce każdej damy i wcale nie trudno w to uwierzyć :) Choć w kilku wersjach bywał takim nieco Casanovą, choćby w tej polskiej trzytomowej książce "ZORRO - JEŹDZIEC W MASCE", zalecał się do dwóch naraz, ale ostatecznie poślubił trzecią, która jako jedyna nie gardziła nim jako Diego i poznała się na nim, łatwo domyślając się, że jego zachowanie jest tylko i wyłącznie grą :)
Detektyw rzeczywiście jest poważny zakochany w siostrze naszego bohatera i miłość sprawia, że nieco odciąga go to od jego pracy, a w każdym razie na pewno zmusza go do tego, aby patrzył na pewne sprawy inaczej :)
Oj tak, kapitan nie daruje takiej zniewagi. Miłość własna jest silnym uczuciem i on nie puści płazem takiej zniewagi. Także to jeszcze nie koniec.
Aresztowanie seniorat to nawiązanie do o książki prawda ?
OdpowiedzUsuńPamiętam, że tam było coś takiego, że Lolita i jej matka siedziały w wierzeniu za karę, bo Lolita odrzuciła chamskie zaloty kapitana.
Nienawidzę tej baby za to, że uderzyła Diego i chciała go torturować, co za małpa.
Jest mi przykro i jestem zła, że detektyw wydał Diego, miałam nadzieję, że może jednak tego nie zrobi.
Ciekawy wątek z Indianami.
Ale najciekawsze dla mnie, kto się przebrał za Zorro ?
Kto jest drugim Zorro i ukrywa się za maską i skąd wiedział, żeby przybyć w tym właśnie momencie.
Bardzo mnie ten drugi Zorro zaskoczył i zaintrygował.
Owszem, to właśnie nawiązanie do książki, kiedy kapitan Ramon z pobudek osobistych tak właśnie postąpił. I przy okazji też chyba liczył na to, że złapie Zorro.
UsuńNo widzisz, dlatego właśnie Jessie jest idealną pomocnicą naszego kapitana i tak jak i on dostanie za swoje. Możesz być pewna.
Detektyw mimo wszystko jest tym, kim jest i musi wykonać swoje zadanie. A prócz tego jeszcze chciał w ten sposób ratować panie Pulido. I liczył na to, że w ten sposób kapitan zostawi je w spokoju. No i cóż... Niestety, pomylił się.
Dobre pytanie i jestem ciekaw, co powiesz na wyjaśnienie tej zagadki :)