Wspólny wróg cz. I
- Jak się czujesz, Ash? - zapytałam wchodząc do sali szpitalnej, na której leżał mój chłopak.
Zapytany spojrzał na mnie z czułym uśmiechem, po czym delikatnie dotknął ręką swojej głowy, na której miał opaskę z bandaża. Bandażem miał też owinięte żebra, które powoli mu się zrastały na nowo. Wypadek, jakiemu Ash ostatnio uległ, mocno go osłabił, a nawet o mało nie pozbawił życia, ale na szczęście wszystko już było w porządku, a mój chłopak powoli wracał do zdrowia, choć oczywiście bez długiego (co najmniej tygodniowego pobytu) w szpitalu nie mogło się obyć. Widziałam jednak po jego wesołej minie, że szybko odzyskuje on siły zarówno fizyczne, jak i te psychiczne.
- Lepiej, Sereno. Lepiej - odpowiedział na moje pytanie Ash.
- Lepiej? - uśmiechnęłam się wesoło, siadając na krześle stojącym obok jego łóżka.
- Lepiej nie pytaj - zachichotał mój luby, puszczając mi oczko.
Oboje wybuchnęliśmy radosnym śmiechem. Że też Ashowi chciało się żartować z tego, co ostatnio miało miejsce. On jest naprawdę zwariowany, choć osobiście podziwiam go za to. W końcu ile osób umiałoby się śmiać z własnej rekonwalescencji? Na pewno niewiele. Gdyby to mnie spotkało coś takiego jak ten wypadek, to na pewno nie skakałabym z radości z tego powodu. Jeśli już, to raczej narzekałabym ile tylko się da, a być może nawet robiłabym z siebie jeszcze prawdziwą męczennicę. Ash natomiast podszedł do tego wszystkiego w taki sposób, jakby cały wypadek w ogóle nie miał miejsca, a on po prostu wyszedł na spacer, podczas którego zdarł sobie lekko skórę na kolanie. Naprawdę go za to podziwiałam. Prawdę mówiąc to nadal go podziwiam, bo choć minęło już trochę czasu od wydarzeń, które tu opisuję, to mój ukochany wciąż jest taki sam, jak wtedy. Na całe szczęście, bo nie wiem, czy umiałabym kochać go wtedy, gdyby się zmienił na gorsze.
- Och, Ash. Czy ty zawsze musisz sobie żartować z poważnych spraw? - zapytałam wesoło, kiwając przy tym głową.
- Ja wcale sobie nie żartuję. Po prostu próbuję jakoś o tym wszystkim, co mnie ostatnio spotkało, nie myśleć - odpowiedział Ash, chwytając mnie czule za rękę - Wiem, że wyglądam fatalnie z tym bandażem na głowie. Pod piżamą mam go zresztą znacznie więcej. Staram się jednak nie myśleć o tym jak o czymś złym, bo jeśli zacznę tak myśleć, to zwariuję. Zamiast tego wolę po prostu śmiać się i żartować. Dzięki temu normalnie żyję.
- Boli cię to? - spytałam z troską, dotykając czule palcem jego żeber.
Ash popatrzył na swoje żebra i machnął lekceważąco ręką.
- Już prawie nie. Siostra Joy z lekarzami mówią, że szybko mi się kości zrastają. Gorzej jest z tą moją raną na głowie. Nadal trochę pobolewa. Ponoć efekty tego wypadku mogą pozostać na całe życie.
- To znaczy? - zapytałam z obawą, że zaraz Ash powie mi coś bardzo przerażającego.
Na szczęście to, co chciał mi powiedzieć mój ukochany, nie było wcale straszne, ani tym bardziej nie była to zapowiedź zagrożenia dla jego życia.
- Mogę dostawać częstych bólów głowy, zwłaszcza z tyłu - wyjaśnił mi chłopak, dotykając swojej potylicy - Rozumiesz? Dotąd miewałem tylko od czasu do czasu bóle z przodu głowy spowodowane stresem, a teraz jeszcze do kompletu będzie mnie boleć z tyłu. Normalnie raj na ziemi.
Chłopak powiedział to w taki sposób, że oboje parsknęliśmy wesołym śmiechem. Przy Ashu czasami naprawdę trudno się nie śmiać.
- Mówili ci już, kiedy cię wypiszą? - zapytałam po chwili.
- Prawdopodobnie za kilka dni, kiedy całkowicie zrosną mi się żebra. Co zaś do głowy, to będę musiał codziennie regularnie zmieniać opatrunki przez co najmniej tydzień - wyjaśnił mi Ash.
- To oczywiste. Przecież ta rana na głowie jest znacznie poważniejsza niż złamanie kilku kości - powiedziałam czule, ściskając przy tym jego dłoń - Przy okazji... Masz jeszcze jednego gościa.
- Naprawdę? Jakiego? - zdziwił się Ash, rozglądając się dookoła, jakby chciał go wypatrzeć.
- A takiego! - zachichotałam wesoło i wskazałam palcem na drzwi sali.
W drzwiach stanęła właśnie Dawn, delikatnie przy tym chichocząc. Na jej ramieniu siedział Piplup, który zapiszczał radośnie na nasz widok.
- Cześć, braciszku! - powiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy - Już nie jesteś mumią egipską czy nadal masz wszędzie bandaże?
- Cześć, siostrzyczko - zachichotał Ash, słysząc słowa Dawn - Wiesz, tak szczerze mówiąc, to nadal jestem częściowo zmumifikowany. Pomijając jednak ten fakt jestem bardziej żywy niż kiedykolwiek przedtem.
- Naprawdę? To bardzo dobrze. Bo wiesz, razem z Sereną byłyśmy już dzisiaj w kostnicy i dowiedziałyśmy się, że jednak twój pogrzeb odwołano. Za powód podali nam fakt, że szanowany pan nieboszczyk wrócił do świata żywych, chociaż był on na tyle niegrzeczny, że nawet nie raczył nikogo o tym zawczasu uprzedzić.
- Ha ha ha! Strasznie śmieszne, wiesz?! - mruknął Ash, udając lekko urażonego słowami siostry.
W rzeczywistości go one naprawdę ubawiły. Znałam mego chłopaka na tyle dobrze, aby to wiedzieć.
- No co? Chciałyśmy się dowiedzieć, czy mamy inwestować w wieniec, czy po prostu dać ci bukiet i nekrolog - zachichotała Dawn, wchodząc do sali radosnym krokiem.
Ash rzucił w siostrę poduszką tak, że niechcący strącił jej z ramienia Piplupa, który zapiszczał oburzony takim traktowaniem. Panna Seroni zaś zachichotała wesoło i odrzuciła bratu pocisk.
- Widzę, że naprawdę życia masz w sobie więcej niż kiedykolwiek - powiedziała po chwili - A przynajmniej tyle, ile miałeś go kiedyś.
To mówiąc usiadła na krześle obok mnie i popatrzyła swoimi wesołymi oczami na brata.
- Cześć, Pikachu. Jak się czujesz, mały? Jeszcze ci się nie znudziło siedzenie z nim tutaj dwadzieścia cztery godziny na dobę, co? - zachichotała Dawn, głaszcząc czule Pokemona po łebku.
- Pikachu jest ze mną cały czas. Wspiera mnie i dodaje sił w walce o powrót do zdrowia - rzekł Ash, z uśmiechem drapiąc swego Pokemona pod bródką, na co ten zareagował radosnym piskiem.
Jego trener uśmiechnął się do niego, po czym spojrzał na nas i zapytał:
- Jak tam w pracy?
- Wszystko jak na razie dobrze, choć klientom zdecydowanie brakuje twojej elokwencji i poczucia humoru - odpowiedziałam mu radośnie.
- Nie mogą się już doczekać, kiedy wrócisz - dodała Dawn - Zwłaszcza klientki. O! Te po prostu nie mogą się przestać o ciebie dopytywać!
Wiedziałam, że ona żartuje, dlatego też również zachichotałam. Ash zaś popatrzył na nas wesoło, gdyż nasz żart bardzo go ubawił.
- No, a co sprawiło, że przyszłyście tutaj obie o tej porze? Czy nie macie teraz aby pracy? - zapytał po chwili mój chłopak.
- Owszem, normalnie to mamy - odpowiedziałam mu z uśmiechem.
- Delia jednak puściła nas wcześniej, abyśmy mogły umilić ci życie - dodała z uśmiechem Dawn - A ona sama cię odwiedziła?
- Owszem, była dziś rano - odpowiedział nam gwoli ścisłości Ash - Jak zwykle nieco polamentowała nad moim biednym losem, jak to ona. Znacie ją przecież. Wystarczy, że kichnę, a ona już myśli, że mam zapalenie płuc.
- Jest twoją mamą. Po prostu się o ciebie troszczy - powiedziałam z czułością w głosie, myśląc jednocześnie, że sama bym chciała, aby moja mama umiała tak okazywać mi swoje uczucia.
- Wiem, ale czasami zwyczajnie przesadza - odrzekł na to mój chłopak - Choć i tak to jest lepsza sytuacja niż kiedyś, bo swego czasu to naprawdę była nie do wytrzymania. Teraz daje mi więcej zaufania, ale w przypadku troski o mnie niewiele się zmieniła, jeśli w ogóle.
- Rozumiem - powiedziała Dawn i wyjęła z kieszeni talię kart - Przy okazji mam karty. Zagramy?
- Ja nie mam nic przeciwko - zaśmiałam się.
Ash też nie miał nic przeciwko, a więc już po chwili graliśmy we trójkę w karty, prowadząc przy tym rozmowę.
- Ja tam nie wiem, braciszku, jak ty to robisz, że po takim wypadku możesz jeszcze czuć się dobrze i mieć nastrój do żartów - powiedziała Dawn po chwili milczenia - Gdybym ja dostała w łeb, to na pewno bym nie umiała się tak po prostu z tego śmiać.
- Ja też bym nie umiała - wtrąciłam się wesoło.
- No cóż, ja tam po prostu staram się optymistycznie patrzeć na całą sytuację, w jakiej się znalazłem - wyjaśnił Ash, nie przerywając gry.
- Ale jak ty to robisz, że patrzysz na wszystko tak optymistycznie? To kwestia nie wiem... umiejętności psychologicznych? - zapytała panna Seroni wyraźnie zaintrygowana.
- Nie. Po prostu mam proste zasady, które sam sobie wyznaczam, aby potem je przestrzegać - zachichotał wesoło Ash.
- Zasady? A jakie na przykład? - spytała jego siostra.
- Na przykład takie, że co nie twoje, to nie bierz - odpowiedział jej brat, po czym zabrał leżące na łóżku karty, które ona próbowała właśnie zabrać - To jest moje!
- Wybacz, zamyśliłam się - zarumieniła się Dawn lekko zawstydzona.
- Nie szkodzi. Mnie też się czasem to zdarza - zażartował sobie Ash.
Graliśmy jeszcze jakiś czas, po czym zabawę przerwał nam niestety niespodziewany hałas, który właśnie rozległ się na korytarzu.
- Co się tam dzieje? - zapytał nasz pacjent, wysuwając mocno głowę do przodu, aby sprawdzić, co ten hałas wywołało.
- Nie mam pojęcia, ale jak na mój gust ktoś próbuje się tutaj dostać za wszelką cenę - powiedziałam.
- Gratuluję, kochany Watsonie. Właśnie wyświetliłaś kolejną sprawę - odpowiedział mi nieco złośliwie Ash - Czy mogłabyś być jeszcze tak miła i wydedukować, kto to taki?
Nie zdążyłam mu się odciąć, gdyż cała zagadka sama się rozwiązała w chwili, w której usłyszeliśmy dobrze nam znamy głos:
- Co to niby znaczy, że on ma już gości?! Pani nie wie, kto ja jestem!
- O nie! Błagam! Tylko nie ona! - jęknął załamany Ash, który od razu rozpoznał po głosie, z kim będziemy mieli nieprzyjemność się spotkać.
Po chwili do sali wpadła jakaś dziewczyna oraz siostra Joy, która miała zasmucony wzrok.
- Próbowałam ją zatrzymać, ale nie chciała mnie słuchać - zaczęła się tłumaczyć pielęgniarka - Twierdzi, że musi się z tobą zobaczyć, Ash.
- Właśnie, Ash! Muszę się z tobą zobaczyć! To dla mnie bardzo ważne! - pisnęła urażonym tonem dziewczyna.
- Cześć, Macy - mruknął na widok dziewczyny Ash, w którego głosie trudno się było doszukać entuzjazmu.
Macy, bo to ona właśnie była, uśmiechnęła się wesoło do swego idola oraz obdarzyła mnie i Dawn nieprzyjemnym spojrzeniem. W końcu miała niemiłe wspomnienia związane z naszą dwójką. Mnie uważała za rywalkę, która zabrała serce jej idola, natomiast do Dawn miała również wielki żal, bo widocznie doskonale sobie zapamiętała udział dziewczyny w przygodzie na lotnisku, kiedy to tylko cudem zwialiśmy tym nawiedzonym fankom i to właśnie dzięki pomocy naszej błyskotliwej przyjaciółki.
Dziewczyna więc obdarzyła nas obie kwaśną miną, po czym spojrzała wesoło na mego chłopaka i powiedziała:
- Ash, dowiedziałam się, że jesteś w szpitalu i przybyłam najszybciej jak się tylko da. Wcześniej nie zdołałam, ale w końcu lepiej przybyć późno niż nie przybyć w ogóle, mam rację?
W twoim przypadku lepiej by było, Macy, jakbyś nie przybyła w ogóle, pomyślałam sobie. Lepiej oczywiście dla nas i dla naszych zszarganych nerwów.
- Tak, to prawda. Lepiej późno niż wcale - powiedział jej idol.
- Pika-pika-chu! - zapiszczał Pikachu.
- A tak w ogóle to skąd wiedziałaś, że Ash jest w szpitalu? - zapytała zadziornie Dawn.
- Pip-lu-pip? - zaćwierkał pytająco Piplup.
- Właśnie, również jestem tego bardzo ciekawa - dodałam złośliwie.
Macy obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem, po czym udzieliła nam odpowiedzi:
- Skąd to wiedziałam? Widać twoja biedna, miodowa głowa nie jest w stanie ogarnąć pewnej jakże bardzo subtelnej sprawy.
- Mianowicie jakiej? - zapytałam z gniewem.
- A mianowicie takiej, że jestem założycielką fanklubu Asha i muszę o takich rzeczach wiedzieć. Poza tym jest jeszcze coś takiego jak wywiad środowiskowy, więc dzięki niemu wiem to i owo.
- Niech ja tylko dorwę tego kapusia, który się wygadał, to zrobię mu krzywdę - rzekła do mnie po cichu Dawn - Mówię ci Sereno, normalnie zakopię go żywcem ogrodzie mojej mamy.
- A ja pomogę ci zatrzeć ślady - dodałam z uśmiechem w taki sposób, aby moja przyjaciółka to usłyszała, ale rywalka już nie.
- Co cię sprowadza, Macy? - zapytał po chwili Ash.
- Jak to co?! Przyniosłam ci czekoladki, aby ci osłodzić czekanie na wypis ze szpitala, Ash - zaśmiała się Macy, podając mojemu ukochanemu bombonierkę.
- O! To bardzo miło z twojej strony - zaśmiał się Ash i popatrzył na Macy - Jesteś naprawdę bardzo miła.
- Och! On powiedział, że jestem miła! - zawołała ta wariatka, łapiąc się za serce i opadając w moje ramiona - Słyszałaś to?
- Słyszałam aż za dobrze - mruknęłam niezadowolona.
W sumie to nie wiem, po co ja ją w ogóle złapałam, kiedy wpadła na mnie. Powinnam ją była upuścić, aby poleciała na podłogę. Może bolesny kontakt z zimnymi płytkami zadziałałby na nią leczniczo? Chociaż z drugiej strony mógłby tylko pogorszyć jej już i tak beznadziejny stan, więc może to lepiej, że ją złapałam? Trudno stwierdzić.
- Dobrze, Macy. Musisz już iść! - odezwała się w końcu siostra Joy, która obserwowała całą tę sytuację z uśmiechem lekkiego politowania na twarzy.
- Jak to?! Naprawdę muszę już iść?! - pisnęła załamanym tonem Macy, patrząc na pielęgniarkę - Nie mogę zostać jeszcze trochę?!
- Przykro mi, ale takie są procedury. Nie jesteś jego krewną ani też nie jesteś z nim spowinowacona, a więc musisz już iść - wyjaśniła cierpliwie siostra Joy - Wpuściłam cię na chwilę i to ci musi wystarczyć.
- Tak?! A te dwie wpuściła pani na dłużej! - mruknęła niezadowolonym tonem zwariowana pannica.
- Dlatego, że Serena jest narzeczoną Asha, więc jak widzisz, jest z nim spowinowacona, zaś Dawn jest jego siostrą, czyli jest z nim spokrewniona - odpowiedziała siostra Joy.
- CO?! Siostra?! - zawołała zdumiona Macy, spoglądając uważnie na Dawn - Ty jesteś siostrą Asha?!
- Owszem, tak się składa, że jestem - odpowiedziała jej panna Seroni.
- Ale jak to?! Ash! Nic mi nie mówiłeś, że masz siostrę! - mruknęła urażonym tonem Macy, spoglądając na mego chłopaka.
- Nie było okazji, zresztą nie pytałaś - powiedział Ash.
Pikachu zapiszczał na znak potwierdzenia.
- Skoro jesteś jego fanką, to powinnaś przecież wiedzieć takie rzeczy - mruknęłam złośliwie.
Macy zrobiła dziwną minę, po czym zaczęła skakać po całej sali.
- Ale to naprawdę niezwykła sytuacja! Ash ma siostrę! Niesamowite! Muszę koniecznie przekazać to innym fanom! - wołała dziewczyna wesoło - A ile masz lat?
- Trzynaście, a co? - zdziwiła się Dawn.
- A więc jesteś młodsza od Asha? - dopytywała się dalej wariatka.
- Owszem. O trzy lata, skoro musisz wiedzieć - mruknęła panna Seroni.
- Niezła z ciebie fanka, że nie masz pojęcia o takich sprawach jak życie rodzinne twego idola - powiedziałam złośliwie do Macy.
Dziewczyna zignorowała jednak moje słowa i zadowolona zawołała:
- Świetnie! Muszę natychmiast powiadomić wszystkich fanów o tym jakże niezwykłym odkryciu! To będzie niesamowite!
To mówiąc Macy wybiegła z sali, posyłając jeszcze przed wyjściem buziaka Ashowi za pomocą prawej dłoni.
- Powodzenia, kochany! I zdrowiej szybko!
To mówiąc zniknęła nam z oczu.
- Niezwykła dziewczyna - powiedziała siostra Joy po chwili milczenia.
- Zdrowiej szybko?! Kochany?! - mruknęłam złym tonem.
- O ja cię piko! Jak ta dziewczyna mnie wnerwia! - wysyczała Dawn, zaciskając ze złości dłonie w pięści.
- Pip-lu-pip! - zaćwierkał gniewnie Piplup.
- Nie tylko ciebie. Ja sama mam chwilami ochotę zrobić jej krzywdę - dodałam groźnym tonem.
- No, to jest nas troje - zachichotał Ash, słysząc nasze słowa.
Obie z Dawn spojrzałyśmy na niego zdumione tym, co powiedział.
- Poważnie? Ty też? - zaśmiała się panna Seroni - To trochę dziwne, bo w końcu jesteś przez nią rozpieszczany.
- No właśnie - dodałam z ironicznym uśmieszkiem - Więc sądziłam, że raczej lubisz Macy.
- Przyznaję się, że lubię ją, ale zdecydowanie ona czasami przesadza z tą swoją fascynacją moją osobą - wyjaśnił nam swoje motywy Ash.
- Pi-ka-chu! - pisnął smętnie Pikachu, który widocznie też miał już dość tej wariatki.
- Czasami... To naprawdę dobre słowo - zachichotałam i spojrzałam na bombonierkę od Macy - No, ale jest przynajmniej jeden pożytek z jej wizyty tutaj. Mamy łakocie za darmo.
- Owszem, to zawsze plus - zachichotał Ash rozpakowując pudełko - Częstujcie się, dziewczyny.
- O! Jak miło, że nas częstujesz! - zaśmiałam się wesoło - Ostatnim razem o mało sam nie zjadłeś całej bombonierki.
- Ale przecież was poczęstowałem, zatem jak widać odezwały się we mnie ludzkie odruchy - zaśmiał się figlarnie mój chłopak, częstując mnie i Dawn czekoladkami.
- Raczej cię zemdliło od tylu zjedzonych naraz czekoladek, a to nie jest tożsame z ludzkimi odruchami - parsknęła śmiechem Dawn.
- Zwał jak zwał. Ważne, że się podzieliłem - odpowiedział jej Ash.
Zaśmiałam się i sięgnęłam po kolejną czekoladkę.
- A tak przy okazji, czy zauważyłeś, że awansowałam dzisiaj na twoją narzeczoną? - zapytałam mojego chłopaka, puszczając mu oczko.
- Owszem i nie ukrywam, że taki stan rzeczy bardzo mi odpowiada - zachichotał Ash, sam biorąc do ust czekoladkę.
***
Następnego dnia na rano przed pracą odwiedziłam Asha, aby dodać mu nieco otuchy podczas pobytu w szpitalu. Chłopak ucieszył się bardzo na mój widok. Uśmiech, który zabłysnął na jego twarzy, kiedy mnie zobaczył, od razu wypełnił radością moje serce. Usiadłam więc przy łóżku i zapytałam go, jak się czuje.
- Znacznie lepiej niż ostatnio - odpowiedział Ash i zaśmiał się wesoło - Widzisz... Siostra Joy powiedziała, że żebra mi się już prawie całkowicie zrosły. Za jakieś kilka dni mnie wypiszą i wracam do obowiązków.
- To super! - ucieszyłam się - Nie mów mi jednak, że tęsknisz za pracą.
- Wiesz... Może nie tyle za pracą, bo wypoczywanie tutaj jest całkiem przyjemnie - zachichotał Ash, wygodnie się rozkładając na łóżku - Jednak brakuje mi bardzo naszych rozmów przy zmywaku oraz tych konwersacji z klientami.
- Im także ciebie brakuje... Znaczy się klientom, a nie konwersacjom - powiedziałam na to.
- A załoga za mną nie tęskni? - spytał mój chłopak.
- No pewnie, że tęskni. A jedna osóbka płci żeńskiej z tej załogi to już szczególnie - puściłam mu oczko.
- Masz na myśli Bonnie?
Trąciłam Asha w ramię. Ten zaśmiał się wesoło i zawołał:
- Żartowałem. Przecież wiem, że mówisz o sobie. Ja też bardzo za tobą tęsknię. A już szczególnie brakuje mi naszych spacerów.
- Już niedługo będziemy znowu spacerować, Ash. Sam mówiłeś, że już wkrótce cię wypisują. Wytrzymasz więc jeszcze tę parę dni.
- Dla ciebie wytrzymam nawet więcej.
To mówiąc Ash ścisnął czule moją dłoń. Uśmiechnęłam się do niego wesoło, po czym dostrzegłam wazon z kwiatami stojącymi na stoliku obok łóżka mojego chłopaka.
- Jakie piękne kwiaty! - zawołałam uradowana - Od kogo są? Od Dawn czy od twojej mamy?
- Nie, od Misty - odpowiedział mi Ash.
- Od Misty? - zdziwiłam się, zaś uśmiech natychmiast znikł z mojej twarzy jak napis starty gąbką z tablicy.
- Tak. Była dzisiaj u mnie, przed tobą. Nie widziałaś jej? Wyszła zanim ty przyszłaś - wyjaśnił mi chłopak, patrząc na mnie uważnie.
Poczułam, jak moje serce zaczyna bić coraz mocniej z gniewu. Od Misty? To ona przyszła wcześniej ode mnie i przyniosła memu chłopakowi kwiaty? Dobre sobie! Ona chyba za dużo sobie pozwala!
- Sereno, czy wszystko w porządku? - spytał Ash zatroskanym głosem, łapiąc mnie za rękę - Wyglądasz, jakby coś cię zraniło.
- Pika-pika! Pika-chu! - zapiszczał Pikachu, patrząc na mnie uważnie.
Spojrzałam na Pokemona i uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
- Spokojnie, Pikachu. Nic mi nie jest.
Pokemon przyjrzał mi się uważnie i zapiszczał znowu. Ash spojrzał na niego, a jego stworek zaczął piszczeć oraz pokazywać mu coś na migi.
- Pikachu uważa, że coś kręcisz - stwierdził mój luby, kiedy wysłuchał już z uwagą swego stworka.
Niezadowolona spojrzałam na niego i rzuciłam ze złością:
- Domyśliłam się, co mówi Pikachu. Zapomniałeś już, że uczysz mnie języka migowego? Nie traktuj mnie więc jak małego dziecka, które ciągle potrzebuje tłumaczenia z pokemoniego!
- Przepraszam - mruknął Ash, a na jego twarzy zawitał grymas niechęci - Nie zamierzałem cię urazić.
Odetchnęłam głęboko i powiedziałam łagodniejszym tonem:
- Ja też cię przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przepraszam, Ash. Nie chciałam cię zranić.
- Nie zraniłaś, ale mogłabyś czasami panować nad sobą - stwierdził mój chłopak pouczającym tonem.
- No proszę! I to mówi mi chłopak, który potrafił kiedyś obrażać się na cały świat lub wybuchać gniewem, kiedy tylko mu coś nie wychodziło - powiedziałam z kpiną w głosie.
Ash spojrzał na mnie groźnym wzrokiem.
- Jak sama zauważyłaś, to było dawno i już się skończyło. Co w ciebie wstąpiło, Sereno?
- Nic, Ash. Nic... Tak po prostu... Mam gorszy dzień - powiedziałam, powoli wstając z krzesła.
- Gorszy, powiadasz? Ale mam nadzieję, że to nie jest jeden z TYCH dni - rzekł lekko przerażonym tonem Ash.
- Że co? Nie! No, coś ty! W żadnym razie! Nic z tych rzeczy, kochanie! - zachichotałam wesoło rozumiejąc, o co mojemu chłopakowi chodzi - Nie musisz się obawiać. Wcale nie jestem dziś chodzącą bombową zegarową. Po prostu coś mnie takiego naszło, że miałam zły nastrój, ale już mi przeszło.
Przyznam szczerze, że bardzo rozbawiło mnie pytanie Asha i dlatego też odzyskałam dobry humor. Przynajmniej chwilowo.
- Ash, muszę już lecieć. Nie chcę się spóźnić do pracy - powiedziałam - Co prawda szefowa jest wyrozumiała, ale sam chyba rozumiesz, że nie chcę nadużywać jej dobroci.
- Słusznie, nie ma co przeginać - stwierdził wesoło mój luby - Trzymaj się, Serena! Mam nadzieję, że odwiedzisz mnie wieczorem?
- Masz to jak w banku, Ash! - zawołałam i pocałowałam go w usta - Do zobaczenia. Trzymaj się, Pikachu. Opiekuj się Ashem, zgoda?
- Pika-chu! - zapiszczał radośnie Pokemon.
Wyszłam ze szpitala i skierowałam swoje kroki w stronę restauracji „U Delii“. Po drodze naszły mnie jednak bardzo nieprzyjemne myśli. Ta podła Misty przyniosła Ashowi kwiaty. Dobre sobie! A niby z jakiej paki ona to robi? Zgoda, jest ona jego wieloletnią przyjaciółką, ale to już chyba lekka przesada. Choć z drugiej strony mojemu ukochanemu podczas jego pobytu w szpitalu dawały kwiaty też inne przyjaciółki, więc może niepotrzebnie się wściekałam? Poza tym doskonale pamiętałam, co miało miejsce ostatnim razem, gdy byłam zazdrosna o Asha. O mały włos Latias wpadłaby w ręce Giovanniego. Moje negatywne emocje mogły więc mieć poważny wpływ na nas wszystkich. Postanowiłam zatem nad nimi panować i nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków, choć uznałam również, że jeżeli Misty zechce mi wypowiedzieć wojnę, to cóż... Będzie ją miała.
Z takimi właśnie myślami przyszłam do pracy i zajęłam się swoimi obowiązkami. Delia oczywiście zauważyła, że coś mi dokucza, dlatego też z prawdziwą troską w głosie zapytała mnie o to. Normalnie opowiedziałabym jej wszystko co i jak, tym razem jednak nie czułam się na siłach, aby to zrobić. Dlatego też rzekłam tylko:
- Nic się nie stało, Delio. Spokojnie. Wszystko dobrze.
- Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej. Jakby coś cię dręczyło od środka - stwierdziła Delia, patrząc na mnie uważnie - Wiesz, może ci nie pomogę, ale ostatecznie zgryzoty lepiej jest wypluć, żeby cię nie dusiły od środka.
Uśmiechnęłam się do niej sztucznie i powiedziałam:
- Naprawdę wszystko w porządku.
Delia z całą pewnością mi nie uwierzyła, ale ostatecznie widząc mój upór postanowiła nie naciskać i dać spokój.
- Dobrze zatem. Niech ci będzie. Ale gdybyś chciała pogadać, to wiesz, co zrobić - powiedziała.
- Podejść i powiedzieć, że chcę z tobą pogadać? - zapytałam.
- Dokładnie tak.
Obiecałam jej, że jeżeli zechcę z nią porozmawiać, to oczywiście zaraz to zrobię, po czym wróciłam do swoich obowiązków. Nie chciałam jednak opowiadać swojej przyszłej teściowej o swoich problemach. Nie dlatego, żebym uważała panią Delię Ketchum za niewłaściwą osobę do powierzania jej swoich sekretów, jednak jakoś tak poczułam, że sama muszę rozwiązać swój problem w ten czy inny sposób, bo ona niestety mi w tym nie pomoże.
Po zakończeniu swoich obowiązków jak zwykle wszyscy udaliśmy się sprzątać i zmywać naczynia. Tym razem jednak nie panowała między nami wesoła atmosfera. Nie mogę oczywiście powiedzieć, aby była ona grobowa, jednak czuło się w niej jakiś smutek. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, czym był on wywołany. Po prostu tęskniliśmy za Ashem. Bez niego praca w restauracji „U Delii“ nie była już taka sama. Nie mieliśmy w ogóle ochoty na żarty ani nic z tych rzeczy. W dodatku patrzyłam wilkiem na Misty, która chyba domyślała się, że mam coś do niej, gdyż przy najbliższej okazji, gdy znalazłyśmy się sam na sam, zapytała mnie wprost:
- Sereno Evans... Czy mogę wiedzieć, dlaczego tak się dzisiaj we mnie wpatrujesz? Mam zieloną twarz czy co?
- Nie! Dlaczego tak uważasz? - zapytałam tonem niewiniątka.
- Bo patrzysz na mnie w taki sposób, jakbyś chciała mnie zamordować. Nie myśl sobie, że ja tego nie widzę! - warknęła Misty.
- Gratuluję ci zatem. To dowodzi, że masz dobry wzrok - powiedziałam obojętnym tonem.
Misty podeszła do mnie i spojrzała na mnie groźnym spojrzeniem.
- Słuchaj... Jeśli masz mi coś do zarzucenia, to powiedz mi to wprost i nie baw się ze mną w fałszywe uprzejmości, bo ci to wcale nie wychodzi!
Słysząc te słowa spojrzałam na nią i powiedziałam:
- Skoro chcesz, żebyśmy porozmawiały ze sobą otwarcie, to ci powiem. Mam coś do ciebie i to coś naprawdę poważnego.
- No, to mów śmiało, bo jestem niezmiernie ciekawa, co też masz mi do zarzucenia - odpowiedziała mi na to rudowłosa bojowym tonem.
Skoro dziewczyna była taka chętna do rozmowy, to bez najmniejszych obaw wygarnęłam jej wszystko, co miałam jej do powiedzenia.
- A choćby to, że przyniosłaś Ashowi kwiaty do szpitala - rzekłam po chwili namysłu.
- No i co z tego? To jest niby taka zbrodnia?! - zdziwiła się Misty - Nie ja jedna to zrobiłam w ciągu ostatnich kilku dni.
- Owszem, ale on ma już dość kwiatów, nie uważasz? - mruknęłam.
- On ci kazał, żebyś mi to powiedziała? - zapytała ruda pannica.
- Nie. Mówię to sama od siebie - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Jakoś nie potrafiłam wtedy kłamać, chociaż miałam ochotę ją okłamać i powiedzieć jej, że Ashowi nie podobają się kwiaty od niej, jednak mimo wszystko postanowiłam być z nią szczera.
Misty popatrzył na mnie uważnie i zasugerowała:
- Więc co masz do tego, że przyniosłam Ashowi kwiaty? Możesz mi to jakoś wyjaśnić?
- Bo to wygląda tak, jakbyś się do niego przystawiała - wyrzuciłam w końcu z siebie duszący moje serce ciężar - Przypominam ci, że to ja jestem jego dziewczyną, a nie ty!
- A ja przypominam ci, że jestem jego przyjaciółką i mam pełne prawo odwiedzać go kiedy chcę i z jakim prezentem tylko zechcę - odpowiedziała mi Misty groźnym tonem.
- Proszę cię bardzo, ale daruj sobie te kwiaty, bo to wygląda naprawdę dość dwuznacznie - wyjaśniłam jej swoją motywację.
- Nie bardzo rozumiem, co takiego może być w kwiatach, że masz coś przeciwko nim - mruknęła niezadowolona Misty - Ale ja się z tobą kłócić nie mam zamiaru. Nie chcesz, abym mu przynosiła kwiaty, to proszę bardzo. Nie będę mu ich przynosić.
- Świetnie! Bardzo się z tego powodu cieszę!
- I ja też się cieszę!
- Świetnie!
- Świetnie!
Obie spojrzałyśmy na siebie wzrokiem bazyliszka, po czym wyszłyśmy z pomieszczenia, w którym właśnie toczyliśmy naszą rozmowę. Niechcący wpadłam wówczas na Clemonta i Bonnie.
- Oj, wybacz, Sereno. Nie zauważyliśmy cię - rzekł przepraszającym tonem Clemont.
- Nic nie szkodzi, ja się nie gniewam - odpowiedziałam im, lekko się przy tym uśmiechając na znak, że na serio się nie złoszczę.
- Czy coś się stało, Sereno? - zapytała mnie Bonnie z troską w głosie - Jesteś jakaś smutna.
- Raczej zła niż smutna. Wyglądasz, jakbyś właśnie się z kimś kłóciła - dodał jej brat.
Bystrze spostrzeżenie, przyjacielu, pomyślałam sobie w duchu. Na głos jednak powiedziałam:
- Wszystko jest w porządku. Proszę, nie pytajcie mnie o nic. Nie chcę o tym teraz rozmawiać.
To mówiąc ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Jak uważasz - rzekł smutnym tonem Clemont, wyraźnie zawiedziony tym, że nie chciałam się im zwierzyć.
***
Następnego dnia znowu przyszłam do Asha przed pójściem do pracy. Ku swojej irytacji zauważyłam, że obok jego łóżka siedzi Misty. Poczułam, jak ogarnia mnie złość mnie.
- No proszę! Widzę, że masz gościa! Może przeszkadzam? - zapytałam z delikatną ironią w głosie.
- Nie, Sereno. Wcale nie przeszkadzasz. Co też ci przyszło do głowy? - zdziwił się Ash nie rozumiejąc, o co mi chodzi - Wejdź, proszę. Czekałem na ciebie.
- Doprawdy? A Misty ci umilała czas oczekiwania? - mruknęłam na to złośliwie, siadając po drugiej stronie łóżka mego chłopaka.
Nie chciałam siedzieć obok rudowłosej, ponieważ czułam, że w takim stanie, w jakim jestem mogę ją wręcz rozerwać na strzępy. Dziewczyna zaś najwidoczniej zauważyła, iż żywię do niej niechęć, gdyż zapytała:
- No co? Nie wolno mi odwiedzić mojego przyjaciela?
- A czy ja mówię, że nie wolno? - rozłożyłam wesoło ręce - Naprawdę nic takiego nie powiedziałam. Odwiedzaj go sobie, kiedy chcesz.
- No i właśnie to robię. Odwiedziłam Asha wtedy, kiedy mi to pasuje - powiedziała Misty, robiąc przy tym złośliwą minę.
- Szkoda tylko, że robisz to właśnie wtedy, gdy ja przychodzę do niego w odwiedziny - warknęłam na nią.
- O co ci znowu chodzi? - zapytała Misty.
- O to, że chcielibyśmy być oboje z Ashem sam na sam, nie pomyślałaś o tym?
- A może niech lepiej Ash sam się wypowie na ten temat, co? - Misty spojrzała na mego chłopaka pytająco - No co? Mam wyjść, Ash?
Chłopak zmieszał się delikatnie, po czym wystękał:
- Misty, ja... Nie wydaje mi się...
Dziewczyna nie dała mu jednak dokończyć, gdyż zawołała:
- Widzisz?! Ash wcale nie chce, abym stąd wyszła!
- Przepraszam bardzo, ale czy Ash coś takiego powiedział?! - wściekła zerwałam się z krzesła - Powiedz, Ash?! Mówiłeś coś takiego?!
Mój chłopak znowu się zmieszał. Nasza kłótnia wyraźnie go peszyła, a może nawet załamywała.
- Sereno, ja... Naprawdę nie sądzę, żeby...
- No widzisz?! Ash zgadza się ze mną! - zawołałam wściekle w stronę swojej rywalki - Mówi, że masz stąd natychmiast wyjść!
- Naprawdę?! Odniosłam zupełnie inne wrażenie! - Misty zerwała się również ze swego miejsca i patrząc na mnie groźnie.
- Twoje wrażenia mnie nie obchodzą! Przeszkadzasz moim spotkaniom z Ashem!
- Naprawdę?! Ja zaś odnoszę wrażenie, że to ty przeszkadzasz MOIM spotkaniom z Ashem!
- Poważnie?! Nie wydaje mi się, aby Ash cię potrzebował! Przez tyle lat miałaś go kompletnie w nosie, a teraz nagle łaskawie tu się zjawiłaś i zgrywasz wierną, oddaną przyjaciółkę!
- Ja miałam go w nosie?! Ja?! Niby kiedy miałam go w nosie?!
- A to zapomniałaś już, jak odłączyłaś się od niego i przestałaś z nim podróżować, zostawiając mu tym samym pustkę, krwawiącą ranę w sercu?!
- Zrobiłam to, bo miałam swoje obowiązki na głowie! Ash to rozumie. Prawda, Ash?! Rozumiesz to, prawda?
To mówiąc znowu spojrzała na Asha, który w sumie patrzył na nas już przerażonym wzrokiem nie wiedząc, co ma powiedzieć. Na jego kolanach siedział Pikachu, który załamany obserwował całą naszą sprzeczkę.
- Nie proś Asha, żeby stawał on po twojej stronie przeciwko mnie! - zawołałam oburzonym tonem.
- A czy ja staję przeciwko tobie, Sereno?! - zawołała Misty.
- Nie wiem! Tak się w każdym razie zachowujesz! - odpowiedziałam.
- Ja się tak zachowuję?! Jesteś śmieszna!
- A ty żałosna!
- A ty zazdrosna!
Nim zdążyłyśmy się bardziej posprzeczać weszła siostra Joy i zwróciła nam uwagę, że jeżeli zamierzamy tak głośno krzyczeć, to lepiej róbmy to gdzie indziej, ponieważ tutaj takie sprzeczki nie są mile widziane, a poza tym szkodzą zdrowiu oraz samopoczucia pacjenta. Złe, jak również bardzo zmieszane przeprosiłyśmy pielęgniarkę, po czym usiadłyśmy w milczeniu nie odzywając się do siebie nawzajem.
W końcu Misty postanowiła iść do pracy. Przedtem jednak wyjęła ona z reklamówki, którą miała ze sobą, pudełko z ciastkami i podała je Ashowi.
- Proszę, Ash. Masz na osłodę życia! - powiedziała z uśmiechem.
Chłopak wyciągnął zadowolony rękę po ciastka, jednak ja złapałam je pierwsza szybkim i zwinnym ruchem.
- Przepraszam bardzo, ale Ash ma już dość mocno osłodzone życie! - zawołałam niezadowolona - Jeszcze trochę i go zemdli od tej słodyczy.
- Może niech Ash sam o tym zadecyduje?! - odpowiedziała krzykiem na moje słowa Misty i wyrywając mi ciastka z rąk.
- Więc może go o to zapytaj, zamiast tak wpychać mu na siłę te swoje głupie ciasteczka, co?!
- A czy ja mu je wpycham na siłę, co?!
- Na pewno mu się z nimi narzucasz!
- Naprawdę?! To może go o to zapytamy, co?!
- A proszę bardzo, możemy zapytać! A co?! Ale najpierw oddawaj to!
- Nie ma mowy! One są dla Asha, nie dla ciebie!
- Ale Ash ich nie chce!
- To niech mi sam to powie!
- A żebyś wiedziała, że ci powie!
- To niech powie, a potem dopiero będziesz mówić w jego imieniu!
Obie zaczęłyśmy się szarpać o to nieszczęsne pudełko z ciastkami, o mało nie rozrywając go przy tym na kawałki. Nim do tego jednak doszło na pudełko skoczył Pikachu, który zapiszczał groźnie i spojrzał w stronę każdej z nas, zaś z jego policzków zaczęły lecieć iskry.
- Pikachu zdaje się mówić, że jeśli natychmiast się nie uspokoicie, to was porazi prądem - przetłumaczył jego gest Ash.
Obie nie miałyśmy ochotę doświadczyć gniewu Pokemona, dlatego też przestałyśmy się szarpać o pudełko, które natychmiast zarekwirował Ash mówiąc nam, że przyjmuje je, ale prosi, aby następnym razem wojny na jego oczach nie toczyć, bo to zdecydowanie psuje mu apetyt.
- Przepraszamy cię - powiedziałyśmy jednocześnie, po czym obie się pożegnałyśmy z Ashem i poszłyśmy do pracy.
Czule pocałowałam mojego chłopaka w usta i wyszłam za Misty ze szpitala. Gdy zaś znaleźliśmy się na ulicy, to dziewczyna spojrzała na mnie groźnie i spytała:
- No co? O co ci znowu chodzi?!
- Chyba wyraźnie coś sobie wczoraj ustaliłyśmy, prawda? - mruknęłam jej w odpowiedzi.
- Owszem, ale to dotyczyły tylko kwiatów. O ciasteczkach to jakoś nic nie wspominałaś, moja droga! - odpowiedziała Misty, złośliwie się do mnie uśmiechając.
Miałam ochotę skoczyć jej do gardła, jednak powstrzymałam się. Zbyt dobrze bowiem pamiętałam, co się stało ostatnim razem, kiedy byłam za bardzo zazdrosna o Asha. Mimo wszystko Misty wciąż działała mi na nerwy i czułam, że chce mi odbić mojego chłopaka. Musiałam więc zadziałać.
Wieczorem poszłam odwiedzić Asha i przyniosłam też kilka łakoci, ale w przeciwieństwie do mojej rywalki te moje wypiekłam osobiście z drobną pomocą Delii. Były to więc łakocie domowej roboty, nie zaś jakieś kupne i chemiczne paskudztwa. Ash zresztą nie ukrywał przede mną, że bardzo mu one smakują. Uraczyliśmy się nimi w grupie, bo potem do szpitala przyszli Clemont z Bonnie oraz Dawn, więc zrobiliśmy sobie małą ucztę i grę w karty. Zabawa była tak przyjemna, że kiedy w końcu przyszli po nas Delia z Meyerem mówiąc, że powinniśmy już wracać, zrobiło nam się przykro. Najbardziej zasmucony tym faktem był Ash, ale mimo to stwierdził, że jutro wszyscy znowu się zobaczymy, a on przecież i tak niedługo wychodzi ze szpitala, więc nadrobimy zaległości ze wspólnych spotkań.
Następnego dnia znowu odwiedziłam Asha, ale okazało się, że Misty znowu mnie uprzedziła. Tym razem jednak miała na tyle przyzwoitości, aby zabrać ze sobą Brocka jako przyzwoitkę, choć mnie bardziej się wydawało, że wzięła raczej jako swojego ochroniarza, który miał pilnować mnie przed rzuceniem się jej do gardła. Ze względu na jego obecność zatem darowałam sobie wszelkie złośliwe uwagi wobec Misty. Zachowałam wobec niej wręcz chłodną uprzejmość, którą ona mi oddawała, chwilami nawet ze zdwojoną siłą, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
W pracy obie starałyśmy nie wchodzić sobie w drogę, ale nie udało się nam uniknąć sprzeczki, kiedy niechcący na siebie wpadłyśmy.
- Uważaj trochę, jak chodzisz! - powiedziała zaczepnie Misty.
- Słucham?! To raczej ty uważaj, jak chodzisz! - odpowiedziałam jej.
- Że ja niby mam uważać, tak?! To ty masz głowę wciąż zaprzątniętą Ashem do tego stopnia, że nie myślisz o niczym innym! - warknęła rudzina.
- A ty to niby nie, co?! Niewiniątko się znalazło! - rzuciłam wściekle - Marzysz tylko o tym, aby mi odebrać Asha!
- Właśnie, że nie! Coś sobie uroiłaś! Wcale mi na nim nie zależy! Po co mi ktoś taki?! Ash umie przynosić tylko kłopoty!
- Nie mów tak o moim chłopaku!
- A ty przestań mnie wreszcie wyzywać!
Obie patrzyłyśmy na siebie groźnym wzrokiem, zaś nasi przyjaciele widząc co się dzieje, spoglądali na nas bardzo zdumieni. Melody jednak, jak zwykle skora do wygłupów, zaśmiała się i zawołała:
- Doskonale! A teraz dwie rywalki o serce jednego chłopaka staną ze sobą do walki na śmierć na życie! Obstawiajcie, która z nich wygra! Siły są wyrównane! Nie wiadomo, która z nich zwycięży, ale pewne jest to, że tylko jedna może ujść z życiem z tej bitwy!
Kiedy to wykrzyczała, podeszła do nas i zaśmiała się:
- Przy okazji... Jak chcecie zrobić zapasy, to zapraszam serdecznie na zaplecze. Bikini i jakiś basenik się znajdą. Tylko skąd my weźmiemy kisiel?
- I to jeszcze w takiej hurtowej ilości - dodała Dawn, podłapując żart swojej koleżanki.
- Że co, proszę? Jaki kisiel? - zapytałam zdumiona.
- No wiecie... Taki do zapasów kobiet. Niektóre panie tak czasami ze sobą walczą - zaśmiała się wesoło Melody - Panowie za tym przepadają. Przynajmniej niektórzy.
- To prawda, jest taki sport - odezwał się Brock ze znawstwem w głosie - Sam nigdy nie widziałem takich zawodów, ale jeśli obie chcecie w nich wystąpić, to...
- Nie ma mowy! Nie będziemy się przed wami poniżać! - warknęła na niego Misty - I zapomnij o tym, żebym miała przed tobą chodzić w bikini!
- Ale na plaży chodzisz przy mnie w bikini - zdziwił się Brock.
- Na plaży to wszystkie tak chodzimy. A ty, jak zaczniesz mnie drażnić, to będziesz musiał się pożegnać z takim widokiem, bo jeszcze trochę i kupię sobie jednoczęściowy kostium.
- Nie zrobisz mi tego! - jęknął przerażony szef kuchni.
- Jak mnie nie przestaniesz drażnić, to zrobię - mruknęła rudowłosa, po czym wyszła powoli z kuchni, wracając do swoich obowiązków.
Ja tymczasem spojrzałam na Melody.
- Moja droga, czy ciebie bawi napuszczanie nas na siebie nawzajem? - zapytałam, patrząc na nią uważnie.
- Owszem. Strasznie zabawnie wyglądacie, kiedy tak sobie skaczecie nawzajem do oczu - zaśmiała się Melody - A wszystko o jednego chłopaka.
- Może i o jednego, ale za to wyjątkowego - rzekłam nieco urażonym tonem.
- Tu muszę się z tobą zgodzić - zachichotała dziewczyna.
- To co? Nie będzie pojedynku Serena vs Misty? - zapytała nas Dawn, udając zasmuconą tym faktem.
- Nie, nie będzie! - odpowiedziałam jej zła, nie mając teraz specjalnie ochoty na żarty.
- Szkoda - powiedziała panna Seroni, nadal dobrze udając smutną.
- Ja również żałuję - dodał Brock, choć akurat on nie udawał smutku, bo naprawdę był przygnębiony - To byłaby piękna walka.
- Do tego musimy odwołać zamówienie na ten kisiel. Wielka szkoda - zachichotała Dawn, puszczając mu oczko.
Choć nie miałam teraz specjalnej ochoty na żarty, to jednak musiałam się uśmiechnąć, gdyż ich dowcipne teksty naprawdę mnie ubawiły.
- Dobrze, Sereno. Delia prosiła mnie i Latias, żebyśmy obie zaniosły Ashowi obiad - powiedziała po chwili milczenia Melody.
- Ja mogę mu go zanieść - zauważyłam.
- Wiem to, ale Delia mówiła, że będziesz jej potrzebna przy pieczeniu ciastek dla gości, więc na razie musisz polegać na zastępstwie - stwierdziła Melody, wciąż się przy tym uśmiechając.
- No cóż, szkoda, ale skoro tak, to trudno - rozłożyłam bezradnie ręce.
Postanowiłam nie kwestionować decyzji swojej szefowej tym bardziej, iż miała ona w przyszłości zostać moją teściową, a ponadto obie się na chwilę obecną bardzo lubiłyśmy. Nie zamierzałam więc tego wszystkiego zepsuć przez niesubordynację ani w ogóle przez nic, dlatego też pokiwałam głową na znak zgody i poszłam do Delii, żeby razem z nią zająć się wreszcie pieczeniem ciastek.
***
Następnego dnia Ash wyszedł ze szpitala i wrócił do domu. Wyglądał na zdrowego i radosnego, choć jego głowę wciąż zdobił bandaż, który mój chłopak zasłaniał opaską, którą otrzymał od Dawn. Uważał, że w ten sposób wygląda lepiej, bo bandaż przyciąga niepotrzebną uwagę. Trudno mi było się z nim nie zgodzić.
Delia z powodu powrotu syna do domu dała nam wszystkim jeden dzień wolnego od pracy. Poszliśmy zatem wszyscy na plażę, gdzie miała miejsce scena, którą zakończyłam swoją ostatnią historię. Nie będę się nad nią tutaj więc rozpisywać, bo zrobiłam to już ostatnim razem. Poprzestanę jedynie na stwierdzeniu, że bawiliśmy się tam doskonale, jednak cień Misty wisiał ciągle nad nami, a szczególnie nade mną i nie dawał mi spokoju. Ruda dziewczyna wyraźnie starała się umilać Ashowi życie, co z kolei doprowadzało mnie do szału. Zła widząc, jak ta wredna dziewucha przynosi memu chłopakowi lemoniadę w butelce i ze słomką, wściekła podbiegłam do niego i podała mu lody, jego ulubione zresztą, czyli rożka o smaku orzechowo-czekoladowym. Misty widząc to zacisnęła ze złości zęby i kiedy mój luby ze smakiem zaczął lizać lody, szybko rozłożyła nad nim parasol.
- Przyda ci się trochę cienia, Ash - powiedziała z uśmiechem na twarzy - Powinieneś unikać słońca.
- A moim zdaniem Ash powinien trochę się opalić, więc lepiej zabierz ten parasol znad jego głowy - mruknęłam, próbując zabrać parasol.
- Ej! Zostaw ten parasol w spokoju! - warknęła na mnie Misty i zaczęła się ze mną o niego szarpać.
- To ty lepiej zabierz to swoje urządzenie umilające życie! Nikt cię o nie wcale nie prosił! - odpowiedziałam jej złośliwie.
Już po chwili znowu obie zaczęłyśmy się kłócić. Załamany Ash położył się na leżaku i dalej lizał loda ode mnie oraz popijał to lemoniadę.
- Przestańcie obydwie! To już się robi nudne! - krzyknęła zła Dawn, wpadając pomiędzy nas i odsuwając od siebie.
- Mów za siebie. Mnie to dosyć bawi - zażartowała Melody.
Latias, siedząca obok niej, zachichotała delikatnie, z kolei zaś Brock popatrzył na nas i zapytał:
- Może jednak załatwimy wam ten kisiel?
- ZAPOMNIJ! - wrzasnęłyśmy ja i Misty jednocześnie.
Chociaż w jednym się zgadzałyśmy. Brock chwilami wyraźnie działał nam obu na nerwy.
- Więc jak? Skończyłyście się już kłócić? - zapytała złośliwie Bonnie, obserwując nas przy tym uważnie.
Spojrzałam z uśmiechem na dziewczynkę. Miała ona na sobie ten swój uroczy, jednoczęściowy kostium kąpielowy, który przypominał Slowbro - nawet jej czepek kąpielowy był zrobiony na kształt głowy tego Pokemona. Wyglądała w nim naprawdę uroczo, zaś jej widok sprawił, że mordercze skłonności wobec Misty opuściły mnie całkowicie. Przynajmniej na tę jedną jedyną chwilę.
- Spokojnie, nie kłócimy się już, Bonnie - powiedziałam z uśmiechem na twarzy - Poza tym, prawdę mówiąc, to my się w ogóle nie kłóciłyśmy.
- Właśnie. Tak sobie tylko głośno obie dyskutowałyśmy - dodała Misty, patrząc na mnie wzrokiem bazyliszka.
Oj tak, zdecydowanie ta dziewczyna działała mi na nerwy i to jeszcze mocniej niż Latias kiedykolwiek. Załamana usiadłam obok Melody, która wciąż się uśmiechała.
- Szkoda, że jednak ten uroczy pojedynek w kisielu się nie odbędzie. Już zaczęliśmy z Brockiem obstawiać, kto wygra - powiedziała.
- Wobec tego możesz zacząć teraz obstawiać, kiedy cię uduszę gołymi rękami - odpowiedziałam jej na to sarkastycznie - Bo jak będziesz dalej tak mnie drażnić, to tak właśnie się zakończy nasza jakże pięknie znajomość.
- W porządku. Tak sobie tylko głośno myślę - zachichotała Melody - Nawiasem mówiąc powiem ci coś, co kiedyś powiedziałam do Misty, gdy razem z Ashem i Traceym zawitała na Shamouti.
- Słucham... Co jej takiego powiedziałaś?
- Jesteś strasznie przewrażliwiona na punkcie swojego chłopaka.
Spojrzałam na Melody uważnie.
- Tak jej powiedziałaś? A co ona na to?
- Powiedziała tak: „To nie żaden chłopak. Znaczy on jest chłopakiem, ale nie moim“.
- Tak ci powiedziała? - zdziwiły mnie nieco jej słowa.
- Owszem. A potem, jak narzekała na zachowanie Asha, że ciągle musi znosić jego głupie wyskoki, to powiedziałam jej, że się do tego przyzwyczai albo wybije mu je z głowy, gdy już oboje wezmą ślub.
- A Misty co na to powiedziała? - zapytałam powoli się uśmiechając.
- „WYPLUJ TO!“. Tak powiedziała.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, gdyż zachowanie Misty było naprawdę zabawne. Z jednej strony widać było wyraźnie, że podoba się jej Ash, a z drugiej strony robiła wszystko, żeby się do tego nie przyznać nawet przed sobą samą. Dziwna z niej osoba, nie ma co. Ja bym nie zaprzeczała, gdybym była na jej miejscu i gdyby mnie Melody wyskoczyła z takimi tekstami.
Tak czy inaczej ta niechęć do przyznania się do swoich uczuć jakoś nie przeszkadzała Misty próbować mi odbić Asha, bo przecież do tego wyraźnie ona zmierzała. Czułam, że jak tak dalej pójdzie, to naprawdę kiedyś zrobię jej jakąś krzywdę i to nie z powodu zazdrości bynajmniej. O nie! O Latias też byłam zazdrosna, ale ona przynajmniej mnie nie prowokowała. Chociaż w sumie to prowokowała, ale nie celowo. Co innego Misty. Ta wyraźnie drażniła mnie doskonale wiedząc o tym, że mnie drażni. To była zupełnie inna sytuacja, bo dziewczyna aż się prosiła o to, żeby zrobić jej krzywdę.
I pewnie bym jej ją zrobiła, gdyby nie wydarzenie, które miało miejsce jakieś cztery dni po opuszczeniu przez Asha szpitala.
***
Odkąd tylko wyszedł ze szpitala Ash zaczął się dziwnie zachowywać. Wychodził wcześniej z pracy pod pretekstem, że ma do załatwienia jakieś ważne sprawy na mieście, a do tego jeszcze, jak wracał, to wyglądał tak, jak wygląda człowiek, do którego nagle szczęście się uśmiechnęło. Prócz tego co jakiś czas brał na stronę Clemonta, Brocka lub Dawn i omawiał z nimi jakieś sprawy, których jednak nie zdołałam odkryć. Nie miałam pojęcia, co on kombinuje, ale czułam, że to coś naprawdę dla niego ważnego.
Podejrzane zachowanie Asha wzbudziło również podejrzliwość Misty, która zaczęła coraz mniej się ze mną gryźć, a coraz więcej interesować się tym, co robi jej przyjaciel, a mój ukochany. Byłam z tego powodu nawet zadowolona, bo w końcu komu potrzebne są kłótnie? Nikomu. A święty spokój i owszem, jest jak najbardziej mile widziany. Z tego właśnie powodu cieszyłam się, że Misty nie szuka już pretekstu, aby ze mną zadrzeć. Ja zaś ze swojej strony również go nie szukałam. Mimo tego jednak wciąż byłam, delikatnie mówiąc, dość niespokojna. W końcu tajemnicze zachowania Asha budziło moją podejrzliwość i nie wiedziałam, co mam o nim myśleć. Pewnie jednak dalej bym się z tym wszystkim dręczyła i nie zrobiłabym kroku w kierunku odkrycia tego faktu gdyby nie pewna niezwykle dziwna, a raczej wręcz podejrzana sytuacja, której byłam świadkiem cztery dni po wyjściu Asha ze szpitala.
Rankiem owego czwartego dnia zastałam mojego ukochanego, gdy w łazience ubrał się niezwykle elegancko i wytwornie. Zdziwiło mnie to. Ash tak się nosił tylko wtedy, kiedy chodził ze mną na randki lub gdy szedł na jakieś wyjątkowo ważne spotkania. Tym razem jednak niczego takiego nie miał w planach, a przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo. Wiedziałam jedynie tyle, że wszyscy mamy tego dnia wolne od pracy, bo Delia robiła remont w swojej restauracji. Przyjechał do niej osobiście profesor Samuel Oak z Traceym, aby coś dobudować wewnątrz całego pomieszczenia. Pan Meyer, Josh, Clemont i Brock pomagali im w tym, nie chcieli jednak powiedzieć, o co dokładnie chodzi. Wiedziałam jedynie tyle, że to sprawa niezwykłej wagi. Ponoć w restauracji miała się odbyć ważna uroczystość na cześć kogoś bardzo ważnego, więc trzeba było zrobić tam pewne przeróbki. Wszelkie próby pociągnięcia moich przyjaciół za język nie zdały się na nic, dlatego ostatecznie z tego zrezygnowałam.
Gdy jednak Ash po śniadaniu poszedł do łazienki, gwiżdżąc przy tym pod nosem, a następnie wyszedł z niej gładko ogolony i elegancko ubrany, od razu wzbudziło to moje podejrzenia do tego stopnia, że musiałem na to zareagować.
- Dokąd się wybierasz tak wystrojony? - zapytałam zdumiona.
- Na spacer - odpowiedział mi z uśmiechem niewiniątka na twarzy Ash.
- W takich ciuchach? - zdziwiłam się.
- A co? Nie wolno mi się już wystroić na spacer? - popatrzył na mnie chłopak, dalej się szelmowsko uśmiechając.
- Nie no, wolno, ale nigdy dotąd się tak nie stroiłeś na zwykły spacer.
- Dzisiaj się stroję. Czy coś nie tak?
- Nie... Proszę bardzo. Noś sobie co chcesz, nawet twaróg na głowie. Co mnie do tego?! - powiedziałam nieco urażonym tonem.
Nie podobało mi się to, że Ash ma przede mną tajemnice. Ja przecież nie miałam ich przed nim. Przynajmniej nie takich, o które by mnie zapytał, a które bym ja nie chciała mu powiedzieć. Chociaż to nie była do końca prawda. Miałam przecież przed nim spory sekret, a był nim fakt, że w ciągu ostatnich kilku dni czułam wręcz ogromną potrzebę uduszenia Misty gołymi rękami. Ale ostatecznie chyba moje zachowanie wobec niej mówiło o tym wyraźniej niż jakiekolwiek słowa, więc to raczej nie była żadna tajemnica.
Tak czy inaczej jednak czułam, że Ash ukrywa przede mną jakiś sekret, co zdecydowanie bardzo mi się nie podobało. Kiedy więc mój luby wyszedł, to postanowiłam pociągnąć moje przyjaciółki za język, jednak one rozłożyły bezradnie ręce nie wiedząc, jak mi pomóc.
- Wybacz, Sereno, ale mój brat nie spowiada mi się nigdy z tego, co robi - zachichotała Dawn.
- Ja też nie mam pojęcia, gdzie on się wybiera - powiedziała Bonnie.
Latias nie powiedziała nic, bo i tak nie mogła, a jedynie pokazała mi na migi, że widocznie Ash ma jakąś ważną sprawę do załatwienia na mieście.
Delia również nie miała pojęcia, gdzie poszedł jej syn.
- Ma pewnie do załatwienia jakieś swoje sprawy. Nie wnikajmy w to - powiedziała kobieta, uśmiechając się przy tym - Tak czy inaczej proponuję, żebyś się tym nie przejmowała. Ja z Dawn, Bonnie i Latias muszę już iść. Idziemy piec ciasto na przyjęcie gości.
- Mogę iść z wami? - zapytałam.
Nie miałam specjalnie ochoty na to, jednak wiedziałam, że muszę się czymś zająć, bo inaczej zwariuję od tego ciągłego zastanawia się, co właśnie robi Ash i w czyim towarzystwie on to robi. Delia jednak niestety pokręciła przecząco głową.
- Wybacz mi, kochanie, ale mam dość personelu przy sobie. Odpocznij sobie i zrelaksuj się - powiedziała.
Zrelaksuj się. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. W takiej sytuacji, w jakiej się znalazłam, o relaksie nie było nawet co marzyć. Załamana poszłam więc do Centrum Pokemon, aby odwiedzić moją mamę. Zanim tam jednak dotarłam, spotkałam ją samą na ulicy.
- Cześć, mamo. Wybierasz się gdzieś? - zapytałam.
- Tak, kochanie. Idę do Delii pomóc jej w remoncie - odpowiedziała mi moja mama.
Załamałam się słysząc te słowa. A więc i moja mama nie miała dzisiaj dla mnie czasu. To było po prostu okropne. Byłam skazana na nieuchronną samotność.
- Coś ci się stało, córeczko? - zapytała z troską w głosie moja mama.
Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem i zawołałam:
- No, bo nawet ty nie masz dzisiaj dla mnie czasu, mamo! To jest po prostu okropne!
- Och, Sereno. Nie smuć się tak. Zobaczysz, kochanie, że po remoncie restauracja „U Delii“ będzie jeszcze piękniejsza niż myślisz. Nie będziesz żałować jednego dnia samotności, gdy to zobaczysz.
- Śmiem wątpić, mamo, ale cieszę się, że ty się cieszysz - powiedziałam złośliwym tonem.
Mama pokręciła lekko głową z politowaniem i pogłaskała mnie ona po głowie w zawadiacki sposób.
- Spokojnie, kochanie. Zobaczysz, jeszcze będziesz się dzisiaj dobrze bawić. No, ale ja już muszę iść. Trzymaj się, kochanie. Miłego dnia.
- Miłego dnia... To miała być ironia? - mruknęłam pod nosem, kiedy mama już sobie poszła.
Zasmucona szłam sobie chodnikiem pogrążona we własnych myślach, gdy nagle zauważyłam Asha. Stał on po przeciwnej stronie ulicy, ale nie był sam. Towarzyszyła mu jakaś dziewczyna, prawdopodobnie w jego wieku. Miała długie, czarne włosy oraz biały kapelusz i różowo-białą sukienkę. Na nosie nasunięte miała przeciwsłoneczne okulary. Od razu przypomniała mi się Dawn, kiedy pod wpływem hipnozy Malamara udawała Asha, żeby mnie z nim skłócić. Jednak z całą pewnością to tym razem nie była ona. Dawn przecież poszła z Bonnie i Latias pomagać Delii w remoncie. Praktycznie to każdy tam poszedł pomagać poza mną, przez co musiałam włóczyć się bez celu po mieście i widzieć, jak wyraźnie mój chłopak rozmawia z inną.
Teraz już wszystko stało się dla mnie jasne. A więc to dlatego Ash się tak wystroił jak na jakieś święto. Powodem jego zachowania było spotkanie z inną dziewczyną. Albo może po prostu nazywajmy rzeczy po imieniu - randka. Widać to było aż nadto wyraźnie. Poczułam, jak krew się we mnie gotuje. Mogłam zrozumieć, że mój chłopak ma powodzenie u dziewczyn i się im podoba. Niech tam, byłam w stanie to zaakceptować póki Ash nie latał za innymi spódniczkami, ale teraz już przebrała się miarka. Naprawdę tego tolerować nie miałam zamiaru.
- A to drań jeden... Na spacer sobie poszedł... Już ja ci dam spacer, ty Casanovo! - zamruczałam pod nosem, zaciskając przy tym dłoń w pięść.
W pierwszej chwili chciałam podbiec do niego, dać mu w twarz oraz nakrzyczeć na niego na czym świat stoi, jednak zreflektowałam się niemalże w ostatniej chwili. Zbyt dobrze pamiętałam, co miało miejsce wtedy, gdy pozwoliłam sobie na to, aby zazdrość mnie zaślepiła. Wiedziałam, że nie może się to nigdy powtórzyć. Poza tym może Ash wcale nie był na randce, a jedynie na jakiś przyjacielskim spotkaniu? Tylko dlaczego nic mi o tym nie powiedział? I czemu nie zabrał mnie ze sobą na to spotkanie? To wszystko wydawało mi się co najmniej podejrzane, dlatego też postanowiłam działać i śledzić go, co natychmiast uczyniłam.
Kiedy Ash z tajemniczą nieznajomą zniknęli za rogiem pobiegłam za nimi ciekawa, czego będę świadkiem. Biegłam za nimi i zauważyłam, że siadają oni na ławce w parku. Ukryłam się więc za drzewem oraz zaczęłam ich uważnie obserwować. Nie słyszałam jednak, o czym oni rozmawiają, dlatego też postanowiłam zakraść się nieco bliżej. Wówczas jednak stało się coś, czego nie przewidziałam, bo wpadłam na kogoś, kogo obecności w tym miejscu wcale się nie spodziewałam - na Misty.
- A ty co tutaj robisz?! - zapytałam oburzonym tonem.
- Mogłabym cię zapytać o to samo! - mruknęła rozzłoszczona Misty.
- Jestem na spacerze - skłamałam.
- To tak samo, jak ja - odpowiedziała mi dziewczyna.
- Jasne, akurat. Ty na spacerze? Przyznaj, że po prostu śledziłaś Asha.
- Co proszę? Ja śledzę Asha? Też coś! To już raczej ciebie można o to posądzić.
- Nie rozumiem, o czym ty mówisz - stwierdziłam niewinnym tonem.
Misty prychnęła z kpiną.
- Nie udawaj. Widziałaś wyraźnie, jak Ash z tą dziewczyną idą do parku i natychmiast ruszyłaś za nimi biegiem.
- Aha! To jednak ty też go śledzisz, tak?! - zawołałam oskarżycielskim tonem.
- Nie wiem, o czym mówisz - powiedziała Misty.
- Och, naprawdę? A skąd wiedziałaś, że Ash tu jest?
- To proste. Przed chwilą przypadkiem zobaczyłam go na ulicy z tą tajemniczą dziewczyną.
- I równie całkiem przypadkowo zaczęłaś za nimi iść?
- A ty to co? Lepsza?
- Ja też całkiem przypadkowo trafiłem na Asha i tę dziewczynę.
- I równie przypadkowo zaczęłaś iść za nimi, żeby zobaczyć, dokąd pójdą, zgadza się?
Obie ciskaliśmy sobie nawzajem groźne gromy z oczu, ale w końcu jednocześnie westchnęłyśmy głęboko zaprzestając tego, a ja powiedziałam:
- Nie ma co udawać. Faktycznie przypadkiem natknęłam się na Asha, ale jednak, gdy zobaczyłam go na ulicy z tą dziewczyną, to postanowiłam go śledzić.
- Wstyd mi się przyznać, Sereno, ale... Ja zrobiłam dokładnie tak samo - odpowiedziała mi Misty nieco zawstydzonym głosem - Kilka minut temu przypadkiem zobaczyłam Asha i tę dziewczynę, więc poszłam za nimi z ciekawości, gdy nagle wpadłam na ciebie.
- No cóż... Jak będziemy się tak dalej kłócić, to oni sobie pójdą i znikną nam z oczu, a wtedy w życiu ich nie znajdziemy - stwierdziłam rozglądając się za naszym celem.
Na szczęście Ash i tajemnicza dziewczyna wciąż siedzieli na ławce w parku. Najwidoczniej nie słyszeli naszej kłótni. Wszystko wskazywało na to, że byli zbyt zajęci sobą, aby to zrobić.
Spojrzałyśmy więc z Misty na siebie nawzajem i po chwili milczenia zasugerowałam:
- Uważam, że jeżeli obie chcemy śledzić Asha i dowiedzieć się, co on kombinuje, to powinnyśmy zapomnieć o wzajemnych sporach.
- Zgadzam się. W końcu obie mamy teraz wspólnego wroga. Tę podłą dziewczynę - stwierdziła Misty bojowym tonem, zaciskając przy tym dłoń w pięść.
- Owszem, to prawda. Ona jest naszym wspólnym wrogiem. Teraz więc nie ważne jest, co czujesz do mego chłopaka...
- Zapewniam cię, że poza przyjaźnią i troską o niego nic do niego nie czuję - przerwała mi moja rywalka.
- Powiedzmy, że jest tak, jak mówisz - stwierdziłam z ironią w głosie - Teraz to nie ma znaczenia. Obie chcemy się dowiedzieć, kim jest tajemnicza dziewczyna, z którą zadaje się Ash. Jeżeli będziemy ze sobą walczyć, to niczego się nie dowiemy. Ale jeśli połączymy nasze siły...
- To wspólnie odniesiemy sukces! - zawołała Misty bojowym tonem - To ja rozumiem. Zgadzam się!
- Super. A więc chodźmy, bo oni się zbierają i zaraz nam znikną z oczu - stwierdziłam z uśmiechem i podałam rywalce dłoń - Zgoda między nami?
- Zgoda, ale to jest tylko tymczasowe zawieszenie broni - powiedziała Misty i ścisnęła lekko moją dłoń.
- Niech ci będzie. Tymczasowe czy nie, teraz jesteśmy sojuszniczkami we wspólnej walce - odpowiedziałam jej.
C.D.N.
Ach ta zazdrość Sereny, naprawdę widać że jej zależy na Ashu, ale mogłaby się wykazać odrobiną zaufania do swojego ukochanego. Wszak to podstawa każdego dobrego związku. :)
OdpowiedzUsuńJednak ta późniejsza akcja z czarnowłosą dziewczyną mnie zaintrygowała... Jestem niezmiernie ciekawa kim też ona jest, ale tego się dowiem pewnie w kolejnych odcinkach. :)
Ogólna ocena: 10/10. :)