Przygoda CXXX
Tytani, do akcji! cz. III
Gdy Robin zniknął między ulicami miasta, ścigając Paula lub osobę bardzo do niego podobnego, przyjaciele byli tak tym zdumieni, że przez chwilę w ogóle nie mieli pojęcia, co mogliby o tym myśleć. Większość z nich nie zdołała przyjrzeć się zbyt dobrze twarzy osoby, którą zaczął ścigać ich lider. Jedynie Gwiazdka stała w szoku w miejscu, uważnie układając sobie w głowie to, co przed chwilą ujrzała. A co mianowicie ujrzała? Człowieka, którego miała już nadzieję nigdy nie widzieć. Tego łajdaka Paula. Nie było najmniejszych wątpliwości, że to było on. Żadne z Młodych Tytanów nigdy go nie miało okazji zobaczyć, ale ona widziała go i to wiele razy. Zbyt wiele razy, jeśli by ktoś zapytał ją o zdanie. I dlatego mogła bez trudu rozpoznać tego drania. Nie mogła pomylić go z nikim innym. To był on! Ale jakim cudem się tutaj zjawił? Przecież został pokonany przez Robina i zmuszony do tego, aby zostawił ją w spokoju. Czyżby postanowił złamać swoją obietnicę? A może znalazł jakiś sposób na to, aby jednak obejść własne słowo honoru? W końcu nie było to chyba znowu aż takie trudne dla kogoś takiego jak on, wymyślić jakiś podstęp i powrócić tutaj pomimo tego, że dał słowo, iż tego nie zrobi. I co on teraz kombinuje? Czy chciał skrzywdzić Robina? I jak ten biedak sobie z nim poradzi?
W głowie Gwiazdki panował jakiś tumult myśli, a ona sama stała porażona tym, co zobaczyła i nie czuła najmniejszej nawet siły, aby się ruszyć, choć w głębi serca miała ogromną ochotę, aby popędzić za Robinem i pomóc mu w walce z tym draniem Paulem. Zapomniała już, a przynajmniej chwilowo o tym, że jej ukochany zasugerował wyraźnie, że nie jest ona dziewczyną i uraził ją w ten sposób. Nie, w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się jedynie to, aby jakoś mu pomóc. Niestety, szok i strach spowodowany obecnością tego, którego miała już nadzieję nigdy więcej nie zobaczyć, sparaliżował jej ruchy. Reszta drużyny nie rozumiała, co się z nią dzieje. I nic dziwnego, nie znali Paula, nie widzieli go nigdy na oczy i chociaż opowiadała im o nim, to jednak nie widzieli go i nie umieliby go rozpoznać na ulicy. Teraz też tak się stało. Zdziwiło ich zachowanie Robina, ale nie zareagowali na to z niepokojem, gdyż ich liderowi nieraz zdarzały się już podobne sytuacje. Nie przybywali mu wtedy z pomocą, bo wiedzieli, że on woli wtedy być sam i zawsze sobie sam radził. Gdy potrzebował ich pomocy, wołał ich hasło, a oni wkraczali do akcji całą drużyną. Jego zachowanie zatem nie wzbudziło w nich ani grama niepokoju, choć reakcja Gwiazdki na tę sytuację już tak.
- Gwiazdko, wszystko dobrze? - zapytała zaniepokojonym głosem Terra.
- Nie wyglądasz najlepiej - dodała równie przejęta jej stanem Raven.
Cyborg i Bestia także wpatrywali się w przyjaciółce niepewnym wzrokiem, nie wiedząc, co mają o tym wszystkim myśleć i czy powinni się martwić, czy też jednak nie. Gwiazdka uznała, że musi im powiedzieć prawdę. W końcu przecież nie chodziło tutaj jedynie o coś prywatnego, co dotyczy jedynie jej, ale o coś, co dotyczyło także i Robina.
- Ten chłopak, za którym pognał Robin, to był Paul - powiedziała po chwili.
Przyjaciele spojrzeli na siebie nawzajem przerażeni tym, co właśnie usłyszeli i zaczęli jeden po drugim zadawać pytania:
- Paul? Ten Paul z kosmosu?
- Twój niedoszły mąż?
- Ten, z którym Robin się o ciebie pojedynkował?
- I to jeszcze na szpady?
- Tak, to właśnie ona - potwierdziła Gwiazdka.
- Ale zaraz, chwila! Przecież on dał wam słowo, że zostawi was w spokoju! - zauważył Bestia.
- Widocznie postanowił je złamać - stwierdził Cyborg.
- Albo po prostu obejść - zauważyła Gwiazdka - Uwierzcie mi, on potrafi w sposób doskonały odpowiednio interpretować swoje własne słowo. Myślę, że teraz też znalazł sposób na to, aby naruszyć własną obietnicę bez narażania na szwank swojego honoru i wrócił tutaj, żeby wyrównać rachunki.
- Wyrównać rachunki? - jęknęła Terra i zasłoniła sobie dłońmi usta.
Reszta ekipy też była poważnie zaniepokojona.
- Jeżeli tak, to na co my jeszcze czekamy?! Musimy mu pomóc i to szybko! - zawołał Bestia, wymachując przy tym bojowo ręką nad głową.
Wszyscy zgodzili się z nim i popędzili prędko w kierunku, w którym zniknął im przed chwilą z oczu Robin. Okazało się jednak, że nie mogą go nigdzie znaleźć. Choć minęło może ledwie kilka minut od chwili, w której ich lider pobiegł ścigać Paula, to jednak zdążył odbiec na tyle daleko, iż teraz nie byli w stanie nigdzie go wypatrzeć. Nawet bystry wzrok ich Pokemonów, które im towarzyszyły nie był w stanie teraz pomóc.
- No i co? Gdzie mamy go teraz szukać? - zapytała Raven.
Bestia jednak nie zamierzał odpuszczać. Z natury nie lubił się poddawać, a już na pewno nie wtedy, kiedy w grę wchodziło bezpieczeństwo jego bliskich. Tak więc szybko przemienił się w Pidgeota o zielonym upierzeniu, po czym wzniósł się wysoko w niebo, aby wypatrzeć Robina. Miasto było jednak spore, więc szukanie w nim jednego człowieka nie należało do łatwych zadań. Co prawda, człowiekowi temu towarzyszył jego wierny Pikachu, ale kto mógł wiedzieć, ile osób z takim oto właśnie Pokemonem przebywa obecnie na ulicach Jump City? Bestia przekonał się, że kilku takich zauważył, ale szybko ocenił, że żaden z nich nie może być tym, którego szuka, ponieważ Robin z całą pewnością jeszcze biegnie za Paulem i na pewno nie będzie chodził po ulicy spacerowym krokiem. On zatem musi wyłapać kogoś, kto biegnie właśnie tak, jakby kogoś ścigał. Na szczęście, biorąc pod uwagę te proporcje, zdołał w końcu zauważyć Robina. U jego boku biegł Pikachu, a tuż przed nimi pędził jakiś niewiele starszy od nich facet. Bestia nie znał go, ale jego wygląd idealnie pasował do opisu Paula. Zauważył, że koleś ten wbiega nagle po drabince na dach jednego z budynków, a Robin z Pikachu nie odpuszcza i wbiega tam za nim.
- I jak?! Widzisz ich?! - zawołał Cyborg.
- Widzę! Robin gania za jakimś kolesiem po dachach! To chyba ten cały Paul czy jak mu tam! - odpowiedział im Bestia.
- A który to dach?! - zapytała Terra.
- Wskażę wam drogę! - zawołał Bestia i zaczął lecieć w kierunku dachu, na którym właśnie swój pojedynek toczyli Robin i Paul.
Gwiazdka, Cyborg, Raven i Terra ruszyli biegiem za nim. Bestia wciąż będąc pod postacią Pidgeota leciał w kierunku miejsca walki, jednocześnie starając się, aby przyjaciele nie stracili z nim kontaktu wzrokowego. Nagle jednak Bestia ujrzał coś, co go zmroziło. Przerażony stanął w miejscu i jęknął przerażony, choć z jego dzioba (chwilowo bowiem nie miał ust, tylko dziób) wydobył się dźwięk podobny do skrzeczenia ptaka.
- Co się dzieje? - zapytała Raven, stając w miejscu.
Reszta ekipy zrobiła to samo, patrząc z niepokojem na Bestię, który patrzył w szoku na dach budynku, będącego właśnie świadkiem pojedynku obu adwersarzy i powiedział pełnym przerażenia głosem:
- Nie uwierzycie! Paul spadł z dachu na ziemię! Chyba się zabił!
- Jak to, spadł? - zdziwiła się Raven.
- Normalnie. Spadł i już - odparł Bestia.
- Robin go zepchnął? - spytała Terra.
- Nawet tak nie mów! - zawołała oburzona Gwiazdka - Robin nie zabija, a jak już, to tylko wtedy, gdy akurat musi.
- Może teraz musiał? - zasugerowała Terra.
Gwiazdka już miała jej coś odpowiedzieć i to raczej coś niemiłego, gdy nagle Bestia udzielił im wyjaśnień.
- Nie, nie zepchnął go z dachu. Paul sam z niego spadł.
Gwiazdka złapała się za serce i odetchnęła z ulgą.
- Uff! Jak to dobrze!
Bestia jednak nie miał dla niej i dla reszty dobrych wiadomości.
- Zbiera się policja. Obawiam się, że Robin może mieć spore kłopoty.
- Kłopoty? - zdziwiła się Gwiazdka - Ale za co, skoro nic nie zrobił?
- Obawiam się, że nasza kochana policja inaczej będzie na to patrzeć - rzekł, nie kryjąc swojego niezadowolenia Cyborg.
Drużyna, dalej naprowadzana przez Bestię, dobiegła w końcu na miejsce akcji i doznała ogromnego szoku widząc, jak Robin skuty kajdankami jest prowadzony do radiowozu. Członkowie Młodych Tytanów zaniepokojeni i zrozpaczeni patrzyli na to, nie wiedząc, co mają powiedzieć. Widok swojego lidera będącego w takiej sytuacji sparaliżowała ich niemal. Jedynie Gwiazdka odzyskała siły na tyle, aby się zerwać z miejsca i ruszyli biegiem w kierunku radiowozu, do którego to właśnie został wpakowany Robin. Niestety, tłum reporterów był zbyt wielki, aby mogła się przez niego przedrzeć. Mogła jedynie patrzeć z rozpaczą w oczach, jak Robin jest zabierany na komisariat. Ich wzrok przez chwilę spotkał się ze sobą, a Gwiazdka wówczas zobaczyła w oczach ukochanego rozpacz i smutek. Nie wiedziała, co ma zrobić i poczuła się nagle niesamowicie bezsilna. Załamana patrzyła, jak radiowóz z Robinem odjeżdża i znika za rogiem, a reporterzy rozchodzą się, wyraźnie jej nie zauważając. Dziewczyna był im za to wdzięczna, bo gdyby zwrócili na nią uwagę i zaczęli zadawać jej pytania, nie miałaby pojęcia, co mogłaby im odpowiedzieć. W tej chwili wszystko, co jej kołatało w głowie, to myśli pełne rozpaczy i cierpienia. Nie dość, że nie wiedziała, czy jej ukochany odwzajemnia jej uczucia, to jeszcze teraz była świadkiem jego aresztowania z powodu jakiego bzdurnego zarzutu. On nie zabił Paula, tego była pewna. Zresztą, gdyby było inaczej, Bestia by im to bez wahania powiedział. Byłby w ogromnym szoku, widząc coś takiego, ale na pewno by powiedział o czymś takim. Nie ukrywałby tego przed nimi. Pewnie nawet by chciał w taki czy inny sposób wytłumaczyć ich przyjaciela i zrozumieć jego oraz jego zachowanie podczas walki z Paulem. Skoro tego nie robił, to najwidoczniej tak było, jak mówił, że Paul sam spadł z dachu. Dlaczego zatem Robina zabrała policja? Przecież to było bez sensu!
Załamana i rozgoryczona Gwiazdka upadła na kolana, patrząc z rozpaczą w kierunku, w którym odjechał radiowóz z Robinem. W kompletnym szoku, niczego wokół siebie nie słysząc, nawet przyjaciół podbiegających do niej i wołających do niej coś, aby ją pocieszyć. Nie zwracała również uwagi na ich zachowanie, na to, że chcą jej pomóc i próbujących podnieść ją z ulicy. Wciąż patrzyła jedynie w ten róg ulicy, w którym widziała jeszcze przed kilkoma minutami radiowóz z Robinem i nic nie mówiła. Nie miała siły, czuła bowiem, że serce jej pęka rozdarte na milion kawałków.
- Gwiazdko, ocknij się! Gwiazdko, wszystko dobrze?! - dotarły do niej tak po chwili pytania jej przyjaciół, połączony z pełnym niepokoju piskiem Fennekina.
Powoli podniosła głowę i spojrzała na Młodych Tytanów, oddychając głęboko i ponuro zarazem.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę. Powiedzcie mi, że to się nie dzieje naprawdę - powtarzała jak w amoku.
- Obawiam się, że to jednak prawda - powiedziała ponuro Raven, spoglądając tajemniczym wzrokiem w kierunku, w którym zniknął radiowóz z Robinem.
Nikt z jej przyjaciół, nawet wierny Piplup nie byli w stanie pojąć, co oznacza to spojrzenie i jaki tabun myśli krąży jej obecnie po głowie. Gdyby jednak mogli to odkryć, prawdopodobnie zadrżeliby ze strachu.
***
- Nie, to się przecież nie dzieje naprawdę! - jęknął Robin, kiedy siedział już na krześle w gabinecie komisarza, który usadowiony naprzeciwko niego, zapalił papierosa i wyciągnął w jego kierunku paczkę.
- Zapal sobie, to ci dobrze zrobi - powiedział policjant.
- Wiesz, że nie palę - odpowiedział Robin.
Komisarz wzruszył ramionami, odłożył paczkę i zaciągnął się dymem.
- Słuchaj, ty naprawdę wierzysz, że zabiłem tego kolesia? - spytał po chwili lider Młodych Tytanów.
- Posłuchaj, to nie ma znaczenia, w co ja wierzę, a w co nie - odparł mu na to komisarz, chuchając w jego kierunku dymem papierosa - Znaczenie ma jedynie to, co mówią dowody. A dowody są takie, że widziało waszą walkę sporo ludzi i to, że on przebity twoją szpadą spadł z dachu. Zatem, co mam niby myśleć, co? Może ty mi powiesz, co?
Robin załamany opuścił głowę w dół, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- Fakt, przyczyniłem się do jego śmierci, ale nie zrzuciłem go z dachu. On sam z niego spadł!
- Co do tego, to świadkowie mają bardzo różne opinie na ten temat.
- Jak zwykle. Setka ludzi patrzy na to samo, ale każde z nich widzi co innego.
- No właśnie. Chyba sam więc rozumiesz, że póki nie ustalimy jednego i tak całkowicie spójnego ze sobą obrazu, to nie mogę cię wypuścić. Muszę zatrzymać cię aż do wyjaśnienia sprawy.
- Muszę iść do aresztu?
- Spokojnie, dam ci osobną celę. Dla twojego własnego dobra. Możesz u nas jeszcze natknąć się na jednego z kolesi, których niedawno wsadziłeś. Lepiej, żebyś się z nimi nie został sam na sam.
- Jakiś ty łaskawy - burknął Robin.
Komisarz pominął jego komentarz milczeniem i podniósł telefon, przez który wezwał natychmiast sierżant Jenny. Ta weszła do gabinetu szefa wraz z kilkoma ludźmi, którym towarzyszyły Pokemony psy.
- Zabierzcie go do aresztu. Tylko dajcie mu osobną celę.
Jenny skinęła głową i podeszła do Robina.
- Wybacz mi. Muszę wykonywać rozkazy.
- Nie mam do was żalu. Choć byłoby mi miło, gdybyście bardziej we mnie wierzyli - odpowiedział ponuro Robin, patrząc to na nią, to na komisarza.
Jenny nic na to nie odparła, zaś komisarz prychnął złośliwie i rzucił:
- Gdybyśmy mieli się opierać na wierze, a nie na poszlakach, to musiałbym tutaj postawić konfesjonał, a to byłby kościół, a nie komisariat.
Policjantka Jenny westchnęła tylko, czując, że jak tak dalej pójdzie, to zrobi się z tego niezła draka i zabrała ze sobą Robina, a za nimi wyszli policjanci i ich Pokemony. Gdy znaleźli się na korytarzu, natknęli się na Pikachu, który doskoczył do Robina i wpadł mu w ramiona, piszcząc ze smutkiem. Robin objął go mocno do siebie i zaczął głaskać stworka po główce. Jenny patrzyła na tę scenę w milczeniu, nie przeszkadzając jej, jednak jej podwładni próbowali wyrwać aresztantowi z rąk jego Pokemona, on jednak zapiszczał groźnie w ich kierunku, a z policzków mu poszły iskierki, co sprawiło, że odskoczyli wszyscy do tyłu, a ich psy zawarczały groźnie.
- Szefowo, ten elektryczny szczur nie zamierza go puścić!
Jenny popatrzyła na nich groźnie i rzekła:
- Robin może zabrać ze sobą Pikachu do aresztu. Niech ma towarzystwo.
- Ale pan komisarz...
- Pan komisarz tego nie zabronił. A skoro coś nie jest zabronione, to jest ono dozwolone. To chyba proste, prawda?
Policjanci nie byli tak do końca przekonani tymi słowami, ale ostatecznie nie chcieli się sprzeczać z elektrycznym gryzoniem i odpuścili sobie. Odprowadzili więc obu do celi i zostawili ich tam.
- Spokojnie, nie zostaniesz tu długo. Niedługo wszystko się wyjaśni i zaraz wrócisz do ganiania za bandytami - powiedziała Jenny, próbując przybrać wesoły ton, choć nie do końca jej to wyszło.
Robin opuścił głowę w dół i nie odpowiedział. Gdy policjantka już odeszła, usiadł na pryczy obok Pikachu i rzucił:
- Nie zostanę tu długo. Podziwiam jej optymizm.
- Pika-pika - zapiszczał smętnie Pikachu.
***
Młodzi Tytani spędzili tę noc niemal bezsennie. Żadne z nich nie umiało w żaden sposób zasnąć, ani skupić się na czymkolwiek innym niż na tym, co spotkało Robina. Każde z nich było tym przejęte tak mocno, że chwilami ich nosiło. Bestia chciał zamienić się w jakieś groźne zwierzę i zaatakować komisariat, aby odbić ich lidera. Reszta drużyny z trudem mu to wyperswadowała, słusznie uznając, że takie coś nie tylko nie pomoże Robinowi, ale jeszcze mu zaszkodzi.
- Zrozum, jeżeli chcemy mu pomóc, to musimy działać zgodnie z prawem, a nie mieszać w jego życiorysie jeszcze bardziej - powiedział Cyborg.
- A to można jeszcze bardziej mu namieszać w życiorysie? - zapytał z kpiną w głosie Bestia, krzyżując ręce na piersi.
- Owszem. Jak zamiast jakiegoś niskiego wyroku dostanie dożywocie - rzekła złośliwym tonem Raven.
- On nie może dostać żadnego wyroku! - zawołała Gwiazdka.
- Oczywiście, że nie dostanie żadnego wyroku, bo jest niewinny - powiedziała Terra, stając za nią i kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Dokładnie i tego się trzymajmy! - zgodził się Cyborg.
- Ale musimy coś zrobić! - krzyknął Bestia, niemal biegając po całym salonie i gestykulując przy tym mocno rękami - Ja muszę coś zrobić! Nie mogę siedzieć z założonymi rękami! To nie w moim stylu!
- To nie jest w stylu nikogo z nas - powiedziała Terra - Ale Cyborg ma rację. Nie możemy wariować. Jeszcze narozrabiamy i narobimy Robinowi problemów.
- On już ma problemy i co? Chcesz mu dołożyć więcej? - spytała Raven.
Bestia spojrzał na nią wściekle, już chcąc jej coś odpowiedzieć, coś bardzo zgryźliwego, jednak ostatecznie westchnął i opuścił głowę w dół.
- Tak, macie rację. Macie wszyscy rację. Ale nie możemy tego tak zostawić.
- I nie zostawimy! - zawołała Gwiazdka, machając bojowo ręką - Jutro rano idziemy do komisarza i będziemy go męczyć tak długo, aż w końcu wypuści on na wolność Robina albo chociaż zostawi nam jakąś wskazówkę, jak mamy mu pomóc i udowodnić jego niewinność!
Cyborg i Raven spojrzeli na siebie wymownie, a ich spojrzenie mówiło, że nie wydaje im się to takie proste, jak ich przyjaciółka to sobie wyobrażała, jednak nie chcieli tego powiedzieć na głos z obawy, że zranią Gwiazdkę. Terra myślała w podobny sposób, ale uśmiechnęła się zadowolona z tego, iż wreszcie wiedzą, co powinni zrobić. Bestia natomiast zaczął skakać z radości, złapał Terrę za ręce i jak wariat wirował z nią po całym pokoju.
- No i to są Młodzi Tytani, których uwielbiam! O tak! Właśnie tak! Takie coś mi się podoba! - wołał radośnie.
Z powodu tej radości, nie umiał zasnąć w nocy. Reszta przyjaciół także jakoś miała problem z zaśnięciem, choć z nieco innych powodów. Jedni martwili się o Robina, inni obawiali się, że nie są w stanie mu pomóc, a inni z kolei bali się tego, co nadejdzie jutro rano.
Gdy ranek nadszedł, Tytani zjedli prędko śniadanie, po czym pognali prędko na komisariat, gdzie poprosili o rozmowę z komisarzem. Ten początkowo nie palił się do tego, aby ich przyjąć, w końcu jednak ustąpił i zaprosił ich do gabinetu. Nie musiał nawet pytać, co ich sprowadza, ponieważ doskonale się tego domyślił.
- Wiem, po co przyszliście - powiedział - I niestety, muszę was rozczarować. Nie możecie się z nim jeszcze zobaczyć. Śledztwo dopiero się toczy, jeszcze nie wszystko tu jest jasne. Dodatkowo, jakby tego było mało, ktoś usunął z kostnicy ciało naszego tragicznie zmarłego.
- O kim mówisz? - zapytała Raven.
- O kolesiu, którego podobno zabił Robin - odpowiedział komisarz - Ktoś był w kostnicy i gwizdnął z niej jego ciało. Nie wiem, po co ani kto to był, ale to nam nie ułatwia śledztwa. Dodatkowo, od razu pojawiły się na temat winowajcy różne podejrzenia. Chyba nie muszę wam mówić, jakie.
Młodzi Tytani spojrzeli na siebie zaniepokojeni, nie wiedząc, co mają myśleć o tym, co usłyszeli, aż w końcu Bestia oburzony zawołał:
- Że co?! Uważasz, że to niby my?!
Komisarz popatrzył na niego z politowaniem i odparł:
- Wyjaśnijmy sobie coś, chłopaczku. Nie uważam, że to wy. Ja tylko mówię wam o tym, że ludzie od razu was o to podejrzewają. Nawet tu, na komisariacie są ludzie, którzy uważają, że powinniście wylądować w jednej celi z Robinem.
- To byłaby jakaś alternatywa - zachichotał Bestia, ale dostał sójkę w bok od Raven.
- Nie wierzę w waszą winę, ale wierzę, że ktoś chce, abym w nią uwierzył - odpowiedział komisarz - Zrozumcie, ktoś chce wam zaszkodzić i to bardzo. Nie wiem, kto to taki, ale wiem, że naprawdę się na was uwziął. Jak dotąd, poza policją i pracownikami prosektorium nikt jeszcze nie wie, że ciało denata zniknęło. Ale to wkrótce przestanie być tajemnicą. Jak sądzicie, co ludzie powiedzą, gdy tylko się dowiedzą o tym wydarzeniu? Od razu posądzą was o to. Pomyślą, że pozbyliście się dowodów rzeczowych przeciwko swojemu liderowi, aby go ratować, bo jeżeli nie będzie dowodów, on będzie wolny.
- Wiesz dobrze, że tacy nie jesteśmy! - zawołał Cyborg.
- Wiem doskonale, ale tu się nie liczy, co ja myślę, tylko co myślą ludzie i co mówią tzw. dowody - wyjaśnił ponuro komisarz - I dlatego, dla własnego dobra, lepiej trzymajcie się od tego wszystkiego z daleka. Przynajmniej na razie. Jeżeli ktoś się dowie, że interesujecie się śledztwem, to tylko sobie pogorszycie sytuację i Robinowi także.
Gwiazdka chciała już zaprotestować, ale Raven ją powstrzymała.
- On ma rację. Waląc głową o mur nie pomożemy Robinowi. A dodatkowo uznają nas za współwinnych. Jego nie ocalimy, a sobie narobimy problemów.
Kosmitka chciała jej coś odpowiedzieć, ale stojący u jej nóg Fennekin smutno zapiszczał i pokręcił przecząco łepkiem. Członkowie drużyny również nie widzieli sensu w dalszym protestowaniu przeciwko decyzji komendanta. To już kompletnie dobiło dziewczynę, która zawołała:
- Przecież musimy coś zrobić!
- Jedyne, co możecie teraz zrobić, to nie mieszać się do tego. Przynajmniej na razie - odpowiedział jej komendant - Będę was informował na bieżąco, czego się dowiedziałem i jak idzie śledztwo. Ale proszę was, nie róbcie nic głupiego.
Gwiazdka spiorunowała go wściekłym wzrokiem i choć wiedziała, że ma on rację, miała wielką ochotę wygarnąć mu i rzucić kilka obelżywych słów. Odpuściła sobie to jednak, doskonale rozumiejąc, że nic to nie da. Załamana wybiegła prędko z komisariatu, a Fennekin pognał za nią. Bestia chciał ją zatrzymać, ale Raven mu zagrodziła drogę, wyciągając w jego kierunku rękę w geście protestu.
- Zostaw ją. Niech się uspokoi - powiedziała.
- Wszyscy musimy się uspokoić - stwierdził Cyborg - Im szybciej to zrobimy, tym lepiej.
Chwilę później czwórka Młodych Tytanów z wiernymi Pokemonami u boku, powoli wyszła z komisariatu, czując przy tym, jak niesamowicie ciążą im głowy od ciężaru smutku i bezsilności, jakie ich dopadły. Chcieli pomóc, a nie umieli nic zrobić. Dobijało ich to i wykańczało. Wiedzieli, że komendant ma rację w tym, co im radzi, ale nie zgadzało się to z ich charakterem. Chcieli walczyć, chcieli pomóc, chcieli coś robić. Cokolwiek, byle tylko coś robić, a nie siedzieć bezczynnie. To poczucie bezczynności ich męczyło i sprawiało, że po raz pierwszy od chwili, gdy założyli swoją drużynę, poczuli się jak banda zwariowanych dzieciaków, która się chciała bawić w ratowanie świata.
Załamani i w milczeniu powrócili oni do swojej siedziby, w której zamierzali odpocząć i przemyśleć dalsze działania. Stawiali powoli kroki, nie spiesząc się, bo i nie mieli po co się spieszyć. Wszystko teraz nie miało dla nich żadnego znaczenia czy jakiekolwiek wartości. Gdyby nawet rozległ się nagle alarm wzywających ich na pomoc miastu, prawdopodobnie by na niego nie zareagowali. Teraz Jump City straciło dla nich znaczenie. Zresztą niby jak mieliby go bronić, gdyby było trzeba? Bez Robina? Bez ich lidera, który zawsze umiał ich prowadzić do zwycięstwa i tak dobrze zawsze wymyślał strategie ich potyczek z przestępcami? Przecież bez niego nie mieli szans na to, aby z kimkolwiek wygrać.
Z takimi myślami, weszli powoli do salonu, gdzie zamierzali usiąść i chociaż trochę pozbyć się tych ponurych myśli, gdy nagle zauważyli w nim coś, czego się w żaden sposób nie spodziewali. Fotel Robina, ustawiony przed komputerem, z którego to wiele razy ich lider obserwował miasto, planował strategie działania i kontaktował się z nimi, gdy oni byli w terenie, a on nie, był przez kogoś zajęty. Ktoś na nim siedział. Młodzi Tytani zdumieli się tym, co ujrzeli, ale ich zdumienie szybko przemieniło się w przerażenie, kiedy tylko zobaczyli, kim jest tajemniczy nieznajomy w fotelu. To był wysoki mężczyzna w czymś jakby zbroi, czarnej, ale z lekkimi dodatkami ze złota. Na twarzy miał metalową maskę zasłaniającą mu całą twarz i mają niewielkie otwory na oczy.
- Witajcie - powiedział ponurym głosem mężczyzna - Cieszę się, że łaskawie już powróciliście. Udał się spacerek?
Cyborg i Bestia jęknęli zaniepokojeni, rozpoznając nieznajomego, którego nie widzieli co prawda nigdy wcześniej na żywo, ale widzieli go na zdjęciach, a poza tym pasował on idealnie do opisu złożonego im przez Robina i Raven. Ale gdyby mieli jeszcze jakieś wątpliwości, to rozwiałyby się one na widok zachowania ich przyjaciółki i stojącego przy jej nogach Piplupa, który zapiszczał niespokojnie na znak, że wyczuwa w nim kogoś groźnego. Raven zaś niemal sparaliżowało na sam widok tego osobnika. Przez chwilę bała się odezwać, aż w końcu wydusiła z siebie tylko jedno słowo.
- Slade.
- Jak miło, że mnie jeszcze pamiętasz - powiedział dowcipnie Slade - Może i nie ukazywałem ci się ostatnio w twoich snach, ale jak widzę, zapadłem ci w twoją uroczą pamięć na tyle mocno, że nie zapomniałaś o tym, jak ja wyglądam.
- Czego od niej chcesz?! - zawołał wściekle Bestia, a jego Mudkip zapiszczał groźnie, przyjmując pozycję bojową.
- I jakim cudem tu wlazłeś, co?! - krzyknął Cyborg - Nasze zabezpieczenia nie da się tak po prostu obejść!
Slade zaśmiał się cynicznie i splatając ze sobą palce obu dłoni, odpowiedział:
- Czego chcę od waszej przyjaciółki? To chyba oczywiste. Chcę, aby wreszcie się dopełniło jej przeznaczenie.
- Przeznaczenie? Jakie przeznaczenie? - zapytał Cyborg.
Slade spojrzał na Raven i zachichotał.
- Nie powiedziała wam, co? W sumie, nie dziwię się. To nie jest coś, czym się można tak po prostu chwalić. Bycie dzieckiem demona, owocem krzywdy, którą to jedna istota wyrządziła drugiej i do tego narodzić się jedynie po to, aby sprawić, że jej ojciec, starożytny demon przejmuje władzę nad światem, chyba nie jest czymś, czym można by się chwalić. Prawda, Raven?
Raven opuściła ponuro głowę w dół, nie odpowiadając nic na to, co właśnie usłyszała, ale też nie protestując temu. Cyborg i Bestia patrzyli na nią w szoku, a Terra załamana obserwowała ją, choć w przeciwieństwie do przyjaciół w ogóle nie wyrażała najmniejszego nawet zdumienia rewelacjami, które właśnie usłyszała.
- Raven, o czym on mówi? - zapytał Cyborg.
- Właśnie! Co on bredzi? - dodał Bestia.
Raven spojrzała na nich smutno i odpowiedziała:
- On nie bredzi. Moim ojcem jest starożytny demon Trygon. Moja matka była kapłanką wierząca w niego i należącą do jego czcicieli. Gdy przywołała go na ten świat, bo mogła to zrobić na krótki czas, ten zmusił ją do bliskości z nim, abym w ten sposób ja się narodziła.
Cyborg i Bestia wraz ze swoimi Pokemonami, wpatrywali się w kompletnym szoku w postać swojej przyjaciółki, nie do końca wiedząc, co powinni teraz zrobić i jak na to zareagować. Wieść o tym wszystkim przeszyła ich niczym pocisk i tak wielki im zadała ból, że nie umieliby tego wyrazić słowami. A więc to Raven przez cały ten czas przed nimi ukrywała. Nie zadawali pytań, dlaczego to zrobiła, bo aż za dobrze zrozumieli, że sami, będąc na jej miejscu, zrobiliby tak samo. Ale to, co odkryli o jej tożsamości ich przeraziło. Zatem przyjaciółka, z którą przeżyli tyle niesamowitych przygód, okazała się być córką demona, wielkiej starożytnej bestii sprzed wielu lat. Czy to dlatego miała niekiedy taką mroczną naturę, której nawet nie starała się ukrywać? Ale przecież to wciąż była ich kochana Raven. Ich dobra i wspaniała Raven, która nienawidziła zła ponad wszystko i walczyła ze złem, kiedy tylko je zobaczyła. Nie mogła zatem być podła, nie mogła także stanowić dla nich żadnego zagrożenia.
- Raven - odezwał się po chwili Cyborg - To nie ma żadnego znaczenia, kim się urodziłaś ani kim byli twoi rodzice. Jesteś naszą przyjaciółką, jesteś moją drogą przybraną siostrą, z którą tworzymy wspaniałą drużynę.
- Właśnie tak! - wtrącił się Bestia - Nie ma znaczenia, kim są twoi rodzice ani jak się urodziłaś. Ważne jest to, kim jesteś.
Chespin i Mudkip poparli ich, piszcząc wesoło, podobnie zrobił Piplup.
- Niestety, mylicie się - odpowiedziała ponuro Raven - W tym wypadku ma to ogromne znaczenie.
- Olbrzymie - zaśmiał się podle Slade - Powiedz im wszystko, Raven. Chyba twoim przyjaciołom należy się nieco szczerości na pożegnanie.
- Na pożegnanie? Jakie pożegnanie? - zdziwił się Bestia.
- A i owszem - odpowiedział złośliwie Slade i popatrzył na Raven - Powiedz im wszystko. No powiedz. Chyba coś się należy twoim tzw. przyjaciołom. Poza tym, z przyjemnością popatrzę sobie na ich cierpienie, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Uwielbiam widok cierpienia dzieciaków o poranku.
Raven spojrzała na niego wściekłym spojrzeniem. Gdyby tylko mogła, bez wahania skoczyłaby draniowi do gardła. Zbyt mocno jednak była przejęta tym, co się stało, aby to zrobić, a poza tym czuła, że i tak niewiele by to dało. Odwróciła się więc do przyjaciół i powiedziała:
- Mój ojciec był wielkim i groźnym demonem, który terroryzował cały świat. Chciał go zamienić w wielką pustynię, którą by mógł rządzić. Kapłani z zakonu Azarath i wspierające ich kapłanki, posiadacze ogromnej wiedzy o demonach nie z tego świata, zdołali odkryć sposób na to, aby uwięzić Trygona w zaświatach. To było trudne, ale udało się. Trygon został uwięziony. Jednak moja matka należała do czcicielek tego potwora. W wyniku rytuału, który odprawiła, przywołała go na ten świat jeden jedyny raz i to na krótki czas. Wystarczyło to jednak, abym narodziła się ja. A ja narodziłam się po to, aby w odpowiednim momencie zamienić się w wielki portal, przy który Trygon powróci do tego świata.
Cyborg i Bestia patrzyli na przyjaciółkę w szoku, a ona skinęła ponuro głową i powiedziała ponuro:
- Tak, dobrze słyszeliście. Urodziłam się jedynie po to, aby zamienić się w wielki portal, przez który przejdzie Trygon, żeby opanować ten świat.
- Dokładnie tak - potwierdził Slade, bawiąc się wesoło swoimi palcami - I po to właśnie ja powróciłem z zaświatów. Po tym, jak zginął w walce z Batmanem i Robinem, zostałem jak wszyscy zmarli uwięziony w zaświatach bez możliwości, aby tu powrócić i się zemścić. Ale Trygon dał mi tę szansę. Pozwoli mi rządzić tą częścią świata, którą sobie wybiorę i da mi tylu ludzi pod moje rozkazy, ilu tylko zechcę. I oczywiście będę żył wiecznie. Chyba sami rozumiecie, że to cena warta wierności, czyż nie?
- Na twoim miejscu nie miałabym zaufania do Trygona - powiedziała Raven - Mój ojciec to potwór, nikczemna i fałszywa kreatura. Oszuka cię, gdy tylko będzie miał ku temu okazję. Jeżeli mu ufasz, to jesteś bardzo głupi.
- Nie ja jestem głupi, tylko ty i twoi przyjaciele - odparł na to Slade, a jego głos przybrał jeszcze bardziej kpiący ton - Ufacie tym osobom, którym nigdy nie powinniście byli zaufać. Zapytaliście mnie przed chwilą, jakim cudem wszedłem do waszej siedziby pomimo zabezpieczeń, jakie zostawiliście. No cóż... Każde na świecie zabezpieczenie da się obejść. Zwłaszcza, gdy ma się kogoś, kto wyłączy je w odpowiednim momencie. Mam rację, Terro?
Cyborg, Bestia i Raven spojrzeli zdumieni na swoją blond przyjaciółkę, która schowała ręce za plecami i opuściła lekko głowę w dół.
- Wybaczcie mi. Nie miałam wyjścia - powiedziała Terra.
- Nie miałaś wyjścia? - zapytał zdumiony i oburzony zarazem Bestia - On jest naszym wrogiem i dąży do zniszczenia nas wszystkich, a ty mi wciskasz kit, że nie miałaś wyjścia?
- Jak mogłaś? - spytał załamanym głosem Cyborg.
- Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi - dodała Raven.
- Bo nimi jesteśmy. Ale wy nie rozumiecie - odpowiedziała Terra.
- Czego nie rozumiemy? - warknął Bestia i wykonał krok w jej stronę.
Dedenne stanął mu na drodze i zapiszczał, a z policzków poleciały mu iskry, co dało chłopakowi do zrozumienia, że lepiej, aby się uspokoił.
- Slade, kiedy został przywrócony do życia przez Trygona, zaopiekował się mną. Dał mi wsparcie i pomoc w trudnych chwilach. Wszyscy się mnie bali, gdyż miałam moce, których inni nie zrozumieli. Uważali mnie za dziwadło, obawiali się mnie, bo nie umiałam kontrolować swoich mocy. Chcieli mnie zabić. Slade mnie ocalił i sprawił, że opanowałam swoje moce. Stałam się silna i skuteczna w swoich działaniach. Nie musiałam się już nikogo bać. Nie musiałam się obawiać o swoje życie. Dlatego właśnie zaczęłam dla niego pracować. Stał mi się on ojcem. Ojcem, którego nigdy nie miałam.
- Więc dlaczego wstąpiłaś do naszej drużyny? - zapytał Bestia.
- Wysłałem ją do was, żeby wam pomogła pokonać Pana Moli - odpowiedział mu Slade - Chciałem, żeby zdobyła wasze zaufanie. Wiedziałem, że nie zaufacie jej tak po prostu, więc musiała zrobić wszystko, abyście wiedzieli, iż możecie na niej polegać. I udało jej się to. Udało się jej, a mnie udało się w ten sposób ułatwić mi schwytanie Raven.
- A po co chciałeś, żeby ona do nas dołączyła? - zdziwił się Cyborg - Skoro chciałeś mieć od początku tylko Raven, po co ci te wszystkie sztuczki? Mogłeś ją porwać przy każdej okazji, kiedy ona walczyła u naszego boku z przestępcami.
Slade zachichotał i zaczął jeszcze mocniej bawić się palcami.
- To prawda, mogłem to zrobić. Jednak oprócz planów Trygona, mam swoje własne plany i musiałem je zrealizować. Sam bym tego nie zrobił, ale z moją małą wtyczką w waszych szeregach już zdołałem tego dokonać.
- Jakie to plany? - zapytał Cyborg.
Nagle Raven się zaczęła czegoś domyślać. Jęknęła przerażona i zawołała:
- Boże! Robin!
Cyborg i Bestia spojrzeli na nią zdumieni, nie do końca jeszcze rozumiejąc, o co chodzi ich przyjaciółce. Ta jednak nie kazała im czekać na wyjaśnienia.
- Nie rozumiecie? To, co spotkało Robina, to aresztowanie i wszystko inne, to sprawka tego łajdaka!
To mówiąc, wskazała palcem na Slade’a, który zaśmiał się najpodlej, jak to tylko było możliwe.
- Wreszcie się tego domyśliłaś! Brawo, moja słodka! Naprawdę podziwiam twoją inteligencję. Nie inaczej, to wszystko moja sprawka.
Po tych słowach, wstał z krzesła i dodał:
- A myślałaś, że powracając do życia, aby wykonać misję od twojego ojca, to nie zechcę przy okazji wyrównać własnych rachunków? O nie! To przez waszego przyjaciela i jego mentora zginąłem i na długi czas skończyłem w zaświatach. Co? Myślicie, że tam jest tak przyjemnie? Może i jest, ale nie dla takich jak ja. Bo dla takich jak ja, czeka tam tylko cierpienie i ból. Sądziliście, że tak po prostu wybaczę to Robinowi? O nie! Wybaczenie jest dla słabeuszy! A zemsta dla odważnych, bo tylko odważni mają odwagę, aby wyrównać swoje rachunki.
Cyborg, Bestia i Raven patrzyli wściekli na Slade’a, ale potem ich wzrok się skierował ku postaci Terry, która wpatrywała się w nich wzrokiem pełnym dzikiej rozpaczy i ogromnego poczucia winy.
- I ty brałaś w tym wszystkim udział? Pomagałaś mu zrealizować ten cel? - spytał oburzony Bestia.
- Nie chciałam tego - odpowiedziała Terra, a z jej oczu pociekły łzy - Ale on był moim ojcem. Ocalił mnie i przygarnął, kiedy nikt mnie nie chciał. Nie mogłam inaczej postąpić. Slade stworzył kopię księcia Paula, a potem ja naprowadziłam go na Robina, wezwałam policję i reporterów, aby byli obecni na miejscu walki, aby byli świadkowie zbrodni.
- Jak mogłaś?! - wrzasnął na nią Bestia, a z oczu ciekły mu łzy, które już łykał ze złości, tak było ich wiele - Jak ty mogłaś?! Robin jest naszym przyjacielem i nigdy nie był wobec ciebie zły! A ty go zdradziłaś! I to dla kogo?! Dla naszego wroga?! Dla człowieka, który jest czystym złem?!
- On ma rację - powiedziała spokojnym, ale ponurym głosem Raven - On nie jest człowiekiem, któremu można zaufać. To zło w najczystszej postaci. Podobnie jak Trygon. Obaj są podli i niegodziwi. Nie można im ufać. Zdrada i krzywda, to jedyne, czym się kierują. Zobaczysz, nie jesteś dla niego nikim więcej niż tylko narzędziem w ręku. Zdradzi cię, gdy tylko przestaniesz mu być potrzebna.
Następnie spojrzała na Slade’a i dodała:
- Ty także nie powinieneś być pewny swego jutra. Jesteś taki pewny siebie, bo służysz mojemu ojcu? Nie znasz go tak dobrze, jak ja. Nie wiesz, do czego on jest zdolny. I co on potrafi. Nikogo nie kocha, nikogo nie szanuje, nikogo nie ceni. I nigdy nie dotrzymuje danego słowa. Zmusiłeś Terrę do tego, aby nas zdradziła, ale nie ciesz się swoim triumfem. Trygon ciebie też zdradzi, gdy tylko przestaniesz mu być potrzebny. Dostanie tego, czego chce i cię zdradzi.
- Milcz, głupia - warknął Slade, a ton jego głosu wskazywał na to, że słowa Raven bardzo mocno go ubodły - On mnie sprowadził z zaświatów. Dzięki niemu ponownie mogę poczuć, że żyję. Skoro dał mi to, to dlaczego miałby nie dać mi tego, co mi obiecał? Ale nic ci do tego, głupia dziewczyno. Swoje rachunki już wyrównałem. Terra wrobiła Robina w morderstwo, a wychodząc dzisiaj z wami na policję, wyłączyła zabezpieczenia tej waszej zakichanej wieży, żebym mógł tutaj wejść. Wykonałaś swoje zadanie, dziewczyno. Jestem z ciebie bardzo dumny.
Terra załamana roniła raz po raz łzy, a te spływały jej potokiem po policzkach tak mocno, że gdyby było ich więcej, byłyby w stanie stworzyć morze łez. Biedna dziewczyna padła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Widok jej cierpienia był aż tak bolesny, że Raven wzruszyła się, Cyborg złagodniał, a i Bestia poczuł, że jest mu bardzo żal dziewczyny, która początkowo wzbudziła w nim niechęć i wstręt tym, co zrobiła, jednak teraz umiała wywołać u niego jedynie współczucie. Cała ich nienawiść z kolei skupiła się na sprawcy tego wszystkiego. Sprawca ten zaś stał dalej i patrzył na nich w milczeniu. W końcu jednak odezwał się ponownie.
- Ale dość już tego gadania. Swoje rachunki już wyrównałem. Robin pozna, co to znaczy cierpieć i być traktowanym jak śmieć. Ale pocieszcie się tym, że jego cierpienie będzie w porównaniu z moim o wiele krótsze i dużo bardziej łagodne. Bo już niedługo Trygon przejmie władzę nad światem i podporządkuje go sobie. Świat stanie się wielką pustynią, na której ludzie, aby żyć, będą musieli słuchać się jego, a z nim i mnie. Nie będzie więc czasu na to, aby prowadzić sądy, śledztwa i procesy. Będzie tylko wola Trygona. I wola moja, jego wiernego sługi. A zatem, pora na ciebie, Raven. Pora na to, abyś wypełniła swoje przeznaczenie.
Raven patrzyła na mężczyznę z nienawiścią w oczach, ale wiedziała, że nie może walczyć z tym, co zostało jej przeznaczone jeszcze przed jej narodzinami. Z tego powodu wykonała już jeden krok w kierunku Slade’a, kiedy nagle Cyborg i Bestia wraz ze swoimi Pokemonami stanęli przed nią, a z nimi także i Piplup. Oni wszyscy przybrali bojowe pozy i zagrodzili Slade’owi drogę do przyjaciółki.
- Jeśli chcesz ją stąd zabrać, musisz najpierw nas pokonać! - zawołał Cyborg.
Slade zaśmiał się ironicznie i odparł:
- Skoro tak chcecie.
To mówiąc, machnął ręką na prawo i nagle jakaś wielka moc, jakaś ogromna i niewidzialna zarazem siła rzuciła ich na prawo niczym szmacianymi lalkami. Szok spowodowany tym, co się stało był tak wielki, że Młodzi Tytani nie byli w stanie początkowo nic zrobić. Jakim cudem Slade to zdołał zrobić? Przecież był zwykłym śmiertelnikiem. Nie mógł mieć takich mocy. To było niemożliwe. Jednak szok ich nie trwał dłużej niż to było konieczne. Ocknąwszy się z niego, powstali i na lekko chwiejących się nogach, stanęli do dalszej walki.
Widząc to, Slade zaczął się śmiać.
- To po prostu zabawne. Dalej chcecie ze mną walczyć? Widzieliście, co ja potrafię, a mimo to jeszcze chcecie się ze mną bić? Jesteście żałośni.
Po tych słowach, machnął on ponownie rękami. Cyborg poleciał wówczas do tyłu na ścianę, a Bestia pofrunął ku sufitowi czując, jak jakaś niewidzialna siłą go ścisnęła za gardło. Chespin, Piplup i Mudkip zostali zaś przygnieceni do podłogi.
- Żałośni głupcy! Naprawdę sądziliście, że możecie mnie pokonać?! - spytał z kpiną w głosie Slade.
Nagle jednak coś go uderzyło w pierś. To był cios pioruna wymierzony przez Dedenne. Cyborg i Bestia opadli na podłogę, a moce, które w nich uderzyły nagle jakby zanikły. Dodatkowo Terra ze łzami i wściekłością w oczach, wyczarowała wielki promień ze swoich dłoni i cisnęła nim w Slade’a. Ten jednak sparował ten atak i odrzucił go na sufit. Promień walnął w niego i oderwał od niego sporą część tynku.
- A więc to tak? - spytał wściekle Slade - Ty też występujesz przeciwko mnie?Ty, moja córka, moja wychowanica? Ośmielasz się stanąć przeciwko swemu panu i władcy, opiekunowi, który dał ci możliwość godnego życia?
- Zostaw moich przyjaciół! - wysyczała wściekle Terra.
- Chcesz ich bronić po tym, jak sama ich zdradziłaś? - zakpił sobie Slade - I co niby chcesz w ten sposób osiągnąć? Myślisz, że zostaniesz przyjęta do drużyny ponownie po tym wszystkim? A gdyby nawet, to niby co? Powstrzymasz to, co się stać musi? Powstrzymasz przeznaczenie?
- Obiecałeś, że Robin trafi do więzienia, ale wyjdzie z niego. Obiecałeś mi, że nie skrzywdzisz reszty drużyny. Obiecałeś mi, że ich nie zabijesz!
- Nie chciałem ich zabijać, ale oni stoją mi na drodze, głupia dziewczyno. To musi się stać. Kto stoi mi na drodze, ten musi zginąć. Takie są prawa tego świata. Kto ich nie przestrzega, ten będzie ofiarą. A ja nie zamierzam być ofiarą. A ty co? Chcesz być ofiarą?!
- Dałeś mi słowo, że oszczędzisz ich! Że wyrównasz rachunki i nic więcej im nie zrobisz!
- Oni sami są sobie winni. Po co mi przeszkadzają?! To, co się stać musi, tego nikt nie zatrzyma. Więc ci, co próbują stać na drodze przeznaczeniu, muszą za to zapłacić. Muszą umrzeć.
- Więc i mnie zabij, bo nie pozwolę na to, żebyś bezkarnie ich zabił na moich oczach! - zawołała Terra i cisnęła w Slade’a kolejnym promieniem.
Ten jednak złapał go w dłoń bez żadnych trudności, zachichotał i rzekł:
- Jak chcesz. Umrzesz razem z nimi.
To mówiąc, machnął ręką, a Terra poczuła, jak jakaś moc porwała ją dziko w górę i ścisnęła ją dziko za gardło, podobnie jak wcześniej Bestię, który na wpół już przytomny patrzył na to, co się dzieje.
- Terra! - jęknął, wyciągając rękę w jej stronę, nie mając jednak siły na to, aby się ruszyć i pomóc dziewczynie.
- Wystarczy! - krzyknęła Raven, stając przed Sladem w bojowej pozie - Puść ją! Zostaw moich przyjaciół! Zostaw ich wszystkich! Pójdę z tobą dobrowolnie i nie będę próbowała uciekać. Ale zostaw ich w spokoju!
- Zostawić ich? - spytał złośliwie Slade - Wszystkich? Nawet tę zdrajczynię, która wrobiła Robina w morderstwo? Ją też mam zostawić w spokoju?
- Powiedziałam ci, wszystkich moich przyjaciół zostaw w spokoju! - rzuciła Raven - Bo jeśli tego nie zrobisz, to przysięgam ci, że zrobię wszystko, nim odejdę z tego świata, abyś spalił się żywcem i umierał w bólach i męczarniach!
- Nie zdołasz tego zrobić.
- Jesteś tego pewna? Uważaj, Slade! Nie lekceważ moich mocy, bo nawet nie wiesz, do czego zdolna jest córka Trygona! Wypełnię swoje przeznaczenie, ale od ciebie zależy, czy zdołasz na tym skorzystać, czy też nie.
Slade popatrzył na nią, a oczy widziane przez otwory maski wyraźnie straciły w jednej chwili całą swoją pewność siebie. A jeżeli ta smarkula mówi prawdę i jest w stanie to zrobić? W końcu to córka Trygona. Może lepiej nie ryzykować? Z tego więc powodu zaczął powoli opuszczać ręce, ale zapytał:
- Ale naprawdę wszystkich mam zostawić w spokoju? Nawet tę zdrajczynię? Przecież ona was zdradziła. Przez nią Robin ma kłopoty. Przez nią cierpicie. I co? I tak po prostu chcesz ją teraz ocalić?
- Powiedziałam: „WSZYSTKICH”.
Slade opuścił więc dłonie, a Terra spadła na podłogę i wylądowała niedaleko Bestii, który powoli powstał i podszedł do niej, chwytając ją w ramiona. Dobiegł do niego Dedenne, także niespokojny o los swojej trenerki.
- Niech więc tak będzie. A zatem idziemy, Raven.
Raven załamana spojrzała na swoich przyjaciół, nie mających już siły, aby dalej walczyć, pożegnała ich smutnym spojrzeniem i wyszła razem ze Sladem.
***
Robin siedział w celi, nieświadomy tego, co się stało w bazie jego drużyny, a za jego towarzysza miał wiernego Pikachu, który co prawda często umiał go jakoś rozbawić lub poprawić mu humor, lecz nie tym razem. Tym razem był on równie smutny, co jego trener. Obaj mieli równie wisielcze humory i bynajmniej żaden z nich nie zamierzał na siłę tego zmieniać. Siedzieli jedynie w milczeniu, wpatrując się ponuro w ścianę, a każdy z nich był pogrążony w świecie własnych myśli.
Nagle ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi od celi. Robin i Pikachu od razu oderwali się od swojego marazmu i spojrzeli w kierunku, z którego dobiegł ich ten dźwięk. Zauważyli wtedy komisarza, który wszedł do środka. Na jego twarzy malował się smutek i przygnębienie.
- Czego chcesz? - zapytał ponuro Robin.
- Dostałem rozkazy od swoich przełożonych - odpowiedział komisarz - Nie możesz tu przebywać. Na czas zbadania całej sprawy, masz trafić do więzienia.
Widać było, że słowa te z trudem wydostają mu się z ust. Załamany opuścił w dół głowę i powiedział:
- Przykro mi. Nie mogłem nic zrobić.
Chwilę później, do celi weszło kilku policjantów. Podeszli oni do Robina, po czym wyjęli kajdanki, aby je założyć Tytanowi. Pikachu zapiszczał groźnie, zaś z jego policzków pociekły iskierki. Futerko na grzbiecie zjeżyło mu się jak zawsze, gdy się szykował do walki.
- Odpuść, Pikachu - powiedział Robin smutnym tonem - Oni tylko wykonują swoje obowiązki.
Pokemon niechętnie odpuścił, ale widać było, że gdyby tylko jego trener dał mu inne polecenie, to bez trudu by wszystkich policjantów powalił na ziemię. Tak jednak musiał obserwować biernie, jak Robin zostaje zakuty w kajdanki, a zaraz potem wyprowadzony z celi na zewnątrz, po czym zapakowany do wielkiej karetki więziennej, takiej samej, w jakiej niejeden raz wywożony bandytów zatrzymanych przez Młodych Tytanów. Świadomość tego była dla Robina upokarzająca, ale nic nie mógł zrobić. Nie miał ochoty uciekać. Wiedział doskonale, że nic mu to nie da, a jedynie pogorszy sytuację. Poza tym, dokąd miał uciekać? I po co? Żeby go jego dawni znajomi z policji ścigali jak zwierzę? Jak pospolitego przestępcę? Nie, to nie miało najmniejszego sensu.
Jedyną pociechą dla niego było to, że był z nim wierny Pikachu. Wierzył też w to, że policja szybko wyjaśni sprawę, a on zostanie uwolniony i uniewinniony. Tylko, czy to naprawdę stanie się szybko? A jeśli sprawa się przeciągnie? To nie było przecież takie niemożliwe. A wtedy on sobie trochę posiedzi, zanim wszystko się wreszcie wyjaśni.
Z takimi myślami jechał karetkę więzienną w towarzystwie Pikachu i dwóch policjantów, siedzących naprzeciwko niego, aby go pilnować. Nie wiedział, jak już długo jadą, choć podejrzewał, że trochę czasu minęło od chwili, gdy odjechali spod komisariatu.
Nagle dziki huk wstrząsnął drogą, którą jechali. To jakaś nieznana siła, która wystrzeliła z nieba, walnęła z impetem w szosę, robiąc w niej wielką dziurę, a w tę dziurę wjechała karetka. Kierowca nie zdążył skręcić, wpadł prosto w jej środek i pojazd przez to przewrócił się na bok. W środku pojazdu więzień i pasażerowie się przewrócili na jedną ze ścian, która teraz robiła za podłogę. Robin uderzył się tak niefortunnie w głowę, że stracił przytomność. Strażnicy mieli więcej szczęścia, bo nie stracili przytomności, a nawet zdołali otworzyć drzwiczki karetki, aby z niej wyskoczyć i zobaczyć, co się stało. Jednak w tej samej chwili jakieś promienie na nich spadły i ogłuszyły. Na ziemi wówczas wylądowała Gwiazdka. Była jakaś inna niż zwykle. Oczy miała zielone tak mocno, że nie było widać jej gałek ocznych. To był ewidentny znak, iż jest strasznie zirytowana, jak nigdy dotąd. Czuła, że chociaż reszta członków drużyny stoi z boku i rozkłada bezradnie ręce, ona tego nie może zrobić. Postanowiła uwolnić Robina, a gdy zobaczyła, że ten ma być wywieziony do więzienia, nie wahała się ani przez chwilę. Zaatakowała i kiedy już się upewniła w tym, że strażnicy są nieprzytomni, wskoczyła do karetki więziennej i wyciągnęła z niej nieprzytomnego Robina. Chwyciła go mocno w ramiona i wybiegła z nim na zewnątrz. Za nimi wyskoczył na drogę Pikachu. Gwiazdka chwyciła go jedną ręką, a drugą ukochanego i odleciała z nimi daleko.
Jakieś pół godziny później na miejscu tego zdarzenia zjawił się komisarz z kilkoma ludźmi. Przesłuchał strażników, którzy odzyskali już przytomność, a także świadków tego zdarzenia. Z ich opisu łatwo wywnioskował, kto tego wszystkiego dokonał. Załamany pokręcił głową, spojrzał w niebo i powiedział:
- Oj, Gwiazdko. A prosiłem, bez żadnych głupot. I co? Nie posłuchałaś i teraz wszyscy będziecie mieli kłopoty. I po co wam to było?
Biedny ten człowiek nie wiedział jeszcze, że prawdziwe kłopoty dopiero mają nadejść i Młodzi Tytani będą jedynymi osobami, którzy mogą je powstrzymać.
C.D.N.
















